Historia jezyka123 to dramat w wielu aktach, serial dramatyczny mozna by z tego zrobic.
Niestety ta historia nie jest odsosobniona.
Ciekawe co dalej u jezyka123 sie dzieje?
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » przeprowadzka z miasta na wieś - stres i zmiany
Strony Poprzednia 1 … 28 29 30 31 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Historia jezyka123 to dramat w wielu aktach, serial dramatyczny mozna by z tego zrobic.
Niestety ta historia nie jest odsosobniona.
Ciekawe co dalej u jezyka123 sie dzieje?
Nawiązaliśmy kontakt ponownie.
Facet ten ma nadzieję na powrót pyta czy naprawimy to czy jest szansa abym mu wybaczyla czy chce o to wspólnie zawalczyć.
Pragnie ślubu jak wcześniej. Nie chce przekładać daty na inny termin. MinEla mi złosc na nirgo i widzę z jego wypowiedzi ze mu zależy ze ma chęć odwrócić to wszystko.
Byłam trochę zdziwiona ze on po tym jak zerwałam i go pognałam i narazilam go na tak duży wstyd i dyshonor w rodzinie itp on chce cokolwiek jeszcze naprawiać. Mówi cóż tylko zakochany jest zdolny do takiego szaleństwa...
Nawiązaliśmy kontakt ponownie.
Facet ten ma nadzieję na powrót pyta czy naprawimy to czy jest szansa abym mu wybaczyla czy chce o to wspólnie zawalczyć.
Pragnie ślubu jak wcześniej. Nie chce przekładać daty na inny termin. MinEla mi złosc na nirgo i widzę z jego wypowiedzi ze mu zależy ze ma chęć odwrócić to wszystko.
Byłam trochę zdziwiona ze on po tym jak zerwałam i go pognałam i narazilam go na tak duży wstyd i dyshonor w rodzinie itp on chce cokolwiek jeszcze naprawiać. Mówi cóż tylko zakochany jest zdolny do takiego szaleństwa...
23 a myślałaś, co Cię pchnęło w kierunku faceta o połowę od Ciebie starszego?
Wstyd, dyshonor? Naprawdę CHCESZ tak żyć?
Nawiązaliśmy kontakt ponownie.
Facet ten ma nadzieję na powrót pyta czy naprawimy to czy jest szansa abym mu wybaczyla czy chce o to wspólnie zawalczyć.
Pragnie ślubu jak wcześniej. Nie chce przekładać daty na inny termin. MinEla mi złosc na nirgo i widzę z jego wypowiedzi ze mu zależy ze ma chęć odwrócić to wszystko.
Byłam trochę zdziwiona ze on po tym jak zerwałam i go pognałam i narazilam go na tak duży wstyd i dyshonor w rodzinie itp on chce cokolwiek jeszcze naprawiać. Mówi cóż tylko zakochany jest zdolny do takiego szaleństwa...
A jakies szanse u tego faceta ze nie bedzie powrotu do przeszlosci jak u jezyka 123?
Tam tez byly obietnice odciecia sie od matki i budowa osobnego domu, a malzonek nadal u mamusi, jego brat tak samo a parterka brata do psychologa sie udala.
Mnie ciekawi co tam u jezyka123 obecnie po 8 latach od zalozenia tego tematu
23 napisał/a:Nawiązaliśmy kontakt ponownie.
Facet ten ma nadzieję na powrót pyta czy naprawimy to czy jest szansa abym mu wybaczyla czy chce o to wspólnie zawalczyć.
Pragnie ślubu jak wcześniej. Nie chce przekładać daty na inny termin. MinEla mi złosc na nirgo i widzę z jego wypowiedzi ze mu zależy ze ma chęć odwrócić to wszystko.
Byłam trochę zdziwiona ze on po tym jak zerwałam i go pognałam i narazilam go na tak duży wstyd i dyshonor w rodzinie itp on chce cokolwiek jeszcze naprawiać. Mówi cóż tylko zakochany jest zdolny do takiego szaleństwa...23 a myślałaś, co Cię pchnęło w kierunku faceta o połowę od Ciebie starszego?
Wstyd, dyshonor? Naprawdę CHCESZ tak żyć?
Nie rozumiem pytania i tego przytyku co do różnicy wieku
Lady Loka napisał/a:23 napisał/a:Nawiązaliśmy kontakt ponownie.
Facet ten ma nadzieję na powrót pyta czy naprawimy to czy jest szansa abym mu wybaczyla czy chce o to wspólnie zawalczyć.
Pragnie ślubu jak wcześniej. Nie chce przekładać daty na inny termin. MinEla mi złosc na nirgo i widzę z jego wypowiedzi ze mu zależy ze ma chęć odwrócić to wszystko.
Byłam trochę zdziwiona ze on po tym jak zerwałam i go pognałam i narazilam go na tak duży wstyd i dyshonor w rodzinie itp on chce cokolwiek jeszcze naprawiać. Mówi cóż tylko zakochany jest zdolny do takiego szaleństwa...23 a myślałaś, co Cię pchnęło w kierunku faceta o połowę od Ciebie starszego?
Wstyd, dyshonor? Naprawdę CHCESZ tak żyć?Nie rozumiem pytania i tego przytyku co do różnicy wieku
35 letni facet uzależniony emocjonalnie od swojej rodziny. CHCESZ mieć takiego męża?
Wychodzę z założenia (i najczęściej się ono potwierdza), że szukając partnera z dużą różnicą wieku w którąś stronę tak naprawdę rekompensujemy sobie pewne braki, które są w nas i które zwykle powinny być przepracowane.
Np. dużo młodszy facet - niechęć do szybkiej stabilizacji, którą chciałby partner w tym samym wieku.
Nieodmiennie dziwi mnie to, że młode dziewczyny wchodzą w związki z tak dużą różnicą wieku, która nie zniknie w trakcie, a wręcz będzie widoczna. Ty bedziesz chciała dzieci, on stabilnego życia. Ty będziesz chciała z tego życia czerpać garściami, jemu się nie będzie chciało.
Dodatkowo 35 letni facet żyjący z rodzicami i do tego stopnia patrzący na zdanie rodziców to dla mnie wręcz syrena alarmowa wyjąca w głowie. Co będzie, jeżeli on swojego myślenia już nie zmieni? Jeżeli zawsze będziesz dla niego stopień niżej niż matka?
23 napisał/a:Lady Loka napisał/a:23 a myślałaś, co Cię pchnęło w kierunku faceta o połowę od Ciebie starszego?
Wstyd, dyshonor? Naprawdę CHCESZ tak żyć?Nie rozumiem pytania i tego przytyku co do różnicy wieku
35 letni facet uzależniony emocjonalnie od swojej rodziny. CHCESZ mieć takiego męża?
Wychodzę z założenia (i najczęściej się ono potwierdza), że szukając partnera z dużą różnicą wieku w którąś stronę tak naprawdę rekompensujemy sobie pewne braki, które są w nas i które zwykle powinny być przepracowane.
Np. dużo młodszy facet - niechęć do szybkiej stabilizacji, którą chciałby partner w tym samym wieku.Nieodmiennie dziwi mnie to, że młode dziewczyny wchodzą w związki z tak dużą różnicą wieku, która nie zniknie w trakcie, a wręcz będzie widoczna. Ty bedziesz chciała dzieci, on stabilnego życia. Ty będziesz chciała z tego życia czerpać garściami, jemu się nie będzie chciało.
Dodatkowo 35 letni facet żyjący z rodzicami i do tego stopnia patrzący na zdanie rodziców to dla mnie wręcz syrena alarmowa wyjąca w głowie. Co będzie, jeżeli on swojego myślenia już nie zmieni? Jeżeli zawsze będziesz dla niego stopień niżej niż matka?
Zostawie go w wulgaryzm. Swoim zachowaniem chciałam pokazać że nie dam sobie w kasze dmuchać. Żeby uważali na mnie. W ogóle dziwie się swojemu ze upatruje szansy na wspólną przyszlosc ze mnie nie nie znienawidzil i dalej widzi nas przed ołtarzem. Myślałam że przeklnie mnie raz na zawsze
23 napisał/a:Lady Loka napisał/a:23 a myślałaś, co Cię pchnęło w kierunku faceta o połowę od Ciebie starszego?
Wstyd, dyshonor? Naprawdę CHCESZ tak żyć?Nie rozumiem pytania i tego przytyku co do różnicy wieku
35 letni facet uzależniony emocjonalnie od swojej rodziny. CHCESZ mieć takiego męża?
Wychodzę z założenia (i najczęściej się ono potwierdza), że szukając partnera z dużą różnicą wieku w którąś stronę tak naprawdę rekompensujemy sobie pewne braki, które są w nas i które zwykle powinny być przepracowane.
Np. dużo młodszy facet - niechęć do szybkiej stabilizacji, którą chciałby partner w tym samym wieku.Nieodmiennie dziwi mnie to, że młode dziewczyny wchodzą w związki z tak dużą różnicą wieku, która nie zniknie w trakcie, a wręcz będzie widoczna. Ty bedziesz chciała dzieci, on stabilnego życia. Ty będziesz chciała z tego życia czerpać garściami, jemu się nie będzie chciało.
Dodatkowo 35 letni facet żyjący z rodzicami i do tego stopnia patrzący na zdanie rodziców to dla mnie wręcz syrena alarmowa wyjąca w głowie. Co będzie, jeżeli on swojego myślenia już nie zmieni? Jeżeli zawsze będziesz dla niego stopień niżej niż matka?
Swoim zachowaniem chciałam pokazać że nie dam sobie w kasze dmuchać. Żeby uważali na mnie. W ogóle dziwie się swojemu ze upatruje szansy na wspólną przyszlosc ze mnie nie nie znienawidzil i dalej widzi nas przed ołtarzem. Myślałam że przeklnie mnie raz na zawsze
Lady Loka napisał/a:23 napisał/a:Nie rozumiem pytania i tego przytyku co do różnicy wieku
35 letni facet uzależniony emocjonalnie od swojej rodziny. CHCESZ mieć takiego męża?
Wychodzę z założenia (i najczęściej się ono potwierdza), że szukając partnera z dużą różnicą wieku w którąś stronę tak naprawdę rekompensujemy sobie pewne braki, które są w nas i które zwykle powinny być przepracowane.
Np. dużo młodszy facet - niechęć do szybkiej stabilizacji, którą chciałby partner w tym samym wieku.Nieodmiennie dziwi mnie to, że młode dziewczyny wchodzą w związki z tak dużą różnicą wieku, która nie zniknie w trakcie, a wręcz będzie widoczna. Ty bedziesz chciała dzieci, on stabilnego życia. Ty będziesz chciała z tego życia czerpać garściami, jemu się nie będzie chciało.
Dodatkowo 35 letni facet żyjący z rodzicami i do tego stopnia patrzący na zdanie rodziców to dla mnie wręcz syrena alarmowa wyjąca w głowie. Co będzie, jeżeli on swojego myślenia już nie zmieni? Jeżeli zawsze będziesz dla niego stopień niżej niż matka?
Swoim zachowaniem chciałam pokazać że nie dam sobie w kasze dmuchać. Żeby uważali na mnie. W ogóle dziwie się swojemu ze upatruje szansy na wspólną przyszlosc ze mnie nie nie znienawidzil i dalej widzi nas przed ołtarzem. Myślałam że przeklnie mnie raz na zawsze
Gdybyś naprawdę kochała partnera to nie ryzykowałabyś rozpadu Waszego związku, żeby pokazać co to nie Ty.
Chciałaś stabilizacji ze starszym gościem, na pięterku u rodziców, tylko zapomniałaś, że rodzice wybranka mogą mieć inne zdanie niż Ty w wielu kwestiach.
Chciałaś stabilizacji ze starszym gościem, na pięterku u rodziców, tylko zapomniałaś, że rodzice wybranka mogą mieć inne zdanie niż Ty w wielu kwestiach.
Jeżeli ktoś za możliwość używania pięterka i perspektywę objęcia ( może za 30 lat ) dobrze prosperującego gospodarstwa jest w stanie znosić mniejsze lub większe upokorzenia, to niech w to wchodzi. Rozczulanie się nad takim dziewczęciem uważam za bezsensowne. Smutne tylko, że ludzie tak często nie chcą przyjmować do wiadomości jasnych komunikatów od losu...
No to teraz drodzy moi mówcie jak na spotkaniu ktore niedlugo sie odbedzie mam rozmawiać. Jakich slow używać i jakich argumentow aby ugrać dla siebie jakaś przestrzeń aby się dogadać
No to teraz drodzy moi mówcie jak na spotkaniu ktore niedlugo sie odbedzie mam rozmawiać. Jakich slow używać i jakich argumentow aby ugrać dla siebie jakaś przestrzeń aby się dogadać
Po kiego grzyba Ty się z nim spotykasz jeszcze.
Chłop Cię na ostatnim Waszym spotkaniu naobrażał i nawytykał Ci, że zmarnowałaś mu życie, a Ty grzecznie lecisz się z nim spotkać, bo chlop wykazał chęci naprawiania Waszego związku?
To nawet nie jest głupota.
Miło, że zmieniłaś swoją chamską wypowiedź Wulgaryzmy jeżeli już musisz ich używać, zostaw sobie na później i dla innych. Sądząc po Twojej agresywnej reakcji kusi Cię jednak ten łatwiejszy start w dorosłe życie i wciąż nie przyjmujesz do wiadomości, że przyjdzie Tobie zapłacić za to wysoką cenę. W mojej ocenie zbyt wysoką. Nie jesteś pierwszą, ani też ostatnią, która dokonała takiego wyboru mimo jasnych sygnałów, że nie powinna tego robić. Skoro chcesz, to zwyczajnie to zrób. Mnie akurat to, ni ziębi ni grzeje. Jeżeli jednak sądzisz, że wprowadzając się do cudzego domu, bez problemu poustawiasz sobie wszystkich po kątach kilkoma "urwami", to jesteś w błędzie.
Co do spotkania i sposobu rozmowy, to najlepiej byłoby gdybyś poprowadziła ją podobnym słownictwem i w podobnym tonie w jakim odpowiedziałaś na moją wypowiedź. Niech przyszły mąż zobaczy Cię również w innej odsłonie.
23 Gdyby mój mąż był jak ten facet już dawno bym z nim nie była i pewnie wróciła do miasta. Zależny facet żyjący pod dyktando swojej rodziny to jakiś koszmar. Nie układaj siebie życia z kimś takim. Chyba że nie chcesz mieć życia. Jak ja się cieszę że mój mąż jest zaprzeczeniem tego układu, choć jest ze wsi z gospodarskiej rodziny. Moja teściowa to wiejska rządząca kobieta która do nas odziwo jest totalnie wycofana. Po prostu wie że nie może sobie pozwolić, bo jesteśmy dość niedostępni na jej rady i pomysły. Ja i tak szanuje i lubię tę kobietę. Ale to musi być z obu stron a mąż ma stać za żoną a nie mamą. W pojedynkę tu nic nie zdziałasz a tylko stracisz swoje najlepsze młode lata i zdrowie. Wiem co mówię bo lata byłam z niedojrzalym miejskim maminsynkiem. Nie trzeba było gospodary do tego, to mamą wybierala mu kolor ścian do pokoju i robiła kanapki do pracy. Ja miałam wyglądać i ładnie się uśmiechać na rodzinnych spotkaniach i miałam że tak powiem g.no do gadania. Jak ja się cieszę w się w porę opamiętałam, tobie też radzę
Ja tez chcialabym bardzo wiedziec, co u Jerzyka. Co do "23", jest takie madre powiedzenie: "when you marry for money, you earn every penny". Osoba majaca nadzieje na gospodarza z majatkiem i rodzinka do kompletu, moze sobie poradzic. Trzeba miec silne nerwy i troche sprytu. Ja u "23" tego nie widze.
Podsumowujac: facet chciał to jeszcze ratować chciał naprawic,proponował dzwonił pytał czy zawalczymy. Przepraszal za swoje zachowanie w czasie klotni ze to najgorszy blad jego zycia ze bardzo tego zaluje ale slow nie cofnie.
Pewnego razu zadzwonil, był ugodowo nastawiony chętny aby uzdrowić sytuacje między nami. Złożył mi propozycje.
Zwazywszy na moje słowa ze ja mowilam ze nie czuje się dla niego na 1 miejscu ze zdanie rodziny ważniejsze ze zarzucałam mu ze często nie stawał za mną, za swoją przyszłą żona chce mnie zaprosić na rozmowe z rodzicami chciałby nadrobić to zaniedbanie na wspólnym spotkaniu, porozmawiać, powiedzieć coś w ich obecności ". Potem jakby ktoś wybił mu to z głowy.
Nastepnie dzwonił do mnie i zaczął od tego ze jego rodzice są poirytowani. Powiedział ze się za bardzo rozpedzilam w jego domu ze chciałam dominować a nawet czlonkiem rodziny nie byłam i się czepialam i każde słowo matki jego i siostry kwestionowalam. A oni chcieli dobrze.
Mówił ze chciałby byśmy do siebie wrócili potem namawianie na ślub ze będziemy szczęśliwi ze teraz albo nigdy ze teraz to się na pewno uda wierzy w to i jest pewien ze stworzylibysmy fajna rodzinkę i byłabym dobra matka a jak to będziemy odkładać to już się nie uda, że nie ma sensu przesuwanie ze możemy być pewni że jak odłożymy to się to rozpadnie ze należy iść za ciosem. On ciągle ślub ślub ślub. Ze mnie kocha ze chciał dobrze itp.ale w głębi serca wiedzialam ze coś we mnie pękło. Powiedziałam ze pobierzemy się pod warunkiem że zamieszkamy ze sobą przed ślubem. Nie zgodził się, że jeśli mam obawy to nie wie jaki sens ma wspólne zamieszkanie. Widziałam ze zadalam mu ból ale z drugiej strony wiedziałam że nie jestem pewna ci do ślubu z nim. On wierzył do końca ...
Jeżyku odezwij się jeśli jeszcze śledzisz swój wątek. Czy jakoś dajesz radę? Czy jakoś Ci się ułożyło?
Ja pierd..e!, jezyk123, nie bylam w stanie tego wszystkiego przeczytac, ale poczatek i koniec przeczytalam. Dziewczyno, jestem na ciebie potwornie zla. Ty potrzebujesz psychologa, a nie forum. Wogole mi ciebie nie szkoda, jestes po prostu niedojrzala emocjonalnie albo chora psychicznie i bez leczenia sie nie obedzie. Z otwartymi oczami wchodzisz w bagno, ale jak smiesz wciagac w to bagno dziecko. Szykujesz jej takie samo zycie jakie sobie zgotowalas, jesli nie zaczniesz pracowac nad wlasnym poczuciem wartosci, nie jutro, TERAZ!. Ludzie moga do nas mowic co chca ale to jak to odbieramy zalezy tylko od nas. Ratuj zycie swojemu dziecku, silne emocjonalne i trzezwe zyciowo kobiety sa wszedzie i na wsi i w miescie. I z tesciowa i bez. Przestan robic z siebie cierpietnice, masz problem z tesciowa, komunikuj to z nia , a nie z mezem. Poza tym jestes manipulatorka, tak jak twoj maz i tesciowa. Idz na terapie, to beda najlepiej wydane pieniadze w twoim zyciu, a przy okazji uratujesz zycie swojej corce.
A ja przeczytałam od deski, do deski, Twoja historia wciągnęła mnie na tyle, że czytałam ją przez trzy dni non stop, tak bardzo mnie przejęła, że opowiedziałam ją mamie i chłopakowi, a nawet znajomej. Przeżywałam tak jak inne dziewczyny tutaj różne emocje, od smutku,radości, złości na twojego męża, jak i również na Ciebie gdy podejmowałaś mega niezrozumiałe dla mnie decyzje. Już gdy sprzedałaś mieszkanie, wiedziałam, że zemści się to na Tobie szybciej niż myślisz i ze wcale wybudowanie domu, nie da Ci spokojnego azylu , bo zachowanie Twojego męża nie ulegnie zmianom. Boże, jaka ja z Ciebie byłam dumna kiedy się rozwiodłaś, że znalazłaś tyle siły, i jak bardzo byłam wkurzona i zrezygnowana, pełna podziwu Twojej naiwności kiedy chciałaś złożyć wycofanie od decyzji sądu o rozwodzie, dech w piersiach mi zatkało! chciałam już wyłączyć stronę.. kiedy doczytałam, że jednak tego nie zrobiłaś, uff. Bardzo się zżyłam z Tobą, jak również i również z innymi użytkowniczkami, przez Wasze historie, życzę Wam wszystkim samych dobrych i mądrych dezycji, aby los Wami tak pokierował, aby dobrze się Wam żyło i w końcu poukładało, wierzę, że w końcu przyjdzie dla Was wszystkich lepszy czas. Jak to mówią, zawsze po burzy, wychodzi słońce. Pomyślałam, że napiszę dopiero kilka dni po przeczytaniu teh historii, ponieważ byłam za bardzo rozemocjonowana tą historią, musiałam nabrać trochę dystansu. Niesamowite, jak człowiek, może być zaślepiony miłością, sama kiedyś bardzo byłam. Też miałam się przeprowadzić na wieś do mojego chłopaka (teraz już ex) , co prawda mieli małe gospodarstwo, nie mieli krów, tylko gęsi, kaczki i króliki. Wtedy też nie wierzyłam jak różną ludzie mają mentalność, doznałam prawdziwego szoku, kiedy zamieszkałam tam na miesiąc, też ciągle płakałam, brakowało mi miasta, ludzi, czułam się bardzo samotna, a mój facet miał mnie gdzies tylko siedział non stop przed komputerem, moja przyszła teściowa też ciągle się do wszystkiego wtrącała. Jedliśmy tylko to, co rosło na polu, wciąż tylko botwina lub bób, albo makaron w malinowym sosie, fuj. Do teraz, na te rzeczy nie mogę patrzeć O porządek też niedbano. Pies był przywiązany do budy i częto z głodu polował na myszy.. Na szczęście moja, nie była taka wredna jak Twoja. i nie słuchał tak mamusi. Jego tata często wracał pijany, miał też pyskatą siostrę, która miała nam za złe, że mnie sprowadzi, bo dzielił z nią pokój. Mieliśmy w planach wyremontować domek gospodarczy, och jakaż ja byłam zafascynowana i zaślepiona tą miłością.. Ten domek to była zupełna ruina, bez dostępu do wody i prądu, stan surowy. Mało tego, zaszłam w ciążę, nikomu nie powiedziałam, tylko jemu. Mama wciąż do mnie nie dzwoniła, nie umiała słyszeć jak ciągle płaczę, nakazywała mi wrócić do domu, wiedziała, że to kompletnie nie mój świat, ale ja się upierałam, dopiero własnie jak dowiedziałam się o ciąży, to postanowiłam wrócić, chciałam by dziecko miało jakiś byt, w ciepłym i czystym kącie, jemu skłamałam, że chcę tylko odwiedzić mamę na tydzień i żebyśmy pojechali, mój dom był oddalony o 300km. U siebie w mieście poszłam do lekarza, okazało się, że ciąza obumarła. Związek wkrótce się rozpadł. Teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu, to nadal nie mogę uwierzyć, że miłośc potrafi tak zaślepić, że człowiek jest zdolny nawet poświęcic siebie, nie dostając nic w zamian. Teraz mam wspaniałego partnera, na początku między nami było wiele sprzeczek, przez niedomówienia, np. jemu coś się nie podobało lub mi, ale nie mówiliśmy o tym wprost, więc kiedyś przeprowadziliśmy rozmowę, wiele było płaczu, ale wyprocawaliśmy sobie to, że jeśli teraz nam coś nie pasuje, mówimy sobie o tym od razu, rozmwiamy o swoich uczuciach, potrzebach. I wiesz co? w ogóle się nie kłócimy. Przede wszystkim mamy do siebie obustronny szacunek, jedno drugiemu pomaga, np. ja mam weekend pracujący, to on gotuje obiad i myje podłogi i jeszcze jak wracam z pracy to obiad mi podaje pod nos. Też mam mieszkac z teściami, ale mamy osobne wejście na górę, osobną łazienkę i kuchnię, tyle, że ja mam złotych teściów, nie wtrącają się do niczego, pozwalają młodym żyć po swojemu. Teść zawsze bardzo pomocny. Na teściową złego słowa nie mogę powiedzieć, nigdy mnie niczym nie uraziła. Chcę Ci powiedzieć, że jesteś WAŻNA, jesteś bardzo silną i wartościową kobietą i zasługujesz na szczęście, na uwagę, na miłość, zaangażowanie, kompromis, AKCEPTACJĘ - taką jaka jesteś, a nie że "dama z miasta", widziały gały co brały. Ja wierzę, że jeszcze spotkasz kogoś wartościowego, kogoś kogo pokochasz, a on Ciebie, całym sercem, bo Twój ex to nawet kałuży by dla Ciebie nie przeskoczył, a uwierz, że znam rodziny gdzie dziecko ma dwóch ojców i jest jeszcze szczęśliwsze, one zawsze będą jego dziećmi i zawsze będą czuły się kochane jeśli tylko im to da, niezależnie czy będziecie razem czy nie, ale uważam, że Twój były to mega toksyczny człowiek, który próbuje Cię unizać, więc nie warto. A jeszcze co do Twojej mamy, bardzo Ci współczuję, płakałam jak bóbr po przeczytaniu tego posta, jadąc samochodem z pracy, ponieważ moja mama akurat była po badaniu kolonskopii (a jej ojciec zmarł na raka jelita grubego) i strasznie się przestraszyłam, zdałam sobie sprawę, że mój świat, bez mojej mamy, bez jej ciepła, po prostu by nie istniał, na szczęście dziś odebrałam wyniki i nie ma żadnych zmian patologicznych, boże jak mi ulżyło! aż się popłakałam z radości. Natomiast wierzę, że teraz masz prywatnego anioła stróża i teraz już na pewno nie zbłądzisz, Twoja mama będzie zawsze na twoim ramieniu. Ślę moc uścisków, wszystkiego dobrego.
SmutnyMisiu co u Ciebie? Zaglądasz tu jeszcze czasem? Jak się rozwinęła Twoja sytuacja z mężem, czy doczekałaś się potomstwa?
Gojka, Nika71 a co u Was? jesteście tu nadal?
Raven ja jestem. I mnie nic nowego.po staremu.
Jezyku twoje życie bardzo mnie poruszyła. Z zapartym tchem czytałam każda twoja wiadomość. Ile w tym twoim życiu niesprawiedliwości. Pragnęła miłości a co dostałaś w zamian ból i cierpienie. Mam nadzieję, że twoje życie jednak dobrze się potoczyło, że teraz jesteś szczęśliwa, bo należy Ci się w końcu to. Twoje życie jest mi po części bliskie to ja też przeprowadziłem się do teściowej, niby dom przypisany na męża, ale dla mnie zawsze będzie jej, więc rozumiem cie doskonale co czulas. Ja mieszkam tak już 6 lat i o 6 lat za długo. Jestem w lepszej sytuacji niż ty, bo za mną zawsze stoi mąż, trzyma moją stronę. U mnie nie tylko teściowa się wtrąca, ale rodzina męża. Jego dwie siostry mieszkają obok nas i do tego nie pracują, więc wycieczki do mamusi mamy kilka razy dziennie. Teściowa w związku z tym, że zapisała mężowi dom wymaga jego obecności cały czas. Uważa, że to ona jest najważniejsza, nie rozumie że on ma też swoją rodzinę żonę i małe dzieci. Matka męża to taki rodzaj męczennicy, niezadowolona że wszystkiego chora na zawołanie. O tym wszystkim to mogłabym książki napisać... Także rozumiem cię jezyku doskonale.
Ja ponad 3 lata mieszkam u teści, decyzję o budowie podjęliśmy 3 lata temu, dodam że to mąż naciskał i to była najlepsza decyzja na świecie. Magnum82 trochę ci współczuję ale najważniejsze że mąż stoi za tobą murem. Szkoda że jesteście tak uwiązani domem. Ja dziś nie chciałabym dostać nawet kawałka pokoju od teści. Najlepiej iść na swoje i być niezależnym.
U nas było dobrze do tego czasu. Sytuacja jest u mnie trochę inna bo to mój mąż coraz częściej ma problem ze swoimi rodzicami. Ja zawsze stanę za nim murem choć w chwili obecnej jestem między młotem a kowadłem. Teście dużo mi pomogli i ogólnie są to dobrzy ludzie. Teściowa typowa złota rada ale nie mam jej niczego za złe. Mój mąż jest trochę narwany ale on po prostu zawsze walczy o swoje i nie pozwala się wtrącać stąd ta cała sytuacja. W domu jest napięta atmosfera której mam dość. Myślałam że będziemy pomału się budować żeby uniknąć pożyczki a jak skończymy weźmiemy kredyt na kawalerkę w mieście dla córki. Miałam już to ogarnięte i zaplanowane lecz w piątek jedziemy z mężem do banku po kasę na wykończenie domu i w przyszłym roku przeprowadzka. Mąż nawet wspominał że jak po przeprowadzce rodzinka dalej go będzie wnerwiac to sprzedamy dom z działką na wsi i kupimy mieszkanie lub szeregowke w mieście. Ryczeć mi się chce na samą myśl, nie chce wracać do miasta już na pewno nie do tak wielkiego. Dobrze mieszka mi się tutaj obok małego miasteczka. Moje marzenia i mój idealny dom gdzie każdy kąt jest zrobiony po mojemu legloby w gruzach...
Najważniejsze to nie kłucic się z mężem jeżeli on jest ok, a cała resztę można wymienić. Nie są to łatwe sprawy ani decyzje...
A ja przeczytałam od deski, do deski, Twoja historia wciągnęła mnie na tyle, że czytałam ją przez trzy dni non stop, tak bardzo mnie przejęła, że opowiedziałam ją mamie i chłopakowi, a nawet znajomej. Przeżywałam tak jak inne dziewczyny tutaj różne emocje, od smutku,radości, złości na twojego męża, jak i również na Ciebie gdy podejmowałaś mega niezrozumiałe dla mnie decyzje. Już gdy sprzedałaś mieszkanie, wiedziałam, że zemści się to na Tobie szybciej niż myślisz i ze wcale wybudowanie domu, nie da Ci spokojnego azylu , bo zachowanie Twojego męża nie ulegnie zmianom. Boże, jaka ja z Ciebie byłam dumna kiedy się rozwiodłaś, że znalazłaś tyle siły, i jak bardzo byłam wkurzona i zrezygnowana, pełna podziwu Twojej naiwności kiedy chciałaś złożyć wycofanie od decyzji sądu o rozwodzie, dech w piersiach mi zatkało! chciałam już wyłączyć stronę.. kiedy doczytałam, że jednak tego nie zrobiłaś, uff. Bardzo się zżyłam z Tobą, jak również i również z innymi użytkowniczkami, przez Wasze historie, życzę Wam wszystkim samych dobrych i mądrych dezycji, aby los Wami tak pokierował, aby dobrze się Wam żyło i w końcu poukładało, wierzę, że w końcu przyjdzie dla Was wszystkich lepszy czas. Jak to mówią, zawsze po burzy, wychodzi słońce. Pomyślałam, że napiszę dopiero kilka dni po przeczytaniu teh historii, ponieważ byłam za bardzo rozemocjonowana tą historią, musiałam nabrać trochę dystansu. Niesamowite, jak człowiek, może być zaślepiony miłością, sama kiedyś bardzo byłam. Też miałam się przeprowadzić na wieś do mojego chłopaka (teraz już ex) , co prawda mieli małe gospodarstwo, nie mieli krów, tylko gęsi, kaczki i króliki. Wtedy też nie wierzyłam jak różną ludzie mają mentalność, doznałam prawdziwego szoku, kiedy zamieszkałam tam na miesiąc, też ciągle płakałam, brakowało mi miasta, ludzi, czułam się bardzo samotna, a mój facet miał mnie gdzies tylko siedział non stop przed komputerem, moja przyszła teściowa też ciągle się do wszystkiego wtrącała. Jedliśmy tylko to, co rosło na polu, wciąż tylko botwina lub bób, albo makaron w malinowym sosie, fuj. Do teraz, na te rzeczy nie mogę patrzeć :/ O porządek też niedbano. Pies był przywiązany do budy i częto z głodu polował na myszy.. Na szczęście moja, nie była taka wredna jak Twoja. i nie słuchał tak mamusi. Jego tata często wracał pijany, miał też pyskatą siostrę, która miała nam za złe, że mnie sprowadzi, bo dzielił z nią pokój. Mieliśmy w planach wyremontować domek gospodarczy, och jakaż ja byłam zafascynowana i zaślepiona tą miłością.. Ten domek to była zupełna ruina, bez dostępu do wody i prądu, stan surowy. Mało tego, zaszłam w ciążę, nikomu nie powiedziałam, tylko jemu. Mama wciąż do mnie nie dzwoniła, nie umiała słyszeć jak ciągle płaczę, nakazywała mi wrócić do domu, wiedziała, że to kompletnie nie mój świat, ale ja się upierałam, dopiero własnie jak dowiedziałam się o ciąży, to postanowiłam wrócić, chciałam by dziecko miało jakiś byt, w ciepłym i czystym kącie, jemu skłamałam, że chcę tylko odwiedzić mamę na tydzień i żebyśmy pojechali, mój dom był oddalony o 300km. U siebie w mieście poszłam do lekarza, okazało się, że ciąza obumarła. Związek wkrótce się rozpadł. Teraz jak patrzę na to z perspektywy czasu, to nadal nie mogę uwierzyć, że miłośc potrafi tak zaślepić, że człowiek jest zdolny nawet poświęcic siebie, nie dostając nic w zamian. Teraz mam wspaniałego partnera, na początku między nami było wiele sprzeczek, przez niedomówienia, np. jemu coś się nie podobało lub mi, ale nie mówiliśmy o tym wprost, więc kiedyś przeprowadziliśmy rozmowę, wiele było płaczu, ale wyprocawaliśmy sobie to, że jeśli teraz nam coś nie pasuje, mówimy sobie o tym od razu, rozmwiamy o swoich uczuciach, potrzebach. I wiesz co? w ogóle się nie kłócimy. Przede wszystkim mamy do siebie obustronny szacunek, jedno drugiemu pomaga, np. ja mam weekend pracujący, to on gotuje obiad i myje podłogi i jeszcze jak wracam z pracy to obiad mi podaje pod nos. Też mam mieszkac z teściami, ale mamy osobne wejście na górę, osobną łazienkę i kuchnię, tyle, że ja mam złotych teściów, nie wtrącają się do niczego, pozwalają młodym żyć po swojemu. Teść zawsze bardzo pomocny. Na teściową złego słowa nie mogę powiedzieć, nigdy mnie niczym nie uraziła. Chcę Ci powiedzieć, że jesteś WAŻNA, jesteś bardzo silną i wartościową kobietą i zasługujesz na szczęście, na uwagę, na miłość, zaangażowanie, kompromis, AKCEPTACJĘ - taką jaka jesteś, a nie że "dama z miasta", widziały gały co brały. Ja wierzę, że jeszcze spotkasz kogoś wartościowego, kogoś kogo pokochasz, a on Ciebie, całym sercem, bo Twój ex to nawet kałuży by dla Ciebie nie przeskoczył, a uwierz, że znam rodziny gdzie dziecko ma dwóch ojców i jest jeszcze szczęśliwsze, one zawsze będą jego dziećmi i zawsze będą czuły się kochane jeśli tylko im to da, niezależnie czy będziecie razem czy nie, ale uważam, że Twój były to mega toksyczny człowiek, który próbuje Cię unizać, więc nie warto. A jeszcze co do Twojej mamy, bardzo Ci współczuję, płakałam jak bóbr po przeczytaniu tego posta, jadąc samochodem z pracy, ponieważ moja mama akurat była po badaniu kolonskopii (a jej ojciec zmarł na raka jelita grubego) i strasznie się przestraszyłam, zdałam sobie sprawę, że mój świat, bez mojej mamy, bez jej ciepła, po prostu by nie istniał, na szczęście dziś odebrałam wyniki i nie ma żadnych zmian patologicznych, boże jak mi ulżyło! aż się popłakałam z radości. Natomiast wierzę, że teraz masz prywatnego anioła stróża i teraz już na pewno nie zbłądzisz, Twoja mama będzie zawsze na twoim ramieniu. Ślę moc uścisków, wszystkiego dobrego.
SmutnyMisiu co u Ciebie? Zaglądasz tu jeszcze czasem? Jak się rozwinęła Twoja sytuacja z mężem, czy doczekałaś się potomstwa?
Gojka, Nika71 a co u Was? jesteście tu nadal?
Cześć Raven.Jak czytam Twoje relacje z życia na wsi to mam wrażenie,ze jesteś po sześćdziesiątce.Jadanie tylko tego co wyrośnie-takie rzeczy opowiadała mi teściowa.Pies jedzący myszy?? Straszne.Wiem,ze to straszne stracić dziecko ale dobrze,że nie związałaś się z tym człowiekiem bo czekałoby Cię piekło.
U moich teściów nie było tak strasznie.Co roku jeździliśmy na część wakacji do nich.Dom w zasadzie przepisany ma męża,mieliśmy na górze zrobione 100 metrowe mieszkanie więc o wspólnej kuchni czy łazience nie było mowy.Ja wiedziałam,że nigdy tam nie zamieszkam na stałe.Męczyło mnie też nieco to "wakacjowanie" na wsi u teściów i te weekendy.No ale cóż,mąż to lubił,dziecko uwielbiało.
W tym roku chyba wszystko się skończyło :) Mąż w zeszłe wakacje zrobił mi urodzinowy prezent-dom,którego projekt wybraliśmy zbudował w tajemnicy przede mną rok wcześniej niż planowaliśmy.Zawiózł mnie na miejsce gdy dom był juz całkowicie wykończony :) .Do mnie pozostało urządzenie wnętrza :).Mamy dość dużą,jak na prawie środek działkę w takiej małej uliczce,gdzie cicho a zimą przychodzą sarny do ogrodu :)
I w te wakacje ani razu nie nocowaliśmy nawet na wsi :)Mamy swoje fajne miejsce,ogród,warzywnik,boisko do siatkówki,kort w przygotowaniu więc mąż i córka nie marudzą,że chcą na wieś,jak mogą u nas zjeść śniadanie na tarasie :)
Jestem wdzięczna mężowi,że to dla mnie zdecydował się na kupienie działki w mieście.Wiem,że szukał poza miastem bo chciał mieszkać na wsi.
Znajomi,którzy nas odwiedzają mówią,że u nas jak na wsi-dużo miejsca,sąsiedzi nie zaglądają przez płot,cicho-więc jest zadowolony.Córka także bo ma blisko do szkoły a na osiedlu obok ma przyjaciółkę więc odwiedzają się po szkole.
Mimo,że zdrowie mi szwankuje to czuję się tu w końcu wolna: od kontroli teściowej na wsi i od ciekawskich sąsiadów w bloku :)
.Pies jedzący myszy?? Straszne.
Jak myszy były takie grzeczne, że przychodziły pod budę w zasięg łańcucha, to czemu nie? Mój pies przybłęda przez pół roku jak u mnie gościł na pewno nie głodował, bo dostawał jeść 2-3 razy dziennie. Co nie przeszkadzało mu polować na myszy, krety i ptactwo, których trupy co i rusz mi się walały "po obejściu". Jedyne czego nie dawał rady upolować, to koty sąsiada, bo odkąd się pojawił omijały moją posesję szerokim łukiem. Niejeden zresztą właściciel psów na wsi spuszcza je na wieczór z łańcucha "żeby poszły się gdzieś najeść". Z tego też powodu myśliwi strzelają i będą strzelać do samotnych psów, bo w terenie są szkodnikami, które czasem mordują zwierzynę tylko dla zabawy. Mój pies przybłęda to zresztą taki typ w rodzaju "wolność rządzi". Pół roku spal pod domem i kiedy na zimę sprawiłem mu budę ale jeszcze bez łańcucha, to wziął i poszedł do innych ludzi Wpada czasem się przywitać ale spuszcza łeb jak mu mówię - spadaj zdrajco! Może i nie lubi łańcucha, bo często go widuje na wsi i na polach ale ja nie mam innej możliwości. W domu odpada, na zewnątrz nie mam ogrodzenia, a pies latający swobodnie, to ciągłe wołania rowerzystów i spacerowiczów - pan zabierze tego psa!
Cześć Raven.Jak czytam Twoje relacje z życia na wsi to mam wrażenie,ze jesteś po sześćdziesiątce.Jadanie tylko tego co wyrośnie-takie rzeczy opowiadała mi teściowa.Pies jedzący myszy?? Straszne.Wiem,ze to straszne stracić dziecko ale dobrze,że nie związałaś się z tym człowiekiem bo czekałoby Cię piekło.
U moich teściów nie było tak strasznie.Co roku jeździliśmy na część wakacji do nich.Dom w zasadzie przepisany ma męża,mieliśmy na górze zrobione 100 metrowe mieszkanie więc o wspólnej kuchni czy łazience nie było mowy.Ja wiedziałam,że nigdy tam nie zamieszkam na stałe.Męczyło mnie też nieco to "wakacjowanie" na wsi u teściów i te weekendy.No ale cóż,mąż to lubił,dziecko uwielbiało.W tym roku chyba wszystko się skończyło
Mąż w zeszłe wakacje zrobił mi urodzinowy prezent-dom,którego projekt wybraliśmy zbudował w tajemnicy przede mną rok wcześniej niż planowaliśmy.Zawiózł mnie na miejsce gdy dom był juz całkowicie wykończony
.Do mnie pozostało urządzenie wnętrza
.Mamy dość dużą,jak na prawie środek działkę w takiej małej uliczce,gdzie cicho a zimą przychodzą sarny do ogrodu
I w te wakacje ani razu nie nocowaliśmy nawet na wsi :)Mamy swoje fajne miejsce,ogród,warzywnik,boisko do siatkówki,kort w przygotowaniu więc mąż i córka nie marudzą,że chcą na wieś,jak mogą u nas zjeść śniadanie na tarasie
Jestem wdzięczna mężowi,że to dla mnie zdecydował się na kupienie działki w mieście.Wiem,że szukał poza miastem bo chciał mieszkać na wsi.
Znajomi,którzy nas odwiedzają mówią,że u nas jak na wsi-dużo miejsca,sąsiedzi nie zaglądają przez płot,cicho-więc jest zadowolony.Córka także bo ma blisko do szkoły a na osiedlu obok ma przyjaciółkę więc odwiedzają się po szkole.
Mimo,że zdrowie mi szwankuje to czuję się tu w końcu wolna: od kontroli teściowej na wsi i od ciekawskich sąsiadów w bloku
Życzę Ci dużo zdrowia Gojka102, cieszę się więc razem z Tobą z Twojego nowego pięknego domu, małego azylu. Mnie parę dni temu zmarła przyszła teściowa, kochałam ją jak matkę, tak jak pisałam prędzej, nigdy złego słowa nie mogłabym o niej powiedzieć, jest mi przykro, że nie doczekała ślubu swojego syna i kolejnych wnuków. A i tak najgorsze, że nie zdążyliśmy się z nią pożegnać, ponieważ byliśmy na wakacjach za granicą. Tyle żalu,a i jemu nie wiem jak pomóc, jak wesprzeć..
Życzę Ci dużo zdrowia Gojka102, cieszę się więc razem z Tobą z Twojego nowego pięknego domu, małego azylu. Mnie parę dni temu zmarła przyszła teściowa, kochałam ją jak matkę, tak jak pisałam prędzej, nigdy złego słowa nie mogłabym o niej powiedzieć, jest mi przykro, że nie doczekała ślubu swojego syna i kolejnych wnuków. A i tak najgorsze, że nie zdążyliśmy się z nią pożegnać, ponieważ byliśmy na wakacjach za granicą. Tyle żalu,a i jemu nie wiem jak pomóc, jak wesprzeć..
Dziekuję za zyczenia:)
Tak,to straszne,traumatyczne i przez wiele wiele lat męczące,że nie sie było przy bliskiej osobie w takiej chwili.
Dwa lata temu tak zmarł mój tata.Zdiagnozowano u niego raka trzustki,wiedzieliśmy,że zostało mu może pół roku życia.Tylko on nie wiedział.Był człowiekiem,który po takiej informacji natychmiast odebrałby sobie życie.
Był przekonany,ze będzie żył,coś tam mu wytną,będzie na chemii,diecie ale będzie żył.Był po udarze więc psychicznie pewnych kwestii nie ogarniał.
Zmarł w domu,przed pierwszą chemią na zator odtrzustkowy.
Pamiętam jak dzień wczesniej byłam u rodziców w domu,gadałam z tatą,że jedziemy na ferie na narty.Powiedział,że i tak idzie na chemię od poniedziałku a ja mam wypocząć (bardzo dużo wtedy pracowałam) Kiedy dotarliśmy na miejsce,w nocy zadzwoniła mama,ze tato nie żyje.Ta noc była najgorszą w moim życiu.Byłam 600 km od domu,musiałam czekać do rana aż wyjedziemy bo była śnieżyca i bylismy zmęczeni jazdą w trudnych warunkach.
Nie mogę do tej pory się z tym pogodzić choć wiem,że to dla niego było najlepsze-zmarł nie cierpiąc.Cicho,spokojnie.
Trzymaj się i wspieraj swego faceta.
Dziewczyny mój mąż jest totalnie pokłócony ze swoją matką. Mieszkamy u nich w domu niby na piętrze z osobna kuchnia i łazienką ale co z tego, sytuacja dla mnie jest bardzo niekomfortowa. To w końcu ich dom, mijanie się w ogrodzie, atmosfera jest tak beznadziejna że po pracy odbieram dziecko z przedszkola i nie chce mi się tu wracać. Mąż ciągle siedzi na budowie, a to ja zostaję sama u jego rodziców i muszę jakoś ogarniać codzienne sprawy. Jak ja mam przetrwać czas do wyprowadzki w takiej atmosferze, to jeszcze ładnych parę miesięcy, ja stoję za mężem ale nie chce się kłucic z teściami, a że jestem za nim to i do mnie mają jakieś aluzje. Jest beznadziejnie. Dostałam awans w pracy i nawet nie potrafię się tym cieszyć. Jedynie lepsza kasa się pocieszam będzie wiecej na wykończenie, ale na to trzeba jeszcze czasu zanim przyjdą ekipy i porobią. Jak ja mam przetrwać ten czas... Nawet nie mam się komu wygadać
Jeżyku co słychać u Ciebie ? Przybywasz tutaj jeszcze czasami ?
Hej Kobiety! Jest tu jeszcze ktoś??? Przeczytałam historię Jeżyka i wszystkich innych dziewczyn. Ciekawa jestem jak potoczyły się dalej losy Jezyka i jej rodziny.
Moja sytuacja też najłatwiejsza nie jest. Z chęcią bym sie poradziła kogoś kto obiektywnie spojrzy na moją sytuację, ale czy jeszcze ktoś tu zagląda?
Hej Kobiety! Jest tu jeszcze ktoś??? Przeczytałam historię Jeżyka i wszystkich innych dziewczyn. Ciekawa jestem jak potoczyły się dalej losy Jezyka i jej rodziny.
Moja sytuacja też najłatwiejsza nie jest. Z chęcią bym sie poradziła kogoś kto obiektywnie spojrzy na moją sytuację, ale czy jeszcze ktoś tu zagląda?
Na pewno nie tylko ja tu zaglądam.
Sądzę, że ludzie przeprowadzający się z miasta na wieś reprezentują częściej moją grupę wiekową. Szukając na wsi emeryckiego odpoczynku, zderzają się z pewną egzotyką... i jest o czym rozmawiać. Ale, jak wynika z historii tu opisanych, gorszy problem mają młode kobiety z miasta, które trafiają ... kiedyś mówiło się "pod strzechę", ale to już nieaktualne.
Opowiedz, jaki jest Twój kłopot.
Ja ten wątek przeczytałam od dechy do dechy i gdy tylko pojawia się nowy wpis to od razu czytam.
Hej. Napisałam już odpowiedź długą jak Potop ale nie udało mi się jej dodać. Spróbuję przybliżyć moją sytuację. Mojego obecnego narzeczonego znam prawie 7 lat. Od 1,5 roku mieszkam z nim i jego rodzicami. Od prawie roku z jego bratem (prawie 40 letnim) gratis. Chcieliśmy pomieszkać ze sobą trochę zanim podejmiemy decyzję o ślubie. Żeby zamieszkać u niego to był mój pomysł, ktorego bardzo dzisiaj żałuję. Mój N. to świetny facet wykształcony mądry życiowo przedsiębiorczy i przystojny. Ale jest rolnikiem. Ja też pochodzę ze wsi ale takiej "mało wiejskiej". Z rodzicami mieszkałam w bloku obok sklepu. Studiowałam w dużym mieście. Jestem wykształcona mam dobrą pracę wysokie stanowisko i dobrze zarabiam. Mojego N. poznałam jeszcze przed studiami dla niego rzuciłam duże miasto i pozostałam w małym miasteczku blisko jego wsi żeby być przy nim. I czytając historię Jeżyka i innych dziewczyn myślę że miłość rozum nam odbiera i rozsądne spojrzenie na świat. Ale do czego dąże. Mój n. Ma gospodarstwo przepisane przez rodziców. Duże. Dom jest także już jego. Ale zawsze planowaliśmy wybudowanie swojego domku. Ale jego starszy brat nas wyprzedził. Zanim zdążyliśmy cokolwiek załatwić w ciagu roku zdążył wziąć ślub i zbudować dom w miejscu w którym my chcieliśmy się wybudować. Decyzję o budowie dołożyliśmy. Po ponad roku od ślubu zdążył się rozwiesc. Jego dom stoi pusty a on mieszka z nami. My mamy dwa swoje pokoje i łazienkę. Obok naszego pokoju mieszka brat mojego n. a w kolejnym jego rodzice. Dom jest duży ponad 200m2. Fakt mieszkania z jego rodzicami już po kilku miesiącach przestał mi się podobać, a dodatkowo z jego bratem za ścianą to już przesada.
Dom brata stoi pusty on mieszka z nami. Domu sprzedać nam nie chce. Przyszli tesciowie przez to że jeden dom stoi pusty nawet nie chcą słyszeć o budowie kolejnego. Także jeśli postanowimy się im przeciwstawić konkretnie się wkurzą i relacje na pewno będą nie ciekawe. Teoretycznie jesteśmy w kropce. A dodam, że to Mój n. z moją pomocą utrzymuje dom braciszka który nawet nie interesuje sie kosztami i rodziców którzy są na emeryturze. Ale emeryturke odkładają na wypdek śmierci
Mogę przybliżyć jak kolorowo wygląda moje mieszkanie z treściami i kochanym przyszłym szwagrem...
Brat mojego narzeczonego to rowodnik typowy kaleson, żadnej decyzji nie potrafi podjąć. Nawet zrobienie zakupów go przerasta dlatego mieszka z nami. Bardzo dużo mu pomogliśmy. Przy budowie domu potem przy rozwodzie żeby żonka nie zostawiła go w samych skarpetkach. A teraz kochana przyszła teściowa wszedzie gdzie wychodzimy nam go wciska, żeby biedaczek sam nie siedział. O ile mój narzeczony jest asertywny o tyle jego brat to synek mamusi. Mamusia 40 letniego faceta woła na kolację po 15 razy i kupuje ulubioną szyneczkę żeby miał coś dobrego do jedzenia. On jak miał jeszcze żonę i tak siedział z mamusią i jadł ze smakien jej obiadki. Żonę olewał. Fakt nie była za ciekawa ale w końcu wziął z nią ślub. Teraz mamy 40 letnie dziecko które wszedzie musi jechać z nami.
Teść przyszły bto fajny pracowity facet. Bardzo go lubię ale przyszła teściowa to juz inna historia.
Cały dzień ogląda seriale juz 5 albo 6 rano. Przez cały dzień zrobi tylko śniadanie dla facetów obiad i kolację. Bo jedzą każdy posiłek razem. Ja każdy posiłek jem sama bo pracuje. A oni jak rodzina. Teściowa poza gotowaniem nie robic zupelnie nic. Nie sprząta w ogóle. Ja w prawie każde popołudnie sprzatam. Bo teściowa gotując robi w domu taki bałagan że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jestem wychowa w czystości i porządku i nie potrafie funkcjonować w takim bałaganie. Jak sie wprowadzilam poza tym ze wszystko od kwiatów na lodówce kończąc wysprzatałam musiałam sama kupić mopa ścierki wiadro do mopa środki czystości bo nic nie miała. W sumie nie sprzatajac przez wiele lat nie potrzebowała nic. Jedną ścierką myła naczynia bez płynu do naczyń(na szczęście tylko część bo mają zmywarkę) telewizor czy wiaderko ze zlewkami. (To swoją drogą też było dla mnie obrzydliwe jak można trzymać resztki jedzenia pod zlewem). Przy okazji remontu naszrj malutkiej łazienki wyremontowalismy też ich, żeby mieli ładniej i wygodniej. Nasza łazienka wygląda jak nowa ich no cóż... Jak kilkuletnia. Jestem nauczona szanować rzeczy na które musiałam zapracować a oni? Chyba za lekko jej zawsze wszystko przyszło. Wszystko w tym domu jest zniszczone i brudne. A ja nie mam już na to siły. Nie próbuje juz nic zmieniać bo i tak ich nigdy nie zmienię i nie naucze czystości. Z resztą im tak dobrze. A teściowa poza tym że robiła niewiele teraz nie musi robić nic. Ma darmową sprzątaczkę i kelnerkę. Prawie co tydzień w weekend ktoś z rodziny przyjeżdża albo odwiedzają ich sasiedzi. A wtedy tylko słyszę podaj to przygotuj tamto zrób kawe herbatę a potem sprzątaj po odwiedzinkach. Kiedyś powiedziałam jej że to jej goście to niech im usluguje ale wtedy słyszę ze to nasz dom i nasi goście. A goście tzn. rodzina czuje sie jak u siebie bo to ich rodzinny dom. Każdy przyjeżdża kiedy chce na jak dlugo chce i robi co chce. Wchodzą gdzie chcą. Do naszej łazienki pokoju a co tam przecież to rodzinny dom znaczy wszystkich
Mogę przybliżyć jak kolorowo wygląda moje mieszkanie z treściami i kochanym przyszłym szwagrem...
Brat mojego narzeczonego to rowodnik typowy kaleson, żadnej decyzji nie potrafi podjąć. Nawet zrobienie zakupów go przerasta dlatego mieszka z nami. Bardzo dużo mu pomogliśmy. Przy budowie domu potem przy rozwodzie żeby żonka nie zostawiła go w samych skarpetkach. A teraz kochana przyszła teściowa wszedzie gdzie wychodzimy nam go wciska, żeby biedaczek sam nie siedział. O ile mój narzeczony jest asertywny o tyle jego brat to synek mamusi. Mamusia 40 letniego faceta woła na kolację po 15 razy i kupuje ulubioną szyneczkę żeby miał coś dobrego do jedzenia. On jak miał jeszcze żonę i tak siedział z mamusią i jadł ze smakien jej obiadki. Żonę olewał. Fakt nie była za ciekawa ale w końcu wziął z nią ślub. Teraz mamy 40 letnie dziecko które wszedzie musi jechać z nami.
Teść przyszły bto fajny pracowity facet. Bardzo go lubię ale przyszła teściowa to juz inna historia.
Cały dzień ogląda seriale juz 5 albo 6 rano. Przez cały dzień zrobi tylko śniadanie dla facetów obiad i kolację. Bo jedzą każdy posiłek razem. Ja każdy posiłek jem sama bo pracuje. A oni jak rodzina. Teściowa poza gotowaniem nie robic zupelnie nic. Nie sprząta w ogóle. Ja w prawie każde popołudnie sprzatam. Bo teściowa gotując robi w domu taki bałagan że to przechodzi ludzkie pojęcie. Jestem wychowa w czystości i porządku i nie potrafie funkcjonować w takim bałaganie. Jak sie wprowadzilam poza tym ze wszystko od kwiatów na lodówce kończąc wysprzatałam musiałam sama kupić mopa ścierki wiadro do mopa środki czystości bo nic nie miała. W sumie nie sprzatajac przez wiele lat nie potrzebowała nic. Jedną ścierką myła naczynia bez płynu do naczyń(na szczęście tylko część bo mają zmywarkę) telewizor czy wiaderko ze zlewkami. (To swoją drogą też było dla mnie obrzydliwe jak można trzymać resztki jedzenia pod zlewem). Przy okazji remontu naszrj malutkiej łazienki wyremontowalismy też ich, żeby mieli ładniej i wygodniej. Nasza łazienka wygląda jak nowa ich no cóż... Jak kilkuletnia. Jestem nauczona szanować rzeczy na które musiałam zapracować a oni? Chyba za lekko jej zawsze wszystko przyszło. Wszystko w tym domu jest zniszczone i brudne. A ja nie mam już na to siły. Nie próbuje juz nic zmieniać bo i tak ich nigdy nie zmienię i nie naucze czystości. Z resztą im tak dobrze. A teściowa poza tym że robiła niewiele teraz nie musi robić nic. Ma darmową sprzątaczkę i kelnerkę. Prawie co tydzień w weekend ktoś z rodziny przyjeżdża albo odwiedzają ich sasiedzi. A wtedy tylko słyszę podaj to przygotuj tamto zrób kawe herbatę a potem sprzątaj po odwiedzinkach. Kiedyś powiedziałam jej że to jej goście to niech im usluguje ale wtedy słyszę ze to nasz dom i nasi goście. A goście tzn. rodzina czuje sie jak u siebie bo to ich rodzinny dom. Każdy przyjeżdża kiedy chce na jak dlugo chce i robi co chce. Wchodzą gdzie chcą. Do naszej łazienki pokoju a co tam przecież to rodzinny dom znaczy wszystkich
ale jak chcemy coś zmienić wymienić jakieś stare meble to już wtedy dom jest własnością teściów i bez ich pozwolenia i akceptacji nie można zrobić nic! Wpakowalam się sama w ten nieciekawy dla mnie chory układ. I muszę się z niego wyplątać. Albo z narzeczonym albo bez niego..
Siska13 ja wiem że mieszkanie u teści to błąd życia, choćby nie wiem jak cudowni byli. Mieszkam już 4 rok na wsi, na piętrze u rodziców męża (mam osobna kuchnie i łazienkę). Ogólnie do teści nic nie mam, bo to dobrzy ludzie, ale decyzja zamieszkania tu to był błąd i zaciskam zęby jedynie dla kasy (mieszkamy tu tylko na czas budowy). Lecz drugi raz zastanowiłabym się czy nie postawić domu na kredyt w rok i nie iść od razu na swoje, zostać z ratami i już.
Pierwsza i dla mnie najgorsza rzecz której nie mogę przeżyć to brak swobody. Teściowa wie wszytko, kiedy wychodzę kiedy wracam, dokąd, w co się ubieram, jak ubieram córkę, wchodzi na górę sto razy dziennie (w końcu jej dom) dla niej to takie normalne, a dla mnie coś okropnego bo doskwiera mi brak swobody ale ona tego nie rozumie i nie będę jej nawet tego tłumaczyć, bo pewnie by się obraziła. Nigdy nie poświęciłabym drugi raz tych lat które były raczej wegetacją nie życiem (za kilka miesięcy się przeprowadzamy). Ja też dużo pracuję, dobrze zarabiam i ogólnie wolę spędzać czas w pracy niż w domu u teściowej. W weekendy wyjeżdżam do rodziców (choć moja mama też potrafi mnie nieźle wnerwić ale to już osobny temat) a teściowa zaraz wie że jadę bo pakuję torbę i już czuć w powietrzu że jej się to nie podoba (nie wiem dlaczego, ale na głos nie powie bo wie że i tak nie ma na to wpływu) a mnie to męczy psychicznie mimo wszystko. Często po pracy wybieram córkę z przedszkola i jadę z nią na obiad do restauracji, bo w domu jak tylko wrócę głodna i zmęczona po pracy, to teściowa już leci za nami na górę (nawet się rozebrać nie zdążę) siedzi obok mnie i patrzy jak jem, bo jej się nudzi i chce pogadać (straszny dyskomfort). Ona całe życie siedziała w domu, nie ogarnia jak to jest pracować zawodowo a po pracy ogarniać to na co ona miała czas przez cały dzień. Ogólnie nic do niej nie mam, darzę ją sympatią ale nie mam ochoty spędzać dzień dzień czasu w jej towarzystwie. Ona lubi plotkować o ludziach, wiadomościach a mi się nie chce, bo g*no mnie to za przeproszeniem obchodzi. Pracuję w służbie zdrowia w niewielkim mieście 5km od naszej wsi, i dużo wiem o ludziach z gminy, o ich problemach i sprawach, mam to na co dzień i nie interesują mnie plotki, a moja teściowa aż czeka aż jej opowiem o tym czy o tym... Ona nie rozumie że mnie obowiązuje tajemnica zawodowa i nigdy słowa o nikim jej nie powiem. Często wypytuje czy ten albo tamten u mnie był, ale zawsze wtedy kłamię, że nie (nawet jeśli był). Marzę już o przeprowadzce bo męczy mnie ta kobieta choć nie powiem, bo też sporo pomaga np. czasem ugotuje mi obiad czy przypilnuje córki jak mam jakąś sprawę po pracy, fryzjera, kosmetyczkę czy cokolwiek (mąż jest ciągle nieobecny na niego nie mogę liczyć). Wyprowadzka to będzie dla mnie zbawienie, lecz jak już wcześniej napisałam z teściami nie mam większych problemów poza brakiem swobody a dla mnie jako człowieka niezależnego i zawsze robiącego to co chce i na co ma ochotę, bez spowiadania się innym to jest nie do przełknięcia.
Teściowa chciała być rządzącą kobietą, jak to baba ze wsi, na początku budowy chyba myślała że poustawia nam dom po swojemu, wymyślała jakieś głupoty typu robienie wielkich śniadań, obiadów i kolacji dla ekipy budowlanej, przy czym ja nie kiwnęłam palcem bo płaciłam im nie małe pieniądze za robotę i żywienie ich mnie nie interesowało, więc ona szybko się wycofała bo zauważyła że nie miała nic do gadania i dotarło do niej że to robota głupiego. Jej gust a mój gust to dwa różne światy, ale ja sama zarabiam na swój dom i urządzam go tak jak mam ochotę. Niestety tutaj już nie jest tak kolorowo, bo to jej dom, więc poustawiała wszystko jak chciała, kupiła nam meble pod swój gust (nie odzywałam się bo nie dołożyłam tu grosza, a meble tu zostają bo są totalnie nie w moim stylu). Ja ogólnie nie rozumiem takiego narzucania komuś bo mi się to podoba to tak ma być. Ona nie kuma że mi się to może nie podobać... Trochę to irytujące. Rozmawiałam ostatnio ze szwagierką która odkąd wyszła za mąż nie pracuje, budowali z mężem dom, teściowa dużo im ustawiała, szwagierka ogólnie narzeka, że to czy tamto zrobiłaby inaczej, ale teściowa wtedy tak doradzała, pomagała im finansowo, a że ona nie pracuje to się nie odzywała. Moim zdaniem dramat. Teściowa na temat naszej budowy już w ogóle się nie odzywa bo od początku daliśmy jej do zrozumienia że to nasza i tylko nasza sprawa, a ja mam święty spokój.
Kolejna sprawa to wpadanie rodzeństwa męża w weekendy (a ma dużo rodzeństwa) bez zapowiedzi (to ich rodzinny dom więc dla nich to normalne). Ja po tygodniu pracy jak nie pojadę do rodziców to albo sprzątam albo zwyczajnie chce sobie wypocząć, a oni wpadają z dziećmi i wiadomo gdzie wszyscy na górę bo tu córka ma zabawki, ja mam przedszkole, bajzel, muszę z nimi chodzić siku, dać pić, czasem jeść, wiadomo jak to z dziećmi, i o porządku czy odpoczynku znów mogę zapomnieć, a od poniedziałku znowu do pracy. Ale to dom ich rodziców więc wpadają, trudno się dziwić, tak to już jest jak nie mieszka się osobno na swoim. Dlatego wiem że po przeprowadzce poczuję że żyję, bo teraz to wegetacja.
Siska13 dziwię się że teście mają w ogóle coś do gadania na temat budowy nowego domu, skoro was stać to po co wam ich zielone światło? Budujecie się i koniec kropka. Coś wymyślić musicie bo na dłuższą metę takie życie nie ma sensu, można wytrzymać rok, dwa, pięć.... dłużej to strata życia i zdrowia psychicznego. Ciśnij narzeczonego na budowę lub kupno czegoś osobno, bez konsultacji z teściami
Mi ogólnie pomimo tej sytuacji, z mężem dobrze się układa, ale to tylko dlatego że on stoi za mną murem i nie słucha mamusi. Na wsi też dobrze mi się mieszka, mam tu już sporą gromadkę znajomych, blisko do pracy, przedszkole córki obok pracy, miasteczko przyjemne rzut beretem, jak chcę większych wrażeń zakupów czy innych wielkomiejskich atrakcji to 15km do dużego miasta, także żyć tu mogę jak najbardziej, lecz nie w domu u teściowej
Yessa z tym siedzeniem i patrzeniem jak jem obiad mam dokładnie tak samo. Dramat. Ja rozumiem że jej się nudzi ale może przecież iść do koleżanki. Tylko koleżanki pewnie mają dużo zajęć nie siedzą na tyłku jak ona. Wiesz tak sobie przemyślałam wszystko i myślę ze największy problem jest w narzeczonym. On tak myślę że boi się podjąć jakąkolwiek decyzję bez akceptacji rodziców. A rodzice decyzji o budowie osobnego domu nie poprą na pewno. Myślę że to jest główny powód tego że w dalszym ciągu nic w tym kierunku nie zrobił. Próbowałam go przekonać prośbą groźbą bałaganiem. No wszystkim. To na nic. Mówi że wybudujemy dom w niedalekiej przyszłości i tyle. Że on też tego chce ale musimy poczekać. Ale ja sie pytam na co? Boję się że jak weźmiemy ślub to już po mnie. To już zostaniemy z treściami w jednym domu. Że po ślubie stracę argument. Ja nie wyobrażam sobie tu zostać z nimi. Nawet na najbliższe pare lat. Cierpliwości mi zostało raptem na miesiące. Nie wiem jak go przekonać że musimy jak najszybciej się wyprowadzić żebym nie straciła reszty sympatii i szacunku do jego rodziców.
Siska13 pod żadnym pozorem się na to nie zgadzaj. Facetowi musisz dać twardo do zrozumienia, że wóz albo przewóz, bo wydaje mi się, że nie dociera do niego powaga sytuacji. Budowę im szybciej się zacznie tym lepiej, bo takie przeciąganie prowadzi do zmarnowanych lat spędzonych u teściów. My zaczęliśmy zaraz po ślubie i to była najlepsza decyzja w życiu. Aż ciężko mi uwierzyć że byłam wtedy sceptycznie nastawiona, a to mój mąż od początku naciskał. Miałam wtedy więcej szczęścia niż rozumu, ale ja pochodzę z domu w którym niekoniecznie dobrze się działo. Jak przyjechałam do rodziców męża pierwszy raz pomyślałam, że nareszcie będę miała normalny dom. Taki dom jak u mojej babci, do którego uciekałam, w którym pachniało szczęściem. Marzyłam o tym, lecz życie znów sprowadziło mnie na ziemię. Nie da się tworzyć cudownej rodzinnej sielanki z teściami pod jedynym dachem, zapomnijmy. To się nigdy nie sprawdza, ani w mieście ani na wsi. Gdyby nie to, że mój mąż ciśnie na budowę i mam perspektywę wyprowadzki, pewnie już byłabym albo po, albo w trakcie rozwodu, bo nie wytrzymałabym tej wegetacji. Mnie brak swobody po prostu dobija. Teściowa na każdym kroku, jakbym to z nią miała dziecko a nie z mężem. Dobrze że od początku postawiłam granice i trzymam dystans, bo inaczej nie wybrałabym sobie nawet firanki do pokoju, bo jej się nie podoba. Mój mąż też święty nie jest, bo kilka razy dał się namówić teściowej na coś związanego z naszą budową. Pierwsze to działka, zapisana tylko na niego w której mnie nie uwzględniono. Na głupią nie trafili więc to nie przeszło i mąż działkę musiał zapisać także na mnie. Druga sprawa to jakaś głupia rura, mąż niby pytał mnie o zdanie, ale to były rzeczy na których się nie znałam, więc przytaknęłam. Chodziło o jakąś głupotę, ale później wynikły z tego problemy. Sprawa oczywiście została cofnięta, a mąż przejrzał na oczy, że słuchanie mamy nie wychodzi nam na dobre. Wtedy powiedziałam, że to ostatni raz, zła byłam na siebie bo sama się zgodziłam, więc teraz bardziej zagłębiam się w temacie budowy, żeby nie dać się namówić i nie popełnić więcej błędów.
Witam wszystkich. Od lat czytam fora związane z wyprowadzką kobiety z miasta na wieś do męża rolnika i zamieszkaniem razem z mężem w domu jego matki. Ja zamieszkałam na wsi 6 lat temu. Szczerze mówiąc nie zastanawiałam się nawet sekundy jak będzie wyglądało nasze życie pod jednym dachem z teściową. Dla mnie liczyło się tylko to, że zamieszkam z mężem.
Zamieszkaliśmy w dużym domu, w którym całe piętro jest nasze, osobna kuchnia i łazienka. Wejścia osobnego nie mamy.
Początkowo wszystko było dobrze. Tzn. nie wszystko mi pasowało, ponieważ ja jestem typem samotnika, z kolei mąż ma dużą rodzinę, która chętnie odwiedza dom na wsi, ale zawsze trzymałam język za zębami, tłumacząc sobie, że to może ja jestem dziwna, inaczej wychowana... Najgorsze przyszło, kiedy w domu zamieszkała siostra męża, chora psychicznie.
Było to ok. rok po ślubie. Tego było dla mnie trochę za dużo i postanowiłam z nią pogadać i spróbować się dowiedzieć czy przyjechała na długo i jakie ma plany.
Po tym rozpętało się piekło. Moja teściowa, do tej chwili anioł, zrobiła mega awanturę. Że jakie ja mam prawo wypytywać do kiedy jej córka przyjechała, że ogólnie jestem beznadziejna, że mąż kiedyś mnie zostawi, że wszystko robię źle, że do niczego się nie nadaję itp.
Do dzisiaj mam w uszach wszystkie te słowa.
Później próbowałam z nią porozmawiać, myślałam, że wszystko to powiedziała w złości. Okazało się, że nie. Wypomniała mi każdy - jaj zdaniem - błąd, typu: wtedy nie pozmywałaś albo źle na kogoś spojrzałaś itp. ...
Może jeszcze wyjaśnię, że mój mąż prowadzi gospodarstwo, matka mu pomaga, pomaga mu też wujek, pracownik (również mieszkają w naszym domu) i brat. Ja pracuję w mieście, jestem niezależna finansowo.
Po tej awanturze nic już nie jest takie, jak było. Teściowa wie, że się jej boję i jestem słaba psychicznie i bardzo często jest dla mnie złośliwa, często słyszę uszczypliwości. Wiem, że nie podoba się jej mój styl życia. Dlatego wolny czas, tj. po pracy a przed powrotem męża spędzam u mamy albo u koleżanki. W weekendy (też jestem sama) dosłownie uciekam z tego domu. I to staram się tak, żeby mnie nie słyszała, bo na pewno będzie wyraz niezadowolenia, że jadę, a mogłabym coś w domu porobić. Ogólnie pokazuje mi zawsze, że ona to jest ta dobra, bo pracuje fizycznie, a ja ta zła, bo "leżę w biurze i kawkę popijam".
I teraz do sedna - mamy z mężem duże oszczędności (i żeby nie było - nie pochodzą od teściowej ani z pracy z gospodarstwa) i stać nas na zakup mieszkania czy budowę domu.
Proszę męża o wyprowadzkę. Ja jestem w stanie dalej znosić to, że siedzę sama (mąż nie ma czasu na nic), że sama ze wszystkim muszę sobie radzić, że prawie nie wyjeżdżamy (a kocham podróże, studiowałam za granicą) i nie mamy czasu na wyjścia, ale dom chciałabym mieć swój, bez teściowej. Ja chce, żeby mąż wreszcie się od niej odciął. A tak mąż zawsze stara się wszystko pogodzić i nie zaostrzać konfliktu. W sumie sama mu w tym w pewnym sensie pomagałam, bo tak boję się teściowej, że unikam konfrontacji, a one pewnie czuje się doskonale...
No i mąż się nie zgadza. Twierdzi, że kiedyś na coś się umówiliśmy, a mi nagle nie pasuje. Rozumie, że jest mi źle z jego matką, wie, jak ona się zachowuje. Ale twierdzi, że jest stara, że dużo mu pomaga i że ma prawo być niezadowolona... Mąz twierdzi, że mamy wyremontowaną górę i mu szkoda tego zostawiać...
I moje pytanie - czy za dużo wymagam? Czy to jest fair, że chce swojego domu, gdy wyremontowaliśmy górę? Czy jako żona powinnam dalej dusić w sobie to wszystko i tam mieszkać w imię małżeństwa?
Co myślicie?
Szkoda malzenstwa.
Co do siostry nie dziwie ci sie bo mialas zyc inaczej a zyjesz razem z nia.
Czytałem ten temat dzisiaj przez kilka godzin, i jestem w szoku.. jest mi bardzo przykro i smutno mimo że nie znam tych osób w "prawdziwym" świecie.. to co niektóre kobiety przechodzą w życiu wydaje mi się wręcz niewiarygodne, osobiście nie dał bym rady..
Perelka13 doskonale cie rozumiem. Żyłam tak 13 lat i nie dalam rady dluzej. Powiedzialam mezowi ze jesli sie nie wyprowadzimy to zwariuje (zreszta 2 lata chodzilam do psychologa bo juz nie dawalam rady). Tez wyremontowalismy gore, tez mielismy swoje pieniadze i w koncu po latach wybudowalismy dom i zaczelismy wszystko od nowa. Zostawilismy tamten dom i wreszcie od 8 miesiecy mieszkamy u siebie. Nie zgadzaj sie na takie mieszkanie z tesciowa, drąż temat aż osiagniesz cel. Jak teraz przypominam sobie te wszystkie lata tam spedzone to cierpnie mi skora, na sama mysl robi mi sie niedobrze. Mam straszny uraz do tesciowej i tego miejsca, od 8 miesiecy tam nie bylam i wreszcie czuje sie wolna!!
Perelka13 i olasek123 to mamy sporo wspólnego. Tyle że mój mąż nie jest rolnikiem, ale 4 lata mieszkaliśmy u jego rodziców na piętrze. Ja też po pracy spędzałam czas z córka albo w galerii albo u koleżanek a w weekendy u mamy w mieście. Nie chciało mi sie tam wracać. Teściowa non stop przychodziła i musiałam słuchać jej ciągłego narzekania i beznadziejnego podejścia do życia. Jej podejście a moje to są w ogóle dwa różne światy. Nigdy się z nia nie dogadam w wielu tematach i jej towarzystwo po prostu mnie męczy. Wprowadziliśmy się 2 miesiące temu na swoje i jest o niebo lepiej. Kocham swój dom do którego zapraszam znajomych i czuję że żyję. Choc mogłoby byc to dalej, bo wybudowaliśmy sie ok 0,5km od tesci. Teściowa odkad mieszkamy rzadko przychodzi, przez uraz do niej nawet mnie to cieszy, na swoim jest jakoś inaczej bo to ona jest gościem a nie ja u niej. Mimo to i tak zawsze ma dużo do powiedzenia na temat tego jak sie mamy urządzać, co w ogrodzie itp. Ona nie może znieść że ja nie mam nic w ogrodzie typu grządki, kwitnące drzewa i cała reszta buszu przy którym jest kupa roboty, na która ja nie mam ani chęci ani czasu, bo moj ogród to grill i znajomi w weekend a nie calymi dniami babranie sie w ziemi. Kiedy jeszcze nie mieszkaliśmy przyszla i posadzila mi tu grządki bez mojej wiedzy!! Zrobiłam o to aferę i jaka byłam zła, ze ona mi tak dobrze zrobiła a mi niewdziecznej jeszcze nie pasuje. To jest chyba najgorsze, ze ktos patrzy z boku i ma Cie za idiotke, ze tesciowa dla ciebie jest taka cudowna a Ty tego nie doceniasz... tak to wyglada w oczach wielu ludzi w tym męża. I To jest twój osobisty dramat, ze nikt nie wie co czujesz gdy teściowa dobrymi checiami wchodzi z butami w twoją strefę prywatności i niszczy Cię od środka, wpedza w zakłopotanie i w nerwicę. Wtedy to miarka sie przebrała i wykrzyczalam mężowi cale 4 lata, wtedy pierwszy raz padło słowo rozwód - z mojej strony... Grządki stały odlogiem az zjadly je stonki i nic z nich nie zostało. Bo kiedy kobieta pracujaca nie rzadko od 7 do 19, rozerwana między praca na etacie, nauka a czasem dla dziecka ma mieć czas na plewienie? I ja sie pytam po co mi cala piwnica warzyw, skoro obiad udaje mi się ugotować przy dobrych wiatrach, raz w tygodniu...? Teraz brama zamknięta na klucz i żadnego zostawiania zapasowych kluczy u tesci, to byl moj warunek. Ona tez nie może zrozumieć że czasem lubię jechać na obiad do restauracji albo zamówić imprezę rodzinną zamiast stac przy garach i urządzać w domu. Ile razy można tłumaczyć że pracuje i na wiele rzeczy nie mam tyle czasu co ona, i tak nie zrozumie. Basen, wczasy, wypady wszytsko jest złe i strata pieniędzy. Dawniej uprawialam duzo sportu, bylam zdrowsza i szczesliwsza. Przez 4 lata mieszkania u tesciowej musialam słuchać jaka to glupota to chodzenie z kijami czy bieganie, jak ja wnerwiaja ci ludzie co jej chodza kolo płotu (nie wiem co w tym denerwujacego, ze ktoś jest aktywny i dba o siebie?!) Jak więc mialam jej zostawić dziecko i iść po prostu pobiegać... bylabym wtedy na jezykach calej rodziny. Niestety poza nia nie mialam z kim zostawic corki. Musialam zrezygnować z tego co uwielbialam. I to ciągle buntowanie mojego męża i że ja go ciągle musze przestawiać na swoją stronę i na wszytsko namawiać żebyśmy żyli jak ludzie a nie tylko tyrać i odkładać kase. Czasem już po prostu nie mam sił i zastanawiam się czy bylo warto dla miłości podjąć najgorsza decyzje w życiu. Odcinam się jak mogę ale ciężko odciąć się od babci która jest na miejscu mając małe dziecko... Bo córka do niej ciągnie. Zeby nie bylo kocham swoj nowy dom na wsi.
Perelka13 a Ty to jesteś złota kobieta i masz chyba nerwy ze stali, ja nie jestem taka dobra i raczej robię swoje czy to sie komus podoba czy nie, ale tez nie lubie sie kłucić, nie raz dosadnie odpowiedzialam cos teściowej ale to typ kobiety do której i tak nic nie dociera i to jest chyba najgorsze, ze trzeba czynami ja blokować np. Zamykać sie na klucz (jak jeszcze tam mieszkaliśmy) bo slowa np. Zeby nie wchodziła nam 5 razy dziennie bez zapowiedzi nic nic dały.
Wiem ze we wcześniejszych postach chwalilam tesciowa, bo ogolnie nie jest to zla kobieta, ale takie drobne rzeczy nawarstwiajac sie sprawiaja ze chocbys nie wiadomo jak chciala kogos lubić i akceptowac zaczynasz czuć do niego zlosc i niechęć. Te 4 lata to były o 4 lata za dużo. Nadal nie mam nic do mieszkania na wsi, pod warunkiem ze mieszkasz na swoich zasadach a nie teściowej. Nasza wieś jest dosc zurbanizowana, dlatego dobrze sie tu czuje i na sama wieś złego slowa nie powiem
Znalazłam ten temat wczoraj i przeczytałam od tego czasu wszystkie wypowiedzi Jeżyka, przeczesując w ich poszukiwaniu 36 stron.
Na początku myślałam, że historia jest jak moja, ale szybko okazało się, że nie. Wręcz, że ja wcale nie mam tak źle. Historię Jeżyka czytało się jak książkę. Jak już wydawało się, że wszystko będzie dobrze, to nagle okazywało się, że nie... Aż ciężko uwierzyć, że to wszystko spotykało jedną kobietę.
Ja poznałam chłopaka jeszcze będąc w średniej szkole. Mieszkałam w centrum dużego miasta, a on pochodził ze wsi oddalonej o 40 km. Będąc w średniej szkole mieszkał w tym mieście w internacie. Potem studia, po studiach ślub i zamieszkaliśmy z jego rodzicami na wsi. Z tym, że mieszkamy na piętrze, a oni na parterze. Jedyne zwierzęta, jakie mają, to był (i nadal jest) kot. Jak żyła męża babcia, to ona np. przewieszała mi pranie na suszarce na podwórku, bo "miastowa jestem, to nie umiem". Bo za nas miastowych robi to przecież służba. Było na początku powiedziane, że zbieramy na własny dom i wyprowadzamy się najszybciej jak się da. I tak to już trwa 10 lat. W międzyczasie 3 razy poroniłam. Oboje pracujemy w mieście oddalonym o 40 km, z którego ja pochodzę, codziennie dojeżdżamy. Teraz mam tylko dwa marzenia: dziecko i własne mieszkanie/dom. Pomimo tego, że z teściami nie jest mi źle, to brakuje mi prywatności. Np. kiedy wieczorem w weekend siedzimy sobie z mężem i np. oglądamy serial, to wtedy akurat przychodzi teść, posiedzieć u nas... Brak mi prywatności i własnego życia. I tego, że wszędzie jest stąd daleko. Mąż nie chce mieszkać w mieście, nie chce mieszkać w mieszkaniu. On chce koniecznie dom na wsi i to koniecznie bez kredytu. A ja się zastanawiam, czy jeśli nie mamy dzieci i nie wiadomo, czy będziemy mieli, to jest nam potrzebny dom.
mangowa witaj, skoro nie masz tak zle, to jednak nalezy sie cieszyc ze masz lepiej:)
ja tez poronilam, w tym roku- mamy jedno dziecko, jak bylam tu pierwszy raz to jeszcze go nie bylo, potem sie urodzilo no i juz niedlugo ma 8 lat. dlugo jestem w tym temacie, serdecznie cie pozdrawiam.
slyszalas o pasku Sw DOminika, podobno pomaga zajsc w ciaze.
mangowa witaj, (...)
slyszalas o pasku Sw DOminika, podobno pomaga zajsc w ciaze.
Witaj.
Nie chcę być złośliwa, ale zajść w ciążę najbardziej pomaga sex, a nie talizmany. A jak ktoś ma problem z zajściem, to powinien znaleźć dobrego ginekologa, który powie mu jakie są możliwości w jego przypadku, a nie świętych. Ja mam problem nie z zajściem, ale z utrzymaniem ciąży. Wszystkie obumierały ok. 10-11 tygodnia.
Mangowa dla mnie ten brak prywatności był nie do przełknięcia, ale zaciskalam zęby bo to nie był moj dom tylko teściowej to mogla wchodzić jak do siebie bo byla u siebie. Teraz jak mieszkam na swoim to też sobie czasem wpada na początku rzadko a teraz sie rozkręcila, co mnie okropnie irytujej. Np. Wracam zmęczona z pracy, jeszcze zakupów nie wypakuje, obiadu nie odgrzeje a tu juz dzwonek do drzwi i komentarze ze sie zamykam na 4 spusty. Te wiejskie przyzwyczajenia, wchodzenie do kogos do domu jak do siebie sa dla mnie nie do zaakceptowania. Manifestowalam swoje niezadowolenie i mówiłam ze przecież dopiero weszlam do domu po pracy i nie bardzo mam czas na kawke i ploty, ale czy dotarło to nie wiem. Gdybym mogla wybudowalabym sie jeszcze dalej od teściowej i nie na polu ktore oni nadal traktuja jak swoje. Juz zaczelam żałować, jedyne pocieszenie ze nie mieszkaja zaraz "za plotem"
Witaj Jeżyku, minęło tyle czasu....Może jakimś przypadkiem zajrzysz tutaj po tylu latach. Twoja historia cały czas mi "siedzi w głowie" .Napisz proszę co u Ciebie, jak się ułożyło życie, czy jesteś na dzień dzisiejszy szczęśliwa? Pozdrawiam.
Drogi Jeżyku! Chciałam napisać, że ostatnio myślami znów wróciłam do Ciebie, Twojej rodziny i historii. Wybrałam się w podróż na Podlasie, Suwalszczyznę i pogranicze Warmii oraz Mazur, a tam, jeżdżąc przez okoliczne wioski, poczułam ich klimat i nagle zdałam sobie sprawę, że być może w którymś z mijanych domów mieszkasz właśnie Ty, choć minęło już tyle lat. Nadal zastanawiam się, co u Ciebie, jak potoczyło się Twoje życie i czy jesteś choć trochę szczęśliwa? Tak bardzo bym tego chciała!
Mam też do Ciebie wiele wdzięczności, że podzieliłaś się tutaj cząstką swojego świata. Dzięki temu ja kilka lat temu "wchodząc w rodzinę rolniczą" wiedziałam, na co zwracać uwagę, jakie to mogą być te czerwone flagi, jak nie pozwolić tutaj zatracić siebie wraz ze swoją wrażliwością i odrębnością. Mocno postawiłam granice w niektórych sprawach i bardzo dążę do swego, nawet jeśli innym to się nie podoba. Nauczyłam się być uważna, ostrożna i odważna. Bardzo Ci dziękuję i wciąż darzę Cię dużą sympatią i szacunkiem.
Jeśli tu jeszcze czasem zaglądasz, daj proszę znać, co u Ciebie- tutaj lub na priv. Pozdrawiam cieplutko!
W Anglii wsie sa piekne bo czesto to polaczenie natury z elementami miasta. Znam taka wies(moze nawet tam dostane mieszkanie,bo jest uwzgledniona w moim bidowaniu),gdzie jest las, pola uprawne, zwierzeta na polanie, dzialki,ogrody jezioro itp typowa wies indentycznie jak w Polsce, ale jednoczesnie sa restauracje, kino,sklepy z ubraniami, supermarket,szkoly, biblioteka itp- autobusy co 10 minut jezdza itp takze na takiej wsi,gdzie jest natura polaczona z miastem to bym mogla mieszkac i nawet chciala.
8 rok mieszkam na wsi, 4 w swoim domu i powiem tak… prywatność gdy ma się swoj dom, ogród, macie rację, to największy atut wsi. Wracam z pracy i idę się opalać albo pale grila, siedzimy i gadamy ile chcemy, muzykę nawet i cała noc można puszczać itp. To niewątpliwie ogromne atuty odludzia których w mieście mi brakowało. Mentalność ludzi zmienia się powoli, ale bardzo i niestety Ci „zakuci” tu są i na ich językach taki „mieszczuch” jak ja będzie zawsze. Nauczyłam się ze nie dbam o to bo Ci ludzie mnie nie utrzymują, nie mogą w żaden sposób wpłynąć na moje życie poza tym, ze sobie pogadają wiec nie wadzi mi to… Nawet teściowa się wycofała, bo wie ze nie jestem typem człowieka którego łatwo złamać. Mąż zajął się rolnictwem i niestety jak byłam sama tak dalej jestem, na urlopie sama z dziećmi, w weekendy sama z dziećmi, w domu po pracy sama z dziećmi itd. Co zrobić, albo się rozwieźć albo to zaakceptować… Pandemia i praca zdalna niewątpliwie wypłynęła na plus dla komfortu życia na wsi, sama się rozwinęłam i doszłam zawodowo wyżej, mimo ze na wsi często przed komputerem to zarobki miejskie a opłaty mniejsze… wiec udało nam się dorobić i kupiliśmy mieszkanie w mieście niewielkie, ale jest. Marzyłam to tym, bo wieś wsią, ale i miasta czasem mi brak, a teraz mam to zabezpieczenie, opcje, ze jak odchowam dzieci i będę miała dość wsi to mam gdzie pójść, wyskoczyć spontanicznie do centrum, na rynek, tego mi na wsi brakuje
R_ita2, Yessa- macie racje. Prywatność to coś, co cenię nad wyraz mieszkając poza miastem.
Mam własne obejście gdzie sadzę kwiaty i krzewy, dbam o nie. Mam ciszę, spokój, puszczam muzykę kiedy chcę i jaką chce, robię grilla kiedy chcę i z kim chcę, opalam się kiedy chcę i jak chcę. Faktem jest, że o obejście i dom trzeba dbać, to pracochłonne. Ale satysfakcjonujące. Są minusy- dostępy do lekarzy, szpitali, atrakcji miejskich ale to coś co idzie zrównoważyć. Ja mam do miasta moim autem 30 minut, pracuje zdalnie jako freelancer więc nie muszę tracić czasu na dojazdy. W mieście witam kiedy chcę. A kiedy nie chcę- zaszywam się w moim azylu. Wieś górą
Mam własne obejście gdzie sadzę kwiaty i krzewy, dbam o nie.
O zazdroszczę, u mnie tylko trawka i tuje, z zazdrością patrzę na te piękne krzewy i kamyczki przy nowoczesnych domach… Ja niestety nie mam do tego ręki, ale tez czasu i możliwości, bo mam małe dziecko w wieku gdzie trzeba mieć oczy dookoła głowy, a ze mąż non stop w pracy albo w polu, mamy pod ręka nie mam, ani nikogo kto by mi dziecko przypilnował to cóż… musze poczekać aż urośnie i może się nauczę. Plac zabaw dzieciom zorganizowałam, maja popołudniami co robić, niestety brak tu im rówieśników, dlatego w weekendy zwykle wyjeżdżamy na wycieczki, do znajomych itp.
Mieliście rację, taka relacja, pani z miasta i chłop ze wsi, gospodarz plus teściowa, to nie ma prawa się udać.
9 lat mieszkam na wsi. Dziś utożsamiam się z historią Jeżyka, 9 lat temu byłam ślepa, zakochana, głupia. Tak wielu rzeczy żałuję, tyle lat tłumaczyłam męża i teściowa. Mąż się dobrze kamuflował, myślałam że jest inny, wybudowaliśmy dom, kocham ten dom.
Nie lubię działki na której stoi, teściowa namawiała żeby się tu budować, że najlepsze miejsce, o jaka ja byłam głupia… Działkę teście uważają nadal za swoją, mimo że przepisali ją mężowi, a mąż mi przed budową. Teściowa kazała zrobić bramkę dołem, długo walczyłam żeby mąż tego nie robił, ale zrobił, wiedziałam po co. Wchodzą jak do siebie, ile razy nie zamknę jej na klucz jest znów otwarta. Nie mam sił ciągle biegać i zamykać. Mąż specjalnie zostawia. Nie mam swobody, nie mogę się opalać w bikini, bo się czuję skrępowana pod własnym domem, bo nie wiem z której strony wyjdzie teść, chce mi się wyć.
Nie lubię nawet patrzeć przez okno, bo widzę las i słyszę, jaki to ich, ile to oni się narobili przy sadzeniu tych drzew. Widzę „moją” działkę i słyszę, ile to się tu buraków nasiekali, ile narobili. Widzę paskudne deski i wiadra za domem, bo tak teściowa kazała mężowi nasadzić, we wiadrach i butelkach. Nie patrzę tam.
Mam swój piękny, nowoczesny taras, ale nie umiem na nim odpoczywać. Tylko jak dzieci się tam bawią, to czuję szczęście.
No i standard, ja pani z miasta nic nie robię, leń i wygoda.
Cały czas pracuję zawodowo, kształcę się, mimo że dzieci małe nigdy nie siedziałam w domu dłużej niż urlop macierzyński, sama ogarniałam, bo mąż miał ciągle inne wiejskie zajęcia. Żłobek, wożenie, praca, nauka, osiągnęłam więcej niż gary i grządki, miałam i mam bardzo dobre zarobki. Ale dla nich to mąż wszystko zbudował, mąż zapracował. Ja nic nie robię, bo nie gotuję i nie oporządzam ogrodu.
Ostatnio ciężko zachorowałam, przeszłam poważną operację, mimo iż jestem młoda i nikt nie mógł uwierzyć w to co się stało. Prawdopodobnie mój organizm się zbuntował przez nadmiar stresu i obowiązków. Mąż się mną zajmował, codziennie był w szpitalu, wtedy zrozumiałam jak go kocham, ale jak musiał przejąć moje obowiązki głównie przy dzieciach to zaczęła się jazda. Jak byłam w szpitalu zaczął sobie budować grunt, zapraszając i oswajając swoją mamusię z naszym domem. Tak żeby docelowo przejęła obowiązki, bo to rola baby z dziećmi siedzieć. Mamusia oczywiście w niebo wzięta bo będzie pretekst latać tu codziennie i żyć naszym życiem. Zrobiłam awanturę, że jej pomocy nie chce, bo teraz potrzebuje jego, pierwszy raz wykrzyczałam co mnie boli, tyle lat milczałam żeby kogoś nie urazić, żeby mnie lubili, i tak nie lubili.
Usłyszałam, że wszytsko dostałam, jest mi za dobrze i się w d. Przewraca, wszystkich nerwowo wykończę, jestem toksyczna, jakby go opętało, bo uraziłam jego mamusię. Matki się boi, bo jej się cała rodzina boi, oprócz mnie. Jej zdanie to świętość. Oh ile razy ja musiałam to zdanie podważać i walczyć z mężem, żeby było po mojemu. A ile ustalał z nią za moimi plecami, jakby miał drugie życie z mamą i ich gospodarstwem. A ile na mnie nadawała chyba nawet nie chce wiedzieć. Ile razy mi wbiła szpile, szkoda pisać. 8 lat temu zajmowała się naszą córką gdy pracowałam, do dziś mam to wypominane, ciągnie się to jak smród po gaciach, jakby mi conajmniej życie uratowała.
Byłam na terapii, terapeuta otworzył mi oczy, że mąż żyje z rodzicami, bratem, na ich gospodarce a ja sama z dziećmi. Że od początku sobie to zaplanował, cwany. A ja nie protestowałam, bo byłam głupia naiwniara, cieszyłam się domem, co wieczór sama, co weekend sama z dziećmi, codziennie sama biegająca z pracy po dzieci, idiotka. Zero wyjść, spotkań, koleżanek, tylko ta wieś, brak ludzi. Wyjścia z mężem, a co to jest?
Tylko w pracy czuję się doceniana, szanowana, w małżeństwie jak ścierwo, wykształcona, atrakcyjna, dobrze zarabiająca, ale mąż potrafił zdeptać moje poczucie własnej wartości do zera.
Wszystko źle robię. Źle jeżdżę autem, źle sprzątam, źle podgrzewam jedzenie. Paniusia z miasta dwie lewe ręce. Jego mama jest ideałem.
Chciałabym ratować to małżeństwo, to szalone, naprawdę chce, też dla dzieci, ale czy to ma szansę? Terapeuta mówi, że terapia dla par to podstawa. Mąż nie pójdzie, bo to dla walniętych. On nie widzi problemu w sobie, nawet tego że pije. Po pijaku wychodzi z niego wsiowe chamstwo, jakby mnie już nienawidził. Bo nie gotuje, nie chodzę w grządki, to nic nie robię. Powiedział, że jak mnie wyleczą, to się rozwodzimy. Chce mi się płakać, ale nie mam sił. Chce wrócić do pracy, bo tam mnie doceniają, ale narazie muszę być na l4.
Zainwestowaliśmy w kawalerkę w mieście za moją namową. I to jest moja nadzieja, jak nie uda mi się tego uratować. Pod blokiem, między obcymi ludźmi czuję się lepiej, niż pod własnym domem. Chore!!!
Jestem ciekawa co dziś u Jeżyka bo mam wrażenie, że powielam Jej historię. Jeżyku, odezwij się jeśli jeszcze tu zaglądasz, tyle lat minęło.
Yessa, ze smutkiem czytałam twój post i z niepokojem. Osiągnęłaś dużo i masz dużo do stracenia w razie rozstania. Czasami warto stracić jednak, by zyskać szacunek, samostanowienie, spokój. Tylko Ty wiesz, co jest dla Ciebie najlepsze, nie terapeuta. Może tak być , że mąż sobie coś zaplanował, ale terapeuta nie może tego wiedzieć i jego słowa budzą we mnie alarm. A co do mężą, to jakie mieliśce ustalenia przed ślubem? Kto miał zajmować się dziećmi, kto i ile pracować zawodowo, jaki podział obowiązków miał być? Jesli mieliście uzgodnienia, to warto zastanowic sie, co się zmieniło i regenocjowac z mężem udział w pracach. Mam wrażenie, ze obydwoje macie do siebie nawzajem pretensje, może warto ustalić na nowo podział obowiązków.
Co do słów teściów o tym, że zasadzili drzewa, czy że przepisali działkę. Nie jest to delikatne, fakt, ale też nie jest obrażaniem czy ubliżaniem. Nie odbierałabym tego źle. Natomiast o prywatość na swojej posesji warto zadbać. Zleciłabym zamurowanie przejscia, czy co tam jest. Twoja rodzina ma prawo do prywatności. A jeśli nie będzie się to podobało mężowi czy jego rodzicom, trzeba to przetrwać i robić swoje. Ale oczywiście bywa, że lepiej isć różnymi drogami, tylko ze to bardzo ważna decyzja.
Yessa, cały Twój post to znakomita i jednocześnie smutna ilustracja tego, jak działa w praktyce postawa "ja jestem OK, inni są nie-OK" i karykaturalna wersja "najważniejsza/y jestem ja i moje potrzeby". Z czego zapewne nie zdajesz sobie sprawy. Może warto tą Twoją sytuację obejrzeć od tej strony. Postawy Twojej względem zarówno męża jak i teściów. Mnie tu wychodzi, że wszyscy się starali ale wyszło całkiem nie tak.
Jak czytam to zaiste same potwory wokół Ciebie, a Ty jedna ta dobra. Rozżalenie, złość, pretensje aż z Ciebie buchają. Przy czym mieszają się rzeczy istotne z duperelami, spojrzenie z pewnego dystansu Cię przerasta. Poziom obiektywizmu oscyluje wokół zera. Bzdura typu coś tam nasadzonego w wiadrze urasta do problemu na miarę międzynarodowego konfliktu...
Przy czym żeby było jasne - to co napisałam nie jest oskarżeniem Ciebie tylko obserwacją, informacją zwrotną czyli jak ktoś z zewnątrz to widzi. Na takim etapie jesteś. Masz powody i są przyczyny że czujesz co czujesz, ale z drugiej strony na takich emocjach i przy takiej optyce to raczej nic nie naprawisz, co najwyżej zepsujesz do końca.
Piszesz, że chodziłaś do terapeuty - czy to oznacza, że już nie chodzisz?
A co do mężą, to jakie mieliśce ustalenia przed ślubem?
Ustalenia były że obydwoje pracujemy, mieszkamy u teści, budujemy dom, ja nie pracuje w gospodarstwie, mąż pomaga teściom. Mam elastyczną pracę, więc logistyka związana z dziećmi była na mojej głowie. Mąż pomagał w gospodarstwie i pracował na budowie. Nie miałam pretensji.
Po zakończeniu budowy niewiele się zmieniło. Ja z dziećmi, a mąż umawiał roboty kiedy chciał, wracał kiedy chciał, nie musiał, mamy 2 dobre pensje ale po co być z żoną i dziećmi? Chłop jest od roboty a baba przy dzieciach. Teraz zachorowałam, na męża spadły moje obowiązki i zaczęły się konflikty. A czy dzieci nie są wspólne?
Mnie tu wychodzi, że wszyscy się starali ale wyszło całkiem nie tak.
Jak czytam to zaiste same potwory wokół Ciebie, a Ty jedna ta dobra. Rozżalenie, złość, pretensje aż z Ciebie buchają. Przy czym mieszają się rzeczy istotne z duperelami, spojrzenie z pewnego dystansu Cię przerasta. Poziom obiektywizmu oscyluje wokół zera. Bzdura typu coś tam nasadzonego w wiadrze urasta do problemu na miarę międzynarodowego konfliktu
Teściowa krytykowała, że dziecko źle ubrane, że je włóczę po miastach, jałowo karmię, przezemnie choruje, mówiła „ta mama niedobra” wzbudzała w dziecku poczucie winy jak jechałam do rodziców bo „mama znów Cię wywozi, ojoj babcia będzie tu siedzieć i płakać!” Szydziła po rodzinie jakie sznurki noszę, bo dziecko stringi wyciągnęło przy niej z komody. Łaziła do mojej przyszłej wtedy pracy, i wypytywała czy mnie tam przyjmą?? A potem rozpowiadała jak to pytała, bo każdego zna i dlatego mnie przyjęli, nikt jej nie znał, to ja miałam kwalifikacje. Gdy mąż przepisał na mnie działkę, szydziła, że to moje wymysły, ona tu nic nie ma, wszystko jest na teścia i żyje. Obrączek przed ślubem nie wybrałam, bo zakryła mi telefon łapskiem jak chciałam pokazać sprzedawcy, a jej się one nie podobały - ona za nie nie płaciła. Uśmiechnęłam się tylko i schowałam telefon, w efekcie do dziś mam obrączkę która nie specjalnie mi się podoba, jaka ja głupia byłam!! Pierwsza kąpiel dziecka, wparowała, wsadziła łapę do wody „czyś ty zgłupiała, gdzie to dziecku taka zimna wodę lać” po czym wlała wrzącą wodę. Nie odezwałam się, płakałam pół nocy. Zepsuła mi pełno ważnych momentów w życiu, ale chciała dobrze? Mam pisać dalej? Mogłabym całą książkę napisać. Przeczytaj pierwsze posty Jeżyka, może zrozumiesz co czują kobiety jak my. Rośliny w wiaderkach po śledziach, może głupota, ale dla mnie jest to ważne, poczucie estetyki, pańcie z miasta tak mają… trudno. Mąż pije i potem mnie bluzga, to się stara? Ja jestem zła. No sorry
Piszesz, że chodziłaś do terapeuty - czy to oznacza, że już nie chodzisz?
Więcej nie poszłam, bo terapeuta powiedział, że następna tylko terapia dla par. Ja sama jego zdaniem nie potrzebuję terapii. Mój mąż nie pójdzie.
Yessa,
realia sielskiej wsi polskiej znam z autopsji. Ja w swoim czasie byłam "panienką z miasta" i dobrowolnie w to w pewnej wersji weszłam, tyle że znacznie lepiej wiedziałam w co wchodzę (choć oczywiście nie do końca) no i mam ogólnie inne usposobienie. Oraz uwielbiam grzebanie w ziemi i fakt posiadania własnego ogrodu we mnie budził nieodmiennie stany zbliżone do euforycznych.
Ja to się, nazwijmy rzecz eufemistycznie, dziwię, że Ci terapeuta powiedział, że nie potrzebujesz terapii skoro emocje masz na takim poziomie, jak na forum prezentujesz. Zasadniczo to w tym stanie nadajesz się jak najbardziej do co najmniej szybkiej pomocy terapeutycznej w ramach interwencji kryzysowej.
A poza tym to asertywność, stawianie granic, poczucie własnej wartości...sporo tego.
Ja w ogóle nie oceniam, kto jest zły czy dobry w tej Twojej sytuacji, zabawa w szukanie winnych to zabawa głupia, choć emocje ku niej pchają silnie. Jest kryzys w małżeństwie, są przyczyny i jest wspólna odpowiedzialność za stan istniejący. Nie że się ta odpowiedzialność rozkłada 50/50, ale jest wspólna. Twoja i męża.
Twój mąż najprawdopodobniej zwyczajnie i po prostu nie pojmuje, o co biega w wielu sprawach, i byłby szczerze zdziwiony "problemem" wiaderek po śledziach. A dla Ciebie te wiaderka po śledziach to kolejny gwóźdź do trumny. Racjonalnie - chcesz mieć estetycznie to wejdź w posiadanie stosownych osłonek albo przesadź roślinki w coś innego, do przesadzenia męża możesz użyć jeśli sama nie dasz rady. Wiaderka od śledzi oraz stare opony królują , wiem. I są ohydne, też tak uważam. Ale z tym, punktowo, możesz coś zrobić. I z wieloma innymi gwoździami do trumny też.
Mąż jak pije i bluzga to się nie stara tylko nie wyrabia emocjonalnie - i to jest fatalne i źle wróży na przyszłość zwłaszcza w realiach wsi sielskiej, za chwilę będzie "ten pijak, co miastową wziął i teraz zapija, bo ona ma dwie lewe ręce do roboty, ani ugotuje, ani dziećmi się zajmie, tylko by leżała i pachniała, oj biedny ten chop". Ale jak Cię odwiedzał w szpitalu to się starał, sama przyznałaś.
Yessa, on jest jakiś, jest w swoim, znanym środowisku i jeśli on ma coś w swoim podejściu do relacji małżeńskich zmienić to zmiana zapewne musi się zacząć od zmian w Tobie. Których dokonasz albo nie. Nie da się zmienić drugiego człowieka. Można zmienić tylko siebie i to może spowodować, ze ten drugi się zmieni.
Tak ogólnie to są rzeczy, co się je da zmienić i takie, co zmienić się ich nie da. Sztuką jest odróżnić jedne od drugich.
Czy, uczciwie, byłabyś w stanie wymienić trzy zalety swojej teściowej? Nie ma człowieka bez wad, ale też nie ma człeka bez zalet.
Mąż ma problem, że nie grzebie w ziemi, bo tego nienawidzę i nie gotuje, bo tego nie lubię. Czy to jest powód do rozwodu? Czy mam zacząć się zmuszać do czegoś czego nie lubię i nie muszę, żeby spełnić oczekiwania bo „tak został wychowany”?
Dzieci są wspólne, ale tylko ja mam być przy nich. Nie mogę wyskoczyć sama do galerii, czy na spotkanie ze znajomymi bo nie - bo mąż nie zostanie z dziećmi. A jak już został, byłam za godzinę nękana smsami i telefonami że mam wracać.
Mogłabym pewnie wymienić więcej zalet teściowej niż 3, ale to nie zmienia faktu, że nie chce jej codziennie widywać, do czego mąż dążył - byleby zajmowała się dziećmi a on miał luz i robił swoje.
Jestem w trakcie szukania innego terapeuty.
I bardzo słusznie, że szukasz nowego terapeuty, bo na razie to masz rozgrzebane emocje i mętlik w głowie.
Jesteś pewna, że dobrze "zdiagnozowałaś" z czym mąż ma problem? IMHO to on utknął miedzy dwiema kobietami, które kocha i które są w silnym i narastającym konflikcie. Obie te kobiety oczekują od niego, że "coś z tym zrobi" i oczywiście każda chce, żeby jej było na wierzchu.
Chyba nie ma człowieka, który w dorosłym życiu zdołał uniknąć robienia także takich rzeczy, których nie lubi i które mu wielkiej przyjemności nie sprawiają.
Kwestia grzebania w ziemi z mojej perspektywy jest jasna - jak ktoś nie ma upodobania lepiej żeby nie tykał, bo go spotkają same klęski. Tak z obserwacji, do tego trzeba mieć tzw. 'rękę". Tym niemniej nadal wersja "bierna i sfrustrowana" nie jest chyba najlepszą opcją. Ja z uporem do tych wiaderek po śledziach nawiązuję, traktując je jako przykład modelowy. Czemu nie skorzystałaś z wersji "zamawiam projekt ogrodu nie wymagającego grzebania w ziemi, siła najemna usługę wykonuje, a ja siedzę na tarasie i mam estetycznie przez cały sezon"? Musiałabyś oczywiście zaprzeć się zadnimi łapami, że "ja chcę eko ogród (albo bambusowy gaik albo cokolwiek innego), a nie żadne grządki", ale to zupełnie co innego niż bierne nic nie robienie połączone z krytykowaniem tego, co ktoś zrobił, mając dobre chęci. Wiaderka od śledzi nie są przecież złośliwą akcją ze strony teściowej tylko wiejską normą estetyczną.
Nie gotuję, bo tego nie lubię. Hmmmm...ja też nie lubię gotować. Do pewnego momentu w życiu udawało mi się gotowanie omijać szerokim łukiem. Ale jak zaistniał mąż i potomstwo zauważyłam, że jednak te wszystkie osoby jeść potrzebują. I ja też. I lepiej, żeby potomstwo było żywione jakoś w miarę sensownie, a nie metodą "wrzucę mrożoną pizzę do mikrofali". Ja nie umiem i nie lubię, mąż tak samo, dzieciak w pieluchach raczej nie przejmie obowiązków kucharzenia - pat. Co pozostaje - kucharkę nająć? Wozić żarełko od którejś babci albo od obu naprzemiennie? Nam wyszło na to, że któreś dorosłe musi się przełamać i wziąć to na siebie. Nie na zasadzie że polubi, ale na zasadzie "ktoś musi" przynajmniej przez jakiś czas i w jakimś zakresie. No to się nauczyłam. Nie żebym polubiła, po prostu zostałam fachowym rzemieślnikiem od gotowania.
Tak się zastanawiam, skoro Ty nie gotujesz i mąż też nie (gdyby umiał i lubił tematu by nie było) to czym się żywicie? Ty, mąż i przede wszystkim dzieci.
Jak już mąż został z dziećmi to Cię nękał sms-ami i telefonami? Telefon, także Twój, posiada opcję wyłączenia dźwięku. Proste?
Mogłabyś wymienić więcej niż 3 zalety teściowej? No to wymień. Trzy zupełnie wystarczą. Przy okazji zastanów się przez chwilkę, czemu wymienienie jej 3 zalet ominęłaś tym "mogłabym".
Teściowa ma swój ogród, grządki, opony i co tam sobie lubi, po jakiego grzyba wchodzi do mojego i nakazuje mieć tak samo? Mąż jej słucha, robi, a potem się na mnie wścieka, że ja nie chodzę siekać grządek. Męża rodzina ma mnie za lenia, pańcie z miasta co motyka nie ruszy. Czy jak się idzie mieszkać na wieś, to spisuje się jakąś niewidzialną umowę, z obowiązkiem życia tak, jak inni?
Pisałam, że głównie mąż gotuje i jest w tym świetny. Ale w złości, po pijaku wypominał mi, że nie gotuje. Gdy mąż jest zajęty, biorę po pracy obiady z restauracji. Co w tym złego? Gdy mam dzień wolny a mąż jest zajęty, wtedy ja ugotuje.
Nie wiem czy proste jest wyłączenie telefonu, gdy mąż pisze że dziecko ma gorączkę, wymiotuje i że mam wracać bo on dziecku leku nie potrafi podać. Jak wróciłam, dziecko cudownie ozdrowiało
Jakoś mi to gotowanie w wykonaniu Twojego męża umknęło, wybacz. Odczepiam się od tego, ustawiliście to sensownie skoro on lubi i umie.
Telefon wyłącza się wychodząc z domu i nie patrzy nań aż do momentu powrotu. Trudne ale wykonalne. Można sobie wyobrazić, że tuż po wyjściu z domu uległ uszkodzeniu i nie działa.
Czy jak się idzie mieszkać na wieś to się spisuje niewidzialną umowę ?
Powiedziałabym, że jak się idzie gdzieś mieszkać to albo się człek w jakiejś wersji dostroi to lokalnego obyczaju albo będzie narażony na ostracyzm, stałą krytykę i niechęć, w łagodniejszej wersji nieżyczliwą obojętność. Jak się ze wsi idzie mieszkać do miasta też się coś traci a coś zyskuje. I też sie trzeba dostosować, tu dla odmiany do miejskich obyczajów.
Spójrz na to jak na sytuację zamieszkania w wiosce plemienia mającego miejscami zupełnie inne obyczaje niż Twoje plemię pochodzenia. Tak żeby ciut dystansu nabrać. No mają inne obyczaje. Jeśli chcesz w tej nowej wiosce żyć, a nie egzystować, to musisz zwyczaje ogarnąć oraz dokonać selekcji - tu się postawię a tu odpuszczę i się dostosuję albo uda mi się olać. Przy czym to "postawię się" nie oznacza otwartej walki na wrzaski i kije tylko postawienie granic. Asertywne. Tam, gdzie uznasz za konieczne oraz tak silnych, by wytrzymały. Tych granic trza bronić do upadłego, ale nie może być ich zbyt wiele, bo człek nie wyrobi. Jesteś jednostką, z całym plemieniem nie wygrasz. Od plemienia możesz co najwyżej uciec z wszelkimi tego konsekwencjami.
Twoja teściowa ewidentnie jest smoczycą straszną, fakt. Lata gdzie jej się podoba i zionie. Smoczycę być może w jakiejś wersji da się okiełznać, ale w tzw. otwartej walce masz małe szanse. Tu by ważne było, żebyście z mężem zdołali ustalić, że dla dobra Was dwojga oraz Waszej rodziny należy to i owo wyhamować u smoczycy. Nie skupiając się na wzajemnych pretensjach ani na tym, co smoczyca "robi źle". Większości ona nie robi źle, ona robi jak umie. Dobrymi chęciami jak wiadomo piekło brukowane. Takich smoczyc nie da się zmienić, mają za sobą siłę plemienia i odwieczny obyczaj. Ale można je sprytem i inteligentnym działaniem właśnie okiełznać, wyhamować tu i ówdzie oraz - w jakiejś części także zaakceptować z całą ich smokowatością.
Nadal czekam na te trzy zalety teściowej. Uwierz, mój upór w tej kwestii ma drugie dno, nie jest czystym a bezsensownym uporem
.
Dlaczego ludzie ze wsi mają problem z tym, że mogę sobie pozwolić na wygodne życie na które sama zapracowałam? Miałabym to daleko, gdyby nie odbijało się to na moim małżeństwie.
Ale UWAGA, jestem miło zaskoczona! Ustaliliśmy z mężem, że pojedziemy w sobotę z dziećmi do miasta, zawieziemy kilka rzeczy do mieszkania, pójdziemy spacerkiem na rynek, spędzimy czas jak NORMALNA rodzina. Zadzwonił szwagier, że od rana jest robota z teściem, więc mąż ma wstać o 4 rano i przyjechać. Zawsze tak było, a teraz nawet nie obchodzi ich, że nie mogę dźwigać, schylać się i ciężko mi zostać samej z dziećmi na pół dnia. Mąż się w końcu postawił! Szok!!! Spędziliśmy super sobotę. Czemu ja się z tego tak cieszę, przecież to powinno być naturalne. I żeby nie było, to nie jest jakaś praca zarobkowa, teście mają emerytury. To ich wymysły, nakupią kur, gęsi, ryb do stawu, nastawiają uli, muszą mieć krowę, i nie wiadomo co jeszcze. Potem trzeba im pomagać bo ciągle jest coś do zrobienia. Efekt wiecznej nieobecności mojego męża.
3 zalety teściowej: jest hojna, pomocna, smacznie gotuje.
Z tym to mają problem ludzie tak ogólnie. Jeśli ktoś sobie zapracuje na wygodne życie i z tego korzysta. Tyle że w wiosce plemiennej czyli małym środowisku pewne rzeczy widać wyraźniej, niczym na szkiełku laboratoryjnym.
Wielce optymistyczna informacja o tej sobocie. Serio. Znaczy iż mąż dostrzega, jest w stanie nie być posłusznym synem i nie zamierza bezmyślnie się osuwać w spełnianie oczekiwań rodziny swojej. Czemu się tak cieszysz - bo Ci pokazał, że nie zamierza . Bo spędziłaś sobotę tak, jak chciałaś. I było miło. Poczułaś się dla męża ważna. I jeszcze by mnożyć można. Ogólnie - doceniłaś coś, czego przez jakiś czas nie miałaś, a co jest dla Ciebie ważne. To jak z wodą w kranie - znacznie lepiej doceniasz, że jest i płynie po odkręceniu kurka po kilkudniowej awarii wodociągu i lataniu z wiaderkiem do beczkowozu.
Pozostaje Ci jeszcze, w ramach komunikacji wprost, powiedzieć mężowi iż było super, sprawiła Ci przyjemność ogromną ta sobota i że takie soboty (umownie) są dla Ciebie bardzo ważne. Komunikacja wprost, często zaniedbywana w małżeństwach i związkach, jest bardzo ważna. Pewne rzeczy warto nie tylko dać do zrozumienia ale też zwyczajnie wypowiedzieć.
"Wymysły" typu kury, gęsi, ule, krowa, u kobiet także histeryczne robienie przetworów w ilościach co najmniej półhurtowych, ziemniaki, buraki i marchew koniecznie własne na zimę, wędzarnia, pół świniaka od sąsiada i weź to przetwórz...no dobra, takie plemienne zwyczaje. Ja to mam wrażenie, że oni są trochę jak rekiny, jak przestają się ruszać i działać to umierają. Przypomnij sobie "Chłopów" Reymonta, te klimaty to korzenie tego, co nadal jest w mentalności wsi sielskiej. Zrozum i ... postaraj się nie oceniać, wejść (wewnętrznie) w klimat "ja jestem OK i oni są OK". To, co oni czynią i jak żyją nie jest godne potępienia, jest tylko miejscami radykalnie inne niż Twoje koncepcje na życie. Przy czym opcja "oni są OK" nie oznacza z automatu, że muszę być taka, jak oni. Oznacza tylko i aż zmianę własnego nastawienia do pewnych rzeczy. Z krytycznego na akceptujące.
Po co mi były te zalety teściowej. Zakładam, że napisałaś szczerze. To Ci mogę podpowiedzieć, co może pomóc w oswojeniu smoczycy. Smoczyca, wbrew pozorom ma elementy ludzkie. I potrzebuje być doceniona. W ramach działań wyrachowanych i świadomych, a zarazem uczciwych możesz wdrożyć dowartościowywanie smoczycy na odcinkach jej zalet. Czyli - skup się na jej zaletach i mów jej i przy niej o tych zaletach. Znaczy - doceniaj, wyrażaj to werbalnie, i w rozmowach z nią i przy rodzinie. Z dużą częstotliwością to czyń, przy każdej okazji albo i bez okazji, tak na dzień dobry i na do widzenia. Nie dlatego, że czujesz potrzebę wyrażania ale dlatego, że Ci się to może zwyczajnie opłacić w ostatecznym rozrachunku. Chwal jej hojność (dali działkę), jej pomocność (opiekowała się córką byś mogła iść do pracy), kuchnię. Przy okazji i z rozpędu możesz też chwalić jej pracowitość tudzież stosowny podziw wyrażać. Nie patrz na tą działkę darowaną i opiekę nad córką jak na coś, co ona Ci wypomina i co się "ciągnie ja smród po gaciach"(wedle Twoich słów). Patrz na to jak na Twoje narzędzia do obłaskawiania smoczycy. Smoczyca syta pochwał może nieco złagodnieć ewentualnie aktywność na kogoś innego przynajmniej w części skierować.
To rozmyślne chwalenie absolutnie nie oznacza, że masz się smoczycy podporządkować. Nie jest też tak, że skoro oni mają inwentarz wy musicie przy tym pomagać. Nie musicie ale, czasami w rozsądnych granicach możecie. Tu bym wykazała elastyczność miast oślego uporu że "nie i nigdy nic". Swoje granice ustal (także z mężem ustalcie) i tego broń. Ale nie w nerwach, z płaczem po nocach i złością tylko spokojnie, zdecydowanie i w miarę możliwości z łagodnym uśmiechem (wewnętrznym). Odmawiać możesz, ale spokojnie i z wykorzystaniem asertywności. Zarówno ustawianie granic jak i asertywność podciągniesz w terapii, bo nie są to Twoje mocne strony tak na teraz.
Pisałaś, ze dla rodziny męża jesteś "pańcią z miasta co motyką nie umie " czy jakoś tak. Uczciwie - i owszem, jesteś. Weź to na klatę zamiast się czepiać. Jesteś i już. Masz prawo być. W układzie plemiennym możesz zostać do końca życia "pańcią z miasta co motyki nie tyka". I żeby było zabawniej z czasem możesz się stać całkiem nieźle wtopioną w plemię "pańcią z miasta'.
Tak na koniec - ja wprawdzie motykę z lubością ogarniałam, ale sądzisz, ze to było ok i na luzie? A guzik. No niby pańcia motykę chwyta, ale motyka jakaś dziwna, nie taka jak u wszystkich (czyli inwestycja w nowoczesny sprzęt), macha nią jakoś inaczej niż wszyscy , marchew przerywa siedząc na stołeczku (zgroza, tak NIKT nie przerywa, każdy stoi i rozwala sobie kręgosłup, bo od zawsze tak czyniono), ma szerokie ścieżki między grządkami (tyle się miejsca marnuje, obraza boska - nic to, że ziemi dostatek i spoko można się nie przeciskać )....to tak odnośnie mnie i motyki
Dni mijają dobrze, poza tymi, kiedy mąż jedzie do rodziców na gospodarstwo. Zawsze wraca wściekły, czepia się mnie o bzdury, znów wszystko robię źle, nie da się z nim normalnie porozmawiać. Kiedy tam nie jeździ, dogadujemy się zgodnie. Nie mogę mu zabronić odwiedzin u rodziców, ani odciąć dzieci od dziadków. Męczy mnie ten emocjonalny rollercoaster. Jestem na terapii, dużo mi to daje wewnętrznie, dla siebie. Teściową mam z głowy, chyba się obraziła na dobre i o rany… jestem szczęśliwa z tego powodu. To jest silniejsze ode mnie na tyle, że nie mam ochoty tego zmieniać, nawet dla męża.
Czasem zastanawiam się co u Jeżyka. Zapomniała o tym wątku? Zmieniła swoje życie?
Strony Poprzednia 1 … 28 29 30 31 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » STRES, LĘK, NERWICA, DEPRESJA » przeprowadzka z miasta na wieś - stres i zmiany
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024