Meliska21 napisał/a:Ale to nawet nie do końca chodzi o to, czy czy związek albo seks mają sens i czy warto dla niego się starać, bo to indywidualne podejście i skoro Autor uważa, że nie warto - jego wybór. Chodzi o naturalne potrzeby, które u niego się ujawniają, a on chce je zagłuszyć. Jest konflikt :nie chce seksu, bo nie jest mu potrzebny, ale organizm/ natura się go domaga podświadomie. Zapewne sprawę popędu/ libido da się wyregulować i nawet rozumiem Autorze, ze chodzi Ci o możliwość decydowania według swoich przekonań, tak jak , np. kobiety, które nie chcą być nigdy matkami.( rzadkie zjawiska, ale są i nie nam oceniać- kazdy jest panem swojego zycia) Tylko wszelkie rozwiązania niosą za sobą konsekwencje, ingerencja w gospodarkę hormonalną, prowadzi do różnych zaburzeń ze strony organizmu i psychiki. Pytanie czy jesteś pewien, że skutki uboczne, które sobie zafundujesz w walce z naturą, będziesz w stanie zaakceptować? A może uznasz, że jeszcze bardziej utrudniają ci życie i pozbawiają Cię nad nim kontroli, którą tak cenisz?
Bagiennik bardzo wpadł i zrozumiał mój tok myślenia.
O to mi chodzi, żeby spróbować. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Wszelkie negatywne konsekwencje odczuję jedynie ja.
A walka za naturą jest u mnie czymś stałym. Umysł stawiam ponad ciało.
Pozostaje pytanie, czy można zaburzyć coś, co jest już zaburzone... moim zdaniem nie. Owszem niby można coś pogłębić, ale niespecjalnie się tego obawiam, bo to będzie co najwyżej powrót do starego domu, tam głęboko w głowie.
paslawek napisał/a:Jednak jeszcze nie wymiękłem 
Wszystko przez Meliskę bo gdyby nie napisała postu to ......
Nawiasem mówiąc fajne refleksje Melisko. 
Mnie się robi coraz jaśniej kiedy myślę o Autorze .
Teraz będzie kolejne podsumowanie.
W Twoim przypadku Lucyferze potrzeba jakby trzeciej drogi .
Reklamowanie ,promowanie ,zachwalanie,podawanie dobrych przykładów związków i wszystkiego co za tym idzie kuszenie Lucyfera emocjami,uczuciami,bliskością czułością - nie zadziała,możliwe że urazy,przykre osobiste przeżycia i rozczarowania,pod wpływem jakichś podświadomych i świadomych oczekiwań,doświadczeń są zbyt silne jeszcze i na ten czas,ale zbieranie argumentów i cała motywacja pesymistyczno negatywa czy deprecjonowanie związków to obrzydzanie sobie ich jest tym samym jedno walczy i podrażnia uruchamia przeciwieństwo tego.I tak w kółko.
Ta walka odzywa i nasila się kiedy przychodzą zmiany,albo kiedy Autor ma więcej wolnego czasu i działalność którą prowadzi nie odrywa go od tej walki wewnątrz.
Czyli swatanie i zachęcanie do ożenku jest bez sensu nie zadziała z mnóstwem powodów które w miarę jakoś zna Autor - fajrant koniec kropka.
Cieszę się bardzo, bo tutaj to nie tylko pojęcie "wymiękam" co kolejna solidna kolumna pełna wartościowej informacji.
Oczywiście, że tak. Dla mnie to właśnie forma odszukania własnej ścieżki w tej sferze życia.
Powiem szczerze mam ciężki stosunek do życia i funkcjonowania. Dla wielu osób niemożliwy do zrozumienia ze względu na różne doświadczenia.
To nie jest tak, że nie mam przykładów pozytywnych relacji wśród znajomych i tylko zwracam uwagę na to co poszło "źle", co po prostu stwierdziłem, że to nie mój świat.
Po prostu to nie moje środowisko. Nie potrafię zarządzać kapitałem emocjonalnym wobec ludzi (jednostkowo) i nie czuję się w tych grach międzyludzkich dobrze. Wręcz czuję się, jak w jakimś groteskowym teatrze.
Po co mam grać, kiedy mam pola, gdzie po prostu mogę żyć.
paslawek napisał/a:To co obserwujesz chłoniesz z części życia co Ciebie jednocześnie bulwersuje,martwi,przejmujesz się być może czujesz wewnętrzną satysfakcja z tego że omijają Ciebie przykrości niedogodności związkowe,zdrady cała ta rynkowa gra matrymonialno seksualna,może implikować tamto reklamowanie i różne tęsknoty irytacje tymi żalami i tęsknotami pod spodem co wywołuje rozdarcie.
Myślę że ścisłe to wszystko łączy się u Ciebie z 11 letnim uzależnieniem (genialne odkrycie
) gdzie cały system zależności tłumił i pracował nad unikaniem związku i pewnych emocji, przy jednoczesnym jego pożądaniu,marzeniach poczuciu bycia kimś gorszym z powodu braku,takowego i z powodu blokad itp.Tutaj na pewno pewną trudność może sprawić dochodzenie do równowagi od tych wszystkich sztampowych nierealnych sentymentalnych,toksyczno - romantycznych szajsów którymi już od wczesnej młodości nasiąkamy mimo woli - wpływ tego jest silny nie łatwo się od tego uwolnić,fantastyka bywa przyjemna.
Czyli ani jedno ani drugie działanie w myśleniu nie przynosi spokoju,ukojenia wewnątrz.
Od czasu do czasu tworzy się jednak coś na kształt komfortu psychicznego gdzie Lucyfer w miarę dobrze funkcjonuje i nie zawraca sobie głowy związkiem seksem bliskością itp nie jest to jednak coś stabilnego ponieważ ze względu na Twój wybitny życiowy "optymizm",krytycyzm łatwiej łapiesz stany depresyjne/nerwicowe, a propaganda związkowa i propaganda anty związkowa i cała ta walka z desperacją i unikanie na wszelkie sposoby desperacji która już Ciebie od dawna po prostu nudzi i męczy powodują,silne rozchwianie o którym piszesz - okresami dotkliwe.
Dotychczasowe sposoby działania czyli praca ,hobby,ćwiczenia,medytacja, wypełnianie czasu okresami bywała skuteczne,ale bywały też wytłumianiem,zagłuszaniem wzrosła jakby tolerancja i spowszednienie.Przyszedł czas że to zagłuszanie nie działa zwłaszcza że nasila się u Lucyfera podniecenie i napięcie.
Dlatego właśnie często na forum podkreślam, w niektórych wątkach, że użytkowniczki lubią niektórym facetom z problemami sprzedawać masę bajek, które brutalnie się rozbijają po zderzeniu z rzeczywistością. Nie dlatego, że specjalnie źle radzą, co po prostu męska perspektywa i możliwości są diametralnie inne o damskiej, dlatego często nie ma możliwości "odniesienia" się do drugiej strony.
11-letnie uzależnienie Pansławku to nie przyczyna tylko skutek. przyczyn tego jest wiele więcej. Niemniej dużo łatwiej mi się żyje w podejściu izolacji emocjonalnej w stosunku do ludzi. W innym przypadku są zachwiania, gdzie nastroje mocno mizantropiczne muszę leczyć ideologicznie.
No i po prostu zwykle miałem zajęcie, więc też nie było za bardzo czasu na takie przemyślenia. Coś takiego od razu rusza w sytuacjach mocno stresowych, bowiem przez nałóg mózg sobie przyswoił, że masturbacja+porno to sposób na rozładowanie stresu, a odmawiając sobie tego dodatkowo wzmacniam napięcie.
paslawek napisał/a:Pomysł z farmakologią może i jest bardzo kuszący bo nic prostszego jak się zmulić,nie wiadomo z resztą co się stanie w konsekwencji.
Farmakologia nie będzie usunięciem libido czymś co usunie naturalne "pierwotne "(jakby były jakieś inne lepsze)instynkty,też będzie tylko i wyłącznie działaniem unikającym,zagłuszającym które może mieć wpływ na pasje,hobby i pozytywne strony życia u Autora.
Należałoby wypracować cały system metod radzenia sobie w takich nawrotowych okresach.
Nie dramatyzować z podnieceniem i napięciem,nie ma sensu osądzać się za to i frustrować ,irytować tym to jak widać chyba uruchamia rozproszenie poczucia bezradności jakiegoś zagubienia ,beznadziei że znowu to samosię dziej mimo wysiłków.
Raczej właśnie zrozumienie ,oswojenie,łagodność dla siebie i praca w tym wydaje się właściwsza od represji i przemocy przywoływania "negatyizmów związkowych" które mają swoje przeciwieństwo i uruchamiają ponownie walkę bez rozstrzygnięcia.
Tak se głośno myślę i robię "przegląd" znowu tyle teksu mi wyszło sorry.
Oczywiście, że tak. Przecież nie uważam tego za Świętego Grala, co otworzy bramy spokoju.
I taki system metod powstał - został wypracowany na terapii, tylko po prostu obecnie rozbił się o ścianę rzeczywistości.
"Raczej właśnie zrozumienie ,oswojenie, łagodność dla siebie i praca w tym wydaje się właściwsza od represji i przemocy przywoływania "negatyizmów związkowych" które mają swoje przeciwieństwo i uruchamiają ponownie walkę bez rozstrzygnięcia."
I właśnie tutaj moje podejście do tego jest proste. 6 lat temu zacząłem ten proces, potem zaczęła się terapia.
Z własnej woli dałem sobie szansę i pracowałem nad tym. Wiem, że się powtórzę, ale naprawdę poświęciłem na to masę sił, czasu i pieniędzy.
Co mi to dało w ostateczności? Więcej rozczarowań.
Tak więc nie dziw się, że mam wobec tego opresyjne podejście, po prostu skoro po dobroci nie daję rady rozwiązać tego problemu, to sięgam po ostrzejsze rozwiązania.
To wręcz klasyczna reakcja związana z bardziej radykalnym podejściem do wyboru rozwiązań.
Wiąże się to również z biegiem czasu. Kiedy zaczynałem miałem ile... 23 lata. Obecnie mam 28 i poczucie zmarnowanych środków, które mógłbym kumulować i wykorzystywać gdzie indziej.
Obecnie znalazłem środki i cele, gdzie chcę kumulować kapitał, gdzie przynosi mi owoce widoczne, tak więc to naturalne, że chce się pozbyć worka kamieni z pleców, który mi obecnie przeszkadza.
Po prostu świat relacji międzyludzkich ma dla mnie wewnętrznej wartości i chcę zgasić, to co jest z nim związane, czyli naturalną potrzebę biologiczną, którą jak na złość natura postawiła mnie uzbroić w ponad stan.
Ela210 napisał/a:Jak by właściwie miał wyglądać ten idealny stan? Spotykasz kobietę i co?
Tak samo masz ja spostrzegac jak mężczyzn? Czy ma Cię od niej odrzucić?
I nic. Po prostu 
Chcę, żeby kobiety stały się dla mnie czysto obojętne, a nie jak w większości przypadków obecnie obiekt do... wiadomo czego.
Misinx napisał/a:Nie zapominajmy naprawdę, że mówimy tu o facecie, który ma 28 (?) lat. Pasławek mówił tu o potrzebie trzeciej drogi i ta droga wcześniej, czy później się znajdzie. Ja nie jestem religijny, ale Bóg, los, natura robi sobie największe jaja właśnie z tych, którzy chcą mieć jak największą kontrolę, plan na swoje życie. Nikt nie ma pojęcia co spotka Lucjana
Właśnie teraz wielu z nas zdaje sobie sprawę jak przewrotne potrafi być życie.
Dwie rzeczy są pewnie - śmierć i podatki. 
Z czego pierwsza pewność likwiduje drugą.