Dzień dobry. Od kilku dni dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie chce mi się wstawać z łóżka ale musze, mam 2,5 letnią coreczkę. Nie chce mi się nic robić, stale mam uczucie, że zwymiotuje, w południe spię razem z dzieckiem a wieczorami kiedy przychodzi mąż z pracy to nie chce mi się rozmawiać. Jest mi żle i plakać mogę na zawolanie ale może pokolei. Mieszkamy w Niemczech od stycznia, tzn, ja z dzieckiem dojechałam do męza w koncu po 1,5 rocznej rozłące.On pracował tutaj i szykował wszystko by nas ściągnąc. Ja zyłam blisko z rodzicami, mieszkałam z bratem i jego dziewczyną. Zawsze było fajnie i wesoło, rodzice praktycznie kazdego dnia, wszyscy razem i chociaż tęskniłam za męzem dawałam rade. W koncu nadszedl ten dzień, że spakowałam się i przyjechalam do Niemiec i o to jestem, strasznie samotna i bez języka. Mąż pracuje od 6 rano do 18, w soboty tez.Nie znam nikogo, tylko szwagierka, jego siostra jest tutaj ale mieszka 30 km od nas i nie może stale być u mnie,. Koszmar, pierwsze miesiące OK, coś nowego i fajnego, w dodatku na Wielkanoc przyjechali rodzice, było super. Teraz w czerwcu mial przyjechac brat z dziewczyną ale nie wyszlo, stracil prace i musi szukac cos nowego. A mnie sie nic nie chce.Martwie sie i smuce bardzo, że nie mogę być z rodzicami, ze nie mogę jeżdzić do nich tak często jakbym chciala bo nie stać nas poprostu na to, maż zarabia ale nie tyle żeby stale podrózować w te czy tamtą stronę. Czy to początek jakiejś depresji??? Nie mam nawet z kim o tym pogadać.Boję sie.
O kurcze MAJCIK34 powinnaś założyć nowy wątek, bo Twoja sytuacja faktycznie może doprowadzić do depresji. Taka samotność doskwiera na emigracji. Tylko cóż Ci można poradzić? To przejdzie za jakiś czas i kiedy mała podrośnie i pójdziesz do pracy, to nie będziesz już tyle sama i na pewno się ułoży, a na razie może jednak spróbuj jeszcze lato spędzić w Polsce u rodziców. Mam przyjaciółkę i siostrę za granicą, one też przeżywają doła samotności. Pamiętam jak moja siostra wyjechała to też siedziała w czterech ścianach z synkiem, nikogo nie znała, nie umiała języka i ciągle płakała, ale teraz jakoś powoli jest lepiej i będzie jeszcze lepiej. Tobie też życzę cierpliwości i powodzenia.
SMUTNY MISIU czekam na wieści.
Długo myślałam, czy napisać co się stało wczoraj, bo to oczernia mojego męża i podkreśla jaka byłam głupia wierząc w miłość, ale traktuję ten wątek w pewnym sensie jako terapia i jest mi lżej, kiedy się zwierzam, więc napiszę. Wczoraj mój mąż się upił i upadł na mnie całym swoim ciężarem. Ja runęłam na plecy, a on upadł na mój brzuch. Waga ponad 100kg. Okropnie się wystraszyłam i krzyczałam w niebogłosy. W plecy i łokieć mam wbity żwir. Jego mama podeszła i jakby nigdy nic powiedziała ".... tu imię męża... powietrze z koła z taczki zeszło i nie mam jak podać krowom jedzenia". Strasznie się rozpłakałam, bo myślałam, że na niego nakrzyczy, żeby uważał, a ona nawet nie zwróciła uwagi na to, że on przewrócił mnie. Na szczęście nic się nie stało, ale teraz widzę, że tylko mi zależy na tym dziecku. Nie mam za złe, że mąż wypił, bo rzadko to robi, ale dziś kiedy wytrzeźwiał nie przepraszał, ani się nie tłumaczył tylko mnie ochrzanił, że tak się darłam i zrobiłam niepotrzebną scenę. Jestem bezradna, zła na siebie, że żyję w takiej mentalności. A do jego mamy mam ogromny żal, że wogóle jej nie zależy na wnuczce.
198 2011-06-10 16:04:25 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-06-10 16:10:38)
MAJCIK załuż nowy wątek z przyjemnością wypowiem się w Nim.
JEŻYKU, ja zrobiłabym mężowi taką awanturę, że na długo by zapamiętał. Jak można być takim nieodpowiedzialnym. Powiec mu do słuchu, że mógł zrobić dziecku krzywdę, a ponadto ty jesteś w 8 msc i powinien być w gotowości, bo jak zaczną się bóle, to kto Cię zawiezie.
Nie wierzę, w takiej sytuacji cholerne koło od taczki było najważniejsze. Ważniejsze niż Ty i dziecko. Co za znieczulica. Powiec jej co myślisz, że jej syn zachował się nieodpowiedzialnie.
U mnie nie ma postępu. List nie przyniósł efektu, nie odniósł się, ani do jednej rzeczy którą opisałam. Napisał tylko to, że marzy o szczęśliwym i udanym małżeństwie. Jakbym ja nie chciała tego samego. Powiedział, że to ja mam jakoś dogadać się z teściową, bo to moja sprawa. On umywa ręce. Popisałam troszkę w wątku "moja przyszła teściowa..."
Podsumowując, mój mąż nie zamierza nigdzie się wyprowadzać, bo ma już dom, nie widzi problemów w zachowaniu teściowej. Uważa, ze problem tkwi we mnie, bo to ja nie umiem się dostosować. Że przecież nie ma nic złego w tym, że nie mamy nic do powiedzenie, bo on nie może powiedzieć matce, żeby dała Nam żyć własnym życiem i przestała uszczęśliwiać Nas na siłę.
A na dodatek powtórzył jej wszystko i powiedziała mi, że jestem panienka z miasta i niewdzięczna.
Jeżyku, smutny_misiu - serce mi pęka, kiedy czytam wasze historie to mnie jeszcze bardziej utwierdza w tym, że gdyby mój narzeczony jednak zmienił obiecane mi zdanie i nie chciał odejść z domu, to po prostu ślubu nie będzie. Za bardzo boję się, że spotka mnie to, co Was.
Strasznie silne z Was kobietki, naprawdę podziwiam! Trzymam kciuki za małą pannę jeżyk, niech będzie silna razem z mamą i nie daje jej za bardzo w kość
A ja się od dawna zastanawiam, jak można być tak ślepym facetem, że nie widzi się, że kobieta, z którą przecież tak niedawno brało się ślub z miłości, jest tak bardzo nieszczęśliwa. Krzyczy z bólu, zranionego serca, a dla niego to żaden argument ...
Jeżyku niewiem co pisać, chyba by się przydał mój mąż, który by troche wstrząsnął Twoim mężem bo zanim chłopak się obudzi to chyba jeszcze trochę się napłaczesz.
Może szkoda, że nie pojechałaś na wszelki wypadek do lekarza bo może to by dało mu trochę do myślenia.
Smutny miśiu pisałaś o własnych planach i może czas się na nich skupić a życie swoje pokaze.
Dziewczyn nie rezygnujcie z siebie ze swojego życia, planów.
Tylko jedno mamy życie i warto walczyć również o własne szczęście.
Małżeństwo to kompromis a nie wieczne ustępstwa.
201 2011-06-10 19:28:17 Ostatnio edytowany przez majcik34 (2011-06-10 19:29:31)
Smutny Misiu nie wiem jaki wątek mam podjąć, cieszę się, że ktoś napisał do mnie bo nie mam nawet z kim pogadać. Mąż właśnie wrocił do domu a ja nie mam siły buzi otworzyć, kiedy to minie??? Samo??? Tak bez niczego???
Jeżyku, chyba trzeba porządnie wstrząsnąć Twoim mężem - wydaje mi się, że teraz już dobitnie przekroczył granicę. Samo to, że się upił, a ma żonę w 8ym miesiącu ciąży i nigdy nie wiadomo, kiedy może być alarm. Piszesz, że rzadko to robi, ale chyba mocno się "ubzdryngolił', skoro się na Ciebie bezwładnie całym ciałem przewrócił. Wydaje mi się, że mogłoby nim wstrząsnąc, gdybyś teraz wyjechała do rodziców w trosce o siebie i dziecko. Powinien poczuć się bardziej odpowiedzialnym za życie Twoje i dziecka.
Miałam nadzieję, że nastąpił wyraźny zwrot ku lepszemu, po tym jak wszystko z nowym domem zaczęło iść do przodu, ale on chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki powienien być i jak powinno być między Wami. Czy na pewno chcesz tkwić w tym związku biernie, może gdybyś wyprowadziła się pomimo wszystko i trudności jakie mogą nastąpić ze strony rodziny, to mąż by zrozumiał, co traci, szczególnie gdy urodzisz i nie miałby zbytnio kontaktu z dzieckiem, bo nie miałby Was na co dzień. Wydaje mi się, że powinno mu się dobitnie pokazać, jaką wartością jest ta najbliższa rodzina, czyli żona i dziecko, a nie mama, w dodatku tak wredna. Przemyśl sobie wszystko na spokojnie, chyba nie chcesz czuć się nieważna, nawet poniewierana, czy kiedyś wręcz szykanowana przez jego rodzinę za jego przyzwoleniem, a więc również przez niego. Pozdrawiam Cię serdecznie.
Czytam Twój wątek od jakiegoś czasu,przeczytałam wszystko i coraz bardziej mi smutno.Życzę ci jak najlepiej ale z tego co piszesz wynika że nic dobrego z tego nie będzie.Też mieszkam na wsi ,gospodarstwa nie mamy i od początku mieszkamy sami.Ale reszta układa się podobnie.Mój mąż też nie szanował tego że jestem w ciąży,że noszę jego dziecko.Nie obchodziło go że dzwigam wiadra z wodą,bo na początku nie mieliśmy nawet wody w domu.Jak miał dobry dzień to mówił że mnie kocha,a jak nie to miał mnie w nosie. Jestem z nim 20 lat,mamy dwóch wspaniałych synów,ale ciągle żyję na huśtawce raz dobrze ,raz żle.Po tych latach jestem kłębkiem nerwów,nie śpię po nocach.Ludzie na wsi są rozni ,to nie zależy od miejsca zamieszkania.Zresztą u nas jest taka wieś że mniejsze gospodarstwa padły,zostało kilka większych,reszta pracuje albo jakoś sobie radzi.Rodzice kiedyś chcieli mi pomóc żebym odeszła od niego.teraz żałuję.
Smutny Misiu nie wiem jaki wątek mam podjąć, cieszę się, że ktoś napisał do mnie bo nie mam nawet z kim pogadać. Mąż właśnie wrocił do domu a ja nie mam siły buzi otworzyć, kiedy to minie??? Samo??? Tak bez niczego???
MAJCIK34, chodziło mi o to, abyś założyła nowy temat o nazwie np. samotność na emigracji w dziale EMIGRACJA I ZYCIE ZA GRANICA, chyba, że temat dotyczący podobnego problemu już istnieje. Bo wtedy osoby, które mają mają podobny problem będą łatwiej mogły tam trafić i podzielić się swoimi odczuciami.
Istnieje też temat "Jeśli ktoś czuje się samotny w małżeństwie proszę podzielić się tym..." w dziale MIŁOŚĆ, ZWIĄZKI, PARTNERSTWO, może tam się odnajdziesz. Nawet nie wiesz, ile osób czuje się samotnych i nie rozumianych w małżeństwie.
Tak MAJCIK34 zaglądaj na wątek o emigracji, tam na pewno Cię ktoś zrozumie. A jeśli chodzi o to czy depresja sama przechodzi to nie wiem. Pewnie niektórzy sobie z nią radzą, ale wydaje mi się że to przede wszystkim kwestia hormonów i uregulować je można lekami. Ja byłam u psychiatry, ale ze względu na ciążę nie mogłam wziąć leków.
SMUTNY MISIU ja mój mąż zacząłmi powtarzać, żebym się w końcu wzięła w garść bo nie jestem dzieckiem a życie to nie jest bajka, więc, żebym w końcu się dogadała z jego mamą a nie ciągle tylko płakała. Pewnie ma rację, tylko że ja nie mam ochoty z nią rozmawiać. Nie chcę choćby jej widzieć. Dziś obudziłam się dopiero o 7, szybko zleciałam na dół, żeby nie było gadania, ale niestety teściowa od razu skwitowała "coraz później wstaje". Płakałam jak zawsze, mąż się na mnie zdenerwował i kolejną niedzielę ja siedzę na górze, a on na dole. Dosyć mam.
SARA71 nie wiem, czy we wszystkich małżeństwach tak jest, ale u nas albo jest bardzo, bardzo dobrze, albo bardzo źle. Denerwuje mnie to, że on tej ciąży jakby nie przeżywa. Nie rozmawiamy o tym, nie wybraliśmy nawet jeszcze imienia, nie wybieramy łóżeczek, wózków. Wszystkie zakupy podstawowe zrobiłam sama, ciążę tydzień po tygodniu obserwuję w internecie sama, pokój sprzątałam sama. I jeszcze jego teksty, że jego matka w ciąży wszystko robiła do samego końca i nic się nie stało. Czuję, że kiedy dziecko się urodzi nawet mi nie pomoże. Chyba nawet się cieszy, że przygotowałam na dole pokój, bo wtedy on będzie się wysypiał na górze. Straszne. Jak to było u Ciebie po urodzeniu synów? Pomagał Ci?
ANIOŁEK nie mam mężowi za złe, że się upił, bo odkąd jesteśmy małżeństwem czyli rok, on nigdy nigdzie nie był z kolegami, więc nie mam mu tego za złe, tylko to, że próbował mnie obarczyć winą, za to że krzyczałam w niebogłosy, żeby uważał i scenę zrobiłam inaczej budowlańcy i jego matka by tego nie zauważyli. Do rodziców nie mam co się zwracać o pomoc, bo faktycznie nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mamy żeby zapytać czy są w domu i czy mogę przyjechać na trochę. Nic jej nie powiedziałam, bo wiem, że nie mogę powiedzieć, bo nigdy mnie nie wesprze, ale moja mama i tak kapnęła się, że jest coś nie tak, bo wcześniej nigdy nie zadzwoniłam i nie zapytałam czy mogę przyjechać. Powiedziała, że nie wie co się tam stało, ale mam tam siedzieć, skoro tak zdecydowałam i że wstyd jej za mnie, że pewnie bym tylko po świecie chciała latać, a czas krowy doić, skoro chciałam męża z wioski.
ORSZULIK Nie jestem jakąś symulantką, dlatego nie pojechałam do lekarza, bo nic mnie nie boli i czuję ruchy.
jeżyku! Kochany jeżyku!
popłakałam się czytając o Twojej matce.... nie rozumiem i chyba nigdy tego nie zrozumiem.... dzieje Ci się krzywda a ona nie próbuje pomóc własnemu dziecku!!
wiem, że to co ci zaproponuję, możesz uznać za szalone, ale wiedz, że jeśli już nie wytrzymasz to możesz liczyć na moją pomoc. nie znam Cię, Ty nie znasz mnie, ale ja nie mogę już czytać i wyobrażać sobie co Ty i Dzieciątko przeżywacie! jeśli tylko chciałabyś odpocząć od tego wszystkiego - zapraszam Cię do łodzi.
POLSZA!!!!! W życiu się nie spodziewałam, że ktoś może mi zaproponować wsparcie w realu. Dziękuję Ci bardzo, ale nie skorzystam. Mam przyjaciółkę w Belgii, więc gdyby naprawdę mąż mnie skrzywdził, miałabym gdzie odpocząć, ale na razie aż tak źle nie jest, żeby uciekać na drugi koniec Polski do obcej osoby. Dziękuję za propozycję, ale mam nadzieję, że nigdy się nie przyda
A z moimi rodzicami to ciężkie życie. Dziś dzwonili, dali mi godzinny wykład jak to ja nikogo nie szanuję, jak to powinnam lecieć do kościoła i klęczeć i przepraszać za to jak się u kogoś zachowuję. Powinnam być wdzięczna, że teściowa mnie przyjęła i dała kawałek ziemi pod budowę domu. Och ile ja o ten kawałek ziemi musiałam prosić męża. Wydzielił z 2 hektarowej działki 34 ary i przepisał w darowiźnie jako wspólnotę. Ja nie oczekuję, że on mi cokolwiek przepisze, ale skoro moje pieniądze z mego mieszkania idą na budowę domu, to oczekiwałam, że działka, droga i dom będzie zapisane na mnie, żeby nikt nigdy w przyszłości mnie z niego nie wyrzucił. Dopięłam swego, ale reszta to wszystko mego męża i jego rodzeństwa, ale on twierdzi że krowy do dojenia są moje, a nie jego rodzeństwa. Mało to, że ojcowizny on nigdy nie odda mi jako wspólnotę, ale jego warunkiem budowy domu była sprzedaż majątku moich rodziców - mieszkania po nich. Ale sam majątku swoich rodziców nigdy mi nie przepisze. Nawet gdyby kiedykolwiek zmienił zdanie, to ja już nigdy nie przyjmę takiej darowizny - jałmużny. Jeszcze twierdzi, że gdybym była inna, bardziej kobieca (czyt. uległa) to nie wymagałby ode mnie sprzedaży mieszkania, tylko byśmy na 100% budowy wzięli kredyt. Teraz mi to mówi, kiedy ja już sprzedałam to co było najważniejsze w moim życiu. A z tym hasłem "kobiecości" to już przestaję rozumieć, bo to chyba znaczy, że być na każde zawołanie, nie odzywać się, ciągle się uśmiechać, pracować, gotować, być damą, być sprątaczką i absolutnie nie mieć wymagań, tylko spełniać czyjeś oczekiwania.
Boże tkwię w tym przez dziecko, przez miłość. Dziś pomyślałam, że chcę popełnić samobójstwo. Oczywiście tego nie zrobię, bo nie mam odwagi.
POLSZA!!!!! W życiu się nie spodziewałam, że ktoś może mi zaproponować wsparcie w realu. Dziękuję Ci bardzo, ale nie skorzystam. Mam przyjaciółkę w Belgii, więc gdyby naprawdę mąż mnie skrzywdził, miałabym gdzie odpocząć, ale na razie aż tak źle nie jest, żeby uciekać na drugi koniec Polski do obcej osoby. Dziękuję za propozycję, ale mam nadzieję, że nigdy się nie przyda
jeżyku ja również mam taka nadzieję. i cieszę się, że masz bliską osobę, na wsparcie której możesz liczyć
Dziś pomyślałam, że chcę popełnić samobójstwo. Oczywiście tego nie zrobię, bo nie mam odwagi.
nigdy! przenigdy tak nie myśl!
nawet nie wiesz jak Ci kibicuję! mam nadzieję, że szybko uwiniecie się z budową. powiedz proszę jak się czujesz fizycznie, jak Dzieciątko? o psychikę nie pytam, bo doskonale wiem, że jest ci strasznie ciężko. pamiętaj jednak, że silna kobieta z Ciebie jest! tyle już przeszłaś. mam nadzieję, że kiedy pojawi się dziecko to obudzi się w Tobie lwica, gotowa bronić potomka przed tym potworem i wtedy zaczniesz dbać również o siebie, nie pozwolisz dłużej się tak traktować.
o twoim mężu nie mam niestety dobrego zdania. dla mnie nie tak zachowuje się głowa rodziny.
ja jestem w związku z 23latkiem. ze wsi. nie jest maminsynkiem. i jak porównuje Twoje małżeństwo do mojego narzeczeństwa, to wierzyć mi się nie chce, że mąż nie ma szacunku do żony, która poświęciła dla niego wszystko, i która nosi jego dziecko!
czasami ten mój "gówniarz" zachowuje się bardziej odpowiedzialnie od tego 30latka!
jednak my nigdy nie mieszkaliśmy z rodzicami. zawsze oddzielnie. i życzę Ci z całego serduszka, aby przeprowadzka do własnego domu była lekarstwem na całe zło, którego doświadczyłaś. aby twój mąż poczuł się jak człowiek odpowiedzialny za swoją rodzinę.
209 2011-06-13 02:33:03 Ostatnio edytowany przez orszulik (2011-06-13 02:44:14)
,,ORSZULIK Nie jestem jakąś symulantką, dlatego nie pojechałam do lekarza, bo nic mnie nie boli i czuję ruchy."
Jeżyku ja bym pojechała (dlatego tak napisałam), po pierwsze bo obawiałabym się czy oby napewno nic się nie stało, po drugie żeby dać odczuć że takie zachowanie jest niewłaściwe ale to tylko moje zdanie.Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i zwyczajnie tego nie ogarniam tak jak zresztą i wielu innych zachowań Twojego męża dlatego pozwól, że opuszczę Twój wątek dla swojego i Twojego spokoju.
POLSZA dziękuję, fizycznie czuję się bardzo dobrze, córka chyba też, bo codziennie daje znać o sobie. Na razie jeszcze niestety bezimienna osóbka Nie możemy się zdecydować. Psychicznie niektóre dni fatalne, niektóre wypełnione optymizmem. Różnie to bywa, jak u każdego.
Masz prawo myśleć co chcesz o moim mężu. Pewnie częściowo masz rację, ale pamiętaj że to opis tylko jednej osoby, w dodatku nie obiektywnej tylko piszącej emocjami.
Żałuję tylko tego, że przeniosłam się z miasta na wieś i że mieszkam u teściowej. Tego, że mam mego męża nigdy bym nie zmieniła. Bardzo go kocham.
ORSZULIK wiem, że napisałaś z troski o mnie, żebym poszła do lekarza, a ja mogłam odpowiedzieć delikatniej. Tu,na forum, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie, więc nie opuszczaj mego wątku. Chętnie posłucham co masz jeszcze do powiedzenia. Mój mąż faktycznie głupio się zachował, ale się zdarza. Jakie inne jego zachowania masz jeszcze na myśli?
Jeżyku ,mój mąż jak było dobrze pomagał mi przy dzieciach jak było gorzej wypijał kilka piw i miał mnie gdzieś.U nas też jest tak że albo jest bardzo dobrze albo bardzo źle.Na początku kilka razy wyprowadzałam się do rodziców na jakiś czas.Mój mąż po każdej awanturze pszepraszał ,jęczał że mnie tak strasznie kocha,wracałam. Teraz nie mam do kogo się wyprowadzać,mama zmarła .Ja też myślę że jednak mimo wszystko kocham mojego męża.Przez ten czas jednak ,kiedy jesteśmy, razem nauczyłam się walczyć o siebie,nie pozwalam sobą pomiatać.Tobie też to radzę,jeśli będziesz taka pokorna to nikt tego nie doceni i będą cię traktować coraz gorzej.Bo oni traktują cię strasznie,nie wiem jak mogą ci kazać tak ciężko pracować mimo ciąży zwłaszcza że pierwszą poroniłaś.Również nie mam najlepszego zdania o twoim mężu,ale to twoja sprawa czy z nim dalej będziesz,tylko proszę pomyśl o sobie ,o dziecku,postaw się im trochę!W ogóle to uważam że masz święty charakter i anielską cierpliwość,oni powinni cię nosić na rękach.Jak znam wieś to myślę że gdyby twoi rodzice mieszkali gdzieś blisko i byli za tobą, byłoby całkiem inaczej.Zaraz by się zaczęła zadyma,rozpowiadanie po sąsiadach jacy to oni podli itd.Wtedy może twojej teściowej zrobiło by się głupio i coś by się zmieniło .Przynajmniej tu gdzie ja mieszkam tak by było,zresztą znam takie przypadki.Będę śledzić twój wątek ,bo strasznie się przejęłam tym co opisałaś.Trzymaj się i dbaj o dzidziusia i chociaż teraz pod koniec ciąży nie pracuj tak ciężko! Wysypiaj się,olej to co mówi ta czarownica.Nie chcę prorokować ale myślę że nawet,jak będziecie mieszkać sami, to ona będzie latać i się wtrącać.tacy jak ona są niereformowalni i zawsze muszą postawić na swoim.
Ja nie oczekuję, że on mi cokolwiek przepisze, ale skoro moje pieniądze z mego mieszkania idą na budowę domu, to oczekiwałam, że działka, droga i dom będzie zapisane na mnie, żeby nikt nigdy w przyszłości mnie z niego nie wyrzucił. Dopięłam swego, ale reszta to wszystko mego męża i jego rodzeństwa, ale on twierdzi że krowy do dojenia są moje, a nie jego rodzeństwa. Mało to, że ojcowizny on nigdy nie odda mi jako wspólnotę, ale jego warunkiem budowy domu była sprzedaż majątku moich rodziców - mieszkania po nich. Ale sam majątku swoich rodziców nigdy mi nie przepisze.
gdzie tu sprawiedliwość, wszystko jest Twojego męża i rodzieństwa, do niczego nie masz prawa, a robota jest Twoja. To Ty pracujesz przy tym, dbasz i ogarniasz. Pracy Twojej nikt nie liczy i nie widzi. Ty nie zasługujesz na ojcowiznę męża, a Ty musiałaś sprzedać mieszkanie, tego też nikt nie docenia i nie widzi. Że niby wszystko co ich jest lepsze, nie zasługujesz na to, ja tego nie rozumiem.
U mnie jest podobnie, dom i wszystko pozostałe jest na teściową, męża i rodzeństwo. Aby zameldowała się musieli na piśmie wyrazić zgodę na zameldowanie mnie, chociaż rodzienstwo nie mieszka już tu od ponad 15 lat. Czułam się podle z tym wszystkim, że tyle osób ma prawo decydowac o moim być albo nie być w tym domu. I nadal nie mam nic do powiedzenia w jakiejkolwiek kwestii. Nawet jak zrobimy czu kupimy coś za swoje pieniądze, to rodze nstwo męża mówi "ale sobie mamo ładnie zrobiłaś to czy tamto". Ona sobie zrobiła?? Nasz pomysł, nasz wybór, nasze pieniądze. Tak więc, ja nigdy nie wierzę, że poczuje się jak u siebie.
Jeszcze twierdzi, że gdybym była inna, bardziej kobieca (czyt. uległa) to nie wymagałby ode mnie sprzedaży mieszkania, tylko byśmy na 100% budowy wzięli kredyt. Teraz mi to mówi, kiedy ja już sprzedałam to co było najważniejsze w moim życiu. A z tym hasłem "kobiecości" to już przestaję rozumieć, bo to chyba znaczy, że być na każde zawołanie, nie odzywać się, ciągle się uśmiechać, pracować, gotować, być damą, być sprątaczką i absolutnie nie mieć wymagań, tylko spełniać czyjeś oczekiwania.
ja też ciągle słyszę, że to, że jest taka a nie inna sytuacja w relacjach miedzy nami, to wszystko moja wina. Bo to ja nie umiem się zaklimatyzować, przyzwyczaić. I wszystko byłoby dobrze, gdybym ja tylko słuchała męża, tego co mówi i robiła to co mi każe. Myślałam, że szlag mnie trafi. Najłatwiej widzieć winę w kimś, a samemu nie móc sobie nic zarzucić.
JEŻYKU, trzymaj się dzielnie, szkoda tylko, że nie masz oparcia w rodzicach, ale może z czasem i oni przejrzą na oczy.
SARA71 Ty masz większy problem, bo Twój mąż lubi wypić i robi awantury. Mojemu to się nigdy nie zdarzyło. Oczywiście mąż pije alkohol, kiedy są święta, czy goście, ale nie zauważyłam, żeby to było coś przesadnego, a już na pewno nie robi awantur. Wręcz przeciwnie, jestem zdziwiona, że on nigdy nie spotyka się z kolegami. On jest domatorem i najchętniej spędziłby całe życie w domu. Pewnie dlatego nie sprawia mu trudności bycie rolnikiem, który zawsze musi być na miejscu. Ja mam inaczej. Najchętniej bym ciągle gdzieś jeździła, podrożowała, spotykała się z koleżankami na plotki i piwo.
Mną nikt nie pomiata. Teściowa żyje po prostu inną mentalności. Wszystko kręci się wokół gospodarstwa, bo ona nigdy nie żyła inaczej, dlatego oczekuje, że ja będę pracować tak jak ona. Zauważyłam, że ona podstępem chce oddać dla mnie swoje dotychczasowe obowiązki. Najpierw niby zapominała nakarmić świnię, czy zamknąć kury i kiedy ja wychodziłam z domu, prosiła, żebym ja to zrobiła, i tak coraz częściej, aż któregoś dnia powiedziała "od dziś ty karm świnię" wtedy ja też raz "zapomniałam" nakarmić świnię i kiedy biedna, głodna świnka nie dała nam spać przez pół nocy, teściowa wróciła bez słowa do swoich obowiązków i mam luz. Ona nie wyobraża sobie, że ja będę mieszkała na wsi i będę kupowała jajka w sklepie. Oh jak kobieta się myli. Pewnie masz rację, że kiedy nawet będziemy na swoim ona będzie się wtrącała, ale wtedy ona będzie mi mogła "naskoczyć" niech przychodzi kiedy chce, mówi co chce, ale w moim domu, to ja będę decydować i nic tego nie zmieni.
SMUTNY MISIU w nosie mam ich ziemię. Najważniejsze że będę miała swój dom i może nawet lepiej, że będzie on zbudowany z pieniędzy za moje mieszkanie. Nikt nigdy mi nie wytknie, że zbudowaliśmy go tylko i wyłącznie z pracy męża na gospodarstwie (bo przecież tu nikt nie pamięta, że ja mam wypłatę i z niej też żyjemy).
Jeżyku,nie mogłam już dłużej czytać tego,co wypisujesz,więc zarejestrowałam się specjalnie dla Ciebie.Jestem przerażona tym,co piszesz i tym,co dzieje się w Twoim małżeństwie.Ja całe szczęście od 40 lat mieszkam w małym mieście i nigdzie nie musiałam się przeprowadzać. Mąż pochodzi z tej samej miejscowości,czyli również z miasta .Podziwiam Ciebie za upór i siłę,której ja na pewno bym nie miała.Nie wyobrażam sobie życia,jakie Ty prowadzisz,ale jednocześnie nigdy,ale to przenigdy nie chciałabym być na Twoim miejscu.Życie nie powinno składać się tylko z wiecznej harówki i umartwiania się.Jesteś młodą osobą,która nic już przed sobą nie ma ,tylko wieczne tyranie na ziemi męża.Postępowania teściowej nie skomentuję,bo nie lubię używać wulgaryzmów ;)Nie obraź się,ale ja nigdy nie chciałabym żyć z takim mężem,jak Twój.Mój mąż wstawał wcześnie rano i o godz.5.00 mył okna,żeby zrobić mi niespodziankę jak wstanę.Śniadanko i kawa też czekały po przebudzeniu
Po pracy ,do tej pory, od czasu do czasu wraca z kwiatkiem,tak bez okazji.Gdy dowiedział się,ze jestem w ciąży dosłownie oszalał. Po urodzeniu syna sam go kąpał,przewijał i wstawał w nocy szybciej niż ja:) Kiedy miał wolne,wracałam z pracy do wysprzątanego domu,a w przedpokoju wisiała kartka ze strzałką DO NIESPODZIANKI:)Najczęściej były to drobiazgi tylko dla mnie:)Kiedy byłam zmęczona,zabierał syna na spacer lub do garażu na wspólne majsterkowanie. Nigdy się nie upił,w ogóle nie pije.I nie piszę tylko po to ,aby się pochwalić,ale po to by powiedzieć Tobie,że ja z Twoim mężem nie chciałabym spędzić reszty mojego życia. Dziewczyno,powiem Tobie jedno:kiedyś na pewno będziesz żałowała swojej decyzji,ale na wszelkie zmiany będzie już za późno.Pozdrawiam
Jeżyku, ja też sledze Twoją historię juz od dawna, jestem tak jak Ty w 8 miesiącu ciąży i bardzo, bardzo mocno 3mam za Ciebie kciuki.. jesteś niesamowitą osobą i rozumiem, że chcesz walczyć..
Kobietko 40+ cieszymy sie razem z Toba, ze Twój maż cie wspiera, ale mysle ze wyliczanie zalet Twojego meza nie pomoze w tym momencie Jeżykowi, Ona wie ze duzo rzeczy nie powinno tak wygladac ale zdecydowala, ze bedzie pomimo wszystko walczyc i to jej prawo...
i bedziemy cie jezyku wspierac, czy zdecydujesz trwac dalej przy mezu czy podejmiesz zupelnie inna decyzje, ja wiem jedno JESTES NIESAMOWITA
moze Sara ma racje, ze gdybys miala bliskich na miejscu, nie pozwoliliby na to.. ze obawialaby sie tesciowa tego co ludzie mowia, wielka szkoda ze jestes tam sama.. ale postaraj sie ustalac granice, bardzo dobrze zrobilas, ze nie pozwolilas na obarczenie cie obowiazkami przy swiniach, ze zagralas strategicznie..
Śledzę Jeżyku Twój wątek już od jakiegoś czasu i podziwiam Cię za cierpliwość, i upór w dążeniu do szczęścia. Twoja teściowa jest staroświecka i nie zna innego życia, podąża utartymi przez siebie ścieżkami, myśli utartymi przez siebie schematami i pewnie boi się tego, że nie będzie już główną panią domu, że może zastąpić ją ktoś jednak dla niej obcy.
Ja chciałam poruszyć kwestię ziemi bo trochę dziwi mnie to, że Jeżyku i Smutny Misiu tak jakby bierzecie za oczywiste, że mężowie powinni Wam ją przepisać. Jeżyku mąż oczywiście dobrze zrobił, że zapisał Waszą działkę i dom jako wspólnotę, ale jeśli chodzi o resztę ziemi to może sprawa ma się tak, że on się po prostu boi? Piszesz, że jest inteligentny więc może też widzi, że może być różnie? Poprzez takie przepisanie ziemi na współmałżonka mogą być problemy w trakcie np. rozwodu. Nie życzę Wam tego, ale sama wcześniej pisałaś, że miałaś myśli o odejściu. Czy wszyscy rodzice w mieście przepisują mieszkanie na syna i synową lub córkę i zięcia, którzy po ślubie z nimi zamieszkują? Opowiem Ci przykład znajomych ludzi, którzy przez to, że zapisali piętrowy dom i ziemię na syna i synową teraz przechodzą przez piekło. Z synową nie układało im się dobrze, ale mieszkali wiele lat razem. Ich syn umarł, a synowa wyprowadziła się, pozmieniała zamki w części domu w której mieszkała. Jak lało się z dachu to nie mieli nawet jak tam wejść. Ona chce dom, który zbudowali jej teściowie zanim poznała ich syna i zanim wyszła za niego za mąż, sprzedać. Takich przykładów jest mnóstwo i myślę, że ludzie nie chcą przepisywać majątku uzyskanego przed ślubem żeby nie mieć kiedyś problemów. Ty sprzedałaś swoje mieszkanie, ale tym samym zyskałaś własny dom i działkę. Resztą majątku, ziemią bym się nie przejmowała. Co do krów to wspominałaś, że mąż nie będzie ich trzymał w przyszłości, a poza tym wątpię żebyś po urodzeniu dziecka i powrocie do swojej pracy miała czas jeszcze na krowy.
Jeśli chodzi o rodzeństwo męża i to, że ma zapisaną ziemię to dla mnie jest tak jakby naturalne, że rodzice przepisują swoim dzieciom ziemię jeśli ją mają. Ludzie często robią tak, że mają na siebie ziemię, ale jej nie uprawiają bo w razie utraty pracy mają ubezpieczenie z KRUS-u. Jest to dla nich takie zabezpieczenie. Pomyślcie Jeżyku i Smutny Misiu, że np. Wy wychowałyście się na wsi, doszłyście do porozumienia z rodzicami, że ileś tam ziemi jest na Was, Wasi bracia pozostali na gospodarstwach, ale pojawiły się ich żony, które mają Wam za złe, że ziemia jest m.in. na Was. Czy rodzeństwo Waszych mężów czerpie korzyści z Waszej pracy? Czy Wasi mężowie oddają zarobione w gospodarstwie pieniądze swojemu rodzeństwu?
KOBIETKO40+ gratluję cudownego męża. Każdy ma wybór, ja wybrałam tak i nigdy nie żałowałam akurat wyboru mego mężczyzny. Żałuję tylko mieszkania na wsi i u teściowej w domu. Męża nigdy nie żałowałam, bo szczerze go kocham, a będąc na swoim życie będzie wyglądało inaczej i on też będzie miał swoje obowiązki w domu. Nie zgadzam się z tym, że przede mną już nic nie ma, tylko harówka na gospodarstwie, bo przecież pisałam, że za jakiś czas (może jakieś 5lat, zależy wszystko od finansów) mąż zrezygnuje z krów i zamierza się przekwalifikować na daniele. Tej jesieni zamierzamy kupić pierwszą turę. Te zwierzęta kupuje się wyłącznie w październiku po zakończonej rui, więc to, że wymyśleliśmy takie rozwiązanie zimą, nie oznaczało, że nagle kupimy 100 samic i będziemy z tego żyli. Takie przekwalifikowanie to koszt kilkuset tysięcy zł, bo po pierwsze ogrodzenie to kilkadziesiąt tysiący zł, budowa odławialni, nauka hodowli tego zwierzęcia i właśnie kupno tych zwierząt również liczone w tysiącach zł. To nie jest takie proste. A że wymyśleliśmy to w zimę, to tak jak piszę do tej pory zrobiliśmy tylko dwa kroki, przygotowaliśmy pale na siatki i mąż zapisał się do zwiazku jeleniowatych. Teraz trzeba czekać do września, żeby zebrać ostatni plon z ziemi, które ma być ogrodzona, ogrodzić ją, potem czekać do października na możliwość zakupu zwierząt. Wcześniej jest to nie możliwe, bo od maja odchowują potomstwno, potem się rozmnażają i dopiero po tym okresie można je przesiedlać.
Właśnie przede mną całe życie. Nowy dom, dzieci, w końcu mieszkanie bez teściowej, nowa hodowla, lepsza perspektywa na życie. Tylko nie można mieć wszystkiego od razu. To są lata pracy. Dom jakieś dwa lata, zmiana hodowli jakieś pięć lat. Całe życie przede mną i moją rodziną. Ja naprawdę w to wierzę i daje mi to pałera do dalszego życia, bo inaczej już dawno bym się załamała.
KASIENKA173 gratuluję ciąży. Jak się czujesz i jaka płeć? Ja już zaczynam bać się porodu. Do tej pory czułam się super, ale teraz już jest coraz ciężej. Mam zadyszkę i obijam się o ściany. Dziwnie brak mi równowagi.
CHOCHLICZEK masz rację z tą ziemią. Raczej myślę o dziecku, żeby w razie czego coś zostało mu po ojcu, niż o sobie. Teraz nawet jakby kiedykolwiek chciał mi dać coś w darowiźnie, to nie przyjmę. Jak będzie chciał to przepisze na dziecko. Dla mnie najważniejsze było uregulowanie ziemi pod nasz dom, żeby nikt nigdy mnie stamtąd nie wyrzucił.
Wczoraj przenieśliśmy się z mężem do odnowionego pokoju. Mimo, że łóżko się nie zmieniło, to nie mogliśmy zasnąć w nowym miejscu. Mężowi było smutno i przeżywał jak to będzie jak trzeba będzie już opuścić rodzinny dom i przenieść się do nowego. Może chociaż w niewielkim procencie zrozumiał moją tęsknotę za domem. Był smutny i zastanawiał się jak to będzie, jeśli jego brat nie zechce wrócić do tego domu, jak jego mama poradzi sobie z samotnością. Też zrobiło mi się jej żal, ale z drugiej strony przecież będziemy na wyciągnięcie ręki i jak będą wnuki to nie będzie czuła się wcale samotna. W ostateczności będzie też na nią czekał pokój na starość. Tak sobie myślę, co ja bym czuła będąc na jej miejscu. Samotność jest straszna i mimo, że jej nie znoszę to też nie chcę, żeby samotność ją dotknęła.
Właśnie przede mną całe życie. Nowy dom, dzieci, w końcu mieszkanie bez teściowej, nowa hodowla, lepsza perspektywa na życie. Tylko nie można mieć wszystkiego od razu. To są lata pracy. Dom jakieś dwa lata, zmiana hodowli jakieś pięć lat. Całe życie przede mną i moją rodziną. Ja naprawdę w to wierzę i daje mi to pałera do dalszego życia, bo inaczej już dawno bym się załamała.
JEŻYKU, nie znam drugiej takiej osoby, która ma w sobie tyle optymizmu i wiary. Jesteś przykładem osoby, która do końca walczy o swoją miłość i małżeństwo. Mi juz dawno temu zabrakłoby sił i uporu. Życzę Ci, aby Twoje marzenia spełniły się jak najszybciej.
CHOCHLICZKU, źle mnie zrozumiałaś. Ja nigdy nie rościłam sobie praw do ziemi czy jakichkolwiek innych dóbr majątkowych mojego męża i teściowej. Po pierwsze to nie mam do tego prawa, bo to teściowie zarobili na wszystko. A po drugie nie nawidzę tego domu i miejsca, w którym sie znajduje. Nie zamierzam mieszkać tam ani dnia dłużej, niż to konieczne.
Chodziło mi tylko o to, że praca Jeżyka, nie jest doceniania.
219 2011-06-20 06:24:51 Ostatnio edytowany przez kasienka173 (2011-06-20 06:25:21)
jeżyku, ja bardzo ciezkie mialam poczatki ciazy, pozniej bylo wszystko w porzadku, a teraz to juz jak Tobie troszke mi ciezej.. puchne troche, w nocy czasami tak brzuch ciagnie i boli i tak juz ciezko czasami po prostu.. ale wiem ze to nie ja jedna w koncu spakuje torbe do szpitala w tym tygodniu, bo ciagle tak mysle, kurcze, a jak nie daj Boze by sie zaczelo, to jeszcze nie mam nic przygotowanego.. A ty w ktorym tygodniu jezyku dokladnie jestes? U mnie dzisiaj zaczal sie 35. Oczekujemy synka.
a tak w ogole to ja nie wierze, ze niebawem bedzie maly czlowiek w domu, ze to naprawde sie wydarzy
Ja tez nie zgadzam sie z tym, ze nic poza charowka Cie nie czeka. Ja mysle ze te poczatki trudne i to co wypracujesz, da ci tyle radosci i tyle sily, i jeszcze bardziej zaowocuje w przyszlosci. Bedziesz jeszcze silniejsza i doceniala to wszystko co osiagniecie. I wiadomo, ze jeszcze roznie bedzie, jak w kazdym zwiazku zreszta... ale wierze, ze mozecie wyjsc z tego silniejsi..
a ja wiesz co sobie wyobrazam?? Jak bedziesz sie cieszyla wszystkim w nowym domu swoimi meblami, swoim ulozeniem recznikow, porzadkiem w lazience,w kuchni czystymi ladnymi naczynami... mysle ze takie niby blache sprawy, a tyle radosci ci dadza, ze to Twoje, ze dadza poczucie bezpieczenstwa, niezmiennosci
Czy wyobrazasz to sobie czy jeszcze za odlegle?
tylko nie daj Boze nie dopuszczaj nawet w zartach opcji zamieszkania tesciowej z Wami..
co do przemyslen Twojego meza, to wiesz, na pewno on przywiazany jest i tak szczerze czuje, ale Ty postaraj sie w to za bardzo nie wczuwac.. nie wiem jak to brzmi ale niech Cie nie dopadna te same uczucia, tlumacz mu tylko spokojnie i rzeczowo, ze mama przeciez bedzie obok, nie zostawiacie jej, ze to nie jest w zasadzie zadne rozstanie i ze zawsze bedzie miala Was obok siebie. Nie rozczulaj sie Jezyku tak bardzo na nia, bo Ty masz dobre serduszko, a ona nie boj sie, spokojnie sobie poradzi... lepiej Ci bedzie podejsc do niej, pojechac dokupic jakies leki itd a miec swoja twierdze, niz wpuscic do domu, bo nie boj sie, nabralaby sil i wigoru raz, dwa i jeszcze w domu wszystko poprzestawiala i wprowadzila swoje rzady.. Rozmawialiscie juz cos o pokoju dla niej ewentualnym? Ja bym na Twoim miejscu nie proponowala tego i na razie nic nie mowila, jesli w przyszlosci bedzie taka koniecznosc, zobaczysz, ale nie wspominaj teraz nawet o tym, bo sie okaze ze koniecznosc juz teraz taka jest.. a Wy wcale jej nie opuszczacie i nie daj sie zadnym szantazom emocjonalnym z jej strony.. Maz na pewno tak czuje, ale musi zrozumiec ze to konieczne.. u niego ma wszystko troszke inny wymiar i dlatego moze mu jest ciezej, bo to jego taki mikrokosmos, i dla niego wierze ze to moze byc nie latwe, pomimo ze moze dla kogos wydawac sie smieszna zmiana, ale niec powoli to do niego dociera.. a tesciowa spokojnie sobie poradzi, gwarantuje Ci, tym bardziej ze tak naprawde nie opuszczacie jej..
"Tak sobie myślę, co ja bym czuła będąc na jej miejscu. Samotność jest straszna i mimo, że jej nie znoszę to też nie chcę, żeby samotność ją dotknęła"
a ja mysle, ze Ty bys cieszyla sie szczesciem dzieci i w ogole nie postrzegalabys takiej sytuacji jako samotnosci, ze spokojnie zorganizowalabys swoje zycie i dala dzieciom ulozyc swoje.. mysle ze jestes super zona, bedziesz super mama i w przyszłości nietoksyczna tesciowa
Jeżyku, to że tracisz równowagę to normalne..
To opis 32 tygodnia ciazy, ale niektore kobiety do konca tak odczuwaja...
Czujesz że nogi Ci się plączą? Uważaj, nie trudno teraz o upadek! Obecnie masz słabe poczucie równowagi, a Twoje wiązadła stawowe uległy rozluźnieniu. Jeśli zdarzy Ci się upaść, nie panikuj. Prawdopodobnie Twojemu dziecku nic się nie stało. Chronią go płyn owodniowy, błony, mięśnie macicy i jamy brzusznej. Pomimo iż maleństwo jest przypuszczalnie całe i zdrowe, skontaktuj się ze swoim lekarzem.
SMUTNY MISIU jesteś jakby moją bratnią duszą. Gdzie mieszkasz? Może nie daleko mnie i udałoby się nam spotkać? Chcę Ci zadać dwa pytanie, ale nie wiem czy to stosowne. Zadam je, a Ty jeśli uznasz, że nie chcesz odpowiadać po prostu tegonie rób, dobrze? Ile czasu jesteście po ślubie? Dlaczego nie macie dzieci?
Jeśli odpowiedzi są dla Ciebie bolesne, czy nie chcesz tym się dzielić, proszę uznaj, że wogóle o to nie pytałam.
KASIENKA173 ja mam termin na 4 sierpnia. W nocy jest mi najgorzej, bo wstaję do łazienki kilka razy i mam tak spuchnięte stopy, że ledwie na nich stoję, a ręcę zdrętwiałe, aż nie można zgiąć palców, brzuch ciągnie w jedną stronę, a kręgosłup w drugą. Tak już jest od tygodnia. Wcześniej robiłam wszystko i czułam się wyśmienicie.
Ja już spakowałam torby do szpitala. Jedną dlamnie, drugą dla córki .
Wyobrażenia o moim domu mam ciągle, ale raczej dotyczą one nie wystroju, a właśnie tego spokoju poukładanych według mnie reczników, umytych na błysk talerzy, picia porannej kawy, nie myślac o tym, że wiecznie jest teściowa obok. Wystrój ma mniejsze znaczenie niż poczucie bycia w domu.
Kiedy mężowi było przedwczoraj smutno, miałam już ochotę powiedzieć, że nie przejmuj się jeśli będzie źle to zabierzemy teściową, ale nie powiedziałam tego nigdy i nie powiem. Przy wybieraniu projektu domu od razu rozmawialismy o tym, że na dole musi być dodatkowy pokój na wypadek przyjęcia jego mamy, czy moich rodziców, tak żeby nie musieli wchodzić po schodach i to dla nas obydwojga wydało się logiczne, że na starość nie zostawimy żadnego z rodziców bez opieki. To tyczy się zarówno moich rodziców jak i jego matki. Teraz, kiedy oni są jeszcze w pełni sił (czasem jak widzę ile mają siły, to myślę, że na pewno więcej niż ja) to absolutnie nie wchodzi w rachubę.
Myslę, tak jak Ty, że kiedy moje dzieci będą dorosłe to będę je wspierać, ale tu mam na myśli ich samodzielność i życie osobno.
Dzieje się tak jak podejrzewałam. Kiedy bylismy na górze, teściowa nie zaglądała do nas. Wystarczy, że przenieśliśmy się do pokoju na dół i to się zminiło. Dziś, mimo, że jest dopiero godzina 9:15 to teściowa już dwa razy, bez pukania weszła do nas. Raz zapytać, czy zrobić herbatę, a drugi raz powiedzieć, że wrona siedziała na pryźmie z sianokiszonką i na pewno zrobiła dziury w folii. Boże daj mi cierpliwość do wiedźmy. Chociaż pewnie sama jestem niezłą wiedźmą.......
jezyku, z ta wrona to sie usmialam :) my z mezem mieszkamy z moja mama i dziadkami, dobrze nam sie mieszka, nie wchodzimy sobie ogolnie w droge, ale moja babcia pomimo ze jest kochana, cudowna i naprawde uwielbiam ja, ma zapedy do ukladania niektorych spraw podlug swoich mysli.. i rowniez mamy duzo takich sytuacji, ale wiesz tak swoja babce to traktuje z przymruzeniem oka raczej, ona mowi swoje a ja robie swoje, chociaz az sie boje jak to bedzie po narodzinach dzidziusia..
kilka miesiecy temu zniosla mi poduszke, z pierza, ktora ma kilkanascie lat, i teraz przykrywamy nia ziemniaki czasami zeby w garnku nie wystygly, jak jeszcze kogos nie ma, no i zniosla ja i oswiadczyla, ze pod ta poduszka ma spac moje dziecko! no myslalam ze padne :) oczywiscie poduszka powedrowala spowrotem na gore, ale potrafie odczuc namiastke tego co Ty gdy jestes skonfrontowana z tak dziwnymi pomyslami.
co do mieszkania, rozumiem ze ogolnie rozmawialiscie i bardzo dobrze, tylko wlasnie chodzilo mi o to zebys teraz pod wplywem impulsu nie powiedziala czegos, bo to czasami az samo sie tak na usta cisnie, ale wstrzymaj sie wtedy i pomysl ze samo zycie jeszcze pokaze. Ogolnie byla taka rozmowa i fajnie, a wiesz jedno zdanie za duzo mogloby lawine uruchomic, nie wiedzialabys kiedy a juz bys miala pokoj urzadzany tesciowej :) Ja tak do podkreslilam, chyba wnioskujac raczej po swojej osobie, ja mam takie zapedy zeby od razu dawac odpowiedz i ukladac sprawy, a pozniej zaluje tego.. juz mi tyle razy mama mowila, zeby na spokojnie wszystko ukladac, ze czasami zycie samo po swojemu inaczej ulozy i nie ma co sie spieszyc, mam takie przyklady z rodzina mojego meza, ale nie chcialabym zasmiecac Twojego watku moimi historiami rodzinnymi.
Jeżyku, postaraj sie teraz jak najwiecej odpoczywac. masz do tego jak najwieksze prawo, nie daj sie wpedzac w zadne obowiazki ciezkie. To bardzo wazne zeby dzidziusie byly u nas w brzuszkach jak najdluzej, dzieki temu pozniej bedziemy mialy lzej, bo beda silniejsze... Ja wstaje do lazienki rowniez co 2-3 godziny. W dzien nie jest zle, bo jestem jakas taka rozchodzona i lekko mi,robie sporo rzeczy, ale w nocy jak sie obudze to jakbym w innym ciele sie znalazla. Ja mam termin na 25 lipca, tylko 9 dni roznicy miedzy nami
3maj sie cieplo Jeżyku, jestem z Toba :*
Dzieje się tak jak podejrzewałam. Kiedy bylismy na górze, teściowa nie zaglądała do nas. Wystarczy, że przenieśliśmy się do pokoju na dół i to się zminiło. Dziś, mimo, że jest dopiero godzina 9:15 to teściowa już dwa razy, bez pukania weszła do nas. Raz zapytać, czy zrobić herbatę, a drugi raz powiedzieć, że wrona siedziała na pryźmie z sianokiszonką i na pewno zrobiła dziury w folii. Boże daj mi cierpliwość do wiedźmy. Chociaż pewnie sama jestem niezłą wiedźmą.......
Prosty zameczek, zasówka lub prosty haczyk. Przypuszczałam, że będzie do Was zaglądać. Jak wyobrażacie sobie intymność małżeńską, czy karmienie piersią córki? Nawet gdyby pukała to bedzie wkurzające... Coś z tym zrobicie?
KASIENKO173 ja wolałabym mieszkać z moimi rodzicami niż z obcą osobą, bo wszystko robiłabym jak chce, chodziłabym gdzie i kiedy chcę, mówiła mamie o moich oczekiwaniach. Z obcą kobietą, w czyimś domu jest trudniej rozmawiać. Prawdopodobnie mężczyźni mniej przeżywają mieszkanie u kogoś, bo oni nie mają potrzeby bycia gospodynią domu.
Podobnie jak Ty mówię szybciej niż myślę i jestem bardzo emocjonalna. Chcę wszystkich uszczęśliwić, a potem okazuje się to katastrofą dla mnie samej.
W nocy, kiedy wstaję mam wrażenie, że nie chodzę na własnych stopach, tylko jakby na podusiach, taka jestem spuchnięta. Ręce tak samo. Wczoraj zamówiliśmy łóżeczko na allegro - różowe. Jak się lekarz pomylił i urodzi się chłopak, to będzie lipa. Nie dojże będzie ubany przez pierwsze trzy miesiące w śpiochy w serduszka, kwiatki i księżniczki to jeszcze będzie musiał spać w różowym łóżku
KELI nie popadam w panikę, bo na dole jesteśmy dopiero trzeci dzień, więc mam jeszcze nadzieję, że nie będzie tak źle, aleoczywiście jeśli teściowa będzie bezczelna to zasówka będzie. Nie wyobrazam sobie miłosnych igraszek z ciągłą myślą o wejściu teściowej. Karminie to równie intymna sytuacja i nie zamierzam przed nikim z tym paradować.
ja wolałabym mieszkać z moimi rodzicami niż z obcą osobą, bo wszystko robiłabym jak chce, chodziłabym gdzie i kiedy chcę, mówiła mamie o moich oczekiwaniach. Z obcą kobietą, w czyimś domu jest trudniej rozmawiać. Prawdopodobnie mężczyźni mniej przeżywają mieszkanie u kogoś, bo oni nie mają potrzeby bycia gospodynią domu
Po swoich rodzicach wiadomo czego się spodziewać, zna się ich nawyki, sposób życia i poglądy na różne kwestie. A potem trafiasz do zupełnie innego zycia, modelu rodziny i zachowania. I okazuje się, że nic nie jest tak jak u Ciebie. A co najgorsze rządy swoje roztacza teściowa i nie masz prawa niczego jej powiedzieć, bo to jej dom. Dotychczas żyła w taki sposób i dalej będzie tak żyła i nie ma znaczenia, że my mamy swój plan na życie, na inne życie.
JEŻYKU co do Twojego pytania z poprzedniego postu, to z przyjemnością odpowiem. Ja również uważam Cię za bratnią duszę, często piszesz to co ja czuję.
Ja jestem dwa lata po ślubie (bez dwóch miesięcy). Mieszkam w południowo-wschodniej części kraju. Co do dzieci. To tak sobie wymyśliłam, że najpierw wypadałoby mieć coś swojego, jakąś namiastke domu i pracę, aby mieć jakieś zaplecze finansowe. Bo nigdy w życiu nic nie wiadomo, gdyby mój mąż nagle musiał zawiesić z przyczyn losowych, swoją działalnośc, to dobrze mieć jakiś inne stałe źródło dochodu - czytaj moja praca. Nie ukrywam, że cała sytuacja mieszkania w domu teściowej spowodowała, że nie bardzo układa Nam się z mężem, więc teraz zdecydowanie się na dziecko to bardzo ryzykowna sprawa, bo ja mam przeczucie, że Nam się nie uda tego uratować.
Jak wiadomo napisałam list do męża, efekt zerowy. Potem teściowa zaczęła mi mówić, że jestem panienka z miasta i że ona wszystko dla mnie, a ja jestem niewdzięczna. Cała wina za złą atmosferę spadła na mnie, widząc, że nie mam oparcia w mężu wyjechałam do rodziców, prosząc męża aby jeszcze raz przemyślał wszystko. Zgodził się, powiedział, że tak dalej być nie może. Tam odetchnęłam, mogłam być sobą, robić co chcę i nie być ocenianą i krytykowaną. Jakie to było cudowne uczucie. Następnie okazało się, że zakwalifikowałam się na kurs, na którym mi zależało i muszę wracać. Na samą myśl, mój organizm się zbuntował, chyba z nerwów. Miałam kłopoty żołądowe. Muszę dodać, że moi rodzice stoją na stanowisku, aby się tak nie męczyła i szukała pracy w poprzednim miejscu zamieszkania i zaczęła być szczęśliwa.
Ponieważ zależy mi na mężu, to liczyłam, że może przemyślał coś. Wróciłam, a on mówi, że nie znalazł czasu aby się zastanowić, bo miał tyle roboty. Ja tego nie rozumiem, małżeństwo mu się wali, a on nic z tym nie robi. Straciłam nadzieję, że jemu zależy. Znowu odechciewa mi się żyć, jak tu jestem, ale postanowiłam, że dotrwam do końca na tym kursie, bo zależy mi na poszerzeniu kwalifikacji, aby jak najszybciej znaleźć jakąś pracę i wynająć mieszkanie. A termin końcowy na zastanawianie się mojego męża upływa z dniem zakończenia kursu. Tak więc, jeśli mój mąż za miesiąc nic nie postanowi, wyprowadzam się ostatecznie.
ja doskonale Was rozumiem i zdaje sobie z tego sprawe..
napisałas jeżyku
Prawdopodobnie mężczyźni mniej przeżywają mieszkanie u kogoś, bo oni nie mają potrzeby bycia gospodynią domu.
obserwujac mojego meza juz dawno doszlam do takich wnioskow. Nawet jesli mezczyzna zamieszka z rodzina zony, tak jak w naszym przypadku, zwykle wszystko wyglada zupelnie inaczej, bo odchodza sprawy takie jak sprzatanie, gotowanie, pranie. Niby banalne,a bardzo istotne jednoczesnie... Nie odczuwa mezyczyzna tak dotkliwie zmiany. Odchodza wiec takie drobne roznice i konflikty, ktore to zwykle prowadza do coraz wiekszych... Tak jak smutny misiu piszesz, inne wychowanie, inny model rodziny - kobiecie ciezej jest przywyknac, tym bardziej ze trzeba sie pod to co zastanie podporzadkowac...
chce powiedziec, ze doskonale was rozumiem. Ja mieszkanie z moja tesciowa na pewno okupilabym nerwica.. lepiej mi widywac sie z nia raz na jakis czas, byc serdecznym przygotowac obiad, pogadac, posumiechac sie, i rozjechac w swoje strony..
jeżyku, jesli tesciowa bedzie natretna bardzo wtedy pomyslisz jak to ukrocic. Nie mozesz o wszystko sie naraz martwic bo osiwiejesz. Dobrze by bylo stopniowo tak ja ustawiac, zeby sie przyzwyczajala ze nie moze wparowywac kiedy chce, ale na pewno nie jest to latwe.. a jezyku malenstwu bedzie z pewnoscia bez roznicy czy ubrane jest w roz czy blekit zreszta kiedys to chlopcow ubierano wlasnie w roz, a dziewczynki w blekit
ale wiem, ze na pewno bedzie coreczka
smutny misiu cale szczescie w tym wszystkim, ze masz tak wielkie oparcie w rodzicach.. wiesz, moze maz nie bierze jeszcze na powaznie tego, ze naprawde mozesz odejsc, Bierze za pewnik ze wrocisz. Moze jeszcze mu ktos 'zyczliwy' podpowiedzial, ze to tylko taka Twoja fanaberia, ze niebawem ci sie znudzi i wszystko wroci do normy, wiec teraz zajmuje sie praca. Moze jak naprawde odejdziesz i wyprowadzisz sie ostatecznie wtedy sie opamieta i zacznie walczyc.. ale 3mamy mocno kciuki, aby to nastapilo to jednak wczesniej...
kurcze, facet to powinien za zona murem stac, walczyc o nia i zlego slowa nie dac powiedziec...
pochodzicie z innych swiatów ja tez zamierzam mieskac na wsi bo wiekszośc życia mieszkam i nie wyobrazam sobie powrotu to smierdzącego miasta w którym trzeba sie spierzyc praca jest najwazniejsza... pochodzicie z róznych swiatów i na tm sa oparte wszystkie problemy
SMUTNY MISIU dobrze zrobiłaś, że wróciłaś na czas kursu do męża, bo nie można rezygnować z małżeństwa zbyt szybko. Trzeba walczyć z całych sił, a dopiero jeśli to nie daje skutków można myśleć o odejściu. No i ta decyzja o odejściu musi być ostateczna, bo jeśli powiesz, że odchodzisz, a tego nie zrobisz, to wtedy już nigdy mąż nie potraktuje Twoich potrzeb poważnie.
Ja mieszkam w północno-wschodniej części Polski, także nie blisko
jak Twoje samopoczucie jezyku i fizyczne i psychiczne? mam nadzieje, ze dobrze.. jak tesciowa sie sprawuje i jak z mezem sytuacja? mam nadzieje, ze ten ostatni okres ciazy przebiegnie ci w spokoju..
jesli bedziesz miala chwilke, to na taka piosenke ostatnio dla nas trafilam
http://www.youtube.com/watch?v=2XDmimpyhRA
chociaz wierze, ze bedziemy dalej sie realizowac i walczyc, ale i tak wzrusza
KASIENKA173 dziękuję za piosenkę. Milutka i wzruszająca.
U mnie tak jak pisałam, dziwny brak równowagi. Wczoraj wywróciłam się na podwórku. Kręgosłup boli strasznie, bo od zawsze miałam krzywy i teraz on nie wytrzymuje, no i spuchnięte łapki i nóżki
Boisz się porodu? Ja panicznie boję się bólu.
Dziś jest nasza rocznica ślubu. Mąż niestety musiał pomóc sąsiadowi na polu (mimo niedzieli), więc rocznicę spedzę sama. A raczej z teściową..... Okropieństwo. Podsumowując. Czasem jest tak, jakbym wzięła ślub z dwiema osobami. Muszę z nimi dzielić całe życie i o wszystkim oboje wiedzą. Żałuję... bardzo żałuję przeprowadzki tutaj. To był najsmutniejszy rok w moim życiu, a miał być najpiękniejszy. Przepłakałam i szczerze przecierpiałam ten rok. Mąż mi dziś rano podziękował, że jestem, że wytrzymałam, że jest szczęśliwy. A ja? Czy jestem szczęśliwa? Nie. Kiedy jest mi smutno i idę na budowę i tam się modlę o lepszy czas. Pomaga przez chwilę, ale wracam i teściowa od drzwi: "gdzie byłaś?" albo "widziałam, że byłaś tam i tam". Odwieczne hobby teściowej - obserwowanie wszystkich przez okno. Ona niby nigdzie nie chodzi, ale cholera wie wszystko, kto o której wstał, co sasiad robił, o której wyjechał z domu, czym, jak wrócił, kto u kogo był, kto o czym mówi nawet słyszy, bo z wiatrem podobno niesie co sąsiad krzyczał do żony. A przecież mieszkamy minimum kilometr od innych. Jak ktoś do nas przyjdzie, to wypyta o wszystko, co u każdego sąsiada z osobna się dzieje. Potem mi zaczyna opowiadać, jakby mnie to interesowało. Przecież ja tu nawet nie znam, ani jednego człowieka. Skąd ja mam wiedzieć o kim ona opowiada. Kiedy jemy obiad, ona komentuje każdy samochód - a jedzie ten,a pojechał tamten, a tu ciekawe kto. Wrrrrr. Specjalnie kazała synowi wyciąć dwie śliwki, żeby obserwować, a powiedziała wszystkim, że one zakłócają odbiór telewizji.
Teraz jest u nas siostra męża z zagranicy. Przyjechała na 3 tygodnie. Zjeżdża się więc cała rodzina, żeby z nią pobyć. Oczywiście główną służącą jestem ja, bo tylko podaję talerze, potem je zbieram, zmywam i tak w kółko. A kręgosłup mnie boli niemiłosiernie, ale kogo to obchodzi. Wywiązują się różne rozmowy, między innymi o naszym domu. Po co nam ten dom i że mamusię to też musimy od razu zabrać ze sobą, bo ona dla nas taka dobra, mnie przyjęła pod swój dach to teraz ja, jako najbliższa jej rodzina muszę się nią zająć do końca życia i być wdzięczna, bo potem kiedy będę już stara, bo będę też na łasce dzieci, że to one będą mi dawać talerz zupy i pieniądze na drobiazgi, a ja będę im dzieci wychowywać. I najlepszy w tych wszystkich mądrych wypowiedziach jest męża najstarszy brat, jak to ja powinnam kochać, szanować, być wdzięczna teściowej, jak to "pięknie" powinnyśmy razem żyć. Ja tego nie komentuję, wogóle nie wchodzę w dyskusje i nie daje się sprowokować.
wiesz jezyku, to chyba najmadrzejsze co robisz, ze nie wchodzisz w dysusje, milczysz... wydaje mi sie ze oni wiedza ze naciagaja fakty z ta serdecznoscia, przyjeciem pod dach tylko jak juz sa na te troche, chca dla mamy wywalczyc jak najlepiej, i tylko czekaja i patrza na Twoja reakcje, kiedy wejdziesz w te dyskusje z nimi.. patrza jak zareagujesz, co powiesz.. tak ja czuje.. zreszta jezyku zazdroszcza ci i tyle... widza ze zaradna z Ciebie dziewczyna, rok po slubie a tu budowa juz ruszyla.. jedyne co mi przychodzi do glowy w takich sytuacjach to albo zupelnie spokojnie odpowiadac, ze tak mama mnie przyjela, bardzo jestem wdzieczna, nie chce juz naduzywac jej serdecznosci, dlatego postanowilismy zbudowac juz swoj dom, mozesz tez mowic z ta opieka, ze na szczescie wyprowadzacie sie przez miedze, i zawsze mama bedzie mogla na was liczyc -->co do pomyslu zabrania jej do was... mozesz deliktanie zaznaczyc ze teraz mama tak dobrze sie trzyma, ze nie jeden by jej pozazdroscil, ze poki co nie ma takiej koniecznosci.. ale nie wiem czy milczenie nie jest zlotem w tym momencie i czy wlasnie nie lepiej ignorowac i nie dac sie wciagnac za zadne skarby w takie dyskusje.. ale powiem ci ze naprawde cie podziwiam bo to oznaka Twojej dojrzalosci, madrosci, ale strasznie, strasznie jest trudne.. ja rowniez podobnie jak Ty staram sie w takich sytuacjach zachowywac, ale pozniej tak mnie to meczy, analizuje, jestem zla jak ktos mogl tak powiedziec i przezywam wszystko na nowo albo i mocniej.. ale i tak wychodze na tym lepiej zachowujac dystans..
co do uslugiwania, jezyku mow ze jestes zmeczona, idz sie polozyc.. to jest Twoje prawo, nie musisz nic manifestowac, nie musisz o to walczyc, jesl czujesz ze ci ciezko, mow ze idziesz odpoczac i tyle i Tak nikt nie doceni tego ze Ty w ostatnich tygodniach ciazy tyle robisz, jak beda chcieli i tak beda gadac i tak, a jesli corka przyjechala do mamy w odwiedziny, sama moze sie wszystkim zajmowac, w koncu tez jest u siebie.. nie przemeczaj sie prosze, bo jeszcze tyle cie czeka wysilku po narodzinach dzidziusia.. ja mysle ze gdyby to jej corka byla na tym etapie ciazy, siostra Twojego meza, na pewno mama by kolo niej skakala..
jezyku, my z mezem mielismy rocznice pod koniec maja praktycznie tak samo bralysmy sluby z naszymi mezami i spodziewaamy sie naszych malenstw w podobnych terminach, miesiac roznicy z wszystkim niecaly:)
co do porodu jeszcze to do mnie nie dociera.. boje sie bo jeszcze dodatkowo bede rodzila daleko od domu.. nawet bardzo.. ale wierze, ze wszystko bedzie dobrze.
Jeżyku, jesli chcesz podaj maila, przesle ci fajna ksiazke do przeczytania o wychowaniu i pielegnacji niemowlakow, duzo tam madrych rzeczy i przydatnych znalazlam, chociaz nie czytalam calej, wybieralam to co mi sie wydawalo istotne
oby teraz jak najszybciej sie rozjechali wszyscy i dali ci spokoj :*
smutna z rocznica ze nie mieliscie chwili dla siebie.. ale wierze, ze nastana lepsze czasy, ze za iles lat bedziesz wspominala te czasy i myslala: jak dobrze, ze dalam rade, ze sie nie poddalam mysle ze jak juz bedziesz w swoim domku, wszystko bedzie lzej zniesc, ze da ci on ogromny spokoj i ukojenie
KASIENKO na razie mam dosyć czytania rad o wychowaniu dzieci, także sobie daruję kolejną lekturę.
Co do wczorajszej rocznicy, to nie było tak źle. Mąż wrócił około 16tej i po dojeniu wybraliśmy się do kina i na piwko/sok Odjechaliśmy kilkaset metrów od domu i niestety samochód stanął. Zepsuł się w szczerym polu i wracaliśmy pieszo śmiejąc się, trzymając mocno za ręce. Zaszliśmy do naszego domu i bardzo szczęsliwi omawialiśmy co gdzie się znajduje. Ustaliliśmy imię dla córki i ewentualnie dla syna, gdyby lekarz się pomylił. Potem zamówiliśmy dwa fajne filmy, wzięliśmy lody, owoce i miło spedziliśmy wieczór. Czuję, że kiedy będziemy już sami w naszym domu będzie cudownie
.
Ja nie mówię do teściowej mamo. Kilka razy starałam się to z siebie wydusić, ale stoi mi taki gul w gardle i łzy napływają mi do oczy, że po prostu nie mogę tego zrobić. Nie chcę. Nie czuję tego.
ojjj jak fajnie to opisalas takie chwile drobne, a taka sile daja, az poczulam to wszystko o czym piszesz
takie chwile naprawde daja sile i cementuja zwiazek. To dowod, ze jednak mozecie byc szczesliwi, ze potraficie byc przyjaciolmi i spedzac razem czas, tylko teraz warunki wam to utrudniaja. Ja wierze, ze przetrwacie i bedziecie szczesliwi
Moja teściowa uparcie próbuje wszyskto przekazać w moje ręce. No fajnie, nawet chętnie zrobię, tylko ona koniecznie chce, żebym ja wszystko robiła według jej wskazówek. Wczoraj wieczorem uparcie postawiła wiadro z mlekiem dla świni w miejscu, gdzie często jestem. Do samego wieczora nie karmiła świni, żebym to ja wzięła to wiadro i ją nakarmiła. Oczywiście, karmię ją zawsze kiedy teściowa o to prosi, ale teraz ewidentnie chce, żebym sama zaczęła robić wszystko co teściowa do tej pory. Nie jeden by powiedział: łachy nie robisz, mieszkasz tam u niej, więc to Twój obowiązek chodzić i robić. (Moi rodzice tak by powiedzieli). Ale ja podchodzę do tego inaczej. Ona całkowicie zdominuje mój świat, jeśli się poddam. Wiem, że muszę pomagać i wcale się od tego nie wymiguję. Do tej pory karmię krowy i wysoka ciąża czy zmeczenie tego nie zmieniło, ale są pewne granice i nikt ze mnie baby ze wsi nie zrobi. Zawsze bedę miała zrobione dobrze paznokcie, codziennie będę wkładała czyste i fajne ubrania, zawsze układam włosy rano (mam krótkie i widzę jak niektóre baby na wsi chodzą w krótkich włosach, tylko je myją, nigdy nie układają) i to, że mieszkam na wsi nie oznacza, że będę miała świnie, kury, kaczki, karpie w stawie i wszystko co nadaje się do zabicia i zjedzenia. Mąż ma krowy i jemu będę pomagać, a teściowa jak chce to niech trzyma co chce. Teraz jak zacznę biegać i zajmować się jej obowiazkami, to zimą bardzo tego pożałuję, kiedy w mróz będzie trzeba wyjść do zwierzaków. Ja doskonale wiem, co ta menda sobie uknuła. Ona popilnuje mi dzieciaka w zimę, a ja będę musiała iść i pracować. O nie!!! Jeśli pójdę na wychowawczy, to nie po to, żeby ktoś siedział z moim dzieckiem, a ja pójdę harować przy gospodarstwie, tylko po to, żeby wychowywać dziecko. Jeśli jej plan jest taki, żeby siedzieć z dzieckiem, to bardzo się cieszę, ale ja wracam do pracy swojej, a nie do jej pracy.
Dziś od 8 rano słyszę: obierz ziemniaki. Wariatka!!! Czy wszystkie kobiety na wsi tak mają, że robią wszystko od 6 rano do 15 a potem leżą i oglądają seriale, tak jak moja teściowa? No może tak, bo one nie wiedzą co to znaczy iść do pracy i wrócić do domu o godzinie 16tej i dopiero zająć się domem i dziećmi. A tak narzekają, że na wsi kobiety mają ciężej niż mieście. Tylko że każda z nich od 8 rano już ma czas na dzieci, czy obiad, a kobieta w mieście ma najpierw pracę, a dopiero potem dom. I co najgorsze płace o wiele mniejsze niż za dojenie krów.
Moja teściowa próbuje we mnie wpoić ten schemat - wstałaś to po dojeniu rób wszystko jak ona. Czyli o 8 obierz ziemniaki, zrób obiad i ciasto, potem posprzątaj, idź pełłać ogródek i o 15 masz wolne.
Wracam do sedna: Dziś najpierw kazała obrać te nieszczęsne ziemniaki. Obrałam. Ona zagniotła ciasto i kazała przynieść prodiż (bo nie mamy piekarnika) - przyniosłam. Jakby sama nie mogła go przynieść. Kazała to ciasto włożyć - więc wyjęłam margarynę, żeby wysmarować prodiż, kazała schować i użyć oleju. Powiedziałam, że chcę margaryną. Nie, kazała użyć oleju. Użyłam dla świętego spokoju. Wzięłam ciasto i łyżką zaczęłam rozkładać regularnie po prodiżu. Kazała zrobić to ręką,nie chciałam powiedziałam, że wolę łyżką. Uparła, się, że ręką mam to zrobić, ale ja odpowiedziałam grzecznie, że zrobię jak mi wygodniej. Potem kazała posypać kruszonką, więc też łyżką nabierałam i posypywałam. Znowu uparła się z tą ręką!!!! Znowu odmówiłam i zrobiłam łyżką. Potem kazała przynieść halogen over i ułożyć kurczaka (dlaczego nie sama do cholery) poszłam zaczęłam układać, wkładałam widelcami, znowu mówi, że łatkiej ręką, a ja na to, że mi łatwiej widelcami, no i tak w kółko. Żle ogórki włożyłam do salaterki, bo trzeba podać na talerzyku, złej miseczki użyłam do podania sałaty, bo od 40 lat ona podaje w plastikowej misce. Teraz już zrozumiałam, dlaczego tak się upierał, żebym to ja rozkładała ciasto i kurczaka do pieczenia. Przyszedł robobotnik i powiedziała mu, że to wszystko ja sama zrobiłam. Ten robotnik to najwiekszy plotkarz we wsi, wiec koniecznie chciała, żeby rozpowiedził we wsi, że przejęłam pałeczkę po teściowej i jaką to gospodarną żonę ma mój mąż. Zwyczjana głupia pizda, której zależe tylko na opiniach ludzi.
Nienawidzę jej szczerze, chociażby za takie akcje:
Posadziłam drzewko, to przekopała je w inne miejsce, bo lepsze. Kupiłam kwiatki i zanim poszłam na strych po donicę, którą wcześniej kupiłam, to kwiatki już były posadzone w ochydnym wiaderku po kapuście kiszonej.
Uparłam się, że nigdy nie posprzątam w jej szafkach. Mam oddzielną szafkę i zawsze kupuję oddzielne produkty spożywcze jak zamierzam coś zrobić. Nigdy nie korzystam z jej. Ale odkryłam ostatnio czarne robaczki w jej szafce w mące i w końcu posprzątałam. Proszę nie pytajcie co tam się działo. Chcę mieć już własną kuchnię. Robić wszystko po swojemu!!!
Wrócę jeszcze do ćwiartek kurczaka,które wkładałam widelcami do pieczenia z powyższego opisu. One były przyprawione z....... kuperkami. Chciałam je koniecznie obciąć, bo w życiu bym nie podała gościom podudzia z kuperkiem, ale moja teściowa była bardzo zdziwiona, jak komu może przeszkadzać kurzy kuperek. Jak ktoś nie będzie chciał to sobie odkroi. Chce mi się wymiotować jak patrzę na tę kobietę.
Była u nas awaria w oczyszczalni, zatkała się rura. Przyczyną było zgięcie rury spowodowane chyba ilością lat, które leżała w ziemi - pewnie mrozami i "pracą" ziemi. Mąż wykopał starą rurę i wkopał nową. Nie uwierzycie!!! Tej zgiętej rury, całą w ludzkich odchodach teściowa nie pozwoliła wywieść "bo jeszcze się przyda" i postawiła ją do garażu, gdzie wcześniej wynieśliśmy meble.
Ja już na pewno nigdy nie będę walczyć o porządek tutaj. Poddaję się!!! Jeszcze mogę zrozumieć, że nie pozwoliła nam spalić starego łóżka, czy wywalić do niczego nie nadającego się żyrandola, ale osrana rura? Jak ja przed ślubem mogłam tego nie widzieć!!! No tak nie łaziłam po czyichś garażach, ani nie zaglądala po szafek.
Najlepsze jest to, że ona myśli, że zajmuje się tutaj wszystkim. Cały ład na podwórku to jej zasługa. Przecież ona od świtu coś robi. I nie ważne, że cały dzień wczoraj chodziła i ręcznie rozsypywała nawóz, kiedy mąż może to zrobić w pół godziny ciągnikiem. Chce żeby wszyscy uważali ją za pracoholika i żałowali, że rany ma na rękach wypalone do krwi od tych nawozów. To było wczoraj i wszystkim teraz pokazuje jak to ona ręki nie może zgiąć po nawowach. Jak to ona sama musi tu w polu pracować. A ostatnio jak mąż skosił niedaleko domu trawę, to woziła cały dzień taczką do obory, że niby jaka ona jest pracowita. Krowy dostały rozdstroju żołądków po tej świeżej trawie, a za dwa dni mąż w dwie godziny zebrał wszystko ciagnikiem na kiszonkę. Ale przecież ona tak się napracowała. I mnie ma za głupka, kiedy jej tłumaczę, że nie można tak żywić krów, bo to tylko zmniejszy mleko, że się rozstroi ich cały układ żywienia, który tyle czasu z męzem ustawialiśmy. Nie! Ona wie lepiej, że krowa trawy musi się najeść. Oj nie mam cierpliwości. Traktuje moją wiedzę o krowach z przymrużeniem oka. Że niby co ja mogę o tym wiedzieć,a wiadomo, że wiem lepiej bo zajmuję się tym zawodowo od kilku lat. Ona wiecznie myśli, że krowy karmi się jak kiedyś, a potem dziwi się że hfka padła po wycieleniu.
Źle mi z tym uczuciem, ale nienawidzę jej.
jeżyk123 współczuję Ci.
Teściowe robią takie akcje,że ja bym nie wpadła na to,że można w taki sposób sprawić przykrość drugiej osobie.
Widzisz ona jest u SIEBIE a ty dla niej to tania siła robocza. Ja wierze w to,że ona nie ma już sił pracować ciągle fizycznie,że ma dosyć i wszystko próbuje tobie "przekazać" ale nie tędy droga...
Krzyż Pański z nią masz...
Powodzenia! :*
JEŻYKU, bardzo miło czytało się Twojego posta o rocznicy. Dla takich chwil warto żyć, dla bliskości i spędzania razem czasu. Niestety my ślub wziełyśmy nie tylko z mężem ale i z jego matką. Ale jeszcze trochę i będziecie tylko we dwoje z mężem w swoim domu. A teściowa niech sobie robi co chce i jak chce w swoim.
Ja już odliczam dni do tego szkolenia, bo oszaleję. Mój mąż całe dnie i pół nocy pracuje a ja całe dnie z teściową. Moja podobnie jak Twoja nigdzie nie chodzi i wciąż wynajduje sobie i mi roboty. Ja nie rozumiem, wszyscy mówią jak to musimy się nią opiekować, bo sama jest i potrzebuje opieki, a ona ma więcej sił niż ja. I nie przetłumaczysz jej, że nie trzeba tego robić, musi zrobić po swojemu. I tak np. cały dzień taczką wozi ziemię z jednego miejsca na drugie, nikt nie rozumie po jaką cholerę, ale tak sobie umyśliła i tak robi. Moja niestety jest z tych, co wciąż musi coś robić, nieważne czy to potrzebne czy nie, ważne, żeby robić. Mój mąż nistety ma tylko pracę zawodową, nie robi nic, i wydaje mi się, że on uważa, że on tylko zarabia a wszystko pozostałę powinnam robić ja. Niestety nauczył się, że matka robi wszystko, więc oczekuje, że ja też tak będę robić. Mój mąż nie jest nauczony w domu robić cokolwiek, więc jeśli nawet go poproszę żeby w czymś pomógł, to i tak matka zrobi to za niego, więc w jaki sposób mamy mieć parnerski związek. To jest małżeństwo jego i matki, a nie moje i jego.
Strasznie mnie boli to, że ja zapieprzam, a on jest na to obojętny. Stoi i patrzy a nie pomoże. Sam się nie domyśli, że trzeba coś zrobić, trawa do kolan, a nie skosi. W efekcie ja koszę pięć godzin a on łazi z kąta w kąt nic nie robiąc. Nawet nie zapyta czy pomóc. Dziś ledwo żyję, wszystko mnie boli, kegosłup tak bardzo, że ledwo chodzę, ale jego to nie obchodzi. Podsumowując, za własną głupotę się płaci. Jeśli byłam tak zaślepiona i głupia aby w porę nie zauważyć jak to będzie później, po zamieszkaniu u teściowej i z maminsynkiem, to teraz mam.
Smutny misiu - czlowiek czasami jak zakochany nie widzi takich rzeczy..
a tym bardziej, ze pewnie przed slubem nie byly one tak widoczne i moze maz jeszcze inaczej sie zachowywal, moze nie mialas szans i podstaw zeby przewidziec, ze bedzie az do tego stopnia wszystko ulozone pod jego matke..
Czuje, ze juz Twoja decyzja jest raczej podjeta.. czuc po Tobie zmeczenie i zrezygnowanie i wcale Ci sie nie dziwie.. z calego serca Ci zycze jak najlepiej, jeszcze moze postaraj sie porozmawiac z mezem, jeszcze raz wytlumaczyc mu zwyczajnie, bez zadnych podtekstow, ladnego ubierania, ze chcesz stworzyc zwiazek partnerski, ze tylko tak macie szanse zeby przetrwac, ze jesli zobaczysz ze on sie stara tez bedzie walczyc.. tylko najwazniejsze, zeby on tego chcial, zeby mial checi.. bo jesli tego w nim nie ma to Ty sama nic nie zrobisz, chociazbys na glowie stanela..
241 2011-06-29 21:13:07 Ostatnio edytowany przez smutny_miś (2011-06-29 21:14:28)
Smutny misiu - czlowiek czasami jak zakochany nie widzi takich rzeczy..
a tym bardziej, ze pewnie przed slubem nie byly one tak widoczne i moze maz jeszcze inaczej sie zachowywal, moze nie mialas szans i podstaw zeby przewidziec, ze bedzie az do tego stopnia wszystko ulozone pod jego matke.
Nigdy bym się nie spodziewała, że tak będzie. Mężczyzna wykształcony, samodzielny i operatywny, odnadujący się w każdej sytuacji - tak go odbierałam. Mam podejrzenia, że to matka nie pozwala mu być samodzielnym i rozwinąć skrzydła. Że ten zapał i samodzielność w nim tkwi, tylko nie ma szans przy matce, w innych okolicznościach pokazałby na co go stać.
Dziękuję KASIENKA za dobre słowo. Masz rację, ja już faktycznie czuję się zrezygnowana i zmęczona. Staram się, jak jesteśmy sami z męzem rozmawiać i tłumaczyć, ale sporadycznie mamy okazje pobyć sami. Dziś widzę, że jednak coś do niego dociera, ale nie w takiej skali jak bym sobie tego życzyła. Wczoraj nawet zaproponował, że moglibyśmy na jakąś wycieczkę wybrać, jak zakończę kurs.
Tak więc na dzień dzisiejszy jest szansa, ale jak będzie jutro. Ja już czasami mam dość i nie wierzę, że cokolwiek się uda, tym bardziej zachowanie i wytrwałość JEŻYKA jest dla mnie wyczynem pełnym podziwu.
Twoja historia, jeżyku, jest smutna, ale też i w pewnym sensie komiczna. Nie zrozum mnie źle, wszystko co przeżyłaś i opisałaś nie było śmieszne, ale tragiczne, a komizm tkwi w Twoim sposobie myślenia.
Przede wszystkim wizja Pani Na Włościach tak Cię pochłonęła, że nie dowiedziałaś się jak się naprawdę żyje na wsi. Fakt, że Ty, kobieta od urodzenia miastowa, niezależna, z własnym mieszkaniem i pracą rzucasz wszystko i przeprowadzasz się na wieś do gospodarstwa już jest śmieszne. Miłość miłością, ale trochę zdrowego rozsądku trzeba mieć. Na takich wsiach i w takich gospodarstwach żyją ludzie o zupełnie innej mentalności a już na pewno ci starsi. To, że będziesz miała takie problemy z teściową wiedziałam zanim do nich doszłaś w swoim opisie. Zachowanie męża również jest standardowe, ponieważ wpojone miał, że kobieta jest w domu, zajmuje się gospodarstwem i dziećmi, koniec. I to nie jest zacofanie, ograniczenie czy cokolwiek innego. Tak się żyje na wsi, bo gdyby nie to, że każdy ma tam swoje miejsce i obowiązki wszystko by się zawaliło.
Napisałaś, że "Czy wszystkie kobiety na wsi tak mają, że robią wszystko od 6 rano do 15 a potem leżą i oglądają seriale, tak jak moja teściowa? No może tak, bo one nie wiedzą co to znaczy iść do pracy i wrócić do domu o godzinie 16tej i dopiero zająć się domem i dziećmi. A tak narzekają, że na wsi kobiety mają ciężej niż mieście. Tylko że każda z nich od 8 rano już ma czas na dzieci, czy obiad, a kobieta w mieście ma najpierw pracę, a dopiero potem dom. I co najgorsze płace o wiele mniejsze niż za dojenie krów."
Ty chyba nie dostałaś porządnie w kość skoro twierdzisz, że kobieta na wsi nie wiedzą co to praca, bo nie lecą rano do biura... Te kobiety harują od najmłodszych lat od rana do wieczora i marzą o tym, żeby sobie iść do pracy, potem do domu wrócić coś ugotować i dzieci ogarnąć, wolne weekendy i święta... Proponuję popracować tak porządnie przez rok, świątek, piątek, bez wolnych niedziel i świąt, obrabiaj, sprzątaj, gotuj, opiekuj się dziećmi, zajmuj mężem i tak wkoło. Wyniesienie wiadra z pomyjami raz na jakiś czas to nie jest praca...
Trafiłaś na własne życzenie do innego świata i albo z niego uciekniesz, albo się przystosujesz. Innej drogi nie ma.
Pozdrawiam
243 2011-06-30 06:21:04 Ostatnio edytowany przez kasienka173 (2011-06-30 06:31:59)
smutny misiu wiesz ja czytalam wszystkie Twoje posty i wynika z nich ze wy rowniez potraficie spedzac czas z mezem, potraficie razem smiac sie i dobrze bawic.
z ta wycieczka super pomysl, a moze daloby sie jakos zorganizowac wyjazd chociaz na kilka dni, tak zebyscie pobyli tylko we dwojke? np na 4 dni ale tak zebyscie przez pierwsze dwa nie musieli rozmawiac o problemach, o tym jak bedzie, tylko i wylacznie byli z soba i cieszyli sie swoja obecnoscia..
Jesli misiu braknie ci juz sil pomysl sobie, ze nie masz nic do stracenia.. nie wkladaj juz w to tak strasznie duzo emocji i energii, na spokojnie probuj rozmawiac z mezem, jezeli nie daj boze sie nie uda - ale nie zakladamy tego, podejmiesz decyzje inna. Masz wsparcie w rodzinie, w bliskich, wszyscy ci pomoga. To nie bedzie koniec swiata, obierzesz inna droge...
Ale poki jeszcze mozesz i masz sily probuj, dwa lata jestescie malzenstwem, jeszcze tyle zycia przed wami.. warto jeszcze walczyc i probowac.. odejsc bedziesz mogla jesli juz nie bedziesz miala sil w kazdym momencie, ale jak juz podejmiesz taka decyzje mysle ze powrotu nie bedziesz zakladala... bardzo 3mam za Ciebie kciuki
a jezyky jak u Ciebie? jak Twoje samopoczucie? ja taka zmeczona jestem ciagle i nie do zycia.. mam nadzieje ze jak urodze to sie zmieni, musze jakies dobre witaminy zaczac brac.. w tygodniu sie okaze czy mezowi przedluza umowe w pracy, mam nadzieje, ze wszystko bedzie dobrze.. a jak Twoj maz? i jak Twoje samopoczucie?
Mam nadzieje ze juz po zlocie czarownic?:) i ze dali ci juz spokoj.
ja nie uwazam Teo, zeby historia byla komiczna. Jezyk od poczatku zaznaczal, ze nie zamierza rezygnowac z pracy zawodowej i jej maz byl tego swiadom. Skoro mu to by nie odpowiadalo, mogl sie nie zgadzac i nie brac miastowej prawda? mogl ozenic sie z kobieta mieszkajaca kilka domow obok, wiec rowniez i on tak samo powinien sobie zdawac sprawe z kwestii koniecznosci pogodzenia Tych dwoch roznych swiatow z ktorych pochodza. Jezyk zdecydowal sie wyjsc za meza, a nie za swoja tesciowa. Poza tym uwazam, ze oczywiscie, ze jest inna droga. Buduja swoj wlasny dom z mezem, jezyk ma zamiar wrocic do pracy zawodowej, a maz przekwalifikuje gospodarstwo. Mysle, ze moga stworzyc swoj wlasny model zycia.
Ty chyba nie dostałaś porządnie w kość skoro twierdzisz, że kobieta na wsi nie wiedzą co to praca, bo nie lecą rano do biura... Te kobiety harują od najmłodszych lat od rana do wieczora i marzą o tym, żeby sobie iść do pracy, potem do domu wrócić coś ugotować i dzieci ogarnąć, wolne weekendy i święta... Proponuję popracować tak porządnie przez rok, świątek, piątek, bez wolnych niedziel i świąt, obrabiaj, sprzątaj, gotuj, opiekuj się dziećmi, zajmuj mężem i tak wkoło. Wyniesienie wiadra z pomyjami raz na jakiś czas to nie jest praca...
A JA MYSLE, ze nie marza o innym, bo takie zycie im odpowiada. Taki obieraja model zycia i innego by nie chcialy. Jezyk pracuje ciezko i jest w 9 miesiacu ciazy nie wiem czy zauwazyles, a TESCIOWA jakos tej swojej pracowitosci nie przeklada na troske o nia. Probuje przerzucic na nia najciezsze obowiazki. Ja znam ludzi ktorzy prowadza gospodarstwa, cale rodziny je prowadza i uwierz mi ze tak to nie wyglada. Chyba ze Ty rowniez mialas okazje przebywac wsrod takich rodzin i wiesz ze jest inaczej?
Twoja historia, jeżyku, jest smutna, ale też i w pewnym sensie komiczna. Nie zrozum mnie źle, wszystko co przeżyłaś i opisałaś nie było śmieszne, ale tragiczne, a komizm tkwi w Twoim sposobie myślenia. Przede wszystkim wizja Pani Na Włościach tak Cię pochłonęła, że nie dowiedziałaś się jak się naprawdę żyje na wsi. Fakt, że Ty, kobieta od urodzenia miastowa, niezależna, z własnym mieszkaniem i pracą rzucasz wszystko i przeprowadzasz się na wieś do gospodarstwa już jest śmieszne. Miłość miłością, ale trochę zdrowego rozsądku trzeba mieć. Na takich wsiach i w takich gospodarstwach żyją ludzie o zupełnie innej mentalności a już na pewno ci starsi. To, że będziesz miała takie problemy z teściową wiedziałam zanim do nich doszłaś w swoim opisie. Zachowanie męża również jest standardowe, ponieważ wpojone miał, że kobieta jest w domu, zajmuje się gospodarstwem i dziećmi, koniec. I to nie jest zacofanie, ograniczenie czy cokolwiek innego. Tak się żyje na wsi, bo gdyby nie to, że każdy ma tam swoje miejsce i obowiązki wszystko by się zawaliło.
Ja również nie widzę w tym niczego śmiesznego ani komicznego. Po pierwsze niesprawiedliwym i mijającym się z prawda jest określenie " Pani Na Włościach", bo JEŻYK była Panią swojego życia zawsze - mając prace, mieszkanie i sukcesy w róznych dziedzinach i nie potrzeba jej wykazywac się jak to nazywasz na "włościach". Po drugie owszem na wsi jest inny tryb dnia, ale to nie znaczy, że JEŻYK ma się podporządkować takiemu życiu, bo ma prawo z mężem żyć po swojemu a nie przejmować standardy i sposób życia jaki był tam zawsze.
Ty chyba nie dostałaś porządnie w kość skoro twierdzisz, że kobieta na wsi nie wiedzą co to praca, bo nie lecą rano do biura... Te kobiety harują od najmłodszych lat od rana do wieczora i marzą o tym, żeby sobie iść do pracy, potem do domu wrócić coś ugotować i dzieci ogarnąć, wolne weekendy i święta... Proponuję popracować tak porządnie przez rok, świątek, piątek, bez wolnych niedziel i świąt, obrabiaj, sprzątaj, gotuj, opiekuj się dziećmi, zajmuj mężem i tak wkoło. Wyniesienie wiadra z pomyjami raz na jakiś czas to nie jest praca...
Z tym to ja akurat się nie zgodzę, postęp i mechanizacja dotarły już dawno na wieś. Teraz wiele czasu zaoszczedza się dzięki mechanizacji. A ponadto czy kobieta pracująca nie ma gotowania, sprzatania, opieki nad dziećmi? Ma takie same obowiazki. Co do "zajmowania się mężem" to nie odniosę się, bo nie rozumiem, co z nim nie tak, ze sam nie może się sobą zająć
Trafiłaś na własne życzenie do innego świata i albo z niego uciekniesz, albo się przystosujesz. Innej drogi nie ma.
Jest inna droga, zycia w tym miejscu ale po swojemu, w swoim domu, w gospodarstwie przekwalifikowanym na inną działalność. Nie trzeba wciąż powielać utartych schematów, tylko ułatwiać sobie życie, tak jak robi to JEŻYK.
KASIENKA pomysł z wycieczką jest dobry, pobedziemy razem, porozmawiamy zbliżymy się do siebie. A potem zobaczę jak sie sprawy ułożą. Trzymam kciuki za Ciebie i maleństwo.
kasienka173 żeby tu już nie cytować i się nie sprzeczać, tak, znam doskonale to środowisko i tam jest zupełnie inna mentalność tak czy inaczej.
kasienk173 i smutny_misiu nie będę się z Wami sprzeczać, ani prowadzić rozległe dyskusje, bo nie w tym rzecz. Jerzyk jako kobieta myśląca i wykształcona powinna wiedzieć w co się pakuje. To tak jak wyjść za mąż na kosmitę i wymagać od niego, żeby stał się ziemianinem. Oczywiście, że on wszystko przyjmie do wiadomości, obieca i zgodzi się, ale czym skorupka za młodu nasiąknie... Poza tym jak się wychodzi za mąż to przecież chcąc nie chcą dochodzi jeszcze dalsza rodzina. Oczywiście nie trzeba dać sobie wejść na głowę noale ta rodzina jest. I należałoby wcześniej poznać rodziców pana młodego, żeby wiedzieć w co się pakować.
smutny_misiu chyba nie do końca wiesz co oznacza termin "pani na włościach"... Tak nazywa się inaczej właścicielka ziemska w dawnych czasach, najczęściej żona pana ziemskiego, któremu podlega duże gospodarstwo. Taka wiejska szlachta. Więc pisząc to określenie miałam na myśli, że Jerzyk prawdopodobnie myślała, że ona sobie będzie tylko na tej wsi mieszkała i nic nie będzie jej dotyczyć, aż do czasu gdy jej mąż wybuduje nowy dom.
Uważam, że Jerzyk podjęła trudną dla siebie decyzję, ale nie przemyślała jej do końca i nie wzięła wszystkich za i przeciw. I teraz ponosi tego konsekwencje.
246 2011-06-30 13:38:39 Ostatnio edytowany przez keli (2011-06-30 21:54:12)
Może to temat na serial, przeżycia z teściową, takiego jeszcze nie było chyba...
W sumie wiele ludzi jest dla nas dziwnych, w mieście też różne mentalności są, rózne wychowanie. W sumie najgorsze jak ktoś ze starszych wtrąca sie w życie mlodych. Wiele zależy co Mąż robi w takiej sytuacji, może nie pozwolić na takie traktowanie, jeśli umie sie postawić, jeśli jest męski potrafi...
Nie jest powiedziane , że jak sie mieszka z teściową trzeba z nią razem np. gotować. Przecież nie jest niepełnosprawna. Byś jadla co lubisz i nikt by Ci nie groził,że smalcu doda do zupy!
A jeśli chodzi o bliski poród to normalne bać się bólu... ale takie nasze życie jest... co wartościwe okupione czasem bólem...Jeszcze chyba miesiąc został oczekiwania. Mi sporo pomogło właściwe oddychanie w czasie porodu, dobra położna umie nauczyć... No i towarzystwo Męża, który za rękę trzymał mocno i wody do picia podał...też nieocenione. Ale są kobiety co wolą same też urodzić. Różni mężczyźni. Różne podejścia do tematu. Pozdrawiam
SMUTNY MISIU kiedy zaczynasz szkolenie? Za wszelką cenę tłumacz mężowi, co jest dla Ciebie ważne, nie rezygnuj zbyt szybko i jeśli on Cię kocha, to zrozumie, że uratuje Wasz związek wyprowadzając się od mamy. Moja teściowa to też pracoholiczka, tylko efektów nie widać ? tak jak u Twojej. Cały czas coś robi, a wszędzie rozpierdolnik. I jeszcze nie pozwala innym posprzątać.
KASIENKA u mnie córka jest ułożona pośladkowo, a jest już koniec 35 tygodnia i jest nikła szansa na to, że się przekręci, bo pani doktor stwierdziła, że jest tak wielka, że nie ma już praktycznie szans na to że fiknie głową do dołu, także czeka mnie cesarka. Mąż miał mi towarzyszyć przy porodzie, ale w tej sytuacji to już nie możliwe. Jestem spuchnięta jak fiona i przytyłam aż 17 kg, z czego 4,5 kg w ostatnim miesiącu. Jestem przerażona swoim wyglądem. A jak to jest u Ciebie?
Wspominałaś, że zamierzasz rodzić daleko od miejsca zamieszkania. Ja też mam zamiar rodzić w swoim mieście 100 km stąd. Mam nadzieję, że akcja porodowa mnie nie złapie przed terminem, bo skoro ma być już cesarka, to wolałabym, żeby bólu nie było, tylko ze skierowaniem pójść zrobić cesarkę.
Zlot czarownic jeszcze trwa i będzie jeszcze przez 4 dni.
248 2011-07-04 06:06:22 Ostatnio edytowany przez kasienka173 (2011-07-04 06:08:12)
Jeżyku, wiem, ze cesarka to strach i obciazenie.. ale jakos wieksza jakas wiadoma niz porod naturalny, ja lezalam w szpitalu na pocztaku ciazy przez miesiac to tak sie napatrzylam, ze naprawde cesarka nie byla niczym strasznym przy tym co widzialam Jezyku, a czy nie moglaby po porodzie mama przyjechac ci pomoc? albo moze moglabys zostac z tydzien, dwa tygodnie u rodzicow? Bedziesz slaba i na pewno bedziesz potrzebowala pomocy, tego zeby cie ktos wspieral, jedzenie przyrzadza, a nawet przy dzidzi pomagal w razie watpliwosci.. moze da sie to jakos zorganizowac?
Jezyku, u nas to podobnie w czasie i slub, i dzidzia i ja rowniez rodze w miescie oddalonym o 130 km.. tyle, ze nie mam tam nikogo swojego i jest to obce dla mnie miasto.. moj maz nie bedzie ze mna przy samym porodzie, to nasz wspolna decyzja dobrze przemyslana, ale bardzo bym chciala zeby byl do czasu porodu ze mna, dopoki nie rozwinie sie akcja porodowa.. zeby w ogole mogl byc ze mna w tym miescie i mogl mnie tam zawiezc, bo z jego praca roznie bywa... serce mi peka jak sobie pomysle ze mialabym byc tam bez niego.. ale wierze, ze wszystko bedzie dobrze, musi byc..
ja przytylam 16 kg, jakos nie odczuwam tego tak strasznie, ze jestem wielka, jakos ciagle mam w myslach ze juz niebawem porod i to sytuacja przejsciowa, gorzej bedzie jesli po porodzie w moim wygladzie malo sie zmieni, wtedy to bylby dramat... ja tez jestem spuchnieta, nie tak bardzo jak wczesniej, ale calkowicie opuchlizna nie ustepuje ani na troche.. obraczka dawno lezy w szkatulce, nogi ciagle sa obrzmiale.. u mnie dzisiaj rozpoczal sie 37 tydzien..
3mam mocno za Ciebie slonce kciuki.. i wlasnie postaraj sie o to skierowanie na cesarke na konkretny termin. I oby zlot jak najbszyciej cie opuscil, mam nadzieje ze mniej daja ci sie wszyscy we znaki.. :*:*
KASIENKO ja absolutnie nie chcę zostawać u rodziców po porodzie, to równałoby się z brakiem obecności męża przy nas w najważniejszym okresie. Absolutnie sobie tego nie wyobrażamy. Nie chcę też żeby mama przyjeżdżała na początku. Chcę z mężem opiekować się dzieckiem i nie sądzę, żeby jeszcze trzecia dorosła osoba była potrzebna do jednego małego dzidziusia. Teściowa tak czy inaczej gotuje, więc chyba nie odczuje zmian, kiedy ja zajmę się przez pierwszy okres wyłacznie dzieckiem.
Chyba źle opisałam strach przed cesarką. Właśnie jej się nie boję, tylko porodu naturalnego. Chodziło mi tylko o to, że mam nadzieję, że akcja porodowa nie zacznie się szybciej niż dostanę skierowanie na cesarkę, bo skoro i tak ma być cesarka, to po co skurcze przechodzić i cierpieć. Ostateczne obejrzenie. czy dziecko jest nadal pośladkowo ułożone i skierowanie na cesarkę dostanę dopiero w 39 tygodniu ciąży, nie wcześniej, a do tego czasu może być różnie.
TEO
"Przede wszystkim wizja Pani Na Włościach tak Cię pochłonęła, że nie dowiedziałaś się jak się naprawdę żyje na wsi"
Doskonale znałam sytuację na wsi, bo pracuję z rolnikami i przy krowach około sześciu lat. Doskonale wiedziałam co mnie czeka na wsi. Przed ślubem było ustalone, że z etatu nie zrezygnuję i mąż będzie zajmował się tym co do tej pory, a ja również tym co dotychczas. To było uczciwie przeze mnie powiedziane i świadomie przyjęte przez męża. Nie musiało być to akceptowane, ani przez męża rodzinę, ani przez teściową, bo to nie ich sprawa, jak my sobie życie układamy.
Nigdy nie miałam wizji pani na włościach, bo po pierwsze musiałabym się na włoście wprowadzić, a wiedziałam, że do tego daleko. W tym, że rzuciłam miasto dla miłości do męża nie widzę nic śmiesznego, czy zabawnego, jest to oczywiste, że idzie się na kompromisy. Ja rzuciłam miasto, a on zgodził się budować nowy dom. Każdy z nas z miłości do drugiej osoby zrezygnował z czegoś ważnego i to jest cudowne, a nie komiczne.
"Zachowanie męża również jest standardowe, ponieważ wpojone miał, że kobieta jest w domu, zajmuje się gospodarstwem i dziećmi, koniec. I to nie jest zacofanie, ograniczenie czy cokolwiek innego. Tak się żyje na wsi, bo gdyby nie to, że każdy ma tam swoje miejsce i obowiązki wszystko by się zawaliło."
Mąż jest świadomy tego, że ja mam etat i nie zamierza mnie powstrzymywać przed powrotem do pracy, więc jego zachowanie nie jest jakieś konserwatywne. Chcemy zmienić profil gospodarstwa, zbudować własny azyl i żyć tak jak chcemy oboje, ani on mnie do niczego nie zmusza, ani ja jego. Tak będziemy żyć na wsi, zmianiać nasz świat i dążyć do lepszego życia, a nie tak jak rodzice, czy sąsiedzi żyją i myślą, że tylko tak można. Zmianiamy swoje miejsce i obowiązki i świat się nie zawali.
"Ty chyba nie dostałaś porządnie w kość skoro twierdzisz, że kobieta na wsi nie wiedzą co to praca, bo nie lecą rano do biura... Te kobiety harują od najmłodszych lat od rana do wieczora i marzą o tym, żeby sobie iść do pracy, potem do domu wrócić coś ugotować i dzieci ogarnąć, wolne weekendy i święta... Proponuję popracować tak porządnie przez rok, świątek, piątek, bez wolnych niedziel i świąt, obrabiaj, sprzątaj, gotuj, opiekuj się dziećmi, zajmuj mężem i tak wkoło. Wyniesienie wiadra z pomyjami raz na jakiś czas to nie jest praca... "
Droga Teo okrągły rok pracowałam uczciwie. Doję krowy, daję im jeść, zajmuję się domem, na tyle ile mogę zajmować się w nie swoim domu, robię standardowo to co każda inna kobieta na wsi. Wstaję rano codziennie, każdy piątek, świątek i niedzielę i mam porównanie jaka jest praca zawodowa, a jaka na wsi. Ile procent kobiet według Ciebie pracuje w biurach? A zapomniałaś chyba o sklepach spożywczych, zakładach mięsnych, krawieckich, fabrykach, ulicach, kuchniach. I te miejsca jeszcze nie są najgorsze. Najgorsza jest bezpośrednia obsługa klienta, może właśnie panie z banków, urzędów, salonów telefonów, aut, czy innych miejsc gdzie muszą obsłużyć klienta cierpią najbardziej, z użerania się z ludźmi. Wydojenie krowy to żadna filozofia, ale praca z ludźmi tak i wykańcza śmiertelnie. Myślisz, że jak ja od rana do 17 jeżdże w pracy samochodem 300 km dziennie i wsadzam (dosłownie) rękę w krowią dupę, żeby udowodnić rolnikowi, czym jest postęp w genetyce, to nie jestem styrana? A rolnik potrafi mnie jeszcze wyzwać, bo przyjechała z państwowej firmy i edukować chce. Więc nie mów, mi że kobiety na wsi pracują więcej niż te z miasta. Moja matka 40 lat łączyła codziennie kable w fabryce, wstawała o 4 rano, wracała o 15, albo popołudniamu, nocami i wszystko trzeba było zrobić w domu i przy dzieciach i nie sądzę, że pracowała lżej niż teściowa, czy moja babcia na wsi. A skoro te biedne, styrane kobiety na wsi tak bardzo marzą o pracy na etat, to dlaczego do niej nie idą? Nie romumiem. Trzeba dążyć do realizacji marzeń. Czuję, że Ty jesteś taką niespełnioną kobietą ze wsi, która ma pretensje do całego świata, że pracjuje na wsi, a nie na etat. Zmień to tak, jak ja zmieniam swoje życie i będziesz szczęśliwa.
"Trafiłaś na własne życzenie do innego świata i albo z niego uciekniesz, albo się przystosujesz. Innej drogi nie ma. "
Tak, sama wybrałam swój los. Ale oprócz dwóch wyjść które podałaś jest jeszcze jedna droga. Nie ucieknę, ani się nie przystosuję. Zbudujemy dom, wyprowadzimy się na swoje i przekwalifikujemy się. To jest nasza droga.
"tak, znam doskonale to środowisko i tam jest zupełnie inna mentalność tak czy inaczej."
Od razu widać, że jesteś kobietą ze wsi, która narzeka jak to ciężko ja pracuję, a mieszczuchy to lenie. Nie musiałaś nawet pisać, że doskonale znasz to środowisko. Piszesz z taką pretensją do świata, że można się domyśleć, że sama masz podobny problem do mojego. Mentalność na wsi jest inna, ale to nie znaczy, że skoro przeniosłam się na wieś, to od razu mam zmianić swoje myślenie, na ich.
"Poza tym jak się wychodzi za mąż to przecież chcąc nie chcą dochodzi jeszcze dalsza rodzina. Oczywiście nie trzeba dać sobie wejść na głowę noale ta rodzina jest. I należałoby wcześniej poznać rodziców pana młodego, żeby wiedzieć w co się pakować. "
Uwierz mi, teściowa przed ślubem i po ślubie to dwie inne kobiety. Ludzie potrafią się kamuflować, pięknie się uśmiechać, a potem się okazuje, że to całkiem inna osoba. Żałuję bardzo, że z nią zamieszkałam. Tu masz rację, nie wiem o czym ja myślałam, czego oczekiwałam. Byłam głupia, dlatego tak bardzo mnie to boli. Ale teraz wiem, że to tylko kwestia czasu, dlatego staram się nie zwariować.
Szkolenie własnie się zaczęło i cieszę się, że tam chodzę. Po pierwsze, nie siedzę w domu bezczynnie, a po drugie czegoś się nauczę nowego i rozwinę zawodowo. Nienormalna jest tylko sytuacja, że lepiej czuję się w grupie obcych mi ludzi, niż we "własnym" domu. Bo w moim odczuciu to nie jest mój dom, wolę cały dzień przebywać na szkoleniu niż tutaj. Tylko 8 godzin mnie nie było, wróciłam i co zastałam - mega zmiany. Obrazy na ścianach, rano jeszcze ich nie było. Oczywiście każdy z innej tematyki, gatunku i rodzaju, ale o gustach się nie dyskutuje. Oczywiście powieszone w części domu, która teoretycznie miałabyć nasza i my mieliśmy o urządzaniu decydować. Jaka jest praktyka widać. Postanowiłam nawet się tym nie przejmować, ale okazało się, że to nie koniec zmian. Mąż razem z mamusią poprzenosili meble z jednego pokoju do drugiego, bo stwierdzili, że tam lepiej aby mąż miał gabinet. Na korytarz wróciły również meble, które my z mężem postanowiliśmy zneutralizować. Już nie chodzi o te meble, obrazy, chodzi o fakt, że nikt nie zapytał, nie poinformował mnie, nie ustalił ze mną, że jakieś zmiany będą. Do teściowej nie mogę mieć żalu, bo to jej dom, może robić co chce, ale mam żal do męża, że tak mnie traktuje, jakby wogóle mnie nie było, jakbym wogóle się nie liczyła.
JEŻYKU I KASIEŃKO, obydwie jesteście dzielne w tej ciąży. A nadwagą się nie martwcie, szybko wrócicie do formy drogie mamuśki, kiedy tylko maluszki zaczną zajmować Wam czas.
JEŻYKU, Ty jesteś aniołem, nawet kiedy czujesz się w tym domu niekomfortowo, myślisz o mężu i o tym aby on spędzał jak najwięcej czasu z maleństwem. Mam nadzieję, że mąż odnajdzie się w roli ojca, a teściowa pozwoli Waszej trójce cieszyć się sobą, a nie będzie wciąż ingerowała w opiekę i wychowywanie.
251 2011-07-05 05:14:56 Ostatnio edytowany przez kasienka173 (2011-07-05 05:17:01)
Masz racje jezyku, glupio Ci poradzilam..
najwazniejsze zeby Twoj maz mial szanse nawiazac wiez z dzidzia, zebyscie w trojke mogli sie zajac niunia. Ja tak ciagle myslalam wlasnie pod katem Twojego stanu po cesarce, tego ze bedziesz oslabiona i bedziesz potrzebowala pomocy, zeby ktos ci pomagal, przygotowywal jedzenie itd. Ale na pewno dacie sobie z mezem rade, atak jak mowisz nagotowane i tak bedzie. Ja tez nie chcialabym sie z mezem rozstawac.. ale radzilam ci szczerze, tak jak na tamten moment myslalam.
Chodziło mi tylko o to, że mam nadzieję, że akcja porodowa nie zacznie się szybciej niż dostanę skierowanie na cesarkę, bo skoro i tak ma być cesarka, to po co skurcze przechodzić i cierpieć. Ostateczne obejrzenie. czy dziecko jest nadal pośladkowo ułożone i skierowanie na cesarkę dostanę dopiero w 39 tygodniu ciąży, nie wcześniej, a do tego czasu może być różnie
to jezyku tak ciezko przewidziec.. kolo mnie w szpitalu lezala dziewczyna, miala miec cesarke, a akcja porodowa rozpoczela sie juz w 36 tygodniu, ale to bylo jej 3 dzieciatko.. To Twoja pierwsza dzidzia jezyku, wiec najczesciej jest tak ze sie przenosi jeszcze, a do 39 tygodnia na pewno doczekasz. ale jesli nawet sie rozpoczyna ta akcja tak jak u niej, daja kroplowki i leki na powstrzymanie akcji porodwej i szybko kieruja na cesarke, wiec mysle ze nawet w najgorszej wersji - ktorej nie zakladamy - nie bedziesz cierpiala bo to wszystko tak szybko sie nie stanie. Ale zakladamy, ze nic takiego sie nie stanie Ja boje sie bolu, w nocy urodzila moja siostra cioteczna i miala bardzo ciezki porod podobno, wiec az sie boje co uslysze niebawem.. ale najwazniejsze aby maz byl ze mna w szpitalu to dam rade...
Smutny_misiu - strasznie, ze robia to bez Twojej decyzji.. ktos z boku machnie reka i powie co za problem, ze chcieli dobrze, ale to tak nie jest... Jak masz czuc sie dobrze i bezpiecznie w takiej sytuacji, nie ma czlowiek zadnego zadowolenia.. Dom to azyl, bezpieczenstwo, miejsce w ktorym trzeba sie dobrze czuc, aby odpoczywac i wracac po pracy z checia.. A rozmawialas z mezem, powiedzialas ze ci przykro? wiadomo ze dom tesciowej, ale pomimo wszystko, razem teraz mieszkacie.. a maz na pewno tego nie rozumie, bo dla faceta to tylko meble, tylko obrazy.. tesciowa zarzadzila i on pomogl, do glowy mu nie przyszlo na pewno co Ty jako kobieta poczulas..
SMUTNY MISIU jest tak jak Kasieńka pisze. Teściowa poprosiła Twojego męża, żeby pomógł jej coś przenieść, a dla niego było to beż różnicy. Faceci tacy są. Jednak o wszystkim musisz mu mówić, żeby wiedział co jest dla Ciebie ważne. Tylko boję się, że on tego nie zrozumie.
Jeśli chodzi o lepsze samopoczucie poza domem, to Ci się nie dziwię. Wiesz co ja myślałam na początku ciąży? Chciałam trafić do szpitala (najlepiej w moim mieście) i tam przeleżeć kilka tygodni,żeby się wyspać, nie musieć wstawać do krów i żeby w końcu było ciepło (bo w zimę tu w domu męża było tak zimno, że mróz był na meblach u nas w pokoju). Najdziwniejsze jest to, że wyobrażałam sobie, że leżę w moim mieście w szpitalu, przychodzi do mnie moja mama w odwiedziny i tam czuję się jak w domu, a nie tu gdzie mieszkam. I to uczucie było szczere, naprawdę chciałam iść do tego szpitala i przeleżeć zimę. Miałam wtedy straszną depresję i ciągle płakałam. Chyba nikt, kto to przeczyta nie uwierzy w to, bo przynajmniej ja nie znam drugiej takiej osoby, która wolałaby być w szpitalu niż w domu.
KASIENKO strach przed porodem to pewnie normalna rzecz, ja boję się szalenie, ale cóż każda z nas musi przez to przejść. Nie uciekniemy przed tym. Jak będziesz milczała parę dni, to już pewnie będę myślała, że rodzisz
Wiecie jaki jest minus mieszkania na wsi, przy małym miasteczku? Te obok którego ja mieszkam jest miastem powiatowym, ale wczoraj byłam zdziwiona, jak funkcjonuje. Otóż wczoraj późnym wieczorem (około 22giej) skończyło mi się Reni na zgagę, a w ciąży pali ona piekielnie. Mężuś pojechał do apteki po lek. Znalazł aptekę, która pełniła dyżur w nocy.W życiu bym nie pomyślała, że może być jakiś problem z kupieniem w nocy leku (inaczej zaopatrzyłabym się wcześniej w większą ilość). Apteka dyżurująca była zamknięta a na niej nr tel w razie potrzeby. Więc mąż zadzwonił i mówi, że chce kupić Reni. Babka na to, że tylko na receptę ona w nocy leki sprzedaje. Szok. Pierwszy raz słyszę!!!!! W normalnym mieście nie ma problemu z zakupem czegokolwiek w aptece w nocy. No więc mój mąż pojechał na pogotowie i zrobił taką awanturę, że mu wypisali Reni na receptę i wrócił do tej kobiety, żeby przyjechała i sprzedała mu lek. Jestem zbulwersowana działaniem apteki. Czy ktoś wie czy to zgodne z prawem? Jak to powinno w końcu być? A jak moje dziecko będzie w nocy chore to co też nikt mi na kolkę czy gorączkę też nic nie sprzeda? No i nie spodziewałam się, że mój mąż tak będzie o mnie walczył, jestem pod ogromnym wrażeniem. Ja bym pewnie zrezygnowała, a on wyciągnął od lekarza receptę na zwykłe miętowe pastylki.
253 2011-07-07 06:12:45 Ostatnio edytowany przez kasienka173 (2011-07-07 07:03:44)
jezyku, melduje tylko, ze nie rodze
zalatwialm sporo spraw i do porzadku chce doprowadzic troche rzeczy, poki jeszcze moge.. formalnie maluszek bedzie z nami za 18 dni, nie wierze
:)
z ta apteka to faktycznie koszmar.. niestety taka mentalnosc ludzi.. ja mam obok siebie sklepik taki maly, Pani dzwonek zamontowala, przerwa jest formalnie dwa razy dziennie ale praktycznie bardzo czesto nie schodzi,trzeba czekac i cieszyc sie, ze w ogole sprzeda cos, wiec ludzie sie wkurzaja, a ona oburzona ze kupujemy w sklepach duzych i marketach a nie u niej. no bardzo dziwne..
a apteka to juz w ogole bezdyskusyjnie.. tu nawet nie ma o czym dyskutowac bo oczywiste jest jaka to glupota, ze strony tej Pani..
super, ze Twoj mezus tak z troska walczyl o Ciebie :) ciekawe czy moj by wpadl na taki pomysl
a jak zlot, juz sie rozjechali??
a jak u Ciebie Misiu??
sciskam mocno :*
Jak będziesz milczała parę dni, to już pewnie będę myślała, że rodzisz
A ja Takie podejrzenie miałam o Tobie JEŻYKU, jak nie udzielałaś, się w tym wątku na przełomie czerwca i lipca
Ja nadal na szkoleniu, wiedzę chłonę jak wyschnięta ziemia wodę Fajnie jest porozmawiać z kims, nawet o pierdołach. Bo w domu, to nie ma do kogo ust otworarzyć. Mąż ciągle przy komputerze siedzi i pracuje albo wogóle go nie ma, a z teściową wspólnych tamatów nie mam. Zastanawiające jest to, że na szkoleniu są też starsze osoby i z nimi mam o czym rozmawiać, a z nią zero tematów wspólnych.
JEŻYKU, faktycznie mąż latał za tą receptą jak szalony w końcu pokazał, że zależy mu na Tobie.
KASIEŃKA - 18 dni zleci szybciutko, a może wcześniej maluszek będzie się dobijał na świat
Mam znowu jakiegoś doła. Naprawdę jest mi potrzebny dobry psycholog lub psychiatra. Po porodzie muszę iść na jakąś terapię. U nas wielkie malowanie obory.
Na ten mój cały smutek tylko spacery na budowę i chodzenie po moim domu pomaga
Jeżyku, rozmowa z psychiatra lub psychologiem, ale madrym, jak najbardziej może pomoc, zrozumiec czemu tak sie czujesz i ocenic na trzezwo sytuacje.
Ja kiedys, kiedys mialam depresje, calkowicie sie posypalam i chodzilam do cudownej doktor psychiatry - ale wazne zeby to byl ktos naprawde kompetentny.. Dzieki Bogu wyleczylam sie i teraz juz nie potrzebuje zadnej terapii, ale raz na czas ide gdy mam ciezki okres, krotka rozmowa pozwala mi czasami zrozumiec siebie, moja reakcje na dana sytuacje..
Nie wiem co do terapii, bo mam wrazenie ze Ty meczysz sie po prostu z ta sytuacja w ktorej sie znalazlas, ale dobry specjalista pomoze Ci zrozumiec Twoje odczucia, znalezc sposob aby poradzic sobie w tej sytuacji. Mam nadzieje, ze mozesz spac?
wiesz jezyku, moze po prostu zmeczona juz wszystkim jestes, codziennie musisz bronic swojego, tyle ciezkiej pracy wykonujesz a do tego ciaza to taka rewolucja dla kobiecego organizmu.. mi sie zdarzyly takie okresy 2 razy, chodzilam, plakalam, nie moglam spac, nie umialam nawet wytlumaczyc co mi jest.. ale wszystko wracalo do normy i u Ciebie wroci, mocno 3mam za Ciebie kciuki. A jak czujesz sie taka rozbita zacznij brac magnez z witamina B 6 - jezeli nie bierzesz innych witamin - ja zaczelam brac regularnie i faktycznie poczulam sie duzo lepiej, musimy sie dzielic z naszymi malenstwami zasobem witamin, i czasami dla nas moze nie starczac, tez stad takie samopoczucie moze wynikac...
3mam mocno kciuki, odzywaj sie :*
A ja tak czytam i nie wiem czy podziwiać , szanować czy dziwić się wielkiej naiwności Misia i Jerzyka.Kobiety, macie kawę na ławę, że jesteście na tych wioskach do roboty i nie macie nic do gadania . Świniobicie, karmienie zwierząt, udój, wielkie sprzątanie , noszenie wiader, obsługiwanie gości, wyżywienie robotników - i wszystko to w zaawansowanej ciąży ! Jestem zaskoczona, jak dojrzałe kobiety, wykształcone nie potrafią myśleć o tym , by w ciąży przede wszystkim odpoczywać , czekać na spotkanie z maluszkiem i ... być szczęśliwą. Naprawdę nie potrafisz Jerzyku wyznaczyć sobie pewnych granic ? jesteś aż tak bardzo ubezwłasnowolniona przez męża i jego matkę ? Może to mocne słowo, ale tak kojarzy mi się Twoja sytuacja - właśnie z ubezwłasnowolnieniem. Najważniejsze jest dla Ciebie to, by nie zranić męża i nie zaleźć jeszcze bardziej za skórę teściowej. Przecież przeprowadzka do Waszego domu nic nie załatwi. Mąż maminsynek szybko wprowadzi mamusię do Was. Czytając Twoje posty to widzę tylko taki scenariusz , przykry scenariusz ... A kto zajmie się dzieckiem jak wrócisz do pracy ? Z moich obserwacji wynika, że na wsi to najczęsciej babcia... A jeśli zdecydujesz się na opiekunkę ... Czy teściowa będzie tolerowała w domu np. opiekunkę do dziecka ?
Chyba na Twoim miejscu wołałabym uciec z tego miejsca i tego życia na wsi , może jak tchórz, ale chociaż w imię własnego szczęścia... A Twoi rodzice to zawsze rodzice, obojętnie jak ortodoksyjni, zawsze pomogą... A Twój mąż zawsze będzie ojcem Twego dziecka i nic tego nie zmieni...
Gdzieś w tym wszystkim zgubiłaś siebie, swoją radość....
Pozdrawiam.
jak sie czujesz jezyku? u mnie za 12 dni porod ii... remont w domu :) co prawda bardzo duzo nie robie, ale sam haos i dezorganizacja meczy. ale zblizamy sie ku koncowi.
W ogole ciesze sie ze teraz tyle sie dzieje, bo nie mam czasu sie denerwowac i martwic jak to bedzie itd.
a jak Ty sie czujesz? jak malenstwo? mam nadzieje ze nie musisz udzielac sie przy malowaniu obory. Mialam jeszcze zapytac jakie wybraliscie imie dla coreczki?
3mam mocno za Ciebie kciuki, daj znac jak sie czujesz :*
KASIENKO ja też nie mogę uwierzyć, że u mnie dzidzia będzie za jakieś 3 tygodnie. Dziś skompletowałam już szpitalną torbę do końca. Wcześniej jeszcze myślałam, że kosmetyki, czy klapki włożę jak już wszystko się zacznie, ale jest mi teraz jakoś tak słabo, że stwierdziłam, że potem już nie znajdę na to sił. W dodatku wszystkie wysiłki jakoś się skumulowały. Podczas malowania obory, ja byłam odpowiedzialna za obiady, teraz też mamy malowanie łazienki, bo teściowa nie darowała i wszystko śmierdzi farbą. Dwa dni byłam w domu, bo przyjechała moja przyjaciółka z Belgii i chciałam spędzić z nią czas. Na gwałt musimy wybierać już okna i dach do domu, bo zalewają strop parteru i zaraz przechodzą do kładzenia krokwi, potem blachy. Szok budowa idzie migiem i moje szczęście nie zna granic, tylko te wyjazdy i latanie dobijają mnie fizycznie. U mnie córka będzie miała na imię Liliana, a na wszelki wypadek wybraliśmy też imię dla chłopca - Tymoteusz, a jak u Ciebie?
MARINAMARINA faktycznie dziwiłam się swojej naiwności i pewnie dlatego jest mi tak źle, bo jestem jej świadoma. Teraz jest trochę za późno na wnioski. Trzeba ułożyć życie jak najlepiej. Pewnie i bym uciekła, gdbyby nie budowa domu, ale teraz jestem bardzo szczęśliwa, że ona trwa i mam na co czekać. To z potrzeby przerodziło się w marzenie, teraz to ja marzę o tym domu. A życia bez mojego męża nie chcę. Piszesz, że on zawsze byłby ojcem dziecka. Wiem... ale ja bardzo go kocham i chcę z nim żyć. Jest mi z nim dobrze. A jego mama zostaje w starym domu. Na 100%. Do starego domu wraca zza granicy męża brat z dziewczyną i ona zostanie z moim dzieckiem kiedy wrócę do pracy. Jeszcze nie wiem, czy będzie to od razu po macierzyńskiem, czy po wychowawczym. A jak nie wrócą, to zostawię córkę babci. Jak teściowa niezechce, to moja mama zgodziła się, że chętnie przyjedzie i się nią zajmie. Wtedy i mój mężuś trochę pomieszka z teściową i rachunki zostaną wyrównane.
260 2011-07-14 16:57:14 Ostatnio edytowany przez marinamarina (2011-07-14 17:18:03)
Dziewczyno , dbaj o siebie na miłość boską! To ostatnie chwile , gdy możesz wypocząć ! A Ty sama mówisz o bieganiu, załatwianiu, gotowaniu, malowaniu. Ile masz lat, bo zachowujesz się jak ciężarna piętnastolatka ! I jeszcze mąż nie rozumie, że przede wszystkim powinnaś mieć spokój i odpoczynek, a on powinien obchodzić się z Tobą jak z jajkiem. Po prostu martwię się o Ciebie , choć osobiście nie znam.
Ktoś napisał, że dobrze postępujesz nie zadzierając z teściową,z nie wchodzisz w dyskusje i milczysz. Ja akurat wcale tak nie myślę. Uważam, że teściowa powinna znać Twoje poglądy (np. na gotowanie) i je uszanować. Zachowujesz się w tym domu jakbyś nie miała żadnych praw. Czasem trzeba tupnąć nogą i walczyć o swoje.
A a teściowa to chyba jednak nie taka zła, skoro powierzyłabyś jej (pisałaś że trochę na bakier jest z higieną ) swój największy skarb - dziecko.
Urlop wychowawczy to nie najlepszy pomysł. Ja nie miałam gdzie wracać po macierzyńskim, bo już ktoś siedział na moim miejscu, a co dopiero po wychowawczym ....
Trzymaj się dziewczyno i ODPOCZYWAJ !!!!
Liliana - śliczne imię !