Zapewne tesciowa nie szukała tatuśka..
Co ciekawe tatuskujących Panów łatwiej znakeżć w mlodszym pokoleniu wbrew pozorom.. Te trwale związki 50 latka z 20 lat mlodszą to często ciąza, niekonoeczbie planowana przez Pana, co juz swoje dzieci ma.
Gdyby jakiś 40 latek tak potraktował moją córkę 18 letnią jak ten kochanek autorkę przed laty, oberwalabym mu jaja.
Ktoś tu doradzał terapię, tez uwazam ze to dobry pomysl i dobra pora by to poukladać.
196 2020-08-27 08:18:47 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-08-27 08:20:51)
Zapewne tesciowa nie szukała tatuśka..
Co ciekawe tatuskujących Panów łatwiej znakeżć w mlodszym pokoleniu wbrew pozorom.. Te trwale związki 50 latka z 20 lat mlodszą to często ciąza, niekonoeczbie planowana przez Pana, co juz swoje dzieci ma.
Gdyby jakiś 40 latek tak potraktował moją córkę 18 letnią jak ten kochanek autorkę przed laty, oberwalabym mu jaja.
Ktoś tu doradzał terapię, tez uwazam ze to dobry pomysl i dobra pora by to poukladać.
No wlasnie, to jest to. Ona nie szukala tatuska, jej facet to jej rowiesnik i znajac go to jestem pewna, ze by nie chcial nikomu tatusiowac bo dwie dorosle corki ma. W sensie, partnerce nie chcialby tatuskowac.
Wnuki mojej tesciowej traktuje jak swoje wnuki.
198 2020-08-27 11:59:48 Ostatnio edytowany przez kamiloo86 (2020-08-27 12:05:30)
Ela210 napisał/a:
zdecydowanie Kamilo nie ma tu wyjątkow i w głebi ducha męzczyzna nie daje tu kobiecie z którą chce być takich samych praw jak sobie, nawet jakby chciał rozumem
Moze to ukryć o siebie w glowie zganić, ale co fakt to fakt.więc nie jestes tu wyjątkiem pewnie.
No, ale nawet z punktu widzenia kobiety, to podejrzanie bym patrzyla na mężczyznę, który "zaliczył" wiele seksu, nawet jeżeli wszystko było za obopulną zgodą i bez ściem, bo daje mi to obraz jego mozliwości zaangażowania sie w związek ze mną i skłonności do szukania rozrywki.
Nie piszę o jakimś młodym chłopaku, ale facecie po trzydziestce czy około tego wieku. Raczej, nawet jakby był fajny, to uznałabym go za typ Casanowy, który się nie nadaje na męża. Fajnie na niezobowiązującą seks znajomość, ale bez przyszłości.
I dlatego nie dziwię się, że mężczyzna może podobnie myśleć w stosunku do kobiet.
pamiętajcie tylko Drogie Panie, wg badan rodzimych seksuologów większość facetów zawyża ilość partnerek a Panie wręcz zaniżają, nawet w anonimowych ankietach, co dowodzi że kultura też ma wpływ i taki Casanova ma wręcz lepszą ocenę, niż w 2 stronę co oczywiście nie jest fair ale tak to już jest. Zdroworozsądkowo jeżeli ktoś miał sporo tych kontaktów to jest to niebezpieczeństwo innego typu, mianowicie porównywania z kim było mi najlepiej i to już niebezpieczna sytuacja, bo można być w fajnym związku a seks słaby i to może być przyczyną rozpadu, dlatego jak ktoś ma doświadczenie i się dobrze z tym czuje i trafią kogoś z kim mu dobrze to można pracować nad tym, łatwiej niż nad charakterem na pewno
Ela, odnośnie traktowania kobiet to możliwe że masz rację, ale ja się staram szanować każdego człowieka bez względu na płeć i wierze że możliwe jest zdroworozsądkowe partnerstwo, problem w tym że ludziom którzy są długo razem często czegoś zaczyna brakować, lub tak im się wydaje i wtedy się zaczyna, raz zawodzi facet a raz kobieta. Myślę że przejść przez życie można tylko jak 2 osoby są gotowe do orki i ciężkiej pracy, gdzie owoce przychodzą z czasem, niewielu wytrwa i tyle da od siebie.
199 2020-09-06 20:10:14 Ostatnio edytowany przez Panna z Kapeluszem (2020-09-06 20:12:15)
No cóż, skoro przeżyłaś wiele romansów to znaczy, ze postępowałaś odwrotnie niz powinnas. Nie da się zjeść ciastko i mieć ciastko. Mężczyźni w kontekście stałej partnerki takich nie szukają... Wydaje mi się, ze chciałabyś mieć wszystko i to podane na tacy. Kolezanki mogą klepać po główce i mówić, ze to wina facetów albo pech - ale sorry - nie jest to ani jedno ani drugie. A z podobnymi sobie raczej stałej relacji nie stworzysz.
W innym temacie widzę zrobiłaś mega problem, bo koleś miał zbyt miękka fujarkę. Nic tylko uciekac od takich, nie szanujesz facetów. Nie wiesz co to miłość i jej nie szukaj.
Sadze że nie czytałeś mojego całego wątku...
Jakbys przeczytał moj cały wątek, ze zrozumieniem, nie napisałbyś tak...
Swoją droga, wątek,
szczególnie wypowiedzi Eli(Ela210) dały mi wiele do myślenia, dzięki,
tym bardziej ze nie mam z kim rozmawiać, bo w realnym życiu prawie nigdy nie narzekam.
Bardzo chciałabym spotkac-być z człowiekiem z którym mogłabym stworzyć własną rodzine,
z mężczyzna który bardzo by mnie kochaL akceptował, przy którym czułabym się pewnie, dobrze, bezpiecznie, któremu mogłabym ufać, który byłby człowiekiem
na zawsze, na dobre i złe.
Autorko, ja Cię doskonale rozumiem, bo mam ten sam problem. Mam 35 lat i jestem sama. Nie umiem natrafić na swoją drugą połówkę. Mam nieprzeciętną urodę i podobam się wielu mężczyznom, ale co z tego, skoro do nikogo nie pasuję na tyle, by stworzyć z nim związek. Do tej pory nie spotkałam na swej drodze odpowiedniego kandydata. Bardzo mnie to boli. Zawsze marzyłam o romantycznej miłości, obejrzałam dużo filmów romantycznych, ale tylko na marzeniach się skończyło. Dlaczego mi nie jest dane być z osobą, która byłaby dla mnie odpowiednią, która by do mnie pasowała? I to wcale nie jest tak, że mam wygórowane wymagania. Ja po prostu mam niezgodność charakterów z wszystkimi facetami, których do tej pory poznałam. Nie jest to jednak zupełna niezgodność, bo mam też kolegów. Jest to jednak niezgodność na tyle by stworzyć z którymś z nich związek. Ta samotność mnie już wykańcza. Nie wiem co robić.
No ale masz już tyle lat i trochę doświadczenia, by rozpoznać, jaki typ charakteru nie pogodzi się z Twoim i nie wchodzić w takie układy.
Ja to zawsze wiedziałam, kto do mnie pasuje, a kto nie. Nigdy nie byłam w związku z nieodpowiednim mężczyzną, nigdy nie pozwoliłam się skrywdzić, choć niejedna osoba na moim miejscu miałaby za sobą wiele związków. Ja jednak nie chciałam być z kimś, kto do mnie nie pasował, bo to by sie tylko źle skończyło. Zawsze byłam rozsądna.
Czemu jednak nie mogę natrafić na swą drugą połówkę? Chodziłam do niejednej szkoły, bywałam też w wielu miejscach i widziałam, jak niejedna dziewczyna nie szukając chłopaka, nie starając się o to, by z kimś być, ot tak po prostu trafiła na swego. A ja zawsze tak marzyłam o romantycznej miłości i gówno z tego mam.
No to byli odpowiedni czy nieodpowiedni, bo nie za bardzo rozumiem.
Ja to zawsze wiedziałam, kto do mnie pasuje, a kto nie. Nigdy nie byłam w związku z nieodpowiednim mężczyzną, nigdy nie pozwoliłam się skrywdzić, choć niejedna osoba na moim miejscu miałaby za sobą wiele związków. Ja jednak nie chciałam być z kimś, kto do mnie nie pasował, bo to by sie tylko źle skończyło. Zawsze byłam rozsądna.
Czemu jednak nie mogę natrafić na swą drugą połówkę? Chodziłam do niejednej szkoły, bywałam też w wielu miejscach i widziałam, jak niejedna dziewczyna nie szukając chłopaka, nie starając się o to, by z kimś być, ot tak po prostu trafiła na swego. A ja zawsze tak marzyłam o romantycznej miłości i gówno z tego mam.
Trochę nie rozumiem. Byłaś w związkach z odpowiednimi mężczyznami, ale nie możesz trafić na drugą połówkę ? To z kim byłaś w związkach ?
Autorko, ja Cię doskonale rozumiem, bo mam ten sam problem. Mam 35 lat i jestem sama. Nie umiem natrafić na swoją drugą połówkę. Mam nieprzeciętną urodę i podobam się wielu mężczyznom, ale co z tego, skoro do nikogo nie pasuję na tyle, by stworzyć z nim związek. Do tej pory nie spotkałam na swej drodze odpowiedniego kandydata. Bardzo mnie to boli. Zawsze marzyłam o romantycznej miłości, obejrzałam dużo filmów romantycznych, ale tylko na marzeniach się skończyło. Dlaczego mi nie jest dane być z osobą, która byłaby dla mnie odpowiednią, która by do mnie pasowała? I to wcale nie jest tak, że mam wygórowane wymagania. Ja po prostu mam niezgodność charakterów z wszystkimi facetami, których do tej pory poznałam. Nie jest to jednak zupełna niezgodność, bo mam też kolegów. Jest to jednak niezgodność na tyle by stworzyć z którymś z nich związek. Ta samotność mnie już wykańcza. Nie wiem co robić.
Przyczepię się do tych romantycznych filmów. Jeśli są one dla ciebie wzorcem związków, to tu może leżeć twój problem ze znalezieniem odpowiedniego partnera. Romase są może fajną rozrywką, ale niestety przedstawiają kompletnie wypaczoną rzeczywistość. W romansidłach facet biega za kobietą, wyznaje jej miłość, jest usłużny, płaszczy się przed nią, stawia ją na piedestale, walczy o nią mimo że ona go początkowo odrzuca, ostatecznie zdobywa jej serce i porywa ją sprzed ołtarza gdy ona była o krok od popełnienia największego błędu w życiu. Tymczasem w prawdziwej rzeczywistości, tak zachowujący się facet to ohydny stalker, który wpędza kobietę w nerwicę. W romansidłach piękny rycerz na białym koniu zdobywa serce niewiasty. W rzeczywistości to zbir na czarnym koniu nie może się od kobiet opędzić.
Ja to zawsze wiedziałam, kto do mnie pasuje, a kto nie. Nigdy nie byłam w związku z nieodpowiednim mężczyzną, nigdy nie pozwoliłam się skrywdzić, choć niejedna osoba na moim miejscu miałaby za sobą wiele związków. Ja jednak nie chciałam być z kimś, kto do mnie nie pasował, bo to by sie tylko źle skończyło. Zawsze byłam rozsądna.
Czemu jednak nie mogę natrafić na swą drugą połówkę? Chodziłam do niejednej szkoły, bywałam też w wielu miejscach i widziałam, jak niejedna dziewczyna nie szukając chłopaka, nie starając się o to, by z kimś być, ot tak po prostu trafiła na swego. A ja zawsze tak marzyłam o romantycznej miłości i gówno z tego mam.
Nie ma czegoś takiego jak druga połówka. Przede wszystkim, jesteś pełnym człowiekiem. Urodziłaś się mając wszystko co ci do życia jest potrzebne. Jest wielu mężczyzn, którzy by do ciebie pasowali. Są tacy którzy pasują lepiej i tacy którzy pasują mniej, ale na pewno nie ma tego "jedynego".
Istnieją faceci, którzy tak jak ty są romantykami i marzą o romantycznej miłości. Bądźmy jednak szczerzy, ci faceci są dla kobiet niewidoczni, bo są nieatrakcyjni. To są beciaki nie wzbudzające w kobietach żadnych emocji, lub wręcz wzbudzające niechęć i obrzydzenie.
Mam wrażenie że kobiety romantyczki przeżywają pewien dysonans. Z jednej strony świadomość ukształtowana przez romantyczne bajki poszukuje tego księcia na białym koniu, a z drugiej strony podświadomość poszukuje jego przeciwieństwa.
206 2020-10-04 19:56:22 Ostatnio edytowany przez Misinx (2020-10-04 19:56:54)
Kwiat w rannej porze napisał/a:Autorko, ja Cię doskonale rozumiem, bo mam ten sam problem. Mam 35 lat i jestem sama. Nie umiem natrafić na swoją drugą połówkę. Mam nieprzeciętną urodę i podobam się wielu mężczyznom, ale co z tego, skoro do nikogo nie pasuję na tyle, by stworzyć z nim związek. Do tej pory nie spotkałam na swej drodze odpowiedniego kandydata. Bardzo mnie to boli. Zawsze marzyłam o romantycznej miłości, obejrzałam dużo filmów romantycznych, ale tylko na marzeniach się skończyło. Dlaczego mi nie jest dane być z osobą, która byłaby dla mnie odpowiednią, która by do mnie pasowała? I to wcale nie jest tak, że mam wygórowane wymagania. Ja po prostu mam niezgodność charakterów z wszystkimi facetami, których do tej pory poznałam. Nie jest to jednak zupełna niezgodność, bo mam też kolegów. Jest to jednak niezgodność na tyle by stworzyć z którymś z nich związek. Ta samotność mnie już wykańcza. Nie wiem co robić.
Przyczepię się do tych romantycznych filmów. Jeśli są one dla ciebie wzorcem związków, to tu może leżeć twój problem ze znalezieniem odpowiedniego partnera. Romase są może fajną rozrywką, ale niestety przedstawiają kompletnie wypaczoną rzeczywistość. W romansidłach facet biega za kobietą, wyznaje jej miłość, jest usłużny, płaszczy się przed nią, stawia ją na piedestale, walczy o nią mimo że ona go początkowo odrzuca, ostatecznie zdobywa jej serce i porywa ją sprzed ołtarza gdy ona była o krok od popełnienia największego błędu w życiu. Tymczasem w prawdziwej rzeczywistości, tak zachowujący się facet to ohydny stalker, który wpędza kobietę w nerwicę. W romansidłach piękny rycerz na białym koniu zdobywa serce niewiasty. W rzeczywistości to zbir na czarnym koniu nie może się od kobiet opędzić.
Ja jeszcze dodam, że romanse kończą się zanim ona się zorientuje, że on nie sprząta po sobie skarpetek, drapie się po tyłku i chodzi po domu w wyciągniętych gaciach, i zanim on zobaczy ją rano po przebudzeniu z fryzurą a'la Boris Johnson, z niezbyt świeżym oddechem i czasami nieogolonymi nogami
Nawet w epilogu o tym nie piszą.
Też kiedyś miałam bardzo romantyczne marzenia, a teraz zawsze powtarzam że najpiękniejsza jest normalność.
Wg mnie książki Katarzyny Miller i inne bzdety to takie bronienie kobiet przed mężczyznami. Nie wiem po co na co komu przykład Pani Miller i nnych dziwaków jest do szczęścia potrzebne? psują obraz kobiet na świat i robią z kobiet jakiś mur na mężczyzn. Wydaje mi się że powinnaś raczej być sobą, jeśli jest możliwość rozmowy z facetem to warto rozmawiać na luzie o wszystkim i o niczym. Bez jakiś negatywnych przedświadczeń. 35 to nie jest zły wiek......zapomnij o tym co było i wyrzuć do kosza. Szukaj wartości u siebie i pozwól się poznać. Patrz na skromność człowieka, doceniaj inicjatywę fsceta....wtedy ocenisz co dalej.
Zastanawia mnie skad takie wielkie problemy i to u kobiet, ktore sa zapewne atrakcyjne.
Ogolnie na randkowaniu sie wcale nie znam, ale rycerz latajacy za mna i romantyczne wielkie wyznania to jest dla mnie cos normalnego, rzeczywistego.
Chociaz z drugiej strony... Mi nie przeszkadza wiele rzeczy, ktore innym kobieta przeszkadza i zwykle wybieram inny typ niz wybralaby taka romantyczka. Ide na nieoczywistego ksiecia, raczej niz na takiego Christiana Greja.
210 2020-10-04 22:40:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-04 22:43:01)
Pimpuś, najpierw przeczytaj uważnie jakąś książkę Katarzyny Miller, a dopiero potem zabierz głos na jej temat. Ona bardzo często staje po stronie facetów i wybija kobietom z głowy romantyczne mrzonki. Zachęca też do bycia sobą.
211 2020-10-04 22:59:33 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-04 23:11:30)
Pimpuś, najpierw przeczytaj uważnie jakąś książkę Katarzyny Miller, a dopiero potem zabierz głos na jej temat. Ona bardzo często staje po stronie facetów i wybija kobietom z głowy romantyczne mrzonki. Zachęca też do bycia sobą.
Dokładnie takie odniosłem wrażenie, po przeczytaniu kilku wywiadów z jej udziałem. Kilka razy sama stwierdziła, że kobiety za często i zbyt bardzo marzą, zamiast twardo stanąc na ziemi( to są JEJ słowa, nie moje )
A jeśli stara się wybijać z głowy (zbyt)romantyczne mrzonki, to z chęcią uścisnąłbym jej rękę i jej podziękował
Ktoś tutaj wyżej wspomniał o patrzeniu na partnera przez pryzmat wieku: mi się od razu zapala syrena ostrzegawcza, jak słyszę, że ktoś decyduje się na starszego, bo równolatkowie są zawsze dziecinni i niedojrzali. Zastanawiam się CZEGO ktoś taki oczekuje? Partnerstwa czy opieki/wychowania? Zdrowy związek kojarzył mi się zawsze z RÓWNYM poziomem zaangażowania i etapów życiowych, na jakim się ludzie znajdują. Każdy z nas miał rodziców i rolą partnera jestraczej inna, niż owego rodzica..?
Zgodzę się całkowicie z Kolegami Kaktusem i Misinx. Dla wielu z nas pewnie pasowałoby wielu partnerów, ale zbyt często szuka się bez przerwy tego wyśnionego ideału a jeśli już prawie ktoś pasuje, to zawsze się znajdzie coś, do czego można się przyczepić.
Piegowata'76 napisał/a:Pimpuś, najpierw przeczytaj uważnie jakąś książkę Katarzyny Miller, a dopiero potem zabierz głos na jej temat. Ona bardzo często staje po stronie facetów i wybija kobietom z głowy romantyczne mrzonki. Zachęca też do bycia sobą.
Dokładnie takie odniosłem wrażenie, po przeczytaniu kilku wywiadów z jej udziałem. Kilka razy sama stwierdziła, że kobiety za często i zbyt bardzo marzą, zamiast twardo stanąc na ziemi( to są JEJ słowa, nie moje
)
A jeśli stara się wybijać z głowy (zbyt)romantyczne mrzonki, to z chęcią uścisnąłbym jej rękę i jej podziękowałKtoś tutaj wyżej wspomniał o patrzeniu na partnera przez pryzmat wieku: mi się od razu zapala syrena ostrzegawcza, jak słyszę, że ktoś decyduje się na starszego, bo równolatkowie są zawsze dziecinni i niedojrzali. Zastanawiam się CZEGO ktoś taki oczekuje? Partnerstwa czy opieki/wychowania? Zdrowy związek kojarzył mi się zawsze z RÓWNYM poziomem zaangażowania i etapów życiowych, na jakim się ludzie znajdują. Każdy z nas miał rodziców i rolą partnera jestraczej inna, niż owego rodzica..?
Zgodzę się całkowicie z Kolegami Kaktusem i Misinx. Dla wielu z nas pewnie pasowałoby wielu partnerów, ale zbyt często szuka się bez przerwy tego wyśnionego ideału a jeśli już prawie ktoś pasuje, to zawsze się znajdzie coś, do czego można się przyczepić.
Pewnie, ze wiele osob szuka rodzica w partnerze. Mialam takiego faceta, ze on jako matke mnie traktowal i to nie zaleznie od roznicy wieku, ale roznicy w psychice. Czasem ludzie wyszukuja starszych bo sami sa zestarzali w srodku.
Czasem to tylko daddy issues Niektorzy chca tez tradycyjnego zwiazku, gdzie facet jest rycerzem i glowa domu, a nie wspolnikiem.
Do szukania idealu trzeba miec charakter odpowiedni, inaczej bedzie sie czlowiek czul samotny.
Naprawdę znacie takie osoby, które odrzuciła wiele osób bo czekały na ideał? Widać, to nie było to. Przecież niemożliwa jest sytuacja, gdy jedna osoba spotyka drugą, są iskry, świetnie w łóżku im razem, na dodatek świetnie się dogaduja ze soba, lubią że sobą spędzać czas, ogólnie pasuje im druga osoba i fizycznie i charakterem,, trybem życia, postawą, planami na przyszłość. ... a mimo tego ją rzucają, bo myślą sobie:kurde, ale fajny ten Janek, bardzo go lubię, mamy te same poglądy, kręci mnie fizycznie, dobrze mi z nim, no ale rzucę go, bo może trafię na jeszcze lepszego. Przecież tak się nie zdarza. Może tak, bo w przeszłości miałam takie sytuacje, z nie chciałam umawiać się z niektórymi facetami, bo całkiem mi nie odpowiadali, ale umawiałam się, bo koleżanki że studiów mnie namawiała abym tak nie wybrzydzala, bo facet wg nich fajny,
A ja się męczyłam. Co dziwne, te same koleżanki nigdy nie umawialy sie z chłopakami na siłę i z rozsadku, ale mnie do tego namawiały. No ale one teraz mają mężów i całkiem jiz spore dzieci.
214 2020-10-05 10:44:19 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-05 10:44:58)
Czasami dopada mnie takie wrażenie(w tym w historiach opisywanych tutaj na forum), że niby wszsytko jest ok, fajnie, świetnie, ale jednak coś tam jeszcze by się chciało. Natomiast takie uporczywe patrzenie na metrykę nieodwołalnie kojarzy mi się z kimś, kto szuka nie partnera, ale opiekuna/rodzica.
Naprawdę znacie takie osoby, które odrzuciła wiele osób bo czekały na ideał? Widać, to nie było to. Przecież niemożliwa jest sytuacja, gdy jedna osoba spotyka drugą, są iskry, świetnie w łóżku im razem, na dodatek świetnie się dogaduja ze soba, lubią że sobą spędzać czas, ogólnie pasuje im druga osoba i fizycznie i charakterem,, trybem życia, postawą, planami na przyszłość. ... a mimo tego ją rzucają, bo myślą sobie:kurde, ale fajny ten Janek, bardzo go lubię, mamy te same poglądy, kręci mnie fizycznie, dobrze mi z nim, no ale rzucę go, bo może trafię na jeszcze lepszego. Przecież tak się nie zdarza. Może tak, bo w przeszłości miałam takie sytuacje, z nie chciałam umawiać się z niektórymi facetami, bo całkiem mi nie odpowiadali, ale umawiałam się, bo koleżanki że studiów mnie namawiała abym tak nie wybrzydzala, bo facet wg nich fajny,
A ja się męczyłam. Co dziwne, te same koleżanki nigdy nie umawialy sie z chłopakami na siłę i z rozsadku, ale mnie do tego namawiały. No ale one teraz mają mężów i całkiem jiz spore dzieci.
Osoby które opisujesz najczęściej mają skrywany strach przez związkiem, bliskością, a to co robią to racjonalizowanie tego strachu, albo inaczej mówiąc "samościema" Nikt nie lubi się przyznać, nawet przed sobą, że robi coś z tchórzostwa. Lepiej znaleźć wtedy jakieś inne powody.
216 2020-10-05 11:04:04 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-05 11:55:41)
Dodam jeszcze, że takie osoby, o których mowa powyżej, nie koncentrują się na tym, co jest super, tylko zawsze wynajdą dziurę w całym. I wtedy nie myślą o pozytywnych aspektach. Zgodzę się, że nie można myśleć: "jest super", a jednocześnie rezygnować z czegoś tak "superowego".
Osoby, które każą nie wybrzydzać, mają zupełnie inne myślenie i odczuwanie, one takich osób jak te, którym doradzają, nie rozumieją, patrzą tylko z własnego punktu widzenia.
Odrobina rozsądku zawsze się przyda, ale przede wszystkim - wydaje mi się - trzeba dobrze poznać siebie i swoje prawdziwe potrzeby, mechanizmy, utrudnienia.
Mam porównanie między moim małżeństwem, a relacją z PP. Mimo wszystko startowałam w tym drugim przypadku z innej pozycji niż z mężem, miałam pewne przemyślenia, doświadczenia i miałam szczęście zaznać sporo satysfakcji z bycia razem. Pomimo oczywistych przeszkód do kontynuowania.
Coś jeszcze jednak zostało mi do zrobienia z moim pokręconym wnętrzem. Próbuję sama, ale ze wsparciem poszłoby sprawniej.
Ale wiem już, jak to jest przyjmować kogoś takim, jaki jest, wiedzieć, że to człowiek z krwi i kości, nie bez wad, ale jednak taki, który pasuje.
A kiedyś byłam takim dzieckiem we mgle, nie wiedziałam, jakiego chcę przyjaciela, zachłysnęłam się, że ktoś zechciał mnie. I potem ciągle coś mi nie pasowało, było mi źle - bo po prostu źle wybrałam, pierwszego, który się mną zainteresował i w miarę był dla mnie akceptowalny. I też słyszałam, że wybrzydzam i grymaszę. I głupia, nie słuchałam siebie.
Z PP było mi świetnie poza tą jedną, ale ogromnie istotną sprawą, która spowodowała, że postanowiłam to zakończyć.
Masz prawo odczuwac taki zal.
Wszystko moze jeszcze sie odmienic.
Co innego powiedzieć komuś by dał szansę innej osobie, gdy tamci się nie znają, a są oboje samotni, a co innego namawiać na kontynuowanie znajomości, gdy tamci sobie nie podchodzą.
Relacja albo gra albo nie gra. I tyle. Nie ma wiecej tajemnicy do tego, albo naturalnie cos jest albo tego nie ma.
Ale wiem już, jak to jest przyjmować kogoś takim, jaki jest, wiedzieć, że to człowiek z krwi i kości, nie bez wad, ale jednak taki, który pasuje.
A kiedyś byłam takim dzieckiem we mgle, nie wiedziałam, jakiego chcę przyjaciela, zachłysnęłam się, że ktoś zechciał mnie. I potem ciągle coś mi nie pasowało, było mi źle - bo po prostu źle wybrałam, pierwszego, który się mną zainteresował i w miarę był dla mnie akceptowalny. I też słyszałam, że wybrzydzam i grymaszę. I głupia, nie słuchałam siebie.Z PP było mi świetnie poza tą jedną, ale ogromnie istotną sprawą, która spowodowała, że postanowiłam to zakończyć.
O toto też to przechodziłam, zgadzałam się na spotkania bo "ktoś wreszcie chciał mnie" a i życzliwe koleżanki namawiały (co będziesz tak sama siedzieć poznaj go, co z tego że ci nie podchodzi, nie jest taki zły, jakbym męża nie miała to umówiłabym się z nim, zobacz jaki on w ciebie wpatrzony daj mu szanse). Na szczescie to było dawno , między 20 a 30 jak sobie przypominam.
Jak ktoś wyżej napisał, albo jest dobrze albo nie jest. Albo się chciałam z kimś spotykać albo nie chciałam. A takie chodzenie na siłę - ciekawa jestem ile tych cioc dobrych rada z tamtego okresu zgodziłoby się same na coś takiego? Podejrzewam, że żadna, bo same były bardzo wybredne i nie słyszałam aby się kiedykolwiek umawiały na spotkania z mężczyzną, który ich w żaden sposób nie kręcił.
Oczywiście rozgraniczacie tutaj kwestię rozpoczynania znajomości z kimś, kto zbyt Wam nie odpowiada od aktualnych problemów w dluższym związku, które chyba czasami warto rozwiązywać? Chociaż bywa, żę przez jakiś czas przymyka się na coś oko a potem, jak już granica zostanie przekroczona, to nie ma zmiłuj..
Oczywiście rozgraniczacie tutaj kwestię rozpoczynania znajomości z kimś, kto zbyt Wam nie odpowiada od aktualnych problemów w dluższym związku, które chyba czasami warto rozwiązywać?
Chociaż bywa, żę przez jakiś czas przymyka się na coś oko a potem, jak już granica zostanie przekroczona, to nie ma zmiłuj..
Sprecyzujesz?
Chodzi mi o sytuację, kiedy ktoś Wam nie odpowiada na początku, ale pod czyjąś presją zgadzacie się na spotkanie - wtedy rozumiem, żę to jest nieco hardcorowe Inna sprawa, kiedy w związku zaczyna się psuć( z różnych powodów)- wtedy chyba nie rzuca się wszsytkiego od razu?
Chodzi mi o sytuację, kiedy ktoś Wam nie odpowiada na początku, ale pod czyjąś presją zgadzacie się na spotkanie - wtedy rozumiem, żę to jest nieco hardcorowe
Inna sprawa, kiedy w związku zaczyna się psuć( z różnych powodów)- wtedy chyba nie rzuca się wszsytkiego od razu?
O to pierwsze mi chodziło, ok, raz się mogę spotkać, jak mi ktoś nie odpowiada, zakładam, że przecież mogę kogoś źle ocenić. Ale 5 razy?
Tak samo może być odwrotnie, myślisz, że ktoś fajny, a na spotkaniu porażka. Albo się nie dogadujecie.
Błąd robiłam, bo do 30 uważałam, że fizycznosc nie jest taka wazna, że nie można kogoś odrzucać tylko dla tego, że nie czułam do tamtej osoby pociągu fizycznego. I to był błąd.
To ciekawe, bo gdzieś czytałem, że właśnie w młodości ludzie w większym stopniu jednak zwracają uwagę na wygląd:) Myślę jednak cały czas, czy z czasem możę się pojawić ta iskierka, kiedy cała reszta nam odpowiada..? Kiedy nie zachwycam się od razu nad fizycznością kobiety, ale po czasie, kiedy mnie z nią coś innego połączyło, staje się atrakcyjna w moich oczach. Kazdy ma jakiś kanon piękna i proces wzbudzania pożądania z powodu fizyczności partnera ma zapewne dość zróżnicowany charakter..
To ciekawe, bo gdzieś czytałem, że właśnie w młodości ludzie w większym stopniu jednak zwracają uwagę na wygląd:) Myślę jednak cały czas, czy z czasem możę się pojawić ta iskierka, kiedy cała reszta nam odpowiada..? Kiedy nie zachwycam się od razu nad fizycznością kobiety, ale po czasie, kiedy mnie z nią coś innego połączyło, staje się atrakcyjna w moich oczach. Kazdy ma jakiś kanon piękna i proces wzbudzania pożądania z powodu fizyczności partnera ma zapewne dość zróżnicowany charakter..
Tak też może być. Ale jak mija czas, tydzień, miesiąc, dwa i nic? A za każdym razem przy spotkaniu myslisz:fajny kolega ale Tylko tyle, a na sama myśl o dotyku Cie obrzydza, jakby to był brat.
Jak za pierwszym spotkaniem wygląd nie powoduje pożądania, ale w miarę kolejnych spotkań to się zmienia, to ok. Chodziło mi o sytuację, gdy to postrzeganie się nie zmienia, a nawet pojawia się niechęć.
227 2020-10-06 00:25:48 Ostatnio edytowany przez Winter.Kween (2020-10-06 00:33:51)
Chodzi mi o sytuację, kiedy ktoś Wam nie odpowiada na początku, ale pod czyjąś presją zgadzacie się na spotkanie - wtedy rozumiem, żę to jest nieco hardcorowe
Inna sprawa, kiedy w związku zaczyna się psuć( z różnych powodów)- wtedy chyba nie rzuca się wszsytkiego od razu?
Relacja dluga ma takie same prawa jak relacja krotka.
Albo cos sie naturalnie uklada, albo sie nie uklada. Albo cos jest albo nie jest.
Relacja dla mnie codziennie, kazdego dnia jest wyborem. Nie wyborem takim, ze jak zaloze obraczke to juz nie musze myslec, tylko wyborem takim, ze codziennie wybieram ta osobe tak jak wybralam pierwszego dnia.
Wzielam z moim mezem slub poniewaz czulam, doznalam momentalnego 'oswiecenia', ze to bedzie moj maz. Relacje nie sa racjonalne, nie ma takiej potrzeby bycia w zwiazku. Relacje to tylko potrzeby emocjonalne, nie potrzeby by 'przetrwac' i prawa relacji sa emocjonalne, instynktowne, oparte na przeczuciu.
Jezeli chodzi o problemy w zwiazku to tak jak w kazdej relacji, dlugiej czy krotkiej, zalety musza byc przewazajace, a problemy rozwiazywalne.
Jezeli zalety mojej relacji z mezem nie bylby przewazajace szale to niby skad mialabym miec checi lub energie do relacji?
Ostatecznie nie potrzebuje ani mojego meza, ani moich kotow do szczecia. Nie jestem bardziej szczesliwa z nimi niz bez nich. Jestem bardzo emocjonalnie samowystarczalna, wrecz czuje sie lepiej sama bo nienawidze odpowiedzielnosci za kogos lub zobowiazan. Nie lubie bliskich relacji.
Zeby byc i pozostawac w zwiazku, potrzebuje powodow i te powody musza byc w moich myslach codziennie.
Na poczatku naszego zwiazku weszlismy od razu w okropny kryzys, jaki rozbilby wiekszosc zwiazkow jakie znam. Bylismy bardzo blisko rekoczynow i ciagle sie klocilismy, codziennie prawie. Jednak moj maz byl takim lustrem dla mnie w ktorym moglam zobaczyc swoja prawdziwa twarz i nie moglam go puscic bo chcialam widziec i wiedziec.
Mam po prostu w swoim otoczeniu ludzi, którzy obecnie tworzą pary/małżeńśtwa, ale znali się wcześniej jako koleżeństwo czy przyjaciele. Wiadomo, żę nikt nikomu nie zagląda do łóżka ani nie pyta sięo takie rzeczy, ale najwyraźniej z czasem poczuli coś do siebie i zdecydowali się być razem. Dlatego też, z racji faktu, jaki obserwuje w otoczeniu, dziwiłem się nieraz opisywanym tutaj historoim, kiedy dla niektórych kobiet potrzebny jest ten wybuch namiętnośći i iskier od razu przy poznawaniu faceta. Ianczej mówiąc: jeśli nie zaiskrzy na poczatku, to potem już nic z tego nie będzie.
Jak się okazuje może być inaczej.. Osobiście, tak patrząc z boku, wydaje mi się nawet taka opcja ciekawsza
229 2020-10-06 10:17:54 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 10:30:10)
Różni są ludzie, ale dla mnie wybuch iskier jest czymś mało zrozumiałym. Jak mogę "wybuchać" do kogoś, kogo nie znam?
No, dobra, bywało za młodu, że wbrew rozumowi i myśleniu serce waliło młotem na czyjś widok i wtedy może bym za tym poszła, gdyby dano mi szansę. Ale dziś, z ponad czterema dychami na karku - nie wyobrażam sobie. Nie pojmuję, jak można "w ciemno" się zakochać. Może mi się ktoś spodobać, mogę niemal z miejsca poczuć sympatię, ale od tego do "wybuchów" droga daleka. Zdecydowanie wolę spokój i ciepło, narastającą więź i uczucie.
To ciekawe, jak różnych rzeczy szuka się w związkach. Co do mnie, to po prostu chcę, żeby mi z kimś było dobrze, żeby mnie relacja cieszyła. Jak mam "orać" - cytując nie wiem już czyje słowa - denerwować się, wykłocać i szarpać, to dziękuję, wolę układać sobie życie w pojedynkę
Mam po prostu w swoim otoczeniu ludzi, którzy obecnie tworzą pary/małżeńśtwa, ale znali się wcześniej jako koleżeństwo czy przyjaciele. Wiadomo, żę nikt nikomu nie zagląda do łóżka ani nie pyta sięo takie rzeczy, ale najwyraźniej z czasem poczuli coś do siebie i zdecydowali się być razem. Dlatego też, z racji faktu, jaki obserwuje w otoczeniu, dziwiłem się nieraz opisywanym tutaj historoim, kiedy dla niektórych kobiet potrzebny jest ten wybuch namiętnośći i iskier od razu przy poznawaniu faceta. Ianczej mówiąc: jeśli nie zaiskrzy na poczatku, to potem już nic z tego nie będzie.
Jak się okazuje może być inaczej..
Osobiście, tak patrząc z boku, wydaje mi się nawet taka opcja ciekawsza
To Chyba u facetow. U kobiet częściej zdarza się, że na początku jest tylko przyjaźń A potem kobieta może się zakochać. U mężczyzn jesteś zakwalifikowana od razu, bo są wzrokowcani, czy będziesz, materiałem na kolezanke czy być może na partnerkę. Jak od początku jesteś w friendzonie, facet już Cię z niej nie wyciągnie.
231 2020-10-06 10:29:23 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-06 10:34:35)
Rossanka Nie mam zamiaru wnikać w szczegóły i przyznawać racji temu bądź nie Widzę po prostu, jak to jest u moich znajomych. Wiem, że wcześniej się znali i nawet regularnie widywali w gronie wspólnych znajomych a potem coś tam zaiskrzyło i zaczęli być w związku. Skoro facetom się takie rzeczy nie zdarzają, to jakim cudem są dalej razem? Z przymusu? Nie sądzę! Dlaczego facet się hajnął z kimś, kto niby od początku miał być tylko w friendozonie? To pokazuje, że naprawdę nie warto uogólniać a schematy i stereotypy niech tylko takowymi pozostaną. Poza tym, co mnie zresztą cieszy, widać, żę ich nie połączyła przede wszystkim fizyczność, ale cały szereg innych cech, wartości itp, które najwidoczniej okazały się najważniejsze.
Dlatego takie typowe wybuchy iskier kojarzą mi się raczej z uczuciem, przeżywanym przez ludzi między 16 a 25 rokiem życia mneij więcej
232 2020-10-06 10:32:37 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 10:38:57)
Rossanko, a ja znam faceta, który gdy poznał swoją obecną żonę, powiedział o niej: "Nic specjalnego, taka sobie", a jednak są już sporo lat razem, mają dzieci.
PP też kilka lat był dla mnie tylko znajomym i to nie z tych bliskich, a potem przypadek skrzyżował nam drogi.
P.S. Przypomniała mi się jeszcze koleżanka, która o swoim mężu opowiadała: "Na początku nic nie czułam, a potem TAK się zakochałam".
Rossanko, a ja znam faceta, który gdy poznał swoją obecną żonę, powiedział o niej: "Nic specjalnego, taka sobie", a jednak są już sporo lat razem, mają dzieci.
O proszę Można? Można!
Ja próbowałem się kilkakrotnie do kogoś zbliżyć najpierw przez przyjaźń, ale nigdy nic z tego nie wynikało. Nie polecam tej metody. Jest bolesna. Chyba, że chodzi o wariant, gdy obie strony na jakimś etapie nie czują do siebie pociągu i po prostu są tylko znajomymi.
ja znam faceta, który gdy poznał swoją obecną żonę, powiedział o niej: "Nic specjalnego, taka sobie", a jednak są już sporo lat razem, mają dzieci.
Ciekawe, czy ta żona wiedziała, że miał na jej temat takie zdanie?
Czyli najpierw była w jego oczach średniakiem, a potem nagle go oświeciło, że ją kocha i to jest ta jedna jedyna?
236 2020-10-06 11:05:48 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 11:44:32)
Bo to też zależy, na kogo się trafi, Misinx.
Ja miałam takiego jednego Sąsiadunia. Zaczepił mnie przez Badoo. Spodobał mi się i z wyglądu, i ze sposobu, w jaki mnie zaczepił (zapytał, której piłkarskiej drużynie kibicuję, bo trwały jakieś zawody, a ja mu odpowiedziałam, że przecież ja byłam grzeczna - w domyśle: więc za jakie grzechy mam kibicować). Potem sobie porozmawialiśmy o normalnych jakichś sprawach, a niedługo później spotkaliśmy się na osiedlu, bo okazało się, że mieszkamy tuż-tuż.
Sąsiadunio na początku przejawiał odrobinę inicjatywy, nawet w niedługim czasie zaprosił mnie na wspólne oglądanie meczu w jego mieszkaniu ("chyba że się moich rodziców boisz"), ale po jakimś czasie spasował. Nie reagował na moje aluzje, że zimno (co jak wiadomo czyta się: no, kurde, przytul mnie ;-) Zapiął mi tylko guzik od swetra pod szyją ), na propozycje jakichś wspólnych wyjść. Kilka razy wyszłam z takim pierwszym krokiem, ale nie widząc odzewu, dałam sobie spokój. Trochę byłam zawiedziona, ale trudno... Jak nie, to nie.
Myślę, że dobrze jest obserwować i jeśli te "Twoje" panie nie przejawiały zainteresowania, to po prostu przyjąć to do wiadomości i nie przeciągać w nieskończoność.
Ja lubię powoli (a raczej - spokojnie), ale jeśli ciągle coś stoi w martwym punkcie, to wnioski są oczywiste.
Z Sąsiaduniem czasami rozmawiam. On ma spore kłopoty ze sobą, nie ukrywał tego. I tak go bardzo lubię, bo jest normalny, kulturalny, uprzejmy. A przystojniak, że o mamusiu!
Naprawdę niektórych tak to dziwi? Czy trzeba od razu oberwać piorunem w głowę, żęby z kimś wejść w związek? Czy dana osoba musi od razu być uosobieniem wszelkich cnót i ideałów, aby można się nią było zainteresować? W takich przypadkach, kiedy już takie osoby sa razem, ważne jest chyba co ich TERAZ łączy i jak aktualnie ze sobą się dogadują, niż to co było x lat temu?
238 2020-10-06 11:13:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 11:40:27)
Manzanito, nie bardzo już wierzę w "jedną(-ego), jedyną(-ego)". Tego kwiatu pół światu, ale skoro okazuje się, że z kimś mi dobrze, że czyjaś obecność mnie cieszy, ktoś ma cechy, ktore lubię i cenię, to po co mam szukać dalej?
W sumie jestem zdania, że jak zwykle sedno leży gdzieś pośrodku. Przyjaźń może być świetnym początkiem, ale przecież nie każda rozwija się w coś więcej. Zainteresowanie lub jego brak jednak widać.
Ani mój były mąż, ani ja odważni nie byliśmy, ale on widział, że jestem mu przychylna i w końcu się odważył przytulić mnie w pewnym pociągu. A parę dni wcześniej to ja go pierwsza cmoknęłam w policzek.
Mam jednego superkolegę. Konie z gościem można kraść i mógłby nawet być moim facetem. Jest jednak zajęty i ja nie mam z tym faktem najmniejszego problemu. Czyste kumpelstwo, które bardzo sobie cenię dla samego kumpelstwa. Czasami wpada do mnie na kawę i pogaduchy. Z jego "dziewczyną" też się znam.
Bo to też zależy, na kogo się trafi, ;Misinx.
Ja miałam takiego jednego Sąsiadunia. Zaczepił mnie przez Badoo. Spodobał mi się i z wyglądu, i ze sposobu, w jaki mnie zaczepił (zapytał, której piłkarskiej drużynie kibicuję, bo trwały jakieś zawody, a ja mu odpowiedziałam, że przecież ja byłam grzeczna- w domyśle: więc za jakie grzechy mam kibicować). Potem sobie porozmawialiśmy o normalnych jakichś sprawach, a niedługo później spotkaliśmy się na osiedlu, bo okazało się, że mieszkamy tuż-tuż.
Sąsiadunio na początku przejawiał odrobinę inicjatywy, nawet w niedługim czasie zaprosił mnie na wspólne oglądanie meczu w jego mieszkaniu ("chyba że się moich rodziców boisz"), ale po jakimś czasie spasował. Nie reagował na moje aluzje, że zimno (co jak wiadomo czyta się: no, kurde, przytul mnie -;) Zapiął mi tylko guzik od swetra pod szyją), na propozycje jakichś wspólnych wyjść. Kilka razy wyszłam z takim pierwszym krokiem, ale nie widząc odzewu, dałam sobie spokój. Trochę byłam zawiedziona, ale trudno... Jak nie, to nie.
Myślę, że dobrze jest obserwować i jeśli te "Twoje" panie nie przejawiały zainteresowania, to po prostu przyjąć to do wiadomości i nie przeciągać w nieskończoność.
Ja lubię powoli (a raczej - spokojnie), ale jeśli ciągle coś stoi w martwym punkcie, to wnioski są oczywiste.
Z Sąsiaduniem czasami rozmawiam. On ma spore kłopoty ze sobą, nie ukrywał tego. I tak go bardzo lubię, bo jest normalny, kulturalny, uprzejmy. A przystojniak, że o mamusiu!
Zgadzam się ze wszystkim co tu napisałaś. Zwłaszcza z tym, że jak robisz jakieś propozycje, np wyjście gdzieś, fajnie się razem rozmawia, miło spędza czas, żartuje, dyskutuje, ale całość mimo podejmowanych kroków stoi w miejscu, to lepiej dac sobie spokój. Miło to można rozmawiać z 25675sasiadkami na osiedlu i 53567 emerytami z pieskami czy w kolejce w Biedrze. Samo miło nie wystarczy. Wiem coś o tym.
240 2020-10-06 11:41:42 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 11:42:29)
Do związku nie wystarczy, ale czy sam fakt, że jest miło, nie jest już powodem do radości, sam w sobie wartością?
Nie każdy spotkany mężczyzna musi być moim.
Do związku nie wystarczy, ale czy sam fakt, że jest miło, nie jest już powodem do radości, sam w sobie wartością?
Nie każdy spotkany mężczyzna musi być moim.
Pewnie. Ale do zwiazku to za malo. A przyjaznic i rozmawiac to mozna z kazdym niezaleznie od wieku i plci i stanu cywilnego.
Z jedynie mile rizmawiajacym z Tobą Sąsiadem, jak widać ani nie mieszkasz, ani nie macie razem dzieci, ślubu czy kredytu ani planów na przyszłość. To tylko obca, neutralna osoba .
242 2020-10-06 11:52:11 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 11:57:20)
Z jedynie mile rizmawiajacym z Tobą Sąsiadem, jak widać ani nie mieszkasz, ani nie macie razem dzieci, ślubu czy kredytu ani planów na przyszłość. To tylko obca, neutralna osoba .
No, cóż, takie życie... Trochę to może mechanizm obronny, ale nauczyłam się nie stwarzać sobie za szybko dużych oczekiwań. Zawsze sobie mówię: pożyjemy, zobaczymy.
Nie wiem, czy to do końca dobra postawa. Czytam czasami wątek o śmierci mężów i mam wrażenie, że ja już nikogo nie byłabym w stanie tak pokochać, by mi się bez niego usunął grunt pod nogami (choć ból byłby na pewno, był nawet po moim niefortunnym byłym). Trochę zazdroszczę, a trochę mnie to zadziwia.
Mojego syna kocham bezgranicznie, a też wiem, że kiedyś pójdzie w świat... Że plan B trzeba mieć i nawet ukochane dziecko nie jest dla mnie wszystkim.
Najbardziej irytujące( ale może i ważne dla niektórych) jest to, "coś", bez czego związek niby nie może powstać.. Tak czyt inaczej, przykłady podane przez Piegowatą czy historie z mojego otoczenia, pokazują, że związek między dwojgiem ludzi jest możliwy, kiedy oich relacja najpierw opiera się na przyjaźni czy koleżeństwie.
244 2020-10-06 12:05:01 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-10-06 12:08:41)
ja bym się cieszyła, że ktoś uznał mnie za średniaka, a potem się zachwycił. Bo to znaczy że spostrzegł coś głębszego niż fizyczność, a więc trwalszego.
Misinx, próbować się zbliżyć do kogoś kto się nam podoba z fałszywymi intencjami, to droga do porażki, bo słychać fałszywe nuty.
Lepiej od razu wywalić intencje i nawet kubeł zimnej wody na głowę dostać. Póżniej relacja skończy się, lub będzie toczyć w jakąś stronę, ale na prawdziwych podstawach.
Najbardziej irytujące( ale może i ważne dla niektórych) jest to, "coś", bez czego związek niby nie może powstać.. Tak czyt inaczej, przykłady podane przez Piegowatą czy historie z mojego otoczenia, pokazują, że związek między dwojgiem ludzi jest możliwy, kiedy oich relacja najpierw opiera się na przyjaźni czy koleżeństwie.
Ale musi byc to "coś" bez tego to będzie zwykła koleżanka czy znajoma jak 149583 innych.
ja bym się cieszyła, że ktoś uznał mnie za średniaka, a potem się zachwycił. Bo to znaczy że spostrzegł coś głębszego niż fizyczność, a więc trwalszego.
Misinx, próbować się zbliżyć do kogoś kto się nam podoba z fałszywymi intencjami, to droga do porażki, bo słychać fałszywe nuty.
Lepiej od razu wywalić intencje i nawet kubeł zimnej wody na głowę dostać. Póżniej relacja skończy się, lub będzie toczyć w jakąś stronę, ale na prawdziwych podstawach.
To nie były fałszywe intencje. Zresztą to już nie istotne.
247 2020-10-06 12:40:30 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 12:45:42)
Ale musi byc to "coś" bez tego to będzie zwykła koleżanka czy znajoma jak 149583 innych.
To "coś" będzie albo nie. Dyć proste
Tylko skąd pomysł, że musi być natychmiast?
Nic na siłę, ale odrobinę czasu warto sobie dać - wiadomo, że nie całe lata, ale jeśli za pierwszym razem nie jest się pewnym, że to naprawdę nie to, to warto trochę poczekać.
Gdyby mi się facet podobał i chciał się spotykać, tobym dała tę szansę, ale gdyby na dwudziestym spotkaniu nie było żadnych sygnałów, uznałabym, że to tylko przyjaźń i tyle.
Bywało też, że od razu czułam: to nie to, a ktoś mi mówił, że za szybko skreślam, że trzeba dać szansę. Ale jeśli się czuje od początku niechęć, to nie warto się zmuszać, nic dobrego z tego nie wyniknie.
No, a ile razy ludzie poznają się na zupełnie neutralnym gruncie i znają się długo, zanim połączy ich to "coś".
Moja konkluzja: niech się życie toczy, a jeśli coś ma być moje - to będzie
rossanka napisał/a:Ale musi byc to "coś" bez tego to będzie zwykła koleżanka czy znajoma jak 149583 innych.
To "coś" będzie albo nie. Dyć proste
Tylko skąd pomysł, że musi być natychmiast?
Nic na siłę, ale odrobinę czasu warto sobie dać - wiadomo, że nie całe lata, ale jeśli za pierwszym razem nie jest się pewnym, że to naprawdę nie to, to warto trochę poczekać.
Gdyby mi się facet podobał i chciał się spotykać, tobym dała tę szansę, ale gdyby na dwudziestym spotkaniu nie było żadnych sygnałów, uznałabym, że to tylko przyjaźń i tyle.Bywało też, że od razu czułam: to nie to, a ktoś mi mówił, że za szybko skreślam, że trzeba dać szansę. Ale jeśli się czuje od początku niechęć, to nie warto się zmuszać, nic dobrego z tego nie wyniknie.
No, a ile razy ludzie poznają się na zupełnie neutralnym gruncie i znają się długo, zanim połączy ich to "coś".
Moja konkluzja: niech się życie toczy, a jeśli coś ma być moje - to będzie
O to, to właśnie
rossanka napisał/a:Ale musi byc to "coś" bez tego to będzie zwykła koleżanka czy znajoma jak 149583 innych.
To "coś" będzie albo nie. Dyć proste
Tylko skąd pomysł, że musi być natychmiast?
Nic na siłę, ale odrobinę czasu warto sobie dać - wiadomo, że nie całe lata, ale jeśli za pierwszym razem nie jest się pewnym, że to naprawdę nie to, to warto trochę poczekać.
Gdyby mi się facet podobał i chciał się spotykać, tobym dała tę szansę, ale gdyby na dwudziestym spotkaniu nie było żadnych sygnałów, uznałabym, że to tylko przyjaźń i tyle.Bywało też, że od razu czułam: to nie to, a ktoś mi mówił, że za szybko skreślam, że trzeba dać szansę. Ale jeśli się czuje od początku niechęć, to nie warto się zmuszać, nic dobrego z tego nie wyniknie.
No, a ile razy ludzie poznają się na zupełnie neutralnym gruncie i znają się długo, zanim połączy ich to "coś".
Moja konkluzja: niech się życie toczy, a jeśli coś ma być moje - to będzie
Nie napisałam, ze od razu , skąd ten pomysł? Ale "coś"się musi pojawić. Jak piszesz lata mijają, 20 spotkań było a tu nic, nic nie czujesz to nie to.
250 2020-10-06 12:59:05 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 13:23:37)
Nie napisałam, ze od razu , skąd ten pomysł? Ale "coś"się musi pojawić. Jak piszesz lata mijają, 20 spotkań było a tu nic, nic nie czujesz to nie to.
No, to nie i tyle.
Może czasem trochę przykro, ale żyje się dalej.
Słońce nadal świeci, a lasy mienią się kolorami jesieni. Zawsze wiernie, niezawodnie co roku, choćby odrzuciło mnie stu facetów Tego się trzymam.
P.S. To "coś" dla każdego oznacza pewnie coś innego. Tym czymś może być równie dobrze zwykłe zaciekawienie drugim człowiekiem i nutka sympatii.
Nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie spotyka się bez tych emocji.
Ela210 napisał/a:ja bym się cieszyła, że ktoś uznał mnie za średniaka, a potem się zachwycił. Bo to znaczy że spostrzegł coś głębszego niż fizyczność, a więc trwalszego.
Misinx, próbować się zbliżyć do kogoś kto się nam podoba z fałszywymi intencjami, to droga do porażki, bo słychać fałszywe nuty.
Lepiej od razu wywalić intencje i nawet kubeł zimnej wody na głowę dostać. Póżniej relacja skończy się, lub będzie toczyć w jakąś stronę, ale na prawdziwych podstawach.To nie były fałszywe intencje. Zresztą to już nie istotne.
Fałszywe w sensie że nie ujawniałeś, czego oczekujesz.
252 2020-10-06 15:17:51 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-10-06 15:32:07)
Mnie wkurza, gdy od razu mi się ujawnia pewne oczekiwania. Raz mi facet po pierwszym spotkaniu napisał, że chciałby się ze mną kochać Z miejsca mi się odechciało kontynuowania znajomości, choć pierwsze spotkanie było sympatyczne i ciekawa byłam tego człowieka, i wierzę, że jemu też nie chodziło wyłącznie o tzw. jedno.
Co do jego powierzchowności i wieku nie byłam przekonana, ale ujęło mnie, że spotkanie przebiegło w miłej atmosferze, że było o czym rozmawiać, coś mi mówiło, że chcę spróbować. Gdyby nie był taki "napalony", to może coś by z tego wyszło, chciałam czasu na rozpoznanie sytuacji. Zgasił mnie jednak.
To był niewątpliwy komplement dla mnie, ale na takie zaawansowane komplementy przychodzi czas i miejsce.
Początki wolę subtelne i spokojne.
Misinx napisał/a:Ela210 napisał/a:ja bym się cieszyła, że ktoś uznał mnie za średniaka, a potem się zachwycił. Bo to znaczy że spostrzegł coś głębszego niż fizyczność, a więc trwalszego.
Misinx, próbować się zbliżyć do kogoś kto się nam podoba z fałszywymi intencjami, to droga do porażki, bo słychać fałszywe nuty.
Lepiej od razu wywalić intencje i nawet kubeł zimnej wody na głowę dostać. Póżniej relacja skończy się, lub będzie toczyć w jakąś stronę, ale na prawdziwych podstawach.To nie były fałszywe intencje. Zresztą to już nie istotne.
Fałszywe w sensie że nie ujawniałeś, czego oczekujesz.
A kto powiedział, że nie ujawniłem ? Ujawniłem.
Osobiście wole kawę na ławę i wiedzieć na czym się stoi, szkoda marnować swojego i cudzego czasu na coś co się i tak nie uda...
No i oczywiście ze nie musi strzelić w nas piorun i juz miłość od pierwszego wejrzenia, nie, nie, nie, ale podstawy zdecydowanie muszą być...jesli chodzi o sama fizyczność to juz dawno sobie ustalilam, ze kontynuuje znajomość jeśli na samym początku facet mi się podoba i potrafię sobie go wyobrazić w intymnej sytuacji ze mną, jak mnie dotyka, całuje itd., jeśli nie to nic z tego nie będzie, wiem to, bo siebie juz znam
Widzę ze bagienni_k się tutaj trochę oburza, ze pani piszą tak a nie inaczej, no ale tak jest i kropka, intymność i seks są ważne w związku, bez tego z czasem zaczyna sie psuć i rownia pochyła...juz nawet pomijam ten seks, bo mogę zrozumieć ze ktoś jest w związku i go po prostu z czasem nie ma, jeśli obojgu to nie przeszkadza, ale bliskość, dotyk, czułość, zainteresowanie itd musi być, to jak pakować sie w coś, gdy juz na początku nie gra? Zupełny bezsens...dlatego rozumiem rossanke ze sobie kiedyś tam spotkała pana idealnego i nic z tego
No to Piegowata intencje Ci się nie spodobały, a nie fakt ich ujawnienia
Misinx. Jak się zdeklarowałeś, ona powiedziała kumple, a Ty ok, kumple, mając w głowie coś innego to było bez sensu.
256 2020-10-06 20:14:26 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-06 20:15:08)
(...) Widzę ze bagienni_k się tutaj trochę oburza, ze pani piszą tak a nie inaczej, no ale tak jest i kropka, intymność i seks są ważne w związku, bez tego z czasem zaczyna sie psuć i rownia pochyła...juz nawet pomijam ten seks, bo mogę zrozumieć ze ktoś jest w związku i go po prostu z czasem nie ma, jeśli obojgu to nie przeszkadza, ale bliskość, dotyk, czułość, zainteresowanie itd musi być, to jak pakować sie w coś, gdy juz na początku nie gra? Zupełny bezsens...dlatego rozumiem rossanke ze sobie kiedyś tam spotkała pana idealnego i nic z tego
Ależ się nie oburzam W żadnym wypadku nie neguje potrzeby istneinia intymności, bliskości czy seksu, tylko czy wszystko musi przychodzić od razu, na szybko i już? Czy dwoje ludzi, którym ze sobą jest naprawdę świetnie, wykluczają całkowicie opcję, żę możę ich w niedalekiej przyszłości połączyć coś więcej? Czy nie jest możliwe powstanie takiej więzi po jakimś czasie, nawet krótszym?
Akurat wśród znajomych jakoś to działa, tym bardziej, że jedna z par spodziewa się dziecka. Nie wiem, jak wcześniej saię na siebie zapatrywali pod kątem atrakcyjności, ale wiadomo, żę nie byli razem. A teraz właśnie ich dopadło
lody miętowe napisał/a:(...) Widzę ze bagienni_k się tutaj trochę oburza, ze pani piszą tak a nie inaczej, no ale tak jest i kropka, intymność i seks są ważne w związku, bez tego z czasem zaczyna sie psuć i rownia pochyła...juz nawet pomijam ten seks, bo mogę zrozumieć ze ktoś jest w związku i go po prostu z czasem nie ma, jeśli obojgu to nie przeszkadza, ale bliskość, dotyk, czułość, zainteresowanie itd musi być, to jak pakować sie w coś, gdy juz na początku nie gra? Zupełny bezsens...dlatego rozumiem rossanke ze sobie kiedyś tam spotkała pana idealnego i nic z tego
Ależ się nie oburzam
W żadnym wypadku nie neguje potrzeby istneinia intymności, bliskości czy seksu, tylko czy wszystko musi przychodzić od razu, na szybko i już? Czy dwoje ludzi, którym ze sobą jest naprawdę świetnie, wykluczają całkowicie opcję, żę możę ich w niedalekiej przyszłości połączyć coś więcej? Czy nie jest możliwe powstanie takiej więzi po jakimś czasie, nawet krótszym?
Akurat wśród znajomych jakoś to działa, tym bardziej, że jedna z par spodziewa się dziecka. Nie wiem, jak wcześniej saię na siebie zapatrywali pod kątem atrakcyjności, ale wiadomo, żę nie byli razem. A teraz właśnie ich dopadło
U kobiet to jest możliwe. U mężczyzn nie. Nie ma tak, ze kobieta fizycznie nie pociąga, a za dwa lata facet myśli wow, to jest to i zaczyna jej nagle pożądać. Faceci w mgnieniu oka klasyfikują kobietę czy to będzie zwykła koleżanka, czy coś więcej (oczywiście dochodzą jeszcze inne sprawy, jak się z nią czuje, czy ma o czym rozmawiać , jakie ma poglądy - ale to już wszystko w kontekście związku). Jak się fizycznie nie podobasz danemu facetowi to nie spodobasz się i za tydzień i za rok. Odwrotnie, jak się fizycznie spodobasz, to w ułamku sekundy i będziesz się podobać w seksownej sukience i w rozciągniętym dresie.
258 2020-10-06 20:28:15 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-06 20:29:46)
Rossanka błagam Cię! Przestań z tymi ogólnikami
Sorry, ale powiedz mi w takim razie dlaczego ci moi znajomi się pobrali i spodziewają się dziecka? Dlaczego kolega się hajtnął ze znajomą? Z przymusu, dla pozoru czy jeszcze nie wiem dlaczego? Dodam, że zanim się pobrali znali się dobrych kilka lat. Strasznie irytują mnie tego typu ogólniki i stereotypy. W takich wypadkach nie lubię rozkładać spraw na czynniki pierwsze, tym bardziej, że nie zaglądam im do łóżka i nie śledzę życia prywatnego, widzę tylko jaki jest finał. Wiem ponadto, zę ten gość zabiegał wcześniej o względy innej..Uznajmy zatem, że takie przypadki się zdarzają
Opisany przypadek nie jest oczywiście jedynym, jak znam.
Poza tym, czy jeśli kobieta pociąga fizycznie faceta, to czy MUSI on od razu do niej zarywać i chcieć z nią stworzyć związek? Może widzi w niej coś, co mu nie odpowiada? Akurat sam tak miałem
Poza tym, czy jeśli kobieta pociąga fizycznie faceta, to czy MUSI on od razu do niej zarywać i chcieć z nią stworzyć związek? Może widzi w niej coś, co mu nie odpowiada? Akurat sam tak miałem
Z ciekawości co to było?
260 2020-10-06 20:54:19 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-06 20:56:22)
Odłegłość, zainteresowania, spojrzenie na świat, wiek i papierosy tak co mi się na szybko przypomniało..
Zresztą odległość też w innych przypoadkach, kiedy właściwie wszystko inne było OK SAM wyglą i atrakcyjność nie wystarczy, żeby stworzyć ZWIĄZEK( nie myląc z przselotną znajomością, friendzone czy krótką przygodą).