Napisałeś ,, My mamy zresztą nietypową sytuację bo nikt z problemami finansowymi ze związku nie wychodzi, a jż na chwilę obecną jest sama, a nie w skowronkach z kimś z boku. " i to może jest ta przyczyna że myśli mózgiem ale gdyby dalej romans trwał to inaczej pewnie by się to wszystko skończyło. Tak jak napisali nie wierz jej i miej duży margines nieufności gdyż jak w filmie powiedzieli przed tym wszystkim dałbyś rękę sobie odciąć za żonę a teraz byś jej nie miał. Może oprzytomniała, zobaczyła zgliszcza, przeanalizowała uczucie do ciebie i doszła do wniosku że już do ciebie nic nie odczuwa. Zdając sobie sprawę co zrobiła i myśląc że ty jednak dużo wiesz ( nie wiesz wszystkiego może jeszcze bo nie jesteś przy niej 24 godz/dobę) to nie ma szansy abyście kontynuowali związek bo z czasem psychika u ciebie siądzie. Może zostaniecie jak ten wyjątek w regule że po rozwodzie będziecie kolegami, znajomymi. Smutne to że w zasadzie że zamiast walczyć o miłość to poddała się walkowerem .
,, Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze .. "
Windy.Sam pisałeś ,że Twoja jż jest inteligentną kobietą.Przeanalizowała swoją sytuację, nie ma pewności czy Ty nie dysponujesz kopiami dowodów i słusznie doszła do wniosku,że wojna jej się po prostu nie opłaca.Zbyt wiele może stracić finansowo i wizerunkowo.To proste wyjaśnienie jej zachowania.W zasadzie za zdradę spotyka ją nagroda,hojna nagroda.Dom ,kasa ,wolność i niezależność.A jak zachowa się po rozwodzie ,to jest wielką niewiadomą.Ty wierzysz we wszystko co mówi i obiecuje.Kiedyś też jej ufałeś i wierzyłeś .Czym to się skończyło dobrze wiesz.Zachowaj ostrożność do końca.Miej jakiś margines własnego bezpieczeństwa.Pozdrawiam.
O margines bezpieczeństwa się nie obawiam, nadal w razie potrzeby jestem na znacznie lepszej pozycji - czuję na teraz wielką ulgę, że to nie ma znaczenia i widzę, jak bardzo dużo siły mi to daje.
Wojna nigdy i nikomu się nie oplaca, tylko często i tak do niej dochodzi. Znasz parę, której wojna przy rozwodzie poskutkowała czyimkolwiek zwycięstwem w dłuższej perspektywie? Czasem po prostu jedna strona ma mniejsze straty.
Ja nie traktuję uczciwego rozstania jako hojnej nagrody. To, że jż zrobiła świństwo prędzej czy później poskutkuje u niej poczuciem winy i jest to krzywda, którą w szerszym kontekście zrobiła raczej sama sobie.
Tak czy inaczej potrzebujemy rozstania, tak czy inaczej uznaję jej wkład w ten związek i majatek za tak samo znaczący jak mój.
Ja zamiast się na nią zżymać, to jej w zasadzie współczuję. Przy jej cechach osobowości, o których tu nawet nie pisałem, będzie jej po prostu ciężko - poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkowego oparcia znika, a w zamian pozostaje pustka i mglista nadzieja na lepsze jutro. Nie mamy po 20 lat - dla samotnej matki z dwójką dzieci życie po prostu jest obiektywnie trudniejsze niż w parze, nawet jeśli ojciec dziecka jest zaangażowany w opiekę w takim samym wymiarze. Sensownych kandydatów na wielką miłość i trwały związek na rynku mało, czas płynie, codzienność dociska.
Dla nas obojga, dla dzieci - oby każde z nas ułożyło sobie szczęśliwie życie. A gdzie, jak i z kim - okaże się.
Napisałeś ,, My mamy zresztą nietypową sytuację bo nikt z problemami finansowymi ze związku nie wychodzi, a jż na chwilę obecną jest sama, a nie w skowronkach z kimś z boku. " i to może jest ta przyczyna że myśli mózgiem ale gdyby dalej romans trwał to inaczej pewnie by się to wszystko skończyło. Tak jak napisali nie wierz jej i miej duży margines nieufności gdyż jak w filmie powiedzieli przed tym wszystkim dałbyś rękę sobie odciąć za żonę a teraz byś jej nie miał. Może oprzytomniała, zobaczyła zgliszcza, przeanalizowała uczucie do ciebie i doszła do wniosku że już do ciebie nic nie odczuwa. Zdając sobie sprawę co zrobiła i myśląc że ty jednak dużo wiesz ( nie wiesz wszystkiego może jeszcze bo nie jesteś przy niej 24 godz/dobę) to nie ma szansy abyście kontynuowali związek bo z czasem psychika u ciebie siądzie. Może zostaniecie jak ten wyjątek w regule że po rozwodzie będziecie kolegami, znajomymi. Smutne to że w zasadzie że zamiast walczyć o miłość to poddała się walkowerem .
,, Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze .. "
Nawet jak nie chcę to i tak co nieco się dowiaduję i moje obserwacje się potwierdzają, tylko teraz to już bez znaczenia - nie chcę i nie zamierzam jej śledzić. Wyprowadzam się, jż ma pełną wolność, ja również.
Związku po prostu już nie ma i tak jak napisałeś, smutne to wszystko.
sensowny kandydat wg Ciebie a wg niej to moga być bardzo różne osoby. Nie zakładaj że bedzie jej trudniej niż Tobie,
Znowu patrzyszze swojej perspektywy gdzie rodzina i partner o określonych cechach są cenni.
gdyby tak było- to nie byłoby dzisiaj tego tematu.
sensowny kandydat wg Ciebie a wg niej to moga być bardzo różne osoby. Nie zakładaj że bedzie jej trudniej niż Tobie,
Znowu patrzyszze swojej perspektywy gdzie rodzina i partner o określonych cechach są cenni.
gdyby tak było- to nie byłoby dzisiaj tego tematu.
Nie zakładam, po prostu samotnym matkom w okolicy 40 jest statystycznie trudniej znaleźć kogoś naprawdę na stałe - u jż może być oczywiście inaczej i oby tak bylo, ale obawy pewnie teraz ma i łatwo jej nie będzie. Ja nie będę szukał nikogo na stałe, dopóki nie dojdę do siebie i nie wiem, ile to potrwa - więc pod tym kątem będzie mi łatwiej:)
Dzisiaj wypaliła, że nie muszę się już natychmiast wyprowadzać (dzisiaj znowu się testowałem i nadal jestem pozytywny) i to też jest wyraz tych obaw jak dla mnie - my teraz "normalnie" wieczorem film obejrzymy, wypijemy lampkę wina, pogadamy - obojgu nam będzie tego brakować. A ja muszę się wyprowadzić, żeby złapać oddech - nie będę się przy jż żałośnie rozsypywał, bo emocję bujają mną jak sztorm łajbą. Po wyprowadzce złapię dystans, ochłonę, poznam nowych ludzi.
Nie wszystko tu piszę, zresztą nie jest to rzecz, która powinna moją głowę teraz zaprzątać.
Windy.Twoja jż ma a przynajmniej miała do niedawna w głowie niezły pierdolnik.Może nawet większy niż TY.Motyle zdechły i wróciła szara rzeczywistość.Ona doskonale wie co zrobiła jak skrzywdziła Ciebie ,dzieci i samą siebie.Za wszelką cenę chciała to sobie jakoś uzasadnić,przekonać siebie samą że dobrze robi.Dlatego te nocne szaleńcze wyprawy do klubów i szukanie emocji z byle kim,byle gdzie i byle jak.Teraz chyba dotarło do niej że coś się nieuchronnie kończy,nie będzie Ciebie ,bezpieczeństwa ,dzieci będą wymagały więcej czasu i zainteresowania z jej strony.Może podkreślam może coś jeszcze zrozumie coś zechce cofnąć, spróbować.Może skoro już tyle poświęciłeś siebie to rzeczywiście zostań.Może coś drgnie?I jeszcze jedno napisz o ile chcesz jak zareagowali rodzice ,teściowie rodzina.W końcu rozwód jakoś trzeba uzasadnić,to nie jest bułka z masłem.Trzymaj się.
Windy.Twoja jż ma a przynajmniej miała do niedawna w głowie niezły pierdolnik.Może nawet większy niż TY.Motyle zdechły i wróciła szara rzeczywistość.Ona doskonale wie co zrobiła jak skrzywdziła Ciebie ,dzieci i samą siebie.Za wszelką cenę chciała to sobie jakoś uzasadnić,przekonać siebie samą że dobrze robi.Dlatego te nocne szaleńcze wyprawy do klubów i szukanie emocji z byle kim,byle gdzie i byle jak.Teraz chyba dotarło do niej że coś się nieuchronnie kończy,nie będzie Ciebie ,bezpieczeństwa ,dzieci będą wymagały więcej czasu i zainteresowania z jej strony.Może podkreślam może coś jeszcze zrozumie coś zechce cofnąć, spróbować.Może skoro już tyle poświęciłeś siebie to rzeczywiście zostań.Może coś drgnie?I jeszcze jedno napisz o ile chcesz jak zareagowali rodzice ,teściowie rodzina.W końcu rozwód jakoś trzeba uzasadnić,to nie jest bułka z masłem.Trzymaj się.
Jak cos drgnie to będę wtedy myślał - nie widzę tego jednak w najbliższej przyszłości. Pozostanie nie wchodzi w grę. Nie przeżyję za nią życia, muszę zadbać o swoje. Na zewnątrz jestem coraz silniejszy, a w środku bywa różnie...
Rodzina, nawet mój brat, nie zna powodów. Sam to zaproponowałem, miałem już w rodzinie rozwody i nie chcę tego - wiem jakie konsekwencje to niesie, przynajmniej w mojej rodzinie.
Rodzice z obu stron usłyszeli, ze się rozstajemy, jesteśmy dorośli, mają nadal zięcia i synową i to koniec tematu. Moi "musimy wiedzieć co i dlaczego" oczywiście próbowali się czegoś dowiedzieć, ale dostali po uszach i odpuścili.
Jż powiedziała swoim rodzicom, że to ona odchodzi. Mozliwe, że ojciec się do niej nie odezwie przez lata.
Nasi rodzice mieszkają na jednym osiedlu - w ten sposób bez problemu mogę do teściów zajrzeć, oni się spotykają też - inaczej zawsze w tle byłoby szukanie, kto jest bardziej winny itd. A tak ja mogę zajrzeć do tesciow na kawę z dzieciakami, jż też jest mile widziana u moich.
To aż dziwne, ale dla mnie po postawieniu potrzeb dzieci na pierwszym miejscu wszystkie decyzje stają się prostsze. Wylać brudy i wszystko zepsuć w razie potrzeby zawsze zdążymy:)))
Np. jak się uda, to że wszystkimi dziadkami zabieram dzieciaki na narty jak tylko spadnie śnieg, w wakacje może przeniosę się na dłużej z dziećmi nad morze i będę pracował zdalnie - dziadków pewnie też ściągnę - gdybyśmy obrzucali się winą, to takich opcji by nie było.
Kurde bele jak to czytam mam wrażenie że rozstajecie się bo uczucie wygasło że chcecie żyć osobno a nie że żona zaszalała. Tak nachodzi mnie myśl że zrobiła największą głupotę na świecie i będzie jej żałować do końca życia i nie jest to romans/zdrada lecz że nie rozeszła się z tobą zanim nie znalazła sobie boczniaka do motylków bo zamiast rozstać się w ,,zgodzie" to zafundowała najpierw tobie dno psychiczne a teraz pewnie sobie. Nie wszystkie małżeństwa teraz tkwią w związku pomimo wszystko, dużo się rozstaje bo coś umarło i nie chce się tkwić w marazmie. Właśnie w najbliższej rodzinie tak się dzieje = ona go nie kocha i nic nie czuje, a on ma już tego dosyć i myśli o rozwodzie. Jeszcze próbują i może się uda odnaleśc im to co ich łączyło. Tam nie było zdrady, przemocy, braku pieniędzy tylko rutyna i schematyczność bycia ze sobą zniszczyła miłość. Teraz dużo takich małżeństw.
rozumiem, ze takie wypady ze wszystkimi dziadkami odbywaly sie takze do tej pory?? Nie to ze teraz nagle po rozstaniu takie plany??
Pytam bo niezwykle wspanialomyslny jestes (mozesz sobie pozwolic), wyprowadzasz sie ze wspolnego domu chociaz jz zdrajczyni "zezwala" Ci dalej mieszkac, nie to zebys porzucal rodzine - po prostu dla Twojego zdrowia, i ja to rozumiem... Nie kazdy zdradzajacy ma taki "luksus"... a juz tym bardziej kobieta... chyba..
270 2021-11-12 19:54:36 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-11-12 19:55:07)
Ale on to robi dla dzieci to raz, a po drugie nie potrzebuje jej zrównać z ziemią by się dobrze poczuć.
Ja to akurat rozumiem.
Ale wiele osób może go nienawidzić za to, że jest ponad to, z żoną na czele.
... a ja rozumiem jz ze czekala na jego ruch, ze sama nie odeszla wczesniej - tyle
Windy, a powiedz jeszcze, bo jak dobrze kojarzę, to seksu nie było w zasadzie po porodach, tak?
A co Was łączyło? Co robiliście razem? Wyznawaliście sobie chociaż miłość, czy realnie żyliście razem, ale obok siebie?
.. gdybam ale jak to bywa... . trudy zycia codziennego, praca, dzieci, przeciez nie bardzo potrafili nawet rozmawiac... moze.. teraz sie "poprawi"
Windy przeczytalem caly temat i pelen szacun dla ciebie. Malo juz takich facetow, tez staram sie nie palic mostow bo nighdy nie wiesz co przyniesie zycie. To procentuje w przyszlosci pozytywnymi relacjami o ktore co raz ciezej.
Dzieci najwazniejsze i ich szczescie to w koncu mala czastka nas samych, sa takim odbiciem lustrzanym tego co od nas sie nauczyly z wlasnych obserwacji.
Zlosc jest bardzo wyniszczajaca i trudno sie jej wyzbyc, gratuluje wytrwalosci i opanowania. Powodzenia na nowej drodze zycia:)
rozumiem, ze takie wypady ze wszystkimi dziadkami odbywaly sie takze do tej pory?? Nie to ze teraz nagle po rozstaniu takie plany??
Pytam bo niezwykle wspanialomyslny jestes (mozesz sobie pozwolic), wyprowadzasz sie ze wspolnego domu chociaz jz zdrajczyni "zezwala" Ci dalej mieszkac, nie to zebys porzucal rodzine - po prostu dla Twojego zdrowia, i ja to rozumiem... Nie kazdy zdradzajacy ma taki "luksus"... a juz tym bardziej kobieta... chyba..
Tak, to nie jest wspaniałomyślność na świeżo, po prostu możliwie nie chcę zmieniać dzieciom życia.
Co do reszty - głęboko mam to, że to nietypowe. Mi wydaje się to w naszej sytuacji słuszne.
Windy, a powiedz jeszcze, bo jak dobrze kojarzę, to seksu nie było w zasadzie po porodach, tak?
A co Was łączyło? Co robiliście razem? Wyznawaliście sobie chociaż miłość, czy realnie żyliście razem, ale obok siebie?
Tak. Realnie razem, z czasem coraz bardziej obok siebie. Moje próby zmian były odrzucane (dzieci były bardzo absorbujące i głównie na głowie jż, tego odmowic nie mogę), ja jej próby też źle odczytywałem, byly dla mnie zbyt zaowalowane - błąd nr 1. Potem zaczęły (albo raczej nasiliły) się stany nerwicowe, lękowe - każde kichnięcie dziecka to już prawie na pewno nowotwór itd.... - błąd nr 2 (mógłem wtedy ją i nas przymusić do terapii, tak to teraz widzę). Ja się z czasem poddałem, skupiłem się na tyle na ile mogłem na odciążeniu jż, żeby mogła się jakoś pozbierać licząc, że wtedy uda się coś zdziałać - błąd nr 3, trzeba było jej nie słuchać, wziąć opiekunkę na pełen etat i zająć się nami. A potem już z górki - ataki paniki kończące się podejrzeniem zawału i szpitalem, rozpoczęcie terapii (w końcu) i diagnoza depresji. A po paru miesiącach terapii usłyszałem słowa, które zabiły część mnie. Jż poczuła się lepiej i jednocześnie poczuła, że jej już nie pociągam.
Mogę się usprawiedliwiać, że życie z osobą z problemami nerwowymi wysysa masę energii, ale to i tak nic nie zmienia w tym momencie.
Dlatego też latwiej pominąć mi ostatni okres i przyznać, że to był błąd jż, za który psychicznie zapłaci sama, ale boczniak po prostu przyspieszył to, co i tak pewnie by się stało (chociaż dzieci poszły do przedszkola i miałem nadzieję, że to pozwoli nam otworzyć nowy rozdział). Co przeżyliśmy to nasze, jakoś nie jestem w stanie znienawidzić jż i już wcale tego nie chcę.
Dla mnie osobiście strasznie dolujace było to, gdy bliskie mi osoby po tym jak dowiedziały się co się stało, rozpoczynały tyrady jak mam nienawidzić ojca moich dzieci. .
Moje dzieci cierpiały z tego powodu mocno, a ja zamiast lizać rany musiałam jeszcze gasić tamte pożary.
Aż się w końcu na jednym rodzinnym spotkaniu wkurzylam i powiedziałam że nie pomagają tylko ładują mi na barki ich własne frustracje A ja nie mam siły ich nieść, więc niech się odczepią.
.. gdybam ale jak to bywa... . trudy zycia codziennego, praca, dzieci, przeciez nie bardzo potrafili nawet rozmawiac... moze.. teraz sie "poprawi"
Poprawi się, jak się wyprowadzę. Na razie jż przyzwyczaiła się do kłamstw. Przed chwilą kończyliśmy oglądać film, zadzwonił jakiś koleś (dobry wzrok pozwala przeczytać z daleka). Standardowe pytanie "kto wydzwania o tej porze?". I można odpowiedzieć na 100 sposobów, skoro się rozstajemy - "nie twoja sprawa", "kolega", "przyjaciel", itd. Łatwiej skłamać, że koleżanka. Niby drobiazg, a przypomina, że niestety nawet małe zaufanie to bardzo łatwy do zepsucia towar.
No właśnie o to w tym wszystkim chodzi.
Nawet gdybyś nie widział kto dzwoni. Nawet gdybyś z nią był A ona pokazywała Ci za każdym razem telefon, już nie będzie zaufania między Wami, strefa komfortu się skończyła.
A związek nie może być jak niewygodne miejsce gdzie się męczysz i nie masz spokoju..
Zaufanie da się zbudować, tylko im bardziej się je niszczy, tym dłużej to trwa. No i jeszcze jeden mały szczegół - trzeba chcieć, mieć do kogoś jakikolwiek szacunek.
W tym przypadku przecież się rozstajemy, niech rozmawia z kim chce. Tylko jeśli okłamuje się kogoś, nawet jak to nie ma żadnego znaczenia, to ma się adresata kłamstwa albo w d****, albo w najlepszym przypadku za idiotę. Ktoś to już napisał - patrz na czyny, nie słowa. Patrzę, smutne to, że jż tak bardzo traci w moich oczach takimi zachowaniami. Oby łatwiej było nam rozmawiać, jak się wyprowadzę.
281 2021-11-13 11:18:10 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-11-13 11:18:39)
.. mleko sie rozlalo, nie ma zaufania, szczerosci, szacunku, rozstajecie sie..
Wczoraj wypisales co zle zrobiliscie, teraz to widzisz.. niestety po fakcie, z perspektywy czasu co bys doradzal w podobnej sytuacji - owszem kazdy przypadek jest inny, ale jak rozmawiac z kims kto nie chce, gdy nie ma tego szacunku... jak poprawic komunikacje gdy 1strona "marudzi", przesadza, 2 sie odsuwa na przeczekanie... jak isc na wspolna terapie gdy ktoras strona.. ignoruje kryzys, a indywidualna moze sie wlasnie tak skonczyc...
282 2021-11-13 11:38:25 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-13 11:52:39)
cześka8 napisał/a:.. gdybam ale jak to bywa... . trudy zycia codziennego, praca, dzieci, przeciez nie bardzo potrafili nawet rozmawiac... moze.. teraz sie "poprawi"
Poprawi się, jak się wyprowadzę. Na razie jż przyzwyczaiła się do kłamstw. Przed chwilą kończyliśmy oglądać film, zadzwonił jakiś koleś (dobry wzrok pozwala przeczytać z daleka). Standardowe pytanie "kto wydzwania o tej porze?". I można odpowiedzieć na 100 sposobów, skoro się rozstajemy - "nie twoja sprawa", "kolega", "przyjaciel", itd. Łatwiej skłamać, że koleżanka. Niby drobiazg, a przypomina, że niestety nawet małe zaufanie to bardzo łatwy do zepsucia towar.
Bardzo łatwo się do tego przyzwyczaić do kłamania,przyzwolenie na to to wybór i decyzja potem leci jak z płatka kłamstwa przynoszą korzyści i frajdę ,"bezkarność" dają niby wolność, ma to jednak taki skutek że wchodzą w krew i stają się mimowolne odruchowe .
Jak ktoś palił papierosy nałogowo to prawdopodobnie miał odruch zupełnie" nieświadomego" sięgania po fajki tak jest z kłamaniem w związku, staje się nawykowe i jakby niezależne i niby silniejsze, ale to nic innego jak utrata kontroli ,decyzja o skłamaniu zapada w ciągu milisekund .
Jak jż nie walnie o ziemię przez kłamstwa będzie kłamać siłą rozpędu ,ale na to nie masz wpływu .
Pamiętam film Sex ,kłamstwa i taśmy wideo" główny bohater wypowiada tam kwestię ze kiedyś był notorycznym kłamcą i dla niego skłamać teraz i skutki tego to jak sięgnięcie po pierwszy kieliszek przez alkoholika wywołuje to cały łańcuch i ciąg nowych starych kłamstw.
Tak to mniej więcej może wyglądać nawet po waszym rozwodzie ,miej to na uwadze ale nie wychowuj żony i nie ochraniaj już jej dla własnego dobra i higieny psychicznej stoicyzmu raczej nie nauczysz się w miesiąc ,a "neurologia" mózgu ma swoje nieubłagane prawa.
Możesz jednak dbając o siebie wpływać na to poczujesz się z sobą lepiej,dobrze ,najlepiej jak zajmiesz się troską o siebie.
cześka8 napisał/a:.. gdybam ale jak to bywa... . trudy zycia codziennego, praca, dzieci, przeciez nie bardzo potrafili nawet rozmawiac... moze.. teraz sie "poprawi"
Poprawi się, jak się wyprowadzę. Na razie jż przyzwyczaiła się do kłamstw. Przed chwilą kończyliśmy oglądać film, zadzwonił jakiś koleś (dobry wzrok pozwala przeczytać z daleka). Standardowe pytanie "kto wydzwania o tej porze?". I można odpowiedzieć na 100 sposobów, skoro się rozstajemy - "nie twoja sprawa", "kolega", "przyjaciel", itd. Łatwiej skłamać, że koleżanka. Niby drobiazg, a przypomina, że niestety nawet małe zaufanie to bardzo łatwy do zepsucia towar.
Oczywiście można powiedzieć prawdę tylko trzeba być i czuć się w porządku. To ze nadal lawiruje, oszukuje, kłamie oznaczać może że zdaje sobie sprawę z swojej winy i że zle w dalszym ciągu robi. Kłamstewka służą do wybielania się czyli : ja nie mam kontaktu z ,,kolegami" , nie utrzymuję znajomości z facetami = jestem porządną małżonką. To jak przyłapać dziecko z umorusowaną buzią masłem orzechowym które będzie krzyczało że to nie ja zjadłem tą czekoladkę. Tak będzie nawet po rozwodzie bo przecież wszyscy są winni tylko nie zdrajca !
.. mleko sie rozlalo, nie ma zaufania, szczerosci, szacunku, rozstajecie sie..
Wczoraj wypisales co zle zrobiliscie, teraz to widzisz.. niestety po fakcie, z perspektywy czasu co bys doradzal w podobnej sytuacji - owszem kazdy przypadek jest inny, ale jak rozmawiac z kims kto nie chce, gdy nie ma tego szacunku... jak poprawic komunikacje gdy 1strona "marudzi", przesadza, 2 sie odsuwa na przeczekanie... jak isc na wspolna terapie gdy ktoras strona.. ignoruje kryzys, a indywidualna moze sie wlasnie tak skonczyc...
Nie odpuszczać, jak cokolwiek nam nie pasuje lub nie daje spokoju - to z czasem narasta. Nie zamiatać pod dywan, że jakoś się ułoży - nie ułoży się samo. Nie dopuścić, by to zaszło za daleko.
Mieć czas dla siebie z osobna i tylko dla was razem, nawet jak nie macie sił, bo życie was przygniata.
Dla kobiet - wyrażać się jaśniej, on się nie domyśli. Często nie domyśli się nawet, jak będziesz wyrażała się w Twojej opinii jasno.
Dla facetów - daj się jej wygadać, jak nie będziesz przerywał to w końcu powie to, co faktycznie chce ci przekazać. Musisz tylko zarezerwować parę godzin:) innymi słowy - naucz się sluchac.
Poza tym nie daj sobie wejść na głowę. Ja, zwłaszcza po narodzinach dzieci dałem.
A jak nie działa, to pójść do specjalisty lub się rozstać.
,, Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze .. "
To mój ulubiony tekst o miłości, zawsze śpiewam go razem z dziecmi....tylko szkoda ze w pewnym momencie nie ma kogo ciągnąć choćby się chciało. Ja bardzo lubiłam te moja stabilność, pewnie Windy tez. Nie dla wszystkich jedynym celem życiowym jest szukanie przysłowiowych motylków.
.. czasami nie szuka sie motylkow tylko np.. zrozumienia? Nie ma tego w domu i zamiast probowac do skutku (a to trudne) szuka sie gdzies indziej... trafi sie na jakiegos osobnika plci przeciwnej ktory "zrozumie" choc sam szuka wlasnie tych slawetnych motylkow i zdrada (tu niby niefizyczna ale co to za roznica) gotowa...
Windy dzieki za odpowiedz i... trzymaj sie..
normalnyjestem napisał/a:,, Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze .. "To mój ulubiony tekst o miłości, zawsze śpiewam go razem z dziecmi....tylko szkoda ze w pewnym momencie nie ma kogo ciągnąć choćby się chciało. Ja bardzo lubiłam te moja stabilność, pewnie Windy tez. Nie dla wszystkich jedynym celem życiowym jest szukanie przysłowiowych motylków.
Właśnie taką powinna być miłość, ale tak jak piszesz, nie zawsze jest kogo ciągnąć, a nic na siłę.
Eh te motyle w brzuchu... Ja też usłyszałam, że tu jest tylko przyzwyczajenie, a tam "te motyle w brzuchu". Tylko tutaj było 15 wspólnych lat i dwójka malutkich dzieci... trudno, bo jednak motyle wygrały..
euao napisał/a:normalnyjestem napisał/a:,, Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty
To też nie diabeł rogaty
Ani miłość kiedy jedno płacze
A drugie po nim skacze
Bo miłość to żaden film w żadnym kinie
Ani róże ani całusy małe duże
Ale miłość kiedy jedno spada w dół
Drugie ciągnie je ku górze .. "To mój ulubiony tekst o miłości, zawsze śpiewam go razem z dziecmi....tylko szkoda ze w pewnym momencie nie ma kogo ciągnąć choćby się chciało. Ja bardzo lubiłam te moja stabilność, pewnie Windy tez. Nie dla wszystkich jedynym celem życiowym jest szukanie przysłowiowych motylków.
Właśnie taką powinna być miłość, ale tak jak piszesz, nie zawsze jest kogo ciągnąć, a nic na siłę.
Eh te motyle w brzuchu... Ja też usłyszałam, że tu jest tylko przyzwyczajenie, a tam "te motyle w brzuchu". Tylko tutaj było 15 wspólnych lat i dwójka malutkich dzieci... trudno, bo jednak motyle wygrały..
Życie to w końcu sztuka wyboru. U mnie żeby cokolwiek naprawić (zanim jż zdecydowała się pójść w bok, co jej zdaniem w ogóle od niej nie zależało), musielibyśmy oboje popracować.nad sobą z osobna i nad nami wspólnie. Jak dla mnie dało się to zrobić, ale o tym już się nie przekonamy. Oby znalazła w życiu to, czego szuka.
289 2021-11-15 11:55:45 Ostatnio edytowany przez merle (2021-11-15 11:56:16)
Niestety problem jest taki, że motyle trwają 1-3 lata i zdychają. Więc jak ktoś chce mieć motyle, to jest to taki okres, po którym trzeba wymienić partnera Wszystko spoko, tylko ci poligamiści mogliby być na tyle uczciwi, by to powiedzieć na początku relacji. No i raczej nie powinni mieć dzieci.
Zdrada i rozstanie to jednak tylko jeden element tej układanki. Potem trzeba się jeszcze dogadać, co do przyszłości, co bywa jeszcze trudniejsze.
Zazdroszczę Ci Windy, że jż nie robi Ci problemów. Z drugiej strony może po prostu wie, że nic więcej nie jest w stanie ugrać. Lepiej jednak wierzyć, że to resztki przyzwoitości i że po rozstaniu Wasze dalsze interakcje, szczególnie pod wzgledem dzieci, będą układały się pomyślnie.
Dlatego do tego, co napisałeś, dodałbym: "Oby znalazła w życiu to, czego szuka. Byleby nie moim dalszym kosztem." ;-)
Niestety problem jest taki, że motyle trwają 1-3 lata i zdychają. Więc jak ktoś chce mieć motyle, to jest to taki okres, po którym trzeba wymienić partnera
Wszystko spoko, tylko ci poligamiści mogliby być na tyle uczciwi, by to powiedzieć na początku relacji. No i raczej nie powinni mieć dzieci.
Zdrada i rozstanie to jednak tylko jeden element tej układanki. Potem trzeba się jeszcze dogadać, co do przyszłości, co bywa jeszcze trudniejsze.
Zazdroszczę Ci Windy, że jż nie robi Ci problemów. Z drugiej strony może po prostu wie, że nic więcej nie jest w stanie ugrać. Lepiej jednak wierzyć, że to resztki przyzwoitości i że po rozstaniu Wasze dalsze interakcje, szczególnie pod wzgledem dzieci, będą układały się pomyślnie.
Dlatego do tego, co napisałeś, dodałbym: "Oby znalazła w życiu to, czego szuka. Byleby nie moim dalszym kosztem." ;-)
Problemów nie ma... na razie. I tylko to jest pewne, ale mam nadzieję na utrzymanie obecnego status quo.
Nie zdziwię się, jak zacznie wkrótce dzieci na plac zabaw wyciągać, żeby się z bocznego córką pobawiły - wtedy będzie mogła go uwodzić - a dzieci będą to widzieć (wbrew opinii jż widzą i odczuwają wszystko). Wątpię, żebym mógł takie pomysły powstrzymać - do niej nawet nie dotrze, że może bardzo w ten sposób dzieciom zaszkodzić. Może jednak nadinterpretuję - pod tym kątem inwigilacja była łatwiejszym wyborem. Pożyjemy, zobaczymy.
Z jej charakterem i uporem będzie jednak szukać szczęścia lecąc jak ćma do świecy - boczniak zadomowiony w jej planach i będzie je realizować do upadłego.
Od dwóch dni jestem w nowym mieszkaniu, odcinam się od jż, bo inaczej nie ruszę dalej i właśnie nie chcę, żeby to wszystko dalej odbywało się moim kosztem (chociaż i tak z dzieciakami widzę się codziennie). Kolejne dni wypełnione planami pod korek, liczę że odpocznę trochę psychicznie, bo jestem wykończony tym wszystkim.
Tak całkiem do przodu ruszysz dopiero wtedy, gdy wszystkie Wasze sprawy zostaną ogarnięte od strony formalnej. Na początku pisałem Ci, żebyś się nie spieszył, ale takie sytuacje są rozwojowe i skoro żona zgodna, chyba najlepiej kuć żelazo póki gorące, by nie zdążyła zmienić zdania.
Myślę, że dobrze sądzisz, że pomysłów żony nie jesteś w stanie powstrzymać. Nawet te różne słowa i gesty, które wskazywały, że coś się w niej jeszcze tli do Ciebie, to wszystko mogło być na pokaz, obliczone na zmiękczenie Cię.
Nie jesteś w stanie wywnioskować logicznie, co siedzi w jej głowie, ale skoro cały czas ciągnie ją w ten bok, to raczej znaczy, że emocjonalnie całkowicie się na Ciebie odcięła, co za tym idzie, nie masz żadnego wpływu na jej działania. Jasne, rozwód, finanse, opieka - tu musi się z Tobą liczyć, ale w każdej innej kwestii najprawdopodobniej jej tylko przeszkadzasz, a wpływ masz jedynie do tego stopnia, że żona na pewno będzie się starała uniknąć jakiegoś błędu, który mógłbyś potem wytknąć w sądzie.
Nawet, jeśli tak nie jest, lepiej jest być gotowym na ten czarniejszy scenariusz, a jeśli jednak żona bierze Twoje zdanie pod uwagę, tylko się cieszyć.
Trzymaj się.
Myślę, że dobrze sądzisz, że pomysłów żony nie jesteś w stanie powstrzymać. Nawet te różne słowa i gesty, które wskazywały, że coś się w niej jeszcze tli do Ciebie, to wszystko mogło być na pokaz, obliczone na zmiękczenie Cię.
Nie jesteś w stanie wywnioskować logicznie, co siedzi w jej głowie, ale skoro cały czas ciągnie ją w ten bok, to raczej znaczy, że emocjonalnie całkowicie się na Ciebie odcięła, co za tym idzie, nie masz żadnego wpływu na jej działania. Jasne, rozwód, finanse, opieka - tu musi się z Tobą liczyć, ale w każdej innej kwestii najprawdopodobniej jej tylko przeszkadzasz, a wpływ masz jedynie do tego stopnia, że żona na pewno będzie się starała uniknąć jakiegoś błędu, który mógłbyś potem wytknąć w sądzie.
Nic się nie tli, w d**** mnie ma - może to wbrew pozorom lepiej. Czyny, nie słowa i nagle człowiek jest jak otwarta książka. A jeśli to jakaś gra, to nie chwytam jej zasad:)
Jedyne co jest dla niej problemem to fakt, że zostaje sama i musi życie codzienne ogarnąć.
Jak można pójść w bok, podjąć decyzję o rozstaniu i przez 2 miesiące nie pomyśleć, jak powiedzieć dzieciom o tym, że rodzice się rozstają? Mając IQ wyższe niż 20? Rozbija mnie to, że to ja rozmawiam z psychologami i o to dbam. Potem spieram się z absurdalnymi pomysłami jż na ten temat.
Mogę mieć żal do jż, że poddała nas idąc na łatwiznę, ale ok, życie takie bywa, miłość z jej strony wygasła, historia jakich wiele.
Ja dzieciaki będę chronił, ale tego, że ona o nich nie myśli w szerszym kontekście i to też spada na mnie - nie zrozumiem. Amok czy nie amok, leczy mnie to z niej szybciej niż zachowanie wobec mnie.
Jeśli faktycznie boczniak siedzi w jej głowie i romans nie rozwija się na razie ponownie (nic na to nie wskazuje, chociaż na spacerki jż znowu wychodzi - nie sprawdzam, odpuściłem), to patrząc na to wszystko widzę, że organizacja zabaw dzieci naszych i jego w parku będzie jej jedyną sensowną opcją na podryw. Nie wiem czemu nie mogę pozbyć się tej myśli, że będzie chciała dzieciaki do tego celu wykorzystać. Psycholog powiedziała mi dzisiaj, że takie zachowanie łapie się pod określenie "nikczemne" i to jeden z pewniejszych sposobów, żeby zafundować im problemy w życiu.
Obym się mylił.
merle napisał/a:Myślę, że dobrze sądzisz, że pomysłów żony nie jesteś w stanie powstrzymać. Nawet te różne słowa i gesty, które wskazywały, że coś się w niej jeszcze tli do Ciebie, to wszystko mogło być na pokaz, obliczone na zmiękczenie Cię.
Nie jesteś w stanie wywnioskować logicznie, co siedzi w jej głowie, ale skoro cały czas ciągnie ją w ten bok, to raczej znaczy, że emocjonalnie całkowicie się na Ciebie odcięła, co za tym idzie, nie masz żadnego wpływu na jej działania. Jasne, rozwód, finanse, opieka - tu musi się z Tobą liczyć, ale w każdej innej kwestii najprawdopodobniej jej tylko przeszkadzasz, a wpływ masz jedynie do tego stopnia, że żona na pewno będzie się starała uniknąć jakiegoś błędu, który mógłbyś potem wytknąć w sądzie.
Nic się nie tli, w d**** mnie ma - może to wbrew pozorom lepiej. Czyny, nie słowa i nagle człowiek jest jak otwarta książka. A jeśli to jakaś gra, to nie chwytam jej zasad:)
Jedyne co jest dla niej problemem to fakt, że zostaje sama i musi życie codzienne ogarnąć.Jak można pójść w bok, podjąć decyzję o rozstaniu i przez 2 miesiące nie pomyśleć, jak powiedzieć dzieciom o tym, że rodzice się rozstają? Mając IQ wyższe niż 20? Rozbija mnie to, że to ja rozmawiam z psychologami i o to dbam. Potem spieram się z absurdalnymi pomysłami jż na ten temat.
Mogę mieć żal do jż, że poddała nas idąc na łatwiznę, ale ok, życie takie bywa, miłość z jej strony wygasła, historia jakich wiele.
Ja dzieciaki będę chronił, ale tego, że ona o nich nie myśli w szerszym kontekście i to też spada na mnie - nie zrozumiem. Amok czy nie amok, leczy mnie to z niej szybciej niż zachowanie wobec mnie.Jeśli faktycznie boczniak siedzi w jej głowie i romans nie rozwija się na razie ponownie (nic na to nie wskazuje, chociaż na spacerki jż znowu wychodzi - nie sprawdzam, odpuściłem), to patrząc na to wszystko widzę, że organizacja zabaw dzieci naszych i jego w parku będzie jej jedyną sensowną opcją na podryw. Nie wiem czemu nie mogę pozbyć się tej myśli, że będzie chciała dzieciaki do tego celu wykorzystać. Psycholog powiedziała mi dzisiaj, że takie zachowanie łapie się pod określenie "nikczemne" i to jeden z pewniejszych sposobów, żeby zafundować im problemy w życiu.
Obym się mylił.
Właśnie Windy jak dzieciaki w tym się mają to co prawda dopiero dwa dni ,ale czy coś czują Twoim zdaniem wyczuwają i to widać po nich czy nic na razie?
Możliwe że posiadam jakieś skrzywienie forumowe i za dużo tych wątków się naczytałem i częściej dopatruje się czegoś złego niż dobrego .
Dla mnie to coś za spokojnie jest i taka cisza przed burzą nie piszę o Tobie tylko o jż nie wiem sam jak to nazwać.
294 2021-11-15 23:59:04 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-11-16 00:14:09)
...nie rozumiem, w sensie.. chyba jakos wytlumaczyles dzieciom ze sie wyprowadzasz?
Edit: A to co robi albo czego nie robi jz to chyba juz troche inna sprawa.. i chyba jest na to sredni wplyw..
...nie rozumiem, w sensie.. chyba jakos wytlumaczyles dzieciom ze sie wyprowadzasz?
Edit: A to co robi albo czego nie robi jz to chyba juz troche inna sprawa.. i chyba jest na to sredni wplyw..
Codziennie z nimi jestem. Normalnie często wychodziłem zanim wstały do pracy, żeby wrócić np. o 13 do domu i wyskoczyć z nimi na dwór.
Dzisiaj je uspilem, jutro będę z nimi od rana, więc będę jak wstaną. Tak czy inaczej zorientują się. Jż broni się przed powiedzeniem im bo "nie zorientują się" właśnie i "rozmawiała z koleżankami i przyznały jej rację". Komedia jakaś ze śmiechem przez łzy.
Psycholodzy (rozmawiałem z dwoma) jednoznacznie wskazują, że powinniśmy powiedzieć im razem. I tu jest problem. Mogę powiedzieć im sam, ale w ostateczności, bo to jednak gorsze rozwiązanie.
Wpływu na jż nie mam żadnego i nie chcę juz chyba mieć. Po podziale majątku będę miał jeszcze mniejszy. Ale gdyby jż zaczęła działać na szkodę dzieci to pewnie mógłbym ją pewnie zmusić do zmiany zachowań, chociaż oznaczałoby to ciężką wojnę i jeszcze większy zawód, w kogo zamieniła się kochająca matka.
296 2021-11-16 00:39:33 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-16 00:41:20)
Edit: A to co robi albo czego nie robi jz to chyba juz troche inna sprawa.. i chyba jest na to sredni wplyw..
Cześka chodzi Ci o to o czym mówił psycholog ?
.. trudny temat, nie wiem co to za zagrywki jz zeby sie dzieci nie zorientowaly, przeciez to raczej nieuniknione.. na wspolprace chyba nie ma co liczyc, jesli kolezanki wiedza lepiej..
Co psycholog na to jak przekonac jz?
.. trudny temat, nie wiem co to za zagrywki jz zeby sie dzieci nie zorientowaly, przeciez to raczej nieuniknione.. na wspolprace chyba nie ma co liczyc, jesli kolezanki wiedza lepiej..
Co psycholog na to jak przekonac jz?
To wygodne po najmniejszej linii oporu po co się wysilać ,trochę taka spychotechnika ,"jakoś to będzie",dzieci się zaadoptują i przyzwyczają przystosują do sytuacji podobnej do tej która była , śmiała wygodna teoria poparta autorytetem klakierek ,w razie kłopotów to mąż załatwi za jż wsparcie dla dzieci,ona ma depresję przecież ,a jak coś to bardziej się skomplikuje i dzieciaki będą zalęknione wystraszone itp jest w razie czego na kogo zwalić,
wyprzeć wszystkiego iść w zaparte do końca ,amok i haj niby nadzieja na nowy związek mogą tak działać na jż teraz jest wolna i swobodnie możne realizować swój plan na podryw boczniaka po 2 miesiącach to jej raczej nie przeszło ,dzieci też będzie chciała przy okazji tego podrywu przyzwyczaić do nowego partnera co niby się chwali tylko że raczej coś w pośpiechu i niecierpliwości łatwo spieprzyć fundując dzieciakom szok.
.. trudny temat, nie wiem co to za zagrywki jz zeby sie dzieci nie zorientowaly, przeciez to raczej nieuniknione.. na wspolprace chyba nie ma co liczyc, jesli kolezanki wiedza lepiej..
Co psycholog na to jak przekonac jz?
Jedyne co przychodzi mi na myśl, to że jeśli nie wyjdzie z bocznym i życie okaże się za ciężkie (a ja w okresie inwigilacji prześwietliłem sobie i jego - za ciężkie życie to by było, jakby jej z nim wyszło, bo wyłonił się bardzo toksyczny obraz człowieka, który uczucia żywi tylko i wyłącznie do córki), to wtedy pojawi się pomysł na powrót, a wtedy z kolei nie ma sensu dzieciom robić mętliku w głowach. A bawiąc się w przypuszczenia, w głowie jż może wyglądać to tak: "nie wiem czy dobrze robię, a jeśli nowe życie będzie gorsze, nie poradzę sobie i nikogo lepszego od męża nie znajdę? To może zostać z nim?". Podkreślam, to jednak tylko przypuszczenia. Po prostu nie wymyśliłem żadnego innego potencjalnego powodu, chyba że brak piątej klepki też się liczy.
Dla mnie to i tak chyba już zamykający się powoli rozdział - nie wiem co musiałaby zrobić jż, żeby odzyskać moje zaufanie, a jednak wolałbym z czasem związać się z kobietą, która pokocha mnie tak jak ja kocham (tak, jeszcze, siebie oszukiwał nie będę) jż. To byłby ogrom pracy po obu stronach, żeby zbudować wszystko od nowa mając w głowach taki bagaż.
Szukam pozytywów całej sytuacji i (poza wynikiem testu na covid) nadal zmieniam się w lepszą wersję siebie, ale już dla siebie i nikogo innego. Potrzebuję tylko ruszyć do przodu i to powoli się dzieje. Za to jedno w zasadzie mogę być jej wdzięczny - w tym wieku to ostatni dzwonek na zmianę złych nawyków i irytujących przyzwyczajeń:)
Psycholog podsunęła argumenty, ale one wymagają logicznego myślenia - jakie dzieci będą robić sobie projekcje, jeśli im nie powiemy, jakie będą tego konsekwencje i dlaczego.
]
teraz jest wolna i swobodnie możne realizować swój plan na podryw boczniaka po 2 miesiącach to jej raczej nie przeszło ,dzieci też będzie chciała przy okazji tego podrywu przyzwyczaić do nowego partnera co niby się chwali tylko że raczej coś w pośpiechu i niecierpliwości łatwo spieprzyć fundując dzieciakom szok.
Z tym chwaleniem to przesadziłeś - dla dzieci na teraz rodzice są razem. Wiesz, jak bardzo zryłby ich psychikę sam widok jż przystawiającej się do innego faceta? Jak to widzisz - "Kochane dzieci, zamiast taty będzie teraz wujek"? Najpierw dzieci muszą pogodzić się z rozstaniem, zobaczyć że życie się toczy z niezmienną miłością rodziców do dzieci, w międzyczasie można zbudować nowy związek do etapu, w którym zrobi się poważny i dopiero wtedy można ostrożnie wprowadzać do niego dzieci. I to dotyczy obu stron rozpadającego się związku, mnie również.
Zresztą tak jak pisałem, to tylko moje obawy - nie wierzę, że taka wielka miłość tak szybko zgasła, zwłaszcza po zachęcie i potem odrzuceniu (nie ma chyba bardziej pociągającego i jednocześnie toksycznego zestawu zachowań, a dla rozchwianej emocjonalnie jż to już w ogóle pewnie boczniak ma ze trzy aureole). Zachowanie jż w kwestii powiedzenia dzieciom o nowej rzeczywistości strąciło dla mnie dogmat o kierowaniu się przez nią dobrem dzieci i umysł kreśli różne możliwe scenariusze.
301 2021-11-16 16:35:35 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-16 22:41:31)
paslawek napisał/a:]
teraz jest wolna i swobodnie możne realizować swój plan na podryw boczniaka po 2 miesiącach to jej raczej nie przeszło ,dzieci też będzie chciała przy okazji tego podrywu przyzwyczaić do nowego partnera co niby się chwali tylko że raczej coś w pośpiechu i niecierpliwości łatwo spieprzyć fundując dzieciakom szok.Z tym chwaleniem to przesadziłeś - dla dzieci na teraz rodzice są razem. Wiesz, jak bardzo zryłby ich psychikę sam widok jż przystawiającej się do innego faceta? Jak to widzisz - "Kochane dzieci, zamiast taty będzie teraz wujek"? Najpierw dzieci muszą pogodzić się z rozstaniem, zobaczyć że życie się toczy z niezmienną miłością rodziców do dzieci, w międzyczasie można zbudować nowy związek do etapu, w którym zrobi się poważny i dopiero wtedy można ostrożnie wprowadzać do niego dzieci. I to dotyczy obu stron rozpadającego się związku, mnie również.
.
Wiem o tym samym napisałem i dlatego dodałem to "niby" do "się chwali "
Spotkasz się być może z takim przekonaniem/stwierdzeniem powtarzanym często w takich sytuacjach, bywa kontrowersyjne i różnie interpretowane, w zależności kto to robi i po co , kontekst jest istotny
, a w skrócie jak komu jest to przekonanie wygodne,, do czego służy i jest potrzebne, co tym sobie kto co chce przetłumaczyć, usprawiedliwić,uzasadnić,
a mianowicie "szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci", skrót myślowy z pozoru słuszny, ale bywa ulubioną wymówką a ,dla egoizmu uwikłanych w romans emocjonalnie mężatek "na wylocie" i jest to jeden z "filarów "w całej tej "filozofii szczęścia" nawet po trupach.
Windy jeśli mogę Ci coś doradzić, to nie mów dzieciom w pojedynkę, że się rozstajecie. I to nie dlatego, że psychologowie tak twierdzą. Jasne, że dla dzieci będzie lepiej, jeśli wspólnie im oznajmicie, jak się sprawy mają.
Ale jest jeszcze jeden aspekt. Nie wyręczaj żony. Niech wypije to piwo, które sama naważyła. Szczególnie na początku Twojego pisania tu było widać, że jest taka tendencja, że bierzesz wszystko na siebie i starasz się załatwić problem, tak jakby ta druga strona nie była tak samo odpowiedzialna. Znam to, bo sam mam do tego tendencję.
Ciśnij więc żonę o to, bo faktycznie nie powinno być tak, że się wyprowadzasz, a dzieci ciągle niewtajemniczone. Jasne... są za małe, by to wszystko zrozumieć, ale ukrywać faktów zanim osiągną słuszny wiek i tak się nie da. No chyba, że nie jesteś 100% przekonany, że naprawdę się rozchodzicie. Wtedy pewnie warto się jeszcze wstrzymać. Niezależnie... żony nie wyręczaj. Może choć coś do niej dotrze, gdy będzie musiała spojrzeć dzieciom w oczy i zakomunikować nowiny.
a mianowicie "szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci", skrót myślowy z pozoru słuszny,
Tak... szczęśliwa mama to szczęśliwe dzieci. Czy ja wiem, czy słuszny tylko z pozoru? Jest prawdziwy. Tylko jeszcze by wypadało pamiętać o tym, że jest druga, ojcowska strona równania, która też powinna być szczęśliwa, by przekładało się to na dzieci. No i wreszcie, jeśli do osiągnięcia tej szczęśliwej mamy wymagane jest ogromne skrzywdzenie dzieci na wstępie, to taka wymówka jest beznadziejna.
Szkoda, że te zdradzające żony i rozbijające rodziny tego wszystkiego nie czytają. Pewnie nie byłyby w stanie. Dysonans poznawczy ponoć okropnie boli.
303 2021-11-17 12:10:16 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-11-17 12:33:30)
Autor nie chce wyreczac, chce razem bo tak lepiej dla dzieci - wszystko sie zgadza, ale jak to zrealizowac skoro jz nie kwapi sie... cisnij, w jaki sposob??
Znowu jestesmy w punkcie co zrobic jesli 1strona chce a 2 nie za bardzo... jak to w zwiazku.. w niektorych.. niedobranych zwiazkach..
Edit: Szczesliwi rodzice (nawet jesli nie sa juz razem) to szczesliwe dzieci.. Co z tego jesli mieszkaja pod wspolnym dachem ale jak pies z kotem..
304 2021-11-17 12:31:22 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-17 12:58:49)
Autor nie chce wyreczac, chce razem bo tak lepiej dla dzieci - wszystko sie zgadza, ale jak to zrealizowac skoro jz nie kwapi sie... cisnij, w jaki sposob??
Znowu jestesmy w punkcie co zrobic jesli 1strona chce a 2 nie za bardzo... jak to w zwiazku.. w niektorych.. niedobranych zwiazkach..
Mnie przychodzi do głowy jeden sposób i jestem ciekaw waszych opinii o tym.
Do tego Windy powinien się przygotować psychicznie przedtem i ułożyć sobie co chce dzieciom przekazać w swoim i żony imieniu
i z zaskoczenia rozpocząć z dziećmi rozmowę,ale w obecności jż ,na pewno konsultacja z psychologiem przed byłaby wskazana
najważniejsze żeby żona przy tym była obecna i nie miała za bardzo możliwości wycofania się .możliwe że się przyłączy i nie będzie przeszkadzać,przerywać próbować zakończyć rozmowę,może być że przystąpi do rozmawiania z poczuciem ulgi, że to już ma za sobą i z głowy, chyba że jest idiotką to może zrobić zadymę przy dzieciach,to jest niebezpieczne ,jej reakcje po tym i ewentualne pretensje do Windyego ,to znacznie mniej istotna sprawa ,uczucia żony to też jej problem jak się z tym poczuje i da radę dzieci są priorytetem a nie jej komfort ,liczenie jż na to że dzieci się przyzwyczają i niczego nie zauważą jest bardzo życzeniowe i infantylne .
spokój opanowanie rozwaga i pewność stanowczość wobec ewentualnej reakcji żony może być na pewno potrzebna,będzie to trochę wyręczanie ,ale moim zdaniem czekanie na cud jest jeszcze gorsze i obarczone znacznie większym ryzykiem czegoś co się może wydarzyć i być szokującym trudnym do przewidzenia dla dzieci .
Namawianie ,przekonywanie do wspólnej rozmowy z dziećmi ,kiedy ona wie lepiej tylko wzmocni jej opór ,zaskoczenie może ją nieco osłupić ,ale Windy jest na miejscu i nieco lepiej ją zna na co dzień z tym że gwarancji nie ma że będzie idealnie i wzorowo.
Jż broni się przed powiedzeniem im bo "nie zorientują się" właśnie i "rozmawiała z koleżankami i przyznały jej rację"
Ale tu jest drugie dno, ona jest pewna że Ty będziesz zawsze pod ręką. I tutaj musisz ją uświadomić że jest w błędzie.
Wiem że się obruszysz ale nie możesz tam bywać codziennie. Jak Ciebie nie będzie dzieci zaczną zadawać pytania i to spowoduje zmianę jej stanowiska. A i Tobie będzie lepiej jeśli jż nie będziesz widywał codziennie.
Wg mnie dzieciom wystarczy powiedzieć że tata nie będzie z nimi mieszkał bo tak zadecydowali z mamą, ale będzie się z nimi codziennie widywać bo cały czas jest tatą.
Jak EX będzie mądra to nie będzie sprowadzać do domu gościa w najbliższym czasie. Da się dzieciom oswoić z sytuacją.
Merle, masz rację, tylko co z tego, jak jż się na razie zaparła? Połapała się już, że logika jej argumentacji to kpina z inteligencji, ale odwleka temat.
Albo ogarnie się przez weekend, albo ją zmuszę - tylko wtedy pewnie skończy się to wojną.
Strasznie straciła w moich oczach przez to podejście (a w zasadzie jego brak) do tematu dzieci - od naszej pierwszej rozmowy na ten temat chodzę tak wściekły, że dzisiaj za parkowanie na zakazie, zawracanie przez podwójną ciągłą i rozmowę przez telefon (po wyczyszczeniu telefonu przez jz telefon nie łączy się z autem, co wkurzyło mnie jeszcze bardziej) policjant stwierdził, że mnie pouczy, bo wyglądam, jakbym miał wystarczająco zły dzień.... Kompletnie nie interesują mnie powody jej zachowania - dzieciaki ma mieć na pierwszym miejscu.
Na ile znam jej upór, to jak chce szukać szczęścia w innych ramionach to będzie go szukać, choćby miała potem całe życie żałować konsekwencji podjętych decyzji dla siebie i dzieciaków. I dopiero w takim przypadku będzie rozważać powrót.
Auto jej zostawiam, jedno koło zapasowe tam jednak już ma, drugim nie będę.
Pytasz, czy jestem w 100% pewien rozstania - tak, kompletnie nic nie wskazuje na to, że istnieje inne rozwiązanie. Przestałem rozważać scenariusze budowy tego od nowa, to rujnuje mnie psychicznie. Jak się taka opcja pojawi, to wtedy będę się zastanawiał, czy faktycznie tego w danym momencie chcę.
Ela - dzieci muszą dostać powód, inaczej będą szukać winy w sobie.
Jak EX będzie mądra to nie będzie sprowadzać do domu gościa w najbliższym czasie. Da się dzieciom oswoić z sytuacją.
Niby czemu Windy ma ufać w to życzenie i jak ma to zrobić po tym co jż wyczynia
tu nawet uginanie karku przez Autora przed jż dla dobra dzieci może nie pomóc a zaszkodzić .
... dzieciaki ma mieć na pierwszym miejscu.....
Ela - dzieci muszą dostać powód, inaczej będą szukać winy w sobie.
Pytanie jak ja do tego zmusisz by miała, jak znajdziesz sposób to się nim podziel tu na forum. Chętnie posłucham.
Z tym powodem tez masz racje, ale czy naprawdę myślisz, ze dobrowolnie dzieciom powie: tak to ja zawiniłam. Myślałam ze twardo stąpasz po ziemi (ja widzę ze ona robi wszystko by sie wybielić - chyba nie po to by sie ostatecznie przyznać)..
WindyBoy napisał/a:... dzieciaki ma mieć na pierwszym miejscu.....
Ela - dzieci muszą dostać powód, inaczej będą szukać winy w sobie.
Pytanie jak ja do tego zmusisz by miała, jak znajdziesz sposób to się nim podziel tu na forum. Chętnie posłucham.
Z tym powodem tez masz racje, ale czy naprawdę myślisz, ze dobrowolnie dzieciom powie: tak to ja zawiniłam. Myślałam ze twardo stąpasz po ziemi (ja widzę ze ona robi wszystko by sie wybielić - chyba nie po to by sie ostatecznie przyznać)..
Euao, ona nie ma się przyznawać przedszkolakom do winy czy zdrady - ma powiedzieć, że rodzice nie mogą się porozumieć, denerwują się na siebie i będą mieszkać osobno, a dzieci będą po równo u taty i mamy. Musi wyjaśnić różnice między miłością między dorosłymi a miłością rodzic-dziecko.
Tylko tyle i aż tyle.
tylko co z tego, jak jż się na razie zaparła?
Zabrałbym się za to tak. Zakomunikował żonie, że dzieci muszą wiedzieć, że to jest dla ich dobra i jest to ważne, i potwierdziło Ci to dwóch psychologów (i że jeśli ma wątpliwości, zapraszasz ją na wspóną wizytę w tej kwestii u psychologa, niech se sama wybierze jakiego). No i że jest to sprawa niezależna od Waszych innych spraw.
Napisałbym jej to wszystko w mailu. W przypadku braku odpowiedzi, ponowiłbym taki mail jeszcze dwukrotnie w kilkudniowych odstępach. Za ostatnim razem dałbym jasno do zrozumienia, że teraz dajesz jej szansę, byście to załatwili razem, dla dobra dzieci. Jeśli i tym razem się nie zgodzi, załatwisz tą sprawę sam. Potem można spróbować np tego, o czym pisał paslawek, czyli Twoje zainicjowanie rozmowy w obecności żony i dzieci.
Na Twoim miejscu nagrałbym tę rozmowę. Nie po to, by wykorzystać ją przeciw żonie, ale po to by się zabezpieczyć, jeśli potem żona chciałaby wmawiać różnym pobocznym stronom, że przeprowadziłeś rozmowę beznadziejnie.
Sprawę załatwisz, a i będziesz mieć pisemno-głosową podkładkę, że zrobiłeś wszystko, by tę sprawę załatwić ugodowo, ale że się po prostu inaczej nie dało, bo psychologowie zgodnie twierdzili, że dzieci powinny wiedzieć.
WindyBoy napisał/a:tylko co z tego, jak jż się na razie zaparła?
Zabrałbym się za to tak. Zakomunikował żonie, że dzieci muszą wiedzieć, że to jest dla ich dobra i jest to ważne, i potwierdziło Ci to dwóch psychologów (i że jeśli ma wątpliwości, zapraszasz ją na wspóną wizytę w tej kwestii u psychologa, niech se sama wybierze jakiego). No i że jest to sprawa niezależna od Waszych innych spraw.
To wszystko już jż wie. Jedyny efekt, to "nie dam rady, muszę się pozbierać, pomyślę"
Napisałbym jej to wszystko w mailu. W przypadku braku odpowiedzi, ponowiłbym taki mail jeszcze dwukrotnie w kilkudniowych odstępach. Za ostatnim razem dałbym jasno do zrozumienia, że teraz dajesz jej szansę, byście to załatwili razem, dla dobra dzieci. Jeśli i tym razem się nie zgodzi, załatwisz tą sprawę sam. Potem można spróbować np tego, o czym pisał paslawek, czyli Twoje zainicjowanie rozmowy w obecności żony i dzieci.
Na Twoim miejscu nagrałbym tę rozmowę. Nie po to, by wykorzystać ją przeciw żonie, ale po to by się zabezpieczyć, jeśli potem żona chciałaby wmawiać różnym pobocznym stronom, że przeprowadziłeś rozmowę beznadziejnie.
Sprawę załatwisz, a i będziesz mieć pisemno-głosową podkładkę, że zrobiłeś wszystko, by tę sprawę załatwić ugodowo, ale że się po prostu inaczej nie dało, bo psychologowie zgodnie twierdzili, że dzieci powinny wiedzieć.
Po co mi takie gierki? Jż poza najbliższymi przyjaciółkami w ogóle nie porusza tematu rozstania. Co ciekawe, większość bliższych znajomych, którzy ode mnie usłyszeli o naszym rozstaniu komentuje to w sposob, którego się nie spodziewałem i który jest dla mnie bardzo budujący.
A jak zacznie coś rozpowiadać, to odsieje to przyjaciół od plotkarzy.
Mam nadzieję, że w parę dni dojdziemy do porozumienia, inaczej będę musiał zdecydować, czy ja zmusić (ale to na 100% skończy się ciężką walką na wszystkich frontach później), czy powiedzieć samemu.
Rozmowa z zaskoczenia to przepis na katastrofę dla dzieci.
313 2021-11-17 17:29:24 Ostatnio edytowany przez merle (2021-11-17 17:30:11)
Ja bym tak zrobił, ale też w obliczu wielu błędów, które popełniłem w czasie naszego kryzysu (czyt. romansu żony) zapewne nie jestem najlepszym autorytetem w tej dziedzinie.
Jednak przez poboczne strony niekoniecznie mam na myśli rodzinę i znajomych, a raczej sąd. No i same dzieci. Teraz masz wszystko na świeżo w głowie, ale za 10 lat wiele rzeczy będziesz pamiętać inaczej. Dzieci mogą kiedyś pytać. Jeden dziennik już masz tu na forum, ale pewnie nie zaszkodzi mieć pewne rzeczy na piśmie.
Jeśli doszłoby kiedykolwiek między Wami do walki o dzieci, to będziesz poddany ocenie przed RODK (dziś to się bodaj inaczej nazywa). Twoja żona też. W Twoim interesie będzie wypaść tam jak najlepiej. Dlatego też pewne sprawy warto robić w taki sposób, by się potem nikt nie mógł przyczepić. Może to i gierki, ale bardziej patrzę na to jak na zabezpieczanie tyłów.
To wszystko już jż wie. Jedyny efekt, to "nie dam rady, muszę się pozbierać, pomyślę"
I tak może myśleć w nieskończoność. Może warto określić jakiś termin, do którego ma się pozbierać. Niech go sama zaproponuje. Wiem, łatwo się pisze, a ciężko zrealizować, gdy druga strona nie współpracuje. Pytasz jednak, to takie rzeczy mi do głowy przychodzą. ;-)
314 2021-11-17 17:59:26 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-17 19:27:16)
Rozmowa z zaskoczenia to przepis na katastrofę dla dzieci.
Jeżeli jesteś przekonany i pewny tego ,że żona zacznie histeryzować ,albo brać odwet za pomocą dzieci na Tobie to zaniechaj
i tak jż zrobi po swojemu na co nie masz wpływu takiego jaki byś chciał i oczekiwał,zrobi być może coś za Twoimi plecami nawet jak powiesz dzieciom sam.
Podkreślam być może.Ty z nią żyłeś przez 17 lat.Widzisz ją,znałeś ją ,tylko teraz obserwujesz w emocjach nie do końca odreagowanych przez Ciebie.
Wydaje mi się że trochę szukasz powodu do konfrontacji z jż ,chcesz jej dowalić okrężną drogą mając pretekst,nie wiem, mogę się mylić.
Merle, masz rację, tylko co z tego, jak jż się na razie zaparła? Połapała się już, że logika jej argumentacji to kpina z inteligencji, .....
Pytasz, czy jestem w 100% pewien rozstania - tak, kompletnie nic nie wskazuje na to, że istnieje inne rozwiązanie. Przestałem rozważać scenariusze budowy tego od nowa, to rujnuje mnie psychicznie. Jak się taka opcja pojawi, to wtedy będę się zastanawiał, czy faktycznie tego w danym momencie chcę.
Ela - dzieci muszą dostać powód, inaczej będą szukać winy w sobie.
Czyli doszedłeś do kolejnego punktu w przechodzeniu emocjonalnym w rozstaniu. Podejrzewam że już całkowicie pogodziłeś się że nie będziecie nigdy razem a w zasadzie to ty tego nie widzisz i nie pragniesz. Jednym słowem ODPUŚCIŁEŚ. Trudno kochać kogoś po takiej dawce złych emocji a co dopiero choć trochę zaufać. Dla ciebie zaczął się czas odkochania i przejścia na stopę ,,matki swoich dzieci". Tak jak wcześniej wspomniano musisz w jakiś sposób zakomunikować że sprawy związane z rodziną zostały zminimalizowane tylko do dzieci. Już jej nie pomożesz gdy złapie gumę w aucie, nie zrobisz przeglądu czy wymiany opon, wyrzucisz śmieci czy odmalujesz przedpokój. To są konsekwencje rozstania - rozwodu - zdrady.
Czy zrobiliście już podział majątku? Kto zwleka?
Jeśli doszłoby kiedykolwiek między Wami do walki o dzieci, to będziesz poddany ocenie przed RODK (dziś to się bodaj inaczej nazywa). Twoja żona też. W Twoim interesie będzie wypaść tam jak najlepiej. Dlatego też pewne sprawy warto robić w taki sposób, by się potem nikt nie mógł przyczepić. Może to i gierki, ale bardziej patrzę na to jak na zabezpieczanie tyłów.
Nie będzie walki o dzieci, jż sama ich nie ogarnie. Nie widzę tu też żadnego sporu.
Podejrzewam że już całkowicie pogodziłeś się że nie będziecie nigdy razem a w zasadzie to ty tego nie widzisz i nie pragniesz.
Nie, po prostu złość zakryła teraz wszystko. Minie złość, wróci ból, żal itd. Nie mam pojęcia, kiedy mi ostatecznie przejdzie miłość - może za tydzień, może za rok. Jż jest pogubiona, ale swoim zachowaniem robi co może, żeby mi przeszło. Tak czy inaczej piedestał pozostanie pusty, bo patrzę na całość inaczej, chyba zdrowszy, bardziej krytyczny wobec siebie i jż.
Ty z nią żyłeś przez 17 lat.Widzisz ją,znałeś ją ,tylko teraz obserwujesz w emocjach nie do końca odreagowanych przez Ciebie.
Wydaje mi się że trochę szukasz powodu do konfrontacji z jż ,chcesz jej dowalić okrężną drogą mając pretekst,nie wiem, mogę się mylić.
Ja jestem po prostu mega wściekły - stąd konfrontacyjne podejście. Dzisiaj skoczyłem sobie nad morze (właśnie wróciłem), żeby się trochę uspokoić....
Jż straciła grunt pod nogami i jest kompletnie pogubiona w pewnych aspektach. Zakładam, że się w zakresie dzieci pozbiera. W pozostałym - jak mówią psychologowie "może zda sobie sprawę z konsekwencji całości sytuacji, rozmiaru zniszczeń powodowanych zdradą nawet w rozpadającym się związku, absurdalnością oskarżania o jednostronną winę, ale nie jest to pewnik - takie wyparcie to zazwyczaj obrona organizmu przez kompletną rozsypką i zdarza się, że to wyparcie zostaje ze zdradzającym do końca, chociaż zazwyczaj jest to źródło wielu problemów dla zdradzającego"
Czy zrobiliście już podział majątku? Kto zwleka?
Nikt, bo oczywiście to też ogarniam ja (aktywność jż w zakresie rozstania ograniczyła się do świadomego rozwijania znajomości z boczniakiem oraz oznajmieniu o rozstaniu - podział ogarniam ja, temat powiedzenia dzieciom również - szlag człowieka trafia). Dopiero w tym tygodniu przyszły kopie ostatnich aktów z sądu i w piątek mamy umówione podpisanie aktu. Jest niestety sporo rzeczy do podziału w tym niektóre skomplikowane, notariusz jutro da mi znać, czy zdążą przygotować umowę. Jeśli nie zdążą, to dopiero wtorek.
Nie będzie walki o dzieci, jż sama ich nie ogarnie. Nie widzę tu też żadnego sporu.
Nie wiem, czy dojdzie między Wami do walki o dzieci, i Ty też tego nie wiesz.
Napiszę ostro, bo wygląda to tak, że wydaje Ci się, że znasz żonę. Mam tu na myśli, że uważasz, że jest pogubiona i nieporadna (niezdolna do ogarnięcia dzieci w pojedynkę), podczas gdy realnie dostaje praktycznie wszystko to, czego chce (piszę o tym, co faktycznie może uzyskać, a nie o jakichś jej marzeniach). Wyręczasz ją też przy podziale majątku i chyba planujesz ją wyręczyć w kwestii poinformowania dzieci.
Więc co Twoja żona miałaby niby robić - czemu miałaby walczyć jak nie ma o co i wszystko idzie po jej myśli? Tu chodzi o to, co się może stać już po rozwodzie. I tego nie jesteś w stanie teraz przewidzieć. Właśnie dlatego, że żony tak naprawadę nie znasz, w sensie nie jesteś już w stanie przewidzieć jej zachowania, choć w przeszłości mogłeś.
To jest oczywiście Twój wybór i życzę Ci, by się wszystko u Ciebie dobrze poukładało. Może po prostu życie nauczyło Cię, że jak masz jakiś plan, z reguły Ci wychodzi i nie widzisz potrzeby zabezpieczania tyłów, wierząc, że rozwiążesz każdy problem na swoją korzyść, gdy tylko taki się pojawi. I oby tak było.
Moja żona z poprzednim mężem też się pięknie dogadała. Rozwód bez winy, finanse dogadane, opieka dogadana. Potem przeszła, a właściwie to już przeszliśmy, trzy ciężkie batalie sądowe z jej byłym mężem, na których najbardziej ucierpiało ich najstarsze dziecko. To mnie nauczyło, że niestety czasem trzeba zmusić się do takiego zachowania, by i na papierze nie można było niczego zarzucić.
Ty już nie jesteś wolnym strzelcem. Masz dwójkę dzieci i w kolejnych związkach albo tych dzieci dojdzie, bo zwiążesz się z matką też po rozwodzie, albo z osobą bezdzietną, która będzie musiała zaakceptować Twoje pociechy. Na bank ciężej może przyjść taka akceptacja, gdy będziesz stawał w szranki w sądzie z żoną i gdy ona zacznie w jakiś sposób grę dziećmi. Przyszłość Cię jeszcze nieraz zaskoczy, tak jak teraz zaskoczyła Cię negatywnie żona. Po prostu do pewnych spraw lepiej podejść ostrożnie, nawet jeśli okaże się to niepotrzebne.
319 2021-11-18 10:28:06 Ostatnio edytowany przez euao (2021-11-18 10:34:50)
WindyBoy napisał/a:Nie będzie walki o dzieci, jż sama ich nie ogarnie. Nie widzę tu też żadnego sporu.
Nie wiem, czy dojdzie między Wami do walki o dzieci, i Ty też tego nie wiesz.
Napiszę ostro, bo wygląda to tak, że wydaje Ci się, że znasz żonę. Mam tu na myśli, że uważasz, że jest pogubiona i nieporadna (niezdolna do ogarnięcia dzieci w pojedynkę), podczas gdy realnie dostaje praktycznie wszystko to, czego chce (piszę o tym, co faktycznie może uzyskać, a nie o jakichś jej marzeniach). Wyręczasz ją też przy podziale majątku i chyba planujesz ją wyręczyć w kwestii poinformowania dzieci.
Więc co Twoja żona miałaby niby robić - czemu miałaby walczyć jak nie ma o co i wszystko idzie po jej myśli? Tu chodzi o to, co się może stać już po rozwodzie. I tego nie jesteś w stanie teraz przewidzieć. Właśnie dlatego, że żony tak naprawadę nie znasz, w sensie nie jesteś już w stanie przewidzieć jej zachowania, choć w przeszłości mogłeś.
To jest oczywiście Twój wybór i życzę Ci, by się wszystko u Ciebie dobrze poukładało. Może po prostu życie nauczyło Cię, że jak masz jakiś plan, z reguły Ci wychodzi i nie widzisz potrzeby zabezpieczania tyłów, wierząc, że rozwiążesz każdy problem na swoją korzyść, gdy tylko taki się pojawi. I oby tak było.
Moja żona z poprzednim mężem też się pięknie dogadała. Rozwód bez winy, finanse dogadane, opieka dogadana. Potem przeszła, a właściwie to już przeszliśmy, trzy ciężkie batalie sądowe z jej byłym mężem, na których najbardziej ucierpiało ich najstarsze dziecko. To mnie nauczyło, że niestety czasem trzeba zmusić się do takiego zachowania, by i na papierze nie można było niczego zarzucić.
Ty już nie jesteś wolnym strzelcem. Masz dwójkę dzieci i w kolejnych związkach albo tych dzieci dojdzie, bo zwiążesz się z matką też po rozwodzie, albo z osobą bezdzietną, która będzie musiała zaakceptować Twoje pociechy. Na bank ciężej może przyjść taka akceptacja, gdy będziesz stawał w szranki w sądzie z żoną i gdy ona zacznie w jakiś sposób grę dziećmi. Przyszłość Cię jeszcze nieraz zaskoczy, tak jak teraz zaskoczyła Cię negatywnie żona. Po prostu do pewnych spraw lepiej podejść ostrożnie, nawet jeśli okaże się to niepotrzebne.
100% racji, nie wystarczy ze Ty wiesz ze ich nie ograrnie, musiesz miec na to jakies dowody , jak to merle opisał na ewentualność jej zmiany.
Poki czegoś niema na papierze tzn ze nie ma wcale,
Jeszcze raz napisze nie licz na jej rozsądek w żadnej kwestii...
Może po prostu życie nauczyło Cię, że jak masz jakiś plan, z reguły Ci wychodzi i nie widzisz potrzeby zabezpieczania tyłów, wierząc, że rozwiążesz każdy problem na swoją korzyść, gdy tylko taki się pojawi. I oby tak było.
W życiu wszystko mi wychodziło, zawsze. To moja pierwsza życiowa porażka, szkoda że od razu taka "z grubej rury"... Pewnie przez to bardziej boli.
Obiektywnie rzecz biorąc - pewnie macie rację. Tylko ja nie mam już siły. Mam w zanadrzu kilka opcji, dzięki którym mogę jż zmusić do wielu ustępstw. Musi na razie wystarczyć.
Uświadamiam sobie kolejne fakty, kolejne kłamstwa, jak bardzo jż organiowała nasze wspólne spotkania z bocznym i jego córką, a jak ja zajmowałem się dziećmi (np na basenie) to mogła z nim spokojnie rozmawiać i rozwijać znajomość. Wiedziała dokąd to zmierza i z premedytacją to kontynuowała, żeby potem mówić "nie wiem jak to się stało, nie miałam na to wpływu, wcale tego nie planowalam" - teraz myślę, że zamiast próbować rozmawiać trzeba było jednak wystawić jej walizki, bo czuję się jak frajer. Siedzę właśnie z dziećmi, patrzę na nie i wiem, że będzie to dla nich duży cios - nie mogę jej wybaczyć, że nie próbowała tak na poważnie spróbować popracować nad naszym związkiem razem ze mną, tylko ostatecznie była ze mną dłuższy czas z braku laku, a potem poszła na łatwiznę.
Zdaję sobie sprawę, że przy depresji, motylkach i jej charakterze uważa, że ona wszystko zrobiła ok i to wyłącznie moja wina. Nawet częściowo ma rację, tylko ja wiele swoich zaniedbań widzę, ona swoich - wcale. "Musi" szukać "szczęścia" i nic jej nie zatrzyma aż do zniszczenia wszystkiego, ze swoim życiem włącznie.
Jeśli dzieci poniosą tego konsekwencje, to kiedyś jej za to podziękują - jak będą starsze to prawda prędzej czy później wypłynie przecież - nie są głupie i poskładają to w całość. Tylko co z tego? Jż sobie życie uloży lub nie, ja tak samo, a dzieci dostaną bagaż, na który nie zasłużyły.
"Na dobre i na złe, wszystkie przeciwności pokonamy" - kiepski dowcip.
Jż straciła grunt pod nogami i jest kompletnie pogubiona w pewnych aspektach. Zakładam, że się w zakresie dzieci pozbiera.
A w jakich aspektach ona się pogubiła?
Co do dzieci to na pewno się ogarnie i to bardzo szybko. Jak chcesz się przekonać to daj jej tydzień tzn. przez tydzień nie przychodź do dzieci a przekonasz się że nic złego tam się nie dzieje.
Z Twoich wpisów wynika mi że Ty jesteś przekonany lub masz nadzieję że proza dnia codziennego da jej po doopie i ona do Ciebie zatęskni i powróci. Tak?
może zda sobie sprawę z konsekwencji całości sytuacji, rozmiaru zniszczeń powodowanych zdradą
Wybacz ale psychologowie robią to samo co my teraz - zgadujemy co ona ma w głowie i jak może postąpić. Bo jak mogą na odległość ją zdiagnozować?
I to co dla nich czy Ciebie jest niszczeniem dla niej może być budowaniem nowej JA. I całkiem możliwe że doskonale sobie poradzi.
322 2021-11-18 12:17:16 Ostatnio edytowany przez Symbi (2021-11-18 12:19:48)
I to co dla nich czy Ciebie jest niszczeniem dla niej może być budowaniem nowej JA. I całkiem możliwe że doskonale sobie poradzi.
W punkt.
Nie dramatyzowałabym też, że dzieci będą TAKIE poszkodowane. Moje nie są, mają normalne kontakty z obojgiem rodziców i wcale nie są jakieś wykrzywione psychicznie. I znam różne osoby z rozbitych rodzin, radzą sobie dobrze. Po prostu trzeba z nimi dużo rozmawiać i nie oglądać się na żonę, czy ona zrobi, to czego chcemy, obojętnie w jakiej dziedzinie. Teraz nie ma MY, jesteście ON/ONA.
Wiadomo, że na początku może się pojawic lek przed nieznanym, ale przyzwyczają się do nowej sytuacji.
Pogubiła się - tzn. nie odróżnia dobra od zła, nie rozpoznaje oczywistych konsekwencji swoich decyzji - i to nie jest tylko moja opinia.
Tak, z jednej strony mam nadzieję, że proza życia da jej po dupie, niezależnie czy będzie chciała potem wrócić czy nie. Ja nie wiem, czy bym był w stanie taki powrót zaakceptować. Zaufanie to waluta, której nie zdobywa się z dnia na dzień.
Z drugiej strony chcę, żeby sobie poradziła i zniknęła z mojego życia. Łatwiej będzie o niej zapomnieć i nie cierpieć na jej widok.
Wiem, że to co niszczy świat dzieci i mój to budowanie jej nowego (lub prawdziwego) ja. Jestem przekonany, że sobie poradzi, tylko nie wiem czy to "nowe ja" nie będzie destrukcyjne dla jej samej (to jej sprawa) i dla dzieci (a to już moja sprawa).
maku2 napisał/a:I to co dla nich czy Ciebie jest niszczeniem dla niej może być budowaniem nowej JA. I całkiem możliwe że doskonale sobie poradzi.
W punkt.
Nie dramatyzowałabym też, że dzieci będą TAKIE poszkodowane. Moje nie są, mają normalne kontakty z obojgiem rodziców i wcale nie są jakieś wykrzywione psychicznie. I znam różne osoby z rozbitych rodzin, radzą sobie dobrze. Po prostu trzeba z nimi dużo rozmawiać i nie oglądać się na żonę, czy ona zrobi, to czego chcemy, obojętnie w jakiej dziedzinie. Teraz nie ma MY, jesteście ON/ONA.
Wiadomo, że na początku może się pojawic lek przed nieznanym, ale przyzwyczają się do nowej sytuacji.
Oby. Dopóki sytuacja się nie uspokoi, to jednak będę się martwić.
Mam w zanadrzu kilka opcji, dzięki którym mogę jż zmusić do wielu ustępstw. Musi na razie wystarczyć.
Dlaczego? Jeśli Ci na czymś zależy a ona jest na nie to ich użyj. Nic już jej nie jesteś winien, nie musisz jej ustępować.
Uświadamiam sobie kolejne fakty, kolejne kłamstwa, jak bardzo jż organiowała nasze wspólne spotkania z bocznym i jego córką, a jak ja zajmowałem się dziećmi (np na basenie) to mogła z nim spokojnie rozmawiać i rozwijać znajomość. Wiedziała dokąd to zmierza i z premedytacją to kontynuowała, żeby potem mówić "nie wiem jak to się stało, nie miałam na to wpływu, wcale tego nie planowalam" - teraz myślę, że zamiast próbować rozmawiać trzeba było jednak wystawić jej walizki, bo czuję się jak frajer
Czyli boczny był Waszym znajomym? Może skojarzysz sobie innych przez te lata gdy ona nalegała na spotkania rodzinne z innymi? Skojarz kiedy zaczęła odpływać od Ciebie i "zobacz" czy w tle nie było kogoś.
Widzisz ona umiała planować i to wyprzedzająco. Uważam że tak postępuje i dzisiaj wobec Ciebie. Wie jak bardzo Tobie zależy na dzieciach i tą kartą pogrywa, jak poraża Ciebie myśl że nie będziesz miał wolnego dostępu do dzieci i jak to powoduje Twoje ustępstwa. Przykład rozmowa z dziećmi - dlaczego nie powiesz jej że albo mówicie im razem jakąś tam wersję albo sam np. jutro to zrobisz? tylko czekasz aż ona się ogarnie? Nie przyszło Ci do głowy że tak jest jej wygodnie? Że Ty pomagasz jej łagodnie doopą wylądować na poduszkach? A Wasz rozwód - wszystko dostaje na tacy, nawet urobisz rodzinę że rozwód "no bo wiecie niezgodność charakterów" - ona wyląduje miękko, zostanie z pokaźnym majątkiem, domem, dziećmi a Ty? gdzie Ty w tym jesteś?
I bynajmniej nie mówię zrób rozpierduchę ale nie możesz ustępować tam gdzie czujesz się robiony w konia czy też czujesz się być pokrzywdzonym.
Walizki za drzwi? Żeby to zrobić trzeba mieć wiedzę dlatego radziłem "permanentną inwigilację" Teraz dopiero dociera do Ciebie jak bardzo byłeś robiony w wała, teraz łączysz fakty i zaczynasz się wściekać - normalna reakcja, ba rzekłbym jak najbardziej pożądana - świadczy o tym że z Twoją głową jest ok.
Jak frajer? nie, po prostu żyłeś w niewiedzy ale teraz jak juz wiesz a będziesz postępował jak frajer to będzie tylko Twoja wina.
Przestań ustępować, rób tak jak uważasz że będzie dobrze dla Ciebie i dzieci(w tej kolejności) przestań ją analizować, zamartwiać się co ją spotka w przyszłości, czy ona się pozbiera itd. to już obca baba nie Twój interes jak będzie żyć. Może być tak że będzie świetną matką a na boku będzie miała 20 typa i ona będzie uważała że jest szczęśliwa - jej sprawa.
Siedzę właśnie z dziećmi, patrzę na nie i wiem, że będzie to dla nich duży cios - nie mogę jej wybaczyć, że nie próbowała tak na poważnie spróbować popracować nad naszym związkiem razem ze mną, tylko ostatecznie była ze mną dłuższy czas z braku laku, a potem poszła na łatwiznę.
Nie, nie wiesz . Przypuszczasz, nic więcej. Oczywiście dzieci mogą zareagować płaczem ale słowo rozwód nic dla nich nie znaczy. Jeśli nie będziesz miał problemów z dostępem do dzieci one szybko przejdą nad tym do porządku dziennego. Tym bardziej że jak mówisz jesteś tam codziennie i wychodzisz gdy one śpią. Zresztą uważam że to nie jest dobry pomysł - bywać tam codziennie i kłaść dzieci do łóżka, musisz zacząć je przyzwyczajać że Ciebie nie będzie codziennie, zawsze. Bo patrząc przyszłościowo - jeśli ona będzie miała partnera to będziesz tam siedział do nocy aż dzieci zasną? Musisz stopniowo zmniejszać swoje wizyty żeby dzieciom było łatwiej wejść w nową rzeczywistość.
Popracować wspólnie nad związkiem? Fajna sprawa, problem w tym że jedna ze stron może odpłynąć od partnera nie zdając sobie z tego sprawy. Zdrada bywa tylko zakończeniem tego etapu. Przypomnij sobie kiedy zacząłeś widzieć różnicę jakości w waszym związku i tam znajdziesz powód tego co jest.
Była z Toba z wygody, tak to prawda. I gdybyś teraz nie cisnął na rozwód to nadal by była bo ... jest jej tak wygodnie. Paradoksalnie gdy się rozwiedziecie może, choć nie musi, może znajdzie innego do związku bo gdy Ty byłeś to na była ale do...miłego spędzenia czasu i nic więcej.
Jest teraz z Tobą dla wygody dlatego nie dziw się że ona przeciąga czas waszego rozstania, dlatego mówiła że nie musisz się wyprowadzać - teraz, bo Twoja obecność jest wygodna.
Zdaję sobie sprawę, że przy depresji, motylkach i jej charakterze uważa, że ona wszystko zrobiła ok i to wyłącznie moja wina. Nawet częściowo ma rację, tylko ja wiele swoich zaniedbań widzę, ona swoich - wcale. "Musi" szukać "szczęścia" i nic jej nie zatrzyma aż do zniszczenia wszystkiego, ze swoim życiem włącznie.
No i po co się nakręcasz. To czy ona będzie czuła się szczęśliwa czy nie zależy tylko od niej. Co dla Ciebie może być niszczeniem dla niej może być szczęściem. Może ona uważa że jak przeleci 5 czy 10 będzie szczęśliwa. Może gdy będzie wiecznie kochać będzie szczęśliwa - a że wielu? czy to cos zmienia u was?
Nie zakładaj że ona jest nieporadna życiowo i że nie będzie wiedziała że idzie w złą stronę -jej romans/zdrada według niej była dobrą droga według Ciebie złą. Uznaniowość.
"Na dobre i na złe, wszystkie przeciwności pokonamy" - kiepski dowcip.
Ale Ciebie dzisiaj wzięło. Masz żal, ogromny żal. Czujesz potrzebę wygarnięcia jej co o tym myślisz? To czemu tego nie zrobisz? Zabierz ją za miasto i tam wykrzycz jej co o tym myślisz. Ale...myślisz że Ci to w czymś pomorze? Ulży? ale tylko na chwilę. Skuteczniejszy będzie worek bokserski, powaga.
Pogubiła się - tzn. nie odróżnia dobra od zła, nie rozpoznaje oczywistych konsekwencji swoich decyzji - i to nie jest tylko moja opinia.
Pogubiła? ja uważam że ona doskonale wie co robiła/robi, po prostu jej nie wyszło. Ona nie jest słaba istotką pogubioną - patrząc w ten sposób to wszyscy co zdradzają/romansują się pogubili? To że Ciebie skrzywdziła nie oznacza że nie rozróżnia dobra od zła, doskonale zdaje sobie sprawę do czego zmierzała i jakie mogą być konsekwencje - nie uwzględniła tylko w planie zachowania tamtego i tego że Ty się połapiesz.
Jestem przekonany, że sobie poradzi, tylko nie wiem czy to "nowe ja" nie będzie destrukcyjne dla jej samej (to jej sprawa) i dla dzieci (a to już moja sprawa).
Tego nikt nie wie. Ale myślę że ona jest cwana poradzi sobie.