To ja odwrócę teraz trochę sytuację i zapytam dzieci wychowywane przez macochy i ojczymów:
Czy zawsze odnosiłyście się z szacunkiem do macochy, nawet jeśli wymagała czegoś nie po Waszej myśli?
Czy respektowałyście jej zdanie, gdy egzekwowała zasady panujące w Waszym domu?
Czy kiedykolwiek pytałyście się jej, jak ona się czuje w danej sytuacji i jakie ma przemyślenia w danym temacie?
Czy nie miałyście problemu, gdy tata wychodził na randkę z nową żona, zostawiając Was samych w domu?
Czy nie okazywaliście niezadowolenia, gdy tata jechał z nową żoną na wakacje zagranicę a Wyście jechali na wieś do babci?
Czy nie denerwowało Was, gdy tata chciał się czasem przytulić tylko do nowej żony, bez Waszego udziału?
Czy nie rzucałyście się z zazdrością na szyję tacie, gdy tylko zbliżał się do macochy?
Czy respektowaliście czas, gdy jesteście u mamy i może tata jest w intymenj sytuacji z nową żoną i nie wypada wpadać do domu bez telefonu?
Czy grzecznie szłyście do swojego pokoju, gdy tata chciał porozmawiać ze swoją żoną o czymś, czego dzieci nie powinny słyszeć?
Czy nie robiłyście scen zazdrości, gdy nowa żona dostała prezent od taty bez okazji?
Czy nie robiłyście scen, że tata cos kupuje nowej żonie, więc Wam też musi w ramach rekomensaty?
Czy nigdy nie dawałyście odczuć macosze, że jest obcą osobą, która burzy Wasz świat?
Czy nigdy nie dawałyście odczuć macosze, że jest gorsza od mamy?
Czy oczekiwałyście od taty opieki nad sobą 24/h z oburzeniem reagując na to, że chce też mieć czas dla nowej żony, bez Was?
Czy nigdy nie powiedziałyście, że chcecie aby mama była z tatą, tak, że macocha to słyszała?
Czy Wasi dziadkowie i babcie nigdy nie okazywali niechęci wzgledem macochy przy Was?
Czy kiedykolwiek dałyście odczuć macosze, że jej słowa, nakazy i zakazy nie są ważne, bo nie ma prawa Was wychowywać?
Czy nie robiłyście scen, gdy tata i macocha chcieli oglądnąc film nie dla dzieci i kazali Wam iść do swojego pokoju?
Czy nie pomyślałyście, że zwracając się do macochy per pani możecie sprawiać jej przykrość?
Czy kiedykolwiek zapytałyście, czy czymkolwiek sprawiacie jej przykrość i co ją boli w Waszym zachowaniu pod jednym dachem?
Więszkośc “scen” zdarza się w każdym domu, pełnym i rozbitym. Ale gdy dziecko powyższe zachowania okazuje matce czy ojcu, to zostaje szybko sprowadzone do parteru i żaden rodzic nie musi się tłumaczyć ze swoich działań. Tymczasem macochy sa osobami obcymi, które swoją pozycję w rodzinie muszą budować, nie mają jej z automatu jak matka i ojciec, muszą godzić się na wiele sytuacji, których nigdy nie spotkają rodziców z pełnych rodzin. Ich każde działanie dopasowane jest do tego, co czuje dziecko z rozbitej rodziny, co nie ma miejsca w rodzinie pełnej. Tam nikt nie myśli jak się poczuje dziecko, gdy tata chce iść do kina z mamą. Podczas gdy wyjście taty z macochą do tego samego kina urasta do rangi kolejnego opuszczenia dziecka, które i tak juz cierpi po rozwodzie. Matka mówiąca "jeśli natychmiast nie posprzątasz pokoju, to nie pograsz dziś na komputerze” będzie wzorcem dobrego wychowania i uczenia dzieci. Macocha mówiąca to samo będzie wiedźmą nieakceptującą pasierba/pasierbicy (bo przecież ma ojca i nikt jej nie prosił o pomoc w wychowywaniu). Dziecko odnoszące się do matki agresywnie od razu dostanie karę (lub w dupsko), a agrresja wobec macochy zostanie enigmatycznie wytłumaczona ciężkimi przeżyciami pasierba/pasierbicy z powodu rozwodu. Matka piorąca odzież dzieci to wzór matki polki, macocha dostaje burę, że przecież to nie jest jej obowiązek, tylko ojca. Nie jest łatwo żyć pod takim ostrzałem ze strony wszystkich mniej lub bardziej zaangażowanych osób, mając na uwadze delikatną sytuację, w której się wszyscy znaleźli, w obliczu ostracyzmu społecznego, sprzecznych oczekiwań oraz problemów ze strony ex. Naprawdę nie jest.
Jest milion poradników jak być wspaniałą mamą i żadnego jak być dobra macochą. Szukamy porad na takich forach jak tutaj, chodzimy do psychologów, więc nie kamieniujcie nas proszę, karząc za swoje przeżycia z przeszłości. Nikt, kto nie jest blisko z obcym sobie dzieckiem, NIE MA O TYM POJĘCIA.
Chciałabym, aby osoby, które NIE SĄ macochami nie wypowiadały się jak wyrocznie w tym temacie, bo stoją z drugiej strony - albo jako dzieci związków łączonych albo jako ex żony i zupełnie inaczej widzą problemy, z którymi musimy się na co dzień mierzyć. Łatwo dawać wyroki i opinie o sytuacjach, w których się nigdy nie znalazło. Tak jak ja nie mówię, co pasierbice i pasierbowie powinni robić - bo nie jestem w ich położeniu, wiec nie mam podstaw, aby dawać mądre rady. Tutaj jest wątek macoch szukających pomocy, a nie dzieci "pokrzywdzonych" przez macochy. Taki watek założyła marza - dlaczego tam nie piszecie? Czy łatwiej oceniać innych pod kątem swoich nieprzerobionych emocji z dzieciństwa niż zagłębić się w nie i stawić czoła konkretnym osobom i zdarzeniom, a nie całej "grupie społecznej" zwanej macochami? Dlaczego nie-macochy nie majace pojęcia jak to jest byc macochą, orzekają co kto powinien robić, czego nie powinien? Przecież to jest zupełnie inny punkt widzenia: dziecka lub ex. Z punktu widzenia dziecka, któremu rodzic każe posprzątać pokój decyzja jest niesprawiedliwa, bo przeciez chciało teraz kolorować, z punktu widzenia rodzica jest to wychowanie.
Jest mi naprawdę przykro, że niektóre osoby miały ciężkie dziecinstwo z powodu rozwodu, że cierpiały przez macochy, ojczymów, ale jest jeszcze więcej rodzin, w których dzieci cierpiały przez matki i ojców (DDA, DDD), ale rodzicom się wybacza, macochom nie. Nawet marza ma pretensje do macochy, że ich źle traktowała zamiast do ojca, że na to pozwolił. Tylko czy te dzieci z rozbitych rodzin są zawsze takimi cudownymi dzieciakami-aniołkami, a macochy to te wiedźmy?
Czy naprawdę całą odpowiedzialność za dobre relacje w rodzinie (rozbitej czy nie) ponoszą wyłącznie dorośli?