No właśnie nie. Dzisiejsze kobiety wolą bezrobotnego magistra filozofii niż ogarniętego mechanika, cukiernika czy budowlańca, bo te zawody to za mały prestiż, a one nie chcą "robola, który sobie brudzi ręce w pracy". No chyba że przystojny i wysoki, to może w ostateczności zaakceptuje.
Rakastankiela, tyle że tu nie chodzi o "prestiż", a o pewną... chemię intelektualną, bliskość mentalną, której nie bierzesz pod uwagę. Ludzie muszą w zbliżony sposób postrzegać świat, lubić ze sobą rozmawiać, by chcieć spędzić ze sobą lata, inaczej się zamęczą. Oczywiście, odpowiedzialność za utrzymanie swoje i za rodzinę to podstawa, ale to za mało, by mówić o udanym związku.
Z tego powodu dla mnie ważne jest, by móc pogadać z facetem o książce, którą ostatnio przeczytałam, wyjść razem do teatru, prowadzić ciekawe dyskusje, wspierać wzajemnie w rozwoju zawodowym i intelektualnym.
Przykładowo uważam, że mąż mojej sąsiadki jest porządnym facetem, dba o rodzinę, ale ja bym nigdy z taką osobą być nie mogła - pracuje przy remontach, gdy zagląda do mnie do pokoju coś tam pomóc to dziwi się "po co ci taka wielka biblioteczka, ja nie czytam książek he he", potrafi wygłupić się wygłaszając dziwaczne pseudonaukowe teorie, za to dobrze się bawi słuchając disco polo i grillując karkówkę. Mojej sąsiadce to odpowiada i tworzą fajną rodzinę, dla mnie dłuższe przebywanie z nim jest męczące, choć nie jest złym człowiekiem.
A co do wyglądu... oczywiście, że facet musi się podobać - jak inaczej uprawiać seks, budować sferę intymną? Co nie znaczy, że każda poleci na "typowego przystojniaka".