Czytając Wasze opinie uważam, że chyba najbardziej w sedno oceniając moje odczucia trafiła Ulle.
Po rozwodzie chciałem poznać kogoś z kim stworzyłbym rodzinę. Może nie w sensie mieć dzieci itp., bo uważam, że na dzieci jest w życiu czas a mój już przeminął.
Ale w sensie miłości, dbałości, oddania. Nie chodzi o majątek jako taki. Nie pragnę „połowy królestwa” bo ani na to nie zasłużyłem ani go nie chce.
Powiem szczerze – gdyby mojej partnerce coś się stało to nie mieszkałbym w jej domu. Po co mi 300m2 chata z ogrodem pełnym drzewek, krzewów, tui, basenu i innych bzdet? Wiecie, ile to pracy, pieniędzy by to utrzymać, jeśli nie ma się siły samemu to obrobić?
Owszem, mieszkam w domu, na który nie było by mnie stać ale czy myślicie, że jeśli byłoby mnie stać to bym sobie taki sprawił? Nigdy w życiu…Dom ma być dla człowieka a nie człowiek dla domu….
Inna sprawa, że to co daje, moje umiejętności dające mi możliwość zastąpienia elektryka, hydraulika, informatyka, mechanika itp. są w dzisiejszych czasach na wagę złota.
I nie mam problemu by to z siebie dać. Ale po zachowaniach mojej partnerki pokazującej mi kim dla niej jestem – nie mam najmniejszej ochoty dawać z siebie więcej niż „czynności domowe”.
I tak wewnętrznie to czuję ogromną złość…Na nią, na sytuację. Bo moglibyśmy żyć jak pączki w maśle – oboje w podobnym wieku, oboje zdrowi, ona ma dorosłą córkę, ja akurat nie mam dziecka, oboje bez długów, z dobrą pracą, oszczędnościami…żyć nie umierać…
Ale trudno żyć z kimś, kto nie ma ochoty mieć wspólnej wizji, kto chce żyć z dnia na dzień, bo tak jej dobrze, kto nie chce żadnych zobowiązań by się maksymalnie zabezpieczyć. Trudno się dla kogoś takiego starać nawet jeśli chciałoby się dać z siebie więcej. Mam wiele pomysłów na to co mógłbym jeszcze zrobić – jakąś drewutnie na drewno kominkowe, wyszykować warsztat z prawdziwego zdarzenia itp., itd., ale po co? Dla kogo? Dla kogoś kto „kocha” tylko to, że jestem przydatny?
M!ri napisał/a: To zależy z jakiego powodu ktoś wchodzi w związek. Jeżeli z miłości to oczywistym jest że po śmierci chcę aby moja druga połówka, najważniejsza osoba w moim życiu, dziedziczyła po mnie.
Natomiast jeżeli ktoś jest z kimś tylko z wygody / aby nie być samotnym to zaczyna się pilnowanie swojego...
To bardzo trafne spostrzeżenie…Uważam, że ja wszedłem w ten związek z miłości a moja partnerka z wygody. Jak się ma duży dom/ogród/gospodarstwo rolne – trudno to utrzymać samotnej kobiecie.
Niestety widząc jej „zagrania” pokazujące jak bardzo mnie „kocha” niestety w myśl zasady „wchodzisz między wrony krakaj jak i one” zacząłem być jak ona – wygoda (ugotowane, uprane, jest do kogo zagadać, z kim na wakacje pojechać) ale zacząłem pilnować swego – w tym wypadku szukania własnego lokum i rozważania związku tylu LAT. Chociaż mam pełną świadomość, że po wyprowadzeniu się jej powód by być ze mną „wyprowadzi się” wraz ze mną.
Kaszpir007 napisał/a:Pani ten dom dostała od rodziców więc nie musiała harować aby sie tego dorobić.
Prawda jest taka że kiedyś często na wsiach ludzie budowali wielkie domu 300-500m2 bo myśleli że kiedyś ich dzieci zamieszkają razem z nimi. Np. jedno dziecko na jednym piętrze , drugie na drugim.
Budowali w czasach gdy nikt nie patrzył na energooszczędnosć bo węgiel był bardzo tani.
Takie domy sprzedawane są za grosze i często idą do wyburzenia , bo obecnie ludzie patrzą na koszty utrzymania ...
U tej Pani tak samo. Została w spadku wielki koszmarny w utrzymaniu dom. Jak jej nie stać to powinien zostać sprzedany i powinna kupić mniejszy dom na jakiego utrzymanie będzie ją stać a nie pasożytować na Franku.
On jest parobkiem i utrzymuje ten dom.
Co do Franka to sądzę że on wiem że ona KOCHA jego pieniądze i jego pracę i że zakup mieszkania i wyprowadzka i jedynie spotykanie się i spędzanie miło czasu dla niej będzie nieakceptowalne.
Dlatego ona NIGDY nie mogła znaleźć, bo każdy facet jak wyczuł o co jej chodzi dawał nogę ..
Aż poznała Franka ...
Częściowo prawda – dom duży, ogrzewany węglem woda z elektrycznego bojlera. Ekonomiczny koszmar. Ale moja partnerka zarabia kilkadziesiąt tysięcy na rękę miesięcznie – stać ją na utrzymanie nawet gdyby musiała to robić sama. A że jestem ja to idzie 50/50…Zatem nie potrzebuje moich pieniędzy tylko mojej pracy. Ja daję, bo uważam, że niczyim utrzymankiem nie będę. Fakt, faktem – ja jestem z nią najdłużej, z mężem rozwiodła się ponad 25 lat temu po 2 latach małżeństwa a przede mną miała 2 kilkumiesięczne związki. Zatem te 6 lat razem to jej najdłuższy związek. No i nie ukrywam, że w jej przypadku, w przypadku kogoś kto zarówno dom jak i gospodarstwo dostał, na nic nie zapracował, słowa „A Ty coś dołożyłeś do budowy tego domu” brzmią tak jakoś słabo...Co nie zmienia faktu, że oczywiście nie przyczyniłem się do powstania tego majątku.
Nowe_otwarcie napisał/a: Jeden aspekt tej sprawy polega na tym że jeśli kobieta jest NAPRAWDĘ urodziwa i przebojowa, to często uważa że może sobie pozwolić na bycie (za przeproszeniem) suką i nie grożą jej za to koszty, które by odczuła. Ona uważa że pewne rzeczy jej się po prostu należą, od faceta i od świata. Chociaż nieraz zdarza się że owa kobieta się przeliczy... Tak więc jeśli zapytasz kobietę autora, to pewnie odpowie: "To niech spierdala, dziesięciu czeka na jego miejsce!".
O ile znam moją partnerkę to gdybym powiedział, że odchodzę to taka byłaby jej reakcja…Wiedziałaby, że dużo traci, ale w życiu by tego nie okazała. Ona sama twierdzi, że „ma na wszystko wyjebane…”. Taki typ…
Tylko osobiście uważam, że jestem gatunkiem wymarłym i szybko takiego osła z takimi umiejętnościami nie znajdzie. Jeśli w ogóle…
Nowe_otwarcie napisał/a: A teraz druga kwestia: punkt widzenia faceta. Widzisz, takie babki mają w sobie coś toksycznego, co przyciąga. Facet może wiedzieć że go to wyniszcza, ale podświadomie go to przyciąga; zwłaszcza jeśli to kobieta na takim poziomie że zazdroszczą mu jej faceci w otoczeniu; im wyższy jest ten poziom, tym więcej facet jest w stanie znieść zanim powie DOŚĆ. Natomiast gdy już ten czar związany z bliskim przebywaniem opadnie, to facet widzi jej wady z ostrością godną wzroku jastrzębia.
Bardzo słuszna uwaga…Niestety taka już ludzka natura, że czujemy się „dowartościowani” atrakcyjną partnerką czy partnerem… Można z tego mieć polewkę ale popatrzcie na ludzi bogatych – odstrzeliwują sobie chaty jak z amerykańskiego filmu a czy naprawdę potrzebują takich domów? Skąd – wszystko na pokaz, bo „kto bogatemu zabroni”.
Ja tak czy siak mieszkanie sobie kupię. Raz by jednak uciec przed inflacją a dwa – by mieć coś swojego. Nawet jeśli moja partnerka tego nie okaże, to zapewne nie będzie miała już takiego poczucia „władzy” wiedząc, że mogę się w ciągu dnia wynieść na swoje. Czy się wyniosę? Cóż, tego nie wiem, bo nasza codzienność jest mimo wszystko fajna (gdy nie porusza się tematów finansowo-majątkowych). Ale zawsze mając swoje mieszkanie na jej żądanie „Powiąż drutem tuje w ogrodzie bo wiatr je potargał – weź drabinę i je zwiąż do kupy” ja mogę z uśmiechem odpowiedzieć „Nie ma sprawy, ale przy okazji – trzeba w moim mieszkaniu pomyć okna i podłogi zatem ja zrobię tuje a Ty pomyj mi okna” 