Witam, postaram sie jak najkrócej. Z eksem znamy sie 17 lat, byly rozstania i powroty (on zrywal dla innej). Wyjechalam na pare lat, wrocilam, i znow sie spotkalismy. Tym razem zwiazek trwal 3 lata, urodzila sie corka, niestety, powielone bledy z przeszlosci daly o sobie znac, zostawil nas , kazal sie wyniesc, niedlugo potem znalazl nastepczynie, z ktora nie wyszlo, bo nieprzepracowane rozstanie ze mną odbijalo sie na ich zwiazku. Eks sie wahal miedzy jedna a druga, ostatecznie ulatwilam mu zadanie i poslalam na drzewo. Gosc ktory sie waha miedzy rodzina a nowa niunia nie byl wart czekania. Tamta urzadzila mu pieklo na ziemi,byla karmą za moje krzywdy. W zeszlym roku byla proba powrotu do mnie, odmowilam, balam sie ze kolejny raz bede czasoumilaczem, kims kto wypelni mu zycie w czasie gdy jest sam, po drugie bylam juz uodporniona. Zawsze czulam sie kims ,kogo on traktuje na zasadzie ze "jak trwoga to do Boga" . Odpuscil , ale tylko na chwile. Obecnie mijaja 4 lata od naszego rozstania, mam swoje mieszkanie, prace, ludzie mowia ze rozkwitlam, wyladnialam. Eks od 1,5 miesiaca probuje namowic mnie na seks. Wczoraj wieczor przyjechal, rozmawialismy. To co uslyszalam wprawilo mnie w oslupienie. Zapytalam, czy uwaza ze to normalne? Dlaczego nie pojdzie do przodu, nie znajdzie dziewczyny (wiem ze probuje, ma tez grono wiernych "fanek",kazda do czegos innego). Odparl, ze nie realnym jest oderwac sie ode mnie calkowicie, bo jest dziecko. Tylko ze tu nie chodzi tylko o dziecko. Skwitowal ,ze jestem dla niego mega atrakcyjna, pociagam go,znamy sie jak lyse konie, i ze zeby sie ode mnie oderwac musial by sie mocno zakochac,musialby spasc grom z jasnego niebia. Nie biore tego do siebie,bo eks jest typem ktory mowi jedno a mysli drugie, wiem ze probuje zlapac jakas nowa znajomosc. . Nie chce mu sie szukac nowej, innej, nie zamierza nikogo poznawac, gdyz niema na to czasu, za duzo sie dzieje teraz (tekst niezmienny od X lat). Gdy powiedzialam, ze nie chce robic za czasoumilacz, nie chce byc worem na sperme to skwitowal, ze nigdy tak o mnie nie pomyslal, nie chcialby zebym tak sie czula bo i on nie chcialby robic za mojego dochodzącego oganiacza. Wpadl zatem na pomysl, zebym to ja czasem cos zaproponowala, zeby nie wygladalo to tak, ze tylko on cos odemnie chce bo zwyczajnie jest mu potem glupio, ze milo by bylo dostac ode mnie smsa z propozycja spotkania. Oboje jestesmy sami, krzywda nikomu sie nie dzieje, wiec czemu nie ? Zdobylam sie na szczerosc (choc bylo to trudne, eks zrobil tyle zlego ze nie jestem w stanie okazac mu uczuc). Powiedzialam, ze procz poczucia bycia wykorzystywana zwyczajnie sie boje ze uprawiajac z nim seks cos do mnie wroci. Zamurowało go, nie dowierzał. Myslal, ze go nienawidze...Powiedzial, ze jego raczej "myślenica po wszystkim" nie dopadnie, gdyz ma ogrom pracy i duzo na glowie. Podkreslam, ze prawdy zapewne nie powie, mam wrazenie ze wybudowal jakis mur obronny przede mna i jedyne na co go stac to latwy seks ze mna. Na koniec skwitowal, ze inicjatywe pozostawia w moich rekach, ze wpadnie nawet gdy zaproponuje zwyczajna kawe, bez seksu. Dodam, iz tydzien temu zaprosil nas na "rodzinnego " grilla. Bylo milo, normalnie. Eks zostawil pileczke po mojej stronie. Moj dylemat nie polega na tym co robic i na ile mu pozwolic, moj dylemat to to, ze rany zostaly rozdrapane podczas gdy swietnie sobie juz radzilam, bylam silna, na tyle ze odmowilam powrotu w zeszle wakacje. Moj dylemat to ponad polowa zycia bujaczki z tym samym facetem, z tym samym chorym schematem jaki on wypracowal przez te lata. Rozsypalam sie i na chwile obecna czuje sie tak,jakbysmy rozstali sie wczoraj... Wiem ze to chore, toksyczne, ze trzeba wyznaczyc granice. On powiedzial, ze uszanuje moja decyzje , ale po glowie i tak bede mu chodzic, naga. W tym wszystkim ma tez ludzkie odruchy, typu zwykle przytulenie, poglaskanie. Dodal, ze temu nie pisze tak czesto bo wlasnie brak czasu, duzo na glowie, i tez nie chce zawracac mi glowy. Rzekomo nie ma czasu na zwiazek, poki co. A co czas pokaze? zobaczymy , ale malo prawdopobne ze trafi mu sie drugi raz to co ze mna-jego slowa. Nie dalam mu po sobie poznac, ze juz poplynelam. Powiedzialam, ze nie wiem czy mnie ten seks ruszy z nim, czy bedzie mi to obojetne. NIe jestem w stanie przewidziec swojej reakcji. Odparl, ze rozumie .Czasy w ktorych wyrazalam odczucia i uczucia juz minely, zostaly wielokrotnie odrzucone dla innej. Tkwie w gownie . Czy ktos sie wypowie ?