Ok, był rzadko ale był. To nie celibat. I co to znaczy rzadko dla ludzi z ich stażem? Ona też mogła pójść za potrzebą i jak wspominałam wcześniej, z innym, nowym, choć może nie dopuszczać tej myśli do siebie ze względu na wartości, mogłaby odkryć w sobie nowe pokłady namiętności. A co mąż robił? Był w ogóle dobry w te klocki, że żona nie lubiła? Też kiedyś myślałam, że jestem zima… okazało się to nieprawdą. Czemu? Ano, nie każdy pan ma talent. Tyle. Czyja wina teraz? Jej czy jego?
67 2021-12-13 11:37:09 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-13 11:50:00)
serio? wyrażnie coś nie grało w tej sferze i to zapewne od lat.
Przecież to 35 lat! ktoś wierzy że ten temat nie był między nimi poruszany?
Idąc droga myślenia Deep to trzeba powiedzieć że kochanka była lepsza w te klocki?
a moze wcale nie była, tylko była chętna i okazywała mężowi autoprki akceptację jako mężczyzżnie.
autorka poszła za swoimi potrzebamio w tym wględzie chyba? Nie chciała to wyeliminowała- nie wierzę, że mąż by ją wyrzucił ze swojego pokoju, gdyby przyszła.
Moze w tym problem, że autorka od dawna swojego męża nie akceptuje do końca, wiec on jej nie pociaga.
Moze to i szansa dla niej znależć takiego Pana do którego to poczuje- coraz wiecej ludzi po 50 zaczyna nowe życie. Taki klimat.
więc przyszła pora remamentu
Teoria co innego, praktyka co innego. My nie potrafimy rozmawiać o sprawach intymnych, nie rozumiemy wręcz gloryfikowania seksu przez partnera, on nie rozumie braku ochoty partnerki, bierze to jak odrzucenie. I jak tu się dogadać, nawet się nie da.
Bo to kobieta ma się podporządkować, wychodzi się z założenia, że kobieta zawsze może...
Braku ochoty na seks nie zrozumie też kobieta, która faktycznie nie wie, co jest, bo jak libido w żadnej mierze nie dorównuje partnerowi, to mało który pochyli się nad tym problemem, jak ostatnio piszący tu facet... Kobiety też się nie palą, żeby coś zmienić, tylko też tu jest brak wiary, że cokolwiek pomoże.
Ale by wystarczyło szczerze rozmawiać, szukać wspólnie pomocy u seksuologa, tak powinno być w kochającym się związku, a nie jest. Idziemy po linii najmniejszego oporu.
Tak czy tak, zawsze jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz i seks jest problemem w większości związkach, tym bardziej jak go liczyć w dziesiątkach lat.
Co do autorki, to ochota na seks nie wróci, tym bardziej po zdradzie, wręcz odwrotnie, więc ja nie widzę powrotu.
Nie da się być traktowanym przedmiotowo.
69 2021-12-13 12:11:54 Ostatnio edytowany przez madoja (2021-12-13 12:12:41)
Wszystko zależy od tego jakiego typu to romans oraz co mąż planuje dalej, ale także od tego jaką jesteś osobą i jak do tego podejdziesz.
Ja wierzę i wiem, że po zdradzie można odbudować wszystko, a czasami nawet zdrada naprawia związek, bo ludzie rozumieją co mogą stracić. Pisałam niejednokrotnie, że w swoim najbliższym otoczeniu mam parę gdzie była zdrada 30 lat temu (romans trwał aż 3 lata), z trudem ale zostało wybaczone i do teraz to cudowne małżeństwo, kochają się, chodzą za rączki. Naprawdę było warto wybaczyć. Ja zresztą uważam że JEDNA szansa należy się każdemu.
Pytanie tylko czy Twój mąż chce Twojego wybaczenia, czy chce urwać ten romans itd. Bo może - suma summarum - on będzie szczęśliwy że już wiesz i wyprowadzi się do Pani.
Ok, będę szczera do bólu. Nie jestem demonem seksu, nie przepadam, więc był rzadko, ale jak już był to mąż nie miał na co narzekać. Kiedyś mu odmówiłam, po raz kolejny, następnego dnia przestał się do mnie odzywać. Po kilku tygodniach tego milczenia nie wytrzymałam i powiedziałam, że może powinniśmy się rozwieść, skoro tak to ma teraz wyglądać. Wtedy się wyniósł z sypialni. Ot i cała prawda. I teraz spadną na mnie gromy, że skoro nie miał seksu w domu to znalazł gdzie indziej. Czyli to ja jestem winna. Ale miał, tylko zanim się wyniósł ze wspólnego łóżka. Nie jestem zimną suką, tylko zmuszanie się do seksu nie jest ok, nawet gdy się kogoś bardzo kocha.
Zmuszanie się do nie-seksu tez nie jest ok....
I taki często odwieczny problem, ostatnio chyba Gary w innym wątku o tym pisał - kobieta seksu nie chce, wiec seksu ma nie być... to facet ma się dostosować do braku lub mega rzadkiego seksu... czy to jest faktycznie miłość? Czy to dbanie o potrzeby partnera? To skomplikowane bardzo, ale uważam, ze nieobdarowywanie męża czy żony bliskością i seksem „bo mi się nie chce” jest strasznie egoistyczne. „Bo moje potrzeby są bardziej mojsze niż twojsze”.....
Dziękuję Wam wszystkim za to, że wyrazcie swoje zdanie i wszyscy macie po trosze rację. Wiem teraz, że część winy jest po mojej stronie, nam potrzebna była szczera rozmowa, a tej nie było. Zamknęliśmy się w sobie i nikt nie chciał pierwszy wyciągnąć ręki. Ja mogłam tak trwać, on nie. Nadarzyła się okazja, więc skorzystał.
Tak, boję się, że się zaangażował emocjonalnie w tamten związek. Nie pisałam o tym, ale kiedy prowadziłam swoje małe sledztwo, znalazłam prezent gwiazdkowy dla niej, smatwatha. Od razu wiedziałam, że nie dla mnie, bo był zupełnie nie w moim stylu. Potem jak się wieczorem spakował, sprawdziłam, prezent był już w torbie. Wiecie, że kupił nam prezenty w tym samym sklepie? Wyparł się, że to nie dla niej, ale przecież sam nie wierzył, że dam się na to nabrać, nie jestem idiotką. Pp prostu próbował umniejszyć swoje winy.
Seks w naszym związku był, widocznie zbyt rzadko, dwa, trzy razy w miesiącu, ale nie oceniajcie mnie, po tylu latach związku nie ma już takiej namiętności. A czy mąż był dobry w łóżku? Moim zdaniem tak. I teraz za tą namiętnością tęsknię i za przytuleniem, za trzymaniem się za ręce jak kiedyś i za wszystkim co było dobre.
Masia79 chyba masz rację, nie poznam nigdy całej prawdy, bo on mi powie tylko to co będzie chciał. Ale chciałabym wiedzieć jak długo to trwa. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że przynajmniej pół roku, bo spytałam go czy zabrał ją na wakacje, powiedział, że nie, więc nie zaprzeczył, że się już znali.
Wczoraj zjadłam dwie łyżki ryżu, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, dzisiaj to do mnie dotarło.
Wciąż się nie odezwał.
72 2021-12-13 12:16:51 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-12-13 12:18:49)
Ok, był rzadko ale był. To nie celibat. I co to znaczy rzadko dla ludzi z ich stażem? Ona też mogła pójść za potrzebą i jak wspominałam wcześniej, z innym, nowym, choć może nie dopuszczać tej myśli do siebie ze względu na wartości, mogłaby odkryć w sobie nowe pokłady namiętności. A co mąż robił? Był w ogóle dobry w te klocki, że żona nie lubiła? Też kiedyś myślałam, że jestem zima… okazało się to nieprawdą. Czemu? Ano, nie każdy pan ma talent. Tyle. Czyja wina teraz? Jej czy jego?
Dlatego pierwsze moje pytanie brzmi, jak rzadko to rzadko. A potem czy ze sobą o tym rozmawiali. A ona nie poszła za potrzebą, bo widocznie potrzeby nie było.
Masa wątków na forum była o tym, że jedna strona nie chce seksu, a druga strona nie potrafi sobie z tym poradzić. Idealnie te watki pokazują jak brak seksu albo mała ilość seksu wpływa destrukcyjnie na związek. Tu jest tak samo. To jak z czajnikiem. Piszczy, piszczy, aż wybuchnie. I mamy konsekwencje.
Były wątki, gdzie mała ilość seksu sprawiała, że osoba poszkodowana składała pozew o rozwód. I taki rozwód dostanie, bo to rozkład pożycia z winy strony, która tego seksu unika.
A Autorka powiedziała, że jak seks już był to był dobry.
Edit. Melancholio, może to punkt wyjściowy do rozmowy? Chcesz jeszcze tej rozmowy? Mąż chce? Może to punkt do naprawy tej namiętności, której nie było?
I jasne, że po latach pożądanie zanika, ale powinno się o nie dbać.
Pani Melancholia napisał/a:Ok, będę szczera do bólu. Nie jestem demonem seksu, nie przepadam, więc był rzadko, ale jak już był to mąż nie miał na co narzekać. Kiedyś mu odmówiłam, po raz kolejny, następnego dnia przestał się do mnie odzywać. Po kilku tygodniach tego milczenia nie wytrzymałam i powiedziałam, że może powinniśmy się rozwieść, skoro tak to ma teraz wyglądać. Wtedy się wyniósł z sypialni. Ot i cała prawda. I teraz spadną na mnie gromy, że skoro nie miał seksu w domu to znalazł gdzie indziej. Czyli to ja jestem winna. Ale miał, tylko zanim się wyniósł ze wspólnego łóżka. Nie jestem zimną suką, tylko zmuszanie się do seksu nie jest ok, nawet gdy się kogoś bardzo kocha.
Zmuszanie się do nie-seksu tez nie jest ok....
I taki często odwieczny problem, ostatnio chyba Gary w innym wątku o tym pisał - kobieta seksu nie chce, wiec seksu ma nie być... to facet ma się dostosować do braku lub mega rzadkiego seksu... czy to jest faktycznie miłość? Czy to dbanie o potrzeby partnera? To skomplikowane bardzo, ale uważam, ze nieobdarowywanie męża czy żony bliskością i seksem „bo mi się nie chce” jest strasznie egoistyczne. „Bo moje potrzeby są bardziej mojsze niż twojsze”.....
Niestety okrutna prawda jest taka - i na pewno zgodzą się ze mną wieloletnie żony - że aby w małżeństwie było dobrze, trzeba uprawiać seks nawet gdy się nie ma ochoty. Będziesz odmawiać - on poszuka gdzie indziej. Trzeba na to patrzeć na zasadzie robienia komuś przysługi/przyjemności, skoro go kochasz. Brzmi okropnie, ale na serio - każda mądra kobieta wie, że aby zatrzymać przy sobie faceta, trzeba rozkładać nogi. Dla facetów seks ma przeogromne znaczenie, jest wręcz priorytetem w związku. Nie oceniam tego negatywnie, po prostu tak działa świat i mężczyźni kochają kobietę właśnie w ten sposób.
Z drugiej jednak strony, Twój mąż ma ok. 60 lat? No nie wymagajmy by seks był każdego dnia w tym wieku i w takim stażu małżeńskim - zazwyczaj ludzie po takim czasie dość rzadko się kochają, a miłość faktycznie przemienia się w przyjaźń.
Dziękuję Wam wszystkim za to, że wyrazcie swoje zdanie i wszyscy macie po trosze rację. Wiem teraz, że część winy jest po mojej stronie, nam potrzebna była szczera rozmowa, a tej nie było. Zamknęliśmy się w sobie i nikt nie chciał pierwszy wyciągnąć ręki. Ja mogłam tak trwać, on nie. Nadarzyła się okazja, więc skorzystał.
Tak, boję się, że się zaangażował emocjonalnie w tamten związek. Nie pisałam o tym, ale kiedy prowadziłam swoje małe sledztwo, znalazłam prezent gwiazdkowy dla niej, smatwatha. Od razu wiedziałam, że nie dla mnie, bo był zupełnie nie w moim stylu. Potem jak się wieczorem spakował, sprawdziłam, prezent był już w torbie. Wiecie, że kupił nam prezenty w tym samym sklepie? Wyparł się, że to nie dla niej, ale przecież sam nie wierzył, że dam się na to nabrać, nie jestem idiotką. Pp prostu próbował umniejszyć swoje winy.
Seks w naszym związku był, widocznie zbyt rzadko, dwa, trzy razy w miesiącu, ale nie oceniajcie mnie, po tylu latach związku nie ma już takiej namiętności. A czy mąż był dobry w łóżku? Moim zdaniem tak. I teraz za tą namiętnością tęsknię i za przytuleniem, za trzymaniem się za ręce jak kiedyś i za wszystkim co było dobre.
Masia79 chyba masz rację, nie poznam nigdy całej prawdy, bo on mi powie tylko to co będzie chciał. Ale chciałabym wiedzieć jak długo to trwa. Wczoraj zdałam sobie sprawę, że przynajmniej pół roku, bo spytałam go czy zabrał ją na wakacje, powiedział, że nie, więc nie zaprzeczył, że się już znali.
Wczoraj zjadłam dwie łyżki ryżu, nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy, dzisiaj to do mnie dotarło.
Wciąż się nie odezwał.
Pisałaś, że to ponad 30 lat małżeństwa. Nie daj sobie wbić do głowy jakąkolwiek winę w zaistniałej sytuacji! Nawet nie masz pewności, czy jego "wyprowadzka" do innego pokoju to już nie pokłosie romansu w który wchodził. Jak temu twojemu jeszcze mężowi chciało się innych doznań, powinien rozwiązać to w inny sposób. Tak okazał brak szacunku dla ciebie, dla małżeństwa, dla wszystkiego co ci obiecywał i co razem zbudowaliście. Rozumiem, że na forum są osoby do bólu racjonalne (vide propozycja zaakceptowania romansu w imię logiki czy wygodnictwa), albo inne które chyba mają jakiś syndrom sztokholmski po własnych doświadczeniach ze zdradą, ale proszę cię autorko nie zajmuj się takimi bzdetami. Jedyne co możesz zrobić to zająć się w 100% sobą - on najprawdopodobniej teraz odpłynął i z dużym prawdopodobieństwem nadal romansuje.
No tak ..jest usprawiedliwienie, które co młodsi lykną. W związkach po 20 paru latach nie ma namiętności.
Otóż bzdura.
Ale kto chce niech wierzy.
Od jakiego czasu mą z mieszka w osobnym pokoju? Od roku, czy od 10 lat?
Może romanse ma już dawno, a teraz się zakochał. I to wyczulaś. Nie przygodę kochanki ale kogoś ważniejszego.
Tu kobiety mają lepszą intuicję.
Zgadzam się z przedmówczynią, tak ten świat zorganizowali, że często trzeba robić coś na co do końca ochoty nie mamy, ale trzeba ... czy wszyscy jako uczniowie kochaliśmy chodzić do szkoły? Poddam w wątpliwość.. czy wszyscy z nas z uśmiechem i pieśnią na ustach wstają rano do pracy? Hm, szczęśliwi ci, którzy tak mają ... czy aby na pewno każda matka szybciutko biegnie po raz n-ty do niemowlęcia w nocy, czy zwleka się z łóżka z półprzymkniętymi oczami? Itd itd. Mamy w życiu pewne role, pewne obowiązki, jesteśmy odpowiedzialni za dzieci, za swoją pracę, za swój związek, małżeństwo. I tak jak do szkoły pójdziemy, jak do pracy pójdziemy, do dziecka po raz setny w nocy wstaniemy - bo czujemy, że to ważne, że tak trzeba, to często wydaje mi się, że dbanie o małżeństwo, bliskość, erotykę już się w te kanony nie wpisuje... Nie czujemy ważności tych działań jak w przypadku innych rzeczy. Sama się zaczęłam zastanawiać nad tym ostatnio. Tak trochę oderwane od Twojego wątku, Melancholio. Ale może tez warto przemyśleć - dlaczego jedne rzeczy robimy, nawet jeśli ochoty na nie mamy, jeśli nam się nie chce, itd, a innych nie robimy, nawet jeśli czujemy przez skore, że tez są ważne.
No tak ..jest usprawiedliwienie, które co młodsi lykną. W związkach po 20 paru latach nie ma namiętności.
Otóż bzdura.
Ale kto chce niech wierzy.
Od jakiego czasu mą z mieszka w osobnym pokoju? Od roku, czy od 10 lat?
Może romanse ma już dawno, a teraz się zakochał. I to wyczulaś. Nie przygodę kochanki ale kogoś ważniejszego.
Tu kobiety mają lepszą intuicję.
Błagam, miej trochę litości.
Mąz ma 52 lata, ktoś pytał, przepraszam nie pamiętam kto.
Melancholio.
Nie odezwał się, bo i co powie? Zresztą może próbuje Cie wziąć na przetrzymanie. Może czeka, aż Ty się odezwiesz? Zrobisz jak uważasz, ale moim zdaniem nie powinnaś szukać kontaktu. Jeśli mu zależy sam się odezwie. Jeśli Ty będziesz zabiegać o jego uwage bardziej pchniesz go w jej ramiona i pokażesz że jesteś (tu przepraszam za szczerość) ale żałosna. Mi samej było cholernie ciężko. Ale dałam radę, kontaktuję die tylko w sprawie syna, kasy i zwierząt. Unikam i ucinam rozmowy o mnie, jego o nic nie pytam i widzę jaki jest wściekły że stracił kontrolę.
Walcz o siebie. I nie próbuj się obwiniac.
Ściskam mocno.
Masia, nie zamierzam szukać kontaktu i wiem, że on nie wie teraz co powiedzieć. Pewnie też mu ciężko, a może wcale nie, bo ciężar spadł mu z serca skoro już wiem. Już nie musi niczego ukrywać. Bosze, w jakiej jestem rozsypce, nawet nie potrafię logicznie myśleć. Wczorajszy dzień przeleciał mi przez palce, dziś pewnie będzie podobnie.
Ela, a może trzymajmy się tylko tego co napisałam, bo tylko tyle miałam na myśli. Pięknym za nadobne odpłacając, pójdźmy teraz Twoim tokiem myślenia i uznajmy, że Twój mąż pęknął wielokrotnie, bo już dość miał Twojego wmawiania i nadinterpretacji. Idziemy dobrą drogą? Być może Miał prawo. Ty winna. On niewinny. On czysty. Ty brudna.
LadyLoka, potrzeby mogły być, ale pozostać niezaspokojone. Bywa, że człowiek jest niespełniony i nic z tym nie robi. Aby się rozwieść, uważam, powodów wielu wcale nie trzeba. Jak ktoś chce "just do it". Nie chesz to nie rób tego. Każdy ma swój rozum.
***
Zachowanie zależy od priorytetów. Chcesz zachować status quo na siłę, udawaj i rozkładaj nogi. Mąż i tak może stwierdzić, że to takie na odwal się i poszuka prawdziwie chętnej. Będzie miał prawo? A jak? Kto chce seksu tak słabej jakości jak za rogiem świeże bułeczki pieką, a pachną, mniam, mniam. Małżeństwo jest ale to nie znaczy, że kochanek nie ma. Na kochankę nie ma reguły. Można być w początkowej fazie, motylków, ognia piekielnego a i tak... zdarzy się koleżanka. No co? Dobrze z żoną, ale tylko z nią? Straszne! I tak całe życie tylko z nią? Przerażające!
Jeśli żony myślą, że seks z obowiązku wystarczy by mąż w długą nie poszedł to się lekko uśmiecham pod nosem, nieśmiało, bo po co przekuwać tak piękną banalną bańkę?
Im dłużej czytam to forum, tym widzę że wersja zdrady z filmów, gdzie osoba zdradzająca zabiega wypruwając sobie flaki, później i przeprasza osobę zdradzoną jest faktycznie... filmem.
W praktyce to się nichu... nie zdarza. Wszędzie jest tylko usprawiedliwianie się na prawi i lewo, w sumie nie chciał/a, tylko jeszcze ofiarami są.
Im dłużej czytam to forum, tym widzę że wersja zdrady z filmów, gdzie osoba zdradzająca zabiega wypruwając sobie flaki, później i przeprasza osobę zdradzoną jest faktycznie... filmem.
W praktyce to się nichu... nie zdarza. Wszędzie jest tylko usprawiedliwianie się na prawi i lewo, w sumie nie chciał/a, tylko jeszcze ofiarami są.
Ja nigdzie nie powiedziałam, że mąż jest ofiarą.
To co zrobił jest bardzo złe. Natomiast oboje razem rozwalili swój związek, nie on jeden.
pjack napisał/a:Im dłużej czytam to forum, tym widzę że wersja zdrady z filmów, gdzie osoba zdradzająca zabiega wypruwając sobie flaki, później i przeprasza osobę zdradzoną jest faktycznie... filmem.
W praktyce to się nichu... nie zdarza. Wszędzie jest tylko usprawiedliwianie się na prawi i lewo, w sumie nie chciał/a, tylko jeszcze ofiarami są.Ja nigdzie nie powiedziałam, że mąż jest ofiarą.
To co zrobił jest bardzo złe. Natomiast oboje razem rozwalili swój związek, nie on jeden.
Nie neguję tego, zanik życia seksualnego... nie ukrywajmy, jest jednak dużym minusem w związku i dla mężczyzn jest to jednak ważna sfera życia. Mało kto umie żyć bez.
Napisałem to w oparciu o którąś tam zdradę już i rozpady małżeństw. Osobiście gdybym (tfu, tfu) znalazł się w tym położeniu inaczej bym się zachowywał niż 99% zdradzających... no ale może dlatego nie jestem na ich miejscu. Ale co ja tam mogę wiedzieć, od kolejny, zdradzony mąż.
Wychodzi seks raz na dwa tygodnie. Hah! Niektórzy, nawet dużo młodsi to nawet tyle nie mają. W tym wieku i po takim stażu to żadna tragedia. Na pewno nie celibat. Jest potencjał na rozruszanie.
Przyznam, że jak mi się mentalnie nie chciało to sobie mówiłam "to będzie masaż puśki, żadne tam wyznanie miłości". Sport? Nie. Spa. Ale nalegałam na masaż całego ciała najpierw, bo ja nie maszynka, że tu przyciśniesz i maszyna ruszy. Kobietą jestem, nie facetem. Całe ciało mam erogenne. A faceci to tak durni czasami są, że jak nie zadziała nacisk na konkretne miejsca to foch, nie udało się, ego w boleści. No cóż... Nie, żeby takie maniakalne naciskanie w jedno miejsce po czasie nie drażniło i nie wywoływało bólu głowy... tak ten mityczny ból głowy może być realny, somatyczny taki. Także obie strony biorą w tym udział.
Pytanie autorko, czy masz porównanie? Twierdzisz, że mąż dobry w te klocki, ale może jest tylko średni? Jaka kobieta by nie mdlała w objęciach czarodzieja? Dziwne. I czy tak masz od dawna? Bo być może hormony robią swoje? A może taki z niego czarodziej, że potrafi nieźle zmęczyć? Może wtedy warto by było popracować nad wydolnością organizmu? Tylko Ty wiesz... Opcji jest dużo a nie tylko mąż-zdrajca-ofiara nieczułości.
Kupiłam kilka jogurtów, nic mi przez gardło nie przechodzi, może chociaż tyle dam radę.
Boję się jego powrotu, co mi powie po przemyśleniach. pewnie mam jeszcze dwa, trzy dni, a potem musi wrócić, bo praca. Najgorsze, że nie mogę go definitywnie wyrzucić z domu, bo mamy tu firmę, więc musi bywać. Nie wiem jak to zniosę, bo potrzebuję czasu, wolałabym być sama. Poza tym jak się wyprowadzi to wszyscy już będą wiedzieli, że coś się posypało. A ja przecież nie mogę z nim teraz mieszkać pod jednym dachem, bo jak?
Syn już widzi, że nie jest ok. (pracuje u nas w firmie) Przyszedł do mnie i mocno przytulił bez słowa. Powiedziałam mu, że mnie jakaś depresja dopadła, no bo co mam powiedzieć?
Nie wiem dlaczego tak żyliśmy, coś się popaprało, nie wiadomo kiedy. Każde z nas chciało to naprawić, tak, on też, bo mi to powiedział, ale nie wiedzieliśmy chyba jak. Zabrakło rozmowy, wpadliśmy w rutynę. A dlaczego taka moja reakcja? Bo naprawdę się nie spodziewałam, nadal bardzo go kocham, on mnie podobno też, tylko co mi teraz po tym? Nikt już czasu nie cofnie.
Zniknęła bliskość i intymność. Zostało kumpelstwo. A on ma na pewno kumpli i na pewno nie chce z nimi sypiać.
Znalazła się wolna dusza która daje mu bliskość.
Posprzątane obawiam się.
Wychodzi seks raz na dwa tygodnie. Hah! Niektórzy, nawet dużo młodsi to nawet tyle nie mają. W tym wieku i po takim stażu to żadna tragedia. Na pewno nie celibat. Jest potencjał na rozruszanie.
Przyznam, że jak mi się mentalnie nie chciało to sobie mówiłam "to będzie masaż puśki, żadne tam wyznanie miłości". Sport? Nie. Spa. Ale nalegałam na masaż całego ciała najpierw, bo ja nie maszynka, że tu przyciśniesz i maszyna ruszy. Kobietą jestem, nie facetem. Całe ciało mam erogenne. A faceci to tak durni czasami są, że jak nie zadziała nacisk na konkretne miejsca to foch, nie udało się, ego w boleści. No cóż... Nie, żeby takie maniakalne naciskanie w jedno miejsce po czasie nie drażniło i nie wywoływało bólu głowy... tak ten mityczny ból głowy może być realny, somatyczny taki. Także obie strony biorą w tym udział.
Pytanie autorko, czy masz porównanie? Twierdzisz, że mąż dobry w te klocki, ale może jest tylko średni? Jaka kobieta by nie mdlała w objęciach czarodzieja? Dziwne. I czy tak masz od dawna? Bo być może hormony robią swoje? A może taki z niego czarodziej, że potrafi nieźle zmęczyć? Może wtedy warto by było popracować nad wydolnością organizmu? Tylko Ty wiesz... Opcji jest dużo a nie tylko mąż-zdrajca-ofiara nieczułości.
Widzisz, mój też mi robił masaż, zajefajnie potrafi masować. K..wa. jej też pewnie robił, szlag mnie chyba trafi.
88 2021-12-13 14:17:09 Ostatnio edytowany przez DeepAndBlue (2021-12-13 14:54:39)
on ma na pewno kumpli i na pewno nie chce z nimi sypiać.
Tak, seks z kumplami raz na dwa tygodnie to za mało, żeby zmieniać orientację.
Tu raczej nie chodzi o to. Raz na jakiś czas człowiek się zakochuje. Ni ma go. Nagle ktoś z kim się dotąd sypiało staje się niemal bratem a kazirodztwo to niet, be. Tak działa zakochanie. Wtedy wyniesienie się ze wspólnego łóżka jest niemal konieczne by dochować wierności swojej świeżej miłości.
Widzisz, mój też mi robił masaż, zajefajnie potrafi masować. K..wa. jej też pewnie robił, szlag mnie chyba trafi.
Mi się nawet taki se masaż podobał. Zawsze coś. Leprzy rydz jak nic. Ważne, że się coś daje i dostaje w zamian. A ktoś lepszy czy gorszy to zawsze się znajdzie. Nie o to tu chodzi.
Prawidłowo trafia szlag. Na bank daje jej coś czego potrzebuje, z wzajemnością...?
Oj, przytulam, biedactwo. Aż znowu mi się ciężko robi.
Przypomniało mi się w jakim amoku byłam, gdy u mnie sprawa była świeża. Jakby mnie pies zjadł, wysrał a potem ten klocek ktoś walcem rozjechał, starł z podłogi, wyrzucił na dach, polał benzyną, podpalił... To jest niezły koziołek emocjonalny. Koziołek z wieżowca, lądowanie na twarzy. Też nic nie jadłam, nie spałam, życie oglądałam jakby zza szyby, ludzie coś do mnie mówili a ja ich słyszałam jakbyśmy wszyscy byli pod wodą. Na szczęśćie to tylko wspomnienie.
Chciałoby się przewinąć trochę czas do przodu. Ale gdyby było to możliwe nie spaliłabyś się jak feniks i nie powstała z popiołów, byłabyś w punkcie wyjścia. Dlatego tak ważne jest byś o siebie zadbała. Teraz! Jak jedzenie nie przechodzi przez gardło to chociaż jakiś koktajl z bombą witamin, albo elektrolity na kaca, sól do kąpieli, olejki lawendowe...
Edit: A tak mi się jeszcze wspomniało. Jaki masz ogólny poziom energi? Jesteś raczej żywiołowa czy spokojna? Na ogół szczęśliwa i wypoczęta czy zestresowana i zmęczona? Dobrze znosisz zimno? Być może różnica temperamentów ma tu znaczenie? Można to naturalnie troszkę podrasować jak i wyłagodzić. Ciekawe czy mąż byłby skłonny do O ZGROZO kompromisu, żebyście się tak spotkali po środku swoich potrzeb i zachowali dotąd szczęśliwe małżeństwo i jak wspominasz całkiem satysfakcjonujące zbliżenia? Tzn teraz to może już za późno (a niech go!). Temperament to też niczyja wina. Mamy taki z jakim się urodziliśmy. Udawanie kogoś innego to może niezbyt dobry pomysł i może gdzieś na świecie jest sobie taki fajny starszy pan, co będzie Cię na rękach nosił, bo będziesz dla niego wystarczająca, ba! Z nieba mu spadniesz. Tego Ci chyba jednak życzę.
89 2021-12-13 14:31:15 Ostatnio edytowany przez DeepAndBlue (2021-12-13 14:32:26)
post pod postem, przepraszam, można usunąć
90 2021-12-13 14:55:51 Ostatnio edytowany przez DeepAndBlue (2021-12-13 14:59:53)
.
Sorry, coś pokićkałam i zamiast edytować powstał nowy post. Jak do tego doszło, nie wiem. Trzeba sobie kupić żeń-szeń. Nanana.
apropo_defacto napisał/a:on ma na pewno kumpli i na pewno nie chce z nimi sypiać.
Tak, seks z kumplami raz na dwa tygodnie to za mało, żeby zmieniać orientację.
Tu raczej nie chodzi o to. Raz na jakiś czas człowiek się zakochuje. Ni ma go. Nagle ktoś z kim się dotąd sypiało staje się niemal bratem a kazirodztwo to niet, be. Tak działa zakochanie. Wtedy wyniesienie się ze wspólnego łóżka jest niemal konieczne by dochować wierności swojej świeżej miłości.
Pani Melancholia napisał/a:Widzisz, mój też mi robił masaż, zajefajnie potrafi masować. K..wa. jej też pewnie robił, szlag mnie chyba trafi.
Mi się nawet taki se masaż podobał. Zawsze coś. Leprzy rydz jak nic. Ważne, że się coś daje i dostaje w zamian. A ktoś lepszy czy gorszy to zawsze się znajdzie. Nie o to tu chodzi.
Prawidłowo trafia szlag. Na bank daje jej coś czego potrzebuje, z wzajemnością...?
Oj, przytulam, biedactwo. Aż znowu mi się ciężko robi.
Przypomniało mi się w jakim amoku byłam, gdy u mnie sprawa była świeża. Jakby mnie pies zjadł, wysrał a potem ten klocek ktoś walcem rozjechał, starł z podłogi, wyrzucił na dach, polał benzyną, podpalił... To jest niezły koziołek emocjonalny. Koziołek z wieżowca, lądowanie na twarzy. Też nic nie jadłam, nie spałam, życie oglądałam jakby zza szyby, ludzie coś do mnie mówili a ja ich słyszałam jakbyśmy wszyscy byli pod wodą. Na szczęśćie to tylko wspomnienie.
Chciałoby się przewinąć trochę czas do przodu. Ale gdyby było to możliwe nie spaliłabyś się jak feniks i nie powstała z popiołów, byłabyś w punkcie wyjścia. Dlatego tak ważne jest byś o siebie zadbała. Teraz! Jak jedzenie nie przechodzi przez gardło to chociaż jakiś koktajl z bombą witamin, albo elektrolity na kaca, sól do kąpieli, olejki lawendowe...
Edit: A tak mi się jeszcze wspomniało. Jaki masz ogólny poziom energi? Jesteś raczej żywiołowa czy spokojna? Na ogół szczęśliwa i wypoczęta czy zestresowana i zmęczona? Dobrze znosisz zimno? Być może różnica temperamentów ma tu znaczenie? Można to naturalnie troszkę podrasować jak i wyłagodzić. Ciekawe czy mąż byłby skłonny do O ZGROZO kompromisu, żebyście się tak spotkali po środku swoich potrzeb i zachowali dotąd szczęśliwe małżeństwo i jak wspominasz całkiem satysfakcjonujące zbliżenia? Tzn teraz to może już za późno (a niech go!). Temperament to też niczyja wina. Mamy taki z jakim się urodziliśmy. Udawanie kogoś innego to może niezbyt dobry pomysł i może gdzieś na świecie jest sobie taki fajny starszy pan, co będzie Cię na rękach nosił, bo będziesz dla niego wystarczająca, ba! Z nieba mu spadniesz. Tego Ci chyba jednak życzę.
Ja też lubiłam ten masaż.
Jestem raczej energiczną osobą, jak idę to biegnę
Długo u Ciebie trwała ta emocjonalna karuzela?
Tak..
Fajny starszy Pan dla 50 latki
A może było zimno?
Deep na jakim świecie Ty zyjesz? To chyba nie ta sama planeta.
Autorko nie panikuj.
Zastanów się co czujesz do męża i jeśli jest tam trochę jeszcze damsko męskich uczuć,Jeśli to kochasz to powiedz że chcesz szansy dla Was.
Nie wiem czy warto bo w sumie to mało tu piszesz o swoim mężu i relacji z nim.
Nie wiem czy chcesz.
Najpierw zastanów się czego chcesz A potem to zakomunikuj.
Nie jesteś bez szans skoro do tej pory jesteście razem.
Ale zgadzam się z Loką. Masz swój udział w tym kryzysie, chociaż niektórzy Cię tu rozgrzeszą, chyba przez własne projekcje.
I ciesz się że masz swój udział bo coś możesz poprawić.
Niestety okrutna prawda jest taka - i na pewno zgodzą się ze mną wieloletnie żony - że aby w małżeństwie było dobrze, trzeba uprawiać seks nawet gdy się nie ma ochoty. Będziesz odmawiać - on poszuka gdzie indziej. Trzeba na to patrzeć na zasadzie robienia komuś przysługi/przyjemności, skoro go kochasz. Brzmi okropnie, ale na serio - każda mądra kobieta wie, że aby zatrzymać przy sobie faceta, trzeba rozkładać nogi. Dla facetów seks ma przeogromne znaczenie, jest wręcz priorytetem w związku. Nie oceniam tego negatywnie, po prostu tak działa świat i mężczyźni kochają kobietę właśnie w ten sposób.
Przykra, ale prawda
Tak..
Fajny starszy Pan dla 50 latki
A może było zimno?
Deep na jakim świecie Ty zyjesz? To chyba nie ta sama planeta.
Ta sama Elu. I może być młodszy, też będzie ok.
niektórzy Cię tu rozgrzeszą, chyba przez własne projekcje.
I ciesz się że masz swój udział bo coś możesz poprawić.
Nie Elu, bronimy ją przed Twoimi atakami jednowymiarowymi. Co do udziału i poprawy to zgoda. Mam nadziję, że się w końcu zrozumiemy.
Tak..
Fajny starszy Pan dla 50 latki
A może było zimno?
Deep na jakim świecie Ty zyjesz? To chyba nie ta sama planeta.
Autorko nie panikuj.
Zastanów się co czujesz do męża i jeśli jest tam trochę jeszcze damsko męskich uczuć,Jeśli to kochasz to powiedz że chcesz szansy dla Was.
Nie wiem czy warto bo w sumie to mało tu piszesz o swoim mężu i relacji z nim.
Nie wiem czy chcesz.
Najpierw zastanów się czego chcesz A potem to zakomunikuj.
Nie jesteś bez szans skoro do tej pory jesteście razem.
Ale zgadzam się z Loką. Masz swój udział w tym kryzysie, chociaż niektórzy Cię tu rozgrzeszą, chyba przez własne projekcje.
I ciesz się że masz swój udział bo coś możesz poprawić.
No tak, raczej nie uważam się za starszą panią.
Czy chcę dla nas szansy, myślę,że tak, ale to zależy od tego jak się on zachowa i co powie. Kocham go bardzo, chciałabym znienawidzić ale nie potrafię, dlatego boli bardziej. Ponieważ się nie odezwał do tej pory to nie wiem czego on chce. Może po kilku dniach stwierdzi, że mu bardzo na tamtej zależy i nie chce niczego naprawiać, Więc na razie sama staram się nie myśleć w tych kategoriach, bo co mi to da w tym momencie? Z resztą też mam mieszane myśli, bo nie wiem czy byłabym w stanie wybaczyć, po prostu tego nie wiem, pierwszy raz to przechodzę.
Nie wiem co miałabym napisac o naszych relacjach, wydaje mi się, że jednak całkiem sporo napisałam.
madoja napisał/a:
Niestety okrutna prawda jest taka - i na pewno zgodzą się ze mną wieloletnie żony - że aby w małżeństwie było dobrze, trzeba uprawiać seks nawet gdy się nie ma ochoty. Będziesz odmawiać - on poszuka gdzie indziej. Trzeba na to patrzeć na zasadzie robienia komuś przysługi/przyjemności, skoro go kochasz. Brzmi okropnie, ale na serio - każda mądra kobieta wie, że aby zatrzymać przy sobie faceta, trzeba rozkładać nogi. Dla facetów seks ma przeogromne znaczenie, jest wręcz priorytetem w związku. Nie oceniam tego negatywnie, po prostu tak działa świat i mężczyźni kochają kobietę właśnie w ten sposób.Przykra, ale prawda
Doskonale wiem, że też zawiniłam, jak się coś nie układa to zwykle wina nie leży tylko po jednej stronie. Ale już nie moge niczego poprawić i zmienić. Mleko się rozlało.
"Doskonale wiem, że też zawiniłam, jak się coś nie układa to zwykle wina nie leży tylko po jednej stronie."
Jak rozpatrywać pod tym kątem, to zawsze wina leży gdzieś po środku.
Takie problemy są w wielu związkach, często robi się dobra minę do złej gry. Faceci też udają, że im wystarczy np. raz w tygodniu, żeby żona była zadowolona, a tak naprawdę chciałby codziennie, potrafią jakoś to w sobie zdusić.
Niektórzy nie mogą się doprosić, specjalnie się nie wychylaja, to kobiety ten fakt wykorzystują i ma seks reglamentowany. Nie myślą o zdradzie.
Dlatego nie ma tu wspólnego mianownika.
Ale jeśli chodzi o zdradę męża, to nie ma tu Twojej winy, bo to nie była jedyna droga wyjścia...
98 2021-12-13 17:05:20 Ostatnio edytowany przez Ania2019 (2021-12-13 17:06:40)
Kochani dajcie spokój z tym sexem, wiadomo ważny, ale nie jest przecież najważniejszy.
U nas odwrotnie, bo to ja mam wieksze potrzeby, ale go nie zdradzilam, za to on polazl do innej.
Trzymaj sie Melancholio ciepło, zjedz coś, odpocznij. Masz wspaniałego syna to najwazniejsze.
A z mężem to samo wyjdzie, zobaczysz.
Młode Paniem zatem ja jestem niemowlęciem. Gugu gaga. A moje dziecko jest plemnikiem jeszcze. Się te ramy wiekowe poprzesuwały, że człowiek nie nadąża!
Melancholia nic nie napisała, chyba ze ja przeoczyłam, czy mimo ze seks był rzadko to czy była bliskość, przytulanie, wspólne spędzanie czasu, jakieś wyjścia razem, robienie czegoś we dwójkę, każdy lubi co innego - spacery z psem, gotowanie, rozwijanie jakiejś pasji. To tez w jakiś sposób zaspokaja potrzebę bliskości, ładuje baterie. Jeśli tego permanentnie nie ma lub jest „wydzielane” - teraz nie, bo coś tam, teraz tez nie, bo znowu coś; to człowiek po prostu zaczyna czuć się nieszczęśliwy ... nieważny ... i nie mówię, że jest to usprawiedliwienie dla zdrady, bo takiego usprawiedliwienia nie ma w ogóle. Wtedy powinna pojawić się rozmowa o wzajemnych potrzebach, o jakichś zmianach, które druga strona potrzebuje poczuć, by znowu czuć się „ważnym” w związku. Jeśli natomiast rozmowy były i nie przyniosły rezultatów to wyglada to tak jakby bomba wybuchła z bezsilności ... i czara się w końcu przelała ...
To tez nie musi oznaczać końca ... zalezy czego obydwoje będziecie chcieć.... tak naprawdę chcieć, z głębi serca.
Piszesz, że kochasz bardzo, a wyglada to tak jakby „wyprowadzka” męża z sypialni była Ci na rękę „w końcu nie przychodzi i nie meczy mnie o seks! Jaka ulga...”. Dlaczego którejś nocy nie poszłaś do męża się pojednać? Wyobrażam sobie, że on już tyle razy prosił Cię o seks i został oddelegowany (coś mi się wydaje ze wcale nie tylko te 2 razy o których napisałaś), że postanowił więcej nie prosić.
Napisałaś, że:
„Kiedyś mu odmówiłam, po raz kolejny, następnego dnia przestał się do mnie odzywać. Po kilku tygodniach tego milczenia nie wytrzymałam i powiedziałam, że może powinniśmy się rozwieść, skoro tak to ma teraz wyglądać. Wtedy się wyniósł z sypialni. Ot i cała prawda.” Czyli odmawiałas, odmawiałas, sama nic nie inicjowałaś, a potem zamiast mężowi wskoczyć do łóżka to stwierdziłas, że jak ma
Tak wyglądać to trzeba się rozwieść. To czemu tego nie zmieniłaś w ciągu tych kilku tygodni?
Jestem kobieta, może jeszcze za młoda, by to pojąć, bo dobiegam „dopiero” do 40stki, ale takiej logiki nie potrafię ogarnąć.
Kochani dajcie spokój z tym sexem, wiadomo ważny, ale nie jest przecież najważniejszy.
U nas odwrotnie, bo to ja mam wieksze potrzeby, ale go nie zdradzilam, za to on polazl do innej.
Trzymaj sie Melancholio ciepło, zjedz coś, odpocznij. Masz wspaniałego syna to najwazniejsze.
A z mężem to samo wyjdzie, zobaczysz.
Aniu, na razie zjadłam jogurt Staram się odpoczywać, wychodzić na spacer, popatrzeć na ludzi, nawet zagadać do kogoś z psem jak jestem ze swoim. Dziękuję za miłe słowa.
Melancholia nic nie napisała, chyba ze ja przeoczyłam, czy mimo ze seks był rzadko to czy była bliskość, przytulanie, wspólne spędzanie czasu, jakieś wyjścia razem, robienie czegoś we dwójkę, każdy lubi co innego - spacery z psem, gotowanie, rozwijanie jakiejś pasji. To tez w jakiś sposób zaspokaja potrzebę bliskości, ładuje baterie. Jeśli tego permanentnie nie ma lub jest „wydzielane” - teraz nie, bo coś tam, teraz tez nie, bo znowu coś; to człowiek po prostu zaczyna czuć się nieszczęśliwy ... nieważny ... i nie mówię, że jest to usprawiedliwienie dla zdrady, bo takiego usprawiedliwienia nie ma w ogóle. Wtedy powinna pojawić się rozmowa o wzajemnych potrzebach, o jakichś zmianach, które druga strona potrzebuje poczuć, by znowu czuć się „ważnym” w związku. Jeśli natomiast rozmowy były i nie przyniosły rezultatów to wyglada to tak jakby bomba wybuchła z bezsilności ... i czara się w końcu przelała ...
To tez nie musi oznaczać końca ... zalezy czego obydwoje będziecie chcieć.... tak naprawdę chcieć, z głębi serca.Piszesz, że kochasz bardzo, a wyglada to tak jakby „wyprowadzka” męża z sypialni była Ci na rękę „w końcu nie przychodzi i nie meczy mnie o seks! Jaka ulga...”. Dlaczego którejś nocy nie poszłaś do męża się pojednać? Wyobrażam sobie, że on już tyle razy prosił Cię o seks i został oddelegowany (coś mi się wydaje ze wcale nie tylko te 2 razy o których napisałaś), że postanowił więcej nie prosić.
Napisałaś, że:
„Kiedyś mu odmówiłam, po raz kolejny, następnego dnia przestał się do mnie odzywać. Po kilku tygodniach tego milczenia nie wytrzymałam i powiedziałam, że może powinniśmy się rozwieść, skoro tak to ma teraz wyglądać. Wtedy się wyniósł z sypialni. Ot i cała prawda.” Czyli odmawiałas, odmawiałas, sama nic nie inicjowałaś, a potem zamiast mężowi wskoczyć do łóżka to stwierdziłas, że jak ma
Tak wyglądać to trzeba się rozwieść. To czemu tego nie zmieniłaś w ciągu tych kilku tygodni?Jestem kobieta, może jeszcze za młoda, by to pojąć, bo dobiegam „dopiero” do 40stki, ale takiej logiki nie potrafię ogarnąć.
Eve, chyba rzeczywiście nie pisałam jak było poza łóżkiem. Było niemal idealnie, chodzenie za rękę, spontaniczne wyjścia do restauracji, na zakupy, wyjazdy dwa razy w roku, żeby przewietrzyć głowę. Tylko ten seks, a wtedy kiedy odmówiłam i rzeczywiście nie było to po raz pierwszy, wtedy coś w moim mężu pękło i zamknął się w sobie. Teraz mówił, że czekał wtedy aż spytam o co chodzi, a ja nie spytałam, mój błąd. A kiedy się wyprowadził z sypialni, dlaczego do niego nie poszłam? Uwierz mi, że wiele razy chciałam, ale moja urażona duma mi nie pozwoliła. Niestety taki mam charakter, że jak się zatnę to koniec. On mnie zna i wie o tym, ale jednak miał nadzieję, że się przemogę i z nim porozmawiam z własnej inicjatywy.
A tak z innej beczki, kochani, korzystał ktoś z Was z pomocy psychologa? Po zdradzie oczywiście. Czy to pomaga poradzić sobie z emocjami? Bo się teraz zastanawiam nad taką wizytą.
103 2021-12-13 18:19:07 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-13 18:20:56)
Nie bronicie jej, tylko swojego podejścia podobnego do jej podejścia, że było ok i że jest pokrzywdzona.
Pokrzywdzenie wymaga sprawiedliwości. Czyli zemsty na niewiernym.
Tylko nie wiem zy autorka chce takiego małżeństwa jak ma Ania.
Cierpiąca małżonka z palpitacjami wokół której biegać ma mąż.
Jak widać, najpierw biegał potem przestał.
Dziewczyny bez urazy ale najpierw niech autorka określi swój cel, bo on może być inny niż wasz.
Potem zbierze informację więc z mężem trzeba porozmawiać szczerze czego chce i zobaczyć czy jest sens walczyć i samej się zastanowić czy się chce o to małżeństwo walczyć.
Jaka do tego motywacja.
Bo jeśli jedynie taka by nie być samej to słaba.
I jak koleżanką wyżej napisała, istotne na czym opiera się to małżeństwo, bo nikt nie napisał że tylko na seksie przecież.
104 2021-12-13 18:33:57 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-12-13 22:30:34)
To dopiero pierwszy dzień i druga strona wątku ,nie ma co tak gnać z tymi analizami wstecz ani za bardzo do przodu.
walnęło i już , przeszłości się nie wskrzesi ani analizowaniem ,ani podrygami sentymentów,ocenami kto winny .
105 2021-12-13 18:43:07 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-13 18:43:47)
Niestety ale to jest właśnie moment by się zastanowić czego się chce.
Bo w głowie tego męża też jest huśtawka i wszystko się decyduje.wbrew pozorom od zachowania żony wiele zależy.
To nie malzenstwo z małymi dziećmi, gdzie mąż będzie się miotal miesiącami.
Ale to moja obserwacja nie musi być słuszna.
Ale to już wszystko w tym wątku ode mnie:)
"istotne na czym opiera się to małżeństwo, bo nikt nie napisał że tylko na seksie przecież."
Tylko dla większości facetów głównie na seksie... Czasem myślę, że żeby nie seks pod ręką, to mało który zakładał by rodzinę...
Bo przecież facet nie jest stworzony do monogamii
A to wszystko przez ten patriarchat... Zawsze facetom było więcej wolno...
Ale też są tacy, co kochają i szanują swoją kobietę, nawet nie pomyślą o zdradzie.
Mówienie żonie, że się ją kocha, jednocześnie zdradzając, jest hipokryzją.
107 2021-12-13 19:02:48 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-12-13 19:30:10)
Najwięcej to teraz jeszcze zależy jaki jest układ z kochanką jak silny i ważny dla męża to niestety ma i może mieć największy wpływ
Melancholii zachowanie pewnie też ,ale ona nie wie o kulisach,o tajemnicach i obietnicach ,nie zna stopnia poziomu ani skali więzi w tamtym układzie czy relacji,ma do dyspozycji to jak słyszy i jak widzi jak odbierze to co usłyszy i zobaczy
najwięcej słów najtrudniejszych do zweryfikowania .
Wszystko co usłyszy da się podważyć,nawet samokrytykę męża że uznał siebie za szmatę to nie musi nic znaczyć jeżeli się zakochał
nawet to że mówi nie kocham kochanki może być nieprawdą .
Wiele powiązań też zdecyduje co dalej,relacje z dziećmi,firma ,koneksje itp no i czy ma odwagę on.
Tu i teraz przeszłość jest martwa a przyszłości jeszcze nie ma ,szamotanie i huśtawki to teraz największy kłopot .
W emocjach zaraz po ciosie moim zdaniem trudno podjąć taką ważną ostateczną decyzję ,której się nie będzie żałowało.
A to oczekiwanie/pytanie męża na odchodne wczoraj to nie najlepiej rokuje ,podejrzewam że podświadomie zmienił zachowanie wobec żony a Autorka uruchomiła intuicję, to bywa u zdradzających celowe zagranie,uniknięcie decyzji i zwalenie jej na głowę osoby zdradzonej, stary numer i sztuczka, zagrywka ukryta ,prowokacja nie wyssana z palca udowodniona przez kryminologów .
Ten romans nie wydał się przez nieuwagę i głupotę, dziecinne przywiązanie do romantycznych bzdetów ,serduszek ,fotek, smsów zostawianych z sentymentu na pamiątkę.
To moje zdanie, też nie jedynie słuszne .
Żadnych gwarancji nie ma nie było i nie będzie, tylko słowo uczucia i myśli ukryte ,wiara i zgoda na wpływ ,nawet jak Melancholia zmieni się w demona seksu nie ma żadnej gwarancji na wierność,ba nawet jak by była wcześniej nim ,nie było gwarancji że mąż nie zdradzi i będzie wierny .
Tylko dla większości facetów głównie na seksie... Czasem myślę, że żeby nie seks pod ręką, to mało który zakładał by rodzinę...
Inne mam obserwacje:) dla mężczyzn rodzina i dzieci to tez jest wartość, tak jak dla kobiet.
Z innej beczki, Nie ma przymusu posiadania dzieci, a seks uprawiać można:) Wazektomia akurat jest w tym kraju dozwolona:D
Ale też są tacy, co kochają i szanują swoją kobietę, nawet nie pomyślą o zdradzie.
Mówienie żonie, że się ją kocha, jednocześnie zdradzając, jest hipokryzją.
Zgadzam się, ze są tacy mężczyźni, i kobiety również, co zdrada w ich życiu nie wystąpi nigdy. Po prostu.
I jak coś ważnego dla nas nie gra w związku to są inne drogi wyjścia - rozmowy, terapie małżeńskie, separacja, nawet rozejście się, a nie zdrada.
A ja napisze tez coś z drugiej strony - dla mnie miłość i seks są nierozłączne, miłość i bycie uważnym na potrzeby męża sa nierozłączne, miłość i dbanie o męża sa nierozłączne. I ja jako żona i kobieta oczekuje tego samego od męża - miłości, szacunku, uważności na moje potrzeby, dbanie o moje poczucie bezpieczeństwa w związku.
Ten smutny czas To tez czas dla Melancholii, by zastanowić się, jak było, co mogłoby się zmienić i czy ma do tego siły, energię, czy widzi sens dalszego małżeństwa ...
zaczekaj na powrot. w miedzyczasie idz na jakas porade do adwokata, ale nie podejmuj jeszcze zadnej decyzji.
emocje to zly doradca. to w koncu 35 lat malzenstwa, pewnie koscielnego. nie da si etego od tak wyrzucic do kosza, wymazac z pamieci. zaczekaj az maz wroci.
z tego, co pisalas, byl dobrym mezem (oczywiscie nie liczac romansu). oddasz go tal latwo? gdybyscie byli mlodsi, on tylko jakims twoim chlopakiem nie doradzalabym ci drugiej szansy, ale to nie jakis tam facet, ale jednak twoj maz, z ktorym dzielilas cale zycie.
Paslawek, ot co, relacje z kochanką mnie przerażają. To co mówił, wiem, że było przeznaczone dla moich uszu, niekoniecznie tak czuje. jednak ta relacja trwa jakiś czas, więc i uczucia mogły się pojawić. Boję się, że jest dla niego ważna, czy ważniejsza ode mnie? możliwe, bo nowsza. Zawsze pociąga to co nowe i nieznane. Może jest młodsza, ładniejsza, może ma piękniejsze ciało. Nie wiem czy potrafiłby poświęcić nasze małzeństwo. Wcześniej powiedziałabym, że nie, ale im więcej czytam na forach do czego zdolni są mężowie, tym bardziej uświadamiam sobie, że wszystko jest możliwe. Mnie też to jego pytanie zaniepokoiło, bo nie określił się sam czego on chce, tylko pytał o to mnie. Teraz mam wrażenie, że od mojej odpowiedzi mógłby uzależnić czy zakończyć romans czy nie. Bo przecież gdybym powiedziała, że chcę rozwodu, to po co ma kończyć, żeby zostać samemu? Przecież jakiś tam początek związku już jest, to po co psuć. Masakra co ja mam w głowie. A to, że nawet smsa nie napisał jeszcze bardziej mi miesza. Może jest teraz u niej i razem się cieszą, że już wiem.
Na razie nie wiem czy widzę szanse dla naszego małżeństwa, ale to nie ma znaczenia dopóki on nie wróci. Może się okazać, że już podjął decyzję za nas oboje.
zaczekaj na powrot. w miedzyczasie idz na jakas porade do adwokata, ale nie podejmuj jeszcze zadnej decyzji.
emocje to zly doradca. to w koncu 35 lat malzenstwa, pewnie koscielnego. nie da si etego od tak wyrzucic do kosza, wymazac z pamieci. zaczekaj az maz wroci.
z tego, co pisalas, byl dobrym mezem (oczywiscie nie liczac romansu). oddasz go tal latwo? gdybyscie byli mlodsi, on tylko jakims twoim chlopakiem nie doradzalabym ci drugiej szansy, ale to nie jakis tam facet, ale jednak twoj maz, z ktorym dzielilas cale zycie.
Czekam na powrót i wariuję. Na razie nie myślę o adwokacie tylko o psychologu, żeby poradzić sobie jakoś z emocjami.
Nikt się jakoś nie wypowiada na temat pomocy psychologicznej, ja nie mam doświadczenia w temacie zdrad, ale na pewno rozmowa z psychologiem by Ci pomogła, online poszukaj ale kobiety, bo mało który facet nas rozumie.
Powinnaś sobie ułożyć w głowie różne scenariusze i reakcję na nie.
Dobry specjalista pomoże naprowadzić na pewne schematy w Twoim myśleniu. Możesz poznać i nazwać emocje, mechanizmy obronne, skonfrontować utarte przekonania. Moim zdaniem warto spróbować- zawsze to jakieś nowe doświadczenie i osoba obca z którą łatwiej porozmawiać na trudne tematy, na dodatek psychologowie powinni być uzbrojeni w wiele narzędzi, które mogą okazać się przydatne. Da się to zrobić i bez terapii ale wsparcie w trudnych chwilach jest nieocenione, a rozwój bez trudności nie postępuje, zatem dobra okazja.
Osobiście nie korzystałam z powodu zdrady, bo jak pierwszy raz jej doświadczyłam to jeszcze nie było to tak popularne, nie mówiło się o terapiach w tym kontekście. Aczkolwiek wiele lat później byłam na kilku sesjach, bo chciałam się przygotować do bycia mamą ciężko niepełnosprawnego dziecka. Zeszło na tematy dotyczące samooceny i ona w wielu aspektach dawała popalić, a w przypadku mierzenia się z problemami jest kluczowa, by np nie robić autosabotażu. Psycholog pozwolił mi zauważyć moje mocne strony. Prawie się zakochałam. Serio? Tyle dobrych cech? A, to jakoś dam rady, co ja nie dam rady?
Dam rady i Ty też dasz rady.
Z mojej perspektywy, to te długie lata pięknego związku są już wystarczającym powodem do radości. 35 lat! Większości nie jest to dane.
O Boze weszlam tu i az mi rece opadły. Wspaniale forum, wspaniali ludzie, ktorzy pomogli wielu sie podnieść i...obrzydliwe, obrzydliwe wypowiedzi! Kobiecie dzien po odkryciu zdrady w 35-letnim malzenstwie wmawiać wine bo misio chcial seksu wiecej niz 2x w tyg?? SERIO? Dlaczego tak latwo Wam przychodzi usprawiedliwianie i racjonalizowanie tej krzywdy ktory jej maz zadawał radosnie od miesięcy i robi to pewnie w tym momencie gdy to piszę? Jego zona ktora mu urodzila dzieci, dbala o dom, prowadzila nim firme je 2 łyżki ryzu bo świat sie jej rozwalił, a Pan bzyka jakas mloda niunie a Wy kazecie sie zastanowić nad swoja winą jej??? Nie wiem jak niskie poczucie wartości Eli i Lady Loka trzeba miec by płaszczyc sie przed takim typem i probowac mu jeszcze pomagac w gaslightingu...No mi wszystko opadło. Serio..
Autorko, nic nie usprawiedliwia zdrady. To nie jest błąd, pomyłka, przypadek. To setki klamstw których byłaś ofiarą kazdego jednego dnia przez ostatnie miesiace. To dewaluacja Twojej osoby, Waszej rodziny, Ciebie jako czlowieka i jako kobiety. To kalkulacja. I nawet jeżeli w zwiazku są problemy i po 35 latach nir zawsze chcesz "rozkładać nogi" jak radzi Ela (tak na marginesie, jaka masakraaaa) - to NIC nie usprawiedliwia DECYZJI by wywalić 35 lat wspólnego zycia do śmietnika. Dlaczego tylko autorkę winicie o to ze nie probowala ratować małżeństwa? A jej maz? Jesli zauważył ze cos sie nie klei to co ON zrobil by bylo inaczej? Czy ON rozmawiał? Czy on zaproponował terapię? Czy on próbował ja jakos rozbudzić? Nie. Poszedl w długą, majac w dooopie wszystko co budowali przez tyle lat. I na koniec to ona ma sie nad soba zastanowić. Żarty jakies...
I nie, nie jestescie bardziej inteligentne i bardziej "fajne" ani bardziej "oswiecone" z ta poprawnoscia. Zlo jest złem. I to zlo trzeba nazwać. Zdrada jest przemoca psychiczna, jest nawet taka klasyfikacja (post infidelity stress disorder) i od osób które tego doswiadvzyly oczekiwalabym wiecej empatii.
Ja mam dosc jasne poglądy bo gdybym mogla cofnac czas to meza wywalilabym w minutę po.odkryciu zdrady. Nie zrobilam tego przez co dlugie miesiące bylam ofiara gaslightingu, przerzucania winy, przesuwania granic. Nigdy nikt nie powinien przechodzic przez cos takiego. Ja bym zdrajcy nie orzyjela z powrotem. Ale to Twoja decyzja Autorko.
Ochłoń Pain. Wielokrotnie tu pisałam, że zdrady się nie da usprawiedliwić. Ale jednocześnie winnymi rozpadu związku są obydwoje.
Ja się akurat skupiałam na jego wyjściu z sypialni. I tym, że sytuacja mu się przelała. Nigdzie nie napisałam, że Autorka jest winna całej tej sytuacji, wręcz napisałam, że powinni to ogarnąć inaczej.
I nie, nie obwiniam ofiary, ale tu jest szerszy obraz, który daje perspektywę naprawy związku gdyby obie strony tego chciały.
Ja za to milczenia Autorki względem męża nie uważam za dobrą monetę. Juz raz poszła w taktykę milczenia i skończyło się jak skończyło. Jak dla mnie, jeżeli to się ma skończyć inaczej niż rozwodem, to oboje powinni wreszcie zacząć ze sobą rozmawiać.
116 2021-12-13 22:03:06 Ostatnio edytowany przez Pani Melancholia (2021-12-13 22:04:03)
O Boze weszlam tu i az mi rece opadły. Wspaniale forum, wspaniali ludzie, ktorzy pomogli wielu sie podnieść i...obrzydliwe, obrzydliwe wypowiedzi! Kobiecie dzien po odkryciu zdrady w 35-letnim malzenstwie wmawiać wine bo misio chcial seksu wiecej niz 2x w tyg?? SERIO? Dlaczego tak latwo Wam przychodzi usprawiedliwianie i racjonalizowanie tej krzywdy ktory jej maz zadawał radosnie od miesięcy i robi to pewnie w tym momencie gdy to piszę? Jego zona ktora mu urodzila dzieci, dbala o dom, prowadzila nim firme je 2 łyżki ryzu bo świat sie jej rozwalił, a Pan bzyka jakas mloda niunie a Wy kazecie sie zastanowić nad swoja winą jej??? Nie wiem jak niskie poczucie wartości Eli i Lady Loka trzeba miec by płaszczyc sie przed takim typem i probowac mu jeszcze pomagac w gaslightingu...No mi wszystko opadło. Serio..
Autorko, nic nie usprawiedliwia zdrady. To nie jest błąd, pomyłka, przypadek. To setki klamstw których byłaś ofiarą kazdego jednego dnia przez ostatnie miesiace. To dewaluacja Twojej osoby, Waszej rodziny, Ciebie jako czlowieka i jako kobiety. To kalkulacja. I nawet jeżeli w zwiazku są problemy i po 35 latach nir zawsze chcesz "rozkładać nogi" jak radzi Ela (tak na marginesie, jaka masakraaaa) - to NIC nie usprawiedliwia DECYZJI by wywalić 35 lat wspólnego zycia do śmietnika. Dlaczego tylko autorkę winicie o to ze nie probowala ratować małżeństwa? A jej maz? Jesli zauważył ze cos sie nie klei to co ON zrobil by bylo inaczej? Czy ON rozmawiał? Czy on zaproponował terapię? Czy on próbował ja jakos rozbudzić? Nie. Poszedl w długą, majac w dooopie wszystko co budowali przez tyle lat. I na koniec to ona ma sie nad soba zastanowić. Żarty jakies...
I nie, nie jestescie bardziej inteligentne i bardziej "fajne" ani bardziej "oswiecone" z ta poprawnoscia. Zlo jest złem. I to zlo trzeba nazwać. Zdrada jest przemoca psychiczna, jest nawet taka klasyfikacja (post infidelity stress disorder) i od osób które tego doswiadvzyly oczekiwalabym wiecej empatii.
Ja mam dosc jasne poglądy bo gdybym mogla cofnac czas to meza wywalilabym w minutę po.odkryciu zdrady. Nie zrobilam tego przez co dlugie miesiące bylam ofiara gaslightingu, przerzucania winy, przesuwania granic. Nigdy nikt nie powinien przechodzic przez cos takiego. Ja bym zdrajcy nie orzyjela z powrotem. Ale to Twoja decyzja Autorko.
Aż się poryczałam przy czytaniu tego co napisałaś, nie mogłam doczytać do końca. Wiem, ze powinnam go spuścić na drzewo, ale jak mam to zrobić po tylu latach? Masz rację, nie tylko ja nie próbowałam, on też nie, a potem jak juz znalazł sobie dupę to pewnie nawet nie chciał. Powoli przestaję wierzyć we wszystko co mówił kiedy się wydało. Był przerażony jak małe dziecko, więc powiedziałby wszystko byle się wybielić. Nie wiem co dalej bedzie i jak długo będę jeszcze w takiej rozsypce. Jutro poszukam psychologa, bo bez tego jak nic przypłacę zdrowiem tą całą chorą sytuację. Dobrze, że mam wspaniałych synów, którzy w razie czego staną za mną murem, bo zawsze byliśmy blisko.
Ochłoń Pain. Wielokrotnie tu pisałam, że zdrady się nie da usprawiedliwić. Ale jednocześnie winnymi rozpadu związku są obydwoje.
Ja się akurat skupiałam na jego wyjściu z sypialni. I tym, że sytuacja mu się przelała. Nigdzie nie napisałam, że Autorka jest winna całej tej sytuacji, wręcz napisałam, że powinni to ogarnąć inaczej.
I nie, nie obwiniam ofiary, ale tu jest szerszy obraz, który daje perspektywę naprawy związku gdyby obie strony tego chciały.Ja za to milczenia Autorki względem męża nie uważam za dobrą monetę. Juz raz poszła w taktykę milczenia i skończyło się jak skończyło. Jak dla mnie, jeżeli to się ma skończyć inaczej niż rozwodem, to oboje powinni wreszcie zacząć ze sobą rozmawiać.
No niby nie oskarżasz ale oskarzasz. Wiesz, POWINNI rozmawiać. Sama to piszesz. Ale gdzies w tle to ta odpowiedzialnosc za rozmawianie bardziej spada na Autorke a nie na męża, który bez problemu porzucił sypialnie. Nawet w wyniku jakiejs spiny ale chyba gdyby facetowi zalezalo to by coś próbował, nie uważasz? I jak przepraszam to co zrobil mialo pomoc malzenstwu? Przeciez wszystko zepsul. Celowo. Myslisz ze jest o czym rozmawiac z kims, kto nie wykazał sie ZADNA inicjatywa by poprawic relację - Tylko z rozmysłem puka na boku?
Plisss. Wystarczy poczytac tu pierwszy lepszy wątek by wiedzieć, ze zdrada to już końcówka dewaluacji. I nie da sie wrocic do początku, do miłości i szacunku. A jesli zdrajca wraca to tylko z kalkulacji.
Autorko - nie biczuj siebie, nie daj sobie wmówić winy. Dbaj o siebie . Zadbaj o dowody.
Zdrajcy zrzucaja maske jak sie okaze ze ich ofiara wstala z kolan i jest gotowa do walki...Ale po drugiej stronie jest nowe zycie, jest nalrawde spoko. Tylko czasu potrzebujesz
O Boze weszlam tu i az mi rece opadły. Wspaniale forum, wspaniali ludzie, ktorzy pomogli wielu sie podnieść i...obrzydliwe, obrzydliwe wypowiedzi! Kobiecie dzien po odkryciu zdrady w 35-letnim malzenstwie wmawiać wine bo misio chcial seksu wiecej niz 2x w tyg?? SERIO? Dlaczego tak latwo Wam przychodzi usprawiedliwianie i racjonalizowanie tej krzywdy ktory jej maz zadawał radosnie od miesięcy i robi to pewnie w tym momencie gdy to piszę? Jego zona ktora mu urodzila dzieci, dbala o dom, prowadzila nim firme je 2 łyżki ryzu bo świat sie jej rozwalił, a Pan bzyka jakas mloda niunie a Wy kazecie sie zastanowić nad swoja winą jej??? Nie wiem jak niskie poczucie wartości Eli i Lady Loka trzeba miec by płaszczyc sie przed takim typem i probowac mu jeszcze pomagac w gaslightingu...No mi wszystko opadło. Serio..
Autorko, nic nie usprawiedliwia zdrady. To nie jest błąd, pomyłka, przypadek. To setki klamstw których byłaś ofiarą kazdego jednego dnia przez ostatnie miesiace. To dewaluacja Twojej osoby, Waszej rodziny, Ciebie jako czlowieka i jako kobiety. To kalkulacja. I nawet jeżeli w zwiazku są problemy i po 35 latach nir zawsze chcesz "rozkładać nogi" jak radzi Ela (tak na marginesie, jaka masakraaaa) - to NIC nie usprawiedliwia DECYZJI by wywalić 35 lat wspólnego zycia do śmietnika. Dlaczego tylko autorkę winicie o to ze nie probowala ratować małżeństwa? A jej maz? Jesli zauważył ze cos sie nie klei to co ON zrobil by bylo inaczej? Czy ON rozmawiał? Czy on zaproponował terapię? Czy on próbował ja jakos rozbudzić? Nie. Poszedl w długą, majac w dooopie wszystko co budowali przez tyle lat. I na koniec to ona ma sie nad soba zastanowić. Żarty jakies...
I nie, nie jestescie bardziej inteligentne i bardziej "fajne" ani bardziej "oswiecone" z ta poprawnoscia. Zlo jest złem. I to zlo trzeba nazwać. Zdrada jest przemoca psychiczna, jest nawet taka klasyfikacja (post infidelity stress disorder) i od osób które tego doswiadvzyly oczekiwalabym wiecej empatii.
Ja mam dosc jasne poglądy bo gdybym mogla cofnac czas to meza wywalilabym w minutę po.odkryciu zdrady. Nie zrobilam tego przez co dlugie miesiące bylam ofiara gaslightingu, przerzucania winy, przesuwania granic. Nigdy nikt nie powinien przechodzic przez cos takiego. Ja bym zdrajcy nie orzyjela z powrotem. Ale to Twoja decyzja Autorko.
Wiesz, jakoś miałem takie przeczucie, ze akurat Ty napiszesz taki komentarz:) Ela i Loka mają chyba syndrom przedawkowania forum. Kobiecie świat się zawalił, A te każą biczować się dodatkowo.
Ochłoń Pain. Wielokrotnie tu pisałam, że zdrady się nie da usprawiedliwić. Ale jednocześnie winnymi rozpadu związku są obydwoje.
Ja się akurat skupiałam na jego wyjściu z sypialni. I tym, że sytuacja mu się przelała. Nigdzie nie napisałam, że Autorka jest winna całej tej sytuacji, wręcz napisałam, że powinni to ogarnąć inaczej.
I nie, nie obwiniam ofiary, ale tu jest szerszy obraz, który daje perspektywę naprawy związku gdyby obie strony tego chciały.Ja za to milczenia Autorki względem męża nie uważam za dobrą monetę. Juz raz poszła w taktykę milczenia i skończyło się jak skończyło. Jak dla mnie, jeżeli to się ma skończyć inaczej niż rozwodem, to oboje powinni wreszcie zacząć ze sobą rozmawiać.
Lady Loka, o jakim moim milczeniu względem męża piszesz?
Powiem tak, różnica zdań wynika też z wieku i doświadczenia życiowego, więc zawsze będzie inna.
Trzeba też zawsze brać poprawkę na nasze osobowości i charaktery. Rozmowa też wszystkiego nie załatwia, bo okopujemy się przy swoich stanowiskach.
Inaczej się widzi związek po kilku latach małżeństwa, inny po kilkudziesięciu.
Gadki szmatki. Za dużo dobrych chęci i już ślizgamy się po piekielnej posadzce, wybijamy sobie zęby i tyle z tego pożytku.
122 2021-12-13 22:56:44 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-12-13 22:59:11)
Lady Loka napisał/a:Ochłoń Pain. Wielokrotnie tu pisałam, że zdrady się nie da usprawiedliwić. Ale jednocześnie winnymi rozpadu związku są obydwoje.
Ja się akurat skupiałam na jego wyjściu z sypialni. I tym, że sytuacja mu się przelała. Nigdzie nie napisałam, że Autorka jest winna całej tej sytuacji, wręcz napisałam, że powinni to ogarnąć inaczej.
I nie, nie obwiniam ofiary, ale tu jest szerszy obraz, który daje perspektywę naprawy związku gdyby obie strony tego chciały.Ja za to milczenia Autorki względem męża nie uważam za dobrą monetę. Juz raz poszła w taktykę milczenia i skończyło się jak skończyło. Jak dla mnie, jeżeli to się ma skończyć inaczej niż rozwodem, to oboje powinni wreszcie zacząć ze sobą rozmawiać.
No niby nie oskarżasz ale oskarzasz. Wiesz, POWINNI rozmawiać. Sama to piszesz. Ale gdzies w tle to ta odpowiedzialnosc za rozmawianie bardziej spada na Autorke a nie na męża, który bez problemu porzucił sypialnie. Nawet w wyniku jakiejs spiny ale chyba gdyby facetowi zalezalo to by coś próbował, nie uważasz? I jak przepraszam to co zrobil mialo pomoc malzenstwu? Przeciez wszystko zepsul. Celowo. Myslisz ze jest o czym rozmawiac z kims, kto nie wykazał sie ZADNA inicjatywa by poprawic relację - Tylko z rozmysłem puka na boku?
Plisss. Wystarczy poczytac tu pierwszy lepszy wątek by wiedzieć, ze zdrada to już końcówka dewaluacji. I nie da sie wrocic do początku, do miłości i szacunku. A jesli zdrajca wraca to tylko z kalkulacji.
Autorko - nie biczuj siebie, nie daj sobie wmówić winy. Dbaj o siebie . Zadbaj o dowody.
Zdrajcy zrzucaja maske jak sie okaze ze ich ofiara wstala z kolan i jest gotowa do walki...Ale po drugiej stronie jest nowe zycie, jest nalrawde spoko. Tylko czasu potrzebujesz
Pain, litości...
Odpisuję Autorce, a nie jej męzowi. Więc logiczne, że proponuję jej żeby z nim porozmawiała. Jakby on tu pisał, że ma za mało seksu to też proponowałabym mu najpierw rozmowę, a potem rozwód, a nie skok w bok...
Nie oskarżam. Mówię, że wina leży po OBU stronach. Nie wina za zdradę tylko za rozkład małżeństwa. Autorka w tym momencie nie dostałaby rozwodu z orzeczeniem o wyłącznej winie męża. Takie są realia. Jest współwinna rozkładu pożycia. Tak jak i mąż. Żadne nie rozmawiało, zamiatali problem pod dywan. Aż problem wyleciał, bo w końcu wylecieć musiał.
Przede wszystkim to Melancholia musi postanowić, czego chce. Też nie ma jej co wmawiać że musi natychmiast wywalić męża za drzwi i się rozwodzić, bo jezeli oboje będą chcieć i oboje się zdecydują na naprawianie małżeństwa, to mają na to naprawdę niezłe szanse. O ile OBOJE tego chcą. Bo jak nie chcą to nie ma o czym rozmawiać. I ja rozumiem, Pain, że Ty zdradzacza byś od razu wywaliła, ale czasami da się małżeństwo odbudować. I czasaki warto. Decyzja do podjęcia dla Autorki.
Edit. Melancholio, chodzi mi o to milczenie jak się wyniósł z sypialni. Wtedy żadne z Was nie wyciągnęło ręki na zgodę. Tym razem wchodzicie w ten sam schemat i jeżeli faktycznie chcesz to ratować, to warto się nad tym zastanowić, bo takie milczenie też nie jest dobre. Bo jak nie chcesz ratować to też lepiej w tym czasie spakować walizki
PainIsFinite napisał/a:Lady Loka napisał/a:Ochłoń Pain. Wielokrotnie tu pisałam, że zdrady się nie da usprawiedliwić. Ale jednocześnie winnymi rozpadu związku są obydwoje.
Ja się akurat skupiałam na jego wyjściu z sypialni. I tym, że sytuacja mu się przelała. Nigdzie nie napisałam, że Autorka jest winna całej tej sytuacji, wręcz napisałam, że powinni to ogarnąć inaczej.
I nie, nie obwiniam ofiary, ale tu jest szerszy obraz, który daje perspektywę naprawy związku gdyby obie strony tego chciały.Ja za to milczenia Autorki względem męża nie uważam za dobrą monetę. Juz raz poszła w taktykę milczenia i skończyło się jak skończyło. Jak dla mnie, jeżeli to się ma skończyć inaczej niż rozwodem, to oboje powinni wreszcie zacząć ze sobą rozmawiać.
No niby nie oskarżasz ale oskarzasz. Wiesz, POWINNI rozmawiać. Sama to piszesz. Ale gdzies w tle to ta odpowiedzialnosc za rozmawianie bardziej spada na Autorke a nie na męża, który bez problemu porzucił sypialnie. Nawet w wyniku jakiejs spiny ale chyba gdyby facetowi zalezalo to by coś próbował, nie uważasz? I jak przepraszam to co zrobil mialo pomoc malzenstwu? Przeciez wszystko zepsul. Celowo. Myslisz ze jest o czym rozmawiac z kims, kto nie wykazał sie ZADNA inicjatywa by poprawic relację - Tylko z rozmysłem puka na boku?
Plisss. Wystarczy poczytac tu pierwszy lepszy wątek by wiedzieć, ze zdrada to już końcówka dewaluacji. I nie da sie wrocic do początku, do miłości i szacunku. A jesli zdrajca wraca to tylko z kalkulacji.
Autorko - nie biczuj siebie, nie daj sobie wmówić winy. Dbaj o siebie . Zadbaj o dowody.
Zdrajcy zrzucaja maske jak sie okaze ze ich ofiara wstala z kolan i jest gotowa do walki...Ale po drugiej stronie jest nowe zycie, jest nalrawde spoko. Tylko czasu potrzebujeszPain, litości...
Odpisuję Autorce, a nie jej męzowi. Więc logiczne, że proponuję jej żeby z nim porozmawiała. Jakby on tu pisał, że ma za mało seksu to też proponowałabym mu najpierw rozmowę, a potem rozwód, a nie skok w bok...Nie oskarżam. Mówię, że wina leży po OBU stronach. Nie wina za zdradę tylko za rozkład małżeństwa. Autorka w tym momencie nie dostałaby rozwodu z orzeczeniem o wyłącznej winie męża. Takie są realia. Jest współwinna rozkładu pożycia. Tak jak i mąż. Żadne nie rozmawiało, zamiatali problem pod dywan. Aż problem wyleciał, bo w końcu wylecieć musiał.
Przede wszystkim to Melancholia musi postanowić, czego chce. Też nie ma jej co wmawiać że musi natychmiast wywalić męża za drzwi i się rozwodzić, bo jezeli oboje będą chcieć i oboje się zdecydują na naprawianie małżeństwa, to mają na to naprawdę niezłe szanse. O ile OBOJE tego chcą. Bo jak nie chcą to nie ma o czym rozmawiać. I ja rozumiem, Pain, że Ty zdradzacza byś od razu wywaliła, ale czasami da się małżeństwo odbudować. I czasaki warto. Decyzja do podjęcia dla Autorki.
Edit. Melancholio, chodzi mi o to milczenie jak się wyniósł z sypialni. Wtedy żadne z Was nie wyciągnęło ręki na zgodę. Tym razem wchodzicie w ten sam schemat i jeżeli faktycznie chcesz to ratować, to warto się nad tym zastanowić, bo takie milczenie też nie jest dobre. Bo jak nie chcesz ratować to też lepiej w tym czasie spakować walizki
Nie do końca rozumiem co masz na myśli. Przecież wiem, że powinniśmy porozmawiać, ale przecież wyjechał, nie ma go, mam do niego dzwonić i dyskutować na tak poważny temat przez telefon? Przecież to niedorzeczne. Poza tym wydaje mi się, że teraz piłka jest po jego stronie, ja już zainicjowałam rozmowę zanim wyjechał. Teraz czekam na jakikolwiek sygnał, a tu ani nie dzwoni ani nie pisze.
124 2021-12-13 23:06:25 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-12-13 23:20:52)
W temacie autorki wypowiadać się już nie będę jak pisalam.
ale pozwolę sobie w tym watku zrobić jedną uwagę:
WIELKA WIELKA SZKODA, że to forum traci swoja wyjątkowość- czyli forum wymiany myśli, bez konieczności tłumaczenia się, że ma się inny pogląd na coś niż większość.
zmienia się w inne podobne sobie internetowe miejsca, gdzie powstają koterie wzajemne czy ktoś koniecznie chce zamienić to miejsce w grupę wsparcia- a to zupełnie inna funkcja- potrzebna, ale niekoniecznie służąca rozwiązywaniu problemów.
wg mnie to upadek forum. Jeszcze parę lat temu w tym miejscu mozna było usłyszeć różne głosy i coś dla siebie z tych analiz wybrać- teraz jak ktos podniedie odmienne zdanie, rozlega się wrzask.
mniejsza o mnie- ale dlaczego LL poswięcając swój czas ma w ciąży wysłuchiwać inwektyw pod swoim adresem?- bo grupa Pań chce się poczuć rażniej, bo wszyscy mają to samo zdanie?
W sądzie Loka to wygrywa ten z małżonków ,kto ma najlepszego papugę znaczy adwokata .
W sądzie Loka to wygrywa ten z małżonków ,kto ma najlepszego papugę znaczy adwokata .
Zależy co przedstawią, akurat ostatnio czytałam książkę o rozwodach i właśnie zaskoczyło mnie takie podejście. Nie wiedziałam wcześniej o tym, że rozwodu z winy jednej strony nie będzie, jeżeli do tej winy doszło z winy strony drugiej.
Zaraz będzie znowu że oskarżam, ale nie wiem jak to ładniej ująć. Generalnie prawo rozwodowe jest dosyć ciekawym zagadnieniem fajnie się powgłębiać na konkretnych przykładach.
Nie wiem jaki cel ma współobwinienie Autorki za zdradę męża i na tym etapie. To mniej więcej tak, jakby obserwować tonącego i ubolewać, że nie nauczył się pływać. Na mądrości i wielopoziomowe analizy przyjdzie jeszcze czas. Tymczasem doraźna pomoc, czyli trochę empatii. Cóż, chciałoby się przewinąć rzeczywistość do momentu, w którym wielu z nas już jest, lecz nie da się. Każdą emocję musisz przeżyć, często wielokrotnie. Zderzyć się z kłamstwami, na które nie jesteś przygotowywana i półprawdami, w które będziesz chciała wierzyć. O charakterze ich relacji dowiesz się z czasem, a i tak będzie to w większości efekt Twoich śledztw i rekonstrukcji zdarzeń. Na prawdę chyba nie bardzo masz co liczyć. Najważniejsze dla Ciebie na teraz, to nie zamykać się w pułapce domysłów. Znaleźć coś, co pomoże wyprowadzić emocje. Kino, kawa z przyjaciółką, a może krótki wyjazd, jeśli masz takie możliwości. To trudne, kiedy chce się siedzieć i wyć, a jednak odsunięcie destrukcyjnych myśli- konieczne. Nie myśl za niego, nie przygotowywuj gotowych rozwiązań, ale też nie szykuj stosu. Oczekuj rozmowy, wyjaśnień i dąż do nich. Niech ze swoimi decyzjami mierzy się sam, nie pomagaj mu w tym. W tej sytuacji nie jesteś mu nic winna. Zwłaszcza: lojalności. Ochłoń i uwierz sobie, nie ratuj małżeństwa za was dwoje. Nie planuj długofalowo, unikaj histerii bo ona będzie dla niego dodatkowym paliwem. Psycholog to bardzo dobry pomysł. Potrzebujesz teraz kogoś, kto pomyśli za Ciebie i w Twoim imieniu.
Pisz tu, ale nie angażuj się w dyskusje jak leci. Dużo tutaj trzeszczącego ego, mniej merytoryki Osobiście polecam paslawka, no i wpadnie pewnie jeszcze kilka fajnych dusz
Dasz radę, tylko trochę Cię to przemieli.
128 2021-12-13 23:24:08 Ostatnio edytowany przez Pani Melancholia (2021-12-13 23:28:31)
paslawek napisał/a:W sądzie Loka to wygrywa ten z małżonków ,kto ma najlepszego papugę znaczy adwokata .
Zależy co przedstawią, akurat ostatnio czytałam książkę o rozwodach i właśnie zaskoczyło mnie takie podejście. Nie wiedziałam wcześniej o tym, że rozwodu z winy jednej strony nie będzie, jeżeli do tej winy doszło z winy strony drugiej.
Zaraz będzie znowu że oskarżam, ale nie wiem jak to ładniej ująć. Generalnie prawo rozwodowe jest dosyć ciekawym zagadnieniemfajnie się powgłębiać na konkretnych przykładach.
Rozwód z orzeczeniem winy jednej ze stron może się ciągnąć w nieskończoność, nie wyobrażam sobie tego. Poza tym ja nie mam żadnych dowodów które mogłabym przedstawić w sądzie. Z resztą na ten moment jeszcze nawet rozwodu nie rozważałam, tak jak już gdzieś powyżej pisałam, muszę poczekać i porozmawiać ze zdrajcą, wtedy jakoś poukładam sobie w głowie, chyba. Tutaj bardzo dużo zależy od niego.
W temacie autorki wypowiadać się już nie będę jak pisalam.
ale pozwolę sobie w tym watku zrobić jedną uwagę:
WIELKA WIELKA SZKODA, że to forum traci swoja wyjątkowość- czyli forum wymiany myśli, bez konieczności tłumaczenia się, że ma się inny pogląd na coś niż większość.
zmienia się w inne podobne sobie internetowe miejsca, gdzie powstają koterie wzajemne czy ktoś koniecznie chce zamienić to miejsce w grupę wsparcia- a to zupełnie inna funkcja- potrzebna, ale niekoniecznie służąca rozwiązywaniu problemów.
wg mnie to upadek forum. Jeszcze parę lat temu w tym miejscu mozna było usłyszeć różne głosy i coś dla siebie z tych analiz wybrać- teraz jak ktos podniedie odmienne zdanie, rozlega się wrzask.
mniejsza o mnie- ale dlaczego LL poswięcając swój czas ma w ciąży wysłuchiwać inwektyw pod swoim adresem?- bo grupa Pań chce się poczuć rażniej, bo wszyscy mają to samo zdanie?
Ela - polecam przeczytanie swojego wątku i refleksję: "Jakbym się czuła jakby mi pisali, że rozpad mojego małżeństwa to moja wina" i to w dzień w którym dowiedziałaś się o zdradzie. P.s. Może to nie forum się zmieniło, tylko Ty?
Mnie tez zdradzał mąż, w porównaniu do Waszego stażu Melancholio, to nic, byliśmy 7 lat razem, ale bolało mocno, bardzo. Dzieci całe szczęście nie mieliśmy. U niego to były raczej skoki w bok niż „romanse” i inne używki (pisze „raczej”, bo całej prawdy nie znam do dziś, nie była już mi potem do niczego potrzebna).
Zdrad winny był tylko on, ale do tego jak było w naszym małżeństwie przed zdradami swoją cegłę (cegłę! Nie cegiełkę) dołożyłam tez ja.
Odrobiłam bolesna lekcje po rozstaniu, weszłam wgłąb siebie, wydaje mi się, że dostrzegłam po czasie swoje błędy. I teraz - bedac po latach w drugim małżeństwie - staram się żyć inaczej, nie popełniać błędów z przeszłości ...
zdradzacza nigdy nie będę usprawiedliwiać, ale każda ze stron powinna posypać głowę popiołem.
Ja sypałam.