E, tam zaraz łzy...
Metody cucenia - dość upokarzające. Wolę bez tej ironii.
Skupię się jednak na meritum. Zdążyłam się zorientować, że masz specyficzny styl.
66 2020-06-08 11:16:05 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 11:27:55)
Akurat za sarkazmem nie przepadam, działa na mnie wręcz, jak płachta na byka, ale przekaz Wielokropka jest akurat jasny. Takie zachowanie zawsze odbieram jako przedkładanie zysków nad stratami. Nawet jeśli facet będzie miał Ci "służyć" jedynie jako pomagier czy chłop na posyłki, to będziesz go do siebie dopuszczać i pozwalać mu na to, na co chce.
68 2020-06-08 11:23:27 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-06-08 11:26:22)
(...) Skupię się jednak na meritum.
Jeśli faktycznie jesteś zdecydowana na postawienie granicy, to istnieje na to sposób. Tekst "Nie życzę sobie, byś... " - i tu konkretnie i krótko nazwij to, czego nie chcesz. Ale, jak napisałam wcześniej, mnóstwo informacji przekazujemy tonem, sposobem mówienia, mimiką i całą postacią. Chcesz, by Twoje "nie życzę sobie", było usłyszane i respektowane? Poćwicz przed lustrem.
Ale... licz się z konsekwencjami.
Być może pan widząc Twe zdecydowania, urwie kontakt. I nici z profitów.
***
(...) Takie zachowanie zawsze odbieram jako przedkładanie zysków nad stratami. (...)
Jakie straty? To koszty uzyskania przychodu.
69 2020-06-08 11:30:58 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 11:32:20)
Nie przyjdzie mi to bez trudu, ale uważam, że zakończeni tej historii zdecydowanym cięciem to najsłuszniejsze wyjście.
Dojrzewam, zbieram siły.
Wiem, jak to brzmi, nie kpijcie.
P.S. Gdyby urwał kontakt, byłoby mi łatwiej.
Koszty czy straty - raczej wiadomo, o co tutaj chodzi, bo Autorka doskonale wie, co spowodowało, że jednak chce się od faceta odsunąć. Chodziło tu raczej o jego nałogi i pewne specyficzne wady, o których Piegowata zapewne wie najlepiej, chociaż jak widać, nie są decydujące o podjęciu decyzji..
Nie kpię.
Ludzie są silni, chyba że wmówią sobie, że są słabi.
I... .
Gdzie/na co tracisz swą energię, że jej nie masz?
Powiedziałam kiedyś komuś, że w słabych ludzi nie wierzę. Słabi po prostu nie wierzą, nie wiedzą, że mają narzędzia.
Nad pytaniem o energię muszę się dobrze zastanowić.
Zresztą chyba nie energii mi brak, a stanowczości.
Dlaczego nie jesteś stanowczą?
74 2020-06-08 12:35:26 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 12:40:51)
Dlaczego nie jesteś stanowczą?
Bo ta znajomość miała i ma swoje atrakcje?
Bo mam trochę skrupułów wobec tych jego "starań"? Boję się własnego "okrucieństwa"...
Bo mi jednak trochę szkoda i mam irracjonalną nadzieję, że coś się zmieni na korzyść?
Bo czekam na dogodny moment, kiedy naprawdę się wkurzę, a ten moment nie nadchodzi, bo pan dobrze wie, jak mnie ugłaskać?
Jeśli ktokolwiek miał jakiekolwiek wątpliwości, to je rozwiałaś.
Myślałam kiedyś, że jeśli jedna strona mówi: "koniec", to druga po prostu zabiera zabawki i idzie sobie. I nie robi problemów.
Ja bym poszła i nie walczyła. Może przełknęłabym parę łez w kącie, ale nie pchałabym się, gdzie mnie nie chcą.
No, ale cóż...
Zaprzeczasz sama sobie.
78 2020-06-08 13:54:56 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-08 13:55:21)
Problem w tym, że niby powiedziałaś "koniec", ale wciąż podświadomie czerpiesz z tej relacji jakieś korzyści. Skoro masz wątpliwości czy rozterki, o których wyżej wspomniałaś, sugeruje to, że powody, dla których chcesz odejść, są niewystarczające. Przed byciem stanowczą powstrzymują Cię pewne określone zalety tego jegomościa a jednocześnie inne "przywary" sprawiają, że cos Ciebie od niego odpycha. Póki te pierwsze przeważają, nie masz co liczyć na zmianę sytuacji.
79 2020-06-08 14:05:06 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-06-08 14:05:45)
Jaka podświadomość?
Nie rób z Piegowatej dziecka zagubionego we mgle, ona wie, co czyni. Nie raz, ani dwa opisała korzyści, które ma z relacji z bohaterem wątku.
80 2020-06-08 14:12:02 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 08:55:36)
Życie to nie marzenie. Masz się określić czego chcesz w tych warunkach w których jesteś. Coś przykręcić, coś wywiercić.. Jest taka usługa "mąż na godziny". On właśnie to robi. Przyjedzie, wywierci, przykręci, przesunie. Skasuje drobną kwotę i odjeżdża. Ten twój dochodzący próbuje przy okazji załapać się na szybki numerek. Lubisz jego towarzystwo jak jest trzeźwy, ale nie zawsze taki jest, więc albo bierzesz go z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo pogoń go skutecznie i jednoznacznie. Jak utrzymujesz z nim kontakt to dla niego znaczy że twoje stawianie granic to zwykle babskie fochy i zrzędzenie. On nie rozumie że ty czegoś nie chcesz. On chce, a ty się krygujesz.
I to w tych warunkach musisz przemyśleć czego ty chcesz. Chcesz dalej to ciągnąć w takiej formie, albo chcesz to urwać, bo ta forma jest dla ciebie nie do zaakceptow
Szkoda, że Wam nie wyszło.
Ale też szkoda, że w dalszym ciągu nie potrafisz definitywnie tego zakończyć.
Dajesz sobie i Jemu w dalszym ciągu nadzieję.
Niepotrzebnie.
Naprawdę nie ma w Twoim środowisu żadnego faceta, który by Ci pomógł za przysłowiowe "dziękuję"?
Brat, Mąż Twojej Siostry, Meczowy?
Tak naprawdę to w tym momencie bardzo niefajnie się zachowujesz.
Nie chcesz z Nim być, ale ciągle przyjmujesz Jego pomoc.
Facet pewnie myśli, że takim pomaganiem punktuje u Ciebie i prędzej czy później znowu będziecie oficjalnie razem.
W Twoim przypadku naprawdę zadziała całkowity brak kontaktu.
Zrób to przede wszystkim dla siebie, bo prędzej czy później znowu do Niego wrócisz.
I niestety wtedy będzie Ci o wiele trudniej zrezygnować z tej znajomości (a z tego co piszesz to nie jest Facet dla Ciebie).
Piszesz w wielu tematach, że nie żałujesz.
I super.
Wreszcie miałaś chodź na chwilę namiastkę normalnego związku i tego Ci już nikt nie zabierze.
I na tym powinnaś poprzestać.
Nie wiesz co będzie, jak wrócicie do siebie.
A jak nie daj Boże powrócą demony z Twojego małżeństwa, albo coś gorszego?
Chcesz tego?
Dla swojego dobra, ale też dobra swojego Syna, zrezygnuj z tej znajomości całkowicie.
81 2020-06-08 15:08:49 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 08:57:18)
Jaka podświadomość?
Nie rób z Piegowatej dziecka zagubionego we mgle, ona wie, co czyni. Nie raz, ani dwa opisała korzyści, które ma z relacji z bohaterem wątku.
Może to złudzenie, że jednak Autorka nie do końca panuje nad swoimi emocjami, ale jednak wszystko wskazuje na to, że raczej wie co czyni. Tylko mówi co innego.
Przykro mi Piegowata, że jednak Wam nie wyszło. Z przyjemnością czytałam te posty, w których pisałaś, że jesteś z PP i dobrze się Wam układa, czujesz się szczęśliwa (tak to przynajmniej odbierałam). Myślałam sobie, że może moje pierwsze wrażenie odnośnie jego osoby było błędne. Było jednak oparte na twoich pierwszych opisach, gdy jeszcze ta znajomość nie zmierzała w kierunku związku. A niestety już wtedy mi się zdawało, że to jest człowiek, który ma problem z respektowaniem cudzych granic. Może nie być wcale zły, jednak z tym ma kłopot.
Nie wiem, co to znaczy, że PP jest też kombinatorem. No, ale wystarczy, że tych twoich granic nie szanuje, a do tego płynne są u niego granice w przyjaźni z alkoholem. Taki człowiek nie jest dobrym materiałem na partnera, męża, przyjaciela.
Tylko, że Ty też nie jesteś wobec niego fair. Jak słusznie zostało zauważone, wykorzystujesz go na swój sposób. Te wszystkie przysługi, naprawy, za które bez PP musiałabyś zapłacić, czy nawet "trochę ciepła" od faceta, z którym nie chcesz naprawdę być, wiesz, że nie powinnaś być. A jego to nakręca, daje mu argumenty, on widzi, że nadal może coś ugrać, a jednocześnie na poziomie słownym dostaje calkiem inne komunikaty. Zachowujesz się sprzecznie.
Powiem szczerze, że byłoby mi wstyd trzymać przy sobie gościa z powodu jego użyteczności. Nie tylko dlatego, że to nie w porządku wobec niego, ale i dla mnie byłoby jakoś uwłaczające.
Często, gdy piszesz, sprawiasz wrażenie osoby niezależnej wewnętrznie, asertywnej, z silnym poczuciem godności. A w tej sytuacji wychodzi coś zupełnie innego. Wiem, że nikt nie jest w 100% konsenwentny, jesteśmy ludźmi tylko, ale co powoduje, że pozwalasz się AŻ TAK wplątać? Myślę, że tylko Ty to wiesz.
83 2020-06-08 16:33:15 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 09:02:12)
Wielokropku, tym razem stanowczo się z Tobą nie zgodzę. Nie uważam, bym zaprzeczała sama sobie czy mijała się z prawdą. Nieraz (niestety) byłam poza czyimś zainteresowaniem i jakoś nigdy mi nie przyszło do głowy napraszać się i narzucać. Nie to nie.
Czytam teraz książkę, pamiętnik pisany przez Żydówkę z Przemyśla w czasie II wojny światowej. Renia Spiegel zginęła z rąk okupanta. Pamiętnik ocalił jej chłopak i zanim dostarczył go rodzinie zabitej, dopisał kilka notatek. Od razu widać, że to pisał facet. Wpisy Reni natomiast - mocno "kobiece", pełne zresztą pięknej, młodzieńczej wrażliwości i literackiego "drygu".
Wiecie, tak się przyglądam tym moim rozterkom...
Ja już do niego nie wrócę, tzn. nie wrócę do takiej szczerości i bliskości, jaka była. Za dużo obaw, podejrzliwości, ostrożności. Choćbym chciała, nie dałabym rady. Problemem jest po prostu ta "męska" decyzja, boję się jej, boję się jego oporu i uporu, chciałabym tego uniknąć. Boję się, że rozstaniemy się jak najgorsi wrogowie, przykro by mi było, choć może sam się o to prosi lekceważąc moje spokojne komunikaty.
Póki nie odprawię go definitywnie, będe tak rozdarta. Dosyć to niekomfortowe.
Powtarzam: zbieram siły i chwilę to chyba jeszcze potrwa.
84 2020-06-08 16:45:22 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 16:56:01)
Przykro mi Piegowata, że jednak Wam nie wyszło. Z przyjemnością czytałam te posty, w których pisałaś, że jesteś z PP i dobrze się Wam układa, czujesz się szczęśliwa (tak to przynajmniej odbierałam). Myślałam sobie, że może moje pierwsze wrażenie odnośnie jego osoby było błędne. Było jednak oparte na twoich pierwszych opisach, gdy jeszcze ta znajomość nie zmierzała w kierunku związku. A niestety już wtedy mi się zdawało, że to jest człowiek, który ma problem z respektowaniem cudzych granic. Może nie być wcale zły, jednak z tym ma kłopot.
Nie wiem, co to znaczy, że PP jest też kombinatorem. No, ale wystarczy, że tych twoich granic nie szanuje, a do tego płynne są u niego granice w przyjaźni z alkoholem. Taki człowiek nie jest dobrym materiałem na partnera, męża, przyjaciela.
Tylko, że Ty też nie jesteś wobec niego fair. Jak słusznie zostało zauważone, wykorzystujesz go na swój sposób. Te wszystkie przysługi, naprawy, za które bez PP musiałabyś zapłacić, czy nawet "trochę ciepła" od faceta, z którym nie chcesz naprawdę być, wiesz, że nie powinnaś być. A jego to nakręca, daje mu argumenty, on widzi, że nadal może coś ugrać, a jednocześnie na poziomie słownym dostaje calkiem inne komunikaty. Zachowujesz się sprzecznie.
Powiem szczerze, że byłoby mi wstyd trzymać przy sobie gościa z powodu jego użyteczności. Nie tylko dlatego, że to nie w porządku wobec niego, ale i dla mnie byłoby jakoś uwłaczające.
Często, gdy piszesz, sprawiasz wrażenie osoby niezależnej wewnętrznie, asertywnej, z silnym poczuciem godności. A w tej sytuacji wychodzi coś zupełnie innego. Wiem, że nikt nie jest w 100% konsenwentny, jesteśmy ludźmi tylko, ale co powoduje, że pozwalasz się AŻ TAK wplątać? Myślę, że tylko Ty to wiesz.
Cóż... Niepodobna, sama w sobie widzę tę sprzeczność i niekonsekwencję. Związki to coś, z czym sobie bardzo słabo radzę - jak widać. Wcale mnie to nie wprawia w dumę.
Wiem, że jestem nie fair, ale tak chciałabym, jak napisałam wyżej, zakończyć to polubownie, bez wrogości (bo to nic przyjemnego), a on jest uparty i zwykłe powiedzenie mu, że za tę pomoc niech nie liczy na związek, nie wystarcza.
Ja nawet nie czuję się już z nim związana, ale czuję, że on ma inne oczekiwania. Owszem, jest jakaś więź emocjonalna, ale już mu nie zaufam i nie wejdę w to ponownie, jeśli to będzie trwać, to zawsze na pół gwizdka. Bez sensu.
Dałam mu swego czasu szansę, bo w moim środowisku nie spotykam ludzi, z którymi tak mogłabym porozmawiać, tak inteligentnie wymienić myśli. Ujęły mnie jego umiejętności, bo ma ich naprawdę wiele. Bo ma polot, fantazję, radość życia. To wszystko cholernie mi się podobało, choć już na początku miałam obawy. Ale skupiłam się na pozytywach. Tylko z czasem obawy się potwierdziły.
Nie wiem, dlaczego, bo pewnie tacy są, ale nie spotykam na co dzień takich mężczyzn. Trafiam na nieskomplikowanych, prostych facetów. Jak któryś coś więcej reprezentuje swoim intelektem, to albo zajęty, albo ma jakieś inne "przeciwwskazania".
Chciałam spróbować, naiwnie wierząc, że jeśli się nie uda, po prostu zakończę tę historię.
85 2020-06-08 16:48:38 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 09:04:03)
Wielokropku, tym razem stanowczo się z Tobą nie zgodzę. Nie uważam, bym zaprzeczała sama sobie czy mijała się z prawdą. Nieraz (niestety) byłam poza czyimś zainteresowaniem i jakoś nigdy mi nie przyszło do głowy napraszać się i narzucać. Nie to nie.
Czytam teraz książkę, pamiętnik pisany przez Żydówkę z Przemyśla w czasie II wojny światowej. Renia Spiegel zginęła z rąk okupanta. Pamiętnik ocalił jej chłopak i zanim dostarczył go rodzinie zabitej, dopisał kilka notatek. Od razu widać, że to pisał facet. Wpisy Reni natomiast - mocno "kobiece", pełne zresztą pięknej, młodzieńczej wrażliwości i literackiego "drygu".
Wiecie, tak się przyglądam tym moim rozterkom...
Ja już do niego nie wrócę, tzn. nie wrócę do takiej szczerości i bliskości, jaka była. Za dużo obaw, podejrzliwości, ostrożności. Choćbym chciała, nie dałabym rady. Problemem jest po prostu ta "męska" decyzja, boję się jej, boję się jego oporu i uporu, chciałabym tego uniknąć. Boję się, że rozstaniemy się jak najgorsi wrogowie, przykro by mi było, choć może sam się o to prosi lekceważąc moje spokojne komunikaty.Póki nie odprawię go definitywnie, będe tak rozdarta. Dosyć to niekomfortowe.
Powtarzam: zbieram siły i chwilę to chyba jeszcze potrwa.
Piegowata, ale sama sobie teraz szkodzisz.
Wiesz, że może być tylko gorzej.
Na co Ty czekasz?
Na coś, żeby Ci po pijaku zrobił?
Żeby Ci wyrządził realną przykrość?
Wiesz, że z Nim nie możesz być, to to utnij i koniec.
86 2020-06-08 17:04:05 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 17:13:09)
Może jednak nie znałam siebie zbyt dobrze?
Kurczę, o terapii (do czego zachęca Wielokropek) już kiedyś myślałam, nawet podjęłam próbę. Ale chciałam poruszyć właśnie tę kwestię z wątku (było to po Meczowym), a pani prowadząca spotkania z uporem maniaka pouczała mnie, jak być szczęśliwym singlem, tudzież aplikowała mi psychotesty i piała na temat moich zalet. Zrezygnowałam, czułam, że nic mi to nie daje. Podjęłabym kolejną próbę, ale na myśl o niepowodzeniu już mi się odechciewa.
Hm... zupełnie jak z perspektywą urwania obecnej znajomości
87 2020-06-08 17:20:38 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-08 17:20:57)
Autorko, jeśli ten facet choć cokolwiek do Ciebie czuje, to swoimi przysługami stwarzasz mu iluzję i robisz nadzieję na dalszy rozwój ten znajomości. Pewnie nawet pomimo tego, że wydaje się namolny, to i tak dajesz mu sprzeczne sygnały i facet być może głupieje z tego powodu. Ważne co jest dla Ciebie istotniejsze w kwestii podjęcia decyzji odnośnie tej znajomości, czy to jego "kombinatorstwo" lub inne wady czy jednak korzyści, dla których warto dać mu szansę? Napisałaś, że chcesz to zakończyć jednak, więc z boku wydaje się, że jednak jego pewne wady okazują się nie do przejścia i zaakceptowania, zatem stoją wyżej(chyba?) niż korzyści, jakie z tej znajomości czerpiesz..
A tak poza tym, tamta poprzednia uwaga co do złożoności kobiecych wypowiedzi, była oczywiście z przymrużeniem oka Nie mam zwyczaju stawiać buziek i uśmieszków przy czymś, co traktuję poważnie
To, że czasami posługuję się rozbudowaną FORMĄ, nie zaś treścią - cóż, tak, jak się trafi ciekawy wątek
88 2020-06-08 17:27:57 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2020-06-08 17:32:35)
To może tak.
Jakbyś się czuła, gdyby to On z Tobą zerwał, ale nadal proponowałby pomoc?
Czy nie odbierałabyś tego, jako chęć powrotu do Ciebie?
Piszesz, że miło wspominasz ten związek i niech tak zostanie.
Jeżeli dalej będziesz Mu za przeproszeniem robiła sieczkę z mózgu to naprawdę może się źle to skończyć.
Ty jedno mówisz a drugie robisz.
Jesteś pewna, że z Nim nie chcesz być to urwij kontakt definitywnie.
Chcesz, aby za jakiś czas doszły Cię plotki, że Go wykorzystujesz?
Chociaż nota bene tak niestety robisz.
89 2020-06-08 17:28:57 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 17:30:28)
Bagiennik, ja tam lubię Twoje pisanie, bo jest przyjazne. Miło mi też, że pewne poglądy podzielamy. Choć oczywiście nie o to chodzi, by podzielać każde zdanie i głaskać się po główce.
Kiedyś koleżanka w pracy opierniczyła mnie dość nieprzyjemnie, ale wiem, że zrobiła mi tym przysługę większą, niż gdyby udawała, że wszystko cacy.
90 2020-06-08 17:34:40 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 17:41:21)
Tak, już pisałam, że mówiłam mu, jak nie fair wobec niego jest ta sytuacja i że na jego miejscu nie zgodziłabym się na to. Jednak on się godzi i jest to dla mnie poniekąd korzystne (faktem jest, że marzyłam o półkach do łazienki i naprawdę się z nich cieszę). A ja... za każdym razem obiecuję sobie, że to już ostatni raz.
Wiem już chyba wszystko, właściwie od początku wiedziałam. Teraz tylko sama sobie muszę wymierzyć porządnego kopa w d...ę do działania.
I ten cholerny kop jest najtrudniejszy.
91 2020-06-08 17:42:39 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2020-06-08 17:54:48)
Tak, już pisałam, że mówiłam mu, jak nie fair wobec niego jest ta sytuacja i że na jego miejscu nie zgodziłabym się na to. Jednak on się godzi i jest to dla mnie poniekąd korzystne. A ja... za każdym razem obiecuję sobie, że to już ostatni raz.
Wiem już chyba wszystko, teraz tylko sama sobie muszę wymierzyć porządnego kopa w d...ę do działania.
Tylko jeżeli On chce być z Tobą to zawsze znajdzie sposób, aby chodź na chwilę pobyć w Twoim towarzystwie.
Jest wielce prawdopodobne, że w myślach albo wśród znajomych przeklina, że tak naprawde Go wykorzystujesz, a On nie ma nic w zamian(nie ma Ciebie).
92 2020-06-08 17:46:16 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 17:56:56)
Krejzi, nie wnikam, czy on mnie przeklina, czy nie.
Chcę przestać być ofermą i wreszcie podjąć sensowną decyzję. Za sensowną uważam zakończenie znajomości, a powstrzymuje mnie to wszystko, o czym mowa w wątku.
Kop w zadek oczywiście metaforyczny. Solidny powinien być.
Tak całkiem technicznie - jak mam mu to powiedzieć?
"Stary, dziękuję ci za wsparcie, ale nie chcę więcej z niego korzystać, Postanowiłam zakończyć naszą znajomość ostatecznie"? Tak już zrobiłam.
Zablokowałam tez telefon i odblokowałam, ale czy teraz znowu mam blokować? Jakoś mi się to za bardzo ze złością i agresją kojarzy. Wtedy byłam wściekła, a dziś już nie ma we mnie tych emocji.
Wiem, że jeśli zdecyduję się to zrobić, numer wykasuję całkowicie, by nie kusiło zmienić zdania.
93 2020-06-08 17:49:39 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2020-06-08 17:53:45)
Kopa w tyłek nie dasz rady sama sobie dać.
Natomiast możesz lekko popukać się w czoło i raz na zawsze zakończyć znajomość.
P.S. Telefon mi ucina odpowiedzi.
Wielokropku, tym razem stanowczo się z Tobą nie zgodzę. Nie uważam, bym zaprzeczała sama sobie czy mijała się z prawdą. Nieraz (niestety) byłam poza czyimś zainteresowaniem i jakoś nigdy mi nie przyszło do głowy napraszać się i narzucać. Nie to nie. (...)
Nie zgadzaj się.
Owszem, powiedziałaś mu, że koniec waszego związku, ale po jakimś czasie odblokowałaś jego numer, odbierasz jego telefony, prowadzisz z nim pogawędki, mówisz o swych kłopotach, które on chętnie rozwiązuje a Ty przystajesz na to.
Z mej perspektywy nic nie wskazuje na to, że związek z nim zakończyłaś. On, moim zdaniem, myśli podobnie. Strzeliłaś focha, więc cierpliwie czeka ofiarując swe usługi.
I nic nie musisz. Możesz go cały czas używać, tylko - dla swego dobra - nie narzekaj, że on nie szanuje Twych granic.
Podjęłaś decyzję, ponosisz jej konsekwencje. Może kiedyś decyzję zmienisz, może nie.
Krejzi, nie wnikam, czy on mnie przeklina, czy nie.
Chcę przestać być ofermą i wreszcie podjąć sensowną decyzję. Za sensowną uważam zakończenie znajomości, a powstrzymuje mnie to wszystko, o czym mowa w wątku.
Kop w zadek oczywiście metaforyczny. Solidny powinien być.Tak całkiem technicznie - jak mam mu to powiedzieć?
"Stary, dziękuję ci za wsparcie, ale nie chcę więcej z niego korzystać, Postanowiłam zakończyć naszą znajomość ostatecznie". Tak już zrobiłam.
Zablokowałam telefon i odblokowałam, ale czy teraz znowu mam blokować? Jakoś mi się to za bardzo ze złością i agresją kojarzy. Wtedy byłam wściekła, a dziś już nie ma we mnie tych emocji.
Wiem, że jeśli zdecyduję się to zrobić, numer wykasuję całkowicie, by nie kusiło zmienić zdania.
Ale już niemetaforycznie popukaj się w czoło i definitywnie zakończ znajomość.
Jeżeli wiesz, że jest wielce prawdopodobne, że w chwili słabości zadzwonisz do Niego po prostu skasuj numer.
Nie zastanawiaj się czy to kojarzy Ci się z agresją czy też ze złością.
To nie jest istotne.
Istotne jest teraz, abyś przestała się z Nim kontaktować.
"jak to łatwo ferować rozwiązaniami, gdy się stoi z boku''
Lagrange ma racje. A ty teraz chciałabyś z tym człowiekiem miec ciastko i zjeść ciastko. Z tym człowiekiem tak sie NIE DA . Kazdą twoją prośbę o przykręcenie srubki on odbierze - ona mnie chce!
ja miałam taką sytuację. Mimo,ze kochałam, uwielbiałam , zgranie na wszystkich polach tak myślałam , poza jednym - alkoholem. ( potem sie okazało,że zdradzał równo itp, ale dowiedzialam sie dużo póżniej po zerwaniu.
Zerwałam definitywnie kontakt, ale mimo tego, były grożby karalne , wydzwanianie, straszenie mojej rodziny, grożenie mnie i mojej rodzinie, kilka spraw na policji, kilka lat sama z pracy nie wychodziłam, oglądałam sie zawsze dookoła siebie itp, odetchnęłam z ulga, gdy.. sie zapił po kilku latach.
NIGDY nie załowałam tej decyzji, choć zerwałam ze łzami w oczach , kilka dni wycia w poduszke, ogólnie horror. Ale jedyne czego załowałam, to tegoże nie zerwałam z nim kilka lat wcześniej.
97 2020-06-08 19:29:30 Ostatnio edytowany przez umajona (2020-06-08 19:38:47)
Myślałam kiedyś, że jeśli jedna strona mówi: "koniec", to druga po prostu zabiera zabawki i idzie sobie. I nie robi problemów.
Ja bym poszła i nie walczyła. Może przełknęłabym parę łez w kącie, ale nie pchałabym się, gdzie mnie nie chcą.
No, ale cóż...
Ale sama też tak nie umiesz zrobić. Tu akurat sobie sama mówisz "koniec", a mimo to nie zabierasz zabawek i sobie nie idziesz, tylko radośnie przyjmujesz kolejne propozycje pomocy.
PP nie pcha się tam, gdzie go nie chcą. Ty go chcesz i chętnie przyjmujesz.
On nie łamie granic. On sprawdza, na ile może sobie pozwolić, a że pozwalasz, to te granice przekracza, ale kulturalnie, bo za Twoim pozwoleniem, więc ich nie łamie. Nie ma łamania granic, jest pełna kulturka i to z przysługami w pakiecie
Więc tamtą niby rozmowę o niby zerwaniu uważa za babskie gadanie i fochy, które przejdą. Uważam, że on nie wierzy w to całe zerwanie. Gdybyś nie odbierała telefonów i nie otwierała przed nim drzwi, a on mimo to by nadal próbował, to wtedy mogłabyś powiedzieć, że pcha się tam, gdzie go nie chcą. W obecnej sytuacji on się nigdzie nie pcha.
98 2020-06-08 21:45:23 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-08 22:12:59)
Temu gościowi napluję w twarz, a on powie, że deszcz pada. Ale nieważne już, miałam się sobą zająć.
Otóż, Dziewczynki i Chłopcy, nadarzyła się sposobność odbycia zasadniczej rozmowy, w wyniku której zablokowałam kontakt w telefonie, uprzednio oświadczywszy zainteresowanemu, że nie chcę już tego ciągnąć.
A półki i tak szlag trafił. Szklane były i panowie rozbili. No i dobrze - baba z wozu, koniom lżej.
Trzymajcie kciuki za moją wytrwałość.
Piegowata super decyzja.
Trzymam kciuki za wytrwałość.
Pewnie nie raz będzie Cię korcić, aby odblokować numer, więc wtedy szybciutko tutaj pisz, albo zajmij się czymś(choćby ogródkiem).
Bardzo dobrze zrobiłaś, pamiętaj, że Twoja intuicja nigdy Cię nie zawiodła i w dalszej ciągu jej słuchaj.
Było fajnie, ale niestety/stety się skończyło.
Życie toczy się dalej.
Piegowata'76, trzymam kciuki.
I... nie pluj.
Zatem gratulacje! Tak trzymaj i nie puszczaj
102 2020-06-09 09:43:47 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-09 09:52:32)
I... nie pluj.
Spokojnie, bez obaw. Nie mam śliny (zespół Sjogrena)
Lagrange, ajerkoniak na okoliczność to chyba dobry pomysł
Czuję ulgę.
Dzięki Wam wszystkim. Pomogliście.
P.S. Cataga Współczuję horroru, jaki przeszłaś. Włos się jeży. Dobrze, ze masz to już za sobą.
Cześć, czołem
Właściwie temat już zamkniety. Poradziłam sobie z Waszym wsparciem. Chciałabym jednak coś dopisać - chociaż czy to ma jeszcze znaczenie? Może...
To nie jest tak, jak sugerowały niektóre posty, że trzymam przy sobie tego faceta, bo mi pomaga, choć to rzeczywiście mnie hamowało, żeby go raz a porządnie odprawić. Po prostu gdy już szykowałam się do decydującej rozprawy, on wyskakiwał z propozycją, której żal było mi odrzucić. Przyjmowałam ją, ale fakt: taka zabawa w kotka i myszkę mogłaby ciągnąć się latami.
Co mnie głównie powstrzymywało przed definitywnym zerwaniem? Strach, co stwierdzam po namyśle i analizie już po wszystkim. Strach, że się nie uda i że będę bez końca się miotać. Strach przed sięgnięciem po bardziej radykalne środki, gdy umiarkowane nie pomogą. Stwierdzam teraz, że to irracjonalne, a jednak...
A ponieważ lubię zauważać różne konteksty, symbole, znaki - dostrzegłam, że bardzo często obawa przed niepowodzeniem powstrzymuje moje działania. Tylu rzeczy mogłabym dokonać, gdyby nie obawa trzymająca w miejscu. Tak było z uprawą działki, którą rok zupełnie zaniedbałam, bo bałam się zacząć, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, tak pewnie jest z szyciem, o którym marzę i marzę, tak było z mieszkaniem, na którego zakup nie miałam odwagi, choć od dawna namawiała mnie do tego Mama.
I proszę - mieszkam, daję radę, z działki przyniosłam dzisiaj główkę własnej sałaty na obiad, a sąsiadka nauczyła mnie wczoraj porządnego posługiwania się motyką Spławienie pana PP okazało się łatwiejsze niż przypuszczałam. Przez kilka dni próbował się dodzwonić, raz przyszedł pod mój dom niezapowiedziany, ale w końcu odpuścił.
Doświadczenie z tym rozstaniem dało mi do myślenia w innych sferach życia. Chyba odrobinę mnie wzmocniło i przydało pewności siebie.
Pozdrawiam.
Cześć, czołem
Właściwie temat już zamkniety. Poradziłam sobie z Waszym wsparciem. Chciałabym jednak coś dopisać - chociaż czy to ma jeszcze znaczenie? Może...
To nie jest tak, jak sugerowały niektóre posty, że trzymam przy sobie tego faceta, bo mi pomaga, choć to rzeczywiście mnie hamowało, żeby go raz a porządnie odprawić. Po prostu gdy już szykowałam się do decydującej rozprawy, on wyskakiwał z propozycją, której żal było mi odrzucić. Przyjmowałam ją, ale fakt: taka zabawa w kotka i myszkę mogłaby ciągnąć się latami.
Co mnie głównie powstrzymywało przed definitywnym zerwaniem? Strach, co stwierdzam po namyśle i analizie już po wszystkim. Strach, że się nie uda i że będę bez końca się miotać. Strach przed sięgnięciem po bardziej radykalne środki, gdy umiarkowane nie pomogą. Stwierdzam teraz, że to irracjonalne, a jednak...
A ponieważ lubię zauważać różne konteksty, symbole, znaki - dostrzegłam, że bardzo często obawa przed niepowodzeniem powstrzymuje moje działania. Tylu rzeczy mogłabym dokonać, gdyby nie obawa trzymająca w miejscu. Tak było z uprawą działki, którą rok zupełnie zaniedbałam, bo bałam się zacząć, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, tak pewnie jest z szyciem, o którym marzę i marzę, tak było z mieszkaniem, na którego zakup nie miałam odwagi, choć od dawna namawiała mnie do tego Mama.
I proszę - mieszkam, daję radę, z działki przyniosłam dzisiaj główkę własnej sałaty na obiad, a sąsiadka nauczyła mnie wczoraj porządnego posługiwania się motyką Spławienie pana PP okazało się łatwiejsze niż przypuszczałam. Przez kilka dni próbował się dodzwonić, raz przyszedł pod mój dom niezapowiedziany, ale w końcu odpuścił.
Doświadczenie z tym rozstaniem dało mi do myślenia w innych sferach życia. Chyba odrobinę mnie wzmocniło i przydało pewności siebie.
Pozdrawiam.
Też to zauważyłam, wystarczy coś zacząć, co się na przykład odkładało i odkładało a potem okazuje się, że zaczyna wychodzić i to całkiem nieźle. I to na różnych polach.
105 2020-06-14 13:39:40 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-14 13:40:40)
No, właśnie, Rossanko. A tyle życia traci człowiek na obawy
To właśnie PP powiedział mi fajnie o ogródku: trzy razy coś spieprzysz, a za czwartym wreszcie się uda.
I dokładnie tak jest. Mój ogródek daleki jest od doskonałości, ale cieszy mnie każdy najmniejszy sukces.
A ogórki to mi ładniej wzeszły niż mojej sąsiadce za płotem!
Myślę, że to wszystko bardzo koresponduje z wątkiem o poczuciu własnej wartości.
No, właśnie, Rossanko. A tyle życia traci człowiek na obawy
To właśnie PP powiedział mi fajnie o ogródku: trzy razy coś spieprzysz, a za czwartym wreszcie się uda.
I dokładnie tak jest. Mój ogródek daleki jest od doskonałości, ale cieszy mnie każdy najmniejszy sukces.
A ogórki to mi ładniej wzeszły niż mojej sąsiadce za płotem!Myślę, że to wszystko bardzo koresponduje z wątkiem o poczuciu własnej wartości.
Dokładnie. Póki nie spróbujesz to nie wiesz co Ci będzie wychodzić a co nie. Gdybyś wiedziała, co ja w kwarantannie robiłam, to byś nie uwierzyła, sama w to nie wierzę.
Nie martw się, znajdziesz sobie lepszego.:)
Rossanko, pochwal się, co robiłaś
Rossanko, pochwal się, co robiłaś
Nie chce tak publicznie :0
Nie pozostaje nic innego, jak pogratulować odważnej i śmiałej decyzji. Pewnie ostateczny ruch to przypieczętowanie wielu godzin rozważań i układania sobie wszystkiego w głowie. Najwidoczniej szala się przeważyła i te wszystkie swoiste zalety, wynikające ze znajomości z nim, przestały mieć znaczenie. Przezwyciężyłaś swój lęk i osiągnęłaś sukces a to się przecież liczy najbardziej Dużo szczęścia i wytrwałości!
Piegowata, taka refleksja mi przyszła...
Może dzięki Twojej stanowczości i temu, że zamknęłaś drzwi przed PP, on sobie coś przemyśli, przewartościuje? Nie mówię, że od razu i że na pewno, ale kto wie? Może uzna, że skoro przez alkohol stracił taką fajną kobietę, to ten alkohol jest bez sensu? Może z tego wszystkiego wyniknie jakieś dobro w jego życiu?
Kochać, to właśnie znaczy chcieć dobra tej drugiej osoby, a nie mieć tą osobę dla siebie...
Myślę, że powiedzenie komuś "nie", może czasem być potrzebne, a nawet zdziałać cuda.
111 2020-06-14 18:08:54 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-06-14 18:11:25)
Trochę jakbym czytała o sobie, bo przed laty miałam podobną sytuację - chciałam się rozstać, ale jednocześnie chciałam zachować w głowie byłego status "wspaniałej kobiety" .
Więc cóż zrobiłam: Zerwałam, wyprowadziłam się... ALE widząc rozpacz eksa, który nie mógł się pogodzić z rozstaniem, postanowiłam, że mu to rozstanie pomogę przetrwać :-D. Owszem, teraz pojmuję, jakie to było głupie, natomiast wtedy wydawało mi się, że jestem bardzo szlachetna. Chciałam być i osobą zrywającą i pocieszycielem po tym zerwaniu w jednym. Również zgadzałam się na jakieś tam spotkania, starałam się grać przyjaciółkę. Trwało to może z miesiąc, kiedy doszłam do wniosku, że taki stan jest nie tylko kontraproduktywny, bo zamiast się rozstać, spotykaliśmy się jeszcze częściej, ale oprócz tego jest jeszcze okrutny. Okrutny, bo niepotrzebnie daje drugiej strony nadzieję na ciąg dalszy, który przecież nie jest planowany.
W podobnych sytuacjach potrzebne jest ostre i jednoznaczne cięcie. Zadnych tam przyjaźni, koleżeństwa, chodzenia na kawy, przeprowadzania remontów itp., przynajmniej do momentu, dopóki oboje kogoś innego sobie nie znajdą do związku. W moim przypadku nie spotkałam się z tamtym eksem już nigdy, ale taka po prostu była cena za tamto rozstanie.
A w odniesieniu do Ciebie Piegowata - mnie się wydaje, że Ty również chciałabyś być "wspaniałą kobietą" i dlatego tak ciężko przychodzi Ci ostatecznie odcięcie się.
112 2020-06-15 06:56:19 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 09:07:01)
Do tytulu: nie wiem które granice były zaatakowane: Pan wiedział gdzie stoją graniczne słupki na początku? Znałas jego tryb życia? Chyba tak?
113 2020-06-15 08:58:15 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2020-06-15 08:59:10)
Cześć, czołem
Właściwie temat już zamkniety. Poradziłam sobie z Waszym wsparciem. Chciałabym jednak coś dopisać - chociaż czy to ma jeszcze znaczenie? Może...
To nie jest tak, jak sugerowały niektóre posty, że trzymam przy sobie tego faceta, bo mi pomaga, choć to rzeczywiście mnie hamowało, żeby go raz a porządnie odprawić. Po prostu gdy już szykowałam się do decydującej rozprawy, on wyskakiwał z propozycją, której żal było mi odrzucić. Przyjmowałam ją, ale fakt: taka zabawa w kotka i myszkę mogłaby ciągnąć się latami.
Co mnie głównie powstrzymywało przed definitywnym zerwaniem? Strach, co stwierdzam po namyśle i analizie już po wszystkim. Strach, że się nie uda i że będę bez końca się miotać. Strach przed sięgnięciem po bardziej radykalne środki, gdy umiarkowane nie pomogą. Stwierdzam teraz, że to irracjonalne, a jednak...
A ponieważ lubię zauważać różne konteksty, symbole, znaki - dostrzegłam, że bardzo często obawa przed niepowodzeniem powstrzymuje moje działania. Tylu rzeczy mogłabym dokonać, gdyby nie obawa trzymająca w miejscu. Tak było z uprawą działki, którą rok zupełnie zaniedbałam, bo bałam się zacząć, nie wiedziałam, jak się do tego zabrać, tak pewnie jest z szyciem, o którym marzę i marzę, tak było z mieszkaniem, na którego zakup nie miałam odwagi, choć od dawna namawiała mnie do tego Mama.
I proszę - mieszkam, daję radę, z działki przyniosłam dzisiaj główkę własnej sałaty na obiad, a sąsiadka nauczyła mnie wczoraj porządnego posługiwania się motyką Spławienie pana PP okazało się łatwiejsze niż przypuszczałam. Przez kilka dni próbował się dodzwonić, raz przyszedł pod mój dom niezapowiedziany, ale w końcu odpuścił.
Doświadczenie z tym rozstaniem dało mi do myślenia w innych sferach życia. Chyba odrobinę mnie wzmocniło i przydało pewności siebie.
Pozdrawiam.
Coś szybko Ci poszło
A tak serio: super, że tak postąpiłaś.
Wytrwałości!!!
Niestety, ale czytając Twoje posty można by odebrać, że w dużej mierze przed całkowitym zerwaniem powstrzymywało Cię to, że przestaniesz mieć darmową Złotą Rączkę.
Przyznaję, że dla mnie to tak wyglądało.
Jeżeli się pomyliłam to przepraszam.
Czasem najlepiej zadawać sobie i innym najprostsze pytania, bo ten świat porzadkują.
115 2020-06-15 10:06:45 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-06-16 09:10:28)
Krejzolko, nie planowałam z wyrachowaniem korzystania z jego przysług, ale gdy proponował, przyjmowałam propozycje, bo zwyczajnie cieszyło mnie, że mam taką możliwość. Okazało się jednak, że to właśnie niepotrzebnie przedłużało trwanie w niezdrowej sytuacji. Stwarzało zależność i emocjonalne uwikłanie. Miałam poczucie, że przepędzić takiego uczynnego pana to takie z mojej strony... nieszlachetne, niewdzięczne i okrutne (no, właśnie, Lovelynn!). Z drugiej strony wiedziałam, że to świetne pole do manipulacji. Bałam się tego swojego "okrucieństwa" i "podłości". Tak, to zagrało pierwsze skrzypce, dlatego taką rolę odegrał ten mimowolny układ pt. złota rączka.
Elu, w tym wypadku granicą była po prostu potrzeba i decyzja zakończenia relacji, którą musiałam wyegzekwować stanowczo, a miałam z tym trudności.
P.S. Ross, a może jednak się pochwalisz?
Strach przed niepowodzeniem jest tak powszechnym uczuciem, aż żal, że ludzie częściej o tym nie rozmawiają. Ręka w górę kto tego nie odczuł w ciągu ostatniego miesiąca? Chyba tylko ten, kto niczego nie zrobił przez cały miesiąc...
Jak czytałam ten wątek to miałam takie poczucie, że brakuje Ci, autorko wątku, szczerości ze sobą. Teraz pod koniec jak już podjęłaś decyzję, to chyba Ci bliżej do siebie, ale wciąż bronisz się przed uznaniem swojej ludzkiej "słabości" czy po prostu cechy: fajnie było, jak ktoś za Tobą się uganiał i miał fajne propozycje, aż żal go odprawić. W imię korzyści byłaś gotowa zrezygnować ze swoich granic. Oczywiście do czasu, ale póki było względnie miło, to wiele byłaś w stanie dla tych miłych rzeczy znieść. Lepiej mieć troszkę miłych uczuć niż żadnych. Nawet kosztem naruszonych granic.
I tutaj chyba jest sedno, albo mi się tak wydaje, bo to moja historia (więc może mówię tylko o sobie). Można nie lubić siebie, pewnych swoich cech, swojego charakteru, mieć do siebie ukryty żal, wstyd, do tego stopnia, że uznaje się siebie za niewartą zachodu i tych stanowczych działań "bo i tak nie wyjdzie". Dla innych jestem gotowa zrobić wiele, przekroczyć granice, być waleczna, stanowcza, odważna. Dla siebie? A po co. A może to kwestia niewiary we własne możliwości. Nie chcę sięgać po ostateczne środki, bo kiedy one nie dadzą rady, to co to o mnie świadczy? Że jestem słaba.
118 2020-06-17 09:27:09 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2020-06-17 09:39:38)
Monoceros, to były dwie przeciwstawne siły: z jednej strony fajnie było i naprawdę wiele dobrego zaznałam w tej relacji. Tak mi się życie ułożyło, że niewiele mi dało takich zwykłych rzeczy, które są udziałem innych ludzi. Zapewne sama nie wierzyłam, że mogę je mieć. Znam już trochę siebie i swoje uwarunkowania, pisałam o tym sporo, więc nie chcę się już powielać ani do obrzydzenia uzewnętrzniać.
Druga siła to była świadomość, że ten związek mi zagraża. Pojawiły się ostrzegawcze sygnały, najpierw niezbyt alarmujące, gdy wierzyłam, że po prostu wystarczy znajomość przetestować i podjąć adekwatną decyzję, potem coraz wyraźniejsze. Aż w końcu alarmowy dzwon zabrzmiał na trwogę. Nie było sensu ani potrzeby czekać dłużej. A że żal trochę dobrych rzeczy? No, żal... Gdyby decyzja o rozstaniu była łatwa, tobym tu nie pisała.
Koniec końców, postąpiłam słusznie - tak uważam.
Już jeden toksyczny związek przeżyłam. Nie chciałabym powtórki.
Wczoraj wieczorem wróciłam z miasta i na krześle pod domem znalazłam kwiaty.
Ładne...
Poznałam chyba, skąd ukradzione