Zaręczyny - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Strony Poprzednia 1 2 3 4 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 403 ]

66

Odp: Zaręczyny

"Czy bardziej, że męczył się w środku i miotał, ale nadal był ze mną z jakichś przyczyn? Bo tak bardzo chciał kogoś mieć przy sobie?"

obstawiam to.

tobie się wydaje, że jest niedojrzały do związku i wystraszony. próbujesz racjonalizować sobie dlaczego cię zostawił.
a za chwilę, za kilka dni, tygodni, miesięcy może być tak, że trafi na kobietę z którą zwiąże się na lata bo po prostu trafi na kogoś kto mu pasuje.

Zobacz podobne tematy :

67 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-14 12:17:39)

Odp: Zaręczyny
sosenek napisał/a:

tobie się wydaje, że jest niedojrzały do związku i wystraszony. próbujesz racjonalizować sobie dlaczego cię zostawił.
a za chwilę, za kilka dni, tygodni, miesięcy może być tak, że trafi na kobietę z którą zwiąże się na lata bo po prostu trafi na kogoś kto mu pasuje.

Niewykluczone, ale to będzie chyba osoba o charakterze odwrotnym od mojego o 180'. Ja, jak pisałam, jestem czasem wybuchowa. Walczę z tym ze wszystkich sił, chociaż bywa ciężko i zapominam ugryźć się w język. Koleżanka powiedziała, ze on po prostu nie potrafił sobie z tym poradzić i tego okiełznać, bo jestem wspaniałą osobą - ale trzeba też umieć "mnie podejść", "olać" pewne moje zachowania i wiedzieć, kiedy "walnąć pięscią" w stół i nie próbować walczyć z tym wyłącznie spokojem (nie mówię tu o przemocy fizycznej i psychicznej lol). I to mogło go wystraszyć, ze faktycznie się nie zmienię. Ale jak wspominałam, moje zachowania NIE były skrajne do przesady. Szkoda tylko, ze nie dał mi szansy pokazać, że nie bez powodu podejmuję radykalne kroki. On chyba potrzebuje kogoś bardzo łagodnego, ugodowego i troszke...nudniejszego. Ze mną miał wrażenia, oczywiście i pozytywne ale też negatywne. Fakt, że tak to mocno to wszystko przeżywał, świadczy wg mnie o pewnego rodzaju niestabilności (nieco innej niż u mnie) i fakt zrywania zaręczyn przez telefon...na naszym spotkaniu dalej mi nie powiedział tego prosto w twarz, argumentował to tym, ze nie potrafił, bo "jest miękki i tak mnie kocha".

Wspomnę też o kwestii rodziców. Przyznał mi się, ze o każdej kłótni wiedziała jego mama. Niestety nie wiem, jak on to przedstawiał - mógł wyolbrzymiać. Ja swoim rodzicom mówiłam niewiele, jeśli juz - to bez szczegółów. Moja mama zawsze powtarzała, ze jako dorośli ludzie sami musimy rozwiazywać swoje problemy. Mozemy prosić o pomoc, ale nie weźmie odpowiedzialności za to, jeśli jej rady nie zadziałają tak, jak byśmy tego chcieli. Uważam, ze podejście mojej mamy było złote i ona nigdy się nie wtrącała, nawet jak widziała, ze jest mi źle. Nigdy nie ingerowała, u niego moglo być inaczej. Mozecie mnie linczować, ale dalej uważam, ze naciskali go, by zerwał, skoro ma się tak "męczyć".

68

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

ale trzeba też umieć "mnie podejść",.

Wiesz, ludziom zasadniczo nie chce się ''podchodzić'' partnera, bo nie o to chodzi.

Twój eks-narzeczony najwyraźniej uznał, że coś mu w Tobie nie pasuje w sposób permanentny i koniec. Nie ma o czym gadać.
I chwała bogu, bo z tej mąki chleba nie będzie.

Twoja wiara w możliwości zmiany człowieka jest wręcz pocieszna.
Ani Ty się nie zmienisz w takim zakresie, jak Ci się wydaje, że możesz, ani -tym bardziej- on.
Roisz sobie, że możesz go wyrwać spod wpływu matki i religii.
Nie możesz. Możesz co najwyżej dostosować się pod ich dyktat.

Z ultra katolem szczęśliwa może być tylko ultra-katoliczka.

69

Odp: Zaręczyny

są ludzie których emocje widać jak na dłoni, możliwe, że jesteś ekspresyjna w wyrażaniu uczuć.
a on wręcz odwrotnie- tłamsi je w środku. wydawało ci się, że jest ok, a w nim się gotowało aż wykipiało i cię rzucił.

żadna ze skrajności nie jest dobra. ale też nikt z was nie był lepszy ani gorszy. ot, za bardzo się rózniliście.

70

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:
Apogeum napisał/a:

CCCatch, nie prosiłas o tego typu radę, ale ją dostaniesz: ustabilizuj swoje emocje, rozpraw się ze swoimi lękami, a nie chcesz brać się za cudze. Każdy Twój kolejny post pokazuje, ze bez tego nie zrobisz ani kroku we właściwa stronę. Niby jak chcesz dać mu szczęście, skoro sama masz tyle do przepracowania? I do tego chcesz to zrobić wbrew jego woli. Błagam, tylko nie pisz, ze on tego chce, tylko matka go blokuje, bo aż oczy bolą od czytania takich teorii - żeby nie napisać ostrzej.

Po to poszłam do psychologa, by pomóc i sobie, i jemu. My byliśmy razem szczęśliwi, nikt mi nie wmówi, że tak nie było - on sam niejednokrotnie, i do samego końca powtarzał, że jestem dobrą osobą - inaczej by ze mną nie był, ale momentami źle postępuję.

A powinnaś pójść tylko po to, żeby pomóc sobie. (kropka tu jest). Nie idziesz to psychologa po to, żeby brać się za lęki i problemy innych ludzi.

CCCatch, prawda jest taka, że po prostu bardzo się pospieszyliście i teraz zbieracie żniwo tego spieszenia się. Jesteście oboje przed 30tką, to nie ten czas, kiedy ludzie się po pół roku zaręczają. Nie poczekaliście, polecieliście oboje na fali wielkiego zakochania i zauroczenia, przekonani, że to wielka miłość, ta jedyna na całe życie i okazało się, że nie. Okazało się, na szczęście, dosyć szybko. Następnym razem po prostu daj czasowi czas i poznaj najpierw DOBRZE człowieka, z którym będziesz chciała planować życie. Bo nie możesz powiedzieć, że przez 9 miesięcy go dobrze poznałaś. Ja po 3.5 roku związku nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że dobrze znam mojego partnera.

71

Odp: Zaręczyny
sosenek napisał/a:

są ludzie których emocje widać jak na dłoni, możliwe, że jesteś ekspresyjna w wyrażaniu uczuć.
a on wręcz odwrotnie- tłamsi je w środku. wydawało ci się, że jest ok, a w nim się gotowało aż wykipiało i cię rzucił.

żadna ze skrajności nie jest dobra. ale też nikt z was nie był lepszy ani gorszy. ot, za bardzo się rózniliście.

Chyba powoli chłonę i muszę przyznać Ci rację. Ja ogólnie jestem ekspresyjna - w wyrażaniu uczuć także, zarówno tych pozytywnych jak i negatywnych. Potrafiłam go zalać tymi pozytywnymi, ale także stłamsić negatywnymi. Jedno jest pewne jeśli chodzi o mnie - nigdy nie chciałam go celowo zranić. Moze faktycznie się pogubił, może faktycznie to co, było pozytywne, zostało przysłonięte przez negatywne. Dodatkowo żalił sie mamie i z jej pomocą decyzja zapadła, jaka zapadła.
Dogadywać się w innych rzeczach, ale nie dotrzeć się w charakterach - chyba naprawdę przepis na klapę.

72

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

Niee, to nie było kiepskie 9 miesięcy. Był ogrom wspaniałych chwil, dogadywaliśmy się praktycznie w każdej kwestii ale takze było sporo mniejszych sprzeczek lub większych kłótni. Wszystkie do wyjaśnienia i przejścia, tylko jedna sytuacja, zakończona naprawdę wielką awanturą, bardzo mnie mocno zraniła.

Odnoszę wrażenie, że bardzo bagatelizujesz te sprzeczki i kłótnie, choć to właśnie był ten czas, kiedy pary są sobą zauroczone i ostatnie co robią, to się kłócą. Ja ze swoim ówczesnym chłopakiem, potem narzeczonym, a dziś mężem po raz pierwszy posprzeczałam się po pół roku intensywnej znajomości i do dziś twierdzę, że to było niewiele znaczące spięcie, po którym zresztą wszystko sobie wyjaśniliśmy, uznając, że było to po prostu głupie. Kolejna sprzeczka miała miejsce prawie dwa lata później. Mój syn jest ze swoją dziewczyną ponad trzy lata i o ile się orientuję, to jeszcze nigdy żadne drugiego nie obraziło ani nie podniosło na siebie głosu, nigdy żadne nie wystąpiło przeciw drugiemu, nawet jeśli jest trochę takich kwestii, w których się ze sobą nie zgadzają.

Dobrze, że powoli zaczynasz nabierać świadomości, że musisz pracować nad swoją wybuchowością, bo to potrafi zabić nawet największe uczucie.

73

Odp: Zaręczyny

Docieranie to łagodne i pokojowe dostosowywanie własnych nawyków do nawyków partnera, a nie darcie ryja z byle powodu...

74

Odp: Zaręczyny

Na moje ładne pranie mózgu robiłaś facetowi, teraz jest blisko zerwania z tobą kontaktów i wolności. Oby nie rozpamietywal zbytnio tych lepszych chwil, bo znowu wpakuje się w bagno i bedziesz go dojeżdżała. P.s. Ładnie sobie tłumaczysz swoje chamskie zachowanie wzgledem eks, prawie jak "zupa była za słona".

75

Odp: Zaręczyny
noben napisał/a:

Docieranie to łagodne i pokojowe dostosowywanie własnych nawyków do nawyków partnera, a nie darcie ryja z byle powodu...

Dokładnie - ja mam trochę wrażenie ze autorka zdominowała tego chłopaka a on w końcu to zrozumiał i postanowił ze takie zycie mu nie odpowiada. Z tego co czytam to nie ma chęci zrozumienia jego działania ( może teraz po 70 postach już bardziej ) jest tylko pretensja ze czemu nie postępuje tak jak autorka by chciała. I w zasadzie go już miała spowrotem ( płacz w telefonie i chęć powrotu) ale chłopak wychodowal w końcu jajka i stwierdził ze jednak nie. Wiec jest obwinianie wszystkich naokoło.

Ja tez kiedyś myślałam ze zrobienie kłótni prowadzi do czegoś - ale nauczyłam się w końcu ze nie prowadzi do niczego prócz zmarnowanych nerwów. Ja tez mam charakter dominujący wiec moim problemem było zazwyczaj to ze dominowała tych swoich chłopaków i później już za wiele szacunku do nich nie miałam.  Sama autorko pisałaś ze potrzebujesz takiego ze będzie potrafił przysłowiowa pięścią w stół uderzyć - doskonale sobie zdajesz sprawę ze to nie ten i jakkolwiek byś się nie starała to bys z niego takiego faceta nie zrobiła.
Podejrzewam ze do dobrze dla ciebie ze zakończyło się to tak jak się zakończyło bo w końcu zrozumiesz ze tak naprawdę jakbyście zostali razem to oboje byście się męczyli.

76 Ostatnio edytowany przez Lendy123 (2021-02-14 14:21:47)

Odp: Zaręczyny
BEKAśmiechu napisał/a:

Na moje ładne pranie mózgu robiłaś facetowi, teraz jest blisko zerwania z tobą kontaktów i wolności. Oby nie rozpamietywal zbytnio tych lepszych chwil, bo znowu wpakuje się w bagno i bedziesz go dojeżdżała. P.s. Ładnie sobie tłumaczysz swoje chamskie zachowanie wzgledem eks, prawie jak "zupa była za słona".

Tylko, że chłopak zdążył już trochę poznać te trudne strony charakteru Autorki, a mimo wszystko jej się oświadczył, więc niejako podjął decyzję, że chce z nią być mimo tych trudności. To bardzo niedojrzałe zachowanie ze strony mężczyzny, żeby się oświadczac i za 2 miesiące z tego wycofywać, bez uchwytnej przyczyny (bo owa przyczyna istniała też przed oświadczynami). Wina leży po obu stronach, zdecydowanie.

77 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-14 14:28:55)

Odp: Zaręczyny

No no, widzę niezłego potwora co niektórzy ze mnie robią - ciekawe czy samo tacy święci jesteście..

noben - gdzieś pisałam o "darciu ryja"? Byłaś, widziałaś i słyszałaś?

BEKAśmiechu - tak samo, byłeś, widziałeś, słyszałeś, ze określasz to mianem "chamstwa"?

Bbaselle - napisałam niejednokrotnie, nie neguję, że postępowałam źle, nie mam o nic jako tako - pretensji, nie rozumiem tylko teraz, skoro tak mogło być mu źle, po co mi się oświadczał, po co chciał spędzac cały swój wolny czas? Z nudów? Ma kolegów.

Kolejny raz mnie źle zrozumieliście - nigdzie nie napisałam, ze "docieranie" okreslam jako celowe wywoływanie kłótni. Jedna osoba poznaje drugą, jej wady, zalety i obie strony próbują się wzajemnie porozumieć, pomóc sobie i isć na kompromisy. I owszem, chyba mam dominujący charakter, ale jak wspominałam- pracowałam nad tym non stop, nigdy nie powiedziałam, ze jestem bez winy, poza tym ja mam też taką cechę, ze szybko się denerwuję, za przeproszeniem - popierdzielę sobie to i tamto - i szybko mi przechodzi i wracam do "normalnego" życia.

Skoro uważasz, że wyhodował już jajka, to czemu boi mi się to - po raz kolejny - powiedzieć prosto w twarz, a nie jak tchórz przez telefon? Coś takiego nie jest oznaką dojrzałości i odwagi.

Ps. ten płacz był na żywo, twarzą w twarz - nie przez telefon.

Olinka - taak, na początku było wielkie zauroczenie, nie było kłótni ani sprzeczek, po czasie zaczęły wychodzić pewne cechy i jednej i drugiej strony. Ja osobiscie nie znam pary, która w ogóle by się nie kłóciła. Nawet ponad 40-letnie małżeńswo moich rodziców z początku nie było łatwe, choć byli i są ze sobą bardzo szczęśliwi. Siostra też z początku często kłóciła się z obecnym mężem, teraz po ponad 10 latach od ślubu sama mówi, że im się już nawet nie chce kłócić.

Lendy123 - tak, my już jak zaczęliśmy ze sobą pisać, dałam mu się poznać jako osoba ironiczna, ze specyficznym poczuciem humoru, skmplikowana - mimo to, ciagle ze mną pisał, chciał utrzymywać kontakt, a poźniej dostał próbkę moich "umiejętności" - patrz mój wątek: "czy kobiecie wypada zrobić pierwszy krok"?
Wiedział o tym, że potrafię szybko wpaść w złość, ale potrafię też przyznać się do błędu i przeprosić - zmienić się. Oświadczył mi się pod koniec listopada, wiec nikt mi nie wmówi, ze mnie nie zdążył poznać, na tyle, żeby wiedzieć, jakie mam mankamenty a jakie walory. Mimo tej swiadomości, spytał mnie, czy zostanę jego żoną. Podjął taką a nie inną decyzję. Spędzilismy ze sobą naprawdę kupę czasu - niektórzy nasi znajomi aż dziwili się, ze my nie dajemy sobie od siebie odetchnąć...ciągle razem, razem i razem...

78

Odp: Zaręczyny

Spędzilismy ze sobą naprawdę kupę czasu - niektórzy nasi znajomi aż dziwili się, ze my nie dajemy sobie od siebie odetchnąć...ciągle razem, razem i razem...

I może był to kolejny powód do tego aby jednak się rozstać - spędzanie ze sobą 99% czasu nie jest moim zdaniem zdrowe - każdy musi mieć swoją własna przestrzeń do życia, swoich zainteresowań lub nauki. Pisałaś wcześniej ze nie podobało ci się ze pomaga matce itp i spędza z nią czas. To może być kolejny powód. Musisz zrozumieć ze fakt ze ty jestes wybuchowa i szybko wyrażasz swoje emocje i równie szybko o nich zapominasz nie oznacza ze on był taki sam. Sama pisałaś ze był ultra delikatny i długo nosił w sobie zale i urazy o których niekoniecznie musiał mówić. Zreszta pare postów wcześniej ktoś to już  zauważył.
To ze powiedział ci raz w twarz nie znaczy ze ma to ciagle powtarzać - powiedział i pewnie kosztowało go to dużo emocji wiec następnym razem wolał to przekazać smsem albo przez telefon - nie będę oceniać tego czy to dobrze czy złe bo to nie o tym wątek.
Generalnie uważam ze do siebie nie pasowaloscie i tyle i mimo prób naprawy i polepszenia i tak by nic z tego nie wyszło.
Chciałam jeszcze napisać ( teraz to już musztarda po obiedzie ale może tez lekka nauka na przyszłość ) skoro rodzina jest dla niego ważna i jest bardzo wierzący to myśle ze fakt ze nie chciałaś pojechać do jego rodziny na święta musiał bardzo go zaboleć - może nawet bardziej niż byłaś tego świadoma. W końcu oświadczył ci się i planowaliście zostać rodzina wiec moim zdaniem jakkolwiek lubiłaś czy nie przyszła / była teściowa taktem jest zrobić dobra minę i pojechać z nim i się z nimi spotkać . W końcu robisz to dwa razy do roku ( na święta , nikt nie każe ci tam latać i odwiedzać ich co weekend) a gadaniny późniejszej jest o wiele mniej.

79 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-02-14 15:31:26)

Odp: Zaręczyny

Cccatch- to, że czas najwyższy zrobić porządek samej ze sobą i się ustabilizować- to jest tak oczywiste, że nie będę powtarzać się po innych. Targają Tobą emocje, dziwne zapędy do zbawiania świata i uleczania innych, co jest śmieszne, skoro ty sama wymagasz uleczenia. Ale...

1.Pamiętaj, że ludzie tu doradzają przez pryzmat własnych doświadczeń i filtrują Twoje treści przez własne "Ja". Zajrzyj sobie do działy "rozstania, zdrady". Niemal każdy wątek dot. zdrady zaczyna się od "Byliśmy idealnym małżeństwem, nie kłóciliśmy się, początki były z wysokiej półki". I co? I gó...no jak zwykle. Nawet jak prześledzisz posty, osób które Ci doradzały w różnych wątkach. Psychologowie zgodnie twierdzą, że nie związki, w których kłótnie są, są bardziej destrukcyjne ale, gdzie owe nie występują. To cisza jest dla miłości destrukcyjna. Zgodnie z badaniami  wynika jasno, że w związkach z dużym poziomem emocjonalności podczas wymiany zdań (czyli umówmy się, kłótniami) rozwiązywanie konflitków przebiega skuteczniej, niż u par zachowujących spokój i tam gdzie zapada cisza. Tam są ukryte rany, ukryte pragnienia, ukryte urazy, podkopywanie intymności i emocjonalnego bezpieczeństwa dla związku. Mediacje rozwodowe pozwoliły udowodnić, że 80% rozwiedzionych par, rozstaje się dlatego, że brakowało komunikacji i zgodnie twierdzą- lepsza nieumiejętna, niż żadna. Taka cisza i sztucznie wyuczony spokój to niezwerbalizowane rozłączenie, prowadzące do osamotnienia. I nie, ja Ci nie mówię, że masz się kłócić. Po prostu nie dobraliscie się, jesteście jakby z dwóch różnych szkół. Ty się musisz uczyć zdrowej komunikacji, to jest oczywiste. Nie daj sobie wmówić, że jest dramatem, że nie było z początku idylli i spijania z dziubków, tylko od razu spiny- to jest bardziej autentyczne. Znowu zapraszam do działu "zdrady" (Zapraszam też do zjedzenia mnie).

2. Nawet jeśli masz ogromne problemy ze sobą (a masz) to nic nie zrobisz na własny temperament i osobowość. To, że teraz ludziom się w dupkach poprzewracało od psychologicznych artykulów, które określiły wytyczne na wszystko i ty się w to nie wpisujesz, to nie znaczy, że jesteś zła. Gorzej Ci wyjdzie udawanie kogoś innego, niż bycie sobą z wadami które posiadasz. Po prostu musisz znaleźć odpowiednia osobę, o podobnym poglądzie i poziomie tej emocjonalności. O co mi chodzi... Wiesz, ja wczoraj czytałam wykaz zwrotów które zostały uznane, za pasywno- agresywne. Wierz mi, praktycznie wszyscy ją stosujemy, łącznie z osobami, które Ci tu ścielą złote rady, jaka okropna jesteś. Cóż. Zaraz strach będzie powiedzieć "dzień dobry" nie tym tonem, bo ty na pewno masz złe intencje.

3. Daj spokój temu związkowi. Uporządkuj się. Poszłaś na terapię to zacznij w końcu pomagać samej sobie. Żadnego związku nie stworzysz, aż się sama z sobą nie uporządkujesz. A przynajmniej nie z osobą z tak odległego bieguna, jak ten chłopak. Bez różnicy czy za jego decyzją stoi mama, czy on sam- pozwól mu na to odejście i wyciągnij lekcję. I pamiętaj, że medal ma zawsze dwie strony. Ale wy raczej do siebie nie pasujecie.

80

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

noben - gdzieś pisałam o "darciu ryja"? Byłaś, widziałaś i słyszałaś?

...

Czytam to co piszesz....

CCCatch napisał/a:

ja mam też taką cechę, ze szybko się denerwuję, za przeproszeniem - popierdzielę sobie to i tamto - i szybko mi przechodzi i wracam do "normalnego" życia.

..

Miej sobie te swoje cechy, ale wiedz, że one nie muszą nikomu odpowiadać...
A to czy robisz coś celowo, czy nad sobą pracujesz też z punktu widzenia odbiorcy nie ma większego znaczenia. Liczy się efekt końcowy.

81

Odp: Zaręczyny
noben napisał/a:

Miej sobie te swoje cechy, ale wiedz, że one nie muszą nikomu odpowiadać...
A to czy robisz coś celowo, czy nad sobą pracujesz też z punktu widzenia odbiorcy nie ma większego znaczenia. Liczy się efekt końcowy.

Nie muszą, ale tak samo chłopak Autorki nie musiał jej się oświadczac, jeśli mu nie odpowiadaly.

82 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-14 15:03:26)

Odp: Zaręczyny

Hmm, co do tego spędzania czasu...ja sama czasem go namawiałam na jakieś wyjście z kolegami. NIE CHCIAŁ, bo wolał być ze mną.
I nie, nie pisałam, ze nie podoba mi się jego spędzanie czasu z mamą i ich więź - ja też jestem ze swoimi rodzicami związana, jeśli już coś mi nie pasowało to to, że wg mnie był pod jej ogromnym wpływem.

Co do żalów, uraz, chowania ich...mi zawsze powtarzał, ze musimy rozmawiać o wszystkim, niczego nie ukrywać. Nie lubił, gdy ukrywałam przed nim moje problemy lub próbowałam radzić sobie z nimi sama - uważał, ze jesteśmy dla siebie m.in. po to, abyśmy robili to wspólnie.

I nie, nie, nie, jeszcze raz nie - przeczytaj prosze ponownie moje posty, on nie zerwał ze mną ani razu na żywo - i pierwszy i drugi raz zrobił to przez telefon. Podczas ostatniego spotkania, które miało być chyba tym "ostatnim", na którym powie mi swoją decyzję, zalał się łzami i jak się dalej potoczyło, wszystko opisałam. Do tej pory nie usłyszałam prosto w twarz "to już koniec".

Co do świąt - ja koniec końców z nim pojechałam do jego rodziny, wprawdzie po południu (faktycznie chyba tego nie dookreśliłam) ale u mnie też wyszło tak, ze mój tata był sam (mama w pracy) i nie chciałam go zostawiać - to był pierwszy dzień świąt. Tak więc też postąpiłam tak, by wilk syty i owca cała. Byłam tam bardzo skrępowana ale wytrzymałam to.

R_ita - po raz któryś chyba już, ale doceniam bardzo Twoje posty. Wlałaś we mnie łyżkę otuchy, dziekuję,

noben - na podstawie tylko tego, co czytasz, a w czym nie uczestniczyłaś fizycznie, jestes sobie to zwizualizować i być pewną swojego zdania? Kiepski tok myslenia. I wiesz, że by otryzmać efekt końcowy, trzeba trochę popracować? Skoro te cechy mu nie pasowały, po co oświadczyny?

83

Odp: Zaręczyny
R_ita napisał/a:

Psychologowie zgodnie twierdzą, że nie związki, w których kłótnie są, są bardziej destrukcyjne ale, gdzie owe nie występują. To cisza jest dla miłości destrukcyjna. Zgodnie z badaniami  wynika jasno, że w związkach z dużym poziomem emocjonalności podczas wymiany zdań (czyli umówmy się, kłótniami) rozwiązywanie konflitków przebiega skuteczniej, niż u par zachowujących spokój i tam gdzie zapada cisza. Tam są ukryte rany, ukryte pragnienia, ukryte urazy, podkopywanie intymności i emocjonalnego bezpieczeństwa dla związku. Mediacje rozwodowe pozwoliły udowodnić, że 80% rozwiedzionych par, rozstaje się dlatego, że brakowało komunikacji i zgodnie twierdzą- lepsza nieumiejętna, niż żadna. Taka cisza i sztucznie wyuczony spokój to niezwerbalizowane rozłączenie, prowadzące do osamotnienia. I nie, ja Ci nie mówię, że masz się kłócić. Po prostu nie dobraliscie się, jesteście jakby z dwóch różnych szkół. Ty się musisz uczyć zdrowej komunikacji, to jest oczywiste. Nie daj sobie wmówić, że jest dramatem, że nie było z początku idylli i spijania z dziubków, tylko od razu spiny- to jest bardziej autentyczne. Znowu zapraszam do działu "zdrady" (Zapraszam też do zjedzenia mnie).

Zgadza się, konflikty wydają się nieuniknione, o ile ktoś nie boi się konfrontacji, są też bardzo ważnym elementem każdej długotrwałej relacji, ale muszą być spełnione dwa podstawowe warunki: muszą być konstruktywne i musi być w nich zachowany szacunek dla drugiej strony. W przeciwnym razie podkopują fundament związku, burzą poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa, zaufanie, nierzadko niszczą poczucie własnej wartości i ostatecznie okazują się być destrukcyjne.
W życiu nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kłótnia sama w sobie wnosi do relacji cokolwiek dobrego. Ponadto jeśli częste konflikty mają miejsce już na początku związku, kiedy ludzie dopiero się poznają, wciąż starają pokazywać z dobrej strony, a równocześnie patrzą na siebie przez pryzmat zauroczenia, to też budzą potężne wątpliwości co do intencji co najmniej jednej ze stron, jak również przyszłej jakości tej relacji.

84 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-02-14 21:00:57)

Odp: Zaręczyny
Olinka napisał/a:

W życiu nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że kłótnia sama w sobie wnosi do relacji cokolwiek dobrego. Ponadto jeśli częste konflikty mają miejsce już na początku związku, kiedy ludzie dopiero się poznają, wciąż starają pokazywać z dobrej strony, a równocześnie patrzą na siebie przez pryzmat zauroczenia, to też budzą potężne wątpliwości co do intencji co najmniej jednej ze stron, jak również przyszłej jakości tej relacji.

Nie musisz Olinko. Jest to jedynie opinia specjalistów, nie ma obowiazku przyjmować jej jako pewnik. Poza tym, z jakiegoś powodu wskazujesz na dwa skrajne bieguny- albo cud-miód albo częste konflikty. Dlaczego tak? W takim razie i ja wskażę dwa skrajne bieguny do kwestii, które ty wskazałaś: starają się pokazywać z dobrej strony - udają kogoś kim nie są, patrzą przez pryzmat zauroczenia - nie chcą dostrzegać prawdy i sygnałów, intencja kontra intencja. A może by tak coś po środku? Z poprawką na to, że spięcia w początkowej fazie relacji mogą powstawać własnie dlatego, że ludzie dopiero się poznają, co sama wskazałaś, a nie dlatego, że ich nie ma,  bo się poznają.

Co do reszty:

Olinka napisał/a:

Zgadza się, konflikty wydają się nieuniknione, o ile ktoś nie boi się konfrontacji, są też bardzo ważnym elementem każdej długotrwałej relacji, ale muszą być spełnione dwa podstawowe warunki: muszą być konstruktywne i musi być w nich zachowany szacunek dla drugiej strony. W przeciwnym razie podkopują fundament związku, burzą poczucie emocjonalnego bezpieczeństwa, zaufanie, nierzadko niszczą poczucie własnej wartości i ostatecznie okazują się być destrukcyjne.

I tu z jakiegoś powodu bardzo nadbudowałaś moją wypowiedź. Czy uważasz, że opinia specjalistów, że lepsza nieumiejętna komunikacja niż żadna, równa się automatycznie wymienionym przez Ciebie rzeczom? (tzn. brak konstruktywności, brak szacunku) Bo w mojej opinii od jednego do drugiego to długa droga jest. Choćby przez wzgląd na instrumenty, które posiadamy (bądź nie), wzorce zachowań, odmienne interpretacje rzeczywistości, deficyty i w sumie długoby jeszcze wymieniać. Zdrowo kłócić trzeba się umieć. Tak jak i zdrowo wyrażać emocje.  A do wspomnianego przez Ciebie podkopania fundamentu, zburzonego poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa, zaufania, niszczenia poczucia własnej wartości prowadzą zarówno "niezdrowe" kłótnie (choć ja nie nazywałabym ich kłótniami a krzykami równającymi się emocjonalnemu terrorowi) jak i brak prób komunikacji w ogóle, choćby w formie kłótni (konsekwencje z tego wynikające wymieniłam w pierwszym poście) i nie jest to moja opinia, a opinia specjalistów, ku której się jedynie przychylam z racji obserwacji otoczenia. I nie do końca wiem jak słownie mam teraz opisać te granice. Ale mogę odszukać cały raport i podrzucić. Był względnie nowy i bardzo ciekawy, bo rzucał nowe światło wobec tego, czym nas karmiono ostatnie 20 lat, a co niestety nie do końca zdaje egzamin, a przynajmniej pociągnął za sobą szereg problemów, których nie przewidziano, a z którymi zmagają się teraz ludzie nie tylko w relacjach. Takie troszku "przebiegunowanie" jak we wszystkim.

Edit: odnośnie spięć w początkowych fazach. Tu też są zgodni co do tego, że młode relacje nie niszczy scysja/konflikt, a właśnie propagowane przeświadczenie, że na początku ich nie powinno być. Też bardzo ciekawe rozważania.

85

Odp: Zaręczyny
R_ita napisał/a:

Jest to jedynie opinia specjalistów,.

Nie jest...
Nie ma w ogóle czegoś takiego jak ''specjalista'' od związków. Gdyby był, to stanowiłby najlepiej płatne zajęcie na świecie.

To co piszesz jest Twoją prywatną opinią - albo wymyśloną, albo wyczytaną w ''super expressie''.

Brak kłótni nie oznacza problemów w komunikacji. Co to w ogóle za pomysł..?

86 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-02-14 21:15:56)

Odp: Zaręczyny

.

87

Odp: Zaręczyny

Znowu popadacie w skrajność.
Pomiędzy kłótnią a ciszą jest jeszcze cała masa innych sposobów na dyskusję, rozmowę i porozumienie się.
Może ja mam złe skojarzenia, mnie kłótnia kojarzy się z krzykiem, emocjami, trzaskaniem drzwiami, rozwalonym dniem, podniesionym głosem i potem koniecznością ochłonięcia.

W moim związku kłótni nie ma. Nie ma też ciszy. Jest rozmowa, która przebiega na spokojnie i z kulturą. Nie uważam, żeby mój związek był patologią. My po prostu nie mamy potrzeby na siebie wrzeszczeć.

88

Odp: Zaręczyny

Noben, Specjalista- człowiek odznaczający się gruntową znajomością jakiejś dziedziny, powszechnie znany też jako fachowiec, ekspert.

Jeżeli ty bazujesz na takich źródłach, to... cóż. Towarzystwa psychologiczne, psychiatryczne i socjologiczne funkcjonują w niemal każdym kraju, nadzorują szeregi badań- chwała Internetowi, że mamy do nich dostęp na wyciagnięcie ręki i nie muszę czytać super expressu (skąd ten super express? Czytasz w wolnych chwilach?) Chwała Internetowi, że możemy filtrować te treści i poddawać dyskusji i rozważaniom, poddawać w wątpliwość, a i utożsamiać się z nimi  Chwała powyższym naukom, że są elastyczne i to dzięki obiektom, które poddają badaniom, czyli nas, ludziom. Myślę, że w razie zainteresowania możesz sięgnąć po te wszystkie zasoby. Szkoda czasu na Super Express, Noben. Wiedza i otwartość na nowe "wynalazki" nie boli. Więc nie wiem po co Twoje złośliwości.

Loka- nie uważam, żebym w swoim pierwszym poście do autorki posługiwała się skrajnościami. O skrajnościach pomyślałam dopiero po poście Olinki, skoro tak to zinterpretowała.

89

Odp: Zaręczyny
R_ita napisał/a:

Psychologowie zgodnie twierdzą, że nie związki, w których kłótnie są, są bardziej destrukcyjne ale, gdzie owe nie występują. To cisza jest dla miłości destrukcyjna. Zgodnie z badaniami  wynika jasno, że w związkach z dużym poziomem emocjonalności podczas wymiany zdań (czyli umówmy się, kłótniami) rozwiązywanie konflitków przebiega skuteczniej, niż u par zachowujących spokój i tam gdzie zapada cisza. Tam są ukryte rany, ukryte pragnienia, ukryte urazy, podkopywanie intymności i emocjonalnego bezpieczeństwa dla związku.

Nie. Odnosiłam się do tego posta, a on był wcześniej.
Tutaj wpadasz w skrajność kłótnia - cisza.
Tymczasem chodzi o to, żeby ludzie nauczyli się ze sobą rozmawiać i sprawnie poruszać się między kłótnią a ciszą.
Szkoda, że to widocznie taka zapomniana umiejętność wink

90

Odp: Zaręczyny
R_ita napisał/a:

Nie musisz Olinko. Jest to jedynie opinia specjalistów, nie ma obowiazku przyjmować jej jako pewnik. Poza tym, z jakiegoś powodu wskazujesz na dwa skrajne bieguny- albo cud-miód albo częste konflikty. Dlaczego tak? W takim razie i ja wskażę dwa skrajne bieguny do kwestii, które ty wskazałaś: starają się pokazywać z dobrej strony - udają kogoś kim nie są, patrzą przez pryzmat zauroczenia - nie chcą dostrzegać prawdy i sygnałów, intencja kontra intencja. A może by tak coś po środku? Z poprawką na to, że spięcia w początkowej fazie relacji mogą powstawać własnie dlatego, że ludzie dopiero się poznają, co sama wskazałaś, a nie dlatego, że ich nie ma,  bo się poznają.

Dlaczego tak? Bo przecież w dyskusji cały czas odnoszę się do sytuacji Autorki, a ona wyraźnie wskazuje, że w jej związku kłótnie były na porządku dziennym i nie były to raczej drobne sprzeczki. Pozwolę też sobie wyciągnąć wniosek, że były na tyle ostre i częste, że zrujnowały coś, co jest dla niej ważne. Ty zaś swoją wypowiedzią niejako utwierdziłaś ją w przekonaniu, że to nic złego. Tak to zresztą zostało przez Autorkę odebrane, na co wskazuje jej późniejszy post.

R_ita napisał/a:

I tu z jakiegoś powodu bardzo nadbudowałaś moją wypowiedź. Czy uważasz, że opinia specjalistów, że lepsza nieumiejętna komunikacja niż żadna, równa się automatycznie wymienionym przez Ciebie rzeczom? (tzn. brak konstruktywności, brak szacunku) Bo w mojej opinii od jednego do drugiego to długa droga jest. Choćby przez wzgląd na instrumenty, które posiadamy (bądź nie), wzorce zachowań, odmienne interpretacje rzeczywistości, deficyty i w sumie długoby jeszcze wymieniać. Zdrowo kłócić trzeba się umieć. Tak jak i zdrowo wyrażać emocje.  A do wspomnianego przez Ciebie podkopania fundamentu, zburzonego poczucia emocjonalnego bezpieczeństwa, zaufania, niszczenia poczucia własnej wartości prowadzą zarówno "niezdrowe" kłótnie (choć ja nie nazywałabym ich kłótniami a krzykami równającymi się emocjonalnemu terrorowi) jak i brak prób komunikacji w ogóle, choćby w formie kłótni (konsekwencje z tego wynikające wymieniłam w pierwszym poście) i nie jest to moja opinia, a opinia specjalistów, ku której się jedynie przychylam z racji obserwacji otoczenia. I nie do końca wiem jak słownie mam teraz opisać te granice. Ale mogę odszukać cały raport i podrzucić. Był względnie nowy i bardzo ciekawy, bo rzucał nowe światło wobec tego, czym nas karmiono ostatnie 20 lat, a co niestety nie do końca zdaje egzamin, a przynajmniej pociągnął za sobą szereg problemów, których nie przewidziano, a z którymi zmagają się teraz ludzie nie tylko w relacjach. Takie troszku "przebiegunowanie" jak we wszystkim.

Edit: odnośnie spięć w początkowych fazach. Tu też są zgodni co do tego, że młode relacje nie niszczy scysja/konflikt, a właśnie propagowane przeświadczenie, że na początku ich nie powinno być. Też bardzo ciekawe rozważania.

Nie musimy się ze sobą zgadzać, ale dla mnie kłótnia to nie jest to samo co konflikt, o którym się wypowiadałam, notabene tutaj dla odmiany była to raczej wolna myśl. Mogę jedynie przytaknąć, że ewentualnie jest, mimo wszystko, mniejszym złem dla relacji niż brak jakiejkolwiek konfrontacji, jeśli już odnosić się do twierdzenia specjalistów, na których się powołujesz. Kłótnia niesie ze sobą spory bagaż emocjonalny i równocześnie z zasady brakuje w niej tych cech, o których wspomniałam. Jaki bowiem może być w tym konstruktywizm czy szacunek, jeśli ludzie są dla siebie nieprzyjemni, podnoszą na siebie głos albo w emocjach sprawiają sobie przykrości?

Edit:
Słownik PWN podaje:
kłótnia «gwałtowna i ostra wymiana zdań»

91 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 07:53:35)

Odp: Zaręczyny

A najprawdziwsza prawda jaka jest, to taka, że każdy będzie osobiście odbierał to inaczej.

Ja jak wspomniałam, nie uważam że kłótnia to coś złego i niszczącego. Z checiami i dobrym nastawieniem z każdej da się wyjść i wyciągnąć jakąś lekcję. Dla mnie gorsza jest.. awantura. Z wrzaskami, waleniem pięścią w stół itp itd.
Mieliśmy taką jedną i to było 2 miesiące przed zareczynami. Wszystko reszta to były kłótnie, sprzeczki lub zwykłe zaczepki.

Z kimkolwiek nie rozmawiam, każdy jest zdania że to nie jest powodem zrywania zaręczyn 2 miesiące po ich odbyciu zwłaszcza że wcześniej miało się możliwość poznać drugą osobę również z tej gorszej strony.

92

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

A najprawdziwsza prawda jaka jest, to taka, że każdy będzie osobiście odbierał to inaczej.

Ja jak wspomniałam, nie uważam że kłótnia to coś złego i niszczącego. Z checiami i dobrym nastawieniem z każdej da się wyjść i wyciągnąć jakąś lekcję. Dla mnie gorsza jest.. awantura. Z wrzaskami, waleniem pięścią w stół itp itd.
Mieliśmy taką jedną i to było 2 miesiące przed zareczynami. Wszystko reszta to były kłótnie, sprzeczki lub zwykłe zaczepki.

Z kimkolwiek nie rozmawiam, każdy jest zdania że to nie jest powodem zrywania zaręczyn 2 miesiące po ich odbyciu zwłaszcza że wcześniej miało się możliwość poznać drugą osobę również z tej gorszej strony.


Tym bardziej podtrzymuję to, co napisałam wcześniej:
"CCCatch, prawda jest taka, że po prostu bardzo się pospieszyliście i teraz zbieracie żniwo tego spieszenia się. Jesteście oboje przed 30tką, to nie ten czas, kiedy ludzie się po pół roku zaręczają. Nie poczekaliście, polecieliście oboje na fali wielkiego zakochania i zauroczenia, przekonani, że to wielka miłość, ta jedyna na całe życie i okazało się, że nie. Okazało się, na szczęście, dosyć szybko. Następnym razem po prostu daj czasowi czas i poznaj najpierw DOBRZE człowieka, z którym będziesz chciała planować życie. Bo nie możesz powiedzieć, że przez 9 miesięcy go dobrze poznałaś. Ja po 3.5 roku związku nie pokusiłabym się o stwierdzenie, że dobrze znam mojego partnera."

Taka jest prawda Catch. Wy się nie zdążyliście poznać z tej naprawdę gorszej strony, bo ona tak wcześnie w związku jeszcze po prostu nie wychodzi. I oczywiście, że kłótnie nie powinny być powodem zrywania zaręczyn 2 miesiące po nich, ale z drugiej strony, po pierwsze lepiej wcześniej niż później, a po drugie u Was do tych zaręczyn był tak niesamowicie krótki czas, że widocznie dopiero teraz przyszła reflekcja, na którą najnormalniej w świecie nie daliście sobie wcześniej czasu.

93 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 08:46:46)

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:

Taka jest prawda Catch. Wy się nie zdążyliście poznać z tej naprawdę gorszej strony, bo ona tak wcześnie w związku jeszcze po prostu nie wychodzi.

Nie do końca, on już miał okazję zobaczyć to zanim zaczęliśmy się spotykac, pamiętasz mój wątek 'czy kobiecie wypada zrobić pierwszy krok?' - tam wszystko opisałam jak się wobec niego zachowałam, gdy jeszcze byliśmy wyłącznie znajomymi... Już wtedy wiedział, zresztą jemu nawet nasza wspólna koleżanka (która zna mnie od ponad 4 lat) mówiła, że ja jestem wspaniała kobietka, tylko czasem wychodzi ze mnie 'diablica'...

Ogólnie z perspektywy czasu uważam, że to wszystko poszło za szybko. Kiedyś go o to spytałam, uznał że to chyba kwestia tego, że tak dobrze się dogadujemy. Jak spotkaliśmy się wtedy w połowie czerwca, to poszło jak po maśle. Od tamtego dnia staliśmy się wręcz nierozlaczni, we wrześniu wyznalismy sobie nasze uczucia... Może oboje za bardzo chcieliśmy po prostu kogoś mieć?

Analizując te 9 miesięcy, ja widzę więcej dobrych niż złych chwil. Ale może to było tylko złudzenie...

94

Odp: Zaręczyny

No ale to Ty powinnaś pracować nad tym, żeby nagle nie zmieniać swojego charakteru w diablicę i umieć rozmawiać na spokojnie i z klasą, a nie usprawiedliwiać kłótnie tym, że po prostu taka jesteś.

95

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:

No ale to Ty powinnaś pracować nad tym, żeby nagle nie zmieniać swojego charakteru w diablicę i umieć rozmawiać na spokojnie i z klasą, a nie usprawiedliwiać kłótnie tym, że po prostu taka jesteś.

Pracowałam i nadal pracuję. Nie da się się tak łatwo zmienić ludzkiego temperamentu, czasem emocje biorą górę i nie utrzymasz języka za zębami.
Wiele osób mnie pytało, po co ja chcę się zmieniać? Przecież nie można kazać drugiej osobie się zmienić. A ja mimo to chciałam coś w sobie poprawić, nie słuchać ich.

96 Ostatnio edytowany przez R_ita (2021-02-15 09:45:47)

Odp: Zaręczyny

Olinko, nie wiem dlaczego w dalszym ciągu nadinterpretowujesz moją wypowiedź i twierdzisz, że sugerowałam autorce, że nie robi nic złego. Pisząc, że nie ma tego robić, że ma pracować nad komunikacją i podjąć pracę terapeutyczną na sobą? Sama nie uważam kłótni za dobre zjawisko, ale bawi mnie to, że tyle traktujecie o zdrowej komunikacji a sami w postach do niej użyliście cały wachlarz agresji bierno- pasywnej. Nie wyciągaj proszę z moich wypowiedzi tylko tego, co jest dla Ciebie wygodne bądź oburzające, skoro pozostała treść burzy to, co starasz mi się teraz sugerować. Moim postem chciałam jedynie nakreślić autorce, że temat nie jest tak zero jedynkowy jak to przedstawiacie, tym bardziej, że jak napisałam- piszecie o zdrowej komunikacji, a co robiliście względem niej?

Olinko, na świecie nie istnieje rzecz, której nie można byłoby podważyć. Masz pełne prawo do tej niezgody jak i pełne prawo do sięgnięcia do materiałów, skoro treści wydają Ci się oburzające. Ale skoro narzuciłaś skrajności, to pozwolę sobie zwrócić na coś uwagę:

Jeśli traktujesz o zdrowej komunikacji w tak bezkompromisowy sposób, sama nie stosuj proszę w swoich postach agresji bierno- pasywnej. Traktowanie własnych doświadczeń w sposób, jaki tego dokonałaś choćby pisząc do Cccatch, też ma swoją nazwę w psychologii i nie jest to zjawisko uznawane za pozytywne. Więc sama jesteś ofiarą własnych tez, co rzuca złe światło na przedstawiane doświadczenia.  Czym innym jest umiejscawianie własnych doświadczeń jako wyjściowej do rozważania jakiś zjawisk, a czym innym forma przez Ciebie przedstawiona. Ironia losu. Także sami się gubicie w tych naukach i tezach, które uważacie, że praktykujecie. Przecież o formę chodzi, prawda?

Myślę Olinko, że wiesz, że nie atakuje Ciebie teraz, nie musisz też się ze mną zgadzać, w końcu dalej wiesz gdzie sięgać i gdzie weryfikować te kwestie by móc skutecznie praktykować głoszone tezy o zdrowej komunikacji (i jeszcze raz- wybacz skrajności, ale to ty je narzuciłaś swoim wcześniejszym postem). Bo już cały szereg agresji bierno pasywnej, który zastosowaliście w postach do autorki zostawiam sam sobie. Tyle z waszej zdrowej komunikacji.

Podsumowując- tylko w tym poście użyłam więcej niż jedną technikę manipulacyjną, zabiegi wchodzące w zakres agresji bierno – pasywnej, nie mówiąc o więcej niż jednym tanim chwycie z zakresu  dialektyki erystycznej. Ale ja nie kreuje się na mistrza komunikacji w odróżnieniu od niektórych tutaj. Więc, skoro już nabyliście teorie to teraz ją praktykujcie. Posty kierowane do Cccatch wskazują, że ni cholery wam nie wychodzi.
W dalszym ciągu- wszystkie zasoby dostępne na wyciągnięcie waszych rąk.
Jak już pisałam- z mojej strony pas.

97

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

No ale to Ty powinnaś pracować nad tym, żeby nagle nie zmieniać swojego charakteru w diablicę i umieć rozmawiać na spokojnie i z klasą, a nie usprawiedliwiać kłótnie tym, że po prostu taka jesteś.

Pracowałam i nadal pracuję. Nie da się się tak łatwo zmienić ludzkiego temperamentu, czasem emocje biorą górę i nie utrzymasz języka za zębami.
Wiele osób mnie pytało, po co ja chcę się zmieniać? Przecież nie można kazać drugiej osobie się zmienić. A ja mimo to chciałam coś w sobie poprawić, nie słuchać ich.

Miedzy pracowaniem nad swoimi zlymi stronami a kazaniem drugiej osobie sie zmienic jest jednak troche roznicy.
Krzyczenie, wewnetrzna diablica, momenty, kiedy emocje biora gore i kiedy przestajesz nad soba panowac, to zachowania, ktore sa dla relacji destrukcyjne. Dla jakiejkolwiek relacji.
I nad nimi trzeba i warto pracowac, zeby po prostu samemu sobie nie rozwalac zwiazkow z innymi ludzmi. Bo od przemocowcow sie ucieka, a jak Ty nie umiesz panowac nad swoimi emocjami, to do przemocy slownej zapewnie niedaleko.

98 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 10:03:34)

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:

Miedzy pracowaniem nad swoimi zlymi stronami a kazaniem drugiej osobie sie zmienic jest jednak troche roznicy.
Krzyczenie, wewnetrzna diablica, momenty, kiedy emocje biora gore i kiedy przestajesz nad soba panowac, to zachowania, ktore sa dla relacji destrukcyjne. Dla jakiejkolwiek relacji.
I nad nimi trzeba i warto pracowac, zeby po prostu samemu sobie nie rozwalac zwiazkow z innymi ludzmi. Bo od przemocowcow sie ucieka, a jak Ty nie umiesz panowac nad swoimi emocjami, to do przemocy slownej zapewnie niedaleko.

Tylko że u nas to wyglądało w ten sposób, że mój były chciał, żebym się zmieniła. A żeby się zmienić to trzeba pracować prawda? Żeby cokolwiek osiągnąć trzeba ciężko pracować.

Co do przemocy slownej - oj nie nie, można podnosić głos, krzyknąć, gestykulowac, ale tego mi proszę nie zarzucaj.
Znalazłam taką definicję: "nadmierne użycie języka mówionego w celu podważenia godności i poczucia bezpieczeństwa kogoś poprzez zniewagę lub upokorzenie, w sposób nagły lub wielokrotny” - nigdy czegoś takiego się nie dopuściłam.
A gdyby takie elementy jak podnoszenie głosu czy momentami brak umiejętnościami opanowania emocji itp itd były aż tak destrukcyjne - to tworzenie związków nie miałoby sensu. Każdy by się rozpadal.

99

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:

Miedzy pracowaniem nad swoimi zlymi stronami a kazaniem drugiej osobie sie zmienic jest jednak troche roznicy.
Krzyczenie, wewnetrzna diablica, momenty, kiedy emocje biora gore i kiedy przestajesz nad soba panowac, to zachowania, ktore sa dla relacji destrukcyjne. Dla jakiejkolwiek relacji.
I nad nimi trzeba i warto pracowac, zeby po prostu samemu sobie nie rozwalac zwiazkow z innymi ludzmi. Bo od przemocowcow sie ucieka, a jak Ty nie umiesz panowac nad swoimi emocjami, to do przemocy slownej zapewnie niedaleko.

Tylko że u nas to wyglądało w ten sposób, że mój były chciał, żebym się zmieniła. A żeby się zmienić to trzeba pracować prawda? Żeby cokolwiek osiągnąć trzeba ciężko pracować.

Co do przemocy slownej - oj nie nie, można podnosić głos, krzyknąć, gestykulowac, ale tego mi proszę nie zarzucaj.
Znalazłam taką definicję: "nadmierne użycie języka mówionego w celu podważenia godności i poczucia bezpieczeństwa kogoś poprzez zniewagę lub upokorzenie, w sposób nagły lub wielokrotny” - nigdy czegoś takiego się nie dopuściłam.
A gdyby takie elementy jak podnoszenie głosu czy momentami brak umiejętnościami opanowania emocji itp itd były aż tak destrukcyjne - to tworzenie związków nie miałoby sensu. Każdy by się rozpadal.

Nie zarzucam. Natomiast ja osobiscie nie wyobrazam sobie bycia w zwiazku, w ktorym ktos regularnie podnosi na mnie glos. Dla mnie to jest brak umiejetnosci rozmawiania.
To jest przeciez oczywiste, ze trzeba nad soba pracowac, ale to sie robi dla siebie, a nie dla innych. Ale w sumie masz racje, bo ja w takiej sytuacji nie kazalabym partnerowi nad soba pracowac, tylko po prosto po ktorejs kolejnej klotni z podnoszeniem glosu bym odeszla.
Uwierz mi, ze da sie zyc bez tego (i nie wpadac jednoczesnie w cisze, o ktorej pisala Rita)

100 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-15 10:37:03)

Odp: Zaręczyny

Wątpię żeby serio dało się poznać kogoś od każdej strony w parę miesięcy. W pierwszych kilku miesiącach związku nawet jak jakieś złe cechy wychodzą to się ma różowe okulary i się myśli "kochamy się, jakoś to będzie, przezwyciężymy wszystko", w niektórych wypadkach to się nawet myśli że coś co potem okazuje się wadą jest neutralne albo wręcz urocze (ah ta moja diablica to kobieta z charakterkiem - coś na tej zasadzie).

Gdzieś tam w necie przeczytałam kiedyś "You’ll never truly know someone well enough to marry until you’ve seen them struggle financially, grieve a lost loved one, or witness them while they’re sick.". Cos w tym jest, nie znamy kogoś tak do końca dopóki serio nie zobaczymy go w ciężkiej życiowej sytuacji albo nie przejdziemy przez jakis kryzys

101

Odp: Zaręczyny
jjbp napisał/a:

Wątpię żeby serio dało się poznać kogoś od każdej strony w parę miesięcy. W pierwszych kilku miesiącach związku nawet jak jakieś złe cechy wychodzą to się ma różowe okulary i się myśli "kochamy się, jakoś to będzie, przezwyciężymy wszystko"

Mi bardziej chodziło mi o to, że poznał konkretnie tą moją gorszą stronę - wiedział, że jestem impulsywna, mam swoje chimery, może faktycznie do momentu zaręczyn myślał, że jakoś się ułoży, ale od tego wydarzenia minęły tylko dwa miesiące, a on mnie zostawił.
Wiedzieć, że druga połowa ma trudny charakter - mimo to pytać ją, czy zostanie jego żoną - po 2 miesiącach rzucać i tłumaczyć się 'brakiem sił'. Nie wyobrażam sobie postąpić w taki sposób.

102

Odp: Zaręczyny
jjbp napisał/a:

Wątpię żeby serio dało się poznać kogoś od każdej strony w parę miesięcy.


Ja bym tak nie demonizowała krótkiego okresu poznawania, 7 miesięcy przy prawie codziennych spotkaniach to nie jest wcale tak krótko. Zwłaszcza, że ludzie się zmieniają i nawet po 10-letnim związku wiele może w drugiej osobie zaskoczyć.
A to, że mężczyzna się oświadcza i zaraz z tego wycofuje to nie jest normalna sytuacja. CCCatch, masz spore problemy ze sobą i pewnie przez to też przyciagnelas taką osobę. Dopóki nie rozwiążesz chociaż w pewnym stopniu swoich problemów, sytuacja może się powtarzać.

103

Odp: Zaręczyny

jeszcze czekam na odpowiednią chwile ;p

104 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 14:15:29)

Odp: Zaręczyny
Lendy123 napisał/a:
jjbp napisał/a:

Wątpię żeby serio dało się poznać kogoś od każdej strony w parę miesięcy.


Ja bym tak nie demonizowała krótkiego okresu poznawania, 7 miesięcy przy prawie codziennych spotkaniach to nie jest wcale tak krótko. Zwłaszcza, że ludzie się zmieniają i nawet po 10-letnim związku wiele może w drugiej osobie zaskoczyć.
A to, że mężczyzna się oświadcza i zaraz z tego wycofuje to nie jest normalna sytuacja. CCCatch, masz spore problemy ze sobą i pewnie przez to też przyciagnelas taką osobę. Dopóki nie rozwiążesz chociaż w pewnym stopniu swoich problemów, sytuacja może się powtarzać.

Codziennie spotkania, spędzanie całego wolnego czasu ze sobą, wspólne wyjazdy, pomieszkiwanie u siebie. Od połowy czerwca ubiegłego roku do początku lutego bieżącego roku. Mega intensywnie.

A że problem mam, niestety wiem o tym, dlatego działam. Dziś kolejna wizyta u psychologa, czasu nie cofne ale czas na zmiany nadszedł. Przyciągnęłam osobę bardzo wrażliwą, inną ode mnie. Osobę, która za bardzo brała sobie wszystko do serca, a ja nie zdawałam sobie z tego sprawy.

105

Odp: Zaręczyny

Sorry, ale parę miesięcy to żadna wielka milość, szczególnie jak juz od początku, zamiast spijać sobie z dziubków, wy się kłóciliście. Powiem tak, niewazne jak by mi się facet podobał, odeszlabym od niego gdyby mnie osaczal, usilowal przerobić na swoją modlę i generalnie był konfliktogenny. A już na pewno nie parłabym na oświadczyny, po zaledwie kilku miechach. Pisalam wczesniej w tym wątku, że za tak rychlymi zapędami do oltarza zwykle się kryją się powody majace zero związku z milością.

Na Twoim miejscu zajęlabym się swoim rozchwianiem emocjonalnym, a nie dywagowaniem dlaczego Cię zostawił.

106

Odp: Zaręczyny

Tyle że nie chodzi o intensywność a o czas - różne rzeczy wychodzą po czasie, gdy są sprzyjające ich wyjściu okoliczności.

107 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 14:39:23)

Odp: Zaręczyny
Beyondblackie napisał/a:

Sorry, ale parę miesięcy to żadna wielka milość, szczególnie jak juz od początku, zamiast spijać sobie z dziubków, wy się kłóciliście. Powiem tak, niewazne jak by mi się facet podobał, odeszlabym od niego gdyby mnie osaczal, usilowal przerobić na swoją modlę i generalnie był konfliktogenny. A już na pewno nie parłabym na oświadczyny, po zaledwie kilku miechach. Pisalam wczesniej w tym wątku, że za tak rychlymi zapędami do oltarza zwykle się kryją się powody majace zero związku z milością.

Na Twoim miejscu zajęlabym się swoim rozchwianiem emocjonalnym, a nie dywagowaniem dlaczego Cię zostawił.

Myśmy ciągle spijali sobie z dziubkow, on sam powtarzał: 'związek to spijanie miodu z kolców róży', i między tym spijaniem pojawiały się kolce czyli sprzeczki i kłótnie.
Ja go nie osaczalam i nie próbowałam zmieniać w żaden sposób. To on nalegal, abym ja się zmieniła. Nie jestem konfliktogenna, nie wywołuje celowo żadnych sporów ale mam trochę wojowniczy charakter.
I przede wszystkim - to nie ja parlam na zaręczyny. Ja byłam w szoku kiedy się o tym dowiedziałam, a on mimo wiedzy o moim momentami ukazującym się trudnym charakterze, znając już mnie trochę, oświadczył mi się. Powtarzam po raz kolejny - wiedział że nie zawsze będzie ze mną łatwo lekko i przyjemnie.

108

Odp: Zaręczyny

A ja mam wrażenie, że weszłaś w ten związek z misją "uratowania" tego faceta. Bo z niego taki maminsynek, bo ma problemy, bo...dodaj sobie cokolwiek innego do listy- nie z miłości. Ze swojej zaś strony przyjęlas sobie, że jak masz taki a nie inny temperament, to hulaj dusza, piekła nie ma i możesz dawać pelny upust swojej zazdrości, fochom, zaczepkom i generalnej upierdliwości. Gościowi na początku imponowalaś, podobałaś mu się więc przymykal na to oczy, ale widocznie charakter masz faktycznie tak konfliktogenny, że miarka się w końcu przebrała. Tylko do pewnego momentu bowiem mozna mysleć wylącznie wackiem.

A jego oświadczyny? Nie wiem, moze myślal, że jak się oświadczy, to Ty się uspokoisz?

109 Ostatnio edytowany przez noben (2021-02-15 15:46:03)

Odp: Zaręczyny

Jest jeszcze taka opcja, że wcale nie Twoje werbalne ADHD go odepchnęło, tylko coś zupełnie innego.

Więc zluzuj trochę z tym 'pracowaniem nad sobą''. Jeśli ograniczysz konfliktowość to na pewno dobrze, ale też nie oczekuj, że świat się nagle zmieni i podejście ludzi do Ciebie również.

110

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

Powtarzam po raz kolejny - wiedział że nie zawsze będzie ze mną łatwo lekko i przyjemnie.

O, i chociażby tu może wychodzić to że jednak wcale się aż tak poznać nie zdążyliście. Jak pisałam wyżej, na początku to się myśli że wystarczy się kochać a reszta jakoś tam pójdzie ale niestety tak nie jest - oprócz uczucia musi być kompatybilność charakterów, stylów życia itd. Więc może facet wcale nie wiedział że będzie tak ciężko, przerosła go sprawa finalnie.

111

Odp: Zaręczyny
Beyondblackie napisał/a:

A jego oświadczyny? Nie wiem, moze myślal, że jak się oświadczy, to Ty się uspokoisz?

Ja znam dosyc sporo facetow, dla ktorych zareczyny sa po prostu pokazaniem, ze sie o sobie mysli na powaznie, a nie konkretnym czasem przygotowania do slubu. Ba, w takich przypadkach mozna byc zareczonym i 20 lat i tego slubu nie miec, bo sie zadna strona nie zbiera do organizacji.
Moze to po prostu ten typ.

112 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 15:57:52)

Odp: Zaręczyny

Dlaczego prawie każdy kto się wypowiada, kreuje mnie na jakąś wiedzme, która niszczy mężczyznom życie?

Nie byłam z nim po to, by go ratować. Gdyby tak było, dawno bym go namówiła na wspólne mieszkanie i odciągala od kościoła. Kochałam i kocham. Nic więcej, nie doszukujcie się podtekstow lub drugiego dna, bo to że ktoś jest siaki i owaki nie musi oznaczać, że jest po prostu zły.

Zaręczyny, jak mówił, były przemyślane. Nie dla ratowania czegokolwiek. Niby z miłości.

jjbp - czyli przed zareczynami nie wiedział że może być ciężko ale po zaręczynach już wiedział? Dziwny tok myślenia w takim razie. Raczej ani u mnie ani u niego nie było myśli, że wystarczy się kochać a co będzie to będzie. Można mieć różne charaktery i można umieć się dogadać - tak jest w małżeństwie moich rodziców. Moja mama też nie należy to delikatnych kobiet - miał z nią tata trochę emocji z początku, ale nauczyli się żyć razem i są ponad 40 lat małżeństwem. Tata nie zrezygnował, ciągle był z mamą i dalej jest. Z kimkolwiek nie rozmawiam to każdy wspomina o trudnościach na początku związku - już po tym pierwszym etapie zauroczenia, kiedy dwoje ludzie postanawia się związać w ze sobą być.

113

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:
Beyondblackie napisał/a:

A jego oświadczyny? Nie wiem, moze myślal, że jak się oświadczy, to Ty się uspokoisz?

Ja znam dosyc sporo facetow, dla ktorych zareczyny sa po prostu pokazaniem, ze sie o sobie mysli na powaznie, a nie konkretnym czasem przygotowania do slubu. Ba, w takich przypadkach mozna byc zareczonym i 20 lat i tego slubu nie miec, bo sie zadna strona nie zbiera do organizacji.
Moze to po prostu ten typ.

Może tak być. Może tez mialy na to wplyw kwestie religijne lub naciski rodziny. Niestety ciągle sa tacy rodzice, że jak ma się juz te dwadziescia iles lat, to zaczyna się ciagłe suszenie odwłoka o zareczyny, slub i dzieci. Trudno mi powiedzieć, bo przeciez w jego głowie nie jestem. Ale watpie, że motywowało nim głebokie przekonanie, że jest to "ta jedyna".

114

Odp: Zaręczyny

kurcze, CC, ludzie sie rozstaja po latach czasami. Myslisz, ze wtedy sie nagle czegos dowiedzieli? Nie. Po prostu sie nazbieralo i przelalo i tyle.
9 miesiecy zwiazku nie ma co porownywac z 40 latami. Gdyby on sie zareczyl po 2-3 latach to tak, mozna powiedziec, ze bierze Cie na dobre i na zle. Ale po 7 miesiacach to jemu sie co najwyzej wydawalo i jak widac przejechal sie na tym wydawaniu.
Poza tym dalej uwazam, ze klotliwosc i impulsywnosc to kwestia pracy nad soba, a nie usprawiedliwianie, ze Twoja mama tez taka jest, a tata jakos wytrzymuje. On wytrzymuje, ale ktos inny moze nie wytrzymac i ma do tego calkowite prawo.

Powtarzam, lepiej, ze mu sie teraz odwidzialo, niz np. za rok. A Ty masz nauczke, zeby nastepnym razem poczekac. Nawet jezeli zareczyny Cie zaskoczyly, to mozna bylo powiedziec, ze to dla Ciebie za wczesnie i zeby poczekac jeszcze np. pol roku, a potem zaczac o tym myslec. Normalny facet nie ucieknie.

115

Odp: Zaręczyny
R_ita napisał/a:

Olinko, nie wiem dlaczego w dalszym ciągu nadinterpretowujesz moją wypowiedź i twierdzisz, że sugerowałam autorce, że nie robi nic złego. Pisząc, że nie ma tego robić, że ma pracować nad komunikacją i podjąć pracę terapeutyczną na sobą? Sama nie uważam kłótni za dobre zjawisko, ale bawi mnie to, że tyle traktujecie o zdrowej komunikacji a sami w postach do niej użyliście cały wachlarz agresji bierno- pasywnej. Nie wyciągaj proszę z moich wypowiedzi tylko tego, co jest dla Ciebie wygodne bądź oburzające, skoro pozostała treść burzy to, co starasz mi się teraz sugerować. Moim postem chciałam jedynie nakreślić autorce, że temat nie jest tak zero jedynkowy jak to przedstawiacie, tym bardziej, że jak napisałam- piszecie o zdrowej komunikacji, a co robiliście względem niej?

Olinko, na świecie nie istnieje rzecz, której nie można byłoby podważyć. Masz pełne prawo do tej niezgody jak i pełne prawo do sięgnięcia do materiałów, skoro treści wydają Ci się oburzające. Ale skoro narzuciłaś skrajności, to pozwolę sobie zwrócić na coś uwagę:

Jeśli traktujesz o zdrowej komunikacji w tak bezkompromisowy sposób, sama nie stosuj proszę w swoich postach agresji bierno- pasywnej. Traktowanie własnych doświadczeń w sposób, jaki tego dokonałaś choćby pisząc do Cccatch, też ma swoją nazwę w psychologii i nie jest to zjawisko uznawane za pozytywne. Więc sama jesteś ofiarą własnych tez, co rzuca złe światło na przedstawiane doświadczenia.  Czym innym jest umiejscawianie własnych doświadczeń jako wyjściowej do rozważania jakiś zjawisk, a czym innym forma przez Ciebie przedstawiona. Ironia losu. Także sami się gubicie w tych naukach i tezach, które uważacie, że praktykujecie. Przecież o formę chodzi, prawda?

Myślę Olinko, że wiesz, że nie atakuje Ciebie teraz, nie musisz też się ze mną zgadzać, w końcu dalej wiesz gdzie sięgać i gdzie weryfikować te kwestie by móc skutecznie praktykować głoszone tezy o zdrowej komunikacji (i jeszcze raz- wybacz skrajności, ale to ty je narzuciłaś swoim wcześniejszym postem). Bo już cały szereg agresji bierno pasywnej, który zastosowaliście w postach do autorki zostawiam sam sobie. Tyle z waszej zdrowej komunikacji.

R_ito, początkowo zacytowałam tylko fragment Twojego posta i tylko do niego się odniosłam, uwaga była zresztą dosyć ogólna i wyrażająca moją własną opinię na ten temat. W w moim odczuciu to znacząco zmienia postać rzeczy. Na koniec dopisałam, być może zbyt mało precyzyjnie, że kłótnia pozbawiona tych dwóch elementów, o których wspomniałam, nie jest niczym dobrym i nadal to podtrzymuję, bo wówczas nie ma mowy o tzw. zdrowej kłótni. Można ewentualnie spierać się co kto rozumie pod samym pojęciem "kłótnia", ale tu już do głosu dochodzi semantyka. Nie było moim zamierzonym celem zastosowanie ataku w żadnej formie i zupełnie nie wiem dlaczego rozdmuchałaś to do takiego rozmiaru. Uważam natomiast, że pewne rzeczy należy pisać wprost i na tyle mocno, aby drugą stronę skłoniły do zastanowienia się.

Nie rozumiem także dlaczego aż kilkukrotnie zarzuciłaś mi, że nie widzę nic pomiędzy dwiema skrajnościami, co jest oczywistą nieprawdą i co w kolejnej wypowiedzi starałam się przedstawić. Jeśli mi nie wyszło, zrzućmy to, proszę, na późną porę i potężne zmęczenie. Zatem raz jeszcze powtórzę, że moje wypowiedzi podczas wymiany zdań z Autorką odnosiły się do TEJ konkretnej sytuacji, która została opisana w tym wątku, czyli JEJ sytuacji, potem do słów:

Nie daj sobie wmówić, że jest dramatem, że nie było z początku idylli i spijania z dziubków, tylko od razu spiny- to jest bardziej autentyczne.

Cokolwiek by nie pisać, to dla mnie te spiny, ich jakość i ilość, zwłaszcza na tym etapie związku, który przedstawiony został w niniejszym temacie, to jednak jest dramat, naprawdę. Gdyby mój syn w ten sposób traktowany był przez swoją dziewczynę, z którą planowałby spędzić życie, a przyszedłby po radę, to powiedziałabym, że to zalatuje mocną toksycznością, a nie czymś, co dobrze rokuje na przyszłość, nawet gdyby w ten sposób usiłowali ustalać jakieś zasady. 

Ludzie w początkach relacji zdają się wielu rzeczy nie zauważać, a dopiero po latach, kiedy pojawiają się poważne kryzysy, nagle okazuje się, że sygnały były, owszem, ale zostały zbagatelizowane. Mam już na swoim koncie parę lat, mam długie małżeństwo i naprawdę wiem o czym piszę i sama zdaję sobie sprawę, że byłoby mi w życiu łatwiej, gdybym lata świetlne temu miała swoją dzisiejszą wiedzę i zauważała to, co wówczas powinnam była zauważyć. Równocześnie z racji życiowego doświadczenia dziś na wiele sygnałów jestem mocno wyczulona i nie ma u mnie przyzwolenia na żadne formy przemocy, nawet tej pozornie nieszkodliwej.
To również dlatego w pełni rozumiem narzeczonego CCCatch, jej z kolei nie mam zamiaru oszukiwać, uznając, że właściwie nic wielkiego się nie wydarzyło.

Zauważ, że równocześnie z mojej strony pojawiły się podszyte jak najlepszymi intencjami stwierdzenia, że bardzo pozytywnym efektem zaistniałej sytuacji jest fakt, że CCCatch zdaje się pewne rzeczy coraz wyraźniej dostrzegać, a przede wszystkim, że bardzo dobrym posunięciem było podjęcie decyzji o rozpoczęciu terapii, bo dobrze poprowadzona pozwoli jej z jednej strony nauczyć się dobrej komunikacji, a z drugiej poradzić sobie z własnymi problemami, a tych zdążyło się trochę nazbierać. To da jej również narzędzia na przyszłość i jeśli nauczy się dobrze z nich korzystać, to w NOWYM związku już tych błędów nie popełni.

R_ita napisał/a:

Podsumowując- tylko w tym poście użyłam więcej niż jedną technikę manipulacyjną, zabiegi wchodzące w zakres agresji bierno – pasywnej, nie mówiąc o więcej niż jednym tanim chwycie z zakresu  dialektyki erystycznej. Ale ja nie kreuje się na mistrza komunikacji w odróżnieniu od niektórych tutaj. Więc, skoro już nabyliście teorie to teraz ją praktykujcie. Posty kierowane do Cccatch wskazują, że ni cholery wam nie wychodzi.

Tak, to się wyczuwa, choćby w słowach "oburzenie", które zostało mocno przesadzone, "stosujesz agresję bierno-pasywną" czy właśnie "w odróżnieniu od niektórych tutaj", a potem w dwóch ostatnich zdaniach, a jest tego jeszcze więcej.
I nie, ja również nie kreuję się na mistrza komunikacji, ale też nie mam w zwyczaju czegoś, co jest wyraźnie złe, destrukcyjne albo wskazuje, że na pewne zmiany jest już za późno, ubierać w ładne słowa, aby dawać komuś tzw. fałszywą nadzieję. 

Napisałaś, że z Twojej strony to pas. Myślę, że także z mojej będzie do dobry moment, aby zakończyć te rozważania, tym bardziej, że choć poruszamy się w temacie, to chyba jednak odciągamy uwagę od problemu Autorki.
Chciałabym jednak wyraźnie zaznaczyć, że biorę pod uwagę Twoje sugestie i na pewno je przemyślę.

116

Odp: Zaręczyny

Niee, nie chciałam się tym usprawiedliwiać. Chciałam tylko pokazać, że wszystko można przetrwać, jeśli się chce i kogoś kocha. Ale tak jak piszecie - może on nie potrafił tego zrobić, może wyobrażał sobie coś innego, po prostu nie podołał. Wg mnie niepotrzebnie brał sobie wszystko tak głęboko do serca, nie umiał 'olać' pewnych sytuacji.

Wracając do zaręczyn - ja też tego chciałam i czułam, że mimo wszystko to ten. Z drugiej strony miałam też świadomość że jeśli powiem 'nie'...może być kiepsko, ale nie zmienia to faktu że moja zgoda nastąpiła wyłącznie z tego powodu. To tak mi po prostu też w międzyczasie przeszło przez myśl.
Na zaręczyny raczej nie naciskala rodzina, może kwestia religii, by swobodniej uprawiać seks...?

117 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-15 16:36:55)

Odp: Zaręczyny

No myślał że wiedział na co się pisze ale w pewnym momencie się okazało że ups jednak nie jest taki znowu pewny czy się chce na to pisać. To jest absolutnie normalne że ludzie myślą na początku wow to jest mężczyzna/kobieta dla mnie a po kilku miesiącach czy roku się okazuje że pudło. Tak to bywa zwłaszcza z decyzjami podejmowanymi w porywie chwili jak np zaręczyny po kilku miesiącach. Nigdy gwarancji nie ma ale łatwiej sobie wyobrazić że gość wie co robi oświadczając się partnerce która zna dłużej aniżeli dziewczynie z która jest niespełna rok

118

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:

Wg mnie niepotrzebnie brał sobie wszystko tak głęboko do serca, nie umiał 'olać' pewnych sytuacji.

właśnie dobrze, że nie olewał. Po latach związku to dopiero ludzi zaczyna porządnie wkurzać coś, co wcześniej olewali i ignorowali i wtedy to dopiero są wojny.

119

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:
CCCatch napisał/a:

Wg mnie niepotrzebnie brał sobie wszystko tak głęboko do serca, nie umiał 'olać' pewnych sytuacji.

właśnie dobrze, że nie olewał. Po latach związku to dopiero ludzi zaczyna porządnie wkurzać coś, co wcześniej olewali i ignorowali i wtedy to dopiero są wojny.

Do tego jeszcze dodam że nie zgadzam się osobiście z teza która tu już padła minimum dwa razy że jak się kogoś kocha to wszystko się da. Nie wszystkim osobom po drodze razem, a związki na siłę "bo się kochamy" mimo że nie pasuje nam pierdyliard rzeczy prowadzą co najwyżej do sfrustrowanej pary która żyje obok siebie a nie ze sobą

120 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 16:50:07)

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:
CCCatch napisał/a:

Wg mnie niepotrzebnie brał sobie wszystko tak głęboko do serca, nie umiał 'olać' pewnych sytuacji.

właśnie dobrze, że nie olewał. Po latach związku to dopiero ludzi zaczyna porządnie wkurzać coś, co wcześniej olewali i ignorowali i wtedy to dopiero są wojny.

Ja czasem sama prosiłam go o to, tak jak on prosił mnie, żebym olewala pewne kwestie związane z moją niestety stresujące pracą.
I to robiłam, a jemu tłumaczyłam, żeby nie brał wszystkiego do serca, bo jakaś sprzeczka po drodze to nie jest przecież rozstanie. Wiem, dziwnie to brzmi, ale czy wy też zawsze tak bardzo bierzecie sobie do serca każde słowo waszego partnera/partnerki? Analizuje je?

jjbp - nigdy nie zylismy obok zawsze razem, wszystko i wszędzie razem. Te wspaniałe chwile także razem.

121 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-02-15 16:51:42)

Odp: Zaręczyny
CCCatch napisał/a:
Lady Loka napisał/a:
CCCatch napisał/a:

Wg mnie niepotrzebnie brał sobie wszystko tak głęboko do serca, nie umiał 'olać' pewnych sytuacji.

właśnie dobrze, że nie olewał. Po latach związku to dopiero ludzi zaczyna porządnie wkurzać coś, co wcześniej olewali i ignorowali i wtedy to dopiero są wojny.

Ja czasem sama prosiłam go o to, tak jak on prosił mnie, żebym olewala pewne kwestie związane z moją niestety stresujące pracą.
I to robiłam, a jemu tłumaczyłam, żeby nie brał wszystkiego do serca, bo jakaś sprzeczka po drodze to nie jest przecież rozstanie. Wiem, dziwnie to brzmi, ale czy wy też zawsze tak bardzo bierzecie sobie do serca każde słowo waszego partnera/partnerki? Analizuje je?

Nie, ale ludzie są różni a on widocznie tak robił.
Poza tym znowu się tłumaczysz. Jakby partner chodził mi po domu jak chmura burzowa, to bym mu powiedziała, żeby zmienił pracę, bo to zdrowe nie jest ani dla niego ani dla relacji.
Instynkt samozachowawczy po prostu.
Widocznie dla niego tych sprzeczek było tyle, że mu się przelało.

To tak jakby ktoś Cię regularnie uderzał w ramię. Ty mu mówisz "nie rób tego, nie podoba mi się to", a on Ci mówi "to zignoruj, bo ja tak mam". No tak relacje po prostu nie działają.

A druga sprawa to to, że takie bycie zawsze razem 24/7 też sprawia, że związek się wypala szybciej. Nie ma miejsca dla siebie, miejsca na oddech. W efekcie jak już człowiek ma czas na oddech to stwierdza, że nie chce wcale być w relacji, która wymaga od niego zaangażowania na 100% cały czas.

122

Odp: Zaręczyny

Z coraz większym zainteresowaniem czytam ten wątek, a twierdzenie, że eks narzeczony powinien "olać" zachowanie autorki, jest najzabawniejszym ze wszystkich.
Jeśli jednak opisywane sytuacje i wnioski są prawdziwe, to coraz bardziej rozumiem decyzję bohatera wątku.

123 Ostatnio edytowany przez Lendy123 (2021-02-15 17:00:23)

Odp: Zaręczyny
Lady Loka napisał/a:

Gdyby on sie zareczyl po 2-3 latach to tak, mozna powiedziec, ze bierze Cie na dobre i na zle. Ale po 7 miesiacach to jemu sie co najwyzej wydawalo i jak widac przejechal sie na tym wydawaniu.

Hmm, to zabrzmiało trochę jakby zaręczyny po 2-3 latach to były takie prawdziwe zaręczyny, a po krótszym czasie już nie. Tylko czemu akurat 2-3 lata? Ktoś inny powiedziałby, że dopiero po 5 latach można powiedzieć, że się kogoś kocha na dobre i złe, jeszcze inna osoba, że po 10, a 2 początkowe lata związku nazwać fazą motylków w brzuchu. Liczne przypadki na forum i w życiu pokazują, że zarówno zaręczyny po kilku miesiącach, jak i po kilku latach mogą prowadzić do happy endu (Olinka po pół roku) lub do katastrofy. To bardziej zależy od dojrzałości, stabilności emocjonalnej, umiejętności brania odpowiedzialności za swoje decyzje, postawy wobec drugiej osoby itd. A jakiś element ryzyka będzie zawsze, bo ludzie się zmieniają i cały czas pojawiają się jakieś nowe okoliczności, których nie przewidzieliśmy.

124 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-15 17:00:46)

Odp: Zaręczyny

W sumie ciężko nie brać do siebie jak partner odreagowuje na nas swoją pracę. Obawiam się że nie jest to coś co mogłabym po prostu ignorować

125 Ostatnio edytowany przez CCCatch (2021-02-15 17:05:40)

Odp: Zaręczyny

Lady Loka - nie tłumaczę się, pracujemy w jednym zakładzie i on zna specyfikę mojej pracy i sam zawsze mi powtarzał, że fochy szefowej trzeba czasem zignorować i usluchalam jego próśb. Nie zmienia to faktu że zdarzały się takie dni, że nawet przy ogromnym wysiłku, gdzieś te nerwy wychodziły. Tak samo uważam, że on moje fochy-pierdoły mógł, ba, miał prawo, ignorować. 'Pogadaj sobie kobieto, zaraz Ci przejdzie..' - ale może tak robią dopiero ludzie w związkach o dłuższym stażu.

jjbp - nie przenosilam non stop pracy do naszego życia - można powiedzieć, że moja praca wiązała się z jego pracą i oboje mieliśmy powody, by z jej powodu się stresować. On też niejednokrotnie wracał zły i zmęczony. Zawsze powtarzał mi: '0 pracy po pracy', a raz zadzwonił do mnie w sobotni wieczór, bo nasz wspólny kolega z zakładu nie wiedział... jak napisać meila. Było tak tsk ekstremalnie pilne, że zapomniał co mówił wcześniej, bo kolega poprosił.

126

Odp: Zaręczyny

No jednak jest różnica w zignorowaniu fochów szefowej z która nie masz ważnej emocjonalnej więzi a zignorowaniem fochów osoby z która jesteś w związku. O ile dobrze zrozumiałam Twój post

127

Odp: Zaręczyny

Jeśli chodzi o pierdoly? Uważam że nie. Można, a czasem nawet trzeba. Nieważne jak bliska jest ta osoba, można ją po prostu wziąć na przetrzymanie. Czasem olanie potrafi zdziałać wiele, bywa gorsze niż największa kłótnia.
A jeśli z mamą łączy mnie bardzo silna emocjonalna więź, a ja często ignoruje jej fochy to znaczy że jestem zła?

128 Ostatnio edytowany przez jjbp (2021-02-15 17:24:17)

Odp: Zaręczyny

Nie znaczy że jesteś zła ale bardzo bliskie relacje jednak wpływają mocno na nasze samopoczucie zwłaszcza jeśli, jak mówisz, spędza się z druga połówką dosłownie każda chwilę. Szefowa jak mnie wkurzy to pomyśle sobie głupia pinda, na chwilę skoczy mi ciśnienie ale po godzinie nie będę pamiętała albo pójdę do domu i zapomnę na resztę wieczoru. W związku jest inaczej, jak takie sytuację są notoryczne to wjeżdża to na całe nasze codzienne życie.


Pominę fakt że nie mamy prawa od nikogo wymagać że my będziemy strzelać fochy a druga osoba MUSI to znosić. Jeśli chce i jest to dla niej jakieś wyjście to spoko ale nikt nie ma prawa czegoś takiego wymagać. Ty chcesz ignorować fochy mamy (i jeśli Ci to pasuje to spoko) ale masz również prawo powiedzieć jej słuchaj jestesmy dorosłe, wyładowujesz na mnie emocje, wychodzę bo sobie tego nie życzę. I to nie będzie nic złego

129 Ostatnio edytowany przez Lady Loka (2021-02-15 17:21:50)

Odp: Zaręczyny

Nie kazdy bedzie ignorowal Twoje fochy. To nie jest glowna zasada dzialania swiata. Jeden zignoruje, a drugi postanowi nie miec z Toba wiecej kontaktu.

edit.
Poza tym mamy sobie nie wybiore, a partnera juz tak. Wiec jak fochy mamy mnie wkurzaja, to sie wyprowadze. A jak fochy partnera mnie wkurzaja, to odejde.

130

Odp: Zaręczyny
jjbp napisał/a:

W związku jest inaczej, jak takie sytuację są notoryczne to wjeżdża to na całe nasze codzienne życie.

Ale one nie były notoryczne, ani ja nie wymagałam że on ma je potulnie znosić, dlatego wiedząc, że znów coś powiedziałam/zrobiłam nie tak, przepraszalam i jednocześnie prosiłam go, żeby tych sytuacji tak nie 'rozkminial'. Było minęło, jedziemy dalej, ja się uspokajam, on nad tym już nie rozmyśla.

Ale zgoda, mamy się nie zmieni - partnera można. Ale można też nie zmieniać partnera, a za to zmienić relację. Sam powtarzał że rozstanie to najłatwiejsze rozwiązanie, ale on wybiera naprawianie.

Posty [ 66 do 130 z 403 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 7 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024