no to widzicie skoro temat o zdradzie, to ja powiem tak:
Cyngli- ja sie pogodziłam z faktem i zaakceptowałam, ze to się stało. No bo jak nie zaakcpetować faktu dokonanego, nie można tego zanegować bo to już miało miejsce.
Pietruszka- no właśnie, ja tak jak psychologowie nie jestem wstanie dać znaku równości między wybaczeniem, a zapomnieniem, wyparciem z pamięci.
Zatem wg definicji Cyngli- wybaczyłam, bo ja kicham na sam fakt zdrady, bolą mnie jedynie konsekwencje tego. Natomiast wg definicji Santy nie wybaczyłam i tak na serio- nie wybaczyłam i nie wybaczę i podnoszę to w każdym wątku. W moim odczuciu można być razem i nawet się dogadywać i się lubić (wiadomo, że u mnie to jeszcze jest emocjonalny kocioł czasami, minęło raptem pół roku, a w tym czasie i ciążą z problemami i poród i ogarnianie dziecka i kilka innych ciężkich sytuacji), teraz gdy życie się normuje, emocje trochę szaleją, ale przypuszczam, ze to wina hormonów, nad którymi pracuję.
Co do wcześniejszych postów ktoś napisał, ze ja wszędzie usprawiedliwiam zdradzających, no nie wiem, w kazdym wątku piszę, że winny zdrady jest tylko zdradzający. Ktoś tam pisze, że nie przepracowałam. Przepracowałam, bo wiem czego chcę i do tego dążę, wiadomo, ze czasami jest lepiej, czasami gorzej, ale to za świeża sprawa, zeby już było cukierkowo. Inni twierdzą, ze nie przepracowałam bo w każdym temacie o zdradach się udzielam- po pierwsze nie w każdym, po drugie udzielam się bo chce pomóc, forum poradowe to staram się doradzic, a po sobie wiem, ze najlepiej się czyta jak u kogoś innego się rozwijała sytuacja, nie mówię, ze trzeba postępować tak samo, tylko, że ma się jakikolwiek punkt odniesienia, tylko dlatego opisuję jak to wygląda u mnie. Co do kwestii poprzednich postów sprzed zdrady, jasne że sa inne, wypowiadałam się w innych watkach, a gdy w wątkach zdradowych to zawsze pisałam, ze winny zdrady jest sam zdradzacz, a zdradzony mógł być np podłą szują, ale to nie znaczy, że można było go zdradzić, tylko się rozstać itd. Zatem kazdy widzi coś innego i wysnuwa czasami odjechane w kosmos teorie na temat mojego życia. A i jeszcze co do tych stereotypowych podziałów, o których ktoś wspomniał wierzcie mi u nas nie wygląda to tak, ze on jest ze mną dla seksu i tego, ze ma darmową opiekunkę do dziecka, a ja z wygody np finansowej. Po pierwsze seks to na razie "seks", bardziej mnie satysfakcjonujący, po drugie przy dziecku on robi tyle samo co ja, tak samo w domu, a ja obecnie utrzymałabym siebie i dziecko na pewno nie na takim poziomie, ale jednak, z alimentami już w ogóle nie byłoby problemu.
Dlatego najbardziej mnie śmieszy, ze ludzie mimo iż się opisuje im sytuację i tak wiedzą lepiej jak wygląda cudze zycie, bo sobie wymyślili, że u większości tak jest, albo, że mają taką wizję i heja, całe szczęście mi totalnie dynda co inni o mnie myślą, a takie teorie mnie zwyczajnie bawią i to całkiem nieźle. Zatem bawmy się dalej