Cześć dziewcznyny.
Mam spory problem ze swoim mężem.
Wczoraj pokolcilismy się 2 razy. Najpierw rano o drobnostkę ale przepychanka słowna trwała że 30 minut (przy czym to ja się produkowałam głównie, a ona za wiele nie mówił) a później wieczorem.
Ta wieczorna kłótnia była już ostra i do tej pory się do siebie nie odzywamy.
Poszło o to, że mąż po powrocie z pracy, odgrzał obiad zajął się chwilę z dzieckiem I zamiast pomóc mi posprzątać ogarnąć mieszkanie to usiadł sobie z telefonem w ręku. Krew mnie zalała bo zamiast się domyślić, że trzeba w mieszkaniu posprzątać to sobie usiadł. Zaczęłam więc, jak to on później ładnie określił "rozstawiać go po kątach", czyli według niego w złości wydawałam mu polecenia co ma zrobić. Mąż zrobił co mu kazałam a później przestał się do mnie odzywać. Nie odzywał się cały wieczór, jedynie zajmował się dzieckiem I na pytania o niego oschle odpowiadał. Przed snem zagadałam do niego o co chodzi. Powiedział mi, że nie podoba mu się jak się do niego odnoszę i, że można było normalnie powiedzieć: "chodź ogarniemy po obiedzie mieszkanie bo jest już brudno" zamiast: " może byś się łaskawie ruszył i zrobił to..."
Powiedzialm mu ze przeciez go kocham i zapytałam co w takim razie on ma z tym zrobić, liczyłam, że domysli się i powie, że nie będzie odkładał rzeczy do zrobienia na później. Bardzo się myliłam, bo on wypalił, że od 3 lat prosi, błaga i tlumaczy mi, że normalni ludzie sobie komunikują potrzeby, a nie "rozstawiają się po kątach z pretensją" i że tak się nie da normalnie żyć być pod ciągłym stresem bo o co tym razem będzie miała pretensje szanowna żona. I jedyne rozwiązanie tej sytuacji to był by rozwód bo jeśli przez 3 lata tego nie ogarnęłam to już nie ogarnę. (Wszystko powiedziane w złości)
Bardzo mnie tym zdenerwował. Powiedziałam że jeśli tak to zabieram synka, bierzemy rozwód, mieszkanie sprzedajemy a on niech szykuje alimenty, a z dzieckiem zobaczy się jak będę na to gotowa. On odpowiedział że to jest też jego dziecko I chyba niepoważna jestem jeśli chce mu go odebrać. To co powiedział jeszcze bardziej mnie rozzłościło, powiedziałam mu że jest psychiczny, że jest manipulantem, że nie ma prawa głosu w tej sprawie. Krzyczałam chyba że 30 minut w trakcie pakowania a mąż nic się nie odzywał tylko trzymał dziecko na rękach.
Ostatecznie się nie wyprowadziłam, ale od wczoraj atmosfera jest grobowa. Wciąż myślę nad tym co powiedział i jeśli chce rozwodu to mogę się z dzieckiem wyprowadzić nawet dziś.
Doradźcie coś proszę bo już sama nie wiem co zrobić. Dodatkowym problemem jest to, że wszyscy w około uważają mojego męża za jakiegoś anioła. Koleżanki mi mówią że to idealny facet i ojciec. Moja matka za nim przepada i lubi go całą moją rodzina. Jak im opowiem co się stało to mi nikt nie uwierzy...