Hej, potrzebuje spojrzenia kogoś z zewnątrz i opinii na temat mojej relacji z pewną dziewczyną z którą ostatnio się spotykam. Ale najpierw od początku przedstawię całą historię, a nie będzie ona krótka i dla porządku podzielę ją na dwie części, które będą dotyczyć dwóch różnych okresów tej znajomości.
Część pierwsza
D. poznałem kilka miesięcy temu na portalu randkowym na którym od razu złapaliśmy ze sobą świetny kontakt, a do pierwszego spotkania doszło zaledwie kilka dni po napisaniu pierwszej wiadomości. Spotkanie to przebiegło w fajnej atmosferze w wyniku czego doszło jeszcze później między nami do dwóch kolejnych randek. W prowadzonych rozmowach dość szybko wyszło na jaw, że D. konto na rzeczonym portalu miała już od jakiegoś czasu, ale nie przywiązywała do niego zbytniej wagi gdyż planowała kilka miesięcy później wyprowadzić się z naszego obecnego miasta zamieszkania do zupełnie innego. Padło też wtedy jakoś na drugim spotkaniu czy ja kiedykolwiek myślałem o wyprowadzce gdzie indziej na co ja wtedy odparłem, że na tamten moment nie widzę takiej możliwości. Muszę w tym miejscu dodać, że w tamtym czasie miałem bardzo ciężką sytuację osobistą związaną z ciężką chorobą bliskiej mi osoby więc wtedy nawet takie myśli rzeczywiście nie wchodziły w grę.
Począwszy od drugiego spotkania podjąłem oczywiście próby prowadzenia tej relacji na właściwy tor romantyczny okazując D., że mi się podoba czy próbując eskalować dotyk zaczynając delikatnie od przytulenia na powitanie i pożegnanie, niby przypadkowego dotknięcia na objęciu czy przytuleniu kończąc. I wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości – reakcje D. na moje czułości były… mocno obojętne. To znaczy nie broniła się przed tym, nie odtrącała mnie, ale też w żaden sposób tego nie odwzajemniała. Po prostu dało się wyczuć, że coś tutaj nie do końca pasuje. Na drugim spotkaniu co może być też istotne powiedziała mi najpierw, że „jej chłopakiem nie zostaje się od razu”, a nieco później zapytała czy gdyby nie chciała ze mną wchodzić w relację miłosną to czy zerwałbym z nią kontakt czy jednak mógłbym go utrzymać. Apogeum natomiast przyszło na trzecim spotkaniu na którym postanowiłem chwycić ją za rękę. Nie wyrwała jej od razu, ale wyraźnie widać było że coś nie gra i po dłuższej chwili puściła ją tłumacząc się prostą wymówką.
Na drugi dzień po tym mocno skonsternowany postanowiłem wprost zapytać ją o to zaobserwowane zachowanie, czy może ja robię coś źle, czy robię coś może za szybko, czy mam w ogóle u niej jakieś szanse, itd.
Odpowiedzią była znana i wyświechtana formułka o tym, że szans u niej nie mam, ale jakim to jestem mądrym, fajnym, z poczuciem humoru dobrym człowiekiem i jakie to szczęście będzie miała kobieta która ze mną będzie i że ona rozumem wybrałaby mnie, ale tym razem pokieruje się sercem. Stwierdziła też, że żałuje tylko że nie powiedziała mi tego już wcześniej. Na koniec padło też oświadczenie, że ona mimo wszystko nie chce tracić ze mną kontaktu. Ja oczywiście kierując się doświadczeniami z przeszłości i posiadając już wystarczająco dużo dobrych koleżanek i przyjaciółek na propozycję nie przystałem i kontakt całkowicie zerwałem.
Część druga
Od opisanych wyżej wydarzeń minęło kilka miesięcy kiedy przez całkowity przypadek natknąłem się na D. idąc przez miasto. Oboje uśmiechnęliśmy się na sam swój widok kiedy się mijaliśmy i jako że oboje nie mieliśmy czasu wtedy przystanąć postanowiłem się do niej później odezwać. Początkowo zamierzałem po prostu napisać, że miło było ją zobaczyć, przekazać pozdrowienia i tyle. No ale od słowa do słowa zaczęliśmy znowu ze sobą pisać. W trakcie rozmowy w pewnym momencie temat zszedł na to dlaczego właściwie mnie „pogoniła” kilka miesięcy wcześniej – napisała, że nie zrobiłem nic złego eskalując kontakt fizyczny na drugim i trzecim spotkaniu, ale ona poczuła że to dla niej zbyt szybko (czemu nie powiedziała tego wtedy tym bardziej, że wprost ją o to właśnie zapytałem?) bo ona musi dobrze kogoś poznać i długo się aklimatyzuje z nową osobą w jej życiu, a także, że głównym powodem jej decyzji była moje wykluczenie jakiejkolwiek możliwości przeprowadzki do innego miasta w przyszłości. Na co ja odpowiedziałem, że odnośnie zwolnienia tempa „poznawania się” wystarczyło po prostu porozmawiać, a odnośnie wyjazdu że jeśli oczekuje takich deklaracji od prawie obcego faceta to jest niepoważna, ale że przecież niczego nie można wykluczać zależnie od tego jak znajomość się rozwinie. Nie odniosła się do tego wprost i na tym ten temat został ucięty. Zdecydowałem się wznowić tą znajomość, nic sobie nie obiecując i na nic nie licząc zobaczyć jak to będzie wyglądać. Postanowiłem też jednak w żaden sposób nie ukrywać się w żaden sposób z tym, że D. mi się podoba i czego chciałbym od tej znajomości. Od tamtej pory w przeciągu tygodnia spotkaliśmy się już trzy razy, a ja otwarcie okazuję D. swoje zainteresowanie poprzez flirt i gesty na spotkaniach – właściwie poza chwytaniem za rękę i całowaniem (biorąc pod uwagę co mi zakomunikowała na temat rzekomych powód dania mi kosza wcześniej postanowiłem nie eskalować zbyt szybko bardziej intymnych gestów) – obejmuję ją, przytulam, pomiziam czule po ręce czy po plecach. Wiele razy otwarcie jej powiedziałem jak bardzo mi się podoba. Sama D. w dalszym ciągu dalej nie odwzajemnia raczej tych gestów, ale nie okazuje aby jej to przeszkadzało czy wywoływało dyskomfort. Jedyne co się na pewno zmieniło to przywitanie i pożegnanie – na pewno nie stoi już obojętnie kołek jak kiedyś tylko faktycznie się przytula. Flirt podejmuje, ogólnie mamy podobne poczucie humoru więc jest nam ze sobą zawsze bardzo wesoło, za wyjątkiem kiedy próbuję przejść na bardziej jednoznaczny seksualny podtekst – wtedy mam wrażenie dość szybko taki flirt wygasza. Ogólnie mam czasem wrażenie tak jakby czasem nie była czegoś do końca pewna, a czasem grała taką niedostępną, nie do zdobycia. Nie mówię, że nawet mi się to w pewnym sensie nie podoba, ale czasem nachodzą mnie też wątpliwości. Ogólnie swój wyjazd o którym wspominała już podczas tego pierwszego epizodu z różnych przyczyn odsunęła w czasie do połowy przyszłego roku. Często jednak o nim wspomina i tutaj pojawia się u mnie pewien dysonans. Bo z jednej strony momentami zachowujemy się tak jak byśmy byli parą, ale z drugiej jak ona opowiada o tych swoich planach to tak jakby w ogóle nie brała w nich pod uwagę mnie. I żeby nie zostać tu źle zrozumianym – to jasne, że z człowiekiem którego zna się bagatela kilka tygodni nie omawia się na poważnie tak poważnych kwestii jak wspólny wyjazd czy zamieszkanie. Ale ja na przykład mimo to myślę czasem czy byłbym w stanie się wyprowadzić jeśli kiedyś rzeczywiście by coś między nami było, czy nawet nie zaproponować w odpowiednim momencie wprowadzenia się do mnie kiedy skończy jej się umowa w obecnym mieszkaniu. No po prostu dopuszczam jakąś ewentualność, że być może będę musiał dla niej zmienić to swoje życie. A z jej strony to po prostu tak wygląda jakby ona w ogóle choć hipotetycznie nie zastanawiała się nad moją obecnością w jej przyszłym życiu.
Biorąc pod uwagę to co mi powiedziała o rzekomych powodach dania mi kosza kilka miesięcy wcześniej nie chcę podejmować tych tematów otwarcie zbyt szybko, ogólnie doszedłem początkowo do wniosku, że dam tej relacji czas na luzie maksymalnie do końca roku i wtedy ewentualnie spróbuję poważniej porozmawiać na temat przyszłości o ile coś się w ogóle z tej relacji się rzeczywiście wyklaruje. Tyle, że co chwila rodzą mi się nowe wątpliwości. Czy to faktycznie zmierza w dobrą stronę? Czy ona faktycznie potrzebuje po prostu więcej czasu i dlatego jest taka powściągliwa? Czy aby mnie czasem nie wykorzystuje (chociaż to akurat raczej odrzucam bo nie pasuje mi charakterem do osób wyrachowanych, ale przecież nigdy nic do końca nie wiadomo)? Bo biorąc pod uwagę moje zachowanie względem niej niemożliwym chyba jest żeby ona nie była świadoma co niej czuję i jak ją postrzegam.
Co wy patrząc z boku o tym wszystkim myślicie? Jak to dla was wygląda?