Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 311 z 311 ]

261

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Ela210 napisał/a:
Invincible napisał/a:

Soft Heart, przestań dorabiać ideologię do zwykłego k...stwa jakim jest zdrada.
Zdradziłas swojego męża
Byłas kochanką ŻOnatego mężczyzny
Więc skończ doszukiwac się w tym uczuć wyższych
Oto moja rada dla kochanek.

A skąd Ty wiesz Pni Moralistko jakich uczuć Ona mogła się doszukać?
Oceniać możesz swoje, jak widać po tym wpisie w związku z seksem masz je niezbyt głębokie, czego współczuję.

A Ty Pani Adwokat kochanic?
Głebokie uczucia do żonatego mężczyzny to ona może zywic - NA ODLEGŁOSĆ
Gdy wdaje się z takim w romans i to przypieczetowany sexem to ma w sobie jedno uczucie- egoizm i dbanie wyłacznie o własne potrzeby

Zobacz podobne tematy :

262 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-10-15 12:49:59)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Zafiksowana jesteś koleżanko In... na prawie własności organów płciowych big_smile
Czyli na odległość kochać, marzyć, mieć erotyczne sny z żonatym można? Tylko seks BE? wink
Wiesz, że to męskie podejscie ?

263

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Bardzo proszę, żebyście przestały się wzajemnie prowokować. Invincible, jesteś nowa na forum, więc informuję, że nie tolerujemy tutaj złośliwości tego typu. Zapoznaj się z Regulaminem, a pozostałym też nie zaszkodzi, jak sobie przeczytają i przypomną jego treść.

264

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:
Invincible napisał/a:

Rady dla kochanek? Dobre sobie.
Jest jedna- nie rozkładaj nóg przed żonatym męzczyzną
Uchronisz od cierpienia wiele osób, w tym siebie.

Witam. Jak sądzę z topiku przeczytałaś tylko tytuł i postanowiłaś tutaj sobie na mnie rzygnąć. Mam nadzieję, że ulżyło.
Nie sprowadzałabym kontaktu z żonatym do bezmyślnego rozkładania nóg, przynajmniej nie było tak w moim przypadku, cóż - może oceniasz na podstawie swoich doświadczeń.


W romans nie wchodzi nikt ze zdrowym i normalnym podejściem do życia i relacji. Tak sądzę. Z tej relacji najmilej wspominam akceptację, porozumienie, setki godzin rozmów, wspólnie zjedzony posiłek, obejrzany razem film.

Tego brakowało w moich dotychczasowych relacjach - tych zwykłych chwil.

Jako ta druga słyszałam historię o wypalonym związku, podtrzymywanym ze względu na dziecko. On - płacząc - zwierzał mi się ze swojego nieszczęścia. Nie miałam powodu by mu nie wierzyć - sama przechodziłam w swoim byłym małżeństwie  dokładnie to samo.

Na ile u niego było to prawdą? Czasem myślę że w małym stopniu, skoro teraz, kiedy zona stoi w domu na bacznośc, gotuje obiady, seksu nie odmawia i zgadza się z każdym jego słowem - on proponuje mi powrót do tego co było.

Romans daje ukojenie na moment. Dla mnie to nigdy nie był sam seks. W tej chwili to za czym tęsknię, to obecność tego człowieka - a nie seks. I nie od seksu zaczął się romans. Może i są takie prymitywne relacje, nie wiem. Moja była taka jak opisałam.
Nie było łatwo go "zostawić". Nie było łatwo posłuchać wreszcie rozumu. Są dni, kiedy każdy centymetr mnie dosłownie wyje z tęsknoty.
Najbardziej dotkliwe w tym wszystkim były tęsknota i ogromne upokorzenie - ale te refleksje przychodzą z czasem. Bo na początku cieszysz się adoracją, ciepłem którego nie znałaś...
Podobno czas wszystko leczy.
Pozostaje mi sprawdzić czy to rzeczywiście tak działa

Soft Heart... co u Ciebie? Trzymasz się jakoś? Ja staram się być twarda - jestem - jednak on nie odpuszcza. Co jakiś czas - domyślam się że po kilku piwach, wysyła zaczepki. To mi nie pomaga. Usunęłam już  wszystkie komunikatory ale teraz będę musiała go zablokować. Nie rozumiem...

265 Ostatnio edytowany przez Soft Heart (2019-10-23 21:08:07)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Mira123 napisał/a:
Soft Heart napisał/a:
Invincible napisał/a:

Rady dla kochanek? Dobre sobie.
Jest jedna- nie rozkładaj nóg przed żonatym męzczyzną
Uchronisz od cierpienia wiele osób, w tym siebie.

Witam. Jak sądzę z topiku przeczytałaś tylko tytuł i postanowiłaś tutaj sobie na mnie rzygnąć. Mam nadzieję, że ulżyło.
Nie sprowadzałabym kontaktu z żonatym do bezmyślnego rozkładania nóg, przynajmniej nie było tak w moim przypadku, cóż - może oceniasz na podstawie swoich doświadczeń.


W romans nie wchodzi nikt ze zdrowym i normalnym podejściem do życia i relacji. Tak sądzę. Z tej relacji najmilej wspominam akceptację, porozumienie, setki godzin rozmów, wspólnie zjedzony posiłek, obejrzany razem film.

Tego brakowało w moich dotychczasowych relacjach - tych zwykłych chwil.

Jako ta druga słyszałam historię o wypalonym związku, podtrzymywanym ze względu na dziecko. On - płacząc - zwierzał mi się ze swojego nieszczęścia. Nie miałam powodu by mu nie wierzyć - sama przechodziłam w swoim byłym małżeństwie  dokładnie to samo.

Na ile u niego było to prawdą? Czasem myślę że w małym stopniu, skoro teraz, kiedy zona stoi w domu na bacznośc, gotuje obiady, seksu nie odmawia i zgadza się z każdym jego słowem - on proponuje mi powrót do tego co było.

Romans daje ukojenie na moment. Dla mnie to nigdy nie był sam seks. W tej chwili to za czym tęsknię, to obecność tego człowieka - a nie seks. I nie od seksu zaczął się romans. Może i są takie prymitywne relacje, nie wiem. Moja była taka jak opisałam.
Nie było łatwo go "zostawić". Nie było łatwo posłuchać wreszcie rozumu. Są dni, kiedy każdy centymetr mnie dosłownie wyje z tęsknoty.
Najbardziej dotkliwe w tym wszystkim były tęsknota i ogromne upokorzenie - ale te refleksje przychodzą z czasem. Bo na początku cieszysz się adoracją, ciepłem którego nie znałaś...
Podobno czas wszystko leczy.
Pozostaje mi sprawdzić czy to rzeczywiście tak działa

Soft Heart... co u Ciebie? Trzymasz się jakoś? Ja staram się być twarda - jestem - jednak on nie odpuszcza. Co jakiś czas - domyślam się że po kilku piwach, wysyła zaczepki. To mi nie pomaga. Usunęłam już  wszystkie komunikatory ale teraz będę musiała go zablokować. Nie rozumiem...

Żyję jakoś. Jednego dnia - spokojnie. A w jeszcze inne - ryczę, wspominam. Tęsknię. Jak pies. Usiłuję sobie tłumaczyć, że nie ma za czym. Ale nie zawsze te tłumaczenia trafiają mi do łba. Chciałabym już tylko spokoju. Obojętności. Czasami chciałabym zapomnieć o tym, że istniał. Wymazać te kilkanaście miesięcy z pamięci. Wyrzucić ze wspomnień spotkania i rozmowy. Zawinąć się w kołdrę, zasnąć na co najmniej rok. Odpocząć. Nie dostawać palpitacji na widok czerwonego samochodu marki kia, parkującego pod sklepem. Przestać pamiętać. Czasem chciałabym się cofnąć w czasie o półtorej dekady i zacząć dorosłe życie od nowa... czyli krótko mówiąc - czasem (rzadko) jest ok, a częściej pół szpitala psychiatrycznego wyje mi w czaszce. Cudowności po prostu...

Zablokuj, jeśli sam nie chce przestać. Burzy Twój spokój celowo.

Edit: tytuł topiku - od czapy. Badziewny, że hej. Dziś na pewno bym go tak nie nazwała.

Myślę o sobie z przeszłości. Jeszcze hen sprzed małżeństwa. Jaka ja byłam strasznie na " NIE", jeśli chodzi o romanse. Jakie to psy wieszałam na kochankach, zdradzających...

Aż w wyniku wielu zdarzeń, przeżyć, dołów, spotkałam tego konkretnego człowieka. I pozwoliłam sobie na wyrzucenie w kąt wszystkich swoich zasad etycznych z tej dziedziny życia...

W międzyczasie, całkiem niedawno zarywał do mnie kolejny żonaty nieszczęśnik. Krzywdzony przez żonę, cierpiący katusze, odstawiony od łoża, ale jednak rycerski, poświęcający się "dla dzieci". Bo te dzieci jego są - cytuję : "kochane i wrażliwe". Śmiać się, czy płakać? Założyć fundację dla cierpiących mężów i zbierać na nich 1% z podatków?
Powiedziałam, że go rozumiem, bo też jestem "kochana i wrażliwa", ale jednak póki jest zajęty, to będzie musiał brać to cierpienie na klatę.
Opadły mi ręce.  Dziękuję losowi, że mam dobrą sytuację materialną, fajną pracę, fajne mieszkanie, fantastyczne dziecko i nie jestem skazana na przymus tkwienia w nieudanym.związku. Choć jeszcze rok temu bałam się taki nieudany związek zakończyć...

266

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

No tak... przyznaje że ja tez w ostatnim- dłuższym czasie spotkałam mężczyzn (pracuje w otoczeniu gdzie, zaczynam już myśleć „niestety”, przeważa płeć męska) którzy mają obok siebie, cytuję: „pseudo żonę” , „jeszcze żonę”, „niestety żonę” oraz „żonę ale nawet jej nie lubię ”. Jestem w identycznej sytuacji psychiczno - życiowej, jak Ty. Wychodzę z tego romansu z 2 wnioskami na resztę życia : 1. Nigdy więcej nie pozwolę sobie na romans z żonatym, koszt dla zdrowia i psychiki jest ogromny, a tą „cienką czerwoną linię” wyczuwam (teraz) na kilometr, i sarkastycznie ewakuuje się z rozmowy w trybie pilnym i natychmiastowym 2. Nigdy - absolutnie nigdy nie wybaczyłabym zdrady- za to wszystko co mężowie wmawiają kochankom i jak się wypowiadają o tych żonach... jak nimi w rzeczywistości gardzą - nawet nie słuchałabym tłumaczenia mężusia. Choćby łączyły mnie z nim dzieci, kredyty, firmy i grube miliony... Tam nie byłoby już miejsca na miłość, nie wspominając o szacunku. Dramat.

267 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-23 23:13:35)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Wychodzi na to,że tak silna trauma w efekcie długofalowym potrafi dopiero uodpornić na ryzyko popełnienia kolejnych takich przypadków. Mnie przeraża to, że jeśli co drugie lub co trzecie małżeństwo wygląda tak, że mąż lub żona całkowicie szczerze zaczyna narzekać czy wręcz złorzeczyć na współmałżonka, to co może się dziać za zamkniętymi drzwiami. Chyba, że to takie zwyczajne ustyskiwanie, z nudów, abo akurat ktoś ma zły dzień..
Pozostaje życzyć drogie Panie wytrwałości, siły i dużo pozytywnego myślenia smile

268

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

..... 2. Nigdy - absolutnie nigdy nie wybaczyłabym zdrady- za to wszystko co mężowie wmawiają kochankom i jak się wypowiadają o tych żonach... jak nimi w rzeczywistości gardzą - nawet nie słuchałabym tłumaczenia mężusia. Choćby łączyły mnie z nim dzieci, kredyty, firmy i grube miliony... Tam nie byłoby już miejsca na miłość, nie wspominając o szacunku. Dramat."
iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii
Mira może zastanów się nad pytaniem : dlaczego podoba mi się taki gość, któremu nie wybaczyłabym jako żona a mam problem rozstać się będąc kochanką, gość dla którego to WIELKIE co mówi że nas łączy jest za małe aby zostawił tę  cytuję: „pseudo żonę” , „jeszcze żonę”, „niestety żonę” oraz „żonę ale nawet jej nie lubię ”.Pewnie się dziwisz że ta żona jeszcze z nim żyje a nie dziwi Cię że on nie odchodzi, wierzysz w uczciwość takiego gościa, masz wyobrażenie co czasami  ci sami faceci mówią o swoich kochankach, nie wiem czy chciałabyś słyszeć bo to dużo mocniejsze i pikantniejsze niż o żonach, dlatego pytam - czemu tkwiłaś przy mężczyźnie z którym nie byłabyś jako żona?  swoją miłością nie tłumacz bo żona też by mogła tak tłumaczyć swoje tkwienie a Ty u niej nie przyjmujesz takiej wersji więc u siebie też się nie podpieraj

269 Ostatnio edytowany przez Soft Heart (2019-10-24 08:37:25)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Mira123 napisał/a:

No tak... przyznaje że ja tez w ostatnim- dłuższym czasie spotkałam mężczyzn (pracuje w otoczeniu gdzie, zaczynam już myśleć „niestety”, przeważa płeć męska) którzy mają obok siebie, cytuję: „pseudo żonę” , „jeszcze żonę”, „niestety żonę” oraz „żonę ale nawet jej nie lubię ”. Jestem w identycznej sytuacji psychiczno - życiowej, jak Ty. Wychodzę z tego romansu z 2 wnioskami na resztę życia : 1. Nigdy więcej nie pozwolę sobie na romans z żonatym, koszt dla zdrowia i psychiki jest ogromny, a tą „cienką czerwoną linię” wyczuwam (teraz) na kilometr, i sarkastycznie ewakuuje się z rozmowy w trybie pilnym i natychmiastowym 2. Nigdy - absolutnie nigdy nie wybaczyłabym zdrady- za to wszystko co mężowie wmawiają kochankom i jak się wypowiadają o tych żonach... jak nimi w rzeczywistości gardzą - nawet nie słuchałabym tłumaczenia mężusia. Choćby łączyły mnie z nim dzieci, kredyty, firmy i grube miliony... Tam nie byłoby już miejsca na miłość, nie wspominając o szacunku. Dramat.


Moim zdaniem, żonaci gardzą nie żonami, ale kochankami. To widać po tym, jak postępują. Wracają przcież do swojego ważnego, oficjalnego życia ze swoją ważną, oficjalną partnerką. Wybierają ją za każdym razem, kiedy wracają od kochanki. Czasem sobie myślę, jaki ubaw musiał mieć ten "mój", widząc jak kupuję każde jego słowo. Płakał... prawdziwymi, rzewnymi łzami. Własnoręcznie mu te łzy ocierałam ... pfff... Płaczący facet to dla mnie widok niecodzienny. Jak można nie wierzyć w słowa, w autentyczne nieszczęście płaczącego człowieka?
Straciłam zaufanie do mężczyzn. Co jest prawdą, co kłamstwem - nigdy nie będę w stanie tego odkryć. Chyba już zawsze gdzieś z tyłu głowy będzie się czaić myśl, że to co widzę i słyszę może być oszustwem.
Nie jest to dla mnie łatwe. Całe życie byłam ufna. Osobie, którą obdarzyłam uczuciem, zwierzałam się dosyć często. Teraz nie mam ochoty na czyjekolwiek towarzystwo.
Jestem zmęczona.

Na którymś z topików, zdaje się że u kogoś z nickiem nowy_tu, czytałam że trzeba się polubić, pokochać, żeby wejść w jakiś związek. Często ludzie nawiązują kolejną relację, byle tylko uniknąć bycia samemu/samej. To chyba mój problem. Nigdy się nie lubiłam. Chyba dlatego tak łatwo jest mnie przyciągnąć do siebie byle ciepłym słowem. Sama już nie wiem. Teraz, w tej chwili jest mi zwyczajnie przykro, że ludzie mogą tak kłamać wszystkich wokoło, że w zasadzie nie warto nikomu ufać. Pokręcone to wszystko. Mogłabym spać bez przerwy...

Co do wybaczenia ewentualnej zdrady....trudno mi się wypowiadać, trudno mi oceniać. Nie wyobrażam sobie ogromu bólu jakiego doznaje zdradzona osoba. Jak ciężkie musi być wybaczenie zdrady... jak wiele czynników składa się na to wybaczenie. Miłość do zdradzającego partnera/partnerki, wzgląd na wspólnie przeżyte lata, wspólne dzieci, wspólne mieszkanie... kiedyś pewnie pukałabym.się w głowę. Ale nie dziś. Ludzie reagują różnie, nie mnie to oceniać bo nie mam pojęcia co sama zrobiłabym w tej sytuacji.

270

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Jak ja kocham te tyrady byłych kochanek o prawdzie, miłości, zaufaniu i dozgonnych związkach. smile I zawsze bidule pokrzywdzone przez życie. Przecież one, tylko bezinteresownie niosły pomoc żonkosiom, pokrzywdzonym przez te złe żony. smile

271

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Peter4x napisał/a:
Mira123 napisał/a:

Nie Ela - nie niby ważna... bardzo ważna - ale jakoś trzeba sobie wmówić te wszystkie argumenty w taki sposób aby przyjął je nie tylko rozum - co wcale nie jest takie trudne ale i serce. Bo może i faceci się nie przywiązują a kochanki to odskocznie i dodatki - ale czasem ze strony kobiety to po prostu miłość - może i toksyczna, zabroniona, jednostronna, wzbudzająca u innych pogardę i złość - ale prawdziwa. Jeszcze nic w moim życiu nie spowodowało u mnie takiego bólu jak romans a przeżyłam już dużo (min. zdradę, rozwód). Głupie serce....

Jakoś mam dziwne przeczucie że to prawda i w to wierzę. A serce czasami naprawdę jest głupie i żadne rozumy nic nie pomogą sad

Głupie. Głupie jak but. Emocje mocno przytłumiają racjonalne ogarnięcie tematu. Nie zwracasz uwagi na ewidentne ściemy. Skupiasz się na tu i teraz, zamiast objąć to jakoś całościowo. Brak kontaktu pozwala otrzeźwieć i spojrzeć na to, co się działo z pewnej perspektywy.
Wielu rzeczy żałuję. Co do żony - przez długi czas ma się tę pewność, że skoro nie wie, to nie cierpi. Bo i przecież przedstawiana jest jako ta "zła", "okrutna".
To czego nie żałuję, to zakończenia nieudanego związku. Ta relacja dała mi jakiegoś kopa. On był jedyną osobą, której zwierzyłam się z tego jak wygląda moje małżeństwo. A moje małżeństwo to był układ na papierze. Umowa na dziecko i wspólny adres. Pewnie gdybym przegadała temat z kimś innym, zebralabym się  na odwagę i również byłby ten sam rezultat. Ale jakoś tak głupio było mi wyznać bliskim, że mąż mnie nie chce. Zwyczajnie nie chce. Zrobił dziecko i tyle. Nie pomagały rozmowy, płacze, prośby, koronkowe bielizny za chore pieniądze. Było mi zwyczajnie wstyd.

272 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-24 10:38:59)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Mnie natomiast coraz bardziej zadziwia czy wręcz niepokoi jedno zjawisko. Z tego względu, ze to forum kobiece, to siłą rzeczy jest tutaj więcej Pań, ale paru Kolegów też miąło tego typu wynurzenia. Jeśli słysze od kogoś stwierdzenia typu: " Nie lubię siebie", "Nie kocham siebie", "Czuję się gorsza bo jestem sam/a", Nie mogę być sam/sama( nie mówię tutaj o całym życiu czy dłuższym okresie, ale nawet przez krótszy czas). To chyba staje się powoli problemem, zę ludzie się zwyczajnei potrafią uzależnić od drugiej sosoby, uzależniać swoje szczęście a właściwie sens swojego życia od kogoś innego. Tym bardziej jeśli ktoś decyduje się na czysty związek z rozsądku, byle tylko ktoś przy mnie był. NI echodzi tutaj o jakieś specjalne obniżanie wymagań czy przekonywanie się do drugiego człowieka, mimo jego wad, bo to raczej się zdarza. Chodzi niestety o dypową desperację:  "Muszę sobie kogoś znaleźć, bo nie wytrzymam sam/a, to ponad moje siły.
Do tego właśnie kwestia zaufania. Oczywistym jest, zę w luźnych kontakatch człowiek stara się być uprzejmy, pomocny czy uczynny, stara się ufać ludziom. Jednak gdy od tego, czy zaufamy drugiej stronie ma zależeć nasze szczęście, to wskazane jest przecież ostrożne postępowanie, małymi kroczkami, aby dokadnie wybadać sytuację. Nie wspominając o tym,żę sam fakt, kiedy zaczyna mi się wyżalać i płakać w ramię ktoś ZAJĘTY/ŻONATY/ZAMĘŻNY, to wyrasta przede mną, mimo wszystko żelazna kurtyna niedostepności - cokolwiek bym nie usłyszał, czegokolwiek bym nie widział, nie interesuje mnie to. Sprawa jest jasna. Natomiast czemu mam nie wierzyć w to, co ktoś mówi? Ano właśnie: pierwsza rzecz to fakt bycia tej osoby w związku: możę kręcić, może oszukiwać, próbuje grać na dwa fronty, zyskać więcej. Druga sprawa: zwykła ludzka podłość niestety, która każe mi stosować zasadę OGRANICZONEGO ZAUFANIA w stosunku do drugiej osoby. Nie zaufam przecież każdemu, kto mnie zaczepi na ulicy i poprosi o datek na chore dziecko..?

273

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
balin napisał/a:

Jak ja kocham te tyrady byłych kochanek o prawdzie, miłości, zaufaniu i dozgonnych związkach. smile I zawsze bidule pokrzywdzone przez życie. Przecież one, tylko bezinteresownie niosły pomoc żonkosiom, pokrzywdzonym przez te złe żony. smile


Zacytuję klasyka

wzruszające, jak bardzo one potrzebują czworonogów i ptaszków, prawda?
Muszą się koniecznie opiekować kimś słabszym,
nie fizycznie słabszym, lecz mózgowo słabszym tym się dowartościowują.

274 Ostatnio edytowany przez After (2019-10-24 11:08:44)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Soft Heart
Widzisz dziewczę
Facet potrzebuje kochanki dla seksu
Żona  potrzebuje kochanka aby odejść od męża

Twój przypadek jest tylko tego potwierdzeniem. Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Jeśli  było Ci tak źle, zero seksu, czemu nie odeszłaś od męża dużo wcześniej?
Co miałaś do stracenia, skoro odchodząc mogłaś wyłącznie zyskać?

275 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-10-24 11:08:37)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:
Peter4x napisał/a:
Mira123 napisał/a:

Nie Ela - nie niby ważna... bardzo ważna - ale jakoś trzeba sobie wmówić te wszystkie argumenty w taki sposób aby przyjął je nie tylko rozum - co wcale nie jest takie trudne ale i serce. Bo może i faceci się nie przywiązują a kochanki to odskocznie i dodatki - ale czasem ze strony kobiety to po prostu miłość - może i toksyczna, zabroniona, jednostronna, wzbudzająca u innych pogardę i złość - ale prawdziwa. Jeszcze nic w moim życiu nie spowodowało u mnie takiego bólu jak romans a przeżyłam już dużo (min. zdradę, rozwód). Głupie serce....

Jakoś mam dziwne przeczucie że to prawda i w to wierzę. A serce czasami naprawdę jest głupie i żadne rozumy nic nie pomogą sad

Głupie. Głupie jak but. Emocje mocno przytłumiają racjonalne ogarnięcie tematu. Nie zwracasz uwagi na ewidentne ściemy. Skupiasz się na tu i teraz, zamiast objąć to jakoś całościowo. Brak kontaktu pozwala otrzeźwieć i spojrzeć na to, co się działo z pewnej perspektywy.
Wielu rzeczy żałuję. Co do żony - przez długi czas ma się tę pewność, że skoro nie wie, to nie cierpi. Bo i przecież przedstawiana jest jako ta "zła", "okrutna".
To czego nie żałuję, to zakończenia nieudanego związku. Ta relacja dała mi jakiegoś kopa. On był jedyną osobą, której zwierzyłam się z tego jak wygląda moje małżeństwo. A moje małżeństwo to był układ na papierze. Umowa na dziecko i wspólny adres. Pewnie gdybym przegadała temat z kimś innym, zebralabym się  na odwagę i również byłby ten sam rezultat. Ale jakoś tak głupio było mi wyznać bliskim, że mąż mnie nie chce. Zwyczajnie nie chce. Zrobił dziecko i tyle. Nie pomagały rozmowy, płacze, prośby, koronkowe bielizny za chore pieniądze. Było mi zwyczajnie wstyd.

No nieee smile)) daj spokój, że szukałaś w nim psychologa, Po prostu szukałaś mężczyzny, ze wszystkimi jego atrybutami bo latami tego nie miałaś.
Trochę naginałaś jego obraz do Twoich potrzeb,  On robił to samo.
I żadne z Was w duszę drugiego wgłębiać się w tym układzie nie zamierzało.
napisałaś gdzieś wyżej że łatwiej Ci z tego wyjść obrzydzając sobie jego i ten romans, dziewczyny poparły.. Jak pomoże, to ok, jak nie, to trzeba bolesną drogą szukania swoich motywacji iść. I tyle.

edit chyba czułabym wdzięczność do losu, bo inaczej usychałabyś w tym małżeństwie

276 Ostatnio edytowany przez Soft Heart (2019-10-24 11:32:26)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
After napisał/a:
balin napisał/a:

Jak ja kocham te tyrady byłych kochanek o prawdzie, miłości, zaufaniu i dozgonnych związkach. smile I zawsze bidule pokrzywdzone przez życie. Przecież one, tylko bezinteresownie niosły pomoc żonkosiom, pokrzywdzonym przez te złe żony. smile


Zacytuję klasyka

wzruszające, jak bardzo one potrzebują czworonogów i ptaszków, prawda?
Muszą się koniecznie opiekować kimś słabszym,
nie fizycznie słabszym, lecz mózgowo słabszym tym się dowartościowują.

Gónwo prawda. Żadne tam ratowanie żonatego. Tak samo nowy_tu(na którego wątku się wypowiadałeś i szczerze mówiąc były to rzeczowe rozsądne rady. Bez podśmiechujek. Nie wiem czemu ten sam problem u kobiety musi być wyśmiany?) nie ratował przecież tej mężatki. Myślę, że w romans łatwo wpaść będąc na życiowym zakręcie. Ze zrypaną totalnie psychiką i poczuciem wlasnej wartości. Po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy jest Ci z kimś zwyczajnie dobrze. Przyjemnie. Ktoś chce Cię wysłuchać, chce zrozumieć. Wchodzisz w to bez namysłu, bo jest ci zwyczajnie dobrze. Lepiej niż do tej pory. Nie myślisz o tym co będzie (przynajmniej na początku). Jesteś tu i teraz, opychasz się aż do obrzygu czyimś zainteresowaniem, dobrym slowem i tym zrozumieniem. Cieszysz się, że możesz dać w zamian także to zainteresowanie, dobre słowo, zrozumienie. I płyniesz na tej fal przez jakiś czas.Tęsknota i
refleksje przychodzą później. Spotkania? Wiesz, że to nie rokuje, że zaraz czeka cię wielkie piwr.olnięcie o ścianę...ale  jeszcze ten jeden, jedyny, ostatniutki raz.
Pomijając fakt istnienia osobowości psychopatycznych, kiedy kochanek/kochanka poluje na mężatkę/żonatego, bo to taki fajny sport, moim zdaniem w romans wchodzą osoby słabe, skopane w jakimś sensie przez życie, z nikłym poczuciem własnej wartości. Dla mnie w tej relacji najcudowniejsze było zainteresowanie - mówilam, a on słuchał. SŁUCHAŁ! Z zainteresowaniem... niespotykane dotąd w moim życiu frykasy. Oprócz tego akceptacja mojej fizyczności. Dla exa mialam za duże cycki... i za jakieś wszystko...
Rozmowa z tym facetem chocby przez telefon przez 15 min poprawiała mi cały dzień.
Najbardziej tęsknię za rozmową. Za tym jak siedział na przeciwko mnie i był autentycznie zainteresowany tym, co mam do powiedzenia... ależ ja jestem...sama już nie wiem jaka...

After napisał/a:

Soft Heart
Widzisz dziewczę
Facet potrzebuje kochanki dla seksu
Żona  potrzebuje kochanka aby odejść od męża

Twój przypadek jest tylko tego potwierdzeniem. Wciąż nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
Jeśli  było Ci tak źle, zero seksu, czemu nie odeszłaś od męża dużo wcześniej?
Co miałaś do stracenia, skoro odchodząc mogłaś wyłącznie zyskać?


Widzisz. Uznałam, że ex ma rację. Chłopaczku... eee... tak mam do Ciebie się zwracać? Skoro Ty do mnie dziewczę...?
Uznałam ze jestem za jakaś. I trudno. Ale jest dziecko. A on nie pije i nie bije. A moze będzie lepiej? Jak będe ważyć 60 kg, to on mnie zauważy? Bałam się. Czegoś. Oceny ludzi? Nie wiem.

Ela - ja czuję wdzięcznosć do tego "mojego" .  Pomógł mi pojąć parę rzeczy.
Ja się cieszę z rozwodu. Z tego spokoju w domu. Z braku frustracji ze leży obok mnie w łóżku goły przystojny facet, który palcem mnie nie tyka.
Nikt mnie nie wyzywa, że się tłukę jak gary ze zmywary wyciągam. Albo jak se tosta robię to się nie drze że znowu coś palę. Niebo niemalże.

Ooo.! A jak latem byłam na "zwiedzaniu" z dzieckiem i po 4 godzinach od sniadania uznałam, że jestem głodna i może coś zjemy, to nikt mi jadowicie - a niby w żartach-nie truł, że "znowu bedziesz jadła? Z twoją wagą? (67 kg).
I ludzie - zjadłam drugie śniadanie po 4 godzinach od pierwszego. Bez guli w gardle. Boskie uczucie.
Jak sobie przypomnę ten syf... żałosne miałam to małżeństwo...

277

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:
After napisał/a:
balin napisał/a:

Jak ja kocham te tyrady byłych kochanek o prawdzie, miłości, zaufaniu i dozgonnych związkach. smile I zawsze bidule pokrzywdzone przez życie. Przecież one, tylko bezinteresownie niosły pomoc żonkosiom, pokrzywdzonym przez te złe żony. smile


Zacytuję klasyka

wzruszające, jak bardzo one potrzebują czworonogów i ptaszków, prawda?
Muszą się koniecznie opiekować kimś słabszym,
nie fizycznie słabszym, lecz mózgowo słabszym tym się dowartościowują.

Gónwo prawda. Żadne tam ratowanie żonatego. Tak samo nowy_tu(na którego wątku się wypowiadałeś i szczerze mówiąc były to rzeczowe rozsądne rady. Bez podśmiechujek. Nie wiem czemu ten sam problem u kobiety musi być wyśmiany?)

To są właśnie podwójne standardy.
Facet "zdobywa doświadczenie", a kobieta "się puszcza".

Nieważne, jak ładnie to nazwać, kupa w kolorowym papierku NIE JEST cukierkiem, drodzy Panowie, święci i sprawiedliwi.

278 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-10-24 11:39:48)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

A może Soft Heart to co czujesz, to złość, ale nie tyle na ex kochanka, co na siebie, na los, co pokazał cukierek,  potem go boleśnie zabrał? Bo nie Twój?
Może czujesz że zasługujesz na więcej?

Zobacz sytuację masz klarowną  wiesz że tamto skończone.
Szukaj mężczyzny tylko dla siebie, bo tego chcesz, potrzebujesz.
Będę Ci kibicować

Edit może masz do siebie żal, że sięgnęłaś, po ten nie swój cukierek, ale wybacz sobie, bo byłaś w mocnej hipoglikemii po Twoim małżeństwie.
Jak widać Twój kochanek takie cukierki jada, ale jego nie trują.

279

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
After napisał/a:

Żona  potrzebuje kochanka aby odejść od męża

W przypadku Soft mogło tak być,lecz jest wiele przypadków że żony mają kochanków po to żeby od męża nie odejść,nie odchodzić.W odwetach,rekompensując coś sobie,żeby mieć "więcej" ,żeby "przetrwać,"wytrzymać",dla płochej rozrywki,dla dramy,dla emocji,uwagi,złudzeń,ogólnie dla szukania szczęścia poza sobą i ucieczki przed sobą.Faceci robią tak samo może proporcje i akcenty emocji ,uczuć trochę inne ale nie jakoś drastycznie-pomijam seryjnych "łowców" i "łowczynie" bo w tych ostatnich chodzi o ilość nie koniecznie o "jakość". Kochanka dla żonatego tylko dla samego seksu ? Mało prawdopodobne - chmura otoczka przeróżnych uczuć "przed" i "po" też bywa bardzo ważna w romansach żonatych .Umniejszanie znaczenia emocji to też wymówka "to nic dla mnie nie znaczyło" bzdura znaczyło znaczyło jak się wydało to niby przestało znaczyć gadanie na użytek zdradzanej osoby i jeden z wielu wyborów "myśleń".
"Pokręcone to" i tak i nie.

280 Ostatnio edytowany przez balin (2019-10-24 12:12:59)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Cyngli napisał/a:

Nieważne, jak ładnie to nazwać, kupa w kolorowym papierku NIE JEST cukierkiem, drodzy Panowie, święci i sprawiedliwi.

Rozumiem, że masz jakieś tam swoje przemyślenia, ale proszę nie manipulować, wykorzystując mój nick.
Nie dopowiadaj innym, co im nie w głowie. Dziękuję.

281

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
balin napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Nieważne, jak ładnie to nazwać, kupa w kolorowym papierku NIE JEST cukierkiem, drodzy Panowie, święci i sprawiedliwi.

Rozumiem, że masz jakieś tam swoje przemyślenia, ale proszę nie manipulować, wykorzystując mój nick.
Nie dopowiadaj innym, co im nie w głowie. Dziękuję.

W sumie racja, mój post był bardziej skierowany w stronę Aftera, wybacz smile

282

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Ela210 napisał/a:

A może Soft Heart to co czujesz, to złość, ale nie tyle na ex kochanka, co na siebie, na los, co pokazał cukierek,  potem go boleśnie zabrał? Bo nie Twój?
Może czujesz że zasługujesz na więcej?

Zobacz sytuację masz klarowną  wiesz że tamto skończone.
Szukaj mężczyzny tylko dla siebie, bo tego chcesz, potrzebujesz.
Będę Ci kibicować

Edit może masz do siebie żal, że sięgnęłaś, po ten nie swój cukierek, ale wybacz sobie, bo byłaś w mocnej hipoglikemii po Twoim małżeństwie.
Jak widać Twój kochanek takie cukierki jada, ale jego nie trują.

Czy mogę mieć do niego żal? Nie. Przecież nie mówił, że chce zmieniać swoje życie. Owszem - mowił jak mu źle, jak jest olewany itd, gdzieś pomiędzy wciskał teksty, że on nie będzie wiecznie tego znosił, ale dziecko jest jego oczkiem w głowie a teraz jest za małe.
Zastanawia mnie tylko na ile prawdą było jego nieszczęście. Zakładałam, że to prawda, bo sama miałam podobnie. Zresztą - czy ma to teraz jakieś znaczenie?


Poprawił mi na jakiś czas poczucie własnej wartości. Ale dziś widzę jakie to było złudne i uzależnione od niego. Bo czy własnej wartości nie powinniśmy budować sobie sami? Jestem mądra. Skończyłam ciężki  kierunek studiów, wciąż się szkolę dużo czytam. A jednak patrząc w lustro widzę półprzezroczystą, zagubioną dziewczynkę. Nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek byłam inna... Żałosne? Pewnie tak. Może takie czasy, że ludzie oceniają nas przez pryzmat wyglądu przede wszystkim.
Mam do siebie trochę żalu. Że wierzyłam, bo chciałam wierzyć. A nie powinnam. Na tamten moment nie potrafiłam inaczej.
Chciałabym poznać kiedyś kogoś, przy kim będę czuła ten spokój, tę pełnię, akceptację. Radość z bycia w towarzystwie tej osoby. Narazie jednak myślę, że powinnam być sama. Nie chciałabym nikogo skrzywdzić. Teraz do niczego się nie nadaję. Moje wnętrze wyje. Emocjonalne zombie - taka teraz jestem.

283 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-10-24 13:08:27)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:
Ela210 napisał/a:

A może Soft Heart to co czujesz, to złość, ale nie tyle na ex kochanka, co na siebie, na los, co pokazał cukierek,  potem go boleśnie zabrał? Bo nie Twój?
Może czujesz że zasługujesz na więcej?

Zobacz sytuację masz klarowną  wiesz że tamto skończone.
Szukaj mężczyzny tylko dla siebie, bo tego chcesz, potrzebujesz.
Będę Ci kibicować

Edit może masz do siebie żal, że sięgnęłaś, po ten nie swój cukierek, ale wybacz sobie, bo byłaś w mocnej hipoglikemii po Twoim małżeństwie.
Jak widać Twój kochanek takie cukierki jada, ale jego nie trują.

Czy mogę mieć do niego żal? Nie. Przecież nie mówił, że chce zmieniać swoje życie. Owszem - mowił jak mu źle, jak jest olewany itd, gdzieś pomiędzy wciskał teksty, że on nie będzie wiecznie tego znosił, ale dziecko jest jego oczkiem w głowie a teraz jest za małe.
Zastanawia mnie tylko na ile prawdą było jego nieszczęście. Zakładałam, że to prawda, bo sama miałam podobnie. Zresztą - czy ma to teraz jakieś znaczenie?


Poprawił mi na jakiś czas poczucie własnej wartości. Ale dziś widzę jakie to było złudne i uzależnione od niego. Bo czy własnej wartości nie powinniśmy budować sobie sami? Jestem mądra. Skończyłam ciężki  kierunek studiów, wciąż się szkolę dużo czytam. . A jednak patrząc w lustro widzę półprzezroczystą, zagubioną dziewczynkę. Nie mogę sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek byłam inna... Żałosne? Pewnie tak. Może takie czasy, że ludzie oceniają nas przez pryzmat wyglądu przede wszystkim.
Mam do siebie trochę żalu. Że wierzyłam, bo chciałam wierzyć. A nie powinnam. Na tamten moment nie potrafiłam inaczej.
Chciałabym poznać kiedyś kogoś, przy kim będę czuła ten spokój, tę pełnię, akceptację. Radość z bycia w towarzystwie tej osoby. Narazie jednak myślę, że powinnam być sama. Nie chciałabym nikogo skrzywdzić.. Teraz do niczego się nie nadaję. Moje wnętrze wyje. Emocjonalne zombie - taka teraz jestem.

Poznaj "półprzezroczystą, zagubioną dziewczynkę" coś mi się wydaje z nią będziesz do końca życia,jak ją pokochasz,polubisz,zaakceptujesz to może już nie będzie półprzezroczysta i zagubiona a jaka powinnaś być nikt nie wie jaka będziesz to zależy od Ciebie to ciekawe może być rozwinąć się dla siebie bez wzoru recepty która niekoniecznie jest Twoją  .Zbyt wiele warunków sobie stawiasz jak wielu ludzi to powszechne bo niektóre złudzenia są niby namacalne natychmiastowe a inność jakby nie istnieje jest nieznana nie do uwierzenia to też złudzenie.Porzucanie tych złudzeń które się kocha bardziej niż siebie boli,ale tylko na początku potem jest lżej .
Co stoi na przeszkodzie i gdzie one są żebyś czuła radość z bycia we własnym towarzystwie tylko jakieś myśli,uczucia w Tobie.Do tej radości nie potrzebujesz już starego myślenia o nieudanym małżeństwie o kochanku jego życiu to zbędny balast a przyszłości nie znasz, nie ma sensu brać jednego dnia w jednej chwili całej reszty życia na plecy i głowę jeżeli to robisz to tylko nawykowo odruchowo bo ta Cię nauczono "wszyscy tak robią" boisz się,że inaczej się nie da nie można i przyzwyczajona jesteś do tego .
Na początek zobacz jak siebie oceniasz i osądzasz siebie bez litośnie jednocześnie użalając się nad sobą - stara sztuczka.
Możesz przestać wyzerować odpuścić to co było.To co było - przeszłość jest martwe w pewnym sensie wiele rzeczy nie ma zobowiązań i nie musi mieć kontynuacji.
Nie skrzywdzisz się jak będziesz dla siebie dobra tylko zobacz co Ci szkodzi a co nie.
Jak zrobisz coś dla siebie to kto wie może spotkasz kogoś jak Ty.

284 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-24 16:17:35)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:

Poprawił mi na jakiś czas poczucie własnej wartości. Ale dziś widzę jakie to było złudne i uzależnione od niego. Bo czy własnej wartości nie powinniśmy budować sobie sami?

- otóż właśnie to! Od tego trzeba zacząć a raczej przyjmowac to za pewnik. Sami jesteśmy wyjatkowi, bo coś przecież w życiu się osiągnęło, zapracowało się na ten obecny stan. I to już powinno nas cieszyć.

Rozumiem natomiast, że po długim i wyniszczającym małżeństwie człowiek łaknie tego zrozumienia, wysłuchania czy tych kilku ciepłych słów. Mogąc poczuć się w końcu przyjemnie, dokładnie tak, jak sobie tego wymarzył. Szkoda tylko, że akurat sie trafia na drugą taką zagubioną duszę. Pytanie czy bez tego romansu byłabyś w stanie się odciąć i zakończyć to małżeństwo? Pytam tylko i wyłącznie dlatego, że skoro tak bardzo zachłysnęłaś się tym zainteresowaniem i bliskością, to dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę jak dotychczasowe życie było dołujące. Inaczej się tego nie widzi i ciężko to zakończyć, chyba..

285

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
bagienni_k napisał/a:
Soft Heart napisał/a:

Poprawił mi na jakiś czas poczucie własnej wartości. Ale dziś widzę jakie to było złudne i uzależnione od niego. Bo czy własnej wartości nie powinniśmy budować sobie sami?

- otóż właśnie to! Od tego trzeba zacząć a raczej przyjmowac to za pewnik. Sami jesteśmy wyjatkowi, bo coś przecież w życiu się osiągnęło, zapracowało się na ten obecny stan. I to już powinno nas cieszyć.

Rozumiem natomiast, że po długim i wyniszczającym małżeństwie człowiek łaknie tego zrozumienia, wysłuchania czy tych kilkuciełych słów. Mogąc poczuć się w końcu przyjemnie, dokładnie tak, jak sobie tego wymarzył. Szkoda tylko, że akurat sie trafia na drugą taką zagubioną duszę. Pytanie czy bez tego romansu byłabyś w stanie się odciąć i zakończyć to małżeństwoi? Pytam tylk oi wyłącznie dlatego, że skoro tak bardzo zachłysnęłaś się tym zainteresowaniem i bliskością, to dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę jak dotychczasowe życie było dołujące. Inaczej się tego nie widzi i ciężko to zakończyć, chyba..

Nie sądzę. Raczej do teraz bym w tym tkwiła i zginała w dalszym ciągu kark.
Romans pokazał mi, że może być inaczej, że mogę być dla kogoś ładna, interesująca. Że czas spędzany z kimś może dawać radość...
Poza tym, ja tamtego faceta poznałam przed moim ex. Tylko nasze drogi się rozeszły na kilkanaście lat. Zniknął mi z horyzontu, ale nigdy o nim nie zapomniałam... trochę żal, że to koniec. A trochę ulga, bo każde pożegnanie z nim było dla mnie katorgą. On się po prostu odcinał. Zamykał drzwi i wracał do swojej równoległej rzeczywistości. Przestawiał zwrotnicę z lewa na prawo i już. A mnie żegnał słowami - "no przecież na wojnę nie jadę". Kompletnie nie pojmował co się we mnie dzieje. Zapewne dlatego, że dla niego to była tylko odskocznia. Jak film w kinie, jazda na motorze, mecz piłki nożnej - ot, idziesz, zapewniasz sobie trochę frajdy i wracasz. Dlatego dziwił się moim łzom. A ja ryczałam nad beznadzieją tej sytuacji - bo przecież nie będę go na siłę  znikąd wyrywać, ale pokazał mi z kolei że może być fajnie, radośnie, że ktoś mnie rozumie i chce wysłuchać, że mogę się komuś wreszcie podobać... i ta świadomość, że wszystko to zniknie jak te drzwi za nim się zamkną... że przecież on nie był, nie jest, nie będzie mój. Z nim - super spędzony czas. Bez niego beznadzieja, pustka i bezsens.



Jestem pewna, że gdyby nie on, wciąż bym tkwiła w małżeństwie, które drążyło mnie od środka, a ja bezczynnie na to pozwalałam.

286

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Ja tez myslalam ze moj kochanek po rozstaniu ze mna przeklada wlasnie zwrotnice i zyje swoim zyciem, i bylo mi bardzo przykro na poczatku, dzieki Bogu ze mialam swoje inne i calkiem fajne zycie...
Okazalo sie po chwili ze on myslal tak samo smile Ciekawe jak by u ciebie poszlo, jak bys miala innego meza, calkiem porzadnego i kochajacego faceta?! Tak tylko sobie gdybam.

287

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:
bagienni_k napisał/a:
Soft Heart napisał/a:

Poprawił mi na jakiś czas poczucie własnej wartości. Ale dziś widzę jakie to było złudne i uzależnione od niego. Bo czy własnej wartości nie powinniśmy budować sobie sami?

- otóż właśnie to! Od tego trzeba zacząć a raczej przyjmowac to za pewnik. Sami jesteśmy wyjatkowi, bo coś przecież w życiu się osiągnęło, zapracowało się na ten obecny stan. I to już powinno nas cieszyć.

Rozumiem natomiast, że po długim i wyniszczającym małżeństwie człowiek łaknie tego zrozumienia, wysłuchania czy tych kilkuciełych słów. Mogąc poczuć się w końcu przyjemnie, dokładnie tak, jak sobie tego wymarzył. Szkoda tylko, że akurat sie trafia na drugą taką zagubioną duszę. Pytanie czy bez tego romansu byłabyś w stanie się odciąć i zakończyć to małżeństwoi? Pytam tylk oi wyłącznie dlatego, że skoro tak bardzo zachłysnęłaś się tym zainteresowaniem i bliskością, to dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę jak dotychczasowe życie było dołujące. Inaczej się tego nie widzi i ciężko to zakończyć, chyba..

Nie sądzę. Raczej do teraz bym w tym tkwiła i zginała w dalszym ciągu kark.
Romans pokazał mi, że może być inaczej, że mogę być dla kogoś ładna, interesująca. Że czas spędzany z kimś może dawać radość...
Poza tym, ja tamtego faceta poznałam przed moim ex. Tylko nasze drogi się rozeszły na kilkanaście lat. Zniknął mi z horyzontu, ale nigdy o nim nie zapomniałam... trochę żal, że to koniec. A trochę ulga, bo każde pożegnanie z nim było dla mnie katorgą. On się po prostu odcinał. Zamykał drzwi i wracał do swojej równoległej rzeczywistości. Przestawiał zwrotnicę z lewa na prawo i już. A mnie żegnał słowami - "no przecież na wojnę nie jadę". Kompletnie nie pojmował co się we mnie dzieje. Zapewne dlatego, że dla niego to była tylko odskocznia. Jak film w kinie, jazda na motorze, mecz piłki nożnej - ot, idziesz, zapewniasz sobie trochę frajdy i wracasz. Dlatego dziwił się moim łzom. A ja ryczałam nad beznadzieją tej sytuacji - bo przecież nie będę go na siłę  znikąd wyrywać, ale pokazał mi z kolei że może być fajnie, radośnie, że ktoś mnie rozumie i chce wysłuchać, że mogę się komuś wreszcie podobać... i ta świadomość, że wszystko to zniknie jak te drzwi za nim się zamkną... że przecież on nie był, nie jest, nie będzie mój. Z nim - super spędzony czas. Bez niego beznadzieja, pustka i bezsens.



Jestem pewna, że gdyby nie on, wciąż bym tkwiła w małżeństwie, które drążyło mnie od środka, a ja bezczynnie na to pozwalałam.

Aa, czyli znałaś go wcześniej..Rozumiem, że on sam był juz wtedy żonaty, dlatego się z nim nie związałaś? A on był szczęśliwy na poczatku małżeństwa, przynajmniej według tego co Ci mówił? Tzn. w porównaniu do tego okresu kiedy niby zaczął narzekać na żonę..Z pozycji zdradzającego zawsze chyba łatwiej tą zwotnicę przestawić, jeśli widzi się korzyści dla siebie, zaróno w małżeństwie jak i znajomosci z kochanką. Więc skoro tak łatwo mu było wrócić do ciepłego domu, to czy naprawdsę tak źle oceniałby żonę? Widzisz jednak chyba ten pozytywny skutek romansu w postaci zakończonego małżeństwa, to juz jakaś lekcja na przyszłość..

288

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

No i jak kobieta staje przed lustrem i mówi, że czegoś jej brakuje, jest nie taka, nie owaka, to ja dochodzę do ściany i nie wiem co doradzić.
ale wiem na pewno, że musiałaś mieć to wcześniej w sobie,  nie mąż to zniszczył.
Naprawdę czujesz się przezroczysta?  może nie dostrzegasz małych rzeczy i nie umiesz się nimi cieszyć?
Kochankowi dawałaś łzy i wyrzuty sumienia na pożegnanie i chyba oddał Ci z procentem..

289 Ostatnio edytowany przez Soft Heart (2019-10-24 19:27:29)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Ela210 napisał/a:

No i jak kobieta staje przed lustrem i mówi, że czegoś jej brakuje, jest nie taka, nie owaka, to ja dochodzę do ściany i nie wiem co doradzić.
ale wiem na pewno, że musiałaś mieć to wcześniej w sobie,  nie mąż to zniszczył.
Naprawdę czujesz się przezroczysta?  może nie dostrzegasz małych rzeczy i nie umiesz się nimi cieszyć?
Kochankowi dawałaś łzy i wyrzuty sumienia na pożegnanie i chyba oddał Ci z procentem..

Oj nie, nie tak - jak wychodził to raczej banan mi schodził z twarzy. Beczałam jak zostałam sama. No i jak żona się dowiedziała. Ale przy nim to nie. Mówiłam tylko o tym, co czuję. Co do wyrzutów sumienia, to mówił ze ich nie ma wobec żony. Wobec mnie chyba też nie, no bo w końcu łba mi nie urwał...
Co do lustra i tego co w nim widzę... nie to zaczęło się jakoś po urodzeniu dziecka. Wcześniej ten mój biust jakos mi nie wadził. D to fajna literka.
Potem się to zaczęło... totalne odtrącenie, uwagi nt wyglądu i jakoś to poszło... normalna zdrowa kobieta, kazałaby gościowi spier.alać na drzewo.
Ostatnio staram się cieszyć małymi sprawami. Herbatą wypitą w fajnym kubku, ciekawym filmem, sukcesem szkolnym dziecka, jego uśmiechem... zwłaszcza po lekturze ksiażki pt:"Żeby umarło przede mną"... o ciężko upośledzonych fizycznie i umysłowo dzieciach i ich rodzicach. O tym, jak w pocie czoła zmagają się z codziennością. Mam dobre,łatwe życie. Teraz -tak jak ktoś tu wspomniał, mam czystą sytuację. Ogarnę. Dam radę. W końcu to nie jest duży problem - ot, emocjonalne rozkminy. Minie. Czasem po prostu nachodzą mnie takie głupie myśli, ale przecież to nie jest problem nie do rozwiązania. Mam nadzieję, że jak ogarnę to emocjonalnie, stanę na nogi i będę silniejsza. Czasem myślę o żonie. Jak sobie radzi. Ale może nie powinnam, nie mam prawa?

Bagienni_k - on miał wtedy żonę (nie tą, jest już po 1 rozwodzie) ale nie wiedziałam wtedy o tym. Po prostu los nas ze sobą zetknął kilka razy, a potem on zniknął. Pozostawił jednak trwały ślad w mojej pamięci. Z tą drugą żoną zaczęło się sypać jakoś tak po tym jak dziecko się urodziło. Mówił że czuje się, jakby jej był tylko do dziecka potrzebny. Uwierzyłam, bo moim zdaniem swojemu mężowi też byłam potrzebna w celach reprodukcyjnych tylko i wyłącznie. Seks proponował w trakcie małżeństwa 2(dwa) razy. Zaraz po ślubie i weselu (kościelny się nie liczy bez tego), i jak chciał 2gie dziecko. To pierwsze powstało bo powiedziałam, że mam jajeczkowanie ( bolały mnie jajniki). Romantycznie, nieprawdaż? Cieszę się, że jestem tu anonimowa, bo wstyd mi się by było do takich rzeczy przyznawać nieanonimowo...
Nie wiem czemu ex taki był. Może był gejem? Nie wiem. Nie musiał się ze mną żenić jeśli nie byłam w jego typie...

290

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

smile jakieś tam powody miał i z nim zostały..
ale Twoje cycki D wychodziły chyba czasem do ludzi, jako kobieta odbierałaś sygnały nie tylko od męża?

291

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Ela210 napisał/a:

smile jakieś tam powody miał i z nim zostały..
ale Twoje cycki D wychodziły chyba czasem do ludzi, jako kobieta odbierałaś sygnały nie tylko od męża?

Wychodziły. I zawsze pojawiały się pierwsze, przede mną. Niestety chyba za rzadko. Jestem beznadziejnym przypadkiem domatorstwa.
Jak mówię, problem z samopoczuciem pojawił się w ciąży i po ciąży. Jestem dość nieśmiała. Żadne tam jakieś podrywanie kogokolwiek nie wchodzi i nie wchodziło w grę. Od chłopów nigdy się jakoś kijem nie musiałam opędzać. W LO opinia kujona. Na studiach 99% bab. Sama sobie w poznawaniu facetów nie pomagałam siedząc non stop w domu. Także ten... za wiele rzeczy odpowiadam sama.
Dzięki żonatemu polubiłam te swoje cycki. I tyłek. Serio. Powiedział, że "ale fajny". Pooglądałam w lustrze, faktycznie niezły. Trochę podrasować Chodakowską i będzie git. Widzisz? Teraz podśmiechujki, a rano beczałam. Cyrk na kółkach...

292

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:

Także ten... za wiele rzeczy odpowiadam sama.

6 strona i wreszcie w tym wątku wartościowa uwaga. smile

293

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
balin napisał/a:
Soft Heart napisał/a:

Także ten... za wiele rzeczy odpowiadam sama.

6 strona i wreszcie w tym wątku wartościowa uwaga. smile

No widzisz. Doczekałeś się. Mam nadzieję, że ja także doczekam się wartościowej, niedosrywającej uwagi od Ciebie. Buziaki!

294 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-25 12:03:32)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Soft Widzisz, skoro poczułaś się dzięki niemu doceniona i zrozumiana, masz zatem bezsprzeczny dowód ,że jeste satrakcyjną, pewną siebie kobietą, która wystarczy że wyjdzie z domu i może szybko wzbudzić zainteresowanie facetów. Wmawiasz sobie tylko, że tak nie jest i dlatego siedzisz zamknięta w czterech ścianach. Zatem więcej i jeszcze więcej pewności siebie smile Popracuj nad swoimi atutami, wyjdź do ludzi i poczujesz się od razu lepiej smile A z Chodakowską nie przesadzaj za bardzo, zawsze lepiej ciut tego nadmiaru niż tak jak w jej wypadku skóra i kości smile

295

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Ja tu nie rozumiem u Was wszystkich jednej rzeczy...
Na podstawie jednego scenariusza - generalizujecie na temat relacji "mąż-żona-kochanka" (choć raczej na pierwszych stronach tej konwersacji).

Przed poznaniem męża "poznałam" kilku takich (nie ze wszystkimi do czegokolwiek doszło):
1) wydawało mi się, że to moja bratnia dusza, bo rozumiemy się w pół słowa, a to taki poszkodowany bidulek w separacji i tylko ja go rozumiem, ale stanął przed wyborem: nowe życie versus stare schematy i... ostatecznie wybrał to drugie, a ja zdałam sobie sprawę ile czasu (3 lata) zmarnowałam na to jego niezdecydowanie, a osoby z mojego otoczenia uświadomiły mnie, że zachowywałam się z jego powodu jak schizofreniczka...
2) chciał, szalał za mną, miał bardzo fajną osobowość, ale też zasady moralne i nie przełamałby się, choć długo i niezręcznie próbował...
3) życiowe problemy mieliśmy prawie identyczne, do czegoś tam doszło, powiedziałam stop i... do dziś jesteśmy przyjaciółmi...
4) typowy lovelasek...
5) popieprzony książę...
6) poligamista...
7) sąsiad, którego wysłałam w diabły od razu, gdy wyskoczył z niemoralną propozycją, a żona potem się z nim na szczęście rozwiodła mimo dzieci, które zresztą odzyskały spokój ducha, gdy neurotyczny tatuś sobie poszedł i dał mamusi życiowo odetchnąć.
Takich historii jest multum i nie zależą tylko od tego czy jest ślub, albo czy są wspomniane dzieci. Jest sporo więcej czynników, które tworzą całe tło.

Mój "przypadek pierwszy" - nadal jest w separacji, nadal jest nieszczęśliwy, nadal niezdecydowany i nadal byśmy się dogadali na wszelkich innych płaszczyznach, ale na całe szczęście ułożyłam sobie własne życie bez niego, bo huśtawki, to ja lubiłam w przedszkolu.
Choć akurat o jego żonie nie myślałam z troską, bo ją znałam i już wcześniej wiedziałam jaką jest osobą pod względem charakterku. "Kasa Misiu, kasa!!!" + "a co mnie obchodzą twoje problemy", bo jej problemem był tylko brak nowej sukienki za 2-3 tysie i to o której godzinie spławić kochanka, żeby nikt nie zauważył.

Co do rozmiaru D... wink Mój Mężuś strasznie zesmutniał jak mi po chorobie spadły z F (a w rozmiarówce PL - G) do D (przy ogólnym rozmiarze M/38, dół czasem 36, góra 40 ale wyłącznie przez te cyce). Ale na studiach wszyscy koledzy latali za moją psiapsiółą z rozmiarem A (teraz B), a mój własny brat powiedział mi, że duże "nie są w modzie", bo za parę lat obwisną... big_smile Każdy ma tu inny gust.

Do Autorki: nie skupiaj się nim, jego problemach, albo żonie. Zauważyłaś już u siebie pewne zależności i reakcje - czyli pierwszy krok zrobiony. Nie powiem jak inni: "zerwij, zostaw to, odseparuj się". Raczej: "co byłoby dla Ciebie drugim krokiem?". Jesteśmy na etapie "identyfikacji problemu", teraz szukamy wariantów(!) rozwiązań, bo nie ma na świecie jednego uniwersalnego.

296

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Soft..  długo czekałas az ex się zmieni, balin i inni właśnie sugerowali że zmiany trzeba zacząć od siebie.. i jesteś na dobrej drodze smile
sama jestem w ... takim nie do konca satysfakcjonującym związku i tez czekałam az moj się zmieni, ale się nie zmieni, ja też chyba się nie zmienię no i napatoczył się na mej drodze kolega (żonaty z którym nie sypiam - jakas.. emocjonalna symbioza), a z którym rozmowa mnie szalenie wycisza, uspokaja.. (i nie rozmawiamy o małżonkach, czasem któremus się cos wyrwie ale nie kontynuujemy tematu - taka umowa) i gadamy sobie juz tak ponad ... oj kilka lat już, moze i tam jakis subtelny flirt gdzies jest ale ... w moim małżenstwie się tez przez to poprawiło, już nie kłócimy się tak ostro - bo chyba mniej rozmawiamy... Ty przynajmniej miałaś jaja (chciałam napisać cycki.. tongue, sorki) żeby i jednego i drugiego pogonić... ;]
Masz teraz czystą kartę by dalej isc do przodu i szukać jakiegoś fajnego, wolnego... powodzenia.. smile)

297

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Dziękuję wszystkim.za dobre słowa.
Od godziny mam właśnie kryzys. Emocjonalne pier.olnięcie. Ogarnę, tylko trochę poryczę tongue

Mira odczytaj pocztę.

298 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-10-26 21:45:33)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Soft No już, kiedyś trzeba te łzy zatrzymać, kiedyś się muszą skończyć. Wycieramy oczy chusteczką, jakies winko i dobra komedia na poprawę humoru smile Do dzieła! big_smile

299

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Tak jest wysmarcz nos pierś do przodu wyprostuj się i takie tam .
Po prosu daruj sobie spokój to nie koniec życia - najciekawsze co jest przed nami smile

300

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Zbieram się. Nos wysmarczyłam. Wypięłam, co tam mam do wypięcia i jakoś trzymam równowagę. Okresy spokoju umysłowego są coraz częstsze i trwają coraz dłużej.
Bardzo długo trwają też okresy, w których zadaję sobie pytani -"gdzie byłeś mózgu?" I "jak bardzo się cieszę, że wróciłeś". Fajnie móc znowu cieszyć się tym spokojem w głowie. Aczkolwiek aż boję się cieszyć, bo może za rogiem czeka na mnie wielki łomot emocjonalny? Mam nadzieję, że nie. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Bezcenne jest czytanie tych rad. Czasem tu wracam, żeby poczytać. I ze wstydem czytam pierwszego posta. Widać jak nakręcone miałam wtedy w głowie...

301

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Soft Heart napisał/a:

Zbieram się. Nos wysmarczyłam. Wypięłam, co tam mam do wypięcia i jakoś trzymam równowagę. Okresy spokoju umysłowego są coraz częstsze i trwają coraz dłużej.
Bardzo długo trwają też okresy, w których zadaję sobie pytani -"gdzie byłeś mózgu?" I "jak bardzo się cieszę, że wróciłeś". Fajnie móc znowu cieszyć się tym spokojem w głowie. Aczkolwiek aż boję się cieszyć, bo może za rogiem czeka na mnie wielki łomot emocjonalny? Mam nadzieję, że nie. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Bezcenne jest czytanie tych rad. Czasem tu wracam, żeby poczytać. I ze wstydem czytam pierwszego posta. Widać jak nakręcone miałam wtedy w głowie...

Cieszę się, że dochodzisz do równowagi psychicznej i jednocześnie zazdroszczę tego spokoju w głowie. U mnie urwanie kontaktu trwa 2 miesiące i niestety nie jest ze mną dobrze, a wręcz czuję, że gorzej niż na początku.
U mnie takim bodźcem do wywołania łomotu emocjonalnego jest przypadkowe spotkanie go na osiedlu. Ostatnio byłam świadkiem jak wymieniał spojrzenia i uśmiechy z jakąś panią. To mnie rozwaliło doszczętnie, bo tak też zaczęła się nasza 2,5l "znajomość".
Po tym przeplakalam kilka godzin, nie spalam w nocy. Odbiło się to bardzo na mojej psychice i na drugi dzień dostałam w autobusie ataku paniki, myslałam że umieram. Tylko zrozumie to ktoś, kto przezył taki atak, odejmuje ręce nogi robią się z waty, oblewa cię zimny pot, serce bije jak szlaone, nie możesz złapac tchu, język i usta mrowieją, wpadasz w wielka panikę, że zemdlejesz, udusisz się, umierasz....... Kiedyś jak zmarł mój tata, miałam takie ataki i miałam zdiagnozowaną nerwicę. A teraz wszystko wróciło z wielkim hukiem, już nie wytrzymuję nerwowo, psychicznie do dupy.
Jestem zła na siebie, że weszłam w taki układ, kosztem swojego zdrowia psychicznego. I z upragnieniem czekam dnia, kiedy wszystko w mojej głowie będzie działać prawidłowo, kiedy w końcu osiągnę spokój ducha i przejdę obojętnie koło tego lowelasa, bo takiego go teraz zobaczyłam.
Musiałam się wygadać. Pozdrawiam

302

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
LIBRA38 napisał/a:
Soft Heart napisał/a:

Zbieram się. Nos wysmarczyłam. Wypięłam, co tam mam do wypięcia i jakoś trzymam równowagę. Okresy spokoju umysłowego są coraz częstsze i trwają coraz dłużej.
Bardzo długo trwają też okresy, w których zadaję sobie pytani -"gdzie byłeś mózgu?" I "jak bardzo się cieszę, że wróciłeś". Fajnie móc znowu cieszyć się tym spokojem w głowie. Aczkolwiek aż boję się cieszyć, bo może za rogiem czeka na mnie wielki łomot emocjonalny? Mam nadzieję, że nie. Dziękuję wszystkim za wsparcie. Bezcenne jest czytanie tych rad. Czasem tu wracam, żeby poczytać. I ze wstydem czytam pierwszego posta. Widać jak nakręcone miałam wtedy w głowie...

Cieszę się, że dochodzisz do równowagi psychicznej i jednocześnie zazdroszczę tego spokoju w głowie. U mnie urwanie kontaktu trwa 2 miesiące i niestety nie jest ze mną dobrze, a wręcz czuję, że gorzej niż na początku.
U mnie takim bodźcem do wywołania łomotu emocjonalnego jest przypadkowe spotkanie go na osiedlu. Ostatnio byłam świadkiem jak wymieniał spojrzenia i uśmiechy z jakąś panią. To mnie rozwaliło doszczętnie, bo tak też zaczęła się nasza 2,5l "znajomość".
Po tym przeplakalam kilka godzin, nie spalam w nocy. Odbiło się to bardzo na mojej psychice i na drugi dzień dostałam w autobusie ataku paniki, myslałam że umieram. Tylko zrozumie to ktoś, kto przezył taki atak, odejmuje ręce nogi robią się z waty, oblewa cię zimny pot, serce bije jak szlaone, nie możesz złapac tchu, język i usta mrowieją, wpadasz w wielka panikę, że zemdlejesz, udusisz się, umierasz....... Kiedyś jak zmarł mój tata, miałam takie ataki i miałam zdiagnozowaną nerwicę. A teraz wszystko wróciło z wielkim hukiem, już nie wytrzymuję nerwowo, psychicznie do dupy.
Jestem zła na siebie, że weszłam w taki układ, kosztem swojego zdrowia psychicznego. I z upragnieniem czekam dnia, kiedy wszystko w mojej głowie będzie działać prawidłowo, kiedy w końcu osiągnę spokój ducha i przejdę obojętnie koło tego lowelasa, bo takiego go teraz zobaczyłam.
Musiałam się wygadać. Pozdrawiam

LIBRA38 dni są u mnie różne. W jedne rozumiem, racjonalnie spoglądam na to wszystko, ogarniam, jestem spokojna.
W inne na samo wspomnienie wyję w poduszkę. Myślę, że musimy zdać sobie sprawę, że tęsknimy za czymś, za kimś, co tak naprawdę nie istnieje. Ten fajny facet zdaje się nie jest taki znowu fajny, a to co nas "łączyło" z miłością miało do czynienia tyle co nic...

303

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Soft Heart, jestes madra, silna kobieta.
Wiesz, co jest naprawde przydatne dla Ciebie?  Rozpoznac - nie ganic – zmienic!
Ty juz zaczelas rozpoznawac, zaczelas tez zmieniac. Ale nie przestalas jeszcze (siebie) ganic.
Wiesz, co to jest ten Twoj wstyd i wyrzuty sumienia? To jest samobiczowanie sie. Na to nie zasluzylas, nie rob sobie tego. Zacznij wreszcie kochac sama siebie, zebys nie musiala juz wiecej szukac milosci tam, gdzie jej nie ma, zebys nie wpadala juz w te zimne pulapki.
Nie lituj sie nad zdradzona zona. To jej zycie i jej wybor, jesli chce zyc z okruchow, ktore jej rzuca zonaty.  Jest dorosla i za swoje zycia sama odpowiedzialna. Widac ona jeszcze nie zrozumiala, widac nie doszla jeszcze do tej granicy cierpienia czy rozpoznania, ktora zmusilaby ja do zmiany. Jesli chcesz jej jakos pomoc, to zycz jej w duchu, zeby cos zrozumiala. Bo ta historia moglaby byc dla niej prezentem od losu, gdyby ona tylko tego zachciala.

Bylam kiedys zdradzona zona i dlatego wiem, co tu pisze. Ja tez uslyszalam od ex-meza, ze to wszystko moja wina  i ze to moj problem, jesli ja mam problem z jego kochanka.
Jak widac, jest to zdumiewajaco prosty sposob co poniektorych zonatych na odsuniecie od siebie odpowiedzialnosci za swoje wlasne czyny.
Ale wiesz co? Jak ja to uslyszalam, to zabrzmialo to dla mnie tak absurdalnie, ze nagle zrozumialam, ze mial poniekad racje, moze tylko w troche innym sensie, niz on to sobie wymyslil.
Zrozumialam, ze jestem sama odpowiedzialna za swoje zycie i swoje emocje. I one maja mi cos do powiedzenia, trzeba ich tylko posluchac.
Ja swojemu zonatemu  postawilam wtedy walizki przed drzwiami i wymienilam zamki w mieszkaniu, zebym przypadkiem w chwili slabosci jego czy mojej nie probowala „odbudowywac“ czegokolwiek i zabralam sie za siebie. Nie zrobilabym tego bez kochanki, bo byly przeciez male dzieci, kochalam swojego meza i z mojej perspektywy takie zle to malzenstwo nie bylo.  Tak myslalam, ale nie wiedzialam wtedy jeszcze, ze mozna miec  tez cos duzo lepszego, niz to, co wtedy mialam.
Wpadlam co prawda najpierw w dol,  ale zaparlam sie, ze dam sobie rade. Zmienilam mnostwo, jesli chodzi o traktowanie samej siebie i jestem dzis z mojego zycia tak zadowolona, jak z cala pewnoscia nie bylabym, gdyby tamto moje malzenstwo wtedy sie zachowalo, nawet bez tej historii z kochanka.
To bylo ponad 20 lat temu i z tej perspektywy i obecnej pozycji zyciowej dziekuje  swojemu losowi za kazdym razem, gdy sobie przypomne, co mnie do tego miejsca doprowadzilo, za to, ze dal mi mozliwosc  zrozumienia czegos i zmusil  mnie w ten sposob do zmian, poslugujac sie w tym celu moim ex-mezem i jego (takze juz od dawna ex) kochanka. Za zadna cene nie chcialabym wrocic do tego, co bylo przed kochanka i rozwodem.

Dlatego radze Ci, jesli chcesz sie litowac, to lituj sie nad sama soba, ze bylas dotad tak zle przez siebie sama traktowana.
Jesli chcesz sie wstydzic, to wstydz sie za to, ze pozwalalas sie tak zle traktowac przez innych. Ale to tylko wtedy, jesli naprawde koniecznie chcesz sie za cos wstydzic. Ogolnie nie jest to emocja, ktora bylaby dobra podstawa do odbudowania poczucia samowartosci, tylko jest ona raczej wyrazem jego braku. Nie twierdze, ze jest to w kazdym wypadku zbedne uczucie, ale w Twoim raczej tak. Moze popatrz na to pod tym katem.

304

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Marajka napisał/a:

Soft Heart, jestes madra, silna kobieta.
Wiesz, co jest naprawde przydatne dla Ciebie?  Rozpoznac - nie ganic – zmienic!
Ty juz zaczelas rozpoznawac, zaczelas tez zmieniac. Ale nie przestalas jeszcze (siebie) ganic.
Wiesz, co to jest ten Twoj wstyd i wyrzuty sumienia? To jest samobiczowanie sie. Na to nie zasluzylas, nie rob sobie tego. Zacznij wreszcie kochac sama siebie, zebys nie musiala juz wiecej szukac milosci tam, gdzie jej nie ma, zebys nie wpadala juz w te zimne pulapki.
Nie lituj sie nad zdradzona zona. To jej zycie i jej wybor, jesli chce zyc z okruchow, ktore jej rzuca zonaty.  Jest dorosla i za swoje zycia sama odpowiedzialna. Widac ona jeszcze nie zrozumiala, widac nie doszla jeszcze do tej granicy cierpienia czy rozpoznania, ktora zmusilaby ja do zmiany. Jesli chcesz jej jakos pomoc, to zycz jej w duchu, zeby cos zrozumiala. Bo ta historia moglaby byc dla niej prezentem od losu, gdyby ona tylko tego zachciala.

Bylam kiedys zdradzona zona i dlatego wiem, co tu pisze. Ja tez uslyszalam od ex-meza, ze to wszystko moja wina  i ze to moj problem, jesli ja mam problem z jego kochanka.
Jak widac, jest to zdumiewajaco prosty sposob co poniektorych zonatych na odsuniecie od siebie odpowiedzialnosci za swoje wlasne czyny.
Ale wiesz co? Jak ja to uslyszalam, to zabrzmialo to dla mnie tak absurdalnie, ze nagle zrozumialam, ze mial poniekad racje, moze tylko w troche innym sensie, niz on to sobie wymyslil.
Zrozumialam, ze jestem sama odpowiedzialna za swoje zycie i swoje emocje. I one maja mi cos do powiedzenia, trzeba ich tylko posluchac.
Ja swojemu zonatemu  postawilam wtedy walizki przed drzwiami i wymienilam zamki w mieszkaniu, zebym przypadkiem w chwili slabosci jego czy mojej nie probowala „odbudowywac“ czegokolwiek i zabralam sie za siebie. Nie zrobilabym tego bez kochanki, bo byly przeciez male dzieci, kochalam swojego meza i z mojej perspektywy takie zle to malzenstwo nie bylo.  Tak myslalam, ale nie wiedzialam wtedy jeszcze, ze mozna miec  tez cos duzo lepszego, niz to, co wtedy mialam.
Wpadlam co prawda najpierw w dol,  ale zaparlam sie, ze dam sobie rade. Zmienilam mnostwo, jesli chodzi o traktowanie samej siebie i jestem dzis z mojego zycia tak zadowolona, jak z cala pewnoscia nie bylabym, gdyby tamto moje malzenstwo wtedy sie zachowalo, nawet bez tej historii z kochanka.
To bylo ponad 20 lat temu i z tej perspektywy i obecnej pozycji zyciowej dziekuje  swojemu losowi za kazdym razem, gdy sobie przypomne, co mnie do tego miejsca doprowadzilo, za to, ze dal mi mozliwosc  zrozumienia czegos i zmusil  mnie w ten sposob do zmian, poslugujac sie w tym celu moim ex-mezem i jego (takze juz od dawna ex) kochanka. Za zadna cene nie chcialabym wrocic do tego, co bylo przed kochanka i rozwodem.

Dlatego radze Ci, jesli chcesz sie litowac, to lituj sie nad sama soba, ze bylas dotad tak zle przez siebie sama traktowana.
Jesli chcesz sie wstydzic, to wstydz sie za to, ze pozwalalas sie tak zle traktowac przez innych. Ale to tylko wtedy, jesli naprawde koniecznie chcesz sie za cos wstydzic. Ogolnie nie jest to emocja, ktora bylaby dobra podstawa do odbudowania poczucia samowartosci, tylko jest ona raczej wyrazem jego braku. Nie twierdze, ze jest to w kazdym wypadku zbedne uczucie, ale w Twoim raczej tak. Moze popatrz na to pod tym katem.


Hej, dziękuję Ci za dobre słowa. To prawda. Sama pozwoliłam się tak traktować. Sama pozwalałam przesuwać swoje granice, aż w ogóle zniknęły. Czasami zastanawiam się jak tak mogłam? Czy dla chwili ułudy warto rezygnować z siebie? Nie nauczyłam się siebie kochać, "stawać za sobą", pamiętać, że na mnie samej powinno mi zależeć najbardziej, bo jestem wszystkim co mam. Ludzie przychodzą i odchodzą. Jedni zostają z nami dłużej, inni ledwo błysną w tym naszym życiu... choć czasem przykro, to jednak trzeba się z tym pogodzić. Czasem jeszcze tęsknię za tymi kilkoma dobrymi przebłyskami w tej relacji, nie zapomnę i przykrych chwil - a tych jednak było więcej. Każdy z nas powinien jednak pamiętać, że jesteśmy swoim jedynym pewnym towarzystwem do końca życia. Szanujmy się. Dbajmy o siebie. Kochajmy się, to takie historie jak ta nigdy nie staną się naszym udziałem.

305

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Nie chcę zaczynać nowego wątku, a skoro wypowiadałam się w tym miejscu kilka razy chciałabym prosić wszystkich o kilka „udarzen” ponieważ chyba tylko to jest w stanie mi pomóc aby „wstać z podłogi”. Kilka tygodni temu zakończyłam romans- i pierwszy raz - chyba na dobre. Jest tak jak chciałam - bez kontaktu. Po tych kilku tygodniach żałoby mogę stwierdzić ze moje - i tylko moje uczucie było prawdziwe - a wszystko co usłyszałam z pewnością było kłamstwem. Niestety - zamiast lepiej - jest  gorzej... Czy da się przestac kochać? Czy jest szansa ze przyjdzie dzień w którym poczuje obojętność ? Mam wrażenie ze z żalu i tęsknoty chociażby za ta odrobiną fałszywego zainteresowania, wsparcia i rozmowy - rozrywa mi serce. Nie chce pocieszenia i głaskania po głowie... nie o to mi chodzi. Zasłużyłam sobie na to co czuje. Chce tylko usłyszeć ze da się zabić i zadusić w sobie miłość, ze to kwestia czasu....tylko tyle... Czy komuś się udało?

306 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-03-08 18:06:49)

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
Mira123 napisał/a:

Nie chcę zaczynać nowego wątku, a skoro wypowiadałam się w tym miejscu kilka razy chciałabym prosić wszystkich o kilka „udarzen” ponieważ chyba tylko to jest w stanie mi pomóc aby „wstać z podłogi”. Kilka tygodni temu zakończyłam romans- i pierwszy raz - chyba na dobre. Jest tak jak chciałam - bez kontaktu. Po tych kilku tygodniach żałoby mogę stwierdzić ze moje - i tylko moje uczucie było prawdziwe - a wszystko co usłyszałam z pewnością było kłamstwem. Niestety - zamiast lepiej - jest  gorzej... Czy da się przestac kochać? Czy jest szansa ze przyjdzie dzień w którym poczuje obojętność ? Mam wrażenie ze z żalu i tęsknoty chociażby za ta odrobiną fałszywego zainteresowania, wsparcia i rozmowy - rozrywa mi serce. Nie chce pocieszenia i głaskania po głowie... nie o to mi chodzi. Zasłużyłam sobie na to co czuje. Chce tylko usłyszeć ze da się zabić i zadusić w sobie miłość, ze to kwestia czasu....tylko tyle... Czy komuś się udało?

Oczywiście że się da przestać .Pytanie tylko czy to rzeczywiście miłość .Od ponad roku Miro okrutnie siebie traktujesz znęcasz nad sobą i maltretujesz bezlitośnie i bezwzględnie czy tak wygląda miłość tak wygląda cierpienie.Obwinianie,oskarżanie kochanka nic nie pomaga bo nie może pomóc.obwinianie siebie też nie skuteczne.
Uczucia które były są w Tobie czujesz jak czujesz,przezywasz nawet te irracjonalne nielogiczne,pod wpływem złudzeń itp prawdziwie inna sprawa jak je oceniasz i jak osądzasz drugą osobę.
Duszenie,zabijanie uczuć jest bez sensu ponieważ jest ich tłumieniem i spychaniem głębiej w jakąś dziwną koncepcję obojętności i jest też według mnie formą etapem przejściowym próbą związaną z przezywaniem rozczarowania ,gniewu złości przez deprecjonowanie drugiej osoby to odwrotność idealizowania po prostu .Nienawiść,niechęć ,wstręt,obrzydzanie sobie to według mnie nie jest dobra droga do spokoju to szamotanina mocowanie się walka.
Lepiej to zostawić to wyrywanie,zduszanie zabijanie w spokoju i puścić nad tym nad kontrole obserwując swoje myśli i uczucia bez katowania się za nie być może niej est to jedynie słuszna metoda ale mnie ona pomogła kiedyś tam bez akrobacji z "lobotomią",zapominaniem, wymazywaniem, wspomnień żalami i pretensjami.Taka starowana amnezja wzmacnia tylko wspomnienia uczuć niepotrzebne to bo wspomnienia blakną tak działa pamięć dręczenie się i męczenie to tylko próba przyspieszenia tego .
To co po rozstaniu to naturalny proces a niecierpliwe sterownie i staranie się za wszelką ceną i na siłę pozbycia tego procesu jest odruchem i w sumie trochę bez sensu .Podobnie jest z lgnięciem do niektórych stanów w rozmyślaniu co za dużo to niezdrowo to przeciąganie struny ale jest to też jakaś faza żalu po stracie .
Nowe działania wprowadzanie zmian przemeblowanie wewnątrz to dobry sposób na spokój nie działa może natychmiast ale działa.

Edit Przeczytaj Miro ostatni post jednej z moich ulubionych forumowiczek z tego wątku https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php … 7&p=61 post numer #3,334
Post jest poruszający i osobisty,kobiecy mniej więcej o to chodzi może pomóc w odpowiedzi na Twoje pytanie  o pożegnanie i odpuszczenie nie na hura, nie na na siłę,przemocą  ale naturalnie.
Tradycyjnie trzymaj się połamańcu jedna z wielu takie życie.

307

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Nie mogę napisać, że się uda z własnego doświadczenia. Ale sama widzisz, że od czegoś się zaczyna: dałaś radę zakończyć ten, niewątpliwie ciężki, etap w swoim życiu. A to jest początek do tego, żeby móc swoje uczucia wygasić, mając świadomość, że właśnie z drugiej strony była to tylko przygoda i z jakiegoś powodu zdecydowałaś się ją zakończyć. Pomyśl sobie, co było w tym wszystkim na tyle męczące, że nie mogłaś dalej tego ciągnąć...

308

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Nie śledziłem wątku, ale uważam, że tytuł tematu, to prowokacja.
Nie trolling, ku zabawie, ale poważna sprawa z ze zmianami obyczajowości w tle.

309

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek
bagienni_k napisał/a:

Nie mogę napisać, że się uda z własnego doświadczenia. Ale sama widzisz, że od czegoś się zaczyna: dałaś radę zakończyć ten, niewątpliwie ciężki, etap w swoim życiu. A to jest początek do tego, żeby móc swoje uczucia wygasić, mając świadomość, że właśnie z drugiej strony była to tylko przygoda i z jakiegoś powodu zdecydowałaś się ją zakończyć. Pomyśl sobie, co było w tym wszystkim na tyle męczące, że nie mogłaś dalej tego ciągnąć...

Czekanie. Czekanie bez końca. Rozkładanie każdego zdania i gestu na czynniki pierwsze. Świadomość - gdzieś tam z tyłu głowy- że wszystko tutaj nie gra, ale przecież kocham, tak bardzo się staram, więc może... może on nie kłamie, tylko naprawdę jest nieszczęśliwy? Tak jak i ja byłam nieszczęśliwa? Wieczne poczucie niespełnienia, niedosyt, świadomość nadciągającej porażki, zderzenia ze ścianą, na przemian z myślami, że "dam radę", ""to nic takiego", "tylko seks", spoko... "dam radę" taka jestem ponad to, taka super na przemian z - "matko, kocham tego człowieka". I nie, nic tutaj nie ma do rzeczy wiek, wykształcenie czy cokolwiek innego. To było i jest najgorsze. Wieczny kocioł w głowie. Przed chwilą ryczałam, zwinięta w kłębek, zaraz może mi przejdzie i zrobię coś innego. Nie wiem. Jakbyś w głowie miał cały Dworzec Centralny w godsinach największego ruchu. Bardzo kochasz, bardzo nie chcesz być sam, bardzo nie chcesz krzywdzić nikogo, a przecież krzywdzisz, a jednocześnie kochasz, pragniesz, pieczołowicie przechowujesz każde wypowiedziane przez niego słowo, ale wiesz, gdzieś w głębi serca wiesz, że bierzesz udział w oszustwie i że cena, którą przyjdzie Ci zapłacić jest zdecydowanie za wysoka - bo przecież on wcale nie kocha, tylko mówi, mówi, mówi bez końca. Wiesz o tym, ale uwikłanie emocjonalne jest za duże. Trochę jakby Cię wciągał jakiś wir.

Mira, damy radę. Niemożliwe, żeby to trwało wiecznie. Nic nie trwa wiecznie.

Excop - oczywiście że tytuł jest kontrowersyjny i miał przyciągnąć jak najwięcej osób. Głównie tych co mogą i zechcą wspomóc. Czy jest zmiana obyczajowości? Wątpię. Romanse były, są i niestety będą.

310

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Zawsze mnie zadziwiał jeden szczególny element, przez jaki niewątpliwie przechodzą osoby leczące się z romansu. Chodzi o ten uczucie przywiązania, które sprawia, że trzymamy się właśnie tej osoby, pomimo że bardzo często ta równowaga w dawaniu i braniu między stronami zostaje znacznie zaburzona. Tyle się daje od siebie, tyle się angażuje naszego wysiłku a dostaje się nieporównywalnie mniej. Bo chyba kiedyś musi przyjść ten moment, kiedy człowiek się orientuje, że więcej mu to przynosi szkody niż przyjemności. I chyba ten pierwszy krok jest za Wami. Może właśnie warto sobie to powtarzać za każdym razem, kiedy ogarniają wątpliwości?

311

Odp: Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Autorko ! Dzięki, że napisałaś tego posta. Myślę, że to dobry post dla innych kobiet. Napisałaś go jako ostrzeżenie, żeby nikt nie szedł drogą, którą Ty poszłaś. To cenne ! Życzę Ci nawrócenia do Boga, bo w głębi duszy jesteś dobrą i wrażliwą osobą; no i wspaniałego związku pełnego miłości z wartościowym, wolnym mężczyzną ! Pozdrawiam smile

Posty [ 261 do 311 z 311 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Romans z żonatym - rady dla przyszłych kochanek i kochanek

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024