Czy jest jeszcze szansa? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy jest jeszcze szansa?

Strony Poprzednia 1 16 17 18 19 20 21 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,106 do 1,170 z 1,397 ]

1,106

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Dobry psycholog na pewno powinien być AKTYWNY na spotkaniu. A po 2-3 wizytach wyczujesz, czy chce Cię tylko naciągnąć, czy faktycznie chce pomóc.

Zobacz podobne tematy :

1,107

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Dobry psycholog dla dziecka to na pewno taki, do którego dziecko chemię poczuło (nie w sensie tej dla dorosłych, oczywiście big_smile ). Chce z nim rozmawiać, nie narzeka, że musi iść, nie jest spięte, chętnie samo opowiada itd.
Ja ze 3 czy 4 psychologów ze starszym synem przerobiłam, zanim trafił na takiego, z którym w ogóle chciał rozmawiać. Mimo że wcześniejsi może i byli polecani czy jakoś tam według innych lepsi. To wcale nie jest tak, że dobry psycholog dogada się z każdym bez wyjątku.

1,108 Ostatnio edytowany przez random.further (2019-04-10 21:02:23)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Robimy co możemy, czy to wystarczy?

Nie, musisz umieć ocenić na ile CÓRCE pomaga a nie, że działasz dobrze we własnym przekonaniu.

Nathan napisał/a:

Rozmawialiśmy z nią oboje.

Dobrze, to może być dobry kierunek aby pokazywać wspólny front OBOJGA rodziców.

Nathan napisał/a:

Opiekę mamy umówioną tak że córka będzie mieszkać ze mną, a żona będzie ją odwiedzać kiedy zechce - albo zabierać do siebie jeśli nie będzie to kolidowalo z nauką.

Sama się dziwię, że to napiszę (bo zawsze naganiałam do nauki smile potomstwo) ale: nauka - nauką, przede wszystkim poczucie, że jest dla Matki ważna Córka powinna odczuć.

Nathan napisał/a:

Koszty ponosić będzie to z kim córka będzie aktualnie przebywać.
Czyli w większości ja.

E, tego... big_smile przyzwyczaj się smile żartuję - ale zachowaj spokój i się nie czepiaj o koszty zanim się wszystko nie ułoży w codzienności.

Nathan napisał/a:

I nie wszystko idzie po mojej myśli - nie zamierzałem pomagać żonie w znalezieniu mieszkania ani dawać na to pieniędzy.
Z tą jej wyprowadzką to w ogóle dziwna sprawa.
Najpierw czułem ulgę że udało się szybko załatwić mieszkanie, ale im bliżej końca tygodnia tym jakoś mi gorzej...

Nathan, sam ustawiłeś priorytet - najpierw Córka - to prawidłowe.
Od Żony nie oczekuj za dużo - namieszała, ale juz napisałam wyraźnie: usuwa ciążę i traci poprzednie poczucie bezpieczeństwa - Ona będzie musiała pomysleć o sobie w pierwszej kolejności, aby stanęła, również dla Córki, do pionu.
Nathan, niech się na razie ułoży codzienność, sam zobaczysz wtedy - czego Ci najbardziej brakuje...

1,109

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Nathan, to może zachowaj sir niekonwencjonalnie i daj żonie druga szansę. Mówi się, że każdy zasługuje na drugą szansę. Żona będzie szczęśliwa, córka także, a i ty odzyskasz radość życia, bo będziesz widział jak dwie twoje baby cieszą się. Przecież kochasz swoją żonę, to daj jej szansę.

1,110 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-11 06:20:36)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

widać jakby autorowi w jakiś sposób dalej zależało, nie wiem na czym może na dalszym byciu razem? po nieprzespanej nocy trudno się myśli. ale tak jak pisze ulle, może w tym przypadku nie wszystko stracone. Trudniejsza sytuacja była np. tutaj https://www.netkobiety.pl/t116845.html gdzie dodatkowo mieliśmy jakby emocjonalne zaangażowanie i trudności z zakończeniem. Wtedy jako mąż nie widziałbym innego rozwiązania niż odpuścić, natomiast tutaj to jest bardziej jednorazowe i nie widać takiego podłoża emocjonalnego. Może poprosiłbym żonę o przedstawienie argumentów, które spowodowały podjęcie przez nią takiej decyzji podczas wyjazdu na wczasy firmowe (nie ma też pewności czy była wtedy świadoma), i w zależności od odpowiedzi można myśleć co dalej. Możesz sam wybrać czy chcesz doprowadzić do końca aktualne działania tzn. m.in. zamiana mieszkania, czy może wziąć pod uwagę inne rozwiązania.

1,111

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Ja mam wrażenie, że autor daje żonie cały czas druga szansę - i bardzo dobrze.
Jednocześnie robi swoje, tzn rozwód z orzeczeniem winy, zabezpieczenie własnego tyłka w sprawach majątkowych - również bardzo dobrze.
Czas pokaże czy jest szansa na zbudowanie czegoś na nowo.
Na dziś jednak mimo wszystko powinien dokończyć to co zaczął. Rozwód nie powoduje morderstwa małżonka. Ożenić z byłą żoną można się jeszcze raz wink
Czas, czas i jeszcze raz czas.
Po załatwieniu formalności dowiesz się jakie były prawdziwe intencje żony. Jeśli jej postawa będzie dla Ciebie wiarygodna i pozwalająca na to by spróbować jeszcze raz to czemu nie. Nigdy nie mów nigdy. Czy to może się udać? Kwestia indywidualna. Są tacy, którym się udało i dziś wskoczyli na wyższy level świadomości, siebie, drugiej osoby, związku, rodziny. Przewartościowali życie, wyciągnęli wnioski, dopiero dziś zauważają, że przez swoją ślepotę i brak świadomości, realnego spojrzenia na świat i drugiego człowieka oboje nazywali szczęściem coś co nim do tej pory nie było, mimo że pozornie niczego nie brakowało.
Inni zaś nie byli w stanie udźwignąć tego ciężaru jakim jest zdrada, nie potrafili podjąć wyzwania, albo zwyczajnie przy próbie ratowania rozminęli się w kwestii jak chcieliby żeby życie wyglądało. To kwestia indywidualnego przepracowania kryzysu.
Macie wspólne dziecko a to ogromne spoiwo, ale pamiętaj dziecko nie może być powodem decyzji o szansie czy też nie.
Życie jest nieprzewidywalne.

1,112

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
bullet napisał/a:

Przemoc ? To chyba karane ?

mallwusia napisał/a:

... Zablokowanie konta niepracującej, ciężarnej żonie i wyrzucenie jej z domu - przemocą. ...

mogłabyś zdradzić co nie byłoby przemocą ? Jak wg Ciebie powinno wyglądać wzorcowe postępowanie ? zaciekawił mnie Twój tok rozumowania, a przestaje go ogarniać

czy dobrze rozumiem, że powinien pozwolić jej mieszkać w swoim domu z obcym dzieckiem ? Oczywiście nie blokować konta SWOJEGO, niech korzysta, ona mu TYLKO rogi przyprawiła.
Odniosłem wrażenie, ze ona miała dostęp do jego konta, on nie miał dostępu do jej konta.

mallwusia napisał/a:

W nagrany spisek z matką wierzę, jest on jednak konsekwencją tego, że kobieta znalazła się pod ścianą i że coś się tam działo wcześniej grubo nie fair.

czy dobrze zrozumiałem, że wg Ciebie wszystko wina Nathana, od zdrady zaczynając po próbę zniszczenia go ?

Na pomocnictwo także są paragrafy.
I tak, dla mnie jest to rodzaj przemocy, takiej w białych rękawiczkach.
Powtórzę - nie bez powodu kobieta w ciąży jest pod ochroną prawną. To póki co cały czas jest jego żona, czy może nie doczytałam o rozwodzie w sądzie???

Nathan nie powinien był się mieszać do aborcji. Od samego początku. Tym bardziej nie powinien na tej aborcji "ugrywać".
To wszystko co mam do powiedzenia na ten temat, resztę pisałam wcześniej.

1,113

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Ulle - ona dostała drugą szansę - tyle że ją odrzuciła, bo ważniejsze było zdanie matki.
Po pewnym czasie oprzytomniała, ale...
To tak samo jak przez ostatnie dwa lata - najważniejsze było towarzystwo koleżanek i ich opinie, ja z córką zeszliśmy na drugi plan.
I też oprzytomniała, tyle że sprawy zaszły za daleko.
Co do samej była zdrady - powiedziała mi wprost że była świadoma i wie co zrobiła.
Nie wie tylko dlaczego.
A skoro ona sama tego nie wie, to na jakiej podstawie mam wierzyć że się to nie powtórzy?
Dlaczego mam sądzić że nowa praca i nowe towarzystwo znów nie okażą się najważniejsze?
Skąd mam mieć pewność że nie dogadają się z matką i znów nie zaczną czegoś knuć?

To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

1,114

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Benita72 napisał/a:

Malineczka, nie wiem, czy płec tu ma jakies znaczenie. Mnie się nie podoba w takiej sytuacji jak tutaj ma miejsce, postepowanie z takim widocznym wyrachowaniem, i checia zniszczenia partnera, no obrzydza mnie to.
Tyle ode mnie.

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

1,115

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
mallwusia napisał/a:
bullet napisał/a:

Przemoc ? To chyba karane ?

mallwusia napisał/a:

... Zablokowanie konta niepracującej, ciężarnej żonie i wyrzucenie jej z domu - przemocą. ...

mogłabyś zdradzić co nie byłoby przemocą ? Jak wg Ciebie powinno wyglądać wzorcowe postępowanie ? zaciekawił mnie Twój tok rozumowania, a przestaje go ogarniać

czy dobrze rozumiem, że powinien pozwolić jej mieszkać w swoim domu z obcym dzieckiem ? Oczywiście nie blokować konta SWOJEGO, niech korzysta, ona mu TYLKO rogi przyprawiła.
Odniosłem wrażenie, ze ona miała dostęp do jego konta, on nie miał dostępu do jej konta.

mallwusia napisał/a:

W nagrany spisek z matką wierzę, jest on jednak konsekwencją tego, że kobieta znalazła się pod ścianą i że coś się tam działo wcześniej grubo nie fair.

czy dobrze zrozumiałem, że wg Ciebie wszystko wina Nathana, od zdrady zaczynając po próbę zniszczenia go ?

Na pomocnictwo także są paragrafy.
I tak, dla mnie jest to rodzaj przemocy, takiej w białych rękawiczkach.
Powtórzę - nie bez powodu kobieta w ciąży jest pod ochroną prawną. To póki co cały czas jest jego żona, czy może nie doczytałam o rozwodzie w sądzie???

Nathan nie powinien był się mieszać do aborcji. Od samego początku. Tym bardziej nie powinien na tej aborcji "ugrywać".
To wszystko co mam do powiedzenia na ten temat, resztę pisałam wcześniej.

Ale Ty wiesz że ona nie zaszła w ciążę z mężem tylko z kolegą z pracy? On jest odpowiedzialny za to dziecko skoro je zrobił, czemu nie wymagać pomocy od niego tylko od ofiary tej całej sytuacji?

1,116

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Airuf napisał/a:
Benita72 napisał/a:

Malineczka, nie wiem, czy płec tu ma jakies znaczenie. Mnie się nie podoba w takiej sytuacji jak tutaj ma miejsce, postepowanie z takim widocznym wyrachowaniem, i checia zniszczenia partnera, no obrzydza mnie to.
Tyle ode mnie.

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

Był taki temat nawet tu, na forum, gdzie kobieta, w sposób wyrachowany, również chciała "ugrac" na zdradzie męza i dobrze ustawić się po rozwodzie. Obiecuję, ze jak sobie przypomnę, który to był watek, to tu zapodam. Nie wypowiadałam się w nim, ale czytałam i poczucie odrazy było podobne.

Wiem, ze zdrada boli, w swoim pierwszym związku jako nastolatka ją przezylam, ale byliśmy wtedy b młodzi, i koniec koncow szybko się rozeszliśmy. I może to kontrowersyjne, ale uważam, ze jednorazowa zdrada pod wpływem głupoty (bo tak widze postepowanie zona Nathana) nie jest najbardziej podłą rzeczą, jaką można zrobić partnerowi.
Niemniej rozumiem, ze nie każdy musi chcieć to akceptować czy wybaczać.

Tylko, ze decyzja o rozwodzie to jedno, a sposób potraktowania partnera przy rozstaniu to drugie. Nie miesci mi się w glowie, ze jeśli z kims zyję x lat to potem nie potrafię rozejsc się z godnoscią i szacunkiem dla osoby, która jest tez rodzicem dla mojego dziecka, i nim będzie nadal.

1,117

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Airuf napisał/a:
Benita72 napisał/a:

Malineczka, nie wiem, czy płec tu ma jakies znaczenie. Mnie się nie podoba w takiej sytuacji jak tutaj ma miejsce, postepowanie z takim widocznym wyrachowaniem, i checia zniszczenia partnera, no obrzydza mnie to.
Tyle ode mnie.

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

Teoretycznie tak. Dużo prawdy w tym wpisie, ale...jest to bardzo duże uproszczenie, które może być bardzo niebezpieczne dla autora.
Bardzo łatwo jest wejść w rolę ofiary z wygody i tkwić w niej w nieskończoność.
Autor nie jest żadną ofiarą! Nikt nie jest tutaj ofiarą.
Trzeba uzmysłowić sobie jedną bardzo ważną rzecz, że zdrada ludzi nie jest skierowana przeciw komuś, oni robią to dla siebie.
Takie postrzeganie sprawy troszkę powinno zmienić sposób myślenia, zdrowego myślenia a nie samobiczowania się, że jestem ofiarą.
Taka postawa nie prowadzi donikąd a w perspektywie czasu jest nawet niszcząca.
Warto zwyczajnie to co się wydarzyło poddać refleksji, skonfrontować się z naszym udziałem w tym co się wydarzyło i nie chodzi tutaj o obwinianie się tylko zauważenie swoich błędów.
Zawsze mamy wybór: przyjąć rolę ofiary, która jest bardzo wygodna, ale destrukcyjna albo wybrać własny rozwój, potraktować to jako naukę, lekcję.
Zdecydowanie polecam to drugie, mimo, że jest to cholernie trudne gdyż musimy się odrzeć ze zbroi własnej doskonałości, którą się obudowaliśmy.

1,118

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Tylko, ze decyzja o rozwodzie to jedno, a sposób potraktowania partnera przy rozstaniu to drugie. Nie miesci mi się w glowie, ze jeśli z kims zyję x lat to potem nie potrafię rozejsc się z godnoscią i szacunkiem dla osoby, która jest tez rodzicem dla mojego dziecka, i nim będzie nadal.

Benita a według Ciebie jak powinni się rozstać? dlaczego uważasz ze nie rozstają się z godnością i szacunkiem?

1,119 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-12 12:54:02)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Mnie też to zastanawia .Jak Nathan jeszcze bardziej idealnie powinien się rozstać i potraktować żonę.
Nie wyrzucił przecież jej kiedy była jeszcze w ciąży.Ostateczną decyzję podjęła żona o wyprowadzce i usunięciu zgodnie ze swoim interesem.Rozmawiali ze sobą negocjowali dyskutowali stawiali warunki oboje ,każdy mógł podać to co ma do zaoferowania coś za coś.Zona nie miała widocznie zbyt wiele do zaproponowania ,bo niby co bardzo mocno nadszarpnięte zaufanie wynik jej zachowania.
Jakąś nadzieje mglistą na przyszłość tylko słowa i płacz w rzeczywistości no i domem się zajęła trochę lepiej bardziej bo miała może wyrzuty i nadzieję że wszystko się rozejdzie po kościach magicznie.Nathan był swego czasu gotowy podjąć wyzwanie zrobił pierwszy krok do wybaczenia może ponad swe siły o kontynuowaniu związku żona dwa razy zawiodła raz wycofując się z własnej decyzji o aborcji niby pod wpływem szantaży matki a drugi raz zgadzając się na jej plan dyskredytujący męża a mający na uwadze własny interes czyli wymuszenie uznana dziecka jak by się buntował ewentualnie ukaranie go .Z matką sama się pokłóciła i zmieniła zdanie widocznie uznała że w jej interesie nie leży urodzenie a wiedziała już że Nathan twardo stoi przy decyzji o rozwodzie wyprowadzce  i opiece nad córką w dodatku zaoferował pomoc i znalazł mieszkanie dla żony teraz szuka psychologa dla córki co takiego dla jeszcze rodziny robi żona Autora niewiele robi tylko i wyłącznie dla siebie i trochę dla córki nie jest pod żadną ścianą już ma jasną sytuacje sama się na nią zgodziła popełniając własne błędy w swoich kalkulacjach.

1,120 Ostatnio edytowany przez Airuf (2019-04-12 11:31:43)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
fryt napisał/a:
Airuf napisał/a:
Benita72 napisał/a:

Malineczka, nie wiem, czy płec tu ma jakies znaczenie. Mnie się nie podoba w takiej sytuacji jak tutaj ma miejsce, postepowanie z takim widocznym wyrachowaniem, i checia zniszczenia partnera, no obrzydza mnie to.
Tyle ode mnie.

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

Teoretycznie tak. Dużo prawdy w tym wpisie, ale...jest to bardzo duże uproszczenie, które może być bardzo niebezpieczne dla autora.
Bardzo łatwo jest wejść w rolę ofiary z wygody i tkwić w niej w nieskończoność.
Autor nie jest żadną ofiarą! Nikt nie jest tutaj ofiarą.
Trzeba uzmysłowić sobie jedną bardzo ważną rzecz, że zdrada ludzi nie jest skierowana przeciw komuś, oni robią to dla siebie.
Takie postrzeganie sprawy troszkę powinno zmienić sposób myślenia, zdrowego myślenia a nie samobiczowania się, że jestem ofiarą.
Taka postawa nie prowadzi donikąd a w perspektywie czasu jest nawet niszcząca.
Warto zwyczajnie to co się wydarzyło poddać refleksji, skonfrontować się z naszym udziałem w tym co się wydarzyło i nie chodzi tutaj o obwinianie się tylko zauważenie swoich błędów.
Zawsze mamy wybór: przyjąć rolę ofiary, która jest bardzo wygodna, ale destrukcyjna albo wybrać własny rozwój, potraktować to jako naukę, lekcję.
Zdecydowanie polecam to drugie, mimo, że jest to cholernie trudne gdyż musimy się odrzeć ze zbroi własnej doskonałości, którą się obudowaliśmy.

Oni robią to dla siebie... fakt, ale to co robią sprowadza krzywdę na inną osobę i nie traktujmy ludzi jak idiotów, osoba zdradzająca wie że zdradza kogoś - czyli kogoś krzywdzi. Nawet w samej nazwie to widzimy. Nie spowadzajmy wszystkiego do swoich błędów, bo autor może oczywiście dostrzec że coś w związku robił nie tak, ale zdradziła go żona i ma prawo czuć się przez nią skrzywdzony. To zaklinanie rzeczywistości jeżeli ograniczymy się do schematu: zdradzono mnie, mam nauczkę, przeanalizuję co zrobiłem źle, następnym razem tego nie doświadczę. Krzywdę wyrządziła konkretna osoba i ona za to odpowiada. Autor mógłby się okazać mężem dekady a i tak mógłby zostać zdradzony. Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszsytko co jest skutkiem działania innej osoby i nie doszukiwać się winy za wszystko w sobie bo to tym bardziej zdrowe nie jest.

1,121

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Benita72 napisał/a:
Airuf napisał/a:
Benita72 napisał/a:

Malineczka, nie wiem, czy płec tu ma jakies znaczenie. Mnie się nie podoba w takiej sytuacji jak tutaj ma miejsce, postepowanie z takim widocznym wyrachowaniem, i checia zniszczenia partnera, no obrzydza mnie to.
Tyle ode mnie.

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

Był taki temat nawet tu, na forum, gdzie kobieta, w sposób wyrachowany, również chciała "ugrac" na zdradzie męza i dobrze ustawić się po rozwodzie. Obiecuję, ze jak sobie przypomnę, który to był watek, to tu zapodam. Nie wypowiadałam się w nim, ale czytałam i poczucie odrazy było podobne.

Wiem, ze zdrada boli, w swoim pierwszym związku jako nastolatka ją przezylam, ale byliśmy wtedy b młodzi, i koniec koncow szybko się rozeszliśmy. I może to kontrowersyjne, ale uważam, ze jednorazowa zdrada pod wpływem głupoty (bo tak widze postepowanie zona Nathana) nie jest najbardziej podłą rzeczą, jaką można zrobić partnerowi.
Niemniej rozumiem, ze nie każdy musi chcieć to akceptować czy wybaczać.

Tylko, ze decyzja o rozwodzie to jedno, a sposób potraktowania partnera przy rozstaniu to drugie. Nie miesci mi się w glowie, ze jeśli z kims zyję x lat to potem nie potrafię rozejsc się z godnoscią i szacunkiem dla osoby, która jest tez rodzicem dla mojego dziecka, i nim będzie nadal.

Autor zrobił niezbędne minimum dla żony, wg. mnie. Szacunek to coś co należy się również autorowi tematu, ale nie zauważyłem w jego opisach żeby żona mu go ostatnio okazywała. Ona sama zaś skutecznie pracowała żeby szacunek męża stracić. I Nathan jest pierwszą osobą która w obecnej sytuacji ma prawo stracić szacunek do niej i okazać jej tylko minimum pomocy, niezbędne do przeżycia i zapewnienia normalnych warunków. Nie mamy prawa wymagać nic ponad to. Nie od niego. To nie naturalne w naszym świecie by ofiara miała dbać o oprawcę... I tak, o kobietę w stanie błogosławionym trzeba dbać, są one pod ochroną prawną, ale trzeba pamiętać że jej stan to jest właśnie efekt braku szacunku dla męża, to jest jej główne wykroczenie. On ma tym bardziej prawo czuć się z tym źle, bo ona świadomie lub mniej ale zdecydowała się dać zapłodnić komuś innemu.

1,122 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-12 13:00:01)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Myślę że fryt ma na uwadze dużo dalszą perspektywę w stosunku do Nathana i jego jeszcze żony.
Dlatego że Nathan sam przyznał sie do utraty zaufania wiary i szacunku i domyślnie do przeżywania traumy urazy po zdradzie,
to się stało i już koniec kropka tak ma a dlaczego to juz kompletnie nie istotne ,ważne co z tym wszystkim zrobi w najbliższym czasie ma wybór wejść w rolę ofiary lub oprawcy oraz może zacząć po odcięciu się za jakiś czas pracować nad odpuszczaniem i wybaczaniem.Zycie z wątpliwościami ciągłymi podejrzeniami i obrazami zdrady i stałe żywienie urazy rozdrapywanie ran zazdrość rozpamiętywanie i wspominanie tęsknota w przyszłości może go wykończyć i mieć destrukcyjny wpływ na córkę ale na rozwiązanie tego wszystkiego potrzeba jak wiadomo czasu i w miarę spokojnych zachowań obojga rodziców odcięcie się i rozwód moim zdaniem jest konieczne i żona Nathana jeżeli rozsądek jej wraca być może zaczyna to dostrzegać a jak nie to znaczy że dalej jest głupiutka  czas pokaże co zrobi ze swoim życiem na własny rachunek i jaką będzie matką.Nathan sprawia wrażenie kogoś kto sobie poradzi z tymi problemami .

1,123

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
maku2 napisał/a:

Tylko, ze decyzja o rozwodzie to jedno, a sposób potraktowania partnera przy rozstaniu to drugie. Nie miesci mi się w glowie, ze jeśli z kims zyję x lat to potem nie potrafię rozejsc się z godnoscią i szacunkiem dla osoby, która jest tez rodzicem dla mojego dziecka, i nim będzie nadal.

Benita a według Ciebie jak powinni się rozstać? dlaczego uważasz ze nie rozstają się z godnością i szacunkiem?


Przeciez to wszystko już było napisane, wroc na poprzednią strone. Mallwusia to napisala, po co w kolko pisać to samo, żeby tylko nabiajac kolejne strony watku?

1,124

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Airuf napisał/a:
fryt napisał/a:
Airuf napisał/a:

Z niecierpliwością czekam aż zobaczę chociaż raz w życiu, w temacie w którym kobieta opisuje zdradę swojego męża / partnera, jakieś wpisy od innej Kobiety która zarzuca coś autorce takiego tematu.
Autor tego tematu został zdradzony, co więcej jego żona dała się zapłodnić innemu mężczyźnie... nie przeżyłem tego ale jestem w stanie uwierzyć że to najgorsza rzecz jaką może w małżeństwie przeżyć mąż....
Autor jest ofiarą i to ofiarą zbrodni najcieższego kalibru, ale część ludzi i tak oczekuje od niego wyrozumiałości, współczucia czy nawet tego że zaopiekuje się swoim operawcą... czy takie same wymagania ktoś postawił by przed zdradzoną kobietą?

Teoretycznie tak. Dużo prawdy w tym wpisie, ale...jest to bardzo duże uproszczenie, które może być bardzo niebezpieczne dla autora.
Bardzo łatwo jest wejść w rolę ofiary z wygody i tkwić w niej w nieskończoność.
Autor nie jest żadną ofiarą! Nikt nie jest tutaj ofiarą.
Trzeba uzmysłowić sobie jedną bardzo ważną rzecz, że zdrada ludzi nie jest skierowana przeciw komuś, oni robią to dla siebie.
Takie postrzeganie sprawy troszkę powinno zmienić sposób myślenia, zdrowego myślenia a nie samobiczowania się, że jestem ofiarą.
Taka postawa nie prowadzi donikąd a w perspektywie czasu jest nawet niszcząca.
Warto zwyczajnie to co się wydarzyło poddać refleksji, skonfrontować się z naszym udziałem w tym co się wydarzyło i nie chodzi tutaj o obwinianie się tylko zauważenie swoich błędów.
Zawsze mamy wybór: przyjąć rolę ofiary, która jest bardzo wygodna, ale destrukcyjna albo wybrać własny rozwój, potraktować to jako naukę, lekcję.
Zdecydowanie polecam to drugie, mimo, że jest to cholernie trudne gdyż musimy się odrzeć ze zbroi własnej doskonałości, którą się obudowaliśmy.

Oni robią to dla siebie... fakt, ale to co robią sprowadza krzywdę na inną osobę i nie traktujmy ludzi jak idiotów, osoba zdradzająca wie że zdradza kogoś - czyli kogoś krzywdzi. Nawet w samej nazwie to widzimy. Nie spowadzajmy wszystkiego do swoich błędów, bo autor może oczywiście dostrzec że coś w związku robił nie tak, ale zdradziła go żona i ma prawo czuć się przez nią skrzywdzony. To zaklinanie rzeczywistości jeżeli ograniczymy się do schematu: zdradzono mnie, mam nauczkę, przeanalizuję co zrobiłem źle, następnym razem tego nie doświadczę. Krzywdę wyrządziła konkretna osoba i ona za to odpowiada. Autor mógłby się okazać mężem dekady a i tak mógłby zostać zdradzony. Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszsytko co jest skutkiem działania innej osoby i nie doszukiwać się winy za wszystko w sobie bo to tym bardziej zdrowe nie jest.

Chyba nie do końca zrozumiałeś mój wpis, przesłanie.
Przecież ja nigdzie nie napisałem, że to co robi niewierny/niewierna jest nieświadome albo, że nie dostrzega krzywdzenia innej osoby. owszem dostrzega, niejednokrotnie źle się z tym czując, ale na haju emocjonalnym jakiego doświadczają schodzi to na drugi plan.
Kto sugeruje aby sprowadzać to do własnych błędów. Przecież wyraźnie napisałem, że nie chodzi się o obwinianie a o zauważenie swoich błędów. To kolosalna różnica. Proszę o czytanie ze zrozumieniem.
Tak samo jak nikt nie ściąga odpowiedzialności z tej kobiety za to co się wydarzyło, wielokrotnie było to już w tej historii poruszane przez wielu użytkowników w tym przeze mnie.
Warto sobie uzmysłowić, że zdrada dotknąć może każdego, niezależnie czy ktoś jest dobry, niedobry, brzydki, ładny, jest tylko biorcą albo tylko dawcą itd choć to pojęcia względne.
Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszystko? Co za bzdury.
Jeśli osoba, która doświadczyła tak silnego wzburzenia jakim jest zdrada po tych pierwszych najtrudniejszych chwilach, w których chcemy tylko przetrwać, może poradzić sobie tylko w jeden sposób; podjąć decyzję o zaprzestaniu cierpienia, szukać spokoju. To pierwszy a zarazem najważniejszy krok do zdrowienia.

1,125

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
paavloock napisał/a:

Myślę że fryt ma na uwadze dużo dalszą perspektywę w stosunku do Nathana i jego jeszcze żony.
Dlatego że Nathan sam przyznał sie do utraty zaufania wiary i szacunku i domyślnie do przeżywania traumy urazy po zdradzie,
to się stało i już koniec kropka tak ma a dlaczego to juz kompletnie nie istotne ,ważne co z tym wszystkim zrobi w najbliższym czasie ma wybór wejść w rolę ofiary lub oprawcy oraz może zacząć po odcięciu się za jakiś czas pracować nad odpuszczaniem i wybaczaniem.Zycie z wątpliwościami ciągłymi podejrzeniami i obrazami zdrady i stałe żywienie urazy rozdrapywanie ran zazdrość rozpamiętywanie i wspominanie tęsknota w przyszłości może go wykończyć i mieć destrukcyjny wpływ na córkę ale na rozwiązanie tego wszystkiego potrzeba jak wiadomo czasu i w miarę spokojnych zachowań obojga rodziców odcięcie się i rozwód moim zdaniem jest konieczne i żona Nathana jeżeli rozsądek jej wraca być może zaczyna to dostrzegać a jak nie to znaczy że dalej jest głupiutka  czas pokaże co zrobi ze swoim życiem na własny rachunek i jaką będzie matką.Nathan sprawia wrażenie kogoś kto sobie poradzi z tymi problemami .

Otóż to.

1,126 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-12 13:59:21)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Perfekcyjnym sposobem na potraktowanie niewiernej wesolutkiej istotki z punktu widzenia Mallwusi zapewne i prawdopodobne byłoby pozostawienie i utrzymywanie nielojalnej niepewnej osoby we własnym domu i udawanie że wszystko w porządku  że  nic się nie stało nie mamy pretensji o nic spływa po nas to co robiła żona a ciąża to żaden problem .Raczej mało to realne chyba że mamy do czynienia z tytanem którego nigdy i nic nie przerasta i nie rusza żadne emocje ,a zona taka ładna i tyle obiecuje słodkimi słowami i tak płacze żałośnie krząta się w kuchni i stara ,ale jak nikt nie widzi to męża wsadziła by do mamra tak łatwo jak tylko wspomniał o rozwodzie.
Żona daje gwarancje na co że nie będzie znowu spiskować że będzie teraz super matką a dla Autora kim ma być tykającą bombą bo raczej nie wzorem cnót jak jeszcze niedawno dwa lata balangi to naprawdę sporo żeby się oddalić od rodziny.
Teraz to i tak nie istotne bo przed nimi rozwód i ustalenia w sprawie wychowywania córki to jest priorytet i największy problem.

1,127

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Benita72 napisał/a:
maku2 napisał/a:

Tylko, ze decyzja o rozwodzie to jedno, a sposób potraktowania partnera przy rozstaniu to drugie. Nie miesci mi się w glowie, ze jeśli z kims zyję x lat to potem nie potrafię rozejsc się z godnoscią i szacunkiem dla osoby, która jest tez rodzicem dla mojego dziecka, i nim będzie nadal.

Benita a według Ciebie jak powinni się rozstać? dlaczego uważasz ze nie rozstają się z godnością i szacunkiem?


Przeciez to wszystko już było napisane, wroc na poprzednią strone. Mallwusia to napisala, po co w kolko pisać to samo, żeby tylko nabiajac kolejne strony watku?

No skoro Ty piszesz to mi chyba też wolno?
Autor opcjonalnie dobrze postąpił z jż, mógł wywalić na zbity pysk ale tego nie zrobił. Pomógł i raczej będzie pomagał a że według Was to on powinien odejść z reklamówką z domu w imię Bóg wie czego - to wybacz ale to nie jego problem tylko Wasz.

1,128

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Nie w imię bóg wie czego...
Tylko w imię mizoandrycznego bełkotu.
Przecież zawsze winny jest facet.

1,129 Ostatnio edytowany przez teeom (2019-04-12 14:53:40)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Nie w imię bóg wie czego...
Tylko w imię mizoandrycznego bełkotu.
Przecież zawsze winny jest facet.

Zgadzam się w 100%.

Autor ma pełne prawo rozstać się z niewierną żoną i pozostawić jej tylko te składniki majątku, które stanowią wspólnotę małżeńską. Wszystko na plus jest dobrotliwym gestem z jego strony.

Ktoś pisał, że autor nie jest ofiarą. To, że zdrada nie była skierowana w celu skrzywdzenia Nathana, to nie zmienia faktu że strasznie w niej ucierpiał. Całkiem racjonalnym jest sytuacja, że chce pozbyć się ze swojego życia sprawcy tego cierpienia. Złodziej również nie kradnie po to, aby pozbawić kogoś majątku. Dokonuje tej kradzieży mając na celu wzbogacenie siebie. No ale jednak ktoś zostaje okradziony....

1,130 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-12 22:35:58)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

mam mało czasu i słabe przygotowanie do tematu za co z góry przepraszam. starałem się przeczytać kilka ostatnich stron ale nie znalazłem w tekście informacji komu bardziej zależy na rozwodzie - jeśli ona nie jest chętna to nie chciałoby mi się samemu tego przeprowadzać. może jest możliwość ustalenia rozdzielności majątkowej bez rozwodu, jeśli nastąpiła utrata zaufania - taki luźny pomysł
edycja:

Nathan napisał/a:

Co do samej była zdrady - powiedziała mi wprost że była świadoma i wie co zrobiła.
Nie wie tylko dlaczego.
A skoro ona sama tego nie wie, to na jakiej podstawie mam wierzyć że się to nie powtórzy?
Dlaczego mam sądzić że nowa praca i nowe towarzystwo znów nie okażą się najważniejsze?
Skąd mam mieć pewność że nie dogadają się z matką i znów nie zaczną czegoś knuć?
To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

doczytałem po wysłaniu, w sumie to trochę zmienia. jeśli ona sama nie wie dlaczego, to ustalenie jakichś planów na przyszłość może być trudne. Z dotychczasowego przebiegu tematu wnioskuję że ona już nie pracuje w tamtym miejscu, ale rzeczywiście nie ma pewności jaka będzie przyszłość tzn. czy po upływie czasu nie powtórzą się poprzednie zachowania (np. spędzanie nieproporcjonalnie większej ilości czasu z koleżankami, niż z rodziną)

1,131

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Rozpisałam się i mi się niechcący skasowało. No i dobrze big_smile Szkoda mojego czasu dla dyskutantów, którzy nie potrafią czytać ze zrozumieniem.

1,132

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Trochę empatii w stronę facetów, nie wiecie jakie wyrwy w psychice nam zdrady robią. To tak jakby ktoś mówił, ze miejcie litość i nie wnoscie oskarzenia o gwalt, milosierdzie dla sprawcy.

1,133

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

Hm..., ja bym powiedziała, że jednak ma, tylko czy Ty Ją kochasz ? Albo czy kochałeś ?

1,134

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Przecież zawsze winny jest facet.

Jeśli tak to wypisz tu swoje winy big_smile.

1,135 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2019-04-12 23:06:18)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
random.further napisał/a:
Nathan napisał/a:

To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

Hm..., ja bym powiedziała, że jednak ma, tylko czy Ty Ją kochasz ? Albo czy kochałeś ?

Nie, nie ma. Męczarnia. Nawet, jeśli obie osoby uważają, że się kochają.

1,136 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-12 23:57:44)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Winy Nathana - oczywiste

Wolał szarą myszkę z banku  - szowinista i zaborczy zazdrośnik,zakompleksiony tyran
Nie był zadowolony z imprezowania żony w nowej pracy przez dwa lata- maruda,niewdzięcznik,nietolerancyjny zacofaniec
Sprzedał drugi samochód - prezent dla żony i zablokował swoje konto- sknera
Załatwił mieszkanie dla żony - na pewno za małe i brzydkie
Nie uznał za swoje bękarta spłodzonego z innym po pijaku bo to na pewno był gwałt- zimny drań bez uczuć
Po zwolnieniu się żony z pracy nie załatwił jej innej lepszej - leń
Nie wybaczył zdrady natychmiast a żona taka szczera i uczciwa (choć próbował) - brutal,hipokryta,słabeusz strzelający fochy
Nie szukał i nie pobił fagasa nie spacyfikował systemu korporacji i koleżanek- tchórz
Wystąpił o rozwód z orzeczeniem o winie i zaproponował opiekę nad córką w rodzinnym domu - skąpiec i wyrachowany cwaniak,obrzydliwy gracz
Na prośbę jeszcze żony w sprawie aborcji robił za tłumacza - okrutnik i szantażysta
Nie dał drugiej szansy stracił zaufanie-  łatwowierny naiwniak (bo nie wiedział haha co było uzgodnione z mamusią gorzej jak się dowiedział a to i tak powinien wybaczyć hurtem dlatego że żona w rozpaczy)

1,137

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
nudny.trudny napisał/a:

mam mało czasu i słabe przygotowanie do tematu za co z góry przepraszam. starałem się przeczytać kilka ostatnich stron ale nie znalazłem w tekście informacji komu bardziej zależy na rozwodzie - jeśli ona nie jest chętna to nie chciałoby mi się samemu tego przeprowadzać. może jest możliwość ustalenia rozdzielności majątkowej bez rozwodu, jeśli nastąpiła utrata zaufania - taki luźny pomysł
edycja:

Nathan napisał/a:

Co do samej była zdrady - powiedziała mi wprost że była świadoma i wie co zrobiła.
Nie wie tylko dlaczego.
A skoro ona sama tego nie wie, to na jakiej podstawie mam wierzyć że się to nie powtórzy?
Dlaczego mam sądzić że nowa praca i nowe towarzystwo znów nie okażą się najważniejsze?
Skąd mam mieć pewność że nie dogadają się z matką i znów nie zaczną czegoś knuć?
To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

doczytałem po wysłaniu, w sumie to trochę zmienia. jeśli ona sama nie wie dlaczego, to ustalenie jakichś planów na przyszłość może być trudne. Z dotychczasowego przebiegu tematu wnioskuję że ona już nie pracuje w tamtym miejscu, ale rzeczywiście nie ma pewności jaka będzie przyszłość tzn. czy po upływie czasu nie powtórzą się poprzednie zachowania (np. spędzanie nieproporcjonalnie większej ilości czasu z koleżankami, niż z rodziną)

Nudny.trudny rozwód nie wyklucza możliwości bycia ze sobą/wzięcia ślubu po raz kolejny.
Ale rozwód z winy j.ż. chroni autora przez alimentami na żonę.

1,138

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
random.further napisał/a:
Nathan napisał/a:

To że wciąż - mimo wszystko - ją kocham nie ma tu znaczenia.
Przestałem jej ufać, a bez zaufania związek nie ma sensu...

Hm..., ja bym powiedziała, że jednak ma, tylko czy Ty Ją kochasz ? Albo czy kochałeś ?

Hm..., ja bym powiedział, że jednak nie ma, tylko czy ona go kocha? Albo czy kochała?
I co to zmienia?

1,139

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
paavloock napisał/a:

Winy Nathana - oczywiste

Wolał szarą myszkę z banku  - szowinista i zaborczy zazdrośnik,zakompleksiony tyran
Nie był zadowolony z imprezowania żony w nowej pracy przez dwa lata- maruda,niewdzięcznik,nietolerancyjny zacofaniec
Sprzedał drugi samochód - prezent dla żony i zablokował swoje konto- sknera
Załatwił mieszkanie dla żony - na pewno za małe i brzydkie
Nie uznał za swoje bękarta spłodzonego z innym po pijaku bo to na pewno był gwałt- zimny drań bez uczuć
Po zwolnieniu się żony z pracy nie załatwił jej innej lepszej - leń
Nie wybaczył zdrady natychmiast a żona taka szczera i uczciwa (choć próbował) - brutal,hipokryta,słabeusz strzelający fochy
Nie szukał i nie pobił fagasa nie spacyfikował systemu korporacji i koleżanek- tchórz
Wystąpił o rozwód z orzeczeniem o winie i zaproponował opiekę nad córką w rodzinnym domu - skąpiec i wyrachowany cwaniak,obrzydliwy gracz
Na prośbę jeszcze żony w sprawie aborcji robił za tłumacza - okrutnik i szantażysta
Nie dał drugiej szansy stracił zaufanie-  łatwowierny naiwniak (bo nie wiedział haha co było uzgodnione z mamusią gorzej jak się dowiedział a to i tak powinien wybaczyć hurtem dlatego że żona w rozpaczy)

O rany, oswajam się z oczywistym big_smile.

1,140

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
santapietruszka napisał/a:

Nie, nie ma. Męczarnia. Nawet, jeśli obie osoby uważają, że się kochają.

Możliwe... ale ja bym się nad tym zastanowiła gdybym była Nathanem. Mimo, że jak napisałam już wcześniej - w mojej naturze nie leży dawanie drugich szans. Ja szansy bym nie dała raczej, ale Nathan...

1,141

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
maku2 napisał/a:

Hm..., ja bym powiedział, że jednak nie ma, tylko czy ona go kocha? Albo czy kochała?
I co to zmienia?

Jakoś mi się wydaje, że jak ludzie już stają przed ołtarzem z przekonaniem - to coś w tym jest big_smile.
Nathan dał szansę - po takim numerze, dlatego myślę że może coś jeszcze szumi w temacie i może... i może... warto powalczyć.
W Nich widać ogromne dysproporcje, im się oczy na SIEBIE dopiero otwierają, tez się zastanawiałam co też Oni maja ze sobą wspólnego prócz córki.
Jak juz napisałam - ja nie dałabym szansy ale Nathan - jakimś cudem potrafił dać...

1,142

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
fryt napisał/a:
Airuf napisał/a:
fryt napisał/a:

Teoretycznie tak. Dużo prawdy w tym wpisie, ale...jest to bardzo duże uproszczenie, które może być bardzo niebezpieczne dla autora.
Bardzo łatwo jest wejść w rolę ofiary z wygody i tkwić w niej w nieskończoność.
Autor nie jest żadną ofiarą! Nikt nie jest tutaj ofiarą.
Trzeba uzmysłowić sobie jedną bardzo ważną rzecz, że zdrada ludzi nie jest skierowana przeciw komuś, oni robią to dla siebie.
Takie postrzeganie sprawy troszkę powinno zmienić sposób myślenia, zdrowego myślenia a nie samobiczowania się, że jestem ofiarą.
Taka postawa nie prowadzi donikąd a w perspektywie czasu jest nawet niszcząca.
Warto zwyczajnie to co się wydarzyło poddać refleksji, skonfrontować się z naszym udziałem w tym co się wydarzyło i nie chodzi tutaj o obwinianie się tylko zauważenie swoich błędów.
Zawsze mamy wybór: przyjąć rolę ofiary, która jest bardzo wygodna, ale destrukcyjna albo wybrać własny rozwój, potraktować to jako naukę, lekcję.
Zdecydowanie polecam to drugie, mimo, że jest to cholernie trudne gdyż musimy się odrzeć ze zbroi własnej doskonałości, którą się obudowaliśmy.

Oni robią to dla siebie... fakt, ale to co robią sprowadza krzywdę na inną osobę i nie traktujmy ludzi jak idiotów, osoba zdradzająca wie że zdradza kogoś - czyli kogoś krzywdzi. Nawet w samej nazwie to widzimy. Nie spowadzajmy wszystkiego do swoich błędów, bo autor może oczywiście dostrzec że coś w związku robił nie tak, ale zdradziła go żona i ma prawo czuć się przez nią skrzywdzony. To zaklinanie rzeczywistości jeżeli ograniczymy się do schematu: zdradzono mnie, mam nauczkę, przeanalizuję co zrobiłem źle, następnym razem tego nie doświadczę. Krzywdę wyrządziła konkretna osoba i ona za to odpowiada. Autor mógłby się okazać mężem dekady a i tak mógłby zostać zdradzony. Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszsytko co jest skutkiem działania innej osoby i nie doszukiwać się winy za wszystko w sobie bo to tym bardziej zdrowe nie jest.

Chyba nie do końca zrozumiałeś mój wpis, przesłanie.
Przecież ja nigdzie nie napisałem, że to co robi niewierny/niewierna jest nieświadome albo, że nie dostrzega krzywdzenia innej osoby. owszem dostrzega, niejednokrotnie źle się z tym czując, ale na haju emocjonalnym jakiego doświadczają schodzi to na drugi plan.
Kto sugeruje aby sprowadzać to do własnych błędów. Przecież wyraźnie napisałem, że nie chodzi się o obwinianie a o zauważenie swoich błędów. To kolosalna różnica. Proszę o czytanie ze zrozumieniem.
Tak samo jak nikt nie ściąga odpowiedzialności z tej kobiety za to co się wydarzyło, wielokrotnie było to już w tej historii poruszane przez wielu użytkowników w tym przeze mnie.
Warto sobie uzmysłowić, że zdrada dotknąć może każdego, niezależnie czy ktoś jest dobry, niedobry, brzydki, ładny, jest tylko biorcą albo tylko dawcą itd choć to pojęcia względne.
Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszystko? Co za bzdury.
Jeśli osoba, która doświadczyła tak silnego wzburzenia jakim jest zdrada po tych pierwszych najtrudniejszych chwilach, w których chcemy tylko przetrwać, może poradzić sobie tylko w jeden sposób; podjąć decyzję o zaprzestaniu cierpienia, szukać spokoju. To pierwszy a zarazem najważniejszy krok do zdrowienia.

Ja również wobec tego poproszę o czytanie ze zrozumieniem. Nie napisałem nigdzie że autor ma wejść w rolę ofiary żeby zamknąć się na wieki w bólu który odczuwa. Świadomość bycia ofiarą złego postępowania 2 osoby pozwala nie doszukiwać się własnych błędów, tam gdzie ich nie ma. Piszesz że chodzi o zauważenie własnych błędów, ale co jeżeli zdradzony nie zrobił nic by go zdradzono? Jak długo ma szukać tych swoich błędów?

1,143 Ostatnio edytowany przez fryt (2019-04-13 08:24:04)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Airuf napisał/a:
fryt napisał/a:
Airuf napisał/a:

Oni robią to dla siebie... fakt, ale to co robią sprowadza krzywdę na inną osobę i nie traktujmy ludzi jak idiotów, osoba zdradzająca wie że zdradza kogoś - czyli kogoś krzywdzi. Nawet w samej nazwie to widzimy. Nie spowadzajmy wszystkiego do swoich błędów, bo autor może oczywiście dostrzec że coś w związku robił nie tak, ale zdradziła go żona i ma prawo czuć się przez nią skrzywdzony. To zaklinanie rzeczywistości jeżeli ograniczymy się do schematu: zdradzono mnie, mam nauczkę, przeanalizuję co zrobiłem źle, następnym razem tego nie doświadczę. Krzywdę wyrządziła konkretna osoba i ona za to odpowiada. Autor mógłby się okazać mężem dekady a i tak mógłby zostać zdradzony. Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszsytko co jest skutkiem działania innej osoby i nie doszukiwać się winy za wszystko w sobie bo to tym bardziej zdrowe nie jest.

Chyba nie do końca zrozumiałeś mój wpis, przesłanie.
Przecież ja nigdzie nie napisałem, że to co robi niewierny/niewierna jest nieświadome albo, że nie dostrzega krzywdzenia innej osoby. owszem dostrzega, niejednokrotnie źle się z tym czując, ale na haju emocjonalnym jakiego doświadczają schodzi to na drugi plan.
Kto sugeruje aby sprowadzać to do własnych błędów. Przecież wyraźnie napisałem, że nie chodzi się o obwinianie a o zauważenie swoich błędów. To kolosalna różnica. Proszę o czytanie ze zrozumieniem.
Tak samo jak nikt nie ściąga odpowiedzialności z tej kobiety za to co się wydarzyło, wielokrotnie było to już w tej historii poruszane przez wielu użytkowników w tym przeze mnie.
Warto sobie uzmysłowić, że zdrada dotknąć może każdego, niezależnie czy ktoś jest dobry, niedobry, brzydki, ładny, jest tylko biorcą albo tylko dawcą itd choć to pojęcia względne.
Świadomość bycia ofiarą pozwala nam nie obwiniać się za wszystko? Co za bzdury.
Jeśli osoba, która doświadczyła tak silnego wzburzenia jakim jest zdrada po tych pierwszych najtrudniejszych chwilach, w których chcemy tylko przetrwać, może poradzić sobie tylko w jeden sposób; podjąć decyzję o zaprzestaniu cierpienia, szukać spokoju. To pierwszy a zarazem najważniejszy krok do zdrowienia.

Ja również wobec tego poproszę o czytanie ze zrozumieniem. Nie napisałem nigdzie że autor ma wejść w rolę ofiary żeby zamknąć się na wieki w bólu który odczuwa. Świadomość bycia ofiarą złego postępowania 2 osoby pozwala nie doszukiwać się własnych błędów, tam gdzie ich nie ma. Piszesz że chodzi o zauważenie własnych błędów, ale co jeżeli zdradzony nie zrobił nic by go zdradzono? Jak długo ma szukać tych swoich błędów?

Znów masz problem z interpretacją. Robisz to celowo czy faktycznie nie rozumiesz?
Jakich błędów za zdradę? Przecież za zdradę odpowiedzialna jest tylko ta osoba, która dokonała świadomego jednostronnego wyboru o niej.
To swego rodzaju decyzja o jednostronnym zakończeniu relacji, małżeństwa.
Nikt tu nie przypisuje odpowiedzialności za zdradę Nathanowi, przynajmniej nie ja.
Zwracam tylko uwagę, że aktualna sytuacja stworzyła mu niepowtarzalną okazję do tego aby prześwietlić swoją postawę i swój udział w rozpadzie relacji, który miał miejsce dużo wcześniej. Sam akt zdrady był tylko konsekwencją tego rozpadu.
Jeśli ktoś uważa, że zdrada zawsze jest wynikiem tylko i wyłącznie wyrachowania, słabego kręgosłupa moralnego osoby zdradzającej lub jej systemu wartości to gratuluję.
Zdrada zawsze jest tylko wierzchołkiem góry do której z całą pewnością druga strona dołożyła swoje.
I to co jego powinien wziąć na klatę, nie po to aby ściągnąć z niej odpowiedzialność, ale po to aby na przyszłość nie popełnić tych samych błędów, wyciągnąć wnioski. To inwestycja w siebie.

Jeszcze w ramach uzupełnienia o tej miłości. Niestety to, że miłość przezwycięży wszystko to tylko w melodramatach albo książkach harlequin.
Miłość nawet obustronna i szczera nie jest gwarantem tego, że z kimś będzie się szczęśliwym zwłaszcza po takim doświadczeniu jak zdrada jednego z małżonków.

1,144

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
fryt napisał/a:

Jeszcze w ramach uzupełnienia o tej miłości. Niestety to, że miłość przezwycięży wszystko to tylko w melodramatach albo książkach harlequin.
Miłość nawet obustronna i szczera nie jest gwarantem tego, że z kimś będzie się szczęśliwym zwłaszcza po takim doświadczeniu jak zdrada jednego z małżonków.

Nie jest i nie o tym mowa smile.
Chodzi o świadomosc Nathana - czego Mu potrzeba, czego chce, do czego dąży... dla SIEBIE.
To że On ogarnia sytuację nabytą decyzją kogoś innego - nie znaczy, że Nathan potrafi budować związki. Zdrada Żony postawiła Go przed koniecznością rozstrzygnięć a związków nie tworzy się dla dzieci.

1,145

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Jak to nie o tym mowa.

Przecież kilka postów wyżej dywaguje się czy on ją kocha czy nie a jeśli tak to jest to istotne bądź nie.
Głupotą byłoby pozostanie w toksycznym związku tylko dla dzieci i to nie dotyczy tylko związków, które dotknęła zdrada.

1,146 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-04-13 10:15:42)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Random - tak, kocham ją, mimo wszystko.
Co do mojej winy - tak, obwiniam się że gdy zaczęły się problemy (żona zachłysnęła się nowym towarzystwem) nie zareagowałem ostrzej.
Gdy rozmowy i prośby nie skutkowały powinienem był uderzyć pięścią w stół i postawić sprawę jasno -  to rodzina ma być na pierwszym miejscu a nie koleżanki.
Nie zrobiłem tego gdy był na to czas i na tym polega mój największy błąd...

Żona sama przyznała że gdyby mogła cofnąć czas to tej pracy wcale by nie zaczynała.
Towarzystwo kretynek dla których seks w delegacji to nie zdrada, dalej jak sto kilometrów od domu też nie zdrada, po alkoholu, w depresji, gdy szef ochrzanił, gdy humor nie tego... Lista jest długa.
Poza tym jeden facet całe życie to kazirodztwo, trzeba go co jakiś czas wymieniać na lepszy model.

Tak, takimi mądrościami karmiona była przez dwa lata. No i dała się ogłupić.
Śmiała się kiedyś gdy mówiłem że inteligencja i mądrość nie zawsze idą w parze, teraz zrozumiała dlaczego.
I bardzo żałuje.

Nie piszę tego by ją usprawiedliwiać, tylko by przestrzec innych.
Nawet tu na forum są mądrale o toku rozumowania podobnym do tamtych.
Lepiej nie wdawać się z nimi w dyskusje jeśli nie ma się twardej psychiki, bo potrafią ogłupić i namieszać w głowie.

1,147

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Random - tak, kocham ją, mimo wszystko.

No to się dystansuj i myśl, myśl czy warto. Bo może warto, i bardzo, bardzo ciężko będzie przepracować zdradę i odbudować zaufanie. Już mówiłam – ja bym się nawet nie zabierała za to wiedząc, że nie dam rady prawdopodobnie, ale na forum są przykłady, że MOŻNA i ja wierzę że NAPRAWDĘ MOŻNA.

Nathan napisał/a:

Co do mojej winy - tak, obwiniam się że gdy zaczęły się problemy (żona zachłysnęła się nowym towarzystwem) nie zareagowałem ostrzej.
Gdy rozmowy i prośby nie skutkowały powinienem był uderzyć pięścią w stół i postawić sprawę jasno -  to rodzina ma być na pierwszym miejscu a nie koleżanki.
Nie zrobiłem tego gdy był na to czas i na tym polega mój największy błąd...

Chyba nie, terk dobrze napisał, że nie jesteś ojcem ale mężem, a Ty się zabierasz za wszystko z pozycji: wiem co jest najlepsze dla MOJEJ rodziny. Może: ‘wiesz’ a może ‘nie wiesz’, ale postawa dla kogoś obok (znaczy Żony): wiem lepiej od Ciebie co jest dla Ciebie dobre – wkurzająca jest, niezależnie od tego, że faktycznie może i ‘wiesz’ lepiej…

Nathan napisał/a:

I bardzo żałuje.

Hm…, trzeba czasu aby prawidłowo ocenić ten żal, nie spiesz się z niczym… ale, no cóż, mi się wydaje (tylko wydaje i daleka jestem od naiwności), że nie powinieneś przekreślać definitywnie teraz możliwości naprawy i oczywiście mogę się w tym poglądzie mylić, choćby dlatego, że jak pisałam wcześniej – to nie jest na moją miarę, ale na Twoją: może i jest.

1,148

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

No niestety to prawda, dzisiaj bez twardej ręki związku monogamicznego nie stworzysz. Zbyt wiele facetów wokół by kobiety nie korzystały, także to nie jest problem konkretnego srodowiska/pracy u żony, tylko problem powszechny, wszechobecny.

1,149

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Random - tak, kocham ją, mimo wszystko.
Co do mojej winy - tak, obwiniam się że gdy zaczęły się problemy (żona zachłysnęła się nowym towarzystwem) nie zareagowałem ostrzej.
Gdy rozmowy i prośby nie skutkowały powinienem był uderzyć pięścią w stół i postawić sprawę jasno -  to rodzina ma być na pierwszym miejscu a nie koleżanki.
Nie zrobiłem tego gdy był na to czas i na tym polega mój największy błąd...

Żona sama przyznała że gdyby mogła cofnąć czas to tej pracy wcale by nie zaczynała.
Towarzystwo kretynek dla których seks w delegacji to nie zdrada, dalej jak sto kilometrów od domu też nie zdrada, po alkoholu, w depresji, gdy szef ochrzanił, gdy humor nie tego... Lista jest długa.
Poza tym jeden facet całe życie to kazirodztwo, trzeba go co jakiś czas wymieniać na lepszy model.

Tak, takimi mądrościami karmiona była przez dwa lata. No i dała się ogłupić.
Śmiała się kiedyś gdy mówiłem że inteligencja i mądrość nie zawsze idą w parze, teraz zrozumiała dlaczego.
I bardzo żałuje.

Nie piszę tego by ją usprawiedliwiać, tylko by przestrzec innych.
Nawet tu na forum są mądrale o toku rozumowania podobnym do tamtych.
Lepiej nie wdawać się z nimi w dyskusje jeśli nie ma się twardej psychiki, bo potrafią ogłupić i namieszać w głowie.

Nathan, no właśnie o tych jej kolezaneczkach pisałam ci wczesniej.
Też daleko mi do tego, by usprawiedliwiac twoja żonę, ale naprawdę znam trochę życie i domyślam się, jak to mogło wyglądać.
Twoja żona pochodzi z ubogiej rodziny, matka chyba moherowa ( tak wywnioskowałam, ale może się mylę?), potem została twoja żoną i zaznała trochę dobrobytu.
Pojawiła się córka i jakos wszystko się toczyło.
Podejrzewam, że wcześniej mogła być zakompleksiona, taka rodzinna kurka domowa, która starała się być dobra żoną i matką.
Nie sądzę, by ona od samego początku dawała ci jakieś sygnały, że ciągnie ja do chlopow, więc na pewno miałeś o niej jak najlepsze zdanie i miałeś do niej zaufanie. Nie wziąłeś wszak na żonę pospolitej latawicy. Zgadza się?
Tymczasem zmieniła pracę, tam wpadła między wrony i niestety zaczęła krakac jak one. Może wydawało się jej, że wielce  wyzwoliła się z domowego kieratu i dominacji męża i za przykładem koleżanek z pracy  wreszcie zaczęła ŻYĆ?
Według niektórych ludzi życie polega przede wszystkim na tym, by jak najwięcej sobie pouzywac.
Te cwane babska z jej pracy puszczały się na każdym kroku, ale jakimś dziwnym trafem one nie zachodziły w ciążę. Zabawiały się na wyjazdach służbowych i wracały ze slodkimi minkami do niczego nie podejrzewających mężów, a może ich mężowie też używali sobie na boku, ile wlezie? Wcale by mnie to nie zdziwiło.

Twoja żona nie chciała odstawać od swoich koleżanek i zaczela zachowywać się tak samo jak one. Jak się to skończyło? Wiadomo jak.
Ty kochasz swoją żonę, ale nie masz do niej zaufania. To poważny problem.
Na pewno musisz więc przeczolgac ja teraz za kudły po podłodze i kto wie czy za jakiś czas nie będziesz miał jeszcze z niej fajnej kobiety do życia?
Życzę ci tego.

1,150

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Random - tak, kocham ją, mimo wszystko.
Co do mojej winy - tak, obwiniam się że gdy zaczęły się problemy (żona zachłysnęła się nowym towarzystwem) nie zareagowałem ostrzej.
Gdy rozmowy i prośby nie skutkowały powinienem był uderzyć pięścią w stół i postawić sprawę jasno -  to rodzina ma być na pierwszym miejscu a nie koleżanki.
Nie zrobiłem tego gdy był na to czas i na tym polega mój największy błąd...

Żona sama przyznała że gdyby mogła cofnąć czas to tej pracy wcale by nie zaczynała.
Towarzystwo kretynek dla których seks w delegacji to nie zdrada, dalej jak sto kilometrów od domu też nie zdrada, po alkoholu, w depresji, gdy szef ochrzanił, gdy humor nie tego... Lista jest długa.
Poza tym jeden facet całe życie to kazirodztwo, trzeba go co jakiś czas wymieniać na lepszy model.

Tak, takimi mądrościami karmiona była przez dwa lata. No i dała się ogłupić.
Śmiała się kiedyś gdy mówiłem że inteligencja i mądrość nie zawsze idą w parze, teraz zrozumiała dlaczego.
I bardzo żałuje.

Nie piszę tego by ją usprawiedliwiać, tylko by przestrzec innych.
Nawet tu na forum są mądrale o toku rozumowania podobnym do tamtych.
Lepiej nie wdawać się z nimi w dyskusje jeśli nie ma się twardej psychiki, bo potrafią ogłupić i namieszać w głowie.


Jakież to różne bywa pojmowanie miłości. Boże, chroń mnie i moje dzieci przed taką miłością.


"Zalogowałem się na tym forum by uzyskać opinie i porady, gdyż  chyba tylko kobiety są w stanie zrozumieć postępowanie mojej żony."

Szkoda, że głos tych kobiet lekceważyłeś, a było ich tu sporo, które chciały pomóc. Szkoda, że w ogóle tutaj trafiłeś, zwłaszcza do tego działu, bo jest tu wiele osób, które nie przepracowały swoich krzywd, swoich traum i patrzą na świat przez ich pryzmat, dzieląc się poradami, które tylko nakręcają do zniszczenia.

Mnie nazwałeś głupkiem, ale to akurat dla mnie komplement z twoich ust.


Napiszę tylko na koniec o tych wyjazdach żony. Miałam bardzo podobną sytuację.
Mąż prowadził firmę, nie musiałabym pracować, ale nie po to robiłam 2 fakultety, aby siedzieć z dzieckiem w domu. Zaczęłam od korpo, gdzie takie wyjazdy były jeden za drugim. Nienawidziłam ich, tęskniłam za domem, ale nie było wyjścia, albo jeździsz, albo papa. Szkolenia albo integracje. Ciągle coś.

"No i tak sobie jeździła, wracała, niby nic złego się nie działo."

U mnie mąż coraz bardziej krzywo na to patrzył, bo spadło na niego więcej obowiązków, a miał ich po kokardę.

"Cóż -  od zawsze mało piła, miała słabą głowę"

Dokładnie jak ja.


Potem historia jest już zupełnie różna, Twojej żonie puściły hamulce, mnie by to nawet na myśl nie przyszło. A działo się na tych szkoleniach i wyjazdach, oj działo.
Zrzucasz winę na towarzystwo kretynek  - koleżanek i ich zły wpływ...

Czy aby nie było tak, że twoja żona była chowana krótko i pod kloszem i jak poczuła odrobinę wolności, to zgłupiała? To się wynosi z domu, taką ją sobie wziąłeś i raczej twoje zakazy i nakazy niewiele by zdziałały.

Ja miałam z kolei ogromną swobodę w domu, mogłam jeździć sama po świecie, rodzicie mieli do mnie ogromne zaufanie, nigdy nie trzymali mnie pod kloszem i krótko, a ja zaufania nie nadwyrężyłam. I takiego też sobie męża wybrałam!



Tootiki wcześniej  napisała to samo:


Tootiki napisał/a:

„Umowa małżeńska niejako hmmm... zobowiązuje do wierności osobie, która się poślubiło. Czy osoba UCZCIWA łamie takie obietnice?  „ - Czym innym jest świadoma zdrada, czym innym wykorzystanie w stanie nietrzeźwości tak dużej, że człowiek nie może ustać na nogach. W tym momencie to już odpada pod wykorzystanie seksualne. Zachowanie zony autora nie świadczy o tym, by sytuacja była przez nią zaplanowana. Raczej o tym, że całkowiciej ją przerosła.

„Tu ta obietnica została złamana. Poza tym osoba UCZCIWA nie knuje jak za pomocą fałszywych oskarżeń wsadzić swojego męża do paki.” - Zgadzam się i uważam, że żona Nathana zrobiła źle. Zwróć jednak uwagę na to, że Nathan opisuje swoją teściową jako osobę toksyczną. Napisał też, że żona była niechętna takiemu rozwiązaniu. To, jak pani potraktowała własną córkę bardzo źle o niej świadczy (szantaż, że zerwie kontakty, namawianie do nieuczciwych oskarżeń). Podejrzewam, że mamusia jest dyktatorem i manipulatorem. Córki dominujących rodziców mogą w życiu dorosłym wpadać z deszczu pod rynnę, czyli znajdować sobie dominujących, równie toksycznych  partnerów. To, jak Nathan opisuje ich małżeństwo daje podstawy by sądzić, że ta pani trafiła podobnie. Tym bardziej, że w chwili ślubu była dość młoda jak na dzisiejsze czasy.

Żeby to było jasne – ja nie usprawiedliwiam upijania się na umór i przygodnych kontaktów seksualnych. Natomiast nie zgadzam się z osobami, które próbują tu sugerować jakieś zaplanowane działania zony autora wątku. To, co napisał świadczy o jednym incydencie. Osoba planująca zdradę nie miałaby problemów, żeby ten problem rozwiązać we własnym zakresie. To są rzeczy powszechnie znane, więc nie napisze tu żadnego samouczka:

1. Bzykajac się pozamałżeńsko na delegacji używamy gumki. Jeśli oczywiście seks PLANUJEMY, nie jeśli ktoś nas wykorzysta.

2. Jeśli schlamy się i puszczą nam hamulce, a jesteśmy starymi praktykami, idziemy po dość znaną tabletkę (dopuszczoną oficjalnie, więc prawa nie łamię pisząc na ten temat). Jeśli nie chcemy się bawić z NFZem, to bierzemy tą receptę prywatnie, od jakiegokolwiek lekarza.

3. Jeśli mamy wywrotowe psiapsióły, które nam sprzyjają i same jesteśmy wywrotowe, to tym lepiej, bo psiapsióły nas kryją, a w razie wpadki zapewniają wsparcie psychiczne (więc się przy facecie nie załamiemy) i często farmakologiczne również.

Zatem, droga „Opcjo Palenia Czarownic”, tudzież osoby linczujące tę żonę Natana, jak wam się ma do tego zachowanie opisane w poście? Co więcej, ta kobieta raz po raz strzela sobie sama w stopę:

1. dobra pracę rzuciła, byle tylko „zmazać” winy wobec męża, który czuje się teraz silny, „bo ona bez pracy, to on karty rozdaje” - dziecka nie utrzyma, siebie nie utrzyma, pracy by z brzuchem nie znalazła… etc. Mało mądre z jej strony, prawda?

2. Dziecko usunęła, chociaż wcale nie chciała usunąć. Teraz będzie żyła przez jakieś 40 lat z wyrzutem tego, co zrobiła i dla kogo (de facto usunęła własne dziecko dla osoby, która ma ją w d.). Co więcej, gdyby w tej ciąży została, byłaby w dużo lepszej sytuacji – już widzę, jakby mu się udało wyrzucić na bruk ciężarną hmm

3. Dziecko bez wahania zostawia z ojcem, problemu nie robi. Tu akurat według mnie dobrze, ta dziewczynka na co dzień napatrzyła się pewnie na ojca ustawiającego matkę w ramki. Zanim kobieta się nie ogarnie i przestanie uzależniać się od bliskich, lepiej, żeby mała nie uczyła się tego schematu.  Z drugiej strony po wychowaniu takiego ojca, średnio wróżę jej charakterowi w przyszłości, ale o tym już pisałam.

„Żeby porównywać kogoś kto został oszukany przez wspólnika z kimś kto od dwóch lat zlewa męża i dziecko i do tego puszcza się na imprezie - trzeba mieć coś z głową, albo być zwykłym trollem. „ - Punkt widzenia zależny od punktu siedzenia, prawda? :> Wybacz, że będę lekko złośliwa, ale średnio toleruję osoby tak krzywdzące innych i tak wyrachowane. To jest DOKŁADNIE TO SAMO. W Twojej sytuacji – żona została podpuszczona prze współpracowników, w kłopoty wpakowała się przez łatwowierność. Ty ucierpiałeś. W moim przykładzie – mąz został podpuszczony przez wspólnika, przez łatwowierność. Żona ucierpiała.

Głównym zarzutem wobec tego nienarodzonego dziecka, jaki napisałeś, było to, że musiałbyś na nie PŁACIĆ. Twoja zona po 12 latach małżeństwa z Tobą nie ma NIC, żadnego własnego majątku. Śmiem twierdzić, że pieniądze są dla Ciebie bardzo ważne i gdybyś sam był współmałżonkiem osoby, która przetraciłaby cały Wasz dobytek z głupoty, to byś ja tak samo kopnął w d. jak teraz swoją żonę. Głupia ta baba, ze za Ciebie wyszła. Podejrzewam, że winna młodość i mamusia dyktatorka. Z takich rodzin ucieka się na łeb, na szyję, a i tak zaszłości się ciągną. Znalazłeś bidulę z kontrolującej, w dodatku chyba „oszołomsko-religijnej” (nie mylić z normalnymi osobami wierzącymi) rodziny i myślałeś, że masz pełną kontrolę. Cóż, naucz się, że rzeczywistość nie jest uporządkowana i kontrolować wszystkiego nigdy nie będziesz. Wypadki są i będą, trzeba sobie znimi radzić. Masz prawo radzić sobie jak chcesz, ale nie oczekuj, że każdy to pochwali. Ja nie pochwalam, dla  mnie to jest draństwo. Swoją drogą, uważam, ze rozwieść powinniście się bezwzględnie, bo osoba uczuciowa nie pasuje do materialisty. Po prostu. Prędzej czy później materialista puści uczuciowca w skarpetkach i płeć nie ma tu nic do rzeczy. Macie inne podejście do życia i co innego jest dla Was ważne. Córka powinna zostać z Tobą, przez 8 lat takiego wychowani i takich wzorców, to ona pewnie już ma zadatki na kalkulującego zimno roszczeniowca. Twoja żona wciąż jest młoda, sama łatwiej się pozbiera i na nowo ułoży sobie życie, mam nadzieje, ze z kimś mającym bardziej ludzkie odruchy.

Mogłabym Cię, autorze wątku wypunktować tu jeszcze bardziej, ale rzucanie kamieniami w kogokolwiek średnio mi się uśmiecha. Żyj jak chcesz, to Twoje życie. Tylko może nie krzywdź już innych. Znajdź sobie kogoś równie poukładanego jak Ty, pilnującego swoich granic i interesów i z INTERCYZĄ. Inaczej Twoja córka zamiast przejąc Twoje zachowanie, wejdzie w schemat matki i za jakieś 18 lat to jej jakiś facet będzie wydzielał pieniądze, uzależniał od siebie, dolował na co dzień, a wreszcie puści z niczym, zmuszając do aborcji dziecka, które nawet nie było jego.



Przemyśl to sobie Nathan, choćby dla twojej córki.

1,151

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
ulle napisał/a:

Według niektórych ludzi życie polega przede wszystkim na tym, by jak najwięcej sobie pouzywac.
Te cwane babska z jej pracy puszczały się na każdym kroku, ale jakimś dziwnym trafem one nie zachodziły w ciążę. Zabawiały się na wyjazdach służbowych i wracały ze slodkimi minkami do niczego nie podejrzewających mężów, a może ich mężowie też używali sobie na boku, ile wlezie? Wcale by mnie to nie zdziwiło.

Skąd tyle wiesz o tamtych "babskach"? wink Może to jednak jest tak, jak z tą krową, która głośno ryczy? Ludzie też pewne rzeczy robią na pokaz, niekoniecznie do końca. Poza tym, ma się wybór. Ja nigdy nie paliłem, również kiepski ze mnie kompan do wódki, nikt nie zmusza, jeśli się rozmawia na poważnie. Pani się najpewniej spodobał ten luz.

1,152 Ostatnio edytowany przez ulle (2019-04-13 15:57:08)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
terk napisał/a:
ulle napisał/a:

Według niektórych ludzi życie polega przede wszystkim na tym, by jak najwięcej sobie pouzywac.
Te cwane babska z jej pracy puszczały się na każdym kroku, ale jakimś dziwnym trafem one nie zachodziły w ciążę. Zabawiały się na wyjazdach służbowych i wracały ze slodkimi minkami do niczego nie podejrzewających mężów, a może ich mężowie też używali sobie na boku, ile wlezie? Wcale by mnie to nie zdziwiło.

Skąd tyle wiesz o tamtych "babskach"? wink Może to jednak jest tak, jak z tą krową, która głośno ryczy? Ludzie też pewne rzeczy robią na pokaz, niekoniecznie do końca. Poza tym, ma się wybór. Ja nigdy nie paliłem, również kiepski ze mnie kompan do wódki, nikt nie zmusza, jeśli się rozmawia na poważnie. Pani się najpewniej spodobał ten luz.

Oczywiście, że spodobał jej się ten luz. Czy ja twierdzę, że było inaczej? Jednak co z tego?
A może dostała już taka nauczkę, że taki styl życia jej się odpodobal?
Nie jest to możliwe? Jest to tak samo możliwe, jak i niemożliwe.

Uważam, że jeśli ta kobieta nie jest typem pospolitej latawicy, a Nathan ja kocha, to może warto by było, by teraz dobitnie nauczył ją rozumu, a potem kto wie?
Najgorsze w tym wszystkim jest, moim zdaniem, to, że Nathan stracił do tej kobiety zaufanie oraz szacunek.
Dlatego na dwoje babka wróżyła i albo ci ludzie definitywnie się rozejdą, albo będą potrafili przekuć całą tę sytuację na korzyść ich małżeństwa, czyli za jakiś czas, być może, wrócą do siebie.
W życiu bywa różnie.

1,153 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-13 15:59:33)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Burzowy napisał/a:

No niestety to prawda, dzisiaj bez twardej ręki związku monogamicznego nie stworzysz. Zbyt wiele facetów wokół by kobiety nie korzystały, także to nie jest problem konkretnego srodowiska/pracy u żony, tylko problem powszechny, wszechobecny.

jeśli związek miałby być tworzony twardą ręką, to lepiej być samemu

ulle napisał/a:

Podejrzewam, że wcześniej mogła być zakompleksiona, taka rodzinna kurka domowa, która starała się być dobra żoną i matką.
Nie sądzę, by ona od samego początku dawała ci jakieś sygnały, że ciągnie ja do chlopow, więc na pewno miałeś o niej jak najlepsze zdanie i miałeś do niej zaufanie. Nie wziąłeś wszak na żonę pospolitej latawicy. Zgadza się?
Tymczasem zmieniła pracę, tam wpadła między wrony i niestety zaczęła krakac jak one. Może wydawało się jej, że wielce  wyzwoliła się z domowego kieratu i dominacji męża i za przykładem koleżanek z pracy  wreszcie zaczęła ŻYĆ?

też zastanawiałem się jak wyglądało ich codzienne życie rodzinne, trudno to wnioskować bo jest mało informacji, ale może tam dałoby się znaleźć przyczyny

1,154 Ostatnio edytowany przez Nathan (2019-04-13 15:59:16)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Ulle - no nie do końca, póki  jej ojciec pracował to ubodzy nie byli.
Kompleksów jakichś specjalnie też nie miała, zdobyła dobre wykształcenie, do chłopów za bardzo ją nie ciągnęło, żadną latawicą czy blacharą nie była - po prostu normalna dziewczyna.
Córka nie pojawiła się przypadkiem - była chciana i wyczekiwana.
Kurką domową żona też raczej nie była - ale fakt, matką starała się być dobrą i nic nie można było jej zarzucić - do czasu nowej pracy.

Natomiast fakt - matka żony to moher, do  tego fanatyczny.
Toksyczne babsko, ale - co ciekawe - dobra aktorka.
Najpierw mnie znienawidziła gdy nie zgodziłem się na chrzest córki, ale po kilku tygodniach byłem już dobrym zięciem gdy potrzebowała kasy i transportu do sanatorium.

Tyle że moja żona doskonale wiedziała jaka jest jej matka,  przecież wyprowadziła się od rodziców zaraz po osiemnastce.
Wynajęła mieszkanie z koleżanką, znalazła pracę i radziła sobie.
Dlatego trudno mi zrozumieć dlaczego dała się matce wciągnąć w nieczyste gierki i knucie przeciwko mnie.
Przecież mogła trzymać ją na dystans, tak jak robiła to już od lat.

1,155 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-13 16:57:20)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
mallwusia napisał/a:


Jakież to różne bywa pojmowanie miłości. Boże, chroń mnie i moje dzieci przed taką miłością.
Szkoda, że głos tych kobiet lekceważyłeś, a było ich tu sporo, które chciały pomóc. Szkoda, że w ogóle tutaj trafiłeś, zwłaszcza do tego działu, bo jest tu wiele osób, które nie przepracowały swoich krzywd, swoich traum i patrzą na świat przez ich pryzmat, dzieląc się poradami, które tylko nakręcają do zniszczenia.

Mnie nazwałeś głupkiem, ale to akurat dla mnie komplement z twoich ust.


Napiszę tylko na koniec o tych wyjazdach żony. Miałam bardzo podobną sytuację.
Mąż prowadził firmę, nie musiałabym pracować, ale nie po to robiłam 2 fakultety, aby siedzieć z dzieckiem w domu. Zaczęłam od korpo, gdzie takie wyjazdy były jeden za drugim. Nienawidziłam ich, tęskniłam za domem, ale nie było wyjścia, albo jeździsz, albo papa. Szkolenia albo integracje. Ciągle coś.

"No i tak sobie jeździła, wracała, niby nic złego się nie działo."

U mnie mąż coraz bardziej krzywo na to patrzył, bo spadło na niego więcej obowiązków, a miał ich po kokardę.

"Cóż -  od zawsze mało piła, miała słabą głowę"

Dokładnie jak ja.


Potem historia jest już zupełnie różna, Twojej żonie puściły hamulce, mnie by to nawet na myśl nie przyszło. A działo się na tych szkoleniach i wyjazdach, oj działo.
Zrzucasz winę na towarzystwo kretynek  - koleżanek i ich zły wpływ...

Czy aby nie było tak, że twoja żona była chowana krótko i pod kloszem i jak poczuła odrobinę wolności, to zgłupiała? To się wynosi z domu, taką ją sobie wziąłeś i raczej twoje zakazy i nakazy niewiele by zdziałały.

Ja miałam z kolei ogromną swobodę w domu, mogłam jeździć sama po świecie, rodzicie mieli do mnie ogromne zaufanie, nigdy nie trzymali mnie pod kloszem i krótko, a ja zaufania nie nadwyrężyłam. I takiego też sobie męża wybrałam!

Twoja pycha i arogancja jest ogromna przemyśl to co napisałaś być może dla samej Siebie .Na pewno jesteś lepsza ? Od Nathana i jego żony  Czy dzięki nim czujesz się lepiej ? Brawo .Zanim zaczniesz pomagać innym pomóż sobie bo widzę że skrywasz problem  albo nawet nie wiesz nie widzisz że go masz boże chroń od takich pomagaczy Nie jesteś żadnym wzorcem..Mallwusia nie pomagasz  wcale  tylko osądzasz i oceniasz żeby wyszło że jesteś doskonała straszne to jest bądź uważna nie ma nic na zawsze nawet w Twoim życiu.Zdaję się że uległaś złudzeniu że nie jesteś pod kloszem jesteś cały czas nie poznałaś chyba jeszcze co to jest cierpienie,albo wyślizgałaś się sprytnie i nic nie dostrzegłaś .Wszystko się udało uniknąć przed bólem też tylko to jest do czasu lęk przed nieznanym podpowie Ci co dalej przed tym też nie uciekniesz a na razie śpij słodko .Może wiesz o współczuciu o jego istnieniu ale za wiele w Tobie ja go nie widzę życie nauczy Cię tego najlepiej o ile chcesz się uczyć a nie nauczać podobnie Tootiki  ten zwrot "musisz się nauczyć""mogłabym Cię wypunktować k...a do kogoś kto przezywa największy dotychczasowy życiowy kryzys  i wszystko w teorii "gdyby gdybym" ehhh mądrale..Poglądy ,przekonania ,idee nawet uczciwość bez współczucia są gó..o warte i nie ma z nich pożytku .

1,156

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Ulle - no nie do końca, póki  jej ojciec pracował to ubodzy nie byli.
Kompleksów jakichś specjalnie też nie miała, zdobyła dobre wykształcenie, do chłopów za bardzo ją nie ciągnęło, żadną latawicą czy blacharą nie była - po prostu normalna dziewczyna.
Córka nie pojawiła się przypadkiem - była chciana i wyczekiwana.
Kurką domową żona też raczej nie była - ale fakt, matką starała się być dobrą i nic nie można było jej zarzucić - do czasu nowej pracy.

Natomiast fakt - matka żony to moher, do  tego fanatyczny.
Toksyczne babsko, ale - co ciekawe - dobra aktorka.
Najpierw mnie znienawidziła gdy nie zgodziłem się na chrzest córki, ale po kilku tygodniach byłem już dobrym zięciem gdy potrzebowała kasy i transportu do sanatorium.

Tyle że moja żona doskonale wiedziała jaka jest jej matka,  przecież wyprowadziła się od rodziców zaraz po osiemnastce.
Wynajęła mieszkanie z koleżanką, znalazła pracę i radziła sobie.
Dlatego trudno mi zrozumieć dlaczego dała się matce wciągnąć w nieczyste gierki i knucie przeciwko mnie.
Przecież mogła trzymać ją na dystans, tak jak robiła to już od lat.

Wiesz, a może stało się tak, bo matka trafiła akurat na odpowiedni czas. Przecież wtedy były to całkowite początki całej tej afery. Twoja żona była w szoku, bo dopiero co zorientowała się, że jest w ciąży, więc na pewno była ciężko przerażona, a skoro tak, to łatwo można było ją urobic. Ty w tamtym czasie na pewno chodziłeś wściekły i załamany,  żona bała się ciebie i szukała w kimś  wsparcia. Znalazła w matce. Chociaż jak czas pokazał matka żadnym wsparciem dla niej się nie okazała, bo odmówiła dziewczynie zgody na powrót do domu. Ja dziękuję za taką matkę. Wpadła do waszego domu, namieszała, a potem jak gdyby nigdy nic, zawinęła się i zostawiła was z całym syfem. Skoro nie miała zamiaru pomoc córce bez względu na sytuację, w jakiej córka by się nie znalazła, to po cholerę wtrynila się w wasze sprawy? Koszmarna kobieta, naprawdę. Nie rozumiem jej.

1,157

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
ulle napisał/a:


Uważam, że jeśli ta kobieta nie jest typem pospolitej latawicy, a Nathan ja kocha, to może warto by było, by teraz dobitnie nauczył ją rozumu, a potem kto wie?

No chyba jednak lepiej aby sama się nauczyła, Nathan ewentualnie niech zostanie Jej mężem rezygnując z roli: ojca, nauczyciela i przewodnika big_smile.
Przecież Ona całe zycie szamocze się pomiędzy:
- dyrygująca Nią matką o przedziwnych poglądach, i
- mającym Jej dobitnie wbijać w świadomość wiecej rozumu, jeszcze Mążem.
Niechże wypracuje własne poglądy i jeśli nadal będą tak naiwne i infantylne - to niechże to będzie Jej kłopot.
Ciekawe czy Nathanowi pasowałyby Jej własne, niegłupie, sprecyzowane poglądy i własne zdanie ? smile

1,158

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Natomiast fakt - matka żony to moher, do  tego fanatyczny.
Toksyczne babsko, ale - co ciekawe - dobra aktorka.
Najpierw mnie znienawidziła gdy nie zgodziłem się na chrzest córki, ale po kilku tygodniach byłem już dobrym zięciem gdy potrzebowała kasy i transportu do sanatorium.

Tyle że moja żona doskonale wiedziała jaka jest jej matka,  przecież wyprowadziła się od rodziców zaraz po osiemnastce.
Wynajęła mieszkanie z koleżanką, znalazła pracę i radziła sobie.
Dlatego trudno mi zrozumieć dlaczego dała się matce wciągnąć w nieczyste gierki i knucie przeciwko mnie.
Przecież mogła trzymać ją na dystans, tak jak robiła to już od lat.

Dlaczego nie godziłeś się na chrzest córki ? Czy Żona też nie chciała sakramentu ?
Żona straciła poczucie bezpieczeństwa po prostu, przerosło Ją, beczała, Ty byłeś twardy w oczekiwaniach - Ona niepewna, stąd prawdopodobnie zwrot w jedyną dostępną stronę. Wygląda to tak jakbys na równi z tesciową wyszarpywał z Żony Jej własne myślenie - piszę, że to tak wygląda, nie wiem czy tak było.

1,159

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

paavlock
Niczego nie zrozumiałeś, więc chyba nie ma sensu zaśmiecać tego wątku.

1,160 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-13 19:26:20)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
mallwusia napisał/a:

paavlock
Niczego nie zrozumiałeś, więc chyba nie ma sensu zaśmiecać tego wątku.

Tak obraź się teraz i powtarzaj sobie że nikt (albo prawie nikt bo to wygodne dla Ciebie  )Cię nie rozumie.żebyś tak Siebie jeszcze rozumiała Pycha poprzedza upadek.Intuicja Ciebie zawodzi w dodatku kobieca dla kobiety to niebezpieczne aTy już się gubisz nie tłum uczuć to dobre na poczatek jak traci się kontrolę.Ostatnio szkoda Ci było Twojego czasu masz rację nie zaśmiecaj.
PS Akurat jestem kobietą matką i mężatką smile

1,161

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Random - a dlaczego miałbym się zgadzać?
Bo matka żony tak chciała?
Jestem ateistą, a moja żona po dzieciństwie w tyranii matki fanatyczki ma serdecznie dość kościoła.
Ślubu kościelnego też nie mieliśmy, więc po co chrzest?

Jeśli chciałem coś wyszarpać to tylko żonę z tamtego towarzystwa.
Nic więcej.

1,162

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Random - a dlaczego miałbym się zgadzać?
Bo matka żony tak chciała?

OK, jasne, decyzja należy do rodziców - chodziło mi o to czy wziąłeś zdanie Żony pod uwagę.

Nathan napisał/a:

Jestem ateistą, a moja żona po dzieciństwie w tyranii matki fanatyczki ma serdecznie dość kościoła.
Ślubu kościelnego też nie mieliśmy, więc po co chrzest?

Ok, jasne.
Hm..., Nathan, czy Ty nie byłeś dla Żony wyzwoleniem od Matki a potem Żona chciała jakoś wyzwalać się od Ciebie? Usiłuję zrozumieć wasze relacje. Mówisz, że Żona łatwo ulega wpływom, może zarówno Ty jak i Jej matka to silne osobowości a Żona szuka jakoś miejsca dla siebie miedzy Wami, albo w końcu obok Was bo chce czegoś własnego dla siebie?
Z przymrużeniem oka to Żona miała przechlapane: być wychowywaną przez moherowy beret i trafić na zdeklarowanego ateistę big_smile, no jaja trochę big_smile

Nathan napisał/a:

Jeśli chciałem coś wyszarpać to tylko żonę z tamtego towarzystwa.
Nic więcej.

OK, ja rozumiem, jesteś dobry w decyzjach i działaniu - wiec widziałeś co sie dzieje i co może sie zdarzyć i działałeś. Ale chodzi mi o coś innego - dlaczego Twoje dwuletnie gadanie (bo tyle chyba trwało to odsunięcie Żony od życia rodzinnego) nie miało dostępu do Żony ? 2 lata ignorowania to długo.

1,163

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Nie byłem żadnym wyzwoleniem, wprowadziła się od rodziców zanim mnie poznała.

Dlaczego przez te dwa lata ignorowała moje gadanie?
Twierdzi że sama nie wie...

1,164

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Nie byłem żadnym wyzwoleniem, wprowadziła się od rodziców zanim mnie poznała.

Dlaczego przez te dwa lata ignorowała moje gadanie?
Twierdzi że sama nie wie...

Hm..., przecież Twoja Żona po kolei wybiera jakieś skrajności a potem od nich ucieka:
- wyprowadzka od matki - ucieka od wcześniejszego sposobu wychowania,
- wybór ateisty big_smile - jak wyżej,
- odsunięcie sie od rodziny - ucieka od tego co poukładane,
jakoś to tak wygląda z Twojego opisu - co jest MOTYWEM Jej działań ?
I do tego gdy przychodzi coś konkretngo powiedzieć to: nie wie... Gdy przychodzi zadecydować to: beczy.... Ulega namowom odnoście usunięcia ciąży - to większy kaliber, i tutaj to ostrożnie, Ona powinna mieć w tym przypadku jasno określony pogląd - WŁASNY, i jakby co - powinna go umieć przeforsować.
Nieszczególnie to wygląda.
No cóż, wyważaj Nathan, co też Wam w głowach siedzi ? smile
Czego u licha Ona potrzebuje ? I czego Ty potrzebujesz ?

1,165

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

nie czytam tego wątku od jakiegoś czasu- bo mnóstwo off topów.
Nie rozumiem Nathan- dlaczego nie mogłes sobie odpuścić wtrącania się w nie Twoje sprawy.
Może i przyzwoity z Ciebie mężczyzna, ale masz problem z rozpoznawaniem granic własnych i cudzych.
I dlatego wybrałeś taką z lekka bezwolną kobietę.
No to inny też na nią wpłynął.
Na pochyłe drzewo kozy skaczą- rozumiesz??

1,166 Ostatnio edytowany przez paavloock (2019-04-14 11:07:23)

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Nathan czy Wy mieszkacie już osobno?
Mnie się wydaje że oboje potrzebujecie koniecznie odosobnienia teraz zgadzam się z Ulle twarde oblicze miłości będzie  z pożytkiem dla Ciebie i Twojej jż a kontakty i tak mieć będziesz nie odetniesz się całkowicie albo nie od razu.
Teraz jż ma czas na znalezienie innej pracy i zobaczy sama co dla niej jest dobre czego chce i czego potrzebuje i czy ciągnie ją do imprezowania oraz co od tego i co od kogo zależy co z tym się dzieje na co dzień.
Oczywiście jeżeli chce coś zmienić wcale nie musi może się dowiedzieć o sobie sporo tylko czy tego chce.Zmusić się nikogo do tego nie da a jeżeli przegapi ten moment to słabo wróci na stare tory w innej pracy.

1,167

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Ela210 napisał/a:

Może i przyzwoity z Ciebie mężczyzna, ale masz problem z rozpoznawaniem granic własnych i cudzych.
I dlatego wybrałeś taką z lekka bezwolną kobietę.

To powinno być podsumowaniem wątku. smile Ale Nathan najpewniej w to nie uwierzy.

1,168

Odp: Czy jest jeszcze szansa?

Ela - jakie NIE MOJE sprawy?
Moja żona, moja córka, więc o co chodzi?

1,169

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Ela210 napisał/a:

nie czytam tego wątku od jakiegoś czasu- bo mnóstwo off topów.
Nie rozumiem Nathan- dlaczego nie mogłes sobie odpuścić wtrącania się w nie Twoje sprawy.
Może i przyzwoity z Ciebie mężczyzna, ale masz problem z rozpoznawaniem granic własnych i cudzych.
I dlatego wybrałeś taką z lekka bezwolną kobietę.
No to inny też na nią wpłynął.
Na pochyłe drzewo kozy skaczą- rozumiesz??

Co nie było jego sprawą?
Wielu tutaj po kilku wpisach autora wydało wyrok - winny! I mają problem że autor nie zgadza się z tym wyrokiem. I słusznie, bo gdyby go przyjął to zostałby ojcem nie swojego dziecka, bezdomnym i leżącym wciąż na kozetce u psychologa bo ma jakieś zaburzenia.
Autor nie jest zaburzonym psychopatą a jego żona nie jest bezwolną, głupią nie umiejącą o sobie stanowić kobietą.
Tak czytam wypowiedzi to dochodzę do wniosku że niektórzy powinni zawodowo zająć się pisaniem - taką maja wenę twórczą.

1,170

Odp: Czy jest jeszcze szansa?
Nathan napisał/a:

Moja żona, moja córka, więc o co chodzi?

Chyba chodzi o to do jakiego stopnia TWOJA.
To wszystko dotyczy Ciebie ale nie daje prawa decyzji TYLKO TOBIE, to wygląda tak (piszę, że wygląda a nie że na pewno tak jest) jakbyś umiejąc świetnie poruszać się decyzyjnie - decyzyjności pozbawiał najbliższych. Inna sprawa, że może Oni do decyzji nie dojrzali.
To pytanie o kształt relacji jakie tworzysz i z kim jesteś gotów je tworzyć, było nie było będziesz zdaje się głównym opiekunem Córki, młodej kobiety za czas niedługi...

Posty [ 1,106 do 1,170 z 1,397 ]

Strony Poprzednia 1 16 17 18 19 20 21 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy jest jeszcze szansa?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024