Hej, hej, Forumowicze!
Skoro już dziś wpadłam na forum, to może zaktualizuję moją sytuację, która choć troszkę, trosinkę smutna (na rodzinnym polu) - utwierdza mnie w tym, że podjęłam właściwą decyzję walcząc o swoje.
Pieniądze "się spłacają". Postawiłam w październiku mamę przed faktem dokonanym, że alimenty na mnie od ojca od tej pory lądują na moje oszczędnościowe konto. Nie spłaci się całość, ale już mniejsza o kilka tysięcy, cieszę się, że będę mogła względnie spokojnie zacząć życie po studiach - ze sporym zapasem oszczędności. Oczywiście jednocześnie odkładam część pieniędzy, które zarabiam na bieżąco. Zdaję sobie sprawę, że w każdej chwili może mnie wyrzucić z domu, ale jednak zawsze już coś mam odłożone.
Od pewnego czasu było właściwie coraz gorzej z naszą relacją. Aktualnie mama jest zakochana w bezrobotnym czarnoskórym mężczyźnie z Wybrzeża Kości Słoniowej. Poznali się przez Fb, nigdy nie widzieli. Jest przekonana o jego miłości i lojalności. Przesyła mu regularnie pieniądze. Do pewnego momentu uczulałam ją i próbowałam tłumaczyć, że może to zwykłe naciągactwo, że ten człowiek może nie istnieć. Nic nie działa, odpuściłam temat i nie odnoszę się do tego w żaden sposób.
Młodsza siostra po wielu awanturach,w które wciągała nas matka, pół roku temu przeprowadziła się do taty. Nie utrzymuje z nią kontaktu, nie rozmawia, na razie woli się odciąć, by uniknąć szantaży emocjonalnych i oskarżania.
Mama odcięła się od wszystkich osób (poza mną), które w jakikolwiek sposób próbowały rozmawiać z nią o jej problemach, których nie leczy oraz o nierozsądnym zachowaniu wobec tego mężczyzny. Nie rozmawia ze swoją siostrą.
Jestem właściwie już jedyną osobą, która mamę toleruje. Ostatnio zachowuje się wobec mnie w porządku. Myślę, że ma świadomość, że jestem już tylko ja, wciąż niestety nie dopuszcza do siebie myśli, że również odpowiada za daną sytuację. Obwinia o nią głównie moją młodszą siostrę.
Bywało bardzo ciężko, zadawałam sobie wiele pytań, odpowiedzi nie znalazłam. Wiele wieczorów przepłakałam, uświadamiając sobie po raz kolejny, że jestem z patologicznej rodziny, mimo tego, że nikt mnie nie lał paskiem. Rozdrapywanie starych ran, czytanie opinii RODK sprzed wielu już lat, analizowanie tego wszystkiego. Spotkałam się z dużą życzliwością ze strony najbliższych mi ludzi, wsparciem przy jednoczesnym nikłym zrozumieniu mojej sytuacji - nikt w moim otoczeniu nie zmagał się z tego typu problemem. Dziś chyba jestem już pogodzona z tym, że moja mama jest dużym, krnąbrnym dzieckiem. Że jest chora i prawdopodobnie nigdy nie będzie się należycie leczyć, ponieważ każde pieniądze woli odkładać na wycieczki.
Plan na przyszłość? Okazjonalny kontakt, zachowywanie spokoju, życie swoim życiem.
To co się stało dało mi też pewność, że mam świetną siostrę, z którą rozumiem się, jak z nikim innym. Widujemy się trochę rzadziej, ale nasza więź jest mocniejsza niż wcześniej.
Jeszcze dodam, że mimo rzeczy opisanych powyżej, jest naprawdę dobrze.
Niedługo zacznę bardzo ciekawy staż w innym mieście, magisterka się toczy, mam spokój ducha oraz bardzo wiele zapału do czytania ciekawych książek. Po tamtym dołku odżywam i widzę ciepłe tony tego naszego padołu.
Dużo myślę o przyszłości, nie zapominając o tym, że to "tu i teraz" też jest ok. Coraz lepiej umiem nie przejmować się rzeczami, na które nie mam wpływu.