cześć, znów się Was potrzebuję poradzić, bo znów dziwne rzeczy w mojej rodzinie. Teraz o drugim bracie, tamten co się nie odzywał to już spoko. A teraz drugi... jest wielkim dzieckiem. Ale od początku.
Generalnie ci co są tu regularnie i widzą moje wątki pewnie wiedzą, że moja rodzina do normalnych nie należy. Ba, pewnie znajduje się gdzieś na odległym końcu tego spektrum na krańcach kosmosu. Nieobecny ojciec pod pantoflem matki, wiecznie nieszczęśliwej, że wpędziła się w rolę kury domowej. Wzajemna przemoc, kiedyś fizyczna, teraz głównie słowna. W tej rodzinie czwórka dzieci, chyba nikt nie wyszedł normalny.
Teraz, mój najstarszy brat ma obecnie 40 lat i nie jest dorosły. Wieczne dziecko, ale widzę w tym całkowitą winę moich rodziców, którzy wobec nas zawsze stosowali wszelkie ograniczenia, zero możliwości podejmowania decyzji, traktowanie nas całe życie, do teraz, jak dzieci, kontrola absolutna łącznie z tym kiedy i co jemy w jakim tempie i w jakiej ilości... trudno, żeby z tego wyszedł dojrzały człowiek. Ja się zbuntowałam, nie wiem z czego to wynika, mój brat nie miał siły czy pozwolenia. Generalnie miał też pod górkę w życiu, jakieś zapalenie opon mózgowych w dzieciństwie, które wg moich rodziców poważnie go opóźniło w rozwoju, ale szedł z klasy do klasy, bo kazali. Rodzice motywowali biciem. On potem miał jakieś dzikie przejścia w internacie. Do tej pory nie potrafi o siebie zadbać. O ile kiedy jest w pracy, to sobie sprząta, gotuje itd, to będąc u rodziców wraca do stanu dziecka. Teraz wrócił, bo sprzęgło mu się wiele rzeczy. Astma, ostre zapalenie zatok, zapalenia przyzębia czy czegoś tam, nadciśnienie, teraz badają mu serce. A on - jak dziecko - nie pilnuje leków, jak się tylko polepszy, odstawia. Nie chodzi do lekarza, jak go matka nie umówi, to nie idzie. Pogotowie go zabierało już kilka razy, bo astma nie daje mu zrobić nic. On własnego mieszkania nie ma, robił na czarno. Siedzi u rodziców i oczekuje od nich opieki. Oni nie dają rady, zajmują się moim kolejnym (ostatnim) bratem. A ten nic sobie z tego nie robi, matka gotuje, pierze, sprząta, a on nawet swoim zdrowiem się nie zajmie. U lekarza nie wie, o co pytać, potem i tak się nie stosuje. Generalnie historia wygląda tak, że jak nie wyleczy zębów, nie wylecz zatok, jak nie wyleczy zatok, nie ustabilizuje astmy... a jak nie ustabilizuje astmy to szczerze mówiąc nie wiem, zejdzie któregoś razu do sklepu i nie wróci
Człowiek od 20 lat zębów nie myje, u dentystów był wtedy, jak mu wyrywali kolejne zepsute zęby. Nic sobie z tego nie zrobił.
Jak mu przemówić do rozsądku?
Ja wiem, że mi powiecie, że się nie da - dorosły jest. Ale nie zachowuje się jak dorosły, a ja się o niego martwię i boję. Niby jego decyzja, co zrobi ze swoim życiem i czy skończy się za parę lat z powodu jakiegoś kosmicznego zakażenia, czy padnie na tą astmę... ale czuję, że nie mogę stać bezczynnie i patrzeć... bo to ne wpływa tylko na niego, ale też na ludzi dookoła, zwłaszcza rodziców, którzy wzięli go do siebie, bo "dziecko" potrzebuje pomocy i opieki.
Ehh