Olinko, posłużę się przykładem
"Chcę z Tobą być, wszystko jest super, ale jestem już zmęczony, bezsilny w tym, że wielokrotnie Cię prosiłem o oszczędzanie, a mimo wszystko to nie przynosi efektów mimo deklaracji. Oszczędzanie jest dla mnie bardzo istotne w związku, ponieważ daje poczucie stabilizacji finansowej na wypadek np mojej niezdolności do pracy, utraty pracy, przy jednoczesnym wychowywaniu Dzieci"
Właśnie tak to wyglądało, w sensie ogólnego znaczenia, nie dosłownie. Okej można powiedzieć, że się albo akceptuje tą "wadę" lub nie. Jak nie to pora zakończyć związek, ale czy zakończyła byś świetnie rokujący związek tylko, bądź aż dlatego, że partner np nie jest religijny (jeśli to ważne) , czy byś się starała może to tolerować, dać szansę naprawić?
Ok mówiłam, że będę starała się oszczędzać, nie wychodziło, czy nie miał prawa zwątpić w związek? Moim zdaniem, miał prawo. Jeśli np ja mówię miśkowi żeby sprzątał zawsze po obiedzie bo to dla mnie ważne, a on tego nie robi mimo zapewnień to czy pod wpływem emocji, zmęczenia, pod wpływem chwili nie mogę rzucić czegoś na zasadzie że nie wiem czy związek z bałaganiarzem ma dla mnie sens? Ok to by świadczyło niestety negatywnie o mojej dojrzałości, ale uważam, że każdy jest człowiekiem i może mieć gorsze chwile, kiedy to nie przemyslajac swoich słów rzuci je pod wpływem chwili. Chociaż tak naprawdę tego nie chce. Bo on nie chciał się rozstawać ale był zmęczony, tak jak ja innym aspekcie. To właśnie ta chwila słabości. I masz rację, usłyszeć takie słowa to naprawdę mocne przeżycie, które mimowolnie wpłynęło na mnie, na moje poczucie stabilizacji emocjonalnej w związku. Nie sądzę aby to zrobił specjalnie by manipulować mną, raczej stoję przy tym, że tu wyszła Jego niedojrzałość pod pewnym względem, no bo jest niedojrzały. Tak jak ja pod względem finansowym. W tym co mi mówił, sam zwrócił uwagę, że przy mnie zauważył jak dojrzewa emocjonalnie, że tego podejścia się ode mnie uczy (chociaż nie uważam siebie za osobę dojrzała, w jakimś stopniu dojrzalszą) , a ja od Niego dojrzałości finansowej. Sądzę, że przed obojgiem jeszcze daleka droga . On owszem, nie jest święty, ale ja też, bo jak inaczej można nazwać kogoś kto mówi, że postara się oszczędzać ale tego nie robi? Kłamcą, czy może nawet zakupoholikiem bądź osobą niedojrzałą? Myślę, że każde pojęcie mnie w jakimś stopniu definiuje.
Co do zakończenia związku, kilka akapitów wyżej. Chcę dodać, że owszem rozumiem pewne priorytety w związku, ale jeśli to jest kwestia ważna, ale nie fundamentalna? Rozumiem że jednym ważne jest to, drugim tamto, ale wyobraź sobie coś, pewną wadę w partnerze, której wolałabys by nie miał, bo to dla Ciebie ważne, ale nie na tyle istotne by przez to rezygnować ze związku, co byś zrobiła? Zaakceptować? Co jeśli nie jesteś w stanie wykonać pełni tego zaakceptować, to znaczy w 80% a w ciężkich sytuacjach te 20% daje o sobie odczuć. Co wtedy?
Tak to wygląda ze strony Miśka.
I zaprzeczam stwierdzeniu by mnie bolało nazywanie Miska manipulantem itp, nie jest święty, ale nie jest też perfidny. Ja po prostu chcę zaprzeczyć temu stwierdzeniu, bo według mnie jest ono błędne. Broniąc Go, miałam tylko na uwadze to, że ja święta nie jestem i mogę go zrozumieć skąd takie a nie inne było jego zachowanie. Trochę tak jak np żona jest w stanie wybaczyć mężowi zdradę, gdy sama też widzi że np zaniedbywała go emocjonalnie itp. widzi, że wina leży po obu stronach. Zaufanie? Da się odbudować, jeśli dwie strony dadzą od siebie dużo. Jednak porównanie do zdrady jest tu dość mocne i jak w każdym aspekcie klasyczne "to zależy..." jak najbardziej tu pasuje. Przytaczając ten przykład, chciałam zobrazować to na innym problemie, chociaż uważam, że tak naprawdę się nie obmywa.
Wiem, że nikt raczej nie chce tak zero jedynkowo czegokolwiek określać, bo się nie da, ale chcę by spojrzeć też na to poprzez pryzmat mnie, jako tej złej, która również zawiniła.
I tak, macie też rację zauważając dość nagły obrót spraw, ja dalej jestem w szoku, ale może poprzez pewne wydarzenia, zmiany w życiu da się zauważyć coś co do tej pory było poza horyzontem lub wypaczone poprzez własne ego. Przez te pół roku naprawdę dużo się zmieniło między nami. Żadne z nas nie miało innego celu niż to, że chcemy być ze sobą, a skoro chcemy być razem to róbmy tak , byśmy byli. Ta myśl nam przeświecala dnie i noce. Żeby nie było tak landrynkowo, tylko racjonalnie, naprawdę nie wiem co z tego będzie. Jak nie będziemy razem, to też dobrze z ale dziękować będę za te chwile, za te wszystkie pozytywne aspekty jakie związek przyniósł z za te negatywne również, bo o to w życiu chodzi.
No to się troszkę rozpisalam, wybaczcie i szacun tym, którzy doczytali. Czuję się natchniona kolejnym kursem, chyba, bo przecież nie zakochaniem, no proste, że nie 