Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Strony Poprzednia 1 400 401 402 403 404 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 26,066 do 26,130 z 26,307 ]

26,066

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
brenne napisał/a:

No i łapię doła.  Muszę spuścić powietrze bo mnie rezerwie, wolę na forum niż w domu.  Kilka miesięcy temu postanowiłam dać ostateczną szansę, żeby niczego nie żałować i nie cofać się w obranej drodze.  Szczerze to tak naprawdę jedną nogą już byłam poza związkiem.  Zaczęła się terapia, czytanie książek, forum. Mój M. zaczął się zmieniać. Ponad tydzień temu dopadł mnie strach, że to już teraz, już wkrótce powinien nastąpić koniec miesiąca miodowego.  Znając teorię mechanizmów starałam się nie wywoływać eksplozji. Udało się.  Widzę jak mój M. z jednej strony się buntuje po to by za dzień lub 2 przyznać mi rację. Widzę, że się stara, bardzo. I tu pojawia się moja zryta psycha.
- nie wierzę w  takie zmiany od tak sobie
- a może znowu gra bo widzi ze mam dosyć a spora impreza rodzinna w naszym domu już za kilka tygodni
- czy to moje zmienione  postępowanie tak go odmieniło czy to poprostu przyczaja się i atak nastąpi kiedy nie będę się spodziewać itp.itd.

Wiem, że to wszystko to reakcja obronna mojego umysłu bo zawsze  wszystko przewidywalam, żeby nic mnie nie zaskoczyło. 
Pójdę dzisiaj normalnie zużyć moją energię w wiosennych porządkach w ogródku żeby nie myśleć bo wiem że myślenie w tej sytuacji nie pomaga a najlepszym doradcą jest czas.  Musiałam jednak się wygadać

Być może Twój M. udaje, ale jeśli tak jest to niedługo się o tym przekonasz - maska spadnie gdy przestanie się pilnować.
Masz rację, ludzie nie zmieniają się ot tak. Jeżeli w ogóle się zmieniają... To robią to często wielkim wysiłkiem i pod warunkiem, że bardzo chcą.

A propos zmieniania się - dostałam info, że mój ex trochę się zmienił po tym jak odeszłam.
Podobno przyjmuje pozę aroganckiego.
Koleżanka twierdzi, że to pewnie forma obrony.

Zobacz podobne tematy :

26,067

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
missOverthinking napisał/a:
brenne napisał/a:

No i łapię doła.  Muszę spuścić powietrze bo mnie rezerwie, wolę na forum niż w domu.  Kilka miesięcy temu postanowiłam dać ostateczną szansę, żeby niczego nie żałować i nie cofać się w obranej drodze.  Szczerze to tak naprawdę jedną nogą już byłam poza związkiem.  Zaczęła się terapia, czytanie książek, forum. Mój M. zaczął się zmieniać. Ponad tydzień temu dopadł mnie strach, że to już teraz, już wkrótce powinien nastąpić koniec miesiąca miodowego.  Znając teorię mechanizmów starałam się nie wywoływać eksplozji. Udało się.  Widzę jak mój M. z jednej strony się buntuje po to by za dzień lub 2 przyznać mi rację. Widzę, że się stara, bardzo. I tu pojawia się moja zryta psycha.
- nie wierzę w  takie zmiany od tak sobie
- a może znowu gra bo widzi ze mam dosyć a spora impreza rodzinna w naszym domu już za kilka tygodni
- czy to moje zmienione  postępowanie tak go odmieniło czy to poprostu przyczaja się i atak nastąpi kiedy nie będę się spodziewać itp.itd.

Wiem, że to wszystko to reakcja obronna mojego umysłu bo zawsze  wszystko przewidywalam, żeby nic mnie nie zaskoczyło. 
Pójdę dzisiaj normalnie zużyć moją energię w wiosennych porządkach w ogródku żeby nie myśleć bo wiem że myślenie w tej sytuacji nie pomaga a najlepszym doradcą jest czas.  Musiałam jednak się wygadać

Być może Twój M. udaje, ale jeśli tak jest to niedługo się o tym przekonasz - maska spadnie gdy przestanie się pilnować.
Masz rację, ludzie nie zmieniają się ot tak. Jeżeli w ogóle się zmieniają... To robią to często wielkim wysiłkiem i pod warunkiem, że bardzo chcą.

A propos zmieniania się - dostałam info, że mój ex trochę się zmienił po tym jak odeszłam.
Podobno przyjmuje pozę aroganckiego.
Koleżanka twierdzi, że to pewnie forma obrony.

Też mi to tak śmierdzi tym że maska opadnie jak terapia się skończy- terapia jest ustalona na 12 spotkań. Śmierdzi dlatego, że gdy dowiedział się o terapii naskoczył na mnie że przez moją terapię wsadzą go do więzienia .
Teraz jak to piszę to sobie myślę, że to śmieszne  ale kilka tygodni temu gdy to usłyszałam do śmiechu mi nie było.  Staram się jednak na razie nie myśleć za dużo i grzebię w ogrodzie ile się da.  A jak się grzebie w ogrodzie to się okazuje że mam jakieś sadzoneczki które mogę komuś oddać. Dzisiaj napisałam do kilku dziewczyn z którymi dawno dawno nie rozmawiałam czy chcą coś z moich zbiorów, okazało się że chętnie i na dodatek mają inne sadzonki na wymianę więc jakieś kawki w ciągu kilku dni się szykują. Powoli chciałabym odbudować zakurzone przez moje niedowidztwo kolezenskie układy sprzed mojego M.
MissOverthinking- postaraj się nie pytać o niego wspólnych znajomych bo tylko się niepotrzebnie  katujesz.
  "Jeżeli coś kochasz puść to wolno. Jeśli wróci- jest twoje.
Jeśli nie - nigdy tego nie było..."
Puściłam Ci ostatnią część Toksycznych Słów mailem.

26,068 Ostatnio edytowany przez missOverthinking (2017-04-25 22:18:51)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
brenne napisał/a:
missOverthinking napisał/a:
brenne napisał/a:

No i łapię doła.  Muszę spuścić powietrze bo mnie rezerwie, wolę na forum niż w domu.  Kilka miesięcy temu postanowiłam dać ostateczną szansę, żeby niczego nie żałować i nie cofać się w obranej drodze.  Szczerze to tak naprawdę jedną nogą już byłam poza związkiem.  Zaczęła się terapia, czytanie książek, forum. Mój M. zaczął się zmieniać. Ponad tydzień temu dopadł mnie strach, że to już teraz, już wkrótce powinien nastąpić koniec miesiąca miodowego.  Znając teorię mechanizmów starałam się nie wywoływać eksplozji. Udało się.  Widzę jak mój M. z jednej strony się buntuje po to by za dzień lub 2 przyznać mi rację. Widzę, że się stara, bardzo. I tu pojawia się moja zryta psycha.
- nie wierzę w  takie zmiany od tak sobie
- a może znowu gra bo widzi ze mam dosyć a spora impreza rodzinna w naszym domu już za kilka tygodni
- czy to moje zmienione  postępowanie tak go odmieniło czy to poprostu przyczaja się i atak nastąpi kiedy nie będę się spodziewać itp.itd.

Wiem, że to wszystko to reakcja obronna mojego umysłu bo zawsze  wszystko przewidywalam, żeby nic mnie nie zaskoczyło. 
Pójdę dzisiaj normalnie zużyć moją energię w wiosennych porządkach w ogródku żeby nie myśleć bo wiem że myślenie w tej sytuacji nie pomaga a najlepszym doradcą jest czas.  Musiałam jednak się wygadać

Być może Twój M. udaje, ale jeśli tak jest to niedługo się o tym przekonasz - maska spadnie gdy przestanie się pilnować.
Masz rację, ludzie nie zmieniają się ot tak. Jeżeli w ogóle się zmieniają... To robią to często wielkim wysiłkiem i pod warunkiem, że bardzo chcą.

A propos zmieniania się - dostałam info, że mój ex trochę się zmienił po tym jak odeszłam.
Podobno przyjmuje pozę aroganckiego.
Koleżanka twierdzi, że to pewnie forma obrony.

Też mi to tak śmierdzi tym że maska opadnie jak terapia się skończy- terapia jest ustalona na 12 spotkań. Śmierdzi dlatego, że gdy dowiedział się o terapii naskoczył na mnie że przez moją terapię wsadzą go do więzienia .
Teraz jak to piszę to sobie myślę, że to śmieszne  ale kilka tygodni temu gdy to usłyszałam do śmiechu mi nie było.  Staram się jednak na razie nie myśleć za dużo i grzebię w ogrodzie ile się da.  A jak się grzebie w ogrodzie to się okazuje że mam jakieś sadzoneczki które mogę komuś oddać. Dzisiaj napisałam do kilku dziewczyn z którymi dawno dawno nie rozmawiałam czy chcą coś z moich zbiorów, okazało się że chętnie i na dodatek mają inne sadzonki na wymianę więc jakieś kawki w ciągu kilku dni się szykują. Powoli chciałabym odbudować zakurzone przez moje niedowidztwo kolezenskie układy sprzed mojego M.
MissOverthinking- postaraj się nie pytać o niego wspólnych znajomych bo tylko się niepotrzebnie  katujesz.
  "Jeżeli coś kochasz puść to wolno. Jeśli wróci- jest twoje.
Jeśli nie - nigdy tego nie było..."
Puściłam Ci ostatnią część Toksycznych Słów mailem.

Raz zapytałam konkretnie czy ma kogoś.
Nie wiem.
Zaczynam mieć chyba obsesję na jego punkcie.
Wydaje mi się, że widzę go na ulicy... Znajoma nazwała mnie stalkerem sad sad

Kochana Brenne on nigdy nie wróci.
Choćby nawet mnie kochał nie wróci.
Wiem, że nie powinnam tego robić, ale...
Zajrzałam na Fb, dodał nowa fotkę - nowa fryzura, nowa bluza, przerobione zdjęcie...

Natomiast mam wrażenie, że przytył, jakoś tak na zdjęciu wygląda... Może zdaje mi się.

Chyba dalej mam depresję, ale lepiej sobie z nią radzę... Chodzę do pracy...

26,069

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

MissOverthinking okres żałoby troszkę może potrwać to naturalne.  Wygrzebiesz się, wierzę w to. Wygrzebierz się bo CHCESZ.  Wygrzebierz się dla siebie bo jesteś tego warta, wiosna (nie tylko w kalendarzu) już za rogiem a co za tym idzie więcej możliwości na zapełnienie dnia. Ściskam

26,070

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
brenne napisał/a:

MissOverthinking okres żałoby troszkę może potrwać to naturalne.  Wygrzebiesz się, wierzę w to. Wygrzebierz się bo CHCESZ.  Wygrzebierz się dla siebie bo jesteś tego warta, wiosna (nie tylko w kalendarzu) już za rogiem a co za tym idzie więcej możliwości na zapełnienie dnia. Ściskam

Kochana, znowu do niego napisałam. Znowu go obwinilam.
Wrrr. Mega chwila słabości.
Miałam myśl żeby poczekać do rana, ale kliknelam wyślij. I poszło.
Nie odstanie się.

Znajomi mówią, żebym więcej do niego nie pisała, bo skapnie sie, że rozpaczam.
Że on i tak ma w dupie to co ja pisze i w ogóle go to nie rusza.

Ostatnio napisał do mnie miesiąc temu i wtedy też obwinilam go i prosiłam żeby więcej się nie odzywał.
Teraz sama napisałam. Długa wiadomość. Opisalam mu sytuację z mojej strony.

Brenne, my rozstaliśmy się w grudniu.
Boję się, że zaczynam wariować i popadać w obsesję.
Okropne.
Chociaż przy jego telefonach to pikuś.

26,071

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
missOverthinking napisał/a:
brenne napisał/a:

MissOverthinking okres żałoby troszkę może potrwać to naturalne.  Wygrzebiesz się, wierzę w to. Wygrzebierz się bo CHCESZ.  Wygrzebierz się dla siebie bo jesteś tego warta, wiosna (nie tylko w kalendarzu) już za rogiem a co za tym idzie więcej możliwości na zapełnienie dnia. Ściskam

Kochana, znowu do niego napisałam. Znowu go obwinilam.
Wrrr. Mega chwila słabości.
Miałam myśl żeby poczekać do rana, ale kliknelam wyślij. I poszło.
Nie odstanie się.

Znajomi mówią, żebym więcej do niego nie pisała, bo skapnie sie, że rozpaczam.
Że on i tak ma w dupie to co ja pisze i w ogóle go to nie rusza.

Ostatnio napisał do mnie miesiąc temu i wtedy też obwinilam go i prosiłam żeby więcej się nie odzywał.
Teraz sama napisałam. Długa wiadomość. Opisalam mu sytuację z mojej strony.

Brenne, my rozstaliśmy się w grudniu.
Boję się, że zaczynam wariować i popadać w obsesję.
Okropne.
Chociaż przy jego telefonach to pikuś.

Wiem, że jest Ci ciężko ale pisząc do niego możesz uzyskać efekt odwrotny do zamierzonego.  Nie torturuj się.  Jeszcze raz Ci wyślę jakieś pozycje książkowe, ale w nocy bo łapię oddech i siadam do odrabiania lekcji z synem

26,072

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
missOverthinking napisał/a:

(...) znowu do niego napisałam. Znowu go obwinilam. (...)

Odpowiedz sobie na pytanie: "Po co napisałam do niego ponownie?" Nie zasłaniaj się chwilą słabości ani czymkolwiek innym. Jakiś cel miałaś i chciałaś go osiągnąć.

26,073

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ech. Co się polepszy, to się popieprzy wink Czytam Was dalej, a tu  temat wciąż się rozwija. Z jednej strony to pocieszające - coraz więcej świadomych kobiet szuka pomocy (a przecież my nie umiemy o nią prosić, my umiemy spychać własne problemy w kąt, żeby pomagać innym - przeważnie po to, żeby tylko nie myśleć o sobie). Z drugiej strony - smutne, z uwagi na powiększającą się liczbę pokaleczonych. I znów - pocieszające i krzepiące czytanie tych wszystkich historii, bo stanowią dowód, że można zrobić z życiem porządek. Oraz rozkwitnąć - a na to nigdy nie jest za późno.

Układam siebie, jak puzzle. Cieszę się ze swoich reakcji. Uspokajam się. Rzadko daję się sprowokować. Jm próbuje zastraszyć i poszantażować - stosuję strategię misia koali, bardzo pomocną. Znalazłam wieki temu na pewnym forum, z pewnością przyda się większości z nas. A oto i ona:

Uśpij lwicę. Obudź misia coalę. On na Ciebie z mordą, a Ty spokojnie
sięgasz po kolejny liść eukaliptusa i nic do Ciebie nie dociera. On
się wykłóca o przedszkole, a Ty spokojnie zapisujesz dziecko do tego
co Ci pasuje i wysyłasz list polecony za potwierdzeniem odbioru, że
prosisz o wskazanie przedszkola, do którego ZAPISAŁ dziecko oraz
informacje jak zorganizował logistykę, bo jak doskonale wie Ty
możesz tylko na takich, a takich warunkach - tu podajesz odkległość
w kilometrach od domu i godziny, które Ci pasują. Dodatkowo
informujesz, że brak odpowiedzi w terminie do dnia... skutkuje
podjęciem przez Ciebie samodzielnej decyzji.
Jak dzwoni i się pluje przez telefon, to półgłosem i spokojnie, nie
zwracając uwagi na Jego krzyki (to Jemu zależy, żeby Cię usłyszeć,
bo Tobie to wisi) stwierdzasz, że lepiej będzie jak zadzwoni kiedy
się uspokoi i odkładasz słuchawkę.
Straszenie sądem i policją kwitujesz krótkim "skoro uważasz, że w
Twojej sytuacji to rozsądne...", tu zawieszasz głos i chwilę
potem "dowiedzenia" i odkładasz słuchawkę.
Twierdzi, że za 10 lat powie młodej, a Ty lekko rzucasz, że masz
nadzieję, że "całą prawdę" i wykonujesz swój ulubiony gest, czyli
ODKŁADASZ SŁUCHAWKĘ, bo za 10 lat to dziecko samo już będzie
wiedziało co jest grane.
Grozi niani - informujesz, że niania na Jego wniosek ma z Tobą
podpisaną legalną umowę i, że w związku z tym uwzględnisz nowy koszt
Jej usług w pozwie o podniesienie alimentów.
Znajdujesz sobie nowego kolegę. Nie musi być fajny, ma być o głowę
wyższy i z 10 kg cięższy od Exa. Zapraszasz kolegę na ciacho,
właśnie w czasie odwiedzin Exa u córki. Na pytanie "kto to jest"
odpowiadasz rzeczowo "Zdzisiek". Przy pytaniach bardziej
szczegółowych sięgasz po telefon i pytasz "to wizyta u córki, czy
najście, bo nie wiem, czy mam dzwonić po policję".

I trenujemy w sobie misia coalę. On się pluje - my sięgamy po
listek. On się pluje - a my jak po liściach eukaliptusowych. On się
pluje - a jak nam się znudzi to trenujemy nasz ulubiony gest
ODKŁADANIA SŁUCHAWKI.
Nad pyskówki w cztery oczy przedkładamy maile i listy polecone za
potwierdzeniem odbioru, ze starannie przemyślaną treścią.
Kolekcjonujemy SMS'y - szczególnie te z dużą ilością wykrzykników.
Odpowiadamy krótko i rzeczowo. Nie wdajemy się nie tylko w pyskówki,
ale nawet w dyskusje. Pytamy o to co ZAŁATWIONE. Nie załatwione, to
wysyłamy list polecony za potwierdzeniem odbioru "w związku z
brakiem propozycji dotyczących tego, a tego, a koniecznością
załatwienia sprawy takiej, a takiej, informuję, że kierując się
dobrem dziecka zdecydowałam tak, a tak". Nie musisz uzasadniać.
Zrób sobie szablon w Wordzie-.

Nie dążymy do zmian w zachowaniu Exa. Dążymy do zmian we własnej
świadomości, które pozwolą nam patrzeć na Niego z zadziwieniem (bo
jednak to "dziwo"), nieszczególnym zainteresowaniem (w kółko tak
samo mu ta gula skacze), lekkim pobłażaniem (nie można za wiele
wymagać od "dziwa") i absolutną pewnością, że WSZYSTKO na co Go stać
to te śmieszne pokrzykiwania i machanie kończynkami. Od czasu do
czasu wizualizujemy Jego stopę w podrygującym bucie i wyobrażamy
sobie, że ma pomalowane na czerwono paznokcie u nóg - ot tak dla
urozmaicenia chwili przed naszym ulubionym gestem, czyli ODŁOŻENIEM
SŁUCHAWKI.

Drogie Panie, to działa. Serio. Zwłaszcza wizualizacja (chichoczę przy tym jak opętana hiena).

Po długim weekendzie wybieram się do szpitala (nic terminalnego ani operacyjnego na szczęście, ale leczenie może potrwać do 3 miesięcy, heheh wink ). Córa wyjeżdża na miesięczne szkolenie, jm zostaje sam z psami. Chyba będę złośliwa i uczynię długą listę czynności do codziennego wykonania w domu, o których jm nie ma pojęcia - wręczać nie muszę. Wiem, cienki chwyt, bo wygląda na odegranie się i usilne zabieganie o docenienie mojej pracy w domu. Mimo to zrobię - jak już nadmieniłam, wręczać nie muszę. I tryb misia koali włączony. To na chwilę obecną. Na później mam zarysy planu, ale plan jest kosztowny, zatem...na później. Dostałam pracę, ale muszę przełożyć jej rozpoczęcie, bo choróbsko cholerne, które mi uniemożliwia wyjście z domu i nie wiadomo, ile potrwa. Jutro czekają mnie negocjacje w sprawie terminu - z ewentualnym pracodawcą, nie z choróbskiem, bo je to po prostu utłukę - podstępnego gada się eliminuje, nie wchodzi z nim w negocjacje wink Dam radę. A jeśli nie dam - najwyżej realizacja mi się przesunie. I nie zwariuję do tego czasu, nie dam się wciągać w awantury, nie dam się sprowokować - bo nie smile. Tak postanowiłam.

Pozdrawiam Was mocno, trzymam kciuki nieustająco za walkę o Waszą i naszą wolność (po czym oddaliła się w kierunku łoża boleści, nucąc "Międzynarodówkę" wink )

26,074

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Katja73 napisał/a:

Chyba będę złośliwa i uczynię długą listę czynności do codziennego wykonania w domu, o których jm nie ma pojęcia - wręczać nie muszę. Wiem, cienki chwyt, bo wygląda na odegranie się i usilne zabieganie o docenienie mojej pracy w domu.

Katja nie będziesz złośliwa, to się nazywa podział obowiązków. To co dla innych ( ludzi w zdrowych relacjach) jest normalnością, dla nas jest krokiem milowym.  Nic dziwnego że czujesz wyrzuty sumienia, może niepewność , to jest normalna reakcja na to, że zaczynasz podążać nową ścieżką,  tak nieznaną.  Tryb Misia Koali smile bardzo podoba mi się to określenie hihihihi. Stosuję tę metodę od 2 miesięcy, oj działa działa, czasami jest ciężko ale podoba mi się to wink
Trzymaj się cieplutko i szybkiego powrotu do zdrówka życzę

26,075

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dzień dobry, dziewczyny !

Do Waszego wątku przyprowadził mnie wujek Google, gdy próbowałam z pomocą internetu zrozumieć istotę toksycznego związku, w którym niewątpliwie tkwię, już od ponad 5-ciu lat. To dla mnie paradoks, bo przez bardzo długi czas winą obarczałam JEGO, a tymczasem dotarło do mnie, że problem tkwi we MNIE, bo na to wszystko co się dzieje, z pokorą dałam mu przyzwolenie... Czuję się teraz skołowana i zastanawiam się: CO DALEJ ?

Oto moja historia...

Jestem DDA - mój Tata był alkoholikiem.
Gdy byłam singielką, nie przejawiałam u siebie cech charakterystycznych dla tego syndromu - zaczęło się, gdy moja relacja z G. stała się poważna. Mam tu na myśli przede wszystkim lęk przed odrzuceniem, desperackie próby zasłużenia na akceptację i miłość... Oczywiście wszystko kosztem siebie.
Gdy dowiedziałam się, że mój ukochany prowadzi jednoznaczną korespondencję z innymi kobietami i wysyła im swoje nagie zdjecia, zaczęłam być osobą bardzo zaborczą. Chciałabym wiedzieć wszystko - gdzie jest i co robi, od kogo przyszedł do niego przed chwilą SMS i z kim rozmawiał godzinę temu przez telefon. Gdy wychodzi z kolegami na miasto, nie mogę przestać myśleć o tym, że może nawiązywać kontakty z innymi dziewczynami... Jest wysoki, dobrze zbudowany, przystojny i nigdy nie narzekał na brak zainteresowania... Najchętniej zamknęłabym go w złotej klatce i miała tylko dla siebie, ale nie daję tego po sobie poznać...

Oprócz tego, przez jego brak lojalności, moje poczucie własnej wartości sięgnęło dna. Do tych wszystkich dziewczyn pisał tak miło, był zabawny, szarmancki, obrzucał je mnogością komplementów... U mnie potrafi jedynie zauważać same wady - że zaniedbałam się, że przytyłam, że jestem nudna, że nic nie umiem, że zachowałam się nie tak jak trzeba... I najgorsza jest ta huśtawka, gdzie po jednej stronie skłaniam się ku temu, że ma rację, bo - nie ma co się oszukiwać - mało zostało tej samej mnie sprzed kilku lat, a po drugiej stronie myślę sobie: "kurcze, skoro mam powodzenie u innych mężczyzn, to przecież nie może być ze mną aż tak źle...".

Kilka tygodni temu zaczął podrywać mnie... kurier.
Były SMS-y i telefony, z których nic sobie nie robiłam - ot, znajomy i normalna, koleżeńska rozmowa... Jednak gdy padło z jego strony zaproszenie na spacer, powiedziałam otwarcie, że mam narzeczonego i nie umawiam się z innymi facetami. Potem - chcąc być w porządku - opowiedziałam o wszystkim G... Do tej pory w sprzeczkach rzuca mi podteksty, abym "zadzwoniła/napisała/poszła sobie do kuriera", tak jakby oceniał mnie według siebie i tego jak sam postępuje...

Oczywiście kwestię jego "sex-korespondencji" poruszałam wielokrotnie i zawsze słyszałam to samo, że to tylko takie pisanie, że to tylko koleżanki, że ja jestem najważniejsza, że kocha mnie i mam przestań zamartwiać się głupotami. Był w tym tak przekonywujący - spokojny i pewny swego - że za każdym razem dałam się udobruchać. Nawet wtedy, gdy jedna z rozmów miała taki wydźwięk, jakby umawiał się z dziewczyną na seks... Był to czas, gdy od 1,5 roku nie było miedzy nami zbliżenia, co argumentował tym, że często się kłócimy i on tak nie potrafi.. Pamiętam, że odczytując jego SMSy, poczułam się tak, jakbym odkryła prawdziwy powód jego niechęci do seksu ze mną, ale... No właśnie. Nic z tym nie zrobiłam, prócz tego, że trochę głośniej pokrzyczałam, trochę więcej popłakałam, a on trochę mocniej mnie przytulił.

Bardzo dużym problemem jest dla mnie to, że nie umiem sobie znaleźć pracy, a jak już znajdę interesującą ofertę i ktoś zechce mnie przyjąć na dane stanowisko, to nie umiem się tam utrzymać. Powody są dwa.
Pierwszy to notoryczne, uporczywe demotywowanie mnie przez G. Zaczyna się od: "nie umiesz sobie znaleźć czegoś lepszego?", "a co Ty tam w ogóle będziesz robiła? (po czym dodaje z przękąsem) no rzeczywiście, ambitnie bardzo...", "Ile Ty tam będziesz zarabiała? Za takie grosze, to by mi się nie chciało nosa z domu wystawić". Następnie, gdy już zaczynam pracę w danym miejscu, słyszę "I jak Ci tam idzie? Dobrze? Ta, jasne, akurat". A nie daj buk, aby mi się przypadkiem noga powinęła - ma wtedy używanie na całego... Drugim powodem jest to, że nie czuję, aby moje zwierzęta były przy nim bezpieczne. Mam 2 psy i 9 kotów. Psiaki przygarnęliśmy wspólnie ze schroniska, a jeżeli chodzi o mruczki, to parę lat temu działałam w fundacji tworząc dom tymczasowy, i są to tzw. zwierzaki z różnych przyczyn nieadopcyjne, które na zawsze dołączyły do mojej rodziny. Możecie się ze mnie śmiać, ale to jest wszystko co w życiu mam najcenniejsze i są dla mnie najważniejsze na świecie... Dbam o nie najlepiej jak umiem, sama. Nawet w przypadku psiaka, którego umowa adopcyjna jest spisana na dane G. i wedle polskiego prawa to jego pies. Na swój rachunek karmię go (a jest to zwierzak ważący 60kg i ma apetycik wink ), prowadzę do fryzjera (długi włos wymagający pielęgnacji), do weterynarza (odrobaczanie, odpchlanie, szczepienia, leczenie - mam wszystkie faktury na swoje nazwisko). W zeszłym roku pogryzł się z innym psem, ten drugi psiak odniósł spore obrażenia i rachunek z lecznicy również opłaciłam ja, bo G. stwierdził, że to pod moją opieką był nasz zwierzak i to ja ponoszę odpowiedzialność za zaistniałą sytuację, a ja po prostu byłam chora i nie miałam siły, żeby go utrzymać na smyczy...
Koty, jak to żywe istoty - zdarzy im się coś zepsuć - podrapią czy stłuczą, czasem któryś zwymiotuje na środku pokoju, czy tyłek wystawi za kuwetę i zostawi potrzebę na podłodze, ale przecież to nie jest specjalnie... Pamiętam, że gdy pracowałam na etacie, miałam co chwilę telefon: "któryś z Twoich kotów zrobił to i owo, nabrałaś ich tyle to teraz ich pilnuj!". Po powrocie zastawałam dom w takim stanie, że 2-3h musiałam poświęcać na wyprowadzenie psów, nakarmienie całej sfory, podawanie leków tym, którzy tego potrzebują i sprzątanie... Również po G., który z łaską robiąc SOBIE obiad, zostawiał w kuchni pogorzelisko. W tym samym czasie mój ukochany ucinał sobie drzemkę po pracy, bo jest zmęczony. Ja po swojej pracy zmęczona być nie miałam prawa...

Wiecie... Bardzo chciałabym mieć dziecko, ale gdy widzę, że on nie umie mi pomóc nawet przy zwierzętach, to wątpię, aby pomagał mi przy maluszku...

Dostałam propozycję od koleżanki, że po długim weekendzie poleci mnie swojemu kierownikowi, gdyż od długiego czasu poszukuje on kogoś do recepcji w Kasynie, i jest niemalże pewna, że z jej rekomendacją mnie przyjmie. Zmiany są na dniówki i na nocki, z czego ja najchętniej pracowałabym na tej drugie zmianie, bo po nocach również pracuje G. i zwierzaki mogłyby spokojnie spędzić ten czas w domu... Wyobrażam już sobie te sprzeciwy i dogadywania, ale muszę utrzymać tę pracę, żeby zyskać niezależność finansową. Teraz łapię się dorywczych zajęć przez internet + odtrzymuję zapomogi z opieki społecznej. Tak naprawdę większość idzie na sierściuchy, a pod koniec miesiąca jestem już na utrzymaniu G. i wysłuchuje, że jestem leniem, nierobem, pasożytem... Tuż przed świętami Bożego Narodzenia usłyszałam, że choćbym zdychała z głodu, już mi nigdy więcej nie pomoże... Niby przeprosił, ale zadra za te słowa została...

Wiecie co tak naprawdę jest w tym wszystkim najgorsze?

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ten człowiek traktuje mnie jak gówno, które przylepiło się do podeszwy jego buta... Jednak zdarzają się takie "miodowe tygodnie", kiedy naprawdę wygląda wszystko tak, jakby starał się, żeby było dobrze i wtedy odzyskuję nadzieję, że wszystko między nami się poukłada. Wtulona w jego ramiona, w których czuję się jak zahipnotyzowana, daję kolejne szanse... A potem znów nadchodzą czarne chmury i czuję się jak głupi, naiwny tępak...

W grudniu chciałam się wyprowadzić. Zaciągnęłam pożyczkę, żeby kupić wszystko co mi najpotrzebniejsze i mieć na kaucję przy wynajęciu mieszkania. Dostałam pracę jako opiekunka dziecięca, wszystko zaczęło się układać, iść w stronę normalności. I w dniu przeprowadzki, gdy wyobraziłam sobie, że zostanie tu zupełnie sam, jak on na to wszystko  zareaguje, jak sobie poradzi... zrezygnowałam. W dodatku obudziły się we mnie takie wyrzuty sumienia, że mimowolnie zaczęłam jeszcze bardziej dookoła niego skakać...

Jak to wszystko przerwać?

26,076

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Chilla napisał/a:

Jak to wszystko przerwać?

Odejść. Jeśli nie umiesz sama, to szukać pomocy w instytucjach do tego przeznaczonych. W internecie jest sporo fundacji oferujących pomoc w takich sytuacjach. Im szybciej tym lepiej, sama widzisz, że życie ucieka, a Ty tkwisz z manipulatorem w chorym i toksycznym związku.

26,077

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Chilla pierwszy krok zrobiłaś - zadałaś sobie sprawę z tego, że tkwisz w związku, który nie daje Ci radości ani poczucia bezpieczeństwa.  Wszystko to podejrzewam wiedziałaś ale teraz dopiero wszystko zaczęło układać się w jedną całość. 
Ciężko jest "postawić na swoim " gdy jesteś szantazowana emocjonalnie.  Napisz sobie na kartce plusy i minusy twojego związku i jak się z tym wszystkim czujesz.  Wtedy spadnie Ci pewien ciężar.  Po kilku dniach przeczytaj kartkę i zastanów się na " chłodno " co zrobić dalej.
Katja w jednym z powyższych postów opisała tryb Misia Koali- to działa. 
Jeśli chcesz to Ci prześlę troszkę "lektur obowiązkowych "

26,078

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Chilla napisał/a:

(...) Jak to wszystko przerwać?

Pomocnym w realizacji tego, co napisała Brenna będzie korzystanie przez Ciebie ze 'zdrowej' części rozumu, tej, dzięki której wiesz, że jesteś wartościową osobą. 'Chorą' - trzymaj na bardzo krótkiej smyczy.
Co do obarczania winą. Oddaj sprawiedliwość, G. nie jest bez winy, więc symbolicznie oddaj część (nie 'cześć') mu należną.
Wejdź na którąkolwiek ze stron Niebieskiej Linii, znajdziesz tam informacje dotyczące rodzajów przemocy, adresów placówek, w których możesz znaleźć pomoc nie tylko psychologiczną, ale także prawną.

26,079

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Choć moja intuicja odezwała się wcześniej to tak naprawdę zdałam sobie sprawę ze swojego poważnego problemu, z uzależnienia od chorej miłości... dopiero dzisiaj... Zastanawiam się nad pójściem do terapeuty... moje destruktywne działania, ból, cierpienie i niemoc doprowadziły mnie do tego forum... do grupy wsparcia... czytam i rozumiem co czujecie... i chce mi się płakać, krzyczeć, ale nadal nie mogę... kiedyś to było łatwiejsze a od dawna już nie uroniłam łzy...

Wszystkie moje związki to katastrofa, którą sama sprowadziłam na siebie... cierpię, bo myślałam, że moje zachowania doprowadzą mnie do idealnej miłości, do odwzajemnionego uczucia... ale wiecie jak jest...
Nie mam już sił... ale jest jeszcze nadzieja... nadzieja, że mogę być szczęśliwa sama z sobą i z kimś kto mnie pokocha... niby wszystko wiem, ale nie potrafię tego wdrożyć w swoje życie... nie potrafię się szanować, nie potrafię stać się egocentryczna i myśleć o sobie...
Każdy mój związek był toksyczny, a nawet bym napisała, że każdy kolejny jeszcze bardziej....

Mój ex to mega ciężki przypadek, a ja oczywiście chciałam mu pomóc... by zaznał miłości, wrażliwości, by mnie pokochał, bo też tego potrzebuję...
Ja dla niego wszystko... on dla mnie mało... Wiedziałam od pierwszej chwili, że to facet nie dla mnie, ale te jego smutne oczy, uśmiech, tajemniczość... przecież musiałam mu pomóc... Byliśmy razem przez prawie trzy lata... Wcześniej moje związki trwały 6 i 7 lat... Kiedy go nie było... tęskniłam, a kiedy byliśmy razem zastanawiałam się dlaczego jesteśmy razem???? Robiłam wszystko by mnie zostawił... a jak powiedział, że to koniec.... nie mogłam i nie mogę do dzisiaj się z tym pogodzić... chociaż mam świadomość, że nie jesteśmy dla siebie stworzeni....
On po niedługim czasie znalazł sobie nową kobietę, zamieszkał z nią i spędza z nią czas tak jak ze mną nie chciał... zawsze musiałam robić to co on chce, a moje zdanie się nie liczyło... a teraz on robi z nią to co ja z nim chciałam!!!! Mnie nigdy nie powiedział, że mnie kocha... a jej tak...
Od kiedy się rozstaliśmy, ja nie potrafię ułożyć sobie życia... do tej pory się z nim spotykam, bo nikt mnie tak nie potrafi zaspokoić seksualnie jak on... to jest chore i patologiczne... Nie chcę z nim być, ale gdyby tylko powiedział, że wraca to bym go przyjęła od razu... nawet nie wierzę, że to piszę, ale tak czuję...
Nigdy go nie kochałam, ale zrobiłabym wszystko by był szczęśliwy, by powiedział, że mnie kocha, że jestem jego prawdziwą miłością i zawsze o takiej marzył...
Mam obsesję na jego punkcie, myślę całe dnie o nim, o tym co robi, gdzie jest, jak z nią spędza czas, dlaczego nie ze mną... pragnę i czekam kiedy do mnie przyjedzie by mnie zaspokoić seksualnie... a potem się wkurzam na samą siebie, że znowu mnie wykorzystał jak szmatę, wrócił do niej, on ma wszystko a ja nic... obiecuję, że to już ostatni raz, a kiedy się odezwie to wymiękam.... Piszę do niego o moich odczuciach, o tym, że już nie mogę i nie chcę, żeby napisał mi prawdę czego ode mnie chce? a on milczy... zero odzewu... po kilku tyg wysyła sms'a co słychać jak niby nigdy nic... oczywiście tylko po to by wzbudzić moje pożądanie i żebym zaspokoił swoje potrzeby... Kiedy go spotkam, wystarczy jedno jego spojrzenie i już go pragnę... on twierdzi, że też tak na niego działam, i że tak już będzie zawsze... ale tematu o nas nie ma... Wiem, że nie wróci, wiem, że nie będziemy razem szczęśliwi... ale to silniejsze ode mnie...
Zdaję sobie sprawę z mojego problemu, ale nie wiem jak mam być asertywną, jak zakończyć te obsesyjne myśli... to mnie wykańcza psychicznie!!!!! Pomóżcie!!!

26,080

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ile człowiek musi przejść w życiu, jak bardzo musi czuć się nieszczęśliwy, aż przychodzi taki dzień, że zaczyna odkrywać sam siebie... że w końcu zrozumiałam, że moje nieszczęście zależy ode mnie...
Zawsze wydawało mi się, ze robię wszystko dobrze, tak jak powinno być... daję z siebie wszystko by tylko być kochaną.... a tu się okazuje, po tylu latach, ze moje nieudane związki są moją winą!!!!
Mam już dość mojej depresji, mojej życiowej sinusoidy.... raz jestem w ekstazie a raz totalny dół....
Wczoraj czułam się fatalnie... wypompowana z energii życiowej...
A dzisiaj rano wstałam i jestem szczęśliwa.... szczęśliwa, ze w końcu odkryłam co mi dolega... troszkę zszokowana, ale wszystko się zgadza....
Przeczytałam o SLAA, książkę o kobietach kochających za bardzo i cieszę sie niezmiernie, ze trafiłam na to forum....
Wczoraj będąc załamana napisałam o tej mojej dziwnej relacji... tylko po co? Każda z nas ma swój problem, swoje przeżycia na tym tle... wiem, ze robię zle, wiem, że żaden mój ex na mnie nie zasługiwał i nie chcę byście mnie w tej kwestii popierały...
Wiem, ze muszę zacząć zajmować się sobą, myślec o swoich potrzebach, a nie o poznaniu nowego partnera... tylko co jeśli przypadkiem jakiś sie pojawi na mojej drodze???? Czy nie obudzą sie we mnie moje nawyki do ofiarowania wszystkiego??? Jak stworzyć normalną relację??? Mam być teraz zimna i niedostępna???? Przecież ja muszę okazywać moje emocje, uczucia... przez to czuję się prawdziwa... czuję się sobą. Jak zrozumiałam swoje postępowanie co do mężczyzn to teraz boję się z kimś być.... boję sie, ze nie będę w stanie nikogo pokochać....

26,081

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:

Ile człowiek musi przejść w życiu, jak bardzo musi czuć się nieszczęśliwy, aż przychodzi taki dzień, że zaczyna odkrywać sam siebie...

byłam ostatnio na bardzo interesującej konferencji
jeden z prelegentów powiedział coś bardzo ciekawego:

do zmiany są tylko dwie drogi: albo inspiracja, albo desperacja. niestety większość musi przeżyć to drugie, żeby zacząć coś zmieniać

tak było i u mnie,choć wolalabym,zeby moje działania wynikały z inspiracji

26,082

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Faktycznie... niestety tak jest... ja już ledwo sobie radzę psychicznie... moje wewnętrzne odczucie mówi mi, ze jeżeli czegoś z sobą nie zrobię to eksploduję. A ja chcę żyć, cieszy się każdym dniem! Być szczęśliwą!!!! A to wszystko przecież zależy od nas samych... tylko dlaczego tyle lat komplikowałam sobie życie???
Zawsze mówiłam, ze znajduje facetów z problemami, bo dla innego nie potrafiłabym żyć... co ofiarować normalnemu??? Teraz jak na to patrzę z dystansem myśle... co za bzdury!!!! Jak mogłam sama na siebie sprowadzać to cierpienie??? Masochistką duchową jestem!!!!!
Bardzo się cieszę, ze tu trafiłam, ze odkryłam przyczynę, ze mam chęci do działania, ze chce nad sobą pracować i wierze, ze będę w końcu szczęśliwa, bo pokocham siebie, nauczę sie tego...

26,083

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:

(...) Wiem, ze muszę zacząć zajmować się sobą, myślec o swoich potrzebach (...)

Nie musisz, możesz. Możesz też żyć tak, jak do tej pory.


(...) tylko co jeśli przypadkiem jakiś sie pojawi na mojej drodze???? Czy nie obudzą sie we mnie moje nawyki do ofiarowania wszystkiego??? (...)

Wbrew pozorom to do Ciebie należy decyzja dotycząca zachowania w przypadku poznania nowego mężczyzny, podobnie z nawykiem ofiarowania - możesz postąpić zgodnie z nim, możesz wbrew niemu.


(...) ja już ledwo sobie radzę psychicznie... (...)

Czasem to 'nieradzenie sobie' jest najlepszym sposobem poradzenia sobie. Ot, paradoks.

26,084

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wiem, ze to gra słów... ale gdybym nie chciała tego to bym tu nie trafiła.... i na pewno nie mogę, nie chce, nie muszę żyć tak jak do tej pory...
Po prostu przeżywam szok... po tym jak sie dowiedziałam, ze to uzależnienie...
Całe życie zadawałam sobie i moim ex'om pytanie: co robię źle, co powinnam zmienić w swoim zachowaniu w stosunku do nich... przecież staram sie, opiekuje, mają wszystko co chcą, mają idealną kobietę... inni zawsze marudzili na swoje, ze zle gotuje, ze sie kłoci, ze nie chce seksu... a ja sie czułam prawie idealna... myślałam... moi mają dobrze ze mną, wszystko to co inni chcą, tylko dlaczego tego nie doceniają? Co ja robię zle??? Odpowiedzi nie było... a nie... raz  sie pojawiła i była tak błacha, ze szkoda pisać...
I teraz... po tylu latach dowiaduje sie, ze to ja zle postępowałam, a wcześniej mówiłam sobie... jestem za dobra dla nich... powinnam być zołzą...

Nie rozumiem tego... wiem, ze do mnie należy decyzja co wybiorę... ale przecież nie mogę postępować tak jak do tej pory?

26,085

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
_v_ napisał/a:

do zmiany są tylko dwie drogi: albo inspiracja, albo desperacja. niestety większość musi przeżyć to drugie, żeby zacząć coś zmieniać

No i jak tu nie wierzyć w Boga? No bo skąd ma się wziąć ta inspiracja? W trudnych sytuacjach, aby uniknąć drogi przez mękę, warto poprosić Boga o światło. Albo przynajmniej o dystans od naszych trosk. W duchowości przedstawia się to tak, że nasza jażń, to takie wielkie ognisko o zmroku. Stoimy przed nim i poza nim, wokoło widać tylko ciemność. Wystarczy tylko odejsc od tego ogniska, żeby zobaczyć już szarości, juz ta rzeczywistość, która nas otacza nie jest taka czarna.

26,086 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-03 11:53:40)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

slaajednazwielu, za słowami stoi energia. Wszystkie 'muszę', 'powinnam', 'trzeba' wpływają demobilizująco, bo pochodzą z zewnętrznych nakazów/zakazów, a nie z własnej decyzji. Uświadomienie sobie faktu, że jest się odpowiedzialnym za siebie, daje siłę.

Powinnaś być zołzą? To kolejny stereotyp. I możesz postępować tak, jak do tej pory.


voxpopuli napisał/a:

(...) No i jak tu nie wierzyć w Boga? No bo skąd ma się wziąć ta inspiracja? W trudnych sytuacjach, aby uniknąć drogi przez mękę, warto poprosić Boga o światło. Albo przynajmniej o dystans od naszych trosk. (...)

Wniosek? Inspiracja dla niewierzących jest niedostępna. Ale nie o tym ten wątek.

26,087

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
voxpopuli napisał/a:
_v_ napisał/a:

do zmiany są tylko dwie drogi: albo inspiracja, albo desperacja. niestety większość musi przeżyć to drugie, żeby zacząć coś zmieniać

No i jak tu nie wierzyć w Boga? No bo skąd ma się wziąć ta inspiracja? W trudnych sytuacjach, aby uniknąć drogi przez mękę, warto poprosić Boga o światło. Albo przynajmniej o dystans od naszych trosk. W duchowości przedstawia się to tak, że nasza jażń, to takie wielkie ognisko o zmroku. Stoimy przed nim i poza nim, wokoło widać tylko ciemność. Wystarczy tylko odejsc od tego ogniska, żeby zobaczyć już szarości, juz ta rzeczywistość, która nas otacza nie jest taka czarna.

ja nie wierzę i bog mi jest do niczego nie potrzebny
a u tych co wierzą też raczej nie widzę tej inspiracji

26,088

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
voxpopuli napisał/a:

(...) No i jak tu nie wierzyć w Boga? No bo skąd ma się wziąć ta inspiracja? W trudnych sytuacjach, aby uniknąć drogi przez mękę, warto poprosić Boga o światło. Albo przynajmniej o dystans od naszych trosk. (...)

Wniosek? Inspiracja dla niewierzących jest niedostępna. Ale nie o tym ten wątek.

Ta karczma Grupa wsparcia się nazywa, więc dlaczego tak a priori uważasz, że nie ten wątek? Może komuś się przyda. No i duchowość też dla ludzi przecie. Z resztą póki co żyjemy w wolnym kraju i ludzi wierzących nie wsadzajmy w odosobnienia, znaczy w inne wątki.

26,089

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
voxpopuli napisał/a:

Ta karczma Grupa wsparcia się nazywa, więc dlaczego tak a priori uważasz, że nie ten wątek? Może komuś się przyda. No i duchowość też dla ludzi przecie. Z resztą póki co żyjemy w wolnym kraju i ludzi wierzących nie wsadzajmy w odosobnienia, znaczy w inne wątki.

Karczma, powiadasz? Hm... .

Nie ten wątek na polemiki dotyczące religii. Tylko tyle i aż tyle.

26,090

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:

Nie ten wątek na polemiki dotyczące religii. Tylko tyle i aż tyle.

No to ich nie zaczynaj. smile Ja polecam w trudnych sytuacjach prośbę do Boga, "proście a będzie wam dane".

26,091

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
voxpopuli napisał/a:

(...) Ja polecam w trudnych sytuacjach prośbę do Boga, "proście a będzie wam dane".

Polecasz prośby do Boga? Ok.
Jakże inaczej brzmi to zdanie od zacytowanego wyżej fragmentu Twego posta. smile

26,092

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
voxpopuli napisał/a:

(...) Ja polecam w trudnych sytuacjach prośbę do Boga, "proście a będzie wam dane".

Polecasz prośby do Boga? Ok.
Jakże inaczej brzmi to zdanie od zacytowanego wyżej fragmentu Twego posta. smile

Już my wiemy o co chodzi i nie zaśmiecajmy tego wątku. smile

26,093

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dzięki za wytłumaczenie... Wielokropku... tylko mnie chodzi o coś innego... Ty piszesz o interpretacji psychologicznej słów, o motywacji... a ja nie zwracam na to uwagi, gdyż odczuwam w tej chwili euforię... oświecenie.... nie wiem jak mój stan obecny nazwać...
Wcześniej dużo czytałam książek na temat szczęścia, rozwoju osobowości, bo czułam wewnętrzny smutek... nie znałam przyczyny. Lubię działać a nie sie użalać nad sobą... znaleźć rozwiązanie swoich problemów.... wiele przez te książki zrozumiałam i wróciłam na drogę szczęścia, ale ona szybko gaśnie, bo szukam tej drugiej połowy, bo żyje przeszłymi związkami. Od tego nie mogłam sie uwolnić... i do tej pory to we mnie tkwi.... nie wiedziałam jak sie tego pozbyć... tej obsesji... inne problemy zniknęły... ale ten jest głęboko zakorzeniony, bo rozpiera mnie miłość od środka i szuka uwolnienia...
Dopiero wczoraj, dopiero!!!! Odkryłam, ze jest takie uzależnienie, od miłości... i jest to dla mnie objawienie, nadzieja na lepsze życie i na pewno będę działała w tej kwesti, bo uważam, ze każdy zasługuje na szczęście i miłość a nie udręczenie sie nad sobą. Niesamowita jest nasza psychika, nasze doświadczenia, przeżycia z okresu dzieciństwa, dojrzewania... jaki to ma ogromny wpływ na to kim będziemy, kim jesteśmy... o tym, ze nie odczułam miłości w życiu od rodziców dowiedziałam sie o wiele wcześniej, ale o tym, ze to tak rzutuje na moje relacje z mężczyznami i innymi ludźmi... dopiero wczoraj... a to ważny krok w walce o szczęście. To jest piękne... mieć te świadomość... przez nią dzisiaj czuje sie silna i szczęśliwa... Czy Wy tez tak odczuwalyscie??? Ze to jest przełom??? Są oczywiście obawy, bo jeszcze nie wiem czy stare nawyki nie wrócą, jak sie do tego zabrać krok po kroku... dlatego tu jestem... byście mnie wspierały a ja Was... byśmy mogły dzielić sie naszymi doświadczeniami, zmaganiami, każdym krokiem zrobionym w przód... po to są grupy wsparcia... nie chce, nie muszę, nie mogę żyć przeszłością... wiem, ze bedą chwile załamania, chwile słabości, ale bądźmy razem i zawsze optymistycznie patrzmy na dziś i na przyszłość...

26,094

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Mimo, iż nie jestem już w związku i mimo, że nigdy nie spotkałam Go nawet w realu, to jednak mam nieodparte wrażenie, że tu pasuję. Nadal kocham faceta, który bawił się mną i mną manipulował, tęsknię za nim... Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem wink

26,095

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

A co do bycia zołzą... to nie chodziło mi o to by nią sie stać, bo nie mam takiego charakteru... tylko takie myśli były, skoro ja za dobra jestem to może powinnam stac sie tą przeciwną... :-)

26,096

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
ZłaKobieta. napisał/a:

Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem wink

Nie ma beznadziejnych przypadków... każda z nas ma potrzebę kochania i bycia kochaną... ważne by zrozumieć i działać... wyleczyć sie z tego!!!! I wtedy inaczej spojrzymy na naszą przeszłość... wtedy zrozumiemy, ze to nie była miłość tylko uzależnienie... jesteśmy silne i damy radę przez to przejść...

26,097

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:
ZłaKobieta. napisał/a:

Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem wink

Nie ma beznadziejnych przypadków... każda z nas ma potrzebę kochania i bycia kochaną... ważne by zrozumieć i działać... wyleczyć sie z tego!!!! I wtedy inaczej spojrzymy na naszą przeszłość... wtedy zrozumiemy, ze to nie była miłość tylko uzależnienie... jesteśmy silne i damy radę przez to przejść...

Szczerze mówiąc ja nawet sama już nie wiem, kto z nas dwojga w końcu jest zły, ja czy on...

26,098

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ja wychodzę z założenia, ze nie ma złych ludzi... są tylko nieświadomi swojego postępowania... i od nas zależy by znaleźć lekarstwo...

26,099

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

voxpopuli, masz mylne przekonanie, że duchowość musi łączyć się z religia
nie musi, a często nawet nie łączy

a jesli Ci się ta karczma nie podoba to tutaj nie wchodź. ja mam dość tego nawolywania do boga

26,100

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
ZłaKobieta. napisał/a:

(...) Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem wink

Kokieteria czy usprawiedliwienie?

(...) nie wiem, kto z nas dwojga w końcu jest zły, ja czy on... (...)

A to rozstrzygnięcie jest niezbędne do decyzji o pracy nad sobą?

26,101 Ostatnio edytowany przez slaajednazwielu (2017-05-03 13:59:05)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
_v_ napisał/a:

masz mylne przekonanie, że duchowość musi łączyć się z religia
nie musi, a często nawet nie łączy
a jesli Ci się ta karczma nie podoba to tutaj nie wchodź. ja mam dość tego nawolywania do boga

Ej... Dziewczyny!!!! Po co ta agresja słowna????
Przyznam rację, ze duchowość nie musi iść w parze z religią. Ja jestem bardzo uduchowiona a niewierząca...

Jeżeli któraś ma potrzebę odwołania sie do boga to jej indywidualna sprawa. Przecież mamy sie wspierać, a nie wyrzucać z karczmy... :-)

26,102

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

"A to rozstrzygnięcie jest niezbędne do decyzji o pracy nad sobą?"

He, he... to jest piękne pytanie retoryczne...

26,103

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wikipedia napisał/a:

Karczma (gospoda, zajazd; dawniej też: austeria, arenda, harenda, oberża) – budynek pełniący funkcje wyszynku, miejsca spotkań i zabaw miejscowej ludności oraz domu zajezdnego przeznaczonego dla podróżnych.

Historia
Historia karczm w Polsce datuje się od wczesnego średniowiecza i związana jest z prawem propinacji. Początkowo stanowiły własność władcy, który nadawał przywilej ich prowadzenia zakonom, rycerstwu, a w okresie kolonizacji na prawie niemieckim sołtysom sprowadzającym osadników. Od 1494 obowiązywało prawo propinacyjne, zastrzegające wyłączność sprzedaży trunków dla właścicieli wiosek. Od tego czasu wina i miody były z karczem systematycznie wypierane przez wódkę.

Dla zwiększenia dochodów wprowadzano przymus propinacyjny nakazujący chłopom kupowanie napojów alkoholowych w karczmach wyznaczonych przez właścicieli majątków oraz tzw. „narzuty”, czyli obowiązek kupowania trunków po cenie narzuconej przez dwory. (...)

26,104

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Wielokropek napisał/a:
ZłaKobieta. napisał/a:

(...) Chyba jestem beznadziejnym przypadkiem wink

Kokieteria czy usprawiedliwienie?

(...) nie wiem, kto z nas dwojga w końcu jest zły, ja czy on... (...)

A to rozstrzygnięcie jest niezbędne do decyzji o pracy nad sobą?


Powiedzmy, że żart z ziarenkiem prawdy wink

Owszem smile

26,105

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zaczytana jestem od wczoraj... chłonę strony o kkzb, slaa, blogi, to forum... znalazłam grupę wsparcia w mojej okolicy... i czuję, ze rozkwitam...

Blog uciekamydoprzodu... wow... jakbym go napisała, podobne dzieciństwo, odczucia, relacje... dziękuje Veno... wzruszyłam sie i nawet moje oczy zawilgotniały w kilku momentach... masz racje... jak pracujemy nad sobą to odkrywamy nasze zakątki... nieznane dotąd... to jest piękne... poznać nasz własny umysł, nie bać sie emocji, zrozumieć mechanizm naszego działania... 
Niby tyle już o sobie wiedziałam, a jednak jeszcze dużo przede mną odkryć...

Dziękuje Wam wszystkim... ze jesteście...

26,106

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

To jeszcze znajdź "Moje dwie głowy".

26,107

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:

Ja jestem bardzo uduchowiona a niewierząca...

A można wiedzieć, na co jest ukierunkowana Twoja duchowość?

26,108

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dziekuje... Wielokropku... zaraz zacznę konsumować te dwie głowy... :-)

Jeszcze takie pytanie do autorki, bo nie jestem pewna co miała na myśli...

"Wbrew pozorom to do Ciebie należy decyzja dotycząca zachowania w przypadku poznania nowego mężczyzny, podobnie z nawykiem ofiarowania - możesz postąpić zgodnie z nim, możesz wbrew niemu"

czy mam rozumieć, ze w relacji z mężczyzną mogę postępować tak jak to czyniłam do tej pory??? tylko pod warunkiem, ze moja decyzja, moje postępowanie, będzie wynikało z tego, ze ja to robię, bo JA chcę??? A nie dlatego, ze robię to dla niego, by mnie docenił, by mnie za to kochał???

26,109

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
voxpopuli napisał/a:
slaajednazwielu napisał/a:

Ja jestem bardzo uduchowiona a niewierząca...

A można wiedzieć, na co jest ukierunkowana Twoja duchowość?

Na mój rozwój osobisty, przede wszystkim psychiczny, zagłębianie się w swoje emocje, przeżycia, rozwijanie swoich zmysłów, instynktu i intuicji...
Na zjednoczeniu sie z naturą i zrozumieniem otaczającego nas świata...
O religiach tez czytam... wpływach filozoficznych na kształtowanie sie społeczeństw... to jest dla mnie rozwój duchowy :-)

26,110 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2017-05-03 19:12:40)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

To, co nazwałaś 'grą słów' według mnie grą nie jest. Możesz (nie musisz) swe zachowanie zmienić, możesz ich nie zmieniać. To zależy od Twojej decyzji (a u podstaw zachowania leży myślenie o sobie, o innych). Innymi słowy, to Ty decydujesz o tym, co myślisz, jak się  zachowujesz i na jakie zachowania względem siebie pozwalasz.
Możesz być uległą, możesz drugą osobę stawiać na ołtarzu, możesz jej bić pokłony, możesz wszystko jej ofiarowywać, siebie mając za nic i oczekiwać aż 'pan i władca' (niezależnie od płci), spojrzy na Ciebie łaskawym okiem i zezwoli na ucałowanie stóp. Możesz. Nie musisz.
Możesz też cenić siebie, ufać sobie i stawiać granice, nie pozwalając na ich przekroczenie. Możesz. Nie musisz.

26,111

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:
voxpopuli napisał/a:
slaajednazwielu napisał/a:

Ja jestem bardzo uduchowiona a niewierząca...

A można wiedzieć, na co jest ukierunkowana Twoja duchowość?

Na mój rozwój osobisty, przede wszystkim psychiczny, zagłębianie się w swoje emocje, przeżycia, rozwijanie swoich zmysłów, instynktu i intuicji...
Na zjednoczeniu sie z naturą i zrozumieniem otaczającego nas świata...
O religiach tez czytam... wpływach filozoficznych na kształtowanie sie społeczeństw... to jest dla mnie rozwój duchowy :-)

Troszkę mieszasz i mówisz bardziej o psychologii, którą tutaj starają się pomagać. Religia, to jedno a duchowość to drugie. Religia to obrzędy, msze, nauczanie wg kanonu danego kościoła. Duchowość to rozwój w duchu, czyli juz na początku pojawia się wieloznaczność: w duchu czyli kierunku, czy w duchu rozumianym jako nasz duch wewnętrzny. Ten rozwój w duchu powinien iść w kierunku zejścia z cielesnego Ego, omawianych tu problemów ciała, w kierunku rozwoju świadomości bycia istotą duchową, żyjącą w ciele. To tak bardzo ogólnie. smile

26,112 Ostatnio edytowany przez slaajednazwielu (2017-05-03 20:16:19)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

:-) :-) A co to jest psyche????
Dusza...
Psychologia ma wiele wspólnego z naszą duszą. Jeśli ktoś nad nią pracuje, staje się bardziej uduchowiony. Uduchowienue to energia, refleksja, nad życiem, nad tym co nas otacza, nad  naszym rozwojem, wpływem jednej energi na druga.
Energia jest w ludziach, w naturze, w przedmiotach.
Człowiek uduchowiony rozmyśla nad wieloma sprawami, a religia, filozofia to nasz stan ducha... wiec moim skromnym zdaniem psychologia, religia, filozofia i duchowość mają wiele ze sobą wspólnego... :-) a religia bez duchowości nie może istnieć... rytuały i obrządki to tylko dodatki do niej, zwiększające mistycyzm...


A co do wypowiedzi Wielokropka...

Im więcej czytam o kkzb tym zaczynam mniej rozumieć. Na początku wchodziło łatwiej... wszystkie syndromy sie zgadzają, ale ja nigdy nie uważałam się za uległą, może jeszcze tego nie rozumiem??? Bardziej upartą i chcącą postawić na swoim... tak mnie tez obcy odbierają, jako tą dominującą, choć czuję w głębi serca, że chcę bym mną się ktoś zaopiekował... a może to chodzi o te kontrolę nad wszystkim, zawsze miało być tak jak ja chcę...

A w mojej wypowiedzi odnośnie gry słów... wiem co oznacza mogę, chce i muszę... wiem, ze mogę wszystko... a napisałam, ze muszę bo ja tak chcę, nikt mi nie każę, muszę to zmienić, bo zaczęłam rozumieć swoje destruktywne zachowania i mogę to zrobić, bo chcę tego dokonać...

26,113 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-05-04 01:12:46)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ale się napisałam i mi wcięło moje wypociny, ale może to i dobrze bo teraz będzie krócej niż w oryginale

slaajednazwielu napisał/a:

A w mojej wypowiedzi odnośnie gry słów... wiem co oznacza mogę, chce i muszę... wiem, ze mogę wszystko... a napisałam, ze muszę bo ja tak chcę, nikt mi nie każę, muszę to zmienić, bo zaczęłam rozumieć swoje destruktywne zachowania i mogę to zrobić, bo chcę tego dokonać...


Oprócz tego co Wielokropek napisała o "chcę" i muszę" dodam jeszcze coś od siebie. Człowiek jest istotą przekorną.  Gdy mówimy  "musze" nasz umysł się buntuje przeciwko nakazom.Nasza energia skupia się na tym co "musimy" zrobić .  Kiedy mówimy "mogę" dajemy sobie wybór, bo coś np. możemy zrobić ponieważ chcemy tego albo nie. Wówczas nasz umysł mniej się buntuje i mamy możliwość zobaczenia wszystkiego w tak jakby szerszym obrazie.

slaajednazwielu napisał/a:

I teraz... po tylu latach dowiaduje sie, ze to ja zle postępowałam, a wcześniej mówiłam sobie... jestem za dobra dla nich... powinnam być zołzą...

Nie postępowałaś źle.  Postępowałaś i dokonywałaś takich wyborów, które były według Ciebie , zgodnie z posiadaną wiedzą w tamtym momencie najlepsze.

slaajednazwielu napisał/a:

Na początku wchodziło łatwiej... wszystkie syndromy sie zgadzają, ale ja nigdy nie uważałam się za uległą, może jeszcze tego nie rozumiem??? Bardziej upartą i chcącą postawić na swoim... tak mnie tez obcy odbierają, jako tą dominującą, choć czuję w głębi serca, że chcę bym mną się ktoś zaopiekował... a może to chodzi o te kontrolę nad wszystkim, zawsze miało być tak jak ja chcę...

To jest tak,że   my budujemy sobie pancerz, zawsze przygotowane, mające plan A, B a nawet i C. Jakim kosztem? Kosztem braku czasu dla siebie i wsłuchanie się we własne pragnienia .
Jeśli wszystko mamy pod kontrolą czujemy się spokojniejsze.  Elementy zaskoczenia powodują niepokój.

26,114

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Dziękuje Brenne... to dużo wyjaśnia... jestem przerażona ile muszę analizować swoich postępowań, zachowań, użytych słów w rozmowach z ex'ami, relacji rodziców i moich z nimi, z moim bratem... jest to bardzo przytłaczające... dzisiaj całą noc nie spałam... w głowie tylko myśli o tym co robiłam i w jaki sposób...

Tez macie takie sinusoidy???? Raz ekstaza a raz totalny dołek emocjonalny???

Wczoraj napisała do grupy wsparcia dla uzależnionych od seksu i miłości. Bardzo chciałam iść. Dzisiaj... czekając na odp czy odbędzie sie spotkanie, liczyłam na jej brak bądź info, ze sie nie odbędzie...
Dostałam odp... jest i zapraszają.
Wiec obleciał mnie strach, co będzie, jak sie zachowam, na pewno będę płakała lub gorzej... ogarnie mnie lęk, dostanę ataku paniki...

Ale już postanowiłam, ze MOGĘ :-) pojechać, bo chcę zrozumieć i się wyleczyć... a to zawsze jakiś krok do przodu... trzymajcie za mnie kciuki, proszę...

Wczoraj tez powiedziałam o wszystkim mojej przyjaciółce... wiele rozmawiamy o naszych przeżyciach z dzieciństwa, relacjach z mezczyznami, właściwie o wszystkim... więc jej objawiłam co odkryłam... była w lekkim szoku... napisała, ze zna mnie z innej strony, a nie jako uległą, nadskakującą, kontrolującą, ofiarę podatną na znęty psychiczne czy fizyczne... ulżyło mi, pomogło na chwile, bo wiem, ze będzie mnie wspierała, bo mnie kocha i jej na mnie zależy... chociaż komuś...

Powiem tez mojej rodzinie, moim rodzicom i bratu... tak czuję, ze chce to zrobić... ze mam problem, ze jestem kkzb, ze podjęłam kroki ku wyleczeniu się z tego uzależnienia, ze nie mam już do nich żalu... i ze wybaczam... bo żal do moich rodziców, a szczególnie do mojej mamy miałam bardzooooo długo...

Trzymajcie kciuki Dziewczyny!!!!!! :-)

26,115 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-05-04 19:48:31)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Jeśli analizujesz swoją przeszłość i kontakty z najbliższymi postaraj się nie popaść w skrajnosc.  To było i minęło.  Ludzie których spotykaliśmy na naszej drodze w przeszłości też mieli swój bagaż doświadczeń i dlatego postepowali w taki a nie inny sposób.  Teraz,  kiedy wiesz gdzie tkwi problem postaraj skupić się na Tu i Teraz smile

26,116

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
brenne napisał/a:

Jeśli analizujesz swoją przeszłość i kontakty z najbliższymi postaraj się nie popaść w skrajnosc.  To było i minęło.  Ludzie których spotykaliśmy na naszej drodze w przeszłości też mieli swój bagaż doświadczeń i dlatego postepowali w taki a nie inny sposób.  Teraz,  kiedy wiesz gdzie tkwi problem postaraj skupić się na Tu i Teraz smile

Chyba każda z nas analizowała po oświeceniu... :-)

Zdaję sobie sprawę, ze to przeszłość... i ze jej nie cofnę by zmienić to co się wydarzyło... Rownież doskonale rozumiem, ze każda z osób, z którą mam czy miałam jakąś bliską, chorą relacje, była skrzywdzona. Nie obwiniam już za to nikogo, uczucie żalu i pretensji minęło... może za wyjątkiem jednej osoby, ale w przypadku pozostałych odczuwam potrzebę rozmowy... nie na zasadzie wypłakiwania żali tylko powiedzenia słowa wybaczam... tak czuję... i chce to zrobić właśnie dla siebie... wydaje mi się, ze wtedy poczuję ulgę...

Dzisiaj przemogłam sie i pojechałam na spotkanie SLAA... troszkę byłam zawiedzona... jedyna kobieta i trzech mężczyzn... przecież oni mnie nie zrozumieją... jednak jak zaczęli opowiadać o swoich przeżyciach to troszkę inaczej na to spojrzałam... może w ten sposób zrozumiem męskie podejście do problemu... i co najważniejsze... nie było mi ich szkoda tylko spojrzałam na to wszystko ze swojego punktu widzenia... czym oni się kierują krzywdząc swoich bliskich...

Za tydzień w weekend jest zjazd SLAA koło Pucka. Dostałam zaproszenie. Zastanawiam się czy pojechać... będzie Ok 60 osób... kolejny krok... może któraś się wybiera???

26,117

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
slaajednazwielu napisał/a:

Chyba każda z nas analizowała po oświeceniu... :-)

Oczywiście że tak. Wciąż analizuję smile staram się jednak z większości sytuacji wyciągać wnioski i nie zagłębiać się zbyt długo w przeszłości bo łatwo jest popaść w sytuację, gdzie przeszłość zaczyna przesłaniać teraźniejszość.

slaajednazwielu napisał/a:

Za tydzień w weekend jest zjazd SLAA koło Pucka. Dostałam zaproszenie. Zastanawiam się czy pojechać... będzie Ok 60 osób... kolejny krok... może któraś się wybiera???

Jedź, rozerwiesz się troszkę.Poza tym może być to ciekawe doświadczenie .

26,118

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Witajcie!
Mimo że jestem mężczyzną chciałbym opisać swoją historię. Jestem po przeczytaniu książki o kobietach kochających za bardzo. Dostrzegam pewne zachowania podobne z tym, że nie są one tak patologiczne. Zaczynam. Mam dwadzieściakilka lat jestem w pierwszym związku. Jestem nieśmiałych zamkniętym w sobie człowiekiem. Poczucie własnej wartości niskie. Nie lubię poznawać nowych ludzi choć staram się to robić, stresuje mnie to ale to robię mimo wszystko. Kłamie o pierdołach. Nie widzę w sobie dobrych stron itp. Ogólnie zauważyłem od miesiąca że mój nastrój jest uzależniony od nastroju mojej partnerki. Kochamy się ogólnie jest dobrze, nie kłócimy się często dobrze się czujemy w swoim towarzystwie ale ja zawsze muszę sobie coś wkręcić. Uważam że mnie nie szanuje choć wiem że tak nie jest. Po prostu przypomnę sobie jakąś pierdołe z przeszłości i już nastrój leci. Myślę o niej cały czas gdzie jest co robi. Ogólnie nie jestem jakoś zazdrosny ufam jej ona mi. Nigdy bym jej nie skrzywdził bo to dobra kobieta a nie tak jak Linda gadał hehe. Do rzeczy. Po prostu nie chce zepsuć tego związku. Mam jakiś wypaczony wzór miłości wciśnięty w głowę. W moim domu nie okazywano uczuć. Typowa rodzina ojciec często w pracy. Mam nie okazuje uczuć tata też. Bez żadnych kłótni. Może dwa razy w życiu słyszałem jak się kłócili ale to i tak spokojnie. Ogólnie jestem strasznie emocjonalny i empatyczny. Wszystko biorę do siebie i potem odpieram ten atak agresją. Jakie zachowanie z dzieciństwa wpłynęło na to że jest tak emocjonalny? Wzruszam się bardzo szybko. To jeszcze jestem w stanie zaakceptować ale to że moje poczucie wartości jej ulokowane na zewnątrz mnie jest nie do zniesienia. Biorę wszystko do siebie. Nie chcę po prostu spieprzyć tego związku. Kocham swoją dziewczynę. Ostatnio udało mi się trochę uniezależnić swój nastrój ale przyszło mi to z wielkim trudem. No ale niktnie mówił że będzie łatwo. Brakuje mi samozaparcia w pewnych życiowych kwestiach typu studia praca. Fakt ona mnie trochę zmotywowała do działania bo to dobra dziewczyna. Dlatego denerwuje mnie to że nie mogę być najlepszą wersją siebie. Chcę to zrobić głównie dla siebie żebym mógł być z nią jeszcze bardziej szczęśliwy. Bo kiedy jestem z nią jest po prostu fantastycznie. Opisałem tu mniej więcej mija sytuację. Odnieście się do tego jak możecie. Pozdrawiam!

26,119 Ostatnio edytowany przez brenne (2017-05-06 00:57:52)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
Mojojo napisał/a:

Kłamie o pierdołach.

Po co ? W jakim celu ?

Mojojo napisał/a:

. Uważam że mnie nie szanuje choć wiem że tak nie jest.

Nie bardzo rozumiem

Mojojo napisał/a:

Po prostu przypomnę sobie jakąś pierdołe z przeszłości i już nastrój leci. Myślę o niej cały czas gdzie jest co robi. Ogólnie nie jestem jakoś zazdrosny ufam jej ona mi.

To ufasz jej czy nie.

26,120

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Też jestem kochającą za bardzo. Chcę zmienić swoje postępowanie i coś mi się udaje, powoli do przodu, ale jednak dalej pozwalam sobą manipulować facetowi. Chyba powinnam iść na terapie, ale nie mam kasy. R jakby się dowiedział o terapii to by miał dowód na to, że ze mną jest coś nie tak, bo przecież nie z nim. Nie mam już przyjaciół ani znajomych, tylko siostra mi została, bo zajarzyłam że coś tu nie gra. Jak tylko wspomniałam o kimś mi bliskim to mówił o nich złe rzeczy. Nie wiem jak to nazwać i jak mogłam na to pozwolić, ale dla świętego spokoju i żeby był zadowolony pozrywałam znajomości. ON za to ma znajomych, ba ma bardzo dużo znajomych, ale i tak twierdzi że ich nie ma bo jeszcze bym tez zapragnęła ich mieć, a tak słyszę przecież że ich nie ma to mój mózg w to wierzy i się tego trzyma chociaż wiem jak jest naprawdę. Żyję w iluzji, którą pomagam mu tworzyć dla mnie?

26,121

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
smutas101 napisał/a:

T(...) dalej pozwalam sobą manipulować facetowi. (...)

Dlaczego?


(...) Chyba powinnam iść na terapie, ale nie mam kasy. (...)

W ramach NFZ-u kasa nie jest potrzebna.

(...) jak mogłam na to pozwolić, ale dla świętego spokoju i żeby był zadowolony pozrywałam znajomości. (...)

Jest pytanie, jest i odpowiedź.

(...) Żyję w iluzji, którą pomagam mu tworzyć dla mnie?

Smutne.

26,122

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zaczelam czytac ten watek i rowniez z przerazeniem odkrylam tu siebie. Co jest jeszcze bardziej przerazajace to to, ze jak czytam o waszych problemach w zwiazkach, pojawia sie zazdrosc (!) o to, ze wy w ogole w ten zwiazek weszlyscie- ja od 9 lat nie bylam w powaznym zwiazku, a tak bardzo bym chciala. Wiem, ze to absurdalne, ale juz tak duzo czasu minelo i zaczynam byc pod tym katem zdesperowana. Tym bardziej ze przez wiekszosc studiow w sumie nie szukalam nikogo na powaznie- to znaczy, niby chcialam, ale pakowalam sie w rozne popieprzone pseudorelacje, ktore nigdy zwiazkami nie byly, czasem z dwoma naraz, byle tylko nie byc sama, przez co nie mialam jak spotkac kogos, kto by mi sie naprawde spodobal. Rzadko ktos mi sie spodoba, a porazki przezywam przez wiele miesiecy. Od 3 lat bardzo bym chciala czegos powaznego i nie angazuje sie juz w byle co. Jednak 3 lata temu zauroczylam sie w facecie, ktory chcial sie spotykac co 2-3 tygodnie, okresowo sie zblizal i gadalismy po 8h dziennie przez internet, a okresowo odsuwal i nie odzywal przez kilka dni wcale. Tlumaczylam go sobie oczywiscie na sto tysiecy sposobow, ze boi sie bliskosci i tym podobne brednie, po 9 miesiacach dowiedzialam sie, ze caly ten czas byl z kim innym. Przeciez to bylo takie oczywiste wytlumaczenie od samego poczatku! Nikomu nie ufalam nigdy w zyciu bardziej niz jemu...
3 miesiace temu, po 2-letnim odchorowywaniu tamtej relacji i nadziei, ze jeszcze do siebie wrocimy, znowu sie zauroczylam. Wreszcie w kims, kto wydawalo sie, ze mnie chce. Przez miesiac sie wszystko ukladalo, spotykalismy sie z moimi znajomymi, poznawalam jego przyjaciol, robil ze mna jakies luzne plany na przyszlosc. Po miesiacu zaczal sie odsuwac, zaczal unikac seksu, co bylo dla mnie bardzo dziwne, jeszcze nie spotkalam sie z tym u zadnego faceta, zeby tak mu sie nagle seksu odechcialo. Przez kolejny miesiac zastanawial sie, czy mnie chce, czy nie, az mnie rzucil, twierdzac, ze go do mnie nie ciagnie. Dopytywalam o konkrety, ale twierdzi, ze nie ma nic, co by mu sie we mnie nie podobalo, ze po prostu go nie ciagnie. A ja mam wrazenie, ze to moze byc jakis zwiazek z seksem, bo to bylo ewidentnie widac, ze nagle przestal chciec. Relacja trwala 2 miesiace, a ja po drugim czy trzecim spotkaniu tak sie wkrecilam, ze czuje, ze bede to odchorowwywac znowu przez wiele miesiecy. Znowu pojawilo sie przekonanie, ze juz nigdy nikt mi sie nie spodoba i ze on jest jedynym facetem, z ktorym moglam byc hmm. Caly czas sie tez zastanawiam, czy to ma zwiazek z moim 'kochaniem za bardzo'- czy moze to we mnie wyczul, co go odepchnelo. Czy moze on sam jest patologiczny w jakis sposob i sam fakt, ze akurat na niego polecialam, to juz objaw mojej choroby.

26,123

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

irsin, zamiast zastanawiać się nad zachowaniem innych, w tym Twoich eks, sięgnij do źródeł problemu. Napisałaś tutaj, że:

(...) pakowalam sie w rozne popieprzone pseudorelacje, ktore nigdy zwiazkami nie byly, czasem z dwoma naraz, byle tylko nie byc sama (...)

A w innym wątku:

(...) szukam tego, czego mi brakuje- a bylaby to niezaleznosc. Jestem bardzo zalezna od ludzi (...)

Jeśli nie ruszysz tego, jeśli w dalszym ciągu Twoje wybory podyktowane będą lękiem przed samotnością, to Twe związki udanymi nie będą.

26,124 Ostatnio edytowany przez irsin (2017-05-07 10:20:00)

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Wlasnie chce, tylko nie bardzo wiem jak. Postanowilam sobie min kilka miesiecy bez szukania faceta- to dla mnie mega trudne i nawet nie wiem, czy to wlasciwa droga. Jestem zarejestrowana na kilku portalach randkowych i kiedy tylko cos sie psuje, od lat wlacza mi sie nalog- wejde i tylko sprawdze, czy w ogole ktos ciekawy jeszcze istnieje na swiecie. Pojawia sie taka panika, ze juz nikogo interesuajcego nigdy nie spotkam- i MUSZE sie zalogowac i udowodnic sobie, ze nie mam racji. A jak juz stwierdze, ze jednak jest kilka potencjalnie ciekawych osob, no to jak moglabym przepuscic taka okazje, ktora wiecej sie moze nie trafic...? I takie bledne kolo... Od dwoch tygodni probuje sie powstrzymywac, poki co jestem na etapie negocjacji sama ze soba o to, ile samotnosci to juz bedzie wystarczajaco...

26,125

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Jak? Dojść do przyczyn swego lęku przed samotnością.

26,126

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Pozwalam R na manipulację z powodu lęku przed samotnością. Potrafię bardzo dużo znieść i na dużo pozwolić, żeby tylko nie być sama. Do tego jeszcze zaniżona samoocena o którą R zadbał.

26,127

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
smutas101 napisał/a:

Pozwalam R na manipulację z powodu lęku przed samotnością. Potrafię bardzo dużo znieść i na dużo pozwolić, żeby tylko nie być sama.

To decyzja dotycząca sposobu życia, nikomu nic do niej. Nie ma obowiązku być szczęśliwym.

(...) Do tego jeszcze zaniżona samoocena o którą R zadbał.

Gdybyś nie miała zaniżonej samooceny, to nie bałabyś się samotności.

26,128

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Ja nie podjęłam decyzji dotyczącej sposobu mojego życia, to dzieciństwo w dużej mierze mi takie narzuciło. Rok temu byłam na dnie i to wtedy się zbuntowałam, zaczęłam szukać informacji kto tu jest bardziej stuknięty ja czy on. Wtedy dopiero czytając wpisy Tarantelii, niekochanej72 i pozostałych dziewczyn lampka w główce się zapaliła i przez ten czas sporo przepracowałam i dalej pracować będę, bo jeszcze dużo prze de mną.

26,129

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Odwagi, czyli dobrego życia mimo lęku. smile

26,130

Odp: Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo
irsin napisał/a:

Wlasnie chce, tylko nie bardzo wiem jak.

Z doświadczenia wiem, ze takie osoby mają niskie poczucie wartości, mało siebie lubią. Nie jest tak?
Ja się czujesz we własnym towarzystwie? Lubisz siebie, przebywać sama ze sobą? Masz jakieś hobby, pasje, która jest tylko Twoja? Jak spędzasz czas będąc sama?

Posty [ 26,066 do 26,130 z 26,307 ]

Strony Poprzednia 1 400 401 402 403 404 405 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Grupa Wsparcia dla KOBIET kochających za bardzo

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024