Kryzys czy początek końca? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Kryzys czy początek końca?

Strony Poprzednia 1 2 3 4

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 259 z 259 ]

196

Odp: Kryzys czy początek końca?
Ela210 napisał/a:

Piszesz, MY to MY tamto..
Ale nie jesteście jednym organizmem przecież
On coś A Ty coś,
On awantura, a Ty ironiczny usmiech, albo wymowna cisza?
Jeśli nie tak to wygląda, możesz pominąć to co tu piszę.
Ale jeśli tak, to możesz być w niezdrowym układzie, gdzie on chce się przepraszam za wyrażenie "napierdalać" by obniżyć swoje napięcie kosztem Ciebie.
Wiem że go kochasz i On jest zaangażowany.
Reszty nie będę powtarzać bo pisałam tu w wątku.
Sama to przemysł, bo Ty masz wszystkie dane.
Nie idź taką latwą ścieżką  że ja jestem biedną, zdradzoną kobietą która we wszystkich widzi swojego męża i żle Ci życzy.
Pozdrawiam i życzę Ci dobrych życiowych wyborów.
O tytuł Pollyanny się tu nie staram i wcale nie jest mi miło to pisać, uwierz.
I nie nie szkoda życia na dobry wybór męża..
Bo to jest wybór decydujący o życiu Twoim, twoich dzieci i nawet wnuków.

Przede wszystkim zacznę od tego, co ja rozumiem za awanturę. Rozumiem to jako patologiczną sytuację, gdzie obie strony na siebie krzyczą, padają słowa bez przemyślenia, obrazy, wyzwiska, może też być przemoc fizyczna.
Tak to nie wygląda, nazywam to kłótniami. Podniesiony ton, negatywne emocje (podirytowanie) i próba wyjaśnienia swoich argumentow, czasem wyjście by się uspokoić.

To tak nie wygląda, że on kłótnia a ja cisza lub coś tam. Oboje jesteśmy wybuchowi, czasem ja zacznę, czasem on . Zwykle kłótnie biorą się z braku zrozumienia argumentów, zaczyna się irytacja i tak oto rozmowa nasączona jest negatywnymi emocjami = kłótnia. Czasem mi nerwy puszczają, czasem dla niego. Obojgu szybko przechodzi i chcemy załagodzić sytuację i pogadać. Naprawdę nie wygląda to tak jaki masz obraz. Nie jest to toksyczna relacja, gdzie on jest zły a ja latam koło niego lub strzelam focha i karam ciszą. Może i te kłótnie nie są zaliczane do zdrowych zachowań, ale godzić się i gadać to naprawdę potrafimy zdrowo smile

Przepraszam jeśli Cię to dotknęło co napisałam, ale odnoszę wrażenie, że nadinterpretujesz moje słowa przypisując swoje doświadczenie. Doceniam naprawdę troskę i rady, chcę Cię też uspokoić, że nie jest tak źle jak myślisz. A na "toksyczna" relację bym sobie nie pozwoliła. Wiem jak to jest, Twoje doświadczenie przypomina mi moją relację z byłym, stąd teraz mam też swoje porównanie i zachowuje uwage.
Nasz związek nie jest idealny, ale nie jest też toksyczny,  on nie jest agresorem, ja nie strzelam fochow itp. wink

Zobacz podobne tematy :

197 Ostatnio edytowany przez Olinka (2022-09-10 12:36:22)

Odp: Kryzys czy początek końca?

Zdaję sobie sprawę, Istotko, że są kłótnie i... kłótnie. Z drugiej strony unikanie konfrontacji też jest niepokojące, bo może wskazywać, że któraś ze stron jest zbyt uległa.
Po prostu zwróć uwagę, w jaki sposób u Was się to odbywa i z jakich powodów. Czy kłócąc się jeszcze się słyszycie, czy chodzi tylko o to, by drugą stronę przekrzyczeć i postawić na swoim? Czy padają słowa, których głównym celem jest drugą stronę dotknąć? Czy celem jest wywalenie z siebie negatywnych emocji, czy może poczucie bezsilności? I tak dalej, i tak dalej. To wszystko naprawdę dużo mówi o związku.

Edit:
Pisałyśmy równocześnie i zanim ja swój post wkleiłam, Ty trochę zdążyłaś wyjaśnić wink.

198

Odp: Kryzys czy początek końca?
Olinka napisał/a:

Zdaję sobie sprawę, Istotko, że są kłótnie i... kłótnie. Z drugiej strony unikanie konfrontacji też jest niepokojące, bo może wskazywać, że któraś ze stron jest zbyt uległa.
Po prostu zwróć uwagę, w jaki sposób u Was się to odbywa i z jakich powodów. Czy kłócąc się jeszcze się słyszycie, czy chodzi tylko o to, by drugą stronę przekrzyczeć i postawić na swoim? Czy padają słowa, których głównym celem jest drugą stronę dotknąć? Czy celem jest wywalenie z siebie negatywnych emocji, czy może poczucie bezsilności? I tak dalej, i tak dalej. To wszystko naprawdę dużo mówi o związku.

Edit:
Pisałyśmy równocześnie i zanim ja swój post wkleiłam, Ty trochę zdążyłaś wyjaśnić wink.

Fajnie, że ten temat poruszyłas smile
Kłótnie biorą się z braku zrozumienia punktu widzenia, bezsilności bo ktoś czegoś nie potrafi zrozumieć. Ogólnie uważam że problemem jest zbyt mała umiejętność komunikacji i słuchania, bo często mówimy o tym samym tylko z drugiej strony o tym mówimy. Gdy emocje biorą górę, to mam problem ze słuchaniem, on z racji że mówię "na około" (nie wiem dlaczego tak mam) to ze zrozumieniem mnie tego co mówię.
Czyli komunikacja szwankuje chyba, czy coś jeszcze możecie zauważyć? smile A ja to przemyśle i powiem czy trafna obserwacja czy nie wink może z boku też coś zauważacie czego ja nie...

199 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-09-10 12:59:38)

Odp: Kryzys czy początek końca?

A o Ci się kłócicie?
Nie musis pisać, ale sobie to przeanalizuj
Bo tak z moich analiz kłótnie są gorsze niż wielkie awantury, bo te powinny być o cos ważnego.
A kłótnia to coś takiego, gdy drobiazg urasta do wymiarów  tragedii.
Dlaczego urasta?
Bo coś nie idzie zgodnie z czyimś planem?
NIe wszystko jest idealnie tak jak sobie ktoś poukładał w głowie i budzi to jego niepokój?
A może to element  gry wstępnej?
I najważniejszy jest ten porządek w swojej głowie i juz w imię tego można komuś "dowalić"? Np za to że się zapomniało kupić czegoś  w sklepie, nie tam odstawiło kapcie?
O co Ty wszczynasz kłótnie?

200

Odp: Kryzys czy początek końca?

To zależy od charakterów, jeśli radzimy sobie z emocjami, tym samym spokojnie potrafimy rozmawiać na argumenty, należałoby zostać przy swoich zdaniach jak nie dochodzimy do kompromisu i wracać do tematu, to daje czas na przemyślenia i często można zmienić zdanie, jeśli nie, trzeba zaakceptować zdanie partnera lub pozostać przy swoim.

To takie moje pobożne życzenie big_smile

Kłótnia w sumie nic nie wyjaśnia, ale niestety jak emocje biorą górę i to u obydwu partnerów to kłótnia goni kłótnię.
Potem dorosle dziecko pamięta z dzieciństwa, że rodzice wiecznie się kłócili, co widać na forum.

Jak już kłócicie się w narzeczeństwie to dobrze nie wróży, bo problemy dopiero przed wami.

201

Odp: Kryzys czy początek końca?

Trochę przemyślałam...

W sumie zdałam sobie sprawę, że jestem roszczeniowa. On mi zarzuca, że marudzę i się czepiam, i w sumie racja bo bardzo sobie cenię np porządek i jeśli coś mi nie pasuje to niestety bywam kapryśna. Lubię porządek i ciszę więc tak ma być, umniejszając, że on może mieć inne potrzeby. Niestety teoretycznie to wiem, ale jakoś nie jestem w stanie tego tak naprawdę zaakceptować. Skoro mi przeszkadza syf, to sprzątam, ale marudząc.
Wiem,  to mało dojrzałe z mojej strony, że musi być po mojemu. Nie mam tu na myśli, że,Misiek może żyć w syfie, ale nie jest tak pedantyczny co ja bywam a ja go przecież nie zmienię. To jest przykład np kłótni i tego, że bywam marudna i czepialska. O ironio, mama też zawsze taka była s ja powtarzałam sobie, że nigdy taka nie będę... I masz babo placek heh
Po przemyśleniu takich sytuacji jest więcej, czepiam się o coś, a później dochodzi do mnie lub Misiek to pokaże, że on robi więcej niż zauważam, tylko częściej coś drobniejszego. Cholera, ale jestem straszna w związku.... Taka typowa wredna baba z postawą roszczeniowa typu "ma być po mojemu". Wcześniej tak bardzo się nad tym nie zastanawialam, mimo że on coś tam mówił, ale nie słuchałam jak powinnam. To znaczy, niby wiedziałam ale nie brałam tak bardzo do siebie. Czasem pewne kwestie trzeba samemu chcieć dostrzec i nic nie daje to, że ktoś już mógł to wskazać.
To jest coś, co mogę z czystym sumieniem sobie zarzucić, oraz o to też są kłótnie.
Zapominam zbyt często, że on może, ale nie musi. Teoretycznie o tym pamiętam, ale praktycznie kiedy nie jest po mojej myśli, zaczyna się marudzenie.
Oczywiście nie jest to też jakoś często, aż tak zła na szczęście nie jestem, jeszcze. big_smile
Oprócz tego jakieś niedomówienia, brak oszczędzania .

Dziękuję Wam za to, bo bardziej to do mnie dotarło smile

202 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2022-09-11 03:19:53)

Odp: Kryzys czy początek końca?
wieka napisał/a:

To zależy od charakterów, jeśli radzimy sobie z emocjami, tym samym spokojnie potrafimy rozmawiać na argumenty, należałoby zostać przy swoich zdaniach jak nie dochodzimy do kompromisu i wracać do tematu, to daje czas na przemyślenia i często można zmienić zdanie, jeśli nie, trzeba zaakceptować zdanie partnera lub pozostać przy swoim.

To takie moje pobożne życzenie big_smile

Kłótnia w sumie nic nie wyjaśnia, ale niestety jak emocje biorą górę i to u obydwu partnerów to kłótnia goni kłótnię.
Potem dorosle dziecko pamięta z dzieciństwa, że rodzice wiecznie się kłócili, co widać na forum.

Ogólnie się zgadzam, ale w Naszym przypadku kłótnia nie goni kłótni:)
Wbrew pozorom dość rzadko się kłócimy. smile

203

Odp: Kryzys czy początek końca?

Osobiście nigdy nie przepadałem za wszelkiego rodzaju awanturami czy nawet kłótniami. Staram się jak mogę, aby konflikty rozwiązywać pokojowo, bo nie widzę niczego pozytywnego w wylewaniu z siebie emocji, w sposób mniej lub bardziej gwałtowny. Zdarzało mi się ustępować, bo już sam fakt, żę widzę i słyszę, jak komuś ciężko nad sobą panować, to próbuję załagodzić sytuację.
U Was spotkały się dwa mocne charaktery, dlatego może to tak wyglądać. Wiadomo, że możecie mieć inne poczucie "porządku" czy "odpowiedniego stanu", chociaż to Twoje "musi być po mojemu" wydaje się trochę niepokojące. Myślę, że na jego miejscu skupiłbym się właśnie na tym, bo mi by to osobiście trochę uwierało smile

204

Odp: Kryzys czy początek końca?

Tak jest, że chcemy, żeby było po naszemu i to rodzi konflikty... Z czasem trzeba się nauczyć dyplomacji, czyli jak pisałam, bardziej w formie prośby + argumenty, jak nie dotrze po kilku podejściach, odpuścić.

Ale jesteś na takim etapie relacji, że nie musisz być z kimś, kto Ci nie odpowiada.

Nie za bardzo pasujecie do siebie, to tym bardziej rodzi konflikty. Za długo nie może trwać przeciąganie liny... Albo, albo...

205

Odp: Kryzys czy początek końca?

Chcę po swojemu tylko w kwestii porządku i spokoju gdy chcę iść spać. Kilka kubków na biurku zwyczajnie mnie wkurza. Nie mogę odpocząć gdy jest nieporządek, stąd w tych kwestiach bywam czepliwa. Tak samo irytuje mnie np drobne dźwięki gdy próbuję spać. Nic nie zrobię , że tak mam... Misiek w kwestii spokoju naprawdę idzie mi na rękę, dostosował się do mojego trybu dnia. Ja oczywiście też coś od siebie daje, to nie tak że godzina 22 i ma być cisza nocna. Oboje nie chodzimy wcześnie spać a czasem gdy chce dłużej coś porobić to też rozumiem i nie każe iść na siłę spać. Z czasem tu coś tam wypracowaliśmy. Z porządkiem jest trudniej.
Nie uważam,że nie pasujemy do siebie, chyba nie znam pary co w 100% do siebie pasuje. Nas różni podejście do porządku jak i pieniędzy. Pierwsze nie uważam na tyle istotne by z tego powodu się rozstać, drugie jest dla mojego dobra  a on też oczekuję raczej minimum w tej kwestii ode mnie.
Głównym problemem tu jest to, że faktycznie nie radzimy sobie z emocjami. początkowo owszem, staramy się by nie brały góry ale raczej rzadko jesteśmy w stanie to wyłączyć. Przez to też szwankuje komunikacja, bo emocje blokują słuchanie i zrozumienie. Zaś gdy emocje opadają to naprawdę jesteśmy w stanie świetnie coś obgadac. Rozwiązanie jakie bym sobie doradzila? Hm wyjść i ochłonąć, zakończyć na jakiś czas rozmowę, ale z doświadczenia często emocje buzuja i coś tam się jeszcze rzuci, jakieś swoje przemyślenia i tak często kontynuuje się tą niezbyt spokojną dyskusje. Próbowałam też z tym swoim cholerykiem sposobu, gdy widzę już emocje to propozycja wrócenia do rozmowy gdy się uspokoi. Czasem działa gdy to on rzuci taki pomysł, zaś gdy ja, to zwykłe coś tam burczy jeszcze pod nosem wink

206

Odp: Kryzys czy początek końca?
bagienni_k napisał/a:

Osobiście nigdy nie przepadałem za wszelkiego rodzaju awanturami czy nawet kłótniami. Staram się jak mogę, aby konflikty rozwiązywać pokojowo, bo nie widzę niczego pozytywnego w wylewaniu z siebie emocji, w sposób mniej lub bardziej gwałtowny. Zdarzało mi się ustępować, bo już sam fakt, żę widzę i słyszę, jak komuś ciężko nad sobą panować, to próbuję załagodzić sytuację.
U Was spotkały się dwa mocne charaktery, dlatego może to tak wyglądać. Wiadomo, że możecie mieć inne poczucie "porządku" czy "odpowiedniego stanu", chociaż to Twoje "musi być po mojemu" wydaje się trochę niepokojące. Myślę, że na jego miejscu skupiłbym się właśnie na tym, bo mi by to osobiście trochę uwierało smile

Tak, masz rację, mówi, że przeszkadza to bardzo, że "musi być po mojemu" a jak nie jest, to słucha mojego marudzenia  ...  Kurcze świadomość to jedno, ale drugie to nie czuć tej irytacji, to jest cholernie trudne do wykonania. Bo jak mieć "wyje echem"? wink

207 Ostatnio edytowany przez wieka (2022-09-11 13:42:02)

Odp: Kryzys czy początek końca?

Tylko jest taki paradoks, że przed obcymi takie osoby wybuchowe/cholerycy/niezrównoważeni emocjonalnie, jak Ty czy partner mogą się powstrzymać, a w stosunku do partnera nie...

Bo gdzieś trzeba się wyżyć, a w domu najlepiej sad Przed obcymi takie osoby uchodzą za bardzo miłe, to chyba dlatego, żeby sobie zrekompensować... Każdy powie, jaki ten x czy y, jest mily, musi być spokojnym człowiekiem big_smile

208 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-09-11 14:03:44)

Odp: Kryzys czy początek końca?

W sumie też bym się wkurzył, gdyby mi na biurku leżało kilka brudnych kubków tongue Co więcej, jak leży jeden to od razu idzie do zmywarki smile Sam miewałem kiedyś konflikt ze swoim współlokatorem w studenckich czasach. Potrafl chłop zostawić w pokoju po sobie naczynia po obiedzie: na biurku, na szafie a nawet na swoim łóżku..Jak na biurku raz leżał brudny talerz chyba ze 2 dni to już mu powiedziałem kilka słów smile
Skutek nie był zadowalający..

Natomiast to, co mnie właśnie uderza zawsze w kłótniach to, jak wspomniałaś, brak zdolnosći do słuchania i zrozumienia. Skupia się całą energię na emocjonalnych przepychankach, złośliwych docinkach czy bzdurnych oskażeniach. Sa niestety ludzie, któzy chyba to lubią i nie wyobrażają sobie rozwiązywania problemów bez tego. Im te emocje dłużej się utrzymują tym gozej a utrzymywac się będą tym dłużej, im każde będzie szło w zaparte.

209 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2022-09-11 15:05:06)

Odp: Kryzys czy początek końca?

wieka, ten paradoks nie dotyczy mnie big_smile to ja jestem uznawana za tą kłótliwą przez znajomych, jak trzeba coś załatwić to wszyscy patrzą na mnie, jak mieszkałam z rodzicami vto mój charakter był bardzo wykorzystywany, zresztą z powodzeniem , do załatwienia spraw w urzędzie. Zawodowo też jestem z tych co z przełożonymi wchodzą w konflikty (gdy nie mają racji lub robią coś niezbyt dobrego). Aczkolwiek ludzie mnie lubią, bo mimo wszystko jestem bardzo sympatyczna i zazwyczaj mila. big_smile

bagienni_k , wiesz tu nawet nie chodzi o jakąś satysfakcję, docinki itp bo to nawet nie występuje, po prostu tak jakoś mamy że swoje argumenty wypowiadamy wówczas w złości. Irytacja bierze się z braku zrozumienia

Macie jakiś sposób jak ogarnąć emocje? smile


Edit, chcę dodać, że to nie tak, że wszystko załatwiam kłócąc się o swoje... Nieeee... Dyplomatycznie mam gadane ale mocniej, lecz kulturalnie też potrafię wink

210

Odp: Kryzys czy początek końca?

"Macie jakiś sposób jak ogarnąć emocje?"

Ja nie mam, bo i nie mam takiego problemu, ale myślę, że policzenie do 10-ciu... ponoć przynosi efekt... Tylko nie wiem czy jest ktoś taki, kto stosuje tę metodę.

211

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

Trochę przemyślałam...

W sumie zdałam sobie sprawę, że jestem roszczeniowa. On mi zarzuca, że marudzę i się czepiam, i w sumie racja bo bardzo sobie cenię np porządek i jeśli coś mi nie pasuje to niestety bywam kapryśna. Lubię porządek i ciszę więc tak ma być, umniejszając, że on może mieć inne potrzeby. Niestety teoretycznie to wiem, ale jakoś nie jestem w stanie tego tak naprawdę zaakceptować. Skoro mi przeszkadza syf, to sprzątam, ale marudząc.
Wiem,  to mało dojrzałe z mojej strony, że musi być po mojemu. Nie mam tu na myśli, że,Misiek może żyć w syfie, ale nie jest tak pedantyczny co ja bywam a ja go przecież nie zmienię. To jest przykład np kłótni i tego, że bywam marudna i czepialska. O ironio, mama też zawsze taka była s ja powtarzałam sobie, że nigdy taka nie będę... I masz babo placek heh
Po przemyśleniu takich sytuacji jest więcej, czepiam się o coś, a później dochodzi do mnie lub Misiek to pokaże, że on robi więcej niż zauważam, tylko częściej coś drobniejszego. Cholera, ale jestem straszna w związku.... Taka typowa wredna baba z postawą roszczeniowa typu "ma być po mojemu". Wcześniej tak bardzo się nad tym nie zastanawialam, mimo że on coś tam mówił, ale nie słuchałam jak powinnam. To znaczy, niby wiedziałam ale nie brałam tak bardzo do siebie. Czasem pewne kwestie trzeba samemu chcieć dostrzec i nic nie daje to, że ktoś już mógł to wskazać.
To jest coś, co mogę z czystym sumieniem sobie zarzucić, oraz o to też są kłótnie.
Zapominam zbyt często, że on może, ale nie musi. Teoretycznie o tym pamiętam, ale praktycznie kiedy nie jest po mojej myśli, zaczyna się marudzenie.
Oczywiście nie jest to też jakoś często, aż tak zła na szczęście nie jestem, jeszcze. big_smile
Oprócz tego jakieś niedomówienia, brak oszczędzania .

Dziękuję Wam za to, bo bardziej to do mnie dotarło smile

rozumna istotka smile
Jeśli wiesz, jak reagujesz, to już bardzo dużo zrobiłaś.

Spotkało się dwóch choleryków o silnych charakterach.
Liczenie do 10 jak u dziecka na początku nie pomoże.
To wieloletnia praca, by panować nad emocjami.

https://www.pokonajlek.pl/jak-panowac-nad-emocjami/

212

Odp: Kryzys czy początek końca?

A gdybyś tak, Istotko, usiadła i Miśkowi po prostu powiedziała to wszystko, co wyżej napisałaś? Powiedz mu, że lubisz porządek, bo źle się czujesz w bałaganie i z tego samego powodu chciałabyś, żeby on bardziej zwracał na to uwagę, jak również bardziej angażował się w sprzątanie, zresztą Wasz dom jest przecież Waszym wspólnym domem. Zwyczajnie wytłuść mu czego oczkujesz i z jakiego powodu, on niech się do tego jakoś odniesie, a potem coś wspólnie ustalcie, wypracowując odpowiadające obojgu rozwiązania.

Pytasz w jaki sposób mogłabyś ogarnąć emocje - ja mam na to taki sposób, że za każdym razem, kiedy czuję, że zaczyna ogarniać mnie złość, irytacja lub podobnego typu emocja, zadaję sobie pytanie czy aby na pewno jej powód wart jest tego, by się denerwować? Pomaga! smile

Przecież jeśli na biurku stoi kilka brudnych kubków, to zamiast marudzić i zrzędzić, możesz Miśkowi wprost powiedzieć, żeby je umył, nawet gdybyś miała dodać argument, że oczekiwanie z jego strony, że ty to zrobisz (przecież zawsze tak robisz, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?) jest zwykłym brakiem szacunku.

Warto też trochę odpuścić, bo wydaje mi się, że to nie jest po partnersku, jeśli po wyrażeniu takiej prośby/oczekiwania, z automatu założysz, że on zrobi to natychmiast. Ja nauczyłam się odpuszczać i teraz w zupełności mi wystarczy, że druga osoba zrobi to, o co ją poproszę, we właściwym dla niej czasie. Ważne, że to zrobi i że nie będzie z daną czynnością zwlekać w sposób wyraźnie uciążliwy.

213

Odp: Kryzys czy początek końca?
Farmer napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

Trochę przemyślałam...

W sumie zdałam sobie sprawę, że jestem roszczeniowa. On mi zarzuca, że marudzę i się czepiam, i w sumie racja bo bardzo sobie cenię np porządek i jeśli coś mi nie pasuje to niestety bywam kapryśna. Lubię porządek i ciszę więc tak ma być, umniejszając, że on może mieć inne potrzeby. Niestety teoretycznie to wiem, ale jakoś nie jestem w stanie tego tak naprawdę zaakceptować. Skoro mi przeszkadza syf, to sprzątam, ale marudząc.
Wiem,  to mało dojrzałe z mojej strony, że musi być po mojemu. Nie mam tu na myśli, że,Misiek może żyć w syfie, ale nie jest tak pedantyczny co ja bywam a ja go przecież nie zmienię. To jest przykład np kłótni i tego, że bywam marudna i czepialska. O ironio, mama też zawsze taka była s ja powtarzałam sobie, że nigdy taka nie będę... I masz babo placek heh
Po przemyśleniu takich sytuacji jest więcej, czepiam się o coś, a później dochodzi do mnie lub Misiek to pokaże, że on robi więcej niż zauważam, tylko częściej coś drobniejszego. Cholera, ale jestem straszna w związku.... Taka typowa wredna baba z postawą roszczeniowa typu "ma być po mojemu". Wcześniej tak bardzo się nad tym nie zastanawialam, mimo że on coś tam mówił, ale nie słuchałam jak powinnam. To znaczy, niby wiedziałam ale nie brałam tak bardzo do siebie. Czasem pewne kwestie trzeba samemu chcieć dostrzec i nic nie daje to, że ktoś już mógł to wskazać.
To jest coś, co mogę z czystym sumieniem sobie zarzucić, oraz o to też są kłótnie.
Zapominam zbyt często, że on może, ale nie musi. Teoretycznie o tym pamiętam, ale praktycznie kiedy nie jest po mojej myśli, zaczyna się marudzenie.
Oczywiście nie jest to też jakoś często, aż tak zła na szczęście nie jestem, jeszcze. big_smile
Oprócz tego jakieś niedomówienia, brak oszczędzania .

Dziękuję Wam za to, bo bardziej to do mnie dotarło smile

rozumna istotka smile
Jeśli wiesz, jak reagujesz, to już bardzo dużo zrobiłaś.

Spotkało się dwóch choleryków o silnych charakterach.
Liczenie do 10 jak u dziecka na początku nie pomoże.
To wieloletnia praca, by panować nad emocjami.

https://www.pokonajlek.pl/jak-panowac-nad-emocjami/

Dziękuję za link smile

Dokładnie, mi liczenie do 10 wręcz nasila emocje. U mnie jest to po prostu impuls podczas którego niezupełnie chcę liczyć do 10 wink

214

Odp: Kryzys czy początek końca?
Olinka napisał/a:

A gdybyś tak, Istotko, usiadła i Miśkowi po prostu powiedziała to wszystko, co wyżej napisałaś? Powiedz mu, że lubisz porządek, bo źle się czujesz w bałaganie i z tego samego powodu chciałabyś, żeby on bardziej zwracał na to uwagę, jak również bardziej angażował się w sprzątanie, zresztą Wasz dom jest przecież Waszym wspólnym domem. Zwyczajnie wytłuść mu czego oczkujesz i z jakiego powodu, on niech się do tego jakoś odniesie, a potem coś wspólnie ustalcie, wypracowując odpowiadające obojgu rozwiązania.

Pytasz w jaki sposób mogłabyś ogarnąć emocje - ja mam na to taki sposób, że za każdym razem, kiedy czuję, że zaczyna ogarniać mnie złość, irytacja lub podobnego typu emocja, zadaję sobie pytanie czy aby na pewno jej powód wart jest tego, by się denerwować? Pomaga! smile

Przecież jeśli na biurku stoi kilka brudnych kubków, to zamiast marudzić i zrzędzić, możesz Miśkowi wprost powiedzieć, żeby je umył, nawet gdybyś miała dodać argument, że oczekiwanie z jego strony, że ty to zrobisz (przecież zawsze tak robisz, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej?) jest zwykłym brakiem szacunku.

Warto też trochę odpuścić, bo wydaje mi się, że to nie jest po partnersku, jeśli po wyrażeniu takiej prośby/oczekiwania, z automatu założysz, że on zrobi to natychmiast. Ja nauczyłam się odpuszczać i teraz w zupełności mi wystarczy, że druga osoba zrobi to, o co ją poproszę, we właściwym dla niej czasie. Ważne, że to zrobi i że nie będzie z daną czynnością zwlekać w sposób wyraźnie uciążliwy.

Olinko, oczywiście że to już było....
Słyszę w odpowiedzi, że dla niego to nie przeszkadza ale zrobi to "później". Oczywiście niektóre rzeczy robi później, ale np torbę z ciuchami ogarniał przez 1,5 miesiąca... Więc jak widać, hartuje swoją cierpliwość i to bardzo.
Co do tych co kubków by odniósł do zmywarki, często i tak zapomina o nich i naprawdę potrafią stać 3 dni. Tłumaczy to że zapomina tym, że przecież mu to nie przeszkadza, on ich nie widzi przez to...
To też nie tak, że on zupełnie nic nie robi. Poproszę by np odkurzyl to zazwyczaj to robi. Sprząta też gdy już naprawdę się nazbiera, czyli musi być już brudno tak by i Miśkowi przeszkadzało. Zazwyczaj jednak nie mam cierpliwości i sama sprzątam robiąc to dla siebie.
Oduczylam się tego by wymagać zrobienia czegoś natychmiast, kiedyś owszem tak było. Teraz pytam kiedy to zrobi chcąc aby się określił np dziś, wtedy czekam do końca dnia aż to zrobi. Zwykle z różnym skutkiem, zależy czego to dotyczy.
Jakby co do kwestii sprzątania się już przyzwyczailam, jestem w stanie to tolerować, ale gdy nachodzą mnie gorsze dni, kiedy mnie już to męczy to zaczyna się marudzenie.

Co do sposobu, hmm kiedyś próbowałam ale było tak, że mimo rozsądku emocji nie potrafiłam wyciszyć. Nie mniej, muszę praktykować jakiś najbliższy mi sposób, może z czasem , stopniowo znacznie coś działać. Oczywiście wezmę to do siebie i przy najbliższej okazji będę stale próbować. Wcześniej pewnie było tak, że po razie sobie odpuściłam , a może klucz jest w powtarzalności tego co może wydawać się absurdalne, zobaczymy smile

Na pewno z linku wyżej jak i tym sposobem będę starać się szukać swojego sposobu smile

215

Odp: Kryzys czy początek końca?

Istotko, odniose się tylko do tych kubków.
Całego Twojego wątku nie będę czytała.
Napisałaś, że lubisz porządek w domu, ciszę i ład - ja mam tak samo. Zanim zacznę cokolwiek robić w kuchni muszę najpierw posprzątać wokół siebie, bo nie wytrzymałabym nerwowo w syfie dookoła.
Gdy mieszkałam sama nie miałam problemu z takimi rzeczami, ponieważ wychodząc z kuchni nie wyobrażam sobie, żebym miała zostawić po sobie śmietnik.
Tak się jednak złożyło, że od kilku miesięcy nie mieszkam sama i niestety non stop nacinam się na taką minę, że mnie osobiście w głowie się nie mieści, że można nasyfic i potem tak sobie gdzieś pójść, bo inny zrobi porządek, a właściwie, to nawet nie pomyśleć o czymś takim, tylko generalnie mieć wszystko w doopie.
Jest to okropne uczucie, dla mnie wysoce stresujące, liczenie do 10- ciu nie pomaga, człowiek nie wytrzymuje nerwowo.
Ja ścigam takie rzeczy, bo nie będę robiła za czyjąś służącą. Przez dwa dni ktoś się hamuje, ale wystarczy, że znowu jestem miła natychmiast tym ludziom wydaje się, że złość mi przeszła i abarot mam to samo.
Wniosek z tego, że właściwie powinnam non stop obnosić się ze swoim gniewem wtedy może by do kogoś dotarło, że trzeba po sobie sprzątać, gdyż ktoś nie będzie robił za służąca.
Rozumiesz?
Kochana, nic z tym nie zrobisz.
To taki człowiek. Chcąc z nim być musisz polubić bałagan w domu, nie wiem jakim cudem miałabyś polubić bałagan, ale inaczej wykonczysz się nerwowo.
Niestety, ale ja tak uważam, a nie pierwszy raz w życiu mam do czynienia z takimi ludźmi.
On się do Ciebie nie dostosuje - to od razu wybij sobie z głowy.

216

Odp: Kryzys czy początek końca?
ulle napisał/a:

Istotko, odniose się tylko do tych kubków.
Całego Twojego wątku nie będę czytała.
Napisałaś, że lubisz porządek w domu, ciszę i ład - ja mam tak samo. Zanim zacznę cokolwiek robić w kuchni muszę najpierw posprzątać wokół siebie, bo nie wytrzymałabym nerwowo w syfie dookoła.
Gdy mieszkałam sama nie miałam problemu z takimi rzeczami, ponieważ wychodząc z kuchni nie wyobrażam sobie, żebym miała zostawić po sobie śmietnik.
Tak się jednak złożyło, że od kilku miesięcy nie mieszkam sama i niestety non stop nacinam się na taką minę, że mnie osobiście w głowie się nie mieści, że można nasyfic i potem tak sobie gdzieś pójść, bo inny zrobi porządek, a właściwie, to nawet nie pomyśleć o czymś takim, tylko generalnie mieć wszystko w doopie.
Jest to okropne uczucie, dla mnie wysoce stresujące, liczenie do 10- ciu nie pomaga, człowiek nie wytrzymuje nerwowo.
Ja ścigam takie rzeczy, bo nie będę robiła za czyjąś służącą. Przez dwa dni ktoś się hamuje, ale wystarczy, że znowu jestem miła natychmiast tym ludziom wydaje się, że złość mi przeszła i abarot mam to samo.
Wniosek z tego, że właściwie powinnam non stop obnosić się ze swoim gniewem wtedy może by do kogoś dotarło, że trzeba po sobie sprzątać, gdyż ktoś nie będzie robił za służąca.
Rozumiesz?
Kochana, nic z tym nie zrobisz.
To taki człowiek. Chcąc z nim być musisz polubić bałagan w domu, nie wiem jakim cudem miałabyś polubić bałagan, ale inaczej wykonczysz się nerwowo.
Niestety, ale ja tak uważam, a nie pierwszy raz w życiu mam do czynienia z takimi ludźmi.
On się do Ciebie nie dostosuje - to od razu wybij sobie z głowy.

Mnie zastanawia, jak funkcjonują tacy ludzie.
Pamiętam ze swojego "domu rodzinnego" niezliczona ilość sytuacji typu cos spadło na podłogę, czy to reklamówka, widelec cokolwiek.
I potrafili caly dzien obok tego, albo nad tym przechodzić i to nie podnieśli.
Widelec na samym srodku korytarza, i mógł tak leżeć cały dzień.
Jak bylem młodszy to oczywiście nie bylem w stanie tego znieś (no bo sie przecież ktoś potknie) ale potem na szczęście dotarło do mnie ze robiłem za frajera.
Najzabawniejsze było zawsze to ze jak ktos naprawdę sie potknął to ja bylem za wszytko obwiniany, "bo powinieneś podnieść"
Z racji tego ze to ja gotuje, i kuchnia to moje terytorium, to tak jak ty nie wyobrażam sobie zostawić tam cokolwiek nie na miejscu.
Jak wychodzę z kuchni po gotowaniu, to wygląda ona tak samo jak tam przyszedłem .
Na szczęście żona ma takie samo podejście do porządku jak ja.

217 Ostatnio edytowany przez ulle (2022-09-12 13:56:41)

Odp: Kryzys czy początek końca?
Szeptuch napisał/a:
ulle napisał/a:

Istotko, odniose się tylko do tych kubków.
Całego Twojego wątku nie będę czytała.
Napisałaś, że lubisz porządek w domu, ciszę i ład - ja mam tak samo. Zanim zacznę cokolwiek robić w kuchni muszę najpierw posprzątać wokół siebie, bo nie wytrzymałabym nerwowo w syfie dookoła.
Gdy mieszkałam sama nie miałam problemu z takimi rzeczami, ponieważ wychodząc z kuchni nie wyobrażam sobie, żebym miała zostawić po sobie śmietnik.
Tak się jednak złożyło, że od kilku miesięcy nie mieszkam sama i niestety non stop nacinam się na taką minę, że mnie osobiście w głowie się nie mieści, że można nasyfic i potem tak sobie gdzieś pójść, bo inny zrobi porządek, a właściwie, to nawet nie pomyśleć o czymś takim, tylko generalnie mieć wszystko w doopie.
Jest to okropne uczucie, dla mnie wysoce stresujące, liczenie do 10- ciu nie pomaga, człowiek nie wytrzymuje nerwowo.
Ja ścigam takie rzeczy, bo nie będę robiła za czyjąś służącą. Przez dwa dni ktoś się hamuje, ale wystarczy, że znowu jestem miła natychmiast tym ludziom wydaje się, że złość mi przeszła i abarot mam to samo.
Wniosek z tego, że właściwie powinnam non stop obnosić się ze swoim gniewem wtedy może by do kogoś dotarło, że trzeba po sobie sprzątać, gdyż ktoś nie będzie robił za służąca.
Rozumiesz?
Kochana, nic z tym nie zrobisz.
To taki człowiek. Chcąc z nim być musisz polubić bałagan w domu, nie wiem jakim cudem miałabyś polubić bałagan, ale inaczej wykonczysz się nerwowo.
Niestety, ale ja tak uważam, a nie pierwszy raz w życiu mam do czynienia z takimi ludźmi.
On się do Ciebie nie dostosuje - to od razu wybij sobie z głowy.

Mnie zastanawia, jak funkcjonują tacy ludzie.
Pamiętam ze swojego "domu rodzinnego" niezliczona ilość sytuacji typu cos spadło na podłogę, czy to reklamówka, widelec cokolwiek.
I potrafili caly dzien obok tego, albo nad tym przechodzić i to nie podnieśli.
Widelec na samym srodku korytarza, i mógł tak leżeć cały dzień.
Jak bylem młodszy to oczywiście nie bylem w stanie tego znieś (no bo sie przecież ktoś potknie) ale potem na szczęście dotarło do mnie ze robiłem za frajera.
Najzabawniejsze było zawsze to ze jak ktos naprawdę sie potknął to ja bylem za wszytko obwiniany, "bo powinieneś podnieść"
Z racji tego ze to ja gotuje, i kuchnia to moje terytorium, to tak jak ty nie wyobrażam sobie zostawić tam cokolwiek nie na miejscu.
Jak wychodzę z kuchni po gotowaniu, to wygląda ona tak samo jak tam przyszedłem .
Na szczęście żona ma takie samo podejście do porządku jak ja.

Dla mnie to też zagadka i nie mówimy tu o jakimś chorobliwym pedantyzmie, tylko o zwykłym utrzymywaniu porządku wokół siebie, szanowaniu siebie i innych, którzy żyją w naszym towarzystwie.
Ja zauważyłam też, że dla osób takich, jak my albo istotka ważne jest, żeby wokół było po prostu ładnie, estetycznie. Stojące byle gdzie brudne kubki i inne rozwalone rzeczy nie zdobią wnętrza. Żeby nie wiem, jak fajnie urządzone było mieszkanie, to przecież nikt nie wmówi mi, że syf zdobi wnętrze. A jeśli mieszkanie na dodatek umeblowane jest brzydko, ściany i podłogi są stare, wszystkie sprzęty toporne, porysowane, nadtluczone, jest po prostu brzydko w domu i na dodatek panuje tam bałagan, to nic tylko się obwiesić.
Jeszcze pół biedy, gdy jest prosto po remoncie, to i ten brudny kubek mniej razi.
Nie wiem, może ja mam coś z głową, ale kurczę, nie przeskocze tego. Lubie, gdy wokół mnie jest po prostu ładnie.
Są jednak ludzie, dla których takie rzeczy w ogóle nie mają znaczenia.
To tak jak z partaczami - zrobia coś, rozgrzebia i zostawiają taka prowizorkę na zawsze i jakiś nic tym ludziom się nie dzieje. Dalej sobie spokojnie żyją, a to że ze ściany zwisa jakiś kabel albo kontakt lub przez środek pokoju ciągnie się przedłużacz, to jaki to problem?
Ja pierniczę.
I niby powinny być to błahe problemy, ale ja uważam, że wbrew pozorom one wcale nie są takie błahe.

218

Odp: Kryzys czy początek końca?

No tak, a wy jak zwykle o sobie big_smile

Co do tych nieszczęsnych kubków, to tak by trzeba robić, żeby nie było czystych na widoku, to wróci się po poprzedni, umyje... nie mówię, że to się sprawdzi, tylko chodzi o to, żeby znajdować sposoby. I ich nie sprzątać, niech stoją, ew. ustawić pod nos na biurku.

Z drugiej strony to jest zmuszanie do czegoś,  co drugiemu nie przeszkadza..  będziesz się męczyła i irytowała bez końca, bo siebie nie zmienisz, tym bardziej jego.

219

Odp: Kryzys czy początek końca?

U mnie w domu też jest tak, że są rzeczy, których mąż "nie widzi" - to jest na przykład kurz na półkach, wypełniony po brzegi kosz na pranie, schlapane szafki czy brudne od tłustych rąk uchwyty, a nawet uwalona czymś i rozdeptana podłoga w kuchni (no dobra, tylko do pewnego momentu wink), ale są też rzeczy, jak na przykład pełne kosze na śmieci, okruchy na czarnym blacie czy śmieci na podłodze, które nie tylko zauważa, ale one mu na tyle przeszkadzają, że sam weźmie ścierkę czy odkurzacz i to błyskawicznie ogarnie. Podobnie jak nigdy nie są przez niego zostawiane brudne kubki czy buty pod nogami.
Ta wybiórczość jest dla mnie niepojęta, ale tak jest i uznając, że nie ma w tym intencjonalnej złośliwości nauczyłam się odpuszczać, nawet jeśli czasem naprawdę muszę nad tym zapanować. Teraz po prostu mówię, że trzeba byłoby to i to i mąż się nie oburza, bo tak się kiedyś umówiliśmy.

W każdym razie sama w nieporządku źle funkcjonuję, muszę - podobnie jak Wy - najpierw ogarnąć przestrzeń, w której przebywam, dopiero potem mogę efektywnie pracować, a tym bardziej odpoczywać. To nie musi być tzw. wysoki połysk, ale jest takie minimum, które jest mi potrzebne, by czuć się komfortowo, a przecież we własnym domu jest to konieczne.

220

Odp: Kryzys czy początek końca?

Misiek po prostu nie jest pedantyczny, bo ma inne priorytety.
Ty robisz na już, teraz, dla Ciebie liczy się chwila.
On planuje, analizuje, przez to wydaje się mniej uczuciowy/chłodny. Dla niego przyszłość stanowi wyzwanie.
To może być fajne uzupełnienie, gdyby tylko obie strony się słuchały (Istotko w tym przypadku bardziej Ty). Wsłuchaj się co on mówi, a na pewno usłyszysz.

Misiek (jak każdy misiek) jest łatwy w obsłudze. Powiedź co ma zrobić, to to zrobi (nieraz po miesiącu, bo po prostu inne priorytety). Nie denerwuj się, ale powiedź, że dla Ciebie dana rzecz jest ważna. Możesz powtarzać, ale bez fochów i wyrzutów.

Wykaż trochę zrozumienia, że dla niego przyszłość jest ważna, a ty żyjesz chwilą.
Zrozum:
Ty upiększasz mu dzień, a on planuje waszą przyszłość.

221 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2022-09-12 12:44:30)

Odp: Kryzys czy początek końca?

Fajnie, że planuje przyszłość, ale szczerze, podobnie, jak Szeptuch, ciężko jest mi zrozumieć, jak niektórzy potrafią funkcjonować w takim bałaganie czy nawet gn*ju. To już nie kwestia  tego, czy coś mi przeszkadza czy nie, ale choćby zwykłej higieny. Mnie bym samego szlag trafił, jakbym miał codziennie znosić taki bałagan. Jeśli coś nie leży na swoim miejscu, to należy to zanieść tam, gdzie być powinno.

Fakt jest taki, że jednak wszelkie fochy, wyrzuty czy narzekania przyniosą odwrotny skutek. Dobry ten pomysł z zastanowieniem się, czy warto się unosić tongue

222

Odp: Kryzys czy początek końca?
bagienni_k napisał/a:

  Dobry ten pomysł z zastanowieniem się, czy warto się unosić tongue

Ważne, że skuteczny, przynajmniej u mnie wink.

Istotko, moim zdaniem warto też zastanowić się nad tym, co kryje się głębiej, czyli pod płaszczykiem tej irytacji wywołanej owym symbolicznym kubkiem. Przypuszczam, że jest tam poczucie bycia lekceważoną, pewnie przebija się bezradność albo do głosu dochodzą tzw. emocje wtórne, czyli szukasz tematów zastępczych, kiedy trudno mówić wprost, co naprawdę się dzieje lub z czym masz problem. Warto to sobie uświadomić, bo wówczas Tobie samej też będzie z tym łatwiej, w tym prościej Ci będzie zapanować nad emocjami.

223

Odp: Kryzys czy początek końca?

Jest jednak różnica pomiędzy kubkiem na stoliku, a widelcem na środku pokoju przez cały dzień. Dla was fiksacja na punkcie porządku może być normalna, a specjalista zobaczyłby jednak zaburzenie obsesyjno-kompulsywne. Celowo przerysowując - jeżeli w przypadku Istotki do szału doprowadzi ołówek, który nie jest skierowany ostrzem na północ, to nic temu facetowi nie pomoże. Wszystko zależy od standardów danej osoby.

224 Ostatnio edytowany przez WiosnaLatoZima (2022-09-19 15:19:56)

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Wyjdzie ze mnie pewnie osoba niezbyt doświadczona w tych sprawach, ale jednego nie jestem w stanie zrozumieć: skoro wspominasz, że tak dobze Wam się żyje i razem fajnie spędzacie czas, to czy tak silnie każde z Was odczuwa te problemy, o których piszesz? Bo to tak trochę się wyklucza, jeżeli zarówno on, jak i Ty macie pewne kwestie, które Was dręczą a jednocześnie jest Wam dobrze...
Z mojego czysto subiektywnego odczucia, powiem, żę dwie porywcze osoby o mocnych temperamentach, to mieszanka wybuchowa..

Co do emocji czy przejmowania się czymś, to ciężko mi tutaj wyrokować, ale spodziewam sie, że pewnie reagowałbym podobnie, jak on, bo raczej faceci zwyczajnie inaczej reagują na niektóre problemy i ciężko im zrozumieć, że ktoś się czymś tak bardzo przejmuje, tylko tu ciężko bez konkretów. Pewnie oczekują więcej działania a mniej skupiania się na aktualnych emocjach..

Natomaist co do pieniędzy, to zdecydowanie czuje się bardziej nim, bo jednak sprawne gospodarowanie kasa w dzisiejszych czasach jest na wagę złota. Nie chcę tutaj absolutnie urazić nikogo., ale ma wrażenie, żę zbyt często oszczędność czy raacjonalne gospodarowanie finansami jest odbierane z rezerwą. Nie jest to cecha związana z płcią, ale jednak jakoś wzbudza we mnei osobisćie większe zaufanie ktoś, kto potrafi sprawnie tą kasą zarządząć, inwestować itp To przecież myślenie przyszłościowe, objaw zaradności i odpowiedzialności wink

Wcześniej nie było widać aż tak bardzo tych zgrzytów?

No właśnie,  na co dzień  jest dobrze, o problemach "przypominamy"  sonie podczas  często drobnych  sprzeczek nawet,  wychodzi wtedy zmęczenie tymi kwestiami.  Wtedy te problemy naprawdę rosną na sile.

Też nie jestem kimś kto często czymś się przejmuje,  ale jak jest mi z jakiegoś powodu  np  źle,  to bym nie chciała negowania mojego prawa do przeżywania  tych emocji.

W kwestii  pieniędzy wiem,  że ma rację.  Naprawdę.  Imponują mi ludzie,  którzy potrafią  nimi zarządzać,  ale ja niestety  nie potrafię  to moja ogromna wada.  Aczkolwiek  też poczynilam pewien progres w tej kwestii,  ale to wciąż nie to.  On oczekuje,  że stanę się oszczędna,  ale na ile jestem w stanie to zmienić...  Wciąż za mało.  Umiejętność zarządzania finansami  to tak naprawdę równa się stabilizacja  przyszłości,  co rozumiem i bym chciała to zmienić.  Ale to długa droga i nie wiem czy będę w stanie  to zmienić,  chyba tylko ograniczyć...

Zgrzyty były między nami zawsze,  ale z innymi sobie poradzilismy,  z tymi nie potrafimy i się stale powtarzają


Czyli kwestie finansowe jego męczą? Że nie potrafisz odkładać i być bardziej gospodarna? Rozumiem, że dla niego to powód do ciągłego grożenia rozstaniem? Tak to zrozumiałam.
I coś jeszcze? Wasze kłótnie? I za dużo złych słów wcześniej? Czy coś innego

Edit. Doczytałam troszkę, całego wątku nie przeczytam.
Rozumiem, że jesteś perfekcjonistką. Trochę mnie martwi, że ludzie o takim charakterze tak muszą cierpieć z powodu nieogaru partnera, ale to są tylko jakieś tam przedmioty które nie zagrażają życiu jak nie znajdą się w danym momencie w danej chwili w konkretnym miejscu.

225

Odp: Kryzys czy początek końca?

Witam serdecznie.
Postanowiłam trochę zaktualizować:)

Co do porządku, lubię czystość po prostu, lubię jak wszystko ma swoje miejsce, ale też nie jestem w tym pedantyczna . Jakoś to w tej kwestii "idzie". Trochę staram się sobie tłumaczyć to, że Misiek w innych kwestiach jest bardziej ogarnięty, więc ja ogarniam mieszkanie. Jak to z życiu, teoretycznie super, praktycznie nie zawsze pamiętam o tym heh;)

Natomiast z czym tu przychodzę... Otóż chcę się "pochwalić".
Niedawno Misiek mi wyznał, że chciałby mieć ze mną dziecko i bym była Jego żoną. Co ja na to? Eee nie na to się umawialiśmy Panie Drogi... Ogromny szok, nawet lekki dyskomfort w pierwszej chwili. Ja i dziecko??? Przecież mimo wieku, sama czuję się jak dziecko, no może nie jak dziecko ale taka 20-dziestka! Jednak było to mimo wszystko mile wyznanie. Przyznał mi przy okazji, jak wiele zaczyna do Niego docierać i to dzięki mnie. Jak bardzo się zmienił, jak dużo już zauważa i docenia moje starania oszczędzania pieniędzy, i wiele innych kwestii. A co do pieniędzy, mówił bym się nie martwiła, ponieważ zarabia zdecydowanie więcej ode mnie, to abym nie wydawała na głupoty pieniędzy, sam będzie dokładał na większość wydatków, chociaż nigdy go o to nie prosiłam . Zaczął od... Sukienki i wakacji big_smile to znaczy, opłacił wakacje i sukienkę, abym ja więcej oszczędziła na np kurs. No miło. Doceniam, aczkolwiek było to zbędne. Myślę, że chyba chciał mi pokazać, żebyn czuła się pewniej w kwestii chyba dziecka, że nie będzie wszystko po równo, tylko adekwatnie do zarobków. Taka zmiana.... Chociaż zobaczymy czy trwała.  Aczkolwiek ja i tak jestem za schematem "Twoje, moje, wspólne" i te wspólne powinny iść na dziecko, życie, wydatki po równo w miarę możliwości. Ale naprawdę doceniam inicjatywę.
Przyznaję, że do dziecka nie czuję się gotowa. Chcę do tego podejść naprawdę racjonalnie. To znaczy przygotować się jak to tylko możliwie najlepiej. Początkowo moja odpowiedź na posiadanie dziecka była raczej negatywna, ale z czasem zaczynam zauważać lekką zmianę polegającą na dopuszczeniu do siebie tej możliwości i skoro miałoby się pojawić to chcę to zaplanować najlepiej jak tylko potrafię. Przede wszystkim zaczynając od relacji, która i tak jest na chwilę obecną na naprawdę fajnym poziomie, jesteśmy szczęśliwi bardzo ze sobą i to widać na co dzień. Czuję się jak na początku związku, i to nawet lepiej, inny wymiar miłości. To już trwa, a oboje widzimy zmiany u siebie. Relacja jest super, ale zobaczymy jak to się będzie utrzymywac. Na pewno nie zdecyduje się na dziecko w przypadku gdy relacja kuleje. Także ślub i dziecko za co najmniej rok. Przez ten czas będę dawać sobie czas może na dojrzałość do założenia rodziny. Cholera, nie czuję instynktu, gdyby nie to, pewnie byłoby mi trochę łatwiej. Pocieszające jest to, że z postawy negatywnej na chwilę obecną jest postawa dopuszczająca.
Niby warunki mamy, pieniądze, dobrą relację, ale nie czuję się gotowa. Mówi się, że to się zmieni w przypadku np wpadki, tak jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie miały, ale ja nie wiem czy bym tak chciała, wolę zaplanować wszystko, ale z takim podejściem może minąć zbyt dużo czasu a już prawie trzydziestka.

Coś doradzicie?

226

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

Witam serdecznie.
Postanowiłam trochę zaktualizować:)

Co do porządku, lubię czystość po prostu, lubię jak wszystko ma swoje miejsce, ale też nie jestem w tym pedantyczna . Jakoś to w tej kwestii "idzie". Trochę staram się sobie tłumaczyć to, że Misiek w innych kwestiach jest bardziej ogarnięty, więc ja ogarniam mieszkanie. Jak to z życiu, teoretycznie super, praktycznie nie zawsze pamiętam o tym heh;)

Natomiast z czym tu przychodzę... Otóż chcę się "pochwalić".
Niedawno Misiek mi wyznał, że chciałby mieć ze mną dziecko i bym była Jego żoną. Co ja na to? Eee nie na to się umawialiśmy Panie Drogi... Ogromny szok, nawet lekki dyskomfort w pierwszej chwili. Ja i dziecko??? Przecież mimo wieku, sama czuję się jak dziecko, no może nie jak dziecko ale taka 20-dziestka! Jednak było to mimo wszystko mile wyznanie. Przyznał mi przy okazji, jak wiele zaczyna do Niego docierać i to dzięki mnie. Jak bardzo się zmienił, jak dużo już zauważa i docenia moje starania oszczędzania pieniędzy, i wiele innych kwestii. A co do pieniędzy, mówił bym się nie martwiła, ponieważ zarabia zdecydowanie więcej ode mnie, to abym nie wydawała na głupoty pieniędzy, sam będzie dokładał na większość wydatków, chociaż nigdy go o to nie prosiłam . Zaczął od... Sukienki i wakacji big_smile to znaczy, opłacił wakacje i sukienkę, abym ja więcej oszczędziła na np kurs. No miło. Doceniam, aczkolwiek było to zbędne. Myślę, że chyba chciał mi pokazać, żebyn czuła się pewniej w kwestii chyba dziecka, że nie będzie wszystko po równo, tylko adekwatnie do zarobków. Taka zmiana.... Chociaż zobaczymy czy trwała.  Aczkolwiek ja i tak jestem za schematem "Twoje, moje, wspólne" i te wspólne powinny iść na dziecko, życie, wydatki po równo w miarę możliwości. Ale naprawdę doceniam inicjatywę.
Przyznaję, że do dziecka nie czuję się gotowa. Chcę do tego podejść naprawdę racjonalnie. To znaczy przygotować się jak to tylko możliwie najlepiej. Początkowo moja odpowiedź na posiadanie dziecka była raczej negatywna, ale z czasem zaczynam zauważać lekką zmianę polegającą na dopuszczeniu do siebie tej możliwości i skoro miałoby się pojawić to chcę to zaplanować najlepiej jak tylko potrafię. Przede wszystkim zaczynając od relacji, która i tak jest na chwilę obecną na naprawdę fajnym poziomie, jesteśmy szczęśliwi bardzo ze sobą i to widać na co dzień. Czuję się jak na początku związku, i to nawet lepiej, inny wymiar miłości. To już trwa, a oboje widzimy zmiany u siebie. Relacja jest super, ale zobaczymy jak to się będzie utrzymywac. Na pewno nie zdecyduje się na dziecko w przypadku gdy relacja kuleje. Także ślub i dziecko za co najmniej rok. Przez ten czas będę dawać sobie czas może na dojrzałość do założenia rodziny. Cholera, nie czuję instynktu, gdyby nie to, pewnie byłoby mi trochę łatwiej. Pocieszające jest to, że z postawy negatywnej na chwilę obecną jest postawa dopuszczająca.
Niby warunki mamy, pieniądze, dobrą relację, ale nie czuję się gotowa. Mówi się, że to się zmieni w przypadku np wpadki, tak jak wszystkie kobiety w mojej rodzinie miały, ale ja nie wiem czy bym tak chciała, wolę zaplanować wszystko, ale z takim podejściem może minąć zbyt dużo czasu a już prawie trzydziestka.

Coś doradzicie?

Nic na siłę. Jest ok. Sytuacja jest rozwojowa smile Czas zrobi swoje.

227

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

a już prawie trzydziestka.

Tak emerytura za chwilę tongue smile

228

Odp: Kryzys czy początek końca?
paslawek napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

a już prawie trzydziestka.

Tak emerytura za chwilę tongue smile

Trzeba się zacząć ziemią nacierać.

229

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

Niedawno Misiek mi wyznał, że chciałby mieć ze mną dziecko i bym była Jego żoną.

Niecałe pół roku minęło od kiedy wątpił czy Wasza relacja ma sens, a teraz już ślub i dziecko?

Istotka6 napisał/a:

Zaczął od... Sukienki i wakacji big_smile to znaczy, opłacił wakacje i sukienkę, abym ja więcej oszczędziła na np kurs. No miło. Doceniam, aczkolwiek było to zbędne.

Opłacił chociaż było Ci to zbędne. Czy on realizuje w ten sposób Twoje potrzeby czy swoje?

230

Odp: Kryzys czy początek końca?
M!ri napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

Niedawno Misiek mi wyznał, że chciałby mieć ze mną dziecko i bym była Jego żoną.

Niecałe pół roku minęło od kiedy wątpił czy Wasza relacja ma sens, a teraz już ślub i dziecko?

Istotka6 napisał/a:

Zaczął od... Sukienki i wakacji big_smile to znaczy, opłacił wakacje i sukienkę, abym ja więcej oszczędziła na np kurs. No miło. Doceniam, aczkolwiek było to zbędne.

Opłacił chociaż było Ci to zbędne. Czy on realizuje w ten sposób Twoje potrzeby czy swoje?

No właśnie, pół roku temu wątpił, dlatego też nie czuję się na tyle stabilnie by powoływać na świat nową Istotkę

A co do potrzeb, zdecydowanie moje big_smile mogłabym opłacić ze swoich swoje potrzeby, ale zdecydowal że sam chce za to zapłacić


Panowie big_smile
Jaka emerytura??? Prędzej powinnam opłacić dobre miejsce na cmentarzu, skoro mowa o wszelkich inwestycjach związanych z wiekiem, ale chyba sami to już znacie z autopsji? tongue big_smile doradzicie proszę Młodszej koleżance na co zwrócić należy uwagę big_smile

231

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

doradzicie proszę Młodszej koleżance na co zwrócić należy uwagę big_smile

To proste nie daj się "zaklepać na zawsze", faceci chciał nie chciał miewają taką tendencje
,nie rezygnuj z aktywności i swojej przestrzeni
nie chodzi mi o durne wzbudzanie jakiegoś niepokoju,zazdrości czy coś, ale jak dziecko się pojawi to jest to wspólna sprawa a nie jakiś odhaczony punkt w życiu obowiązkowy bo "tak wypada", "już czas", "latka lecą" "bo inni mają dzieci" etc

232

Odp: Kryzys czy początek końca?
paslawek napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

doradzicie proszę Młodszej koleżance na co zwrócić należy uwagę big_smile

To proste nie daj się "zaklepać na zawsze", faceci chciał nie chciał miewają taką tendencje
,nie rezygnuj z aktywności i swojej przestrzeni
nie chodzi mi o durne wzbudzanie jakiegoś niepokoju,zazdrości czy coś, ale jak dziecko się pojawi to jest to wspólna sprawa a nie jakiś odhaczony punkt w życiu obowiązkowy bo "tak wypada", "już czas", "latka lecą" "bo inni mają dzieci" etc


+1

233

Odp: Kryzys czy początek końca?

Ty wydoroślałaś, on to zauważył i dlatego rozważa dalsze kroki w związku.
Gratuluję.

234

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

No właśnie, pół roku temu wątpił, dlatego też nie czuję się na tyle stabilnie by powoływać na świat nową Istotkę.

I to jest zasadnicza kwestia tego problemu. Dopóki nie poczujesz się w tej relacji bezpiecznie, a przypuszczam, że teraz musi upłynąć trochę czasu, a nawet więcej niż trochę, nie idź w stronę budowania rodziny.

Nie gniewaj się, ale odnoszę wrażenie, że Misiek całkiem nieźle posługuje się manipulacją. Kilka miesięcy temu prawie się z Tobą rozstawał, naciskiem usiłując wymusić na Tobie zmiany, teraz z kolei, kiedy osiągnął zamierzony cel, próbuje Cię przekupić, przypuszczalnie także po to, aby postawić na swoim. Coś za dużo tych "prezentów", by uznać, że to wypływa naturalnie. Nie mogę jednak wykluczyć, że trochę czuje się winny i próbuje w jakiś sposób zatrzeć poprzednie, niezbyt rokujące wrażenie.

Ogólnie oczywiście mogę się mylić, ale byłabym czujna i niestety zachowawcza.

235

Odp: Kryzys czy początek końca?

nie wiem w jakim wieku dokładnie jesteście, ale jeśli "zaraz trzydziestka" to poobserwuj jego znajomych - czy faktycznie jakiegoś typu presji społecznej tu nie ma. ja pamiętam jak skończyłam 30 lat to na fb był po prostu WYSYP bombelków.

236

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:
M!ri napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

Zaczął od... Sukienki i wakacji big_smile to znaczy, opłacił wakacje i sukienkę, abym ja więcej oszczędziła na np kurs. No miło. Doceniam, aczkolwiek było to zbędne.

Opłacił chociaż było Ci to zbędne. Czy on realizuje w ten sposób Twoje potrzeby czy swoje?

A co do potrzeb, zdecydowanie moje big_smile mogłabym opłacić ze swoich swoje potrzeby, ale zdecydowal że sam chce za to zapłacić

Nie chodzi mi, że tę sukienkę to on chce nosić wink Ale spełnianie Twojej potrzeby byłoby gdyby wiedział, że podoba Ci się ta sukienka, ale masz rozterki, bo kasa potrzebna na inne, ważniejsze rzeczy. I on w tym momencie Ci tą sukienkę kupił. To by było zadbaniem o Ciebie.

A tak to wygląda na przekupstwo lub coś w stylu pokazania władzy. Taka hojność jest podejrzana ze strony osoby, która chwilę wcześniej robiła Ci jazdy o nieoszczędzanie. On zachowuje się tak, bo czegoś chce = dzieciaka.


Na pewno zanim się zdecydujesz to poważniej obgadajcie jak miałoby to wyglądać. Po której stronie są jakie obowiązki. Jest teraz wątek dziewczyny, która umówiła się na tradycyjny model rodziny i teraz jest zdziwiona że pan mąż nie zajmuje się dzieckiem. Jeżeli sama nie czujesz że macierzyństwo Cię jara to zamęczysz się w podobnej sytuacji.

237

Odp: Kryzys czy początek końca?

Nie można chyba zrobić większej głupoty niz zdecydować sie na dziecko "bo inni się zdecydowali" albo "bo tak wypada" albo "bo wszyscy dookoła maja" albo "bo partner tego ode mnie oczekuje"
Dla mnie ta sytuacja jest dziwna,ta nagła,bardzo szybka wrzutka na temat dziecka.
I z racji tego ze nie znam miska osobiście, to równie prawdopodobne wydaja mi sie 2 scenariusze.
1: Taki jaki opisuje Olinka, że on tobą bardzo sprytnie manipuluje,czytając twoje opisy Istotko mam wrażenie że to  technika pull and push
2: Taki jaki opisuje Farmer, że zauważył w tobie chęć pracy nad sobą i stwierdził że dobrze rokujesz na przyszłość.
Nie mam pojęcia jak jest prawda, mam tylko nadzieje że nie zdecydujesz sie na dziecko,tylko dlatego że on będzie tego wymagał.
Bo jak ulegniesz,to jego późniejszym wymagania nie będzie końca.

238

Odp: Kryzys czy początek końca?
M!ri napisał/a:

A tak to wygląda na przekupstwo lub coś w stylu pokazania władzy. Taka hojność jest podejrzana ze strony osoby, która chwilę wcześniej robiła Ci jazdy o nieoszczędzanie.

Mam podobne odczucia, o czym zresztą wspomniałam.
Jeśli zestawimy jego obecne zachowanie z tym, co już wiemy na temat Miśka, to nie jest to naturalny odruch sprawienia przyjemności. Pozostaje pytanie: co się za tym tak naprawdę kryje?

Szeptuch napisał/a:

Bo jak ulegniesz,to jego późniejszym wymagania nie będzie końca.

Mało tego, podejmowanie tak ważnej, życiowej decyzji pod wpływem jakiejkolwiek presji, czyli bez wewnętrznego pragnienia posiadania dziecka, jest prostą drogą zarówno do unieszczęśliwienia samej siebie, jak i tego dziecka.

239 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2022-11-18 16:50:47)

Odp: Kryzys czy początek końca?

Spokojnie, nigdy bym się nie zdecydowała na dziecko z jakiekolwiek presji, czy partnera, czy społeczeństwa. Podchodze do tej kwestii bardzo poważnie. Na dziecko się zdecyduje gdy to ja będę go chciała. Myśl odnośnie mojego wieku, jest tylko spowodowana względem medycznym, wiadomo, że lepiej jest zajść w ciążę przed 30, natomiast ciężar strachu odejmuje ogromne posunięcie medycyny. Z drugiej zaś strony, przy moich problemach zdrowotnych muszę mieć na uwadze pewne komplikacje, o których mi lekarze mówili. Oczywiście chcę zaznaczyć, że nie jest to dla mnie na tyle istotne, by przez ten aspekt mimo chęci decydować się na dziecko. Tylko myślę racjonalnie biorąc to pod uwagę.
Co do prezentów, to też nie jest tak, że wcześniej ich nie było. Wydaje mi się że gdzieś wspominałam już o tym, że mimo że jest oszczędny to drogie prezenty czy wakacje, czy zwykle drobiazgi by było mi miło już się zdarzały. Teraz wydaje mi się, że jest bardziej chętny na to by sprawiać mi przyjemność. Może jest to związane z sytuacją w związku, może chce mi coś rekompensować, może to też kwestia zmiany pracy i jeszcze większych pieniędzy niż miał. Misiek też wie, że nie przekupi mnie i wątpię by to miał na celu (za bardzo mnie zna i moje podejście) , wie, że póki co to dziecka nie będę mieć . On oczywiście też nie mówi, że już teraz, tylko kiedy będę na to gotowa. Raczej to nie jest tak, jakie odnieśliście wrażenie. Te "raczej" użyłam celowo, ponieważ uważam, że nigdy nie możemy być czegoś ślepo pewni. Zawsze zachowuję ostrożność, na tyle ile to w miłości jest możliwe i nie wpadam w pewną "przepaść", wiecie co mam na myśli wink
Raczej jestem daleka od doszukiwania się w Nim złych, egoistycznych intencji. Myślę że Jego myśl odnośnie założenia rodziny wzięła się ponieważ zauważył coś więcej, jak wspominał w rozmowie z kumplem "z kim jak nie z Nią". Może to kwestia zmian jakie zaszły zarówno we mnie, jak i w Nim, w związku, ale może też jak zauważono wyżej , "wysyp bąbelków" z racji wieku. Misiek nie wymusza dziecka ode mnie, on myśli o dziecku w perspektywie dłuższego czasu, że wie, że ze mną, ale kiedy to ja będę tego chciała. A póki co to nie chcę, bo naprawdę nie czuję instynktu, potrzeby. To że w relacji było gorzej, skutkuje tylko tym, że na pewno potrzebowałabym czasu by obserwować jak będzie się dalej układać, nie wpływa to na moją potrzebę dziecka. Ba, wchodząc w Nim w relację od razu mówiłam, że ślub i dziecko jest mi zbędne, chociaż nie wykluczam w przyszłości.
Raczej stawiam się przy tym, że myśl o założeniu rodziny bierze się ze stabilizacji w związku, tego, że jest między nami obecnie naprawdę bardzo Dobrze. Mimo wszystko zawsze byliśmy ze sobą szczęśliwi i nigdy tak naprawdę nie chcieliśmy się rozstawać, a tanto wzięło się po prostu z poczucia bezsilności. Pisze to teraz z perspektywy czasu, bo podczas kryzysu kto może powiedzieć że jest szczęśliwy obecnie;)

A co do kupna mi np sukienki, którą chciałam bardzo, ale była mi zbędna, po prostu kupił by było mi miło, może w jakiś sposób też chciał zrekompensowac swoje zachowanie, co nawet mi mówił, że dociera do Niego coraz więcej, to jaki byl , podkreślając to że naprawdę mnie docenia mimo, że tego nie mówi, że woli to pokazać czynami, pewnie stąd ta sukienka czy wakacje (w tak krótkim momencie).

Bronie Go, bo Miska znam i to też nie jest tak, że jestem ślepa na Jego wady itp. naprawdę też sama dużo zauważam. Co do tego, że wpływał na mnie bym oszczędzała, raczej jestem zdania, że można od kogoś czegoś oczekiwać w związku, pewnych zmian , o ile te zmiany są pozytywne i w trosce o coś, o kogoś.  Także tamtą próbę manipulacji wybaczam , co nie zmienia faktu, że jestem czujna i uważna na jakiekolwiek próby manipulacji czy szantażu.

Jeszcze tylko sprostuję. To że mówił o dziecku i ślubie, to bez presji czasu, tylko na luzie zakomunikowal mi, że jest już na to gotowy, że chciałby właśnie ze mną, a kiedy..  kiedyś, kiedy ja będę też chciała. Na luzie smile

Oczywiście dziękuję też za uwagi, spostrzeżenia, mimo że mogę się z Nimi nie zgadzać, to oczywiście biorę do siebie i analizuję jak i będę mieć na pewno na uwadze, więc super smile

240

Odp: Kryzys czy początek końca?

Istotko, trzymaj tego Miśka.
Wydaje się ogarnięty i gotowy na poważny związek.
Czyny, a nie słowa świadczą na jego korzyść.
Ty pewne rzeczy zrozumiałaś i się zmieniłaś (sama wiesz, że mało kto chce rozrzutną żonę).
I daj jemu kredyt zaufania. (jestem czujna i uważna na jakiekolwiek próby manipulacji czy szantażu). Nie zrobił nic na Twoją niekorzyść.
Czasem trzeba się uciec do manipulacji, by przekonać kobietę, że 10 torebka to już trochę za dużo smile
Wiele się od niego nauczysz, a on od Ciebie.
Udanego związku i bombelka smile

241

Odp: Kryzys czy początek końca?
Farmer napisał/a:

Istotko, trzymaj tego Miśka.
Wydaje się ogarnięty i gotowy na poważny związek.
Czyny, a nie słowa świadczą na jego korzyść.
Ty pewne rzeczy zrozumiałaś i się zmieniłaś (sama wiesz, że mało kto chce rozrzutną żonę).
I daj jemu kredyt zaufania. (jestem czujna i uważna na jakiekolwiek próby manipulacji czy szantażu). Nie zrobił nic na Twoją niekorzyść.
Czasem trzeba się uciec do manipulacji, by przekonać kobietę, że 10 torebka to już trochę za dużo smile
Wiele się od niego nauczysz, a on od Ciebie.
Udanego związku i bombelka smile

Dziękuję smile
No jest ogarnięty i gotowy na poważny związek, wiem to od dawna, teraz trochę bardziej dojrzał smile

Natomiast raczej nie jestem zwolenniczką jakiekolwiek manipulacji w związku, bez względu na intencje. Prośby, sugestie - tak, manipulacja - nie , ale rozumiem przekaz. Lekko się podpisuję wink

242

Odp: Kryzys czy początek końca?

Nie bądź uparta i przesadnie dumna, a będzie ok.
Pamiętaj, nie tylko on ma wady.

243

Odp: Kryzys czy początek końca?

smile
Ja usłyszałam to samo od mojego "Miśka" który już wtedy byłem moim mężem.
Byliśmy  po ślubie, 3,5  roku mieszkania razem i odbyla sie bardzo podobna rozmowa.
Na myśl o dziecku ogarniał mnie strach, teraz wiem że nie był to strach przed macierzyństwem, bo yo przychodzi z urodzeniem dziecka, bo nawet nie z ciążą ale strach przed nieodwołalnym,.
Bo dziecko z facetem to jest dopiero związanie sie z nim na zawsze. 
Pamiętam że liczyłam na to, że nie od razu znajdę q ciążę,  ale było od pierwszego  strzału.
Nie żałuję niczego,  mam 2 świetnych dzieci, miałam z exem niezle życie, spokojne poza ostatnimi latami zlymi
Ale: ..
Teraz z perspektywy lat, wiem, że nie był  to taki układ energii między kobietą a mężczyzną, który tworzy głęboką więź, milosc przez duże M.
Bo taka miłość jest pełna akceptacji, a ja tego od męża nie miałam.
Zawsze chcial mnie udoskonalać.
On mimo wszystko ma u Ciebie więcej, niż sam Ci może,  chce, potrafi dać.

244

Odp: Kryzys czy początek końca?
Ela210 napisał/a:

Bo dziecko z facetem to jest dopiero związanie sie z nim na zawsze.

2,1 mln samotnych matek w Polsce jest innego zdania.

245

Odp: Kryzys czy początek końca?

Ja wiem, Istotko, że pewne słowa mogą boleć, w końcu dotyczą bliskiej Ci osoby. Jak najbardziej rozumiem nawet, że może odzywać się w Tobie bunt i chęć natychmiastowego "zmycia" z Miśka wszelkich podejrzeń. Chciałabym jednak, aby było jasne, że wszystko, co zostało przeze mnie napisane, podszyte jest dobrymi intencjami i po to tylko, abyś na pewne kwestie zwróciła uwagę. Oczywiście nie musisz się z z niczym zgadzać, chodzi wyłącznie o refleksję, w końcu to Ty Miśka znasz najlepiej i to Ty z nim żyjesz na co dzień, zatem nasze dywagacje to tylko próby spojrzenia z boku na Waszą relację.

246

Odp: Kryzys czy początek końca?

Olinka masz rację, by spoglądać, ale ciągła podejrzliwość jest męcząca dla obu stron.

Misiek też ma pewnie trochę za uszami, o czym Istotka tutaj nie pisze smile
Ważne, by się dogadywali i starali się budować RAZEM wspólną przyszłość

247

Odp: Kryzys czy początek końca?
Farmer napisał/a:

Olinka masz rację, by spoglądać, ale ciągła podejrzliwość jest męcząca dla obu stron.

Pełna zgoda. Tutaj podejrzliwość jest jednak konsekwencją czegoś, co realnie się zdarzyło, a takie zwątpienie w związek, w partnerkę niesie ze sobą pewne ryzyko na przyszłość. Istotka już wspomina o braku poczucia bezpieczeństwa, co oznacza, że dla niej coś się w tej relacji mocno zachwiało i trudno będzie wrócić do równowagi. Trzeba po prostu uwierzyć i zaufać, ale tego nie da się sobie wmówić, bo zaufanie albo jest, albo go nie ma.
Dla mnie zawsze było ogromnie ważne, żeby mieć poczucie stabilności.

Oczywiście, że naiwnością jest wierzyć, że druga osoba nigdy nie miewa wątpliwości, ale jeśli zostają one głośno wypowiedziane, to nabiera to zupełnie innego wyrazu, bo pokazuje, że na tym etapie one muszą być już naprawdę ogromne, ewentualnie jest się tak pewnym swego, że stosuje się wspomniany nacisk na zmianę. 

Równocześnie - żeby nie było tak czarno-biało, można uznać, że dzielenie się wątpliwościami pokazuje pewnego rodzaju dojrzałość, jednak pod warunkiem, że nie jest to podszyte - tu powtórzę, co napisałam wcześniej - próbą nacisku na osiągnięcie określonego celu.

248

Odp: Kryzys czy początek końca?

Olinko, posłużę się przykładem

"Chcę z Tobą być, wszystko jest super, ale jestem już zmęczony, bezsilny w tym, że wielokrotnie Cię prosiłem o oszczędzanie, a mimo wszystko to nie przynosi efektów mimo deklaracji. Oszczędzanie jest dla mnie bardzo istotne w związku, ponieważ daje poczucie stabilizacji finansowej na wypadek np mojej niezdolności do pracy, utraty pracy, przy jednoczesnym wychowywaniu Dzieci"

Właśnie tak to wyglądało, w sensie ogólnego znaczenia, nie dosłownie. Okej można powiedzieć, że się albo akceptuje tą "wadę" lub nie. Jak nie to pora zakończyć związek, ale czy zakończyła byś świetnie rokujący związek tylko, bądź aż dlatego, że partner np nie jest religijny (jeśli to ważne) , czy byś się starała może to tolerować, dać szansę  naprawić?
Ok mówiłam, że będę starała się oszczędzać, nie wychodziło, czy nie miał prawa zwątpić w związek?  Moim zdaniem, miał prawo. Jeśli np ja mówię miśkowi żeby sprzątał zawsze po obiedzie bo to dla mnie ważne, a on tego nie robi mimo zapewnień to czy pod wpływem emocji, zmęczenia, pod wpływem chwili nie mogę rzucić czegoś na zasadzie że nie wiem czy związek z bałaganiarzem ma dla mnie sens? Ok to by świadczyło niestety negatywnie o mojej dojrzałości, ale uważam, że każdy jest człowiekiem i może mieć gorsze chwile, kiedy to nie przemyslajac swoich słów rzuci je pod wpływem chwili. Chociaż tak naprawdę tego nie chce. Bo on nie chciał się rozstawać ale był zmęczony, tak jak ja innym aspekcie. To właśnie ta chwila słabości. I masz rację, usłyszeć takie słowa to naprawdę mocne przeżycie, które mimowolnie wpłynęło na mnie, na moje poczucie stabilizacji emocjonalnej w związku. Nie sądzę aby to zrobił specjalnie by manipulować mną, raczej stoję przy tym, że tu wyszła Jego niedojrzałość pod pewnym względem, no bo jest niedojrzały. Tak jak ja pod względem finansowym. W tym co mi mówił, sam zwrócił uwagę, że przy mnie zauważył jak dojrzewa emocjonalnie, że tego podejścia się ode mnie uczy (chociaż nie uważam siebie za osobę dojrzała, w jakimś stopniu dojrzalszą) , a ja od Niego dojrzałości finansowej. Sądzę, że przed obojgiem jeszcze  daleka droga . On owszem, nie jest święty, ale ja też, bo jak inaczej można nazwać kogoś kto mówi, że postara się oszczędzać ale tego nie robi? Kłamcą, czy może nawet zakupoholikiem bądź osobą niedojrzałą? Myślę, że każde pojęcie mnie w jakimś stopniu definiuje.

Co do zakończenia związku, kilka akapitów wyżej. Chcę dodać, że owszem rozumiem pewne priorytety w związku, ale jeśli to jest kwestia ważna, ale nie fundamentalna? Rozumiem że jednym ważne jest to, drugim tamto, ale wyobraź sobie coś, pewną wadę w partnerze, której wolałabys by nie miał, bo to dla Ciebie ważne, ale nie na tyle istotne by przez to rezygnować ze związku, co byś zrobiła? Zaakceptować? Co jeśli nie jesteś w stanie wykonać pełni tego zaakceptować, to znaczy w 80% a w ciężkich sytuacjach te 20% daje o sobie odczuć. Co wtedy?

Tak to wygląda ze strony Miśka.

I zaprzeczam stwierdzeniu by mnie bolało nazywanie Miska manipulantem itp, nie jest święty, ale nie jest też perfidny. Ja po prostu chcę zaprzeczyć temu stwierdzeniu, bo według mnie jest ono błędne. Broniąc Go, miałam tylko na uwadze to, że ja święta nie jestem i mogę go zrozumieć skąd takie a nie inne było jego zachowanie. Trochę tak jak np żona jest w stanie wybaczyć mężowi zdradę, gdy sama też widzi że np zaniedbywała go emocjonalnie itp. widzi, że wina leży po obu stronach. Zaufanie? Da się odbudować, jeśli dwie strony dadzą od siebie dużo. Jednak porównanie do zdrady jest tu dość mocne i jak w każdym aspekcie klasyczne "to zależy..." jak najbardziej tu pasuje. Przytaczając ten przykład, chciałam zobrazować to na innym problemie, chociaż uważam, że tak naprawdę się nie obmywa.

Wiem, że nikt raczej nie chce tak zero jedynkowo czegokolwiek określać, bo się nie da, ale chcę by spojrzeć też na to poprzez pryzmat mnie, jako tej złej, która również zawiniła.


I tak, macie też rację zauważając dość nagły obrót spraw, ja dalej jestem w szoku, ale może poprzez pewne wydarzenia, zmiany w życiu da się zauważyć coś co do tej pory było poza horyzontem lub wypaczone poprzez własne ego. Przez te pół roku naprawdę dużo się zmieniło między nami. Żadne z nas nie miało innego celu niż to, że chcemy być ze sobą, a skoro chcemy być razem to róbmy tak , byśmy byli. Ta myśl nam przeświecala dnie i noce.  Żeby nie było tak landrynkowo, tylko racjonalnie, naprawdę nie wiem co z tego będzie. Jak nie będziemy razem, to też dobrze z ale dziękować będę za te chwile, za te wszystkie pozytywne aspekty jakie związek przyniósł z za te negatywne również, bo o to w życiu chodzi.




No to się troszkę rozpisalam, wybaczcie i szacun tym, którzy doczytali. Czuję się natchniona kolejnym kursem, chyba, bo przecież nie zakochaniem, no proste, że nie big_smile

249

Odp: Kryzys czy początek końca?

Bardzo pozytywny wpis smile

250

Odp: Kryzys czy początek końca?
Farmer napisał/a:

Bardzo pozytywny wpis smile

Dziękuję, chociaż pisząc go nie miałam na celu jakiegokolwiek pozytywnego (chyba) przekazu, samo z siebie wyszło. Chciałam tylko coś pokazać.
Oczywiście też nie miałam na celu ataku w kierunku innego zdania niż moje, więc mam nadzieję, że nikogo tym nie dotknęłam smile

251

Odp: Kryzys czy początek końca?

Nie dotknęłaś i nie zaskoczyłaś.
Dbaj o swoją samodzielność w tym związku, zwłaszcza jak planujesz dzieci.

252 Ostatnio edytowany przez Istotka6 (2023-10-07 02:38:58)

Odp: Kryzys czy początek końca?

Hello Ladies, Gentlemen

Przepraszam, nie zaglądałam smile


Co po roku u Nas słychać..... jesteśmy razem, jest naprawdę super. Ja zaczęłam patrzeć bardziej roztropnie na pieniądze, nawet planuję pewną małą inwestycje, chociaż to jeszcze odległy zamiar. Mówiąc wprost, ogarnelismy się. Misiek patrzy inaczej na wydatki, bo widzi, że nie są one już zbędne. Nawet odwyklam od wydawania dużych pieniędzy na jakieś tam wyjścia, zakupy. Kupuję to co potrzebuje, oczywiście czasem kupię coś zbędnego na poprawę humoru jak kwiatka, czy nowe kieliszki do wina, bo mam taki kaprys, ale to już zupełnie co innego, kiedy na głupoty szło kilka ładnych stow podczas jednego wypadu. Więcej też czasu poświęcamy sobie, mamy swoje rutyny (w pozytywnym znaczeniu) wypracowane. Także On spokojniejszy, fundusze ogarnięte, dzięki temu mamy spokój, on też się stara o mnie i docenia moja pracę nad tym. Nawet zaczął sam z siebie sprzątać! big_smile

Temat dziecka ucichł ( na szczęście), to znaczy chcemy, ale kiedyś. Ślubu dalej nie chcemy smile
A seks jest taki, że następnego dnia się trochę (pozytywnie) wstydzę przed Nim


Także pracą coś tam wypracowaliśmy smile
Jesteśmy szczęśliwi ze sobą, a jeśli nawet za 5 lat nie będziemy ze sobą, będę wdzięczna za ten czas smile

253

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:

Temat dziecka ucichł ( na szczęście), to znaczy chcemy, ale kiedyś. Ślubu dalej nie chcemy smile

Czyli całkiem możliwe że nigdy. Facet kocha to się zamknął - przecież sam se nie urodzi - bo co ma zrobić widząc Twoją reakcję na słowo "dzieci".

254

Odp: Kryzys czy początek końca?
maku2 napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

Temat dziecka ucichł ( na szczęście), to znaczy chcemy, ale kiedyś. Ślubu dalej nie chcemy smile

Czyli całkiem możliwe że nigdy. Facet kocha to się zamknął - przecież sam se nie urodzi - bo co ma zrobić widząc Twoją reakcję na słowo "dzieci".

Tez juz wiecej dzieci nie  chce i przyzaje, ze z czystej wygody i lenistwa-po prostu dla przykladu sto razy wole w nocy spac zamiast wstawac 10 x do wyjacego dziecka ,ze o innych rzeczach nie wspomne

255

Odp: Kryzys czy początek końca?
maku2 napisał/a:
Istotka6 napisał/a:

Temat dziecka ucichł ( na szczęście), to znaczy chcemy, ale kiedyś. Ślubu dalej nie chcemy smile

Czyli całkiem możliwe że nigdy. Facet kocha to się zamknął - przecież sam se nie urodzi - bo co ma zrobić widząc Twoją reakcję na słowo "dzieci".

Nie  to nie tak big_smile
Klasycznie - to nasza wspólna decyzja wink

Oboje mamy dokładnie tak samo,chcemy ale nie teraz. I nie dopowiadając ideologii,Misiek też naprawdę teraz nie chce i moje zdanie nie wpływa na Jego decyzję. Oboje jesteśmy zgodni i mamy naprawdę dokładnie te samo podejście,nikt na nikogo nie wpływal. A to że mówił kiedyś o dziecku, to na zasadzie,że chce mieć ze mną,ale nie teraz tylko za kilka lat  smile
Z podejściem do ważnych spraw,dzieci itp, mamy takie samo podejście. Różniło nas podejście do porządku i wydawania pieniędzy (on oszczędny, ja rozrzutna) , ale jak już wiecie - pracujemy nad tym z dobrymi efektami smile

256 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2023-10-11 00:26:16)

Odp: Kryzys czy początek końca?

I słusznie.
Jak tu planowac dzieci, gdy o wszystko w związku trzeba tak walczyć,  wypracowywać w trudzie i znoju..
Gdy za sukces uznaje się to, że facet łaskawie posprzątal 

Brr..

257

Odp: Kryzys czy początek końca?
Istotka6 napisał/a:


Klasycznie - to nasza wspólna decyzja wink

Oboje mamy dokładnie tak samo,chcemy ale nie teraz. I nie dopowiadając ideologii,Misiek też naprawdę teraz nie chce i moje zdanie nie wpływa na Jego decyzję. Oboje jesteśmy zgodni i mamy naprawdę dokładnie te samo podejście,nikt na nikogo nie wpływal. A to że mówił kiedyś o dziecku, to na zasadzie,że chce mieć ze mną,ale nie teraz tylko za kilka lat  smile

to kiedyś wybuchnie

258

Odp: Kryzys czy początek końca?
Farmer napisał/a:
Istotka6 napisał/a:


Klasycznie - to nasza wspólna decyzja wink

Oboje mamy dokładnie tak samo,chcemy ale nie teraz. I nie dopowiadając ideologii,Misiek też naprawdę teraz nie chce i moje zdanie nie wpływa na Jego decyzję. Oboje jesteśmy zgodni i mamy naprawdę dokładnie te samo podejście,nikt na nikogo nie wpływal. A to że mówił kiedyś o dziecku, to na zasadzie,że chce mieć ze mną,ale nie teraz tylko za kilka lat  smile

to kiedyś wybuchnie

Może nie tyle wybuchnie co będzie się drzeć wniebogłosy i po nocach spać nie dawać będzie tongue big_smile

259

Odp: Kryzys czy początek końca?

Elu, nie chodzi o to, że łaskawie posprzątał. Chodzi o to, że sam z siebie regularnie zaczął sprzątać, gdzie ja nie musiałam marudzić nad głową. Chodzi o to, że robi coś, co dla mnie jest ważne, robi to dla mnie. Nigdy nie chciałabym Go zmieniać, rozumiem i szanuję, że w pewnych kwestiach jest inny ode mnie, nie jest to problemem, bo Go akceptuję. Zatem ja doceniam takie rzeczy, sprzątanie czy też to że ogarnie mi w aucie przegląd itp




Co do dzieci, powtarzam - mamy takie samo nastawienie. Chcemy, ale nie teraz i proszę, nie sugerujcie, że Misiek w głębi duszy cierpli itp, bo lepiej Go znam i wiem,ze też póki co to nie chce.
Chce ze mną, ale nie teraz smile



I tak, póki co to woli słuchać moich krzyków big_smile

Posty [ 196 do 259 z 259 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Kryzys czy początek końca?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024