noc12345 napisał/a:No to spróbuję podążyć:
Oboje się baliśmy ?????
Po moich stwierdzaniach, ze obawiam się zranienia on się przestraszył, ze może jednak to za szybko i nie chce mnie zranić i wykorzystywać?
Tak, boicie się zaangażować- to oczywiste podobieństwo. Dość powszechne na tym etapie życia, dlatego uważam że dzielenie się tym w początkach relacji jest właściwie zbędne, bo wg mnie niczego nie wnosi, tym bardziej, że teoretycznie może prowadzić wręcz do wycofania się potencjalnego partnera (jak Ty to zinterpretowałaś). Ja jednak proponuje inną interpretację.
Ale póki co ciąg dalszy mojego pytania (tzn. "rożnice")
Pierwsza różnica jest w tym, że kiedy Ty (na początku) bałaś się, on starał się ten strach rozwiać, przekonać Cię że warto spróbować. Pociągnął wtedy trochę ten związek do przodu, pomógł mu się "zawiązać" (tak to odbieram).
Jak Ty zareagowałaś, kiedy z kolei on się zawahał? Tu pierwsza róznica.
Oczywiście w tym momencie nie zdziwiłbym się gdybyś polemizowała- te dwa "zawahania" znacznie się rózniły... Ale polemika nie jest w tym momencie konieczna, bo poniżej kontynuacja.
Druga rożnica jest dla mnie trudniej opisywalna (i jednocześnie wg mnie ważniejsza).
Ujmę to tak, że Ty byłaś odważna (przełamałaś ten strach na początku związku) i konsekwentna w tej odwadze, on zaś tchóżliwy i chwiejny.
Co gorsza, by uzasadnić swoją decyzję "użył" instrumentalnie Ciebie przeczuwając że Cię "wykorzystuje". Moim zdaniem nie miał takiego prawa, przekroczył niejako swoje kompetencje- powinien dać Ci o tym zdecydować samej. Jednak on zdecydował za Was, postawił Cię przed faktem dokonanym i tym samym pozbawił możliwości manewru - nie pozwolił sobie pomóc w tej trudnej dla siebie sytuacji.
Można podejrzewać, że zrobił tak dlatego żeby zamknąć sobie tą furtkę- żeby nie mierzyć się z problemem w samym sobie.
Bo zakładam (chciałbym w to wierzyć), że gdyby podzielił się swoimi wątpliwościami w innej (nie tak ostatecznej) formie, to mógłby liczyć na Twoje wsparcie (?)
W tym momencie musisz juz sobie sama szczerze odpowiedzieć na to retoryczne w gruncie rzeczy pytanie, w końcu pisałaś że "nie chcesz faceta z problemami"...
noc12345 napisał/a:jak skutecznie wyselekcjonować tych co wiedzą co mówią?
Temat rzeka, ale ze "dwa grosze" dodam:
noc12345 napisał/a:Z tym wyznaniem, że obawiam się zranienia, to też nie wyszło tak po prostu, tylko z jego pytania dlaczego czasami czuje że nie otwieram się na 100%
...
Dopytywał mnie o poprzednie związku, chciał wiele wiedzieć, drążył tematy...trochę mu opowiadałam, ale i w język się gryzłam.
Ja też pytałam, nie zawsze chciał odpowiedzieć na moje pytania...
... finalnie...
noc12345 napisał/a:A mianowicie: że on tylko potrzebuje trochę czasu, nie chce kończyć tej relacji, przeprasza i ze dałam mu bardzo dużo a on nie do końca mógł się przede mną otworzyć
To się nazywa "projekcja" - Tobie przypisywał swoje obawy. To on się nie otwierał na 100 %, ale wolał zmierzyc się z czyimiś problemami i historią (Twoimi) niż ze swoimi (bo to znacznie łatwiejsze).
Zapytałas go (kiedy pytał Ciebie o te sprawy) wtedy o jego odczucia na ten temat? Czy się bał tak jak Ty? Czy jego rozwód i inne jego doświadczenia życiowe nie wpływają na Wasz związek, tak jak początkowo wpływały na Ciebie?
noc12345 napisał/a:To jest facet, który medytuje od kilku lat, z tego co mówił, pozwala mu to na głębsze zrozumienie siebie,
...
Pytałam...odpowiedź zawsze była jedna: nie wiem.
Tu wybacz- wiem że nie jest Ci do śmiechu... ale zaśmiałem się z przekąsem. Wygląda na to, że wdrapałaś się na szczyt jego samoświadomości i znalazłaś jej kwintesencję - wielkie, błyszczące "NIE WIEM"
Ja nie medytuję, ale wydaje mi się, że ale gdybym to robił i chciałbym się tym z kimś podzielić, musiałbym być przygotowany na pytanie w rodzaju: "Co Ci ona dała, co dzięki niej zrozumiałeś, jak Ci pomogła?" itp.
Czy takie pytania padły z Twojej strony?
ad 2
noc12345 napisał/a:Nie uważam również, że deklaracja miłości po miesiącu to "ważne słowa", tak jak już wyżej napisałam, nie odebrałam ich jako "kochania" tylko bardziej jako "zauroczenie" i nawet o tym powiedziałam.
Uważam jednak, ze inne wypowiadane słowa były istotne, że na moje obawy reagował w taki a nie inny sposób.
Nie chcę się czepiać, ale w pierwszym poście napisałaś:
noc12345 napisał/a:Niedługo po tym padły z jego ust ważne słowa, usłyszałam, że mnie kocha.
a potem jeszcze to:
noc12345 napisał/a:on nalegał na spotkania, fakt ja też ich chciałam, ale to był czas 2 godzin raz, dwa w tygodniu. Urwane chwile, między obowiązkami.
Ergo, w ciągu tych kilku miesięcy spędzony wspólnie czas to zaledwie kilkanaście, max kilkadziesiąt godzin...
Ale ok, zostawmy to, zwłaszcza że kilka razy to później doprecyzowałaś, a to nie ja tam byłem, a Ty.
Jeśli jednak przyjąć moją interpretację z poprzedniego punktu, to słowa "kocham Cię" nie tyle były wyrazem zauroczenia (tzn. pewnie też), ale raczej emanacją jego myślenia życzeniowego i sposobem na zagłuszenie jego obaw, które niemal od początku toczyły ten związek jak rak.
ad 3
noc12345 napisał/a:Tak, to były fajne miesiące i jako romans mogłabym uznać za udane. Jednak ja nie szukam/szukałam romansu. On dobrze o tym wiedział, ze przygody mnie nie interesują.
Nie będzie w tym nic odkrywczego (ani pewnie pocieszającego) jesli powiem ,że ludzie często nie otrzymują tego co potrzebują. Jednak czasem, to czego nie chcą staje się "pomostami" do ostatecznego celu do którego dążą. Wątpię jednak, czy tak się stanie Twoim udziałem, jeśli za każdym razem będziesz akcentowała w takich sytuacjach swoją porażkę i "czuła sie jak śmieć". Nie czujesz intuicyjnie że taka postawa nie prowadzi do niczego dobrego i źle wpływa na Ciebie?