Być drugą i macochą - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Być drugą i macochą

Strony Poprzednia 1 106 107 108 109 110 128 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 6,956 do 7,020 z 8,269 ]

6,956

Odp: Być drugą i macochą

Dziewczyny, potrzebuję chyba postawienia do pionu za warkocze, przestałam radzić sobie z moimi emocjami, do tej pory było tak kolorowo...
A od początku, jestem z T od 3 lat, on ma córkę lat 9, z jej mamą nie byli małżeństwem, spotykali się przez rok, rozstali i okazało się, że suprise będzie dziecko, próbowali posklejać ale w zgodzie doszli do wniosku, że nic na siłę i rozstali się jak mała miała 3miesiace.
Ja jestem pierwsza "dziewczyna" a właściwie juz narzeczoną, którą młoda poznała, przede mną były koleżanki, których T nie przedstawiał małej, jak twierdzi poświęcał jej cały czas i nie potrzebował związku, spotykał sie z nimi jak nie miał córki.
Od tego czasu Ex miała dwóch partnerów, teraz juz na horyzoncie pojawił się 3, do każdego z nich uczy córkę, żeby mówiła "tato", i tak jak pierwszy był fajnym człowiekiem i powiedział jej ze ma spadać na drzewo bo jej córka ma tatę, który o nią dba i on nie będzie jej mącił w głowie, relacje ich trójki były wtedy dobre (mnie jeszcze nie było w ich życiu), tak drugi wczuł się w rolę ojca znakomicie i zaczęły się wojny w sadzie, sprawa o alimenty nakładała się na sprawę o kontakty i tak w kółko , ja poznałam mojego T podczas drugiego faceta ex, nauczyliśmy się żyć z faktem ze średnio raz w miesiącu trzeba stawić się w sądzie, że żaden kontakt weekendowy czy swiąteczny nie jest normalny, wypracowaliśmy sobie swoje poczucie bezpieczeństwa w tej kalecznej sytuacji.
ok pół roku temu ex poznała nowego faceta, wyprowadziła sie od taty nr2, wiec młoda teraz odwiedza jeszcze poprzedniego partnera bo wiadomo ze tęskni, choć mama tłumaczy jej ze ona z tata nr 2 to właściwie nie byli razem, tylko mieszkali razem bo razem pracowali, a teraz juz nie pracują wiec one sie wyprowadziły, paranoja.
Ja od kiedy sie poznaliśmy miałam bardzo dobry kontakt z córka T, nie chuchałam i dmuchałam, ale polubiłyśmy się, spędzałyśmy we dwie dużo czasu, mała twierdzi, że jestem jej najlepsza przyjaciółką, i mimo, ze uważam ze T jest za mało konsekwentny i jak jest z nami to młoda hulaj dusza piekła nie ma,nie wtrącam się miedzy nich, a ona ze mną dogaduje się na 5+, ja czasami przymykam oko i jak oni walczą bo mała próbuje wymusić coś płaczem i fochami "bo Ty juz mnie tak nie kochasz" ja biorę wino i robię sobie spa w łazience, to on będzie odpowiadał za kilka lat za swoje decyzje wychowawcze.

A teraz kłopot, który mnie tu sprowadza, od jakiegoś czasu, kiedy ex z córka wyprowadziły sie do nowego mieszkania, młoda zaczęła zachowywać sie zupełnie inaczej, w tym czasie zmarł jej tez dziadek(tata ex) i nowy partner mamy ma córkę w tym samym wieku o którą zazdrość młodej jest nie do opisania. Nawarstwiło się tej młodej istocie, kiedy przyjeżdża do nas i my rozmawiamy czasami czy to o pracy, czy to o jakimś temacie nie związanym z nią, od razu twierdzi ze "ma smutki, ale nie wie dlaczego" myśle ze chce zeby nasza uwaga była poświęcona jej w 100%, straciła poczucie bezpieczeństwa i nie bardzo wie jak je odbudować, nie chce spać sama, jest bardzo często nie do zniesienia, piski, krzyki, podnoszenie głosów na tatę, kiedy T mnie przytuli czy cmokanie w czoło, od razu są fochy, to są codzienne sytuacje teksty "czy juz mnie nie kochasz, a kogo kochasz bardziej", choć i tak nadal uważa ze "bardzo mnie kocha i jestem super" to zachowuje się jakby chciała żebym była razem z nimi, ale zeby T mnie nie zauważał i żebyśmy byli zainteresowani 24h na dobę nią.
Ja oczywiście złapałam od razu dystans i uważam na każde słowo, ale meczy mnie juz ta sytuacja, chciałabym życ normalnie.
Ex teraz jest wielka przyjaciółka naszej rodziny, dzwoni, pisze gada o pierdołach, zapomniała ze jeszcze w kwietniu tego roku w sadzie wylewała wiadro pomyj. Mój T chodzi jak na palcach no bo ex przemówiła ludzkim głosem wiec nie można drażnić lwa, a ja bym chciała zeby nasze stanowisko do niej było mniej wiecej stabilne, a nie w zależności z jakim facetem jest albo walczymy na noże, albo spijamy sobie z dziubków, no litości sad
Proponowałam T, żeby skoro tak dobrze sie teraz dogadują z ex, niech pójdą do psychologa z mała bo specjalista zawsze inaczej spojrzy na problemy dziecka niż rodzice którzy bardziej kierują sie uczuciami, ale stwierdził ze nie ma sensu bo ex uwielbia stawiać sie w roli super hiper kobiety i mamy, i nie przyzna sie ze komplikuje życie sobie i dziecku i do niczego to nie zaprowadzi, a sam z młoda nie pójdzie bo jak ex sie dowie to znowu sie zaczną schody.
Ja jeszcze chwilę i odwróce się na pięcie, bo rozumiem ze mała ma ciężki okres, próbuje z nią rozmawiać, tłumaczyć, pocieszać tak jakbym robiła to z moja przyjaciółka, ale ja sama nic nie wskóram, bo widzę ze młoda wstydzi sie mi mowić wszystkiego wiec do końca tez nie wiemy co dzieje sie teraz w domu ex,
A zarówno T jak i mama młodej chyba myślą, ze problem z czasem sam sie rozwiąże, a widać ze to dziecko jest tak zagubione, ze nie wie czy nie straci kolejnej bliskiej osoby ze swojego otoczenia i boi sie tęsknoty za zmarłym dziadkiem czy za tata nr 2, który okazał sie jak twierdzi jej mama kolega z pracy....

Przepraszam za ten elaborat, ale chciałam opisać wszystkie histore, które mogłyby dać Wam obraz tej sytuacji.
Z góry dziękuje jeśli któraś z Was miałaby ochotę i czas pochylić sie nad moimi "klopocikami"

Zobacz podobne tematy :

6,957 Ostatnio edytowany przez Hh999 (2016-08-22 23:12:23)

Odp: Być drugą i macochą

żabka
Twój problem jest rzeczywiście dość pokomplikowany, ale pewnie znajdą się macochy o większym doświadczeniu z dziećmi i może coś zaproponują. Moje pasierbice są w podobnym wieku i jak sięgam pamięcią na początku relacji bardzo chciałam, żeby się ze mną dobrze oswoiły, polubiły, zrozumiały, że nie jestem konkurencją dla nich. Widzę, że Ty postępowałaś delikatnie wobec córki swojego M .... chwalebne smile
przychodzi mi na myśl opowieść zasłyszana od kolegi, który był w związku z rozwiedzioną kobietą z synem około 5 letnim. Ten chłopiec bardzo chciał mieć tatę w domu i przywiązał się do mojego kolegi bardzo (on zamieszkał ze swoją partnerką i jej synem) i bardzo szybko zaczął do niego mówić "tato", pomimo tego że miał częsty kontakt z ojcem biologicznym. Nie wiem z jakiej przyczyny mój kolega nie poznał nikogo z rodziny tej kobiety, a po pewnym czasie też się rozstali. Kilka miesięcy po rozstaniu kolega wpadł na swoją byłą partnerkę, na to dziecko i na matkę partnerki (swoją nigdy nie zapoznaną "teściową") i dziecko przy obu kobietach rzuciło mu się ze szlochem na szyję. Kiedy odczepił się w końcu od niego, babcia go pyta "Mikołaj, ale kto to jest ten pan", na co dziecko "jak to kto, tata!!!". Przyznam, że jak mi opowiedział to zdarzenie, to aż mnie zakuło w sercu jak rozpieprzone życie musiało mieć to małe dziecko....
Myślę, że Twoja pasierbica może mieć podobnie i jest tu główną ofiarą sytuacji, a Ty w pewnym sensie ofiarą "wtórną"....
Mój M nienawidzi swojej eks, co mnie drażni ale chyba wolę tą opcję niż sytuacje, które tu opisują niektóre dziewczyny, kiedy ich faceci są w jakiejś emocjonalnej schizofrenii i lecą na skinienie swoich byłych żon... W Twoim przypadku sądzę, że eks wie, że dała ciała i zrobiła krzywdę dziecku, dlatego teraz jest super i współpracuje.... powiem okrutnie, że myślę że za wszystkim jest głębsza intryga - może dziecko jest "kukułczym jajem" bo jej nowy partner ma córkę, której być może będzie chciał poświęcać czas, Twoja pasierbica źle na nią reaguje, są jakieś scysje, więc może eks będzie chciała "uszczęśliwiać" Twojego partnera i Ciebie częściej towarzystwem zestresowanego i rozbitego emocjonalnie dziecka. O tyle bardziej jej żal, że ma 9 lat i zapewne rozumie więcej niż jej nieodpowiedzialnej matce się wydaje. Psycholog pewnie zasunąłby Pani Matce ostrą krytykę, więc nie sądzę aby pozwoliła na zapowadzenie dziecka do terapeuty/specjalisty....
Na razie tylko tyle... muszę lecieć bo synek się rozbudza... Bardzo życzę Ci na razie siły i mądrości w Twojej sytuacji....

6,958

Odp: Być drugą i macochą

Uważam, że zbyt emocjonalnie podchodzisz do problemów dziewczynki. W perspektywie długo falowej warto się nad nią "pochylić" a żeby potem nie wydawać na psychologów czy adwokatów:-p Tak pół żartem pół serio. Jasne jest, że my baby chcemy zrobić dobrze każdemu dziecku. Tylko to dziecko ma już rodziców, którzy to pełnią nad nią pełnoprawna opiekę, więc mimo usilnych starań nic nie zrobisz. A w przyszłości za kawał dobrze odwalonej roboty nikt Ci nie podziękuje. Lepiej wszystkie zasługi spadną na "matkę roku" czytaj Ex. W takich sytuacjach jak ta, dziecko i tak będzie lgnęło do matki. Poswiecisz jej mnóstwo czasu, a w efekcie i tak podziękuje za to mamie, bo jesteś niestety ciocią.
Co do psychologa, oni musza sami podjąc taką decyzje. To nie twoje dziecko i to nie ty będziesz pracowala potem u pani psycholog, tylko rodzice. ty będziesz z boku, dla swojego dobra nie angażuj się w to, bo moim zdaniem zostaniesz skrzywdzona. A to może spowodować, że znielubisz dziewczynkę:-p Poza tym jak pisałam, to ich córka i to oni muszą ze sobą pracować dla jej dobra  a nie ty. To wymaga dojrzałości obu stron, a często w tych układach jej brakuje. Gdyby Ex była normalna nie znalazłabyś się tutaj. A twoj mąż jest zaszczuty jak większość tych naszych facetów, bo boi się jak jego relacje z Ex wpłyną na jego relacje z dzieckiem. Najlepiej zachować zimną krew, przymuszaniem do rozwiązania problemu swojego męża czy Ex nie zrobisz nic dobrego, tylko pojawi się presja a i tak moim zdaniem nic z tego nie wyniknie w relacji długofalowej. Wiem, że to co pisze wydaje Ci się złe, albo bez serca ale to jedyny sposób na życie w tak trudnych związkach. Niestety nie ma podręcznika, i zasady nie są takie proste jak w "standardowych" związkach. Tutaj jesteśmy uwikłane w cudze emocje, relacje, i jeszcze borykamy się ze swoimi emocjami i problemami. Dlatego potrzeba jest zimna krew:-)
BTW podpisuje się tez pod tym co pisała hhh :-)

6,959

Odp: Być drugą i macochą

Myślę, że nauczyłam się już "nie wtrącać" w wychowanie młodej, w to co dla niej dobre, a co zle, nie strofuję mojego T, ma wolną rękę i czuje się swobodnie bo nie wywieram na nim presji że powinien zrobić tak czy inaczej, w wielu sprawach jestem po prostu obok, to T i jego ex podejmują decyzje dotyczącej dziecka, ja wyznaczam tylko granice kiedy z małą spędzamy czas we dwie, na co może sobie pozwolić i jakie fochy na mnie wrażenia nie robią.
Choć nie ukrywam swojego zdania, kiedy T pyta mnie co myśle, mówię szczerze, ale nie oczekuję, że postąpi tak jakbym postąpiła ja, bo nie mam dzieci wiec brak mi szóstego zmysłu, chce by moje zdanie było dla niego po prostu innym punktem widzenia na który czasami można zwrócić uwagę.
Wszystko byłoby super, gdyby nie to co siedzi mi w głowie, najchętniej naprawiałbym sama cały nasz świat, ale się nie da, wiec wydaje mi się, że postępuje słusznie ale potem i tak rozmyślam, a moze by zrobić tak czy tak wtedy moze by to coś pomogło... ale to juz problem w mojej głowie który muszę przepracować.

Wczoraj młoda pojechała do mamy po 2 tygodniach wakacji u nas, odetchnęłam z ogromna ulga, dopiero dzis schodzą ze mnie te nerwy kiedy gryzlam sie w zeby i brałam trzy głębokie wdechy zeby nie wyjsć siebie.
Zdecydowanie bardziej odnajduje sie w kontaktach co dwa tygodnie na weekend, niż w wakacje - 2 tyg w lipcu i 2 tyg w sierpniu.

Pozdrawiam dziewczyny smile

6,960

Odp: Być drugą i macochą

mam takie momenty jak jest u nas na dłużej, że wystawiłabym za nogi przez balkon głowa w dół i wytrzepala te wszystkie głupie pomysły.
cierpliwość musimy mieć po stokroć większa niż rodzice i wiem też, że sto razy ciężej młoda wybaczyłaby mi jakiś krzywy ruch w jej stronę, nawet jeśli zasłużyłaby żeby na nią fuknąć.

6,961

Odp: Być drugą i macochą

Żabka wiem o czym piszesz bo mam dokładnie tak samo. U mnie jest 9letni pasierb. Mamy dobry kontakt, ale lepiej znoszę czas który spędzamy razem w ciągu roku, to jest raz w tygodniu i co drugi weekend, niz wakacje, święta, czy długie weekendy. Zauważyłam, ze mój max to 3-4 dni pod rząd, tym bardziej ze po tym czasie widzę że młody zaczyna mieć każdy. Pojawia się zazdrość o ojca, próba zawladniecia dosłownie każdą chwilą, do tego stopnia, że nie możemy spokojnie porozmawiać. Dostaje malpiego rozumu. Zachowuje się jak malutkie dziecko, by tylko zwrócić na siebie uwagę. I wtedy od nich uciekam, jadę do rodziców, spotykam się ze znajomymi, generalnie unikam wspólnego spędzania czasu, bo nawet określenie reguł czy powiedzenie wprost że jak my skończymy rozmawiać to może wypowiedzieć się młody nie pomoga. Co chwilę woła że mu się nudzi i co teraz będziemy robić, zanim skończymy jedną czynność a M wymyśla kolejne rozrywki. Nawet mu powiedziałam że jak.mlody pooglądaa tv albo poczyta książkę to nic się nie stanie, ale M uważa że tv oglupia a młody oczywiście nie ma w takich chwilach nigdy pomysłu na to by choć przez chwilę zająć się sobą, więc M coś mu zwykle wymyśla, a ja się wtedy wymiksowuje najczęściej bo uważam inaczej niż M. To jest zazdrość o M, bo w lipcu M sam przyznal że młody zachowuje się inaczej kiedy mnie nie ma, tzn. Potrafi zacząć bawić się plastikowymi nakretkami, tak mu kreatywność szybko wraca. Podobnie jest kiedy ja jestem sama z młodym. Dziecko - Anioł. Kiedy tata pojawia się na horyzoncie zmiana o 180 stopni. Można to zrozumieć bo widzę że młodemu brakuje ojca, że chciałby go mieć więcej, ale  co poradzić, jest jak jest, mają dla siebie tyle czasu ile mają i raczej się to nie zmieni. Choć z drugiej strony kiedy młody jest u matki, nawet mu do głowy nie przyjdzie by zadzwonić do ojca, nawet na urodziny, dzień taty czy w święta.

6,962

Odp: Być drugą i macochą

Dziewczyny jak atmosfera końca wakacji ? smile
Nastawienie przed nowym rokiem szkolnym ? - nas w maju czeka pierwsza komunia młodej... strach się bać.

6,963

Odp: Być drugą i macochą

wakacje z pasierbicami to duże wyzwanie dla mojej cierpliwości - to prawda, że w ciągu roku łatwiej znosić humory dziewczynek, ich bijatyki, jazgoty ... pobędą kilka godzin lub weekend i po ich wyjściu wraca porządek. Czasami czuję się jak świnia, że czekam aż znikną z domu - okropne uczucie, ale myślę, że je znacie... A co z rokiem szkolnym? No cóż ... znowu rzucanie zeszytami, jakieś spektakle/występy na których ojciec będzie musiał być, uzupełnianie artykułów piśmienniczych, kupowanie fizeliny na prace ręczne itd... będę w to zaangażowana a w zamian w nagrodę eks napisze M, że "od kiedy urodził się Jaś jest bardziej surowy dla dziewczynek" lub też, że córki są "dziećmi drugiej kategorii".... smile

6,964

Odp: Być drugą i macochą

Cześć wam. Tak sobie podczytuję, jednocześnie jako "dziecko drugiej kategorii", ale też jako kobieta, która buduje związek (nawet nie wiem czy na tym etapie można to tak nazwać) z mężczyzną, który jest ojcem. Z perspektywy czasu i tego co mi życie zafundowało wiem, że nie podjęłabym się współżycia z facetem, który traktuje swoje dziecko jako "weekendowy dodatek". Nie wyobrażam sobie też tego, by dziecko nie miało prawa wejść do domu swojego ojca (mnie to spotkało). Moim zdaniem więc powinno mieć normalnie klucze, czuć się swobodnie. Nowa kobieta może się nie lubić ze starym dzieckiem z wzajemnością, ale powinni się tolerować właśnie dla tego partnera i dla tego ojca. Ja wiem, że do tego pewnie dochodzą wszystkie eks i buntowanie, ale postawcie się też na moment w miejscu tego dziecka czy tej eks, dla której przecież to jej dziecko jest najważniejsze, dla was też wasze by było najważniejsze, a nie jakaś nowa kobieta waszego byłego, prawda? Budowanie rodziny z takich rozsypanych elementów jest, wydaje mi się, cholernie trudne, ale taka kobieta też wiedziała, że ten mężczyzna ma zobowiązania, że jest ojcem i chyba lepiej gdy się poczuwa nim być, bo to daje też takie poczucie pewności, że jeśli kiedyś wam się nie ułoży, to zawsze pozostanie ojcem dla waszego dziecka, jeśli będziecie mieli wspólne dzieci.

6,965

Odp: Być drugą i macochą

Kolorowa1993
Piszesz, że budujesz związek, wnioskuję więc, że to dopiero początki, a niestety początki jeszcze nie oddają kolorów takiego związku, pełny obraz zyskasz kiedy zamieszkacie razem i będziecie mieć wspólną codzienność.

Zgadzam się oczywiście, że dziecko nie jest winne temu, że jest, i powinnyśmy sobie odpowiedzieć na pytanie czy jesteśmy w stanie żyć w posklejanej rodzinie, jeśli nie to nie ma się co łudzić i podziękować na wstępie, bo w wielu sprawach trzeba będzie zacisnąć zęby i schować zazdrość i dumę do kieszeni. Choć myślę, że w takich związkach duża odpowiedzialność leży po stronie faceta, bo na starcie tylko on wie jakie jest jego dziecko, jaka jest jego eks i skoro decyduje się rozpalać w nas uczucia to powinien wziąć za nie odpowiedzialność.

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie sad
O tym jakie jest dziecko decydują rodzice tylko i wyłącznie, czasami bardziej świadomie, a czasami mniej.
Jeśli po rozwodzie/rozstaniu wszyscy nad dzieckiem skaczą i wmawiają niestworzone historie to potem rośnie roszczeniowy terrorysta. Sytuację można porównać do takiej kiedy dziecko potknie się i zedrze sobie lekko kolano, kiedy dorosły zacznie panikować, bandaż, woda utleniona, nosze i najlepiej to przez tydzień nie wstawaj z łóżka to dziecko pomyśli "o kurczę ale faktycznie to było straszne" i histeria gotowa, a jeśli dorosły zareaguje rozsądnie bez zbędnego jazgotu dziecko wie, że właściwie to nic strasznego się nie stało i poradzi sobie z tym.
Dzieci patrzą na rodziców jak na superbohaterów i kiedy mama lub tata zaczyna być nerwowy, płaczliwy czy wyolbrzymia sytuacje dziecku zapala się czerwona lampka że faktycznie jest naprawdę słabo.

Myślę, że najwiecej problemów powstaje wtedy kiedy eks partnerzy nie potrafią zrozumieć, że to nie jest walka o to czyje będzie na wierzchu tylko o to żeby dziecko było szczęśliwym i dobrym człowiekiem, bo jeśli teraz nastawia się dziecko przeciwko jednemu z rodziców to za jakiś czas role mogą się odwrocić i dziecko da do wiwatu dwa razy bardziej rodzicowi które tą walkę uczuciami rozpoczęło, a wtedy bez wsparcia mamy/taty dziecka, samemu nic się nie zdziała, bo przecież sami uczyliśmy ich takich zachowań.

6,966

Odp: Być drugą i macochą
zabka_ napisał/a:

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie sad

Jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Opisane na forum są sytuacje kiedy mężczyzna wprowadza się do kobiety... nie wynajmuje własnego mieszkania, nie kupują/wynajmują wspólnego.
Wtedy też ma dać klucze i dostęp do mieszkania? Moim zdaniem to ojciec powinien tak sobie zorganizować życie aby mieć gdzie dziecko gościć, a nie nazywać to patologią.

6,967

Odp: Być drugą i macochą

Kolorowa widze ze twoja macocha byla podobna so mojej. Zonie mojego taty tez nie bylo w smak jak przychodzilysmy do nich do domu. Tylko ze moj tata nie zapomnial ze wciaz jestesmy jego dziecmi. Teraz jestes po drugiej stronie. Pewnie dzieci partnera lub byla dadza Wam w kosc, pewnie czasami bedzie brakowalo Ci cierpliwosci, ale pamietaj co przezylas. Traktuj te dzieci tak jaj bys chciala sama byc traktowana przez macoche. Nie dawno okazalo sie ze zona taty jest chora,  gdy sie o tym dowiedzialam po prostu po ludzku zrobilo mi sie jej zal. Ze wzgledu na tate brata i siostre mam nadzieje ze z tego wyjdzie. Duzo szczescia Ci zycze Kolorowa i Twojej rodzinie.

6,968

Odp: Być drugą i macochą
Tendre77 napisał/a:
zabka_ napisał/a:

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie sad

Jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Opisane na forum są sytuacje kiedy mężczyzna wprowadza się do kobiety... nie wynajmuje własnego mieszkania, nie kupują/wynajmują wspólnego.
Wtedy też ma dać klucze i dostęp do mieszkania? Moim zdaniem to ojciec powinien tak sobie zorganizować życie aby mieć gdzie dziecko gościć, a nie nazywać to patologią.

Wychodzi na to, że ja, moja rodzina i mój dom to .... PATOLOGIA.
Dzieci mojego M nie mają kluczy do mojego domu i nie pozwalam Im bywać w moim domu.
Nie ważne , że matka tych dzieci pije, leczy się, pije znowu, chodzi na detoks, znów pije, uczy dzieci nienawiści do mnie, uczy dzieci jak nienawidzić i opluwać macochę... To ja i mój dom jestem postrzegana przez zabke_  jako PATOLOGIA.
Zgłaszam stanowcze NIE, dla tej tezy. Ja właśnie rękami i nogami bronię się przed tym żeby patologi do swojego domu nie wpuścić.
Zabka_ nie szarżuj z tymi ocenami.

6,969

Odp: Być drugą i macochą

Jak matka ma zly wplyw to dobry ojciec powinien odebrac jej te dzieci zwlaszcza jak sa male. Powinien zrobic wszystko by dzieci nie wychowywaly sie w tak zlych warunkach nawet kosztem wlasnego zycia osobistego.

6,970

Odp: Być drugą i macochą

Jak matka ma zly wplyw to dobry ojciec powinien odebrac jej te dzieci zwlaszcza jak sa male. Powinien zrobic wszystko by dzieci nie wychowywaly sie w tak zlych warunkach nawet kosztem wlasnego zycia osobistego.

6,971

Odp: Być drugą i macochą

Tendre a jak Kobieta ktora ma juz dzieci z poprzedniego zwiazku i wprowadza sie do domu nowego partnera to jej dzieci maja prawo zamieszkac razem z nimi?

6,972

Odp: Być drugą i macochą
marza2 napisał/a:

Jak matka ma zly wplyw to dobry ojciec powinien odebrac jej te dzieci zwlaszcza jak sa male. Powinien zrobic wszystko by dzieci nie wychowywaly sie w tak zlych warunkach nawet kosztem wlasnego zycia osobistego.

marza jeszcze nie dawno szukałaś pomocy na tym forum, co zrobić by zabrać siostrzenicę z domu, w którym dzieje Jej się krzywda? Znalazłaś odpowiedź? Jeśli tak, to podziel się wiedzą...
Dobrze wiesz, że nie jest to proste. Sądy i kuratorzy sprawy nie ułatwiają. Rzekłabym nawet z doświadczenia, że rzucają kłody pod nogi.
Sąd zawsze stoi za matką, a fakt, że matka zgodziła się dobrowolnie na 3 miesięczny odwyk, uczynił z Niej Matkę bohaterkę, która w imię dobra dzieci daje się zamknąć na trzy miesiące zamkniętego leczenia. Oby jak najwięcej takich Matek Polek Bohaterek.

6,973

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:
Tendre77 napisał/a:
zabka_ napisał/a:

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie sad

Jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Opisane na forum są sytuacje kiedy mężczyzna wprowadza się do kobiety... nie wynajmuje własnego mieszkania, nie kupują/wynajmują wspólnego.
Wtedy też ma dać klucze i dostęp do mieszkania? Moim zdaniem to ojciec powinien tak sobie zorganizować życie aby mieć gdzie dziecko gościć, a nie nazywać to patologią.

Wychodzi na to, że ja, moja rodzina i mój dom to .... PATOLOGIA.
Dzieci mojego M nie mają kluczy do mojego domu i nie pozwalam Im bywać w moim domu.
Nie ważne , że matka tych dzieci pije, leczy się, pije znowu, chodzi na detoks, znów pije, uczy dzieci nienawiści do mnie, uczy dzieci jak nienawidzić i opluwać macochę... To ja i mój dom jestem postrzegana przez zabke_  jako PATOLOGIA.
Zgłaszam stanowcze NIE, dla tej tezy. Ja właśnie rękami i nogami bronię się przed tym żeby patologi do swojego domu nie wpuścić.
Zabka_ nie szarżuj z tymi ocenami.

czy ja gdziekolwiek napisałam, że kiedy poznamy dzieci naszego partnera to mamy im klucze wieszać na szyi ?
napisałam tylko o braku możliwości wstępu do mieszkania rodzica, jeśli poznaje faceta z dziećmi i on zamieszka u mnie to nie wyobrażam sobie nie pozwolić mu zapraszania jego dzieci do naszego domu, to tak jakbym ja mieszkała u niego a on nie pozwoliłby mi zaprosić moich rodziców...
sytuacja każdej z nas jest inna i oczywiście gdyby dziecko mojego partnera pluło na mnie, nie udawałabym, że deszcz pada.
napisałam o sytuacji gdzie rodzice się rozeszli, są dzieci, są nowi partnerzy i są problemy z tym związane, ale nie dodatkowe historie jak picie, bijatyki itp.

6,974 Ostatnio edytowany przez Hh999 (2016-08-31 15:45:58)

Odp: Być drugą i macochą

są wątki, które wracają na forum jak bumerang smile pewnie dlatego, że raz po raz pojawiają się nowe forumowiczki, które przerabiają problemy przez inne macochy już przerobione.... Osobiście, dzięki temu forum, nauczyłam się mówić NIE i nauczyłam się, że niekoniecznie w imię dobra pasierbic mam się składać na ofiarę za ludzkość, bo może tej ofiary nikt ode mnie nie oczekuje.... Jeżeli moje pasierbice mieszkają z mamą - a u nas mieszkają okazjonalnie, to my im staramy się stworzyć "ich drugi dom" - DRUGI, co oznacza też, że to my jako dorośli wspólnie narzucamy pewne reguły gry i egzekwujemy ich wykonywanie, że my na pewne zachowania nie pozwalamy lub je tolerujemy. I ja jako macocha jestem częścią tego układu i mam też prawo tupnąć nogą i powiedzieć "basta"; skoro towarzystwo opieram, gotuję, pomagam odrabiać lekcje itd. to również mam prawo do spokoju i szacunku, bo nie oczekuję miłości (chociaż moje pasierbice mnie bardzo lubią i respektują daleko bardziej niż ojca i.... matkę - np. na rodziców się wydzierają i odzywają się do nich bezczelnie, względem mnie nie zdarzyło się to nigdy smile). Póki co dziewczynki są za małe i nie mają klucza - czy będą miały klucz.... nie wiem. Bardziej boję się tego, że jak będą nastolatkami zacznie się manipulacja "u kogo lepiej zamieszkać, bo 1. bliżej do centrum miasta, 2. mamy większą swobodę 3. jest fajniej itp.", albo będzie awantura z matką, to się wprowadzą do ojca, a tydzień później to samo zadziała w drugą stronę. Bo dla mnie pomiędzy "goszczeniem" raz w tygodniu i co drugi weekend, a mieszkaniem wspólnym jest ogromna różnica. Wtedy na nas spada obowiązek codziennego wychowania, kontroli - jak na rodzicach. Nie wiem czy M jest na to gotowy, żeby ogarniać córki. Oczywiście zażądałabym ich udziału w obowiązkach domowych smile
I czy dziewczyny będą miały klucz do nas do domu.... myślę, że będą miały, ale ........ mamy totalnie nieprzewidywalną eks, co do której wyobrażam sobie, że mogłaby zrobić sobie wycieczkę do nas, a tego ani M ani ja sobie nie życzymy. Dlatego mam ambiwalentne odczucia, ale to jest dom M, więc on ewentualnie zdecyduje co w tym zakresie robić (możemy dać im jeden klucz - zamków jest 4, mamy alarm w domu i możemy go zazbrajać codziennie itp). Jeżeli jednak mieszkalibyśmy w moim mieszkaniu, to nie jest to dla mnie takie oczywiste, czy dziewczyny miałyby do mnie klucz. Sądzę raczej, że w takim przypadku nie widziałabym konieczności dla której miałyby ten klucz posiadać - dlatego, że tam mieszka ich ojciec ... jakoś mi to nie konweniuje smile

6,975

Odp: Być drugą i macochą

Tak faktycznie. Wątek wrócił za sprawą "nowych" forumowiczek i ..... marzy2 naszej nieocenionej i niereformowalnej komentatorce.

6,976 Ostatnio edytowany przez kjim (2016-08-31 15:59:16)

Odp: Być drugą i macochą
zabka_ napisał/a:

czy ja gdziekolwiek napisałam, że kiedy poznamy dzieci naszego partnera to mamy im klucze wieszać na szyi ?
napisałam tylko o braku możliwości wstępu do mieszkania rodzica, jeśli poznaje faceta z dziećmi i on zamieszka u mnie to nie wyobrażam sobie nie pozwolić mu zapraszania jego dzieci do naszego domu, to tak jakbym ja mieszkała u niego a on nie pozwoliłby mi zaprosić moich rodziców...
sytuacja każdej z nas jest inna i oczywiście gdyby dziecko mojego partnera pluło na mnie, nie udawałabym, że deszcz pada.
napisałam o sytuacji gdzie rodzice się rozeszli, są dzieci, są nowi partnerzy i są problemy z tym związane, ale nie dodatkowe historie jak picie, bijatyki itp.

No właśnie na górze tak napisałaś:

zabka_ napisał/a:

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie

W moim domu mieszka mój partner. Czyli to i Jego dom. Chociaż stanowczo protestuję przed tym, by M przywoził do mnie swoje dzieci, nad którymi nie panuje, których nie wychowuje, od których niczego On nie wymaga i co do których wychowania ja "mam się nie wtrącać" - to nie czuję się PATOLOGIĄ.

6,977

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:
zabka_ napisał/a:

czy ja gdziekolwiek napisałam, że kiedy poznamy dzieci naszego partnera to mamy im klucze wieszać na szyi ?
napisałam tylko o braku możliwości wstępu do mieszkania rodzica, jeśli poznaje faceta z dziećmi i on zamieszka u mnie to nie wyobrażam sobie nie pozwolić mu zapraszania jego dzieci do naszego domu, to tak jakbym ja mieszkała u niego a on nie pozwoliłby mi zaprosić moich rodziców...
sytuacja każdej z nas jest inna i oczywiście gdyby dziecko mojego partnera pluło na mnie, nie udawałabym, że deszcz pada.
napisałam o sytuacji gdzie rodzice się rozeszli, są dzieci, są nowi partnerzy i są problemy z tym związane, ale nie dodatkowe historie jak picie, bijatyki itp.

No właśnie na górze tak napisałaś:

zabka_ napisał/a:

Sytuacja kiedy dziecko nie ma prawa wstępu do domu rodzica jest irracjonalna i jak dla mnie nie do pomyślenia, ale niestety bywają i takie patologie

W moim domu mieszka mój partner. Czyli to i Jego dom. Chociaż stanowczo protestuję przed tym, by M przywoził do mnie swoje dzieci, nad którymi nie panuje, których nie wychowuje, od których niczego On nie wymaga i co do których wychowania ja "mam się nie wtrącać" - to nie czuję się PATOLOGIĄ.

no i super smile

6,978

Odp: Być drugą i macochą

Kjim znowu sie mnie czepiasz no trudno widac tak jak musi byc. Ja po prostu uwazam ze kazde dziecko powinno byc traktowane na rowni. Jesli kobieta ktora ma juz dzieci i zamieszkuje z nowym partnerem i jej dzieci wraz z nia, to po prostu uwazam ze jego dzieci maja prawo odwiedzac swojego ojca.

6,979

Odp: Być drugą i macochą

Marza mnie zainspirowała - "każde dziecko powinno być traktowane na równi"

a zatem taki przypadek, z mojego życia wzięty

wychowałam się nad morzem, nienawidzę plażowania, piasku, nie kąpię się w Bałtyku. Mój M i jego córki uwielbiają Świnoujście i siedziałam z nimi 2 tygodnie na wakacjach nad morzem. Ja za to uwielbiam narty, ale nie "apres ski", tylko czarne trasy we Włoszech albo Francji, jeżdżąc do upadłego od 8.00 do 16.00, aż mi zamkną wyciągi. W grudniu często są dobre oferty, mam małego synka bez obowiązku szkolnego, M może wziąć urlop... Co roku jeździłam przynajmniej na tydzień za granicę - byłam starą panną i stać mnie było na to. Stać mnie na to, żeby zapłacić za M (który nie jest aż takim fanem narciarstwa) i za małe dziecko, ale za kolejne 2 osoby niekoniecznie. Czy zatem to jest "równe" traktowanie, że pojadę z M i synem na narty w grudniu do Włoch/Francji, a M z pasierbicami, Jasiem i jeszcze raz ze mną do Zakopanego w wyznaczony dzień ferii? Czy mam się kierować dobrym samopoczuciem pasierbic, które nie pojadą z nami za granicę na narty, żeby było "sprawiedliwie" i po równo? Ich ojciec nigdy nie był za granicą na nartach, ale zabierał je do Zakopanego i tam one "jeździły" na nartach maksymalnie po 2 godziny dziennie. Czy ja już nie mogę mieć wakacji sam na sam z moim facetem i moim synem bez jego córek, bo będą się czuły poszkodowane? Przecież jeżdżą też ze swoją mamą na wakacje? Czy mój syn zawsze będzie jeździł w towarzystwie sióstr, bo tak jest "sprawiedliwie"... a może to niesprawiedliwie względem mnie, bo ja muszę zmieniać zwyczaje i wolałabym nie wydawać kasy na wakacje nad morzem w Świnoujściu, a zaoszczędzić i pojechać na fajne narty?

Jak wygląda w takim przypadku sprawiedliwość względem mnie i syna?

6,980

Odp: Być drugą i macochą

W takim przypadku sprawiedliwość względem Ciebie i syna wygląda tak, że powinniście pojechać we trójkę (Ty, syn i Twój facet) na narty za granicę i doskonale się bawić, bez najmniejszych wyrzutów sumienia.
Gdyby wszystko miało być "sprawidliwie" to powinniście zebrać się do kupy Wasza rodzina, eks z córkami i ewentualnym partnerem i z kim tam jeszcze chce żeby nie poczuł się poszkodowany i heja na wakacje, letnie, zimowe i weekend majowy... nie popadajmy w paranoje, podejście marzy jest zbyt skrajne, i szkoda czasu bo ona nie chce zrozumieć drugiej strony.

Bardzo staram się traktować na codzień ludzi sprawiedliwie, ale sprawiedliwie wg potrzeb, sprawiedliwie z szacunkiem, co nie znaczy, że jednemu dziecku kupię nową kurtkę to od razu drugiemu też muszę pomimo, że nie potrzebuje, co z takiego dziecka wyrośnie, pójdzie w towarzystwo swoich rówieśników, a tam nikt go nie będzie traktował jak pępek świata no i kolejne problemy gotowe na własną prośbę.

6,981

Odp: Być drugą i macochą

dokładnie żabka_. Ja nie zamierzam rezygnować z nart za granicą, aby było sprawiedliwie. Nie widzę też konieczności, abym ja jako macocha współfinansowała taki wyjazd dziewczynom - ich tata ze mną jedzie, bo jest tatą ich przyrodniego brata i też będzie się nim zajmował w czasie, gdy ja będę na nartach... Robię zakupy do lodówki i nie jest tak, że dziewczyny mają gorszy jogurt/mleko/pieczywo/wędlinę, jemy demokratycznie to samo i tej samej jakości. Kiedy kupujemy im ubrania to w tych samych sklepach co mojemu synowi - tak widzę pewną "sprawiedliwość" finansową, ale mimo wszystko ja nie zamierzam sponsorować im wyjazdu na narty z nami.

Jest jeszcze jedna "brutalna" i delikatna kwestia; zarabiam znacznie więcej niż eks, a nawet więcej niż mój M. Łącznie z M mamy dochody pozwalające na życie bez finansowych zmartwień (żyjemy bardzo normalnie, daleka jestem od zadzierania nosa, ale uważam, że naprawdę nie mogę narzekać w tej sferze). Czy zatem pasierbice winny partycypować w tym, że ich ojcu się "poprawiło", bo związał się ze mną? Czy może zadam takie pytanie z przymrużeniem oka, powinien płacić wyższe alimenty na dziewczynki, bo standard życia M przy mnie mu się poprawił, bo ja dokładam się do pewnych wydatków, życie we dwójkę jest tańsze no i oczywiście wkładam dodatkowo moją pensję do budżetu domowego? Ma być sprawiedliwie moim kosztem? To znaczy jak sprawiedliwie? Mam dokładać ze swojego, żeby wyrównać pasierbicom, czy ograniczać synowi, żeby miał tyle co one? (pytanie czysto teoretyczne, bo pasierbice mają wszystko, więc nie wiem co miałabym synowi "dołożyć" ekstra - może kłada albo inną fanaberię....)

6,982 Ostatnio edytowany przez marza2 (2016-09-01 08:38:17)

Odp: Być drugą i macochą

Hh999 twoj syn ma juz lepiej pod tym wzgledem, ze ma oboje rodzicow na codzien. Jego siostry takiego szczescia nie maja, nikt nie opisuje na zadnym forum jak mu ciezko z powodu istnienia Twojego Syna. Jak chcecie to wyjezdzajcie we 3 kiedy chcecie a twoj M niech wyjedzie gdzies tylko z nimi na wakacje. Niech dziewczynki chociaz 1 tydzien w roku pobeda same z tata. Pewnie niedlugo beda was coraz rzadziej odwiedzac. Zaczna miec swoje sprawy itp. Wy bedziecie mogli sie cieszyc szczesciem rodzinnym we 3.

6,983 Ostatnio edytowany przez kjim (2016-09-01 10:06:06)

Odp: Być drugą i macochą
marza2 napisał/a:

Kjim znowu sie mnie czepiasz no trudno widac tak jak musi byc. Ja po prostu uwazam ze kazde dziecko powinno byc traktowane na rowni. Jesli kobieta ktora ma juz dzieci i zamieszkuje z nowym partnerem i jej dzieci wraz z nia, to po prostu uwazam ze jego dzieci maja prawo odwiedzac swojego ojca.

marza2  czy zatem w sytuacji gdy moje dzieci zostałyby zabrane/wywiezione przez swojego ojca za granicę i nie miałabym z Nimi żadnego kontaktu, to M musiałby zrezygnować z jakiegokolwiek kontaktu ze swoimi dziećmi ---> żeby było sprawiedliwie wg Ciebie?

Czy jeśli dzieci M kradną zabawki moich dzieci to moje powinny pójść/wtargnąć do Ich domu i tez ukraść Im ich zabawki ----> żeby było sprawiedliwie?

Czy jeśli dzieci M mogą nie chodzić do szkoły, bo na leserowanie mają przyzwolenie swojej matki, to ja powinnam nie puszczać swoich dzieci do szkoły, żeby było sprawiedliwie?

Czy jeśli dzieci M mają wywalone na wszystko, mogą pluć jedzeniem przy stole, mogą ubliżać mnie ( bo mają na to przyzwolenie rodziny) to ja powinnam pozwolić swoim dzieciom zachowywać się tak samo  ----> żeby było sprawiedliwie i żeby wszystkie dzieci miały "po równo"?



A co do wyjazdów wakacyjnych  czy zimowych to przedstawię moją tezę na sprawiedliwość w tej sytuacji----> jeśli matka dzieci (Exowa) mimo otrzymywanych alimentów, ani razu od 4 lat nie zapewniła dzieciom żadnego wyjazdu nawet weekendowego, żadnych wakacji nad morzem, żadnych nart, nawet głupich sanek na oślej łączce to czemu ja ma finansować wyjazdy tych dzieci , czemu ja mam poświęcac swój urlop i czas na opiekę nad JEJ dziećmi, skoro Ona sama o to nie dba? Na początku dzieci M wyjeżdżały z nami na każdy urlop, na każdy długoweekendowy wypad za miasto, na narty zimą, bo uważałam to za normalne i że tak powinno być. Jednak kiedy okazało się, że matka dzieci nie zapewnia dzieciom tegoż samego w żadnym stopniu .... to z jakiej racji ja to powinnam robić?  Skoro matce dzieci jest wszystko jedno czy dzieci gdzieś wyjadą, coś zobaczą, gdzieś odpoczną, to czemu ja mam o to dbać by tak było? Skoro matka dzieci w wolnym czasie urządza sobie babski wypad do Paryża w towarzystwie przyjaciółek a ani razu nie zapewniła dzieciom na wakacje choćby krótkiego pobytu w wiejskiej agroturystyce, to czemu ja powinnam poświęcać swój urlop na wyjazd z Jej dziećmi???

Nie mam żadnych wyrzutów sumienia wyjeżdżając ze swoimi dziećmi na narty, lub nad morze nie zabierając dzieci M. M jedzie z nami jeśli chce. Jeśli nie chce, nie musi jechać. Może przesiedzieć swój urlop z dziećmi w domu, tak jak to zrobił w zeszłe wakacje.  I to jest wg mnie sprawiedliwe. Moje dzieci mają to co zaoferuję Im ja. Dzieci Exowej i M mają to, co oferują Im ich rodzice.

6,984

Odp: Być drugą i macochą

Boże, jaka się dyskusja wywiązała. Ja nawet nie sądziłam, że mój post ją wywoła. Mnie chodziło jedynie o to, że ojciec powinien zawsze pozostać dla dziecka ojcem, a nie się odcinać. Tu padły słowa, że dzieci nie mogą przebywać w domu ojca i macochy, bo on ich nie wychowuje, nie panuje nad nimi, na wszystko im pozwala (tak zrozumiałam ten post). Ja bym się zastanawiała jakim on jest więc człowiekiem, jakim jest ojcem, bała bym się z takim kimś budować rodzinę, bo co gdyby miał dziecko ze mną, nie udałoby się nam i... mój syn czy córka wtedy też zostałby bez ojca i tu nie chodzi o ojca w sensie finansów, płacenia alimentów, czy jakiś wyjazdów, a o ojca jako autorytet, jako osobę na której można polegać. Jak polegać na kimś kto nie interesuje się swoimi dziećmi na tyle by je wychowywać nawet z doskoku?
Ja wiem że takie coś bywa trudne, że rodziny łączone są skomplikowane, bo każdy jej element działa sam, a jednocześnie wszyscy muszą działaś wspólnie jak jeden organizm, by to jakoś współgrało.
Jak dla mnie to nie ma znaczenia czyje jest mieszkanie i czy mężczyzna wprowadza się do kobiety czy ona do niego. Zarówno jej jak i jego dzieci mają prawo przyprowadzić tam swoich kolegów, mają prawo zrobić sobie tam kanapkę, oglądać telewizję, zostać na noc. To też ich dom, taki sam jak dom tego drugiego rodzica. Takie mam zdanie, niezmienne.
U mnie sprawa jest albo trudniejsza albo łatwiejsza niż u większości z was. Córka mojego mężczyzny nie ma matki. Ja w ogóle byłam w szoku, gdy się dowiedziałam, że mężczyzna, z którym sypiam ma dziecko, bo na takim etapie na jakim byliśmy i na takich zasadach na jakich się spotykaliśmy (bez żadnych zobowiązań, jako odskocznia od codzienności) on nie miał obowiązku mi się zwierzać. W końcu zaczęliśmy się do siebie zbliżać, zaprzyjaźniać, itd i na chwilę obecną nie wiem co robić dalej i w którą stronę dalej to ciągnąć. Tak czy inaczej młodą poznałam.

6,985

Odp: Być drugą i macochą

kjim - Piszesz, że matka nigdzie nie zabiera tych dzieci pomimo że M płaci alimenty. A czy płaci ich na tyle dużo by było ją stać gdzieś je zabrać? Czy ona ma pracę, która by jej na to pozwalała? Czy on dokłada się też w inny sposób do wydatków, choćby początku roku szkolnego, ubrań, wycieczek klasowych? Mój ojciec był typem co dał 3 stówy i tym sposobem odbębnił swoje, resztę miał gdzieś. Tu nie chodzi o wspólne wyjazdy, czy o kasę i o to że rodzice mają obowiązek zapewniać dzieciom tyle samo, bo to normalne, że każde z nich zapewni tyle na ile go stać. Wydaje mi się, że jednak by u was to grało, to powinniście spędzać czas i razem i osobno - on ze swoimi dziećmi, on z twoimi dziećmi, on z twoimi i swoimi dziećmi, ty ze swoimi dziećmi, ty z jego dziećmi, ty ze swoimi i jego dziećmi i też wspólnie taką całą ekipą. Nie chodzi tu o jakie wielkie narty i kosztowne wyjazdy, ale czy np byłaś w stanie zabrać swoje dzieci i jego (bez niego) choćby na boisko, by urządzić zawody w rzucaniu do kosza? Dla dzieci to właśnie takie zaangażowanie ma znaczenie, a z twojej wypowiedzi bije takie coś... sama nie wiem jak to nazwać, ale trochę jakbyś miała na jego dzieci olewkę i robiła coś nie bo chcesz, a z obowiązku, bo wydawało ci się, że tak powinno być. Czy ty jego dzieci w ogóle lubisz?

6,986

Odp: Być drugą i macochą

"W moim domu mieszka mój partner. Czyli to i Jego dom. Chociaż stanowczo protestuję przed tym, by M przywoził do mnie swoje dzieci, nad którymi nie panuje, których nie wychowuje, od których niczego On nie wymaga i co do których wychowania ja "mam się nie wtrącać" - to nie czuję się PATOLOGIĄ." - O o ten fragment dokładnie mi chodziło. Jak to nie wychowuje? Jak to On niczego nie wymaga? Jak to nie panuje? To co to jest za ojciec się pytam? I jak to "macocha protestuje przed tym, by jej facet przywoził swoje dzieci do swojego domu? Jeśli mieszka w tym domu, to też jego dom, więc... jak dla mnie to nie musisz czuć się patologią, ale gołym okiem widać, że tam u was jest coś nie hallo, że tak powiem i to w gruncie rzeczy on jest temu winny, bo on jest ojcem i jak wywiązuje się z obowiązków ojca jeśli nie wychowuje? Płacenia alimentów i zabieranie na wakacje to nie jest wszystko co powinien spełniać w swojej roli. Bycie ojcem z mojego punktu widzenia to o wiele, wiele więcej.

6,987

Odp: Być drugą i macochą

Kolorowa widze ze masz podobne przezycia do moich. Roznica polega na tym ze moj Tata sie na nas nie wypial, po za tym mialysmy z siostra 16 lat gdy tata ponownie sie ozenil. Nie bylysmy juz bezbronnymi dziecmi i potrafilysmy sie bronic. Jakie masz teraz relacje z ojcem?

6,988

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

Tu padły słowa, że dzieci nie mogą przebywać w domu ojca i macochy, bo on ich nie wychowuje, nie panuje nad nimi, na wszystko im pozwala (tak zrozumiałam ten post). Ja bym się zastanawiała jakim on jest więc człowiekiem, jakim jest ojcem, bała bym się z takim kimś budować rodzinę, bo co gdyby miał dziecko ze mną, nie udałoby się nam i... mój syn czy córka wtedy też zostałby bez ojca i tu nie chodzi o ojca w sensie finansów, płacenia alimentów, czy jakiś wyjazdów, a o ojca jako autorytet, jako osobę na której można polegać. Jak polegać na kimś kto nie interesuje się swoimi dziećmi na tyle by je wychowywać nawet z doskoku?
.

Widzisz Kolorowa1993, bo Ty patrzysz na faceta przez pryzmat tego "jakim ojcem będzie dla mojego dziecka". Ja ten etap życia mam już za sobą. Nie patrzę na faceta pod takim kontem czy będzie dobrym ojcem dla moich dzieci, nie zastanawiam się nawet nad tym, bo nie planuję więcej żadnych dzieci. Dla mnie facet ma być dobrym partnerem dla mnie. Nie ojcem moich dzieci (bo te ojca już mają) ale partnerem jakim mężczyzna może być dla kobiety. Nauczona doświadczeniem wiem też, że nie ma co się spinać i mieć dalekosiężnych planów jaką to będziemy cudowną parą na starość i czy będę mogła liczyć na mojego staruszka jak będę starą babuleńką, bo może się okazać , że za trzy lata zostanę zastąpiona młodszym egzemplarzem. Wychodząc za mąż lata temu, tez myślałam, że będziemy z (byłym już) mężem cudowną parą staruszków.... cóż życie pokazało mi: umiesz liczyć licz na siebie. Zabezpiecz swoje dzieci i siebie na starość, jeśli ktoś przy okazji spędzania swojego życia będzie chciał spędzić starość w moim towarzystwie, to będzie mi bardzo miło.  Dlatego cieszę się , że świetnie dogaduję się z M na dzień dzisiejszy. Dbam o siebie i swoje dzieci, czasem też nawet o Niego. A to czy On ma wpływ na wychowanie swoich dzieci, czy chce je wychowywać czy rozpuszczać,  czy chce im włazić w dupę i w zamian mieć kubeł zimnej wody w "dniu ojca" to Jego sprawa. Proszę Go tylko (baaa, nawet żądam) żeby swojego bałaganu nie wprowadzał do mojego życia. Pisałam to juz tysiąc razy na forum. Ja staram się wychowywać dzieci tak jak według mnie powinno się dzieci wychowywać. On swoje dzieci rozpuszcza, pozwala na wszystko, bo nie chce być weekendowym tatusiem , który czegoś uczy, tylko cudownym tatusiem, który zawsze będzie się kojarzył dzieciom fajnie i miło. Więc swój bałagan trzyma z daleka ode mnie i jest mi z tym dobrze. Na co dzień dla mnie jest świetnym partnerem a że razem ze swoją Byłą są nieodpowiedzialni i wychowują swoje dzieci na roszczeniowych małolatów to.... ich sprawa. Nie chce mieć w tym swojego udziału.

6,989

Odp: Być drugą i macochą

Marza2 - Mój ojciec odszedł gdy miałam 12 lat. Nagle, podczas wybierania paneli do nowego mieszkania (o ile mnie pamięć nie myli to były panele) powiedział nam, że ma kogoś i przeprowadza się sam. Zostawił nas z niczym, bo matka nie pracowała (uważał, że nie powinna, bo powinna zajmować się mną). Potrafił zabrać licznik od prądu, bo był na niego i żyłyśmy ponad tydzień bez prądu, dopóki nam nie założyli nowego licznika. Potrafił pobierać na mnie rodzinne i ich nie oddawać. Nie interesowało go czy mam co jeść, czy mam w co się ubrać, czy matka ma za co posłać mnie do szkoły, czy zimą stać ją na węgiel. Rozwód ciągnął się rok, alimenty również, bo miał znajomości, także w sądzie, dlatego ja tym samym nie wierzę w sprawiedliwość, poza tym ojcostwo nie powinno być wymuszane, a powinno być obowiązkiem, który przyjmuje się naturalnie, a nie do którego trzeba zmuszać, prawda? Potem skutecznie utrudniał nam życie, dzwonił na policje, ze niepełnoletnia osoba jest sama w domu, bo byłam sama, nawet w nocy, bo matka pracowała na trzy zmiany. Nic chyba więc dziwnego, że po tym nie uważam go nawet za mojego ojca. Ostatni raz taką bliższą styczność miałam z nim na policji, gdy zgłosił pobicie i uznał, że to ja i mój były partner kogoś na niego nasłaliśmy. Faktycznie A w pewnej sprawie zadzwonił do niego (do pracy bo innego numeru nie mamy) i powiedział mu do słuchu, ale nie groził mu ani nic, bo nie był tego typu człowiekiem. Sprawa dotyczyła słów mojego ojca, a konkretnie "dobrze, że ten bachor umarł, bo jestem za młody na dziadka", mówił tak o moim dziecku, które owinęło się pępowiną. Później widziałam go już tylko raz, ostatnio, gdy byłam w barze nocnym z moim obecnym partnerem na późnym, bardzo późnym obiedzie i padło pytanie "co ten facet się tak na ciebie gapi?", odwróciłam się, zobaczyłam o kogo mu chodzi i odpowiedziałam "a ten, to kiedyś był mój ojciec".

6,990

Odp: Być drugą i macochą

kjim - Ja patrzę na faceta pod kątem tego jakim jest facetem, a więc jak spisuje się w rolach, które sam sobie wybrał. Jeśli mężczyzna jest sprawnym bezrobotnym, to choćby był dla mnie najwspanialszy, to to lenistwo i pasożytnictwo, by go w moich oczach skreśliło. Jeśli jest ojcem, a nie wychowuje, to też dla mnie byłby do luftu. Jeśli był mężem i zdradzał, to systematycznie też bym go skreśliła. U was to trochę tak wygląda "moje, twoje, nasze", a chyba nie powinny w stałym związku panować takie sektory. Ja też nie wierzę w miłość przez duże M, jednak by być z kimś musiałabym go szanować, a nie szanowałabym faceta, który zachowywałby się względem swoich dzieci tak jak twój. Jesteśmy inne, dlatego to ty z nim jesteś, a nie ja. Akceptuję twoje zdanie, nie zgadzam się z nim, nie popieram, ale nie na tyle by iść na noże, bo to twoje życie, to tobie musi być w nim dobrze. Wiem jednak, że mnie z takim mężczyzną jak twój dobrze by nie było, bo nie umiałabym go szanować, patrzeć na niego jak na mężczyznę w pełnym tego słowa znaczeniu. Jak dla mnie byłby taką szmatą, pizdeczką (ja tak to określam). Być może byłby świetnym kumplem i umiałabym się z takim zaprzyjaźnić, jednak nie ukrywałabym przed nim swoich poglądów i mówiła co myślę o jego postępowaniu, gdyby pytał. Z pewnością jednak nie budowałabym z takim domu, rodziny, ani nawet nie układałabym sobie z takim życia. Myślę, że nawet nóg bym nie umiała przed nim rozłożyć. Taka już jestem.

6,991

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

kjim - Piszesz, że matka nigdzie nie zabiera tych dzieci pomimo że M płaci alimenty. A czy płaci ich na tyle dużo by było ją stać gdzieś je zabrać? Czy ona ma pracę, która by jej na to pozwalała? Czy on dokłada się też w inny sposób do wydatków, choćby początku roku szkolnego, ubrań, wycieczek klasowych? Mój ojciec był typem co dał 3 stówy i tym sposobem odbębnił swoje, resztę miał gdzieś. Tu nie chodzi o wspólne wyjazdy, czy o kasę i o to że rodzice mają obowiązek zapewniać dzieciom tyle samo, bo to normalne, że każde z nich zapewni tyle na ile go stać. Wydaje mi się, że jednak by u was to grało, to powinniście spędzać czas i razem i osobno - on ze swoimi dziećmi, on z twoimi dziećmi, on z twoimi i swoimi dziećmi, ty ze swoimi dziećmi, ty z jego dziećmi, ty ze swoimi i jego dziećmi i też wspólnie taką całą ekipą. Nie chodzi tu o jakie wielkie narty i kosztowne wyjazdy, ale czy np byłaś w stanie zabrać swoje dzieci i jego (bez niego) choćby na boisko, by urządzić zawody w rzucaniu do kosza? Dla dzieci to właśnie takie zaangażowanie ma znaczenie, a z twojej wypowiedzi bije takie coś... sama nie wiem jak to nazwać, ale trochę jakbyś miała na jego dzieci olewkę i robiła coś nie bo chcesz, a z obowiązku, bo wydawało ci się, że tak powinno być. Czy ty jego dzieci w ogóle lubisz?

Kolorowa jakbyś poczytała wcześniejsze posty to byś znalazła odpowiedzi na zadane pytania.
Zgadzam się z tym co napisałas wyżej: 

Kolorowa1993 napisał/a:

tu nie chodzi o wspólne wyjazdy, czy o kasę i o to że rodzice mają obowiązek zapewniać dzieciom tyle samo, bo to normalne, że każde z nich zapewni tyle na ile go stać.

M i Jego Ex zapewniają dzieciom po równo. Ona nie zapewnia dzieciom wyjazdów więc i On przestał. Skąd On ma wysupłać dodatkową kasę, skoro duża część Jego wynagrodzenia idzie właśnie na alimenty? Ja mam to współfinansować ?

Kolorowa1993 napisał/a:

To co to jest za ojciec się pytam? I jak to "macocha protestuje przed tym, by jej facet przywoził swoje dzieci do swojego domu? Jeśli mieszka w tym domu, to też jego dom, więc... jak dla mnie to nie musisz czuć się patologią, ale gołym okiem widać, że tam u was jest coś nie hallo, że tak powiem i to w gruncie rzeczy on jest temu winny, bo on jest ojcem i jak wywiązuje się z obowiązków ojca jeśli nie wychowuje? Płacenia alimentów i zabieranie na wakacje to nie jest wszystko co powinien spełniać w swojej roli. Bycie ojcem z mojego punktu widzenia to o wiele, wiele więcej.

Tak. Według mnie nie wywiązuje się należycie z roli ojca, bo nie wychowuje swoich dzieci tylko Je rozpuszcza. Ze względu na to, że styl i moje podejście do wychowywanie dzieci diametralnie różni się od Jego stylu rozpasania dzieci, nie uważam za dobry pomysł na siłę łączyć tych dwóch światów. Lepiej nam się żyje na co dzień jak nie ścieramy tych dwóch światów ze sobą. Ale nazywanie tego "patologią" to lekkie przegięcie. Jeśli to nazywasz "patologią" to jak nazwiesz domy/rodzinę, w których matka przepija alimenty swoich dzieci i nie może się utrzymać w żadnej robocie? Jak nazwiesz dom/rodzinę w której pijana matka zabiera ze sobą małe dziecko na całonocne libacje alkoholowe? Jak nazwiesz dom/rodzinę w której dziecko nie chodzi do szkoły, bo skacowanej matce nie chce się ruszyć tyłka z łóżka i odprowadzić dziecko do szkoły?

6,992

Odp: Być drugą i macochą

Kjim - Ja nie nazwałam tego co jest u was patologią, tylko, że jak na moje to coś tam jest nie hallo. Jednak patologia, to nie tylko bieda i alkohol, pamiętaj o tym. Rozpuszczanie dzieci, nie wychowywanie ich, odcinanie ich od siebie to też zachowania, które nie są godne przyklaskiwania, a przynajmniej ja nie zamierzam im przyklaskiwać. Dla ciebie to jest wygodne, masz swój dom, swojego M, a on dodatkowo ma też tam jakieś swoje światy. Dla mnie to właśnie jest chore, bo życie nie polega na tym by być wygodne, tylko na tym by móc spojrzeć sobie w oczy w odbiciu lustra. Bycie z kimś to nie mieć swój świat i on swój świat i czasami mieć świat wspólny. Na tym polega związek, że ty wnosisz swoje brudy do jego życia, a on swoje do twojego. Wnosicie oczywiście też coś więcej poza tymi brudami. Jednak to co przeżywamy jest w nas, a więc to co jest jego światem, powinno także przebywać w twoim świecie, jeśli macie świat z M wspólny. Nie wiem czy mnie zrozumiesz, pewnie nie, bo tak jak już mówiłam - jesteśmy inne i liczy się dla nas coś innego. Ja po prostu nie związałabym się z facetem, który moim zdaniem nie wywiązywałby się z roli ojca. Oczywiście nie musiałby się we wszystkim ze mną zgadzać, ale... no właśnie jest ale. Mężczyzna musi być mężczyzną, musi walczyć o to co jego, a dzieci są jego i powinien w moim mniemaniu ryknąć "moje dzieci mają prawo tutaj przebywać, a jeśli twoim zdaniem nie, to ja też nie mam ochoty już tutaj przebywać". Inna sprawa, że ty też nie powinnaś się godzić by w twoim domu panował jakiś harmider, pyskówki, wulgaryzmy itd, ale to już jego zdania by to ogarnąć. Jeśli nie potrafi, to co z niego w takim razie za facet? To że sika na stojąco, to w moim mniemaniu facetem go nie czyni.

6,993

Odp: Być drugą i macochą

Kolorowa twoj ojciec to podly czlowiek. Zabrac licznik dzwonic na policje to przechodzi ludzkie pojecie. Wiem mam wielkie szczescie, ze mam tak wspanialego ojca na ktorego zawsze moglam i moge liczyc. Jesli ojciec naprawde kocha swoje dziecko, to zadna nowa kobieta nie sprawi by porzucil wlasne dzieci.

6,994

Odp: Być drugą i macochą

Kjim - Jak ty to widzisz dalej? Co gdy będą urodziny, komunie, rocznice, śluby? Co gdy jego córka będzie miała już męża i dziecko? On ma nie iść wtedy na wesele, iść na nie sam? Jego córka nie miałaby prawa wpaść do swojego ojca w gości, tak po prostu, by posiedzieć, pokazać mu wnuka? Ty nie wyobrażasz sobie usiąść z nią przy kawie i ciastku i poczekać na powrót M z pracy, gdyby właśnie w pracy był, gdyby was odwiedziła? - To wszystko jest dla mnie właśnie nie hallo. Nie nazwałabym tego patologią, ale normalnością też bym nie odważyła się tego nazwać. To tyle i myślę, że pora zakończyć ten temat, bo już nic więcej do niego nie wniesiemy. Ty będziesz obstawiała przy swoim w imię wygody, a ja przy swoim w imię tego, by móc spojrzeć samej w sobie w oczy i by móc patrzeć na faceta z którym jestem i się go nie brzydzić. Ani ty nie przekonasz mnie do tego bym uważała po twojemu, ani ja nie przekonam ciebie do tego byś uważała jak ja. Takie już jest życie, ludzie są różni, bo gdyby wszyscy byli tacy sami, to byłoby cholernie nudno. Napisałyśmy już jakie mamy na ten temat swoje poglądy i wystarczy ;-)

6,995

Odp: Być drugą i macochą

Marza2 - Ja nie patrzę na to tak, że mam podłego ojca. Ja po prostu uważam, że nie mam ojca. A co do poznawania Młodej, to było w chwili, gdy zapomniała kluczy, a jej ojciec kładł u mnie płytki w łazience i on chciał zejść jej te klucze podać. Myślałam, że zamierza gdzieś dalej iść, więc zapytałam dokąd jej je będzie podrzucał. Jak powiedział, że na dół, to powiedziałam, by weszła na górę. To był wtedy taki zdziwiony i "ale na pewno? to nie kłopot?". Wiec to wyszło takie... totalnie na spontanie, że tak to nazwę.

6,996

Odp: Być drugą i macochą

kolorowa1993 - zamieszkasz ze swoim partnerem i jego dzieckiem na stałe, to dopiero zrozumiesz smile Życzę Ci szczerze jak najlepiej, ale dwa lata temu ja też się dziwiłam wpisom na tym forum, myślałam "ja bym...", "on powinien...", "przecież da się to połączyć...",  "kompromis najwazniejszy...", "jak się kocha to się da dogadać..." etc. Po roku zrozumiałam, że nasze wyobrażenie o tym, jak byśmy się zachowały w danej sytuacji, a to jak się naprawdę zachowamy, gdy nas ona spotka - to dwie zupełnie różne rzeczy.

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

6,997

Odp: Być drugą i macochą

Kolorowa ale z tego co piszesz wnioskuję, że większość rodziców, z którymi spotykam się na wywiadówkach moich dzieci, większość koleżanek i kolegów z mojej pracy to PATOLOGIA , która rozpuszcza swoje dzieci, która włazi w tyłek swoim dzieciom i wychowuje dzieci według najnowszych trendów czyli "bezstresowo". Pozwalają dzieciom na wiele albo po prostu nie mają nad nimi żadnej kontroli, bo od rana do nocy siedzą w robocie i robią kariery. Rodzice, którzy pracują po 12 czy 15 godzin , którzy zostawiają samopas swoje dzieci (w tym również Twoja mama) , bo muszą zapewnić byt rodzinie i pracują na dwóch etatach, nie poświęcając wolnego czasu dzieciom lecz rekompensując dzieciom brak czasu nowymi gadżetami (tabletem, ifonem itd).. według Ciebie patologia. Znam wiele pełnych rodzin, w których ojciec wyjeżdża do roboty na tydzień, dwa lub trzy i wraca czasem na weekend do domu i...... nie gra w kosza ze swoim dzieckiem tylko nadrabia zaległości, które podczas Jego nieobecności narobiły się w domu. Wychowaniem dzieci w tych rodzinach zajmuje się matka. Ojciec jest z doskoku i robi regularne przelewy na domowe konto dla rodziny. Czym według Ciebie różni się taki ojciec od ojca w stylu M? Który płaci regularnie kasę na to, żeby matka opiekowała się dziećmi. Czym różni się ojciec, który zabiera weekendowo dzieci na atrakcje w stylu kino, fikoland, basen, plaża miejska i spędza z Nimi trochę czasu, od ojca który wpada do domu na weekend i kosi trawę, naprawia kran, odsypia zarwane noce i znów wyjeżdża na tydzień dwa lub trzy do roboty?

6,998

Odp: Być drugą i macochą

kjim - Proszę, naucz się czytać ze zrozumieniem. Napisałam, że nie nazwałabym tego patologią, ale czymś normalnym też nie. To, że ktoś robi karierę, pracuje, zostawia dziecko samo, to nie znaczy od razu, że go nie wychowuje, czy że wszystko mu wynagradza gadżetami. Może ty akurat trafiasz na takich ludzi. Moja matka nie była wzorową matką, zrobiła wiele rzeczy w wychowaniu, których ja bym się nie dopuściła, bo jesteśmy po prostu inne, zupełnie. Każdy wychowuje swoje dziecko jak chce, jeden bezstresowo, inny surowo. Ciebie nie powinien obchodzić ktoś tam daleki, a twój partner, to z nim powinnaś rozmawiać, z nim wymieniać poglądy na ten temat, ale to jasne, że on i tak postąpi jak będzie uważał, bo to jego, a nie twoje dzieci.
Czym według mnie różni się taki ojciec od twojego M? Niczym, ani z jednym ani z drugim bym się nie związała i nie akceptowałabym ich podejścia po równi, bo w moim mniemaniu ojcem trzeba być, a nie się nazywać i przelewanie na konto nikogo ojcem nie czyni.
Nie ma czegoś takiego jak "płaci kasę na konto by matka opiekowała się dziećmi". On płaci kasę, by dzieci miały co jeść i w co się ubrać, matka też na to powinna dawać dzieciom i po równi oboje powinni się nimi interesować, chodzić na spotkania dla rodziców lub do nauczycieli, zabierać na spacery, rozmawiać, oglądać wspólnie telewizję. Zastanów się czy twój M płaci na dzieci, czy płaci matce tych dzieci wynagrodzenie, by się nimi zajmowała? Jeśli to pierwsze to ok, jeśli to drugie, to... brak mi słów, ale jak dla mnie chore macie do tego podejście. Ja rozumiem, że nie zawsze jest na wszystko czas i możliwości, ale chodzi mi o to, że trzeba się starać, a z tego co ty piszesz wychodzi na to, że tobie się nie chce starać, bo wolisz pozostawać wygodna i akceptujesz taką wygodę "płaci by matka zajmowała się dziećmi" "wyjeżdża a po powrocie ma dzieci w dupie, bo już spełnił swój obowiązek i przelał okrągłą sumkę na konto" - ty to wszystko akceptujesz, rozumiesz i popierasz, a ja takich ludzi nawet szacunkiem nie darze, co znowu się sprowadza do tego, że jesteśmy inne.

6,999

Odp: Być drugą i macochą
ciocia-ola napisał/a:

kolorowa1993 - zamieszkasz ze swoim partnerem i jego dzieckiem na stałe, to dopiero zrozumiesz smile Życzę Ci szczerze jak najlepiej, ale dwa lata temu ja też się dziwiłam wpisom na tym forum, myślałam "ja bym...", "on powinien...", "przecież da się to połączyć...",  "kompromis najwazniejszy...", "jak się kocha to się da dogadać..." etc. Po roku zrozumiałam, że nasze wyobrażenie o tym, jak byśmy się zachowały w danej sytuacji, a to jak się naprawdę zachowamy, gdy nas ona spotka - to dwie zupełnie różne rzeczy.

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Ale ja naprawdę wiem, że życie, a wyobrażenie o nim, to dwie zupełnie inne drogi i nie łączą się z sobą zbyt często. Spokojnie, ja nie oceniam jakieś tam nerwowości, chwili gdy brak komuś siły, czy gdy zwyczajnie się na coś zdenerwował czy zirytował. Ja wiem, że bycie łączoną rodziną jest ciężkie i wiem to ze strony właśnie takiego dziecka, dlatego umiem na pewne sytuacje spojrzeć jego oczyma, a nie oczyma macochy czy ojczyma, czy matki i ojca. Ja jedynie napisałam, że pewnych mężczyzn, którzy zachowują się tak i tak nie darzę szacunkiem i do tego zalicza się partner Kjim, czy pan z przykładu, co płaci na konto, ale po powrocie do domu naprawia kran a na własne dzieci ma wyjebane, bo to matka ma wychowywać, bo on jej za to płaci. Są po prostu pewne zachowania ludzi (ojców, macoch, ojczymów, nauczycieli, lekarzy, itd), którym nie przyklaskuję i nie będę kłamała że jest inaczej. Jestem z osób, które głośno mówią co myślą i nie potrzebują poczucia, że zgadza się z nimi cały świat. Dlatego nie chciałam ciągnąć dalej tego tematu. Ja napisałam co myślę i jak to wygląda z mojego punktu widzenia, Kjim napisała swój punkt widzenia i tyle. Dla niej ojciec co płaci i rozpuszcza, a jednocześnie nie wpuszcza dzieci do domu,w  którym mieszka jest idealnym partnerem, bo przecież to nie jej dzieci i nie jej sprawa. Ona ma prawo tak uważać. Jednak ja i chyba nie tylko ja, ale też kilka innych kobiet nie umiałoby z takim kimś się związać, nie chciałoby tego i też mamy do tego prawo i nie musimy się zgadzać z Kjim, chcieć postępować tak ja ona.

A jak będzie u mnie... ja nie wiem. Ja nawet nie wiem czy kiedykolwiek nastąpi taka sytuacja, że zamieszkam z nim i jego córką. Jednak jeśli mam z nim być, to nie wyobrażam sobie, by on tworzył swój świat ze mną i swój drugi świat z nią i by oddzielał te światy grubym, pancernym murem. Choć może mu to zaproponuję... może nawet dziś, tak na próbę, bo gdyby był gotowy na to przystać, to systematycznie by był powód. by skreślić go z mojego życia i nie angażować się w relacje jaka nastała między nami. Od razu, tak z automatu przestałabym go szanować, gdyby był zgodny coś takiego uczynić.

7,000

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

Każdy wychowuje swoje dziecko jak chce, jeden bezstresowo, inny surowo. Ciebie nie powinien obchodzić ktoś tam daleki, a twój partner, to z nim powinnaś rozmawiać, z nim wymieniać poglądy na ten temat, ale to jasne, że on i tak postąpi jak będzie uważał, bo to jego, a nie twoje dzieci.

No i teraz chyba się zrozumiałyśmy. On wychowuje dzieci po swojemu ( mimo że tego sposobu ja nie popieram i mi sie ten sposób nie podoba). Jednak mimo przegadania tematu, analiz i tysiąca rozważań na ten temat, On nie zmieni swojego podejścia a ja nie zamierzam rozpasania tolerować pod moim/naszym dachem. Ostatecznie stanęło na tym, że będzie wychowywał swoje dzieci po swojemu (czyli bezstresowo) ale bez mojego udziału.

Kolorowa1993 napisał/a:

Czym według mnie różni się taki ojciec od twojego M? Niczym, ani z jednym ani z drugim bym się nie związała i nie akceptowałabym ich podejścia po równi, bo w moim mniemaniu ojcem trzeba być, a nie się nazywać i przelewanie na konto nikogo ojcem nie czyni.

No i tym samym przekreśliłaś wielu wartościowych ludzi , których sytuacja życiowa i materialna, być może kiepskie miejsce zamieszkania zmusiło do tego, by za pracą wyjeżdżać do innego województwa lub innego kraju. Pracuje w takiej branży, że spotykam wielu ludzi , którzy przyjechali tu "za chlebem". Wielu  z nich to bardzo wartościowi ludzie, którzy właśnie ze względu na możliwość uzyskania godnego dochodu wyjeżdżają na cale tygodnie zostawiając żonę z dziećmi w domu.

Kolorowa1993 napisał/a:

Nie ma czegoś takiego jak "płaci kasę na konto by matka opiekowała się dziećmi".

Nie składnie się wyraziłam. Oczywiście chodzi mi o sytuację kiedy ojciec wyjeżdża za pracą a matka zostaje w domu i opiekuje się dziećmi. Wtedy ojciec przekazuje kasę matce, by miała w tym czasie za co kupić dzieciom jedzenie, ubrania, tudzież opłacić rachunki.  Czyż nie tym samym są alimenty , które co miesiąc ojciec wpłaca na konto matki dzieci? Nie jest to oczywiście żadne wynagrodzenie dla matki , ale nade wszystko z tych pieniędzy powinny być zabezpieczone potrzeby dzieci.

7,001

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

Spokojnie, ja nie oceniam jakieś tam nerwowości, chwili gdy brak komuś siły, czy gdy zwyczajnie się na coś zdenerwował czy zirytował.

Mieszkanie z facetem z dzieckiem to nie chwila nerwowości czy braku siły. To 24 h ciągłej opieki nad tym dzieckiem, pomocy, prania, sprzątania, wychowywania, zawożenia, przywożenia, odrabiania lekcji, oglądania występów w szkole, konkursów, zawożenia na zajęcia dodatkowe, leczenie chorób, zapobieganie chorób, zapewnianie rozrywek, zapewnianie wychowania, opracowanie 24-godzinnego systemu kar, nagród, konsekwencji, dzieleniu dnia na zabawę i obowiązki i milion innych rzeczy, które na Ciebie spadną w obliczu braku matki. Twój facet, choćby był aniołem, podświadomie zacznie przekładać na Ciebie część tych obowiązków, jako że staniesz się dla dziewczynki zastępstwem matki. Bo nawet najbardziej perfekcyjni ojcowie roku, którzy są wzorcem dobrego wychowania i ojcostwa, zawsze prędzej czy później przekazują odpowiedzialność za dzieci macochom prawdopodobnie ze względu na uwarunkowania biologiczne, jakiś atawizm czy też stereotypy społeczne. I wtedy zrozumiesz, że masz przed sobą obcą małą istotkę, której (mimo największej sympatii) nie kochasz miłością macierzyńską (bo taka istnieje tylko wobec własnego dziecka), którą musisz zaakceptować w pełni - z zaletami, wadami, fochami, złością, przytulaniem, odrzuceniem, osaczeniem, problemami psychicznymi, fizycznymi i emocjonalnymi, z chorobami, buntem - ze wszystkim. I o ile rodziców napędza bezwarunkowa miłość do dziecka, to Ty będziesz musiała to wszystko dać mniej lub bardziej poświęcając siebie. To nie będzie naturalny odruch matka-dziecko, tylko relacja dorosły-dziecko. Nie będziesz naturalnie w pełni akceptowała małej, tylko będziesz się uczyć ją akceptować. To tak jakbyś z dnia na dzień wzięła losową osobę z ulicy do swojego domu i musiała się z nią szczerze zacząć przyjaźnić, dać wszystko z siebie, klucze, opiekę, bez względu na charakter tej osoby.


Macocha nie kieruje się instynktem macierzyńskim wobec pasierbów i pasierbic tylko uczy się zachowań. I to jest właśnie takie trudne.

7,002

Odp: Być drugą i macochą

Ale przecież można być za granicą i mieć świetny kontakt z dziećmi, a po powrocie do domu naprawiać ten kran i kosić trawę razem z dzieckiem. Chodzi o relację, o chęć bycia z tym dzieckiem gdy ma się wolną chwilę.
Być może twoim zdaniem przekreśliłam wielu wartościowych ludzi, ale ja sama nie uważam ich za wystarczająco wartościowych, jeśli czuli się spełnieni obowiązkowo bo "przelali kasę na konto". Tu nie chodzi o bycie przy dziecku cały czas, a więc znowu nad interpretujesz i nie czytasz moich odpowiedzi ze zrozumieniem.
Ja nie popieram też ojców co zajmują się tylko pracą, a po pracy telewizorem, co nigdy z synem nie zagrają w piłkę, a z córką nie pójdą na lody. Nie popieram i już, i jak dla mnie nie ma na to usprawiedliwienia, bo gdy już jest w tym domu, to ta godzinka czy dwie z własnymi dziećmi, by chyba nie sprawiła, że by umarł, prawda? Nie widzę też przeciwwskazań by przez telefon niegrzecznemu dziecku palną jakąś regułką czy kazaniem i nawet na odległość wyciągnął konsekwencje, choć tu wiadomo, że wtedy trzeba by było się z matką dziecka dogadywać, ale jeśli mieszkaliby razem i byli rodziną, to chyba nie byłoby nic niemożliwego do spełnienia, nie sądzisz?
Dla mnie po prostu PŁACENIE TO NIE WSZYSTKO. By być ojcem trzeba robić znacznie więcej niż przekazać geny w plemniku i pieniążki na konto.

7,003

Odp: Być drugą i macochą

Ale naprodukowałyscie dziewczynki

no to zdaje sie ze ja tez podchodzę pod pato,hehehe ze swoim stosunkiem do przychowku męża i to nawet bije na glowe wszystkie macochy z tego forum,ale co sie będę chwalić...

dodam tylko zainteresowanym,po latach widzialam sie ze,swoja nieszczęsną pasierbica ,no cóż podsumowując ,bez zmian,nadal roszczeniowa,rozkapryszona i tępa leserka,ale niczego innego nie spodziewałam sie zastać,dla wtajemniczonych --oczywiscie spotkanie bylo nie u mnie w domu bo moja patologiczna dusza nie dopuszcza za próg dziewoi,same wiecie dlaczego

aaaaa jeszcze widze tu temat ślubów ,komunii ,bierzmowan i tych innych powodow do bywania razem, mezem
otoz ja nie bywałam na zadnym z takich,malo tego  na ewentualny slub czy wesele tez sie nie wybieram i uprzedzę pytanie marzy i jej podobnych ,maz juz o tym wie od dawna i niczego innego sie nie spodziewal,a czy pojdzie sam czy jak tam sobie chce to nie jest mój problem

7,004

Odp: Być drugą i macochą

ciocia-ola

właśnie przeczytałam wszytkie Twoje posty i mam ochotę się do Ciebie przytulić tongue
teraz trochę wazeliny, ale ogromny szacunek jak doskonale radzisz sobie w tej pogmatwanego sytuacji, widać w Tobie ogrom spokoju i rozsądku.
Czuję się podobnie, mam wrażenie, że jakoś poukładaliśmy sobie to nasze posklejane życie, ale emocje jakie mi towarzyszą przerastają mnie, i mam wrażenie że tylko ja (nie T, nie młoda i nie eks) nie potrafię sobie z tym poradzić...

Czy mogłabym również poprosić o namiary na Waszego psychologa ?
Mieszkam na północy, więc może akurat smile

7,005

Odp: Być drugą i macochą

chyba jestem Wam winna przeprosiny smile Przepraszam.

nie potrzebnie użyłam słowa patologia, dla mnie nie ma ono tak dużego wydźwięku jak dla Was, nie było to skierowane personalnie do żadnej z Was, każda ma swoją historię i daję sobie wszystkie kończyny uciąć, że jakiekolwiek Wasze poczynania, nie mają na celu udupienia pasierbic, tylko ochronę własnej rodziny.

7,006

Odp: Być drugą i macochą

Ciocia-Ola - Mnie takie coś jak "stanie się matką dla dziewczynki" nie grozi, a przynajmniej nie przy tym partnerze. Ta dziewczynka już sama potrafi iść do lekarza, kupić leki gdy jest chora czy boli ją głowa, sama też odrabia swoje lekcje, nie potrzebuje być nigdzie wożona. Mnie i ją dzieli za mała różnica wieku, bym to ja jej matkowała, dlatego być może mój stały, taki pewny związek z tym mężczyzną, gdybyśmy razem zamieszkali, byłby znacznie trudniejszy niż gdyby miał to dziecko znacznie młodsze. Z pewnością są i plusy i minusy gdy dziecko jest malutkie i też są plusy i minusy gdy jest to dziecko trochę starsze. Nie będę miała przed sobą "malutkiej istotki". No i nie zgodzę się z tobą, że prawdziwa więź rodzicielska istnieje tylko tam gdzie są uwarunkowania biologiczne. Ja swojego ojca nie kocham, za to kochałam partnera mojej matki. Znam też faceta co był w stanie wychowywać nieswoje dziecko, nawet gdy matka tego chłopca ich zostawiła (ten chłopiec to mój kolega, dziś już dorosły). Dla mnie uczucia to nie geny i nie krew, ale nie mam pewności czy kiedykolwiek będę żywiła jakieś uczucia do córki swojego partnera. Uczucia to poświęcony czas, relacja, a nie "biologiczność". Zgadzam się jednak, że jest to trudne, że jest to taka kwestia nauki akceptowania siebie nawzajem i współżycia z sobą tak na co dzień, ale nie każdego rodzica też napędza "bezwarunkowa miłość", nie każda matka ma "instynkt macierzyński". Jednak tak jak mówię, mnie taka sytuacja nie będzie dotyczyła, bo to już nie maleńkie dziecko, czy kilkulatka w warkoczykach, a nastolatka z dredami.

7,007 Ostatnio edytowany przez kjim (2016-09-01 13:57:20)

Odp: Być drugą i macochą
zabka_ napisał/a:

chyba jestem Wam winna przeprosiny smile Przepraszam.

nie potrzebnie użyłam słowa patologia, dla mnie nie ma ono tak dużego wydźwięku jak dla Was, nie było to skierowane personalnie do żadnej z Was, każda ma swoją historię i daję sobie wszystkie kończyny uciąć, że jakiekolwiek Wasze poczynania, nie mają na celu udupienia pasierbic, tylko ochronę własnej rodziny.

Dziękuję. Przeprosimy przyjęte.


Cześć Lusilju - Ty patolu smile dawno Cię tu nie było. Co spowodowało tę nieoczekiwaną konfrontację z pasierbicą? Jakaś siła wyższa?

7,008

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

Ja w ogóle byłam w szoku, gdy się dowiedziałam, że mężczyzna, z którym sypiam ma dziecko, bo na takim etapie na jakim byliśmy i na takich zasadach na jakich się spotykaliśmy (bez żadnych zobowiązań, jako odskocznia od codzienności) on nie miał obowiązku mi się zwierzać. W końcu zaczęliśmy się do siebie zbliżać, zaprzyjaźniać, itd i na chwilę obecną nie wiem co robić dalej i w którą stronę dalej to ciągnąć. Tak czy inaczej młodą poznałam.

Witajcie macochy... , czy nie własną wygodą się kierowałaś w tych relacjach ? Ty masz prawo żyć po swojemu...a my nie ? smile


Kolorowa1993 napisał/a:

Boże, jaka się dyskusja wywiązała. Ja nawet nie sądziłam, że mój post ją wywoła. Mnie chodziło jedynie o to, że ojciec powinien zawsze pozostać dla dziecka ojcem, a nie się odcinać. Tu padły słowa, że dzieci nie mogą przebywać w domu ojca i macochy, bo on ich nie wychowuje, nie panuje nad nimi, na wszystko im pozwala (tak zrozumiałam ten post). Ja bym się zastanawiała jakim on jest więc człowiekiem, jakim jest ojcem, bała bym się z takim kimś budować rodzinę

nie każdy chce walczyć całe życie z ex o to by pozwoliła wychowywać wspólne dzieci... czasami ten ojciec przegrywa z postawą matki swoich dzieci ..i co ma zrobić ?? poświęcić się? w sądzie nie ma szans... co ma zrobić ?
taka scenka z mojego prywatnego patologicznego życia ..
10 latek popuszcza w majtki podczas gry na kompie- bo nie chce odejść ... ojciec tłumaczy, prosi, grozi.... w końcu daje mu miskę z wodą i każe wyprać osrane gacie.
Reakcja matki - awantura , ze jak mamy problem z praniem po młodym to on może w ogóle nie przyjeżdżać do ojca.......
kolejna sytuacja.....młody nie chce się kąpać... a to nie jest już pachnący bobas...tyko śmierdzi facetem zwłaszcza gdy wróci z boiska.... i M walczy z synem słysząc że "mama w domu go nie zmusza"...
Powiedz jak wychowywać ?
Ex traktuje mojego faceta jak bankomat , jest miła i rozmawiająca jak chce kasę... ich syn od roku zachowuje się podobnie.

A teraz ja w tym wszystkim... mam zgrywać miłą macochę ???? Młody bez zwrócenia uwagi przez M nie mówi nawet dzień dobry .... w moim domu ma swój pokój co uważam było największym błędem !
On ma swój dom u matki, swój pokój i tak dalej....
Kiedyś miałam głowę pełną takich nierealnych mrzonek o wspaniałym wspólnym życiu jak Ty.... a teraz staram się dbać o siebie i swoje dziecko... i nie interesować sprawami M i jego syna.... bo mam jedno życie i chce je przeżyć normalnie ...

7,009

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:
zabka_ napisał/a:

chyba jestem Wam winna przeprosiny smile Przepraszam.

nie potrzebnie użyłam słowa patologia, dla mnie nie ma ono tak dużego wydźwięku jak dla Was, nie było to skierowane personalnie do żadnej z Was, każda ma swoją historię i daję sobie wszystkie kończyny uciąć, że jakiekolwiek Wasze poczynania, nie mają na celu udupienia pasierbic, tylko ochronę własnej rodziny.

Dziękuję. Przeprosimy przyjęte.


Cześć Lusilju - Ty patolu smile dawno Cię tu nie było. Co spowodowało tę nieoczekiwaną konfrontację z pasierbicą? Jakaś siła wyższa?

no w sumie to mój stary mnie wrobił w to gowno ,chociaz sytuacja byla taka ze moglam sie wymiksowac,chociaz nie bylo warto bo to takie większe pól godziny bylo,a jakbym sie wymiksowala  to maz by jechal specjalnie ,ale w sumie to wywiedzialam sie czego chcialam,przynajmniej mam kontrole nad pewna sprawa,ale znieść dziewuchy nie moglam ,tu bez zmian,a nawet gorzej

7,010

Odp: Być drugą i macochą

Mnie zona taty przeprosila za to, zevtraktowala mnie i Ole jak intruzow w zyciu ojca. Powiedziala, ze byla zazdrosna o mame, bala sie, ze wroca do siebie. Chodz nadal czuje zal i minie jeszcze troche czasu zanim jej wybacze, to przestalam ja nienawidzic. Sytuacja w domu szwagra sie unormowala W od porodu zachowuje sie bez zarzutow.

7,011

Odp: Być drugą i macochą

chceuciekacstad - Ja wiem że każda sytuacja jest indywidualna, a twoja jest trudna. I nie mam mrzonek. Zacznijmy od tego, że nie patrzcie na mnie z góry przez pryzmat mojego wieku, czy "bo nie przeżyłaś tego co my", bo wy też nie przeżyłyście tego co ja i ja na was z góry nie patrzę. Akurat w twojej sytuacji to twój facet powinien się dogadać z byłą, a na młodego zwyczajnie huknąć, a jak ona grozi "to młody nie będzie do was w ogóle przyjeżdżał" to sądownie ustalić widzenia choćby na weekendy i z tego postanowienia sądu korzystać. I wiem, że sądy nie zawsze są sprawiedliwe, spokojnie, to akurat poznałam na własnej skórze. Ty jednak nie powinnaś mieć pretensji do tego 10 latka, który jest pewnie buntowany przez matkę. Kobiety też są różne i wiem jak potrafią własne dzieci skrzywdzić, byleby dokopać byłemu. Może warto więc byłoby by ojciec z tym synem tak po męsku porozmawiał i nie dawał sobie wchodzić na głowę, ale jednocześnie nie trząsł przy tym portkami myśląc co ex na to powie? W końcu to już duży, 10letni facet, więc powinien zrozumieć racjonalne argumenty, konsekwencje pewnych zachowań, a nie rzucać się jak niemowlak, prawda?

7,012

Odp: Być drugą i macochą
Kolorowa1993 napisał/a:

chceuciekacstad - Ja wiem że każda sytuacja jest indywidualna, a twoja jest trudna. I nie mam mrzonek. Zacznijmy od tego, że nie patrzcie na mnie z góry przez pryzmat mojego wieku, czy "bo nie przeżyłaś tego co my", bo wy też nie przeżyłyście tego co ja i ja na was z góry nie patrzę. Akurat w twojej sytuacji to twój facet powinien się dogadać z byłą, a na młodego zwyczajnie huknąć, a jak ona grozi "to młody nie będzie do was w ogóle przyjeżdżał" to sądownie ustalić widzenia choćby na weekendy i z tego postanowienia sądu korzystać. I wiem, że sądy nie zawsze są sprawiedliwe, spokojnie, to akurat poznałam na własnej skórze. Ty jednak nie powinnaś mieć pretensji do tego 10 latka, który jest pewnie buntowany przez matkę. Kobiety też są różne i wiem jak potrafią własne dzieci skrzywdzić, byleby dokopać byłemu. Może warto więc byłoby by ojciec z tym synem tak po męsku porozmawiał i nie dawał sobie wchodzić na głowę, ale jednocześnie nie trząsł przy tym portkami myśląc co ex na to powie? W końcu to już duży, 10letni facet, więc powinien zrozumieć racjonalne argumenty, konsekwencje pewnych zachowań, a nie rzucać się jak niemowlak, prawda?


Nie wiem ile masz lat, jeśli w nicku jest data urodzenia..to fakt młoda jesteś i mało wiesz tongue smile
Zazdroszczę optymizmu i wiary w racjonalność u ludzi i szczerze życzę by Ci doświadczenie życiowe nie zmyło tego wszystkiego .

dla przejrzystości wypunktuję:
1. ustalenia co do widzeń M ma sądowne - godzina, data miejsce... ex olewa, nie otwierała drzwi, wyjeżdżała,   .. gdy M przyparty do muru dostał poradę od adwokata żeby egzekwować bo to prawomocny wyrok .. to powiedziała żeby z policją przyszedł..i pokazał synowi jaki jest silny...
2. M boi się nie ex tylko że syn się odwróci - każda wojna z ex o syna jest przedstawiana przez nią i jej rodzinę że M chce ją zniszczyć , zabrać syna ..
3. A dlaczego ja nie mam mieć pretensji do 10 latka że nie spuszcza wody w toalecie ? że wyciera kozy w kanapę ? że talerz zostawia byle gdzie że woła w powietrze pić mi się chce! jeść .. - każdemu dziecku mojemu , w rodzinie czy sąsiadów zwróciłabym uwagę - jest w moim domu , niegrzecznie sie zachowuje ... Ale jak zwracam "pasierbowi" to jestem złą macochą !
On jest gościem w naszym domu, chciałabym by był mile widzianym..ale to nie zależny ode mnie tylko .
4. Dziecko wychowywane w takich wzorcach jak syn M, ... nigdy nie będzie  racjonalne ... naturą człowieka jest robić to co jest dla niego najlepsze ,,najłatwiejsze. On nie chce robić niczego co sprawia mu trudność - zniechęca się przy pierwszych trudnościach , ... poza tym kłamie, szpieguje nas ... donosi matce co robimy, kupujemy co mówimy... nie tylko nas...
Kiedyś mówiłam że to normalne u dzieci ... matka pewnie wypytywała.. teraz on sam z siebie to robi bo tak jest nauczony.
Kolorowa... życie i wychowanie w takich warunkach programuje dzieci ... na roszczeniowe lenie .
Ja również miałam trudne dzieciństwo , trudne wejście w dorosłość ... wierzyłam w ludzi , w dobroć i racjonalność .
Doświadczenia mnie wyleczyły z tego.

7,013

Odp: Być drugą i macochą

Podoba mi się to co pisze ciocia-ola o "macierzyństwie" macoch... że to idealistyczne oczekiwać od macoch, że zakochają się w pasierbach "od pierwszego wejrzenia" albo będą traktowały dzieci partnera z inną kobietą jak własne. Nie jak własne ... lepiej niż własne, bo powinnyśmy być pobłażliwe, bo tak jak napisała marza - pasierbowie mają gorzej. Mają gorzej niż mój syn, bo nie mają pełnej rodziny, ale ... czy to moja wina...? Za to, że nie mają pełnej rodziny mogą mieć pretensję do matki i ojca, bo akurat ja z tym nie miałam nic wspólnego. Już padły tu kiedyś słowa, które zapadły mi w pamięć "nic nie wynagrodzi dzieciom rozwodu rodziców i rozpadu ich rodziny" - podpisuję się pod tym i dodaję, że nie aspiruję, aby córkom M rekompensować cokolwiek i żyć w poczuciu winy, że mieszkam z ich ojcem. A może ... to one powinny być zadowolone, że dzięki M i mnie widzą jak funkcjonuje w codzienności normalna rodzina, której są częścią. Widzą normalne relacje między mężczyzną i kobietą, jak się dogadują itd.
I to co pisze chceuciekacstad.... pasierbowie przychodzą często z oddechem swojej matki na plecach, która zionie niechęcią i pragnieniem dokopania byłemu mężowi i jego partnerce/dzieciom. Im dłużej jestem w relacji "druga/macocha" tym mniej się gryzę swoimi potknięciami (tak... zdarzyło mi się raz wpaść w szał i zrobić dziewczynom karczemną awanturę), bo widząc dysfunkcje relacji między byłymi  małżonkami, dziwactwa i gierki eks, fochy M, niezrównoważenie emocjonalne pasierbic (nikt je nie uczy dystansu i samokontroli), to myślę sobie, że przede wszystkim mam chronić syna i siebie przed bagienkiem, które mam jako dodatek do faceta z przeszłością. Mi się coraz mniej chce myśleć o tym, co dobre dla dziewczyn... chodzi o to, że często rodzice walczą ze swoimi dziećmi dla ich dobra np. zabierają je do muzeum, podczas gdy te wolą siedzieć w domu i rypać w gry albo gapić się na Disney Channel. Ja miałam szczere chęci angażować się w opiekę nad młodymi i współuczestniczyć w ich wychowaniu, ale już jestem mocno dupskiem na ziemi. Teraz chodzi mi o to, żeby jak najmniejszymi ofiarami być dla nich dobra i traktować je uczciwie, ale to wszystko z mojej strony. Miłość, odpowiedzialność za ich rozwój, przygotowanie do życia - to drodzy Państwo obowiązki ich rodziców i ja już między wódkę, a zakąskę pchać się nie będę. Nie chcę wyręczać M w jego zadaniach, bo ciocia-ola ma świętą rację - facet chciałby, żeby to kobieta przejmowała od niego obowiązki w zakresie wychowania (w szczególności córek) i mój M próbuje mnie tak wmiksować w "przyszywane macierzyństwo"

7,014

Odp: Być drugą i macochą

Moze to bedzie zaskoczenie dla wszystkich co tu napisze,ale znam 1 przypadek gdzie "macocha" szczerze pokochola corke meza jak swoje wlasne dziecko. Dzisiaj to dziecko ma 70 lat a jej moge napisac druga mama dobiega 90. Jest to wspaniala starsza Pani ktora trojke dzieci traktowala tak samo, dwoje wlasnych i corke meza, ktora swoja mame stracila jak miala 7 miesiecy.

7,015

Odp: Być drugą i macochą

marza2 - nie zaprzeczam, że takie cudowne macochy i pasierbice się zdarzają smile niestety nie trafiają one na forum samopomocowe "być drugą i macochą" .......
gdyby jednak zdarzył się cud i na to forum trafiłyby i takie szczęśliwe macochy, z wdzięcznością wysłuchałabym konstruktywnych rad jak radzić sobie ze złośliwościami eks i rozbrykanymi pasierbicami, których nie ogarniają ich właśni rodzice. I ja także znam kobietę, której matka owdowiała, po czym wyszła drugi raz za mąż za faceta z którym też miała dzieci, a on dobrze traktował zarówno swoje dzieciaki jak i wniesione w posagu przez żonę-wdowę. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonana, że za większość patologii w życiach macoch wywołują chore relacje między byłymi współmałżonkami, które przekładają się na dzieci, a macochy to de facto ofiary związku w które weszły smile

7,016

Odp: Być drugą i macochą
marza2 napisał/a:

Moze to bedzie zaskoczenie dla wszystkich co tu napisze,ale znam 1 przypadek gdzie "macocha" szczerze pokochola corke meza jak swoje wlasne dziecko. Dzisiaj to dziecko ma 70 lat a jej moge napisac druga mama dobiega 90. Jest to wspaniala starsza Pani ktora trojke dzieci traktowala tak samo, dwoje wlasnych i corke meza, ktora swoja mame stracila jak miala 7 miesiecy.

Marza, ale tu macocha weszła w rolę matki/rodzica  , bo dziewczynka straciła biologiczną.
To jest zupełnie inna sytuacja.

Od nas wymaga się bycia odpowiedzialnym finansowo i fizycznie za dziecko partnera, ale nie wolno nam już niczego wymagać od tych dzieci .

7,017

Odp: Być drugą i macochą

Ja niestety nie dałam rady..Mój 5 letni związek się rozpadł ale nie przez dziecko, które miało klopot z emocjami, zazdrością , tylko przez partneRa który stwierdził że nie będzie wychowywać swojego dziecka, bo to rola matki a on spotyka się z nia tylko raz w tygodniu i zamierza spędzać miło czas... Przykre..

7,018

Odp: Być drugą i macochą
marza2 napisał/a:

Tendre a jak Kobieta ktora ma juz dzieci z poprzedniego zwiazku i wprowadza sie do domu nowego partnera to jej dzieci maja prawo zamieszkac razem z nimi?

To ich decyzja. Jak mężczyzna z dziećmi wprowadza się do domu kobiety - to siłą rzeczy klucze dzieci też dostają.

7,019

Odp: Być drugą i macochą
zabka_ napisał/a:

jak doskonale radzisz sobie w tej pogmatwanego sytuacji, widać w Tobie ogrom spokoju i rozsądku.

Trzymam się tylko dzięki radom psychologa raz na dwa tygodnie smile No i dzięki Bogu mój M. jest reformowalny.
Zaraz Ci wyślę namiary na priv smile



Co do udostępniania kluczy, to ja raczej nie będę mogła dać kluczy małej do naszego domu, gdy zacznie się okres dorastania i buntu (obecnie nawet nie prosi), mimo że to ja się wprowadziłam do męża. Szkopuł tkwi w tym, że jak mąż jest na kontrakcie w Niemczech 4 tygodnie, to ja jestem w domu sama i nie wyobrażam sobie, aby pod moją nieobecność (gdy jestem w pracy) córka przyszła sobie do domu z koleżankami na wagary lub co gorsza z kolegą wink bo mimo, że powinna być w tym czasie pod opieką mamy, to u nas będzie chata wolna smile
Marza - już możesz zacząć lamentować, jaką okrutną macochą jestem big_smile

7,020

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:

Moje dzieci mają to co zaoferuję Im ja. Dzieci Exowej i M mają to, co oferują Im ich rodzice.

Święte słowa. Podpisuje się obiema rękoma.
Do tego M korzysta, bo wspólne wakacje to jednak mniejsze wydatki dla niego - płaci tylko za siebie, a wiadomo, że koszty inaczej się rozkładają - paliwo, nocleg itp.

Posty [ 6,956 do 7,020 z 8,269 ]

Strony Poprzednia 1 106 107 108 109 110 128 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Być drugą i macochą

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024