Thomas29 napisał/a:1. Na której randce według ciebie powinno już dojść do seksu żebyś nie uznał, że kobieta cię zwodzi i jest szansa na związek? Czy jak na pierwszej już nie wylądujesz w wyrku to skreślasz znajomość?
2. Czy dla Ciebie "fizyczność" pozwalająca uznać, że kobieta cię nie zwodzi równa się tylko pełny stosunek seksualny włącznie z penetracją wyłączając wszelkie inne formy fizycznej intymności i bliskości jak całowanie, pieszczoty, spanie ze sobą i inne tego typu podobne sprawy nie będące zarazem pełnym stosunkiem?
Ciekaw jestem odpowiedzi.
Ad. 1
Nie istnieją jakieś sztywne wytyczne regulujące te sprawy, jednak istnieje coś takiego jak doświadczenie związkowe czy tam powiedzmy życiowe, na którym w pewnym wieku można się już opierać. Pisząc "w pewnym wieku" mam na myśli trochę więcej niż 17 czy 19 lat i "doświadczenie życiowe" wykraczające nieco poza gównowiedzę czerpaną z internetów, gdzie podobni sobie nieudacznicy i przegrywy wzajemnie poklepują się po pleckach, nabijając przy okazji kabzę właścicielom stron, którzy często gęsto sami są jakimiś niedojebami, którym nie idzie z babami.
Jednak mając lat ponad 30 każdy facet powinien już o tym wiedzieć, że kiedy imponujesz kobiecie jako mężczyzna i jesteś dla niej atrakcyjny pod względem fizycznym, to praktycznie rzecz biorąc nie istnieje żaden, a przynajmniej żaden dobry powód, żeby ta kobieta nie chciała mieć z tobą seksu od razu i jeśli byłeś na więcej niż trzech randkach w życiu, to również powinieneś wiedzieć już o tym, że tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia, które to jest wasze spotkanie, bo dorośli ludzie spotykając się w wiadomym celu, raczej nie mają oporów przed pójściem do łóżka na pierwszej randce i jest to zjawisko dość powszechne w dzisiejszych czasach, wbrew tym wszystkim bzdurom, które możesz przeczytać na przykład babskim forum, ale zostawmy to na razie, żeby nie rozmydlać.
Zupełnie inaczej wyglądają znajomości, które tutaj opisujesz, bo zupełnie inny jest ich charakter, przynajmniej dla jednej ze stron, chociaż też nie można powiedzieć, że nie ma w nich seksu, bo oczywiście że jest, tyle tylko że to nie ty ruchasz, a ciebie ruchają. Dając z siebie minimum, a w zasadzie tyle co nic, akurat tyle, żeby podtrzymywać jak najdłużej twoje zaangażowanie w znajomość, nierzadko czerpać z niej korzyści wynikające z bycia w związku, ale formalnie i technicznie rzecz biorąc nie będąc w związku, bo tą granicę... tę... pomiędzy byciem a nie byciem w związku, wyznaczają majtki na dupie, których ona nie zdejmie, dopóki może mieć przydupasa, który za nią lata, interesuje się, wysłucha, pocieszy, do kina zabierze czy na kolację i nie musi mu dawać dupy, ani właściwie niczego w zamian, bo jemu wystarczy samo to, że ona w ogóle istnieje.
Zanim weźmiesz rozpęd przed tyradą w odpowiedzi na te słowa, usiądź, ochłoń i przemyśl sobie na spokoju czy te twoje "związki" właśnie tak nie wyglądają i sam sobie odpowiedz szczerze na jedno podstawowe pytanie - czy to czyni ciebie szczęśliwym, spełnionym i zadowolonym z życia - ale nie mi tutaj, bo ja znam odpowiedź, tylko sam ze sobą porozmawiaj, bez skupiania się na tym, żeby za wszelką cenę coś komuś "udowodnić" wypisując androny o fajnych związkach bez seksu, zaprzyjaźnianiu się i lepszym poznawaniu... bo sam w te głupoty nie wierzysz. Nie wierzysz, co nie?
Ad. 2
Tak.
Niezależnie od tego co kobieta mówi, deklaruje, obiecuje, jak się tłumaczy i zasłania stosując różne mniej lub bardziej wyszukane i wymyślne uniki, techniki oraz sztuczki, abyś tylko jej nie wsadził, wszystko to są formy i oznaki tego, że ona cię zwodzi dając od siebie tylko tyle ile według niej wystarczy, żebyś był blisko, jednak nie za blisko. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie traktuje waszej znajomości na tyle poważnie, aby przekroczyć granicę skąd nie ma już powrotu i nie chce ryzykować, że mąż czy ktoś tam inny się dowie, a to z kolei najczęściej oznacza, że to całe pieprzenie o rozwodzie możesz sobie o kant dupy potłuc, bo laska albo nie jest gotowa odejść naprawdę albo wcale nie chce odchodzić, tylko jej małżeństwo przechodzi po prostu gorszy czas i szuka sobie rozrywki, ale prędzej czy później sytuacja się unormuje, on jej kupi nowe autko albo domek w kredycie, ona stwierdzi że jednak go kocha nad życie, a ty usłyszysz wtedy huk opadającej klapy od kibla nad głową i szum spuszczanej wody. Tyle że wsadzić i tak jej nie wsadzisz, bo od tego ma męża, nie ciebie.