Martwię się swoim zdrowiem - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » EMIGRACJA I ŻYCIE ZA GRANICĄ » Martwię się swoim zdrowiem

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 291 ]

196

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Jakoś się nie złożyło

nie mam żadnych objawów

Zobacz podobne tematy :

197

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:

Jakoś się nie złożyło

nie mam żadnych objawów

To dobrze, ze nie masz,ale idz sie zbadaj czasem objawy sa dopiero w zaawansowanym stopniu choroby

198

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Miklosza napisał/a:

Jakoś się nie złożyło

nie mam żadnych objawów

To dobrze, ze nie masz,ale idz sie zbadaj czasem objawy sa dopiero w zaawansowanym stopniu choroby

kiedyś pewnie pójdę podobno po tym może być rak

199 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-03-30 17:37:36)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Miklosza, posłuchaj Julki. Wyjdzie Ci to tylko na zdrowie. Nie masz 20 lat, stary tez jeszcze nie jesteś, ale najwyższy czas zacząć dbać o własne zdrowie.

200

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Miklosza, posłuchaj Julki. Wyjdzie Ci to tylko na zdrowie. Nie masz 20 lat, stary tez jeszcze nie jesteś, ale najwyższy czas zacząć dbać o własne zdrowie.

No wlasnie. Ja dzis drugi dzien na hormonach, ale mało mam energii nadal no,ale przyznam, ze dzis chociaz troche posprzatalam, ale dosłownie kawałek tylko mieszkania,bo zaraz znow przestalam miec energie-no jakies postepy sa,ale wolno ida jak zolw

201 Ostatnio edytowany przez Shoggies (2025-03-30 22:58:10)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:
Miklosza napisał/a:

Jakoś się nie złożyło

nie mam żadnych objawów

To dobrze, ze nie masz,ale idz sie zbadaj czasem objawy sa dopiero w zaawansowanym stopniu choroby

kiedyś pewnie pójdę podobno po tym może być rak

Ta gula, którą masz może być po prostu powiększoną tarczycą, a nie guzem.
Ale żeby to potwierdzić musisz iść do lekarza.
Mimo że polska służba zdrowia jest w stanie w jakim jest mam wrażenie, że część dramatów ze zdrowiem ludzie mają na własne życzenie właśnie przez takie podejście. Czekają do ostatniej chwili, żeby coś zdiagnozować, a potem jest płacz i zrzutki, bo zostają drogie terapie w Stanach albo leczenie paliatywne...

Nie lepiej to wykluczyć od razu jak wiesz, że coś nie gra?
Wizyta u endokrynologa z USG to nie jest jakiś majątek, jak nie ma terminów na NFZ.

Julia life in UK napisał/a:
Alessandro napisał/a:

Miklosza, posłuchaj Julki. Wyjdzie Ci to tylko na zdrowie. Nie masz 20 lat, stary tez jeszcze nie jesteś, ale najwyższy czas zacząć dbać o własne zdrowie.

No wlasnie. Ja dzis drugi dzien na hormonach, ale mało mam energii nadal no,ale przyznam, ze dzis chociaz troche posprzatalam, ale dosłownie kawałek tylko mieszkania,bo zaraz znow przestalam miec energie-no jakies postepy sa,ale wolno ida jak zolw

To nie jest takie hop-siup. Z reguły organizm potrzebuje około 2 tygodni, żeby zareagować na lek, a też dawki są często dobierane trochę na zgadywanie, bo każdy ma indywidualną tolerancję na lewotyroksynę, więc może się okazać, że endokrynolog trafił albo będziecie szukać dalej. Jak często masz mieć kontrolę i badać TSH?
Pewnie lekarz cię ostrzegł, ale możesz się przez ten czas adaptacji do dawki źle czuć - ja tak przynajmniej mam, jak muszę zmienić dawkę na większą.

202

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Shoggies napisał/a:
Miklosza napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:

To dobrze, ze nie masz,ale idz sie zbadaj czasem objawy sa dopiero w zaawansowanym stopniu choroby

kiedyś pewnie pójdę podobno po tym może być rak

Ta gula, którą masz może być po prostu powiększoną tarczycą, a nie guzem.
Ale żeby to potwierdzić musisz iść do lekarza.
Mimo że polska służba zdrowia jest w stanie w jakim jest mam wrażenie, że część dramatów ze zdrowiem ludzie mają na własne życzenie właśnie przez takie podejście. Czekają do ostatniej chwili, żeby coś zdiagnozować, a potem jest płacz i zrzutki, bo zostają drogie terapie w Stanach albo leczenie paliatywne...

Nie lepiej to wykluczyć od razu jak wiesz, że coś nie gra?
Wizyta u endokrynologa z USG to nie jest jakiś majątek, jak nie ma terminów na NFZ.

Julia life in UK napisał/a:
Alessandro napisał/a:

Miklosza, posłuchaj Julki. Wyjdzie Ci to tylko na zdrowie. Nie masz 20 lat, stary tez jeszcze nie jesteś, ale najwyższy czas zacząć dbać o własne zdrowie.

No wlasnie. Ja dzis drugi dzien na hormonach, ale mało mam energii nadal no,ale przyznam, ze dzis chociaz troche posprzatalam, ale dosłownie kawałek tylko mieszkania,bo zaraz znow przestalam miec energie-no jakies postepy sa,ale wolno ida jak zolw

To nie jest takie hop-siup. Z reguły organizm potrzebuje około 2 tygodni, żeby zareagować na lek, a też dawki są często dobierane trochę na zgadywanie, bo każdy ma indywidualną tolerancję na lewotyroksynę, więc może się okazać, że endokrynolog trafił albo będziecie szukać dalej. Jak często masz mieć kontrolę i badać TSH?
Pewnie lekarz cię ostrzegł, ale możesz się przez ten czas adaptacji do dawki źle czuć - ja tak przynajmniej mam, jak muszę zmienić dawkę na większą.

Mam za miesiąc przyjść następna wizyta,a pozniej to niewiem. Plus jeżeli będzie coś nie tak lub będzie gorzej bez poprawy to mogę umówić wcześniej wizyte. Póki co jest lepiej, tak czuję,ale no niestety idzie to lepiej wolno jak u żółwia

203 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-03-30 23:34:42)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:

Mam za miesiąc przyjść następna wizyta,a pozniej to niewiem. Plus jeżeli będzie coś nie tak lub będzie gorzej bez poprawy to mogę umówić wcześniej wizyte. Póki co jest lepiej, tak czuję,ale no niestety idzie to lepiej wolno jak u żółwia

Mnie moja endokrynolog mówiła na początku, że organizm wysyca się hormonem nawet około 6 tygodni, co znaczy, że na dobrą sprawę pełne działanie obecnej dawki będziesz mogła sprawdzić dopiero po tym czasie. Moja pierwsza wizyta kontrolna zalecona została po 6 tygodniach, potem po 3 miesiącach, kolejna też jakoś tak, a potem już co pół roku.

204

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Już nie pamiętam po jakim czasie poczułam się lepiej, ale z pewnością nie było to po jednej tabletce.
Zaczynałam też od 25, największa jaką brałam było 100, teraz zeszłam do 75
Z racji tego, że jestem po nowotworze, to sama dla siebie robię morfologię co pół roku, w tym sprawdzam hormony tarczycy.

205

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Motocyklistka napisał/a:

Już nie pamiętam po jakim czasie poczułam się lepiej, ale z pewnością nie było to po jednej tabletce.
Zaczynałam też od 25, największa jaką brałam było 100, teraz zeszłam do 75
Z racji tego, że jestem po nowotworze, to sama dla siebie robię morfologię co pół roku, w tym sprawdzam hormony tarczycy.

Dzięki to juz trochę wiecej wiem.  Badania w pozniejszym czasie tez bede miec kontrolne.  Dobrze,ze udało Ci się wyleczyc nowotwor

206

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Priscilla napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:

Mam za miesiąc przyjść następna wizyta,a pozniej to niewiem. Plus jeżeli będzie coś nie tak lub będzie gorzej bez poprawy to mogę umówić wcześniej wizyte. Póki co jest lepiej, tak czuję,ale no niestety idzie to lepiej wolno jak u żółwia

Mnie moja endokrynolog mówiła na początku, że organizm wysyca się hormonem nawet około 6 tygodni, co znaczy, że na dobrą sprawę pełne działanie obecnej dawki będziesz mogła sprawdzić dopiero po tym czasie. Moja pierwsza wizyta kontrolna zalecona została po 6 tygodniach, potem po 3 miesiącach, kolejna też jakoś tak, a potem już co pół roku.

Co az 6 tygodni czekania? Przeciez ja sie psychicznie wykoncze.  Mam nadzieje,ze u mnie bedzie szybciej

207

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Motocyklistka napisał/a:

Już nie pamiętam po jakim czasie poczułam się lepiej, ale z pewnością nie było to po jednej tabletce.
Zaczynałam też od 25, największa jaką brałam było 100, teraz zeszłam do 75
Z racji tego, że jestem po nowotworze, to sama dla siebie robię morfologię co pół roku, w tym sprawdzam hormony tarczycy.

Dzięki to juz trochę wiecej wiem.  Badania w pozniejszym czasie tez bede miec kontrolne.  Dobrze,ze udało Ci się wyleczyc nowotwor

Też się cieszę. Chociaż chemioterapia mocne spustoszenie zrobiła.
Niestety na ustabilizowanie hormonów trzeba chwilkę poczekać, ale nie jest powiedziane, że jakiejś drobnej poprawy w międzyczasie nie będziesz czuła.
Zadbaj też o ten cukier, bo i on wespół z tarczycą może Cię mulić.
Odkąd jem częściej a mniejsze porcje naprawdę czuję się ok, nie mam wahań cukru, a mam dokładnie taką samą "przypadłość" jak Ty.

208

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Wykoncze się psychicznie przez te tarczyce moje obecne objawy to:
1. Oczywiście nadal brak energii z minimalna poprawa, ciągle uczucie zmęczenia, ciągle bym tylko spala i lezala w łóżku
2. Nie zajmuje się żadnymi rzeczami, które wcześniej lubilam robić
3. Moje kontakty towarzyskie to jest obecnie tragedia ciągle odwołuje spotkania ze względy na brak energii o mieszkaniu nie wspomnę dosłownie tonę w brudzie
Wogole jakoś tak wszystko mnie powoli to wszystko wykancza psychicznie.
Czy wy też mieliście takie objawy przy chorej tarczycy oprócz tych typowo fizycznych? Ja tez mam niektóre fizyczne objawy, ale te właśnie psychiczne mnie najbardziej wykańczają. Jak pisałam mnie lekarz kazał tez iść do psychiatry sprawdzić czy to nie depresja. Tyle,że ja naprawdę nie wiem po czym miała bym ja mieć. Natomiast wlazłam dziś na neta i spytalam się "czy można mieć depresje bez żadnej przyczyny" i to dostałam w odpowiedzi " Tak, depresja może wystąpić bez wyraźnej zewnętrznej przyczyny. Czasami depresja rozwija się z powodu biologicznych, genetycznych lub chemicznych czynników w mózgu, które wpływają na nastrój i funkcjonowanie organizmu. W takich przypadkach nie ma jednoznacznej, zewnętrznej przyczyny, którą można wskazać, ale zmiany w równowadze neuroprzekaźników, takich jak serotonina czy dopamina, mogą odgrywać kluczową rolę w rozwoju depresji. Ponadto stres, zaburzenia hormonalne lub predyspozycje genetyczne mogą również przyczyniać się do jej wystąpienia, nawet jeśli nie ma konkretnego, widocznego powodu" . I pierwsze co mi przylazło do mózgu to zaburzenia hormonalne przez chora tarczyce.  Myslicie,że jak wylecze tarczycę przez branie hormonów to i te objawy depresji znikną czy lepiej iść do tego psychiatry i się zbadac dla pewnosci? Tez sobie wpisałam w Google sposoby leczenia depresji oprócz brania lekow i tam m in wyszło,żeby mieć plan dnia że stopniowym zwiększaniem czasu czynności, więc od dziś zaczynam. Jeszcze sobie trochę poleże w lozku i biorę się za siebie,bo to już musze inaczej się wykończę. A i jeszcze żeby była pewność ja niewiem czy to jest 100% depresja może nie jest, natomiast tak czy siak mnie to psychicznie wykancza i gdyby nie moje koronki i wiarą w Boga to już dawno bym poszła skoczyć z mostu. No to więc od 10 godziny zaczne stopniowo swój plan dnia , sobie kilka pomysłów podpatrzyłam jakie czynności wykonywac, by psychicznie lepiej się czuc,a do psychiatry tez pojde swoją drogą

209 Ostatnio edytowany przez Motocyklistka (2025-03-31 10:46:26)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Julka, nie szastaj słowami "skoczyć z mostu, powiesić się itp"
Może jestem przewrażliwona, ale osobiście mnie to dotyka...

Tak, miałam różne stany przy nieleczonej tarczycy.
Potrafiłam w ciągu 5 minut śmiać się, za chwilę płakać, a za sekundę znów mieć wkurwa większego, jak kiedykolwiek.
Przestań skupiać się na dolegliwościach, a złap się czegoś pozytywnego ----> np. "wzięłam leki, pewnie niebawem będzie poprawa"
Ja też się czasem muszę zmusić, żeby wstać z łóżka.
Tyle, że ja mam zdiagnozowaną depresję.

Psychiatra też Ci się przydać może, od siedzenia zamkniętej w 4 ścianach można popaść w deprechę.
A może to być "tylko" tarczyca.


Jak szukanie pracy?

210 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-03-31 12:01:11)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Motocyklistka napisał/a:

Julka, nie szastaj słowami "skoczyć z mostu, powiesić się itp"
Może jestem przewrażliwona, ale osobiście mnie to dotyka...

Tak, miałam różne stany przy nieleczonej tarczycy.
Potrafiłam w ciągu 5 minut śmiać się, za chwilę płakać, a za sekundę znów mieć wkurwa większego, jak kiedykolwiek.
Przestań skupiać się na dolegliwościach, a złap się czegoś pozytywnego ----> np. "wzięłam leki, pewnie niebawem będzie poprawa"
Ja też się czasem muszę zmusić, żeby wstać z łóżka.
Tyle, że ja mam zdiagnozowaną depresję.

Psychiatra też Ci się przydać może, od siedzenia zamkniętej w 4 ścianach można popaść w deprechę.
A może to być "tylko" tarczyca.


Jak szukanie pracy?

No tak masz racje. Ja myślę, że to przez tarczyce pewnie mam takie coś. Ja właśnie o 10 zmotywowałam się do wstania z łóżka, pozbierałam trochę śmieci w pokoju, no i zaczęłam kolorować wg numerów, bo przeczytalam, że to dużo ludziom pomaga w takich złych psychicznych stanach no i chyba faktycznie to działa, bo mnie jakoś to zaczęło rekaksowac te kolorowanki paint  by numbers z aplikacji jedna ściągnęłam. Oprócz tego się pomodliłam, czytalam fragmenty Pisma Świętego, bo to mi zawsze pomaga. Pracy szukać będę już niedługo jak te hormony zaczną działać bardziej i będę mieć więcej energii

211 Ostatnio edytowany przez Motocyklistka (2025-03-31 12:21:27)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Motocyklistka napisał/a:

Julka, nie szastaj słowami "skoczyć z mostu, powiesić się itp"
Może jestem przewrażliwona, ale osobiście mnie to dotyka...

Tak, miałam różne stany przy nieleczonej tarczycy.
Potrafiłam w ciągu 5 minut śmiać się, za chwilę płakać, a za sekundę znów mieć wkurwa większego, jak kiedykolwiek.
Przestań skupiać się na dolegliwościach, a złap się czegoś pozytywnego ----> np. "wzięłam leki, pewnie niebawem będzie poprawa"
Ja też się czasem muszę zmusić, żeby wstać z łóżka.
Tyle, że ja mam zdiagnozowaną depresję.

Psychiatra też Ci się przydać może, od siedzenia zamkniętej w 4 ścianach można popaść w deprechę.
A może to być "tylko" tarczyca.


Jak szukanie pracy?

No tak masz racje. Ja myślę, że to przez tarczyce pewnie mam takie coś. Ja właśnie o 10 zmotywowałam się do wstania z łóżka, pozbierałam trochę śmieci w pokoju, no i zaczęłam kolorować wg numerów, bo przeczytalam, że to dużo ludziom pomaga w takich złych psychicznych stanach no i chyba faktycznie to działa, bo mnie jakoś to zaczęło rekaksowac te kolorowanki paint  by numbers z aplikacji jedna ściągnęłam. Oprócz tego się pomodliłam, czytalam fragmenty Pisma Świętego, bo to mi zawsze pomaga. Pracy szukać będę już niedługo jak te hormony zaczną działać bardziej i będę mieć więcej energii

Znów odkładasz na później. Nie szukaj wymówek, a sposobu.

Tak, to możesz czekać na świętego nigdy.
Nie rozumiesz, że to może też u Ciebie działać, jak zamknięte koło? Jest Ci kiepsko, bo utknęłaś w stagnacji, a utknęłaś w stagnacji, bo jest Ci kiepsko.
No, ale ostatecznie to Twoje życie.
Widzisz, ja będąc na chemioterapii zmuszałam się do aktywności, odwiedzin u przyjaciółki. Bywało, że szłam trzymając się płotu, bo pod koniec byłam bardzo słaba, ale powiedziałam sobie, że nikt nie zabierze mi "normalności", a tradycją było, że chodziłam do niej spacerkami, jeszcze na długo przed chorobą.

212

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Cud dzięki poradom z neta zmotywowalam się do pozmywania naczyn już serio nawet widelca czystego nie mogłam znaleźć.  Wiem,że to wstyd by był dla niektórych, ale ja pisze jak jest po prostu przez mój brak energii,ciągle zmęczenie doprowadziłam mieszkanie do ruiny i pewnie dlatego wcześniej latal mi szczur w ścianie. Kilka minut temu udało mnie sie pozmywać naczynia ,a teraz znów muszę odpocząć trochę, bo czuje spadek energii,ale mam duża motywacje ,zeby wyjść z tego stanu, też myślę mam nadzieję że jak zaczną działać hormony to będzie o wiele lepiej

213

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Dopisz do swego planu dnia codzienne spacery. Na pewno będą miały pozytywny wpływ.
W końcu mamy wiosnę. Sama mówiłaś, że u Ciebie już jest ciepło, zielono.

214

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Dopisz do swego planu dnia codzienne spacery. Na pewno będą miały pozytywny wpływ.
W końcu mamy wiosnę. Sama mówiłaś, że u Ciebie już jest ciepło, zielono.

Tak dzisiaj tez pojde na spacer

215 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-03-31 17:57:49)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Bardzo dobrze. Spacer to także pewnego rodzaju terapia i korzyść dla zdrowia. A te 6 tygodni, po których ma nastąpić widoczna poprawa, szybko zlecą. Nawet nie obejrzysz się. Poza tym każdy ma inny organizm, więc może w Twoim przypadku zauważysz poprawę nieco wcześniej.

216

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Dziś też byłaś na spacerze?

217

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Dziś też byłaś na spacerze?

Tak dziś byłam,ale nie dlugo

218

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Jak tam samopoczucie? Leki zaczynają działać? Energia wraca? Czy jak na razie bez zmian?

219

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Jak tam samopoczucie? Leki zaczynają działać? Energia wraca? Czy jak na razie bez zmian?

Jest troszke lepiej  dzieki

220

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Rozumiem że dziś julka zaczełaś brać leki pewnie jeszcze nie masz efektów ale jak będą daj znać smile

221

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:

Rozumiem że dziś julka zaczełaś brać leki pewnie jeszcze nie masz efektów ale jak będą daj znać smile

Nie dzis. Juz wczesniej zaczelam . Ok napisze za jakiś czas

222 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-04-29 17:09:39)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Zastanawiam się nad powrotem do diety roślinnej. Tak sobie myślę wtedy mialam dużo energii,wszedzie latalam po mieście, po sklepach, spotykałam się z kumpelami, dzień wygladal tak,że corka szła do szkoly,a ja wyruszalam w droge na kilka godzin na dworze,zwiedzalam, bylam pelna zycia, mialam super figure,bylam szczupla, jakos tak wygladalam duzo mlodziej.... i przyszly mi wyniki badan ,ze mam za niskie żelazo pomimo brania suplementow, wtedy w to uwierzylam i skonczylam z dieta roslinna, ale teraz to mam wątpliwości co do tych wynikow,ponieważ ja nie mialam braku energii na diecie roslinnej- moje lezenie w łóżku calymi dniami bez energii zaczelo się dopiero po jakims czasie od wprowadzenia produktow odzwierzecych. Juz zauwazylam ,ze po mleku jestem bardzo zmeczona. Ludzie mi mowili "ze mam jeść czerwone mięso to mi doda energii" jakos sie przelamalam zjadlam i... przesiedzialam na kanapie caly dzien jak ten przyslowiowy len. Wiem,ze mam chora tarczyce i biore hormony natomiast po produktach odzwierzecych czuje wiekszy spadek energii. W dodatku zaczęłam tyc coraz bardziej, ze wygladam koszmarnie. Eh tesknie do diety roslinnej  wtedy bylam pełna zycia,energii i wogole piekna i mloda... od kad zaczelam zrec mieso i bialko odzwierzece zaczelam tyc i chorowac.  Obecnie nie pamiętam kiedy gdzies dalej wychodzilam niz na spacer koszmar jakis. Wracam do diety roslinnej w 99% 1% sobie zostawie na produkty odzwierzece w razie czego to będę uzupelniac mineraly, bo suplementom tez juz nie bardzo ufam. Tesknie masakrycznie za dieta roslinna za dbaniem o zdrowie, o troskę o zwierzęta,  o bycie w weganskich grupach, o tej przynaleznosci do grupy ludzi jedzących roslinne-mialam wtedy poczucie celu, życie bylo pelne przygod,gdy wychodzilam na zewnątrz teraz po zezarciu jajecznicy rano siedze zmeczona, mimo ,ze biore hormony, czasem jest tylko troche lepiej to wychodze np do pieknego parku tak jak w niedziele, ale wiekszosc czasu nadal jest masakrycznie, tarczyca to jedno ale ja mam porownanie swojego zycia pelnego aktywności, gdy bylam piękną i szczupla  pełna energii do zycia ,a teraz gdzie tyje jak prosiak i siedze prawie calymi dniami i zycie mi ucieka... wracam do diety roslinnej i bede tez kontynuowac przestrzeganie 10 Przykazan Bożych o to co ja będę kochać miłość do Boga,do bliźniego i do wszystkich stworzen Bożych.

223

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:

Zastanawiam się nad powrotem do diety roślinnej. Tak sobie myślę wtedy mialam dużo energii,wszedzie latalam po mieście, po sklepach, spotykałam się z kumpelami, dzień wygladal tak,że corka szła do szkoly,a ja wyruszalam w droge na kilka godzin na dworze,zwiedzalam, bylam pelna zycia, mialam super figure,bylam szczupla, jakos tak wygladalam duzo mlodziej.... i przyszly mi wyniki badan ,ze mam za niskie żelazo pomimo brania suplementow, wtedy w to uwierzylam i skonczylam z dieta roslinna, ale teraz to mam wątpliwości co do tych wynikow,ponieważ ja nie mialam braku energii na diecie roslinnej- moje lezenie w łóżku calymi dniami bez energii zaczelo się dopiero po jakims czasie od wprowadzenia produktow odzwierzecych. Juz zauwazylam ,ze po mleku jestem bardzo zmeczona. Ludzie mi mowili "ze mam jeść czerwone mięso to mi doda energii" jakos sie przelamalam zjadlam i... przesiedzialam na kanapie caly dzien jak ten przyslowiowy len. Wiem,ze mam chora tarczyce i biore hormony natomiast po produktach odzwierzecych czuje wiekszy spadek energii. W dodatku zaczęłam tyc coraz bardziej, ze wygladam koszmarnie. Eh tesknie do diety roslinnej  wtedy bylam pełna zycia,energii i wogole piekna i mloda... od kad zaczelam zrec mieso i bialko odzwierzece zaczelam tyc i chorowac.  Obecnie nie pamiętam kiedy gdzies dalej wychodzilam niz na spacer koszmar jakis. Wracam do diety roslinnej w 99% 1% sobie zostawie na produkty odzwierzece w razie czego to będę uzupelniac mineraly, bo suplementom tez juz nie bardzo ufam. Tesknie masakrycznie za dieta roslinna za dbaniem o zdrowie, o troskę o zwierzęta,  o bycie w weganskich grupach, o tej przynaleznosci do grupy ludzi jedzących roslinne-mialam wtedy poczucie celu, życie bylo pelne przygod,gdy wychodzilam na zewnątrz teraz po zezarciu jajecznicy rano siedze zmeczona, mimo ,ze biore hormony, czasem jest tylko troche lepiej to wychodze np do pieknego parku tak jak w niedziele, ale wiekszosc czasu nadal jest masakrycznie, tarczyca to jedno ale ja mam porownanie swojego zycia pelnego aktywności, gdy bylam piękną i szczupla  pełna energii do życia, a teraz gdzie tyje jak prosiak i siedze prawie calymi dniami i zycie mi ucieka... wracam do diety roslinnej.

Jaka jajecznica na śniadanie? Omlet z warzywami co najwyżej na obiad. Pewnie masz jakieś diety, ale czy zrobiłaś testy na podstawowe alergie? Co do diet to ważne są też, żeby nie pochłaniać za zbyt dużych porcji za jednym razem, wtedy nie będziesz ospała. U ciebie to ja widzę na śniadanie raczej pastę warzywną, a jeśli białko, to odrobinę. Jak pamiętam, to po piciu wody bolała  cię głowa, to może spróbuj pić inne płyny. Zupy miałaś jeść.:)

224

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Tamiraa napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:

Zastanawiam się nad powrotem do diety roślinnej. Tak sobie myślę wtedy mialam dużo energii,wszedzie latalam po mieście, po sklepach, spotykałam się z kumpelami, dzień wygladal tak,że corka szła do szkoly,a ja wyruszalam w droge na kilka godzin na dworze,zwiedzalam, bylam pelna zycia, mialam super figure,bylam szczupla, jakos tak wygladalam duzo mlodziej.... i przyszly mi wyniki badan ,ze mam za niskie żelazo pomimo brania suplementow, wtedy w to uwierzylam i skonczylam z dieta roslinna, ale teraz to mam wątpliwości co do tych wynikow,ponieważ ja nie mialam braku energii na diecie roslinnej- moje lezenie w łóżku calymi dniami bez energii zaczelo się dopiero po jakims czasie od wprowadzenia produktow odzwierzecych. Juz zauwazylam ,ze po mleku jestem bardzo zmeczona. Ludzie mi mowili "ze mam jeść czerwone mięso to mi doda energii" jakos sie przelamalam zjadlam i... przesiedzialam na kanapie caly dzien jak ten przyslowiowy len. Wiem,ze mam chora tarczyce i biore hormony natomiast po produktach odzwierzecych czuje wiekszy spadek energii. W dodatku zaczęłam tyc coraz bardziej, ze wygladam koszmarnie. Eh tesknie do diety roslinnej  wtedy bylam pełna zycia,energii i wogole piekna i mloda... od kad zaczelam zrec mieso i bialko odzwierzece zaczelam tyc i chorowac.  Obecnie nie pamiętam kiedy gdzies dalej wychodzilam niz na spacer koszmar jakis. Wracam do diety roslinnej w 99% 1% sobie zostawie na produkty odzwierzece w razie czego to będę uzupelniac mineraly, bo suplementom tez juz nie bardzo ufam. Tesknie masakrycznie za dieta roslinna za dbaniem o zdrowie, o troskę o zwierzęta,  o bycie w weganskich grupach, o tej przynaleznosci do grupy ludzi jedzących roslinne-mialam wtedy poczucie celu, życie bylo pelne przygod,gdy wychodzilam na zewnątrz teraz po zezarciu jajecznicy rano siedze zmeczona, mimo ,ze biore hormony, czasem jest tylko troche lepiej to wychodze np do pieknego parku tak jak w niedziele, ale wiekszosc czasu nadal jest masakrycznie, tarczyca to jedno ale ja mam porownanie swojego zycia pelnego aktywności, gdy bylam piękną i szczupla  pełna energii do życia, a teraz gdzie tyje jak prosiak i siedze prawie calymi dniami i zycie mi ucieka... wracam do diety roslinnej.

Jaka jajecznica na śniadanie? Omlet z warzywami co najwyżej na obiad. Pewnie masz jakieś diety, ale czy zrobiłaś testy na podstawowe alergie? Co do diet to ważne są też, żeby nie pochłaniać za zbyt dużych porcji za jednym razem, wtedy nie będziesz ospała. U ciebie to ja widzę na śniadanie raczej pastę warzywną, a jeśli białko, to odrobinę. Jak pamiętam, to po piciu wody bolała  cię głowa, to może spróbuj pić inne płyny. Zupy miałaś jeść.:)

Te zupy to bylo jeszcze zanim mi przyszly wyniki z niskim zelazem,wiec odpuscilam. Myślę,ze mam cos na mleko moze alergie czy co

225

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Tamiraa napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:

Zastanawiam się nad powrotem do diety roślinnej. Tak sobie myślę wtedy mialam dużo energii,wszedzie latalam po mieście, po sklepach, spotykałam się z kumpelami, dzień wygladal tak,że corka szła do szkoly,a ja wyruszalam w droge na kilka godzin na dworze,zwiedzalam, bylam pelna zycia, mialam super figure,bylam szczupla, jakos tak wygladalam duzo mlodziej.... i przyszly mi wyniki badan ,ze mam za niskie żelazo pomimo brania suplementow, wtedy w to uwierzylam i skonczylam z dieta roslinna, ale teraz to mam wątpliwości co do tych wynikow,ponieważ ja nie mialam braku energii na diecie roslinnej- moje lezenie w łóżku calymi dniami bez energii zaczelo się dopiero po jakims czasie od wprowadzenia produktow odzwierzecych. Juz zauwazylam ,ze po mleku jestem bardzo zmeczona. Ludzie mi mowili "ze mam jeść czerwone mięso to mi doda energii" jakos sie przelamalam zjadlam i... przesiedzialam na kanapie caly dzien jak ten przyslowiowy len. Wiem,ze mam chora tarczyce i biore hormony natomiast po produktach odzwierzecych czuje wiekszy spadek energii. W dodatku zaczęłam tyc coraz bardziej, ze wygladam koszmarnie. Eh tesknie do diety roslinnej  wtedy bylam pełna zycia,energii i wogole piekna i mloda... od kad zaczelam zrec mieso i bialko odzwierzece zaczelam tyc i chorowac.  Obecnie nie pamiętam kiedy gdzies dalej wychodzilam niz na spacer koszmar jakis. Wracam do diety roslinnej w 99% 1% sobie zostawie na produkty odzwierzece w razie czego to będę uzupelniac mineraly, bo suplementom tez juz nie bardzo ufam. Tesknie masakrycznie za dieta roslinna za dbaniem o zdrowie, o troskę o zwierzęta,  o bycie w weganskich grupach, o tej przynaleznosci do grupy ludzi jedzących roslinne-mialam wtedy poczucie celu, życie bylo pelne przygod,gdy wychodzilam na zewnątrz teraz po zezarciu jajecznicy rano siedze zmeczona, mimo ,ze biore hormony, czasem jest tylko troche lepiej to wychodze np do pieknego parku tak jak w niedziele, ale wiekszosc czasu nadal jest masakrycznie, tarczyca to jedno ale ja mam porownanie swojego zycia pelnego aktywności, gdy bylam piękną i szczupla  pełna energii do życia, a teraz gdzie tyje jak prosiak i siedze prawie calymi dniami i zycie mi ucieka... wracam do diety roslinnej.

Jaka jajecznica na śniadanie? Omlet z warzywami co najwyżej na obiad. Pewnie masz jakieś diety, ale czy zrobiłaś testy na podstawowe alergie? Co do diet to ważne są też, żeby nie pochłaniać za zbyt dużych porcji za jednym razem, wtedy nie będziesz ospała. U ciebie to ja widzę na śniadanie raczej pastę warzywną, a jeśli białko, to odrobinę. Jak pamiętam, to po piciu wody bolała  cię głowa, to może spróbuj pić inne płyny. Zupy miałaś jeść.:)

Te zupy to bylo jeszcze zanim mi przyszly wyniki z niskim zelazem,wiec odpuscilam. Myślę,ze mam cos na mleko moze alergie czy co

Zrobisz jak zechcesz, są przecież zamienniki mleka. A mięsa czerwonego to naprawdę bardzo mało przyrządzam. Jak pamiętam, to w czasie kiedy miałam anemię, piłam codziennie trochę świeżego soku z marchewki, bo dodaje energii, po śniadaniu. Sok z pomarańczy też może być.

226

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Tamiraa napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:
Tamiraa napisał/a:

Jaka jajecznica na śniadanie? Omlet z warzywami co najwyżej na obiad. Pewnie masz jakieś diety, ale czy zrobiłaś testy na podstawowe alergie? Co do diet to ważne są też, żeby nie pochłaniać za zbyt dużych porcji za jednym razem, wtedy nie będziesz ospała. U ciebie to ja widzę na śniadanie raczej pastę warzywną, a jeśli białko, to odrobinę. Jak pamiętam, to po piciu wody bolała  cię głowa, to może spróbuj pić inne płyny. Zupy miałaś jeść.:)

Te zupy to bylo jeszcze zanim mi przyszly wyniki z niskim zelazem,wiec odpuscilam. Myślę,ze mam cos na mleko moze alergie czy co

Zrobisz jak zechcesz, są przecież zamienniki mleka. A mięsa czerwonego to naprawdę bardzo mało przyrządzam. Jak pamiętam, to w czasie kiedy miałam anemię, piłam codziennie trochę świeżego soku z marchewki, bo dodaje energii, po śniadaniu. Sok z pomarańczy też może być.

O to dobry pomysł z tymi sokami

227

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Sok z buraków także polecam. Szczególnie, jeśli masz problemy z żelazem. Do tego zestawu polecam także jarmuż, szpinak i brokuły.

228

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Sok z buraków także polecam. Szczególnie, jeśli masz problemy z żelazem. Do tego zestawu polecam także jarmuż, szpinak i brokuły.

To tez slyszalam,  tez chce to pic zobaczymy czy pomoze

229

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Sok z buraków także polecam. Szczególnie, jeśli masz problemy z żelazem. Do tego zestawu polecam także jarmuż, szpinak i brokuły.

Nigdy nie lubiłam smile Wolę sałatę, też zawiera żelazo.
Przekonałam się do buraków, dopiero jak zjadłam carpacccio z buraka.
Każdy chyba musi wybrać to, co lubi.

230

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Tamiraa napisał/a:
Alessandro napisał/a:

Sok z buraków także polecam. Szczególnie, jeśli masz problemy z żelazem. Do tego zestawu polecam także jarmuż, szpinak i brokuły.

Nigdy nie lubiłam smile Wolę sałatę, też zawiera żelazo.
Przekonałam się do buraków, dopiero jak zjadłam carpacccio z buraka.
Każdy chyba musi wybrać to, co lubi.

Ja z buraków lubię tylko barszcz czerwony big_smile

231

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Ospała możesz być jeszcze przez tarczycę.
Przy hipoglikemii, jak się objem nadto też jestem bardzo senna.
Nie wiem, czy rezygnacja z produktów odzwierzęcych jest dobrym, pomysłem, ale jesteś dorosła. We wszystkim należy znaleźć  balans.

232

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Motocyklistka napisał/a:

Ospała możesz być jeszcze przez tarczycę.
Przy hipoglikemii, jak się objem nadto też jestem bardzo senna.
Nie wiem, czy rezygnacja z produktów odzwierzęcych jest dobrym, pomysłem, ale jesteś dorosła. We wszystkim należy znaleźć  balans.

Jedząc roślinne nie byłam zmeczona, mialam zawsze duzo energii, mieszkanie było czyste, spotykalam się ze znajomymi,  spedzalam duzo czasu na zewnątrz, do lozka szlam tylko w porze spania.  Od kad zaczelam jeść produkty odzwierzece, tak moje zdrowie zaczelo sie sypac. Nie chce w 100% rezygnowac z prod odzwierzecych zostawie sobie tzw awaryjne okienko na ich spożycie, by uzupelnic witaminy.  Natomiast chce ,zeby moja dieta to byl glownie pokarm roslinny

233

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Motocyklistka napisał/a:

Ospała możesz być jeszcze przez tarczycę.
Przy hipoglikemii, jak się objem nadto też jestem bardzo senna.
Nie wiem, czy rezygnacja z produktów odzwierzęcych jest dobrym, pomysłem, ale jesteś dorosła. We wszystkim należy znaleźć  balans.

Jedząc roślinne nie byłam zmeczona, mialam zawsze duzo energii, mieszkanie było czyste, spotykalam się ze znajomymi,  spedzalam duzo czasu na zewnątrz, do lozka szlam tylko w porze spania.  Od kad zaczelam jeść produkty odzwierzece, tak moje zdrowie zaczelo sie sypac. Nie chce w 100% rezygnowac z prod odzwierzecych zostawie sobie tzw awaryjne okienko na ich spożycie, by uzupelnic witaminy.  Natomiast chce ,zeby moja dieta to byl glownie pokarm roslinny

a no to jeśli nie wyrzucisz zupełnie, to luz.

234

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Kiedyś nie jadłem przez pare lat mięsa więc można smile

235 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-04-30 20:23:08)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:

Kiedyś nie jadłem przez pare lat mięsa więc można smile

Oczywiście, że można wiele ludzi tak żyje i są zdrowi.  Wogole już nie wierze nawet ,że miałam niskie żelazo coś nie tak jest. Ja na diecie roslinnej pelna energii niby żelazo mialam niskie,zaczęłam jeść zwierzeta i nagle energii nie mam-no jasne big_smile

236 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-04-30 22:19:38)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Trochę zmienię własny temat,bo to ważne- chyba niestety się kolejna wojna szykuje Indie z Pakistanem, tym razem może być nuklearna wojna między tymi krajami, to wtedy wszyscy odczujemy zmiany np klimatu od tych wybuchów.  Oby już wojny nie bylo. Sobie myślę, że 3 wojna już jest za progiem. Izrael walczy z Palestyna i Libanem oraz Syria, Syria nadal ma problemy,w Jemenie nadal wojna,Ukraina z Rosją walczy, w Afryce też kilka krajów walczy że sobą, już tyle wojen na świecie jest, a tu na horyzoncie kolejna wojna się szykuje

237

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Lepiej że by wojny w Polsce nie było ty to jesteś w UK a my

238

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:

Lepiej że by wojny w Polsce nie było ty to jesteś w UK a my

W Polsce nie będzie źle, prędzej UK jest w gorszym niebezpiecznstwie,bo jak zwykle wszędzie wychodzi pierwsza na front

239

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:
Miklosza napisał/a:

Kiedyś nie jadłem przez pare lat mięsa więc można smile

Oczywiście, że można wiele ludzi tak żyje i są zdrowi.  Wogole już nie wierze nawet ,że miałam niskie żelazo coś nie tak jest. Ja na diecie roslinnej pelna energii niby żelazo mialam niskie,zaczęłam jeść zwierzeta i nagle energii nie mam-no jasne big_smile

Nie jadłam mięsa kilka lat- da się.
Niedobory jednak miałam bardzo spore, mimo że suplementowałam. Uprawiałam wtedy czynnie sport i byłam zafiksowana na punkcie zdrowego jedzenia.
Do mięcha wróciłam i mi akurat to wiele pomogło.
Nie jem codziennie, ale jem.

240

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Motocyklistka napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:
Miklosza napisał/a:

Kiedyś nie jadłem przez pare lat mięsa więc można smile

Oczywiście, że można wiele ludzi tak żyje i są zdrowi.  Wogole już nie wierze nawet ,że miałam niskie żelazo coś nie tak jest. Ja na diecie roslinnej pelna energii niby żelazo mialam niskie,zaczęłam jeść zwierzeta i nagle energii nie mam-no jasne big_smile

Nie jadłam mięsa kilka lat- da się.
Niedobory jednak miałam bardzo spore, mimo że suplementowałam. Uprawiałam wtedy czynnie sport i byłam zafiksowana na punkcie zdrowego jedzenia.
Do mięcha wróciłam i mi akurat to wiele pomogło.
Nie jem codziennie, ale jem.

Ja nie zrezygnowalam z miesa całkowicie ale znów zaczęły przeważać pokarmy roslinne

241

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Najważniejsze, aby nasza dieta była zróżnicowana i oczywiście stosowana z głową. Określony sposób żywienia jednym może pasować doskonale, jednakże innym już niekoniecznie albo i wcale.

242

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Najważniejsze, aby nasza dieta była zróżnicowana i oczywiście stosowana z głową. Określony sposób żywienia jednym może pasować doskonale, jednakże innym już niekoniecznie albo i wcale.

Co znaczy zróżnicowana ?.

243

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Zróżnicowana lub inaczej mówiąc różnorodna dieta polega na dostarczaniu organizmowi wszystkich niezbędnych wartości odżywczych poprzez jedzenie różnych zdrowych produktów (owoce, warzywa, białko zwierzęce i roślinne, produkty zbożowe, itd.). To z kolei przekłada się na prawidłowe funkcjonowanie naszego organizmu.

244

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Zróżnicowana lub inaczej mówiąc różnorodna dieta polega na dostarczaniu organizmowi wszystkich niezbędnych wartości odżywczych poprzez jedzenie różnych zdrowych produktów (owoce, warzywa, białko zwierzęce i roślinne, produkty zbożowe, itd.). To z kolei przekłada się na prawidłowe funkcjonowanie naszego organizmu.

Nieprawda  big_smile

245

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Prawda. Twoim zdaniem na czym polega różnorodna dieta?

246 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-05-02 14:50:54)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Prawda. Twoim zdaniem na czym polega różnorodna dieta?

Definicje akurat podales poprawna.  Chodzi o to,ze roznorodna dieta,czyli inna nazwa diety wszystkozernej, a wiec haslo "jeść wszystko,byle z umiarem" nie jest zdrowa

247 Ostatnio edytowany przez Alessandro (2025-05-02 14:56:47)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Nie chodzi o to, żeby jeść wszystko. Przecież powiedziałem, że to co jednemu pasuje i odpowiada to już niekoniecznie musi pasować drugiemu. Np. wiele osób unika tłuszczów czy węglowodanów ograniczając ich spożycie do niezbędnego minimum.

248

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Julka, a Twoja córka także jest na diecie roślinnej jak Ty, czy też Ty masz swój sposób żywienia, a Ona ma swój?

249 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-05-02 18:55:31)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Julka, a Twoja córka także jest na diecie roślinnej jak Ty, czy też Ty masz swój sposób żywienia, a Ona ma swój?

Nie jest na mojej diecie. Je też mięso, produkty mleczne plus warzywa,owoce też slodycze też jak kazde dziecko prawie . Będzie pelnoletnia to sobie wybierze diete

250

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Nie obejrzysz się jak Twoja córka wyfrunie z rodzinnego gniazda. Czas pędzi z zawrotną prędkością.

251

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Nie obejrzysz się jak Twoja córka wyfrunie z rodzinnego gniazda. Czas pędzi z zawrotną prędkością.

4 lata i będzie pelnoletnia w Anglii to prawda czas szybko leci

252

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Nie obawiasz się tzw. syndromu pustego gniazda?

253

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Alessandro napisał/a:

Nie obawiasz się tzw. syndromu pustego gniazda?

Nie. Przecież nie jest powiedziane,że corka od razu się wyprowadzi po za tym będziemy się odwiedzać, dzwonic-nie boję się

254 Ostatnio edytowany przez Julia life in UK (2025-05-03 12:58:14)

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

To.juz drugi dzien mojej diety roslinnej  juz mam.dzis objawy detoksu- zmęczenie,glowa mnie boli, jakies pryszce mi wylazly  ze masakra. Sobie myślę ile ja mialam.w sobie toksyn od tego jedzenia zwierząt, ze szok. Jak byłam wczesniej na diecie roslinnej to nie mialam ani jednego pryszcza teraz to widze jakie to.goffno musza dawac to.miesa, mleka,serów... człowiek choruje tylko jak stara babcia w wieku 90 lat ,tyje, brzydnieje i przy okazji glupieje do reszty.... żałuję bardzo, że wróciłam do jedzenia mięsa... na szczęście polazłam po rozum do glowy i jakoś przetrwam ten detoks i będzie po tym juz tylko lepiej

255

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Julia life in UK napisał/a:

To.juz drugi dzien mojej diety roslinnej  juz mam.dzis objawy detoksu- zmęczenie,glowa mnie boli, jakies pryszce mi wylazly  ze masakra. Sobie myślę ile ja mialam.w sobie toksyn od tego jedzenia zwierząt, ze szok. Jak byłam wczesniej na diecie roslinnej to nie mialam ani jednego pryszcza teraz to widze jakie to.goffno musza dawac to.miesa, mleka,serów... człowiek choruje tylko jak stara babcia w wieku 90 lat ,tyje, brzydnieje i przy okazji glupieje do reszty.... żałuję bardzo, że wróciłam do jedzenia mięsa... na szczęście polazłam po rozum do glowy i jakoś przetrwam ten detoks i będzie po tym juz tylko lepiej

Dasz rade kto nie jak ty wink

256

Odp: Martwię się swoim zdrowiem
Miklosza napisał/a:
Julia life in UK napisał/a:

To.juz drugi dzien mojej diety roslinnej  juz mam.dzis objawy detoksu- zmęczenie,glowa mnie boli, jakies pryszce mi wylazly  ze masakra. Sobie myślę ile ja mialam.w sobie toksyn od tego jedzenia zwierząt, ze szok. Jak byłam wczesniej na diecie roslinnej to nie mialam ani jednego pryszcza teraz to widze jakie to.goffno musza dawac to.miesa, mleka,serów... człowiek choruje tylko jak stara babcia w wieku 90 lat ,tyje, brzydnieje i przy okazji glupieje do reszty.... żałuję bardzo, że wróciłam do jedzenia mięsa... na szczęście polazłam po rozum do glowy i jakoś przetrwam ten detoks i będzie po tym juz tylko lepiej

Dasz rade kto nie jak ty wink

Muszem dać radę

257

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Dieta (z stgr. δίαιτα diaita – „styl życia”[1]) – sposób odżywiania. Potocznie używane nieprawidłowo, w stosunku do diet odchudzających.

Termin dieta, stosowany w nauce o żywieniu człowieka ma różne znaczenia. Ogólnie wyróżnia się 4 rodzaje diet[2][3][4]:

    dieta zwyczajowa (naturalna) – powszechny w danej społeczności sposób odżywiania się. W medycynie dietę tego rodzaju nazywa się dietą podstawową.
    dieta alternatywna – przyjęty w sposób świadomy sposób odżywiania się mający na celu rezygnację ze stosowania niektórych pokarmów i metod ich przygotowania (np. wegetarianizm). Do diet alternatywnych zalicza się również diety eliminacyjne.
    dieta lecznicza, dieta terapeutyczna – żywienie, w którym z przyczyn zdrowotnych zmodyfikowano podaż składników energetycznych i substancji odżywczych. Diety tego rodzaju są niezbilansowane w stosunku do potrzeb żywieniowych zdrowego człowieka, ale ich okresowe stosowanie ma uzasadnienie terapeutyczne. W medycynie pod nazwą dieta rozumie się dietę leczniczą.
    dieta doświadczalna – specjalnie skomponowane pożywienie wykorzystywane w badaniach żywieniowych, które mogą być prowadzone na zwierzętach laboratoryjnych lub ludziach.

Wyróżnia się również dietę modyfikowaną lub inaczej dietę podstawową modyfikowaną. Jest to dieta, która zawiera wszystkie składniki odżywcze i energetyczna, ale zmieniona jest jej konsystencja na przykład: dieta papkowata, dieta płynna oraz dieta do żywienia przez zgłębnik lub przetokę.
Diety alternatywne

Pewną popularnością cieszą się alternatywne diety niskowęglowodanowe, zalecające większe spożycie tłuszczów i białek. W Polsce jest to tzw. dieta Kwaśniewskiego (zwana też przez zwolenników żywieniem optymalnym), w innych krajach popularna jest podobna dieta Atkinsa. Diety te stoją jednak w ostrej sprzeczności z powszechnie akceptowanymi przez większość ośrodków naukowych zajmujących się kwestiami zdrowego odżywiania, zasadami prawidłowej diety. Np. Komitet Terapii Wydziału VI Nauk Medycznych Polskiej Akademii Nauk uważa, że dieta Kwaśniewskiego jest „wybitnie szkodliwa dla zdrowia”.

Rodzaj diety ma wpływ na rozwój próchnicy. Dieta bogata w węglowodany zwiększa ryzyko niekorzystnych reakcji chemicznych w obrębie płytki nazębnej, co zwiększa kariogenność. Najlepszymi pokarmami minimalizującymi ryzyko próchnicy są pokarmy twarde (sery, orzechy, warzywa), oraz nie zawierające sacharozy - zamiast tego lepsze są zastępcze słodziki[5][niewiarygodne źródło?]. Wbrew jednak temu, dowiedziono, że rodzynki (wyjątkowo bogate w węglowodany), mogą hamować rozwój próchnicy[6]. Niewykluczone że w odniesieniu do innych owoców suszonych zachodzi podobna sytuacja.

Jedną z popularnych diet jest dieta wegańska, ściśle związana z ogółem diet wegetariańskich, zakładająca odrzucenie wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego. Niskotłuszczowa dieta wegańska bardzo korzystnie wpływa na kontrolę stężenia glukozy we krwi, oraz na cały układ krwionośny (m.in. znaczny spadek "złego" cholesterolu LDL) osób z cukrzycą. Jest skuteczniejsza niż diety zwykle polecane dla takich osób. Zostało to wielokrotnie potwierdzone badaniami klinicznymi[7].

Istotną czynnością dla każdej diety jest jej zbilansowanie, zatem dieta powinna zawierać wszystkie składniki odżywcze niezbędne dla prawidłowego funkcjonowania organizmu. W przypadku diet eliminujących całe grupy składników odżywczych (np. nabiał w diecie paleolitycznej[8]) istnieje wysokie ryzyko niedoborów niezbędnych składników odżywczych. Z tego powodu modne diety sezonowe zwykle nie należą do zbilansowanych, a ich długie stosowanie może prowadzić do patologicznych niedoborów, a nawet chorób (np. anemia, osteomalacja, szkorbut).

258

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

Mit o długowieczności Hunzakuts – odnosi się do mieszkańców księstwa Hunzy w zachodnim Karakorum, nazywających siebie w języku buruszaski Hunzakuts[1] (Hunzukuts lub Hunzakuc, zależnie od systemu zapisu), o których w latach 30. XX w. powstało niepoparte badaniami ani statystyką mniemanie, że zachowują doskonałe zdrowie do niebywale późnej starości. Udział w powstaniu tego miała Emily Lorimer dzięki sielankowym opowieściom o pobycie w gościnie u władcy Hunzy, które ukazywały się w popularnych brytyjskich magazynach. Idea związku długowieczności z dietą opartą na owocach, zbożach i warzywach podchwycona została przez Ralpha Birchera, syna twórcy recepty musli i wpływowego dietetyka Maxa Birchera-Bennera. Wydana w 1942 książka Ralpha Birchera o długowiecznych Hunzakuts dała początek światowej karierze tego mitu. Według niego mieszkańcy Hunzy dożywają bardzo późnej starości, pozostając przy tym zdrowi, pełni energii i radości życia, dzięki spożywaniu naturalnych produktów z ekologicznie uprawianego rolnictwa, przeważnie w formie surowej i niemal bez udziału mięs, oraz dzięki okresom postu. Prowadzone później badania medyczne nie potwierdziły wyjątkowego, ponadprzeciętnego zdrowia mieszkańców Hunzy, a o ich długowieczności nie mogły zaświadczyć żadne dokumenty, ponieważ buruszaski był do niedawna językiem jedynie mówionym, a Buruszowie pozostawali niepiśmienni. Mit o długowieczności, rozbudowany dalej w mit o Hunzie jako krainie powszechnej szczęśliwości, okazał się jedną z głównych atrakcji turystycznych (obok otaczających Hunzę gór). Był on wspierany w połowie XX w. przede wszystkim przez rządzącego Hunzą Jamala Chana, który razem ze swym najbliższym otoczeniem ciągnął z ruchu turystycznego wielorakie korzyści, także materialne. Wraz z rozwiązaniem księstwa w 1974 r., zmianami politycznymi i gospodarczymi w regionie, a przede wszystkim wzrostem wiedzy, siła oddziaływania mitu osłabła[2].

Wydana w 2020 r. monografia Hunza Matters[3] autorstwa niemieckiego geografa i antropologa Hermanna Kreutzmanna[4] zawiera liczne szczegółowe opisy historycznego tła narodzin mitu o księstwie Hunzy jako krainie szczęśliwości długowiecznych mieszkańców, ukazuje wewnętrzne mechanizmy w państwie Hunzy, które sprzyjały nabraniu przez ten mit ogólnoświatowej popularności oraz daje szczegółowy obraz funkcjonowanie zaprzeczającej mu rzeczywistości. W ocenie H. Kreutzmanna: „Ludzie z zewnątrz wnieśli do doliny własne oczekiwania i zapatrywania, czego rezultatem okazała się cyniczna konstelacja propagująca mit długowieczności na obszarze dotkniętym poważnym niedostatkiem żywności i okresami głodu. Odwiedzający Karakorum w poszukiwaniu Shangri-La podnieśli Hunzę do statusu państwa szczęścia, bezpieczeństwa, porządku i zadowolenia, statusu wykorzystywanego przez elitę rządzącą do ciągnięcia zysków z przemysłu turystycznego. Mity wkraczające do Doliny Hunzy spoza jej obszaru wywyższały jedną grupę – Buruszów z centralnej części doliny – kosztem deprecjonowania innych. Wśród dyskryminowanych grup znaleźli się mieszkańcy Nagiru i Wachowie. Mit, który przyszedł z zewnątrz, dojrzał z czasem, by zostać zinstrumentalizowany przez tych wewnątrz kraju”[5].
Pierwsze informacje
Koniec XIX w.

Pierwsze systematyczne informacje na temat ludów zamieszkujących Dolinę Hunzy zawarte były w raportach i dziennikach brytyjskich oficerów i urzędników w służbie Indii Brytyjskich (British Political Agents)[6], poczynając od Johna Biddulpha. W latach 1877–1881 pełnił on w Gilgicie funkcję Political Agent, co pozwoliło mu lepiej poznać region i dodać do wcześniejszych doświadczeń z podróży do Hunzy i Chińskiego Turkiestanu (a dokładniej Yarkandu[7])[8]. W 1880 r. opublikował książkę The Tribes of the Hindoo Koosh, w której wiele miejsca poświęca Buruszom i ich państewkom – Hunzie i Nagirowi[9]. Według relacji Biddulpha mieszkańcy Hunzy (których nazywa the Hunza people lub the people of Hunza) są co prawda muzułmanami, ale nie przestrzegają reguł halal (np. w przygotowywaniu mięsa) i piją duża wina (great wine-drinkers)[10]; żyją z rolnictwa, a wśród upraw dominują morele, które suszone wyprawiane są w znacznych ilościach do Pendżabu. Ponadto Biddulph komentuje niemoralne, jego zdaniem, prowadzenie się młodych ludzi, skorych do nieograniczanych niczym kontaktów, prowadzących do częstego i społecznie akceptowanego dzieciobójstwa[11].

Innym podróżnikiem, który podobnie jak Biddulph zdołał dotrzeć do stolicy Hunzy Baltitu, był Polak Bronisław Grąbczewski, dokonujący w 1888 r. rekonesansu tamtego rejonu Karakorum od strony północnej jako osoba prywatna, choć na zlecenie Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego[12]. Jego relacje[13] na temat Buruszów oraz ich stylu i warunków życia w Hunzie były znacznie obszerniejsze od prac poprzedników[14]. Grąbczewski po ciężkiej przeprawie przez góry spędził w Hunzie (goszczony co prawda przez jej władcę Safdara Ali Chana, choć musiał za to płacić) trzy tygodnie, które wypełniło wiele negatywnych obserwacji, szczególnie na temat samego thama (w języku buruszaski tham to tytuł władcy) i jego otoczenia. Zapiski w dzienniku[15] wspominają o niskim stanie higieny, także osobistej, wszechobecnym brudzie, robactwie, biedzie, a w konsekwencji – fatalnym stanie zdrowia. Co dnia nachodziły członków wyprawy osoby dopraszające się lekarskiej interwencji, także samemu thamowi musiał Grąbczewski służyć pomocą medyczną i zasobami podróżnej apteczki. Przypadłości, które odnotowano, to były głównie choroby oczu i zębów, syfilis, wysypki i opryszczka[16]. O tej stronie życia ludzi w Hunzie mówią dzienniki Grąbczewskiego, natomiast nie rozwodził się o niej w swojej książce Przez Pamiry i Hindukusz[13].
Lata 1930.
Reginald Schomberg

Brytyjskie władze kolonialne, reprezentowane przez urząd Political Agent, nadzorowały opracowywanie wielostronnych i szczegółowych raportów (czasem tajnych) opisujących ludy żyjące w dystrykcie Gilgit Agency, szczególnie po ich podboju w 1891 r. w wyniku kampanii o Hunzę i Nagir[17]. Objęto tamtejsze ludy wspólną nazwą Dardowie (Dards), a rejon pomiędzy wschodnim Hindukuszem a Karakorum określano – równie nieprecyzyjnie – Dardystan[17]. W latach 30. XX w. obszernie i bardzo krytycznie o stosunkach społecznych i gospodarczych panujących w Hunzie rozpisywał się w raportach do najwyższych władz kolonialnych brytyjski funkcjonariusz (i tajny informator[18]) Reginald Schomberg. Choć był podróżnikiem o rozległej wiedzy (mówił płynnie czterema z lokalnych języków Dardystanu) i z wieloletnim doświadczeniem, nie uchroniło go to od ferowania często skrajnych poglądów[19], zabarwionych stronniczością, rasizmem i innymi uprzedzeniami. Akurat Buruszów darzył większą sympatią, otwarcie mówił jednak o ich skłonności do nadużywania alkoholu[20], a przede wszystkim o chciwości, pazerności i bezwzględności władców (w jego opinii – tyranów) Hunzy i Nagiru, wymuszających niesprawiedliwe obciążenia niższych warstw społecznych, ich nieodpłatną pracę niewolniczą i brak swobody w nabywaniu ziemi, a nawet w poruszaniu się poza najbliższe otoczenie. Ton i treść jego sądów w utworach wydanych drukiem (ogłosił cztery książki i wiele artykułów, m.in. w brytyjskim „Alpine Journal”) były mniej radykalne, choć pozostawały krytyczne[21]. Władze kolonialne, zarówno na miejscu, jak i w Londynie, ignorowały alarmistyczny ton raportów Schomberga, a inne sprawozdania z Hunzy oceniały na ogół rządy Nazima Chana jako niebudzące zastrzeżeń (satisfactory)[22].
David i Emily Lorimerowie

Podróże Schomberga do najodleglejszych bocznych dolin Hunzy zbiegły się na krótko w czasie (w 1934 r.) z 15-miesięcznym pobytem w Hunzie brytyjskiego małżeństwa Lorimerów: David L.R. Lorimer, obok politycznych funkcji urzędniczych (Political Agent) przy rządzie indyjskim był badaczem języków, m.in. buruszaskiego, a Emily Overend Lorimer była dziennikarką, pisarką, fotografem i tłumaczką. W przeciwieństwie do podróżującego po całej dolinie Schomberga, Lorimerowie przebywali przeważnie w Aliabadzie, gdzie mieszkali, i w Balticie, w najbliższym otoczeniu thama Nazima Chana, i czuli się osobiście z nim zaprzyjaźnieni[23]; stąd też ich relacje na temat Hunzy i Buruszów są zgoła inne od relacji Schomberga. O wybiórczym obrazie Hunzy wyłaniającym się ze wspólnego dorobku Lorimerów H. Kreutzmann mówi jako o „elitarnym spojrzeniu” (the elite view) na społeczeństwo i historię Hunzy[24].
Wizja szczęśliwej autokracji – koniec lat 1930.

Podczas gdy D. Lorimer publikował na tematy ściśle naukowe (głównie dotyczące języków buruszaski i wachański oraz antropologii)[25], jego żona ogłaszała w latach 1936–1938 artykuły na popularne tematy w takich brytyjskich magazynach jak: „The Geographical Magazine”, oficjalnej publikacji Royal Geographical Society, „Antiquity. A Review of World Archeology”, „The Listener”[26], a w 1939 r. ukazała się tom jej wspomnień z Hunzy pt. Language Hunting in the Karakoram[27]. Jej zainteresowania skupiały się na życiu codziennym w Hunzie, które dzięki znajomości buruszaskiego i bezpośrednim kontaktom z kobietami mogła poznać z pierwszej ręki[28]. Odmalowany jednak przez nią jednowymiarowy, uproszczony wizerunek Hunzy jest efektem zarówno jej skłonności do sentymentalnego widzenia świata (E. Lorimer chętnie posługuje się np. wykrzyknikami i przymiotnikami w stopniu najwyższym), jak i zdolności marketingowych[29]. Jej poglądy wykazują też wiele uprzedzeń, np. porównując Buruszów mieszkających w Nagirze (zwanych w buruszaskim Nagarkuts[1]), na południowym brzegu Hunzy pozostającym zimą przez długi okres w cieniu, z Buruszami mieszkającymi w leżącej na północnym brzegu rzeki Hunzie (Hunzakuts) i cieszącymi się nasłonecznieniem przez cały rok, odmawiała tym pierwszym tych pozytywnych cech charakteru i inteligencji, które czynią mieszkańców Hunzy wyjątkowymi[30]. Negatywny obraz mieszkańców Nagiru, kontrastowany z pozytywnymi wyobrażeniami na temat mieszkańców Hunzy, stał się w ten sposób elementem mitu Hunzy[30]. O tym, jak pozytywny był malowany przez nią obraz życia w Hunzie świadczą już tytuły jej artykułów: „Pleasant life in Hunza”, „Civilisation without shops”, „An unspoiled people”, „Thrifty housekeeping in the Karakorum”, „Bleak Hunza laughs at hardship”[31]. Również to, co miała do powiedzenia na temat władcy Hunzy i jego poddanych skrajnie różniło się od wizji malowanej przez Schomberga. Tak pisała o thamie w jednej ze swoich pierwszych relacji z Hunzy: „Od 43 lat nasz zaufany przyjaciel i wierny sojusznik, sir Muhammed Nazim Chan, mir Hunzy, strzeże dla nas tej bramy do Indii i rządzi swoim ludem, liczącym około 14 tysięcy osób, w sposób stanowczy, mądry i wyrozumiały. Jest zapewne najbardziej absolutnym władcą na ziemi, ale uśmiechnięte twarze jego ludu, dumne dostojeństwo ich zachowania, nieskrępowana swoboda wypowiadania sądów w prywatnych rozmowach i publicznie, zadają kłam opowieściom o tyranii i ucisku, którym czasami doją posłuch szukający sensacji podróżnicy”[32]. Do wyidealizowanego obrazu długich rządów Nazima Chana dodał jeszcze – napisany, jak się przypuszcza, przez Emily Lorimer – nekrolog po śmierci Nazima Chana i ogłoszony w „The Times” 25 lipca 1938 r.[33], a o którym H. Kreutzmann mówi, że żaden inny opis nie mógłby być dalszy od twardej rzeczywistości życia w dolinie[34]. Propagowana przez Emily Lorimer wizja kraju rządzonego twardą, ale życzliwą ręką, którego obywatele żyją w sposób prosty, ale szczęśliwy, współgrała ze zdobywającą w latach 30. XX w. sławę legendą o ukrytej w Azji Środkowej krainie szczęśliwości – Shangri-La.
Mit Shangri-La

Popularny, głównie na obszarze anglosaskim[35], topos krainy naturalnego piękna i szczęśliwości jej długowiecznych mieszkańców – Shangri-La – umieszczał ją gdzieś w Tybecie albo w Himalajach. W. Kopaliński określił ją jako mityczną, himalajską Utopię[36]. Jakkolwiek idea ukrytej pośród najwyższych gór, z dala od cywilizacji, doliny duchowego spokoju, harmonii i kontemplacji (zwanej w tybetańskim beyul) ma wielowiekową tybetańską proweniencję[37], to do świadomości zachodniej wprowadziła ją książka o treści przygodowej. Opublikowany w 1933 r. Lost Horizon[38] brytyjskiego pisarza Jamesa Hiltona zdobył natychmiastową popularność, a wkrótce przetłumaczono go na ponad 30 języków[39], w tym na polski[40]. Tak chwytliwy był temat tego utworu, że pierwszy z dwóch nakręconych na jego podstawie filmów[41][42] wszedł na ekrany już w 1937 r. Lost Horizon w walnej mierze przyczynił się do rozpowszechnienia mitu rajskiego, górskiego kraju, w którym ludzie, żyjąc w harmonii ze sobą i otaczającą ich przyrodą, z dala od cywilizacji, dożywają zdrowej i późnej starości[43]. Wśród inspiracji Hiltona do napisania tej książki były m.in. takie lektury jak Shambhala Nicholasa Roericha (wyd. 1930)[44] i opowieści podróżnicze austriacko-amerykańskiego badacza i podróżnika Josepha Rocka[45]. Według biografów sam Hamilton nigdy po Azji nie podróżował[46][47]. Kojarzenie Doliny Hunzy z Shangri-la jest arbitralne, nie tylko dlatego, że leżeć ona miała w innej części Azji, ale przede wszystkim ze względu na duchowy, religijny aspekt szczęśliwości w Shangi-la przy materialistycznym, zorientowanym na zdrowie i odżywianie się, praktycznym aspekcie wizji szczęśliwości w Hunzie[48].
Początki dietetyki a ludy w Dolinie Hunzy – lata 1940.

Do rozwoju wiedzy stricte naukowej na temat stanu zdrowia ludów żyjących na północnych rubieżach Gilgit Agency przyczyniły się[49], prowadzone od pierwszej dekady XX w., badania irlandzkiego dietetyka Roberta McCarrisona, który pracował przez jakiś czas jako lekarz w Hunzie[50]. Jego prace, dotyczące związku między sposobem odżywiania się a występowaniem chorób tarczycy, były ogłaszane w prasie fachowej, a swoistą interpretację znalazły w adresowanej do szerokiego kręgu odbiorców książce brytyjskiego lekarza G.T. Wrencha The Wheel of Health. A study of a very healthy people, wydanej w 1938 r.[51] Wrench powołuje się na te wyniki badań McCarrisona, które podkreślają wyjątkowe zdrowie, tężyznę fizyczną i długowieczność wielu różnych ludów zamieszkujących doliny Karakorum i Himalajów (nie tylko Hunzy[52]), aby przedstawić własny program zachowania zdrowia przez właściwy sposób odżywiania się produktami wyprodukowanymi we właściwy sposób[53]. Wytłumaczenie tego, co rozumie przez „właściwy”, jest treścią jego książki, a Buruszowie zamieszkujący Hunzę służą mu jako przykład ludu produkującego żywność i odżywiającego się według takiego „właściwego” programu. W opisach ludów w innych dolinach Wrench powołuje się na pisma Schomberga i przywołuje jego negatywne opinie o tych grupach jako leniwych, niedożywionych, brudnych itp. Źródeł wyższości mieszkańców Hunzy nad ich sąsiadami upatruje w lepiej rozwiniętych umiejętnościach rolniczych, sadowniczych i ogrodniczych oraz w prostocie ich posiłków opartych na produktach zbożowych i owocach[54]. Sam Wrench nigdy w Hunzie nie był, a w tezach swojego wheel of health[55] – toczącego się po drodze wytyczonej przez artykuły prasowe Emily Lorimer[56] – powołuje się jedynie na badania i obserwacje przeważnie McCarrisona, jeśli idzie o samą zalecaną dietę, i na Schomberga odnośnie do zdrowia i stylu życia pewnych grup etnicznych żyjących wysoko w górach.
Mit diety gwarantującej długowieczność

W latach 1940. ukazała się w Szwajcarii książka inspirowana – podobnie jak The Wheel of Health Wrencha[56] – opowieścią E. Lorimer Language Hunting in the Karakoram, która w znaczący sposób umocniła mit mieszkańców Hunzy jako zachowujących rzekomo wyjątkowe zdrowie i witalność aż po wiek ponad 100 lat. Autorem Hunsa. Das Volk, das keine Krankheit kennt[57] był Ralph Bircher, syn szwajcarskiego lekarza i dietetyka, Maxa Bircher-Bennera, znanego dzięki opracowaniu receptury musli, który dla propagowania swojej specjalnej diety opartej na niegotowanych warzywach i owocach, orzechach i ziarnach założył sanatorium (którego następcą jest istniejącą do dzisiaj klinika jego imienia). Zawarte w książce jego syna opisy trybu życia i odżywania się Hunzakuts są, według słów Davida Lorimera[58], w całości oparte na książce Emily Lorimer, a w znacznej części wręcz parafrazują jej własne zdania. Konkretnym celem Ralpha Birchera, który nigdy w Hunzie nie był, było umocnić wiarę w skuteczność zalecanej przez ojca diety[59]. Jego książka odniosła ogromny sukces, także międzynarodowy, choć pociągnęło to za sobą sprawę o naruszenie praw autorskich i przekazanie D. Lorimerowi części tantiem[60]. Nie przedstawiała ona jednak żadnych nowych danych ani sprawdzonych informacji, a stosunek jej autora do opisywanych Buruszów określił recenzent tej książki w momencie jej ukazania się jako idealizujący (Idealisierung)[61]. Wielu zawartym w niej tezom dotyczącym Buruszów zadały kłam relacje lekarzy, którzy w latach 50. XX w. odwiedzili Hunzę. David Lorimer tak skomentował w 1953 r. wrzawę wokół Hunzakuts: „Stanowczo nie przypisuję żadnej wartości budowaniu wokół Hunzy mitu, co ma miejsce od kilku lat w Szwajcarii, USA i Szwecji. W większości przypadków jest on moim zdaniem oparty na zupełnie nieodpowiednich danych prezentowanych przez osoby, które promują jakieś swoje własne teorie, dotyczące czy to rolnictwa czy zdrowia lub dietetyki, lub tym podobnych, a którzy nigdy nawet nie widzieli ani tego kraju ani jego mieszkańców”[62].
Zmienna rzeczywistość mitu – lata 1950.

Relacje np. B. Grąbczewskiego, który z niechęcią mówił o brudzie, zawszeniu i takich niemiłych zwyczajach Buruszów jak żucie tytoniu, dzieli od pełnych zachwytów opowieści E. Lorimer ponad 50 lat, ale zdaniem H. Kreutzmanna niewiele się w tym okresie zmieniło w życiu samych Buruszów odnoście higieny, różne są jedynie perspektywy postrzegania realiów Hunzy[63]. Żadne z szerzonych opowieści o długowieczności Buruszów nie znalazły potwierdzenia naukowego: ani w systematycznych badaniach medycznych ani statystycznych, choćby z tego powodu, że w Hunzie nie prowadzono nigdy rejestru urodzin i wiek określano jedynie w wielkim przybliżeniu, ponieważ język Buruszów nie znał żadnej formy zapisu[59]. Dokładniejszym opisem stanu gospodarki Hunzy, poziomu życia i zdrowia jej mieszkańców jest książka amerykańskiego geologa Johna Clarka, który przez 20 miesięcy na początku lat 50. XX w. mieszkał wśród Buruszów w Hunzie, co opisał w książce Hunza. Lost Kingdom of the Himalayas[64]. Obok wielu zadań, jakie sobie postawił[65], było założenie apteki zaopatrzonej w leki o zachodnim standardzie i udzielanie, w miarę umiejętności i możliwości, opieki medycznej mieszkańcom Doliny Hunzy. Pomijając wszelkie polityczne uwikłania misji Clarka w Hunzie i jego pozytywistyczny zapał w modernizowaniu nierozwiniętych gospodarczo regionów[66], istotny jest jego wkład w wiedzę o standardzie higieny i zdrowia mieszkańców Hunzy, a te według niego wcale nie były wysokie. Uważał też, że ma powody krytykować władcę Hunzy Jamala Chana, m.in. za wyłudzanie prezentów, lekarstw i przysług, niedotrzymywanie obietnic i utrudnianie pracy. Szeroko zakrojona misja Clarka zakończyła się fiaskiem głównie z powodu oporu wprowadzania jakichkolwiek zmian, jaki stawiał właśnie Jamal Chan. Clark żył w Hunzie cały czas trybem życia jej mieszkańców – jedząc to, co oni, a na przednówku razem z nimi głodując[67] – przechodząc często ataki dyzenterii, a pod koniec pobytu zapadł poważnie na zdrowiu i wrócił do USA. Cele, które planował zrealizować, a dotyczące zarówno gospodarki, jak i ochrony zdrowia, zostały na nowo podjęte i prowadzone dopiero od lat 70. XX w.[66], m.in. dzięki Aga Khan Development Network.

W 1954 r. przebywała w Hunzie niemiecko-austriacka wyprawa naukowo-badawcza i alpinistyczna (dokonała pierwszego wejścia na szczyt Batura, 7785 m, ponad Doliną Hunzy[68][69]), która okazjonalnie pomagała też prowadzącej równocześnie tam badania medyczne niemieckiej lekarce Irene von Unruh. Choć przybyła ona do Hunzy jako entuzjastka diet Bircher-Bennera, opuszczała ją wzbogacona o krytyczne obserwacje[70], które sprowadzały się do konstatacji, że sposób odżywiania się Hunzakuts jest rezultatem konieczności, dyktowanej przez warunki naturalne, posty wynikają z niedostatku żywności, a choroby trapią wszystkich bez względu na poziom ubóstwa, w jakim żyją[71]. Jako lekarz udzielała pomocy medycznej w domach na terenie doliny, z bliska poznając marny stan higieny i stanu zdrowia jej mieszkańców. W wydanej w 1955 r. książce Traumland Hunza – Erlebnisbericht von einer Asienreise[72] opisała swoje doświadczenia i przedstawiła opartą na nich krytykę kursujących po świecie tekstów „nawiedzonych” (occultist) autorów przedstawiających fałszywe dowody długowieczności Hunzakuts wywiedzione z wyobrażeń, a nie oparte na konkretnych badaniach wśród ludzi w samej Hunzie[60]. Relacje von Unruh, potwierdzone przez lekarza wyprawy alpinistycznej Paula Bernetta, malowały obraz zgoła odmienny od wyidealizowanego obrazka, którym afiszował się Ralph Bircher, co doprowadziło do otwartej konfrontacji między nimi, w którą Szwajcar wciągnął nawet thama Jamala Chana[70]. Dla nich obu utrzymanie mitu o wyjątkowości długowiecznych Hunzakuts miało wymierne znaczenie handlowe i komercyjne. Ich wysiłki, pomimo kolejnych raportów medycznych, podtrzymywały niejaką żywotność mitu przez kolejne dwie dekady, aż do końca istnienia księstwa Hunzy i panowania Jamala Chana w 1974 r.[2]

Dwie funkcje mitu długowiecznościW służbie turystykiPierwszy pensjonat

W latach 20. XX w., kiedy sytuacja w księstwie Hunzy pod autorytarnymi rządami Nazima Chan była stabilna a układy z władzami kolonialnymi w Gilgit harmonijne, proporcjonalnie rosło zainteresowanie tym rejonem Karakorum[73]. Podróż na trasie między chińskim Kaszgarem a kaszmirskim Gilgitem musiała z konieczności przebiegać przez Dolinę Hunzy, a jedynym miejscem, gdzie można było się zatrzymać był niewielki zajazd w Baltit, nazwany Tash Mahal, którego właścicielem był tham Nazim Chan. Był to pierwszy pensjonat (guesthouse) w Hunzie, wzniesiony w 1925 r. w ogrodach poniżej siedziby thama. Obok pensjonatu wystawiono otwartą salę służącą zebraniom bądź audiencjom (zwaną w urdu darbār) oraz przygotowano specjalne miejsce na przedstawianie miejscowych tańców. Po okresie zaniedbania podczas rządów kolejnego mira, Ghazana Chana, te zabudowania w stolicy nakazał odnowić na początku lat 50. XX w. Jamal Chan. Wkrótce popularność Doliny Hunzy, zawdzięczająca tak wiele mitom na jej temat, przyniosła konieczność rozbudowywania bazy noclegowej[74]. Obecnie hoteli i miejsc noclegowych jest ogromna ilość, a ich standard i ceny odpowiadają europejskim[75].
Monopol władcy

Mirowie Hunzy i ich najbliższe otoczenie byli jedynymi osobami, które z rosnącej liczby odwiedzin czerpali bezpośrednie korzyści, a ponadto to mieli dominujący wpływ na kształtowanie obrazu Hunzy i przekazów na temat kraju i jego mieszkańców. W przypadku takich gości jak Emily Lorimer był to obraz idealizujący i propagujący niemające wiele wspólnego z rzeczywistością mity, np. o długowieczności i fenomenalnym zdrowiu Hunzakuts. David Lorimer, nigdy niepodzielający przekonania o długowieczności mieszkańców Hunzy, które propagowała jego żona (zmarła w 1949 r. w wieku 68 lat), był w latach 50. XX w. stale nagabywany o informacje na temat Hunzy i Buruszów (teczkę zawierającą tę korespondencję opatrzył napisem Hunza humbug – bzdura o Hunzie[76]), a w końcu znalazł się w otwartym konflikcie, po którego drugiej stronie stali Jamal Chan i Ralph Bircher. Cokolwiek szerzyło dobrą sławę Hunzy, jak np. opowieści R. Birchera, przyczyniało się do wzrostu liczby odwiedzających Hunzę, a pośrednio do zwiększenia dochodów jej skarbca i jej władcy. O tym, że wyłącznie tham kontrolował całościową obsługę wypraw odwiedzających Hunzę, donosiły wszystkie ekspedycje, poczynając od francuskiej Croisière Jaune[77] (pod patronatem producenta Citroën i francuskiej Société de Géographie) w 1931 r.[78] po niemieckie i austriackie wyprawy alpinistyczne w latach 50.[79] Podczas rządów ostatniego thama Hunzy, Jamala Chana, w latach 1947 do 1974, turystyczna prosperity „osiągnęła apogeum i mīr Jamal Chan odgrywał rolę idealnego gospodarza, snującego opowieści o dolinie długowieczności, o zdrowej żywności i o wolnej od występku krainie, której wszyscy mieszkańcy są zadowolenie z jego ojcowskich rządów”[80].
W służbie komercji
Ogólnoświatową popularność, jaką zdobyły różne modele diet „Hunza” czy „himalajskiej” jest wynikiem kampanii reklamowym wielkich koncernów przemysłu spożywczego i ma najwyżej nikły związek ze sposobem odżywiania się Hunzakuts. Wykazał to w swojej książce Fear of Food: A History of Why We Worry about What We Eat[81] Harvey Levenstein, amerykański profesor historii[82]. Wybiórczego traktowania w celach komercyjnych i propagandowych faktów na temat Buruszów, ich metod uprawy roli oraz sposobu odżywiania się dotyczy artykuł The Healthy Hunza Narrative in the Twentieth-Century Organic Movement, który miał być zaprezentowany w 2020 r. na dorocznej konferencji World History Association pod tytułem „Sustainability & Preservation: Local + Regional + Global”, która nie odbyła się z powodu pandemii COVID-19[83].

259

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

.


Skoro mit o o długowieczności, to teraz o samych Hunzach:







Hunza (urdu ہنزہ, bsk. Hunzo)[1] – historyczne księstwo położone w dolinie rzeki Hunza w zachodniej części Karakorum, zamieszkałe głównie przez Buruszów i niewielką grupę Wachów i innych osiedleńców[2]. Historycznie graniczyło na południu i południowym zachodzie z księstwem Nagiru, na północy z chińskim regionem Sinciang, a na zachodzie okresowo z księstwem Chitralu i Afganistanem.

Początki państwowości, podobnie jak pochodzenie Buruszów i języka buruszaski[3], którym się posługują, pozostają przedmiotem naukowej spekulacji[4]; aczkolwiek według najnowszych badań, teza opracowana przez niemieckiego językoznawcę J.H. Holsta udowadnia pokrewieństwo pomiędzy buruszaski a językami kartwelskimi, a zatem łączność pomiędzy Buruszami a południowymi regionami Kaukazu[5]. Księstwo Hunzy położone w trudno dostępnej, wysokogórskiej dolinie znalazło się w orbicie spraw międzynarodowych dopiero w XIX w. podczas brytyjsko-rosyjsko-chińskiego współzawodnictwa o wpływy na górskich obszarach Azji Środkowej[6]. Do 1891 r. niezależne, choć uznające zwierzchniość Chin, od grudnia 1891 r. w znalazło się w wyniku brytyjskiej akcji militarnej pod rządami pośrednimi Brytyjskiego Imperium. W 1947 r., w chwili rozpadu Indii Brytyjskich, opowiedziało się za przynależnością do części Kaszmiru zajętej przez Pakistan, utrzymując status autonomicznego księstwa i tworząc wspólnie z jeszcze kilkoma księstwami i innymi dystryktami jednostkę administracyjną Terytoria Północne[7]; od 1970 r. włączone do regionu Gilgit-Baltistan[8]. We wrześniu 1974 r. premier Pakistanu Zulfikar Ali Bhutto postanowił mocą dekretu o rozwiązaniu Hunzy jako niezależnego księstwa i nadaniu jej wraz z byłym księstwem Nagiru statusu dystryktu o nazwie Hunza-Nagar District[9].

Księstwo Hunza rozciągało się na zdatnych do zasiedlenia i uprawy terenach w środkowym biegu rzeki Hunza, zagarniając z czasem położone wyżej doliny, by w 1972 r. liczyć ok. 26,5 tys. mieszkańców. Władcą Hunzy był rządzący autokratycznie tham (w języku buruszaski), nominalnie wspomagany przez wezyra (bsk. wazīr), i otoczony przez wielmożów (bsk. guśpúr i uyóṅko) oraz ich liczne rodziny; siedzibą władzy do połowy lat 40. XX w. była twierdza Baltit Fort[w innych językach][10], wznosząca się ponad historyczną miejscowością Baltit (dziś Karimabad)[11]. W czasach poprzedzających przejście pod administrację Imperium Brytyjskiego, do lat 90. XIX w., mieszkańcy Hunzy skupiali się w ufortyfikowanych wioskach (bsk. khan) i trudnili rolnictwem i sadownictwem, sezonowym wypasem bydła[12], a także rozbojem i handlem niewolnikami[6]. W rezultacie ułagodzenia relacji z sąsiadującymi księstwami (przede wszystkim Nagirem) i ogólnego wzrostu bezpieczeństwa pod brytyjskim zarządem osady w Hunzie rozrosły się poza wcześniejsze granice i powstały nowe, nieufortyfikowane osiedla[6].
Widok w kierunku zachodnim, Nagir na lewym i Hunza na prawym brzegu rzeki Hunza
Hunza i Nagir w środkowym biegu rzeki Hunza, w tle Rakaposhi (7788 m n.p.m.)

Rolniczo-pasterska gospodarka księstwa Hunza oparta była na systemie nawadniającym wodą spływającą z lodowców tarasów zbudowanych na wypłaszczonej części doliny. Ilość produkowanej żywności wystarczała zaledwie na okres od zbiorów do zbiorów; nie było też wymiany towarowej z regionami poza Doliną Hunzy, nawet w przypadku obfitości owoców i orzechów (morele, jabłka, morwa, orzechy włoskie), głównie z powodu ograniczonych warunkami terenowymi trudności transportowych[11]. Zmian, jakie przyniosła budowa szosy karakorumskiej, ukończonej na odcinku w pobliżu Karimabad w latach 1972-79, doświadczył dystrykt Hunza dopiero pod administracją pakistańską. W ostatniej dekadzie istnienia księstwa zaczęła rozwijać się turystyka, dynamicznie promowana przez jego władcę i wspierana przez Aga Chana IV m.in. poprzez reklamowanie mitu długowieczności mieszkańców Doliny Hunzy[13][14], ale płynące z niej korzyści pozostawały przeważnie do wyłącznej dyspozycji kręgu wokół rodziny mīr Jamala Chana[6].

260

Odp: Martwię się swoim zdrowiem

a wiecie, ze oni pochodza od Buruszow?



Buruszowie – grupa etniczna, której językiem jest buruszaski, zamieszkująca głównie środkową część doliny rzeki Hunzy, dolinę Yasin[1] i dolinę rzeki Nagir[2][3] (dopływu rzeki Hunzy)[4], w autonomicznym rejonie administracyjnym Gilgit-Baltistan (do 2009 r. Obszary Północne)[5] w północnym Pakistanie. Według danych z 1991 r. grupa ta liczyła niewiele ponad 90 tys. osób[1]. Buruszowie, którzy opuścili Hunzę, mieszkają i/lub pracują w Gilgicie, Śrinagarze, Karaczi; wielu Buruszów pracuje za granicą, głównie w krajach Półwyspu Arabskiego, Afganistanie, Europie i w Ameryce Północnej, i studiuje w Chinach. Na temat przynależności genealogicznej języka Buruszów nie ma wśród językoznawców zgody[6], przeważnie uważany jest wciąż za język izolowany. Także pochodzenie jego użytkowników jest przedmiotem dociekań naukowych[7], przy czym podkreśla się brak podobieństw genetycznych między Buruszami a ludami zamieszkującymi w bezpośrednim sąsiedztwie[8]. Na pochodzenie zarówno języka buruszaski, jak i jego użytkowników rzucają światło badania J.H. Holsta, wedle których buruszaski jest spokrewniony z południowo-gruzińskimi językami kartwelskimi, i tam prawdopodobnie należy szukać rdzennych ziem Buruszów[9]. Udokumentowane jest istnienie niezawisłych księstw (państewek) zamieszkałych przez Buruszów: Hunza, Nagir i Yasin od co najmniej XV w. do 1891 r., kiedy to ich tereny weszły w skład Imperium Brytyjskiego, zachowując jednak wewnętrzną niezależność. Wraz z podziałem Indii Brytyjskich w 1947 r. księstwa Buruszów znalazły się w granicach Pakistanu; księstwa Hunzy i Nagiru pozostały samorządne aż do ich likwidacji w 1974 i 1972 r. Buruszowie zamieszkiwali płaskie dna wysoko położonych i trudno dostępnych dolin rzek (Hunzy i jej dopływów), gdzie warunki terenowe, gleby i klimat sprzyjały rolnictwu i pasterstwu; przez stulecia prac irygacyjnych i budowy tarasów na najniższych partiach zboczy górskich powiększali teren upraw i zasiedlenia. Do tradycyjnych zajęć w dalszym ciągu zaliczają się pasterstwo (głównie owce, kozy, jaki i bydło), sadownictwo (głównie jabłka, czereśnie, orzechy włoskie i morele) oraz w mniejszym zakresie uprawa pasz i zbóż. Tradycyjny model życia zmienia się stopniowo, szczególnie w konsekwencji budowy przez Dolinę Hunzy szosy Karakoram Highway (ukończonej w 1978 r.), emigracji zarobkowej i rozwoju turystyki. Od XVI w. Buruszowie wyznają islam: na terenie dystryktów Hunzy i Yasin są to przeważnie izmailici, w dystrykcie Nagir szyici[10][11].

Posty [ 196 do 260 z 291 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » EMIGRACJA I ŻYCIE ZA GRANICĄ » Martwię się swoim zdrowiem

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024