Witaj Zdradzony,
Śmieszne, ale kiedy czytam o twojej zonie, to tak, jakbym czytała o kochance mojego męża, która tez miała rodzinę, zagubiona, zakochana, źle jej było w małżeństwie... niepotrzebnie, był czas, ze chciałam wiedzieć wszystko o tej, która była ode mnie lepsza??. wszystko mi przeszło. ona, zdrada, żal. ale do sedna. kiedy rozstałam sie z mężem, też myślałam,że zwiąże się z kochanką, a tu czar prysł z dnia na dzien. nagle ich wielka miłość pękła jak bańka mydlana. Po jakimś czasie gdy byliśmy osobno, a on zaczał płakać i błagać o szanse. nasze dzieci to bardzo źle znosiły, wiec zgodziłam sie na powrót. postawiłam kilka warunków,min terapia małżeńską, która i tak szybko przez niego przerwaliśmy. Męczyłam się wtedy okropnie, zostać,odejść, nie mogłam sobie poradzić ze sobą, emocjami, widokiem jego osoby. nienawidziłam go i jej, ten powrót nie wyglądał tak, jak myślałam. Znowu myślenie życzeniowe, jak chciałam... Myślałam, że w końcu poczuję ta dawną miłość do niego w sobie. Az wstyd mi mówić, ale go strasznie przeczołgałam,nie specjalnie, po prostu tyle tego zła i jadu we mnie było, że płakał i mówił, że odejdzie, bo tak sie nie da żyć. Żeby okiełznać emocje, zaczęłam czytać książki,artykuły, fora, poszłam sama na terapie. Zajęłam się sobą, miałam wsparcie (wirtualne, ale znaczące), od ludzi, którzy wreszcie rozumieli co przeżywam, ale dostałam też kubeł zimnej wody na głowę,że ciągle myśle o sobie,że ludzie popełniają błędy, i najważniejsze!!! jego decyzja o zdradzie była zła, ale kryzys był nasz. Zrozumiałam wiele, zmieniłam całkowicie podejście, nie miałam wybuchów płaczu i żalu. I co? odzyskałam spokój wewnętrzny. W dodatku w moim domu, zamiast zaszczutego zdrajcy, pojawił się człowiek, który nie bał sie okazać uczuć,że dostanie zjebe, powiedziałabym, że człowiek w którym kiedys sie zakochałam, tylko mądrzejszy, a co najważniejsze dzieci mają ojca przy sobie. Pomimo że mineło 3 lata moje dzieci czasem wspominają że kiedyś tatuś z nami nie mieszkał,a teraz wreszcie jesteśmy razem. To jest dla mnie najważniejszy wyznacznik. Dobrze mieć jakiś stały punkt odniesienia - rodzina. Wiem, że łatwo mi sie mówi, bo ten człowiek tak się pozytywnie zmienił, że czasem mi przykro, że nie odwzajemniam do końca tego, co on daje. To prawda, jest inaczej,w mojej głowie. Mam tam swoją cząstkę, do której on nie ma dostępu - niestety pokłosie tego,co przeszłam. I tu odpowiem na Twoje słowa na temat strachu przed samotnością - nic z tych rzeczy. Wygoda - no może trochę, ale szansę dałam jedną, wiec nawet moje wygodnictwo by tu nie pomogło
Mało tego, nie ma i nie było zakłamania, udawania. Wiedziało wiele osób z naszego otoczenia, bo ja nie ukrywałam nic. Wiem, ze to już nigdy nie będzie ta ślepa miłość, ułuda "szczęścia", tylko sam pomyśl zdradzony, co dla Ciebie stanowi szczęscie?
Mi ta zdrada wreszcie otworzyła oczy na świat, na ludzii na samą siebie. Dzięki niej, nie nie pomyliłam się dzięki niej, moje życie odwróciło do góry nogami, ale na dzień dzisiejszy nie żałuję niczego i nie chciałabym za nic w świecie "cofać czasu".
A Tobie? powtórzę to , co poprzednicy. Wyjdź z roli ofiary,i biednego cudownego męża, którego zdradziła jak ją tam wyżej wyzywałeś.... Zdarzyło się. Zaakceptuj to, bo i tak nie masz na to wpływu. Masz za to wpływ na siebie. Ja czytając Twoje posty nadal czuje ogromny żal i nieprzepracowaną krzywdę, która siedzi gdzieś głęboko w Tobie, ale co najgorsze niszczysz nią innych ludzi, żona nieważne, bo jest dorosła (ale też ma uczucia!!) ale dzieci, które widzą więcej niż mógłbyś sobie wyobrazić i czują emocje. Wiesz,bardzo Ci współczuję, ale horror, który przezywasz, masz niejako na własne życzenie. Więc w Twoim przypadku chyba lepiej odejdź, daj żyć sobie i jej. Pozdrawiam.