Jestem w związku od prawie roku. Mój (były)chłopak ma 27 lat i odkryłam ostatnio rewelacje na temat jego życia.
Gościu w liceum był grzecznym chłopcem, nie imprezował, miał głęboko wierzącą dziewczynę. Całe jego życie to była nauka i rozwijanie hobby. Jak pojechał na studia do innego miasta to się dopiero zaczęło. To o czym mi powiedział to, że miał 3 dziewczyny, ale swego czasu bardzo dużo imprezował i zadawał się z nieodpowiednimi kumplami.
Przemilczał to, że sypiał z kim popadnie, nie powiedział mi, ile miał partnerek. I, o ile zdaję sobie sprawę, że niektórzy mają etap w życiu, kiedy prowadzą rozwiązłe życie, tak w tym przypadku to było coś gorszego. Razem z kumplami polowali sobie na typiary, które dałoby się zaliczyć za pierwszym razem albo pijane. Podrzucali sobie kontakty, np.: "ta jest do zrobienia", "tą zrobiłem raz czy dwa, oddam w dobre ręce". Takie stado sępów, które chciało wyrwać jak najwięcej k**** w okolicy.
Odkryłam to wszystko, bo poszliśmy na imprezę do mojego znajomego i była tam typiara, z którą sypiał. Wspomniał mimochodem, że była tam jakaś dziewczyna, która kiedyś z nimi imprezowała. Reszty dowiedziałam się pokątnie i potem sprawdziłam mu messangera. Wszystko wskazuje na to, że mnie nigdy nie zdradził, ale to, co było przede mną świadczy o tym, że był z niego niezły r******.
Szokujący jest dla mnie sposób, w jaki gadał z kumplami o tym wszystkim. Ja wiem, że typy gadają o seksie, ale to było ekstremum. Z tych wiadomości bije taka mizoginia i instrumentalne podejście do kobiet, to nie są zwykłe przechwałki samców tylko wyścigi, kto te laski bardziej upodli. Zanim się poznaliśmy nie miał już za bardzo z tymi kumplami kontaktu. Typiarom, które do niego wypisywały jak już byliśmy razem, odpisywał zdawkowo na koleżeńskiej stopie (ale odpisywał i żadnej nie powiedział, że jest w związku). To jest atrakcyjny gość i ma powodzenie.
Skonfrontowałam go z prawdą i najpierw tłumaczył się, że to w dużej mierze plotki. Przyznał się, że jedną byłą zdradził. Wyparł się, że spali z tymi samymi dziewczynami jeden po drugim. Dopiero jak przyznałam się, że sprawdziłam mu messangera, to mu mina zrzedła. Ale oczywiście on od tamtej pory przebudował całe swoje życie, że jest mu wstyd i nie jest z tego dumny, że się zmienił, ma inne priorytety, ja jestem dla niego wszystkim, bla bla bla. Od razu zmienił hasło na fb.
Ogólnie jestem spoza jego ligi. On to wie, skacze nade mną jak szalony, traktuje mnie bardzo dobrze i nie mogę na niego narzekać (póki co?). Temat ślubu i dzieci z jego strony wypłynął bardzo szybko, swojemu przyjacielowi przedstawił mnie jako swoją przyszłą żonę. Typ ma talent do robienia dobrego wrażenia i manipulowania; znają go różni znajomi znajomych i wszyscy są nim oczarowani, on próbuje też czegoś w polityce. To może być red flag, skoro tak ludzi sobie okręca wokół palca. Jego przeszłość nie wróży niczego dobrego. Jak ktoś, kto traktował kobiety jak przedmiot, może nagle wyhodować kręgosłup moralny? Może to był tylko pewien etap jego młodości, który minął? A co ze słabą wolą i tendencją do działania pod wpływem impulsu?
Poza tym to straszny people pleaser i scenariusz, w którym następuje zwrot i zaczyna mnie źle traktować jest moim zdaniem bardzo możliwy (np. po urodzeniu dzieci, jak będzie miał nade mną pewną kontrolę). Myślę, że on ogólnie ma problemy z nawiązywaniem trwałych i głębokich relacji, pracodawców zmienia często; podlizuje się pierwsze 2 lata, pracownik roku chwalony przez wszystkich, a jak obrasta w piórka to dochodzi do konfliktu i się zwalnia, bo "szef był debilem". Czyli dopóki widzi gdzieś korzyść, to staje na głowie, a potem się ulatnia.
Zerwałam już z nim, kazałam się przebadać i wysłałam na terapię. Chłop wybłagał, żebym dała mu trochę czasu. Zadeklarował, że dostosuje się do warunków, jeśli chciałabym mu jakieś postawić. Ciągle chce go zostawić. Co myślicie; czy babiarz może się ustatkować?