Ela, ale sęk w tym, że ja wynajmuję, a nie chce juz wynajmować, tylko dostać jakąś rozsadna umowe, wpłacić kaucję i mieszkać. Także tylko po jakichś znajomościach takie coś można załatwić.Albo jak sie ma sporo szcześcia. Tak jak M, który kawalerkę własnie takim sposobem wyhaczył.
Symbi. Własnie wtedy, jak uda sie doceniać to, co sie ma to człowiek jest szczęśliwy. I ja to wiem, znam, przetestowałam. Czasami jednak ten nóż w plecach daje znać o sobie. Ta rana, co to zbyt powoli sie goi, albo sie nie goi... to poczucie odrzucenia, zużycia, niepewność, czy te lata gdy byliście szcześliwi były takie, czy to była sciema z jego strony? Czy żyłam w matrixie? Czy długo już udawał, ze jestem piękna, pożądana, zabawna, że cieszy się moja obecnościa? Czy nabierałam się na to, że go uszczęśliwiam, podając truskawki do ust, a w międzyczasie parzac kawę w kuchni, żeby pięknie pachniało?... Czy całujac pieprzyki, okazywałam dość czułosci? A może on juz myślał, kiedy skończę?
Uff... i tak można dalej i dalej..
Czasem mam poczucie, że już dalej nie pociągnę, że to tak boli, że musi się coś stać, ale niestety- od pękniętego serca się nie umiera.
Jak mam dalej żyć, to niech to już odpuści, niech nie dręczy..
Przecież są większe nieszczęścia, prawda? W skali porównawczej, to nie powinno tak mnie boleć.
Cholera, chyba słaba jestem. I głupia.Rozsadek nie może się przebić.
dobra, kończę, bo dziecko patrzy a ja zaraz się poryczę.