R_ita2 napisał/a:Arukado napisał/a:Szanuję wasze R_ita2 i anna.zakochana zdanie na ten temat, podejście do tego, nawet lekko zazdroszczę, bo sam jestem dość sztywny w swojej spojrzeniu.
Związek = brak "epizodów".
Jeżeli rodzi się we mnie realna ochota, aby inna kobieta robiła mi loda, to wpierw rozstaję się z obecną kobietą.
Tego samego oczekuję od partnerki, związek to dla mnie także lojalność, szacunek, wierność stąd epizody niszczą te fundamenty i uniemożliwiają dalsze budowanie relacji i trwanie w niej.Wiesz co mi arukado jeszcze przyszło do głowy i czemu nie chciałabym wiedzieć o tym jednym epizodzie? Mam dziecko i nie chciałabym aby przez kilkudziesięciominutową/ jednonocną głupotę runął świat mojego dziecka, miała ojca za złego człowieka, straciła rodzinę i całe dobro z tym związane, filtrowała wspomnienia z ojcem, utraciła do niego szacunek i miała z nim zniszczone relacje tylko dlatego, że zachlał i się raz puścił. I musiałaby patrzeć jednocześnie na mamę, pewnie na prochach, ryczącą i pytającą "dlaczego", nienawidzącą jej ojca. Na co to komu? Jeden błąd nie jest tego wart. Ale jak pisałam- to trzeba mieć do czynienia z człowiekiem z resztkami godności, który sam by to przepracował i już do końca życia patrzył na siebie jak na zdradzacza, który i tak tę rodzinę nadszarpnął, jej dobro.
Spoko, ja rozumiem takie podejście i spojrzenie na sprawę takiego "wyskoku".
Wiem, że bycie matką także zmienia optykę na wiele rzeczy, także na to jak można podchodzić do tematu zdrady, bo chęć ochrony dziecka przed tym całym szambem które wtedy wybije może być priorytetowa.Stąd też napisałem, że rozumiem i lekko zazdroszczę, bo u mnie nie ma tych "matczynych" odczuć, po prostu czułbym się oszukany, zdradzony i jeżeli te podstawy zostały zniszczone przez drugą stronę, to nie było by czego ratować.
tak na pewno bycie matką tutaj bardzo dużo zmienia.
natomiast u podstaw mojego myślenia leży to że zdradzający ponosi faktycznie karę w postaci wyrzutów sumienia oraz zamienia to gówno które zrobił w coś dobrego - wyciągjąc wnioski do doprowadziło go do takiego zachowania, koryguje u siebie te zachowania oraz tak zachowuje się w relacji że zmienia ją na lepsze.
tylko właśnei zastanawiam się na ile to możliwe i czy nie jesteśmy w błędnym kole - bo jeśli ktoś jest w stanie dojść do tego dlaczego tak zrobił, oprzeć się racjonalizowaniu i wszystkim tym mechanizmom obronnym występującym u zdradzacza, mieć tą moc zamiany gówna w coś dobrego to czy to możliwe że ta sama osoba byłaby na tyle słaba by zdradzić. dlatego myślę, że to trochę taka mrzonka jednak i naiwna wiara w ludzi.. a w praktyce jak ktoś był na tyle słaby by zdradzić, nie ogarnie się tak sprawnie i z tego gówna zostanie tylko smród..