Shinigami napisał/a:A ja wciąż nie rozumiem o co ci chodzi z tą odpowiedzialnością. Kiedy komuś pomagam czy nawet robię coś za niego to nie znaczy, że biorę za to czy też za niego odpowiedzialność.
Częściowo bierzesz odpowiedzialność, bo jednak zdecydowałeś się tej osobie pomóc. Coś z siebie dobrowolnie dajesz, żeby ta osoba mogła to wziąć. Jeśli komuś dasz np. znanemu alkoholikowi pieniadze, a on pójdzie sie zapić na śmierć, to jednak cześciowo jesteś za to odpowiedzialny, bo jednak bez pieniedzy nie miałby jak kupic tego alkoholu. Jeśli np. wyręczasz swoje dziecko we wszystkim nawet z własnej woli, to jednak jesteś odpowiedzialny za to, ze je w ten sposób rozpieściłeś.
Shinigami napisał/a:Pomaganie jest dobrowolne, mogę zacząć i skończyć w dowolnym momencie. Jak się uda to dobrze, jak się nie uda to nie ma dla mnie żadnej różnicy bo to nie moja robota, ja nic na tym nie tracę, no może poza czasem.
No nie tylko czas. Pomaganie komuś też trochę obciąża psychicznie (mentalnie), bo jednak w jakis sposób się angażujesz. Ktoś ma jakiś problem? To myślisz, obmyślasz plan, zastanawiasz się, jak coś zorganizować, czy ile i jak długo, zeby tej osobie pomóc. Jeśli obiecasz komuś pomoc lub przyzwyczaiłeś kogoś do swojej pomocy wcześniej, to może i teoretycznie mozesz w dowolnym momencie się wycofać, ale jednak ta osoba traci na tym, bo już zdązyła sie nastawić, ze ta pomoc będzie.
Kurczę, nawet ja pisząc ten post też cał yczas analizuję swoje i Twoje wypowiedzi i zastanawiam sie, jak Ci pomóc, jak przedstawic swoj punkt widzenia itp.
Shinigami napisał/a:o ja biorę na siebie ryzyko przyjmowania od kogoś pomocy czy powierzenia mu swojej roboty i to ja ponoszę konsekwencję jeśli coś nie uda, nie obarczam nikogo odpowiedzialnością za moją robotę.
Myślę, że druga osoba (ta pomagająca) też bierze ryzyko, byc może nawet większe, bo jednak w jakiś sposób jest odpowiedzialna za skutki. Dlatego trzeba uważać, zeby mądrze i rozważnie pomagać.
Shinigami napisał/a:Wygląda na to, że jednak udało mi się wyłączyć uczucia i emocje bardziej niż myślałem. Zdaje się też, że moja samotność i izolacja były dużo głębsze niż myślałem. Zawsze myślałem, że jestem aż nadto wrażliwy i empatyczny, a teraz się okazuje, że jest na odwrót. Nawet bym nie podejrzewał, że ktoś kto kiedyś mi w czymś pomógł choć minimalnie się tym przejmował, a tym bardziej brał za to odpowiedzialność.
Myślę, że gdyby nikomu na Tobie nie zależało, to nikt by Ci nie odpowiedział tutah. To forum pokazuje, ze jednak są ludzie, którzy maja cierpliwosć i checi, zeby przedstawic swój punkt widzenia, wytłumaczyć czy w jakikolwiek sposób skomentować. Każdy poświęcił czas. Do tej pory uważałeś, ze jesteś wrażliwy i empatyczny - to spróbuj tez osoby, które probują Ci tutaj pomóc.
Shinigami napisał/a:W anime dziewczyna 10/10 idąc do liceum jest nieśmiała, nie ma żadnego doświadczenia związkowego i zawstydza ją goła klata, a nie w wieku 16 lat jest po kilku związkach i jeszcze większej ilości partnerów seksualnych. Ja idąc do liceum też miałem nadzieję, że spotkam taką dziewczynę ale rzeczywistość okazała się znacznie brutalniejsza niż myślałem.
Co to znaczy, że rzeczywistość była brutalniejsza? Tzn, rzcezywiscie jest inna, bo zazwyczaj jest tak, ze dziewczyny 10/10 są o wiele bardziej śmiałe i pewniejsze siebie, bo mają wysoką samoocenę z racji tego, że zawsze były ładne i miały wianuszek koleżanek, cześciej to te bardziej zwyczajne dziewczyny były nieśmiałe. Nie pamietam zadnej koleżanki z liceum, która by miała za sobą kilka związków. Sama pierwszego chłopaka miałam dopiero na studiach i mam też co najmniej kilka takich koleżanek.
Shinigami napisał/a:Praktycznie wszystkie nie dość, że już w pierwszej klasie były zajęte to jeszcze spora cześć z nich się wręcz chwaliła przebiegiem, który przeraziły nie jednego handlarza samochodów.
Bo tylko te głośne najbardziej słychać. Nieśmiałe i skromne nie pochwalą się głośno.
Shinigami napisał/a:Nawet w shounenach jest klasyczny schemat czyli bohater ratuje dziewczynę, a ta się w nim zakochuje i oczywiście też jest wolna, niewinna, bez doświadczenia i sama inicjuje coraz więcej kontaktu.
To ja chyba oglądałam inne filmy, bo w większości to głównie facet inicjował ten kontakt. ale fakt, nie oglądałam anime, może w Japonii jest inna kultura i ine wyobrażenie? Ja bardziej wychowałam się na amerykańskich filmach i serialach. Ale dobra, założmy w tych produkcjach niedoswiadczona kobeita inicjucje coraz wiecej kontaktu, to czemu nie weźmiesz z niej przykładu?
Jack Sparrow napisał/a:Było wręcz przeciwnie, zawsze wszyscy czegoś ode mnie wymagali, zawsze robiłem to czego inni chcieli, nigdy czego ja sam chciałem przez co zapomniałem jak to w ogóle jest czegoś chcieć dla siebie. I teraz to widać choćby po tym, że nie wiem co chciałbym robić, jaką chciałbym mieć pracę. Już nie pamiętam kiedy ostatnio i czy w ogóle kiedykolwiek byłem sobą, nie wiem nawet co to dla mnie oznacza. Sobą czyli kim, jaki ja w ogóle jestem? Nigdy nie miałem czasu się nad tym zastanowić bo zawsze spełniałem czyjeś oczekiwania co rzadko się udawało.
Spróbuj to zmienić i skupić się na teraźniejszości. Znam wiele osób, które dość późno się przebranżowiły.
Jack Sparrow napisał/a:To jest to, co ci sam pisałem chwilę temu: nie chodzi o to, żeby ciężko pracować. Chodzi o to, aby pracować mądrze i efektywnie. I rozwijać siebie, aby być lepszym. A nie żeby tracić czas i siły na bezsensownym zapierdolu.
To jesteś w błędzie. Ważni są specjaliści mający pasję do tego, co robią. Bo robią to wtedy po mistrzowsku. I ciągle szukają sposobów na to, aby osiągnąć jak najlepsze efekty (jakościowe, wizualne, kosztowe itp). Reszta jest...... do łatwego zastąpienia bez bólu. A wręcz często ta niewykwalifikowana reszta lecąca na minimum (bo pracę trzeba 'szanować') generuje koszty, a niekiedy wręcz straty, bo trzeba po nich często poprawiać.
Robią to po mistrzowsku, bo praktyka czyni mistrza. Żeby być w czyms dobrym, to trzeba mieć cierpliwosć i chcieć to usprawniać. Pasja nie oznacza talentu, więc i tak trzeba ciężko pracować. Nawet niekwalifikowany pracownik na budowie może stać się mocno cenionym fachowcem w branży, jeśli będzie mocno się przykładać do pracy i do szczegółów, zeby nie trzeba było nic po pracy, a dodatkowo będzie sie doszkalać, żeby móc robić trudniejsze rzeczy.
Jack Sparrow napisał/a:Nie sądziłem, że polecenie kogoś do pracy to tak złożony proces i jest to dla mnie wręcz absurdalne by karać kogoś za polecenie potencjalnego pracownika jeśli ten się nie spisze. Nigdy nie ma 100% pewności, że coś się uda czy właśnie, że ktoś się sprawdzi w pracy. Przecież właśnie na okresie próbnym mamy coś takiego, firma inwestuje w pracownika pieniądze i czas, a ten się nie sprawdził albo poszedł do konkurencji i czym to się różni od polecenia niepewnej na 100% osoby?
No niestety to jest bardziej komplikowane, nie chodzi takie bezpośrednie karanie za polecenie niekompetnego, tylko ze to troche jak strzał w kolano, jak mówisz firmie "zatrudnijcie go, on jest spoko", a firma Ci wierzy, bo sam masz kompetencje do tej pracy i dlatego przyśpiesza proces rekrutacji dla tej osoby, żeby ją zatrudnić. Jeśli się okaże po tym okresie próbnym, ze ta nowa osoba to straszny niewypał i jest bardzo niekomptentny, to osoba, która polecała może trochę stracić w oczach firmy. A wiadomo, ze pracując dla firmy, starasz się jednak wykazać się jak najlepiej i mieć dobrą opinię, szkoda, zeby firma straciła zaufanie i potem już nie brać pod uwagę kolejnych Twoich poleceń. Ja do tej pory poleciłam tylko jedną osobę, bo wiedziałam, że sama mogłabym z tą osobą pracować i wiedziałam, że nawet jeśli nie przejdzie okresu próbnego, to nie z powodu braku kompetencji czy charakteru.