Może styl nie taki, może i poziom zbyt wysoki, ale - mimo wszystko - liczy się meritum, do którego (jak widzę) masz najmniej zastrzeżeń:)
Rozczarowana_92 uwierz mi, że i tak zostałaś bardzo łaskawie potraktowana.
Gdyby tak facet znalazł sobie kobietę na boku, a potem jednak wrócił do żony i jeszcze narzekał jak to mu źle na świecie. Użytkowniczki nie zostawiły by na nim suchej nitki.
Autorko niezle zamieszanie.
Myślę że w kilku miejscach sama się oszukujesz. Przede wszystkim idealizujesz faceta który ranił Cie latami. On miał w poważaniu Twoje potrzeby pomimo tego że sytuacja powodowała tony frustracji. Piszesz jednak że taki on fajny dobry, pomocny, uczciwy itd. Może i tak ale tych cech możesz oczekiwać od przyjaciółek. Zwiazek to inna para kaloszy. Myślę że gdzieś w głębi sama to zauważyłaś kiedy spotkałaś "nowego" i odczułaś jak to jest kiedy jesteś dla kogoś ważna. Nie wierzę że ten żal gdzieś zniknął. Wiem przez co przeszlas bo latami byłem w takim samym związku ale to panna uciekała przed szeroko pojetą bliskością. Nie tylko seksem. Więc myślę że w głębi jest w Tobie duzy żal do niego.
Pożądanie u babki niemal zawsze idzie z jakimś rodzajem akceptacji uznania i szacunku do faceta. On musi mieć w sobie coś więcej niż bycie dobrym. Oburzasz się na wpis mówiący o "facecie cipie". Oczywiście jezyk ostry ale przekaz wg mnie celny. Przez lata były emocje w Twoim związku. Nieprzyjemne ale były. Teraz jest nuda. Piszesz o "nowym" że taki zaradny, że ma cel że do niego dąży- to buduje poczucie uznania a za im idzie pożądanie. Twój mąż okazał się "slabiakiem". Ty poszłaś do innego a on nagle pada na kolana, zasypuje Cie kwiatami - gdzie u niego jakikolwiek szacunek do samego siebie? Niestety określenie "cipa" najlepiej oddaje to co ja jako facet o nim myślę. Myślę że Ty w głębi duszy uwazasz tak samo. Więc pożądania nie będzie. Sorki ale uważam że powinnaś była dociągnąć ten rozwód i budować szczęście gdzie indziej.
Generalnie to nie ma co rozpaczać. Młoda jesteś, dzieci nie ma wszystko można budować od nowa. Możesz próbować ale na pewno konieczne byłoby dogrzebanie się do najgłębszych emocji i uczuc. Tu seksuolog nie pomoże to nie problem z seksem. To problem ze zwiazkiem, zaufaniem, Wasza historia.
Tyle tylko, że ja nie mam takich prawdziwych przyjaciół... Raptem kilkoro bliższych znajomych.
To mój mąż był zawsze moim najlepszym przyjacielem. Może z tych względów tak źle zniosłam te ostatnie 2-3 lata, kiedy było między nami już naprawdę bardzo źle. Bo z brakiem seksu okej, mogłam żyć. Z brakiem poczucia kobiecości też. Ale jak straciłam najbliższego przyjaciela, bo już tak się oddaliliśmy, że nawet nie rozmawialiśmy, zniknęła bliskość, to bardzo ciężko było mi to znieść.
Tamten nigdy nawet nie zbliżył się do takiego poziomu porozumienia i zrozumienia w relacji, jakie łączy mnie z mężem.
Co nie zmienia faktu, że to właśnie tamten podniósł mnie i posklejał jak byłam na dnie. A ja odpłaciłam mu się tak, że odeszłam...
Nie chcę teraz słyszeć, że ta decyzja była podjęta na marne... Bo po co tyle bólu i łez w takim razie.
Naprawdę chcę ratować swoje małżeństwo. Muszę je uratować. Bo w przeciwnym wypadku to wszystko nie miało totalnie żadnego sensu.
Tyle tylko, że ja nie mam takich prawdziwych przyjaciół... Raptem kilkoro bliższych znajomych.
To mój mąż był zawsze moim najlepszym przyjacielem. Może z tych względów tak źle zniosłam te ostatnie 2-3 lata, kiedy było między nami już naprawdę bardzo źle. Bo z brakiem seksu okej, mogłam żyć. Z brakiem poczucia kobiecości też. Ale jak straciłam najbliższego przyjaciela, bo już tak się oddaliliśmy, że nawet nie rozmawialiśmy, zniknęła bliskość, to bardzo ciężko było mi to znieść.
Tamten nigdy nawet nie zbliżył się do takiego poziomu porozumienia i zrozumienia w relacji, jakie łączy mnie z mężem.
Co nie zmienia faktu, że to właśnie tamten podniósł mnie i posklejał jak byłam na dnie. A ja odpłaciłam mu się tak, że odeszłam...
Nie chcę teraz słyszeć, że ta decyzja była podjęta na marne... Bo po co tyle bólu i łez w takim razie.
Naprawdę chcę ratować swoje małżeństwo. Muszę je uratować. Bo w przeciwnym wypadku to wszystko nie miało totalnie żadnego sensu.
Czasem w życiu tak bywa. Bądź gotowa na to żale i łzy pójdą na marne.
Kurcze jest w Tobie tak duzo motywacji do ratowania tego małżeństwa że aż zaczynam trzymać kciuki. Chyba rzeczywiście sprobowalbym terapii - pomogłaby Wam odgrzebać to czego nie widać. Nie poddajesz się pomimo tyłu rad "odpuść sobie". Również moich.
Co się stało to się stało. Tkwienie w wyrzutach sumienia że zraniłaś "nowego" nie pozwoli Ci pójść do przodu. Musisz jakoś zamknąć ten rozdział.
W sumie ludzie potrafią się czasem dogadać po niezłych jazdach typu zdrada czy przemoc. Dla mnie to granice których przekroczenie kończy wszystko ale czasem się niektórym udaje. Jednak najwieksze chęci nie zbudują pożądania na to masz ograniczony wpływ. Moze dobry terapeta od zwiazkow? Ty masz swoje rany ale to ze poszlas do innego dla zadnego faceta nie bedzie obojetne. Albo tak łatwe do przelkniecia jak pokazuje Twoj mąż. Wierz mi zżera go to od srodka. To tylko oko cyklonu macie co naprawiac. Trzymam kciuki
Nie wiem czy będzie to dla Ciebie pomocne i na ile, ale gdy przeczytałam Twoją historię to postanowiłam się tutaj zarejestrować, żeby do Ciebie napisać.
Po pierwsze - nie wzbudzisz w sobie teraz tych wszystkich ognistych uczuć do męża, jeśli nie pozwolisz sobie przeżyć straty po tamtym związku. Nie wiem, jak było, ale mam wrażenie z tego, co piszesz, że wszystko stało się bardzo szybko. Z wypalonego małżeństwa, przez nowe, nieznane, namiętne uczucie znowu wróciłaś do tamtego ''starego'' tylko może teraz na nowo rozpalonego małżeństwa. Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Gdzie jakakolwiek przestrzeń na twoje uczucia, emocje po tych rewolucjach?
Po drugie mam wrażenie, że tkwi w Tobie mniej lub bardziej świadome poczucie winy względem męża.
Ten cały konglomerat powoduje, że jesteś zwyczajnie na niego teraz zablokowana, ale też, a może przede wszystkim na samą siebie.
Co z tego, że w nim nagle przebudził się dawno wymarły (w stosunku do Ciebie) wulkan seksu i czułości?
Ty potrzebujesz teraz czasu dla siebie, żeby to wszystko w sobie poukładać na spokojnie, dać sobie przestrzeń do smutku,a nawet złości, a nie zmuszać do namiętności, gorącej miłości z człowiekiem, który przez tyle lat zupełnie Cię ignorował.
Za dużo myślisz o innych, za mało o sobie samej, przez co pozwalasz innym wchodzić do twojego życia i zarządzać nim.
Nie wiem czy w takich okolicznościach można być pewnym tego co i do kogo się czuje, kiedy wokół Ciebie są osoby, które na tobie coś wymusiły lub dalej wymuszają, a Ty pod ich działaniami się uginasz, za ich głosami podążasz, w takiej sytuacji nie jest po prostu możliwe ani siebie słyszeć, a już na pewno eksplodować pożądaniem.
Potrzebujesz odbudować siebie, po tych wszystkich latach zaniedbywania, olewania Ciebie, bo to dalej w Tobie tkwi, co mnie zupełnie nie dziwi, a teraz jeszcze gorycz rozstania. I wtedy dopiero zobaczysz czy naprawdę warto dalej pozostać w tym małżeństwie czy pójść w swoją stronę.
Życzę Ci wszystkiego dobrego!
Dbaj o siebie i naprawdę daj sobie trochę czasu, słuchaj swojego ciała, bo ono wie najlepiej, co jest dla nas dobre.
Halina3.1 napisał/a:Ona ten romans miała jak byli w separacji i miał być rozwód, więc nwm czy to się liczy jako zdrada. Nie da się chyba w Polsce mieć rozwodu bez separacji, pomimo, że para już nie jest razem? Nwm
No nie wiem, czy aby do końca tak sterylnie pod względem moralnym to było...
Rozczarowana_92 napisał/a:Oznajmiłam w końcu mężowi, że dla mnie to małżeństwo to jest już tylko imitacja relacji. I, że wiem że nic się nie zmieni, więc żebyśmy się rozstali zanim się do końca znienawidzimy.
..............................
W tym właśnie czasie poznałam Jego. Pokazał mi, że jeszcze mogę być szczęśliwa. Ta relacja trwała kilka miesięcy..
Raczej zalatuje klasyką z gatunku znudzona żona poznała 'przyjaciela' z którym mocno odleciała i po fakcie szuka usprawiedliwienia, dopisując mężowi jakieś urojone 'przewiny'; bo sorry, jeśli jednym z koronnych argumentów przeciw niemu jest to, że na wakacjach 'dyskretnie zerkał na inne kobiety', to znaczy że argumentów brak. Po prostu.
***A dlaczego nie ma ochoty na seks z mężem? To proste. Koleś okazał się totalną cipą, latając z kwiatami za puszczającą się żoną, zamiast kopnąć ją w dupę i obedrzeć z całego majątku.
Jakby on byl takim super mezem, to nie bylo by 10 miesiecznej separcaji.
Tak, z zona seksu nie chce i ogolnie ma ja w dupie od 2 lat ale na inne baby to juz sie slini. Faktycznie, zloty czlowiek.
73 2024-04-16 01:38:51 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2024-04-16 01:44:02)
Chodzi mi o to, że używasz stereotypowego myślenia jako argument. Uogólniasz patologię (margines) na całość zachowań ludzkich. Nie wiesz jak było kiedyś. Z cała pewnością mężczyźni ciężko pracowali na roli, w kopalni, czy fabryce. To na nich spoczywał obowiązek pójścia na wojnę. Zmieniło się, bo w końcu zabrakło mężczyzn do pracy. Głównie przez wielkie 2 wojny światowe i kobiety musiały zastąpić facetów przy ciężkiej pracy w fabrykach.
Łatwo tak jak tobie mówi się o męskiej chuci i przemocy. Jakoś trudniej mówi się o kobiecej przemocy, bo przecież facet powinien sobie z tym poradzić. Ba uciera się myślenie, że kobieca chuć ma prawo ujścia, nawet przy pomocy gacha. Przecież kobieta ma prawo. Facet ma tą paskudną męską chuć, co sama potwierdzasz w swoim tekście.
Zmieniło się wbrew temu co piszesz niewiele. Nadal liczy się męska siła, dawanie bezpieczeństwa i tak jak wcześniej kobiety tego wymagają od mężczyzn.
Mam z Tobą taki problem w dyskusji, że po pierwsze wydajesz się bardzo stronniczy, co samo w sobie zamyka na argumenty, które stoją w opozycji z Twoimi przekonaniami, po drugie - bardzo często zamiast skupić się na tym, co dokładnie zostało napisane, ponosi Cię fantazja i gubisz wątek.
Dla przykładu: mowa była o kobiecej seksualności, że na szczęście zmieniła się nasza samoświadomość i społeczne podejście do tematu, na co pojawia się reakcja w postaci obrony mężczyzn skazanych na byle jaki seks, zakończona retorycznym pytaniem, czy daje się Wam, mężczyznom, prawo do szukania seksu poza małżeństwem?
Widać jak na dłoni, że to jest jakiś Twój czuły punkt, w przeciwnym razie przyjąłbyś mój neutralny przekaz zupełnie naturalnie.
Że nie wspomnę, że w ogóle poważnie zastanawia mnie Twój tok myślenia, jeśli w nawiązaniu do tego, co napisałam i w gruncie rzeczy pamiętam, bo dotyczy poprzedniego pokolenia, wyskakujesz z argumentem o ciężkiej pracy mężczyzn i ich obowiązku pójścia na wojnę Nie sądzisz, że to jakoś tak bez większego sensu?
"Kobieta bez bolca, dostaje pieyrdolca"... A poza tym, widać jak kobiety potrafią kochać...
Tiaaa... niestety.
PiotrNet77 napisał/a:Nie pomyślała, żeby coś z tym zrobić, jakaś terapia,
No popatrz, dobrze, że on pomyślał.
PiotrNet77 napisał/a:tylko od razu wskoczyła na innego qtasa.
Od razu? Po kilku latach. I tak była cierpliwa, podziwiam.
Jprdl szkoda, że przez te lata nie spytała męża w czym jest problem, że tak się zachowuje. Nie każdy facet ma popęd jak królik.
76 2024-04-16 02:47:08 Ostatnio edytowany przez Johnny.B (2024-04-16 02:47:56)
Totalnym błędem było opisywać swoją historię w miejscu tego typu i oczekiwać faktycznych, wartościowych rad.
Poza jedną osobą, która faktycznie obiektywnie poradziła co zrobić - za co jestem Ci wdzięczna Robsonpl - jedyne co mnie spotkało to wylanie pomyj (poleciałam na nowego qtasa, kochanek mną wzgardził to wróciłam ), zarzucanie kłamstwa i dopisywanie historii, żeby zmieściła się w utartym schemacie, do którego przywykli użytkownicy...
Z mężem wielokrotnie odbywałam rozmowy, mówiąc o tym jak się czuję, co mnie boli i czego oczekuję. Mimo zapewnień, zmian z jego strony nie było żadnych. Zawsze starałam się dbać o siebie, być atrakcyjna dla męża, kupowałam fatałaszki typu czerwone koronki etc żeby go zachęcić do czegokolwiek.
Mówiłam o tym, że brak mi romantyczności oraz inicjatywy - gestów, słów, czułych wiadomości gdy jestem w pracy.
Mąż stwierdził, że on nie ma natury romantyka. No okej. Tyle tylko, że ja jestem ogromnie wrażliwą i uczuciową osobą, czego miał świadomość od początku. Zresztą na początku relacji to on był księciem z bajki na białym koniu...Pewnego razu znalazłam na jego ig, jak popatrzyłam mu w telefon, że wymienia sporo wiadomości z jedną kobietą. Nie było to nic erotycznego, ale trwało dość długo (ponad pół roku) i była to swego rodzaju przyjaźń, choć nie ukrywam że mocno zabolało mnie, gdy czytałam, że pisał do innej kobiety, że myśli o niej ciepło, że jest dla niej jeśli by go potrzebowała (podobno w wypadku straciła rodziców i to stąd taka empatia u mojego męża).
Niedługo po tym, wyjeżdżaliśmy na wakacje. Liczyłam, że taki wyjazd sprawi, że krew zawrze i coś się zmieni. No bo gdzie o bardziej sprzyjające okoliczności niż na wakacjach gdzie nie ma pracy, zmartwień i jest czysty luz i relaks.
Bilans wyjazdu? Zero seksu.
Za to dyskretne oglądanie się za kobietami na plaży już było...Wytrzymałam kolejne miesiące. Ale było ze mną coraz gorzej. Pojawiły się myśli samobójcze - że wystarczy zrobić krok pod najeżdżający tramwaj, czy ciężarówkę i będzie spokój...
Mąż nic nie zauważył. Żyliśmy obok siebie. Przez dłuższy czas były okresy, że nawet nie rozmawialiśmy. Zdarzało się, że byłam karana ciszą - np tydzień nieodzywania się bez żadnego powodu, tak po prostu.
Doszło do tego, że po pracy nie chciałam wracać do domu. Szłam do kawiarni, lub na spacer, wracałam wieczorem. Czułam, że zawadzam w mieszkaniu mężowi. Że moja obecność go drażni. Czasem miałam wrażenie, że wręcz mnie nienawidzi.
Oznajmiłam w końcu mężowi, że dla mnie to małżeństwo to jest już tylko imitacja relacji. I, że wiem że nic się nie zmieni, więc żebyśmy się rozstali zanim się do końca znienawidzimy.
Nie zrobiło to na nim większego wrażenia.
W tym właśnie czasie poznałam Jego. Pokazał mi, że jeszcze mogę być szczęśliwa. Ta relacja trwała kilka miesięcy.
Gdy mąż się dowiedział, że jest ktoś w moim życiu, to nagle jakby piorun strzelił, albo ktoś go podmienił - zaczął wychodzić z inicjatywą i to praktycznie ciągle. Nie ukrywał, że mnie pragnie i patrzył na mnie tak, jak 11 lat temu... Jakby świata nie widział poza mną.
Przez jakiś czas zastanawiałam się, co zrobić, bo byłam w kropce. Do męża miałam ogromny żal. Zastanawiałam się, czy to ma sens.
W końcu zdecydowałam się ratować małżeństwo. Zakończyłam relację z tym drugim. To była jedna z najcięższych decyzji w moim życiu.
I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt że ja po prostu już nie pragnę fizycznie mojego męża. Kocham go, szanuję, jest moim przyjacielem, mogę na nim polegać, tak samo jak on na mnie. I autentycznie zależy mi na uratowaniu małżeństwa.
Ok zwracam honor... no widać prawdopodobnie mu się znudziłaś po tych Xxx latach. Miał za dobrze... hmmm faceci, którzy mają takie coś od młodości nie doceniają. Terapia chyba nic nie da jemu inne dupy w głowie. Z Tobą miał wygodnie, ale on Cię już nie kręci. To normalne. Moi rodzice tak hmmm żyli tylko mieli dzieci. Ty nie masz. Jeśli coś Ci się nie podoba nie można się do tego zmuszać. Za kilka lat sytuacja znów się powtórzy. Szczerze chyba bym zrobił to samo co ty będąc na twoim miejscu.
Że nie wspomnę, że w ogóle poważnie zastanawia mnie Twój tok myślenia
To akuratnie dobrze, że dzięki moim wysiłkom przynajmniej coś Ciebie zastanawia i mam nadzieje trochę zmienisz swoje stereotypowe myślenie.
Nie wiem czy będzie to dla Ciebie pomocne i na ile, ale gdy przeczytałam Twoją historię to postanowiłam się tutaj zarejestrować, żeby do Ciebie napisać.
Po pierwsze - nie wzbudzisz w sobie teraz tych wszystkich ognistych uczuć do męża, jeśli nie pozwolisz sobie przeżyć straty po tamtym związku. Nie wiem, jak było, ale mam wrażenie z tego, co piszesz, że wszystko stało się bardzo szybko. Z wypalonego małżeństwa, przez nowe, nieznane, namiętne uczucie znowu wróciłaś do tamtego ''starego'' tylko może teraz na nowo rozpalonego małżeństwa. Gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Gdzie jakakolwiek przestrzeń na twoje uczucia, emocje po tych rewolucjach?Po drugie mam wrażenie, że tkwi w Tobie mniej lub bardziej świadome poczucie winy względem męża.
Ten cały konglomerat powoduje, że jesteś zwyczajnie na niego teraz zablokowana, ale też, a może przede wszystkim na samą siebie.
Co z tego, że w nim nagle przebudził się dawno wymarły (w stosunku do Ciebie) wulkan seksu i czułości?
Ty potrzebujesz teraz czasu dla siebie, żeby to wszystko w sobie poukładać na spokojnie, dać sobie przestrzeń do smutku,a nawet złości, a nie zmuszać do namiętności, gorącej miłości z człowiekiem, który przez tyle lat zupełnie Cię ignorował.Za dużo myślisz o innych, za mało o sobie samej, przez co pozwalasz innym wchodzić do twojego życia i zarządzać nim.
Nie wiem czy w takich okolicznościach można być pewnym tego co i do kogo się czuje, kiedy wokół Ciebie są osoby, które na tobie coś wymusiły lub dalej wymuszają, a Ty pod ich działaniami się uginasz, za ich głosami podążasz, w takiej sytuacji nie jest po prostu możliwe ani siebie słyszeć, a już na pewno eksplodować pożądaniem.
Potrzebujesz odbudować siebie, po tych wszystkich latach zaniedbywania, olewania Ciebie, bo to dalej w Tobie tkwi, co mnie zupełnie nie dziwi, a teraz jeszcze gorycz rozstania. I wtedy dopiero zobaczysz czy naprawdę warto dalej pozostać w tym małżeństwie czy pójść w swoją stronę.
Życzę Ci wszystkiego dobrego!
Dbaj o siebie i naprawdę daj sobie trochę czasu, słuchaj swojego ciała, bo ono wie najlepiej, co jest dla nas dobre.
Ogromnie Ci dziękuję za te słowa... Czytam je po kilka razy i rozważam, co w nich zawarte. Wydaje mi się, że możesz mieć rację. To by znaczyło, że ktoś zupełnie obcy z internetu potrafi lepiej rozpoznać moje uczucia, niż ja sama. Szokujące...
Dopiero po lekturze Twojego postu zdałam sobie sprawę z pewnych rzeczy.
Całej tej sytuacji nie pomaga fakt, że Tamten jest ciągle w moich myślach. I to nie na zasadzie wspominania seksu, żeby była jasność. Natrętnie przypominają mi się nasze wspólne chwile, jak żartowaliśmy, śmialiśmy się, albo rozmawialiśmy do późna leżąc przytuleni. Jak on na mnie patrzył... Jak wspólnie gotowaliśmy. Myślę też o tym, czy on jest zdrowy, czy dobrze się odżywia, czy się nie przepracowuje (miał do tego tendencję), czy jest szczęśliwy... I to są takie natrętne myśli, których ja nie chcę - próbuję zajmować głowę czymś innym - pracą, sprzątaniem, gotowaniem, filmem, durnym tik tokiem... ale po prostu nie wychodzi.
Byłam u dość polecanej terapeutki, ale po prostu ona mi nie spasowała. Nie nadawałysmy na zgodnych falach. Usłyszałam, praktycznie po jednej konsultacji, że mam wysokofunkcjonującą depresję. I że czekają nas lata intensywnej pracy terapeutycznej. Poszłam do niej jeszcze dwa razy, myśląc że może się do tego przekonam, no ale zupełnie nie widziałam w tym sensu. Odchudziło mnie to tylko o ponad 600 zł. Niesmak został.
Całej tej sytuacji nie pomaga fakt, że Tamten jest ciągle w moich myślach..
To po co wcześniej kłamałaś i pisałaś dyrdymały, skoro sprawa jest jasna?
To akuratnie dobrze, że dzięki moim wysiłkom przynajmniej coś Ciebie zastanawia i mam nadzieje trochę zmienisz swoje stereotypowe myślenie.
Widzę, że bawi Cię bezsensowne odbijanie piłeczki. Projekcje też mają się u Ciebie bardzo dobrze.
Tamten nigdy nawet nie zbliżył się do takiego poziomu porozumienia i zrozumienia w relacji, jakie łączy mnie z mężem.
vs
Całej tej sytuacji nie pomaga fakt, że Tamten jest ciągle w moich myślach.
Czy gdybyś miała do bólu uczciwie zastanowić się, czego tak naprawdę chcesz, to potrafisz na to odpowiedzieć?
81 2024-04-16 12:43:15 Ostatnio edytowany przez noben (2024-04-16 12:45:44)
''Drogie Bravo!
Postanowiłam zostawić męża dla kochanka, jednak nie chcę by ktokolwiek (w szczególności ja sama) pomyślał, że robię coś złego.
Mąż niestety nie chce współpracować i złośliwie nie daje żadnego pretekstu, abym mogła uznać się za ofiarę.
Bardzo proszę o podpowiedzenie jakiegoś wytłumaczenia; szczególnie zależy mi na takim łamańcu logicznym, z którego wynikałoby że zostawiam męża głównie dla jego własnego dobra - coś w stylu, że daję mu możliwość znalezienia szczęścia u boku kogoś bardziej odpowiedniego niż ja, lub podobnego.
Generalnie konkluzja ma być taka, że na mojej decyzji wszyscy skorzystają, a ja sama właściwie nie mam innego wyjścia, jak tylko ją podjąć - dla dobra (głównie) wszystkich, bo swojego to chyba nie wypada.
Z góry dziękuję i serdecznie pozdrawiam! ''
82 2024-04-16 12:48:53 Ostatnio edytowany przez onaanna (2024-04-16 12:50:56)
Lepiej zajmij Sie soba - praca i hobby i nie oczekuj zbyt wiele od drugich osob tzn meza czy kochanka. Albo kogokolwiek.
Jesli b zalezy Tobie na nowym uczuciu i sexie ( i nie umiesz sie zajac soba : codziennodcia hobby) idz do kochanka .
Jednak zaden facet na tym swiecie nie da Tobie wiecej niz maz. Nie da Tobie nieskonczonego czy bezgranicznego. szczescia. Ogolnie nie warto. Wszystko ma swoj koniec .
Chyba ze maz krzywdzi Ciebie i nienawidzisz go to odejdz.
Dziękuję!
Odnośnie tych natrętnych myśli, których napływ u Ciebie obecnie, jest dla mnie, jak najbardziej zrozumiały to one dlatego się pojawiają ponieważ coś w sobie stłumiłaś kończąc tamtą relację. Mam wrażenie, że zakończyłaś ją wbrew sobie.
Najczęściej jest tak, że natrętne myśli pojawiają w postaci bardzo negatywnych, gwałtownych fal emocji, myśli wobec pewnych osób z naszego życia, bywają one niesamowicie męczące, ale one tak naprawdę pokazują nam, że gdzieś w tych relacjach nadużyliśmy siebie, że coś zostało w nas naruszone, ale my z różnych powodów nie zareagowaliśmy wówczas stanowczo, asertywnie broniąc siebie tylko ulegając.
Tamta złość, którą wyparliśmy wraca po jakimś czasie właśnie w postaci natrętnych myśli.
U Ciebie wraca może nie wyparta złość, ale wyparte uczucie do Tamtego? Nie wiem, bo nie wiem też jak przebiegło Wasze rozstanie, ale z tego, co piszesz było chyba mocno impulsywne i w pewien sposób wymuszone na Tobie przez słodką dominację męża.
Twój mąż bardzo podkopał Twoje poczucie własnej wartości, mimo jego przemiany, twoje ciało pamięta jak było odrzucane całymi latami, dlatego nie potrafisz się na męża otworzyć w pełni.
I nie wiem czy to nastąpi, jeśli nie uleczysz swojej rany odrzucenia, która prawdopodobnie ma swoje korzenie w twoim dzieciństwie.
Czyli łakniesz bliskości (sex jest tutaj częścią tego, ale wcale nie najważniejszą) od osób niedostępnych.
Twój mąż może być takim typem osobowości, który w momencie gdy traci władzę/kontrolę nad w tym przypadku tobą zaczyna walczyć o Twoje względy, ale hmm nie wiem czy bardziej nie chodzi o tę władzę i dominację.
Trudne to...
Ciekawa jestem jaką osobą jest Tamten?
A co do tej pożal się boże terapeutki to wyrazy współczucia. Pewnie najchętniej wpakowałaby Cię od razu w diagnozę i farmakologiczną naprawę, która owszem jest pomocna, ale w przypadkach naprawdę ciężkich, a Ty według mnie po prostu przez lata za sprawą męża utraciłaś kontakt ze sobą, ze swoją energią (pisałaś o myślach samobójczych) dla mnie one nie zawsze są symptomem depresji, ale poczucia bycia kimś zupełnie bezwartościowym, kto nie widzi innego wyjścia z matni, jak zniknięcie, ale tak naprawdę nie chce umierać, nie chce po prostu dalej żyć w ten sposób.
Zrezygnowałabym z jej ''pomocy'' już samo to, że Ci nie pasowała naprawdę wystarczy. To ona ma być dla Ciebie, nie na odwrót.
Może spróbuj napisać list do Tamtego? Nie w celu wysłania go, ale wyrzucenia z siebie absolutnie, totalnie wszystkiego, co czułaś wtedy, teraz, co myślisz etc.
Mi ta metoda pisania listów swego czasu bardzo pomogła. Tylko warunek jest taki, że musisz być absolutnie szczera, żadnego cenzurowania siebie
Możesz taki list napisać też do męża, do siebie.
Bo to, co robisz teraz w celu zatrzymania tych natrętnych myśli to, jak stawianie tamy z patyków przed napierającą falą tsunami, wiadomo że w końcu to wszystko się rozsypie...
To pewnie jest i będzie dla Ciebie bolesny proces dochodzenia do siebie, ale czasem ból jest najlepszym lekarzem.
Powodzenia! Trzymaj się!
Całej tej sytuacji nie pomaga fakt, że Tamten jest ciągle w moich myślach..
Jest w twoich myślach bo go ciągle kochasz, czy jest z tego powodu, bo jest Ci go żal?
Rozczarowana_92 napisał/a:Całej tej sytuacji nie pomaga fakt, że Tamten jest ciągle w moich myślach..
Jest w twoich myślach bo go ciągle kochasz, czy jest z tego powodu, bo jest Ci go żal?
Nie kocha go, tylko był lepszy w łóżku od męża i za tym tęskni.
Ale nie dawał poczucia bezpieczeństwa i nie interesował się nią.
Jak to kobiety lubią mówić, była chemia, nie było flow.
Z męskiej perspektywy wygląda to tak: opuściła męża, bo chciała się zabawić. Nowy był dobry w łóżku, ale jako partner się nie sprawdził.
Teraz chce wrócić do rogacza, ale rogacz nie głupi i pokazał drzwi.
I teraz została z niczym.
Myślę, że rogacz nie głupi i już papiery rozwodowe są przygotowane z orzeczeniem o winie.
86 2024-04-17 08:38:55 Ostatnio edytowany przez Legat (2024-04-17 08:42:56)
Zdaje się rogacz jest średnio rozgarnięty, skoro przyjął zdradzającą żonę. Oczywiście nic z tego nie będzie, bo jak sama żonka pisze jej myśli są przy kochasiu. Tak to jest niestety, gdy ludzie nie potrafią się rozejść, gdy uczucie dawno już wygasło. Znając podobne historie za jakiś czas, żonka powróci do recydywy albo z tym kochasiem, albo z innym.
Sama widzisz jacy sa faceci, swieci i bez winy. Maja w dupie to, ze zaniedbuja zwiazek latami a jak kobiecie sie w koncu cierpliwosc wyczerpie, to nagle krzywda im sie dzieje. Najlpiej bylo wziac ten rozwod i nie wracac do meza. Bo on jak jest psem ogrodnika to z czasem zacznie ci wypominac, ze spotykalas sie z innym i bedzie ci o to ryl banie. Imo powroty sa nie warte swieczki, a juz napewno po tylu latach. Jesli sie wyczerpalo uczucie do tego stopnia, ze przez lata bylo bardzo zle, az doszlo do separacji 10 miesiecznej, to powrot jest strata czasu i robieniem sobie krzywdy psychicznej. I to powrot byl jedynie dlatego, ze sie ktos trzeci pojawil a jakby sie nie pojawil, to by cie pan maz nadal mial w dupie...
Ludzie sie nie zmieniaja, nie w az takim stopniu zeby nagle libido im uroslo na stale i z totalnego olewacza zmienili sie w meza na medal. Moze zdarzaja sie jakies cuda, ze ktos jest sie w stanie zmienic dla partnera ale ja osobiscie sie nie spotkalam. I nie znam nikogo kto by sie spotkal.
Imo nie wchodzi sie dwa razy do tej samej rzeki.
Bo on jak jest psem ogrodnika to z czasem zacznie ci wypominac, ze spotykalas sie z innym i bedzie ci o to ryl banie. Imo powroty sa nie warte swieczki, a juz napewno po tylu latach.
Tak, tak może być Autorko.