Jest mniej więcej tak, jak napisała Feniks w ostatnim akapicie. Nie wiem do końca, co nią kierowało/kieruje, ale moja była nie planowała po prostu odejść ode mnie. To, co robiła, bardziej niż chęć wygrania jakiejś „wojny” przypominało próbę dokonania całkowitej anihilacji/eksterminacji przeciwnika. Albo, innymi słowy, chciała mi tak dokopać, żebym nawet nie pomyślał o wstawaniu.
Przez kilka lat spraw sądowych (i równolegle do nich) również działy się rzeczy nieciekawe. Opisywałem je wielokrotnie. Z czarnym humorem mógłbym powiedzieć, że „dzięki” eks poznałem mnóstwo ludzi, których zapewne nigdy bym w innych okolicznościach nie poznał, a także odwiedziłem kilkanaście już miejsc, w których inaczej nigdy bym się na pewno nie znalazł. Niestety, córka również.
To się kumulowało i, niestety, nadal kumuluje. Próby wytłumaczenia eks, że taka eskalacja agresji wobec mnie powodu jedynie wzrost niechęci córki do niej, nic nie dają. Podobnie, jak wszelkie próby sprawienia, aby zrozumiała, że nie wymusi na córce, żeby „wolała mamę”. Ona tego po prostu nie przyjmuje do wiadomości. Na wszystko ma jedno wyjaśnienie: ten „skur...l” zmanipulował dziecko.
Córka na samo wspomnienie o matce dostaje w tej chwili „wścieklizny”. Psycholog pyta mnie jednocześnie, czy mnie pogięło, że tak „cisnę”. Psychiatra pisze w opinii dla sądu, że na obecnym etapie nie ma mowy o jakichś wymuszonych kontaktach matki z córką. Według niektórych uczestników tej „dyskusji” to idealny moment na to, żebym umówił się z eks, dajmy na to w Katowicach, na rosołek i debatę o przyszłości. To nic, że ona na mój widok robi miny, jakby miała zwymiotować, odzywa się do mnie z pogardą i miota bluzgi. Ja mam być Jezusem wcielonym. Niestety, nie potrafię czynić cudów.
Zwróćcie może też uwagę, że ja odpisywałem 2, czy 3 razy w ciągu bodajże roku wcześniej. Nie pamiętam dokładnie, ale pisałem co parę miesięcy – odpowiadając na pytania, co się dzieje. Nie szukałem/szukam już teraz na forum jakichś „porad podstawowych”. Muszę sobie radzić z tym, co się już stało – dawno i niedawno. Muszę stać twarzą w twarz z sytuacją realną i obecną namacalnie, nie „teoretycznie”. Robię to w oparciu o rady/wsparcie specjalistów. Nie mam innej opcji.
Stan na dzisiaj jest mniej więcej taki:
1. Trwa kilka spraw w sądzie;
2. W głównej zapadł wyrok niekorzystny dla matki;
3. Zaskarżyła go i trwa sprawa apelacyjna;
4. Opinie psychologów dotychczas nie wspierały roszczeń matki;
5. Psychiatra nie wspiera żądań matki;
6. Co jakiś czas mamy w domu wizyty policji, służb (MOPS, dzielnicowi, kuratorzy)
7. Żyjemy oboje z córką w stresie – ja to przeżywam, ona na pewno także (za każdym razem, kiedy jest nieoczekiwany dzwonek domofonu, w domu jest strach);
8. Z powodu pandemii i kilkukrotnych zmian sędziów w każdej ze spraw ciągną się one jeszcze bardziej niż by trwały we w miarę normalnych okolicznościach;
9. Opinia OZSS nie podobała się matce i próbowała ją podważyć;
10. Córka w tym wszystkim coraz bardziej zamyka się na kontakty z matką – wg MOJEJ, ale także specjalistów opinii, to narastająca reakcja na niesłabnącą presję.
W trakcie jednej z rozmów, kiedy powiedziałem eks wprost, że naciskanie i próby wymuszania tylko pogarszają sytuację, odpowiedziała mi: „To co, mam, k...a, czekać do kiedy?! Aż ona skończy 18 lat, czy dłużej?!” Taka to jest "rozmowa". I nieustanne próby znalezienia lub wykreowania „dowodów” na to, że „on się nie nadaje”, że jest „nienormalny”, że „stanowi zagrożenie”, etc.
Nie wiem, może te/ci z Was piszący, że "Marek sam się dojedzie" mają rację - w tym sensie, że stracę mieszkanie, pieniądze, a córka mnie znienawidzi. Może i tak będzie. Nie potrafiłem zauważyć przez 15 lat, że żyję z kimś, kogo tak naprawdę nie znam, więc wszystko może się zdarzyć. Być może wszystko źle widzę i błędnie oceniam.