R_ita napisał/a:Olinko, nie wiem dlaczego w dalszym ciągu nadinterpretowujesz moją wypowiedź i twierdzisz, że sugerowałam autorce, że nie robi nic złego. Pisząc, że nie ma tego robić, że ma pracować nad komunikacją i podjąć pracę terapeutyczną na sobą? Sama nie uważam kłótni za dobre zjawisko, ale bawi mnie to, że tyle traktujecie o zdrowej komunikacji a sami w postach do niej użyliście cały wachlarz agresji bierno- pasywnej. Nie wyciągaj proszę z moich wypowiedzi tylko tego, co jest dla Ciebie wygodne bądź oburzające, skoro pozostała treść burzy to, co starasz mi się teraz sugerować. Moim postem chciałam jedynie nakreślić autorce, że temat nie jest tak zero jedynkowy jak to przedstawiacie, tym bardziej, że jak napisałam- piszecie o zdrowej komunikacji, a co robiliście względem niej?
Olinko, na świecie nie istnieje rzecz, której nie można byłoby podważyć. Masz pełne prawo do tej niezgody jak i pełne prawo do sięgnięcia do materiałów, skoro treści wydają Ci się oburzające. Ale skoro narzuciłaś skrajności, to pozwolę sobie zwrócić na coś uwagę:
Jeśli traktujesz o zdrowej komunikacji w tak bezkompromisowy sposób, sama nie stosuj proszę w swoich postach agresji bierno- pasywnej. Traktowanie własnych doświadczeń w sposób, jaki tego dokonałaś choćby pisząc do Cccatch, też ma swoją nazwę w psychologii i nie jest to zjawisko uznawane za pozytywne. Więc sama jesteś ofiarą własnych tez, co rzuca złe światło na przedstawiane doświadczenia. Czym innym jest umiejscawianie własnych doświadczeń jako wyjściowej do rozważania jakiś zjawisk, a czym innym forma przez Ciebie przedstawiona. Ironia losu. Także sami się gubicie w tych naukach i tezach, które uważacie, że praktykujecie. Przecież o formę chodzi, prawda?
Myślę Olinko, że wiesz, że nie atakuje Ciebie teraz, nie musisz też się ze mną zgadzać, w końcu dalej wiesz gdzie sięgać i gdzie weryfikować te kwestie by móc skutecznie praktykować głoszone tezy o zdrowej komunikacji (i jeszcze raz- wybacz skrajności, ale to ty je narzuciłaś swoim wcześniejszym postem). Bo już cały szereg agresji bierno pasywnej, który zastosowaliście w postach do autorki zostawiam sam sobie. Tyle z waszej zdrowej komunikacji.
R_ito, początkowo zacytowałam tylko fragment Twojego posta i tylko do niego się odniosłam, uwaga była zresztą dosyć ogólna i wyrażająca moją własną opinię na ten temat. W w moim odczuciu to znacząco zmienia postać rzeczy. Na koniec dopisałam, być może zbyt mało precyzyjnie, że kłótnia pozbawiona tych dwóch elementów, o których wspomniałam, nie jest niczym dobrym i nadal to podtrzymuję, bo wówczas nie ma mowy o tzw. zdrowej kłótni. Można ewentualnie spierać się co kto rozumie pod samym pojęciem "kłótnia", ale tu już do głosu dochodzi semantyka. Nie było moim zamierzonym celem zastosowanie ataku w żadnej formie i zupełnie nie wiem dlaczego rozdmuchałaś to do takiego rozmiaru. Uważam natomiast, że pewne rzeczy należy pisać wprost i na tyle mocno, aby drugą stronę skłoniły do zastanowienia się.
Nie rozumiem także dlaczego aż kilkukrotnie zarzuciłaś mi, że nie widzę nic pomiędzy dwiema skrajnościami, co jest oczywistą nieprawdą i co w kolejnej wypowiedzi starałam się przedstawić. Jeśli mi nie wyszło, zrzućmy to, proszę, na późną porę i potężne zmęczenie. Zatem raz jeszcze powtórzę, że moje wypowiedzi podczas wymiany zdań z Autorką odnosiły się do TEJ konkretnej sytuacji, która została opisana w tym wątku, czyli JEJ sytuacji, potem do słów:
Nie daj sobie wmówić, że jest dramatem, że nie było z początku idylli i spijania z dziubków, tylko od razu spiny- to jest bardziej autentyczne.
Cokolwiek by nie pisać, to dla mnie te spiny, ich jakość i ilość, zwłaszcza na tym etapie związku, który przedstawiony został w niniejszym temacie, to jednak jest dramat, naprawdę. Gdyby mój syn w ten sposób traktowany był przez swoją dziewczynę, z którą planowałby spędzić życie, a przyszedłby po radę, to powiedziałabym, że to zalatuje mocną toksycznością, a nie czymś, co dobrze rokuje na przyszłość, nawet gdyby w ten sposób usiłowali ustalać jakieś zasady.
Ludzie w początkach relacji zdają się wielu rzeczy nie zauważać, a dopiero po latach, kiedy pojawiają się poważne kryzysy, nagle okazuje się, że sygnały były, owszem, ale zostały zbagatelizowane. Mam już na swoim koncie parę lat, mam długie małżeństwo i naprawdę wiem o czym piszę i sama zdaję sobie sprawę, że byłoby mi w życiu łatwiej, gdybym lata świetlne temu miała swoją dzisiejszą wiedzę i zauważała to, co wówczas powinnam była zauważyć. Równocześnie z racji życiowego doświadczenia dziś na wiele sygnałów jestem mocno wyczulona i nie ma u mnie przyzwolenia na żadne formy przemocy, nawet tej pozornie nieszkodliwej.
To również dlatego w pełni rozumiem narzeczonego CCCatch, jej z kolei nie mam zamiaru oszukiwać, uznając, że właściwie nic wielkiego się nie wydarzyło.
Zauważ, że równocześnie z mojej strony pojawiły się podszyte jak najlepszymi intencjami stwierdzenia, że bardzo pozytywnym efektem zaistniałej sytuacji jest fakt, że CCCatch zdaje się pewne rzeczy coraz wyraźniej dostrzegać, a przede wszystkim, że bardzo dobrym posunięciem było podjęcie decyzji o rozpoczęciu terapii, bo dobrze poprowadzona pozwoli jej z jednej strony nauczyć się dobrej komunikacji, a z drugiej poradzić sobie z własnymi problemami, a tych zdążyło się trochę nazbierać. To da jej również narzędzia na przyszłość i jeśli nauczy się dobrze z nich korzystać, to w NOWYM związku już tych błędów nie popełni.
R_ita napisał/a:Podsumowując- tylko w tym poście użyłam więcej niż jedną technikę manipulacyjną, zabiegi wchodzące w zakres agresji bierno – pasywnej, nie mówiąc o więcej niż jednym tanim chwycie z zakresu dialektyki erystycznej. Ale ja nie kreuje się na mistrza komunikacji w odróżnieniu od niektórych tutaj. Więc, skoro już nabyliście teorie to teraz ją praktykujcie. Posty kierowane do Cccatch wskazują, że ni cholery wam nie wychodzi.
Tak, to się wyczuwa, choćby w słowach "oburzenie", które zostało mocno przesadzone, "stosujesz agresję bierno-pasywną" czy właśnie "w odróżnieniu od niektórych tutaj", a potem w dwóch ostatnich zdaniach, a jest tego jeszcze więcej.
I nie, ja również nie kreuję się na mistrza komunikacji, ale też nie mam w zwyczaju czegoś, co jest wyraźnie złe, destrukcyjne albo wskazuje, że na pewne zmiany jest już za późno, ubierać w ładne słowa, aby dawać komuś tzw. fałszywą nadzieję.
Napisałaś, że z Twojej strony to pas. Myślę, że także z mojej będzie do dobry moment, aby zakończyć te rozważania, tym bardziej, że choć poruszamy się w temacie, to chyba jednak odciągamy uwagę od problemu Autorki.
Chciałabym jednak wyraźnie zaznaczyć, że biorę pod uwagę Twoje sugestie i na pewno je przemyślę.