Moja mama bardzo się martwi i namawia mnie na Warszawę, boi się i troszczy.
Może i się boi, namawia, ale brakuje konkretnego działania. Tu zgadzam się z Lady Loka - powinna sama chwycić za telefon, porozmawiać, a jak to nie wystarczy, pojechać na miejsce i Ciebie tam ze sobą zatargać. Bo to tak jakby siedziała i prosiła dziecko uzależnione od alkoholu albo narkotyków, żeby przestało pić/ćpać. Sądzisz, że jeden (pijak) albo drugi (ćpun) zacząłby się od tego leczyć? Na Tobie, jak widać, robi to dokładnie takie samo wrażenie.
Gdybyś nie była pełnoletnia, to mamę można byłoby nawet oskarżyć o zaniechanie.
Ty natomiast chwytasz się tego jak tonący brzytwy, szukając kolejnego (!) pretekstu byleby przypadkiem naprawdę nie zacząć się leczyć.