Melancholio, na pewno stresujesz się na samą myśl, że niebawem wróci mąż i moment rozmowy nastąpi… na pewno próbujesz sobie w głowie układać różne scenariusze, co możesz powiedzieć, o co zapytać, ale życie i tak pokaże, jak to się wszystko potoczy. U mnie związek zakończony małżeństwem było dużo krótszy niż Twój, 7-letni, ale mnie też dotknęła zdrada ex-męża. I po rozstaniu, po przeżyciu na swój sposób „żałoby”, straty, przemieszania uczuć, myśli, pragnień i marzeń, w których byliśmy MY, przyszedł czas na analizowanie. Wiem, że u Ciebie to jeszcze absolutnie nie ten czas! Ale może jakieś spostrzeżenia będą dla Ciebie w jakiś sposób pomocne… Zaczęłam się po iluś miesiącach od rozstania zastanawiać „dlaczego?”, i nie - dlaczego mnie zdradzał (bo o tym obsesyjnie myślałam na początku…), ale - dlaczego w naszym związku nie było przyjaźni… nie było takiej psychicznej bliskości, dlaczego nie umiałam zwierzyć mu się ze swoich myśli… seks był, ale w wymiarze fizycznym jedynie (tak to bym nazwała … inaczej nie umiem znaleźć dobrych słów…), dlaczego ja nie potrafiłam wielu rzeczy zmienić w sobie, swoim zachowaniu, byłam uparta, butna, unosiłam się „honorem” po różnych sytuacjach …. I wcale nie piszę, że to wszystko pchnęło ex-męża do zdrady, bo miał inne wyjścia… on samodzielnie wybrał najpierw zdradę, a dopiero potem rozstanie…. Więc na początku czułam się podwójnie upodlona – zdradzał, a potem zostawił… nie odszedł do żadnej kobiety, po prostu odszedł ode mnie…
Ale później doszłam do wniosku, że jakby moje „wewnętrzne JA”, to jak się zachowywałam w tym małżeństwie, dawało mi znać, że ja w tym zwiazku nie chciałam być, nie czułam się w 100% szcześliwa, zaopiekowana, bezpieczna… tylko ja wtedy o tym tak nie myślałam, kochałam szaleńczo (tak mi się wydawało), a z drugiej strony były moje zachowania… świadczące o czymś zupełnie innym (noo na pewno w wielu z nich nie było miłości która deklarowałam ....)
Może Ty Melancholio swoim zachowaniem, swoim odsunięciem się, odpychaniem męża od jakiegoś czasu dawałaś sobie nieświadomie znać, że „coś” się wypaliło? „Coś’ z Twojej strony. Że nie jesteś szczęśliwa, nie czujesz się wyjątkowo w tym związku, nie czujesz się bezpiecznie i pewnie? I jeszcze raz powtórzę – nie jest to przyczynek ku temu, żeby mąż poszedł w długą, bo mógł przyjść powiedzieć „Krysia”, ja tak dłużej nie mogę! Albo coś z tym zróbmy do cholery, albo rozstańmy się jak dorośli ludzie, bo zaraz mnie szlag trafi jak mam żyć z kobietą jak ze współlokatorką.”
Ja dopiero po dłuższym czasie uświadomiłam sobie, że ja tak naprawdę gdzieś głęboko w psychice wiedziałam, ze ja tego małżeństwa/związku już nie chcę, ale nie umiałam tego dostrzec, nie umiałam tego nazwać. Ale odbiciem tej ukrytej informacji zakodowanej gdzieś bardzo głęboko były moje zachowania wobec ex-męża.
DZIŚ na 100% wiem, że ja bym się w tym małżeństwie wykończyła psychicznie… szkoda dla mojego zdrowia, ze skończyło się z „przebojami”, ale chwała, ze się skończyło...