Dziwne to było. Nie to, że myślałam, że stanie się jakiś cud, olśni mnie czy momentalnie odblokuje, ale jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Bardziej na zasadzie wiwisekcji, a nie spotkania z wujkiem na kawie. Nie wiem czemu uznałam, że gabinet będzie sterylnym, jasno oświetlonym miejscem rozbierania człowieka na części, coś na zasadzie emocjonalnego prosektorium. A nie pokoikiem pełnym książek, z sofą i fotelami i człowiekiem z miłym uśmiechem, że będzie tak normalne. Niczego nie próbował na siłę wyciągnąć, tak pytał ogólnie i też nie o pizdę glizdę, tylko o mnie, czy jem, czy śpię, czy popijam (dobry węch), co robię w pracy, po pracy, no takie spotkanie z wujkiem. Trochę pomamrotałam, pomruczałam, większość przemilczałam... a on nic, tylko patrzy, ale wiecie jak... no tak, że ja wiem, ze on wie, za ja wiem, że on WIE.
Żadnych wniosków końcowych nie było, pracy domowej też nie, powiedział tylko, że gdy już będę gotowa i będę chciała porozmawiać to żebym dzwoniła. Podziękowałam, poszłam i co teraz? Żadnych „co cię nie zabije to cię wzmocni”, „siła jest w tobie”, „cierpienie uszlachetnia”. Zostawił mnie taką gotową na starcie bez starcia?
Boże co ja pisze, ja tego nie rozumiem to jak wy macie to zrozumieć...
Spoko wszystko czaimy, przynajmniej ja . Z terapeutą/psychologiem jest trochę jak z księdzem. trzeba się wyspowiadać. Tylko, że tu nie ma prawidłowych odpowiedzi, bo wszystkie są dobre. A im bardziej szczere tym lepsze. Nie należy się nawet zastanawiać zbytnio jak ubrać to w słowa, i broń boże, nie zastanawiać się "czy dobrze wypadłam". DOBRY psycholog będzie wiedział co się tu wyprawia
. Te pytania, które zadawał tyczyły się identyfikacji Twojego obecnego stanu, niejedzenie, niespanie, natrętne myśli jest oznaką ostrego stanu. Poza tym, że trochę poznać, to chciał Cię nieco ośmielić do mówienia poprzez zwykłe pytania o życie, styl bycia. Następnym razem (jeśli się zdecydujesz) może Ci zaproponować jakieś leki na uspokojenie. Sprawa indywidualna czy chcesz to brać czy nie. Na pewno nie powinnaś liczyć na podanie przez niego porad, ani kierowanie Twoim życiem. Jeśli to zrobi, to nie jest z niego dobry psycholog. To ile i CO chcesz mu powiedzieć będzie świadczyło o tym co Cię najbardziej boli - dlatego czeka. Pytanie jednak brzmi, jak Ty to widzisz - czy byłabyś w stanie mu zaufać i wylać wszystko, i jak trzeba się poryczeć, i jak trzeba zabluźnić - czy to jest taka osoba, na pierwszy rzut oka? (Skoro nazywasz go "wujkiem", to może jest szansa) Czy jest chemia i czy czujesz, że on jest charyzmatyczny, a jednocześnie ciepły? Czy słuchał chętnie i z uwagą, czy nawiązała się jakaś więź (no może mała nitka teraz)?
Czy ja widzę w tej wypowiedzi nową nazwę naszego zdradzacza - pizda glizda? - to on?
Co do pomocy i dyskusji pozostałych. Ewidentnie widać, ze nasza Autorka jest w kryzysie, należy się jej zatem pomoc w tym zakresie. Szacuje się, ze ostry stan kryzysowy, często wzbogacony przez epizody psychotyczne trwa 6-8tygodni. Po tym czasie "przeciętna" osoba może dopiero powoli zacząć skutecznie myśleć (jeszcze nie do końca logicznie, bo wciąż będą targały nią emocje). Tutaj mamy do czynienia ze zdarzeniem kryzysowym, które zdarzyło się zdaje się 5 dni temu. Osoba, która się z nim zderzyła doświadcza głębokiej traumy (wliczając w to często PTSD) i wymaga wszelakiego wsparcia ze strony otoczenia - czasem nawet dyrektywnego jeśli popada w niebezpieczne dla siebie skrajności (wpada w cugi alkoholowe, wykazuje tendencje samobójcze, jest agresywna wobec otoczenia itd.). Na szczęście nie jest potrzebna tego typu interwencja u naszej Autorki, ALE powtarzanie jej cały czas, jak to trzeba sobie "chlapnąć 3 wina, otrząsnąć się i iść dalej" jest tylko drogą do katastrofy i zamiecenia pod dywan, a nie rozwiązania problemu. Będąc w tym czy innym wątku bierzmy trochę odpowiedzialność za taką osobę, bo swoimi słowami możemy do takiego nieprzewidzianego stanu doprowadzić. W okresie wrażliwości, w jakim jest obecnie nasza Autorka, każde bolesne słowo może doprowadzić do nie przewidzianych skutków. W zależności od jej osobowości, której przecież nie znamy, będzie sobie z tym radzić lub nie, ale my nie damy gwarancji, że poradzi sobie ze wszystkim. Więc skoro, ktoś nie chce jej pomóc, wesprzeć w trudnym momencie, to po co w tym wątku jest?
Tego typu "ogarnij się" ignoruje jej potrzeby i uczucia i spycha ją do kąta w momencie, kiedy potrzebuje zwykłego ludzkiego traktowania i wysłuchania. Czasem trzeba będzie ją przytulić, czasem rozwinąć jej ambiwalencję, jeśli się zapętli. Tylko to możemy jej zapewnić. Ona nie potrzebuje żadnych RAD czy konkretnych diagnoz (chociaż to jest ta "łatwa" droga), bo sama powinna dojść do swoich wniosków, ale w SWOIM czasie i tempie - inaczej niczego nie zrozumie, niczego się nie nauczy. Osoby, które mają takie traumatyczne przeżycia za sobą wiedzą czego w tamtym momencie potrzebowały i jak się czuły. Nie spychajcie takich przeżyć na stertę nic nieznaczących (może to być równie ciężkie w przeżyciu jak wypadek czy gwałt - to również zalicza się do przeżyć kryzysowych tak jak rozstanie). Burzliwe rozstanie, rozwód, a w szczególności, gdy mamy do czynienia z oszustwem na szeroką skalę jest tak samo traumatycznym przeżyciem jak śmierć bliskiej osoby. Czy po 5 dniach po śmierci kogoś bliskiego dajecie osobie w żałobie wskazówki jak powinna albo jak nie powinna się zachowywać, co czuć itd? Każdy przechodzi swoją żałobę jak chce, a my możemy służyć ramieniem, ciepłym słowem, może czasem trzeźwiejszym spojrzeniem, wyjaśnieniem, WSPARCIEM.
Osoba123 widziałam prośbę - nie ma sprawy, prześlę Ci na priv jak zbiorę zestaw - jestem na wakacjach, zatem nie wiem czy uda mi się wszystkie ciekawe pozycje znaleźć .