Będę pisał jak chce i jak trzeba do kogo mi się podoba,
Ciebie coś ugryzło i szukasz zaczepki ?
A pisz co chcesz i do kogo chcesz. Mnie też chyba wolno, czy coś się zmieniło na forum?
Dobranoc.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans męża i ja
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Będę pisał jak chce i jak trzeba do kogo mi się podoba,
Ciebie coś ugryzło i szukasz zaczepki ?
A pisz co chcesz i do kogo chcesz. Mnie też chyba wolno, czy coś się zmieniło na forum?
Dobranoc.
Dobranoc
wieka napisał/a:Całe nasze życie to harówa i walka...
.Dla Ani2019 Eweliny i innych w trudnych chwilach
,piosenka o wolności ,możecie sobie pochlipać dziewczyny jak chcecie
Dla mnie jest piękna, dziękuję
I przytulam Melancholię, bo to chyba już dzień powrotu męża.
paslawek napisał/a:wieka napisał/a:Całe nasze życie to harówa i walka...
.Dla Ani2019 Eweliny i innych w trudnych chwilach
,piosenka o wolności ,możecie sobie pochlipać dziewczyny jak chcecieDla mnie jest piękna, dziękuję
![]()
I przytulam Melancholię, bo to chyba już dzień powrotu męża.
Dziękuję.
Melancholio. Ściskam mocno.
Bardzo Wam współczuję. Jeśli związek to harówa, to ja pierdzielę taki związek. Jeśli życie to harówa, to po co żyć, dobijać się smętnymi utworami?
x
Moje życie jest piękne i wcale nie jest harówką. Jestem szczęśliwa i żyje mi się lekko. Obowiązki wykonuję z przyjemnością i mam dookoła siebie mnóstwo życzliwych ludzi i dużo wsparcia. Dzieci szczęśliwe, zadowolone, mają dobre kontakty z tatą, mimo, że mieszkamy osobno. Jestem bardzo zadowolona, że się rozwiodłam. Jak sobie pomyślę, że miałam z nim mieszkać w imię rzekomego dobra dzieci, to mnie trzęsie. Wszystko da się ułożyć, tylko trzeba się odważyć, a czasem zrezygnować z kawioru na rzecz chleba z pasztetem.
Bardzo Wam współczuję. Jeśli związek to harówa, to ja pierdzielę taki związek. Jeśli życie to harówa, to po co żyć, dobijać się smętnymi utworami?
x
Moje życie jest piękne i wcale nie jest harówką. Jestem szczęśliwa i żyje mi się lekko. Obowiązki wykonuję z przyjemnością i mam dookoła siebie mnóstwo życzliwych ludzi i dużo wsparcia. Dzieci szczęśliwe, zadowolone, mają dobre kontakty z tatą, mimo, że mieszkamy osobno. Jestem bardzo zadowolona, że się rozwiodłam. Jak sobie pomyślę, że miałam z nim mieszkać w imię rzekomego dobra dzieci, to mnie trzęsie. Wszystko da się ułożyć, tylko trzeba się odważyć, a czasem zrezygnować z kawioru na rzecz chleba z pasztetem.
Każda sytuacja jest inna, bardzo sie cieszę, że wszystko sie ułożyło i trzymam kciuki, aby trwało.
Też sie cieszę tym co mam, w końcu, bo wcześniej to ciągle czegoś mi było brak,
wiadomo sa wzloty i upadki, ale harówką to bym tego nie nazwała, to zwykłe życie rodzinne, w którym w uważamy na siebie (na słowa, gesty, uczucia), bo wczesniej to różnie bywało.
Symbi napisał/a:Bardzo Wam współczuję. Jeśli związek to harówa, to ja pierdzielę taki związek. Jeśli życie to harówa, to po co żyć, dobijać się smętnymi utworami?
x
Moje życie jest piękne i wcale nie jest harówką. Jestem szczęśliwa i żyje mi się lekko. Obowiązki wykonuję z przyjemnością i mam dookoła siebie mnóstwo życzliwych ludzi i dużo wsparcia. Dzieci szczęśliwe, zadowolone, mają dobre kontakty z tatą, mimo, że mieszkamy osobno. Jestem bardzo zadowolona, że się rozwiodłam. Jak sobie pomyślę, że miałam z nim mieszkać w imię rzekomego dobra dzieci, to mnie trzęsie. Wszystko da się ułożyć, tylko trzeba się odważyć, a czasem zrezygnować z kawioru na rzecz chleba z pasztetem.Każda sytuacja jest inna, bardzo sie cieszę, że wszystko sie ułożyło i trzymam kciuki, aby trwało.
Też sie cieszę tym co mam, w końcu, bo wcześniej to ciągle czegoś mi było brak,
wiadomo sa wzloty i upadki, ale harówką to bym tego nie nazwała, to zwykłe życie rodzinne, w którym w uważamy na siebie (na słowa, gesty, uczucia), bo wczesniej to różnie bywało.
Zwracam uwagę, że nie "poukładało się", tylko ja siebie i sobie poukładałam przede wszystkim wychodząc z roli ofiary. Jesli czytacie, to co pisze tutaj Ela210 w różnych wątkach, to chcę zaznaczyć, że się z nią zgadzam. Zdrada nie jest fajnym zakończeniem związku, ale w związku są dwie osoby i one obydwie pracują na jego całokształt, więc naprawdę warto przypatrzeć się także sobie.
Ania2019 napisał/a:Symbi napisał/a:Bardzo Wam współczuję. Jeśli związek to harówa, to ja pierdzielę taki związek. Jeśli życie to harówa, to po co żyć, dobijać się smętnymi utworami?
x
Moje życie jest piękne i wcale nie jest harówką. Jestem szczęśliwa i żyje mi się lekko. Obowiązki wykonuję z przyjemnością i mam dookoła siebie mnóstwo życzliwych ludzi i dużo wsparcia. Dzieci szczęśliwe, zadowolone, mają dobre kontakty z tatą, mimo, że mieszkamy osobno. Jestem bardzo zadowolona, że się rozwiodłam. Jak sobie pomyślę, że miałam z nim mieszkać w imię rzekomego dobra dzieci, to mnie trzęsie. Wszystko da się ułożyć, tylko trzeba się odważyć, a czasem zrezygnować z kawioru na rzecz chleba z pasztetem.Każda sytuacja jest inna, bardzo sie cieszę, że wszystko sie ułożyło i trzymam kciuki, aby trwało.
Też sie cieszę tym co mam, w końcu, bo wcześniej to ciągle czegoś mi było brak,
wiadomo sa wzloty i upadki, ale harówką to bym tego nie nazwała, to zwykłe życie rodzinne, w którym w uważamy na siebie (na słowa, gesty, uczucia), bo wczesniej to różnie bywało.Zwracam uwagę, że nie "poukładało się", tylko ja siebie i sobie poukładałam przede wszystkim wychodząc z roli ofiary. Jesli czytacie, to co pisze tutaj Ela210 w różnych wątkach, to chcę zaznaczyć, że się z nią zgadzam. Zdrada nie jest fajnym zakończeniem związku, ale w związku są dwie osoby i one obydwie pracują na jego całokształt, więc naprawdę warto przypatrzeć się także sobie.
Z tym przypatrywaniem się sobie pełna zgoda - mi wstyd do dzisiaj, że pewne rzeczy w sobie dostrzegłem dopiero wtedy.
Zdrada to nie jest "niefajne" zakończenie związku, tylko najgorsze z możliwych jednak.
Zwracam uwagę, że nie "poukładało się", tylko ja siebie i sobie poukładałam przede wszystkim wychodząc z roli ofiary. Jesli czytacie, to co pisze tutaj Ela210 w różnych wątkach, to chcę zaznaczyć, że się z nią zgadzam. Zdrada nie jest fajnym zakończeniem związku, ale w związku są dwie osoby i one obydwie pracują na jego całokształt, więc naprawdę warto przypatrzeć się także sobie.
"Światło niech w Tobie płonie"
Symbi napisał/a:Bardzo Wam współczuję. Jeśli związek to harówa, to ja pierdzielę taki związek. Jeśli życie to harówa, to po co żyć, dobijać się smętnymi utworami?
x
Moje życie jest piękne i wcale nie jest harówką. Jestem szczęśliwa i żyje mi się lekko. Obowiązki wykonuję z przyjemnością i mam dookoła siebie mnóstwo życzliwych ludzi i dużo wsparcia. Dzieci szczęśliwe, zadowolone, mają dobre kontakty z tatą, mimo, że mieszkamy osobno. Jestem bardzo zadowolona, że się rozwiodłam. Jak sobie pomyślę, że miałam z nim mieszkać w imię rzekomego dobra dzieci, to mnie trzęsie. Wszystko da się ułożyć, tylko trzeba się odważyć, a czasem zrezygnować z kawioru na rzecz chleba z pasztetem.Każda sytuacja jest inna, bardzo sie cieszę, że wszystko sie ułożyło i trzymam kciuki, aby trwało.
Też sie cieszę tym co mam, w końcu, bo wcześniej to ciągle czegoś mi było brak,
wiadomo sa wzloty i upadki, ale harówką to bym tego nie nazwała, to zwykłe życie rodzinne, w którym w uważamy na siebie (na słowa, gesty, uczucia), bo wczesniej to różnie bywało.
Chciałoby się napisac: "Dzięki Bogu za kochankę męża!". Jednak zostaje przy zdaniu Pain. Po co komu życie z zdradzajacym? Ciągle na linie, ciągle trzeba być czujnym, ciągle jakieś retrospekcje, ruminacje itp... Dzieci to tylko wymówka- i tak nie będą Ci wdzięczne za to "poswiecenie".
Dokladnie Beko. Jak sobie przypomnę tamten czas to faktycznie stąpanie po polu minowym. Ciagła niepewność, nieufność, patrzenie na kobiety ktore sie pojawiały w naszym otoczeniu z jakas niepewnością, przez co ja sie czulam jakas zepchnieta na plan B...Bleeeee
Pomiędzy domami patologicznymi gdzie dzieci wynoszą tylko traumę, a szczęśliwymi rodzinami całkiem zdrowymi jest jeszcze całą gamę relacji.
Bycie dzieckiem żyjącym w biedzie w rozbitej rodzinie to tez trauma.
Za to są wdzięczne tylko dzieciaki z rodzin toksycznych.
Dzieci nie analizują relacji między rodzicami tak jak się nam wydaje. Patrzą trochę egocentrycznie bo to dzieci
Dla samych dzieci to mało kto zostaje w związku po zdradzie. Liczy się jakiś całokształt.
Tylko dziwne, że te kobiety, które mąż zostawił dla kochanki, czyli nie mają szans na powrót niewiernego, bardzo nad Ty ubolewają, chętnie by go przyjeły z powrotem. Bo mialy dobrego męża i nie mogą tego przeboleć.
Trudno zrozumieć postępowanie innych, bo uważamy, że wiemy więcej, lepiej...
Czy jest więc sens przekonywać kogoś, że lepiej jest się rozstać, czy zostać, jak dla każdego lepsze jest co innego.
Dlatego ja rozumiem postepowanie jednych i drugich, choć często kobiety nie mają wyboru.
Wieka, przepraszam, ale mów za siebie. Mój były mąż chciał do mnie wrócić, ale ja się nie wahałam, choć standard życia znacznie mi spadł po jego odejściu. A po latach uważam, że słusznie zrobiłam. Dla mnie często przyczyna "siedzenia" po zdradzie razem są po prostu względy finansowe i brak samodzielnego mieszkania, a oficjalnie: mydlenie sobie oczu "dobrem dzieci", zresztą można przeczytać pozycję "Życie po rozwodzie. Zróżnicowany proces adaptacji" Anny Kołodziej-Zaleskiej, w której przedstawiono wyniki badań na ten temat.
A bieda, zależy jaka, bo ja nie miałam takiej biedy po rozwodzie, żeby sikać na dworze w drewnianej latrynie, nie mieć na chleb i żyć z MOPSu, a są ludzie w małżeństwach z dziećmi, którzy tak żyją, więc to argument chybiony, bo w takich wypadkach tzw. pełna rodzina nie chroni od traumy.
Tylko dziwne, że te kobiety, które mąż zostawił dla kochanki, czyli nie mają szans na powrót niewiernego, bardzo nad Ty ubolewają, chętnie by go przyjeły z powrotem. Bo mialy dobrego męża i nie mogą tego przeboleć.
Trudno zrozumieć postępowanie innych, bo uważamy, że wiemy więcej, lepiej...
Czy jest więc sens przekonywać kogoś, że lepiej jest się rozstać, czy zostać, jak dla każdego lepsze jest co innego.
Dlatego ja rozumiem postepowanie jednych i drugich, choć często kobiety nie mają wyboru.
Co Ty masz za fiksację z tym "dobrym mężem"? Facet, który zdradził żonę automatycznie wypisuje się z tej kategorii. Tęsknota po porzuceniu to częsty mechanizm, nić nadzwyczajnego. Jak zdradzajacy wraca jest miesiąc miodowy, ale później gówno wybija - takie jest życie. Kobiety (I mezczyzni) pozostający że zdradzajacymi marnują swoje życie nie dając sobie szansy na lepsze (jako singiel czy w nowym zwiazku). I nie ma tu znaczenia stan posiadania, dzieci, relacje, zobowiązania, czy inne alibi, którymi później tłumaczą sobie przed lustrem rezygnację że swojego szczęścia.
Beka love ya
Czy nie jest tak, że ze zdrajcą zostaje się niejako ze strachu przed nowym i nieznanym?
Z drugiej strony życie ze zdrajcą to tak, jak pisałaś Pain - życie na polu minowym, wieczna niepewność.
Moim zdaniem lepiej samej - może z mniejszą kasą, ale za to spokojniej. Bez tego wiecznego strachu i emocjonalnego rozedrgania.
Czy nie jest tak, że ze zdrajcą zostaje się niejako ze strachu przed nowym i nieznanym?
Z drugiej strony życie ze zdrajcą to tak, jak pisałaś Pain - życie na polu minowym, wieczna niepewność.Moim zdaniem lepiej samej - może z mniejszą kasą, ale za to spokojniej. Bez tego wiecznego strachu i emocjonalnego rozedrgania.
To chyba zależy... od powodów zdrady, podejścia osoby zdradzającej, podejścia osoby zdradzanej. Ja widzę, że się raczej nie przekonam, ale alternatywą dla budowy nowego związku z tą samą żoną jest dla mnie obiektywnie raczej pełen fajnych wrażeń czas, nowe życie itd. a i tak na teraz wolałbym spróbować (nie, nie ze względu na dzieci, te radzą sobie naprawdę ok - chcą u mnie zostać dłużej niż wychodzi z podziału opieki).
Witam kochani.
Jedni powiedzą, że jestem kolejną naiwną, inni, że dobrze postąpiłam, ale wybór jest mój. Będziemy sklejać nasze małżeństwo Postanowiłam tak nie dla dzieci, nie dla pieniędzy czy mieszkania, tylko dla nas. Dla uczucia, które dla siebie mamy i dla tych spędzonych wspólnie lat.
Nie jest łatwo i nie bedzie, ale może się uda. A może sie nie uda i przeżyję kolejne rozczarowanie. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic, ale chcę dac szansę, bo kocham. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Witam kochani.
Jedni powiedzą, że jestem kolejną naiwną, inni, że dobrze postąpiłam, ale wybór jest mój. Będziemy sklejać nasze małżeństwo Postanowiłam tak nie dla dzieci, nie dla pieniędzy czy mieszkania, tylko dla nas. Dla uczucia, które dla siebie mamy i dla tych spędzonych wspólnie lat.
Nie jest łatwo i nie bedzie, ale może się uda. A może sie nie uda i przeżyję kolejne rozczarowanie. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic, ale chcę dac szansę, bo kocham. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
Tak, jesteś kolejną naiwną. Z czystej ciekawości - co zmieniło się od twojego pierwszego posta? Minął tydzień, a z tego co pamiętam, to mąż wyjechał sobie i nie dawał znaku życia przez kilka dni. Miałaś (prawdopodobnie słuszne) podejrzenia, że jest u kochanki (z tego co pamiętam nawet prezent dla niej znalazłaś). Co takiego nastąpiło, że postanowiłaś sklejać (ja akurat wolę legendarne stwierdzenie: zawalczyć) małżeństwo? Dlaczego uważasz, że twoja miłość ma wystarczyć? Ostatnio w tym i sąsiednim wątku trochę było pobocznych tematów odnośnie tego czy warto i po co zaufać zdradzającemu... Z ciekawości poszukałem sobie na forum kilka tematów, gdzie (najczęściej) kobiety piszą jak jest teraz "cudownie". Jakoś nie mogłem odnaleźć wątku kobiety czy mężczyzny, który by napisał: "Jest super, lepiej niż kiedyś. Zdrada to było najlepsze co nas spotkało". Raczej są żale, smutki, wątpliwości, zgryzoty, cierpienie, chwile szczęścia stopowane wspomnieniem zdrady, strach związany z wyjściem "ukochanego (ukochanej), strach przed SMSem wieczorną porą... ogólnie bagno. Wszystkim, którzy postanowili zawalczyć polecałbym wątek Pain - tam widać ewolucję osoby, którą mąż stłamsił, do tego co jest teraz, czyli pewnej siebie i swojej wartości, szęśliwej kobiety.
Po co oceniać czyjąś decyzję. To czyjaś decyzja. Zdrada zmienia na zawsze, niezależnie czy się zostaje czy odchodzi.
Trzymam kciuki.
Witam kochani.
Jedni powiedzą, że jestem kolejną naiwną, inni, że dobrze postąpiłam, ale wybór jest mój. Będziemy sklejać nasze małżeństwo Postanowiłam tak nie dla dzieci, nie dla pieniędzy czy mieszkania, tylko dla nas. Dla uczucia, które dla siebie mamy i dla tych spędzonych wspólnie lat.
Nie jest łatwo i nie bedzie, ale może się uda. A może sie nie uda i przeżyję kolejne rozczarowanie. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic, ale chcę dac szansę, bo kocham. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.
My tu możemy wyrażać swoje zdanie, ale to Twoje życie i Twoje wybory, wcale nie jesteś naiwna, tylko postępujesz w zgodzie ze sobą, a przyszlosci nikt nie przewidzi.
Pani Melancholia napisał/a:Witam kochani.
Jedni powiedzą, że jestem kolejną naiwną, inni, że dobrze postąpiłam, ale wybór jest mój. Będziemy sklejać nasze małżeństwo Postanowiłam tak nie dla dzieci, nie dla pieniędzy czy mieszkania, tylko dla nas. Dla uczucia, które dla siebie mamy i dla tych spędzonych wspólnie lat.
Nie jest łatwo i nie bedzie, ale może się uda. A może sie nie uda i przeżyję kolejne rozczarowanie. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic, ale chcę dac szansę, bo kocham. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.My tu możemy wyrażać swoje zdanie, ale to Twoje życie i Twoje wybory, wcale nie jesteś naiwna, tylko postępujesz w zgodzie ze sobą, a przyszlosci nikt nie przewidzi.
Masz Wieko rację, to jest wybór Autorki, dojrzałej kobiety, która stanęła na rozstaju dróg i wybrała swoją drogą. Nikt nie ma prawa jej zarzucić, że zrobiła źle, bo to czas pokaże.
Naprawdę każda zdrada jest inna, choć każda bolesna. Jeśli doszli do wniosku, że są w stanie spróbować, to im szczerze kibicuję, bo życie nie jest zero jedynkowe.
Mi też ktoś zarzucił, że boję się być sama i dlatego jestem że zdrajcą. Fakt, że nie byłabym, gdyby odszedł choć na pół dnia, u mnie to było wszystko inaczej, ale wcale nie łatwiej. Nie było deklaracji z mojej strony, że będziemy razem przez kilka tygodni, naprawdę szykowałam się do odejścia. Kalkulowalam, liczyłam, myślałam co dalej.
Ale tu dużą rolę odegrała postawa mojego męża, który w godzinie zero zachował się jak trzeba było i przeszedł długą drogę, żeby mi pokazać, że jest wart szansy, którą dostał. Minęło dwa i pół roku i jest dobrze, związek jest dużo lepszy niż ostatnie lata, ceni mnie, rodzinę, stara się. Przeszedł terapię, zmienił się w lepszego człowieka, choć to nie było łatwe. Oboje staramy się, żeby było nam ze sobą dobrze. Nie boję się, gdy się spóźnia, nie mam obsesji, że może gdzieś coś znowu kombinuje, nic z tych rzeczy. Mam żal, że zawiódł mnie w godzinie ciężkiej próby, że to się w ogóle wydarzyło, bo jednak to się pamięta. Ale dzisiaj jest dobrze i podjęłam słuszną decyzję.
Wszystkiego dobrego Melancholio, poukładaj to na nowo. Można jeszcze żyć dobrze.
wieka napisał/a:Pani Melancholia napisał/a:Witam kochani.
Jedni powiedzą, że jestem kolejną naiwną, inni, że dobrze postąpiłam, ale wybór jest mój. Będziemy sklejać nasze małżeństwo Postanowiłam tak nie dla dzieci, nie dla pieniędzy czy mieszkania, tylko dla nas. Dla uczucia, które dla siebie mamy i dla tych spędzonych wspólnie lat.
Nie jest łatwo i nie bedzie, ale może się uda. A może sie nie uda i przeżyję kolejne rozczarowanie. Na dzień dzisiejszy nie wiem nic, ale chcę dac szansę, bo kocham. Zobaczymy co przyniesie przyszłość.My tu możemy wyrażać swoje zdanie, ale to Twoje życie i Twoje wybory, wcale nie jesteś naiwna, tylko postępujesz w zgodzie ze sobą, a przyszlosci nikt nie przewidzi.
Masz Wieko rację, to jest wybór Autorki, dojrzałej kobiety, która stanęła na rozstaju dróg i wybrała swoją drogą. Nikt nie ma prawa jej zarzucić, że zrobiła źle, bo to czas pokaże.
Naprawdę każda zdrada jest inna, choć każda bolesna. Jeśli doszli do wniosku, że są w stanie spróbować, to im szczerze kibicuję, bo życie nie jest zero jedynkowe.
Mi też ktoś zarzucił, że boję się być sama i dlatego jestem że zdrajcą. Fakt, że nie byłabym, gdyby odszedł choć na pół dnia, u mnie to było wszystko inaczej, ale wcale nie łatwiej. Nie było deklaracji z mojej strony, że będziemy razem przez kilka tygodni, naprawdę szykowałam się do odejścia. Kalkulowalam, liczyłam, myślałam co dalej.
Ale tu dużą rolę odegrała postawa mojego męża, który w godzinie zero zachował się jak trzeba było i przeszedł długą drogę, żeby mi pokazać, że jest wart szansy, którą dostał. Minęło dwa i pół roku i jest dobrze, związek jest dużo lepszy niż ostatnie lata, ceni mnie, rodzinę, stara się. Przeszedł terapię, zmienił się w lepszego człowieka, choć to nie było łatwe. Oboje staramy się, żeby było nam ze sobą dobrze. Nie boję się, gdy się spóźnia, nie mam obsesji, że może gdzieś coś znowu kombinuje, nic z tych rzeczy. Mam żal, że zawiódł mnie w godzinie ciężkiej próby, że to się w ogóle wydarzyło, bo jednak to się pamięta. Ale dzisiaj jest dobrze i podjęłam słuszną decyzję.
Wszystkiego dobrego Melancholio, poukładaj to na nowo. Można jeszcze żyć dobrze.
Sama pisałaś, że jesteś z mężem z wygody, A on sam nie jest szczytem swoich marzeń. Dziękuję za taki kompromis z samym sobą...
A co z romansem męża, Melancholio? zakończony? Czy dopuszczony?
Paslawku nic nie mów
Milczę
Joohana napisał/a:wieka napisał/a:My tu możemy wyrażać swoje zdanie, ale to Twoje życie i Twoje wybory, wcale nie jesteś naiwna, tylko postępujesz w zgodzie ze sobą, a przyszlosci nikt nie przewidzi.
Masz Wieko rację, to jest wybór Autorki, dojrzałej kobiety, która stanęła na rozstaju dróg i wybrała swoją drogą. Nikt nie ma prawa jej zarzucić, że zrobiła źle, bo to czas pokaże.
Naprawdę każda zdrada jest inna, choć każda bolesna. Jeśli doszli do wniosku, że są w stanie spróbować, to im szczerze kibicuję, bo życie nie jest zero jedynkowe.
Mi też ktoś zarzucił, że boję się być sama i dlatego jestem że zdrajcą. Fakt, że nie byłabym, gdyby odszedł choć na pół dnia, u mnie to było wszystko inaczej, ale wcale nie łatwiej. Nie było deklaracji z mojej strony, że będziemy razem przez kilka tygodni, naprawdę szykowałam się do odejścia. Kalkulowalam, liczyłam, myślałam co dalej.
Ale tu dużą rolę odegrała postawa mojego męża, który w godzinie zero zachował się jak trzeba było i przeszedł długą drogę, żeby mi pokazać, że jest wart szansy, którą dostał. Minęło dwa i pół roku i jest dobrze, związek jest dużo lepszy niż ostatnie lata, ceni mnie, rodzinę, stara się. Przeszedł terapię, zmienił się w lepszego człowieka, choć to nie było łatwe. Oboje staramy się, żeby było nam ze sobą dobrze. Nie boję się, gdy się spóźnia, nie mam obsesji, że może gdzieś coś znowu kombinuje, nic z tych rzeczy. Mam żal, że zawiódł mnie w godzinie ciężkiej próby, że to się w ogóle wydarzyło, bo jednak to się pamięta. Ale dzisiaj jest dobrze i podjęłam słuszną decyzję.
Wszystkiego dobrego Melancholio, poukładaj to na nowo. Można jeszcze żyć dobrze.Sama pisałaś, że jesteś z mężem z wygody, A on sam nie jest szczytem swoich marzeń. Dziękuję za taki kompromis z samym sobą...
Joohano - cytuję teraz Twoją odpiwiedź na moje pytanie z wątku Masi "Jak żyć?"
"Dayzee:
Zastanawiam się, Ewelino - czego Ty byś chciała - bo chyba nie powrotu jm? To już nie jest ten sam człowiek. Czytałam wątek Ani2019 i zastanawiam się jakie musi być życie u boku kogoś kto zdradzał. Nie -zdradził.Zdradzał. Przecież do konca życia chyba miałabym w głowie ten fakt. Jaki jest komfort życia z kimś takim? Toż to obcy człowiek, oszust. Napluł na uczucia żony, na ich wspólbe życie.
Cieszyć się, że poszedł to chyba jedyne rozsądne wyjście...
JOOHANA:
To Ci powiem szczerze jakie to życie - byle jakie, taki lukrowany stary pączek, który ładnie i apetycznie wygląda, a w środku same trociny. Tak to wygląda z mojej strony, kobiety która została ze zdradzaczem. Z nas dwojga on szczęśliwszy. On się naprawił, stara się, chodził na terapię, zrobił wiele, żeby móc zostać. Ja tego chyba nigdy nie przepracuję.
Zostałam bo jestem za stara na zmiany w życiu i tyle z całej filozofii."
TO JAK TO W KOŃCU JEST?
Wiecie co? Już kiedyś napisałam, że dobrze stało się, że nie trafiłam na forum po godzinie zero, bo pewnie czerpałabym z forum garściami, a nie wszystkie rady są dobre. Beko, tak jestem z mężem dla dobrego samopoczucia swojego i rodziny. Nie przeczę, ale ja mam 54 lata, a to nie jest czas na budowanie wszystkiego od początku, zwłaszcza jeśli wspólnie żyje nam się dobrze.
Życie nie polega tylko na głębokich uniesieniach, ale też na wzlotach i upadkach. Kiedy a się lat mniej, to można zaryzykować, ale nie w moim przypadku. Jest mi po prostu dobrze i bezpiecznie, teraz jesteśmy w dobrym związku. Ja też pewnie się zmieniłam, ale on wykonał dobrą pracę, choć też on spieprzył nam życie. Tak, nie chcę być sama, chcę żeby był ktoś przy moim boku, chcę mieć towarzysza do rozmów i normalnego powszedniego dnia. I fakt, że nie okazał się mężczyzną z moich marzeń, ale pokaż mi, kto po tylu latach widziany jest w samych superlatywach?
I jeszcze słowo do komentujących, żeby każdy pamiętał, że te Twoje złote rady mogą mieć wpływ na czyjeś życie, zatem wskazany umiar i wyczucie. Bo to jest tak, że ludzie tu piszą i szukają ratunku dla siebie w tych trudnych chwilach, gdy życie przewraca się im do góry nogami, a wpada tu jeden mądraliński user, czy userka, wypisze swoje projekcje, które w nich wciąż kipią, potem odkłada telefon i ma w dupie, co dzieje się w głowie autora wątku.
Dokładnie, nie można mierzyć wszystkich swoją miarą...
I jeszcze słowo do komentujących, żeby każdy pamiętał, że te Twoje złote rady mogą mieć wpływ na czyjeś życie, zatem wskazany umiar i wyczucie. Bo to jest tak, że ludzie tu piszą i szukają ratunku dla siebie w tych trudnych chwilach, gdy życie przewraca się im do góry nogami, a wpada tu jeden mądraliński user, czy userka, wypisze swoje projekcje, które w nich wciąż kipią, potem odkłada telefon i ma w dupie, co dzieje się w głowie autora wątku.
Dla mnie to jest właśnie siła forum. Jak ja byłem w rozsypce, to wiele różnych opinii pokazało mi, że są możliwe różne scenariusze, różne zachowania jż, różne możliwości po mojej stronie. Jesteśmy jednak dorośli i każdy podejmuje swoje własne decyzje i żyje z ich konsekwencjami (to jest ta część, której zdradzający często nie biorą pod uwagę). Przedstawiamy tu fragmenty naszego życia, które siła rzeczy nie są obrazem pełnym i obiektywnym. Mi to forum dało dużo, chociaż nie zastosowałem się do wielu mądrze brzmiących rad. Każda z tych rad miała jednak jakąś swoją wartość.
Jeśli ktoś utożsami się z opiniami innych zamiast myśleć, to mimo bardzo trudnego emocjonalnie stanu będzie to jego decyzja - dlatego też w wielu wątkach pojawia się propozycja czekania przed podjęciem pochopnych decyzji.
A i tak to, czy nasze decyzje są słuszne w dużej mierze determinuje zachowanie drugiej strony, które trudno przewidzieć wbrew pozorom.
No wlasnie: ja nie mam uwag Johanna do Twojego punktu widzenia, bo jest logiczny, ogarnięty i Twój, nie ma w nim samoklamywania sie. Więc nie napisalabym że mnie to zdumiewa, że się dziwię, że ja na Twoim miejscu.. itd.
Z drugiej strony mogę się podzielić swoim życiem parę lat młodszej kobiety, ale w sumie podobny etap życia: moje potoczyło się w innym kierunku, i nie okazało się że jest za późno zaczynać na nowo.
Coś zyskuje się, coś się traci.
Masz też prawo napisać kobietom tu, że związek nie jest ten sam.
Beka też ma rację, że w walce o najwyższą stawkę związkową: czyli wspierający się układ z pełnym zaufaniem, fascynacją zostanie z kimś po zdradzie to dyskomfort i zabranie sobie szansy. Chyba że zakochujemy się na nowo w obcym facecie jakby.
Jednocześnie gdy widzę priorytety autora i jego emocje trudno mi nie przypomnieć by właśnie o te swoje priorytety zadbał.
Co do ostrych ocen nie zgadzam się że piszący powinien się odczuwać do winy za decyzje autora pod ich wplywem: tu jesteśmy dorosli: dorosły świat tak nie działa że mamy parasol..
Dzięki takim opiniom ukladasz sobie świat.
To że no w moim wątku o psychoterapii byłego męża było wiele osób które napisały że zabrania mu gonić swoje szczęście jako stojąca na przeszkodzie żona I czego w ogóle chcę od chłopa? To wydawało mi się mocno niesprawiedliwe w aspekcie rozpadu rodziny, ale pozwoliło wziąć pod uwagę inne perspektywy by ułożyć sobie swoją ADEKWATNĄ do sytuacji.
No wlasnie: ja nie mam uwag Johanna do Twojego punktu widzenia, bo jest logiczny, ogarnięty i Twój, nie ma w nim samoklamywania sie. Więc nie napisalabym że mnie to zdumiewa, że się dziwię, że ja na Twoim miejscu.. itd.
Z drugiej strony mogę się podzielić swoim życiem parę lat młodszej kobiety, ale w sumie podobny etap życia: moje potoczyło się w innym kierunku, i nie okazało się że jest za późno zaczynać na nowo.
Coś zyskuje się, coś się traci.
Masz też prawo napisać kobietom tu, że związek nie jest ten sam.
Beka też ma rację, że w walce o najwyższą stawkę związkową: czyli wspierający się układ zostanie z kimś po zdradzie to dyskomfort i zabranie sobie szansy
Jednocześnie gdy widzę priorytety autora i jego emocje trudno mi nie przypomnieć by właśnie o te swoje priorytety zadbał.
Co do ostrych ocen nie zgadzam się że piszący powinien się odczuwać do winy za decyzje autora pod ich wplywem: tu jesteśmy dorosli: dorosły świat tak nie działa że mamy parasol..
Dzięki takim opiniom ukladasz sobie świat.
To że no w moim wątku o psychoterapii byłego męża było wiele osób które napisały że zabrania mu gonić swoje szczęście jako stojąca na przeszkodzie żona I czego w ogóle chcę od chłopa? To wydawało mi się mocno niesprawiedliwe w aspekcie rozpadu rodziny, ale pozwoliło wziąć pod uwagę inne perspektywy by ułożyć sobie swoją ADEKWATNĄ do sytuacji.
Ja się po prostu zastanawiam jaki jest taki zwiazek "PO" zdradzie. Bo Joohana napisała w innym wątku, że jest jak stary lukrowany pączek - z wierzchu ładny, a w środku trociny. Czyli krótko mowiąc - do dupy. Tutaj zaś pisze - że jest fajnie i dobrze. No to jak w końcu jest? Chyba, że jak to w życiu - raz fajnie raz nie fajnie? Z drugiej str mocno podkreśla znaczenie wieku. Czyli, że jakby miała mniej niż 50 lat, byłoby łatwiej pokazać wiarołomnemu środkowy palec? Zatem status quo zostało zachowane ze strachu, z wygody? Diabli wiedzą. Nie mnie oceniać. Niech każdy podejmuje sam decyzje - to w końcubjego życie i tylko on poniesie konsekwencję swojej decyzji. Najważniejsze by działać w zgodzie z samym sobą.
My tu na forum nie znamy przecież bardzo dobrze sytuacji osób zakładających wątek. Normalne, że projektujemy własne przyżycia i doradzamy raczej z dobrego serca niż po to, żeby komuś spaprać życie?
Każdy i tak sam podejmuje decyzje, biorąc pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw". Mimo wszystko to bardzo trudna decyzja.
Jeszcze raz powiem, że nie jest cudownie, bo przecież wydarzyło się po drodze mnóstwo złych rzeczy, o których nie łatwo zapomnieć. Podkreślam, że mój zdrajca zrobił i dalej robi wszystko co w jego mocy, żebyśmy byli razem, żebyśmy byli szczęśliwi. Przeszedł długą drogę i cieszę się z tego, że nie poddał się. W moim sercu jest jednak zadra i tego nie ukrywam tutaj. Jego nie gnębię, już nie wypominam, staram się żyć i patrzeć do przodu.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt, a mianowicie mój miał bardziej ostry erotyczny flirt, nie było spotkań po hotelach, czy innych pokojach. Ale były długie rozmowy przez telefon i jej fotki, które namiętnie przysyłała. Może za wcześnie wybuchła bomba i do tego nie doszło, może strach ich obojga, wszak ona też moja rówieśniczka, też mężatka zresztą, znali się już wcześniej bo bo mieli sporadyczne kontakty między firmami. Jednym słowem koleżanka i pocieszycielka, a potem poszły konie po betonie. Nie mam do niej nic, bo to on zawiódł mnie. Gdyby chcieli być razem, to by byli. Tak było.
Melancholio , ale jak wyglądała rozmowa z mężem po jego powrocie?
Co z kochanką?
Moi drodzy, dziękuję Wam za wszystkie opinie, refleksje, uwagi. Wiadomo, że każdy człowiek jest inny, każdy związek jest inny i każdy ma prawo inaczej widzieć różne rzeczy. Dla mnie teraz jest czas, żeby pogodzić się z tym co się stało i spróbować iść dalej przez życie u boku człowieka który mnie zawiódł i zranił. I on doskonale o tym wie. Póki co bardzo się stara i momentami bywam nawet szczęśliwa, ale to są na razie malutkie momenty. On mówi, że zrobi wszystko, żeby to sklejanie naszego związku było dla mnie jak najłatwiejsze.
Kochanka jest, jeszcze.. Mąż na razie jej nie powiedział, bo jak twierdzi ona też jest człowiekiem, a on nie jest bez serca, nie powie jej o zakończeniu romansu przed świętami, rozumiem to. Ale jest mi z tym ciężko, bo chciałabym, żeby to się definitywnie skończyło. Tym bardziej, że wiem o tym, że namawiała go aby ode mnie odszedł, a on jej obiecywał,że to zrobi, chociaż wiedział, że nie odejdzie ode mnie. Typowa sytuacja. Wiem też, że to dojrzała kobieta, z dorosłymi dziećmi, tym bardziej jestem wściekła, że próbowała innej kobiecie odebrać męża. Ale powoli układamy to nasze życie.
To tyle na razie ode mnie, dziękuję za wsparcie.
Aniu2019, u mnie też nie było kwiatów, były przeprosiny, kilkukrotne, chociaż mój mąż mówi, że w tym przypadku przeprosiny to jedno wielkie nic. Więc nie dziw się swojemu, widocznie czuł, że to nie na miejscu.
Ja bym kochanki nie obwiniała, tylko męża, ale bywa taki schemat myślenia.
Oj, ci zdrajcy, swoją połowę oszukiwał kochankę też, choć jej mi nie żal, bo mogła się z tym liczyć.
Ciekawe jak sobie dalej poradzisz, bo teraz masz inne emocje i inne przyjdą za jakiś czas.
Melancholio,
Zrobiłam to samo, co Ty. Przyjęłam zdradzającego męża z otwartymi ramionami i otwartym sercem. Próbowałam być najlepszą żona na świecie, wyrozumiałą i "ponad to" więc sprawę romansu, spakowanych walizek i setki złych słów skierowanych do mnie, zamiotłam pod dywan.
I to był błąd. Szybko zaczęło uwierać i boleć nie do wytrzymania. Nie udało się, czekam na pozew, który mój jm złożył parę tygodni temu do sądu.
A jak przeczytałam ten fragment, to ręce mi opadły : Kochanka jest, jeszcze.. Mąż na razie jej nie powiedział, bo jak twierdzi ona też jest człowiekiem, a on nie jest bez serca, nie powie jej o zakończeniu romansu przed świętami, rozumiem to. Ale jest mi z tym ciężko, bo chciałabym, żeby to się definitywnie skończyło.
Serio? Ludzki pan, ten Twój mąż.
Wieka, bardziej winię mojego męża niż ją , to oczywiste. opowiedział jej jak jest między nami, więc miała nadzieję, ułożyć sobie z nim zycie. Nie wiem jak sobie poradzę, może nie poradzę i wszystko szlag trafi. Na razie próbuję.
Nadzieja, kochanka jeszcze jest w tym sensie, że nie wie o tym, że mąż z nią nie będzie. Nie spotykają się, bo ona jest z innego miasta. Wyjechała na świeta do rodziny i on po prostu nie chce jej teraz tego psuć. A rozumiem, bo jednak nawiązali jakąś relację, być może ona go kocha. Tak czy inaczej mój zdrajca skrzywdził dwie kobiety, to smutne. Ludzki pan....też tak pomyślałam kiedy mi to powiedział. A u Ciebie komu zaczęło uwierać i przeszkadzać?
Ewidentnie jesteś w szoku - inaczej nie mogę sobie wytłumaczyć tego, że dajesz się tak traktować. Motyw z nieinformowaniem kochanki doprawdy wzruszający... Pierwszy raz napluł ci w twarz jak dowiedziałaś się o zdradzie, teraz zrobił to po raz kolejny - już wie, że może. Ciężki czas przed tobą, życzę ci dużo siły.
Wow, nie wierzę! Tupet ma ten Twój Pan Mąż. Jej nie będzie psuł świąt. A Ty? Czy Twoje święta będą spokojne, radosne i wesołe?
Naprawdę jesteś taka wyrozumiała, czy sama siebie oszukujesz? Nie widują się, ale kontakt jakiś muszą mieć. Inaczej kochanica zauważyłby, że coś jest nie tak. Naprawdę Ci to nie przeszkadza???
On powinien zacząć od zerwania z kochanka żeby Ci udowodnić że chce to ratować. Zazwyczaj zdradzający schodzi do podziemia. Jest jak typowa małpa trzyma dwie gałęzie. Jak On przekalkuluje i zdecyduje co mu się bardziej opłaca. To wybierze jedną z Was. To zwykły egoista gra na czasie, on nawet Cię nie szanuje. Jesteście oboje w amoku. Otrząsnij się bo to idzie w stronę życia w trójkącie. Chcesz tego? Zamiatając to pod dywan stracisz przede wszystkim siebie!!!! Ratuj Siebie! Przykro mi bardzo że to taki czas. Każdy zdradzony to przechodził. Ale myśle że Ty musisz przejść własną drogę. MUSISZ TEGO DOŚWIADCZYĆ SAMA. NIKOGO NIE BĘDZIESZ SŁUCHAĆ. Tak już jest że mało kto słucha dobrych rad osób ,które to już mają za sobą.
Obawiam się, że on Cię robi w trąbę.
Z tamtą nie ma jak spędzić świąt, więc wrócił do Ciebie. Co za obrzydliwy typ.
Autorko, żyjesz nadzieją i ja to rozumiem.
Będziesz cierpieć bardziej. Witam w klubie...
Potrzebujesz czasu i dystansu.
Melancholia,
Cały esej do ciebie napisałam i go wcięło
To mnie zaczęło uwierać - sam fakt romansu mojego męża, jego zachowanie i wszystkie słowa, którymi we mnie rzucał jak kamieniami.
Po paru latach myślę o tym czasie jak o wypadku, w wyniku którego złamany został kręgosłup naszego małżeństwa. Już nie podniesiemy się i nie pójdziemy dalej wspólnie przez życie.
Życzę Ci aby w waszym przypadku wystarczył gips na połamane kończyny.
DeepAndBlue - mow koniecznie jakie te medytacje prowadzone robisz bo jestem mega ciekawa tych kolorów!!!! Możesz na priv napisac jeśli niedozwolone tutaj wstawiac linkow.
(...)
Ja juz teraz uwazam ze w miłości rzeczy sa proste.
Zgadzam się. W miłości rzeczy są proste. Dlatego warto kochać.
Kochać jest łatwo, gdy się do miłości tej nie jest zmuszonym, gdy się już np kochać przestanie. Małżeństwo jednak jest przede wszystkim projektem na całe życie (w domyśle).
Medytacje prowadzone - z tego co wiem od znajomych, którzy są mniej oderwani od kuli ziemskiej niż ja (polemizowałabym, ale niech będzie) - są łatwiejsze. Pomyślałam, że może dla Melancholii też takie będą, ale jak widać niekoniecznie. Może za wcześnie?
Zatem opowiem o tych kolorach, bo żadnego linku niestety nie mam. Można znaleźć podobne zagadnienia w Internecie, ale w moim odczuciu są to opisy odbiegające od mojego przeżycia. Zbyt woo-woo, zbyt oparte na wizualizacji i chciejkach. Nawet forma się nie zgadza, aczkolwiek lubię opisy kolorów - co oznaczają itd, bo z tym akurat się mogę całkowicie zgodzić.
Najbardziej zbliżone zagadnienie (choć nie do końca to) to Fioletowy Płomień. Są opisane jakieś techniki, aby to wywołać ale ja doświadczyłam tego spontanicznie kilkanaście lat temu, kiedy nic o medytacjach nie wiedziałam. I nadal doświadczam spontanicznie podczas głębokiej relaksacji, kiedy bardzo jestem w potrzebie. Dla mnie to jak pocałunek Anioła Stróża w mój zmaltretowany umysł. Taki prezent na który nie pracuję. Po prostu dostaję jak trzeba. Ale! Moja przyjaciółka, gdy opowiedziałam jej o tych kolorach zainteresowała się tematem i znalazła (i to od niej się dowiedziałam o medytacjach prowadzonych) materiały w Internecie, które jak twierdzi po kilku sesjach wywołały u niej lekkie widzenie kolorów, zatem każdy może spróbować.
Droga Melancholio, moje wyświechtane kondolencje. Tymczasem najbardziej zależy mi, żeby dosrać tym tu oto:
paslawek - jest przeciwko alkoholowi, a ja go spożywam, więc mnie denerwuje
deepandblue - dogadała mi w innym temacie, gdy bez związku z tematem atakowałem Garego
gary - chyba mu zazdroszczę
grazyna - wdała się w kilka sprzeczek z innymi zatem uważam ją za łatwy cel do ataku licząc na poparcie tych z którymi się kłóciła.
A to tylko część tej menażerii. Jest Pani pewna, że rady i podpowiedzi takich cudaków uzdrowią Pani życie? Myślę, że jestem wrednym człowiekiem, który powinien założyć własny temat.
A tak serio, to zarzuty są prawdziwe, bo oparte na tym czym się tu sami dzielimy. Uważam jednak to za słabą zagrywkę wykorzystywać nasze zaufanie i otwartość tylko po to, by nas tu erystycznie pogrążać dla złudnej przyjemności dowartościowania się naszym kosztem. Niedojrzałe to. Chcesz o tym pogadać? Założ własny temat. Forum nie służy do rozwiązywania cudzych problemów, bo piszą tu dobrowolnie ludzie dorośli podejmujący samodzielne decyzje za które sami odpowiadają i bez przymusu zadają pytania obecnym, by się naradzić, zasięgnąć opini zwykłych ludzi. Forum służy do dzielenia się swoim doświadczeniem (najpierw trzeba je mieć, zatem proponuję zagadać Paslawka o alkohol, nie znajdziesz tu chyba lepszego speca od tego nałogu), opinią, spostrzeżeniami, radami typu "na twoim miejscu zrobiłabym to i to" co uważam jest w porządku i brzmi lepiej niż "powinnaś to i tamto", ale wiadomo o co chodzi.
Moi drodzy, dziękuję Wam za wszystkie opinie, refleksje, uwagi. Wiadomo, że każdy człowiek jest inny, każdy związek jest inny i każdy ma prawo inaczej widzieć różne rzeczy.
Każdy inny a podobny. Najbardziej inne są drogi, którymi podążamy choć wybór też nie jest jakiś duży. Po co się spierać, która droga lepsza? Można się samemu przekonać.
Dla mnie teraz jest czas, żeby pogodzić się z tym co się stało i spróbować iść dalej przez życie u boku człowieka który mnie zawiódł i zranił.
Szanujemy Twoją decyzję. Taka jest w tej chwili aczkolwiek brzmi niepokojąco, stąd dostaniesz dużo zaniepokojnych odpowiedzi.
Póki co bardzo się stara i momentami bywam nawet szczęśliwa, ale to są na razie malutkie momenty.
Za wcześnie, by ocenić jego starania, ale chociaż są, jak na dobrego małża przystało.
On mówi, że zrobi wszystko, żeby to sklejanie naszego związku było dla mnie jak najłatwiejsze.
Bla bla, ale okej. Zobaczysz ile warte są jego obietnice, bo póki co to....
Kochanka jest, jeszcze..
Jakże by inaczej.
Mąż na razie jej nie powiedział, bo jak twierdzi ona też jest człowiekiem, a on nie jest bez serca, nie powie jej o zakończeniu romansu przed świętami, rozumiem to.
Kochanka też człowiek? Też ci odkrycie! Myślałam, że kochanki są z bawełny Kochanka to nie jakiś tam ludź, ale kobieta, którą mąż obdarzył uczuciem z wzajemnością i gdyby poligamia była legalna to zostałaby żoną numer dwa. Ze względu na normy społeczne i inne kalkulacje zazwyczaj mąż nie opuszcza żony, ale kochanki też nie. Zazwyczaj to kochanka musi odejść, żeby romans się skończył. Są wyjątki od reguły, ale mąż na taki wyjątek nie rokuje.
Tak mogłaby brzmieć piosenka męża do kochanki:
https://www.youtube.com/watch?v=Ux-1WfJlrh4
Ale jest mi z tym ciężko, bo chciałabym, żeby to się definitywnie skończyło.
Działają jeszcze jakieś substancje otumaniające mózg. Takie znieczulacze, żeby się człowiek naraz nie rozsypał psychicznie, tylko robi to powoli, powoli, kawałek po kawałku. Na załamanie nerwowe długo się pracuje. Większe traumy czasem są nawet niezauważone, bo działają różne mechanizmy obronne, np wyparcie czy racjonalizacja, takie tabletki przeciwbólowe łagodzące objawy. Prawda jest prosta. Mąż zdradził. Koniec kropka. I nie ważne to czy tamto, czy seksu dziadydze mało, czy z kim innym chciał, czy zakochał się we wspaniałej kobiecie. Nieistotne. Co istotne? Każda (nie tylko zdradzona ale tu zwłaszcza) osoba musi żyć w zgodzie ze sobą, a nie w zgodzie z cudzymi (choćny samego Papieża!) zapotrzebowaniami niemożliwymi do zaspokojenia. Dorosły facet i wie co robi, nie jest dzieckiem, któremu trzeba dać papu, umyć dvpkę itd. Trzeba jednak unikać konfliktów wewnętrznych, bo to dziadostwo działa podstępnie i chicho. Mąż niejako zmusza Cię teraz do życia w wewnętrznym konflikcie, stąd i moje również zaniepokojenie.
Nie mam rad. Nie oceniam Twojej decyzji. Jednak chciałam się podzielić tą uwagą, bo myślę, że jest ważna. Może nie jest. Sama ocenisz.
A tymczasem chciałabym złożyć Tobie świąteczne życzenia oraz wszystkim uczestnikom dyskusji. WESOŁYCH ŚWIĄT KOCHANI! Mimo wszystko! Trzymajcie się ciepło.
Ona go namawiała.. "a on jej obiecywał, że to zrobi, chociaż wiedział, że nie odejdzie ode mnie."
Współczuję autorce, ale też podzielam opinie, że to makaron na uszy.
Gdyby mąż był człowiekiem, któremu można zaufać, nigdy by nie powiedział jej że odejdzie od żony,
skoro sam wiedział, że tego nie zrobi.
Dlaczego miałby teraz mówić prawdę? że zakończy romans, bo obiecał???
Też uważam, że tylko kochanka może zakończyć znajomość, nikt inny,
tylko od niej zależy, czy nadal będą się spotykać.
Ważne jest też stanowisko męża co do przebiegu romansu,
powinien brać całą odpowiedzialność na siebie,
nigdy nie powinien mówić, że to ona go namawiała do odejścia,
to stawia go w lepszym świetle, tym bardziej, że zapomniał dodać, co sam jej mówił..
Albo powinien powiedzieć wszystko, jak było naprawdę - co jest niemożliwe,
albo nie powinien mówić nic,
gdy mówi wybiórczo, mówi tym samym: nie możesz mi wierzyć!
Jak ktoś Ci wsadzi drzazgę w palec, to nie należy cieszyć się, że zabandażował Ci ranę i podaje kawkę na śniadanie.
Ranę najpierw trzeba oczyścić, usunąć przyczynę bólu,
a na dzień dzisiejszy, no cóż..
on jeszcze nie zdecydował co dalej,
i nie on będzie decydował, a Wy obie..
Poczułaś się lepiej, dlatego myślisz, że będzie już tylko lepiej,
ale to tylko następny etap..
z dnia na dzień nie kończy się romansu, on pozostaje w głowie,
póki co, nadal jesteście we troje i o tym powinnaś pamiętać,
powodzenia życzę
Kochanki są z bawełny:D
Ale mi poprawilas humor:)
A do Melancholii...Coz ja mam Ci bidaku powiedziec...Twoj maz wcale sie NIE stara. Uczucia kochanki postawił wyzej niz wartość Waszego malzenstwa i Twoja. Jeśli by chcial Cie desperacko zatrzymac - rzuciłby kochanke majac w doopie jej uczucia przed Swietami bo to TY byłabyś priorytetem. On i tak będzie dalej zdradzal bo przesunął granice tak daleko bez konsekwencji z Twojej strony ze po tym jak zdradzil moze swojej żonie sie żalić ze nie chce zranic kochanki.Ty słyszysz siebie w ogole?
Niestety czeka Cię ciężki czas bo niedługo bedziesz odkrywać nowe rzeczy.
To nie jest przypadek gdy maz naprawde żałuje...I dlatego niezmiennie twierdze ze jedyne co moze obudzić zdrajce (o ile chce sie z nim pozostac) to wystawienie walizek od razu. Dopóki Twój maz nie poczuje Twojej siły, Twojej granicy, ze nie pozwolisz sie tak traktować i ze jego czyny mają konsekwencje - dopóty bedzie Cie dalej dewaluował...Kawalek po kawaleczku...Teraz rzuca niby kochanke ale nie przed Świętami by biedna nie plakala. Za chwile zaczna sie małe wtręty o tym ze to Twoja wina. Klasyk Melancholio..
Modlitwa narcyza:
To się nie stało.
A jeśli tak, to nie było tak źle.
A jeśli tak, to nic wielkiego.
A jeśli tak, to nie moja wina.
A jeśli tak, to nie miałem tego na myśli.
A gdybym jednak ja to zrobił… zasłużyłeś na to.
Wiecie co? Po Waszych wczorajszych wpisach postanowiłam pogadać z mężem o jego romansie, on sam nie porusza tego tematu. Okazało się, że błędnie zinterpretowałam jego słowa, bo on nic o świętach nie wspominał. Okazało się, że zerwał tą znajomość już kilka dni temu. Co prawda pani nie przyjmuje tego do wiadomości, ale mąż twierdzi, że z jego strony koniec tematu. Powiedział, że zdaje sobie sprawę jak wielkie świństwo mi zrobił i ta pani już dla niego nie istnieje, choćby stawała na rzęsach. I jakoś tak mu wierzę.
Wiec życzę Wam wesołych świąt, mając nadzieję, że moje będą podobne.
A wiesz co?
Ja po Twoich wpisach uważam Cię za trolla
Miłych niepracowitych świąt
Ale to moje prywatne zdanie i jak ktoś uważa że nie mam racji, to pewnie Cię będzie wspierał.
Nom, ten ostatni wpis… Płacą w ogóle za taką robotę? Czy za darmo się ludziom chce?
A wiesz co?
Ja po Twoich wpisach uważam Cię za trolla
Miłych niepracowitych świątAle to moje prywatne zdanie i jak ktoś uważa że nie mam racji, to pewnie Cię będzie wspierał.
Zgadzam się z Tobą Elu- Troll albo jakaś kompletna wariatka, której się fikcja myli z rzeczywistością.
Melancholio... Gdy przeczytałam ten fragment o kochance pomyślałam... "nie wierzę, kolejna naiwna"... I ja też do grona tych naiwnych należałam. Uwierzyłam w podobny tekst i okazało się po kilku miesiącach, że romans trwał... Kochanka zapewne ma przedstawioną wersję, że musiał wrócić do domu, no bo święta, rodzina itd... ona i Ty uważacie "ludzki Pan, taki wspaniałomyślny".
Wierzysz w jazdę jego słowo. Błąd...
Jeśli nie ukrywa telefonu, nie chodzi z nim wszędzie, nie ma hasła, to jeszcze może bym mu uwierzyła, ale jeśli zachowuje się innaczej to uwierz mi, gdybyś sprawdziła telefon.... Eh...
Melancholio... To jak to w końcu z tym zerwaniem z kochanką, zerwał czy nie.
Mogę podzielić się doświadczeniem swoim, u nas wysłał wiadomość przy mnie do niej.
Melancholia dobrze zrozumiała pierwszą wersję, ale pod presją forum, zmieniła zdanie, delikatnie mówiąc.
Nie ma opcji, żeby wcześniej zerwał z kochanką, bo dopiero po powrocie, to ona miała się zdeklarować, czy chce zostać w malżenstwie. On sobie zostawił furtkę.
Czyli on z tego wyszedł na tarczy
I to Melancholia będzie o niego musiała zabiegać na przemian z kochanką
Czyli wszystko stoi na głowie...
Tak, to przykre,
kiedy ludzie się angażują, wspierają i pomagają piszącemu,
a ten/ta ma ich w głębokim poważaniu.
Wystarczyłoby napisać:
kocham go, jestem za słaba, nie mam siły,
zrobię wszystko żeby tylko został..
nieważne czy to prawda, czy nie, nie obchodzi mnie to,
teraz jest mi dobrze i nie chcę o niczym wiedzieć..
myślę, że nie ma co się wstydzić na jakim jesteśmy etapie, skoro na nim jesteśmy,
skoro pisało się o sprawach intymnych szczerze- tak myślę,
by nagle robić idiotów z czytelników,
i stać się etatowym adwokatem męża, którego się przed chwilą oskarżało,
żeby wyjść z tego z twarzą,
należy napisać jak jest faktycznie,
albo nie odzywać się już wcale.
A tak niesmak pozostał.
A wiesz co?
Ja po Twoich wpisach uważam Cię za trolla
Miłych niepracowitych świątAle to moje prywatne zdanie i jak ktoś uważa że nie mam racji, to pewnie Cię będzie wspierał.
Elu, ja nie uważam Melancholii za trolla, tylko za kobietę w szoku, która nie ogarnia tego, co się dzieje.
Jest teraz tak słaba, że nawet sama przed sobą nie przyzaje się do prawdziwych emocji, które nią szargają. I ja to rozumiem i jednocześnie współczuję, bo gdy do niej dotrze prawda, to będzie rozpacz.
No bo też trollem nie jestem....jestem kobietą która próbuje układać życie na nowo, więc nie wiem ile płaca za taką robotę. Mąż zerwał z kochanką, ale nie powiedział mi o tym od razu, bo nie było łatwo, bo nie chciała dac za wygraną i wysyłała dziesiątki wiadomości, do mnie tez chciała napisać, zadzwonić. Nie uwierzyła, że ja juz wiem. Prosiła, groziła, posunęła się nawet do szantażu. Chciała koniecznie, żeby mąż do niej zadzwonił, ale się wzbraniał, bo przecież juz jej mówił, ze to koniec. W końcu sama go namówiłam, żeby to zrobił i to było dobre posunięcie. Powiedział jej dobitnie, że nie chce się już z nią spotykać, chociaż pytała czy ma na niego czekać. Od tej pory cisza, nie odzywa się, mam nadzieję, że już na zawsze.
Myślcie co chcecie, ale nie jest łatwo, chociaż mąż robi co może, żeby było i gdybym tylko mogła wyłączyć myślenie, byłoby fantastycznie. Niestety nie mogę. I to nie ja walczę o niego, ale on o mnie. Nigdy nie usłyszał ode mnie słowa zostań, cały czas wiedział, że może odejść, ale nie chciał. A ja nie usłyszałam od niego nawet jednego złego słowa, mimo to ,że sytuacja między nami była naszą obopólną winą i gdyby nie ona to nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji. Ale całą winę wziął na siebie, no bo w sumie to on zdradził, nie ja.
Teraz mam trudny czas, bywa, ze płaczę, bywa, że wpadam w gniew i krzyczę jak nienawidzę jego i jej, ciągła huśtawka. Ale potrzeba czasu, zobaczymy co będzie dalej. Dziękuję za wsparcie tym którzy potrafią wesprzeć, a tym którzy tylko walą kłody pod nogi własciwie też dziękuje, bo dzięki temu mam możliwość spojrzenia z kazdej strony.
Ela210 napisał/a:A wiesz co?
Ja po Twoich wpisach uważam Cię za trolla
Miłych niepracowitych świątAle to moje prywatne zdanie i jak ktoś uważa że nie mam racji, to pewnie Cię będzie wspierał.
Zgadzam się z Tobą Elu- Troll albo jakaś kompletna wariatka, której się fikcja myli z rzeczywistością.
Teraz to doczytałam.....ciekawa jestem jak Tobie mieszałaby się fikcja z rzeczywistością gdybyś była w mojej sytuacji. Niefajnie nazywać kogoś, kogo się nie zna wariatką.
Melancholia, koniecznie korzystaj z pomocy profesjonalnego terapuety.
Szkoda, że nie potrafiliście, nawet ostro wcześniej przegadać tego problemu, choć dobrze się mówi, jakby to było takie proste, to brak seksu w małżeństwie, nie byłby powodem zdrad.
A ich konsekwencji, dla zdrowia psychicznego osoby zdradzonej, to chyba nikt też wcześniej nie przewiduje...
Dlatego też, że to jest temat tabu...
a tym którzy tylko walą kłody pod nogi własciwie też dziękuje,
Tego tutaj nie zauważyłam. Większość z wypowiadających się w Twoim temacie ma po prostu perspektywę, której Ty jeszcze nie znasz. (Nie wiem, czy znajdzie się tu osoba, która będzie chciała Ci "dołożyć" przechodząc podobne jak Ty sytuacje). Jedno musisz jednak zrozumieć. Jesteś bardzo daleko od zakończenia, chociaż bardzo chcesz wierzyć, że jest inaczej. Słowa osoby, która perfidnie kłamała (kłamie), to żadna gwarancja. A do tej pory na słowach i deklaracjach to się głownie opiera. Nie wiesz, ani jaki charakter miała ( ma ) relacja Twojego męża, którą ułożył bez Twojego udziału, ani jak mocne są zależności między nim a jego kochanką., co w dłuższej perspektywie może być decydujące. Tak naprawdę całą historię znasz tylko z jego ust równolegle wierząc, że długoletni staż daje Ci jakieś pierwszeństwo i gwarancję uczuć męża. Następnie biegniesz z gotowymi rozwiązaniami, bierzesz jakaś niezrozumiałą odpowiedzialność za nie swój romans i nie swoje decyzje. Starasz się być wyrozumiała, współwinna, współczująca. Naprawdę? Jaki sygnał wysyłasz swoją postawą?
Nie chcesz rewolucji w swoim życiu i za wszelką cenę chcesz, żeby został. On to widzi, wie, i wykorzysta.
Rzadko się już tu udzielam, ale postanowiłam napisać, aby Cię "ostrzec"
Miałam podobnie, maż zadzwonił do kochanki, mówił że to koniec, że ma się z nim nie kontaktować i takie pierdoły..
Sama wiesz co czujesz i co jest prawdą. Siebie nie oszukasz..
Twój mąż obiecał tej kobiecie, że się rozwiedzie, był z nią całą delegacje nie pisząc i nie zabiegając o Ciebie. Niby nie chciał jej tego zrobić w święta..
Prawda jest że zrobił jak mu wygodnie. oszukał bardziej ją niż Ciebie, o ile w ogóle na dziś podjął decyzje z którą Was będzie.
Sa dalej w kontakcie, on się miota i o ile ona jest bystra to już po Was. Teraz mąż Ciebie sonduje na jakim jest gruncie i co dalej..
Fakty sa takie, że w miłosnym uniesieniu obiecał kobiecie bez zobowiązań związek i małżeństwo mając już żonę.
Czego się spodziewasz po nim ? Ze nagle ta sama żona jest bardziej atrakcyjna, że bardziej Cię kocha skoro już przestał??
Odpowiedż : NIE
Teraz jesteś na etapie udowadniania sobie samej, że wygrałaś z kochanką. SUPER oby z ostatnią, bo na walkę ze wszystkimi nie starczy Ci sił i zdrowia.
CO ZROBIĆ: to co czujesz jak siedzi w kiblu z telefonem, jak nie przytula Cię tak jakbyś tego chciała, jak myślami jest tam gdzie się zakochał.
DLACZEGO : bo jest oszustem!! Oszukał i Ciebie i kochankę! Gdyby miła jaja to wypełniłby choć jedną obietnicę, albo małżeńską albo życie z kochanką..
CO DOBRE : jest inne życie, szczęśliwe, spokojne i z szacunkiem do siebie samej i po 50 -tce :-)
Powodzenia..
Moim zdaniem o byłabyś totalnie naiwna gdybyś uwierzyła w te bajki i go przyjęła z powrotem. Nie da się tego zapomnieć i już nic nie będzie między wami tak jak dawniej. U Ciebie miał bezpieczną przystań, dom w którym zawsze ktoś jest, kto ugotuje, posprząta. Oszukał Cię. To nie był jakiś tam jednorazowy wyskok. Życie z kochanką nie okazało się wcale takie kolorowe. Jaką masz gwarancję, że za jakiś czas znowu mu coś nie odbije i nie pójdzie do innej?
Tak jak przedmówczyni napisała. Ciesz się życiem, zajmij swoimi sprawami, skup na sobie, pochodź na jakieś randki z neta, a może w Twoim życiu znowu pojawi się miłość. Po 50-tce też można się zakochać.
Melancholia, koniecznie korzystaj z pomocy profesjonalnego terapuety.
Szkoda, że nie potrafiliście, nawet ostro wcześniej przegadać tego problemu, choć dobrze się mówi, jakby to było takie proste, to brak seksu w małżeństwie, nie byłby powodem zdrad.
A ich konsekwencji, dla zdrowia psychicznego osoby zdradzonej, to chyba nikt też wcześniej nie przewiduje...Dlatego też, że to jest temat tabu...
Wieka, korzystam z pomocy psychologa, bez tego byłoby mi ciężko. Tak, szkoda, że nie przegadaliśmy tematu wczesniej, 41 miesięcy straconych, tyle trwała nasza ,,separacja,,. Nie wiem w ogóle jak to możliwe.
Nie wiem też czy to sie uda, zeby odbudowac nasze relacje, żebym mogła jakos normalnie funkcjonować. Mleko się rozlało. Moja pani psycholog twierdzi, ze to jest mozliwe, ale jak bedzie to się przekonam.
Czy mąż ma kontakt z kochanką? Czy dalej mnie okłamuje jak piszecie, tego nie wiem, ale mam nadzieję, że nie, bo jednak sytuacja między nami diametralnie się zmieniła. Eh, ciężko jest.
Melancholia, ja też się zastanawiam, jak dajesz teraz radę w seksie z mężem. Wcześniej nie miałaś ochoty, dodam, że nie jesteś przecież w tym udosobniona, a teraz to nawet trudno mi to wyobrazić, bo nawet libido to raczej się jeszcze bardziej obniżyło, czy się mylę?
Jak sobie teraz radzisz w tej sferze?
Takata - w punkt. Melancholio nie znasz prawdy, nie wiesz jak bylo i co bylo impulsem do powrotu. Sam fakt ze dlugi czas spedzal z nia nie odzywajac sie do Ciebie i nie interesujac Twoim stanem a napewno mial swiadomosc ze jestes w dole...ja bym nie przeklnela tego i nie przyjela..i nie przyjelam bylego meza nawet gdy 3 tyg przed rozwodem prosil o szanse chocby dla 2 malych dzieci. Nie mialam cienia watpliwosci ze jestem planem B, ze to kalkulacja, takie postepowanie z rozsadku a nie z milosci czy chocby szacunku. A sielanka u kochankow szybko sie skonczyla, pan zakochany zostal z niczym. Nie umialabym zyc z kims kto potraktowal mnie i nasza rodzine w ten sposob. Czulabym ze marnuje zycie z oszustem i egoista. Czas postawic na siebie. Nie zaluje.
Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans męża i ja
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024