Jezu Chryste, bo już nie wiem jak Ci mam tłumaczyć, to czy dana osoba czuje się urazona Twoim komentem czy nie zależy WYŁĄCZNIE od tej DRUGIEJ osoby. On miał totalnie prawo czuć się urazony jak go coś ubodło. Twoje "prosby" o ignorowanie jego własnych uczuć są kuriozalne i świadczą o takim egocentryźmie, że aż po gałach wali. W ogóle odnosze takie wrażenie, że dla Ciebie liczy się tylko jedna osoba- Ty sama. Same wybuchy zlości i fochy to chyba wylącznie objawy tego, że wydaje Ci sie, że wszystko ma się kręcić wkolo Ciebie. Jesteś po prostu strasznie niedojrzała, trochę jak piętnastolatka.
261 2021-02-19 20:59:42 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2021-02-19 21:25:18)
262 2021-02-19 23:41:10 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-02-19 23:41:57)
Jeśli coś miałoby mnie zniechęcić do znajomości z Autorką, to właśnie to stwierdzenie o tym, aby druga strona ignorowała własne uczucia czy sposób odbierania czyichś komentrzy. Tp jest zwyczajne lekceważenie drugiej osoby, jako cżłowieka i partnera, który może mieć odmianne zdanie na dany temat. W ten sposób zamyka się możliwość, aby druga storna w ogóle miała na cokolwiek wpływ. Do tego te wybuchy złości i awantury - nie ma się co dziwić, że facet zwiał. Nawet jakby z jego strony nie było żadnej winy, choć pewnie do tego etapu(zaręczyny) w ogóle by nie doszło..
263 2021-02-20 11:03:56 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-20 11:10:55)
W ogóle odnosze takie wrażenie, że dla Ciebie liczy się tylko jedna osoba- Ty sama. Same wybuchy zlości i fochy to chyba wylącznie objawy tego, że wydaje Ci sie, że wszystko ma się kręcić wkolo Ciebie. Jesteś po prostu strasznie niedojrzała, trochę jak piętnastolatka.
Owszem, jak chyba każdy człowiek na świecie mam skłonności egoistyczne, może ciut większe niż przeciętne. Nie zmienia to faktu, że NIE JESTEM egoistka. Czasem człowiek chce dobrze a skutek jest oplakany i zupełnie odwrotny od oczekiwanego lub myśli że to, co zaplanuje, zadziała pozytywnie i bum, nie zadziałało.
Mam dużo empatii i ciepła w sobie, mój były nie raz miał okazję się o tym przekonać i sam mówił że jestem dobrą osobą, tylko czasem źle postępuje.
Fochy ma każda kobieta, nawet koledzy, w różnym wieku, sami mi o tym mówią. Nigdy nie powiedziałam że to jest dobre, super itp ale jak widać nie jestem wyjątkiem w tej kwestii, że czasem strzele focha, przyczepie się ale potrafię przeprosić i się pogodzić. Złość? Kwestia charakteru, nadmiaru emocji, nerwów. Dużo ciężkiej pracy nad tym i nie zawsze z szybkim i zadowalającym skutkiem. Dorosły człowiek nie zmieni się z dnia na dzień, każdy ma swoje wady, każdy ma swoje diabły. Nie ma ludzi świętych i idealnych.
bagienni_k - dlaczego ciągle wspominasz, nie Ty jeden, o ignorowaniu własnych uczuć? Ja nigdy nie powiedziałam 'nie masz prawa się tym przejmować bo tak i koniec' - powtarzam, to były prośby - 'nie myśl tyle o tym, było minęło, to tylko głupia sprzeczka i nie chciałam Cię urazić'. Żadnego zabraniania uczuć. Tak jak wspominałam, jak był foch, to nie zawsze dlatego, bo coś on zrobił, więc nie chciałam, żeby takie sytuacje brał do siebie i broń Boże obwinial siebie. Ale nieważne co napiszęm, moje zamiary nie były złe, może nieudolne, ale i tak nikt nie zrozumie.
264 2021-02-20 11:15:18 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-02-20 11:17:23)
Myślę, że większość osób tak krytycznie odnoszących się do Twojej postawy, odniosło wrażenie, że te niektóre przywary czy wady przbieraja u Ciebie zbyt dużą skalę. Fochy kojarzą się zazwyczaj z tym, że osoba obrusza się i zamyka na wszelkie argumenty czy dyskuję, bo została "urażona". Takich sytuacji warto unikać jak ognia a odnoszę wrażenie, że czasami jedna strona właśnie lubuje się w tym, że bierze drugiego na przetrzymanie i oczekuje aż druga ją udobrucha. Pytanie brzmi po to komu takie gierki?
Wspomnienie o próbie "wymuszenia" na partnerze lekceważenia jego odczuć jest tutaj bardzo wymowne. Z drugiej strony, jeśli ktoś naprawdę się aż tak bardzo przejmuje drobnostkami, to czy rzeczywiście się nadaje na partnera? Chociaż ocena, czy to drobnostka czy nie musiałaby być oparta o konkretny przykład. Pamiętaj, że to, co dla Ciebie jest pierdołą, dla niego może z kolei być ważne.
bagienni_k - dlaczego ciągle wspominasz, nie Ty jeden, o ignorowaniu własnych uczuć? Ja nigdy nie powiedziałam 'nie masz prawa się tym przejmować bo tak i koniec' - powtarzam, to były prośby - 'nie myśl tyle o tym, było minęło, to tylko głupia sprzeczka i nie chciałam Cię urazić'. Żadnego zabraniania uczuć. Tak jak wspominałam, jak był foch, to nie zawsze dlatego, bo coś on zrobił, więc nie chciałam, żeby takie sytuacje brał do siebie i broń Boże obwinial siebie. Ale nieważne co napiszęm, moje zamiary nie były złe, może nieudolne, ale i tak nikt nie zrozumie.
A nie myślałaś o tym, że ludzie tak się do tego odnoszą dlatego, że to po prostu nie jest dobra postawa do budowania związku?
To, że zapytasz go, czy może zignorować Twojego focha nie oznacza od razu, że Ty jesteś super wybielona, a on musi z biegu o tym zapomnieć.
Autorko, pomyśl o czymś, co jest dla Ciebie isottne a dla kogś już może być mało znaczące. W sytuacji konfliktowej, druga strona idzie na kompromis, bo wie, że partnerowi na czymś zależy.
Teraz odwróć to sobie
267 2021-02-20 12:31:08 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-20 12:42:30)
Autorko, pomyśl o czymś, co jest dla Ciebie isottne a dla kogś już może być mało znaczące. W sytuacji konfliktowej, druga strona idzie na kompromis, bo wie, że partnerowi na czymś zależy.
Teraz odwróć to sobie
Ale ja nad tym właśnie też rozmyślalam - to co ja uważam za drobnostke dla niego mogło być wielkim ciężarem i to mnie męczy. Ja naprawdę nigdy nie chciałam celowo ranić. Staram się walczyć ze swoimi słabościami ale często przegrywam, ale skoro już sama uznałam że czas na psychologa, to naprawdę nie zasłużyłam na ostatnią w swoim życiu szansę..?
PS i co do nadawania się na partnera - dlatego właśnie pisałam o jego słabej psychice. Ja też się wieloma rzeczami kiedyś tak przejmowalam, ale w dużym stopniu uporalam się z tym.
Lady Loka - ale fochy, kłótnie i inne takie nie były głównym budulcem naszego związku. U nas naprawdę było wiele radości, swobody, wspólnych pasji, języka, czułości... Może to za mało, na pewno z mojej strony w jednej kwestii, zabrakło zaufania, ze względu na moje niskie poczucie wartości, chociaż obiecałam że zrobię wszystko żeby to zmienić. Prosił bym uwierzyła w siebie - zaczęłam to robić. Myśleć o sobie lepiej. Myśleć inaczej w wielu innych kwestiach...
Nie chce mi się żyć w tej samotności.
Ale ja nad tym właśnie też rozmyślalam - to co ja uważam za drobnostke dla niego mogło być wielkim ciężarem i to mnie męczy. Ja naprawdę nigdy nie chciałam celowo ranić. Staram się walczyć ze swoimi słabościami ale często przegrywam, ale skoro już sama uznałam że czas na psychologa, to naprawdę nie zasłużyłam na ostatnią w swoim życiu szansę..?
Znajoma spotykała się z facetem, z którym też szybko zaręczyła ale... okazało się, że facet ma problem z alkoholem. Były awantury, ciche dni, przeprosiny, powroty i taka karuzela trwała przez kilka msc. W końcu kobieta zdecydowała zerwać nie tylko zaręczyny le i znajomość z nim. On prosił błagał o kolejną szasnę, przysięgał że się ogarnie i zawalczy z nałogiem. Zapisał w tym celu by jej udowodnić chęć poprawy na terapię, obiecał, że zacznie od abstynencji w okresie postu. I co? Wytrzymał dwa dni.
Chęć walki ze swoimi słabościami to jeszcze nie wygrana. Między jednym a drugim jest bardzo długa i ciężka droga. Ty musisz ją przejść sama, on może ale nie musi w tym uczestniczyć. To, że zapisałaś się na terapię, czy nawet te 2 wizyty o niczym jeszcze nie świadczą. Nie wiem dlaczego chcesz tego chłopaka u(nie)uszczęśliwiać na siłę swoją osobą, mówić mu by nie brał do siebie Twoich zachowań/awantur? On równie dobrze może też Ci powiedzieć, że powinnaś zapanować nad emocjami. Dlaczego on ma się podporządkowywać Tobie? On ma prawo nie chcieć żyć w takim kołowrotku emocjonalnym.
269 2021-02-20 12:53:24 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-20 13:08:12)
Po pierwsze decyzja o pójściu do psychologa była słuszna natomiast ja mam wątpliwości czy się z niej nie wylamiesz (patrząc na Twoje podejście). Tak więc to jak zdeterminowana do zmiany jesteś i ile w niej wytrwasz też się liczy
Po drugie o ile uważam że ludzie często zasługują na drugą szansę, to na 15 już nie, to juz nie jest wyrozumiałość a kręcenie się w kolko. I może w jego oczach to by nie była druga a właśnie 15 szansa
270 2021-02-20 13:06:38 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2021-02-20 13:11:26)
Wiesz, trochę za dużo jest w Twoim podejściu wybielania się. Niby przyznajesz, że jesteś czepialska, nieufna, podejrzliwa, sklonna do wybuchów, fochowate, ale... no zawsze pojawia sie to ALE, że jesteś w końcu dobrym i wspanialym czlowiekiem i się starasz. Alkoholik, który obiecuje trzeźwość TEŻ się stara i też pewnie uważa, że taki zly nie jest. Co z tego, jak ciągle pije. I jak powyżej napisano, mozna wybaczyć jedno, dwa potknięcia, ale już piętnaste nie za bardzo.
Właśnie, fakt, żę Ciebie męczy to, żę on się czymś przejmuje, czymś, co jest dla niego ważne, wydaje się już symptomatyczne. On prawdpodobnie to widział i stwierdził, że nie dasz rady zmienić swojego podejścia lub/i zdał sobie sprawę, żę nie zniesie dłużej tego typu zachowania.
Czytając wypowiedzi niektórych osób mam wrażenie, że są one idealne, ich partnerzy również, a w zwiazkach są tylko "ochy" i "achy". W rzeczywistości jednak mało kto wchodząc w związek ma w 100% stabilne poczucie własnej wartości i nie posiada żadnych wad, które mogą być przeszkodą dla drugiej osoby. CCCatch ma takie, ktoś inny ma inne. Jednakże wręczenie pierścionka zaręczynowego to w pewien sposób zakomunikowanie komuś, że się go chce w całości, z wadami i zaletami.
CCCatch, pracuj nad swoimi wadami i poczuciem własnej wartości, ale też nie bierz na siebie całej winy za rozpad związku.
Ja nie uważam żeby CCC była jakaś wiedźma. Fakt ma takie wady a nie inne, jeśli chce nad nimi pracować to powodzenia. Natomiast nie powinno być norma wymaganie że partner nasze wady oleje. Właśnie na tym między innymi polega dobranie się, nie żeby wziąć kogokolwiek i potem męczyć się z czymś co nam ewidentnie nie pasuje (a jemu w ostatecznym rozrachunku właśnie chyba nie pasilo) tylko być z kimś kogo wady są dla nas do zaakceptowania
Właśnie na tym między innymi polega dobranie się, nie żeby wziąć kogokolwiek i potem męczyć się z czymś co nam ewidentnie nie pasuje (a jemu w ostatecznym rozrachunku właśnie chyba nie pasilo) tylko być z kimś kogo wady są dla nas do zaakceptowania
Zgadza się, ale tu też chodzi o kolejność. Mężczyzna zazwyczaj najpierw stwierdza, że akceptuje wady danej kobiety, a dopiero potem się oświadcza. Temu właśnie służy ten okres przed złożeniem sobie poważniejszych deklaracji, żeby się lepiej poznać i stwierdzic, w którą stronę związek ma pójść. Oczywiście można to też zrobić w takiej kolejności jak narzeczony Autorki, mozna i po ślubie stwierdzić, że ktoś nam nie pasuje i się rozwieźć. Tylko że w tym wszystkim jest też druga osoba, którą można bardzo zranić.
275 2021-02-20 13:45:48 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-20 13:46:36)
Dlatego właśnie ludzie mówią że błyskawiczne zaręczyny są obarczone większym ryzykiem. Bo są, na logikę im mniej kogoś znamy tym większą ruletka jest zadeklarowanie się w mega ważnych sprawach co do tej osoby. I oczywiście, jak to w ruletce bywa, można wygrać więc nie mówię że to musi skończyć się fiaskiem ale w przypadku tak szybkich zaręczyn trzeba się liczyć z tym że partner nie zna nas od każdej strony więc leci na intuicji a nie na konkretach.
Aczkolwiek nie przeczę że dla autorki to może być trudne. Każde zerwanie jest trudne
Czytając wypowiedzi niektórych osób mam wrażenie, że są one idealne, ich partnerzy również, a w zwiazkach są tylko "ochy" i "achy". W rzeczywistości jednak mało kto wchodząc w związek ma w 100% stabilne poczucie własnej wartości i nie posiada żadnych wad, które mogą być przeszkodą dla drugiej osoby. CCCatch ma takie, ktoś inny ma inne. Jednakże wręczenie pierścionka zaręczynowego to w pewien sposób zakomunikowanie komuś, że się go chce w całości, z wadami i zaletami.
CCCatch, pracuj nad swoimi wadami i poczuciem własnej wartości, ale też nie bierz na siebie całej winy za rozpad związku.
Słuchaj, ja mam straszny PMS. Przed miesiączką jestem jak wiedźma z glębi piekla i doslownie wszystko mnie wkurza. Jednak czy myslisz, że zwalam to na hormony i oczekuję, że mój partner będzie ignorowal moje okropne zachowanie, bo to przecież, w slowach Autorki "nic takiego"? No, nie. Jako dorosla osoba, robię sobie herbatkę na uspokojenie i zamykam się u siebie w biurze z ksążką, idę na dlugi spacer albo robię jakiś wyczerpujący trening by się uspokoić. Nikt tu nie twierdzi, ze sa idealni, ale wieszość doroslych ludzi nie obarcza innych osób ich prywatnymi bataliami.
Lady Loka - ale fochy, kłótnie i inne takie nie były głównym budulcem naszego związku. U nas naprawdę było wiele radości, swobody, wspólnych pasji, języka, czułości... Może to za mało, na pewno z mojej strony w jednej kwestii, zabrakło zaufania, ze względu na moje niskie poczucie wartości, chociaż obiecałam że zrobię wszystko żeby to zmienić. Prosił bym uwierzyła w siebie - zaczęłam to robić. Myśleć o sobie lepiej. Myśleć inaczej w wielu innych kwestiach...
Nie chce mi się żyć w tej samotności.
Bardzo mieszasz. Bo mówisz o tym, że strzelałaś fochy, ale jak ktoś Ci na to zwróci uwagę i podejmie temat, to zaraz mówisz, że to wcale tak nie było, bo było wiele radości, a fochów mało.
CC, widocznie po prostu dla niego to było za dużo. Ma prawo do takiej opinii.
Lendy123 napisał/a:Czytając wypowiedzi niektórych osób mam wrażenie, że są one idealne, ich partnerzy również, a w zwiazkach są tylko "ochy" i "achy". W rzeczywistości jednak mało kto wchodząc w związek ma w 100% stabilne poczucie własnej wartości i nie posiada żadnych wad, które mogą być przeszkodą dla drugiej osoby. CCCatch ma takie, ktoś inny ma inne. Jednakże wręczenie pierścionka zaręczynowego to w pewien sposób zakomunikowanie komuś, że się go chce w całości, z wadami i zaletami.
CCCatch, pracuj nad swoimi wadami i poczuciem własnej wartości, ale też nie bierz na siebie całej winy za rozpad związku.Słuchaj, ja mam straszny PMS. Przed miesiączką jestem jak wiedźma z glębi piekla i doslownie wszystko mnie wkurza. Jednak czy myslisz, że zwalam to na hormony i oczekuję, że mój partner będzie ignorowal moje okropne zachowanie, bo to przecież, w slowach Autorki "nic takiego"? No, nie. Jako dorosla osoba, robię sobie herbatkę na uspokojenie i zamykam się u siebie w biurze z ksążką, idę na dlugi spacer albo robię jakiś wyczerpujący trening by się uspokoić. Nikt tu nie twierdzi, ze sa idealni, ale wieszość doroslych ludzi nie obarcza innych osób ich prywatnymi bataliami.
I nigdy przenigdy nie zdarzyło Ci się podczas PMS być dla partnera niemiłą?
No ale też pytanie czy jak się jej zdarzyło to przeprosiła "słuchaj poniosło mnie, nie powinnam była na Ciebie naskoczyć, przepraszam" bo wie że partner nie zasłużył na jej naskakiwania, czy mówi mu "słuchaj misiek ja tak czasem mam, nie przejmuj się i olej jak na Ciebie czasem naskocze"
jjbp Otóż to!
Pierwszy rodzaj reakcji jest jak najbardziej na miejscu, z kolei stosowanie wersji drugiej w większości wypadków prowadziłoby do konfliktów. Jeśli Autorka postępuję raczej w drugi sposób, to nie ma się co dziwić zaistniałemu problemowi.
jjbp Otóż to!
![]()
Pierwszy rodzaj reakcji jest jak najbardziej na miejscu, z kolei stosowanie wersji drugiej w większości wypadków prowadziłoby do konfliktów. Jeśli Autorka postępuję raczej w drugi sposób, to nie ma się co dziwić zaistniałemu problemowi.
Wszystko to jest prawdą, mi chodzi bardziej o to, że chłopak wiedząc jak jest się oświadczył, a potem z tego wycofał. To świadczy o jego niedojrzałosci i CCC mogłaby być świętsza od Papieża, a i tak guzik byc może by z tego wyszedł.
Warto też zauważyć, że mężczyźni to nie jest jeden worek i niektórzy wolą impulsywne, temperamentne kobiety od tych spokojniejszych.
Ale ileż osób mówiło o tym że on jest niedojrzaly. Pełna zgoda! Ale tu rozmawiamy z Autorka o jej wadach i rzeczach które może zrobić, jej byłego tu nie ma.
Co do temperamentnych kobiet to jasne ale to jest ok jeśli drugiej osobie to pasuje. Jak nie to marnym argumentem będzie "jestem temperamentna, mam jak mam, ale powinniśmy być razem mimo to i powinieneś po prostu to ignorować"
Zdarzyło się mi powiedzieć coś zgryźliwego czy naskoczyć- swięta nie jestem- ale od razu przepraszam i absolutnie nie oczekuje, ze partner ma to olać. Przepraszam i zaszywam się gdzieś sama by nie psuć bardziej atmosfery. Często też później robię Miśkowi jakiś fajny obiad, który szczególnie lubi.
Nie znam osobiście nikogo, kto by tolerował czy znosił taki temperament, złośliwości czy zbyt częste fochy. Wiem sam, że niezmiernie trudno byłoby mi pozostawać w bliskiej relacji z osobą wybuchową, awanturniczą czy zbyt temperamentną. Dlaczego? Myślę, że głównym powodem jest to, że ciężko jest mi traktować taki charakter czy konieczność zaistnienia takiej awantury, jako koneicznej do rozwiązywania jakichkolwiek problemów. Krzyki, pretensje i obrzucanie się oskarżeniami jest zwyczajnie bezproduktywne.
Nie znam osobiście nikogo, kto by tolerował czy znosił taki temperament.
A ja znam, moja bliska kolezanka jest choleryczką, i jej mąż flegmatyk ją nieustannie od 9 lat uwielbia. Cholerycy poza wadami, mają też sporo zalet - są aktywni, często wychodzą z różnymi inicjatywami, mają wiele pomysłów, nie lubią nudy.
Wiadomo, że nie każdemu to odpowiada, i tak jak flegmatyk powinien pracować nad swoją biernością, tak choleryk nad wybuchowością.
No widzisz Lendy ale ona nie mówi mu że mimo jej wad czy sposobu bycia on ma z nią być i po prostu przywyknąć. On sam chce, pewnie jakoś się dopełniają, to zupełnie inna rozmowa
No widzisz Lendy ale ona nie mówi mu że mimo jej wad czy sposobu bycia on ma z nią być i po prostu przywyknąć. On sam chce, pewnie jakoś się dopełniają, to zupełnie inna rozmowa
Ale chodzi mi o to, że to wcale nie jest tak, że z choleryczką nikt nie wytrzyma, bo i one miewają szczęśliwe związki. Kwestia tego, co partner jest w stanie zaakceptować. Jak ktoś się oświadcza to przeważnie to akceptuje.
288 2021-02-20 15:22:30 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-20 15:22:46)
Jak ktoś dojrzały i rozsądny oświadcza się w sposób przemyślany to owszem. Jak ktoś mocno niedojrzały dokonuje takiego zrywu we wczesnych fazach związku który wcale nie jest taki sielankowy to już średnio. Rozumiem oczywiście że autorka mogła tego nie zauważyć bo brakowało jej obiektywizmu jak i każdemu w stanie zakochania ale no taki jest fakt. Więc jak dla mnie jasne jest że te oświadczyny to od początku nie byla przemyślana i poważna deklaracja a raczej coś w rodzaju zakochańczego zrywu
jjbp, absolutna zgoda. Ja od ponad dwóch lat wiedzialam, zanim zamieszkalismy razem, że Misiek to straszny balaganiarz. Doslownie nic nie potrafil odlożyc na miejsce. Ale w generalnym rozrachunku to mi nie przeszkadzalo w porównaniu z tym jakie ma zalety. W końcu w domu calymi dniami nie siedzial, a bajzel jaki mógł zrobić rano czy wieczorem byl minimalny. Tylko, że do tego można dojść dopiero po znacznym czasie, nie po kilku miesiacach. Szczególnie jak te pierwsze miesiące to love haj i nikt nie myśli racjonalnie.
290 2021-02-20 15:46:31 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2021-02-20 15:55:16)
To, że cholerycy być może są bardziej pomysłowi, kreatywni i otwarci to jedno. Z drugiej strony osobiście nie dałbym rady zaakceptować kogoś, kto jest na tyle wybuchowy, że praktycznie każda sytuacja konfliktowa końćzy siuę krzykiem czy awanturą. W dodatku jeśli połączone jest to ogólnie z apodyktycznym zachowaniem i swego rodzaju dominacją nad partnerem( "w stylu ostatnie słowo należy do mnie"), to raczej podziękuję za coś takiego, nawet jeżeli poza tym jest sielko-anielsko. Zatem, jeśli mówimy o czymś, co ciężko zaakceptować, to właśnie skłonność do fochów, awantur i burzliwego "rozwiazywania" problemów.
Przede wszystkim bycie cholerykiem nie równa się wyładowywaniu emocji na innych. Ja też zaklasyfikowalabym siebie jako choleryczke ale zdaje sobie sprawę że to że mnie szlag trafia i mi się uzbiera emocji to nie znaczy że mogę je wyladowac na Bogu ducha winnych bliskich. Z wybuchowoscia można sobie radzić, jest wiele sposobów upuszczenia sobie pary
To, że cholerycy być może są bardziej pomysłowi, kreatywni i otwarci to jedno. Z drugiej strony osobiście nie dałbym rady zaakceptować kogoś, kto jest na tyle wybuchowy, że praktycznie każda sytuacja konfliktowa końćzy siuę krzykiem czy awanturą. W dodatku jeśli połączone jest to ogólnie z apodyktycznym zachowaniem i swego rodzaju dominacją nad partnerem( "w stylu ostatnie słowo należy do mnie"), to raczej podziękuję za coś takiego, nawet jeżeli poza tym jest sielko-anielsko.
Tyle że nikt Ci nie każe wiązać się z choleryczką Każdy ma prawo sam dokonać wyboru z kim chce być.
293 2021-02-20 16:00:01 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2021-02-20 16:03:29)
Ja tez mam wybuchowy temperament i jestem niecierpliwa, co nie znaczy, ze wrzeszcze na Misia, przyjaciól, rodzinę jak mnie najdzie fantazja. Mam cisnienie, to lecę na rower, robie trening, puszczam jakąś fajną muzykę i sobie z tym radzę. Jak mi przejdzie faza wybuchu, to dopiero wtedy rozmawiam o czymś co mnie wkurzylo. To się da zrobić.
Jedna ze świetnych technik jest rozmawianie na glos. Mam problem, gniecie mnie, to sobie sama ze sobą rozkladam to na części i jak Misio wraca wieczorem, to juz caly wulkan mi przeminąl i potrafię normalnie rozmawiać.
Właśnie Beyond, w ten sposób ludzie powinni rozładowywać swoje emocje
Tylko jakże często jest zupełnie inaczej! Jak często osoby lubią pokazać swój dominujący charakter właśnei poprzez skłonność do wywoływania a potem gaszenia kłótni apodyktycznym zachowaniem, nieznoszącym sprzeciwu? Wydaje mi się, że fakt, iż można zawsze uciec się do krzyków czy awantur jest prosty, tylko odnoszę wrażęnie, zę są ludzie, którzy wręcz lubią wywoływac takie sytuacje i czuja sie w nich dobrze, jednocześnie, chcąc zdyskredytować partnera. Znamienne jest dla mnei to, jeśli ktoś przy każdej możliwej okazji podnosi głos, unosi się gniewem i pretensjami, niezależnie czy chodzi o wyrzucenie śmieci, załatwienie sprawy urzędowej czy wyrażenie swoich potrzeb i oczekiwań.
Ale ten chlopak ma 26 lat, z tego co pamietam. Ja biore poprawkę na to, że jest młodszy od chyba wszystkich nas wypowiadajacych się tutaj i mniej doswiadczony życiowo zapewne. Byl na haju emocjonalnym w zwiazku i pod wplywem haju sie oświadczył. Nie powinien, nie bylo to dojrzale, mogl poczekac, ale stalo się. Autorka zamiast mu dac na wstrzymanie, to się zgodziła.
A on potem sie obudził, ze to jednak nie to i postanowil się wymiksować. Czy to pod wplywem fochow CC czy pod innym. Nie ciagnąl tego 5 lat, nie planowal slubu, tylko powiedział, ze koniec.
A teraz pewnie mu wstyd bo jest świadomy tego, ze przede wszystkim te zaręczyny byly niedojrzałe i zbyt wczesne i nie wie jak ma sie zachowywać przy CC, stad zwlekanie z rzeczami.
Co nie oznacza, że CC ma sie na to godzic, bo jak jej na tych rzeczach zalezy to powinna je odebrac i sayonara.
Tak naprawde oboje maja nauczkę na przyszłość.
Ja bylam w podobnej sytuacji 2 razy. Mój ex chcial sie zareczać po 3 miesiącach, ja powiedzialam, ze za wczesnie i 3 miesiące potem mnie rzucił stwierdzajac, ze on tak nie umie. Z dziewczyna, z ktora zaczal sie spotykac pod koniec trwania naszego zwiazku zareczyl sie po miesiacu.
Moj obecny partner tez mial takie zapedy po kilku miesiacach, ale to przegadalismy. Potem chcial po 1.5 roku ale dla mnie ciagle bylo za wczesnie. On to uszanowal i w koncu wspolnie podjelismy te decyzje po 3 latach bycia razem. Dla mnie to powinno byc normalne, ze decyzje o slubie podejmuje sie razem, a potem partner moze isc kupic pierscionek, a nie, ze ja sie niczego nie spodziewam a on mi wyskakuje z pierscionkiem. Przeciez to decyzja obu stron.
Ja tam akurat nie mam nic przeciwko temu że z zaskoczenia, a i 1.5 roku brzmi w porządku ale grunt aby decyzja była podejmowana jak oboje partnerzy są dojrzali, rozsądni i sam związek jest zdrowy a nie w stanie mocnego negocjowania "zasad gry".
Ale ten chlopak ma 26 lat, z tego co pamietam. Ja biore poprawkę na to, że jest młodszy od chyba wszystkich nas wypowiadajacych się tutaj i mniej doswiadczony życiowo zapewne. Byl na haju emocjonalnym w zwiazku i pod wplywem haju sie oświadczył. Nie powinien, nie bylo to dojrzale, mogl poczekac, ale stalo się. Autorka zamiast mu dac na wstrzymanie, to się zgodziła.
A on potem sie obudził, ze to jednak nie to i postanowil się wymiksować. Czy to pod wplywem fochow CC czy pod innym. Nie ciagnąl tego 5 lat, nie planowal slubu, tylko powiedział, ze koniec.
A teraz pewnie mu wstyd bo jest świadomy tego, ze przede wszystkim te zaręczyny byly niedojrzałe i zbyt wczesne i nie wie jak ma sie zachowywać przy CC, stad zwlekanie z rzeczami.
Co nie oznacza, że CC ma sie na to godzic, bo jak jej na tych rzeczach zalezy to powinna je odebrac i sayonara.Tak naprawde oboje maja nauczkę na przyszłość.
Ja bylam w podobnej sytuacji 2 razy. Mój ex chcial sie zareczać po 3 miesiącach, ja powiedzialam, ze za wczesnie i 3 miesiące potem mnie rzucił stwierdzajac, ze on tak nie umie. Z dziewczyna, z ktora zaczal sie spotykac pod koniec trwania naszego zwiazku zareczyl sie po miesiacu.
Moj obecny partner tez mial takie zapedy po kilku miesiacach, ale to przegadalismy. Potem chcial po 1.5 roku ale dla mnie ciagle bylo za wczesnie. On to uszanowal i w koncu wspolnie podjelismy te decyzje po 3 latach bycia razem. Dla mnie to powinno byc normalne, ze decyzje o slubie podejmuje sie razem, a potem partner moze isc kupic pierscionek, a nie, ze ja sie niczego nie spodziewam a on mi wyskakuje z pierscionkiem. Przeciez to decyzja obu stron.
To jest decyzja obu stron - kobieta może się zgodzić lub nie. A mężczyzna w momencie wyciągnięcia pierścionka powinien być już zdecydowany.
Według mnie część facetów pierścionkiem chce sobie "zarezerwować" kobietę - ślubu nie trzeba planować od razu po zaręczynach, a kobieta będzie myśleć że to poważna deklaracja.
Przepraszam, to jest jakiś uniwersalny czy "przyzwoity" okres, w którym partnerzy powinni zostawać w narzeczeństwie? Decyzja o wspólnym życiu: pewna i nieodwołalna -ok, ale czy trzeba od razu planować termin ślubu?
Zgadza się, ale tu też chodzi o kolejność. Mężczyzna zazwyczaj najpierw stwierdza, że akceptuje wady danej kobiety, a dopiero potem się oświadcza. Temu właśnie służy ten okres przed złożeniem sobie poważniejszych deklaracji, żeby się lepiej poznać i stwierdzic, w którą stronę związek ma pójść. Oczywiście można to też zrobić w takiej kolejności jak narzeczony Autorki, mozna i po ślubie stwierdzić, że ktoś nam nie pasuje i się rozwieźć. Tylko że w tym wszystkim jest też druga osoba, którą można bardzo zranić.
Właśnie dlatego ja ciągle nie rozumiem, po co były te zaręczyny. Poznał moje wady, widział że mam trudny charakter, więc nikt mi nie wmowi że było inaczej. Mówił że ta decyzja była przemyślana.
Eks wspominał czasem o ślubie, pytał mnie o to. Ja póki co ograniczałam się do odpowiedzi, że jeśli będziemy dalej razem, to kiedyś oczywiście, ale że świeżo po zaręczynach to pożyjmy razem jako narzeczeni.
Ja nigdy nie darlam się na niego dla przyjemności albo żeby pokazać jak to go zdominowałam. Przy pierwszych sprzeczkach zazwyczaj się rozchodzilo po kościach, zapomnialismy, z biegiem czasu jak coś się pojawiało to przepraszalam. I też zawsze chciałam mu to jakoś wynagrodzić, a to namiętny wieczór, a to jakieś jedzonko itp itd. Najbardziej uwielbialam dawać mu taki seks, po którym nie miał nawet sił się ruszyć. Ehh... Widziałam jaki wtedy był zrelaksowany. Kochałam sprawiać mu przyjemność, wszystko, żeby nie myślał o tym co się stało w co niekoniecznie było miłe.
A jeszcze jedna rzecz co do zaręczyn...nie wiem czy o tym wspomniałam - wiedziałam 2 tygodnie wcześniej, wygadal się podczas jednej z kłótni. Miałam czas na przemyślenie. 80% chciałam, pozostałe 20% dopełnił fakt, że bałam się co zrobi jeśli się nie zgodzę. Nie do końca rozsądne, co nie zmienia faktu że przewazylo uczucie.
To jest decyzja obu stron - kobieta może się zgodzić lub nie. A mężczyzna w momencie wyciągnięcia pierścionka powinien być już zdecydowany.
Według mnie część facetów pierścionkiem chce sobie "zarezerwować" kobietę - ślubu nie trzeba planować od razu po zaręczynach, a kobieta będzie myśleć że to poważna deklaracja.
Tak, a co ma w głowie większość kobiet, które nie są jeszcze gotowe?
"Jak powiem nie, to mnie zostawi".
Moment, kiedy facet wyciąga pierścionek to nie jest moment, w którym decydują obie strony. To on zadecydował i zadziałał z zaskoczenia.
Jakoś wątpię, żeby mój facet był zadowolony, gdybym przyszła w poniedziałek wieczorem do domu z kluczykami od nowego domu i powiedziała, że wzięłam na nas oboje kredyt na 40 lat
Moim zdaniem przed zaręczynami powinno się rozmawiać. Zresztą ja wychodzę z założenia, że w związku powinno się cały czas rozmawiać, rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać.
Bagienniku, ile tutaj na forum było przechodzonych związków? Ile było par, które zaręczone 3-4-5 lat, a ślubu nie planowały. Ba, facet się oświadczał, ale ślubu planować nie chciał.
Zaręczyny są sygnałem, że coś się zmieni. Zmieni się za bliżej niż dalej. To sygnał, że ślub będzie w najbliższej przyszłości, a nie za 10 lat.
Mnie się bardzo podoba kościelne twierdzenie, że zaręczyny powinny trwać maksymalnie 1.5 roku. I też tak uważam. To wystarczający czas, żeby się oswoić z myślą o ślubie i ten ślub zaplanować.
301 2021-02-20 17:51:25 Ostatnio edytowany przez Lendy123 (2021-02-20 18:01:01)
Przepraszam, to jest jakiś uniwersalny czy "przyzwoity" okres, w którym partnerzy powinni zostawać w narzeczeństwie? Decyzja o wspólnym życiu: pewna i nieodwołalna -ok, ale czy trzeba od razu planować termin ślubu?
Myślę, że dla większości osób zaręczyny oznaczają właśnie to, że chce się wziąć ślub i rozpoczyna przygotowania. Wiadomo, że nie trzeba od razu dzień po zaręczynach szukać sali, ale jeśli para po zaręczynach w ogóle tematu ślubu nie podejmuje lub jedna ze stron chce coś konkretnie planować, a druga nie jest gotowa, to coś jest nie tak.
Lady Loka, zakładając że to mężczyzna wtedy decyduje, a kobieta boi się odmowic, tym bardziej dziwi fakt mężczyzny zrywającego zaręczyny.
Ale ja mówię ogólnie o zaręczynach w tym wypadku, a nie o CC.
Moim zdaniem kwestia zaręczyn powinna być wcześniej przedyskutowana. Zresztą nie wyobrażam sobie, że ludzie są razem po 2-3 lata i więcej i nie mają tego obgadanego.
303 2021-02-20 21:47:25 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-20 21:49:00)
Lady Loka, zakładając że to mężczyzna wtedy decyduje, a kobieta boi się odmowic, tym bardziej dziwi fakt mężczyzny zrywającego zaręczyny.
Tylko tutaj mój strach bardziej był bardziej ukierunkowany na to, że chłopak będzie rozpaczał, jeśli powiem "nie". Wyobraźcie sobie - skoro on taki wrażliwy - klęka przede mną, wyciąga pierscionek, zadaje pytanie a ja na to: NIE. A ciąg dalszy to tłumaczenie skad taka decyzja lub w ogóle jego brak. Skoro on potrafił płakac po klótni, co zrobiły wtedy...? Nie zmienia to faktu, że ja tego CHCIAŁAM. O czymś to dla mnie świadczyło, myslałam, ze dla niego także.
Może faktycznie teraz jest mu wstyd. W szale miłości podjął taką decyzję, chociaż, ten kuzyn przyznał mi się, że wiedział o naszej kłótni, z której dowiedziałam się o tym pierścionku - i odradził mu to, zasugerował wstrzymanie się. Nie posłuchał jego, "posłuchał serca". Te słowa padły z ust bliskiej mu osoby i - co ważne - doświadczonego męża z trójką dzieci.
Aaa, przyznał mi się też, że jeden jego starszy, bardzo dobry przyjaciel, powiedział mu, ze jeśli zaręczyny mają na celu "naprawić zwiazek" - to żeby tego nie robił. Zrobił. Czyli chyba nie chciał naprawiać?
Dlaczego się nie wstrzymał?
Bo jest niedojrzały.
305 2021-02-20 22:56:56 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-20 23:25:55)
Bo jest niedojrzały.
Widzisz, a na takiego dojrzałego się kreował, a tylko ja taka dziecinna.
Siedzę i myślę, czy to naprawdę była miłość. Czy to nie było tylko wspólne, miłe spedzanie czasu. Robiliśmy dla siebie naprawdę wiele - choć często to on był stroną przeważajacą (a co, facet się musi starać!), wszystko, co miałam dobre, starałam się dawać jemu. Z gniazda os (tj. mojej głowy), wyciągałam plastry miodu, pełne uczuć i oddania. Był pierwszym facetem, któremu zdecydowałam się zrobic dobrze ustami i on mi także. Zdradziłam mu ze szczególami swoją największa i bolesną tajemnicę...tak naprawde oddałam mu się CAŁA, ale wciąż nie miałam pewności, czy on mi takze. Zaufanie ciągle się wahało. Naprawdę nie potrafię tego pojąć, po co ze mną właściwie tworzył i chciał rozwijać ten związek, skoro wiedział, ze mam trudny charakter? Może to nie ja a on myślał, ze mnie zmieni na siłę?
Moja przyjaciółka ciągle była i jest zaskoczona, że byłam o niego zazdrosna. Fakt, mój były to zaden model, ale ja mimo zgoła innych opinii z zewnątrz, też nie uważam się za modelkę. Mój eks czuł przy mnie taką swobodę, że puszczenie "bąka" nie było niczym krępującym. Mojemu eks koledzy zazdrościli, że ma kobietę, z którą może pojechać pod namiot bo ona takie wypady uwielbia. Mój eks się cieszył, że mamy identyczne poglądy polityczne i podejście do różnych kwestii społecznych. Mój eks wiedział, ze nie potrzebuję do szczęścia pieniędzy i drogich prezentów. Mój eks wiedział, że jakakolwiek głupotę palnie, to będę się z niej śmiać. Mój eks nie krępował się chodzić przy mnie w 'wypierdzianych" dresach. Wiedział, ze akceptuję go ze wszystkimi jego wadami. Wiedział, ze mimo tego, ze (rzekomo - to nie są moje słowa)mogę sobie znaleźć kilku lepszych i przystojniejszych od niego, ja będę z nim i tylko z nim...ja niestety tego nie wiedziałam. Skończyło się jak się skończyło.
Z gniazda os (tj. mojej głowy), wyciągałam plastry miodu, pełne uczuć i oddania.
jjbp - zrozumiałaś kontekst tej metafory? To nie jest zadne wybielanie. Czy to, ze popełniałam błędy, wyklucza mi możliwosć wyliczania moich zalet? Przecież ja wiem, ze takowe też posiadam. Mnóstwo ludzi mi mówi, ze jestem wartosciową osobą. Ci, którzy znają moją "gorszą stronę" twierdzą, tak samo, ale dodają, ze mam swój "temperamencik". W końcu chyba coś musiało eksa do mnie przyciągnąć, skoro byliśmy razem? Mam zalety, mam wady - jak każdy człowiek. Ja swojego eks nie linczuję, wrecz przeciwnie, ale to, ze zachowywał się niedojrzale, wiele z was potwierdziło.
Chyba, ze pijesz do kwestii wizualnych? On sam często mnie pytał, dlaczego z nim jestem, co mnie przekonało do tej decyzji, "bo ja jestem taki mały, chudy i brzydki". No problem w tym, ze dla mnie był (w sumie nadal jest, postawcie mi Ryana Goslinga przed nosem to powiem ze mnie nie jara) najprzystojniejszy i najpiękniejszy.
306 2021-02-20 23:10:03 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-20 23:13:35)
Piszesz że oceniamy Cię zbyt surowo i demonizujemy Wasza relacje ale Twój ostatni wpis dla mnie to już zupełnie odlot w druga stronę (tj. wybielania, idealizowania). Może tylko ja odnoszę takie wrażenie, nie wiem
Piszesz że oceniamy Cię zbyt surowo i demonizujemy Wasza relacje ale Twój ostatni wpis dla mnie to już zupełnie odlot w druga stronę (tj. wybielania, idealizowania). Może tylko ja odnoszę takie wrażenie, nie wiem
Tak. Masz rację.
Uważam, że to jest taki wybieg psychologiczny. Żeby uniknąć cierpienia, ale też zaangażowania w odkrycie prawdziwych przyczyn i wysiłku związanego z pracą nad tym wszystkim.
Łatwiej i o wiele prościej jest powiedzieć - przecież było tak idealnie, ja nie rozumiem dlaczego zerwał, czemu się skończyło. O ja biedna, nieszczęśliwa, jakie to straszne, jak on mógł, na pewno mnie nigdy nie kochał.
Bycie ofiarą jest wygodne, a przy tym jakie praktyczne.
Nie wymaga odwalenia całej tej roboty, z jaką mierzy się partner, który uważa się za WSPÓŁODPOWIEDZIALNEGO za rozpad relacji.
Naprawdę nie potrafię tego pojąć, po co ze mną właściwie tworzył i chciał rozwijać ten związek, skoro wiedział, ze mam trudny charakter? Może to nie ja a on myślał, ze mnie zmieni na siłę?
Nie wiem co nim kierowało w chwili, kiedy się oświadczał, ale moim zdaniem właśnie dlatego, że w końcu do niego dotarło, że z powodu Twojego trudnego charakteru nie chce z Tobą spędzić życia, postanowił związek zakończyć.
Swoją drogą zadziwia mnie Twoje ciągłe powtarzanie stwierdzenia "przecież wiedział, że mam trudny charakter", jakby to było usprawiedliwienie, by nad sobą nie pracować, bo skoro on chce Cię taką, jaka jesteś, to już nic nie musisz. To było, jak widać, zgubne założenie.
Ja nigdy nie darlam się na niego dla przyjemności albo żeby pokazać jak to go zdominowałam. Przy pierwszych sprzeczkach zazwyczaj się rozchodzilo po kościach, zapomnialismy, z biegiem czasu jak coś się pojawiało to przepraszalam. I też zawsze chciałam mu to jakoś wynagrodzić, a to namiętny wieczór, a to jakieś jedzonko itp itd. Najbardziej uwielbialam dawać mu taki seks, po którym nie miał nawet sił się ruszyć. Ehh... Widziałam jaki wtedy był zrelaksowany. Kochałam sprawiać mu przyjemność, wszystko, żeby nie myślał o tym co się stało w co niekoniecznie było miłe.
Tak szczerze, to jeśli coś się zrobi raz, potem przeprosi, to te przeprosiny mają wartość. Jeśli jednak sytuacja powtarza się po raz trzeci, piąty, dziesiąty, to ich znaczenie maleje niemal do zera.
Zaś te wszystkie rekompensaty, o których wspomniałaś, u mnie wywołują niesmak. Będąc na jego miejscu wolałabym, aby mnie partnerka szanowała niż traktowała jak poduszkę do bicia, a potem zagłuszając własne wyrzuty sumienia usiłowała mi to jakoś wynagrodzić, choćby to miał być najlepszy seks w moim życiu. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale to jest zwykły schemat przemocowy - na tym etapie, kiedy przemocowiec ma jeszcze jakieś poczucie winy i hamulce. To jest zresztą ten moment, kiedy należy to przerwać, bo z czasem będzie tylko gorzej, a Twoje bagatelizujące problem przekonanie, że właściwie nic takiego się nie działo, już tylko w tym utwierdza. I nie, nie przesadzam.
Może być tak, że on miał nadzieję, że Ty sama będziesz nad sobą pracować i z czasem sie wszystko ułoży? Niby związek to wspólnota, ale pewne sprawy warto przepracować samemu. Z tej perspektywy wygląda na to, jakby jego decyzja o zerwaniu zaręczyn była szybka, ale bardziej przemyślana niż decyzja o oświadczynach. Wspominanie o trudnym charakterze brzmi tutaj właśnie jak wygodne usprawiedliwienie, o którym można zawsze wpsomnieć, kiedy dojdzie do sprzeczki czy awantury. Ponadto, biorąc pod uwagę, że kłótnie zdarzają się pzecież w kazdej relacji i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie podejmował decyzji o rozstaniu z tego powodu. Zatem, jak bardzo odbiegało to od normy(jakby ona nie była określona), że wszystsko się posypało..?
310 2021-02-21 10:28:31 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-21 10:51:00)
Zgodzę się z Olinką że też nie rozumiem argumentu "wiedział że mam trudny charakter". Gdyby wiedział, latami nie miał z nim problemu i nagle się obudził znikąd że mu to nie pasuje to faktycznie można tak powiedzieć. Ale w pierwszych miesiącach związku jak się dopiero poznajemy często jest tak, że ma początku myślimy że coś jest dla nas ok (bo np z początku zalety wynagradzaly wady albo nie mieliśmy okazji zobaczyć tych wad "w akcji") ale z biegiem czasu jak pewne sytuacje się powtarzają któryś raz, odkrywamy coraz to kolejne cechy, wchodzi proza życia i wspólnego mieszkania to łatwo o to że ktoś się przeliczył. Nie usprawiedliwia to tego że po kij on się w takim razie oświadczał ale jest to w pełni wytłumaczalne że na pierwszym najpierwsiejszym etapie relacji jeszcze nie wiemy w pełni czy coś nam pasuje czy nie bo zwyczajnie nie znamy się tak dobrze
I nie darłaś się na niego dla przyjemności. No to miło z Twojej strony ale np mi w związku chodzi o to żeby partner wgl się na mnie nie darł. Chwilami mówisz tak jakby wszystkie Twoje odruchy i reakcje byly totalnie poza Twoja kontrola. O ile skłonność do wybuchów jest faktycznie Twoich charakterem którego nie zmienisz, o tyle to co z tymi emocjami zrobisz, jak je z siebie wywalisz i kogo do tej eksplozji wciągniesz jest absolutnie zależne od Ciebie
311 2021-02-21 12:37:43 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-21 12:41:34)
Może być tak, że on miał nadzieję, że Ty sama będziesz nad sobą pracować i z czasem sie wszystko ułoży? Niby związek to wspólnota, ale pewne sprawy warto przepracować samemu. Z tej perspektywy wygląda na to, jakby jego decyzja o zerwaniu zaręczyn była szybka, ale bardziej przemyślana niż decyzja o oświadczynach. Wspominanie o trudnym charakterze brzmi tutaj właśnie jak wygodne usprawiedliwienie, o którym można zawsze wpsomnieć, kiedy dojdzie do sprzeczki czy awantury. Ponadto, biorąc pod uwagę, że kłótnie zdarzają się pzecież w kazdej relacji i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie podejmował decyzji o rozstaniu z tego powodu. Zatem, jak bardzo odbiegało to od normy(jakby ona nie była określona), że wszystsko się posypało..?
Tak, tylko że ja pracowałam nad tym, chciałam i dalej chcę, ale ludzie, NIE DA SIĘ ZMIENIC CHARAKTERU CZŁOWIEKA Z DNIA NA DZIEŃ! Zaraz znów zarzucicie mi wybielanie się, ale kiedys byłam naprawdę niedobra - knąbrna, złośliwa, dumna, nieskłonna do kompromisów. Pracowałam nad i wypracowałam wiele. Z perspektywy czasu bardzo wiele. Bliscy zauważali moją zmianę - że złagodniałam, nauczyłam się dogadywać, spokorniałam. Temperament pozostał, ale został trochę opanowany. Nerwowa byłam, jestem i pewnie będę do końca zycia - nie wiadomo tylko z jaką intensywnością. Kompleksów nie opanowałam. Wzrosły problemy z brakiem zaufania. Też żyłam w stresie, bo bałam się, że wrócą jego kontakty z jego "pseudobyłą" dziewczyną lub, że po prostu mnie zostawi dla innej, lepszej. I nie, nic nie odbiegało do normy. Znów robisz ze mnie potwora i tyrana. Jaki jest sens zaręczyn, jeśli druga strona robi to tylko mając nadzieję, że "z czasem się wszystko ułozy"? Dla mnie żaden. Albo akceptacja i zaręczyny, albo brak i tego i tego.
Myślicie, ze on nie miał wad? No to się mylicie, tylko, ze ja je wszystkie zaakceptowałam. Zostawilibyście narzeczoną samą w mieszkaniu podczas urlopu, zeby wyjść na godzinę i rozmawiać z przyjacielem-ksiedzem o naszym życiu seksualnym lub podjęlibyscie sami (a przeciez zwiażek to 2 osoby) o decyzję o zaprzestaniu uprawiania seksu...? Zaakceptowałam to, że zawsze wiara będzie nade mną, mimo, ze mi do bycia wierzącą daleka droga. Raz zostałam przez neigo zignorowana, bo spotkawszy jego kolegę i nawet mnie mu nie przedstawiwiszy, wolał rozmawiać z nim o jego byłej "dupie", która takze była kiedys jego koleżanką i o której kilkukrotnie mi wspominał. Myślicie że to było miłe? Ja przy nim nigdy nawet nie poruszałam kwestii moich kolegów, bo po co?Jesteśmy my dwoje, on i ja, nikt trzeci.
Bo ja taka zła, niedobra, kłótliwa - to znaczy, ze mam tylko wady? Nie mam prawa wymieniać swoich zalet, no bo to przecież wybielanie się. W tej chwili chyba powinnam siedzieć i się biczować, płakać, jak złym i zepsutym człowiekiem jestem bo chyba mam same wady?
Argument o "poduszce do bicia" jest dużą hiperbolą. Ja mam wrażenie, że wy czytajac moje posty, kreujecie sobie własne wizje: ja drąca mordę, rzucajaca garnkami, biegajaca za nim z nozem po mieszkaniu, rzucająca stekiem wyzwisk, plujacą i z piorunami w oczach. No niestety nie macie racji. Nigdy nie potraktowałam go z brakiem szacunku bo z reguły szanuję ludzi - chyba, ze ktos mnie mocno skrzywdzi, wtedy zdarza mi się postapić wg (złej, wiem, ze złej) reguły "oko za oko" - ale bez przesady, bardziej nauczyłam się ignorować i "rozwalać" spokojem, a to też wymagało i wymaga wielkiego wysiłku.
Z jakiegoś jednak powodu nie dociera do Ciebie, że on miał prawo podjąć jakąkolwiek decyzję, nawet tę o rozstaniu.
Z jakiegoś jednak powodu nie dociera do Ciebie, że on miał prawo podjąć jakąkolwiek decyzję, nawet tę o rozstaniu.
Dociera, bo każdy człowiek ma wolną wolę. Zastanawia mnie po prostu to, ze ja mogłam i chciałam zaakceptować i przymykać oko na rzeczy, które mi się w nim nie podobały, ale on, mimo deklaracji tak wielkiej miłosci i oświadczyn, nie potrafił. Piekła mu na pewno nie zgotowałam. Widać nie kochał aż tak.
314 2021-02-21 13:01:31 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-21 13:01:56)
Bo może jego wady nie były dla Ciebie dealbreakerem a Twoje u niego już tak. Wada wadzie nierówna, to bardzo indywidualny temat
Bo może jego wady nie były dla Ciebie dealbreakerem a Twoje u niego już tak. Wada wadzie nierówna, to bardzo indywidualny temat
Właśnie. Niby to takie proste a jednak czasami nie końca zrozumiałe czy niepojęte dla osoby, która została porzucona. Skoro ktoś od nas odchodzi, mimmo, że może nawet coś do nas czuć, oznacza, że jednak nasze wady okazują się nie do zaakceptowania. Bywa tak, żę dopiero po jakimś czasie sobie to ludzie uświadamiają, tym bardziej jeśli słyszą z jednej strony o poprawie czy przeprosinach a z drugiej patowe sytuacje się wciaż powtarzają.
Argument o "poduszce do bicia" jest dużą hiperbolą. Ja mam wrażenie, że wy czytajac moje posty, kreujecie sobie własne wizje: ja drąca mordę, rzucajaca garnkami, biegajaca za nim z nozem po mieszkaniu, rzucająca stekiem wyzwisk, plujacą i z piorunami w oczach. No niestety nie macie racji. Nigdy nie potraktowałam go z brakiem szacunku bo z reguły szanuję ludzi - chyba, ze ktos mnie mocno skrzywdzi, wtedy zdarza mi się postapić wg (złej, wiem, ze złej) reguły "oko za oko" - ale bez przesady, bardziej nauczyłam się ignorować i "rozwalać" spokojem, a to też wymagało i wymaga wielkiego wysiłku.
Jeśli ktoś jest obiektem, na którym wyładowuje się negatywne emocje, to tak, jest dla tego drugiego poduszką do bicia. Osobiście jestem przewrażliwiona na punkcie tematu przemocy w jakiejkolwiek formie, dlatego nie dam sobie powiedzieć, że można na kogoś wrzeszczeć i równocześnie twierdzić, że się go szanuje. Tu jedno drugie wyklucza.
Mogę co prawda stwierdzić, że dla mnie ewentualnym usprawiedliwieniem wybuchu jest celowe bycie prowokowaną/ym przez osobę z zaburzeniem przemocowym, co się niestety zdarza, wtedy nawet anioł ma prawo tego nie wytrzymać, ale każda inna forma agresji jest naszą słabością i wadą, na którą nie ma żadnego usprawiedliwienia, choćbyśmy nie wiem jak bardzo starali się temu umniejszać.
Bywa tak, żę dopiero po jakimś czasie sobie to ludzie uświadamiają, tym bardziej jeśli słyszą z jednej strony o poprawie czy przeprosinach a z drugiej patowe sytuacje się wciaż powtarzają.
Mało tego, byłoby zwykłą naiwnością wierzyć w zmianę osoby, która przeprasza i po raz kolejny i kolejny robi to samo. Zresztą o tym wspomniałam też powyżej.
CCCatch, nikt tu nie neguje, że narzeczony jest niedojrzały, ma wady, nikt też Tobie nie odbiera Twoich zalet, ważne, abyś zauważyła, że on miał prawo do swojej decyzji, bez względu na to, jak Ty to odbierasz. To jest jego życie i jak je sobie ułoży, tak przez nie przejdzie. Tak samo jego spojrzenie na problem jest jego spojrzeniem. Ty zaś cały czas patrzysz na temat swoimi oczami i usiłujesz oceniać go przez pryzmat własnych oczekiwań oraz ewentualnych ustępstw, które skłonna byłaś poczynić byleby być razem.
317 2021-02-21 14:24:16 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-21 14:43:55)
Jaki jest sens zaręczyn, jeśli druga strona robi to tylko mając nadzieję, że "z czasem się wszystko ułozy"? Dla mnie żaden. Albo akceptacja i zaręczyny, albo brak i tego i tego.
No on najwidoczniej widział to inaczej niż Ty. Tym lepiej że do tego ślubu nie doszło i się rozstaliscie
Myślicie, ze on nie miał wad? No to się mylicie, tylko, ze ja je wszystkie zaakceptowałam.
Masz wolna wolę i możesz zaakceptować albo i nie dowolne cechy partnera. Nie oznacza to że on w zamian musi zaakceptować wszystkie Twoje. To tak nie działa. Wracamy do punktu wyjścia tj tematu dobrania się.
Tak, tylko że ja pracowałam nad tym, chciałam i dalej chcę, ale ludzie, NIE DA SIĘ ZMIENIC CHARAKTERU CZŁOWIEKA Z DNIA NA DZIEŃ!
Bingo i pełna zgoda CCC. Tylko kłóci mi się to z Twoim obecnym podejściem do terapii. Widzę tu pewien zgrzyt przez który ciężko mi rozgryźć ta Twoja chęć zmiany
Ja mam wrażenie, że wy czytajac moje posty, kreujecie sobie własne wizje: ja drąca mordę, rzucajaca garnkami, biegajaca za nim z nozem po mieszkaniu, rzucająca stekiem wyzwisk, plujacą i z piorunami w oczach.
Ja kilkakrotnie pisałam już że nie uważam Cię za wiedźmę. Nie podejrzewam Cię też o żadne ekstremum typu aktywna przemoc fizyczna względem partnera. Natomiast faktem jest że wyladowywanie swoich emocji na partnerze jest niezdrowe i rozwiązaniem nie jest wmawianie partnerowi że to jest no big deal i powinien to po prostu zignorować bo Ty tak masz. Pomiędzy wizja która opisalas w powyższym cytacie i zdrowym związkiem jest ogromne spektrum i Ty się chyba właśnie gdzieś tam w nim plasujesz (jak i multum innych ludzi)
318 2021-02-21 14:46:00 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2021-02-21 15:04:36)
To, że coś dla Ciebie jest do zaakceptowania, nie znaczy, że dla innej osoby jest. Ja się na przyklad pogodzilam z tym, że mój Misiek to bałaganiarz, ale są kobiety, które by tego nie przeskoczyły, i maja do tego prawo. Tobie się wydawalo, że dużo się zmienilaś, duzo starasz, ale widocznie dla niego to bylo za malo.
Podejście typu "wszystko się jakoś ułoży" przypomina nieco sytuację, kiedy kobieta święcie wierzy, że zmieni partnera pod swoje wyobrażęnie, choćby miało go to np. wyleczyć z jakiegoś nałogu. COś na kształt "moja miłość go naprawi". Facet być może miał nadzieję, że będzie tutaj podobnie, ale doszedł do ściany i stwierdził, ze to bezcelowe. Fakt jest taki, żę podjął taką decyzję i miał do niej prawo.
Tak, jak Olinka napisała jakiekolwiek wyładowywanie złych emocji na drugiej osobie jest nie do zaakceptowania.
320 2021-02-21 15:37:52 Ostatnio edytowany przez Lendy123 (2021-02-21 15:38:40)
Podejście typu "wszystko się jakoś ułoży" przypomina nieco sytuację, kiedy kobieta święcie wierzy, że zmieni partnera pod swoje wyobrażęnie, choćby miało go to np. wyleczyć z jakiegoś nałogu. COś na kształt "moja miłość go naprawi". Facet być może miał nadzieję, że będzie tutaj podobnie, ale doszedł do ściany i stwierdził, ze to bezcelowe. Fakt jest taki, żę podjął taką decyzję i miał do niej prawo.
Tak, jak Olinka napisała jakiekolwiek wyładowywanie złych emocji na drugiej osobie jest nie do zaakceptowania.
Tylko że ten gość nie wspomniał słowem, że zostawi CC jeśli nie zmieni w sobie pewnych rzeczy, a wręcz przeciwnie -zadeklarował chęć bycia z nią do końca życia. To jest totalny brak szczerości i uczciwości względem drugiej osoby. Jasne, nawet po ślubie człowiek ma prawo zostawić małżonka. Tylko niech nikt nie mówi, że to jest w porządku. Bagiennik, z Twoich wypowiedzi wynika, że eks narzeczony nie miał wyjścia i musiał zostawić CC przez nią - myslę, że to bardzo krzywdząca opinia. Tak jakby stwierdzić, że ktoś dopuścił się zdrady, bo druga osoba go do tego doprowadziła.
No i właśnie w tym rzecz, że on tak postąpił - tutaj widać jego niedojrzałość, objawiającą się w pochoponości podejmowanych decyzji. Z drugiej strony zaś, u kogoś takiego widocznie gdzieś tam istnieje jakaś nadzieja czy może nawet głos rozsądku, żę dłuższa relacja czy sformalizowanie związku pomoże problem rozwiązać..Zatem i tutaj facet był zwyczajnie naiwny. Dlatego jego decyzja o zerwaniu zaręczyn była raczej bardziej przemyślana niż same zaręczyny, kiedy zdał sobie sprawę, żę pewne przywary Autorki są dla niego nie do zaakceptowania. Zatem w pewnym sensie nie miał wyjścia. Dlaczego? Bo coś go do tego zmotywowało i najprawdopodobniej było to zachowanie Autorki. Nie ma go tutaj ,więc ciężko się dowiedzieć czeoś dokladnego o nim, nie wiadomo co on tam dalej ze sobą pocznie. W jego odczuciu najpewniej przyczyną rozstania jest coś, czego nie akceptowął u Autorki, tlyko za późno zdał sobie z tego sprawę. Oboje muszą nad sobą popracować, bo teraz można obstawiać w ciemno, że jeśli każde z nich trafi na kogokolwiek innego, to nie będzie happy endu.
Swoją drogą, prawie każdy zdradzacz w ten sposob się tłumaczy, nie widzi żadnej winy w sobie, lecz obwinia partnera np. o brak zaintereoswania..
bagienni_k napisał/a:Podejście typu "wszystko się jakoś ułoży" przypomina nieco sytuację, kiedy kobieta święcie wierzy, że zmieni partnera pod swoje wyobrażęnie, choćby miało go to np. wyleczyć z jakiegoś nałogu. COś na kształt "moja miłość go naprawi". Facet być może miał nadzieję, że będzie tutaj podobnie, ale doszedł do ściany i stwierdził, ze to bezcelowe. Fakt jest taki, żę podjął taką decyzję i miał do niej prawo.
Tak, jak Olinka napisała jakiekolwiek wyładowywanie złych emocji na drugiej osobie jest nie do zaakceptowania.Tylko że ten gość nie wspomniał słowem, że zostawi CC jeśli nie zmieni w sobie pewnych rzeczy, a wręcz przeciwnie -zadeklarował chęć bycia z nią do końca życia. To jest totalny brak szczerości i uczciwości względem drugiej osoby. Jasne, nawet po ślubie człowiek ma prawo zostawić małżonka. Tylko niech nikt nie mówi, że to jest w porządku. Bagiennik, z Twoich wypowiedzi wynika, że eks narzeczony nie miał wyjścia i musiał zostawić CC przez nią - myslę, że to bardzo krzywdząca opinia. Tak jakby stwierdzić, że ktoś dopuścił się zdrady, bo druga osoba go do tego doprowadziła.
Po pierwsze, tak naprawdę nie wiemy co eks narzeczony jej powiedział. Po drugie, nikt nie pisze, że on był jakimś chodzącym idealem. Wręcz przeciwnie, z historii wyjawia się facet niedojrzały, slaby, narwany i reagujący emocjonalnie, nie sensownie. Nie ma się co dziwić, że w jednej minucie wydawało mu się, że zaręczyny to dobry pomysl, a w drugiej, że juz ma dość tego kolowrotka. Pytanie tylko, dla Autorki, po co jej taki rozchwiany partner?
Treść rozmowy między Autorką a jej facetem nei jest znana, ale należy oczekiwać, żę facet właśnie naiwnie założył, że może wszystko się jakoś dalej dobrze potoczy. Zatem tym bardziej, jeśli nei wpsoniał Autorce o swoich wątpliwoścaich, co do jej zachowania, tylko nagle zerwał znajomość, nie jest podoedm do tego, aby tak bardzo żałować tej znajomości.
324 2021-02-21 16:13:51 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-21 17:02:39)
Według mnie całą sytuację można ogólnie podsumować słowami że Autorka i jej eks po prostu nie dobrali się charakterami plus oboje nie byli na etapie do stworzenia poważnego związku (przykładowo: on deklaracje typu oświadczyny bez pokrycia, ona niezbyt zdrowe podejście do wad w związku). I wiadomo że Autorka swoje musi przeboleć jak każdy po rozstaniu ale raczej ogromnego potencjału ta relacja nie miała. Jak i zresztą setki innych, ileż to związków rozpada się w przeciągu pierwszego roku czy dwóch. No i słusznie, bo gdyby wszyscy ze sobą tkwili na zasadzie "miłość wszystko przezwycięży" to mnóstwo ludzi by się kisiło w nieodpowiednich relacjach zamiast dać sobie i drugiej stronie szansę na szczęście z kimś kto do nas rzeczywiście pasuje
Dlatego znamienne jest również dla mnei podejście Autorki, żę tak bardzo żałuje czegoś, co raczej nie miało szans powodzenia.