Cześć,
byłam w związku ponad dwa lata. Po pierwszym roku zaczęłam zauważać, że mój chłopak lubi często "więcej wypić" ( co kilka dni, także okresy że piwko-dwa codziennie ) oraz często pali zioło. Nie mamy po 18 lat, raczej bliżej 30.
Wcześniej nie zauważałam tego problemu, bo sama lubię wyjść na piwo (w sumie co weekend), czasem na imprezę.
Na początku także nie byłam świadoma wielu sytuacji ( np po odwiezieniu mnie pił z kolegami, potem dzwonił w środku nocy kompletnie pijany, twierdził że wypił tylko kilka piw z ojcem... przyznał się do tego jak to wyglądało naprawdę po czasie). Takich sytuacji bylo sporo, mniej wiecej raz na 1-2 tyg + kiedy wychodził spotkac sie z kolegami niestety też nie pił mało (nie do "Zgona" ale był zrobiony a głowę ma dobrą, były to wyjścia w środku tygodnia).
Starałam się nie być histeryczką, ale po dostrzeżeniu, że coś jest nie tak zaczęłam coraz bardziej się tym martwić, rozpoczęły się straszne awantury o to ( przykre słowa, obraźliwe także z mojej strony, kiedy słyszałam że znowu jest pijany wpadałam w szał...lub płakałam ). Zaczęłam zastanawiać się czy to ma sens, wydaje mi się nawet, że zaczęłam mieć nerwicę przez to. Nie mieszkamy razem, a on czesto pił po spotkaniach ze mną, więc zaczęłam codziennie dzwonić wieczorem, próbowałam sprawdzić czy pił/pije czy też nie ( poznawałam juz dokładnie ten nawet delikatnie "inny" ton głosu). On twierdził, ze mam obsesje na tym punkcie - zgadzam się z tym akurat... bardzo go kontorolowałam aczkolwiek powodem było jego zachowanie, wcześniej nie było takich sytuacji, zaczęły się gdy zauważyłam jak często on popija...
Po większych awanturach były również ciche dni, tzn "zerwania" najpierw na kilka dni, potem kilka tygodni... Myślałam, że gdy poczuje, że mnie straci może się ogarnie. Niestety na krótko to podziałało. Po dłuższej przerwie zeszliśmy się, to miala być ostatnia szansa, przez kilka miesięcy było ok, było normalnie (pił ale z umiarem, nie przesadzał, było bardzo ok), doszło do oświadczyn. Niestety zaraz po nich znowu zaczęło się upijanie... i z mojej strony o to awantury. Po kolejnej nie wytrzymałam, krotko po zareczynach zerwałam je...
Dodam, że nigdy nie zabraniałam mu pić, prosiłam tylko by pił z umiarem, nie upijał się, spędzał czas z kolegami nie tylko na piciu... niestety jak widać to nie skutkowało (lub skutkowało na bardzo krótko).
Poza problemami z używkami tworzyliśmy dobry związek, mogłam na niego liczyć w każdej sytuacji, bardzo mnie wspierał, wiele dla mnie robił i był kochany, spędzaliśmy całe dnie razem ( pił po spotkaniach, często popijał w domu z tatą np.).
Niestety nie dałam już rady... żyć w ciągłym strachu, że dziś wyszedł i pewnie znowu będzie dzwonił pijany... nie mówiąc już o przyszłości razem.
Jeśli chodzi o chłopaka, nadal do mnie pisze - z pretensjami; ja całkowicie zakończyłam kontakt ( i mimo, iż jestem bardzo smutna i cierpię to "nerwica" na punckie picia i stresy uleciały...). I tu pojawia się mój problem - facet uwaza, ze to ja potraktowałam go jak śmiecia; cała jego rodzina jak i on mają mnie za psychiczną histeryczkę....
Co o tym uważacie? Mi było naprawdę bardzo bardzo ciezko podjac taka decyzje, bo bardzo byłam zakochana i zaangażowana; jednak miałam już dość strachu o to, że się uzależni/znowu się upije, dość ciągłej kontroli (bo mnie ona też męczyła) Często czułam, że popadam w depresję....
Mimo wszystko nadal cierpie, a najbardziej mnie boli, że CAŁA WINA zwalana jest na mnie. Czasami zastanawiam się, czy jestem normalna... bo zdarzały się naprawdę straszne jazdy z mojej strony o alkohol, słysząc w sluchawce pijany głos wybuchałam (czasami) po prostu furią...
Kłótnie o alkohol/po alko stanowiły jakieś 95% awantur i 100% "czasowych zerwań". Gdyby je usunąć mimo mojej impulsywności byłoby naprawdę ok.
Czasami zastanawiam się czy dobrze zrobiłam... też jestem osobą ciężką w życiu, lubię stawiać na swoim, jestem impulsywna... być może nikt inny ze mną nie wytrzyma...
Potrzebowałam się po prostu wygadać i poznać zdanie kogoś całkiem z boku, z góry dziekuje za wszystkie odp.