Martyna777 napisał/a:Serdecznie dziękuję Wam za wsparcie
Problem jest w tym, że mój partener taki schemat wyniósł z domu, że to kobieta robi wszystko, co uzasadniał tym, że zarabia mniej
, to musi "nadrabiać".
IsaBella77 napisał/a:Wybacz, ale to jest idiotyczne podejście.
Trudno mi zrozumieć, że możesz się na to wszystko godzić.
To pewnie będzie bardzo niepopularna opinia, ale co mi tam...
Ja bym się z tym do pewnego stopnia zgodziła. Nie z tym, że kobieta i wszystko, ale z tym, że ten, co mniej zarabia, mógłby nadrobić właśnie pracami domowymi, oczywiście pod warunkiem, że finanse w związku są wspólne.
Zarabiam nieźle, do tego sama decyduję, ile pracuję = mam wpływ na wysokość swoich zarobków. Załóżmy, że mój partner zarabia sporo gorzej. Dla mnie naturalnym by było, że skoro jesteśmy razem, to - jako że mam taką możliwość - albo pracuję trochę więcej, albo ograniczam nieco swoje wydatki, pracując tyle, co wcześniej, żebyśmy razem mieli na wszystko. Znaczy, nie wyobrażam sobie jakiegoś rozliczania się czy zastanawiania, na jaki wyjazd na weekend będzie stać mojego partnera, kiedy sama chowałabym pieniądze do skarpety. Może głupie by było z mojej strony to, że pewnie nie zapytałabym go wprost, co on na to, ale to by pewnie wyszło w praniu, a jak mówiłam, naturalnym by było dla mnie traktowanie zarobków jako naszego wspólnego dobra, najlepiej na tyle delikatnie, żeby nie miał z tym problemu (podobno faceci czasem takie problemy miewają, na punkcie wysokości zarobków
). No ale, co za tym idzie, chyba jednocześnie uznałabym, że on może w takim razie więcej zrobić ze swojej strony, też bym to uznała za naturalne i nie poświęcała temu żadnej uwagi i dyskusji - prawdopodobnie dopóki nie zażądałby właśnie idealnie równego podziału obowiązków domowych. No bo, halo, skoro nagle mamy liczyć, że on robi A, B, C i D, a ja tylko X i Y, to ja w zasadzie też bym mogła policzyć, ile godzin spędzam na pracy tylko i wyłącznie na jego rzecz. Czy nie wypadałoby w takim razie pomyć za mnie te naczynia czy poodkurzać?
Błąd w swoim podejściu widzę jeden: dopiero ten wątek uświadomił mi, że tu mogą być różne zdania i że pewne rzeczy w związku ktoś będzie chciał dokładnie rozliczać. Dotąd, jak napisałam, dla mnie dzielenie się tym, co zarobię, byłoby naturalne - ot, bo mogę, i za tak samo naturalne uznałabym, że ta druga strona będzie chciała pomóc w takim razie w inny sposób. Nie przyszło mi do głowy pytać, bo i jak? Słuchaj, skarbie, ja nam zarobię na ten telewizor, co to go ostatnio chciałeś, a Ty szorujesz podłogi przez miesiąc? Ja tego naprawdę wcześniej nie rozpatrywałam w kategoriach coś za coś, raczej jako robienie dla związku tego, co komu lepiej/szybciej wyjdzie. Dopiero ten wątek jakoś obudził we mnie diablątko - jak wyobraziłam sobie, że usłyszałabym coś o dyskusji o idealnie równym podziale obowiązków, to cóż... Pracę zarobkową też da się przeliczyć na godziny.