Soft Heart, jestes madra, silna kobieta.
Wiesz, co jest naprawde przydatne dla Ciebie? Rozpoznac - nie ganic – zmienic!
Ty juz zaczelas rozpoznawac, zaczelas tez zmieniac. Ale nie przestalas jeszcze (siebie) ganic.
Wiesz, co to jest ten Twoj wstyd i wyrzuty sumienia? To jest samobiczowanie sie. Na to nie zasluzylas, nie rob sobie tego. Zacznij wreszcie kochac sama siebie, zebys nie musiala juz wiecej szukac milosci tam, gdzie jej nie ma, zebys nie wpadala juz w te zimne pulapki.
Nie lituj sie nad zdradzona zona. To jej zycie i jej wybor, jesli chce zyc z okruchow, ktore jej rzuca zonaty. Jest dorosla i za swoje zycia sama odpowiedzialna. Widac ona jeszcze nie zrozumiala, widac nie doszla jeszcze do tej granicy cierpienia czy rozpoznania, ktora zmusilaby ja do zmiany. Jesli chcesz jej jakos pomoc, to zycz jej w duchu, zeby cos zrozumiala. Bo ta historia moglaby byc dla niej prezentem od losu, gdyby ona tylko tego zachciala.
Bylam kiedys zdradzona zona i dlatego wiem, co tu pisze. Ja tez uslyszalam od ex-meza, ze to wszystko moja wina i ze to moj problem, jesli ja mam problem z jego kochanka.
Jak widac, jest to zdumiewajaco prosty sposob co poniektorych zonatych na odsuniecie od siebie odpowiedzialnosci za swoje wlasne czyny.
Ale wiesz co? Jak ja to uslyszalam, to zabrzmialo to dla mnie tak absurdalnie, ze nagle zrozumialam, ze mial poniekad racje, moze tylko w troche innym sensie, niz on to sobie wymyslil.
Zrozumialam, ze jestem sama odpowiedzialna za swoje zycie i swoje emocje. I one maja mi cos do powiedzenia, trzeba ich tylko posluchac.
Ja swojemu zonatemu postawilam wtedy walizki przed drzwiami i wymienilam zamki w mieszkaniu, zebym przypadkiem w chwili slabosci jego czy mojej nie probowala „odbudowywac“ czegokolwiek i zabralam sie za siebie. Nie zrobilabym tego bez kochanki, bo byly przeciez male dzieci, kochalam swojego meza i z mojej perspektywy takie zle to malzenstwo nie bylo. Tak myslalam, ale nie wiedzialam wtedy jeszcze, ze mozna miec tez cos duzo lepszego, niz to, co wtedy mialam.
Wpadlam co prawda najpierw w dol, ale zaparlam sie, ze dam sobie rade. Zmienilam mnostwo, jesli chodzi o traktowanie samej siebie i jestem dzis z mojego zycia tak zadowolona, jak z cala pewnoscia nie bylabym, gdyby tamto moje malzenstwo wtedy sie zachowalo, nawet bez tej historii z kochanka.
To bylo ponad 20 lat temu i z tej perspektywy i obecnej pozycji zyciowej dziekuje swojemu losowi za kazdym razem, gdy sobie przypomne, co mnie do tego miejsca doprowadzilo, za to, ze dal mi mozliwosc zrozumienia czegos i zmusil mnie w ten sposob do zmian, poslugujac sie w tym celu moim ex-mezem i jego (takze juz od dawna ex) kochanka. Za zadna cene nie chcialabym wrocic do tego, co bylo przed kochanka i rozwodem.
Dlatego radze Ci, jesli chcesz sie litowac, to lituj sie nad sama soba, ze bylas dotad tak zle przez siebie sama traktowana.
Jesli chcesz sie wstydzic, to wstydz sie za to, ze pozwalalas sie tak zle traktowac przez innych. Ale to tylko wtedy, jesli naprawde koniecznie chcesz sie za cos wstydzic. Ogolnie nie jest to emocja, ktora bylaby dobra podstawa do odbudowania poczucia samowartosci, tylko jest ona raczej wyrazem jego braku. Nie twierdze, ze jest to w kazdym wypadku zbedne uczucie, ale w Twoim raczej tak. Moze popatrz na to pod tym katem.