Cóż, niestety, kolejny raz chyba muszę już powiedzieć, że coraz bardziej krystalizuje się postawa mojej "eks" wobec mnie jako cieniasa i przegrywa. Chwilami mam wrażenie, że to jeden z jej najważniejszych celów - pokazać mi, że ona teraz może wszystko i że nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Mija zaledwie drugi dzień od wspólnej wizyty u psychologa, a coraz bardzie nasila się jej, co tu dużo mówić, chamstwo wobec mnie. Kiedy jej odpowiadam spokojnie na obelgi, że przecież nie musimy w taki sposób rozmawiać, ona mówi na przykład "nie będziesz mi mówił, co mi wolno, a co nie!". I tym podobne. Strasznie jej też chyba zależy, żeby mała nie myślała, że wyjazdy mamusi w dwa ostatnie weekendy to były wyjazdy z "tym panem". Nie, ja małej nie nakręcam - po prostu moja "eks" jest w prawdziwym amoku (sms-y, facebook, telefony od 6/7 rano, itp.), więc mała to widzi. A raz, czy dwa zajrzała jej do telefonu i się wyświetlił "pan", więc - ponieważ jest inteligentna - szybko pokojarzyła fakty.
Jak już pisałem kilka razy chyba, jej "oficjalny" plan to ukończenie przez małą drugiego półrocza, w którym to czasie ona sobie (cytuję) "wynajmie mieszkanie w X i znajdzie tam pracę". X to miasto (ok. 50 tys mieszkańców) kilka kilometrów od wsi, w której mieszkają jej rodzice i dwie siostry z córkami. Kiedy ją zapytałem, czy to nie jest zwykły blef i czy nie zamierza po prostu wkrótce się przeprowadzić do Krakowa (gdzie mieszka jej nowy facet), zaczęła kluczyć i szyderczo pytać: "a co? przeprowadzisz się za nami?". Do mnie jest nastawiona już otwarcie wrogo - powiedziałbym nawet, że ZNACZNIE bardziej niż ma to jakikolwiek sens w sytuacji nawet niezwykle ostrego konfliktu. Do tego jeszcze miksuje swoje antydepresanty z piwem i winem (wczoraj wzięła córkę na 2 godziny do koleżanki, a córka powiedziała mi, że wypiła tam dwa piwa, natomiast po powrocie "wychyliła" jeszcze pół butelki wina) i staje się momentami naprawdę nieprzyjemna. Ale potem dzwoni mamusia i szczebiocze do telefonu jak podlotek, więc pewnie jej matka nawet nie bierze pod uwagę "odlotów" córki. O zbieraniu dowodów na to wszystko raczej chyba można zapomnieć, bo musiałbym mieć w domu kamery i system nagrywania. To są rzeczy praktycznie nie do zarejestrowania. Jedyne, co - ale nie chcę iść w tym kierunku, przynajmniej teraz - to że mała sama ciągle mi mówi: "tato, mama znowu piła u Kaśki, śmiały się głupio i dziwnie zachowywały".
Jest więc, generalnie, dosyć beznadziejnie. W tym sensie, że rozmowy na spokojnie raczej przeprowadzić się nie da, nie wspominając już o wyjaśnianiu/ustalaniu czegokolwiek. Wyczuwam, że - jak tu piszą niektórzy - jestem dla niej już tylko "materiałem do wyciśnięcia", a dobro małej równa się dla niej jej dobru.
Co do finansów, całym tym bajzlem zarządzałem ja. Wpłaty za raty szły/dalej idą z mojego konta w CHF. 99% wszelkich zakupów szło z moich kont/kart. Telefony, internet, telewizja, etc. - wszystko jest na mnie i ja to zawsze opłacałem. Samochód tankowałem zawsze tylko ja. Ona ma prawo jazdy, ale nie prowadziła tego auta, bo się bała jeździć samochodem dla niej za dużym. Natomiast ja używałem tego auta prawie wyłącznie w celach rodzinnych. Wożenie jej do/z pracy, dziecka do/ze szkoły, zakupy, wakacje, lekarze, apteki, itd.