Hej, tak sobie pomyślałam, że może jak spróbuję wytłumaczyć, zrozumieć swoją samotność to ten stan przestanie być, aż takim problemem. Ostatnie miesiące strasznie mnie dobiły, zanalazłam się jakby na 'niższym' poziomie życia i nie potrafię się w nim odnaleźć. Zawsze ogarniałam mnóstwo rzeczy na raz, żeby mieć poczucie, że nie stoję w miejscu .. ale niestety tak właśnie się czuję, jakbym utknęłą. Jak na złość wszystkie moje koleżanki mają rodziny, jakieś dalekosiężne plany, cele .. Nie zrozumcie mnie źle, nikomu nie życzę bycia w moim położeniu, ale serio .. nawet jednej koleżanki, żeby póść na spacer, pogadać. Zawsze radziłam sobie z samotnością zajmując się, a to zdobywaniem wykształcenia, awansami, szkoleniami, nowe hobby .. fotografia, aranżacja wnętrz i ogrodów, nauka języków obcych .. kursy gotowania, samoobrony .. tylko to wszystko przestało mi wystarczać. Nie udaje mi się już tej pustki niczym wypełnic, pomimo, ze mam mało czasu .. i tak jest go na tyle dużo, że czuję się bardzo źle. Ostatnio kolega z pracy powiedział (niby w żarcie), że jest ze mną coś nie tak, skoro po 30-tce nie mam rodziny. Wiecie, ja nigdy o tym tak nie myślałam. Nawet jeśli jest ze mną coś nie tak, to przecież muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów. Strasznie mnie to gryzie. Nawet w pracy stosunek do mnie zaczął się zmnieniać. 'W Święta dostaniesz dyżur (24h), lepiej nie siedzieć w domu samej, dzięki Tobie dziewczyny spędzą czas ze swoimi najbliższymi' - podejście mojej Szefowej Rozumiem to i akceptuję, ale i tak jest mi ciężko. Zdaję sobie sprawę z mojej sytuacji, jestem z nią pogodzona .. nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nietylko. Jestem już wykończona, jakbym ciągle chodziała w stresie .. jak przed ważnym egzaminem .. nie chcę swojej frustracji przelewać na nic, ani na nikogo .. a tak pewnie będzie. Da się jakoś sobie przetłumaczyć takie położenie .. i wiem, że to nie jest koniec świata, są gorsze rzeczy, to nie czyni mnie mniej wartościową .. ta gadka już nie działa. Macie inne pomysły? Dajcie znać )
Po pierwsze musisz się zastanowić, czy naprawdę czujesz się samotna, czy wynika to z tego, jak jesteś traktowana przez innych i tego, jakie są oczekiwania społeczne wobec Ciebie. Od tego trzeba zacząć
Nowe kursy, szkolenia i hobby nie pomogą za bardzo, jeśli naprawdę czujesz się samotna. Potrzebujesz w tej sytuacji kogoś bliskiego, kontaktu z innymi, a nie nauki słówek. Poszukiwanie tego typu zajęć jest często ucieczką od poczucia samotności, ale też od rzeczywistego problemu, z powodu którego nie potrafimy np. nawiązać bliższej relacji. Trzeba pomyśleć, dlaczego nie ma nikogo bliskiego w naszym życiu, skoro tego potrzebujemy. Pod poczuciem samotności mogą kryć się inne ważne emocje.
Najważniejsze - nie porównuj się do nikogo. Im więcej czasu poświęcisz na zrozumienie siebie i rozwiązanie trudności, tym szybciej Twoje życie się zmieni. Porównania nie pomogą.
Być może pojawi się tu ktoś, kto stwierdzi, że trzeba samotność zaakceptować i cieszyć się każdym dniem mimo wszystko i że taki stan rzeczy spowodowany jest nie tym, że naprawdę jesteś samotna, ale tym, że masz niskie poczucie wartości... Ale nie dajmy się zwariować, jesteśmy istotami stadnymi, czy tego chcemy, czy nie, potrzebujemy jakichś ludzi wokół siebie, a najlepiej jeszcze bliżej.
Szefowej nic do tego, że jesteś sama. Może ten czas chciałabyś po prostu spędzić w domu, sama ze sobą lub ze zwierzakiem, jeśli go masz...
Pozwól, że odpowiem jedynie na pytanie "Jak sobie tłumaczycie samotność?" - zdarzało mi się odczuwać ten stan ale nigdy go nie piętnowałam, nie negowałam i nie próbowałam zagłuszać. Wychodziłam z założenia, że to dobry czas na wsłuchanie się w siebie samą, naukę rozumienia siebie, szlifowanie umiejętności bycia samej ze sobą, coś rozwojowego dla duszy. Ale podkreślam- jedynie zdarzało mi się ten stan odczuwać, bo może gdyby to było coś permanentnego trwającego wiele lat, to by mi samotność przeszkadzała i od środka niszczyła.
Zaznaczam, że nie uważam, że samotność jest dobra- bo uważam, że stoi w sprzeczności z naszą naturą bo zwierzęta stadne jesteśmy i jeśli ktoś bardzo lubi samotność i się izoluję to uważam, że doszło do pewnych zaburzeń na jakimś polu. No i nie zagłuszysz poczucia samotności żadnymi kursami itd. To tylko wypełni Ci czas, a nie pustkę w środku.
...nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nie tylko...
Czy negatywne emocje to te, które opisałaś, czy jest jeszcze coś z czym ci ciężko?
Czy gdyby nie było tych wszystkich "buraków" dookoła ciebie, czy przeszkadzałoby ci twoje obecne życie?
Czy twoim marzeniem jest mieć rodzinę?
Czy rozważasz, zmianę pracy, może wyjazd zagranicę?
Świetna odpowiedź Rity i świetne pytania od Ajko... Teraz pozostaje tylko czekać na odpowiedź Autorki.
Hej, tak sobie pomyślałam, że może jak spróbuję wytłumaczyć, zrozumieć swoją samotność to ten stan przestanie być, aż takim problemem. Ostatnie miesiące strasznie mnie dobiły, zanalazłam się jakby na 'niższym' poziomie życia i nie potrafię się w nim odnaleźć. Zawsze ogarniałam mnóstwo rzeczy na raz, żeby mieć poczucie, że nie stoję w miejscu .. ale niestety tak właśnie się czuję, jakbym utknęłą. Jak na złość wszystkie moje koleżanki mają rodziny, jakieś dalekosiężne plany, cele .. Nie zrozumcie mnie źle, nikomu nie życzę bycia w moim położeniu, ale serio .. nawet jednej koleżanki, żeby póść na spacer, pogadać. Zawsze radziłam sobie z samotnością zajmując się, a to zdobywaniem wykształcenia, awansami, szkoleniami, nowe hobby .. fotografia, aranżacja wnętrz i ogrodów, nauka języków obcych .. kursy gotowania, samoobrony .. tylko to wszystko przestało mi wystarczać. Nie udaje mi się już tej pustki niczym wypełnic, pomimo, ze mam mało czasu .. i tak jest go na tyle dużo, że czuję się bardzo źle. Ostatnio kolega z pracy powiedział (niby w żarcie), że jest ze mną coś nie tak, skoro po 30-tce nie mam rodziny. Wiecie, ja nigdy o tym tak nie myślałam. Nawet jeśli jest ze mną coś nie tak, to przecież muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów. Strasznie mnie to gryzie. Nawet w pracy stosunek do mnie zaczął się zmnieniać. 'W Święta dostaniesz dyżur (24h), lepiej nie siedzieć w domu samej, dzięki Tobie dziewczyny spędzą czas ze swoimi najbliższymi' - podejście mojej Szefowej Rozumiem to i akceptuję, ale i tak jest mi ciężko. Zdaję sobie sprawę z mojej sytuacji, jestem z nią pogodzona .. nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nietylko. Jestem już wykończona, jakbym ciągle chodziała w stresie .. jak przed ważnym egzaminem .. nie chcę swojej frustracji przelewać na nic, ani na nikogo .. a tak pewnie będzie. Da się jakoś sobie przetłumaczyć takie położenie .. i wiem, że to nie jest koniec świata, są gorsze rzeczy, to nie czyni mnie mniej wartościową .. ta gadka już nie działa. Macie inne pomysły? Dajcie znać )
Nie bardzo rozumiem. To, że nie masz rodziny, nie czyni Cię mniej wartościową. Ani dla siebie, ani dla świata. To nie znaczy, że nie masz prawa wyboru, co robisz w Święta - podejście Twojej szefowej jest słabe. Mogłaby zapytać, a nie dysponować Twoim czasem. Jej podejście nie jest w porządku. Komentarz kolegi z pracy? Poniżej wszelkiej krytyki.
Ludzie mają różne drogi w życiu i posiadanie rodziny nie jest jedyną słuszną i akceptowalną przyszłością. Pomijając fakt, że on nie wie, z jakiego powodu nie masz rodziny, to takie komentarze TYLKO ranią. Nie rozumiem ludzi, którzy widzą żart w mówieniu komuś "coś z Tobą nie tak, bo nie wpasowujesz się w społeczne przestarzałe normy".
Może to jest tak, że wcale nie musisz tłumaczyć sobie samotności po to, żeby przestała być problemem. Może musisz sobie wyjaśnić, DLACZEGO ona jest problemem. Co Ci w niej przeszkadza? Czego Ci brak? Jakich swoich potrzeb nie realizujesz - i dlaczego? To wydaje mi się dużo ważniejsze niż zagłuszanie tej samotności, udawanie, że jej nie ma, albo że nie przeszkadza, nie boli.
Może to czas pochylić się nad tym poczuciem pustki, zajrzeć w tę "dziurę", zobaczyć, co się w niej kryje. Czym ją zapełniasz? Czym byś chciała?
Jeśłi utknęłaś, to może jest dobry moment, żeby spojrzeć na drogę, którą przeszłaś i drogę, którą idziesz. Skoro już się zatrzymałaś, może możesz się rozejrzeć i sprawdzić, czy kierunek i zwrot dobry Dokąd idziesz, jaką drogą, co jest u celu za 2 lata, za 5 lat?
Współczuję tej samotności. Przez pandemię poluzowały się bardzo moje więzy z ludźmi, to trudny czas na bliskość.
7 2020-12-07 17:18:04 Ostatnio edytowany przez Klenewa (2020-12-07 17:22:04)
Wiem co to samotność. Moim zdaniem nie powinnaś pozwolić się tak wykorzystywać w pracy. Każdy ma prawo do urlopu, to nie może być tak, że Ty tylko harujesz, bo ktoś znalazł sobie jakiś pretekst, żeby Tobie dawać pracę. A słowa kolegi puszczaj mimo uszu, to najwyraźniej on ma jakiś problem. Moim zdaniem o wiele lepiej być samej niż z mężczyzną, u którego nie ma się wsparcia, który znęca się nad żoną czy dziećmi. Moim zdaniem rozwijanie siebie to dobry sposób na samotność. Pomyśl, że ja na przestrzeni lat zaszywałam się przed komputerem by zabić czas, który spędzałam w samotności. Teraz żałuję zmarnowanego czasu, także Ty sobie lepiej poradziłaś. Może czujesz się przytłoczona brakiem znajomych, sądzę, że musisz sobie odpowiedzieć na pytanie czego oczekujesz od takich relacji. Ja sądzę, że tacy znajomi, z którymi bym gdzieś wychodziła od czasu do czasu, ale z którymi bym nie miała wspólnych zainteresowań, a nasze rozmowy byłyby powierzchowne o niczym tak na prawdę to w sumie szkoda czasu na takie znajomości i jest to nawet destrukcyjne, wolę sama wybierać, filtrować treści, którymi się "żywię" niż słuchać "co tam w wielkim świecie", bo to szkodliwe. Mam nadzieję, że trochę Cię pocieszyłam, ale co Ci poradzić to nie wiem. Sądzę, że jeśli nie potrafisz wyrwać się ze swej samotności, to chyba musisz jakoś nauczyć się ją lubić, jakoś pogodzić się z nią, nie wiem... Tylko nie daj sobie wmówić, że jest z Tobą coś nie tak. Nie każdy jest super otwarty i nie każdemu z łatwością przychodzi zawieranie nowych znajomości. Mi się wydaję, że ja poradziłam sobie z moją samotnością, choć bywają gorsze chwile. Po prostu znalazłam sobie takie cele w życiu, które są przeciwne celom większości ludzi, więc wychodzę z założenia, że albo znajdę sobie znajomych o podobnych do moich wartości (co nie jest łatwe), albo wolę być sama, gdyż nie ma sensu dla mnie wchodzić w jakieś znajomości z ludźmi, z którymi nic mnie nie łączy. Oczywiście, nie mówię tu o znajomościach jakie się ma siłą rzeczy na uczelni czy w pracy, bo te z reguły nie są jakieś bliskie. Bardzo podoba mi się, że nie chcesz na nikim się wyżywać czy przelewać swoją frustrację to bardzo miłe z Twojej strony, takie rzeczy się ceni.
Pozwól, że odpowiem jedynie na pytanie "Jak sobie tłumaczycie samotność?" - zdarzało mi się odczuwać ten stan ale nigdy go nie piętnowałam, nie negowałam i nie próbowałam zagłuszać. Wychodziłam z założenia, że to dobry czas na wsłuchanie się w siebie samą, naukę rozumienia siebie, szlifowanie umiejętności bycia samej ze sobą, coś rozwojowego dla duszy. Ale podkreślam- jedynie zdarzało mi się ten stan odczuwać, bo może gdyby to było coś permanentnego trwającego wiele lat, to by mi samotność przeszkadzała i od środka niszczyła.
Zaznaczam, że nie uważam, że samotność jest dobra- bo uważam, że stoi w sprzeczności z naszą naturą bo zwierzęta stadne jesteśmy i jeśli ktoś bardzo lubi samotność i się izoluję to uważam, że doszło do pewnych zaburzeń na jakimś polu. No i nie zagłuszysz poczucia samotności żadnymi kursami itd. To tylko wypełni Ci czas, a nie pustkę w środku.
Mi od jakiegoś czasu jest samej źle, no może od 4 lat. W sensie.. odkąd skończyłam studia mieszkalam sama, przyzwyczailam się, że nie ma do kogo się odezwać. Tylko poza domem, właściwie cały czas byłam wśród ludzi, czasami aż za dużo się działo Potem lawinowo posypały się śluby i zostałam odcięta..., nawet nie wiem o co chodzi czy to ja się aż tak zmieniłam.. Wiem, że nie mam dzieci, ale to już nie można że mna pogadać? Pytałam moich koleżanek co się stało, ale wymigujaco odpowiadaly, że albo ciężko się zgrać, albo nie chcą mnie zanudzac małżeńskimi problemami, albo gdzieś właśnie jadą, skądś wracają, zawsze coś ... Serio? ;/ Stalam się trędowata bo moje życie wygląda inaczej niż ich?
9 2020-12-07 19:04:17 Ostatnio edytowany przez R_ita (2020-12-07 19:31:47)
Potem lawinowo posypały się śluby i zostałam odcięta..., nawet nie wiem o co chodzi czy to ja się aż tak zmieniłam.. Wiem, że nie mam dzieci, ale to już nie można że mna pogadać? Pytałam moich koleżanek co się stało, ale wymigujaco odpowiadaly, że albo ciężko się zgrać, albo nie chcą mnie zanudzac małżeńskimi problemami, albo gdzieś właśnie jadą, skądś wracają, zawsze coś ... Serio? ;/ Stalam się trędowata bo moje życie wygląda inaczej niż ich?
Stello, chyba ciut Cię pod tym względem rozumiem, choć z kolei u mnie sytuacja jest odwrotna- bo ja jestem w ciąży, ale też czuję się jak trędowata bo widzę, że koleżanki zmieniły do mnie stosunek, jakby zaczęło być im ze mną nie po drodze, nawet zasugerowały, że przecież teraz mamy inne priorytety... a przecież my wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi, więc też tego nie rozumiem. Ale u mnie - przynajmniej na tym etapie- to nie powoduje samotności co po prostu jest mi przykro i to mi uświadamia, że już nigdy nic nie będzie takie samo.
Spotkałem kiedyś kobietę, grubo po 50tce - zaczeliśmy rozmawiać, opowiedziała mi o swoim życiu - miała firmę farmaceutyczną, u niej zawsze brakowało czasu. Pokazała zdjęcia pięknego domu, miała drogie auto - ona sama bardzo zadbana, wyglądała o wiele młodziej, lecz nie miała, czegoś najważniejszego - otóż to nie zdążyła poznać miłości swojego życia. Co mi powiedziała, że nie chciała by tego wszystkiego mieć tylko obudzić się chociaż 10 lat wcześniej. Nigdy nie była kochana, nigdy nikomu jej nie brakowało za wyjątkiem rodziców itd.
Autorko moja rada, stanij na chwilę - zatrzymaj się, nie pędź jak lokomotywa... weź urlop, odpocznij - zastanów sie nad sobą, odpowiedz na pytanie czego oczekujesz od życia ???
Co do małżeństwa - co z tego, że inni mają już rodziny itd. Niech nikt Ci szczęścia nie szuka, patrz na siebie - na swoje serce !!!!
Co do znajomych, koleżanek - nic nie trwa wiecznie, zakładają rodziny coraz mniej czasu i tak się dzieje, że ten kontakt gdzieś z czasem zanika... (nie zawsze ale tak bywa)
Pomyśl czy czasami nie bierzesz na siebie za dużo i czy Ci to faktycznie potrzebne - najważniejsze robić coś dla siebie, coś co daje nam radość !!!
Dzisiaj jak widzę młode pokolenie - dużo robią na pokaz, dla szpanu, żeby zaistnieć - ubierają coraz to nowsze maski tylko po co ????
Pozdrawiam i głowka do góry...
11 2020-12-08 02:01:12 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-08 02:20:29)
Hej, tak sobie pomyślałam, że może jak spróbuję wytłumaczyć, zrozumieć swoją samotność to ten stan przestanie być, aż takim problemem. Ostatnie miesiące strasznie mnie dobiły, zanalazłam się jakby na 'niższym' poziomie życia i nie potrafię się w nim odnaleźć. Zawsze ogarniałam mnóstwo rzeczy na raz, żeby mieć poczucie, że nie stoję w miejscu .. ale niestety tak właśnie się czuję, jakbym utknęłą. Jak na złość wszystkie moje koleżanki mają rodziny, jakieś dalekosiężne plany, cele .. Nie zrozumcie mnie źle, nikomu nie życzę bycia w moim położeniu, ale serio .. nawet jednej koleżanki, żeby póść na spacer, pogadać. Zawsze radziłam sobie z samotnością zajmując się, a to zdobywaniem wykształcenia, awansami, szkoleniami, nowe hobby .. fotografia, aranżacja wnętrz i ogrodów, nauka języków obcych .. kursy gotowania, samoobrony .. tylko to wszystko przestało mi wystarczać. Nie udaje mi się już tej pustki niczym wypełnic, pomimo, ze mam mało czasu .. i tak jest go na tyle dużo, że czuję się bardzo źle. Ostatnio kolega z pracy powiedział (niby w żarcie), że jest ze mną coś nie tak, skoro po 30-tce nie mam rodziny. Wiecie, ja nigdy o tym tak nie myślałam. Nawet jeśli jest ze mną coś nie tak, to przecież muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów. Strasznie mnie to gryzie. Nawet w pracy stosunek do mnie zaczął się zmnieniać. 'W Święta dostaniesz dyżur (24h), lepiej nie siedzieć w domu samej, dzięki Tobie dziewczyny spędzą czas ze swoimi najbliższymi' - podejście mojej Szefowej Rozumiem to i akceptuję, ale i tak jest mi ciężko. Zdaję sobie sprawę z mojej sytuacji, jestem z nią pogodzona .. nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nietylko. Jestem już wykończona, jakbym ciągle chodziała w stresie .. jak przed ważnym egzaminem .. nie chcę swojej frustracji przelewać na nic, ani na nikogo .. a tak pewnie będzie. Da się jakoś sobie przetłumaczyć takie położenie .. i wiem, że to nie jest koniec świata, są gorsze rzeczy, to nie czyni mnie mniej wartościową .. ta gadka już nie działa. Macie inne pomysły? Dajcie znać )
Witaj Nino,
Z uwagą przeczytałem Twój wątek. I pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to to, że wszystko co realizujesz , co robisz dyktowane jest tak naprawdę potrzebami innych osób. Sama przecież napisałaś, że: „...muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów”. A gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Gdzie Twoje prawdziwe potrzeby? Gdzie Twoje marzenia?
To bardzo wzniosłe, że chcesz czuć się potrzebna, że lubisz pomagać innym. Dobrze również, że się rozwijasz. Ale odnoszę wrażenie - być może mylne - że wszystko co robisz - nie wynika z Twojej osobistej chęci, pragnienia poszerzenia własnych horyzontów a ma służyć jedynie dla „zabicia czasu”. Mam wrażenie, że te wszystkie kursy, szkolenia, awanse były tylko punktami do odhaczenia.
Wydaje mi się, że w tej pogoni zapomniałaś o czymś najważniejszym. O sobie. O tym, że Ty sama powinnaś być największą wartością dla siebie samej. Czasami warto zwolnić. Odpuścić. Czasami warto zająć się czymś co człowiek naprawdę lubi. Nie warto robić tych wszystkich rzeczy byle je tylko mówiąc kolokwialnie „zaliczyć”. Nie przysporzy Ci to ani radości ani nie będzie źródłem satysfakcji a będzie tylko źródłem dodatkowych frustracji wynikających z faktu, że robisz rzeczy, których tak naprawdę nigdy nie chciałaś.
To, że Twoje koleżanki i koledzy już dawno pozakładały rodziny nie powinno Cię deprecjonować. Na forum na którym teraz jesteś znajdziesz wiele przykładów na to, że z pewnymi sprawami nie warto się śpieszyć. Czas pomoże Ci podjąć właściwą decyzję. Nie rób tego pod dyktando innych osób. A tym bardziej nie bierz do siebie niegrzecznych słów swojego kolegi. To, że użył takich słów jest dowodem na to, że z nim jest coś nie w porządku a nie z Tobą. Szybciej nie znaczy lepiej.
Masz dużo czasu by móc się samej odnaleźć. By poznać swoje własne potrzeby. By zajrzeć w głąb siebie samej i odpowiedzieć sobie na pytanie czego od życia oczekuję. Czego pragnę? Do czego chciałabym dążyć? Przestań żyć dla innych a zacznij żyć dla siebie. Ty jesteś najważniejsza.
Wydaje mi się Nino, że brak Ci tzw. „bratniej duszy”. Kogoś z kim mogłabyś tak po ludzku i w spokoju porozmawiać, pożalić się czy nawet poplotkować. Kogoś z kim mogłabyś spędzić swój wolny czas. Do kogo można zadzwonić lub nawet popisać na komunikatorze.
Jeśli odczuwasz aż tak dużą pustkę jak opisujesz - może warto rozważyć założenie profilu na jakimś portalu dla samotnych. Do niczego Cię to nie zobowiązuje a zwiększysz swoje szanse na poznanie nowych osób. Wiem z autopsji, że zwykła rozmowa potrafi zdziałać cuda.
I sam jestem dowodem na to, bo tu na tym forum znalazłem miejsce, gdzie mogłem wyrzucić z siebie, to co mnie gryzło.
Pozdrawiam Cię Nino i powodzenia życzę,
Ja jestem praktycznie całe życie sama. Jeśli się dobrze zastanowisz, będziesz obserwować, to pewnie będziesz mniej więcej wiedziała jakie rzeczy pośrednio mogły wpłynąć na twoją samotność.
Ważniejsze jest chyba jednak to aby odnaleźć prawdziwą siebie i nie udawać kogoś innego w życiu oraz szukać kontaktu z ludźmi, wykazywać inicjatywę.
Możesz pójść na terapię, która da ci lepszy wgląd w siebie, będziesz bardziej świadoma uczuć i będziesz potrafiła o nich mówić. Możliwe, że potrzebujesz też przerobić jakieś trudne rzeczy z przeszłości.
Ja wcześniej unikałam myślenia o tym jak się czuję. A czułam się źle. Tłumiłam wiele rzeczy (złość, lęk, wstyd). Uczę się czuć i wyrażać swoje emocje. Myślę, że to jest coś ważnego dla budowania relacji, o czym czasem się zapomina.
Ja nie bardzo rozumiem co masz do zamężnych i dzieciatych koleżanek. Ja wiele lat byłam sama, i też w okresie po 30tce - nie przeszkadzały mi nigdy dzieci moich koleżanek. Dodam tylko, że ja nie mieszkam w Polsce, znajomi po studiach też się rozjechali po świecie w taki sposób że więcej przyjaciół mam w Norwegii w tej chwili niż w Polsce co uznaję za super możliwość i pretekst do częstych podróży
Może zmień towarzystwo bo to twoje jakieś drętwe. Też spotkałam na swojej drodze ludzi co zamążpójście i rodzicielstwo uważają za koniec życia towarzyskiego ale żeby mieć w około siebie tylko takich?
No i te kursy. Wszystko fajnie, też lubię uczyć się zupełnie nowych rzeczy ale od czasu do czasu. Nie znalazłaś jeszcze czegoś co by Cie tak na prawdę pochłonęło? Coś co robisz na co dzień również po zakończeniu kursu?
nina01p napisał/a:...nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nie tylko...
Czy negatywne emocje to te, które opisałaś, czy jest jeszcze coś z czym ci ciężko?
Czy gdyby nie było tych wszystkich "buraków" dookoła ciebie, czy przeszkadzałoby ci twoje obecne życie?
Czy twoim marzeniem jest mieć rodzinę?
Czy rozważasz, zmianę pracy, może wyjazd zagranicę?
Odpowiadając na Twoje pytania Ajko .. Odnośnie negatywnych emocji .. hm .. zostałam oszukana przez mężczyznę, który wiele dla mnie znaczył, bardzo to przeżyłam .. chyba ciągle jeszcze nie wróciłąm do siebie, ale z drugiej strony nie po raz pierwszy jestem 'rzucana' więc nauczyłam się radzić w sytuacjach tego rodzaju. Nie wydaje mi się, aby to wydarzenie miało w jakimś dużym stopniu wpływ na mój obecny stan. Myślę, że gdyby nie te komentarze, czy 'wykluczenie' z towarzystwa, to może tylko czasami samotność dawałaby się we znaki (do zniesienia ). Oczywiście, że chciałam kiedyś mieć rodzinę, ale czas nie działa na moją korzyść, więc odpuściłam sobie już dawno temu. Myślałam kiedyś o zmianie pracy, ale w obecnej bardzo dobrze zarabiam (nie ma szans, żeby pod tym względem było gdzieś lepiej - sprawdzałam). Wyjazd za granicę odpada, musiałabym się przekwalifikować .. np na pielęgniarkę, a szkoda mi przekreślić wszystkie staże, kursy, specjalizacje i doktorat, które zdobyłam do tej pory sporym wysiłkiem ...
Ludzie mają różne drogi w życiu i posiadanie rodziny nie jest jedyną słuszną i akceptowalną przyszłością. Pomijając fakt, że on nie wie, z jakiego powodu nie masz rodziny, to takie komentarze TYLKO ranią. Nie rozumiem ludzi, którzy widzą żart w mówieniu komuś "coś z Tobą nie tak, bo nie wpasowujesz się w społeczne przestarzałe normy".
Nauczyłam się nie reagować na takie zaczepki (milczeć, nie tłumaczyć, przeczekać), od wielu lat słyszę je od ciotek, wujków, ale od ludzi w moim wieku .. to bardziej boli. My żyjemy w innych czasach niż nasi dziadkowie, oni mają prawo mojej sytuacji nie rozumieć, ale równieśnicy ...?
Może to jest tak, że wcale nie musisz tłumaczyć sobie samotności po to, żeby przestała być problemem. Może musisz sobie wyjaśnić, DLACZEGO ona jest problemem. Co Ci w niej przeszkadza? Czego Ci brak? Jakich swoich potrzeb nie realizujesz - i dlaczego? To wydaje mi się dużo ważniejsze niż zagłuszanie tej samotności, udawanie, że jej nie ma, albo że nie przeszkadza, nie boli. Może to czas pochylić się nad tym poczuciem pustki, zajrzeć w tę "dziurę", zobaczyć, co się w niej kryje. Czym ją zapełniasz? Czym byś chciała?
Nie mogę mieć tego czego chcę. Trochę nauczyłam się już, że muszę wdrażać w życiu plan B, to zawze rozczarowuje, ale zaciskam zęby i robię co trzeba, działam zadaniowo. Początki są zawsze trudne, ale z czasem jest lepiej, przynajmniej zawsze tak było .. Nie wiem dlaczego teraz mam takie problemy. To do mnie niepodobne
Jeśłi utknęłaś, to może jest dobry moment, żeby spojrzeć na drogę, którą przeszłaś i drogę, którą idziesz. Skoro już się zatrzymałaś, może możesz się rozejrzeć i sprawdzić, czy kierunek i zwrot dobry Dokąd idziesz, jaką drogą, co jest u celu za 2 lata, za 5 lat? Współczuję tej samotności. Przez pandemię poluzowały się bardzo moje więzy z ludźmi, to trudny czas na bliskość.
Hm .. nie mam planów, wszystko co gdzieś miałam w głowie .. zawodowego już osiągnęłam (może tylko zmiana miejsca pracy wchodzi w grę .. ). Szczerze to boję się aż tak dalego wybiegać w przyszłość. Zawsze miałam przeczucie, że będę krótko żyła, chyba tego się trzymam. W każdym razie zabezpieczyłam finansowo najbiższych na ładnych kilka lat. Fajnie by było gdyby chociaż to młodsze pokolenie w mojej rodzinie miało łatwiejszy start
Stella_ napisał/a:Potem lawinowo posypały się śluby i zostałam odcięta..., nawet nie wiem o co chodzi czy to ja się aż tak zmieniłam.. Wiem, że nie mam dzieci, ale to już nie można że mna pogadać? Pytałam moich koleżanek co się stało, ale wymigujaco odpowiadaly, że albo ciężko się zgrać, albo nie chcą mnie zanudzac małżeńskimi problemami, albo gdzieś właśnie jadą, skądś wracają, zawsze coś ... Serio? ;/ Stalam się trędowata bo moje życie wygląda inaczej niż ich?
Stello, chyba ciut Cię pod tym względem rozumiem, choć z kolei u mnie sytuacja jest odwrotna- bo ja jestem w ciąży, ale też czuję się jak trędowata bo widzę, że koleżanki zmieniły do mnie stosunek, jakby zaczęło być im ze mną nie po drodze, nawet zasugerowały, że przecież teraz mamy inne priorytety... a przecież my wciąż jesteśmy tymi samymi ludźmi, więc też tego nie rozumiem. Ale u mnie - przynajmniej na tym etapie- to nie powoduje samotności co po prostu jest mi przykro i to mi uświadamia, że już nigdy nic nie będzie takie samo.
Bardzo mi przykro, że Twoje koleżanki psują Ci radość z jednego z najwspanialszych momentów w życiu kobiety .. tak sobie myślę, że noszenie w sobie życia musi być niezwykłe ) Przeczekaj, to się z czasem zmieni i doświadczysz mnóstwa radości to właśnie oznaczają dzieci
Spotkałem kiedyś kobietę, grubo po 50tce - zaczeliśmy rozmawiać, opowiedziała mi o swoim życiu - miała firmę farmaceutyczną, u niej zawsze brakowało czasu. Pokazała zdjęcia pięknego domu, miała drogie auto - ona sama bardzo zadbana, wyglądała o wiele młodziej, lecz nie miała, czegoś najważniejszego - otóż to nie zdążyła poznać miłości swojego życia. Co mi powiedziała, że nie chciała by tego wszystkiego mieć tylko obudzić się chociaż 10 lat wcześniej. Nigdy nie była kochana, nigdy nikomu jej nie brakowało za wyjątkiem rodziców itd.
Autorko moja rada, stanij na chwilę - zatrzymaj się, nie pędź jak lokomotywa... weź urlop, odpocznij - zastanów sie nad sobą, odpowiedz na pytanie czego oczekujesz od życia ???
Ja kochałam, to mnie nie kochano, zawsze była jakaś inna, ważniejsza, lepsza na horyzoncie, starałam się .. nie mam do siebie o to pretensji, zrobiłam co mogłam. Do mężczyzn, którzy byli dla mnie ważni też nie mogę chować urazy, nikogo nie można zmusić do miłości .. zwyczajnie tak w życiu bywa. Nie lubię urlopów, chyba, że w formie aktywnej (w wodzie, albo pod wodą najlepiej ). Spokoju wewnętrznego .. tego oczekuję od życia, może to zbyt wygórowane oczekiwania jak na te czasy .. ale taka prawda.
Co do małżeństwa - co z tego, że inni mają już rodziny itd. Niech nikt Ci szczęścia nie szuka, patrz na siebie - na swoje serce !!!! Co do znajomych, koleżanek - nic nie trwa wiecznie, zakładają rodziny coraz mniej czasu i tak się dzieje, że ten kontakt gdzieś z czasem zanika... (nie zawsze ale tak bywa) Pomyśl czy czasami nie bierzesz na siebie za dużo i czy Ci to faktycznie potrzebne - najważniejsze robić coś dla siebie, coś co daje nam radość !!! Dzisiaj jak widzę młode pokolenie - dużo robią na pokaz, dla szpanu, żeby zaistnieć - ubierają coraz to nowsze maski tylko po co ???? Pozdrawiam i głowka do góry...
Hm .. może te maski to jedyne wyjście, żeby nikt nie widział co przeżywamy w środku. Zaistnieć? Pewnie masz Artii sporo racji, ale czasami nie mam nic innego do roboty. Siłą rzeczy idąc do przodu coś się osiąga, tak przynajmniej jest w moim przypadku.
Witaj Nino,
Z uwagą przeczytałem Twój wątek. I pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to to, że wszystko co realizujesz , co robisz dyktowane jest tak naprawdę potrzebami innych osób. Sama przecież napisałaś, że: „...muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów”. A gdzie w tym wszystkim jesteś Ty? Gdzie Twoje prawdziwe potrzeby? Gdzie Twoje marzenia? To bardzo wzniosłe, że chcesz czuć się potrzebna, że lubisz pomagać innym. Dobrze również, że się rozwijasz. Ale odnoszę wrażenie - być może mylne - że wszystko co robisz - nie wynika z Twojej osobistej chęci, pragnienia poszerzenia własnych horyzontów a ma służyć jedynie dla „zabicia czasu”. Mam wrażenie, że te wszystkie kursy, szkolenia, awanse były tylko punktami do odhaczenia. Wydaje mi się, że w tej pogoni zapomniałaś o czymś najważniejszym. O sobie. O tym, że Ty sama powinnaś być największą wartością dla siebie samej. Czasami warto zwolnić. Odpuścić. Czasami warto zająć się czymś co człowiek naprawdę lubi. Nie warto robić tych wszystkich rzeczy byle je tylko mówiąc kolokwialnie „zaliczyć”. Nie przysporzy Ci to ani radości ani nie będzie źródłem satysfakcji a będzie tylko źródłem dodatkowych frustracji wynikających z faktu, że robisz rzeczy, których tak naprawdę nigdy nie chciałaś.
To nie tak, że ktoś mi coś karze robić. Ja wybrałam działanie zamiast użalania się nad sobą. Miałam marzenia, ale nie udało się ich zrealizować, co myślę samo w sobie nie jest tragedią, zwyczajnie się zdarza. Kursy, szkolenia okazały się naturalną koleją rzeczy .. i czasami przynosiły satysfakcję
To, że Twoje koleżanki i koledzy już dawno pozakładały rodziny nie powinno Cię deprecjonować. Na forum na którym teraz jesteś znajdziesz wiele przykładów na to, że z pewnymi sprawami nie warto się śpieszyć. Czas pomoże Ci podjąć właściwą decyzję. Nie rób tego pod dyktando innych osób. A tym bardziej nie bierz do siebie niegrzecznych słów swojego kolegi. To, że użył takich słów jest dowodem na to, że z nim jest coś nie w porządku a nie z Tobą. Szybciej nie znaczy lepiej. Masz dużo czasu by móc się samej odnaleźć. By poznać swoje własne potrzeby. By zajrzeć w głąb siebie samej i odpowiedzieć sobie na pytanie czego od życia oczekuję. Czego pragnę? Do czego chciałabym dążyć? Przestań żyć dla innych a zacznij żyć dla siebie. Ty jesteś najważniejsza
Tylko tak myślę sobie, że życie dla siebie samej musi być strasznie nudne, puste, bezwartościowe .. jakoś cięzko mi to sobie wyobrazić (piszę to w odniesieniu do siebie samej, jeśli ktoś się w tym odnajduje to zazdroszczę i podziwiam, wiem, że tak by było rozsądniej )
Wydaje mi się Nino, że brak Ci tzw. „bratniej duszy”. Kogoś z kim mogłabyś tak po ludzku i w spokoju porozmawiać, pożalić się czy nawet poplotkować. Kogoś z kim mogłabyś spędzić swój wolny czas. Do kogo można zadzwonić lub nawet popisać na komunikatorze. Jeśli odczuwasz aż tak dużą pustkę jak opisujesz - może warto rozważyć założenie profilu na jakimś portalu dla samotnych. Do niczego Cię to nie zobowiązuje a zwiększysz swoje szanse na poznanie nowych osób. Wiem z autopsji, że zwykła rozmowa potrafi zdziałać cuda. I sam jestem dowodem na to, bo tu na tym forum znalazłem miejsce, gdzie mogłem wyrzucić z siebie, to co mnie gryzło. Pozdrawiam Cię Nino i powodzenia życzę,
Dziękuję za portale dla samotnych, za dużo mnie tam krzywdy spotkało, ale za to Forum jestem bardzo wdzięczna i oczywiście dziękuję za wszyskie rady i słowa otuchy
Ja jestem praktycznie całe życie sama. Jeśli się dobrze zastanowisz, będziesz obserwować, to pewnie będziesz mniej więcej wiedziała jakie rzeczy pośrednio mogły wpłynąć na twoją samotność.
Ważniejsze jest chyba jednak to aby odnaleźć prawdziwą siebie i nie udawać kogoś innego w życiu oraz szukać kontaktu z ludźmi, wykazywać inicjatywę.
Możesz pójść na terapię, która da ci lepszy wgląd w siebie, będziesz bardziej świadoma uczuć i będziesz potrafiła o nich mówić. Możliwe, że potrzebujesz też przerobić jakieś trudne rzeczy z przeszłości.
Ja wcześniej unikałam myślenia o tym jak się czuję. A czułam się źle. Tłumiłam wiele rzeczy (złość, lęk, wstyd). Uczę się czuć i wyrażać swoje emocje. Myślę, że to jest coś ważnego dla budowania relacji, o czym czasem się zapomina.
To tak jak ja. Wkurza mnie, że wcześniej mi to nie przeszkadzało a teraz nie potrafię się odnaleźć. Tą inicjatywą w szukaniu nowych znajomości jestem już zwyczajnie zmęczona .. włąsciwie to może, aż za bardzo się starałam i chyba potrzebuję złapać dystans i pielęgnować to co mam. Na terapię chodzę, ale na chwilę obecną nic z niej nie wynika, myśle, że potrzebuję sporo więcej czasu (nie zniechęcam się w każdym razie )
Ja nie bardzo rozumiem co masz do zamężnych i dzieciatych koleżanek. Ja wiele lat byłam sama, i też w okresie po 30tce - nie przeszkadzały mi nigdy dzieci moich koleżanek. Dodam tylko, że ja nie mieszkam w Polsce, znajomi po studiach też się rozjechali po świecie w taki sposób że więcej przyjaciół mam w Norwegii w tej chwili niż w Polsce co uznaję za super możliwość i pretekst do częstych podróży
Może zmień towarzystwo bo to twoje jakieś drętwe. Też spotkałam na swojej drodze ludzi co zamążpójście i rodzicielstwo uważają za koniec życia towarzyskiego ale żeby mieć w około siebie tylko takich?
No i te kursy. Wszystko fajnie, też lubię uczyć się zupełnie nowych rzeczy ale od czasu do czasu. Nie znalazłaś jeszcze czegoś co by Cie tak na prawdę pochłonęło? Coś co robisz na co dzień również po zakończeniu kursu?
Chyba mnie nie zrozumiałaś. Ja absolutnie nic nie mam do zamęznych koleżanek, to one wykluczyły mnie ze znajomych twierdząc, że nie jest już nam po drodze. Zwyczajnie tego nie rozumiem .. a dzieci, są najwyższą wartościa, jak mogą komukolwiek przeszkadzac? Nie, nie znalazłam niczego co by mnie zaabsorbowało. Kiedyś to była fotografia, ale teraz już nie sprawia mi takiej frajdy. Szukam w kązdym razie i się nie zniechęcam
Nie będę cytować wszystkich wypowiedzi, gdzie to widzę, ale z Twoich wypowiedzi maluje mi się obraz kogoś zrezygnowanego i pogodzonego z tym, że w życiu już nic sie ciekawego nie wydarzy. Czy jest jeszcze coś w życiu, czego chcesz? Czego pragniesz? O czym marzysz? Cokolwiek?
22 2020-12-08 19:02:11 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-12-08 19:04:13)
To tak jak ja. Wkurza mnie, że wcześniej mi to nie przeszkadzało a teraz nie potrafię się odnaleźć. Tą inicjatywą w szukaniu nowych znajomości jestem już zwyczajnie zmęczona .. włąsciwie to może, aż za bardzo się starałam i chyba potrzebuję złapać dystans i pielęgnować to co mam. Na terapię chodzę, ale na chwilę obecną nic z niej nie wynika, myśle, że potrzebuję sporo więcej czasu (nie zniechęcam się w każdym razie )
Lepiej moim zdaniem nie starać się za bardzo. Zadbaj o siebie, spokojnie złap dystans a za jakiś czas wykorzystasz doświadczenia na swoja korzysc. Mysle, że korzysc z terapii tez moze byc widoczna po czasie.
Nino - napisałaś, że na portalach dla samotnych nie spotkało Cię nic dobrego. Naprawdę jest tam aż tak źle? Nie trafił Ci się nikt interesujący? Znasz chyba to powiedzenie - „dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą”, wiec uważam, że nie powinnaś się poddawać. Wystarczy tylko uwierzyć, że los się odmieni i szczęście i do Ciebie zawita.
A o te portale pytałem, bo pewnie wiele osób upatruje w tym zabieganym świecie szans na spotkanie bratniej duszy w takich miejscach.
I mówiąc szczerze przerażają mnie twe słowa - bo i samemu planowałem tam zawitać za jakiś czas.
Nie wiem jak wytłumaczyć sobie samotność. U mnie - może wiekiem? Wszyscy mężczyźni w moim targecie wiekowym są pozajmowani. Sama jestem po rozwodzie. Mam dziecko. Ono pewnie też "odrzuca" potencjalnych partnerów.
Samotność w moim byłym małżeństwie była przykra, paląca i aż nadto oczywista.
Teraz... to jakiś wewnętrzny brak KOGOŚ. Kogoś kto zaakceptuje, pokocha, da prawdziwe emocjonalne ciepło, którego każdemu trzeba. Kogoś, kogo mogłabym kochać, z kim obejrzę film, przy kim zasnę i przy kim się obudzę. Z kim radośniej będzie iść przez życie.
Tymczasem wokół pustka, wieczorami przeraźliwa cisza. I poczucie, że jeśli chodzi o relacje międzyludzkie wszystko jest już za mną, choć było tego tyle co nic.
A mam w sobie tyle ciepła. Mogłabym obdarzyć nim kogoś.
Tymczasem wokół pustka.
Mówię wam warto poczekać,nie zamartwiać się pustką przetrwać noc przeżyć wytrzymać,cierpliwie ze sobą zobaczycie co będzie dalej
Zmieniać pustkę brak w przestrzeń w sobie i odkrywać jak to zrobić a siły wyższe resztą się zajmą życie zaopiekuje się wami .
Da się jakoś sobie przetłumaczyć takie położenie
Jako stan przejściowy, ponieważ na ogół tak właśnie jest. Różne okoliczności sprawiają, że na pewnych etapach życia możemy czuć się samotni, ale nie trwa to wiecznie. Czasami następuje „wymiana znajomych”, ponieważ z dotychczasowymi nie jest już nam po drodze (albo im z nami) i myślę, że jest to po prostu częścią życia. Każdy z nas zmienia się z biegiem czasu, zmieniają się poglądy, priorytety, wymagania względem ludzi. Każdy z nas jest też wolny i może decydować, z kim (i czy w ogóle) chce spędzać czas. Wydaje mi się więc, że zaakceptować trzeba nie tyle samotność, co zmienność ludzi i życia. Jak to powiedział kiedyś mój znajomy: „ludzie przychodzą, ludzie odchodzą” (w kontekście relacji międzyludzkich). Oczywiście nie jest to i nie powinno być normą, ale jeśli zrozumiemy, że ludzie się zmieniają, wydaje mi się, że będzie łatwiej.
Miałam zamiar napisać, że nie trzeba tej samotności tłumaczyć, tylko po prostu wyjść do ludzi, ale piszesz, że
aniuu1 napisał/a:Tą inicjatywą w szukaniu nowych znajomości jestem już zwyczajnie zmęczona .. włąsciwie to może, aż za bardzo się starałam i chyba potrzebuję złapać dystans i pielęgnować to co mam.
Czemu jesteś zmęczona? Jak wyglądały te nowe relacje? Być może przyciągałaś ludzi, którzy rezonowali z Twoim aktualnym stanem psychicznym, a jeśli ten był negatywny, to przyciągałaś ludzi z przewagą cech negatywnych (o czymś podobnym pisał Życzliwy w innym wątku).
Mówię wam warto poczekać,nie zamartwiać się pustką przetrwać noc przeżyć wytrzymać,cierpliwie ze sobą zobaczycie co będzie dalej
Zmieniać pustkę brak w przestrzeń w sobie i odkrywać jak to zrobić a siły wyższe resztą się zajmą życie zaopiekuje się wami .
O, Paslawek, fajnie, że tu zawitałeś Czytając Twoje posty w innych tematach, widzę, że masz taką pokorę do życia, mocno zrównoważone poglądy i dobrą energię, więc jeśli masz jeszcze inne pomysły w temacie, to dawaj
27 2020-12-09 00:01:28 Ostatnio edytowany przez localhost (2020-12-09 00:04:07)
Hej, tak sobie pomyślałam, że może jak spróbuję wytłumaczyć, zrozumieć swoją samotność to ten stan przestanie być, aż takim problemem. (...) Zawsze ogarniałam mnóstwo rzeczy na raz, żeby mieć poczucie, że nie stoję w miejscu .. ale niestety tak właśnie się czuję, jakbym utknęłą. Jak na złość wszystkie moje koleżanki mają rodziny, jakieś dalekosiężne plany, cele .. Nie zrozumcie mnie źle, nikomu nie życzę bycia w moim położeniu, ale serio .. nawet jednej koleżanki, żeby póść na spacer, pogadać. Zawsze radziłam sobie z samotnością zajmując się, a to zdobywaniem wykształcenia, awansami, szkoleniami, nowe hobby .. fotografia, aranżacja wnętrz i ogrodów, nauka języków obcych .. kursy gotowania, samoobrony .. tylko to wszystko przestało mi wystarczać. Nie udaje mi się już tej pustki niczym wypełnic, pomimo, ze mam mało czasu .. i tak jest go na tyle dużo, że czuję się bardzo źle. (...)
nina01p Tak się składa, że moja droga życiowa wyglądała bardzo podobnie, rozterki i pytania są identyczne. Co więcej, całkiem niedawno wylądowałem dokładnie w tym samym miejscu, w którym teraz jesteś Ze swojej strony mogę potwierdzić, że zagłuszanie samotności pracą i pasjami musi w pewnym momencie "nawalić" - nieważne, ile i jakich zajęć nie wrzuciłabyś sobie na plecy, to i tak w pewnym momencie przestanie wystarczać.
Znów na bazie własnego doświadczenia - taki tryb życia to w pewnym sensie błędne koło. Uciekasz (często podświadomie) przed samotnością, rzucasz się w milion różnych zajęć, przez to zaczynasz (niechcący) izolować się od ludzi. Pracujesz więcej, izolujesz się bardziej... błędne koło.
Nasuwają się dwa wnioski.
Po pierwsze - nie tędy droga, trzeba przewartościować swoje życie i dopuścić myśl, że jeżeli nic nie zmienisz to na dłuższą metę będzie tylko gorzej.
Po drugie - taki kryzys, przejrzenie na oczy po "zderzeniu ze ścianą" jest potrzebny. Może nie jest to zbyt przyjemne, ale jak to bywa w terapii szokowej - ma szansę okazać się skuteczne. Myślę, że gdyby u mnie nie doszło do wypalenia połączonego ze znacznym zjazdem nastroju, to być może trwałbym w takiej chorej matni jeszcze x lat.
A tak - przekonałem się, że muszę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, bo jeżeli nie zacznę realnie działać, by kogoś poznać i ułożyć sobie życie, to licząc na przypadek mogę sobie czekać i do emerytury. Otworzyłem się na nowych ludzi i jestem gotów na zmiany, bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Działać, działać, działać. Aha - duży plus, że zdecydowałaś się na terapię
28 2020-12-09 09:35:01 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-09 09:43:23)
Nie wiem jak wytłumaczyć sobie samotność. U mnie - może wiekiem? Wszyscy mężczyźni w moim targecie wiekowym są pozajmowani. Sama jestem po rozwodzie. Mam dziecko. Ono pewnie też "odrzuca" potencjalnych partnerów.
Samotność w moim byłym małżeństwie była przykra, paląca i aż nadto oczywista.Teraz... to jakiś wewnętrzny brak KOGOŚ. Kogoś kto zaakceptuje, pokocha, da prawdziwe emocjonalne ciepło, którego każdemu trzeba. Kogoś, kogo mogłabym kochać, z kim obejrzę film, przy kim zasnę i przy kim się obudzę. Z kim radośniej będzie iść przez życie.
Tymczasem wokół pustka, wieczorami przeraźliwa cisza. I poczucie, że jeśli chodzi o relacje międzyludzkie wszystko jest już za mną, choć było tego tyle co nic.
A mam w sobie tyle ciepła. Mogłabym obdarzyć nim kogoś.
Tymczasem wokół pustka.
Piękne słowa ...
Netanio - myślę, że to tylko kwestia czasu, gdy spotkasz kogoś właściwego, kto doceni ciepło o którym piszesz wyżej.
I prawdę mówiąc - to wszyscy dookoła szukamy tego samego.
PS. Jeśli spotkasz właściwą osobę - dziecko nie będzie stanowiło żadnego problemu.
Pozdrawiam,
krolowachlodu87 napisał/a:Ja nie bardzo rozumiem co masz do zamężnych i dzieciatych koleżanek. Ja wiele lat byłam sama, i też w okresie po 30tce - nie przeszkadzały mi nigdy dzieci moich koleżanek. Dodam tylko, że ja nie mieszkam w Polsce, znajomi po studiach też się rozjechali po świecie w taki sposób że więcej przyjaciół mam w Norwegii w tej chwili niż w Polsce co uznaję za super możliwość i pretekst do częstych podróży
Może zmień towarzystwo bo to twoje jakieś drętwe. Też spotkałam na swojej drodze ludzi co zamążpójście i rodzicielstwo uważają za koniec życia towarzyskiego ale żeby mieć w około siebie tylko takich?
No i te kursy. Wszystko fajnie, też lubię uczyć się zupełnie nowych rzeczy ale od czasu do czasu. Nie znalazłaś jeszcze czegoś co by Cie tak na prawdę pochłonęło? Coś co robisz na co dzień również po zakończeniu kursu?
Chyba mnie nie zrozumiałaś. Ja absolutnie nic nie mam do zamęznych koleżanek, to one wykluczyły mnie ze znajomych twierdząc, że nie jest już nam po drodze. Zwyczajnie tego nie rozumiem .. a dzieci, są najwyższą wartościa, jak mogą komukolwiek przeszkadzac? Nie, nie znalazłam niczego co by mnie zaabsorbowało. Kiedyś to była fotografia, ale teraz już nie sprawia mi takiej frajdy. Szukam w kązdym razie i się nie zniechęcam
Szkoda, cudze dzieci są najlepsze, jak zacznie beczeć to zawsze możesz oddać matce Trochę przewalone jak wynajmujesz wspólnie domek z taką rodziną to musisz się liczyć z pobudką o 6 rano
Serio zmień towarzystwo. Ja od znajomych matek nie dostaje nawet za często zdjęć bąbelków ale fotki z wycieczek, z siłowni, z biegania z konnych przejażdżek, ze skałek....
Ja czasem tęsknie do życia singla
Bliskie relacje z innymi ludźmi są bardzo ważne dla poczucia szczęścia.
Nie da się tego braku zapełnić ani rzeczami materialnymi, ani innymi -- typu praca, siłownia, kultura, wycieczki.
Małżeństwa, monopole jedno+jedno, są dobre i powinny dopełniać szczęście. Posiadanie dzieci również.
W wieku 20+ wydaje się że mamy czas. Ale w wieku 30+ okazuje się że większość ma już rodziny.
Gdy już nie jeździmy na wycieczki szkolne, gdy nie bywamy w dużych grupach równieśników, to znalezienie bratniej duszy jest trudne. Pewnie trzeba ciężko się napracować aby kogoś fajnego poznać... a to jest praca bez gwarancji sukcesu. Ale pewnie warto nie rezygnować, tylko kontynuować.
Nie będę cytować wszystkich wypowiedzi, gdzie to widzę, ale z Twoich wypowiedzi maluje mi się obraz kogoś zrezygnowanego i pogodzonego z tym, że w życiu już nic sie ciekawego nie wydarzy. Czy jest jeszcze coś w życiu, czego chcesz? Czego pragniesz? O czym marzysz? Cokolwiek?
Życie jest bardzo nieprzewidywalne, wieć w kwestii ciekawości na pewno mnie jeszcze zaskoczy (mam tylko nadzieję, że pozytywnie ). Jeśli chodzi o marzenia to chyba na chwilę obecną chciałąbym móc sprawnie ogarnąć siebie i swoje życie, tak żeby nie stwarzać problemów najbliższym. Wiem, że moi rodzice się o mnie martwią, w sumnie mnie jedynej z rodzeństwa średnio się ułożyło. Nie wtajemniczałam ich nigdy w swoje problemy, ale oni chyba przeczuwali zawsze, że coś się u mnie nie tak. W każdym razie fajnie by było budzić się rano ze spokojną głową i sercem
Nino - napisałaś, że na portalach dla samotnych nie spotkało Cię nic dobrego. Naprawdę jest tam aż tak źle? Nie trafił Ci się nikt interesujący? Znasz chyba to powiedzenie - „dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą”, wiec uważam, że nie powinnaś się poddawać. Wystarczy tylko uwierzyć, że los się odmieni i szczęście i do Ciebie zawita.
A o te portale pytałem, bo pewnie wiele osób upatruje w tym zabieganym świecie szans na spotkanie bratniej duszy w takich miejscach.
I mówiąc szczerze przerażają mnie twe słowa - bo i samemu planowałem tam zawitać za jakiś czas.
Odnośnie portali .. absolutnie Cię nie zniechęcam. Zwyczajnie moje doświadczenia są złe co nie znaczy, że nie ma tam świetnych ludzi. Śmiało próbuj
Ból i samotność, jak kara za egoizm, póki tego nie poznasz, twierdzisz, że się nie boisz. Otwierasz drzwi choć nie wiesz co za drzwiami, anioły z dnia na dzień stają się demonami.
Nie wiem jak wytłumaczyć sobie samotność. U mnie - może wiekiem? Wszyscy mężczyźni w moim targecie wiekowym są pozajmowani. Sama jestem po rozwodzie. Mam dziecko. Ono pewnie też "odrzuca" potencjalnych partnerów.
Samotność w moim byłym małżeństwie była przykra, paląca i aż nadto oczywista.Teraz... to jakiś wewnętrzny brak KOGOŚ. Kogoś kto zaakceptuje, pokocha, da prawdziwe emocjonalne ciepło, którego każdemu trzeba. Kogoś, kogo mogłabym kochać, z kim obejrzę film, przy kim zasnę i przy kim się obudzę. Z kim radośniej będzie iść przez życie.
Tymczasem wokół pustka, wieczorami przeraźliwa cisza. I poczucie, że jeśli chodzi o relacje międzyludzkie wszystko jest już za mną, choć było tego tyle co nic.
A mam w sobie tyle ciepła. Mogłabym obdarzyć nim kogoś.
Tymczasem wokół pustka.
Bardzo dobrze Cię rozumiem. Kiedyś mi to nie przeszkadzało .. a teraz jest nieznośne. Niezwykłe jest to, że masz dziecko ..
Czemu jesteś zmęczona? Jak wyglądały te nowe relacje? Być może przyciągałaś ludzi, którzy rezonowali z Twoim aktualnym stanem psychicznym, a jeśli ten był negatywny, to przyciągałaś ludzi z przewagą cech negatywnych (o czymś podobnym pisał Życzliwy w innym wątku).
Nie jestem negatywną osobą. Na zewnątrz nikt nie zauważy, że coś się u mnie dzieje. Nauczyłam się dobrze maskować. Zawsze jestem otwarta na nowe znajomości, zwyczajnie lubię ludzi. Jeśli chodzi o nowe relacje .. jakoś się rozmywały .. z reguły to ja inicjowałam spotkania, rozmowy telefoniczne .. ale nie lubię się też narzucać, więc odpuszczam jeśli widzę, że druga strona jest niechętna.
Mówię wam warto poczekać,nie zamartwiać się pustką przetrwać noc przeżyć wytrzymać,cierpliwie ze sobą zobaczycie co będzie dalej
Zmieniać pustkę brak w przestrzeń w sobie i odkrywać jak to zrobić a siły wyższe resztą się zajmą życie zaopiekuje się wami .
Też tak uważam, tylko jeśli ta 'noc/pustka' trwa latami .. i nic się nie zmienia mimo moich starań, człowiek się poddaje. Powinno być tak, że adaptuję się do sytuacji .. a tu jakoś mi nie wychodzi ;/
Też tak uważam, tylko jeśli ta 'noc/pustka' trwa latami .. i nic się nie zmienia mimo moich starań, człowiek się poddaje. Powinno być tak, że adaptuję się do sytuacji .. a tu jakoś mi nie wychodzi ;/
Lęk, głuchy lęk na dnie skryty gdzieś....Jakby zaraz świat miał się skończyć...
I pamietaj Nina ;
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić
Nic nie może przecież wiecznie trwać
Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić
Tak się składa, że moja droga życiowa wyglądała bardzo podobnie, rozterki i pytania są identyczne. Co więcej, całkiem niedawno wylądowałem dokładnie w tym samym miejscu, w którym teraz jesteś Ze swojej strony mogę potwierdzić, że zagłuszanie samotności pracą i pasjami musi w pewnym momencie "nawalić" - nieważne, ile i jakich zajęć nie wrzuciłabyś sobie na plecy, to i tak w pewnym momencie przestanie wystarczać.
Znów na bazie własnego doświadczenia - taki tryb życia to w pewnym sensie błędne koło. Uciekasz (często podświadomie) przed samotnością, rzucasz się w milion różnych zajęć, przez to zaczynasz (niechcący) izolować się od ludzi. Pracujesz więcej, izolujesz się bardziej... błędne koło.
Widzisz tylko ja się nigdy nie izolowałam. Nawet jeśli dużo pracowałam, brałam sporo dyzurów, miałam zajęcia ze studentami, przesiadywałam w laboratorium to i tak zawsze znalazłam czas dla koleżanek, rodzeństwa. Dopasowywałam swoje życie zawodowe do tych na których mi zależało, tego mnie rodzice nauczyli .. że musimy być dla innych, w sumie do tej pory tak robię.
A tak - przekonałem się, że muszę w końcu wziąć sprawy w swoje ręce, bo jeżeli nie zacznę realnie działać, by kogoś poznać i ułożyć sobie życie, to licząc na przypadek mogę sobie czekać i do emerytury. Otworzyłem się na nowych ludzi i jestem gotów na zmiany, bo jeśli nie teraz, to kiedy?
Działać, działać, działać. Aha - duży plus, że zdecydowałaś się na terapię
Każda próba ułożenia sobie życia kończyła się dla mnie bardzo źle, boleśnie, latami wracałam do równowagi .. mimo to dalej próbowałam. W tym roku poznałam mężczyznę, który tak mnie złamał, że czekają mnie lata walki o siebie .. i też wiem, że dam radę. Ja zawsze działam, to mam wpojone od dziecka .. ale teraz chcę
działać tylko i aż by osiągnąć spokój
Każda próba ułożenia sobie życia kończyła się dla mnie bardzo źle, boleśnie, latami wracałam do równowagi .. mimo to dalej próbowałam. W tym roku poznałam mężczyznę, który tak mnie złamał, że czekają mnie lata walki o siebie .. i też wiem, że dam radę. Ja zawsze działam, to mam wpojone od dziecka .. ale teraz chcę
działać tylko i aż by osiągnąć spokój
Może nie jestem za błyskotliwy ale po prostu źle trafiasz , mam tak samo wszystko na początku jest ok w relacjach męsko damskich a później jeb... Jestem sam tak sam na sam ponad 500 dni w domu bo miałem poważny wypadek teraz uziemiony na rehabilitacji która musze sam wykonywać bo era COVID .... Zaraz po wypadku jak byłem cały zagipsowany to jeszcze mnie znajomi przynajmniej raz w tygodniu odwiedzali a teraz jak raz na miesiąc ktoś wpadnie jest supeerrr , do pracy jeszcze nie będę jeździć z 6 msc wiec dalej czeka mnie siedzenie w domu i gotowanie na obiad 3-4 ziemniaki i 2 kotlety i posiłek w samotności.
Po rozwodzie 2 lata temu żona się wyprowadziła i mnie po prostu zostawiła z domem psami kotem.... nieraz staram się rozmawiać z psem bo przynajmniej udaje ze cos rozumie a kot ma wszystko w dupie...
I pamiętaj nie ma facetów którzy cię załamują oni po prostu jakby zostali to po pewnym czasie jeszcze bardziej by cię męczyli ty z chęci bycia z kimś byś pewnie to ciągnęła i też się męczyła . Przytoczę tu pewien cytat bardzo dobry od człowieka z którym widzę się raz na rok może przez tydzień.
Jeśli jest wyjątkowa, nie będzie łatwa.
Jeśli jest łatwa, nie jest wyjątkowa.
Jeśli jest tego warta, nie poddajesz się.
Jeśli się poddajesz, nie jesteś jej wart...
Prawda jest taka, że każdy cię zrani,
musisz tylko znaleźć tych, za których warto cierpieć.
Skierowane jest do facetów ale w druga stronę tak samo to działa.
39 2020-12-10 23:07:39 Ostatnio edytowany przez Matrix (2020-12-10 23:08:06)
Nina, zimny – współczuję Wam przeżyć U mnie w tym roku też nie było kolorowo, ale jednocześnie przyzwyczaiłam się do zmian w życiu, nawet tych ogromnych i zaskakujących znienacka.
Dobrze, że nie zamykacie się w sobie i szukacie wsparcia, choćby na forum
Każda próba ułożenia sobie życia kończyła się dla mnie bardzo źle, boleśnie, latami wracałam do równowagi .. mimo to dalej próbowałam. W tym roku poznałam mężczyznę, który tak mnie złamał, że czekają mnie lata walki o siebie .. i też wiem, że dam radę. Ja zawsze działam, to mam wpojone od dziecka .. ale teraz chcę
działać tylko i aż by osiągnąć spokój
Skąd wiesz, że czekają Cię lata walki o siebie po tak krótkiej znajomości? I czemu po poprzednich też tak długo wracałaś do siebie? Być może spotykasz ten sam typ mężczyzn i to plus być może pewne Twoje schematy z dzieciństwa powodują, że historia się powtarza. Piszę o tym, ponieważ Twoje słowa brzmią bardzo niepokojąco, coś ewidentnie jest „na rzeczy”. Psychoterapia niekoniecznie odniesie skutek od razu, to zależy, z jakim problemem się borykamy i w jakim nurcie jest prowadzona. Ja, 1,5 roku po zakończeniu psychoterapii, mam wrażenie, że prawdziwą pracę wykonywałam i wykonuję dopiero po niej. Oczywiście popełniam też błędy, ale do czego zmierzam – jeśli każda relacja kończy się boleśnie, to coś robimy źle, np. za dużo tolerujemy, nie wyznaczamy granic, które, gdyby były wyznaczone odpowiednio wcześniej i gdybyśmy potrafili wycofać się wcześniej, nie powodowałyby bólu trwającego latami oraz zmarnowanych lat.
Dopiero teraz wyostrzył mi się radar na toksyków i już wiem, że np. z danym panem nie chcę bliższej relacji, bo w potoku pięknych i wzniosłych słów między wierszami dostrzegłam lampki ostrzegawcze i przekonania danego pana na temat kobiet i związków, które w przyszłości powodowałyby problemy. Wiem też, że muszę być czujna i kierować się rozsądkiem, nie zaś jedynie uczuciami.
Widzisz tylko ja się nigdy nie izolowałam. Nawet jeśli dużo pracowałam, brałam sporo dyzurów, miałam zajęcia ze studentami, przesiadywałam w laboratorium to i tak zawsze znalazłam czas dla koleżanek, rodzeństwa. Dopasowywałam swoje życie zawodowe do tych na których mi zależało, tego mnie rodzice nauczyli .. że musimy być dla innych, w sumie do tej pory tak robię.
Zobacz, jesteś ciągle dla innych, a kto jest dla Ciebie, poza rodziną i rodzeństwem? Czy inni też dopasowywali do Ciebie swoje życie zawodowe, czy jednak nie poświęcali się aż tak? Albo nie poświęcają się teraz, ba, nawet nie znajdą chwili, żeby spotkać się od czasu do czasu?
Nie jestem negatywną osobą. Na zewnątrz nikt nie zauważy, że coś się u mnie dzieje. Nauczyłam się dobrze maskować. Zawsze jestem otwarta na nowe znajomości, zwyczajnie lubię ludzi. Jeśli chodzi o nowe relacje .. jakoś się rozmywały .. z reguły to ja inicjowałam spotkania, rozmowy telefoniczne .. ale nie lubię się też narzucać, więc odpuszczam jeśli widzę, że druga strona jest niechętna.
Nie nadajecie na tych samych falach po prostu albo za bardzo się starasz.
W każdym razie, jeśli chodzi o tłumaczenie sobie samotności – w Twoim przypadku jest to coś naturalnego po nieudanej relacji. Będąc z nim, w jakiejś części nie czułaś się samotna. Trudno też, żebyś wymagała od siebie założenia rodziny tu i teraz, skoro jeszcze nie doszłaś do siebie po zakończeniu tej relacji. Ludzie tego nie rozumieją, bo dla większości liczy się fakt bycia w związku, gdy ma się ileśtam lat i posiadania tej podstawowej komórki społecznej, żeby nie odstawać od reszty, nieważne, że bywa również tak, iż są w tych związkach i rodzinach nieszczęśliwi.
nieraz staram się rozmawiać z psem bo przynajmniej udaje ze cos rozumie a kot ma wszystko w dupie...
Hahaha bo rozumie Też uwielbiam mówić do psów, nieważne, jakkolwiek irracjonalne się to wydaje
A tak poza tym to... Wiele kobiet zakochuje się w nie właściwych facetach bo...
niewłaściwi faceci nauczyli się mówić właściwe rzeczy.
A tak poza tym to... Wiele kobiet zakochuje się w nie właściwych facetach bo...
niewłaściwi faceci nauczyli się mówić właściwe rzeczy.
Na szczęście to (zakochiwanie w niewłaściwych facetach) też z czasem i doświadczeniem da się zmienić
A tak poza tym to... Wiele kobiet zakochuje się w nie właściwych facetach bo...
niewłaściwi faceci nauczyli się mówić właściwe rzeczy.
Są też świetnymi aktorami.. miesiącami potrafią prowadzić podwójne życie. Czasami potrzeba cudu, żeby się wyłożyli i wtedy jest dla nas moment otrzeźwienia i poznania bolesnej prawdy..
Jeszcze jakiś czas temu, moje życie było klęską wszystko przypominało szaleństwo rozbite małżeństwo, kłopoty z prawem zdaje sobie z tego sprawę!
Taki przejebany etap wszystko nie tak, coraz większe bagno.
Ja i problemy, jak jedno ciało czasem bywało, ze się żyć odechciewało byłem naiwny, wspólnik mnie przewalił sam sobie winny, nie to żebym się żalił.
Rozprawy , rozwody , nie twierdze ze nie było mojej winy , myślę że złym partnerem nie byłem i mojej winy na pewno z 50% było a drugie 50% mojej drugiej połówki pomyłki. no ale bywa żyje oddycham i na życie mam apetyt... Nieraz przytłacza ale to trzeba czasu...czas.. najlepszy lekarz
44 2020-12-11 00:11:22 Ostatnio edytowany przez Zimny84 (2020-12-11 00:23:07)
Są też świetnymi aktorami.. miesiącami potrafią prowadzić podwójne życie. Czasami potrzeba cudu, żeby się wyłożyli i wtedy jest dla nas moment otrzeźwienia i poznania bolesnej prawdy..
Kobiety też mogą kręcić, moja pomyłka 2 lata kręciła z kolega z pracy a ja nic nie podejrzewałem za dużo pracowałem bo dostałem 4 lata temu nowa prace. Jak miałem działalność mogłem cos kontrolować a jak pracować zacząłem na etacie to już nie bardzo.
Kobiety też mogą kręcić, moja pomyłka 2 lata kręciła z kolega z pracy a ja nic nie podejrzewałem za dużo pracowałem bo dostałem 4 lata temu nowa prace. Jak miałem działalność mogłem cos kontrolować a jak pracować zacząłem na etacie to już nie bardzo.
To prawda, myślę, że niektóre osoby zdradę mają we krwi .. i jak raz się zdarzy to duże prawdopodobieństwo, że będzie powtórka z rozrywki ;/
Bliskie relacje z innymi ludźmi są bardzo ważne dla poczucia szczęścia.
Nie da się tego braku zapełnić ani rzeczami materialnymi, ani innymi -- typu praca, siłownia, kultura, wycieczki.
Małżeństwa, monopole jedno+jedno, są dobre i powinny dopełniać szczęście. Posiadanie dzieci również.
W wieku 20+ wydaje się że mamy czas. Ale w wieku 30+ okazuje się że większość ma już rodziny.
Gdy już nie jeździmy na wycieczki szkolne, gdy nie bywamy w dużych grupach równieśników, to znalezienie bratniej duszy jest trudne. Pewnie trzeba ciężko się napracować aby kogoś fajnego poznać... a to jest praca bez gwarancji sukcesu. Ale pewnie warto nie rezygnować, tylko kontynuować.
Niczego nie zaniedbywałam w tej kwestii. To nie tak, że obudziłam siepo 30-tce i raptem zachciało mi się mieć rodzinę. Włożyłam dużo starań, aby móc ją mieć, ale się nie udało .. cóż bywa, nie mnie jednej się nie powiodło. Poza tym, nie o to chodzi w moim poście. Moje życie nie może się kręcić wokół tęsknoty za czymś czego zwyczajnie nie mogę mieć i nie chcę się na tym skupiać.
Niczego nie zaniedbywałam w tej kwestii. To nie tak, że obudziłam siepo 30-tce i raptem zachciało mi się mieć rodzinę. Włożyłam dużo starań, aby móc ją mieć, ale się nie udało .. cóż bywa, nie mnie jednej się nie powiodło. Poza tym, nie o to chodzi w moim poście. Moje życie nie może się kręcić wokół tęsknoty za czymś czego zwyczajnie nie mogę mieć i nie chcę się na tym skupiać.
Przerabiałem ten motyw i z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że na dłuższą metę taka "akceptacja na siłę" wcale nie działa. Próbowałem uznać, że trzeba zrezygnować z czegoś,
czego zwyczajnie nie mogę mieć i nie chcę się na tym skupiać.
I nie udało się, temat wracał jak bumerang i wraca nadal. Po prostu to zbyt duży i ważny obszar życia, żeby można było odpuścić. Skoro spełniłaś się zawodowo, masz swoje pasje i pokazałaś (przede wszystkim sobie), że doskonale poradziłaś sobie z wykorzystaniem samotności (stawiając na samorozwój), to dalej to już nie zadziała Na pewno potrzebujesz czasu, ale nie zakładaj z góry, że będziesz zbierać się przez lata po ostatnim związku. Nikt nie wie, jak długo będzie się zbierał, to jest nie do przewidzenia. Nie szukaj na siłę, to zrozumiałe. Ale też nie zostawiaj własnego życia i marzeń odłogiem, bo wtedy sama zabierzesz sobie szanse na lepsze.
48 2020-12-11 13:19:03 Ostatnio edytowany przez aniuu1 (2020-12-11 13:24:09)
I nie udało się, temat wracał jak bumerang i wraca nadal. Po prostu to zbyt duży i ważny obszar życia, żeby można było odpuścić. Skoro spełniłaś się zawodowo, masz swoje pasje i pokazałaś (przede wszystkim sobie), że doskonale poradziłaś sobie z wykorzystaniem samotności (stawiając na samorozwój), to dalej to już nie zadziała Na pewno potrzebujesz czasu, ale nie zakładaj z góry, że będziesz zbierać się przez lata po ostatnim związku. Nikt nie wie, jak długo będzie się zbierał, to jest nie do przewidzenia. Nie szukaj na siłę, to zrozumiałe. Ale też nie zostawiaj własnego życia i marzeń odłogiem, bo wtedy sama zabierzesz sobie szanse na lepsze.
No localhost, dobrze napisane. Szanuję! :-)
Jeśli czegoś bardzo chcemy, to nie podcinajmy sami sobie nóg wmawiając sobie, że to niemożliwe. Bo wiele okazji by znaleźć szczęście może nam przejść wokół nosa. Takim pesymistycznym myśleniem tylko programujemy swoje działanie i wysyłamy innym komunikat, często nieświadomie .
localhost napisał/a:I nie udało się, temat wracał jak bumerang i wraca nadal. Po prostu to zbyt duży i ważny obszar życia, żeby można było odpuścić. Skoro spełniłaś się zawodowo, masz swoje pasje i pokazałaś (przede wszystkim sobie), że doskonale poradziłaś sobie z wykorzystaniem samotności (stawiając na samorozwój), to dalej to już nie zadziała Na pewno potrzebujesz czasu, ale nie zakładaj z góry, że będziesz zbierać się przez lata po ostatnim związku. Nikt nie wie, jak długo będzie się zbierał, to jest nie do przewidzenia. Nie szukaj na siłę, to zrozumiałe. Ale też nie zostawiaj własnego życia i marzeń odłogiem, bo wtedy sama zabierzesz sobie szanse na lepsze.
No localhost, dobrze napisane. Szanuję! :-)
Jeśli czegoś bardzo chcemy, to nie podcinajmy sami sobie nóg wmawiając sobie, że to niemożliwe. Bo wiele okazji by znaleźć szczęście może nam przejść wokół nosa. Takim pesymistycznym myśleniem tylko programujemy swoje działanie i wysyłamy innym komunikat, często nieświadomie .
Dokładnie tak, zauważyłem, że im więcej dana osoba myśli i analizuje, tym bardziej skutecznie potrafi się sama przyblokować. A szansę łatwo jest stracić, jeśli patrzy się przez "zbyt ciemne okulary"
Monoceros napisał/a:Nie będę cytować wszystkich wypowiedzi, gdzie to widzę, ale z Twoich wypowiedzi maluje mi się obraz kogoś zrezygnowanego i pogodzonego z tym, że w życiu już nic sie ciekawego nie wydarzy. Czy jest jeszcze coś w życiu, czego chcesz? Czego pragniesz? O czym marzysz? Cokolwiek?
Życie jest bardzo nieprzewidywalne, wieć w kwestii ciekawości na pewno mnie jeszcze zaskoczy (mam tylko nadzieję, że pozytywnie ). Jeśli chodzi o marzenia to chyba na chwilę obecną chciałąbym móc sprawnie ogarnąć siebie i swoje życie, tak żeby nie stwarzać problemów najbliższym. Wiem, że moi rodzice się o mnie martwią, w sumnie mnie jedynej z rodzeństwa średnio się ułożyło. Nie wtajemniczałam ich nigdy w swoje problemy, ale oni chyba przeczuwali zawsze, że coś się u mnie nie tak. W każdym razie fajnie by było budzić się rano ze spokojną głową i sercem
Ja nie mówię o Twoich przekonaniach, jakie jest życie, tylko o tym, czego Ty chcesz. A brzmisz, jakbyś nic nie chciała. "Nie stwarzać problemów"? Troche brzmi jak zniknąć...
Nie wiem, może szukam dziury w całym, ale piszesz o wielkiem samotności a potem z uśmiechem, że masz nadzieję, że życie zaskoczy Cię pozytywnie. Piszesz, że jesteś samotna i to Ci doskwiera, a jednocześnie "życie się nie może wokół tego toczyć". Piszesz, że nie jesteś negatywną osobą, ale tak naprawdę masz na myśli to, że nauczyłaś się maskować... Oczekujesz od siebie, że zaadaptujesz się do swojej samotności.
Jeśli założysz, że nie spotkasz więcej miłości w życiu, to jej nie spotkasz. Samospełniające się proroctwo to mechanizm, który bardzo dobrze działa i powoduje, że rzeczy, które sobie wywróżymy, naprawdę się dzieją. Bo są zależne od nas.
Wow widzę ze tygrysice tutaj się gryzą trochę
To dam wam coś ....
Istnieje w psychoanalizie coś takiego jak „zasada nieoznaczoności”.
Chodzi w niej o to, że Realne, inne (trauma) jest zawsze zbyt wczesne
w stosunku do zrozumienia traumy i nadania jej sensu. Kiedy boli – nie
płaczę nad sobą, nie rozumiem (tak pewnie cierpią zwierzęta), rozumiem
dopiero po czasie, kiedy już mniej boli, kiedy ból zostaje przepracowany.
Ale wtedy nie ma już bólu, jest tylko jego sens, zostajemy z samym „fałszem”. Analogicznie jest z faktem – fakt jako taki nie istnieje, o ile nie
jest postrzegany jako wpisany w horyzont sensu, a kiedy zostaje tam wpisany – przestaje być faktem, zostaje „zabity”.
Jak zrozumiecie ok jak nie też ok :)ale dobrze ze dyskusja jest przynajmniej wiemy coś więcej o was o innych , o nas samych
Jeśli założysz, że nie spotkasz więcej miłości w życiu, to jej nie spotkasz. Samospełniające się proroctwo to mechanizm, który bardzo dobrze działa i powoduje, że rzeczy, które sobie wywróżymy, naprawdę się dzieją. Bo są zależne od nas.
Właśnie! Zawsze było to dla mnie zaskoczeniem, że czasem człowiek sam 'wykracze' pewnie rzeczy. Pare razy coś wykrakałam i się mocno dziwiłam - ALE JAK .
Siła podświadomości kochana i tyle ... jak napisał Freud mozg ludzki jak góra lodowa nad powierzchnia tylko 30 % widzimy .... tak i tyle wykorzystujemy umysłu 30 % to nie mało a niektórzy troszkę mniej .
55 2020-12-11 22:42:13 Ostatnio edytowany przez KoloroweSny (2020-12-11 22:43:30)
Siła podświadomości kochana i tyle ... jak napisał Freud mozg ludzk
i jak góra lodowa nad powierzchnia tylko 30 % widzimy .... tak i tyle wykorzystujemy umysłu 30 % to nie mało a niektórzy troszkę mniej .
Kiedyś dużo o tym czytałam. Oczywiście, że po rozstaniu. Próbowałam pracować z podświadomością i myślałam (głupio aż wstyd), że mogę tym na kogoś wpływać, że się ogarnie hahaha. No ale prawda, pozytywne myślenie bardzo dużo daje. I staram się już nie negować, nie widzieć tylko czarnych scenariuszy . Tak samo teraz jak (mimo potęgi podswiadomosci) jestem sama - chce wyciągnąć z tego dużo dla siebie, a nie ciagle wałkować i jęczeć.
Mnie dzisiaj jest jakoś pusto i przykro. Trudno mi to racjonalnie wytłumaczyć. Pamiętam samotność w moim byłym już małżeństwie. Pamiętam ciszę i żal między nami. Pamiętam łzy wylewane w poduszkę i ucieczkę w noc, kiedy emocje osiągnęly przykre apogeum, palące moje wnętrze - co wywoływało fizyczny wręcz ból. Pamiętam.
Patrząc z tej perspektywy teraz jest lepiej. Samotność obok człowieka, który powinien być Ci najbliższy na świecie, jest jak umieranie z pragnienia, choć butelka z chłodną wodą jest tuż obok ale jednak za szklaną ścianą, której nie sposób sforsować.
Zatem patrząc z tej perspektywy teraz jest lepiej. Chyba.
Bo przecież jednak nadal brak tej osoby, która nada istnieniu sens.
Bo przecież:
"Każdy człowiek marzy o wielkiej roli, jaką odegra w swoim życiu, i widowni pełnej głębokiego zachwytu i uwielbienia. Widownię , która daje nam poczucie bezpieczeństwa i ogromnej wartości wszelkich osiągnięć naszego życia, stwarza i stworzyć może tylko kochający człowiek idący obok nas."
Nieraz mam wrażenie, że to koniec. Nic mnie więcej nie czeka. Teraz już tylko odliczanie dni biegnących ku jedynemu pewnemu zdarzeniu w naszym życiu.
I nie udało się, temat wracał jak bumerang i wraca nadal. Po prostu to zbyt duży i ważny obszar życia, żeby można było odpuścić. Skoro spełniłaś się zawodowo, masz swoje pasje i pokazałaś (przede wszystkim sobie), że doskonale poradziłaś sobie z wykorzystaniem samotności (stawiając na samorozwój), to dalej to już nie zadziała Na pewno potrzebujesz czasu, ale nie zakładaj z góry, że będziesz zbierać się przez lata po ostatnim związku. Nikt nie wie, jak długo będzie się zbierał, to jest nie do przewidzenia. Nie szukaj na siłę, to zrozumiałe. Ale też nie zostawiaj własnego życia i marzeń odłogiem, bo wtedy sama zabierzesz sobie szanse na lepsze.
Z wiekiem co raz lepiej sobie radzę z 'rozterkami sercowymi', więc myślę, że będzie dobrze .. tylko, żeby tak można było łatwo poskromić emocje. Głowa widzi jasno, rozpoznaje znana sytuację, ale serce nie nadąza i jest zamieszanie w zyciu ;/
Jeśli czegoś bardzo chcemy, to nie podcinajmy sami sobie nóg wmawiając sobie, że to niemożliwe. Bo wiele okazji by znaleźć szczęście może nam przejść wokół nosa. Takim pesymistycznym myśleniem tylko programujemy swoje działanie i wysyłamy innym komunikat, często nieświadomie .
Ja nie jestem pesymistką tylko realistką. Nigdy niczego sobie nie wmawiałam, to nie mój styl. Zawsze byłam otwarta na zmiany, dalej jestem. Tylko teraz chciałam się skupić na poradzeniu sobie z emocjami, przetłumaczeniu sobie obecnej sytuacji, a nie 'zapychaniu' się róznymi aktywnościami .. to zwyczajnie juz nie działa ;/
Nie wiem, może szukam dziury w całym, ale piszesz o wielkiem samotności a potem z uśmiechem, że masz nadzieję, że życie zaskoczy Cię pozytywnie. Piszesz, że jesteś samotna i to Ci doskwiera, a jednocześnie "życie się nie może wokół tego toczyć". Piszesz, że nie jesteś negatywną osobą, ale tak naprawdę masz na myśli to, że nauczyłaś się maskować... Oczekujesz od siebie, że zaadaptujesz się do swojej samotności.
Jeśli założysz, że nie spotkasz więcej miłości w życiu, to jej nie spotkasz. Samospełniające się proroctwo to mechanizm, który bardzo dobrze działa i powoduje, że rzeczy, które sobie wywróżymy, naprawdę się dzieją. Bo są zależne od nas.
Niczego nie zakładam. Zwyczajnie chcę sobie poradzić sensownie z obecnym stanem. Czy Twoim zdaniem jeśli człoowiek jest samotny to jest coś dziwnego w fakcie, że ma nadzieję na zmianę? To, że nauczyłam się 'maskować' swoje emocje, żeby nie martwić najbliższych to nie oznacza, że jestem pesymistką .. to nie tak, że zwsze czuję się źle. Do niedawna świetnie sobie radziłam, teraz w jakiegos doła wpadłam i nie potrafię się wyczołgać. Wiem też, że nie jestem odosobniona w samotnoścli, na swój sposób, każdy na nią w jakimś stopniu cierpi... i ludzie różnie sobie z nią radzą. Ja trochę gorzej na chwilę obecną, stąd moja obecność na Forum
Monoceros napisał/a:Jeśli założysz, że nie spotkasz więcej miłości w życiu, to jej nie spotkasz. Samospełniające się proroctwo to mechanizm, który bardzo dobrze działa i powoduje, że rzeczy, które sobie wywróżymy, naprawdę się dzieją. Bo są zależne od nas.
Właśnie! Zawsze było to dla mnie zaskoczeniem, że czasem człowiek sam 'wykracze' pewnie rzeczy. Pare razy coś wykrakałam i się mocno dziwiłam - ALE JAK .
Przestańcie już z tą miłością. Ja nie o tym. Poza tym ja tylko stwierdzam fakty, niczego nie prorokuję .. Mi tylko o radzenie sobie z durnymi emocjami chodzi ;/
Zimny84 napisał/a:Siła podświadomości kochana i tyle ... jak napisał Freud mozg ludzk
i jak góra lodowa nad powierzchnia tylko 30 % widzimy .... tak i tyle wykorzystujemy umysłu 30 % to nie mało a niektórzy troszkę mniej .Kiedyś dużo o tym czytałam. Oczywiście, że po rozstaniu. Próbowałam pracować z podświadomością i myślałam (głupio aż wstyd), że mogę tym na kogoś wpływać, że się ogarnie hahaha. No ale prawda, pozytywne myślenie bardzo dużo daje. I staram się już nie negować, nie widzieć tylko czarnych scenariuszy . Tak samo teraz jak (mimo potęgi podswiadomosci) jestem sama - chce wyciągnąć z tego dużo dla siebie, a nie ciagle wałkować i jęczeć.
Zdecydowanie 'jęczenie, rozmyślanie' jest najgorsze. Działać, działać
Nieraz mam wrażenie, że to koniec. Nic mnie więcej nie czeka. Teraz już tylko odliczanie dni biegnących ku jedynemu pewnemu zdarzeniu w naszym życiu.
Czasami też mam takie wrażenie .. ale to tylko wrażenie. Netania .. wiem tylko, że życie może nas bardzo zaskoczyć i w jednej sekundzie wszystko może się zmienić. Życzę Ci zmiany na lepsze, szczęscia i miłości w nadmiarze
Nino a moim zdaniem dawniej pędziłaś jak strzała, nie miałaś czasu na swoje przemyślenia... Niestety trauma życia codziennego również Ciebie dopadła - do tego ta bolesna historia.... Potrzebujesz teraz czasu dla siebie - pasuje się zatrzymać chociaż na chwilę, porozmawiać ze sobą!!!
Z czasem pogodzisz się ze swoim stanem...
Sama wiesz, że życie jest bardzo nie przewidywalne )) i w końcu znajdziesz to coś czego szukasz...
Pozdrawiam
64 2020-12-12 23:22:35 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-12-12 23:31:48)
Mnie dzisiaj jest jakoś pusto i przykro. Trudno mi to racjonalnie wytłumaczyć. Pamiętam samotność w moim byłym już małżeństwie. Pamiętam ciszę i żal między nami. Pamiętam łzy wylewane w poduszkę i ucieczkę w noc, kiedy emocje osiągnęly przykre apogeum, palące moje wnętrze - co wywoływało fizyczny wręcz ból. Pamiętam.
Patrząc z tej perspektywy teraz jest lepiej. Samotność obok człowieka, który powinien być Ci najbliższy na świecie, jest jak umieranie z pragnienia, choć butelka z chłodną wodą jest tuż obok ale jednak za szklaną ścianą, której nie sposób sforsować.
Zatem patrząc z tej perspektywy teraz jest lepiej. Chyba.
Bo przecież jednak nadal brak tej osoby, która nada istnieniu sens.Bo przecież:
"Każdy człowiek marzy o wielkiej roli, jaką odegra w swoim życiu, i widowni pełnej głębokiego zachwytu i uwielbienia. Widownię , która daje nam poczucie bezpieczeństwa i ogromnej wartości wszelkich osiągnięć naszego życia, stwarza i stworzyć może tylko kochający człowiek idący obok nas."
Nieraz mam wrażenie, że to koniec. Nic mnie więcej nie czeka. Teraz już tylko odliczanie dni biegnących ku jedynemu pewnemu zdarzeniu w naszym życiu.
Idą święta takie stany wtedy mogą się nasilić.
Pozostaje wytrwać i być wyrozumiałym dla siebie łagodnym.Pomedytować z dystansem, nawet nad użalaniem się, emocji nie da się stłumić niczym skutecznie wyjdą nasilone czasem w innej formie czasem chore przekształcone sztucznie,a często zbytnie dawanie rady z emocjami aktywnościami ,uchodzi z poprawne ,bo nie wolno nie wypada się jakoś czuć ,to błędne moim zdaniem z resztą nie tylko moim,czasem wystarczy pobyć z uczuciami a nastąpi przełom przesilenie ,
Wielokropek ma fajne na to określenie - niepoukładanie .
Nasycać się miłością do siebie nie ważne skąd z wewnątrz czy z powietrza,a jak się człowiek trochę nasyci co może potrwać
pojawia się potrzeba podzielenia się tym ,to nie jest tak że nikt tego nie zauważy jak się stawisz w życiu.
Początkiem jednak jest miłość do siebie jak najbardziej bezwarunkowa i bezinteresowna uczenie się tego i ćwiczenie się w tym,a nie roszczenie w formie pragnienia bycia kochanym.
Brak równowagi sprawia problemy i dramaty.Dobrowolność jest wyjściem pewna niezależność i samodzielność a jak to się robi?
Odkrywaniem ,poszukiwaniem,doświadczaniem,patrzenie w siebie,bez potępiania,osądzania uczuć.
Ani zbytnie aktywność,ani wstrzemięźliwość po prostu raz tak raz tak i jedno i drugie.
Momenty zwątpienia to część stanów nazwanych depresyjnymi wydaje się że tak czuć się będziemy już zawsze,to taka sama iluzja jak obawa w przyjemności że minie zbyt szybko - odwrotność.
Hej, tak sobie pomyślałam, że może jak spróbuję wytłumaczyć, zrozumieć swoją samotność to ten stan przestanie być, aż takim problemem. Ostatnie miesiące strasznie mnie dobiły, zanalazłam się jakby na 'niższym' poziomie życia i nie potrafię się w nim odnaleźć. Zawsze ogarniałam mnóstwo rzeczy na raz, żeby mieć poczucie, że nie stoję w miejscu .. ale niestety tak właśnie się czuję, jakbym utknęłą. Jak na złość wszystkie moje koleżanki mają rodziny, jakieś dalekosiężne plany, cele .. Nie zrozumcie mnie źle, nikomu nie życzę bycia w moim położeniu, ale serio .. nawet jednej koleżanki, żeby póść na spacer, pogadać. Zawsze radziłam sobie z samotnością zajmując się, a to zdobywaniem wykształcenia, awansami, szkoleniami, nowe hobby .. fotografia, aranżacja wnętrz i ogrodów, nauka języków obcych .. kursy gotowania, samoobrony .. tylko to wszystko przestało mi wystarczać. Nie udaje mi się już tej pustki niczym wypełnic, pomimo, ze mam mało czasu .. i tak jest go na tyle dużo, że czuję się bardzo źle. Ostatnio kolega z pracy powiedział (niby w żarcie), że jest ze mną coś nie tak, skoro po 30-tce nie mam rodziny. Wiecie, ja nigdy o tym tak nie myślałam. Nawet jeśli jest ze mną coś nie tak, to przecież muszę jakoś żyć, funkcjonować, być przydatną dla rodziny, znajomych, sąsiadów. Strasznie mnie to gryzie. Nawet w pracy stosunek do mnie zaczął się zmnieniać. 'W Święta dostaniesz dyżur (24h), lepiej nie siedzieć w domu samej, dzięki Tobie dziewczyny spędzą czas ze swoimi najbliższymi' - podejście mojej Szefowej Rozumiem to i akceptuję, ale i tak jest mi ciężko. Zdaję sobie sprawę z mojej sytuacji, jestem z nią pogodzona .. nie potrafię natomiast udźwignąć ogromu negatywnych emocji skierowanych głównie do mnie samej, ale i nietylko. Jestem już wykończona, jakbym ciągle chodziała w stresie .. jak przed ważnym egzaminem .. nie chcę swojej frustracji przelewać na nic, ani na nikogo .. a tak pewnie będzie. Da się jakoś sobie przetłumaczyć takie położenie .. i wiem, że to nie jest koniec świata, są gorsze rzeczy, to nie czyni mnie mniej wartościową .. ta gadka już nie działa. Macie inne pomysły? Dajcie znać )
W skrócie: "jestem samotna i dobita, czuję, że utknęłam. Wszyscy kogoś mają, ja nie mam nawet koleżanki. Próbuję zapełnić tę pustkę po ludziach rzeczami i doświadczeniami, ale to nie działa. Jestem wykończona i zestresowana."
Pytasz: jak poradzić sobie z niechcianymi emocjami?
Odpowiedź: emocje to sygnał, że coś się dzieje. Negatywne emocje informują o czymś niedobrym dla nas. Jak zniwelować złe emocje? Rozwiązać to, co jest niedobre. Czyli potrzebę bliskości zrealizować przez bliskość.
Nie ma drogi na około, suplementu czy zamiennika. Nie można w nieskończoność głodu oszukiwać wodą. W końcu głód da o sobie znać tak bardzo, że już nic go nie zaspokoi, tylko pożywienie
Piszesz, że cierpisz. Bardzo Ci współczuję samotności, którą odczuwasz. Nie musisz szukać kogoś na siłę, tylko po to, żeby ludzie przestali mieć do Ciebie złe podejśćie - to jesteś w stanie przetrwać. Wygląda na to, że musisz poszukać ludzi, z którymi nawiążesz bliski kontakt, znaczącą relację.
Nie musi to być od razu partner czy partnerka. Nie musi być przyjaciel czy przyjaciółka od serca. Ale ostatecznie jesteśmy zwierzątkami stadnymi i tej potrzeby nie zaspokoisz inaczej. Możesz ją ignorować, odsuwać, wypierać, zabijać w sobie, ale efekty tego pewnie już znasz, bo piszesz o stresie, zmęczeniu, frustracji, zagubieniu, pustce...
Jestem pewna, że są wokół Ciebie ludzie równie samotni co Ty. Ludzie, z którymi można pogadać, zawrzeć znajomość. Takie czasy, że każda interakcja jest na wagę złota. Są też różne inne sposoby na kontakt - tinder? Albo totalnie z drugiej strony, wolontariat.