Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 144 ]

66

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Ela210 napisał/a:

Jeśli zadba z tych rzeczy nie miała miejsca to wybacz. Ale jesteś na etapie produkcji różnych bzdur w głowie, by ją usprawiedliwić, a jednocześnie znaleźć jakiś kawałek któremu Ty jesteś winny i Ty możesz naprawić.

Też bym tak obstawiała.
Najczęściej w tego tupu wątkach, gdy pojawia się element obwiniania siebie, to wynika to z potrzeby kontroli sytuacji i potrzeby wpływu na bieg zdarzeń. Skoro to moja wina, to tylko ja mogę to odkręcić, zmienić, itd.
Sęk w tym, źe w ten sposób nie odzyska się uczuć drugiej osoby, więc chwytanie się poczucia winy to jak chwytanie się brzytwy, gdy się tonie.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Ela210 napisał/a:

Czy teraz walczysz o powrót  rzeczy dla Ciebie cennych w damsko męskiej relacji, czy tylko o zachowanie rodziny?.

.. chyba wielu osobom gdzieś coś z czasem umyka lub się zmienia i różnie postrzegają te cenne rzeczy w relacji..   a sztuka komunikacji trudna jest...

68

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Uważnie przeczytałam Twój wątek i zastanawiam się nad tym, po co ci jakieś
dochodzenia, pytania, wiercenia, jeśli jak sam twierdzisz związek się wypalił.
Nie jesteś wyjątkiem, takie sprawy zdarzają się i nic już nie będzie takie samo.
I na ten moment nie jest sensowne rozważanie win i okoliczności, bo nie ma na
to jednoznacznej odpowiedzi.
W każdym przypadku rozpadu małżeństwa wina leży po obu stronach i zamiast wyciągać w sądzie brudy z pożycia może lepiej rozstać się bez orzekania o winie?
Macie małe  dzieci, zatem wiele lat wspólnych kontaktów.
Chyba to najlepszy sposób, by zachować twarz i ewentualne poprawne relacje,
bo inaczej stworzycie sobie piekło na ziemi, a i nie daj Boże dzieci staną się Waszą kartą przetargową, co odbije się na ich przyszłości.
Jeśli żona jest w depresji to stanowić może zagrożenie dla siebie i dzieci i może
z pomocą specjalistów, należałoby się zająć  sprawą bezpieczeństwa  dzieci przede wszystkim?
A gdy już uporządkujecie jakoś te sprawy, to po Ci domek tuż obok żony?
Chcesz mieć ich i ich życie pod ciągłą kontrolą i niemożliwość ułożenia sobie nowego życia z dala i w intymności?
Stoisz finansowo dobrze, więc i dysponujesz samochodem, może więc zamieszkać dalej, a podjeżdżać pod ich dom po umówieniu telefonicznie tej wizyty?

Tak czy inaczej życzę spokojnego rozwiązania tego węzła, żeby nie zacisnął się
jeszcze mocniej.

69

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Ela210 napisał/a:

Napisałeś  że oddalaliscie się od siebie:
Ale sprecyzujmy:
To ona Cię odrzuciła fizycznie po urodzeniu się dzieci.
Pytanie: dlaczego?
Zmieniłeś  się tak bardzo
Nie opiekowała się rodziną?
Dałeś jej odczuć  że jest dla Ciebie nieatrakcyjne?
Jeśli zadba z tych rzeczy nie miała miejsca to wybacz. Ale jesteś na etapie produkcji różnych bzdur w głowie, by ją usprawiedliwić, a jednocześnie znaleźć jakiś kawałek któremu Ty jesteś winny i Ty możesz naprawić.

Naprawdę musisz wziąć wagę: I popatrzeć sprawiedliwie na wasze uczynki w małżeństwie.
Głową muru nie potrzebujesz więc zaprzestanie walenia w ten mur nie jest zbrodnią.
Czy Ty sam otrzymywaleś to, czego deficyty w małżeństwie żoną Ci zarzuca?
Czy teraz walczysz o powrót  rzeczy dla Ciebie cennych w damsko męskiej relacji, czy tylko o zachowanie rodziny?

Dla mnie punkt krytyczny nie jest nawet przy nawiązaniu romansu.
To nie romans przecina więzy: to zachowanie zdradzającego po wykryciu tego romansu.

Teraz to odnoszę wrażenie, że pewne rzeczy zaczęły psuć się jeszcze przed dziećmi, tylko nie potrafiliśmy o tym rozmawiać. Z czasem (a zwłaszcza po urodzeniu dzieci) trzeba było nad tym pracować, a nie zrobiło tego finalnie żadne z nas.
Nie zamierzam walczyć o zachowanie rodziny, tzn. rodzicami i tak będziemy, nie widzę opcji, żebyśmy (z mniejszymi lub większymi przebojami) w tym zakresie nie dogadali.
Chciałbym zawalczyć o powrót damsko-męskiej relacji, ale nie mam na to wpływu poza tym, co zrobię sam dla siebie. Godzę powoli się z tym, że życie przyniesie potem jakieś rozwiązanie, niekoniecznie takie jakiego chciałbym w tym momencie.

Co do zdrady, to potwierdziłem sobie pewne rzeczy na tyle, że są 100% pewne:
- zakochała się
- chciała pójść w ten nowy związek
- do niczego fizycznego nie doszło (jeśli ma to znaczenie - dla mnie chyba jednak ma)
- boczny oczekiwał raczej znudzonej żony do zabawy, a nie czegokolwiek poważnego i zakończył temat tłumacząc, że "nie tego w życiu ona potrzebuje teraz" i takie tam
- czy temat tego związku wróci - obstawiam, że jak pójdę na operację to tak i niezależnie co jż mówi, to jej nie przeszło.

Pomysł portalu randkowego pojawił się u mnie już po tym, jak jż oznajmiła, że odchodzi. Po głębszym przemyśleniu nie będę miał pewnie jakiś czas ochoty na jakiekolwiek związki, zwłaszcza poważniejsze, więc poza założeniem konta nie uzupełniłem nawet profilu. Pozbieram się najpierw, bez dokładania sobie problemów na grzbiet.

Jutro idę na operację, potem znikam na miesiąc (chociaż pewnie zajrzę do dzieciaków). Z jż rozmawiamy, powoli szykując się na to, że po moim powrocie musimy ustalić bardziej szczegółowo warunki opieki, podzielić majątek, zobowiązania, inwestycje itd.
Ja przynajmniej doszedłem do wniosku, że nawet jeśli bylibyśmy (i chcielibyśmy) cokolwiek razem zbudować, to faktycznie w przyszłości, a nie teraz. Każde z nas potrzebuje sporo czasu i będę parł do rozwodu, żeby jakiekolwiek decyzje podejmować potem bez ciśnienia, presji czy swoich własnych oczekiwań. Jż będzie musiała okiełznać depresję, powrót do aktywności zawodowej. Ja będę musiał ogarnąć swoje podejście do życia, odpocząć, odświeżyć trochę zaniedbanych znajomości. Jak odzyskam równowagę, to będę myślał czego od życia faktycznie chcę.

Nie oczekuję pomnika, jak napisała memo331. Gdyby nie zdrada (która i tak była raczej efektem, a nie przyczyną), to nadal uważałbym, że wina za rozpad tego związku leży bardziej po mojej stronie, choć faktycznie nie wyłącznie. Teraz doszła do tego złość, ale koniec końców przestawiam priorytety na potrzeby dzieci i swoje, a nie żony i dzieci.

Ochłonę i zobaczę za miesiąc, jak będę na to patrzył. Na razie lekarz obiecuje, że przez pierwszy tydzień po operacji będę miał takie dawki, że będę szczęśliwy choćby nie wiem co i szczerze - nie mogę się tego doczekać:)

70

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
cisza to ja napisał/a:

Uważnie przeczytałam Twój wątek i zastanawiam się nad tym, po co ci jakieś
dochodzenia, pytania, wiercenia, jeśli jak sam twierdzisz związek się wypalił.
Nie jesteś wyjątkiem, takie sprawy zdarzają się i nic już nie będzie takie samo.
I na ten moment nie jest sensowne rozważanie win i okoliczności, bo nie ma na
to jednoznacznej odpowiedzi.
W każdym przypadku rozpadu małżeństwa wina leży po obu stronach i zamiast wyciągać w sądzie brudy z pożycia może lepiej rozstać się bez orzekania o winie?
Macie małe  dzieci, zatem wiele lat wspólnych kontaktów.
Chyba to najlepszy sposób, by zachować twarz i ewentualne poprawne relacje,
bo inaczej stworzycie sobie piekło na ziemi, a i nie daj Boże dzieci staną się Waszą kartą przetargową, co odbije się na ich przyszłości.
Jeśli żona jest w depresji to stanowić może zagrożenie dla siebie i dzieci i może
z pomocą specjalistów, należałoby się zająć  sprawą bezpieczeństwa  dzieci przede wszystkim?
A gdy już uporządkujecie jakoś te sprawy, to po Ci domek tuż obok żony?
Chcesz mieć ich i ich życie pod ciągłą kontrolą i niemożliwość ułożenia sobie nowego życia z dala i w intymności?
Stoisz finansowo dobrze, więc i dysponujesz samochodem, może więc zamieszkać dalej, a podjeżdżać pod ich dom po umówieniu telefonicznie tej wizyty?
Tak czy inaczej życzę spokojnego rozwiązania tego węzła, żeby nie zacisnął się
jeszcze mocniej.

Dzięki - dużo mądrych słów. Nie zakładam orzekania o czyjejkolwiek winie. Raczej ustalimy wszystko między sobą i wspólnie złożymy pozew - to się powinno dać zrobić. Sporo wody upłynie, zanim dojdę do tego, że "takie jest życie, zdarza się, nie wyszło wam" - jak będę na tym etapie to pewnie będzie oznaczać, że faktycznie ruszyłem do przodu oraz wybaczyłem jej i sobie. Na razie na to chyba dużo za wcześnie.

Jż już jest pod opieką terapeuty, pozbiera się prędzej czy później. Zresztą, tak jak piszesz kontaktów ze względu na dzieci będziemy mieli dużo, zauważę gdyby coś niepokojącego się działo.

Miejsca zamieszkania i tak będziemy mieli blisko siebie - ze względu na dzieci nie widzę lepszego rozwiązania (chociaż faktycznie mieszkanie przez płot byłoby błędem, a taki był mój pierwszy pomysł). Chciałbym, żeby dzieci niezależnie od ustalonej formy opieki miały jedno otoczenie i jednocześnie oboje rodziców w zasięgu, a nie z doskoku.

71

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Piszesz całkiem sensownie, ale też staraj się nie pomijać rad, które tutaj padają.

Dla przykładu rację ma MagdaLena1111, że widać u Ciebie potrzebę kontroli, a ze sposobu w jaki piszesz wynika, że trochę zapominasz w tym wszystkim o zdaniu żony i o tym, że ona zwyczajnie nie chce już z Tobą być oraz że może mieć kompletnie inną wizję przyszłości niż Ty, nawet co do dzieci.

Jakakolwiek więc walka o powrót damsko-męskiej relacji to będzie teraz walka z wiatrakami.

Widać, że lubisz działać metodycznie, więc faktycznie skup się tylko i wyłącznie na tym, nad czym masz tą kontrolę (a nad żoną nie masz żadnej).

Nie ma sensu rozwodzić się z orzekaniem o winie, ale faktycznie sam rozwód to dobry ruch, bo nie ma już czego ratować.

Druga sprawa to zadbanie o dobro dzieci. Nie ma co kombinować i myśleć o stawnianiu domów. W pierwszej kolejności chyba warto dogadać się z żoną, jak taka opieka ma w przyszłości wyglądać. Nie przypominam sobie byś o tym wspominał - jakie jest zdanie żony? Z kim mają zostać dzieci? Jak ona widzi Waszą rodzinę w przyszłości? "ze względu na dzieci nie widzę lepszego rozwiązania"... A ona?

Sprawy finansowe ułożą się same, a zresztą o nie się i tak nie martwisz.

Tak... za rozpad związku jesteście odpowiedzialni oboje, tylko odpowiedz sobie na pytanie, czy wiedząc o zdradzie, chciałbyś kiedykolwiek jeszcze być z kobietą, która jest do tego zdolna?

Sam sobie takie pytanie zadawałem... czy gdybym mógł cofnąć czas i zadziałać inaczej, powstrzymując żonę przed romansem, zrobiłbym to? Mimo tego, że niczego bardziej bym nie chciał niż mieć scaloną rodzinę, jest to po prostu niemożliwe. Nie mogę być z kobietą, która okazała się zdolna do pewnych rzeczy. Nawet, gdyby te zdarzenia dało się cofnąć, to jej zdolność do ich popełnienia, by pozostała.

Może kiedyś w dalekiej przyszłości faktycznie się zejdziecie, ale jest to w tej chwili najmniej ważna sprawa.

Jeśli jest możliwe, byście oboje odsunęli od siebie wzajemne żale i współpracowali wzajemnie w interesie Waszych dzieci, to jest najwłaściwsza droga i najwyższy priorytet. Jednak nie piszesz nic ani co mówi, ani czego chce żona. Obawiam się, że może Cię jeszcze wielokrotnie i negatywnie zaskoczyć.

Zdrada może być efektem, a nie przyczyną. Nie każdy jednak zdradza tylko dlatego, że związek im się nie ułożył. Nie zapominaj o tym, że jej wina jest bezsporna. Jej wina to fakt, a nie opinia. Jeśli ona dobrze Tobą manipuluje, będziesz wierzyć w swoje winy, których może wcale nie było. No bo kto z nas się nie skupia na pracy? Te pieniądze to chyba zarabiałeś nie dla siebie i swoich zachcianek, tylko dla rodziny, by jej niczego nie brakowało?

I jeszcze takie pytanie na koniec: naprawdę nie masz do zarzucenia żonie nic przed tym, zanim się zakochała w innym?

72

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Jż chciałaby, żeby opieka była jak najbardziej wspólna, ale żeby zostały z nią w mieszkaniu, a ja będę mile widziany kiedy będę chciał. W miarę możliwości będzie wtedy wychodzić z domu (bo ja z kolei nie wyobrażam sobie, że będzie "prawie" jak było do niedawna, tj. że będziemy się mijać w jednym mieszkaniu). Jest to jakiś pomysł (chociaż zakłada moją wyprowadzkę, a nie jej - nie wiem na ile moje pomysły wynikają ze złości, a na ile z rozsądku). Daliśmy sobie czas na przemyślenie tego aż wrócę, czyli ok. miesiąca.
Wizja przyszłości jż - "nie wiem, na chwilę obecną nie widzę szans dla nas, muszę poradzić sobie z depresją, wrócić jakoś do pracy, nie chcę nakładać na siebie presji ani nic obiecywać bo na teraz tego nie widzę" itd.
Czy jak ochłonę, to byłbym w stanie wrócić i spróbować jeszcze raz - nie wiem, jeszcze nie zdecydowanie nie ochłonąłem:)
Czy jestem nadal okłamywany co do jej relacji na boku - obiektywnie to też nie wiem. Jak się okazało co wiem i skąd wiem to już to źródło nie zadziała. Tutaj kolejne kłamstwa mogłyby zniszczyć szansę na porozumienie w jakiejkolwiek kwestii. Pewne rzeczy w tym zakresie pewnie wyjaśnię sobie dzisiaj. Skoro jednak nie ufam, to w przyszłości może się to nie zmienić. Brak zaufania chyba skutecznie jest w stanie strącić różowe okulary z moich oczu.
Co do zarzutów dla jż za wcześniejszy okres - ok, zaczynam pewne rzeczy dostrzegać:
Wyjedźmy gdzieś bez dzieci - nie.
Niech idą do przedszkola albo niech przyjdzie opiekunka na dłużej bo dostajemy świra w 4 ścianach - nie.
Zostawmy dzieci dziadkom, nic im nie będzie - nie.
Wróć do pracy, bo oszalejesz w pieluchach - nie, bo dzieci.
Faktycznie, wygląda jak łatwe wymówki, żeby nic nie zrobić z narastającymi problemami.
Zakładam, że będę wkrótce na tyle silny, żeby moje żale odsunąć na bok. Czy jż będzie w stanie zrobić to samo i nie będzie manipulować i kłamać - oby się udało.

73

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:

Jż chciałaby, żeby opieka była jak najbardziej wspólna, ale żeby zostały z nią w mieszkaniu, a ja będę mile widziany kiedy będę chciał. W miarę możliwości będzie wtedy wychodzić z domu (bo ja z kolei nie wyobrażam sobie, że będzie "prawie" jak było do niedawna, tj. że będziemy się mijać w jednym mieszkaniu).

Byłeś u prawnika?

Bo wiesz, to jak się dogadacie co do dzieci to zupełnie inna kwestia, niż ustalenia w sądzie.

Jeśli jednak w sądzie żona dostanie opiekę nad dziećmi, Twoja władza rodzicielska jest z automatu ograniczona do decydowania o jedynie najważniejszych sprawach w życiu dziecka (wybór szkoły, operacja, wyjazd za granicę).

Zastanów się, czy aby nie jest tak, że żona teraz wydaje się bardzo ugodowa, a gdy już sąd przyzna jej opiekę, nagle już nie będziesz mile widziany w mieszkaniu.

Musisz być bardzo ostrożny i z założenia szukać drugiego dna w wypowiedziach żony. I koniecznie porozmawiaj z prawnikiem, przedstaw mu sytuację.

Sam o tym pisałeś, że łapałeś ją na kłamstwach w żywe oczy. Ona jest do tego zdolna i będzie zdolna nadal. Nie zakładaj, że jest dobra i że będzie działać w Twoim interesie, jeśli chodzi o dzieci.

74

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
merle napisał/a:
WindyBoy napisał/a:

Jż chciałaby, żeby opieka była jak najbardziej wspólna, ale żeby zostały z nią w mieszkaniu, a ja będę mile widziany kiedy będę chciał. W miarę możliwości będzie wtedy wychodzić z domu (bo ja z kolei nie wyobrażam sobie, że będzie "prawie" jak było do niedawna, tj. że będziemy się mijać w jednym mieszkaniu).

Byłeś u prawnika?

Bo wiesz, to jak się dogadacie co do dzieci to zupełnie inna kwestia, niż ustalenia w sądzie.

Jeśli jednak w sądzie żona dostanie opiekę nad dziećmi, Twoja władza rodzicielska jest z automatu ograniczona do decydowania o jedynie najważniejszych sprawach w życiu dziecka (wybór szkoły, operacja, wyjazd za granicę).

Zastanów się, czy aby nie jest tak, że żona teraz wydaje się bardzo ugodowa, a gdy już sąd przyzna jej opiekę, nagle już nie będziesz mile widziany w mieszkaniu.

Musisz być bardzo ostrożny i z założenia szukać drugiego dna w wypowiedziach żony. I koniecznie porozmawiaj z prawnikiem, przedstaw mu sytuację.

Sam o tym pisałeś, że łapałeś ją na kłamstwach w żywe oczy. Ona jest do tego zdolna i będzie zdolna nadal. Nie zakładaj, że jest dobra i że będzie działać w Twoim interesie, jeśli chodzi o dzieci.

Nie chcę w to wierzyć, ale czytałem dużo wątków na tym forum i może lepiej wziąć to pod uwagę i się najwyżej dać pozytywnie zaskoczyć.
Tak czy inaczej dowiem się po powrocie.

75

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:
merle napisał/a:
WindyBoy napisał/a:

Jż chciałaby, żeby opieka była jak najbardziej wspólna, ale żeby zostały z nią w mieszkaniu, a ja będę mile widziany kiedy będę chciał. W miarę możliwości będzie wtedy wychodzić z domu (bo ja z kolei nie wyobrażam sobie, że będzie "prawie" jak było do niedawna, tj. że będziemy się mijać w jednym mieszkaniu).

Byłeś u prawnika?

Bo wiesz, to jak się dogadacie co do dzieci to zupełnie inna kwestia, niż ustalenia w sądzie.

Jeśli jednak w sądzie żona dostanie opiekę nad dziećmi, Twoja władza rodzicielska jest z automatu ograniczona do decydowania o jedynie najważniejszych sprawach w życiu dziecka (wybór szkoły, operacja, wyjazd za granicę).

Zastanów się, czy aby nie jest tak, że żona teraz wydaje się bardzo ugodowa, a gdy już sąd przyzna jej opiekę, nagle już nie będziesz mile widziany w mieszkaniu.

Musisz być bardzo ostrożny i z założenia szukać drugiego dna w wypowiedziach żony. I koniecznie porozmawiaj z prawnikiem, przedstaw mu sytuację.

Sam o tym pisałeś, że łapałeś ją na kłamstwach w żywe oczy. Ona jest do tego zdolna i będzie zdolna nadal. Nie zakładaj, że jest dobra i że będzie działać w Twoim interesie, jeśli chodzi o dzieci.

Nie chcę w to wierzyć, ale czytałem dużo wątków na tym forum i może lepiej wziąć to pod uwagę i się najwyżej dać pozytywnie zaskoczyć.
Tak czy inaczej dowiem się po powrocie.

+ poczytaj o zjawisku alienacji rodzicielskiej. Plaga naszych czasów. Pamiętaj, że jako ojciec zawsze jesteś słabszą stroną w sądzie rodzinnym

76

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
cisza to ja napisał/a:

Uważnie przeczytałam Twój wątek i zastanawiam się nad tym, po co ci jakieś
dochodzenia, pytania, wiercenia, jeśli jak sam twierdzisz związek się wypalił.
Nie jesteś wyjątkiem, takie sprawy zdarzają się i nic już nie będzie takie samo.
I na ten moment nie jest sensowne rozważanie win i okoliczności, bo nie ma na
to jednoznacznej odpowiedzi.
W każdym przypadku rozpadu małżeństwa wina leży po obu stronach i zamiast wyciągać w sądzie brudy z pożycia może lepiej rozstać się bez orzekania o winie?
Macie małe  dzieci, zatem wiele lat wspólnych kontaktów.
Chyba to najlepszy sposób, by zachować twarz i ewentualne poprawne relacje,
bo inaczej stworzycie sobie piekło na ziemi, a i nie daj Boże dzieci staną się Waszą kartą przetargową, co odbije się na ich przyszłości.
Jeśli żona jest w depresji to stanowić może zagrożenie dla siebie i dzieci i może
z pomocą specjalistów, należałoby się zająć  sprawą bezpieczeństwa  dzieci przede wszystkim?
A gdy już uporządkujecie jakoś te sprawy, to po Ci domek tuż obok żony?
Chcesz mieć ich i ich życie pod ciągłą kontrolą i niemożliwość ułożenia sobie nowego życia z dala i w intymności?
Stoisz finansowo dobrze, więc i dysponujesz samochodem, może więc zamieszkać dalej, a podjeżdżać pod ich dom po umówieniu telefonicznie tej wizyty?

Tak czy inaczej życzę spokojnego rozwiązania tego węzła, żeby nie zacisnął się
jeszcze mocniej.

Bardzo mądry post i podpisuję się pod tym. Co jednak do tych osobnych domów, to uważam, że najlepiej, gdy można zajść na piechotę. Dzieci tak szybko rosną i ani się obejrzeć, mogą spędzać czas, u kogo zechcą w swoim stałym otoczeniu.
Znam też przypadek zamieszkania na jednej ulicy i było to ciągle źródło konfliktów.

77

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
mallwusia napisał/a:
cisza to ja napisał/a:

Uważnie przeczytałam Twój wątek i zastanawiam się nad tym, po co ci jakieś
dochodzenia, pytania, wiercenia, jeśli jak sam twierdzisz związek się wypalił.
Nie jesteś wyjątkiem, takie sprawy zdarzają się i nic już nie będzie takie samo.
I na ten moment nie jest sensowne rozważanie win i okoliczności, bo nie ma na
to jednoznacznej odpowiedzi.
W każdym przypadku rozpadu małżeństwa wina leży po obu stronach i zamiast wyciągać w sądzie brudy z pożycia może lepiej rozstać się bez orzekania o winie?
Macie małe  dzieci, zatem wiele lat wspólnych kontaktów.
Chyba to najlepszy sposób, by zachować twarz i ewentualne poprawne relacje,
bo inaczej stworzycie sobie piekło na ziemi, a i nie daj Boże dzieci staną się Waszą kartą przetargową, co odbije się na ich przyszłości.
Jeśli żona jest w depresji to stanowić może zagrożenie dla siebie i dzieci i może
z pomocą specjalistów, należałoby się zająć  sprawą bezpieczeństwa  dzieci przede wszystkim?
A gdy już uporządkujecie jakoś te sprawy, to po Ci domek tuż obok żony?
Chcesz mieć ich i ich życie pod ciągłą kontrolą i niemożliwość ułożenia sobie nowego życia z dala i w intymności?
Stoisz finansowo dobrze, więc i dysponujesz samochodem, może więc zamieszkać dalej, a podjeżdżać pod ich dom po umówieniu telefonicznie tej wizyty?

Tak czy inaczej życzę spokojnego rozwiązania tego węzła, żeby nie zacisnął się
jeszcze mocniej.

Bardzo mądry post i podpisuję się pod tym. Co jednak do tych osobnych domów, to uważam, że najlepiej, gdy można zajść na piechotę. Dzieci tak szybko rosną i ani się obejrzeć, mogą spędzać czas, u kogo zechcą w swoim stałym otoczeniu.
Znam też przypadek zamieszkania na jednej ulicy i było to ciągle źródło konfliktów.

Ok, w sumie odległość "na piechotę" wydaje się najsensowniejsza. Na razie idę pod nóż (za chwilę), a potem chyba musi minąć trochę czasu, bo targają mną tak sprzeczne uczucia i tak różne pomysły, że chyba to nie jest moment żeby podejmować jakiekolwiek wiążące decyzje. Powoli przed poczucie winy, złość, żal, pretensje itd. przebija się smutek, że tak się to wszystko potoczyło.
Naprawdę podziwiam tych, którzy przez to przeszli i się pozbierali.

78

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

.. zdrowie najważniejsze, u Ciebie fizycznie (nie tylko ale teraz to na cito) do naprawy, u jż psychiczne - Ty ją wspierasz w leczeniu depresji, zobaczymy jak będzie w drugą stronę...   powodzenia..

79

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Ciężkie myśli mnie nachodzą, może przez masę proszków w moim ciele. Całe życie, od dzieciństwa w momentach kryzysów przechodziłem z automatu w tryb zadaniowy - czy to przy sytuacji zagrożenia zdrowia/życia, czy przytłaczających wyzwaniach zawodowych - taki mechanizm obronny wyniesiony z domu rodzinnego, gdzie emocji nie okazywano prawie wcale - chociaż dopiero mając dzieci widzę, że to nie było do końca normalne.
A teraz jak na chwilę przydałoby się odciąć od emocji i spojrzeć na całość z boku, znaleźć rozwiązanie obiektywnie najlepsze (lub najmniej złe) i je zrealizować to jakoś nie potrafię.
No cóż, i tak nic teraz nie jestem w stanie zrobić, może mi się rozjaśni z czasem.

Jak czytam niektóre wątki na forum to jestem w szoku, ile jedni potrafią znieść, a ile inni potrafią wyrządzić krzywd - w końcu ile ludzi, tyle życiowych dramatów i problemów, których nie widać na pierwszy rzut oka. Smutny jest taki świat. Oby po każdej takiej burzy wzeszło słońce.

80

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Może wreszcie nadszedł czas (co z tego, że wymuszony problemami zdrowotnymi) przywitania się z samym sobą i kontakt z własnymi emocjami.
Siły i determinacji życzę.

81 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-10-03 15:42:23)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Autorze, masz rację. 
Jednak krzywdę robimy sobie sami stawiając kogoś takiego w swoim towarzystwie.
Po prostu niektórzy czerpią z innych ile wlezie  jeśli nie powiesz stop. Sami wiele nie dając.
Zdrowia życzę  i pilnowania równowagi.

82

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Jak jest lepsza chwilą, jak teraz, to dostrzegam rozbieżność między tym co bym chciał, a co powinienem zrobić. Robię wtedy to co powinienem i coś z tego mam (informacje potwierdzające/wykluczające moje podejrzenia, poczucie kontroli nad swoimi działaniami i przydatnymi efektami efektami, kierowanie się obiektywnym dobrem dzieci i swoim itd., zabezpieczanie się na wypadek totalnie niespodziewanych zachowań jż).

Jak jest gorzej, to snuję czarne scenariusze (ew. działam na swoją szkodę).

Może wystarczy czekać i działać tylko w lepszych chwilach, będzie przynajmniej jakiś postęp:)

83

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Zdrada , rozwód to porażka małżeństwa jako związku u obojga partnerów. To że w danej chwili zdradzający tego nie widzi nie oznacza że po czasie nie zacznie odczuwać swojej klęski. Z perspektywy czasu każdy znajdzie coś co by zrobił inaczej analizując efekty na zimno swojego działania co jest naturalne gdyż znamy skutki. Ale czy jakbyśmy postąpili inaczej to byłoby lepiej ? wtenczas dochodziły emocje i na daną chwilę tak postępowaliśmy i nie mogliśmy na zimno kalkulować jak po latach. Nie analizuj , nie żyj tym co było bo tego nie zmienisz. Zacznij żyć tu i teraz z perspektywą co dalej robić i nie popełniać błędów ani żałować że tak się postąpiło. Jeszcze dodam że nie odpowiadasz za to co zrobiła i robi twoja jż bo i tak nie byłbyś wstanie narzucić jej woli swojej. To jej życie jej decyzje, jej wybór a czy dobry to ona sama oceni po latach jak ty dzisiaj oceniasz to co było. Wiadomo że trudno z dnia na dzień odseparować się fizycznie i psychicznie od kogoś z kim tyle lat się dzieliło swoje życie ale skoro ona zboczyła z drogi skręcając bez ciebie ukradkiem to nie masz innego wyjścia. Nie wiadomo jak jej i tobie dalej się potoczy i z kim. Teraz w podróży życiowej są TYLKO twoje dzieci z którymi dalej będziesz żył RAZEM tworząc rodzinę lepszą lub gorszą. Takie czasy nastały i trzeba się pogodzić z tym faktem.

84

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
normalnyjestem napisał/a:

Zdrada , rozwód to porażka małżeństwa jako związku u obojga partnerów. To że w danej chwili zdradzający tego nie widzi nie oznacza że po czasie nie zacznie odczuwać swojej klęski. Z perspektywy czasu każdy znajdzie coś co by zrobił inaczej analizując efekty na zimno swojego działania co jest naturalne gdyż znamy skutki. Ale czy jakbyśmy postąpili inaczej to byłoby lepiej ? wtenczas dochodziły emocje i na daną chwilę tak postępowaliśmy i nie mogliśmy na zimno kalkulować jak po latach. Nie analizuj , nie żyj tym co było bo tego nie zmienisz. Zacznij żyć tu i teraz z perspektywą co dalej robić i nie popełniać błędów ani żałować że tak się postąpiło. Jeszcze dodam że nie odpowiadasz za to co zrobiła i robi twoja jż bo i tak nie byłbyś wstanie narzucić jej woli swojej. To jej życie jej decyzje, jej wybór a czy dobry to ona sama oceni po latach jak ty dzisiaj oceniasz to co było. Wiadomo że trudno z dnia na dzień odseparować się fizycznie i psychicznie od kogoś z kim tyle lat się dzieliło swoje życie ale skoro ona zboczyła z drogi skręcając bez ciebie ukradkiem to nie masz innego wyjścia. Nie wiadomo jak jej i tobie dalej się potoczy i z kim. Teraz w podróży życiowej są TYLKO twoje dzieci z którymi dalej będziesz żył RAZEM tworząc rodzinę lepszą lub gorszą. Takie czasy nastały i trzeba się pogodzić z tym faktem.

Dzięki za mądre słowa. Staram się pomyśleć o tym na chłodno i nie widzę innej drogi niż rozstanie, rozwód. Cholernie to przykre, ale nie da się kochać za dwoje. Zresztą, przy moim obecnym poziomie zaufania do jż - może szybciej mi przejdzie. Niedługo, może wcześniej niż zamierzałem wrócę do domu - wtedy chyba musimy się szybko i bez cyrku dogadać w sprawie opieki, podziału majątku, złożyć pozew i rozstać. Oby się udało, bo historie z tego forum czasem przerażają - pojawiają się wielkie wojny, ktoś wygrywa, ktoś przegrywa, a dodatkowo przegrywają zawsze dzieci. Bez nich pewnie byłoby znacznie lżej - będą wychowywać się w rozbitej rodzinie i niezależnie jak bardzo się postaramy jako rodzice, nadal będzie to dla nich strata rzutująca na całe życie.
Z jednej strony nadal emocje rzucają mną jak szmacianą lalką, z drugiej trzeba zaakceptować rzeczywistość, żeby ruszyć dalej.

85

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

No i jednak leżenie i myślenie nie do końca mi wychodzi, zwłaszcza na prochach. Widzieliśmy się, sytuacja się zmieniła - wiele moich negatywnych wniosków i podejrzeń się nie potwierdziło. Nie robię sobie nadziei (no dobra, trochę...), ale przynajmniej rozpoznaję żonę, widzę i o ile poprawnie odczytuję jej rozterki - zastanawia się, czy jesteśmy w stanie to poskładać i wzbudzić miłość w związku.
Ten drugi siedzi w jej głowie, ale sama widzi, że to zauroczenie do obcego człowieka i chyba (oby) woli poczekać jak rozwinie się sytuacja między nami.
Zobaczymy, sprawdzają się wcześniejsze rady - nic nie mówić, skupić się na sobie.

86

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Sama nie wie czego chce, z jednej strony nowość, zauroczenie, ciekawość ale i niepewność, obawa, resztki sumienia i dawnej miłości a z drugiej znane, bezpieczne, przewidywalne, pewne i rodzinne (nigdy nie stworzy związku takiego jakiego miałaby szansę stworzyć kobieta nie zdradzając). Jeżeli widzisz iskierkę w ratowaniu małżeństwa to czekaj i obserwuj (nie osaczaj jej) to jej wewnętrzna walka gdzie jeszcze dochodzi wstyd za to co zrobiła a ty o tym nie wiesz. Może być tak że odejdzie od ciebie i równocześnie zerwie wszelki kontakt z XXX. W wolnej chwili możesz się zastanowić czy chciałbyś, byłbyś w stanie dalej z nią tworzyć małżeństwo niestety już ,,inne" nie wypominając jej przez lata tego co zrobiła i choć trochę zaufał jej? Powiedzieć to jedno a zrealizować to drugie. Kolejna sprawa to czy chciałbyś poznać całą prawdę co i jak , czy wersje lajtową a może lepiej dla ciebie by było by zamilkła na wieki nie poruszając nigdy tego tematu.

87

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
normalnyjestem napisał/a:

Sama nie wie czego chce, z jednej strony nowość, zauroczenie, ciekawość ale i niepewność, obawa, resztki sumienia i dawnej miłości a z drugiej znane, bezpieczne, przewidywalne, pewne i rodzinne (nigdy nie stworzy związku takiego jakiego miałaby szansę stworzyć kobieta nie zdradzając). Jeżeli widzisz iskierkę w ratowaniu małżeństwa to czekaj i obserwuj (nie osaczaj jej) to jej wewnętrzna walka gdzie jeszcze dochodzi wstyd za to co zrobiła a ty o tym nie wiesz. Może być tak że odejdzie od ciebie i równocześnie zerwie wszelki kontakt z XXX. W wolnej chwili możesz się zastanowić czy chciałbyś, byłbyś w stanie dalej z nią tworzyć małżeństwo niestety już ,,inne" nie wypominając jej przez lata tego co zrobiła i choć trochę zaufał jej? Powiedzieć to jedno a zrealizować to drugie. Kolejna sprawa to czy chciałbyś poznać całą prawdę co i jak , czy wersje lajtową a może lepiej dla ciebie by było by zamilkła na wieki nie poruszając nigdy tego tematu.

Na razie wiem wszystko - okazało się, że mam sporo dostępnych źródeł informacji (wciąż zastanawiam się, czy się od tych źródeł nie odciąć, bo takie quasi-szpiegowanie ryje psychikę). Na ile siebie znam, to byłbym w stanie obecnie wybaczyć.
Zobaczymy, co pokaże czas i jak się sytuacja rozwinie. Muszę się wyprowadzić i odetchnąć - mam przemożną potrzebę kontroli każdego aspektu i nie powstrzymam się przed jej osaczeniem właśnie - znam siebie wystarczająco. Wystarczy, że przyciśnie ją rodzina i przyjaciółki (część mocno namawia ją na naprawę relacji, co mądrzejsze na rozstanie na jakiś czas, uspokojenie tematu i dopiero wtedy decydowanie co dalej - to jest moim zdaniem dla nas lepsza ścieżka, nawet jeśli skończy się rozwodem - na razie króluje żal i pretensje z obu stron).
I tak będziemy w kontakcie ze względu na dzieci.
Jeśli motyle nie padną i pójdzie - nie zatrzymam jej wtedy, ale pewnie nie będę też w stanie przyjąć ew. powrotu nas jako związku.
Jeśli przyjdzie otrzeźwienie to i tak czeka nas masa pracy nad związkiem, żeby zbudować coś fajnego - skutek może być różny, ale nie chcę odpuscic, jeśli taka szansa się pojawi.

88 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2021-10-12 13:40:15)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Jesteś jeszcze w szoku. O co Ty chcesz walczyć? Jeśli miałabym powiedzieć jakiej jednej rzeczy, najważniejszej nauczyło mnie rozstanie z mężem i potem ta cała jego szopka z udawaniem, że żałuje - to tego, że DO MIŁOŚCI NIE DA SIĘ NIKOGO ZMUSIĆ. Ani Ty swojej żony. Ani ona samej siebie. Gdyby nawet do Ciebie wróciła - to TYLKO z kalkulacji (dzieci, kasa, podległy mąż z którym może robić co chce), a NIE z miłości. Czułbyś to na każdym kroku, bo ona leżąc z Tobą - wzdychałaby do innego życia.
Odbudowanie siebie po zdradzie i rozstaniu polega w największej mierze na skonfrontowaniu się z samym sobą, nawiązania z sobą fajnej relacji i w efekcie - pokochaniu siebie. Jak to się stanie to zobaczysz, że nie będziesz już potrzebował na siłę kogokolwiek obok. Tym bardziej niewiernej żony. Nowa partnerka będzie fajnym, wartościowym dodatkiem do życia - a nie jego sensem.
Wiem, że dla CIebie to dziś abstrakcja bo jesteś w fazie załamania, szoku i bólu, który większość z nas zna aż za dobrze. Pamiętam te dni, gdy bylam w tym stanie co Ty teraz. Leki antydepresyjne, lęk, czarne myśli, z nerwów wymiotowałam nawet. Dziś nie potrafisz sobie wyobrazić życia bez jż mimo, ze wzgardziła Tobą jako człowiekiem, jako mężczyzną, zakwestionowała Twoją wartość. Dlatego dziś Twoja samoocena leży na dnie.
Ale to minie. This too, shall pass.
Jak się podniesiesz za jakiś czas to mam nadzieję poczujesz, że Twoja samoocena NIGDY nie powinna być zależna od drugiego człowieka. To jest wlasnie ten dar, ktory dostałam od ex męża w pakiecie ze zdradą:) Jak się podniosłam i zaczęłam odbudowywać siebie już jako ja sama, zadbałam o siebie i swoją relację ze mną - to zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na siebie, inaczej wymagać od siebie, inaczej zachowywać się w relacjach, inaczej reagować na czyjeś odrzucenie. Nie musimy pasować do wszystkich. Nie wszystkim musimy sie podobac. Nie wszyscy muszą myslec o nas dobrze. Mają do tego prawo. Ale to nie znaczy, że my nie jestesmy fajni:)
Co do błędów popełnionych w małżeństwie - nie zgadzam się, że wina jest po równo i tak dalej. KAŻDEMU można coś zarzucić. Każdy ma gorsze dni, gorsze zachowania, wady. Myślenie "gdybym tylko był taki i taki" oznacza, że stawiasz sie w pozycji osoby, ktora w zwiazku ma spelniac oczekiwania drugiej strony - czyli nie jest przez nią akceptowana...
Wiesz ile moj mąż miał wad? Jezuuuu. Ale akceptowałam je razem z zaletami. Każdy czlowiek to pakiet i z fajnymi rzeczami dostajemy tez te słabsze. Jesli wiec Twoja jż wyrzuca CI jakies wady - to rozumiem, ze sama ma czystą kartę, jest człowiekiem idealnym? Zapewne znam odpowiedz.
Walcz o siebie. Sport pomaga - ja w tym okresie co Ty biegałam z tak ciężką muzą na słuchawkach, że cała złość i ból na chwilę znikały. Teraz już nie mam takiej potrzeby.
I NIGDY, prosze NIGDY nie wpuszczaj tej kobiety z powrotem do swojego życia. Zasługujesz na więcej, bo NIKT nie zasługuje by trwać obok zdrajcy. Twoja żona CIe nie kocha i nie wsparłaby CIę w cięższym okresie życia, gdybyś na przyklad mial diagnoze raka. Ona mentalnie jest juz od dawna poza tym związkiem bo discard zaczyna się duzo wczesniej niz następuje akt zdrady.
Nie jestes w stanie jej odzyskac. To znaczy jestes - ale wroci tylko dla wymiernych korzysci. Nie by byc z Tobą. Po co Ci taka kukła w zyciu? Nie wolisz żywej, kochającej Cię kobiety, dla ktorej wazne są Twoje uczucia i Ty? Dzis jeszcze ich nie widzisz, ale one tam są, naprawde.
Prosze uruchom wreszcie złość na swoją żonę, bo ewidentnie ją blokujesz, biorąc razy na siebie. Niszczysz sam siebie.
A co do dzieci - ja tez mialam ogromne poczucie krzywdy w ich imieniu. Rozbita rodzina. Jasne, czasem mnie jeszcze zakłuje jak w weekend ja sama z nimi a rodzinka idzie w parku. Ale dzieci dadzą radę. Lepsza rodzina z pogodnym tatą, który spędza z nimi wartościowo czas (mimo, że nie cały miesiąc) niż smutny, ciagle zamyślony, rozbity snujący się za przybitą mamą, wzdychającą do niebios...Uwierz mi. Pierwszy raz w tym roku byłam sama z dziećmi na zagranciznych wakacjach i było...super. Kupa radości, śmiechu, zabawy. Zrobiliśmy sobie fajną wycieczkę na własną rękę do pobliskeigo miasteczka, jechalismy lokalnym autobusem z lokalsami, dużo rozmawialismy, żartowalismy. I wiesz co? TO TEŻ JEST RODZINA. Trzyosobowa, ale rodzina. Mi tam lepiej było niz na poprzednich wakacjach gdy moj maz sie wymykal zeby zadzwonic po kryjomu do kochanki i chodził zamyślony i nieobecny. Jak odzyskasz kontrolę nad sobą i swoim życiem - to od CIebie zalezy czy zbudujesz dzieciom fajne dziecinstwo, bo MOZESZ. Bycie w malzenstwie nie jest tego gwarantem.
Powodzenia!

89

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
PainIsFinite napisał/a:

Pierwszy raz w tym roku byłam sama z dziećmi na zagranciznych wakacjach i było...super. Kupa radości, śmiechu, zabawy. Zrobiliśmy sobie fajną wycieczkę na własną rękę do pobliskeigo miasteczka, jechalismy lokalnym autobusem z lokalsami, dużo rozmawialismy, żartowalismy. I wiesz co? TO TEŻ JEST RODZINA. Trzyosobowa, ale rodzina. Mi tam lepiej było niz na poprzednich wakacjach gdy moj maz sie wymykal zeby zadzwonic po kryjomu do kochanki i chodził zamyślony i nieobecny. Jak odzyskasz kontrolę nad sobą i swoim życiem - to od CIebie zalezy czy zbudujesz dzieciom fajne dziecinstwo, bo MOZESZ. Bycie w malzenstwie nie jest tego gwarantem.
Powodzenia!

PainIsFinite, to nie mój wątek, ale pięknie to napisałaś, widać, że dobrze i mądrze poradziłaś się z tym co się wydarzyło w Twoim życiu. Bardzo chciałabym spędzić takie wakacje jak Ty, za jakiś czas z moim dziewczynkami. Wakacje z jm wpatrzonym w telefon już przerabiałam...

90 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2021-10-13 00:40:41)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Dzięki za mądre słowa. Dopiero teraz wiele raz otrzymanych wcześniej do mnie teraz dociera. Widziałem się dzisiaj z jż i po raz pierwszy rozmawiałem z pozycji osoby silniejszej mentalnie - odnoszę wrażenie, że moje jednoznaczne stwierdzenia o rozwodzie, podziale majątku, ustaleniu opieki burzą jej wyobrażenie przyszłości, w której mielibyśmy praktycznie mieszkać razem, "wspólnie" zarządzać majątkiem, tylko bez zobowiązań.
Umówiliśmy się na piątek na ustalenie wszystkich szczegółów. Stoję na stanowisku, że albo do wtorku domknięmy komplet i składamy wspólnie pozew + umawiamy notariusza na podział majątku, albo sam złożę pozew z orzeczeniem o winie jż (co ją zszokowało, w jej oczach praktycznie wepchnąłem ją na siłę w inne ramiona i nadal odpowiadam za całe zło tego świata) i możemy wyciągać wszystkie brudy, bo mi jest wszystko jedno.

Pójdzie do adwokata w tygodniu (niby podpytać jak to zrobić technicznie, ale w rzeczywistości pewnie zorientować się czym może mnie przycisnąć) i będziemy rozmawiać... Jeśli się dogadamy, to będę zadowolony. Jeśli nie, to dowody będą jednoznaczne, jej przyjaciółki będą musiały zeznawać na moją korzyść (inaczej wykażę ich krzywoprzysięstwo, a dla części z nich taki zarzut oznacza utratę pracy). Wolałbym tego uniknąć ze względu na późniejszą opiekę nad dziećmi i konieczność wzajemnego kontaktu, ale mogę nie mieć wyjścia i z tym też się godzę.
Bardzo budujące jest to, że wspierają mnie osoby, po których bym się tego nie spodziewał (raczej z grona jej znajomych - i trudno traktować to jako coś fałszywego, gdy dostaję od nich dowody na moją korzyść, bo "przykro nam, też jej nie poznajemy, od***ło jej").

Dla mnie zdrada i wiedza o niej jest wbrew pozorom dobra. Inaczej nie zauważyłbym kłamstw, nie straciłbym do niej zaufania, nadal idealizowałbym jej obraz w moich oczach, pielęgnował winę i wszystko trwałoby bardzo, bardzo długo, bo moja miłość była jednak głęboka, prawdziwa, z tych "na zawsze, za nic i mimo wszystko". A kłamstwa i brak zaufania strąciły różowe okulary w miesiąc - nagle poczułem się spokojny z myślą, że ten rozdział się zamyka i patrzę w przód z jakimś tam optymizmem (co nie zmienia faktu, że będę łapał też emocjonalne doły i dojście do równowagi zajmie długie miesiące - jakoś to przetrwam, bo po prostu nie mogę się rozsypać na amen nawet w gorszych chwilach ze względu na dzieci).

Jak ktoś z czytających to kiedykolwiek będzie w podobnej sytuacji - posłuchajcie maku2, nawet jeśli (albo zwłaszcza wtedy) wydaje się wam to działaniem na wyrost. Podsluchy, kamery, detektywi, keyloggery - pełna inwigilacja nawet z założeniem "to niemożliwe, upewnię się tylko że to anioł w ludzkiej skórze, nie muszę tego potem używać". Ja tego nie zrobiłem, ale tylko przypadkiem dostałem do ręki komplet potrzebnych mi faktów i dowodów  (może kiedyś to tutaj opiszę) - dzięki temu szybciej zacząłem postępować racjonalnie i jestem znacznie spokojniejszy o to, że uczciwie ustalimy warunki rozstania, bo mam mocne karty na wypadek wojny w sądzie. Gdybym został w sferze domysłów, to w najgorszym razie skonczylbym z ciężka depresją, goły, finansowo zapewniający jż i jej nowej miłości fajne warunki do zabawy w nowe życie.

91

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Żeby nie było tak lekko - po paru dniach postępu znowu się cofam i cholernie mi źle.... Jadę dzisiaj do jż rozmawiać o szczegółach opieki nad dziećmi, podziale majątku itd... przy okazji zabieram dzieci na weekend do jej rodziców - mam po drodze (bo już zdążyła umówić się na wyjście z koleżanką na weekend).
Całe to pozbieranie się do kupy potrwa... ciekawe jak długo....

92

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:

Żeby nie było tak lekko - po paru dniach postępu znowu się cofam i cholernie mi źle.... Jadę dzisiaj do jż rozmawiać o szczegółach opieki nad dziećmi, podziale majątku itd... przy okazji zabieram dzieci na weekend do jej rodziców - mam po drodze (bo już zdążyła umówić się na wyjście z koleżanką na weekend).
Całe to pozbieranie się do kupy potrwa... ciekawe jak długo....

Długo.

Pocztaj sobie tu różne wątki, gdzie ludzie już będąc po rozwodzie nawet usatysfakcjonowani wyrokiem, mają różne momenty zwątpienia. Choćby głupi sen może zepsuć Ci humor na kilka godzin. Tak więc nie śpiesz się. Czas leczy rany, ale jego upływu nie przyspieszysz.

Nie musisz wszystkiego pozałatiwać od razu. Może być też tak, że znajdziesz w tym wszystkim jakiś pozytyw (taki trywialny przykład jak znacznie więcej wolnego czasu, gdy dzieci będą z żoną), a jeśli za szybko wszystko poustalasz, ten pozytyw się nie zrealizuje, bo go na wstępie uniemożliwisz, zanim go w ogóle odkryjesz. Daj sobie czas. Ani żona, ani dzieci nigdzie się nie wybierają.

I nie patrz na to jak na cofanie się. Lepiej popatrz na to jak na wykres sinusoidy, gdzie X to oś czasu. Wszystko co pod kreską to Twoje dołki i porażki, ale wszystko nad to Twoje zwycięstwa. Na osi czasu jednak niezależnie, czy jesteś pod/nad kreską, jesteś do przodu.

Emocje i pośpiech to źli doradcy.

Wyłącz jednak jakiekolwiek (nawet najmniejsze) skrupuły względem żony, bo bądź pewien, że takie u niej w Twoim kierunku nie istnieją i że walczysz w tej chwili o swoją przyszłość oraz o przyszłość swoich dzieci. Nie musi być super sprawiedliwie. Ugraj dla siebie jak najwięcej, by po czasie nie żałować.

Twoja żona może i cierpi też, ale nieporównywalnie do Ciebie, skoro ma czas i ochotę na babskie wypady w obliczu tak poważnej sytuacji, w dodatku, gdy jej mąż dochodzi do siebie po operacji.

93

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Cierpi jego żona ??? tak bardzo że idzie na spotkanie z ,,koleżanką " a jej mąż jaki by nie był po operacji może zdechnąć i ma to w 4 literach !!! Ona jest pełna radości, wesoła, chce imprezować i nie tylko i pewnie z lowelasem w łóżku. Autorze z tego co piszesz o zachowaniu tej kobiety (amok) to uważaj na jej ciąże bo to różnie bywa. Koncz jak najszybciej z nią i użyj wszelkich sposobów by wyjść z tarczą a nie na tarczy. Waszego związku nie ma i nie ma prawa już być bo i po co? jedyny argument to dzieci ale czy one by chciały by ich tata był poniżany przez ich matkę i tzw ,,wujków" . Lepiej się odnajdą kiedy nie będą świadkami poniżania ciebie i będzie jasne że żyjecie osobno. Mamusia też wtedy przystopuje bo kto by chciał z rozwódką dzieciatą szaleć ryzykując utratę wolności i kolejnych zdobyczy? kto zajmie się dziećmi w każdej chwili gdy nagle jej się zachce spotkania z ,,koleżanką" ? KONCZ WAŚĆ WSTYDU SOBIE OSZCZĘDZ.

94

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
normalnyjestem napisał/a:

Cierpi jego żona ??? tak bardzo że idzie na spotkanie z ,,koleżanką " a jej mąż jaki by nie był po operacji może zdechnąć i ma to w 4 literach !!! Ona jest pełna radości, wesoła, chce imprezować i nie tylko i pewnie z lowelasem w łóżku.

Ja tak do tego nie podchodzę. Uważam, że osoby, które zdradziły też cierpią. Nawet, jeśli nie na początku, to w dłuższej perspektywie. Przez jakiś czas są w amoku i wtedy wszystko mają w nosie, ale to też ludzie, często może nawet dobrzy ludzie, którzy po prostu odtwarzają jakieś schematy lub w których działają podświadomie destrukcyjne i autodestrukcyjne mechanizmy. Z reguły te rzeczy są wyniesione z domu rodzinnego.

Niemniej sam fakt, że w jakimś sensie te osoby też są ofiarami, nie zmienia tego, że Autor powinien się wyzbyć wszelkich skrupułów i (jeśli chodzi sricte o rozwód) myśleć w pierwszej kolejności o własnej osobie, a nie na siłę patrzeć na to co jest sprawiedliwe, a co nie.

95

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Merle przecież zdradzacz robi to na własne życzenie.Leci za motylkami,wyłącza myślenie,nie patrzy na współmałżonka z którym przeżył tyle lat(no chyba że małżeństwo jest naprawdę nieudane z dwóch stron),nie patrzy na dzieci...Myślę,że nie cierpi ,tylko zaczyna nowe życie po trupach...taki egoista ,który patrzy tylko na siebie...

96

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Już wiem, że tego nie posklejam, nie chcę tego i długo nie będę chciał.
Wiem więcej, mam dużo informacji, które obniżyły mój poziom zaufania do jż do zera - dla mnie dyskwalifikuje to możliwość budowy relacji niezależnie od miłości, która za nic nie chce ze mnie zejść. Nie wiem, czy jż za niedługo czas nasze rozstanie się nie odwidzi, a ze mną nadal nie jest psychicznie dobrze.
Korzystam z jej stanu zakochania (stan bardzo aktualny, potwierdzone), we wtorek będę chciał dokończyć ustalenia i zlecić (rękami jż) adwokatowi na szybko przygotowanie pozwu + umówić notariusza na podział majątku. Jeśli zamknę to w przyszłym tygodniu to będzie ok.
Jż w szoku, że nadal stoję przy "albo zamykamy to już, albo sam złożę pozew z orzeczeniem o Twojej winie i będziemy prac brudy".
Psychiatra zwiększył jej dawkę, więc jakoś się trzyma, ale ledwo - kochaś kopnął w d.... (to znosi najgorzej i wciąż kombinuje jak to zmienić, do upadłego), mąż jednak nie czeka jak zbity pies jak obiecywał tak na samym początku, będzie trzeba pracować... trudne sprawy.

Moja siła jej słabością - faktycznie, sprawdza się.

Teściowie namawiali mnie dzisiaj (byłem u nich z dziećmi, bardzo fajni i wyważeni ludzie) na przemyślenie przez nas sprawy. Usłyszeli, że nie będę o tym rozmawiał, bo niewiedza jest dla nich błogosławieństwem i zależy mi na tym, żeby nikt o nikim nie zmieniał zdania. Chyba załapali, że to nie jest tak, że "znudzilismy się, ale da się to odkręcić".

97

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Manuelka11 napisał/a:

Merle przecież zdradzacz robi to na własne życzenie.Leci za motylkami,wyłącza myślenie,nie patrzy na współmałżonka z którym przeżył tyle lat(no chyba że małżeństwo jest naprawdę nieudane z dwóch stron),nie patrzy na dzieci...Myślę,że nie cierpi ,tylko zaczyna nowe życie po trupach...taki egoista ,który patrzy tylko na siebie...

Jednak będę uparcie twierdził, że zdrada zdradzie nierówna, choć mechanizmy takie same lub bardzo podobne. Czasem ludziom naprawdę czegoś brakuje w związku. Z perspektywy czasu wiem, że żona czuła się niedowartościowana w naszej relacji (inna rzecz, czy słusznie) i jak pojawił się ktoś, to dał jej to poczucie dowartościowania, poleciała jak ćma do ognia. Kiedy się związywaliśmy, a później kiedy braliśmy ślub jestem pewien, że tak samo jak ja, planowała, że to będzie na zawsze. Jednak gdzieś po drodze się zatraciliśmy.

Nie usprawiedliwiam jej zdrady. Nie ma bata. Nie uważam jednak, by była złą osobą. Córka alkoholika, która mając 9 lat widziała samobójstwo swojej matki. Możemy sobie co najwyżej wyobrażać jak się mogła czuć, ale nikt kto tego nie przeżyje, nie jest w stanie zrozumieć.

I choć masz rację, że wyłączone jest myślenie i włączony jest egoizm, te osoby z reguły nie planują zdrady. Zawsze zaczyna się niewinnie, a potem gdy zabrną zbyt głęboko, to już nie ma odwrotu. A jak nie ma odwrotu, trzeba za wszelkie zło obarczyć małżonka/partnera, bo inaczej jak tu sobie spojrzeć w lustro. Potem czas mija i myślenie powraca, i pojawia się poczucie winy. I wtedy te osoby cierpią. To trochę tak jakby wziąć kredyt. Masz duże środki (haj zakochania) z miejsca, ale odsetki za to, często bardzo niemałe, będziesz spłacać przez większość życia.

Zresztą nawet w tym haju jest jakieś cierpienie. Przecież podświadomie wiesz, że robisz źle, ale świadomie odsuwasz te myśli od siebie. Żyjesz jednak w kłamstwie, a takie życie jest cholernie trudne.

98

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

No to Merle czy to wszystko jest tego warte? Przecież z tą osobą z którą się zdradza pewnie za jakiś czas(nie wiem rok,dwa ) będzie tak samo.Fascynacja i namietnosc zamieni się w codzennosc...Z tym,że pozostaje zawsze świadomość,że się skrzywdziło swoją rodzinę,dzieci...I co wtedy? Pozostaje szukanie następnej osoby ,która będzie"miłością życia"???

99 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2021-10-16 00:42:10)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Merle, przepraszam że odniosę się do twojego posta w nie twoim wątku, ale z tego co kojarzę to twoja jż swojego pierwszwgo męża też zdradziła.
Prubujesz wkładać jej do głowy jaieś większe refleksje, jakoś ja wytłumaczyć o szukać uzasadnienia i winy w sobie ze ją zaniedbywales.
Ale zastanów się tak patrząc z boku czy naprawdę cierpiała rozchodząc się z 1 mężem, czy po latach myślała o nim ciepło i było jej źle że skrzydzila 2 osobę. Patrz na to z boku, a nie z perspektywy partnera który był przy niej kilka lat po jej pierwszej zdradzie.

Moim zdaniem tacy "zdradzacze" to ludzie którym nudzi się stary partner i po kilku latach lecą za nowymi motylkami nie patrząc jakie cierpienie zadają wszystkim na około (partnerowi, dzieciom, rodzinie). Ok to też są, ludzie ale myślę, że nie są to osoby które nadają się do związku do kiedy nas śmierć nie rozłączy. One są monogamiczne okresowo, po kilka lat, a potem cyk i zmiana bo tak fajniej, bo są nowe uczucia nowe dawki miłosnej chemii.

100

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
merle napisał/a:
Manuelka11 napisał/a:

Merle przecież zdradzacz robi to na własne życzenie.Leci za motylkami,wyłącza myślenie,nie patrzy na współmałżonka z którym przeżył tyle lat(no chyba że małżeństwo jest naprawdę nieudane z dwóch stron),nie patrzy na dzieci...Myślę,że nie cierpi ,tylko zaczyna nowe życie po trupach...taki egoista ,który patrzy tylko na siebie...

Jednak będę uparcie twierdził, że zdrada zdradzie nierówna, choć mechanizmy takie same lub bardzo podobne. Czasem ludziom naprawdę czegoś brakuje w związku. Z perspektywy czasu wiem, że żona czuła się niedowartościowana w naszej relacji (inna rzecz, czy słusznie) i jak pojawił się ktoś, to dał jej to poczucie dowartościowania, poleciała jak ćma do ognia. Kiedy się związywaliśmy, a później kiedy braliśmy ślub jestem pewien, że tak samo jak ja, planowała, że to będzie na zawsze. Jednak gdzieś po drodze się zatraciliśmy.

Nie usprawiedliwiam jej zdrady. Nie ma bata. Nie uważam jednak, by była złą osobą. Córka alkoholika, która mając 9 lat widziała samobójstwo swojej matki. Możemy sobie co najwyżej wyobrażać jak się mogła czuć, ale nikt kto tego nie przeżyje, nie jest w stanie zrozumieć.

I choć masz rację, że wyłączone jest myślenie i włączony jest egoizm, te osoby z reguły nie planują zdrady. Zawsze zaczyna się niewinnie, a potem gdy zabrną zbyt głęboko, to już nie ma odwrotu. A jak nie ma odwrotu, trzeba za wszelkie zło obarczyć małżonka/partnera, bo inaczej jak tu sobie spojrzeć w lustro. Potem czas mija i myślenie powraca, i pojawia się poczucie winy. I wtedy te osoby cierpią. To trochę tak jakby wziąć kredyt. Masz duże środki (haj zakochania) z miejsca, ale odsetki za to, często bardzo niemałe, będziesz spłacać przez większość życia.

Zresztą nawet w tym haju jest jakieś cierpienie. Przecież podświadomie wiesz, że robisz źle, ale świadomie odsuwasz te myśli od siebie. Żyjesz jednak w kłamstwie, a takie życie jest cholernie trudne.

I u nas jest dokładnie taka sytuacja. Nie zadbaliśmy z jż o związek, oddaliliśmy się mocno od siebie, pojawił się ktoś z boku i poszło. Nie zmienia to dla mnie faktu, że zdrada to świństwo. Nawet jak mieliśmy jakieś kryzysy, to przez myśl mi nie przeszło, żeby iść w bok a okazji nie brakowało. Po prostu takie zachowanie nie mieści się to w moim postrzeganiu świata, a ja głupi myślałem, że z jż patrzymy na świat podobnie.

Im więcej kłamstw i pewnych zachowań jż widzę (nie chcę ich tu opisywać, bo w razie gdyby jż to przeczytała, to domyśliłaby się którzy ludzie dostarczają mi informacje, a to byłby duży szok), tym szybciej mam nadzieje się wyleczyć z tej miłości, bo na razie łapię się na tym, że nadal miewam nadzieję na odwrocenie tego wszystkiego i regularnie jż mi się śni (a od lat nie pamiętałem swoich snów)...

101

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Nigdy nie zapomnisz i tak naprawdę pomimo deklaracji słownej trudno wybaczyć. Nie łódz się że ,,coś" się stanie i nagle jej się śróbka w głowie przekręci i będzie taka jak sprzed zdrady. Całość zdrady, oszukiwania, okłamywania odcisnęła na jej psychice, toku myślenia niezmywalny ślad który ma współudział przy podejmowaniu decyzji, działania teraz i w przyszłości. Kiedyś ktoś napisał o żonie że to ciało jego kobiety ale umysł, zachowanie i postępownie to inna kobieta całkowicie obca nieznajoma z którą nigdy nie chciałby stworzyć związku a nawet kolegować się. Poczytaj fora tam nadzieja umiera ostatnia a czas konania zależy od ułudy nadziei czyli braku wiedzy jak to schematycznie postępuje w romansie. NIE ŁÓDZ SIĘ autorze oprzytomniej.

102

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
normalnyjestem napisał/a:

Nigdy nie zapomnisz i tak naprawdę pomimo deklaracji słownej trudno wybaczyć. Nie łódz się że ,,coś" się stanie i nagle jej się śróbka w głowie przekręci i będzie taka jak sprzed zdrady. Całość zdrady, oszukiwania, okłamywania odcisnęła na jej psychice, toku myślenia niezmywalny ślad który ma współudział przy podejmowaniu decyzji, działania teraz i w przyszłości. Kiedyś ktoś napisał o żonie że to ciało jego kobiety ale umysł, zachowanie i postępownie to inna kobieta całkowicie obca nieznajoma z którą nigdy nie chciałby stworzyć związku a nawet kolegować się. Poczytaj fora tam nadzieja umiera ostatnia a czas konania zależy od ułudy nadziei czyli braku wiedzy jak to schematycznie postępuje w romansie. NIE ŁÓDZ SIĘ autorze oprzytomniej.

Na razie tego nie obejmuję umysłem.

103

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:
normalnyjestem napisał/a:

Nigdy nie zapomnisz i tak naprawdę pomimo deklaracji słownej trudno wybaczyć. Nie łódz się że ,,coś" się stanie i nagle jej się śróbka w głowie przekręci i będzie taka jak sprzed zdrady. Całość zdrady, oszukiwania, okłamywania odcisnęła na jej psychice, toku myślenia niezmywalny ślad który ma współudział przy podejmowaniu decyzji, działania teraz i w przyszłości. Kiedyś ktoś napisał o żonie że to ciało jego kobiety ale umysł, zachowanie i postępownie to inna kobieta całkowicie obca nieznajoma z którą nigdy nie chciałby stworzyć związku a nawet kolegować się. Poczytaj fora tam nadzieja umiera ostatnia a czas konania zależy od ułudy nadziei czyli braku wiedzy jak to schematycznie postępuje w romansie. NIE ŁÓDZ SIĘ autorze oprzytomniej.

Na razie tego nie obejmuję umysłem.


Autorze w 99% przypadków czas robi swoje, w tej chwili nawet nie staraj się wypierać swoich uczuć bo to nie ma sensu, zadbaj o siebie dzieci i sprawiedliwy podział majatku tak jak radzą inni urzytkownicy forum.
Ja osobisci bardzo długo idealizowałam b.męża ale ten rozdział zamknęłam i mogę powiedzieć że rok po rozwodzie nie widzę w nim już nic ciekawego.

104

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Manuelka11 napisał/a:

No to Merle czy to wszystko jest tego warte? Przecież z tą osobą z którą się zdradza pewnie za jakiś czas(nie wiem rok,dwa ) będzie tak samo.Fascynacja i namietnosc zamieni się w codzennosc...Z tym,że pozostaje zawsze świadomość,że się skrzywdziło swoją rodzinę,dzieci...I co wtedy? Pozostaje szukanie następnej osoby ,która będzie"miłością życia"???

Sama znasz odpowiedź. Na dłuższą metę pewnie nie jest, choć ciężko się wypowiadać, kiedy się nie zdradziło i nie zna się tego uczucia. Oczywiście podczas fazy amoku te osoby czują się wniebowzięte, nie boją się niczego, tak jest zawsze podczas zauroczenia. Ale zauroczenie prędzej, czy później minie. Może po prostu jedni są stworzeni do monogamii, inni nie i stąd jedni zdradzają, inni nie.

Sęk w tym, że nie ma małżeństw kotraktowych, a obiecujemy sobie bycie razem do końca i większość ludzi tak do tego podchodzi. Ci, którzy nie są stworzeni do monogamii, nie powinni brać ślubów i nie powinni mieć dzieci. Rodzina to zbyt poważna sprawa, by ją rozwalać z powodu nieumiejętności udźwignięcia szarości życia. Ale to tylko moje zdanie.

Pwgen napisał/a:

Merle, przepraszam że odniosę się do twojego posta w nie twoim wątku, ale z tego co kojarzę to twoja jż swojego pierwszwgo męża też zdradziła.
Prubujesz wkładać jej do głowy jaieś większe refleksje, jakoś ja wytłumaczyć o szukać uzasadnienia i winy w sobie ze ją zaniedbywales.
Ale zastanów się tak patrząc z boku czy naprawdę cierpiała rozchodząc się z 1 mężem, czy po latach myślała o nim ciepło i było jej źle że skrzydzila 2 osobę. Patrz na to z boku, a nie z perspektywy partnera który był przy niej kilka lat po jej pierwszej zdradzie.

Moim zdaniem tacy "zdradzacze" to ludzie którym nudzi się stary partner i po kilku latach lecą za nowymi motylkami nie patrząc jakie cierpienie zadają wszystkim na około (partnerowi, dzieciom, rodzinie). Ok to też są, ludzie ale myślę, że nie są to osoby które nadają się do związku do kiedy nas śmierć nie rozłączy. One są monogamiczne okresowo, po kilka lat, a potem cyk i zmiana bo tak fajniej, bo są nowe uczucia nowe dawki miłosnej chemii.

Nie mam poczucia, że ją zaniedbywałem (cyt. "(inna rzecz, czy słusznie)"). Oczywiście mogłem zrobić rzeczy inaczej i bardziej dbać o związek, ale w codziennej gonitwie nie jest to proste i tak naprawdę nie mam sobie wiele do zarzucenia, szczególnie dlatego, że żona wcale o ten związek bardziej nie dbała. Piszę tylko, że to też ludzie, którzy chcą być szczęśliwi, tylko pewne mechanizmy/schematy, które w nich siedzą, są od nich silniejsze. Przecież to są ludzie, którzy błądzą i nie wierzę, by kiedykolwiek zaznali prawdziwego szczęścia w życiu, takiego poczucia spełnienia. Moja żona mówiła o sobie "kwas nienasycony". Całkiem trafne określenie.

Spokojnie mógłbym się podpisać pod Twoimi słowami, ale też jest jakaś druga, tragiczna (dla zdradzacza) strona w tym wszystkim, i nie wierzę, by w życiu tych ludzi nie przyszedł moment konfrontacji z samymi sobą, gdzie poczucie winy spada na nich jak grom z jasnego nieba. Być może to tylko moje życzeniowe myślenie. Może jestem naiwny... po prostu patrząc na żonę, widzę osobę, która być może nigdy nie zazna szczęścia, o ile kiedyś się nie ogarnie. Jak jednak się ogarnie, będzie ogromne poczucie winy. Więc tak, czy inaczej będzie miała ciężko.

Nawiązując jeszcze do pytania Manuelki... nikt z nas nie młodnieje, a model życia, którzy uprawiają ci nazwijmy ich "poligamiści" powoduje, że co kilka lat musi być ktoś nowy. Tylko, że sami są coraz starsi i w końcu staną się nieatrakcyjni. Więc kończą na starość samotni (a to bankowo nie jest już takie super jak singlowanie w wieku np 30 lat) lub z kimś poniżej ich standardu.

Karma wraca, a w rozpadzie małżeństwa nie ma zwycięzców.

105

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Mały przerywnik - wziąłem dzieci na weekend z pomocą teściów (bo czuję się już ok, ale nie byłem pewien czy nie padnę gdzieś po lekach w środku dnia). Uśmiech dzieciaków daje siłę, przykleiły się do mnie przy zasypianiu i "tylko śpij dzisiaj z nami", więc leżę sobie i myślę, że będzie ok:)

Teściowie nie wiedzą nic poza tym, że się rozstajemy. Dopytywali co, jak i czy na pewno, ale kazałem im wspierać córkę i nie pytać, bo nadal są moją rodziną, dziadkami moich dzieci i naprawdę nie chcą o tym rozmawiać. Mądrzy są, posłuchali, pewnie czują, że są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć.
To też jeden z moich niewypowiedzianych, ale na pewno odczuwalnych argumentów w rozmowach z jż i pewnie dotrze to do niej szybciej niż myślę. Brak porozumienia i pranie brudów odbiłby się bardzo negatywnie na jej relacjach ze wszystkimi w rodzinie. Teściów to mi akurat szkoda, wolałbym żeby się nigdy nie dowiedzieli prawdy, bo relacje mamy fajne i oni akurat byliby w stanie je tak utrzymać dla dobra wnuków. O ile jż nie poczuje potrzeby wybielania się jak przede mną na poczatku i nie zacznie kreować alternatywnej rzeczywistości to się uda. Jeśli zacznie to cóż - prawda wypłynie i rezultatów nie zatrzymam.
Jż na razie nie dostrzega, że takie moje podejście do sytuacji to Himalaje dobrej woli. Nie jestem porywczy, ale gdzieś z tyłu głowy głos gniewu mówi mi "zniszcz ją" - oby nie zmusiła mnie do zmiany kierunku działania.

106 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-10-17 08:51:39)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Przez całe moje małżeństwo wspierałam słabego, z ciężkimi przeżyciami z dzieciństwa męża.
Z miłości. Tylko że to była miłość głupia bo malo dla siebie żądająca.
Czy to Twoja wina Merle że żoną miała takie dzieciństwo?
Widzisz takie współczucie pozwala drugiemu człowiekowi  hodować w sobie potwora. Kogoś kto mało z siebie jest w stanie dawać.
Niestety.
Tylko to sprzeczne z wieloma teoriami które mamy w głowie z mass mediów i nie tylko.
Windyboy. Z boku patrząc dasz radę.
Trzeba najpierw przetrawic rozczarowanie.
Potem jest z górki.
Gdybym miała z perspektywy obecnej podsumować wygrane i porażki.:
Finansowo na początku  wszyscy stracili bo wiadomo że rodziną funkcjonuje lepiej jako całość.
Emocjonalnie: dzieci przegranym największymi moim zdaniem no chyba że rozpada  się patologiczny związek, mój taki nie był.
Ex przegrany bo rozpadają mu się kolejne relacje obwinia mnie bo gdyby nie ja..To by był bardziej szczęśliwy w małżeństwie: ble ble..
Moim zdaniem osoby która sobie porządku w głowie sama nie zrobi nic nie uszczęśliwi.
Okazuje się że emocjonalnie najwięcej ja zyskalam na tym kolowrotku bo to nie był dobry partner dla mnie w perspektywie dojrzałości co by musiało wyjść pewnie i tak.
Oczywiście pozycja szczęśliwej mężatki 40 plus jest lepsza:) ale fakty są takie jakie są.
Ps.
Jak się kogoś było zdolnym kochać to nie należy z tego powodu rozpoczać tylko się cieszyć.  Bo wiele  osób takich zdolności do kochania kogoś jest pozbawionych.

107 Ostatnio edytowany przez WindyBoy (2021-10-17 10:26:47)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Fajnie to podsumowałas i jedyny przykry element to nieunikniona strata dla dzieci. Skoro jednak nieunikniona, to lepiej skupić się na nich i sobie. Do czasu rozwodu daję sobie prawo zbierania pewnych informacji o zachowaniach jż... Jutro dowiem się, czy okłamuje tylko mnie (to już standard), czy najbliższe przyjaciółki także. Jeśli tak, to wie, że idzie w stronę autodestrukcji i świadomie nie chce być powstrzymana. A wtedy moja nadzieja na polubowne zakończenie będzie opierać się tylko o to, czy zdążymy podpisać wszystkie papiery dopóki jest na emocjonalnym haju, zanim spadnie na nią pierwszy cios od życia.

Ela, widzę że mentalnie fajnie to poukladalaś. Dajesz mi nadzieję, że jak zamknę etap rozwodu i podziału majątku to też zacznę tak na to patrzeć. Najbardziej obawiam się pierwszych dni po wynajęciu mieszkania, jak będzie puste i będę w nim sam - staram się otaczać ludźmi i mieć stale zajęcie, bo inaczej negatywne myśli przeważają.

108

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Nie bedzie puste bo czasem tam beda dzieci wiec pod tym kątem je też przygotuj.
Po drugie nie przeprowadzaj sie do miejsca ktore Cię będzie dolować. To wyraz troski o siebie.

109

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Ela210 napisał/a:

Czy to Twoja wina Merle że żoną miała takie dzieciństwo?
Widzisz takie współczucie pozwala drugiemu człowiekowi  hodować w sobie potwora. Kogoś kto mało z siebie jest w stanie dawać.

To nie moja wina, że miała takie dzieciństwo. I masz rację, że takie współczucie pozwala na wyhodowanie potwora. Tylko, że ja się na to świadomie godziłem. W sensie na to, by moje potrzeby zeszły na dalszy plan. Nikt mnie do tego nie zmusił. Jestem temu tak samo winny, jak żona.

Zdrada jednak zmieniła wszystko. Bodaj sama gdzieś pisałaś, że to nawet nie o samą zdradę chodzi, tylko o zachowanie wokół tej zdrady. I faktycznie, gdy romans już się zrealizował, żona mogła zachować się zupełnie inaczej. Powiedzieć, że jest ktoś inny, oznajmić, że nie ma możliwości kontynuowania małżeństwa, przeprosić i zacząć uzgadniać, co dalej.

No, ale jak ona miała zachować się inaczej, skoro taki model, że kłamstwo i manipulacje pozwalają radzić sobie w życiu, wyniosła z domu rodzinnego? To są rzeczy, które w niej głęboko siedzą i to bez jej winy. Takie człapanie wydeptaną ścieżką.

Teraz już nie ma we mnie współczucia. Pozostaje zrozumienie zachowania żony... zrozumienie, że ona w tym wszystkim też jest ofiarą, na pewno nie jest stroną wygraną. Współczucie pozwala wyhodować potwora. Zrozumienie myślę, pozwala nie odczuwać nienawiści do tej drugiej strony, stłumić własne emocje. Zrozumienie nie oznacza uległości, ani ustępowania w czasie negocjacji przedrozwodowych. Czas karmienia potwora się skończył.

110 Ostatnio edytowany przez paslawek (2021-10-17 14:54:45)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
merle napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Czy to Twoja wina Merle że żoną miała takie dzieciństwo?
Widzisz takie współczucie pozwala drugiemu człowiekowi  hodować w sobie potwora. Kogoś kto mało z siebie jest w stanie dawać.

To nie moja wina, że miała takie dzieciństwo. I masz rację, że takie współczucie pozwala na wyhodowanie potwora. Tylko, że ja się na to świadomie godziłem. W sensie na to, by moje potrzeby zeszły na dalszy plan. Nikt mnie do tego nie zmusił. Jestem temu tak samo winny, jak żona.

Zdrada jednak zmieniła wszystko. Bodaj sama gdzieś pisałaś, że to nawet nie o samą zdradę chodzi, tylko o zachowanie wokół tej zdrady. I faktycznie, gdy romans już się zrealizował, żona mogła zachować się zupełnie inaczej. Powiedzieć, że jest ktoś inny, oznajmić, że nie ma możliwości kontynuowania małżeństwa, przeprosić i zacząć uzgadniać, co dalej.

No, ale jak ona miała zachować się inaczej, skoro taki model, że kłamstwo i manipulacje pozwalają radzić sobie w życiu, wyniosła z domu rodzinnego? To są rzeczy, które w niej głęboko siedzą i to bez jej winy. Takie człapanie wydeptaną ścieżką.

Teraz już nie ma we mnie współczucia. Pozostaje zrozumienie zachowania żony... zrozumienie, że ona w tym wszystkim też jest ofiarą, na pewno nie jest stroną wygraną. Współczucie pozwala wyhodować potwora. Zrozumienie myślę, pozwala nie odczuwać nienawiści do tej drugiej strony, stłumić własne emocje. Zrozumienie nie oznacza uległości, ani ustępowania w czasie negocjacji przedrozwodowych. Czas karmienia potwora się skończył.

Przeceniasz Merle swój udział,wpływ,oddziaływanie na żonę,jednocześnie nie doceniasz jej możliwości samodzielnego dokonywania wyborów ,wydeptane ścieżki i wzorce tylko do pewnego poziomy w dojrzewaniu mogą być jakby mimowolne,podświadome/nieświadome
na wielu etapach życia jednak dochodzi do konfrontacji,kryzysów i te wybory "silniejsze od nas " stają przed oczami,z Twojego wątku pamiętam że i jż miała takie doświadczenia,braki dochodzą do świadomości nawet momentami nie da się być cały czas nieprzytomnym nie ,wtedy po takich zdarzeniach ścieżki,wzory zachowań stają się świadomymi wyborami lub nie ,każdy ma okazję i szansę do zmiany nie ma to tamto ,nikt moim zdaniem nie jest wyłączony od tego i usprawiedliwiony ,prowadzi się życie determinowane jakimś motywem też wybranym różnie jest najczęściej chciejstwo, emocje, pragnienia  czasem potrzeby wypełniania deficytów nimi są 
Ludzie widzą ludzi,nie żyjemy w próżni i na bezludnych wyspach nie tylko rodzice mają wpływ na dzieci .
Co prawda nieco inaczej pojmuje słowo współczucie ,ale mniej więcej rozumiem że chodzi wam z Elą o litość,poświęcanie się ,uległe ,rezygnowanie z własnych potrzeb,poglądów i przekonań ,w rozczulaniu się nad rolą ofiary skutkiem jest karmienie potwora ,nie odbyło by się to bez zgody i przyzwolenia ofiary,która czerpie korzyści z tego świadomie i ekspresowo decydując o tym w podświadomości.
Te poziomy są ważne jeżeli określmy sprawę odpowiedzialności i winy ,inna sprawa czy na tym etapie Twojego rozstania jest to potrzebne Tobie ,zrozumienie wcale nie nie oznacza jak dla  mnie aprobaty na na-przykład zdradę ,łamanie słowa ,kłamstwa - nie dajmy się zwariować usprawiedliwiając takie akcje racjonalizując hurtowo jak leci każde zachowanie i działanie podświadomością ,tak nie działa ludzki mózg i psychika która jest jego wytworem ,nie da się zrzucać wszystkiego na siłę wzorców i mimowolność to dość powierzchowne tłumaczenie odpowiedzialności niestety dość powszechne bo wielu ludziom potrzebne i wygodne stwarza pokrętny komfort przekonań jet to jak zaraza po części za zgodą zmowa jakąś po prostu trochę z niewiedzy trochę z życiowego zabiegania i rozproszenia codziennością .
Twarda miłość  i współczucie bywa skuteczna ,ale nie w stu procentach będzie mieć wpływ na osobę która decyduje o wpływach inspiracjach które dopuszcza je lub nie do siebie.

111

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
merle napisał/a:

Zdrada jednak zmieniła wszystko. Bodaj sama gdzieś pisałaś, że to nawet nie o samą zdradę chodzi, tylko o zachowanie wokół tej zdrady. I faktycznie, gdy romans już się zrealizował, żona mogła zachować się zupełnie inaczej. Powiedzieć, że jest ktoś inny, oznajmić, że nie ma możliwości kontynuowania małżeństwa, przeprosić i zacząć uzgadniać, co dalej.

Nie byłbym w stanie tak do tego podejść, nawet gdyby jż tak się zachowała. Nie będę miał tego dylematu, bo ona nadal w ogóle nie widzi udziału swojej winy w naszych problemach jeszcze przed zdradą. Jestem winien absolutnie wszystkiemu, całemu złu tego świata.
A to, że nie widzę dalszej wspólnej zawodowej drogi i będzie musiała iść do pracy to "między wierszami" nie wiem - moja złośliwość i małostkowość?

Przyjaciółka zapytała mnie dzisiaj (rzekomo dla siebie - być może, ale odpowiedź trafi też do jż), czy gdyby jż wyszła z amoku, otrzeźwiała, odwróciła się o 180 stopni itd., to czy byłbym w stanie spróbować jeszcze raz. Wtedy uświadomiłem sobie, że być może tak. Po rozwodzie, podziale majątku, za ileśtam miesięcy, jeśli nie zmienię zdania i jż zauważy, że budowa zaufania i relacji wymagałaby olbrzymiej pracy od nas obojga. Na razie swoim zachowaniem stara się zrujnować szansę na jakiekolwiek porozumienie.

Si vis pacem, para bellum.

112

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:
merle napisał/a:

Zdrada jednak zmieniła wszystko. Bodaj sama gdzieś pisałaś, że to nawet nie o samą zdradę chodzi, tylko o zachowanie wokół tej zdrady. I faktycznie, gdy romans już się zrealizował, żona mogła zachować się zupełnie inaczej. Powiedzieć, że jest ktoś inny, oznajmić, że nie ma możliwości kontynuowania małżeństwa, przeprosić i zacząć uzgadniać, co dalej.

Nie byłbym w stanie tak do tego podejść, nawet gdyby jż tak się zachowała. Nie będę miał tego dylematu, bo ona nadal w ogóle nie widzi udziału swojej winy w naszych problemach jeszcze przed zdradą. Jestem winien absolutnie wszystkiemu, całemu złu tego świata.
A to, że nie widzę dalszej wspólnej zawodowej drogi i będzie musiała iść do pracy to "między wierszami" nie wiem - moja złośliwość i małostkowość?

Przyjaciółka zapytała mnie dzisiaj (rzekomo dla siebie - być może, ale odpowiedź trafi też do jż), czy gdyby jż wyszła z amoku, otrzeźwiała, odwróciła się o 180 stopni itd., to czy byłbym w stanie spróbować jeszcze raz. Wtedy uświadomiłem sobie, że być może tak. Po rozwodzie, podziale majątku, za ileśtam miesięcy, jeśli nie zmienię zdania i jż zauważy, że budowa zaufania i relacji wymagałaby olbrzymiej pracy od nas obojga. Na razie swoim zachowaniem stara się zrujnować szansę na jakiekolwiek porozumienie.

Si vis pacem, para bellum.


Czyli przez przyjaciółkę być może jż bada grunt i jednak zostawia sobie otwartą furtkę do syndromu harlekina ,a z drugiej strony niszczy to co zostało ,niezły mętlik ma jak tak w głowie .
To ukrywanie romansu i stwarzanie wrażenia odrzucenia przez kochanka to widocznie też zasłona dymna jak u Kubusia w wątku tylko on odkrył i ujawnił romans żony,możliwe że tego typu informacje przypadkiem mają do Ciebie trafiać .
Jż jest niewąsko rozchwiana ,ale nie licz na to że nie będzie działać z jakąś logiką choć czasem może Ci się wydawać szalona w tym jest logika jej logika i ona jej w jej stanie odlotu wystarcza ,czasami jednak być może na krótko dochodzi niepewność wątpliwości więc się rozeznaje w sytuacji i zabezpiecza na paru frontach różnymi sposobami .kochanek widocznie nie stwarza możliwości finansowych zgodnych z oczekiwaniami jaśnie pani jeszcze żony . Tylko w tym też nie ma się z czego cieszyć.

113

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Kochanek się nie określił na 100% pewnie a może nawet dowiedziawszy się że ty prawdopodobnie nie tylko się domyślasz i zaraz z całym dobrodziejstwem będzie ją miał zaczął studzić związek. Może też potrzebują trochę czasu stąd symulowanie że romans się rozpada dla ciebie byś żył nadzieją przez kilka miesięcy. W nic jej nie wierz (ani jej psiapsiółką) tylko patrz co robi. Kobieta zauroczona aby oderwać się od kochasia chociaż fizycznie (psychicznie będzie około 2 lata przeżywać wielką niespełnioną miłość) musi doświadczyć naprawdę dużego wstrząsu typy przyłapanie kochanka na zdradzie, całkowite nagłe odseparowanie się męża w każdej strefie włącznie z rodziną też swoją i tonie często się zdarza. Jej umysł pracuje jak u 16 latki i kalkuluje jak 16 latka (życzeniowo). Może naczytawszy się i naoglądawszy harlekinów i innych romansideł wzoruje się na nich jako prawdzie objawionej = ty zawsze ją będziesz kochał, wszystko wybaczysz a nawet do kochanka zawieżiesz i po wszystkim odbierzesz a ona będzie ...... (dopiszcie co chcecie). Teraz jej się wydaje że nikt nie wie co robi i z kim, że będzie cały czas jak do tej pory a nawet lepiej. To haj umysłowy w którym nawet zapragnie dziecko mieć już z kochankiem bo tak go kocha a ty powinieneś go wychować bo ją kochasz. A co do koleżanki mogła zadziałać prośba żonki o test czy jeszcze jesteś uzależniony od niej albo z ciekawości jak można daleko się posunąć aby uszło płazem. Z tego co piszesz a pewnie nie wszystko to szans nie widzę chłodno oceniając sytuację i nawet jak napisałeś przy ogromnej pracy WAS obojga to by nie wyszło bo was już dawno nie ma.

114

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Status związku z kochankiem znam na bieżąco - z różnych względów nie mogę napisać skąd. Zresztą czy ten status się zmieni nie ma dla mnie obecnie znaczenia - ją do niego ciągnie i to ona kombinuje, jakby do związku doprowadzić. W ogóle nie widzi, że kochaś domyślił się, że ja wiem, a zamiast relacji chciał sobie poużywać znudzoną żonką. Dlatego mimo "bycia takim fantastycznym facetem, bratnią duszą itd." wycofał się z tego bardzo szybko wietrząc problemy zamiast zabawy. Czy ona go w końcu do łóżka zaciągnie - nie wiem (pewnie będzie próbować), ale jeśli tak to będę miał następny dowód i tyle. Ja tylko nie chcę go spotkać, bo obiektywnie to nie jego wina a i tak może ode mnie wyłapać prezent w szczękę (wiem, takie rozwiązanie to dla mnie same problemy, dlatego nie chcę go nawet przypadkiem spotkać).

115

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Mój były rzucił tekst "bo lepiej mieszkać w dużym, wygodnym domu niż w małym mieszkanku" co świadczy o tym, że nawet w amoku oni świetnie kalkulują. Liczą co IM się opłaca, nie rodzinie, dzieciom, nawet kochance/kochankowi. Egoizm od początku aż do mało chlubnego końca. Pewnie do jż zaczyna docierać, ile ją to rozstanie będzie kosztować. A Ty, z Twoim jasnym finansowym rozliczeniem, jej właśnie to uświadamiasz. Pewnie i stąd te dylematy.
A Ty w swoim podejściu (po rozwodzie, po podziale majątku itd.) wyraźnie jej pokazujesz, że nie ma już powrotu do tego, co było, przynajmniej w sprawach majątkowych. I dobrze.
A dlaczego tak ostro stawiasz sprawy majątkowe?
Bo jest Ci to świetnie znane, bo w swoim biznesie, w permanentnym codziennym stresie właśnie sprawy finansowe dobrze rozgrywasz. Więc to Twoje dobre pole, w tym czujesz się w stresie dobrze i nie popuścisz (bo czegoś musisz się trzymać). W innych sprawach już to tak dobrze nie działa. Więc tego się trzymaj, bo to Twoje podejście może rozciągnąć się na inne dziedziny. I to obnaży jż egoistyczne myślenie.
To co  uzyskasz teraz (u notariusza najszybszy podział majątku) to najlepsze, co możesz zrobić także dla Was. Bo nic nie będzie stało na przeszkodzie, abyście kiedyś znowu razem byli, jeśli u niej skończy się amok i odbędzie żałobę (czyli za jakiś rok, dwa) a Ty będziesz umiał sobie i jej przebaczyć (też nie za szybko).
Teraz  to jest taka sytuacja, że u niej może włączyło się myślenie, co straci i może chłodna kalkulacja. U Ciebie zranione odrzuceniem Ego znowu włączyło nadmierne uczucie dla odrzucającego. To zły czas na decyzje razem, czy osobno.
Więc najpierw finanse, ustalenia co do kontaktów z dziećmi, a potem... wszystko jest możliwe. W swoim cza

116

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

I tak to właśnie widzę - rozstanmy się jak ludzie, dajmy sobie czas, a życie pokaże jak to się dalej potoczy, bez żadnych oczekiwań i presji. Może moje uczucie się utrzyma i u jż odnajdzie, a może to tylko różowe okulary, które mi nie do końca spadły i za jakiś czas to dostrzegę - nie wiem.
Teraz nie byłbym w stanie zaufać 5-latce w ciele jż, gdyby zmieniła zdanie odnośnie naszego rozstania. Pojawiają się różne emocjonalne gadki, ale fakt, że przez 17 wspólnych lat nie okłamałem jż ani razu zbija każdą próbę wybielania się i usprawiedliwiania (nie wiem, czy pod kątem stworzenia furtki do ew. powrotu czy żeby zagłuszyć poczucie winy u jż).
Nie podoba mi się, że zamiast rozmawiać o naszych problemach w związku i ew. możliwości ich naprawy w przyszłości skupiam się na zdradzie, ale to nie ja o niej zdecydowałem i takie a nie inne zachowanie jż zdominowało wszystko, zmieniło moją optykę i zmusza mnie do myślenia o sobie.
Ci, którzy nie wiedzą o zdradzie muszą mieć przerąbane w trakcie rozstania - ja do teraz bym się obwiniał o wszystko.

117

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Właśnie ja się dowiedziałam po 9 miesiącach od wyprowadzki, a romans wtedy trwał już 3,5 roku. Od tego momentu zmieniła się moja optyka. Wszystkie puzzle wskoczyły na swoje miejsce.

118

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

W sumie gorsze od zdrady były: perfidia, kłamstwa, egoizm. Po czymś takim nie można wrócić do tzw. "normalności". Ja nie mogłam.

119

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
faja napisał/a:

W sumie gorsze od zdrady były: perfidia, kłamstwa, egoizm. Po czymś takim nie można wrócić do tzw. "normalności". Ja nie mogłam.

A ja nie wiem co będzie i lepiej mi z tym. Jak będę w stanie dobrze jej życzyć - fajnie.
Jak będę w stanie wybaczyć - fajnie.
Jak nie - trudno.
Żadnego ciśnienia, żadnej presji.
Dzieci, ja, nowe życie. Tylko muszę domknąć rozwód.

120

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
paslawek napisał/a:

Przeceniasz Merle swój udział,wpływ,oddziaływanie na żonę,jednocześnie nie doceniasz jej możliwości samodzielnego dokonywania wyborów ,wydeptane ścieżki i wzorce tylko do pewnego poziomy w dojrzewaniu mogą być jakby mimowolne,podświadome/nieświadome(...)

Z grubsza zgoda Pasławku, ale jednak trzeba pamiętać też o swoim udziale w rozpadzie związku, choćby po to, by w przyszłości ustrzec się tych samych błędów (i nie związać się kolejny raz z niewłaściwą osobą).

U mnie nie ma absolutnie przyzwolenia na zdradę, łamanie słowa, itd. Nieważne co jż wcześniej przeżyła, nie tak się umawialiśmy. Jednak nic nie poradzę na to, że patrząc na żonę, widzę teraz osobę, która w głównej mierze zrobiła sobie kuku (choć sama o tym jeszcze nie wie), a rykoszetem odbiło się całej rodzinie. Nie wiem... nie umiem patrzeć na nią inaczej niż na ofiarę.

Mnie już nic nie jest potrzebne. Wiem wszystko co trzeba i mam rzeczy poukładane w głowie. Teraz tak naprawdę negocjuję z żoną, by uzyskać dla siebie jak najwięcej, oczywiście nie kosztem dzieci. Gdyby nie dzieci już dawno poszedłby pozew o rozwód z orzekaniem o winie. Więc współczucie i zrozumienie, okej, ale nie kosztem siebie. Już nie.

Natomiast czasem mam wrażenie, że w nas ludziach jest ogólnie za mało empatii i próby zrozumienia, co kieruje innym człowiekiem. Za to mega łatwo oceniamy (w tej kwestii nie mógłbym pierwszy rzucić kamieniem).

WindyBoy napisał/a:

Nie byłbym w stanie tak do tego podejść, nawet gdyby jż tak się zachowała. Nie będę miał tego dylematu, bo ona nadal w ogóle nie widzi udziału swojej winy w naszych problemach jeszcze przed zdradą. Jestem winien absolutnie wszystkiemu, całemu złu tego świata.

Śpieszę wyjaśnić, że gdyby moja jż zachowała się tak, jak opisane wcześniej, to by nic nie zmieniło. I tak byśmy się rozstali. Z tymże szybciej, łatwiej i z mniejszym uszczerbkiem dla wszystkich. Moja jż też nie widzi swojej winy. Nic, a nic. I to, moim zdaniem, jest gorsze niż sama zdrada. Czasem niewinny flirt może wymknąć się spod kontroli. I choć to nie usprawiedliwienie, po ludzku można to jeszcze zrozumieć. Natomiast to, że że ktoś przerzuca całą odpowiedzialność na Ciebie, no to już jest poziom wyżej. To są ludzie, którzy w kółko będą powtarzać ten sam schemat, niszcząc wszystkich dookoła.

WindyBoy napisał/a:

Wtedy uświadomiłem sobie, że być może tak.

Twoje prawo. Jestem jednak gotowy założyć się o niemałe pieniądze, że z czasem zmienisz zdanie ;-)

faja napisał/a:

W sumie gorsze od zdrady były: perfidia, kłamstwa, egoizm. Po czymś takim nie można wrócić do tzw. "normalności". Ja nie mogłam.

Dokładnie tak. To nie zdrada, a zachowanie przy/po niej pokazuje prawdziwy charakter człowieka.

121

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

122

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Manuelka11 napisał/a:

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

Dokładnie tak. Dopiero po czasie można spojrzeć z dystansem. Empatia, zrozumienie jego pogubienia - ok, ale żyć już z takim człowiekiem nie chcę i szczęśliwie nie muszę. I to nie z powodu zdrady, ale dlatego, ze był zdolny do takich perfidnych, przemyślanych świństw wobec swojej jeszcze niedawno rodziny. Bo tylko rodziny z krwi  się nie wybiera, ale człowieka do życia razem i owszem. Natomiast zemsta nie popłaca, bo najbardziej niszczy mszczącego się. Do obojętności (czy pożądanej życzliwej obojętności) jednak potrzebny jest czas.

123

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Manuelka11 napisał/a:

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

Staram się wrócić do mojej filozofii życiowej, że ja chcę zawsze być lepszą wersją siebie (co przez ostatnie lata u mnie podupadło). Teraz po prostu nie zakładam też wielu rzeczy za pewnik. Reszta to plan, by być w zgodzie ze sobą, żeby nie żałować podjętych decyzji itd.
Jeśli dobrze rozumiem, to podzielam trochę pogląd Merle (co nie umniejsza żalu, bólu i pretensji), że obopólne błędy w czasie związku powodują, że obie strony są zazwyczaj ofiarami zdrady, często w dłuższej perspektywie więcej tracą zdradzający. Ludzie mają inny próg niezadowolenia, wrażliwości itd. i to może powodować, że jż wpadła w amok wcześniej niż później. Nie umniejszam wagi jej decyzji o zdradzie, po prostu nie widzę głębszego sensu w pielęgnowaniu negatywnych uczuć, które szkodzą w takiej sytuacji wyłącznie mi. Mam dzieciaki, muszę się ogarnąć i być silny dla nich i dla siebie. Lepiej byłoby, gdyby jż też ogarnęła się na tyle, żeby być dla dzieciaków najlepszą możliwą,. szczęśliwą matką (a wydaje mi się, że dla niej dojście do tego stanu będzie znacznie trudniejsze niż dla mnie).
Ew. przepychanki z rozwodem i podziałem majątku - koniec końców to ja mam karty w ręku i za jakiś czas będzie to tylko mniej (jeśli się porozumiemy) lub bardziej (jeśli będzie wojna) przykry epizod mojego życia, w którym pewnie czeka mnie jeszcze masa miłych chwil.

124

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
WindyBoy napisał/a:
Manuelka11 napisał/a:

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

Staram się wrócić do mojej filozofii życiowej, że ja chcę zawsze być lepszą wersją siebie (co przez ostatnie lata u mnie podupadło). Teraz po prostu nie zakładam też wielu rzeczy za pewnik. Reszta to plan, by być w zgodzie ze sobą, żeby nie żałować podjętych decyzji itd.
Jeśli dobrze rozumiem, to podzielam trochę pogląd Merle (co nie umniejsza żalu, bólu i pretensji), że obopólne błędy w czasie związku powodują, że obie strony są zazwyczaj ofiarami zdrady, często w dłuższej perspektywie więcej tracą zdradzający. Ludzie mają inny próg niezadowolenia, wrażliwości itd. i to może powodować, że jż wpadła w amok wcześniej niż później. Nie umniejszam wagi jej decyzji o zdradzie, po prostu nie widzę głębszego sensu w pielęgnowaniu negatywnych uczuć, które szkodzą w takiej sytuacji wyłącznie mi. Mam dzieciaki, muszę się ogarnąć i być silny dla nich i dla siebie. Lepiej byłoby, gdyby jż też ogarnęła się na tyle, żeby być dla dzieciaków najlepszą możliwą,. szczęśliwą matką (a wydaje mi się, że dla niej dojście do tego stanu będzie znacznie trudniejsze niż dla mnie).
Ew. przepychanki z rozwodem i podziałem majątku - koniec końców to ja mam karty w ręku i za jakiś czas będzie to tylko mniej (jeśli się porozumiemy) lub bardziej (jeśli będzie wojna) przykry epizod mojego życia, w którym pewnie czeka mnie jeszcze masa miłych chwil.

Dlatego nie żyj tylko rozwodem,rozstaniem,dziećmi  ,zrób coś tylko i wyłącznie dla siebie ,nie przeszkadza to być ojcem i dzieciom krzywda się od tego nie stanie wręcz przeciwnie,czasem zrób sobie przerwę i nabieraj dystansu ,nie żyj tylko tym co dzieje się w domu i w pracy ,świat się nie zawali,co i jak zrobić to spora dziedzina do zbadania ,tylko że bardzo indywidualna.

125

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
merle napisał/a:
paslawek napisał/a:

Przeceniasz Merle swój udział,wpływ,oddziaływanie na żonę,jednocześnie nie doceniasz jej możliwości samodzielnego dokonywania wyborów ,wydeptane ścieżki i wzorce tylko do pewnego poziomy w dojrzewaniu mogą być jakby mimowolne,podświadome/nieświadome(...)

Z grubsza zgoda Pasławku, ale jednak trzeba pamiętać też o swoim udziale w rozpadzie związku, choćby po to, by w przyszłości ustrzec się tych samych błędów (i nie związać się kolejny raz z niewłaściwą osobą).

U mnie nie ma absolutnie przyzwolenia na zdradę, łamanie słowa, itd. Nieważne co jż wcześniej przeżyła, nie tak się umawialiśmy. Jednak nic nie poradzę na to, że patrząc na żonę, widzę teraz osobę, która w głównej mierze zrobiła sobie kuku (choć sama o tym jeszcze nie wie), a rykoszetem odbiło się całej rodzinie. Nie wiem... nie umiem patrzeć na nią inaczej niż na ofiarę.

Mnie już nic nie jest potrzebne. Wiem wszystko co trzeba i mam rzeczy poukładane w głowie. Teraz tak naprawdę negocjuję z żoną, by uzyskać dla siebie jak najwięcej, oczywiście nie kosztem dzieci. Gdyby nie dzieci już dawno poszedłby pozew o rozwód z orzekaniem o winie. Więc współczucie i zrozumienie, okej, ale nie kosztem siebie. Już nie.

Natomiast czasem mam wrażenie, że w nas ludziach jest ogólnie za mało empatii i próby zrozumienia, co kieruje innym człowiekiem. Za to mega łatwo oceniamy (w tej kwestii nie mógłbym pierwszy rzucić kamieniem).

WindyBoy napisał/a:

Nie byłbym w stanie tak do tego podejść, nawet gdyby jż tak się zachowała. Nie będę miał tego dylematu, bo ona nadal w ogóle nie widzi udziału swojej winy w naszych problemach jeszcze przed zdradą. Jestem winien absolutnie wszystkiemu, całemu złu tego świata.

Śpieszę wyjaśnić, że gdyby moja jż zachowała się tak, jak opisane wcześniej, to by nic nie zmieniło. I tak byśmy się rozstali. Z tymże szybciej, łatwiej i z mniejszym uszczerbkiem dla wszystkich. Moja jż też nie widzi swojej winy. Nic, a nic. I to, moim zdaniem, jest gorsze niż sama zdrada. Czasem niewinny flirt może wymknąć się spod kontroli. I choć to nie usprawiedliwienie, po ludzku można to jeszcze zrozumieć. Natomiast to, że że ktoś przerzuca całą odpowiedzialność na Ciebie, no to już jest poziom wyżej. To są ludzie, którzy w kółko będą powtarzać ten sam schemat, niszcząc wszystkich dookoła.

WindyBoy napisał/a:

Wtedy uświadomiłem sobie, że być może tak.

Twoje prawo. Jestem jednak gotowy założyć się o niemałe pieniądze, że z czasem zmienisz zdanie ;-)

faja napisał/a:

W sumie gorsze od zdrady były: perfidia, kłamstwa, egoizm. Po czymś takim nie można wrócić do tzw. "normalności". Ja nie mogłam.

Dokładnie tak. To nie zdrada, a zachowanie przy/po niej pokazuje prawdziwy charakter człowieka.

W gruncie rzeczy myślimy podobnie ,odpuszczanie jest czymś kluczowym i bardzo pożytecznym,najpierw sobie potem nauka zdrowego mądrego odpuszczania innym to działa "cuda w życiu,tylko dość trudno w to uwierzyć .

126 Ostatnio edytowany przez cześka8 (2021-10-17 22:29:19)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Windy... bardzo podoba mi sie Twoje podejscie do tematu, racjonalnie, konkretnie, jak do projektu.. . my kobiety (chyba wiekszosc) mamy zbyt emocjonalne podejscie, ta jeszcze Twoja chyba jest zbyt wrazliwa skoro az wpadla w depresje i tak odleciala (nie wiem czy nie trafila na innego pana, ktory mial wobec niej takze jakis.. projekt, kto to wie, w sumie chyba niewazne)...  Wazne by dzieci jak najmniej odczuly to co sie dzieje....  Dlaczego bedac w zwiazku nie staramy sie byc najlepsza wersja siebie tylko po fakcie?? Czy to codziennosc, pewnosc "zaklepanej" osoby, czy... no wlasnie.. dlaczego 2 kochajacych sie kiedys tam ludzi z czasem nie potrafia nawet szczerze ze soba porozmawiac zanim bedzie za pozno....

127

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
cześka8 napisał/a:

Windy... bardzo podoba mi sie Twoje podejscie do tematu, racjonalnie, konkretnie, jak do projektu.. . my kobiety (chyba wiekszosc) mamy zbyt emocjonalne podejscie, ta jeszcze Twoja chyba jest zbyt wrazliwa skoro az wpadla w depresje i tak odleciala (nie wiem czy nie trafila na innego pana, ktory mial wobec niej takze jakis.. projekt, kto to wie, w sumie chyba niewazne)...  Wazne by dzieci jak najmniej odczuly to co sie dzieje....  Dlaczego bedac w zwiazku nie staramy sie byc najlepsza wersja siebie tylko po fakcie?? Czy to codziennosc, pewnosc "zaklepanej" osoby, czy... no wlasnie.. dlaczego 2 kochajacych sie kiedys tam ludzi z czasem nie potrafia nawet szczerze ze soba porozmawiac zanim bedzie za pozno....

Czasem jest tak że możesz dużo mówić a i tak trafiasz na ścianę, a czasem wejście w nowe pokazuje deficyty starego związku, zaczynasz lepiej rozumieć braki. Tyle, że na nowym można się szybko sparzyć, bo intencje mogą być totalnie różne. Uczciwie jest dać drugiej osobie wybór, mimo wszystko. Czy to jest rozwiązanie jeszcze nie wiem smile

128

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
Manuelka11 napisał/a:

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

I tak najczęściej się dzieje. Po pewnym czasie przestajemy stawiać na podium zdradzacza i widzimy go takim jaki jest naprawdę. Stajemy się wobec niego obojętni uczuciowo (ani miłość ani nienawiść). Wtenczas dochodzimy do wniosku że dobrze się stało tylko szkoda że tak długo to trwało zanim w agonii konania małżeństwa dokonał się rozwód. I znowu wina zdradzacza bo powinien od razu powiedzieć o zdradzie, romansie, chęci odejścia i rozwodu umniejszając cierpienie zdradzonej osoby łudzącej się że nic się nie stało, że nie zdradzony został, że to da się uratować, że ... i ciągnąć to w nieskonczoność aż wkoncu psychicznie się załamie. A może to specjalne działanie aby zyskać jak najwięcej, ograbić ze wszystkiego i przerzucić winę na zdradzonego któremu będzie wszystko jedno. Z rodziny i znajomych nie znam powrotu po rozwodzie a i z forów wynika że to rzadkość (nawet katolickich) i nie wiadomo czy wytrzymali tych min 5 lat razem.

129

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady
normalnyjestem napisał/a:
Manuelka11 napisał/a:

WindyBoy podoba mi się Twoje podejście,dajmy sobie czas ,rozwód ,podział majątku,opieka nad dziećmi ,potem zobaczymy.Moja pani psycholog powiedziała,że nikt z nas nie wie co przyniesie życie....Może za rok ,dwa ,trzy może już będziemy na tyle silni ,że nie będziemy chcieli już żyć z tymi zdradzaczami???....

I tak najczęściej się dzieje. Po pewnym czasie przestajemy stawiać na podium zdradzacza i widzimy go takim jaki jest naprawdę. Stajemy się wobec niego obojętni uczuciowo (ani miłość ani nienawiść). Wtenczas dochodzimy do wniosku że dobrze się stało tylko szkoda że tak długo to trwało zanim w agonii konania małżeństwa dokonał się rozwód. I znowu wina zdradzacza bo powinien od razu powiedzieć o zdradzie, romansie, chęci odejścia i rozwodu umniejszając cierpienie zdradzonej osoby łudzącej się że nic się nie stało, że nie zdradzony został, że to da się uratować, że ... i ciągnąć to w nieskonczoność aż wkoncu psychicznie się załamie. A może to specjalne działanie aby zyskać jak najwięcej, ograbić ze wszystkiego i przerzucić winę na zdradzonego któremu będzie wszystko jedno. Z rodziny i znajomych nie znam powrotu po rozwodzie a i z forów wynika że to rzadkość (nawet katolickich) i nie wiadomo czy wytrzymali tych min 5 lat razem.

A to normalne, że część mnie ma naprawdę dużą nadzieję, że prędzej czy później to odbudujemy? Jak nie widzę jż to taka nadzieja rośnie. Jak ją spotykam i widzę co robi i jak się zachowuje to nadzieja maleje i robię się spokojniejszy...

130 Ostatnio edytowany przez Manuelka11 (2021-10-18 08:26:04)

Odp: Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Tak to normalne.Ciezko tak od razu przekreślić tyle lat razem ..Ja jeszcze do niedawna łudziłam się,że może kiedyś nawet już po rozwodzie będziemy razem(on w końcu zmądrzeje i doceni co stracił).W końcu łączą nas dzieci i tyle wspólnie przeżytych lat.Jednak po ostatnich wydarzeniach stwierdzam ,że mój jm to podły oszust, kłamca,egoista bez kręgosłupa moralnego i już poprostu nie chciałabym z nim być .Ktoś kto wyżej postawił obcą osobę niż własne dzieci i rodzinę nie zasługuje już na szansę.Kochalam, wybaczałam,brałam winę na siebie...ale już DOSC.

Posty [ 66 do 130 z 144 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Rozstanie po 17 latach? Potrzebuję porady

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024