Jak was wątroby bolą, że facet ma przyjaciół, że im pomaga, a kobieta nie może kontrolować jego czasu i kasy... I jakoś żadna z was nie odniosła się do tego, że jak kobieta iść z kolegą na piwo - być dobry uczynek, jak mężczyzna taki sam czas spędzić z koleżanką jadąc z nią do lekarza - być zły uczynek. Ot kobieca hipokryzja w pełnej krasie.
Jeszcze raz, do skutku: nikt go nie wykorzystuje, bo on robi to na co ma ochotę. Jej też nikt nie wykorzystuje, bo nikt jej nawet o takie przysługi nie prosi. I wyobraźcie sobie - jakby wam wątroby w tym momencie nie dokuczały - że mężczyzna ma prawo spędzić kilka godzin ze znajomymi, a rezygnacja z przyjaźni dla kobiety jest najgłupszym co można zrobić.
Martin10 napisał/a:Zapytam sie ile to razy znajomi pomogli Wam przy czyms w trakcie tego Waszego 2 letniego zwiazku? Czy mozesz podac sytuacje w jakich pomogli?
A dlaczego niby mieliby JEJ pomagać? Czy chcą od NIEJ jakiejkolwiek pomocy? To nie są jej przyjaciele, tylko jego. Z nią jest krótko - dwa lata. Sądzę, że podczas tej przyjaźni było wiele okazji do wzajemnych przysług, ale nawet jeśli nie było - to nie jej sprawa.
Elya napisał/a:Hmm, ja tez nie wierzę i dlatego uważam, że to co powyżej napisałes nawzajem sie wyklucza. Chyba, że ta koleżanka podwożona byłaby nieatrakcyjna...ale nie widziałam nigdy sytuacji, że kolega matkuje, tatuśkuje koleżance. Czy Ty widziałeś takie sytuacje?
Po 1. Nie, nie wyklucza - jedynie ty nie ogarniasz prawdziwej męskiej przyjaźni. Dla mnie żony/dziewczyny moich przyjaciół są przezroczyste. Nie naraziłbym czterdziestoletniej przyjaźni dla - właściwie niewaidomoczego. I wiesz, przez tyle lat nigdy nie było w moim otoczeniu sytuacji, żeby jeden drugiemu w paradę wchodził.
Po 2. Wyobraź sobie, że żona mojego przyjaciela ma ochotę jechać na pewien festiwal - jemu się nie chce, a ja też mam ochotę, więc z nią pojadę 