Duma i uprzedzenie? Elizabeth Bennett taka nie była:) jest wiele oznak że kobieta myśli trzeźwo, chociażby przy ustalaniu podziału majątku.
Ludzie wpadają na różne fora , sprawy się rozwiązują i znikają. Może gdyby wielu z nich powróciło po latach zobaczylabyś że egoizm jest egoizmem i zamówiony pod dywan i tak wyjdzie.
Rozumiem że Ty byłaś królową melodramatu i zrozumiałaś swój błąd? To dla wielu mężczyzn zdradzonych Twoja opowieść byłaby cenna na pewno.
196 2021-11-03 10:41:38 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-11-03 10:42:10)
Windy ma plan i go konsekwentnie realizuje. Wcale nie skreślił swojej żony. Przecież ciągle powtarza, że może kiedyś się jeszcze zejdą, bo to "fajna dziewczyna" jest.
Ale na ten moment należy się rozwieść, podzielić majątek, uzgodnić opiekę. Ta sytuacja musi się wyczyścić. Wtedy będzie czas na przemyślenia, analizę błędów, wnioski, czy aby gdzieś się nie pogubili i czy jeszcze z tej mąki nie będzie chleba.
Mam kolegę rozwodnika, która po jakichś 10 latach zszedł się ze swoją żoną. Rozwód i rozłąka nie przekreśla związku na zawsze.
Natomiast jeśli teraz Windy będzie sobie mieszał w głowie, może przez przypadek zrobić coś nie do końca przemyślanego i w efekcie dać żonie, której przecież nie może teraz ufać, dodatkową amunicję.
Nie... Niech oczyszczą najpierw atmosferę i poczekają aż emocje zupełnie opadną.
198 2021-11-03 16:30:31 Ostatnio edytowany przez NiedużaMi (2021-11-03 16:32:20)
Tak Elu : ja zrobiłam z siebie bohaterkę melodramatu, taką co to mąż ją :nie rozumie ,nie docenia i której nie zadość uczynił bo to akurat on zdradził , ponoć emocjonalnie.
I tak zrozumiałam swój błąd. A raczej błędy.
Po pierwsze zaraz po zdradzie spojrzałam mu głęboko w oczy i najłagodniejszym tonem na świecie , wręcz czułym - stwierdziłam, iż kocham go tak bardzo, ze ważniejsze jest dla
mnie jego szczęście. I jeśli on jest pewien, że może mu go dać tylko tamta kobieta, to trudno, pogodzę się z tym i na drodze im nie stanę. Z natury jestem cholerykiem więc to było do mnie tak nie podobne, że on był chyba w szoku i stwierdził, że w takim razie zostaje ze mną, bo nigdy nie przestał mnie kochać , a jedynie myślał , że to ja oddaliłam się i przestałam. Nie muszę pisać ze mnie ten zwrot akcji ucieszył. A dziś uważam że postępując wbrew swojej naturze zrobiłam sobie krzywdę.
Po drugie nie umiałam oddzielić grubą kreską przeszłości i ciagle ją rozgrzebując robię z siebie bohaterkę melodramatu która wmawia sobie , ze mąż wciąż coś czuje do tamtej, że żałuje , że nie kocha , nie docenia.
A prawda jest taka, że i kocha i docenia i jest baaardzo cierpliwy, ale nie umie zrozumieć co się dzieje ze mną , a z powodu błędów w komunikacji sam tez nie potrafi do mnie dotrzeć. Oboje się męczymy kochając się i mało brakuje , a rozwalimy coś cennego bo nie umiemy przekazać sobie tego co najważniejsze.
Serio -inteligentne, oczytane i pełne dobrych chęci osoby ,mogą z powodu różnych złych lub smutnych doświadczeń , nie udźwignąć czasem prawdziwych a czasem wmówionych sobie, negatywnych przekazów partnera lub pozornej jego obojętności. I tu kluczowa wydaje mi się depresja. Depresja czy skłonność do niej tak bardzo potrafi fałszować obraz świata i partnera, że aż nie do uwierzenia. I nic z tym się nie da zrobić, żadne ogarnij się, żadna siła człowieka z tego nie wyrwie bez leczenia. To nierównowaga chemii mózgu. Kto wie czy była skutkiem czy przyczyną całego zdarzenia u żony Windyego.
199 2021-11-03 17:23:41 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2021-11-03 19:05:25)
A może ona wewnętrznie od dawna jest tylko kupką nieszczęścia nieświadomą tego , że jest kochana ? Może ten głupi epizod z próbą romansu to była tylko rozpaczliwa próba poczucia się kochaną i pożądaną? Jesteś wyjątkowym facetem, bo umiesz analizować uczucia i mówić o nich, widzisz swoje i jej postępowanie w związku konstruktywnie na tyle , że akceptujesz istnienie swojej winy , nie obarczając partnerki całą. Ktoś taki, potrafiłby odbudować związek w o niebo lepszej wersji. Co by było gdybys teraz tupnął nogą, poinformował ją, że żadnego rozstania nie będzie. Że skoro twierdzi ze Cię nie kocha to widocznie poczucie beznadziei i nieszczęście przykryło to i Ty osobiście się do tego uczucia dokopiesz- najlepiej na plaży na Karaibach ( chrzanić COVID)albo sprawisz że zakocha się znowu. Tak wiem przecież masz już wszystko poukładane, masz plan, będziesz silny i w końcu będziesz szczęśliwy...tylko co , jeśli ...
Ja tak to właśnie widzę - rozpaczliwa próba poczucia bliskości - tylko znam jednak jż na tyle, że teraz czego nie powiem, co nie zrobię i czego by się jż nie dowiedziała - nic się nie zmieni. Ma w tym zakresie czysty charakter swojego taty - w skali upartości od 1 do 10 jest mniej więcej na poziomie 12, nawet w sytuacjach na swoją szkodę - tylko upływ czasu pozwala na jakąkolwiek refleksję.
Niezależnie od przyczyn skoro miłości nie czuje, to jakiekolwiek ewentualne zmiany potrwają dłużej. Gdyby coś czuła już teraz to reagowałby jakkolwiek na informacje o tym, że mieszkanie wynajmę zaraz po weekendzie i to z umową na rok, bo coś sensownego ciężko znaleźć na krócej. Uczuć nie ma i nie mogę zakładać czy mieć nadzieję, że się pojawią - to droga donikąd, w której to ja ponoszę konsekwencje jej decyzji.
Owszem. Jest możliwe by jeszcze uratować to malzenstwo: ale z takim podstawowym warunkiem: żoną musiałaby wykazać przynajmniej tyle zaangażowania w to co w romans. A nie On ma to wziąć na siebie..
Zmierzam do tego że nawet jak autor wyeliminuje teraz rywala to szansa na powtórkę z rozrywki jest spora. Bo żona nie ma refleksji na temat swoich przewinień , to mąż jest głównym winowajcą.
Co więcej. Ja nie jestem przekonana czy to jest jedyny romans tej Pani przez te 17 lat.
I właśnie dlatego tylko jeśli jż dojrzy (ale tak faktycznie, samo rzucanie słów bez przekonania nie zadziała), że zaangażowanie w budowę relacji musi być obustronne, to może kiedyś będzie na to szansa - m. in. to forum nauczyło mnie, że ani jej do tego nie zmuszę, ani nie namówię, ani nie zrobię tego za nią. Na razie tej refleksji nie ma.
Nie ma co gdybać, czy były inne zdrady - moim zdaniem obecna sytuacja potwierdziła, że (co pasuje do charakteru jż) nie potrafi grać na dwa fronty i byłoby to dla niej nie do zniesienia - jej zachowanie zmieniło się diametralnie jeszcze zanim doszło do indywidualnego spotkania z boczniakiem czy nawet pierwszych wyznań smsowych wobec niego (co niestety mogłem przeczytać). To nie tak, że teraz będę sam usprawiedliwiał jej zachowanie, ale przeszłość jest dla mnie "czysta".
Natomiast jeśli teraz Windy będzie sobie mieszał w głowie, może przez przypadek zrobić coś nie do końca przemyślanego i w efekcie dać żonie, której przecież nie może teraz ufać, dodatkową amunicję.
Nie... Niech oczyszczą najpierw atmosferę i poczekają aż emocje zupełnie opadną.
To nawet nie jest kwestia czegoś nie przemyślanego. Dla mnie zaufanie ma wartość fundamentalną, a mimo szukania pozytywów i brania pewnych zachowań jż za dobrą monetę (tzn., że jej zachowania nie wynikają z wyrachowania, a z zagubienia, strachu, emocji itd.) wiem, że ew. budowa zaufania potrwa długo. Dla mnie podział majątku i rozdzielność w tym zakresie zdejmuje ze mnie olbrzymi bagaż rozważań, czy ew. decyzja o próbie budowy związku od nowa nie byłaby właśnie wynikiem wyrachowanego planowania. Nie uniknąłbym tych myśli, a tak nie będzie mnie to w razie czego męczyć. Z drugiej strony, jeśli np. kogoś poznam, zbuduję nowy związek to tak czy inaczej nie będą się za mną ciągnąć potencjalne źródła konfliktu z jż.
Po drugie nie umiałam oddzielić grubą kreską przeszłości i ciagle ją rozgrzebując robię z siebie bohaterkę melodramatu która wmawia sobie , ze mąż wciąż coś czuje do tamtej, że żałuje , że nie kocha , nie docenia.
A prawda jest taka, że i kocha i docenia i jest baaardzo cierpliwy, ale nie umie zrozumieć co się dzieje ze mną , a z powodu błędów w komunikacji sam tez nie potrafi do mnie dotrzeć. Oboje się męczymy kochając się i mało brakuje , a rozwalimy coś cennego bo nie umiemy przekazać sobie tego co najważniejsze.
Serio -inteligentne, oczytane i pełne dobrych chęci osoby ,mogą z powodu różnych złych lub smutnych doświadczeń , nie udźwignąć czasem prawdziwych a czasem wmówionych sobie, negatywnych przekazów partnera lub pozornej jego obojętności. I tu kluczowa wydaje mi się depresja. Depresja czy skłonność do niej tak bardzo potrafi fałszować obraz świata i partnera, że aż nie do uwierzenia. I nic z tym się nie da zrobić, żadne ogarnij się, żadna siła człowieka z tego nie wyrwie bez leczenia. To nierównowaga chemii mózgu. Kto wie czy była skutkiem czy przyczyną całego zdarzenia u żony Windyego.
Pewne rzeczy mogły się nakręcać - braki w komunikacji, nerwy, początki depresji, dalsze problemy w komunikacji, chowane urazy, pretensje itd. itp. Atak paniki jż pod koniec studiów (presja w pracy) też nie pojawił się bez powodu i zdawałem sobie sprawę, że jż jest psychicznie dosyć krucha - może też dlatego popełniałem niektóre błędy, żeby w wielu aspektach ułatwić jej życie, załatwić jakieś sprawy - z większością z nich doskonale poradziłaby sobie sama, dla mnie był to wyraz troski, dla niej w wyrzutach było to "niepotrzebne wyręczanie, przez co czuła się niepotrzebna" itd.
Ponieważ w naszym przypadku romans nie miał okazji się rozwinąć, to jest mi na swój sposób łatwiej (w końcu jednak nie skaczemy sobie do gardeł). Poza początkowym okresem jednak znam swoją wartość jako facet i człowiek, więc naprawdę nie jest tak, że traktuję mocno toksycznego gościa, z problemami życiowymi, zawodowymi, emocjonalnymi z samym sobą jako jakąś konkurencję, z którą musiałbym walczyć. Jż w naprawdę dużym dołku, dobra gadka, sprzyjające okoliczności i poszło. Moje osobiste doświadczenie uczy, że wdzięki płci przeciwnej zawsze przegrywają z wybranką, nawet w przypadku kryzysu w związku, ale gdybym czuł się tak jak jż w danym momencie - kto wie? Tyle wiemy o sobie, na ile nas życie sprawdziło - ja emocjonalnie niżej niż przez ostatnie 2 miesiące nigdy nie byłem i już nigdy nie będę.
Oddzielenie grubą kreską byłoby dobre, ale to też nie jest coś, co można zrobić ot tak, na gorąco.
Przeczytałem dzisiaj na spokojnie oba swoje wątki... Sporo się zmieniło, ale uderzyła mnie bijącą z moich postów naiwność. Jak spojrzałem na całokształt, wcześniejsze i obecne zachowanie jż to dochodzę do zgoła odmiennych wniosków, dużo bardziej zbieżnych z radami i (niestety) ostrzeżeniami wielu osób. O ile mojego postępowania to na chwilę obecną nie zmieni, o tyle chyba czas dojrzeć, że usprawiedliwianie jż (także przeze mnie) depresją, amokiem, czymkolwiek innym to bujda na resorach. Pewne rzeczy działy się (i nadal się dzieją, z tego co widzę) jako konsekwencja w pełni świadomych decyzji jż. Łatwo podejmuje się takie decyzje, jak do swojej niedawnej połówki odczuwa się jedynie pogardę i obojętność, niezależnie od słów wypowiadanych na potrzebę danej chwili.
Gary napisał/a:Pewnie jej zdrada była przemyślaną decyzją. Tylko świat się zepsuł, mąż chce rozwodu, z kochankiem się popsuło...
Raczej nie była przemyślana - prędzej odejście takie było.
... usprawiedliwianie jż (także przeze mnie) depresją, amokiem, czymkolwiek innym to bujda na resorach. Pewne rzeczy działy się (i nadal się dzieją, z tego co widzę) jako konsekwencja w pełni świadomych decyzji jż.
Oj tak, tak... emocje przez nas przepływają, przeżywamy je... ale potem rozumujemy i decydujemy ... decyzje, decyzje... z decyzji płyną działania.
202 2021-11-04 19:46:02 Ostatnio edytowany przez Pronome (2021-11-04 19:47:59)
Przeczytałem dzisiaj na spokojnie oba swoje wątki... Sporo się zmieniło, ale uderzyła mnie bijącą z moich postów naiwność. Jak spojrzałem na całokształt, wcześniejsze i obecne zachowanie jż to dochodzę do zgoła odmiennych wniosków, dużo bardziej zbieżnych z radami i (niestety) ostrzeżeniami wielu osób. O ile mojego postępowania to na chwilę obecną nie zmieni, o tyle chyba czas dojrzeć, że usprawiedliwianie jż (także przeze mnie) depresją, amokiem, czymkolwiek innym to bujda na resorach. Pewne rzeczy działy się (i nadal się dzieją, z tego co widzę) jako konsekwencja w pełni świadomych decyzji jż. Łatwo podejmuje się takie decyzje, jak do swojej niedawnej połówki odczuwa się jedynie pogardę i obojętność, niezależnie od słów wypowiadanych na potrzebę danej chwili.
Windy, nie ty pierwszy, ani ostatni, ktory kocha, pomimo rozstania. Ona juz nie, ty to rozumiesz. Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem. Jak czlowiek jest swiadomy, to rozumie, ze w momencie, kiedy jedna ze stron przestaje kochac, nie ma juz niczego. Zwiazki sa z natury kruche, bazuja na woli bycia razem, majac wiedze mozemy je tylko odpowiednio stymulowac i rozwijac, a i tak nie mamy nigdy 100 gwarancji na to, ze to dlugo przetrwa. Ja raczej powiedzialabym, ze zwiazki maja po prostu swoja date przydatnosci. Ciesz sie tez z faktu, choc pewnie teraz nie jestes w stanie, ze pojawil sie ten facet, ona dzieki niemu uswiadomila sobie szybciej, ze cie juz nie kocha i chce innego zycia. Nie mozna kogos nienawidzic, karac za to przeciez. Spojrzyj tez dookola, ile jest par, gdzie nie ma juz milosci, tylko pasywno-agresywne zachowania. Serio, chcesz sie bawic w to udawanie pod publiczke, ze fajna z was para, a potem co dziennie wieczorem patrzec w lustro i pytac sie siebie: co ja w ogole tutaj robie, tak ma wygladac reszta mojego zycia? Ja pamietam te momenty i za cholere nie chce juz do tej szopki wracac. Po za tym facet, jestes mlody, masz fajne dzieci pewnie, jakies perspektywy zawodowe, znajomych. Serio chce tu siedziec na forum, jedz na urlop z dziecmi, kup sobie to, o czym dawno marzyles, a zona - no kurcze, pewnie fajnie bylo, zachowaj w pameci dobre lata, zycz jej dobrze, dogadaliscie sie jak ludzie, wiele razem osiagneliscie i na pewno duzo sie od siebie nauczyliscie, ale ten sezon zycia sie juz skonczyl. Patrz ku nowemu.
[Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem.
Źle zrozumiałaś. To nie ja gardzę jż. Dla mnie kłamstwo, zwłaszcza regularne jest jednak wyrazem pogardy wobec drugiego człowieka.
Idę do przodu, innej drogi nie ma. Właśnie potwierdziłem fajne mieszkanie z dużym tarasem i tym razem właściciel się chyba nie wycofa, auto przypłynie za jakieś 3 miesiące (miało być zwykłe, a skończyło się na prawdziwym smoku - Orlen się ucieszy), powoli planuję podróże i tyle... Aż dziwne, jak szybko da się zamknąć fizycznie i prawnie nawet tak ważny etap życia (o ile jż czegoś nie wymyśli). Emocjonalnie też się kiedyś uda.
Pronome napisał/a:[Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem.
Źle zrozumiałaś. To nie ja gardzę jż. Dla mnie kłamstwo, zwłaszcza regularne jest jednak wyrazem pogardy wobec drugiego człowieka.
.
Nie kombinuj. Nie tym jest pogarda.
Aż dziwne, jak szybko da się zamknąć fizycznie i prawnie nawet tak ważny etap życia (o ile jż czegoś nie wymyśli). Emocjonalnie też się kiedyś uda.
Windy nie mów jeszcze hop ,to nie jest tak szybko,a przed
tobą jeszcze parę rzeczy do przeżycia - nie jesteś z innej gliny ,co nie znaczy że to co czujesz jest nieprawdą ,huśtawki to norma w Twojej sytuacji i nie chodzi mi tu o negatywne pesymistyczne "samoprogramowanie" przyszłości i kolejności uczuć ,bardziej to fizjologiczna strona.
Przeczytałem dzisiaj na spokojnie oba swoje wątki...
Gratuluję odwagi..
WindyBoy napisał/a:Przeczytałem dzisiaj na spokojnie oba swoje wątki...
Gratuluję odwagi..
Wbrew pozorom - pomogło. Czułem, że zapadam się w nadziei na klejenie tego związku. Jak doszedłem do tego, że jż nadal kłamie, stosuje półprawdy i manipulacje - w części nawet nie zdając sobie z tego sprawy, to widzę że każdy dzień pod jednym dachem, każdy szczery, otwarty pozytywny gest to tylko woda na młyn jej pewności, poczucia niewinności itd. To ja już wolę skupić się na sobie:)
Oby nie zaraziła swoich nieszczepionych rodziców covidem - trzeba było szumieć po knajpach w ramach realizacji "potrzeb", i w sumie na własne życzenie wirusa złapać i roznieść (zaszczepić się oczywiście nie zdecydowała).
Windy, nie ty pierwszy, ani ostatni, ktory kocha, pomimo rozstania. Ona juz nie, ty to rozumiesz. Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem. Jak czlowiek jest swiadomy, to rozumie, ze w momencie, kiedy jedna ze stron przestaje kochac, nie ma juz niczego. Zwiazki sa z natury kruche, bazuja na woli bycia razem, majac wiedze mozemy je tylko odpowiednio stymulowac i rozwijac, a i tak nie mamy nigdy 100 gwarancji na to, ze to dlugo przetrwa. Ja raczej powiedzialabym, ze zwiazki maja po prostu swoja date przydatnosci. Ciesz sie tez z faktu, choc pewnie teraz nie jestes w stanie, ze pojawil sie ten facet, ona dzieki niemu uswiadomila sobie szybciej, ze cie juz nie kocha i chce innego zycia. Nie mozna kogos nienawidzic, karac za to przeciez. Spojrzyj tez dookola, ile jest par, gdzie nie ma juz milosci, tylko pasywno-agresywne zachowania. Serio, chcesz sie bawic w to udawanie pod publiczke, ze fajna z was para, a potem co dziennie wieczorem patrzec w lustro i pytac sie siebie: co ja w ogole tutaj robie, tak ma wygladac reszta mojego zycia? Ja pamietam te momenty i za cholere nie chce juz do tej szopki wracac. Po za tym facet, jestes mlody, masz fajne dzieci pewnie, jakies perspektywy zawodowe, znajomych. Serio chce tu siedziec na forum, jedz na urlop z dziecmi, kup sobie to, o czym dawno marzyles, a zona - no kurcze, pewnie fajnie bylo, zachowaj w pameci dobre lata, zycz jej dobrze, dogadaliscie sie jak ludzie, wiele razem osiagneliscie i na pewno duzo sie od siebie nauczyliscie, ale ten sezon zycia sie juz skonczyl. Patrz ku nowemu.
Pronome, bardzo ładnie to napisałaś. Zgadzam się z Tobą w 100%. Być może dlatego, że ja też byłam taką osobą, która codziennie w lustrze zadawała sobie pytanie czy chce przeżyć resztę życia w takim zawieszeniu, bo wszyscy ode mnie tego oczekują? I kiedy odeszłam poczułam ulgę. I myślę, że mój jm myśli podobnie jak WindyBoy, że ja się pogubiłam. A ja po prostu nie chciałam dalej żyć w ten sposób. Nie z nim. Termin przydatności naszego związku już upłynął. I co najśmieszniejsze, on taki zaskoczony rozstaniem, od dawna jest już w nowym związku. Życzę mu jak najlepiej i nie mam z tym problemu, ale nie raz zastanawiam się czy nasze rozstanie coś mu uświadomiło czy też nie. Czy nowy związek to tylko plasterek na zbolałe serce czy też on też od dawna już też nic nie czuł, tylko musiał odegrać swoją rolę zrozpaczonego, porzuconego męża?
209 2021-11-05 10:08:05 Ostatnio edytowany przez euao (2021-11-05 10:18:30)
.... Serio chce tu siedziec na forum, jedz na urlop z dziecmi, kup sobie to, o czym dawno marzyles, a zona - no kurcze, pewnie fajnie bylo, zachowaj w pameci dobre lata, zycz jej dobrze, dogadaliście sie jak ludzie, wiele razem osiagneliscie i na pewno duzo sie od siebie nauczyliscie, ale ten sezon zycia sie juz skonczyl. Patrz ku nowemu.
Te słowa Pronome świetne i nie tylko Windy sie przydadzą. Dziękuję. Bardzo chciałabym juz tak zacząć myśleć , ale niestety to myślenie życzeniowe jest (na siłe staram sie tak myśleć), a wewnątrz cos mi podpowiada "niech się udławi tym swoim szczęściem"... Windy mam nadzieje, ze Ty osiągniesz taki stan dużo szybciej. Trzymam kciuki.
hahah właśnie napisałam słowa, które napisze dopiero za godzinę, ech ta zmiana czasu
Pronome napisał/a:Windy, nie ty pierwszy, ani ostatni, ktory kocha, pomimo rozstania. Ona juz nie, ty to rozumiesz. Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem. Jak czlowiek jest swiadomy, to rozumie, ze w momencie, kiedy jedna ze stron przestaje kochac, nie ma juz niczego. Zwiazki sa z natury kruche, bazuja na woli bycia razem, majac wiedze mozemy je tylko odpowiednio stymulowac i rozwijac, a i tak nie mamy nigdy 100 gwarancji na to, ze to dlugo przetrwa. Ja raczej powiedzialabym, ze zwiazki maja po prostu swoja date przydatnosci. Ciesz sie tez z faktu, choc pewnie teraz nie jestes w stanie, ze pojawil sie ten facet, ona dzieki niemu uswiadomila sobie szybciej, ze cie juz nie kocha i chce innego zycia. Nie mozna kogos nienawidzic, karac za to przeciez. Spojrzyj tez dookola, ile jest par, gdzie nie ma juz milosci, tylko pasywno-agresywne zachowania. Serio, chcesz sie bawic w to udawanie pod publiczke, ze fajna z was para, a potem co dziennie wieczorem patrzec w lustro i pytac sie siebie: co ja w ogole tutaj robie, tak ma wygladac reszta mojego zycia? Ja pamietam te momenty i za cholere nie chce juz do tej szopki wracac. Po za tym facet, jestes mlody, masz fajne dzieci pewnie, jakies perspektywy zawodowe, znajomych. Serio chce tu siedziec na forum, jedz na urlop z dziecmi, kup sobie to, o czym dawno marzyles, a zona - no kurcze, pewnie fajnie bylo, zachowaj w pameci dobre lata, zycz jej dobrze, dogadaliscie sie jak ludzie, wiele razem osiagneliscie i na pewno duzo sie od siebie nauczyliscie, ale ten sezon zycia sie juz skonczyl. Patrz ku nowemu.
Pronome, bardzo ładnie to napisałaś. Zgadzam się z Tobą w 100%. Być może dlatego, że ja też byłam taką osobą, która codziennie w lustrze zadawała sobie pytanie czy chce przeżyć resztę życia w takim zawieszeniu, bo wszyscy ode mnie tego oczekują? I kiedy odeszłam poczułam ulgę. I myślę, że mój jm myśli podobnie jak WindyBoy, że ja się pogubiłam. A ja po prostu nie chciałam dalej żyć w ten sposób. Nie z nim. Termin przydatności naszego związku już upłynął. I co najśmieszniejsze, on taki zaskoczony rozstaniem, od dawna jest już w nowym związku. Życzę mu jak najlepiej i nie mam z tym problemu, ale nie raz zastanawiam się czy nasze rozstanie coś mu uświadomiło czy też nie. Czy nowy związek to tylko plasterek na zbolałe serce czy też on też od dawna już też nic nie czuł, tylko musiał odegrać swoją rolę zrozpaczonego, porzuconego męża?
Jeśli tak jest to ok, boli ale jednak trzeba to zaakceptować. Po co jednak kłamać, pchać się w zdradę itd.? Nie można odejść z jakakolwiek klasą, żeby łatwiej było w przyszłości koegzystować przy dzieciach?
211 2021-11-05 13:44:54 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-05 14:33:11)
,
Jeśli tak jest to ok, boli ale jednak trzeba to zaakceptować. Po co jednak kłamać, pchać się w zdradę itd.? Nie można odejść z jakakolwiek klasą, żeby łatwiej było w przyszłości koegzystować przy dzieciach?
To złożone jest choć nie takie skomplikowane,
Wasze wzajemne powiązania ze światem zewnętrznym,rodzinami,wspólne interesy
dzieci,skrupuły z nimi związane i ich reakcją na rozpad waszego związku ,Twoja żona w gruncie rzeczy nie jest potworem
Przywiązania i przyzwyczajenia i jeszcze jakieś korzyści z bycia w związku,słynny lęk przed byciem samą ,brak odwagi stąd łatwość oszukiwania i kłamania usprawiedliwienia ,i obawa przed Twoją reakcją ,którą sobie założyła i przewidywała ,
Taki system bezpieczeństwo wypracowany ,złożony z iluzorycznego poczucia jakiegoś komfortu i niewygody z rozczarowaniami i urazami spychanymi głębiej jednoczenie dokarmianymi ,przemieszane z codziennością i znużeniem zmęczeniem
Codzienne wmawianie sobie czegoś przed lustrem, szukanie plusów i minusów, jakieś wyrzuty i wątpliwości ,tłumienie i wzbudzanie emocji różnych ,wybieranie tego co słuszne lub wygodne ,oraz poszukiwanie sposobu wyjścia z tego stanu,odkładanie sprawy na później ,brak jakiejś perspektywy, to wszystko też wymówki i przeszkody przed odejściem z tak zwaną klasą ,a jak by jż odeszła z super klasą to myślisz że
nie cierpiałbyś wcale z Twoim widzeniem związku ? Mąż Titty mógł mieć inaczej ,mógł cierpieć po swojemu jego prawo ,ale możliwe że przez jakiś czas był w roli udręczonego,porzuconego
nie wiadomo .Ty masz tak on ma inaczej być może .Titty też potrafiła inaczej postąpić nie zdrdziła,ludzie mają różnie jedni kłamią inni mniej kłamią .
No i jeszcze nastroje i samopoczucie płynące z widzenia samej siebie i różne mechanizmy obronne, związane z zachowaniem dobrego własnego wizerunku swoich i nie tylko oczach .
Te słowa Pronome świetne i nie tylko Windy sie przydadzą. Dziękuję. Bardzo chciałabym juz tak zacząć myśleć
, ale niestety to myślenie życzeniowe jest (na siłe staram sie tak myśleć), a wewnątrz cos mi podpowiada "niech się udławi tym swoim szczęściem"... Windy mam nadzieje, ze Ty osiągniesz taki stan dużo szybciej. Trzymam kciuki.
Tylko, że to co opisała Pronome jest bardzo trafne w sytuacji, w której po prostu miłość gdzieś uleciała i jedna strona zdecydowała to zakończyć.
Zdrada to zupełnie inny temat i kaliber.
Jeśli ktoś nie chce orzekać o winie, czy walczyć o finanse np dla dobra dzieci, jego sprawa. Natomiast jeśli ktoś chce, ma na to dowody, może to zrobić i nie ma to nic wspólnego z pogardą, ani z mechanizmem obrony ego. Żona Windy'ego powinna mu być wdzięczna, że nie wybrał walki.
213 2021-11-05 14:12:19 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2021-11-05 14:12:28)
Cierpiałbym i tak, ale po czasie pewnie bym to docenił. A jak mimo rozstania jż wkleja mi kawałki, ze zdrada to nic, bo tematu już nie ma, a dostaję informację, że kontakt został wznowiony (pewnie jeszcze przed izolacją), co widzę też po zachowaniu jż, to jaki jest sens takiego kłamstwa?
Odliczam dni do wyprowadzki, może uda się zaraz po weekendzie.
....Żona Windy'ego powinna mu być wdzięczna, że nie wybrał walki.
Myślisz ze będzie ???? Moim zdaniem nie będzie (ale ja moge miec złe doświadczenia), ale tez wszystko zależy od tego jak potoczy sie dalej jej życie.
Jeśli tak jest to ok, boli ale jednak trzeba to zaakceptować. Po co jednak kłamać, pchać się w zdradę itd.? Nie można odejść z jakakolwiek klasą, żeby łatwiej było w przyszłości koegzystować przy dzieciach?
Odejść ale do kąt? Gdybyś się nie posłuchał i nie zaczął "szukać" to nadal żyłbyś w ułudzie jej "depresji".
Nigdzie nie jest powiedziane że ona sama by odeszła w relacji z Tobą miała wiele plusów
- na zewnątrz udana rodzinka
- przypilnowane dzieci
- wygodne i dostatnie życie
- szanowany maż
A tam, tam nie wiadoma, bo co innego emocje i orgazmy a co innego codzienne życie.
Moim zdanie taki wasz stan zawieszenia ciągnąłby się latami.
A zatem do kąt/kogo ona miała odejść?
Nie szukaj logiki w postępowaniu osób zdradzających bo jej nie znajdziesz a nie znajdziesz bo tam jej nie ma.
Mam pytanko skąd wiesz że do zdrady fizycznej nie doszło skoro pewne informacje masz od pewnego czasu?
Pytam bo tą historie z telefonem widzę inaczej niż Ty, jż przekonała się co wiesz i dlatego zluzowała. I tu rodzi się pytanko czego Ty nie wiesz.
I nie zakładaj z góry że wiesz do czego żona jest zdolna a do czego nie bo już kilka kopniaków od niej dostałeś.
WindyBoy napisał/a:Jeśli tak jest to ok, boli ale jednak trzeba to zaakceptować. Po co jednak kłamać, pchać się w zdradę itd.? Nie można odejść z jakakolwiek klasą, żeby łatwiej było w przyszłości koegzystować przy dzieciach?
Odejść ale do kąt? Gdybyś się nie posłuchał i nie zaczął "szukać" to nadal żyłbyś w ułudzie jej "depresji".
Nigdzie nie jest powiedziane że ona sama by odeszła w relacji z Tobą miała wiele plusów
- na zewnątrz udana rodzinka
- przypilnowane dzieci
- wygodne i dostatnie życie
- szanowany maż
A tam, tam nie wiadoma, bo co innego emocje i orgazmy a co innego codzienne życie.
Moim zdanie taki wasz stan zawieszenia ciągnąłby się latami.
A zatem do kąt/kogo ona miała odejść?
Nie szukaj logiki w postępowaniu osób zdradzających bo jej nie znajdziesz a nie znajdziesz bo tam jej nie ma.Mam pytanko skąd wiesz że do zdrady fizycznej nie doszło skoro pewne informacje masz od pewnego czasu?
Pytam bo tą historie z telefonem widzę inaczej niż Ty, jż przekonała się co wiesz i dlatego zluzowała. I tu rodzi się pytanko czego Ty nie wiesz.
I nie zakładaj z góry że wiesz do czego żona jest zdolna a do czego nie bo już kilka kopniaków od niej dostałeś.
Jż nadal nie wie, skąd i od kogo wiem pewne rzeczy.
1. Po tym jak kochaś ją olał szukała w necie informacji jak sprawić, by seks z nowym facetem był niezapomniany. Szykowała się na szansę w tym zakresie.
2. Żaliła się przyjaciółce, że ją olał. Z rozmowy wynikło, że mógł to zrobić dlatego, bo ona chciała najpierw rozwinąć relację, a dopiero potem pójść do łóżka.
Z drugiej strony przyjaciółkom też nie wszystko mówi...
To, że byłem jej pierwszym i jedynym facetem, z którym poszła do łóżka to wiem - nie argument. Być może jednak zresztą nieprawdziwy. Dawna jż nie zaryzykowałaby łażenia po imprezach i potem wizyty u rodziców na przykład. Dzisiaj jej tata ma objawy - oby przeszedł lekko, jeśli to covid. Zresztą jż za to również się przecież nie obwinia...
Chcę się wyprowadzić i zacząć nowe życie. Cholernie mocno chciałem to ratować, tylko widzę, że nie ma dla kogo. Emocje będą mną huśtać jakiś czas, ale będzie lepiej. Czasem wkrada się w nie obojętność na to co jż robi. Niech robi co chce.
217 2021-11-05 17:32:54 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-11-05 17:47:12)
Pronome napisał/a:Windy, nie ty pierwszy, ani ostatni, ktory kocha, pomimo rozstania. Ona juz nie, ty to rozumiesz. Pogarda to tylko mechanizm obronny ego, aby poradzic sobie z odrzuceniem. Jak czlowiek jest swiadomy, to rozumie, ze w momencie, kiedy jedna ze stron przestaje kochac, nie ma juz niczego. Zwiazki sa z natury kruche, bazuja na woli bycia razem, majac wiedze mozemy je tylko odpowiednio stymulowac i rozwijac, a i tak nie mamy nigdy 100 gwarancji na to, ze to dlugo przetrwa. Ja raczej powiedzialabym, ze zwiazki maja po prostu swoja date przydatnosci. Ciesz sie tez z faktu, choc pewnie teraz nie jestes w stanie, ze pojawil sie ten facet, ona dzieki niemu uswiadomila sobie szybciej, ze cie juz nie kocha i chce innego zycia. Nie mozna kogos nienawidzic, karac za to przeciez. Spojrzyj tez dookola, ile jest par, gdzie nie ma juz milosci, tylko pasywno-agresywne zachowania. Serio, chcesz sie bawic w to udawanie pod publiczke, ze fajna z was para, a potem co dziennie wieczorem patrzec w lustro i pytac sie siebie: co ja w ogole tutaj robie, tak ma wygladac reszta mojego zycia? Ja pamietam te momenty i za cholere nie chce juz do tej szopki wracac. Po za tym facet, jestes mlody, masz fajne dzieci pewnie, jakies perspektywy zawodowe, znajomych. Serio chce tu siedziec na forum, jedz na urlop z dziecmi, kup sobie to, o czym dawno marzyles, a zona - no kurcze, pewnie fajnie bylo, zachowaj w pameci dobre lata, zycz jej dobrze, dogadaliscie sie jak ludzie, wiele razem osiagneliscie i na pewno duzo sie od siebie nauczyliscie, ale ten sezon zycia sie juz skonczyl. Patrz ku nowemu.
Pronome, bardzo ładnie to napisałaś. Zgadzam się z Tobą w 100%. Być może dlatego, że ja też byłam taką osobą, która codziennie w lustrze zadawała sobie pytanie czy chce przeżyć resztę życia w takim zawieszeniu, bo wszyscy ode mnie tego oczekują? I kiedy odeszłam poczułam ulgę. I myślę, że mój jm myśli podobnie jak WindyBoy, że ja się pogubiłam. A ja po prostu nie chciałam dalej żyć w ten sposób. Nie z nim. Termin przydatności naszego związku już upłynął. I co najśmieszniejsze, on taki zaskoczony rozstaniem, od dawna jest już w nowym związku. Życzę mu jak najlepiej i nie mam z tym problemu, ale nie raz zastanawiam się czy nasze rozstanie coś mu uświadomiło czy też nie. Czy nowy związek to tylko plasterek na zbolałe serce czy też on też od dawna już też nic nie czuł, tylko musiał odegrać swoją rolę zrozpaczonego, porzuconego męża?
Ale dlaczego Cię to obchodzi?
Nawet jak jest z jakąś Panią plasterkami wzajemne się leczą to ich sprawa.
No chyba że walnęlas taką głupotę że odeszłaś licząc że On coś sobie uświadomi i zacznie być taki jak Tu chciałaś.
To tak nie działa.
Mój EX stwierdził że byłam nie taka jaką chciał.
Rzecz tylko w tym że w zasadniczych ramach to ja byłam tak samo stabilna. A byliśmy razem 20 lat przed katastrofą. akceptując jak mi się wydawało siebie.
Teraz też interesuje się moim życiem w momentach gdy nie ma akurat jakiejś Pani.
Związki polegają na akceptacji.
O ile ktoś się nie zmienił diametralnie to pretensje po czasie są po prostu nieuczciwe i świadczą że ktoś niepoważnie wchodzi w relację. Życzeniowo.
Więc jeśli ktoś po prostu nie zawalił w poważnych małżeńskich sprawach. To wycofywanie się że związki po dłuższym czasie jest po prostu efektem egoistycznej niedojrzałości. Miłość nie ulatuje. Zakochanie może ulecieć nie miłość. Na tą trzeba czasu by ją zbudować i nie wylatuje tak łatwo bez poważnych przyczyn.
I bynajmniej to że żoną czy mąż się nudzi rutyną nie jest adorowany czy adorowana czy nie spełnia oczekiwań finansowych poważną przyczyną nie jest..
Jeśli ktoś nie chce orzekać o winie, czy walczyć o finanse np dla dobra dzieci, jego sprawa. Natomiast jeśli ktoś chce, ma na to dowody, może to zrobić i nie ma to nic wspólnego z pogardą, ani z mechanizmem obrony ego. Żona Windy'ego powinna mu być wdzięczna, że nie wybrał walki.
Walki o co?
Windy dobrze wie, ze polowa majatku, to spryt biznesowy, kompetencje i twarda glowa zony.
Nie bylby dzis tym kim jest, takze finansowo, bez niej. Sam podkresla jej cechy osobowosci w tym zakresie.
Dlatego czul, ze bylby nie wporzadku, jesli by robil problemy przy podziale, co w konsekwencji odbiloby sie na fiansach i reputacji firmy, ktora on sam ledwo kieruje przez ostatni czas, bo jest za slaby, sam o tych zaniedbaniach pisze. Przeliczyl po prostu koszty, o ktorych tutaj wprost nie mowi .
Walka o dobro dzieci i ich utrzymanie? O czym ty mowisz. Maja je wspolne. Dogadali sie jak ludzie.
Udowodnienie winy na papierze? No i co to by mu dalo. On wie, ze ona go juz nie kocha, a inny facet po prostu pokazal jej, ze chce isc inna droga, bez niego. Niech nie szabelkuje tak twoerdzac, ze gdyby romas wypalil....On juz dawno wiedzial o stanie swojego malzenstwa, byla to tylko kwestia czasu, tylko temat zamiatany byl pod dywan. Solidne zwiazki, nie rozpadaja sie z dnia na dzien.
merle napisał/a:Jeśli ktoś nie chce orzekać o winie, czy walczyć o finanse np dla dobra dzieci, jego sprawa. Natomiast jeśli ktoś chce, ma na to dowody, może to zrobić i nie ma to nic wspólnego z pogardą, ani z mechanizmem obrony ego. Żona Windy'ego powinna mu być wdzięczna, że nie wybrał walki.
Walki o co?
Windy dobrze wie, ze polowa majatku, to spryt biznesowy, kompetencje i twarda glowa zony.
Nie bylby dzis tym kim jest, takze finansowo, bez niej. Sam podkresla jej cechy osobowosci w tym zakresie.
Dlatego czul, ze bylby nie wporzadku, jesli by robil problemy przy podziale, co w konsekwencji odbiloby sie na fiansach i reputacji firmy, ktora on sam ledwo kieruje przez ostatni czas, bo jest za slaby, sam o tych zaniedbaniach pisze. Przeliczyl po prostu koszty, o ktorych tutaj wprost nie mowi.
Walka o dobro dzieci i ich utrzymanie? O czym ty mowisz. Maja je wspolne. Dogadali sie jak ludzie.
Udowodnienie winy na papierze? No i co to by mu dalo. On wie, ze ona go juz nie kocha, a inny facet po prostu pokazal jej, ze chce isc inna droga, bez niego. Niech nie szabelkuje tak twoerdzac, ze gdyby romas wypalil....On juz dawno wiedzial o stanie swojego malzenstwa, byla to tylko kwestia czasu, tylko temat zamiatany byl pod dywan. Solidne zwiazki, nie rozpadaja sie z dnia na dzien.
Jż miała dobre pomysły, ale już codzienna nudna orka na ugorze, żeby przekuć je w realny sukces była na mojej głowie.
Na finansach i reputacji to by się akurat wojna nie odbiła, tylko ja czułbym się z tym nie fair po prostu.
Teraz, przy kolejnej takiej sytuacji jestem już spokojniejszy. Jak temat był świeży i jż wyszła na pół nocy wysłałem jej SMS, że może nie wracać do mieszkania myśląc, że była u boczniaka. Potem okazało się, że piła drinka w knajpie i rozmawiała z koleżankami. Odpuściłem. Jeszcze dużo później okazało sie, że była u niego zanim poszła do knajpy... Więc tak, na świeżo w przypadku romansu w rozkwicie nie zachowałbym się tak, jak się zachowałem. Koniec końców jej fart, będzie materialnie ustawiona.
A jak w małżeństwie się nie układa i widzisz, że druga połówka ma problemy, o których nie chce rozmawiać, podejrzewasz nerwicę (szans na namówienie na terapię żadnych, nie jestem psychologiem i depresji nie brałem pod uwagę) to albo małżonkiem potrząsasz, albo wspierasz i czekasz, biorąc na siebie jak najwięcej, żeby jż miała mniej stresu i mogła dojść do siebie - nie możesz jednak wziąć na siebie wszystkiego - ktoś musi w takiej sytuacji na rodzinę zarabiać, jak druga połówka się od ciebie odsuwa to też w końcu odpuszczasz inicjowanie starań o jakąkolwiek bliskość. Ja wspierałem, czekałem, organizowałem wakacje itd. i okazało się to błędem, jak widać.
Rozumiem Cię, u mnie podobnie. Mąż tez był obcy i zimny, ja chciałam mu pomóc, ale ani prośba ani groźba nic nie działało, w końcu dałam spokój, zajęłam się soba, a na niego zadziałała 11 lat młodsza koleżanka z pracy Wiem, ze nie mogłam nic zrobić wtedy a on tez nie mówił, ze cos mu nie pasuje, teraz twierdzi, ze ukrywał załamanie i chyba tak bylo. Szkoda tylko ze nie poszedł do lekarza tylko na bok.
Ja nawet jeszcze parę dni temu byłem lepszą wersją siebie. Teraz nadal nią jestem ("nie słuchales mnie"... Dla innych jestem teraz zaangażowanym słuchaczem, to mi się nagle prawie obcy ludzie zwierzają ze swoich problemów, tylko akurat nie tego teraz potrzebuję...), ale już nie wobec niej - unikam jej będąc w tym samym mieszkaniu. Wciąż za bardzo boli jak widzę i wiem co robi, nawet jeśli dociera do mnie, że nas już nie ma. Nie widzę sensu w interakcji z osobą, która ma mnie w czterech literach i tylko wzbudza tęsknotę za przeszłością. Pewnie będzie łatwiej o dystans i zdrowsze podejście, jak będziemy się widywać znacznie rzadziej.
Dla innych jestem teraz zaangażowanym słuchaczem, to mi się nagle prawie obcy ludzie zwierzają ze swoich problemów, tylko akurat nie tego teraz potrzebuję...),
Jeżel,tak się dzieje to potrzebujesz ,choć to trochę może być męczące ,ale jak się od siebie też trochę odpier....lisz (sorry ) nic ci się złego nie stanie
WindyBoy napisał/a:Dla innych jestem teraz zaangażowanym słuchaczem, to mi się nagle prawie obcy ludzie zwierzają ze swoich problemów, tylko akurat nie tego teraz potrzebuję...),
Jeżel,tak się dzieje to potrzebujesz ,choć to trochę może być męczące ,ale jak się od siebie też trochę odpier....lisz (sorry ) nic ci się złego nie stanie
Łatwiej powiedzieć niż zrobić... Dzisiaj jest gorzej, emocje i uczucia niszczą mnie od środka - i to pełen zakres, wszystko naraz, od gniewu za to, jak zakończyła związek, przez smutek, że go wcześniej zniszczyliśmy, żal za kłamstwa aż po niegasnącą miłość i nadzieję na nie wiem co. Dobrze, że mogłem wyjść z domu, bo zacząłem się w nim rozsypywać.
@Pronome
Ja nie piszę konkretnie o sytuacji Windy'iego. Każda sytuacja jest inna. Nie mam się o co przyczepić do jego planu. Jedynie na co wcześniej zwracałem uwagę to, że być może robi to wszystko za szybko. To jego sprawa i jego odpowiedzialność, co zrobi dalej. Życzę mu, by wszystko skończyło się jak najlepiej dla jego rodziny.
Ty napisałaś z kolei, że pogarda to mechanizm obrony ego i że świadomy człowiek rozumie, że gdy kończy się miłość, nie ma już niczego.
I tak ogólnie to pełna zgoda. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Zupełnie inaczej będzie wyglądać rozstanie bezdzietnego małżeństwa, niż takiego które ma dzieci. Zupełnie inaczej jest, gdy faktycznie z jednej strony wygasło uczucie i ta strona decyduje się zakończyć związek, niż gdy mamy do czynienia ze zdradą. Zdrada to eufemistycznie określając zagranie poniżej pasa i uważam, że strona zdradzona ma prawo oczekiwać choćby minimalnego zadośćuczynienia.
Ten zdradzający może potem zachować się fair i starać się rozejść w pokoju. Może jednak próbować wycisnąć z drugiej strony, ile się da.
W takiej sytuacji nie ma mowy o dogadaniu się. To często ta zdradzająca strona wręcz zmusza zdradzonego do walki. I w tym kontekście pisze, że zdradzony może orzekać o winie i nikomu, kto nie jest w jego/jej sytuacji, jest oceniać, czy postępuje słusznie, czy też nie. Wyzywanie zachowań od prymitywnych i spłycanie tak skomplikowanych spraw do kwestii ochrony ego i radzenia sobie z odrzuceniem, to ucieczka od głównego problemu jakim jest zdrada i wyrządzona krzywda. Zdradzający często przestają liczyć się z kimkolwiek i nawet dobro dzieci schodzi na dalszy plan. Zdradzony nie tylko musi sobie poradzić z wbiciem noża w plecy przez męża/żonę, ale też musi wznieść się ponad to, i ciągle działać w interesie dzieci, podczas gdy druga strona zaślepiona motylkami, ma wszystkich dookoła gdzieś i jest w pełni skupiona tylko na boczniaku.
Można porzucić nie zdradzając i wtedy, jeśli strona porzucona zaczyna nagle gardzić porzucającym, to tak, to byłby mechanizm ochrony ego. W przypadku zdrady, a potem unikania wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, mamy do czynienia ze zwykłym <tutaj niecenzuralne słowo>. Jak ktoś chce odpuścić walkę, niech se odpuszcza.
Może źle Cię odczytuję, ale odbieram to tak, że mamy zaakceptować totalne świństwo męża/żony, bo uczucie wygasło i nas już nie ma. Innymi słowy hulaj dusza, piekła nie ma.
Piszę z własnego doświadczenia. Czeka mnie drugi rozwód. I chcąc nie chcąc, pisząc pozew wróciłem do spraw z przeszłości i przeczytałem wiele maili pomiędzy mną, a byłą żoną. I widzę mega różnicę w zachowaniu byłej żony, a obecnej. Była żona sama przyznała się do zdrady. Nic jej nie przyciskałem. Sama to powiedziała. Nigdy, ani razu, nie zwaliła odpowiedzialności za swoją zdradę na mnie, ani nie twierdziła, że jako mąż zrobiłem cokolwiek źle. Nie mieliśmy dzieci, mieliśmy do podziału tylko kasę ze ślubu (podzieliliśmy się po połowie) i wspólne auto, gdzie w ramach zadośćuczynienia oddała mi swoją połowę. Mogłem wtedy orzekać o winie i bez problemu bym to uzyskał, bo choć miałem swoje za uszami, było to jeszcze przed ślubem. Zrezygnowałem z tego, rozstaliśmy się w pokoju i cała sprawa rozwodowa zajęła aż 10 minut.
Co robi moja obecna żona, nie będę pisał tutaj, bo to nie mój wątek. Teraz jednak zamierzam walczyć, bo zmusza mnie do tego małżonka. KAŻDA sytuacja jest inna i spłycanie tego tekstami o ochronie ego, to gruba przesada.
Solidne zwiazki, nie rozpadaja sie z dnia na dzien.
Nie, ale solidne związki rozpadają się z powodu zdrady. Czemu niby ci zdradzający (choć wiadomo, że nie wszyscy) chcą, potem wrócić? Przepraszają i błagają o przyjęcie z powrotem? Mówią, że popełnili największy błąd w życiu? Zdrada zdarza się i w słabych, i w silnych związkach. I za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie jedna strona.
W przypadku Windy'ego żona (przynajmniej tak to wygląda na te moment), zachowuje się jeszcze w miarę przyzwoicie i Windy dostanie to co chce. W porządku. Niezawsze jednak tak jest i zdradzający kopie po prostu leżącego. Ten leżący ma pozwolić się kopać? A jak nie pozwala, to spłycamy to do ochrony ego?
Szczerze to nie widziałem jeszcze tutaj żadnej opinii w stylu "Windy... dowal jej... należy jej się". Raczej ludzie piszą tylko, żeby Autor był ostrożny i się zabezpieczał, bo co pokazało już wiele sytuacji ze zdradą w tle, ten zdradzający często nie cofnie się przed niczym, byleby tylko ugrać jak najwięcej, a sprawiedliwość, czy rozstanie z klasą ma w głębokim poważaniu. Nikt nie mówi, że tak będzie u Autora, tylko, żeby był ostrożny.
@Pronome
Ty napisałaś z kolei, że pogarda to mechanizm obrony ego i że świadomy człowiek rozumie, że gdy kończy się miłość, nie ma już niczego.
I źle mnie zrozumieliście. Ja pogardy wobec niej nie odczuwam - prędzej złość, smutek i nawet współczucie - ktoś tu kiedyś napisał, że zdradzający sam sobie robi krzywdę i odnoszę wrażenie, że za obecne decyzje jż jeszcze swoje wycierpi sama ze sobą. To niektóre zachowania jż wskazują na pogardę wobec mnie. Niby to nic dziwnego, że zdradzający nie liczy się w ogóle z uczuciami swojego wcześniej "happily married forever after" współmałżonka, ale i tak jest to dla mnie zaskoczeniem, nawet jeśli to mechanizm usprawiedliwiania samej siebie, żeby uspokoić sumienie.
W przypadku Windy'ego żona (przynajmniej tak to wygląda na te moment), zachowuje się jeszcze w miarę przyzwoicie i Windy dostanie to co chce. W porządku.
Czekam na zakończenie izolacji jż, żeby stawić się wspólnie u notariusza, ale faktycznie w tym zakresie powinno być ok. Na chwilę obecną zachowuje się przyzwoicie, chociaż w izolacji trudno żeby było inaczej. Przyszły weekend będzie już "wolna" - zobaczymy. Niby jak wycofałem się z, nazwijmy to, "działań operacyjnych", więc mam większy spokój, ale i tak co nieco do mnie dociera (tylko trudno o pełen obraz sytuacji).
Niemniej jednak nie dostanę już od jż tego, czego chcę, bo postanowiła to przekreślić. Muszę dać sobie czas, żeby zmieniło się to, czego będę chciał od życia. Na razie emocjonalnie jest u mnie słabo, choć i tak lepiej niż wczoraj.
Czeka mnie jeszcze parę poważnych rozmów z jż, zobaczymy co z nich wyniknie.
I źle mnie zrozumieliście. Ja pogardy wobec niej nie odczuwam - prędzej złość, smutek i nawet współczucie - ktoś tu kiedyś napisał, że zdradzający sam sobie robi krzywdę i odnoszę wrażenie, że za obecne decyzje jż jeszcze swoje wycierpi sama ze sobą. To niektóre zachowania jż wskazują na pogardę wobec mnie.
Nie zauważyłem w Twoich wypowiedziach pogardy do jż.
Widzę typowe zagubienie kogoś, kto stara się zrozumieć, dlaczego żona jeszcze niedawno najbliższa osoba, teraz nie potrafi nawet traktować Cię z szacunkiem i przypisuje Ci retrospektywnie najgorsze cechy. Wiesz... jakbyś nie odpuścił, to wina za zeszłoroczny śnieg też zostałaby Ci przypisana.
Szacunek dla drugiego człowieka nie powinien być nigdy uzależniony od tego, czy się tego człowieka jeszcze kocha, czy już nie.
Pisząc o pogardzie, odniosłem się jedynie do bardzo mocnych ocen ze strony Pronome, które nie tylko pojawiają się w Twoim wątku, ale też w innych.
Może to zabrzmi górnolotnie, ale zostałeś skrzywdzony przez żonę. Gdybyś chciał zrezygnować z uczciwego podziału 50/50 w ramach rekompensaty za tę krzywdę nikomu z zewnątrz nic do tego. Ty znasz swoją sytuacje najlepiej. Wybrałeś więc inaczej i super.
Niemniej jednak nie dostanę już od jż tego, czego chcę, bo postanowiła to przekreślić.
Rozumiem. Miałem na myśli to, co realnie możesz uzyskać
227 2021-11-07 17:11:25 Ostatnio edytowany przez Ania2019 (2021-11-07 17:11:55)
A ja jestem nieustająco pod wrażeniem opanowania i dzialań WindyBoy-a, tylko martwię sie o jego zdrowie, bo te emocje przecież musza miec gdzieś ujście (no ale nie kazdy jak ja jest furiatem rzucającym rzeczami i przeklinajacym jak szewc - w sytuacji ostatecznego wzburzenia, bo normalnie to jestem miła i grzeczna).
A ja jestem nieustająco pod wrażeniem opanowania i dzialań WindyBoy-a, tylko martwię sie o jego zdrowie, bo te emocje przecież musza miec gdzieś ujście (no ale nie kazdy jak ja jest furiatem rzucającym rzeczami i przeklinajacym jak szewc - w sytuacji ostatecznego wzburzenia, bo normalnie to jestem miła i grzeczna).
Ja mam opinię człowieka, którego nie da się wyprowadzić z równowagi - nerwy to jednak karanie siebie za głupotę innych... Tylko jż to cały czas potrafi zrobić jednym zdaniem...
Jedyne czego mi brakuje (na co mam wpływ) to sport - lekarka przebąkuje, że moze na koniec listopada zakończymy rehabilitację i tego się trzymam. Skończę w jakimś ironmanie:)
. Skończę w jakimś ironmanie:)
I tak trzymaj Windy
230 2021-11-07 19:08:52 Ostatnio edytowany przez euao (2021-11-07 19:09:26)
....Skończę w jakimś ironmanie:)
Super, super, będę trzymać kciuki, tylko najpierw rehabilitacyjna żebyś sam siebie nie załatwił. Zdrowie jest najważniejsze.
A półmaraton mogę nawet z Tobą przebiec.
@Pronome
Ja nie piszę konkretnie o sytuacji Windy'iego. Każda sytuacja jest inna. Nie mam się o co przyczepić do jego planu. Jedynie na co wcześniej zwracałem uwagę to, że być może robi to wszystko za szybko. To jego sprawa i jego odpowiedzialność, co zrobi dalej. Życzę mu, by wszystko skończyło się jak najlepiej dla jego rodziny.
Ty napisałaś z kolei, że pogarda to mechanizm obrony ego i że świadomy człowiek rozumie, że gdy kończy się miłość, nie ma już niczego.
I tak ogólnie to pełna zgoda. Diabeł jednak tkwi w szczegółach. Zupełnie inaczej będzie wyglądać rozstanie bezdzietnego małżeństwa, niż takiego które ma dzieci. Zupełnie inaczej jest, gdy faktycznie z jednej strony wygasło uczucie i ta strona decyduje się zakończyć związek, niż gdy mamy do czynienia ze zdradą. Zdrada to eufemistycznie określając zagranie poniżej pasa i uważam, że strona zdradzona ma prawo oczekiwać choćby minimalnego zadośćuczynienia.
Ten zdradzający może potem zachować się fair i starać się rozejść w pokoju. Może jednak próbować wycisnąć z drugiej strony, ile się da.
W takiej sytuacji nie ma mowy o dogadaniu się. To często ta zdradzająca strona wręcz zmusza zdradzonego do walki. I w tym kontekście pisze, że zdradzony może orzekać o winie i nikomu, kto nie jest w jego/jej sytuacji, jest oceniać, czy postępuje słusznie, czy też nie. Wyzywanie zachowań od prymitywnych i spłycanie tak skomplikowanych spraw do kwestii ochrony ego i radzenia sobie z odrzuceniem, to ucieczka od głównego problemu jakim jest zdrada i wyrządzona krzywda. Zdradzający często przestają liczyć się z kimkolwiek i nawet dobro dzieci schodzi na dalszy plan. Zdradzony nie tylko musi sobie poradzić z wbiciem noża w plecy przez męża/żonę, ale też musi wznieść się ponad to, i ciągle działać w interesie dzieci, podczas gdy druga strona zaślepiona motylkami, ma wszystkich dookoła gdzieś i jest w pełni skupiona tylko na boczniaku.
Można porzucić nie zdradzając i wtedy, jeśli strona porzucona zaczyna nagle gardzić porzucającym, to tak, to byłby mechanizm ochrony ego. W przypadku zdrady, a potem unikania wzięcia odpowiedzialności za swoje czyny, mamy do czynienia ze zwykłym <tutaj niecenzuralne słowo>. Jak ktoś chce odpuścić walkę, niech se odpuszcza.
Może źle Cię odczytuję, ale odbieram to tak, że mamy zaakceptować totalne świństwo męża/żony, bo uczucie wygasło i nas już nie ma. Innymi słowy hulaj dusza, piekła nie ma.
Piszę z własnego doświadczenia. Czeka mnie drugi rozwód. I chcąc nie chcąc, pisząc pozew wróciłem do spraw z przeszłości i przeczytałem wiele maili pomiędzy mną, a byłą żoną. I widzę mega różnicę w zachowaniu byłej żony, a obecnej. Była żona sama przyznała się do zdrady. Nic jej nie przyciskałem. Sama to powiedziała. Nigdy, ani razu, nie zwaliła odpowiedzialności za swoją zdradę na mnie, ani nie twierdziła, że jako mąż zrobiłem cokolwiek źle. Nie mieliśmy dzieci, mieliśmy do podziału tylko kasę ze ślubu (podzieliliśmy się po połowie) i wspólne auto, gdzie w ramach zadośćuczynienia oddała mi swoją połowę. Mogłem wtedy orzekać o winie i bez problemu bym to uzyskał, bo choć miałem swoje za uszami, było to jeszcze przed ślubem. Zrezygnowałem z tego, rozstaliśmy się w pokoju i cała sprawa rozwodowa zajęła aż 10 minut.
Co robi moja obecna żona, nie będę pisał tutaj, bo to nie mój wątek. Teraz jednak zamierzam walczyć, bo zmusza mnie do tego małżonka. KAŻDA sytuacja jest inna i spłycanie tego tekstami o ochronie ego, to gruba przesada.
Pronome napisał/a:Solidne zwiazki, nie rozpadaja sie z dnia na dzien.
Nie, ale solidne związki rozpadają się z powodu zdrady. Czemu niby ci zdradzający (choć wiadomo, że nie wszyscy) chcą, potem wrócić? Przepraszają i błagają o przyjęcie z powrotem? Mówią, że popełnili największy błąd w życiu? Zdrada zdarza się i w słabych, i w silnych związkach. I za zdradę odpowiada tylko i wyłącznie jedna strona.
W przypadku Windy'ego żona (przynajmniej tak to wygląda na te moment), zachowuje się jeszcze w miarę przyzwoicie i Windy dostanie to co chce. W porządku. Niezawsze jednak tak jest i zdradzający kopie po prostu leżącego. Ten leżący ma pozwolić się kopać? A jak nie pozwala, to spłycamy to do ochrony ego?
Szczerze to nie widziałem jeszcze tutaj żadnej opinii w stylu "Windy... dowal jej... należy jej się". Raczej ludzie piszą tylko, żeby Autor był ostrożny i się zabezpieczał, bo co pokazało już wiele sytuacji ze zdradą w tle, ten zdradzający często nie cofnie się przed niczym, byleby tylko ugrać jak najwięcej, a sprawiedliwość, czy rozstanie z klasą ma w głębokim poważaniu. Nikt nie mówi, że tak będzie u Autora, tylko, żeby był ostrożny.
Merle, skoncz z tym udawaniem biednego zuczka, ofiary. Zradzaja przyjaciele, rodzice, dzieci, sasiedzi, partnerzy biznesowi. Takie jest zycie, taka jest ludzka natura. Sciany tekstu w niczym ci w zyciu nie pomoga. Jak ktos zadal cios, to trzeba wstac i po pewnym czasie wyznaczyc sobie nowy cel, isc na przod. Zycie masz jedno, choc ty tego jeszcze nie rozumiesz.
Merle, skoncz z tym udawaniem biednego zuczka, ofiary. Zradzaja przyjaciele, rodzice, dzieci, sasiedzi, partnerzy biznesowi. Takie jest zycie, taka jest ludzka natura. Sciany tekstu w niczym ci w zyciu nie pomoga. Jak ktos zadal cios, to trzeba wstac i po pewnym czasie wyznaczyc sobie nowy cel, isc na przod. Zycie masz jedno, choc ty tego jeszcze nie rozumiesz.
Nie wszyscy mają taką naturę, to raz.
Sąsiadów, dzieci i rodziców nie wybierasz, to dwa.
Takie jest życie - tu niestety zgoda.
Taka jest natura rozpadu związku, 99% osób poza sytuacjami przemocowymi kończy związek mając kogoś na boku lub przynajmniej na oku.
Nawet jak zdaję sobie sprawę, że jż była w depresji i była w małżeństwie nieszczęśliwa, a boczny to skutek a nie przyczyna, to i tak nie jest mi od tego lżej i długo będę to przepracowywał.
Jak zdradzi Cię przyjaciel, sąsiad, partner w interesach to go odsuwasz od siebie. Jak zdradzi Cię ktoś, kogo kochasz, to cierpisz nieporównywalnie bardziej, bo to tą osobę traktowałeś/aś jak bezwarunkowe oparcie, zwłaszcza w trudniejszych życiowo momentach.
Ode mnie partner biznesowy wyłudził prawie siedmiocyfrową kwotę, w owym czasie większość naszych środków. Wolałbym sto razy przeżyć tamten stres raz po razie niż to co teraz. Wtedy ustaliłem strategię, działałem bez skrupułów, ostatecznie odzyskałem prawie wszystko co nasze, wyprzedzając wszystkich pozostałych wierzycieli, a było ich kilkudziesięciu.
Teraz nie wiem nic i czekam, aż emocje opadną, bo nie jestem w stanie działać. Kiedy opadną - nie mam pojęcia.
Jasne, trzeba wstać i w końcu wstanę, mam dla kogo. Tylko cios był za mocny.
WindyBoy nie jeden po zdradzie uczestniczył w tych zawodach - ironmanie. Nikt nie wie i nie jest gotowy co dalej i jak śpiewał MG ważne są tylko nadchodzące chwile. Twoja ż ma przewagę nad tobą bo planowała i planuje z wyprzedzeniem ale przyjdzie taka chwila że to ty będziesz wiedział co zrobisz jutro, pojutrze i za ..... dni a ona będzie przebierać nóżkami w miejscu. Trudno pogodzić się z losem szczególnie jeżeli tak naprawdę to nie my nawaliliśmy a jeszcze gorzej nam to przychodzi gdy zrobiła to najbliższa tobie osoba od której niczego złego byś się nie spodziewał. Jak prawdopodobnie pisałem teraz jesteś ty a ona ? no cóż było minęło i się nie wróci. Trzeba to przeżyć tak jak jelitówkę. Pamiętaj nigdy nie wierz zdradzającemu a tylko w połowę co robi.
Merle, skoncz z tym udawaniem biednego zuczka, ofiary. Zradzaja przyjaciele, rodzice, dzieci, sasiedzi, partnerzy biznesowi. Takie jest zycie, taka jest ludzka natura. Sciany tekstu w niczym ci w zyciu nie pomoga. Jak ktos zadal cios, to trzeba wstac i po pewnym czasie wyznaczyc sobie nowy cel, isc na przod. Zycie masz jedno, choc ty tego jeszcze nie rozumiesz.
Iść do przodu Pronome... nie ma tu między nami niezgody.
Nie odmawiaj jednak ludziom prawa do walki o sprawiedliwość nawet, jeśli wydaje Ci się to bezsensowne. Naprawdę każda sytuacja jest inna, każdy człowiek jest inny. Czasem te byłe połówki tak bardzo utrudniają ruszenie do przodu, że cóż... nie życzę nikomu, by to ich spotkało.
I proszę, bez kolejnych ocen (vide ocena potencjalnego zachowania WindyBoy'a jako prymitywne), bo niewiele o mnie wiesz, choć (używając Twojego sposobu wypowiedzi i tworzeniu chochołów) wydaje Ci się, że wiesz wiele.
Nie wszyscy mają taką naturę, to raz.
Dodałbym, że odpuszczanie walki (nie piszę o Twoim przypadku, bo walka ma sens, gdy jest o co, a Ty już wybrałeś, że nie ma o co) może sprawić, że niektórzy ludzie poczują się bezkarnie. W efekcie niczego się nie nauczą, za to przekażą kolejnym pokoleniom wartości, że opłaca się postępować źle, jeśli są z tego korzyści, bo i tak żadne konsekwencje ich nie spotkają. Rodzice nas w końcu w dużej mierze kształtują i mają wpływ na to jaka będzie nasza natura. No i można potem skwitować, że nic się nie da zrobić, bo takie jest życie. Natury nie oszukasz.
Taka sytuacja z 2010 roku: "Był bez munduru, wracał z zakupów. Wysiadał z tramwaju, gdy stojący na przystanku chuligan rzucił w wagon koszem na śmieci. Policjant zwrócił mu uwagę, a wtedy 18-latek wyciągnął nóż. Kilkakrotnie dźgnął funkcjonariusza. Napastnika złapano. Ciężko ranny policjant zmarł w szpitalu."
Cóż, taka była natura chuligana... nic się nie dało zrobić. Niestety policjant po ciosie nie był w stanie już się podnieść. Nic to... life goes on. Rodzina policjanta na pewno zrozumiała zachowanie chuligana, bo nie byli prymitywni i go z miejsca rozgrzeszyli
235 2021-11-09 08:49:54 Ostatnio edytowany przez Pronome (2021-11-09 08:51:10)
Pronome napisał/a:Merle, skoncz z tym udawaniem biednego zuczka, ofiary. Zradzaja przyjaciele, rodzice, dzieci, sasiedzi, partnerzy biznesowi. Takie jest zycie, taka jest ludzka natura. Sciany tekstu w niczym ci w zyciu nie pomoga. Jak ktos zadal cios, to trzeba wstac i po pewnym czasie wyznaczyc sobie nowy cel, isc na przod. Zycie masz jedno, choc ty tego jeszcze nie rozumiesz.
Iść do przodu Pronome... nie ma tu między nami niezgody.
Nie odmawiaj jednak ludziom prawa do walki o sprawiedliwość nawet, jeśli wydaje Ci się to bezsensowne. Naprawdę każda sytuacja jest inna, każdy człowiek jest inny. Czasem te byłe połówki tak bardzo utrudniają ruszenie do przodu, że cóż... nie życzę nikomu, by to ich spotkało.
I proszę, bez kolejnych ocen (vide ocena potencjalnego zachowania WindyBoy'a jako prymitywne), bo niewiele o mnie wiesz, choć (używając Twojego sposobu wypowiedzi i tworzeniu chochołów) wydaje Ci się, że wiesz wiele.
WindyBoy napisał/a:Nie wszyscy mają taką naturę, to raz.
Dodałbym, że odpuszczanie walki (nie piszę o Twoim przypadku, bo walka ma sens, gdy jest o co, a Ty już wybrałeś, że nie ma o co) może sprawić, że niektórzy ludzie poczują się bezkarnie. W efekcie niczego się nie nauczą, za to przekażą kolejnym pokoleniom wartości, że opłaca się postępować źle, jeśli są z tego korzyści, bo i tak żadne konsekwencje ich nie spotkają. Rodzice nas w końcu w dużej mierze kształtują i mają wpływ na to jaka będzie nasza natura. No i można potem skwitować, że nic się nie da zrobić, bo takie jest życie. Natury nie oszukasz.
Taka sytuacja z 2010 roku: "Był bez munduru, wracał z zakupów. Wysiadał z tramwaju, gdy stojący na przystanku chuligan rzucił w wagon koszem na śmieci. Policjant zwrócił mu uwagę, a wtedy 18-latek wyciągnął nóż. Kilkakrotnie dźgnął funkcjonariusza. Napastnika złapano. Ciężko ranny policjant zmarł w szpitalu."
Cóż, taka była natura chuligana... nic się nie dało zrobić. Niestety policjant po ciosie nie był w stanie już się podnieść. Nic to... life goes on. Rodzina policjanta na pewno zrozumiała zachowanie chuligana, bo nie byli prymitywni i go z miejsca rozgrzeszyli
Merle, to moze zaloz swoj osobisty watek pt. ''Jak wymierzyc sprawiedliwosc w swiecie''. Wszyscy dobrze wiemy, ze podlaczyles sie do watku Windy'ego, bo wciaz graja w tobie emocje po zdradzie zony. Projektujesz w tym watku swoje nieprzepracowane emocje, odgrzewasz je, podsycasz, rozdrapujesz tu swoje rany. Najchetniej bys ukaral jego i swoja zone - wtedy czulbys sie lepiej. Moze namow zatem Windy'ego do tego? Jesli chodzi o twoj przyklad z chlopakiem, to posuwasz sie juz do manipulacji, bowiem koncza ci sie argumenty. W temacie zachowan prymitywnych mowilam o pogardzie. Nie ja wymyslilam ten termin, nie ma tez sie co obrazac na nazewnictwo, mozna postudiowac psycholgie i mechanizmy obronne.
Wszyscy dobrze wiemy, ze podlaczyles sie do watku Windy'ego, bo wciaz graja w tobie emocje po zdradzie zony. Projektujesz w tym watku swoje nieprzepracowane emocje, odgrzewasz je, podsycasz, rozdrapujesz tu swoje rany. Najchetniej bys ukaral jego i swoja zone - wtedy czulbys sie lepiej. Moze namow zatem Windy'ego do tego?
Jesli chodzi o twoj przyklad z chlopakiem, to posuwasz sie juz do manipulacji, bowiem koncza ci sie argumenty. W temacie zachowan prymitywnych mowilam o pogardzie. Nie ja wymyslilam ten termin, nie ma tez sie co obrazac na nazewnictwo, mozna postudiowac psycholgie i mechanizmy obronne.
Nie masz racji Pronome i próba sprowokowania mnie do zepchnięcia dyskusji na poboczne tory poprzez tworzenie chochołów typu "Najchetniej bys ukaral jego i swoja zone - wtedy czulbys sie lepiej" Ci się nie uda.
Ja już emojce po zdradzie żony przerobiłem. Mam też swój wątek i jeśli chcesz kontynuować dyskusję, zapraszam właśnie do tego wątku. Jedyne co mogę dodać, to wiem, że potrafię odpuszczać walkę, bo tak też już uczyniłem wcześniej. Różnica była taka, że tam druga strona też dążyła do kompromisu, czego niestety teraz nie ma.
Windy powinien być ostrożny, bo wiele sytuacji ze zdradą w tle pokazuje, że druga strona po pewnym czasie pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ja uważam, że Windy dobrze wybrał i nie mam żadnych zastrzeżeń do jego postępowania. Piszę jednak, że każda sytuacja jest inna, a Ty i tak w kółko powtarzasz swoje.
Jeżeli nie masz chęci udzielać się w moim wątku, proponuję zakończyć dyskusję.
PS -
Merle, to moze zaloz swoj osobisty watek pt. ''Jak wymierzyc sprawiedliwosc w swiecie''.
Może założysz własny wątek (?), bo nie masz ani jednego, za to lubisz stawiać bardzo kategoryczne oceny i wręcz namawiasz ludzi do ucieczki z tego forum, choć sama tu ciągle piszesz. Hmmm...
Twoja ż ma przewagę nad tobą bo planowała i planuje z wyprzedzeniem ale przyjdzie taka chwila że to ty będziesz wiedział co zrobisz jutro, pojutrze i za ..... dni a ona będzie przebierać nóżkami w miejscu.
Tu raczej nie chodzi o planowanie tylko życzeniowość.
A autorowi jest teraz trudniej gdyż on jeszcze kocha a ona już raczej nie.
A autorowi jest teraz trudniej gdyż on jeszcze kocha a ona już raczej nie.
W punkt.
Huśtawka emocji nadal zaskakuje, wczoraj rozsypka (jż zachowała się bardzo, bardzo w porządku - po raz pierwszy bez wyrzutów "szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałeś" itd. po prostu, bez słowa ze mną posiedziała), dzisiaj nawet znośnie - zobaczymy co będzie jutro.
Jak byłem wściekły, to zabezpieczałem się z każdej możliwej strony. Po takim dniu jak wczoraj mam coraz większe przekonanie, że okaże się to niepotrzebne. Na całą sprawę patrzę też trochę inaczej, niż przez pryzmat samych zagrań jż poniżej pasa.
Obawiam się tylko, jak zniosę wyprowadzkę do pustego mieszkania. Potem będzie musiało być lepiej.
Pronome napisał/a:Wszyscy dobrze wiemy, ze podlaczyles sie do watku Windy'ego, bo wciaz graja w tobie emocje po zdradzie zony. Projektujesz w tym watku swoje nieprzepracowane emocje, odgrzewasz je, podsycasz, rozdrapujesz tu swoje rany. Najchetniej bys ukaral jego i swoja zone - wtedy czulbys sie lepiej. Moze namow zatem Windy'ego do tego?
Jesli chodzi o twoj przyklad z chlopakiem, to posuwasz sie juz do manipulacji, bowiem koncza ci sie argumenty. W temacie zachowan prymitywnych mowilam o pogardzie. Nie ja wymyslilam ten termin, nie ma tez sie co obrazac na nazewnictwo, mozna postudiowac psycholgie i mechanizmy obronne.
Nie masz racji Pronome i próba sprowokowania mnie do zepchnięcia dyskusji na poboczne tory poprzez tworzenie chochołów typu "Najchetniej bys ukaral jego i swoja zone - wtedy czulbys sie lepiej" Ci się nie uda.
Ja już emojce po zdradzie żony przerobiłem. Mam też swój wątek i jeśli chcesz kontynuować dyskusję, zapraszam właśnie do tego wątku. Jedyne co mogę dodać, to wiem, że potrafię odpuszczać walkę, bo tak też już uczyniłem wcześniej. Różnica była taka, że tam druga strona też dążyła do kompromisu, czego niestety teraz nie ma.
Windy powinien być ostrożny, bo wiele sytuacji ze zdradą w tle pokazuje, że druga strona po pewnym czasie pokazuje swoje prawdziwe oblicze. Ja uważam, że Windy dobrze wybrał i nie mam żadnych zastrzeżeń do jego postępowania. Piszę jednak, że każda sytuacja jest inna, a Ty i tak w kółko powtarzasz swoje.
Jeżeli nie masz chęci udzielać się w moim wątku, proponuję zakończyć dyskusję.
PS -
Pronome napisał/a:Merle, to moze zaloz swoj osobisty watek pt. ''Jak wymierzyc sprawiedliwosc w swiecie''.
Może założysz własny wątek (?), bo nie masz ani jednego, za to lubisz stawiać bardzo kategoryczne oceny i wręcz namawiasz ludzi do ucieczki z tego forum, choć sama tu ciągle piszesz. Hmmm...
Merle, o czym ty w ogole tu piszesz?
maku2 napisał/a:A autorowi jest teraz trudniej gdyż on jeszcze kocha a ona już raczej nie.
W punkt.
Huśtawka emocji nadal zaskakuje, wczoraj rozsypka (jż zachowała się bardzo, bardzo w porządku - po raz pierwszy bez wyrzutów "szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałeś" itd. po prostu, bez słowa ze mną posiedziała), dzisiaj nawet znośnie - zobaczymy co będzie jutro.
Jak byłem wściekły, to zabezpieczałem się z każdej możliwej strony. Po takim dniu jak wczoraj mam coraz większe przekonanie, że okaże się to niepotrzebne. Na całą sprawę patrzę też trochę inaczej, niż przez pryzmat samych zagrań jż poniżej pasa.
Obawiam się tylko, jak zniosę wyprowadzkę do pustego mieszkania. Potem będzie musiało być lepiej.
Windy, to twoje pierwsze doswiadczenie ze zdrada w zwiazku partnerskim, choc jestes przed 40. Pierwszy taki zwiazek. Bedziesz dlugo to rozpamietywal.
Jak sie juz pozbierasz, bedzie jedna kobieta, druga, to dopiero zaczniesz rozumiec co sie stalo .
Pozniej juz sie rozumie sens tego zycia Jest naprawde zabawnie i fajnie, i juz zadne zdrady, rozwody nie strasza bowiem wiesz co masz robic
.
Zaufaj netkobietom bardziej doswiadczonym
Powiało optymizmem:)
teraz to Pronome żal mi Ciebie, serio.
najgorsze co się może stać po takim doiświadczeniu to połowiczne wchodzenie w relacje póżniej, co wywoła siłą praw fizyki połowiczne wchodzenie drugiej strony w taką relację- aż w końcu rozpad.
w jakiejkolwiek relacji się jest- powinna być ona na 100 procent- inaczej gubi się duszę.
Ludzie są różni- lepiej patrzeć czy mogą z Tobą szczerze wymienić coś w zakresie duchowym i co za tym idzie fizycznym- czy tylko szukają ucieczki przed samotnością
teraz to Pronome żal mi Ciebie, serio.
najgorsze co się może stać po takim doiświadczeniu to połowiczne wchodzenie w relacje póżniej, co wywoła siłą praw fizyki połowiczne wchodzenie drugiej strony w taką relację- aż w końcu rozpad.
w jakiejkolwiek relacji się jest- powinna być ona na 100 procent- inaczej gubi się duszę.
Ludzie są różni- lepiej patrzeć czy mogą z Tobą szczerze wymienić coś w zakresie duchowym i co za tym idzie fizycznym- czy tylko szukają ucieczki przed samotnością
Ela, ja na pewno długo nie będę w stanie zaufać komukolwiek na 100% tak jak ufałem jż. Może dlatego, że tak łatwo wyrzucić to poczucie do śmieci, to organizm będzie bronił się przed ryzykiem powtórki. Z tego co widzę, to akurat zdradzający nie mają problemu z zaufaniem kolejnemu partnerowi/partnerce zaraz po odejściu - i tak w końcu patrzą przez różowe okulary.
Jedyna zaleta jest taka, że każda relacja w przyszłości będzie z mojej strony dużo bardziej świadoma, ze zwracaniem uwagi na rozwiązywanie wszystkich problemów na bieżąco zamiast wspierania i czekania, aż druga strona będzie skłonna rozmawiać.
teraz to Pronome żal mi Ciebie, serio.
najgorsze co się może stać po takim doiświadczeniu to połowiczne wchodzenie w relacje póżniej, co wywoła siłą praw fizyki połowiczne wchodzenie drugiej strony w taką relację- aż w końcu rozpad.
w jakiejkolwiek relacji się jest- powinna być ona na 100 procent- inaczej gubi się duszę.
Ludzie są różni- lepiej patrzeć czy mogą z Tobą szczerze wymienić coś w zakresie duchowym i co za tym idzie fizycznym- czy tylko szukają ucieczki przed samotnością
Zatem kolezance, ktora jest po rozwodzie, a ktorej tak ochoczo doradzasz w poszukiwaniu, stracila juz chyba 6 dusz, bo ciagle jej zwiazki nie wychodza .
Szukasz tylko zaczepki, ewidentnie ci sie nudzi, teoretyzowac i wymadrzac sie bardzo lubisz, a zycie i tak utrze ci nosa. Z kolei sens mojej wypowiedzi jest taki, ze po rozwodzie, rzadko kiedy wychodza nowe zwiazki, bo po prostu jest inaczej, trudniej. Dopiero po kilku probach cos sie zmienia, jest nowe doswiadczenie, a zatem i nowa perspektywa, przestrzen na cos nowego.
Po rozwodzie to po rozwodzie... Mnie im bliżej wyprowadzki tym więcej przemyśleń i refleksji się pojawia. Jak odfiltrować wyrzuty kompletnie bzdurne, do tego wyrzuty słuszne, choć mniejszej wagi i względnie łatwe do ogarnięcia po obu stronach, to całość sprawy sprowadza się do zaniku intymności, namiętności, pożycia. A jak spotyka się dwoje nieśmiałych w tej sferze ludzi, są swoimi pierwszymi partnerami, nie potrafią w ogóle rozmawiać o swoich potrzebach to efekt wychodzi nienajlepszy. Zamiast czekać, aż jż się pozbiera trzeba było iść razem na terapię w tym zakresie lub nie bać się otworzyć (chociaż moje próby poruszenia tego tematu zawsze powodowały zamknięcie się jż w sobie). Mi tego aspektu związku bardzo brakowało, zwłaszcza że jż działa na mnie fizycznie cały czas bardzo mocno. Widocznie jej też tego brakowalo, tylko nie zdecydowała się tego rozwiązać ze mną. Pewnie gdzie indziej łatwiej, bo bez bagażu negatywnych emocji, łatwiej o luz, bo nowy może być bardziej doświadczony itd. Albo się to wydarzyło, albo wkrótce się wydarzy, izolacja się kończy, w głowie pewnie i tak siedzi ktoś inny.
Gdyby jż też chciała spróbować, otwarcie i szczerze we wszystkich aspektach to cholera, zgodziłbym się (nawet jeśli widzę, że byłoby to ryzykowne), odciął przeszłość grubą kreską, zaczął wszystko od nowa, świadomie budując pełną razem relację
- świadomość tego, co się stało nie wpuściłaby mnie w taki bierny marazm drugi raz, nawet jakby jż miała nawrót depresji.
Jak się wyprowadzę, pojawią się inni faceci u niej, kobiety u mnie i pewnie to już nie wróci.
Rozbitej rodziny dla dzieci mi strasznie szkoda, jeśli taka szansa w ogóle jest i ją przegapimy. Z drugiej strony może moje uważne słuchanie i obserwowanie otoczenia jest funta kłaków warte, widzę to źle, jż obchodzę tyle co zeszłoroczny śnieg lub traktuje mnie jak koło zapasowe, a mózg mi się tylko przepala mrzonkami, tęsknotą za przeszłością i troską o maluchy - nie wyobrażam sobie, jak wpłynie to na ich życia - statystyka jest bezlitosna - trudniej w życiu, trudniej w związkach, niezależnie jak bardzo rodzice się potem starają.
Ech, ciężko mi z tym wszystkim - znowu nie śpię. Ja mogę obwiniać jż, ona mnie, a koniec końców to bez znaczenia.
Możecie sprowadzić mnie na ziemię?
Tęsknisz normalka.Analizy takie natrętne przeszłości ,odruch w poszukiwaniu równowagi też nic niezwykłego - męczą i dręczą ,mijają jednak ,jeżeli się na swój sposób odetniesz od jż i nie będziesz jej zbyt często widywał na początku ,tylko sprawy związane z dziećmi
Troska o dzieci też nic nienormalnego a ponieważ jeszcze tkwisz w częściowo w przeszłości obawiasz się i martwisz o przyszłość tak to działa .
Nie chcesz się wyprowadzić bo to takie ostateczne się wydaje - też normalka nie byłeś niby sam a trochę byłeś ,codzienny zamęt to zasłaniał.Pobędziesz sam to nie zabija ,zadbaj o siebie z dużą troską jest dla kogo
Wszystko z Tobą w porządku nie ma powodów dawania Ci jakich kopów czy czegoś w ten deseń ,szybko u Ciebie się wszystko dzieje
nie koniecznie to źle ,zmiany samopoczucia i nastrojów uznaj jako coś co będzie trwało trochę zanim pierdolnik w neuroprzekaźnikach dojdzie do równowagi.
Trzymaj się ,życz sobie najlepiej .
Pierwszy rozwód jest doświadczeniem utraty czegoś jedynego, niepowtarzalnego, niewinnego i już nigdy się nie powtórzy w naszym życiu. Kolejne związki i rozwodu (ewentualnie) to nieudolne naśladownictwo (powielanie). Tracimy coś co przez całe życie myśleliśmy że jest do samej śmierci i to nie z naszej winy więc boli. Kolejną granicą jest rozdzielenie się (wyprowadzka) symbol wspólnoty rodziny a przez niektórych szczególnie zdradzaczy zgoda na pójście na całość czyli przyzwolenie na przygody pozamałżeńskie a to też boli. Pogodzenie się z sytuacją jaka dotyka zdradzonych nie zajmuje paru dni lecz lata bo taka natura człowieka. Uporanie się z negatywnymi skutkami przynosi uprawianie sportu wymagającego wyiłku fizycznego i wpadnięcie w wir pracy. Piszesz że jesteś gotów na spróbowanie posklejania małżeństwa pod warunkiem że żona też będzie tego chciała. Może porozmawiaj z nią o tym co czujesz i myślisz a co o tym sądzi i chce na tą chwilę. Zasygnalizuj jej że gdy dojdzie do przekroczenia kolejnych granic to będzie to nieodwracalne w skutkach więc niech się zastanowi poważnie nad waszą sytuacją tak poważnie na zimno w samotności (daj jej np. dzień na namyślenie się). Zniszczyć coś jest łatwo ale odtworzyć bardzo trudno. Kiedyś rzeczy się naprawiało , teraz wyrzuca się na śmietnik i kupuje nowe (niekoniecznie fajniejsze) które jeszcze szybciej się psuje.
248 2021-11-11 11:23:54 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-11-11 11:34:24)
No właśnie o tym piszę; jeśli spotkanie się na randki ktoś traktuje jak wchodzenie w związki jak napisała Pronome wyżej, to raczej to głębokie nie jest i moim zdaniem szkodliwe.
A wiele osób tak robi, trochę na siłę, bo muszą sobie coś udowadniać.
Wg mnie to robienie sobie krzywdy, ale co kto lubi.
Windyboy: Nie jesteś Bogiem.
NIE dasz rady ocalić tego malzenstwa bez udzialu tej kobiety.
Jak chcesz to zapytaj ja jeszcze czy jest skłonna do pracy na terapii byś miał pewność że zrobiliście wszystko by ocalić rodzinę.
Jeśli nie to sam nic nie zdzialasz i trzeba to zaakceptować.
Do kolegi powyżej.
To jest właśnie największą obawa: spotkanie kolejnego partnera/partnerki, który wchodzi w związek z braku laku i uważa że to powielanie pierwszego "cudownego i niepowtarzalnego" małżeństwa.
.
Zasygnalizuj jej że gdy dojdzie do przekroczenia kolejnych granic to będzie to nieodwracalne w skutkach.
Ona to wie lepiej niż ja, a ja nie będę wywierał presji, jeśli w ogóle uda się porozmawiać. Ja nie chcę być z kobietą, nawet najbardziej wyjątkową, która zostanie z rozsądku, wygody, strachu przed samotnością, dla dzieci itd.. Gdybyśmy mieli próbować od nowa to tylko po to, by zbudować relację dwojga szczęśliwych ludzi, którzy po prostu chcą ze sobą być. Przez bagaż przeszłości wymagałoby to od nas obojga wielu starań, wyrozumiałości, otwartości, zaufania, kompromisów - to na pewno nie byłaby łatwa droga, zwłaszcza na początku.
Jak to napisałem to faktycznie - łatwiejsze wydaje się rzucenie tego wszystkiego i szukanie szczęścia gdzie indziej.
Ela ma rację, nikt sam związku nie zbuduje.
Nie wiem Normalny gdzie dostrzegasz cień dobrowolnej chęci naprawy związku u jż Windyego ? Emocjonalna strona relacji jest bardzo istotna ,owszem uczucia można zmieniać i wybierać,leczyć etc ,ale zmuszanie się do nich bez głębokiego przekonania i udawanie nie jest skuteczne ma odwrotny skutek ponieważ jest opowiadanie sobie bajek i wmawianiem nieprawdy o pragnieniu zrozumieniu czyli ściemnianiem oszukiwaniem siebie pod wpływem innych emocji i myślenia.Wątpliwości przekroczyły stan krytyczny u obojga .
Na ile wpływ ma na nią depresja i korzyści z usprawiedliwiania siebie swoich działań usprawiedliwia depresją, przerzucając pewną odpowiedzialność za nią na Autora ,poczytalna jednak raczej jest, takie depresje aż tak nie zaburzają osobowości to nie endogenna depresja z tego co pamiętam ,na pewno nie przez Autora i to w gruncie rzeczy nie jest jego problem ,ponieważ chory jest odpowiedzialny za nią i w świetle prawa i na zdrowy rozsądek ,wsparcie Autora wypływa z czegoś innego a i tak zostało zlekceważone i unieważnione przez jż,okazało się ze jedną z możliwości jest odejście od niego ,a to co napisał w ostatnim poście jest prawdą ,z jej strony nie ma cienia chęci ,nikt jej nie przekona ,a w sytuacji utraty przez nią wiarygodności i zaufania to prawie niemożliwe .
nie ma najmniejszego sensu być i czekać na cud ,który z większym ogromnym prawdopodobieństwem nie nastąpi .
A przekonywanie,rozmowy,namawianie ,zmuszanie to strata czasu i energii ,ponieważ ona nie chce z nim być teraz ,Windy też teraz odejmuje decyzje oczywiście ma to i będzie mieć konsekwencje na przyszłość.
Jedynie gdyby jż teraz dobrowolnie sama z siebie bez żadnej presji i nacisku zajęła się i zainicjowała proces zdrowienia najpierw u siebie a potem jej więzi i związku z Autorem, to cień cienia dopiero gdybanie i też podejrzane ze względu na korzyści i wiele warunków nie związanych z emocjonalną stroną postawy .
Też tak to teraz widzę. Właśnie siedzimy w mieszkaniu, dzieci się bawią i zastanawiam się, jak bardzo dla nich oczywiste jest to, że rodzice po prostu zawsze przy nich razem są, jak bardzo w dłuższym okresie to im zaszkodzi, wpłynie na wybory w nastoletnim i dorosłym życiu. Jż jest inteligentna, jeśli mając tą świadomość zdecydowała się na rozstanie zamiast próby terapii, wprowadzenia zmian itd. to uczuć do mnie nie ma już od dawna i depresja chyba tego nie tłumaczy. A jeśli uczucia gdzieś tam są, to sorry, nie rozumiem.
252 2021-11-11 15:03:55 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-11 15:08:21)
Też tak to teraz widzę. Właśnie siedzimy w mieszkaniu, dzieci się bawią i zastanawiam się, jak bardzo dla nich oczywiste jest to, że rodzice po prostu zawsze przy nich razem są, jak bardzo w dłuższym okresie to im zaszkodzi, wpłynie na wybory w nastoletnim i dorosłym życiu. Jż jest inteligentna, jeśli mając tą świadomość zdecydowała się na rozstanie zamiast próby terapii, wprowadzenia zmian itd. to uczuć do mnie nie ma już od dawna i depresja chyba tego nie tłumaczy. A jeśli uczucia gdzieś tam są, to sorry, nie rozumiem.
Dysfunkcja w rodzinie to nie tylko choroba psychiczna ,alkoholizm ,nałogi,przemoc,zdrada i rozwód, uzależnienie emocjonalne i wpływ różne skutki tego na dzieci ,równie dysfunkcyjny jest związek bez miłości ,szacunku rodziców do siebie,wystarczy że jedno nie kocha i udaje z powodów względów jakie tylko sobie wymyśli dzieci to wchłoną i przyswoją jakieś wzory podświadomie ,taki związek z rozsądku i bez szacunku jest równie szkodliwy jak inne dysfunkcje ,a nie ma takiego przełożenia w rzeczywistości że dzieci koniecznie popłyną obowiązkowo i automatycznie w życie
z dysfunkcją wiele dzieciaków tych teoretycznie dotkniętych np DDA,DDD,DDRR te wszelkie syndromy i fenomeny nie dotyczy lub dotyczy w bardzo niewielkim spektrum i dają sobie radę w życiu bez psychoterapii,zagadką jest nawet dla specjalistów dlaczego jest tyle wyjątków .
Moja mama jest DDA, mama jż jest DDA, tata jż jest DDA. Związki po obu stronach trwają, ale dysfunkcje widać - i w nich, i w ich dzieciach, czyli u jż i u mnie.
Czy i jaki to ma związek, trudno powiedzieć.
254 2021-11-11 16:09:21 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-11-11 16:30:36)
Moja mama jest DDA, mama jż jest DDA, tata jż jest DDA. Związki po obu stronach trwają, ale dysfunkcje widać - i w nich, i w ich dzieciach, czyli u jż i u mnie.
Czy i jaki to ma związek, trudno powiedzieć.
Na moje nienaukowe oko to 80% ludzi coś tam ma,jedni coś tam widzą inni śpią 3/4 życia i nie obchodzi ich to że śnią ,takie życie jego część to jakaś tam" słabość", "niedoskonałość",rysy na krysztale, utopia nie istnieje ,można z tym żyć i być szczęśliwym biorąc odpowiedzialność za siebie nawet będąc jakimś DDx,tych których poznałem twierdzą że zderzenie z kryzysami pozwoliło im się to zdobyć świadomość i uwolnić wyzwolić z ciężaru,urazów , cierpienia, bólu przeszłości i roszczeń żądań wobec innych.
Myślę też że w tym momencie to za wcześnie na takie projekcje w przyszłość ,bliższe cele realizuj codziennie, jak zajmiesz się sobą pomożesz sobie ,w ten sposób pomożesz dzieciom .
255 2021-11-12 10:01:39 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-11-12 10:06:58)
Żona nie myśli tymi kategoriami co Ty, autorze..
Ani o rodzinie, ani o Was.
Tu właśnie dochodzimy do bardzo różnego postrzegania wartości życiowych. Albo dla niej te indywidualne są ważniejsze A rodzina nie ma takiej wartości jak dla Ciebie: uwierz dla wielu osób nie ma .Co nie wyklucza że żyje ona w wielkim cierpieniu, w którym i tak jej nie możesz pomóc, co najwyżej posłużyć za przedmiot do swoich celów.
To bardzo przykre odkrycie.
Przypusujemy innym swoje wartości z automatu, ignorując ich osobowość, chociaż są symptomy.
Brak szacunku i pogardą nie biorą się z powietrza. Na pewno było je widać wcześniej. Tylko zamiatanie było pod dywan bo" każdy ma słabości"
Talent do miłości to trzeba mieć.
Jedno jest pewne: jak się kogoś kochał, to można przestać bo pożądać, przestać chcieć z nim żyć ale traktuje się to z szacunkiem, czego wyrazem jest wzięcie swojej winy na siebie, a nie zrzucenie na niego.
Kto tak robi, robił to wcześniej w innych sprawach.
nic dodać nic ująć - w punkt
Mieliśmy wczoraj rozmowę, dosyć długą... i szczerą. Może przemawia przeze mnie wciąż silne uczucie, ale na swój sposób doceniam, że jż przestała kłamać, nie próbuje zostawiać mnie jako zapasu, zostawać dla poczucia bezpieczeństwa w związku bez pożądania z jej strony.
Nigdy nie zapomnę, jak postanowiła ten związek zakończyć, ale nie chcę tego rozpamiętywać - wolę cieszyć się wspomnieniami wspólnego czasu, który razem przeżyliśmy. Każde z nas pójdzie swoją drogą i przekona się, czy jest lepsza niż wspólna droga za nami. Na pewno będzie po prostu inna.
I tak będziemy w relacji rodzicielskiej, dzięki temu jak to się potoczyło ta relacja będzie mogła być z czasem przyjazna. Odpocznę, pozwolę by swoje zrobił czas. Nic na siłę, w końcu zaczynam nowe życie, nawet jeśli tego teraz nie widzę.
I mała porada dla tych, którzy kiedyś będą na początku takiej sytuacji - nie róbcie tak jak ja. Ja zachowałem się w mojej opinii bardzo fair i ostatecznie jż jak poszumiała, powybielała się, próbowała różnych zagrań, to poszła po rozum do głowy i potrafiła zachować się szczerze i również fair.
A z tego co widzę po znajomych to zdarza się po prostu rzadko, w dużej mierze dlatego, że romans nie wypalił (na ten moment przynajmniej, zresztą gdyby temat wrócił to pozostanie mi tylko popcorn i czekac, jaka katastrofa z tego wyniknie - wystarczająco dużo się dowiedziałem o boczniaku w czasie, gdy próbowałem wiedzieć wszystko) i mogły dojść do głosu te cechy charakteru, któ
re w jż ceniłem.
Dzięki za wiele rad, które tu dostałem. Nie wszystkie były trafne, ale zawsze pokazywały jakiś punkt widzenia i pomogły mi sobie to jakoś poukładać.
jesteś na początku ścieżki, którą przeszło już wielu.
dobrze dla dzieci, że nie weszliście w wojnę. Zobaczysz co będzie dalej: powodzenia.
nie bardzo zrozumiałam co masz na myśli pisząc by nie robić tak jak Ty.
nie bardzo zrozumiałam co masz na myśli pisząc by nie robić tak jak Ty.
Gdyby jż chciała mnie zniszczyć, zdeptać, ograć na pieniądzach i dzieciach to podejście fair z mojej strony mogłoby się bardzo mocno zemścić. Ja miałem dużo szczęścia w niektórych sprawach, a jż ostatecznie (przynajmniej, dopóki jest sama) zachowuje się jak osoba, którą znałem i z którą sporo przeżyłem - a to jakiś pozytywny prognostyk na przyszłość, jeśli chodzi o wychowanie dzieci i relację między rodzicami. My mamy zresztą nietypową sytuację bo nikt z problemami finansowymi ze związku nie wychodzi, a jż na chwilę obecną jest sama, a nie w skowronkach z kimś z boku.
Każdemu w sytuacji wykrycia zdrady zalecalbym uznanie, że jednak ma złodzieja i oszusta jako przeciwnika - lepiej pozytywnie się zaskoczyć, niż obudzić z ręką w nocniku.
260 2021-11-12 13:29:52 Ostatnio edytowany przez Selkirk (2021-11-12 13:36:38)
Windy.Sam pisałeś ,że Twoja jż jest inteligentną kobietą.Przeanalizowała swoją sytuację, nie ma pewności czy Ty nie dysponujesz kopiami dowodów i słusznie doszła do wniosku,że wojna jej się po prostu nie opłaca.Zbyt wiele może stracić finansowo i wizerunkowo.To proste wyjaśnienie jej zachowania.W zasadzie za zdradę spotyka ją nagroda,hojna nagroda.Dom ,kasa ,wolność i niezależność.A jak zachowa się po rozwodzie ,to jest wielką niewiadomą.Ty wierzysz we wszystko co mówi i obiecuje.Kiedyś też jej ufałeś i wierzyłeś .Czym to się skończyło dobrze wiesz.Zachowaj ostrożność do końca.Miej jakiś margines własnego bezpieczeństwa.Pozdrawiam.