Cześć,
Mam 28 lat, jestem cztery miesiące po rozstaniu, po toksycznym związku. Jestem okropnie samotna, a depresja się ciągle nasila. Zaczęłam uczęszczać na terapię, za mną dopiero jakieś pięć spotkań. Potrzebuję chyba się wygadać, może rozmowa, nawet internetowa pozwoli mi zrozumieć pewne rzeczy, albo chociaż ruszyć dalej, bo czuję, że utknęłam w głębokiej dziurze.
Swojego ex znam ponad trzy lata, związek zaczął się błyskawicznie, a po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem. Tak naprawdę od samego początku były obecne kłótnie, były prowokował dużo okropnych sytuacji, a ja ciągle zamiast się rozstać to chciałam mu "pomóc". Ma on okropną historię, alkohol w domu, on problemy z uzależnieniem, jakieś pobicia, dramatyczne historie. Ale mówił, że teraz chce zmienić życie, że zależy mu na związku, zaczął nawet terapię, przestał całkowicie brać jakiejkolwiek narkotyki, palił marihuanę tylko raz na kilka tygodni. Oprócz tych złych chwil było między nami mnóstwo miłości. Przy kolejnej fali korony wyjechaliśmy razem do pracy za granicę, nie znając nikogo, mając tylko siebie. Sytuacja się nie zmieniła, ciągłe górki i dołki, po dwóch tygodniach kłótni następowały dwa miesiące wielkiej miłości. Ja ogarnęłam całkiem niezłą pracę, a on w swojej poznał bardzo podobne towarzystwo do tego z Polski... Najpierw się z nich śmiał, że to banda dzieciaków, narkomanów, że to już za nim, że jemu zależy tylko na tym związku. Ale między nami było coraz gorzej. W pewnym momencie bałam się do niego odezwać, bo wszystko kończyło się kłótnią. Rozmów było między nami wiele, jak to naprawić, nawet jakichś ćwiczeń o komunikacji, itd. To dawało rezultaty, ale na krótki czas. Po którejś kolejnej wykrzyczałam, że to koniec. On zaczął imprezować, nie było go codziennie w domu, zaczął palić i brać narkotyki znowu. Po dwóch miesiącach dopiero się wyprowadził. Od rozstania huśtawka, jeden tydzień mówił jak bardzo tęskni, że nie wie czy to była dobra decyzja, innego razu że mam mu dać spokój i że nie chce kontaktu. Dwa tygodnie temu przyszedł, mówił jak mu ciężko i jak tęskni, że codziennie pali i nie może przestać, a dowiedziałam się później niestety że prosto z mojego domu poszedł na imprezę, i chwalił się komuś że miał swój pierwszy seks od rozstania. Był tu w piątek, i po godzinnej przyjemnej rozmowie, zaczął wypytywać czy ja chodzę na randki, że jak chcę to mogę mu powiedzieć, bo on może się pochwalić, że kogoś poznał... Jestem załamana. Jednym z punktów rozstania było jego postanowienie, że on musi zająć się sobą, bo zawsze był w związku, musi się uporać z przeszłością. Po czym dwa miesiące od przeprowadzki, dwa tygodnie po płaczu mi w ramię jak za mną tęskni, komunikuje mi w naszym domu, że kogoś poznał. Z jednej strony chcę go nienawidzić, mam w sobie tyle żalu, a jakoś nie potrafię... Jest mi go jakoś szkoda? Boję się, że całkowicie się stoczy przez te narkotyki, martwię się i myślę widząc jego kolejne dwudniowe imprezy pełne piguł... Nie umiem się odciąć, nie umiem sobie poradzić, jestem całkiem sama w obcym kraju, daleko od przyjaciół i mamy.
Czy ktoś mi może powiedzieć jak zakończyć taką toksyczną relację? Tego związku niby już nie ma, a ja dalej w nim tkwię, czuję za niego jakąś chorą odpowiedzialność. Ucięcie z nim kontaktu będzie możliwe, kiedy ja się wyprowadzę z tego domu, za dwa tygodnie. Teraz za dużo nas łączy, dokumenty, umowy, musimy podzielić meble itd itp...
1 2023-03-12 13:45:02 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-03-12 15:33:27)
Niech zgadnę u Ciebie tez cos było nie tak w domu? Któreś z rodzicow z problemem alkoholowym albo Ty z poczuciem wartości równym minus 1000. Stąd ta misja ratowania ćpuna i agresywnego człowieka podlewana przekonaniem ze na nikogo lepszego nie zasługujesz.
A teraz zachowujesz się jak ktoś kto zainwestował majątek w biznes przynoszący bankowo plajtę. Niby wkoncu przestałaś dokładać do interesu ale wciąż Cię kusi zeby jeszcze zainwestować bo może akurat wkoncu się zwroci i będzie ok. Nie będzie. Ten facet to droga do piekła dla Ciebie. Sam jest na dnie i probuje ściągnąć na to dno Ciebie. A Ty zamiast cieszyć się ze znalazłaś siłę by dziada pogonić to lejesz łzy nad straconym misiem. Powinnaś je lac z żalu ze tyle czasu z nim zmarnowałaś i ze szczęścia zarazem ze jest wkoncu opcja uwolnienia się. Ja rozumiem że jesteś tam sama ale lepiej być sama niż w takim towarzystwie. A jeśli tak samotnosc doskwiera to wolałabym wrócić do kraju i pracować za mniej niż mieszkać z takim człowiekiem nawet jako współlokatorem. Bo predzej czy później będzie Cie mamił na powrót a Ty tylko na to czekasz. Ah te jego kawałki ze kogoś poznał ze był seks. Świetnie by było gdyby był ale niestety to ściema mająca na celu wzbudzić zazdrosc i spowodować ze sama będziesz prosiła o zejście się. Nie daj się dziewczyno.
Hej feniks, dzięki za odpowiedź. Nie będę niepotrzebnie rozwijać historii skąd to wiem, ale niestety wiem, że to prawda. I że kogoś na, i że ten seks naprawdę był. Ale to nieważne. Co do tego ściągania mnie na dno, tak się właśnie czuję... Że on był w dziurze, ja tam wskoczyłam, żeby go "ratować", a on po moich plecach się wydrapał, i zostawił mnie w tej dziurze samą. Mam przebłyski pozytywne, że cieszę się, że to już za mną, ale one szybko są tłumione próbami zrozumienia tego co się stało i dlaczego, a przecież to nie ma sensu, bo ja tego zachowania nigdy nie zrozumiem. Mogę tłumaczyć go jego historią domu rodzinnego, ale skoro sam wie jaką krzywdę można komuś wyrządzić, skoro sam doświadczył jak to jest żyć z osobą uzależnioną, a teraz idzie śladami ojca... Dlatego jest mi go tak szkoda, zamiast właśnie myśleć o sobie. Chciałabym żywić do niego tylko gniew, a nie mogę się wyzbyć empatii. Co do moich rodziców, nie, nie było w domu alkoholu, ale też tak naprawdę nie było żadnych relacji. Moi rodzice się poznali jak byli jeszcze w liceum i są razem do dziś, a mama po każdym moim rozstaniu nie kryła rozczarowania. Tak, moje poczucie własnej wartości nie istnieje, jak nad tym pracować? Powtarzanie sobie, że jestem wartościowa i na to nie zasługuję nic nie daje.
Powtarzaniem sobie czegokolwiek nie zmienisz swojej sytuacji. To czego potrzebujesz, to wsparcie psychologiczne/ terapeutyczne i terapia dla współuzależnionych.
Taak, zaczęłam terapię, mam za sobą kilka spotkań, jednak to jest tylko jedna godzina w tygodniu, a ja mam w sobie tyle emocji, że mi to zwyczajnie nie wystarcza więc słucham jakichś podcastów, czy szukam innych miejsc, takich jak to forum.
Ogranicz kontakt z exem do niezbędnego minimum jeszcze przez ten czas, kiedy dzielicie lokum. Potem absolutnie zero jakiegokolwiek kontaktu, blokada na wszelkich nośnikach i tyle. Inaczej zniszczysz sobie życie, on wciągnie Cię w swoje sprawy / życie i poleci... to toksyk do potęgi i tylko on sam może zdecydować o tym, że chce się zmienić i dokonać tego. Nikt - Ty też, go nie uratuje. Zresztą jak widzisz on chce się bawić i być wolnym. I nie mów że on "niestety się z kimś przespał" - jest wolny więc może robić co chce z kim chce. O sobie mu nic absolutnie nie mów, nie okazuj żadnych emocji, bądź jak głaz - poczytaj o technice szarego kamienia i ją zastosuj. Ciesz się, że zakończyłaś tę relację, przejdź terapię a zobaczysz że życie jeszcze będzie piękne.
Nie dzielimy lokum, on się wyprowadził dwa miesiące temu, ale jeszcze są pewne niepozalatwiane sprawy z naszym wspólnym domem, w którym ja dalej mieszkam. Wyprowadzam się za dwa tygodnie. Co do "niestety się z kimś przespał". Oczywiście, że na prawo, po prostu ta sytuacja jest dla mnie chora... On był właśnie u mnie w domu kilka godzin wcześniej. Ja miałam wtedy niezły humor, powiedziałam mu, że sobie nawet radzę, że pracuję nad sobą itde, a on się wtedy rozpłakał i mówił, że tęskni, i że "stało się to czego się obawiałem, rozstaliśmy się bo ja miałem pracować nad sobą, a teraz ty idziesz do przodu, a ja sobie nie radzę i znowu palę codziennie marihuanę ". Rozwalił mi tym głowę, tydzień o tym myślałam, a tu się okazało, że on kilka godzin później poszedł z inną do łóżka. To samo w piątek, zaczął mnie pytać czy ja randkuję, a jak ja nie odwzajemniam pytania i próbowałam uciąć temat, to sam się pochwalił. I to wcześniej prowokując taką sytuację, że aż wstyd o tym nawet pisać.
Musisz się całkowicie od niego odciąć. Wszędzie zablokować, żadnych nawet przypadkowych spotkań.
ZUPEŁNIE NIC.
Przestań się interesować jego życiem, bo będzie ciebie niszczył.
Przemyśl, czy związałaś się z nim w trudnym momencie swojego życia.
Tak działają toksycy.
Nie dzielimy lokum, on się wyprowadził dwa miesiące temu, ale jeszcze są pewne niepozalatwiane sprawy z naszym wspólnym domem, w którym ja dalej mieszkam. Wyprowadzam się za dwa tygodnie. Co do "niestety się z kimś przespał". Oczywiście, że na prawo, po prostu ta sytuacja jest dla mnie chora... On był właśnie u mnie w domu kilka godzin wcześniej. Ja miałam wtedy niezły humor, powiedziałam mu, że sobie nawet radzę, że pracuję nad sobą itde, a on się wtedy rozpłakał i mówił, że tęskni, i że "stało się to czego się obawiałem, rozstaliśmy się bo ja miałem pracować nad sobą, a teraz ty idziesz do przodu, a ja sobie nie radzę i znowu palę codziennie marihuanę ". Rozwalił mi tym głowę, tydzień o tym myślałam, a tu się okazało, że on kilka godzin później poszedł z inną do łóżka. To samo w piątek, zaczął mnie pytać czy ja randkuję, a jak ja nie odwzajemniam pytania i próbowałam uciąć temat, to sam się pochwalił. I to wcześniej prowokując taką sytuację, że aż wstyd o tym nawet pisać.
Wiem, że teraz to strasznie boli, ale kiedy emocje opadną, a Ty dasz sobie szansę na życie bez toksyka ciągnącego w dół zobaczysz w jaki chory sposób on próbuje Cię rozgrywać. Ani nie pracuje nad sobą, ani nie czeka na Ciebie, ani nie przestaje ćpać. Wygląda jakby chciał, żebyś mu nie odpłynęła i żeby mógł Cię co jakiś czas przywołać z orbity, kiedy poczuje się trochę samotny, smutny albo na dnie.
Zgadzam się z przedmówcami. Jedyne rozwiązanie to odciąć się całkowicie. Jest szansa, żeby ktoś Ci pomógł, np. pośredniczył w kontaktach z nim na temat nie załatwionych spraw z Waszym domem? Na pewno da się zrobić tak, żebyś nie musiała się z nim kontaktować nawet w neutralnych tematach.
I przygotuj się na to, że jak go odetniesz to dopiero zacznie się spektakl łez, przeprosin i użalania.
Twoim zadaniem jest chronić siebie. Powodzenia. Wiem, że to tylko słowa, w które pewnie teraz nie wierzysz, ale to wszystko minie. Jesteś na dobrej drodze - chodzisz na terapię, starasz się o siebie dbać, jeśli dasz sobie szansę, to za jakiś czas będziesz już w innym miejscu.
Trzymam za Ciebie kciuki. Pisz tutaj gdybyś potrzebowała się wygadać.
Współczuję.
Nigdy nie rozumiałem, co to znaczy wychodzenie z toksycznego związku, póki sam tego nie doświadczyłem. Toksyczne związki mają różne oblicza i różne przyczyny, ale jednym z głównych wspólnych mianowników jest tzw. "intermittent reinforcement", używając trafnej nomenklatury angielskiej. Czyli z grubsza - rollercoaster emocji. Z jednej strony jest niestabilność emocjonalna jednej osoby, z drugiej - brak zdrowych granic u drugiej. Zachodzi duża intensywność emocji, okresy regresu przeplatane są hajami, miesiącami miodowymi, które nawet mogą trwać dość długo. Dobrze Ci napisano, że warto się przyjrzeć sobie i dlaczego na taką dynamikę pozwoliliśmy a w efekcie uzależniliśmy się emocjonalnie. Jesteś na terapii, bardzo dobrze, tam powinnaś przepracować pewne rzeczy. Potrwa to długo, ale młoda jesteś i masz czas na fajne życie w dobrym związku. Ale poukładaj siebie.
A teraz jak z tego wyjść? Piszę z własnego doświadczenia, choć u mnie nadal nie jest łatwo, a minęło prawie półtora roku od rozstania i pół roku od zerwania kontaktu.
- zerwać całkowicie kontakt. tyczy się to również mediów społecznościowych.
- ignorować próby wciągnięcia Cię z powrotem do tanga
- przejść żałobę, przepłakać, wyć do księżyca, leżeć i patrzeć w sufit jak masz taką potrzebę. byle nie za długo.
- zacząć budować tę część siebie, którą straciłaś, na nowo. hobby, praca, przyjaciele, może coś nowego w stylu kurs tańca?
- jako pomoc naukową, poczytać o stylach przywiązania
- dać czasowi czas.
Bardzo wam wszystkim dziękuję za odpowiedzi. Czytam je w kółko, naprawdę pomagają.
Tak, wyję do księżyca, nie radzę sobie, jest we mnie okrutnie dużo emocji. Tak jak wspomniane wyżej, rollercoaster emocji... I ja z nim właśnie zaczęłam taką kolejną pętlę, ale tym razem została przerwana, i brakuje mi tego "szczęśliwego przez chwilę" zakończenia. Tej dawki miłości, która była po każdym dole. Ciągle się zastanawiam, jak on to w ogóle rozumie, czy czuje. Kiedy ja jestem w kawałkach, on bryluje w towarzystwie i wydaje się jakby żył pełnią życia, jakbym ja była balastem, który odciął. Wiem, że nie powinnam się nad tym zastanawiać, bo nigdy nie znajdę odpowiedzi. To nie tak, że ja chcę, żeby on wrócił, bo nie chcę. Ale chciałabym usłyszeć od niego szczere przepraszam. Podczas całego naszego związku zawsze było "przepraszam, ale...", i tu milion powodów i wymówek, nigdy nie jego wina. Po rozstaniu mieliśmy JEDNĄ rozmowę, gdzie naprawdę miałam wrażenie, że otworzył serce, płakał i przepraszał "za wszystko co ci zrobiłem, nigdy nie chciałem cię skrzywdzić". W głowie mi się to po prostu nie mieści, że on od tak po prostu żyje dalej, już się spotyka z kimś innym, kiedy mi mówił, że teraz jest czas, żeby przepracował dzieciństwo... Naprawdę nie chcę, żeby się całkowicie uzależnił, boję się że to się skończy jakąś tragedią. A może nie, a może znajdzie kolejną dziewczynę na poważnie, i się przy niej ustatkuje.
Nie myśl co on robi a czego nie robi, nie zastanawiaj się co on czuje itd - skup się za to NA SOBIE. Na swoich emocjach i odczuciach. Inaczej do niego wrócisz szybciej, niż byś pomyślała. Decyzja należy jednak do Ciebie.
Bardzo wam wszystkim dziękuję za odpowiedzi. Czytam je w kółko, naprawdę pomagają.
Tak, wyję do księżyca, nie radzę sobie, jest we mnie okrutnie dużo emocji. Tak jak wspomniane wyżej, rollercoaster emocji... I ja z nim właśnie zaczęłam taką kolejną pętlę, ale tym razem została przerwana, i brakuje mi tego "szczęśliwego przez chwilę" zakończenia. Tej dawki miłości, która była po każdym dole. Ciągle się zastanawiam, jak on to w ogóle rozumie, czy czuje. Kiedy ja jestem w kawałkach, on bryluje w towarzystwie i wydaje się jakby żył pełnią życia, jakbym ja była balastem, który odciął. Wiem, że nie powinnam się nad tym zastanawiać, bo nigdy nie znajdę odpowiedzi. To nie tak, że ja chcę, żeby on wrócił, bo nie chcę. Ale chciałabym usłyszeć od niego szczere przepraszam. Podczas całego naszego związku zawsze było "przepraszam, ale...", i tu milion powodów i wymówek, nigdy nie jego wina. Po rozstaniu mieliśmy JEDNĄ rozmowę, gdzie naprawdę miałam wrażenie, że otworzył serce, płakał i przepraszał "za wszystko co ci zrobiłem, nigdy nie chciałem cię skrzywdzić". W głowie mi się to po prostu nie mieści, że on od tak po prostu żyje dalej, już się spotyka z kimś innym, kiedy mi mówił, że teraz jest czas, żeby przepracował dzieciństwo... Naprawdę nie chcę, żeby się całkowicie uzależnił, boję się że to się skończy jakąś tragedią. A może nie, a może znajdzie kolejną dziewczynę na poważnie, i się przy niej ustatkuje.
Takie przeprosiny, to o kant...
Zrobiłaś z siebie ratowniczkę, nie masz wpływu na jego życie, ale na swoje już tak, więc je szanuj i dalej nie niszcz.
Szeptem, wierz mi, że nie wrócę do niego, nie na takiej możliwości. Choćby niewiadomo jak obiecywał, że się zmieni, ja jemu w nic już nie będę w stanie uwierzyć. Nie chcę wracać do życia w stresie, bo teraz mimo smutku widzę, że stres i nie wiem, strach, lęk? opuszcza powoli moje ciało. Jestem sama, jestem smutna, ale wiem, że nikt nie będzie krzyczał, nie będzie żadnych kłótni i walk. Nie chcę tego. Zastanawiam się co on czuje chyba dlatego, że szukam jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Ja wiem, że ludzie robią sobie wielkie krzywdy i nie da się tego wyjaśnić. Chcę po prostu, żeby on się obudził, i pomyślał "co ja kurna zrobiłem tej dziewczynie". Doszukuję się jego motywacji Przecież wiem, że on nie jest tak po prostu złym człowiekiem, więc dlaczego robi te wszystkie rzeczy. Boli mnie bardzo, że tak szybko ruszył w kolejne związki. On jak poznaje ludzi, to jest taki czarujący... Wszyscy jego znajomi myślą, że to ja jestem wariatką, podczas rozstania zrzucił wszystko na mnie, a ja w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, że może to faktycznie była moja wina. Długo mnie to poczucie winy trzymało, czułam się dosłownie jak wariatka, kiedy on z pełnym przekonaniem mówił, że to ja go prowokuję itd itp.
15 2023-03-13 00:13:22 Ostatnio edytowany przez beckett (2023-03-13 00:14:05)
Rozkminianie, szukanie odpowiedzi, chęć uzyskania przeprosin, analizowanie - to Twój umysł, który utrzymuje uzależnienie, karmi je. To nadal forma przywiązania, z której bardzo ciężko wyjść. Odszukaj siebie, zadbaj o siebie, postaw siebie i własne dobro na pierwszym miejscu. Również dezorientacja (problemy z samoidentyfikacją i oceną związku) są klasyczne przy wychodzeniu z toxica.
Facet ma poważne problemy. Jakie, to nie nam tu oceniać przez internet, od tego są specjaliści. Ma w sobie na pewno dużo pustki i lęku, chciałby wiele rzeczy zmienić, ale NIE UMIE i Ty za niego tego nie zrobisz. Wybiera zagłuszanie swoich problemów i deficytów używkami, atencją nowo poznanych lasek i buk wie czym tam jeszcze.
Ratuj siebie póki możesz i jesteś młoda.
I nie zastąp na tym etapie przywiązania do niego, jakimś nowym obiektem - bo jest duża szansa że znowu wpakujesz się w syf.
Zastanawiam się co on czuje chyba dlatego, że szukam jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. Ja wiem, że ludzie robią sobie wielkie krzywdy i nie da się tego wyjaśnić. Chcę po prostu, żeby on się obudził, i pomyślał "co ja kurna zrobiłem tej dziewczynie". Doszukuję się jego motywacji
Przecież wiem, że on nie jest tak po prostu złym człowiekiem, więc dlaczego robi te wszystkie rzeczy. Boli mnie bardzo, że tak szybko ruszył w kolejne związki. On jak poznaje ludzi, to jest taki czarujący... Wszyscy jego znajomi myślą, że to ja jestem wariatką, podczas rozstania zrzucił wszystko na mnie, a ja w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, że może to faktycznie była moja wina. Długo mnie to poczucie winy trzymało, czułam się dosłownie jak wariatka, kiedy on z pełnym przekonaniem mówił, że to ja go prowokuję itd itp.
To jest typowe u toksyków.
Nie analizuj, bo on nie analizuje. On nie widzi swojej winy, nigdy.
On jest też narcyzem ("On jak poznaje ludzi, to jest taki czarujący..."), a oni po prostu tacy są, całe życie tak postępują i nie zauważają, że to oni krzywdzą innych.
Poczytaj/pooglądaj podcasty o toksycznych narcyzach, to dopiero zobaczysz kim on jest i jakie techniki stosował.
Nie miej do siebie pretensji. Miałaś pewnie słabszy okres i on to wykorzystał.
Chodź na terapię, szukaj zajęcia, zajmij czymś głowę.
A jego po prostu wymaż z pamięci.
Zablokuj, pokasuj wszystkie zdjęcia.
Od teraz JEGO PO PROSTU NIE MA.
Rozkminianie, szukanie odpowiedzi, chęć uzyskania przeprosin, analizowanie - to Twój umysł, który utrzymuje uzależnienie, karmi je. To nadal forma przywiązania, z której bardzo ciężko wyjść. Odszukaj siebie, zadbaj o siebie, postaw siebie i własne dobro na pierwszym miejscu. Również dezorientacja (problemy z samoidentyfikacją i oceną związku) są klasyczne przy wychodzeniu z toxica.
Facet ma poważne problemy. Jakie, to nie nam tu oceniać przez internet, od tego są specjaliści. Ma w sobie na pewno dużo pustki i lęku, chciałby wiele rzeczy zmienić, ale NIE UMIE i Ty za niego tego nie zrobisz. Wybiera zagłuszanie swoich problemów i deficytów używkami, atencją nowo poznanych lasek i buk wie czym tam jeszcze.
Ratuj siebie póki możesz i jesteś młoda.
I nie zastąp na tym etapie przywiązania do niego, jakimś nowym obiektem - bo jest duża szansa że znowu wpakujesz się w syf.
Beckett, a co u Ciebie słychać? Mów szybko.
a napisałem trzy zdania w swoim temacie, dzięki za pamięć
19 2023-03-13 10:26:04 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-03-13 10:56:04)
Dzięki beckett. Taak, masz totalnie rację, te myśli tylko podtrzymują ten skończony związek w mojej głowie. Muszę się nauczyć jak patrzeć na świat ze swojego punktu widzenia. Jak na razie wszystko jest dla mnie z jego perspektywy... Te sytuacje są po prostu dla mnie tak nierealne, że ja jakby w nie po prostu nie wierzę. Niby wiem, że się stały, ale moja głowa tego nie przyjmuje. Jeszcze to co się stało w piątek. Zresztą opowiem w skrócie. Przyszedł tu coś załatwić. Pierwsza godzina spędzona na śmiechu i rozmowach między nami. W końcu się mnie zapytał czy chodzę na randki, chociaż już mu mówiłam dawno, że nie chcę o tym rozmawiać. Odpowiedziałam, że nie, i próbowałam zmienić temat. Powiedział "jak chodzisz to możesz mi powiedzieć, ja będę z tym ok, ja już to przerobiłem". Ja dalej próbowałam się nie wdawać w dyskusję. Zobaczył na łóżku moją piżamę i mówi "czyja to jest koszulka? Ktoś ją u ciebie zostawił? Nie miałaś takiej". Powiedziałam, że moja. Trzymałam się tego, żeby nie odwzajemniać jego pytania o randkowanie, więc mnie zmusił, mówiąc "pamiętasz te prezerwatywy, które kupiłem dla nas?". Ja totalne zdezorientowanie. On "one są otwarte czy zamknięte? Możesz mi je oddać?". Byłam w takim szoku... Byłam pewna, że mi seks zaproponuje, a tu niespodzianka. Powiedziałam "ok, rozumiem że ty chodzisz na randki? Po co mi to mówisz?". On, że po co zadaję pytania, na które nie chcę znać odpowiedzi, że jest spłukany teraz i że co ja mam teraz w głowie to nie jego problem, i że jak już zapytałam, to tak, poznał kogoś. Ja po prostu wyszłam z pokoju, nie wierząc w sytuację która się wydarzyła. Teraz jak to piszę, to w to nie wierzę. Co trzeba mieć w głowie, żeby cos takiego zrobić?? Wiedział, że ja nie chcę o tym wiedzieć, więc mnie sprowokował i to tak okropnie. Potem przeprosił, że nie chciał mnie zdenerwować. Powiedziałam "masz prawo robić co chcesz, ale nie mów mi tego, ja nie chcę o tym wiedzieć". Na koniec próbował zmienić temat, wyskakując jak mi idzie dieta ostatnio ale już mu nawet nie odpowiadałam, byłam kompletnie już zamknięta w swojej głowie. Skończył co miał i poszedł do domu. Jak bardzo nierealna jest ta sytuacja? Bo ja się czuję, jakbym się widziała z innym człowiekiem, a nie moim byłym partnerem. Ale przyznam, że nawet mi ona trochę pomogła. Po pierwszym szoku i wielkiej fali gniewu dużo mniej płaczę, jakby niedowierzanie, żal i zażenowanie zastąpiły dużą część smutku. Rozumiecie to, gościu pali codziennie marihuanę, i raz dwa razy w tygodniu bierze jakieś piguły, wydając na to mnóstwo kasy. I pyta się mnie, swojej byłej, żeby mu oddała prezerwatywy, bo on jest spłukany. O mój boże, głowa mi eksploduje.
20 2023-03-13 11:43:01 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-03-13 11:57:49)
Hej Farmer, dzięki za odpowiedź. Właśnie nie jestem pewna z tym narcyzem. W sensie, oni się uważają za lepszych itd, a mój były jest całkowicie na odwrót. On jest jednym wielkim kompleksem, uważa że jest głupi, brzydki, do niczego się nie nadaje, daje się mocno wykorzystywać w pracy na przykład, niby to widzi, ale nic z tym nie robi. W jego przeszłości mnóstwo osób go wykorzystało, czy to na pieniądze, okradali go najbliżsi przyjaciele, on okradał rodzinę, żeby go jacyś ludzie polubili, żeby mieli na ćpanie... Był pobity kilka razy bo się wplątywał w jakieś okropne historie, a to co jego własny ojciec mu robił to już w ogóle mi się nie mieści w głowie. Jak o tym tylko pomyślę to zaczynam płakać, a on to naprawdę przeżył. Jego dzieciństwo to jakiś koszmar. On sam jest teraz jedną wielką dziurą depresji i smutku, nigdy się nie pogodził z przeszłością, myślę że byłam tak naprawdę pierwszą osobą, która się nim "zaopiekowała", i która go zaakceptowała takim jaki jest. Czytałam dużo o lęku przed bliskością, i widzę że on prowokował od razu jakieś kłótnie, kiedy było między nami "za dobrze", tak jakby nie wierzył, nie ufał, że ludzie mogą być ze sobą blisko, podświadomie czekał na jakąś awanturę, jakiś podstęp, a jak nic takiego się nie działo z mojej strony to sam to prowokował, żeby się zgadzało z jego sklejkami z przeszłości. Niby jest dorosłym mężczyzną, ale w chwilach jego słabości ja widziałam w nim tego 10 letniego chłopca, maltretowanego przez ojca. Dlatego nie umiem być na niego zła. Powiedział, że jestem pierwszą w życiu osobą, której opowiedział o swojej całej przeszłości, nigdy się nikomu nie zwierzal. Jestem też pierwszą dziewczyną, którą przyprowadził do domu, której pokazał swój pokój, na strychu, z pękniętą ścianą, gdzie nawet nie miał łóżka, tylko dmuchany materac... on tam już 12 lat nie mieszka, ale nic się nie zmieniło. Wszystkie jego zachowania tłumaczyłam sobie wzorcem wyniesionym z domu, chciałam mu dać wsparcie i przestrzeń żeby mógł przerobić to wszystko co się stało na terapii, być obok i być wsparciem. Czuję duże poczucie winy, że mi się nie udało, że mu nie pomogłam, nie wytrzymałam, że się rozstaliśmy a w jego głowie ten związek jest teraz kolejnym smutnym przeżyciem, bo wiem, że tak właśnie o nas mówi. Jako o toksycznym i bardzo smutnym związku, w którym nie mógł być sobą. To jego "bycie sobą" mi bardzo siedzi w głowie, zastanawiam się czy ja czegokolwiek "zabranialam", ale no przecież tak nie było... To on chciał przestać ćpać, on chciał zmienić życie, mówił mi kilka razy że chciałby się oświadczyć, że będziemy podróżować, że ten związek to jedyna dobra rzecz która go spotkała w życiu i jedyne na czym mu zależy. Czuję się że go "zawiodłam" zrywając, że byłam w jakiś sposób niewystarczająca, że się nie uporał z tymi problemami. A on tak po prostu wrócił do ćpania, przypadkowego seksu, to jest wypisz wymaluj cała jego przeszłość... Jakby nasza znajomość była tylko pauzą. Przez to wszystko co o nim wiem nie umiem być zła, wiem to, jak ktoś wyżej wspomniał, że on tę pustkę wypełnia narkotykami i seksem, żeby poczuć jakąś bliskość chociaż na chwilę. Czuję wielkie współczucie.
21 2023-03-13 12:11:22 Ostatnio edytowany przez Dracarys (2023-03-13 12:14:30)
Jeśli nie jesteś psychologiem, terapeuta, psychiatra, wyszktałconym specjalista w dziedzinie leczenia traumy - to oznacza, że nie masz ani kwalifikacji, ani możliwości, żeby mu pomóc.
To tak, jakby bolał cię zab i chodziłabyś tydzień po łace wachajac kwiatki, w nadziei na to, że może trafisz na jakieś pomocne ziółko, które ten bolacy zab uleczy, zamiast pójść do stomatologa.
Nie jesteś w stanie mu pomóc.
Jedyna osoba, której możesz pomóc jesteś Ty sama. Jego oczywiście możesz tłumaczyć, usprawiedliwiać. Oczywiście możesz minimalizować jego nałogi, jego postępowanie - jednak to niczego nie zmieni w sytuacji, w której Ty się teraz znajdujesz.
Nie tylko uzależnieni degeneraci byli kiedyś małymi chłopcami maltretowanymi przez rodziców. Wielu, bardzo wielu takich małych chłopców wyrosło na wartościowych, wspaniałych ludzi - majac dokładnie takie same warunki w życiowych blokach startowych. Przyjmij do wiadomości, że życiem ludzkim kieruje też samoświadomość i wola każdego człowieka, a nie tylko trudne dzieciństwo.
Czuję duże poczucie winy, że mi się nie udało, że mu nie pomogłam, nie wytrzymałam, że się rozstaliśmy a w jego głowie ten związek jest teraz kolejnym smutnym przeżyciem, bo wiem, że tak właśnie o nas mówi. Jako o toksycznym i bardzo smutnym związku, w którym nie mógł być sobą. To jego "bycie sobą" mi bardzo siedzi w głowie, zastanawiam się czy ja czegokolwiek "zabranialam", ale no przecież tak nie było... To on chciał przestać ćpać, on chciał zmienić życie, mówił mi kilka razy że chciałby się oświadczyć, że będziemy podróżować, że ten związek to jedyna dobra rzecz która go spotkała w życiu i jedyne na czym mu zależy. Czuję się że go "zawiodłam" zrywając, że byłam w jakiś sposób niewystarczająca, że się nie uporał z tymi problemami. A on tak po prostu wrócił do ćpania, przypadkowego seksu, to jest wypisz wymaluj cała jego przeszłość... Jakby nasza znajomość była tylko pauzą. Przez to wszystko co o nim wiem nie umiem być zła, wiem to, jak ktoś wyżej wspomniał, że on tę pustkę wypełnia narkotykami i seksem, żeby poczuć jakąś bliskość chociaż na chwilę. Czuję wielkie współczucie.
Miałem związek z borderką i też miała takie zachowania.
Też chciałem ratować.
I skończyło się tak samo jak u ciebie.
Wyleczyłem się z bycia ratownikiem, a damaged goods (tu o kobietach: https://www.youtube.com/watch?v=ZuxbLpVvme8) omijam z daleka.
Taak, masz rację Dracarys. Znam dużo ludzi z alkoholowych rodzin, którzy się przecież jakoś poskładali, prowadzą teraz fajne życie. Czemu on nie może?? Ale to prawda, ja muszę przestać o tym myśleć, bo nie mogę mu pomóc. On zaczął terapię, nawet dwie, ale rzucił i jedną, i drugą, po pierwszej czuł się gorzej, a w drugiej się denerwował, bo mu terapeuta "przyklejał łatki i go nie rozumie". Złościł się, bo terapeuta mu nie chciał uwierzyć, że on kontroluje swoje uzależnienie. Nie wiem jak, ale muszę nauczyć się kontrolować swoje myśli i po prostu to pożegnać, zostawić tę sytuację za sobą. Wierzę, że wszystko przyjdzie z czasem, że jak się wyprowadzę to uczucia zaczną blednąć. Twoje porównanie jest trafne. Przecież nie mogę nikomu pomóc na siłę, nie mogę go przywiązać do krzesła i mu kazać być szczęśliwym od teraz.
Czemu on nie może??
Może, oczywiście, że może. Tylko nie chce.
Za to chce i jest gotowy zacząć już nową relację, nawet nie jedną... Mocno mnie to dobiło. Mam jeszcze jedną stronę, chciałabym mu powiedzieć tyle niemiłych rzeczy, że wiem o jego kłamstwach, wiem o jego związkach, urządzić mu jakiś dramat, ahh jakaś idiotyczna chęć nawrzucania mu
Nawrzucanie mu nic nie zmieni.
Poszukaj koleżanek, zajęć dodatkowych to samotność zniknie i głowa będzie zajęta czymś innym.
Były o sobie niestety przypomina... Już mi od rana wysłał 6 wiadomości z jakimiś głupimi pytaniami. Gdy nie odpowiedziałam przez dwie godziny, dopisał, że już znalazł i przeprasza za zakłócanie mojego spokoju. Wczoraj wrzucił zdjęcia jedzenia z podpisem "gotowanie z miłością". Byłam bliska odpisać, żeby się swojej nowej miłości zapytał Jeszcze dwa tygodnie, potem tak jak piszecie, blokada wszędzie! Pojawiła się opcja, że może mama do mnie przyleci, towarzyszyć mi w wyprowadzce, żebym nie była z nim sam na sam. Mama wie prawie wszystko, tak jak wy mówi, żebym go odcięła. Jeśli chodzi o moje samopoczucie, to jest ciężko niestety. Cztery miesiące od rozstania, dwa od jego wyprowadzki, a m wcale nie jest lepiej. Szczególnie teraz, jak epatuje wszędzie swoimi nowymi relacjami. Niestety, ale w moim biurze pracuje kilka osób, które go znają, i od nich też słyszę jakieś historie, chociaż dużo osób jest dla mnie wsparciem i mocno mi pomogli zaraz po rozstaniu, gdzie byłam w okropnym stanie.
Jeśli nie możesz uciąć kontaktu z nim, to spróbuj go chociaż zminimalizować dla własnego dobra.
Znajomym i współpracownikom powiedz, że prosisz, aby nie powtarzali Ci o tym, co się u niego dzieje - wiedząc o bolesnym dla Ciebie rozstaniu na pewno zrozumieją tę prośbę.
Jego mediów kategorycznie nie podglądaj, nie patrz co on wstawia, kiedy wstawia i jak wstawia, nie śledź go tam, nie obserwuj, nie zerkaj nawet, a już absolutnie nie komentuj.
Jeśli nie dajesz rady, to rozważ nawet usunięcie swoich kont na jakiś czas, żeby zablokować te kanały dostępności do niego.
Nie reaguj na jego smsy, zaczepki, telefony (nie odbieraj, jeśli coś naprawdę będzie pilnego to napisze jak zobaczy Twój brak reakcji). On się Tobą celowo bawi i na pewno czerpie satysfakcję z Twojego zainteresowania i cierpienia (niestety ale tak jest). Z mediów społ. go wykasuj, nie obserwuj, zero. Zablokuj go bo można. Po prostu wytrzymaj, odetnij się a będzie coraz lepiej. Znajomym powiedz to co wyżej już sugerowano, że nie życzysz sobie informacji o byłym. Jeśli zaś znajomi nie zastosują się do tych próśb - skończ i z nimi znajomości bo są nic nie warci. Mama fajnie jakby przyjechała i pomogła. Nie daj się, będzie dobrze.
Musabanana napisał/a:Czemu on nie może??
Może, oczywiście, że może. Tylko nie chce.
Tu się nie zgodzę, bardzo często tacy ludzie chcą, ale nie mogą.
I nie jest to takie proste, różne dysfunkcje i zaburzenia, czy niezdrowe mechanizmy obronne ego są o wiele silniejsze niż wola, to jest autopilot. Umiejętność wewnętrznego zaprzeczania, wypierania, ucieczki w (niezdrową i dysfunkcyjną) strefę komfortu jest bardzo silna.
Nie chciałbym natomiast, żeby autorka uznała to za twierdzenie, że "da się człowieka uratować". Nie, nie da się. Tylko sam siebie może uratować, zapewne długotrwałą terapią i determinacją. Jej były nie przejawia żadnych oznak takiej determinacji/gotowości. Czasem musimy zostawić za sobą ludzi, których kochamy, dla własnego dobra. I to są jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Były o sobie niestety przypomina... Już mi od rana wysłał 6 wiadomości z jakimiś głupimi pytaniami. Gdy nie odpowiedziałam przez dwie godziny, dopisał, że już znalazł i przeprasza za zakłócanie mojego spokoju. Wczoraj wrzucił zdjęcia jedzenia z podpisem "gotowanie z miłością". Byłam bliska odpisać, żeby się swojej nowej miłości zapytał
Jeszcze dwa tygodnie, potem tak jak piszecie, blokada wszędzie! Pojawiła się opcja, że może mama do mnie przyleci, towarzyszyć mi w wyprowadzce, żebym nie była z nim sam na sam. Mama wie prawie wszystko, tak jak wy mówi, żebym go odcięła. Jeśli chodzi o moje samopoczucie, to jest ciężko niestety. Cztery miesiące od rozstania, dwa od jego wyprowadzki, a m wcale nie jest lepiej. Szczególnie teraz, jak epatuje wszędzie swoimi nowymi relacjami. Niestety, ale w moim biurze pracuje kilka osób, które go znają, i od nich też słyszę jakieś historie, chociaż dużo osób jest dla mnie wsparciem i mocno mi pomogli zaraz po rozstaniu, gdzie byłam w okropnym stanie.
Wiesz... Z wyjściem z patologicznego domu jest jak z powrotem z wojny - tak naprawdę nigdy się nie wraca. Wojna nigdy się nie kończy, a koszmary ciągle są w głowie. Naturalnie są ludzie z takich środowisk, którzy wykazywali taką siłę charakteru, że udawało im się wyrwać z tego błędnego koła. Ten człowiek się poddał, przestał walczyć, a najprawdopodobniej nigdy nie walczył. Nosiłaś go na swoich plecach przez cały ten czas, a on nie czuł potrzeby, aby walczyć - Ty walczyłaś za niego o każdy kolejny dzień. Jest do tego stopnia słaby, że krótko po Twoim odejściu potrafił zaangażować się w kolejne relacje szukając desperacko namiastki tego, co mu dawałaś.
Z tego co piszesz, jesteś bardzo emocjonalną, kochającą dziewczyną - tym bardziej mi przykro, że teraz cierpisz. Rozumiem pobudki dla których z nim byłaś i zabiegałaś o niego cały czas. Oddałaś mu całą siebie... Taki wspaniały dar, tylko dla tej jednej jedynej osoby. Jesteś naprawdę wartościową osobą. Ciepłą, troskliwą. Nawet w obliczu krzywdy...
Ten człowiek tylko i wyłącznie zyskał dzięki Tobie. Narkotyki go tak zniszczyły, że jest kompletnie rozstrojony. Na dodatek zna Ciebie na wylot, więc wie jak uderzyć, aby bolało... Jest świetnym manipulatorem. Współczuję Ci tej sytuacji, jednak z tego co piszesz to wszystko zmierza ku lepszemu, bo niebawem się odetniesz. Czas zrobi resztę. Nie polecam prób odwetu - po prostu staraj się go ignorować do czasu wyjazdu.
Mam nadzieję, że już niebawem odzyskasz spokój i równowagę, których dotąd nie miałaś. Przez to jaką jesteś osobą, zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Wszystko będzie dobrze
Tu się nie zgodzę, bardzo często tacy ludzie chcą, ale nie mogą.
I nie jest to takie proste, różne dysfunkcje i zaburzenia, czy niezdrowe mechanizmy obronne ego są o wiele silniejsze niż wola, to jest autopilot. Umiejętność wewnętrznego zaprzeczania, wypierania, ucieczki w (niezdrową i dysfunkcyjną) strefę komfortu jest bardzo silna.
Nie chciałbym natomiast, żeby autorka uznała to za twierdzenie, że "da się człowieka uratować". Nie, nie da się. Tylko sam siebie może uratować, zapewne długotrwałą terapią i determinacją. Jej były nie przejawia żadnych oznak takiej determinacji/gotowości. Czasem musimy zostawić za sobą ludzi, których kochamy, dla własnego dobra. I to są jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu.
Jestem prostym człowiekiem. I jeśli widzę, że wielu uzależnionych zaczęło się leczyć z czynnego nałogu i są w wieloletniej, dobrowolnej abstynencji, dlatego - że chcieli to zrobić, to wychodzę z założenia, że da się jeśli się chce.
33 2023-03-14 21:55:21 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-03-14 22:07:52)
Cieszę się, że mogę się tu wypisać, i że mnie rozumiecie. Zablokowałam go dzisiaj na portalach, zostają tylko smsy, w sprawach mieszkania... Po wyprowadzce i załatwieniu wszystkich finansowych należności zablokuję też jego numer, chociaż na razie nie umiem sobie tego wyobrazić. To by znaczyło że kompletnie nie będzie mógł w żaden sposób do mnie dosięgnąć, nie zna mojego nowego adresu. A jak coś mu się stanie Ehh racja, to baaardzo trudne, bardzo też sprzeczne z moją naturą "ratowniczki", jak ktoś wspomniał. Ja zawsze próbuję wszystkim pomagać, a dla moich bliskich jestem gotowa robić dosłownie wszystko. I dla niego pewnie też bym teraz zrobiła dosłownie wszystko, mimo, że wiem, że bym do niego nie wróciła.
Jej, Piotrek, bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Aż mi się łezka w oku zakręciła Nieprzywykła jestem, żeby ktoś się tak o mnie wypowiadał. Dziękuję!
Czasem musimy zostawić za sobą ludzi, których kochamy, dla własnego dobra. I to są jedne z najtrudniejszych decyzji w życiu.
tak ...
Zablokowałam go dzisiaj na portalach, zostają tylko smsy, w sprawach mieszkania...
Bardzo dobrze jak na początek.
Po wyprowadzce i załatwieniu wszystkich finansowych należności zablokuję też jego numer, chociaż na razie nie umiem sobie tego wyobrazić.
Zrobisz to z trudem, ale musisz.
To by znaczyło że kompletnie nie będzie mógł w żaden sposób do mnie dosięgnąć, nie zna mojego nowego adresu.
I o to właśnie chodzi.
A jak coś mu się stanie
To już nie twój problem.
Ehh racja, to baaardzo trudne, bardzo też sprzeczne z moją naturą "ratowniczki", jak ktoś wspomniał. Ja zawsze próbuję wszystkim pomagać, a dla moich bliskich jestem gotowa robić dosłownie wszystko. I dla niego pewnie też bym teraz zrobiła dosłownie wszystko, mimo, że wiem, że bym do niego nie wróciła.
Nauczysz się, że są ludzie, którzy nie zasługują na pomoc.
Będziesz jeszcze długo dochodzić do siebie, ale stopniowo będzie lepiej, choć będziesz tęskniła i będziesz wspominała.
Zrób wszystko, by nie wrócić, bo ten związek ciebie zniszczy.
Świetnie jest Was wszystkich poczytać. Wałkuję te Wasze posty w kółko, bardzo dziękuję za wsparcie. Jest to naprawdę pomocne. Idzie wiosna, będzie lepiej. Wiem, że pewnego dnia usiądę w słońcu, a to wszystko nie będzie już takie złe.
Tu akurat o kobietach, ale podobny sposób działania: https://www.youtube.com/watch?v=QI3liK1QOsI
38 2023-03-15 11:08:51 Ostatnio edytowany przez Musabanana (2023-03-15 11:45:08)
Poranki chyba są najcięższe. W momencie przebudzenia uderza mnie taka fala, że to się naprawdę wydarzyło, że jego w tym łóżku i w tym domu nie ma. Nie tak, że jest w kuchni i już robi kawę czy śniadanie.
Farmer, zobaczyłam ten filmik, ale nie widzę w nim mojego byłego. Od początku - jest tam powiedziane, że narcyz wyciąga informacje od ofiary, sam nie mówi o swoim życiu. U nas było na odwrót, mówiliśmy tylko o nim, co go spotkało i co przeżył. Moje problemy to było nic w porównaniu do niego. Po rozstaniu nie robi mi jakichś szczególnych problemów chyba, w sensie w porównaniu do tego co powiedziane w tym filmiku... Tamta wspomniana kobieta dosłownie niszczy życie naokoło tego mężczyzny i nie chce odpuścić. Mój były odszedł i zajął się sobą powiedzmy, nie robi mi piekła w pracy itd. Niee, on nie pasuje mi w ogóle na narcyza. Ma po prostu głęboką depresję, dramatycznie niskie poczucie własnej wartości, chorobliwy lęk przed bliskością, a z drugiej strony wielką potrzebę jakiegokolwiek związku, byle nie być sam, w bliższych relacjach jak jest za długo dobrze to węszy spisek i sam wywołuje awantury, bo nie ufa, że może być dobrze. Wiem, że w relacjach też próbuje dostosować siebie do swoich urojonych wymagań drugiej osoby (żebyście mnie dobrze zrozumieli - wymyśla sobie, że jego dziewczyna nie lubi jak on coś robi, na przykład gra, mimo, że ona mu nigdy nie powiedziała, że tego nie lubi, albo wspomniała, żeby nie grał aż tyle, a on wyolbrzymia, więc przestał grać, a potem rośnie w nim frustracja, że ktoś go próbuje zmienić, że go nie akceptuje itd).
Jeśli nie jesteś jego terapeuta, czy psychologiem - to nie masz kwalifikacji, żeby go diagnozować, to tylko twoja chęć usprawiedliwienia go podpowiada ci te jego depresje, lęki, czy urojenia.
Wszyscy uzależnieni w czynnych fazach właśnie tak się zachowują, bo każda używka, każda bez wyjątku jest depresantem i ma właśnie takie skutki, niezależnie od tego jakie daje euforie, zawsze daje również głębokie i ciemne doły i rowy mariańskie. Mózg nałogowca działa inaczej.
Może łatwiej mi go "diagnozować" i usprawiedliwiać, żeby zrozumieć, wyjaśnić sobie samej dlaczego to wszystko się stało, i absolutnie nie dopuszczać do siebie myśli, że ja pewnie jestem w takiej samej części winna rozpadowi tego związku . A tak naprawdę prawda może być całkowicie bardziej prosta i przyziemna, może on jest po prostu dupkiem i ma mnie głęboko gdzieś
może on jest po prostu dupkiem i ma mnie głęboko gdzieś
może być
Jej, Piotrek, bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Aż mi się łezka w oku zakręciła
Nieprzywykła jestem, żeby ktoś się tak o mnie wypowiadał. Dziękuję!
Nie musisz dziękować Po prostu zrobiłaś na mnie bardzo pozytywne wrażenie i poczułem potrzebę przekazania Tobie trochę ciepła i otuchy. Będąc na Twoim miejscu sam bym tego potrzebował. Należy się dzielić dobrą energią
Cieszę się, że mogłem być oparciem dla kogoś takiego jak Ty.
Może łatwiej mi go "diagnozować" i usprawiedliwiać, żeby zrozumieć, wyjaśnić sobie samej dlaczego to wszystko się stało, i absolutnie nie dopuszczać do siebie myśli, że ja pewnie jestem w takiej samej części winna rozpadowi tego związku . A tak naprawdę prawda może być całkowicie bardziej prosta i przyziemna, może on jest po prostu dupkiem i ma mnie głęboko gdzieś
Oj gdyby to wszystko było takie proste... Problem z pewnością jest/był bardziej kompleksowy. Wiem, że chcesz zamknąć ten temat w swojej głowie, jakoś to sobie poukładać. Z czasem nabierać będziesz coraz większego dystansu, aż w końcu po prostu stwierdzisz z pełnym spokojem, że pora ruszyć dalej. Biorąc pod uwagę jak bardzo jesteś zaangażowana to pewnie troszeczkę to potrwa To nic złego. Świadczy to jedynie o tym, jak serio to wszystko traktujesz.
Byle do przodu... Cały czas iść do przodu.
43 2023-03-17 13:36:10 Ostatnio edytowany przez JohnyBravo777 (2023-03-17 13:58:11)
Farmer, zobaczyłam ten filmik, ale nie widzę w nim mojego byłego. Od początku - jest tam powiedziane, że narcyz wyciąga informacje od ofiary, sam nie mówi o swoim życiu. U nas było na odwrót, mówiliśmy tylko o nim, co go spotkało i co przeżył.
Jak Farmer Ci wysylal jakis filmik to sceptycznie bym do prawidlowosci informacji w nim podszedl, bo on sam jest narcyzem.
A hipokryzja to jedna z cech narcyza - nie kazdy hipokryta jest narcyzem, ale kazdy narcyz jest czasami hipokryta (bo tworzac w swojej glowie wlasna rzeczywistosc, prawda dla niego nie jest to co jest logiczne a to co jemu sluzy - argumentacje [z bledami logicznymi] zawsze sie do tego jakas dokreci tak aby druga osoba to lyknela; a jak nie to zagra sie na emocjach - oburzeniu - tak, ze druga osoba uwierzy wbrew swojej intuicji po to aby zalagodzic konflikt).
Najwazniejsza cecha, ktora jest definiujaca dla narcyzow to zrzucanie winy za kazdy problem na innych.
To co powoduje twoj stan zagubienia obecnie to przede wszystkim proba zrozumienia co sie stalo, jak moglas to przewidziec i co moglas zrobic aby tak sie nie stalo.
Potrzebujesz tych informacji aby "isc dalej" czujac spokoj, ze nastepnym razem unikniesz takiej samej sytuacji lub bedziesz wiedziala jak sobie z nia poradzic.
Wiele rad, ktore dostajesz od otoczenia jest bardzo plytkie - niby cos tlumacza, ale brakuje im glebi abys mogla nastepnym razem sobie z podobnymi sytuacjami sama poradzic.
Ja moglbym bardzo gleboko wejsc w ten temat i wytlumaczyc wiele dynamik, ktore by Ci pomogly, ale uwazam, ze dwie podstawowe heurystyki dadza Ci wystarczajaco aby rozwiazac twoje indywidualne, podobne problemy w przyszlosci:
1. Obserwacja czy druga osoba (zarowno gdy cos pojdzie nie tak jak i w historiach, o ktorych opowiada) zastanawia sie nad tym co zrobila nie tak, czy zawsze mowi o winie kogos innego (niezaleznie od tego jak ta wina w narracji innej osoby wydaje sie prawdopodobna). Na przyklad: gdy pytasz o poprzednie relacje i mezczyzna mowi, ze cos partnerka zrobila np. zdradzila go, to zapytaj jak sadzi co on ze swojej strony zrobil, ze zwiazek sie rozpadl. Jesli bedzie sie wypieral jakiejkolwiek winy i tylko ogolnikowo mowil "wiadomo, ja tez nie bylem idealny bo nikt nie jest" - to rozmawiasz z narcyzem.
2. Gdy jestes juz z kims w zwiazku to obserwuj jak sie czujesz w danym momencie w porownaniu jak sie czulas zanim zwiazalas sie z ta osoba. Jesli czujesz sie spokojniejsza to kontynuuj. Jesli czujesz sie mniej wartosciowa, bardziej wystraszona to uciekaj.
Posiadanie takich prostych heurystyk, ktore nie wymagaja wielkiego analizowania jest krytyczne przed randkowaniem lub wejsciem w zwiazek (z potencjalnym narcyzem).
Bo narcyz bedzie tyle Ci biadolil, zaginal wszystko pod swoja wlasna narracje, ze jak wejdziesz w to analizowanie to po Tobie.
W takich sytuacjach to co nalezy zrobic to krok w tyl - spojrzec na sytuacje przez pryzmat prostych heurystyk - i wtedy wiesz, ze to co mowi narcyz to zwykle pierdolenie, ktorego nie musisz dluzej sluchac.
Jak Farmer Ci wysylal jakis filmik to sceptycznie bym do prawidlowosci informacji w nim podszedl, bo on sam jest narcyzem.
oplułem monitor
Wiem, że chcesz zamknąć ten temat w swojej głowie, jakoś to sobie poukładać. Z czasem nabierać będziesz coraz większego dystansu, aż w końcu po prostu stwierdzisz z pełnym spokojem, że pora ruszyć dalej. Biorąc pod uwagę jak bardzo jesteś zaangażowana to pewnie troszeczkę to potrwa
To nic złego. Świadczy to jedynie o tym, jak serio to wszystko traktujesz.
Byle do przodu... Cały czas iść do przodu.
Dzięki jeszcze raz za ciepłe słowa!
Taak, poukładać sobie, to jest dokładnie to czego potrzebuję. Ale jakoś mi to niespecjalnie idzie. Mam już dość swojej głowy, w której kłębią się wciąż te same pytania. Jak iść do przodu, gdy robię jeden krok w przód, a potem trzy w tył?
...zawsze sie do tego jakas dokreci tak aby druga osoba to lyknela; a jak nie to zagra sie na emocjach - oburzeniu - tak, ze druga osoba uwierzy wbrew swojej intuicji po to aby zalagodzic konflikt).
Najwazniejsza cecha, ktora jest definiujaca dla narcyzow to zrzucanie winy za kazdy problem na innych.
To co powoduje twoj stan zagubienia obecnie to przede wszystkim proba zrozumienia co sie stalo, jak moglas to przewidziec i co moglas zrobic aby tak sie nie stalo.
Potrzebujesz tych informacji aby "isc dalej" czujac spokoj, ze nastepnym razem unikniesz takiej samej sytuacji lub bedziesz wiedziala jak sobie z nia poradzic.
Tak bardzo prawda!! Nie zliczę ile razy zamykałam usta, żeby konflikt załagodzić. Tak, ciągle myślę o tym, co mogłam zrobić, żeby ta historia inaczej się skończyła. Początkowa faza po rozstaniu pozwalała mi myśleć o sobie jedynie jako o głównym powodzie rozpadu tego związku, ciągle sobie wmawiałam, że byłam niewystarczająca. Dopiero po około miesiącu od jego wyprowadzki zaczęłam na to patrzeć z innej perspektywy, teraz w większości czasu jestem przekonana, że mogłabym być najbardziej idealną dziewczyną na świecie, a to i tak by nie wyszło. Chociaż w dalszym ciągu mój umysł zachodzą czasem czarne chmury... Napisałeś, że mógłbyś w temat wejść bardzo głęboko i wyjaśnić mi wiele dynamik - jestem tego bardzo ciekawa, jeśli tylko miałbyś czas i ochotę z chęcią przeczytam. Możesz mnie też odesłać do literatury. Dziękuję za twój post!
Były się dzisiaj odezwał czy może dzisiaj wpaść pomóc mi z wyprowadzką. Napisałam, że po naszym ostatnim spotkaniu zdecydowałam, że lepiej będzie dla mnie jak już się nie będziemy widywać, i życzę mu wszystkiego dobrego. Jego odpowiedź natychmiastowa, że ok, spoko, ale co z w takim razie z meblami, z fotelem który on chce zabrać, czy dam sobie radę ze sprzątaniem it... Żadnego przepraszam
On uważa, ze nie ma Cię za co przepraszać. Błędem jest oczekiwanie od niego konkretnych, określonych zachowań, czy gestów. I błędem jest roztrząsanie i zastanawianie się nad tym, dlaczego on robi coś, lub dlaczego czegoś nie robi.
Niech weźmie wszystko, co chce i może zabrać, najlepiej żebyś nie musiała przy tym być.
Były się dzisiaj odezwał czy może dzisiaj wpaść pomóc mi z wyprowadzką. Napisałam, że po naszym ostatnim spotkaniu zdecydowałam, że lepiej będzie dla mnie jak już się nie będziemy widywać, i życzę mu wszystkiego dobrego. Jego odpowiedź natychmiastowa, że ok, spoko, ale co z w takim razie z meblami, z fotelem który on chce zabrać, czy dam sobie radę ze sprzątaniem it... Żadnego przepraszam
Właśnie, nie masz co liczyć na przeprosiny czy kajanie się, on już poszedł dalej, winy swojej nie widzi i ma to ogólnie gdzieś. Niech zabierze swoje rzeczy, najlepiej wyjdź wtedy z domu a jeśli wolisz pilnować, żeby nie wziął czego nie trzeba, niech w tym czasie ktoś u Ciebie będzie - koleżanka, znajomy. Bądź twarda, nie emocjonuj się zupełnie w jego obecności, ale jednocześnie bądź zdystansowana a nie miła jak kiedyś. I tyle.
Były się dzisiaj odezwał czy może dzisiaj wpaść pomóc mi z wyprowadzką. Napisałam, że po naszym ostatnim spotkaniu zdecydowałam, że lepiej będzie dla mnie jak już się nie będziemy widywać, i życzę mu wszystkiego dobrego. Jego odpowiedź natychmiastowa, że ok, spoko, ale co z w takim razie z meblami, z fotelem który on chce zabrać, czy dam sobie radę ze sprzątaniem it... Żadnego przepraszam
Dobrze zrobiłaś mówiąc, że nie chcesz go widzieć.
Na przeprosiny nie licz.
Już na nic nie liczę i niczego nie oczekuję. Po prostu jest mi ciężko Nie umiem wyjść ze swojej głowy. Była u mnie koleżanka przez cały weekend, długo rozmawiałyśmy o tym co się wydarzyło w ostatnich miesiącach, w niedzielę wieczorem już byłam tak poddenerwowana, czułam, że potrzebuję już samotności i pół nocy spędziłam na uspokajaniu się. Niestety tęsknię za tą jego dobrą stroną (nie zmienia to faktu, że wiem, że to był jeden wielki fake). Nie chcę się z nim widzieć, bo jestem teraz taka słaba, że boję się że bym się załamała w jego obecności, wpadła w jakąś rozpacz.
Idź do psychiatry, weź tabletki.
Później do terapeuty.
Jak nie poszukasz realnej pomocy, to depresja może nie być najgorszą rzeczą.