Hej. Od kilku dni zmagam się z falami złości kierunkowanej do byłego, przeplatane ze współczuciem dla siebie. Dużo wspomnień wychodzi na wierzch, takich, które gdzieś głęboko zakopalam, w których byłam traktowana źle. Daję temu upust, chociaż już mnie to zaczyna męczyć. Zastanawiam się jak to jest, że się na to godziłam, że trwałam w tym tak długo. Chciałabym też wykrzyczeć byłemu wszystkie żale, powiedzieć mu że wiem dużo więcej co o mnie mówił, czy robił za moimi plecami, czego oczywiście zrobić nie mogę. Jestem na niego taka zła. Nie ma we mnie na ten moment żadnego przebaczenia (mimo, że jakiś żal się tam tli dalej).
Poczytaj sobie o etapach żałoby po rozstaniu, jest ich 5: zaprzeczenie (wyparcie), gniew (złość), targowanie się, depresja (przygnębienie), akceptacja. Twoja złość jest więc naturalnym etapem. Te etapy mogą wracać, kotłować się, występować w różnej kolejności, ale w końcu przejdą w akceptację. Daj tej złości wybrzmieć, choć może lepiej nie bezpośrednio do adresata, bo lepiej się z nim nie kontaktować, by nie podsycać złości, ale możesz spisywać swoje słowa do niego w formie listów i targać je na kawałeczki. Może taka forma ekspresji Ci pomoże.
Dobry wieczór,
Piszę do was, bo chyba po prostu potrzebuję kontaktu i przestrzeni dla swoich żali. U mnie raz lepiej, raz gorzej, ale ostatnie kilka dni znowu ciężko. Dużo rozmyślam nad życiem, i tym co dalej. Przyjechałam tu z nim tę rodzinę budować, teraz czuję się max samotnie. Mija właśnie szósty miesiąc od rozstania, i czwarty odkąd nie mieszkamy razem. Mam wrażenie, że to tak strasznie długo... A czy jest lepiej? No nie wiem. Nie lubię nowego mieszkania, tęsknię za moim ogrodem. Za nim w jakimś stopniu też. Jak bardzo jest to chore z mojej strony? Jak ja mogę za nim tęsknić po tym wszystkim? Były wysyła wiadomość mniej więcej raz na tydzień, niby dotyczące spraw organizacyjnych, ale tak naprawdę nie są one potrzebne. Ostatnia wiadomość z jego strony to informacja, że u niego krucho z kasą, chyba chciał pożyczyć, ale spotkał się ze ścianą z mojej strony. Z głupoty weszłam na jego instagram, czego bardzo żałuję. Facet wygląda jakby rozkwitał, robi rzeczy, na które ja go namawiałam, a on nigdy nie chciał. O co w tym chodzi? I po co ja się w ogóle nad tym zastanawiam. Czuję się jak ostatnia idiotka i jestem zła na siebie, za to wszystko co czuję. Mam 28 lat i przeżywam kolejne rozstanie. Naprawdę myślałam, że to będzie już ten ostatni
W tym wszystkim chodzi o to, że Ty wcale nie chcesz zakończyć relacji z nim.
Nie podejmujesz żadnych wysiłków, czy choćby logicznych kroków w tym kierunku, za to skrupulatnie dbasz o utrzymywanie kontaktu, karmienie złudzeń i pielęgnowanie poczucia więzi.
Niestety generalnie w wielu sytuacjach jest tak, że zmiany nie dokonują się same.
Dlaczego tak uważasz? Ja myślę całkiem odwrotnie. Robię dużo, żeby całkiem się odciąć, mimo, że w ciągu ostatniego miesiąca zrobiłam dwa błędy. Wiem, że to może wyglądać z perspektywy że nie chcę go blokować, ale ja poważnie jeszcze nie mogę. Mamy jeszcze otwarte dwie sprawy finansowe, na całkiem sporą kwotę, za większość on musi zapłacić. Dopóki nie będę miała od niego potwierdzenia przelewu, dopóty nie mogę go zablokować na tym ostatnim kanale dostępu, jakim są smsy. Nie zaryzykuję teraz blokiem, bo się zwyczajnie boję, że on wtedy nie zapłaci czegoś, co musi, a jest to na moje nazwisko niestety. Od mojego ostatniego złamania z odpisaniem mu te dwa tygodnie temu, już tego nie robię. Z tym instagramem dzisiaj nie wiem co mi odpaliło, bo tam nie byłam już z miesiąc. Potwierdziłam sobie tylko, że blok i nie oglądanie go w ogóle to dobry pomysł. Nie zmienia to faktu, że ta cała sytuacja nie daje mi spokoju. Widzisz, to nie jest moje pierwsze rozstanie, ale pierwsze z toksykiem. Z moim przedostatnim byłym rozstaliśmy się jakoś normalnie, mimo, że też mieszkaliśmy razem. Spotkaliśmy się nawet po koleżeńsku kilka razy, czy wymieniliśmy jakąś miłą wiadomość, on ma teraz żonę i córeczkę, a ja jestem szczęśliwa że mu się poukładało. Ale ani razu po rozstaniu nie miałam wrażenia, że to jest inny człowiek. Z ex czuję, jakbym go nigdy nie znała. Przecież ja go znam ponad TRZY lata. Jak go widziałam ostatni raz, to czułam się jakby to byl ktoś zupełnie inny, całkiem obcy. Czy to znaczy, że ta wersja "dla mnie" w ogóle nie istniała? Jeśli istnieje, to która jest prawdziwa? Tego typu pytania krążą mi po głowie, jak je ucinam to wracają z większą siłą.
Dlaczego tak uważasz?
Cięgle dążysz do jakiejś formy kontaktu. Czekasz na to z niecierpliwością.
Mamy jeszcze otwarte dwie sprawy finansowe, na całkiem sporą kwotę, za większość on musi zapłacić. Dopóki nie będę miała od niego potwierdzenia przelewu, dopóty nie mogę go zablokować na tym ostatnim kanale dostępu, jakim są smsy. Nie zaryzykuję teraz blokiem, bo się zwyczajnie boję, że on wtedy nie zapłaci czegoś, co musi, a jest to na moje nazwisko niestety.
A sama piszesz: "Ostatnia wiadomość z jego strony to informacja, że u niego krucho z kasą, chyba chciał pożyczyć"
Od mojego ostatniego złamania z odpisaniem mu te dwa tygodnie temu, już tego nie robię. Z tym instagramem dzisiaj nie wiem co mi odpaliło, bo tam nie byłam już z miesiąc. Potwierdziłam sobie tylko, że blok i nie oglądanie go w ogóle to dobry pomysł. Nie zmienia to faktu, że ta cała sytuacja nie daje mi spokoju.
Nie możesz pozwolić sobie na jakiekolwiek załamania.
Widzisz, to nie jest moje pierwsze rozstanie, ale pierwsze z toksykiem.
To nie tylko toksyk. Tam są jeszcze inne rzeczy.
Z ex czuję, jakbym go nigdy nie znała. Przecież ja go znam ponad TRZY lata. Jak go widziałam ostatni raz, to czułam się jakby to byl ktoś zupełnie inny, całkiem obcy. Czy to znaczy, że ta wersja "dla mnie" w ogóle nie istniała? Jeśli istnieje, to która jest prawdziwa? Tego typu pytania krążą mi po głowie, jak je ucinam to wracają z większą siłą.
Przez tyle lat nosił maskę. Prawdziwej twarzy pewnie nigdy nie zobaczysz.
Pomyśl o kilku spotkaniach z psychoterapeutą, by pookładać sobie w głowie.
Zakończ z nim sprawy i zablokuj całkowicie.
Dlaczego tak uważasz?
Dlatego, że rozbijasz na atomy każdą jego próbę kontaktu. On pisze, a u Ciebie to uruchamia machinę rozmyślań - pewnie nie ma tego, a ma tamto, pewnie chce czegoś, pewnie czegoś nie chce. Może on siamto, może on owamto.
Wiem, że to może wyglądać z perspektywy że nie chcę go blokować, ale ja poważnie jeszcze nie mogę.
Możesz, możesz. Tylko nie chcesz.
Mamy jeszcze otwarte dwie sprawy finansowe, na całkiem sporą kwotę, za większość on musi zapłacić.
Domyślam się, że na te dwie otwarte sprawy finansowe są jakieś dedlajny jak to zwykle z finansami bywa? Możesz więc śmiało zablokować go do tego czasu.
Dopóki nie będę miała od niego potwierdzenia przelewu, dopóty nie mogę go zablokować na tym ostatnim kanale dostępu, jakim są smsy. Nie zaryzykuję teraz blokiem, bo się zwyczajnie boję, że on wtedy nie zapłaci czegoś, co musi, a jest to na moje nazwisko niestety.
Jeśli zobowiązanie/ dług jest na Ciebie, to jasnym jest, że możesz się już pożegnać z myślą o tym, że Twój ex będzie w tej spłacie partycypował. To, czy go zablokujesz, odblokujesz, czy będziesz do niego pisać, ile razy będziesz pisać - nie ma żadnego wpływu na to, że on ten dług ureguluje w wymaganym terminie. Lepiej zacznij zbierać środki na te spłaty. To, że z nim piszesz, rozmawiasz i utrzymujesz kontakt, nie ma żadnego realnego wpływu na to, że on te pieniądze odda w terminie. Najmniejszego nawet. Dodatkowo mocno czerwoną flagą w tej kwestii, jest też coś, co napisałaś we wcześniejszym poście -
Ostatnia wiadomość z jego strony to informacja, że u niego krucho z kasą
Chodzi o to, że jego uczciwość w temacie wspólnych rozliczeń powinna wynikać z jego moralności i charakteru, a nie być warunkowana tym, że podtrzymujesz z nim kontakt.
Od mojego ostatniego złamania z odpisaniem mu te dwa tygodnie temu, już tego nie robię. Z tym instagramem dzisiaj nie wiem co mi odpaliło, bo tam nie byłam już z miesiąc.
Robisz to, bo każda najdrobniejsza nawet forma kontaktu z nim - triggeruje Cię. I chcesz więcej. I szukasz więcej.
Nie zmienia to faktu, że ta cała sytuacja nie daje mi spokoju. Widzisz, to nie jest moje pierwsze rozstanie, ale pierwsze z toksykiem. [...] Ale ani razu po rozstaniu nie miałam wrażenia, że to jest inny człowiek. Z ex czuję, jakbym go nigdy nie znała. Przecież ja go znam ponad TRZY lata. Jak go widziałam ostatni raz, to czułam się jakby to byl ktoś zupełnie inny, całkiem obcy. Czy to znaczy, że ta wersja "dla mnie" w ogóle nie istniała? Jeśli istnieje, to która jest prawdziwa? Tego typu pytania krążą mi po głowie, jak je ucinam to wracają z większą siłą.
Nie, nie znałaś go. Nie da się poznać naprawdę człowieka, który jest uzależniony, toksyczny, czy zaburzony, bo nie tylko otoczenie, ale nawet on sam nie wie kim jest i jaki jest naprawdę. U takich ludzi każda ich wersja jest prawdziwa i każda ich wersja jest jednocześnie nieprawdziwa.
Problem polega na tym, że kolejna analiza jego osobowości, charakteru, intencji - nie zmienia absolutnie niczego w Twojej sytuacji. Jeśli był prawdziwy takim, jakim go czasem widziałaś, czyli opiekuńczy, kochający - czy to zmieniłoby cokolwiek w tym, gdzie teraz jesteś i jak się czujesz? NIE.
Jeśli był prawdziwy takim, jakim go czasem widziałaś, czyli niedostępny, zdystansowany, oschły - czy to zmieniłoby cokolwiek w tym, gdzie teraz jesteś i jak się czujesz? Również NIE.
Przez cały czas trwania Waszej relacji osadziłaś go w centrum i własnego i w ogóle wszelkiego wszechświata, wokół którego kręciły się wszystkie Twoje działania, uczucia i starania. Teraz to centrum wszechświata zniknęło, a Ty nie wiesz co robić i starasz się zatrzymać chociaż substytuty i okruchy tego co było. To dlatego trzymasz się kontaktu z nim i wymyślasz preteksty do tego, żeby ten kontakt podtrzymywać. A im bardziej ten kontakt masz, tym gorzej się czujesz i koło się zamyka.
Nie, nie znałaś go. Nie da się poznać naprawdę człowieka, który jest uzależniony, toksyczny, czy zaburzony, bo nie tylko otoczenie, ale nawet on sam nie wie kim jest i jaki jest naprawdę. U takich ludzi każda ich wersja jest prawdziwa i każda ich wersja jest jednocześnie nieprawdziwa.
Ale mi to dało do myślenia. Masz kompletnie rację, przez ostatnie lata on był centrum wszechświata, a ja teraz nie wiem co mam ze sobą zrobić. Nigdy nie umiałam żyć dla siebie, robić to co ja chcę, czuć się dobrze w swoim towarzystwie. Ja sama nie wiem, kim jestem naprawdę.
Ja sama nie wiem, kim jestem naprawdę.
więc masz teraz okazję się przekonać kim jesteś
miłego odkrywania
Chciałam tylko dodać, że ten wątek jest dla mnie bardzo pomocny, i dziękuję za wasze odpowiedzi. Szczególnie jak mam gorszy moment i zaczynam czytać swoje własne posty, zaczynam odczuwać te same emocje, które były prior genezą. To mocno pomaga, bardzo wyraźnie widzę jak głowa próbuje pozamiatać negatywne skojarzenia, a wyciąga na wierzch te słodkie. Wystarczy, że przeczytam takiego posta, a emocje wracają i dają mi siłę.
Dracarys, Farmer, dzięki że już tu odpowiadacie mi od miesiąca
Trzymaj się, bo wiem, że jest ciężko, ale dla własnego dobra nie możesz odpuścić.
77 2023-04-23 01:03:14 Ostatnio edytowany przez myciek27 (2023-04-23 01:11:09)
Niech zgadnę u Ciebie tez cos było nie tak w domu? Któreś z rodzicow z problemem alkoholowym albo Ty z poczuciem wartości równym minus 1000. Stąd ta misja ratowania ćpuna i agresywnego człowieka podlewana przekonaniem ze na nikogo lepszego nie zasługujesz.
W sedno.
Zdrowa kobieta nie bierze sobie za partnera ćpuna. Zdrowa kobieta nie bierze za partnera alkoholika. Zdrowa kobieta nie udaje, że deszcz pada jak ktoś pluje.
Zdrowa kobieta nie myśli, że kogoś zmieni. Zdrowa kobieta ucieka jak coś ją rani, bo wie, że nie ma nic ważniejszego jak jej zdrowie fizyczne i psychiczne.
Spotkało się dwóch zaburzonych ludzi i zrobiło sobie jeszcze większe kuku niż przed związkiem.
Idź na porządną terapię autorko tematu, bo Twoje poczucie własnej wartości jest tak jak napisane wyżej na minus 1000 poziomie.
Moja rada, taka życiowa. Zrób sobie przerwę na związki. Długą przerwę, nawet rok. Im bardziej czujesz samotność, depresję związaną z brakiem drugiej osoby tym bardziej nie powinnaś szukać związku.
Życiowe. Sprawdza się w 95% przypadków. Jak przestaniesz odczuwać pustkę. Jak przestaniesz czuć samotność. Polubisz własne towarzystwo i pokochasz siebie. Dopiero wtedy będziesz mogła pokochać drugą osobę.
Dopiero wtedy znajdziesz odpowiedniego kandydata na partnera. Aktualnie przyciągasz ludzi podobnych do siebie (zaburzonych) i tak to się kończy i będzie kończyć dopóki się nie uleczysz.
Zdrowa kobieta nie bierze sobie za partnera ćpuna. Zdrowa kobieta nie bierze za partnera alkoholika. Zdrowa kobieta nie udaje, że deszcz pada jak ktoś pluje.
Zdrowa kobieta nie myśli, że kogoś zmieni. Zdrowa kobieta ucieka jak coś ją rani, bo wie, że nie ma nic ważniejszego jak jej zdrowie fizyczne i psychiczne.Spotkało się dwóch zaburzonych ludzi i zrobiło sobie jeszcze większe kuku niż przed związkiem.
Idź na porządną terapię autorko tematu, bo Twoje poczucie własnej wartości jest tak jak napisane wyżej na minus 1000 poziomie.
Wiesz, dużo o tym myślałam i myślę, szczególnie po zakończeniu związku, "jak do tego doszło". Jak go poznałam to nie wiedziałam o tych wszystkich problemach, z narkotykami itd. On zaczął się otwierać w momencie, kiedy już byłam zakochana w nim po uszy. Poznaliśmy się w pracy, a on był odpowiedzialnym, mega uroczym facetem. Od samego początku traktował mnie inaczej, dbał o mnie, był mega zabawny, uśmiechnięty. Pamiętam, że po pierwszych randkach myślałam "wow, on będzie moim mężem", bo właśnie tak czułam, że poznałam bratnią duszę. Uroczy, czuły, zabawny, wspaniały seks. Pierwsze informacje, które się pojawiały były o rodzinie z problemem alkoholowym, ale wiesz, większość moich znajomych ma ojców alkoholików... Ja nawet nie zauważyłam, kiedy on się wprowadził, byliśmy nierozłączni. Całe noce rozmów i wspaniałego seksu, jeszcze nigdy nie czułam takiej bliskości i jedności z kimś. Jedność ciał i dusz. Pierwsze kłótnie zaczęły się pojawiać bardzo szybko, ale to był powiedzmy jeden słaby dzień, a potem wspaniały miesiąc. Po kłótniach on przepraszał, płakał, obiecywał że to już ostatni raz, że idzie na terapię. Pamiętam jak chciałam odejść na początku, właśnie przez kłótnie, siedziałam wtedy, a on ukląkł, złapał mnie za kolana i płakał. Zaczął terapię, a ja wierzyłam że będzie lepiej. Dopóki mieszkaliśmy u mnie było całkiem ok, zaczęło się robić gorzej jak razem wyjechaliśmy, on chyba poczuł, że teraz nie będzie tak łatwo go porzucić, bo jesteśmy za granicą sami. Dobre dni były coraz krótsze, a złe się wydłużały. Ale im było gorzej, tym on był potem bardziej kochany. Mówił, mi, że on ma problemy, że jest zaburzony, ale nigdy by mi nie zrobił krzywdy, że robi wszystko dla mnie, że jestem wszystkim dla niego. A ja myślałam "no przecież my się tak kochamy, jak mogłabym go zostawić z tym wszystkim samego". Sama próbowałam zachowywać się w każdy sposób na te jego kłótnie. Próbowałam nie reagować, wychodzić z pokoju, wychodzić z domu, odpowiadać spokojnym głosem, albo w niej uczestniczyć. Zaczął kolejną terapię, było dużo lepiej przez chwilę. Zaczęliśmy robić ćwiczenia z komunikacji, pisać do siebie listy, on przestał krzyczeć, było lato, wakacje, dużo dużo dobrego, nawet się wstępnie oświadczył (wstępnie, bo bez pierścionka, bo na razie nie ma kasy:)). A potem powoli od września wszystko wróciło. Zauważyłam, że ja nie chcę już do niego mówić, bo się boję kłótni. Zauważyłam, że nie chcę już nawet nic robić, bo źle gotuję, bo palę czosnek, albo nie sprzątam dokładnie, albo zapomniałam mu kupić salami na tosty, a to były powody do wypominania. Zauważyłam, że nie chcę się już z nim kochać, bo przez kłótnie nie mam ochoty (chociaż do samego końca mieliśmy wspaniały seks). W ostatnich dniach on krzyczał na mnie w domu, a potem wychodził do pracy i pisał smsy, że to się nie może tak skończyć, że to naprawimy, że teraz będzie inaczej. Kiedy ja odpisałam, że mam dość ciągłych huśtawek i dramatycznego życia, że się boję odezwać już, on zaproponował wspólną terapię, tyle że ja wtedy już chyba przekroczyłam tę swoją granicę wytrzymałości. Poczułam, że mnie złamał. W momencie gdy on tylko podnosił głos, ja od razu zaczynałam płakać, nie mogłam tego powstrzymać. Byłam kompletnie rozdarta, a moja głowa szwankowała. On twierdził, że on ma taką ekspresję. Przed rozstaniem ostatnie dwa tygodnie spaliśmy w różnych pokojach, ja wzięłam wolne i bardzo dużo płakałam, nie wychodziłam z pokoju. On na mnie warczał, że mam przestać, był niemiły, oschły, oziębły, krzyczał. A potem wychodził do pracy i znowu pisał te smsy, że jemu tak zależy, że ten związek to najważniejsza rzecz w jego życiu, że mnie tak kocha, że oboje coś od siebie chcemy, ale nie wiemy jak to sobie dać, żeby zacząć terapię itd. Jednego dnia powiedział w kuchni, że jakby miał kasę to dawno by mi kupił pierścionek, przytulił mnie i pocieszał. Kolejnego dostałam pierwszego w życiu ataku paniki, a on zanim mnie przytulił czy uspokoił to najpierw warczał, że mam przestać i mam się zamknąć w końcu. Zerwaliśmy z dwa dni później.
W tej historii chciałam przekazać, że ja nie zdawałam sobie sprawy do samego końca, że jestem w toksycznym związku. Jestem osobą (albo byłam) raczej pewną siebie, dobrze sobie radzę w pracy, miałam bliskich przyjaciół, dobry kontakt z rodziną, dużo oszczędności, spędzałam dużo czasu sama ze sobą, jakieś spacery czy książka na plaży itd. Z natury zawsze ufałam ludziom, zawsze byłam pomocna. Jak go poznałam, to miałam wrażenie "wow, taki świetny facet, tak sobie radzi, słucha, opiekuje się mną, pewny siebie, zabawny, na dodatek taki wrażliwy". Byłam wręcz dumna, bo on mnie wpuścił do tego swojego świata, zwierzył się z tych problemów, pierwsza dziewczyna którą zabrał do domu itd. Teraz jestem wrakiem. Czuję, że nic już nie będzie takie samo. Ja teraz nie ufam moim kolegom z pracy, że mnie lubią. Nie jestem w stanie sobie w ogóle wyobrazić, że mogłabym być w związku jeszcze. Z drugiej strony czuję się okropnie samotna, chciałabym, żeby mnie ktoś przytulił ehh. I tęsknię za swoim uzależnieniem. A on ma już tę jedność dusz i ciał z koleżanką z pracy :)
Powyższe sobie wydrukuj w w chwilach zwątpienia przeczytaj.
Teraz jestem wrakiem. Czuję, że nic już nie będzie takie samo. Ja teraz nie ufam moim kolegom z pracy, że mnie lubią. Nie jestem w stanie sobie w ogóle wyobrazić, że mogłabym być w związku jeszcze. Z drugiej strony czuję się okropnie samotna, chciałabym, żeby mnie ktoś przytulił ehh. I tęsknię za swoim uzależnieniem.
Nie jestem fanem terapii, ale ...
Chodzę na terapię, tak jak już wspominałam. Zaczęłam zaraz po rozstaniu. Chociaż szczerze na razie nie czuję, żeby ona coś zmieniała, może powinnam spróbować znaleźć innego terapeutę.
może powinnam spróbować znaleźć innego terapeutę.
to dobry pomysł
Psychoterapeuta zasugerował też (w sumie drugi, bo to moja druga terapia) psychiatrę i leki. Zaufam jej i tym razem pójdę do tego psychiatry, bo depresja chyba się nasila. Po samym rozstaniu czułam w większości otępienie, teraz to schodzi, wychodzą na wierzch te wszystkie sytuacje, i niestety ale bardzo dużo płaczę i ciężko mi cokolwiek robić. Jestem sceptyczna jeśli chodzi o leki, ale skoro ma to pomóc
Jesteś w takim stanie, że leki muszą pomóc.
Za długo to wszystko już trwa, a zamiast być lepiej jest gorzej.
Szkoda, że nie masz obok siebie kogoś bliskiego, który by ciebie wspierał w ciężkich chwilach.
Niby długo, z drugiej strony on się wyprowadził początkiem stycznia... Więc trzy i pół miesiąca w sumie. Czy to tak długo po takim czasie znajomości, i po takim ładunku emocji? Jest źle, to prawda, ale chyba mimo wszystko trochę lepiej. Myślę, że ja powtarzam teraz te sytuacje w głowie, i analizuję te wszystkie kłótnie, bo nie dałam sobie przyzwolenia na reakcję, kiedy one się działy. Odkopuję jedna po drugiej, i je przeżywam tak jak mam ochotę. Wtedy na nie nie reagowałam, zakopywałam wszystko w sobie, pewnie dlatego dotarłam w tym związku do momentu, że jak on tylko odrobinę podniósł głos to mi od razu leciały łzy. Ja już po prostu nie miałam miejsca na więcej. Nie zmienia to faktu, że wybiorę się po leki.
Nie zmienia to faktu, że wybiorę się po leki.
Dobra decyzja
Dzień dobry,
Przeglądałam dzisiaj inne wątki, i w jednym znalazłam link, który Farmer zamieścił, o cechach ofiar toksyków, od Alexa Barszczewskiego. Te 15 minut filmiku było bardziej otwierające oczy niż moje ostatnie pięć sesji. Jakie to śmieszne, że zawsze nam się wydaje, że nasza sytuacja to jest wyjątkowa i nikt tego nie rozumie, a potem się okazuje, że jest się książkowym przykładem Każdy z punktów, o których mówił Alex, całkowicie do mnie pasuje. Zrobiłam sobie nawet notatki, z przykładami sytuacji, które się wydarzyły. Alex mówił, że empatia to główny wabik na toksyków. Myślę, że nie poznałam bardziej empatycznej osoby od siebie samej. Na samym początku mojej znajomości z ex poszliśmy razem na zakupy, i przed sklepem był jakiś facet z synem na rowerze. Dał temu synowi plecak, mówiąc "trzymaj", a syn go upuścił. Facet zaczął na niego krzyczeć, że nawet nie potrafi ku**a tak prostej rzeczy, że jest beznadziejny itd, a to dziecko po prostu siedzisko z kamienną twarzą. Pamiętam że trochę płakałam i przeżywałam tą sytuację kilka godzin, a były mówił z uśmiechem "widzisz, widzisz, właśnie tak miałem w domu". Taka anegdotka.
Dracarys już mi odpowiedziała wcześniej, na to co teraz napiszę (czyli że odpowiedź nie zmienia nic w sytuacji w jakiej się znajduję), ale zastanawia mnie dlaczego, czy mój były zdaje sobie sprawę z tego, że krzywdzi innych? Czy on to w ogóle jest w stanie zrozumieć? Czy on na serio będzie do końca swojego życia uważał siebie są ofiarę. I jak to możliwe, że ja mam swoją prawdę, a on ma swoją, gdzie przecież przeżywaliśmy oboje ten sam związek.
czy mój były zdaje sobie sprawę z tego, że krzywdzi innych?
prawdopodobnie tak, robi to pewnie celowo
Czy on to w ogóle jest w stanie zrozumieć?
prawdopodobnie tak, ale to go nie obchodzi
Czy on na serio będzie do końca swojego życia uważał siebie są ofiarę.
prawdopodobnie tak, to normalne, tacy ludzie grają całe życie ofiary
(złe dzieciństwo, źli rodzice, źli ludzie w pracy, źli wszyscy ex itd.) Wina nie może być nigdy po stronie takiej osoby.
I jak to możliwe, że ja mam swoją prawdę, a on ma swoją, gdzie przecież przeżywaliśmy oboje ten sam związek.
Prawda jest subiektywna. Ty też patrzysz na związek tylko ze swojej strony.
On kształtuje wspomnienia nawet na potrzeby chwili. Dlatego według niego on nie kłamie, gdy przeinacza rzeczywistość, oni ją tak po prostu widzi. (to dlatego przyjmujesz, że coś się tobie pomyliło)
czy mój były zdaje sobie sprawę z tego, że krzywdzi innych? Czy on to w ogóle jest w stanie zrozumieć?
Zgadzam się z opinią Farmera - również uważam, że on zdaje sobie z tego sprawę, ale ma to totalnie gdzieś. Zupełnie go to nie obchodzi.
Dlatego według niego on nie kłamie, gdy przeinacza rzeczywistość, oni ją tak po prostu widzi. (to dlatego przyjmujesz, że coś się tobie pomyliło)
Ten fragment mi się po prostu nie mieści kompletnie w głowie. Chyba nie jestem w stanie tego zrozumieć
Chyba nie jestem w stanie tego zrozumieć
On żyje w swoim świecie.
Jego postrzeganie świata jest uszkodzone.
Update: dwa dni robiłam ćwiczenia jak się uzdrowić po toksycznym związku itd. Może nawet udostępnię to potem, i potraktuję ten wątek jak swego rodzaju pamiętnik, do którego będę mogła wrócić w gorszych chwilach. Dzisiaj wstałam okrutnie zła, sama nie wiem na co. Wizyta u psychiatry umówiona, także happy pills niedługo
Z ciekawostek, dostałam dzisiaj powiadomienie, że ktoś próbował zalogować się na mojego Facebooka, i poprosił o zmianę hasła
pamiętaj, że kazdy koniec to nowy poczatek
93 2023-04-26 21:41:25 Ostatnio edytowany przez SmutnaDziewczyna007 (2023-04-26 21:43:41)
Czy ktoś mi może powiedzieć jak zakończyć taką toksyczną relację? Tego związku niby już nie ma, a ja dalej w nim tkwię, czuję za niego jakąś chorą odpowiedzialność. Ucięcie z nim kontaktu będzie możliwe, kiedy ja się wyprowadzę z tego domu, za dwa tygodnie. Teraz za dużo nas łączy, dokumenty, umowy, musimy podzielić meble itd itp...
Dużo kobiet które wikłają się w takie rzeczy ma problem ze swoim życiem, a konkretnie z tym że nie mają żadnego. Niektórym łatwiej jest niańczyć dorosłego chłopa wariata i narkomana, niż zastanowić sie nad sensem swojego życia, wyznaczyć sobie jakiś cel. Taki chłopak zajmuje 100% twojej uwagi, dzieki temu nie musisz myśleć o swoich kompleksach, niepowodzeniach zyciowych, stresować się pracą, czy planować jak spłacić kredyt na mieszkanie przed 40tką. Miał byc idealnym męzem, więc wszystkie życiowe troski rozwiązane. Jakoś to będzie. Wystarczy, że uda ci się utrzymac w tym związku i zycie jakoś sobie przeminie. Tak sobie pewnie na początku myślałaś. Idealny rozpraszacz i wymówka zarazem.
Zamiast zastanawiać się co z nim, co on zrobi, co ty masz z nim zrobić itp. polecam zastanowić się co będziesz robić za 5,10,15 lat. Chcesz mieć dzieci? Chcesz mieszkać w mieście czy na wsi? Chcesz mieszkac za granicą czy w polsce?Może chcesz się przebranżowić? Może od zawsze marzyłaś żeby pojechać do ameryki, ale nigdy nie udało ci się odłożyć na to kasy? Chcesz mieć duże grono przyjaciół, czy wystarczy ci że raz na tydzień zadzwonisz do jednej kolezanki?
Wydaje mi się, że wchodząc w ten związek tak łatwo dałaś się wciągnąć w to bagno bo byłas bierna życiowo. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś kto ma jakąś wizje siebie, jakiekolwiek poczucie celu i sensu swojego życia daje się tak zepchnąć do narożnika. Jaka byłaś zanim się poznaliście? Czego wtedy chciałaś? Masz 28 lat, więc pewnie będziesz żyć jeszcze ponad dwa razy tyle. Jak te ponad 30 lat sobie wyobrażasz? Teraz weszłaś w tryb widzenia tunelowego. Widzisz tylko jego i tylko ten związek. Ale jesteś przecież czyjąć córką, koleżanką, wnuczką. Robiłaś rzeczy które sprawiały ci przyjemność zanim się poznaliście, byłas kimś więcej niż tylko dziewczyna szukającą chłopaka, czy męża.
94 2023-04-26 22:30:05 Ostatnio edytowany przez Farmer (2023-04-26 22:31:51)
Dużo kobiet które wikłają się w takie rzeczy ma problem ze swoim życiem, a konkretnie z tym że nie mają żadnego.
Tutaj to nie ten przypadek, a o wiele gorszy.
Poczytaj całość.
[
Tutaj to nie ten przypadek, a o wiele gorszy.
Poczytaj całość.
Jak w takim razie byś opisał mój przypadek? Podbudowujące przeczytać, że jest się takim beznadziejnym przypadkiem :)
Jak w takim razie byś opisał mój przypadek? Podbudowujące przeczytać, że jest się takim beznadziejnym przypadkiem
Twój przypadek, to trafienie na prawdziwego toksyka.
"Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś kto ma jakąś wizje siebie, jakiekolwiek poczucie celu i sensu swojego życia daje się tak zepchnąć do narożnika."
Nieważne jaka byś była pewna siebie, niezależna itd., to taki osobnik potrafi zrównać człowieka z ziemią.
To nie ty się ograniczałaś, to on to robił.
Tylko ten, kto miał do czynienia z toksykiem zrozumie jak ciężko jest z nim żyć i się odciąć.
W jednym z odcinków Alexa Barszczewskiego przedstawia on historię Zbigniewa i Marty, w której ona była stroną toksyczną. Zbigniew pisał, że po rozstaniu ona rozkwitła, że nagle znowu ma zainteresowania, energię itd, że jest taka sama jak wtedy, kiedy ją poznał. Ja czuję to samo. Czytałam od izolowaniu od innych, i zaczęłam się nad tym głęboko zastanawiać. Mój były, jak jeszcze mieszkaliśmy w Polsce, a ja miałam trzy bliskie przyjaciółki i przyjaciela, mówił często rzeczy, że jego wszyscy zawiedli, że on nie ma nikogo bliskiego, tylko mnie, czasami krytykował znajomych, ale nie wprost, bardziej jak "ona jest dziwna", albo był zazdrosny. Gdy się wyprowadziliśmy, i ja próbowałam tu znaleźć znajomych, było podobnie. Zazdrosny o kolegę, czy koleżanka ma na mnie zły wpływ, itd. Kiedy już nie miałam za bardzo znajomych, zaczął mówić o moich rodzicach, że mam z nimi niezdrową relację, albo wmawiał mi że się ich boję, że to dziwne ze tyle rozmawiam z mamą, po co do niej dzwonię. Kiedy on znalazł znajomych, nie chciał mnie w ogóle z nimi poznać, bo to jego przyjaciele, bo on czasami rozmawia o mnie i się żali, i byłoby dziwnie. Kiedy wychodziłam z domu, bo akurat impreza w pracy czy cokolwiek, to on zawsze wtedy brał jakieś piguły, i pił dużo. Skończyło się jak w historii Zbigniewa, ja jestem sama, nie mam nikogo bliskiego, a on całą gromadkę przyjaciół i pocieszycieli, nowe związki, hobby, robi rzeczy na które ja go próbowałam namówić (przykład, nigdy nie chciał wychodzić z domu na głupi spacer, grał w ps, a ja jestem fanką natury. Jak ten tydzień czy dwa temu byłam na jego IG, to ma cały album ze zdjęciami przyrody, z podpisem coś o spacerach). Piszę o tym, bo to wydaje się takie niesprawiedliwe. Tak jak Zbigniew, myślę o tym, czemu nie mógł być taki ze mną. Czuję, że utknęłam, czytam te wszystkie mądre rzeczy i tak ciężko mi uwierzyć, że to wszystko była tylko manipulacja, że on tak naprawdę nigdy mnie nie kochał, tylko byłam mu potrzebna, żeby się nim opiekować, słuchać o jego problemach, żeby załatwiać za niego wszystkie dorosłe rzeczy jak praca, dokumenty, wozić go do lekarzy, na rozmowy, organizować mu czas wolny, i zapewniać rozrywkę, seks, oraz dawkę emocji, kiedy mu było nudno to mógł się ze mną pokłócić i patrzeć jak potem się płaszczę. Pewnie słyszeliście o tej teorii gotującej się żaby, i to jest tak bardzo prawda. Jednego dnia myślisz, że w końcu poznałaś tego jedynego, że w końcu dorosły facet, który będzie partnerem, którego nie trzeba nianczyc, a kolejnego nie masz siły wstać z łóżka, boisz się odezwać, i płaczesz jak tylko on delikatnie podniesie głos, bo wiesz co cię czeka. Co do tego, że dałam się zepchnąć do narożnika... W pracy zarządzam na ten moment około 130 osobami, podejmuję codziennie decyzję na duże kwoty, ogólnie stresująca praca ale bardzo pozytywnie, satysfakcjonująco. W biurze zarządzam w sumie samymi facetami, mamy tylko jedną kobietę oprócz mnie. Jestem całkowicie niezależna finansowo od lat, mam swoje auto, miałam wynajęty piękny dom (ten z którego się wyniosłam), miałam kiedyś hobby. A potem wracałam do domu, a stres mnie dosłownie zżerał, całą drogę myślałam jaki dzisiaj będzie, czekałam gdy go nie było, żeby się przekonać. Nie myślałam o niczym innym, tylko o tym jak będzie, czy dzisiaj będzie mnie kochał czy się kłócił. Mam nadzieję że leki pomogą się wyrwać z tej dziury. Minęło 6 miesięcy, a ja czuję, że dopiero się zaczynam wyłaniać z mgły, wcześniej byłam bardziej otępiała.
Powtórzę:
Tylko ten, kto miał do czynienia z toksykiem zrozumie jak ciężko jest z nim żyć i się odciąć.
Będzie jeszcze dobrze
Będzie? Terapeutka mówi, że mam siebie za bardzo nie naciskać, dać sobie czas, step by step. Ale już minęło 6 miesięcy... Ja czuję na zmianę żal, smutek i wściekłość. Empatię, współczucie (dla niego, i dla mnie, więcej dla mnie) i agresję.
Będzie
Wiecie co się stało? Mówiłam wam już, że mamy do zapłacenia z byłym dwie rzeczy, jedno ja, drugie on. Poza tym wiszę mu jeszcze pieniądze za jeden rachunek, które powiedziałam, że mu oddam, jak zobaczę potwierdzenie przelewu z jego strony, że zapłacił co miał. Całą resztę, czyli kaucję za dom, pieniądze za samochód, inne zobowiązania, wszystko mu zwróciłam w tygodniu jego wyprowadzki. Wczoraj zaczął mi wypisywać wiadomości, mówiąc, że obiecałam mu zwrócić za rachunek jak dostanę kaucję (co jest nieprawdą, mówiłam wyraźnie, że jak się ze wszystkiego rozliczymy), że pogrywam z nim w gierki, że mam się ogarnąć, że chyba oszalałam, straciłam rozum itd itp. Nagrał mi nawet kilka wiadomości głosowych, gdzie podniesionym głosem, prawie krzykiem mi nakazywał przelać mu pieniądze w tej chwili, że mu robię problemy, że on ma długi itd. Odpisałam tylko, że nie dostanie ode mnie żadnych pieniędzy, dopóki nie zobaczę potwierdzenia, bo nie ufam mu, że ten rachunek zapłaci. Nagral jeszcze dwie wiadomości, że on nie jest złodziejem ani oszustem, że przeciez ten rachunek jest na jego nazwisko (nie jest, ma jego zdjęcie i doskonale widać, że na moje, nie wiem czy myślał, że mnie tak nabierze?), że obiecał ludziom że im zwróci pieniądze a ja mu teraz robię takie problemy itd. Zero odzewu z mojej strony. Kiedy wstałam rano i używałam whatsappa, zobaczyłam, że on pisze do mnie właśnie wiadomość. Długą, miałam to powiadomienie "pisze..." przez jakąś minutę. I wiecie co? Zablokowałam go. Po prostu zablokowałam. Odblokuję go dzień przed terminem rachunku, poproszę o potwierdzenie przelewu, jak go nie dostanę to sama zapłacę i zablokuję go na zawsze.
Wczorajsze uczucie we mnie kiedy mi wysyłał te wiadomości... Ja się go po prostu boję, dosłownie. Serce łopocze, ciało zastygło, szum w głowie, łzy w oczach. Zadzwoniłam do mamy, żeby porozmawiać, bo ja przez chwilę nawet się zastanawiałam, że może ja mu to po prostu przeleję, żeby mieć spokój (chciałam wejść w schemat i zrobić cokolwiek, żeby go udobruchać). Mama kategorycznie zabroniła, bo stracę podwójnie pieniądze, a ja wiem, że ma rację, bo wiem że on tego nie zapłaci.
Zablokowałam go. Po prostu zablokowałam. Odblokuję go dzień przed terminem rachunku, poproszę o potwierdzenie przelewu, jak go nie dostanę to sama zapłacę i zablokuję go na zawsze.
103 2023-04-30 22:09:44 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-04-30 22:10:41)
Bardzo się dzisiaj dziwnie czuję cały dzień, jakiś duży niepokój, smutek, i zdenerwowanie, przez tą wczorajszą sytuację. Wyłamałam się, nie zrobiłam tego co chciał, ale nie czuję satysfakcji żadnej, czuję stres, i jakby winę? Czuję się, jakby coś złego miało się zaraz stać. Tak mi przykro, że musimy przez to przechodzić, że nie mogliśmy się rozstać "po koleżeńsku", z szacunkiem dla tego czasu spędzonego razem. A teraz zachowujemy się jak wrogowie, i już pewnie nigdy nie będzie dane nam nawet porozmawiać.
Wczoraj zaczął mi wypisywać wiadomości, mówiąc, że obiecałam mu zwrócić za rachunek jak dostanę kaucję (co jest nieprawdą, mówiłam wyraźnie, że jak się ze wszystkiego rozliczymy), że pogrywam z nim w gierki, że mam się ogarnąć, że chyba oszalałam, straciłam rozum itd itp. Nagrał mi nawet kilka wiadomości głosowych, gdzie podniesionym głosem, prawie krzykiem mi nakazywał przelać mu pieniądze w tej chwili, że mu robię problemy, że on ma długi itd.
Napisałem:
Dlatego według niego on nie kłamie, gdy przeinacza rzeczywistość, oni ją tak po prostu widzi. (to dlatego przyjmujesz, że coś się tobie pomyliło)
i dokładnie tak to działa.
Bardzo się dzisiaj dziwnie czuję cały dzień, jakiś duży niepokój, smutek, i zdenerwowanie, przez tą wczorajszą sytuację.
Pooglądaj jeszcze kilka filmików, a zrozumiesz dlaczego.
Zrozum, że jesteś ofiarą, a jego kontakt, to znęcanie się.
Wyłamałam się, nie zrobiłam tego co chciał, ale nie czuję satysfakcji żadnej, czuję stres, i jakby winę? Czuję się, jakby coś złego miało się zaraz stać.
Najlepsze co mogłaś zrobić, to właśnie postawienie się.
Satysfakcja jeszcze przyjdzie. Potrzeba czasu.
Tak mi przykro, że musimy przez to przechodzić, że nie mogliśmy się rozstać "po koleżeńsku", z szacunkiem dla tego czasu spędzonego razem. A teraz zachowujemy się jak wrogowie, i już pewnie nigdy nie będzie dane nam nawet porozmawiać.
To nie twoja wina.
Zastosuj taktykę spalonej ziemi.
Nie ma powrotu. Nie ma szantażu. Nie ma manipulacji.
Jesteś ty. I ty jesteś najważniejsza.
105 2023-05-03 16:11:05 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-05-03 16:12:54)
Oczywiście dramatów nie ma końca Miałam dzisiaj przykrą sytuację w pracy... Mamy z byłym wspólnego dobrego kolegę, który pracuje u mnie w firmie. Często się widzimy na przerwach, zawsze sobie wesoło porozmawiamy itd. W tamtym tygodniu ten kolega zaproponował grupowe wyjście na piwo, i że zgadamy się do terminu. Od poniedziałku coś się zmieniło, czułam że inaczej mnie traktuje, nie zagaduje. Dzisiaj powiedział wspólnej koleżance, że on się nie będzie już ze mną spotykał, bo jestem ex jego kumpla, i on nie chce mieć już za bardzo ze mną kontaktu. Obstawiam, że to jemu ex dalej wisi pieniądze, i pewnie zrzucił wszystko na mnie, że go oszukałam, dlatego nie może mu oddać. Tak mi przykro
Zaczyna się to, co mi wysłałeś Farmer w pierwszym filmiku, czyli niszczenie mi życia na około
Oczywiście dramatów nie ma końca
Miałam dzisiaj przykrą sytuację w pracy... Mamy z byłym wspólnego dobrego kolegę, który pracuje u mnie w firmie. Często się widzimy na przerwach, zawsze sobie wesoło porozmawiamy itd. W tamtym tygodniu ten kolega zaproponował grupowe wyjście na piwo, i że zgadamy się do terminu. Od poniedziałku coś się zmieniło, czułam że inaczej mnie traktuje, nie zagaduje. Dzisiaj powiedział wspólnej koleżance, że on się nie będzie już ze mną spotykał, bo jestem ex jego kumpla, i on nie chce mieć już za bardzo ze mną kontaktu. Obstawiam, że to jemu ex dalej wisi pieniądze, i pewnie zrzucił wszystko na mnie, że go oszukałam, dlatego nie może mu oddać. Tak mi przykro
Zaczyna się to, co mi wysłałeś Farmer w pierwszym filmiku, czyli niszczenie mi życia na około
Jest to przykre, ale myśl, że kto przestaje być przyjacielem, nigdy nim nie był. Teraz zapewne wiele znajomości się zweryfikuje.
Obstawiam, że to jemu ex dalej wisi pieniądze, i pewnie zrzucił wszystko na mnie, że go oszukałam, dlatego nie może mu oddać. Tak mi przykro
Zaczyna się to, co mi wysłałeś Farmer w pierwszym filmiku, czyli niszczenie mi życia na około
Nie obstawiaj, nie domyślaj się, nie dopowiadaj - bo możesz strzelać w płot kulę za kulą.
Równie dobrze kolega może mieć poczucie solidarności z Twoim ex, równie dobrze mógł sam z siebie zdecydować, że nie da rady utrzymywać kontaktów jednocześnie z nim i z Tobą.
Tak naprawdę powód nie ma większego znaczenia, bo - tak jak pisałam to już kilka razy - nie zmienia to niczego w Twojej sytuacji. Czy jeśli Twój były coś mu nagadał, to zerwanie kontaktu z kolegą odbierasz jakoś inaczej, niż w przypadku kiedy kolega sam o tym zadecydował?
To nie jest niszczenie Tobie życia, a raczej zwyczajowy proces odsiewania ziarna od plew. W tym przypadku plewy odsiały się jak widać same ...
Dzień dobry,
1. W czwartek rozwiązaliśmy wspólnie z byłym wszystkie możliwe finansowe zależności, już nic nas nie łączy. Uzgodnione, że teraz już nie będziemy się kontaktować, jego słowa "dopóki mieliśmy niezałatwione sprawy, ciągle miałem cię w głowie, a teraz chcę ruszyć dalej ze swoim życiem, a kontakt z tobą przypomina mi o tym co było." Ma rację, ja czuję tak samo, chociaż skręca mnie ostatnio niemiłosiernie, tęsknię okropnie, przez co czuje się jeszcze gorzej i jestem zła sama na siebie że tęsknię. Próbuję ostatnio włączyć do tego jakąś siłę wyższą, mimo, że nie jestem szczególnie wierząca, i powtarzam sobie, że co ma być, to będzie. Ja bym bardzo chciała, żeby to wszystko zbledło, bo jak na razie tylko złość mi przeszła, a została duża tęsknota i poczucie winy.
2. Jestem po wizycie u psychiatry, dostałam leki. Stwierdzona depresja, trauma relacyjna i trauma ze wczesnego dzieciństwa (teraz lęk przed odrzuceniem).
3. Sama mam ostatnio trudności z wychodzeniem z domu. Po pierwsze nie mam motywacji, ok drugie mam irracjonalny lęk, że go gdzieś zobaczę.