Czy romans zmienia rzeczywistość? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 2,519 ]

131

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Coś w tym jest. Zmęczenie psychiczne, być  może nie mógł być kochanką, z żoną nie chciał. Nie mógł odejść od rodziny, zostać nie chciał. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. Romans trzeba ukrywać co jest również męczące. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące.  Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Ja nie mam jeszcze typowych myśli samobójczych ale z drugiej strony śmierć też nie wydaje mi się już dramatem.

133

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Coś w tym jest. Zmęczenie psychiczne, być  może nie mógł być kochanką, z żoną nie chciał. Nie mógł odejść od rodziny, zostać nie chciał. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. Romans trzeba ukrywać co jest również męczące. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące.  Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Ja nie mam jeszcze typowych myśli samobójczych ale z drugiej strony śmierć też nie wydaje mi się już dramatem.

Hrefi, co rozumiesz poprzez "nie mogl odejsc od rodziny"?
Sila go trzymali? Ubezwlasnowolnili?
Dlaczego Ty nie.Mozesz odejsc od "rodziny"? Bo zakladam,  ze Twoje dziecko nadal bedzie Twoim dzieckiem?

134 Ostatnio edytowany przez santapietruszka (2018-04-06 23:52:50)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Malineczka00 napisał/a:
Hrefi napisał/a:
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Coś w tym jest. Zmęczenie psychiczne, być  może nie mógł być kochanką, z żoną nie chciał. Nie mógł odejść od rodziny, zostać nie chciał. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. Romans trzeba ukrywać co jest również męczące. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące.  Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Ja nie mam jeszcze typowych myśli samobójczych ale z drugiej strony śmierć też nie wydaje mi się już dramatem.

Hrefi, co rozumiesz poprzez "nie mogl odejsc od rodziny"?
Sila go trzymali? Ubezwlasnowolnili?
Dlaczego Ty nie.Mozesz odejsc od "rodziny"? Bo zakladam,  ze Twoje dziecko nadal bedzie Twoim dzieckiem?

Bo to na tym polega, że się jest pokrzywdzonym "przez los", a nigdy się nie ma wpływu* na swoje życie.

* wpływu - odwagi wpłynąć na (przyp. tłum.)

135

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Hmm przecież to hepiend a nie tragedia...

A co do wątku...zdaje się trącić fikcją, a przynajmniej nalezy mieć nadzieję, że tak jest.

136

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
assassin napisał/a:
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Hmm przecież to hepiend a nie tragedia...

A co do wątku...zdaje się trącić fikcją, a przynajmniej nalezy mieć nadzieję, że tak jest.

Jeśli uważasz, że śmierć zagubionego człowieka to happy end to moim zdaniem jesteś bardziej wykorzeniony z uczuć niż ja.

Wątek nie jest fikcją. Co takiego napisałem, że sugrrujesz że to fikcja ?

137

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Malineczka00 napisał/a:
Hrefi napisał/a:
sosenek napisał/a:

z mojego bliskiego otoczenia ostatnio, przedwczoraj facet popełnił samobójstwo bo był w podobnej sytuacji i sobie z nią nie poradził.
ja wiem, ze emocje, uczucia są silne i ludziom się wydaje, że nie da się nic zrobić w takiej sytuacji...
ale to był młody facet (koło 40), mógł to wszystko rozegrać "jakoś", może nawet źle (dla rodziny) i egoistycznie ale wszyscy by pocierpieli kilka miesięcy i zaczeli żyć na nowo. on też, a teraz go juz nie ma

Coś w tym jest. Zmęczenie psychiczne, być  może nie mógł być kochanką, z żoną nie chciał. Nie mógł odejść od rodziny, zostać nie chciał. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. Romans trzeba ukrywać co jest również męczące. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące.  Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Ja nie mam jeszcze typowych myśli samobójczych ale z drugiej strony śmierć też nie wydaje mi się już dramatem.

Hrefi, co rozumiesz poprzez "nie mogl odejsc od rodziny"?
Sila go trzymali? Ubezwlasnowolnili?
Dlaczego Ty nie.Mozesz odejsc od "rodziny"? Bo zakladam,  ze Twoje dziecko nadal bedzie Twoim dzieckiem?

Żona oświadczyła mi, że jak odejdę to zabierze dziecko do swojej rodziny. Mieszka daleko, na tyle daleko że nie będę miał fizycznych możliwość odwiedzać dziecka częściej niż raz na miesiąc, a jak założę nową rodzinę to i może nawet 1 na miesiąc też nie będę mógł.


Być może w przypadku tego samobójcy było podobnie.

138

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Żona oświadczyła mi, że jak odejdę to zabierze dziecko do swojej rodziny. Mieszka daleko, na tyle daleko że nie będę miał fizycznych możliwość odwiedzać dziecka częściej niż raz na miesiąc, a jak założę nową rodzinę to i może nawet 1 na miesiąc też nie będę mógł.


Być może w przypadku tego samobójcy było podobnie.

Hrefi, dlaczego odbierasz to jako szantaż czy granie dzieckiem? Bo takie można odnieść wrażenie. To chyba normalne że w takiej sytuacji żona by chciała być blisko najbliższych w których będzie miała wsparcie. Przecież będzieciesz miał dalej prawo do tego dziecka. Jak sobie podzielisz czas na ew nowa kobiete, a widzenia, ferie czy wakacie to już zależeć będzie od Ciebie.
Zawsze warto dać szansę małżeństwu ale kiedy są chęci by je ratować kiedy jest jeszcze uczucie, szacunek a nie jak u Ciebie ...
Choc mam wrażenie że ta twoja znieczulica co do żony wynika bezpośrednio z faktu ze emocjonalnie jesteś z inną kobietą związany a żona zwyczajnie zaczęła ci przeszkadzać samym faktem że jest.

Co do samobójstwa też znam taki przypadek z tymze popełnił je nie zdradzajacy tylko zdradzony po tym jak się dowiedział że jego żona zdradzała go z szwagrem. Załamał się.

139

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
Malineczka00 napisał/a:
Hrefi napisał/a:

Coś w tym jest. Zmęczenie psychiczne, być  może nie mógł być kochanką, z żoną nie chciał. Nie mógł odejść od rodziny, zostać nie chciał. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. Romans trzeba ukrywać co jest również męczące. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące.  Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Ja nie mam jeszcze typowych myśli samobójczych ale z drugiej strony śmierć też nie wydaje mi się już dramatem.

Hrefi, co rozumiesz poprzez "nie mogl odejsc od rodziny"?
Sila go trzymali? Ubezwlasnowolnili?
Dlaczego Ty nie.Mozesz odejsc od "rodziny"? Bo zakladam,  ze Twoje dziecko nadal bedzie Twoim dzieckiem?

Żona oświadczyła mi, że jak odejdę to zabierze dziecko do swojej rodziny. Mieszka daleko, na tyle daleko że nie będę miał fizycznych możliwość odwiedzać dziecka częściej niż raz na miesiąc, a jak założę nową rodzinę to i może nawet 1 na miesiąc też nie będę mógł.


Być może w przypadku tego samobójcy było podobnie.

No i potwierdziłeś, że nie chodzi Ci o dziecko, tylko o Ciebie. Ty nie będziesz mógł go widzieć. A jak TY zrobisz sobie dobrze zakładając nową rodzinę, to TY z tym widzeniem będziesz miał jeszcze większy kłopot. Spokojnie, taka osoba najpewniej zadowoli się nowym, kiedy je sobie zrobi, a poprzednie zyska szansę na rodzinę może patchworkową, ale już nie dysfunkcyjną.

140 Ostatnio edytowany przez Nirvanka87 (2018-04-07 10:43:06)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Nana666 napisał/a:

Spokojnie, taka osoba najpewniej zadowoli się nowym, kiedy je sobie zrobi, a poprzednie zyska szansę na rodzinę może patchworkową, ale już nie dysfunkcyjną.

Dokładnie, najbardziej mi szkoda dziecka, bo ono nie jest osobą decyzyjną. Żona da sobie radę, bo jest dorosła, będzie jej trudno, ale da radę, chociażby przy wsparciu rodziny, ale dziecko nie ogarnie. Nie rozumiem, jak można być taką szują, która niszczy życie własnemu dziecku, niszczy jego przyszłe związki, niszczy poczucie bezpieczeństwa i zaufania. A wszystko pod otoczką dobrego tatusia, który będzie z ta złą matką swojego dziecka dla jego dobra.
Co do tego gościa, który popełnił samobójstwo to też mi go nie żal, dostał to na co zasłużył. Kierował się tylko swoim dobrem i tak też skończył, mając w dupie inne osoby, bo on musiał sie uwolnić od tego swojego strasznego życia. Nie rozumiem dlaczego tylu ludzi to ch**e, czy nie byłoby lepiej, gdyby każdy stosował się do chociaż jednej zasady, nie wiem czy oglądaliście serial Dom, ale tam matka Talarów zawsze mówiła "Żyj tak, aby nikt przez Ciebie nie płakał". Szkoda, że w dzisiejszych czasach ludzie patrzą tylko na siebie, a i tak przez swoje decyzje sami płaczą.

141

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Postanowiłam napisać. Bardzo bliski mi temat.

Nie wiem, czy mi lepiej, że nie tylko ja jestem w takim miejscu jak to:
"Popełniłam błąd wiele lat temu bo wyszłam za mąż za nieodpowiedniego dla mnie mężczyznę. Kolejny błąd to że nie rozwiodłam się z nim przed dzieckiem. Teraz to kolejne konsekwencje złej decyzji przed lat. Zmęczenie psychiczne. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące. Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Śmierć też nie wydaje mi się już dramatem."

Hrefi rozumiem Cię, aż za dobrze.  I rozumiem, że nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Czytam co inni Ci piszą. Rozumiem ich punkt widzenia. Dostajesz ciosy za to, że masz romans. Tylko to w tej chwili jest dla nich najważniejsze. Tylko na tym skupiają swoją uwagę. Nigdy nie miałam romansu w pełnoprawnym znaczeniu tego słowa. Dawno temu się z kimś spotykałam przez kilka miesięcy. Minęło już kilka lat od tego czasu. Na własne życzenie sobie to zrobiłam. Moja wina. Brak świadomości i dojrzałości i wszystkiego co takim osobom się zarzuca. Gdybym umiała wtedy postąpić inaczej to bym postąpiła. Nie umiałam. Czasu nie cofnę. Z konsekwencjami żyć muszę.

Odpowiem Ci na pytanie zadane w temacie. Zmienia się wszystko. Romans pokazał Ci, że mogłoby być inaczej. Kiedyś się skończy. Zostaniesz z rodziną.
Z całej siły będziesz próbował odbudować małżeństwo. Będziesz próbował pokochać żonę. Minie rok, dwa, pięć, całe życie. Odbudujesz pozornie.
Żony nie pokochasz. Zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego co było, o ile kiedykolwiek było. Będziesz wciąż w tym samym miejscu. Egoistycznie nieszczęśliwy. Być może po jakimś czasie wpakujesz się w kolejny romans i kolejny. Być może to będzie Twój sposób na życie. Być może już nigdy nie będziesz mieć romansu, bo będziesz wiedział ile on tak naprawdę kosztuje. Tu już nie wiem co wybierzesz. Szczęścia nie znajdziesz na żadnej z tych dróg.

Będąc w tym samym miejscu powiem Ci również co powinniśmy zrobić. Odejść, tak jak wszyscy radzą. Jednak żadne z nas nie odejdzie i tak będziemy w tym tkwić. Na własne życzenie.

142

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Nirvanka, no doprawdy lepiej martwy ojciec niż ojciec który odszedł od matki, klupnij się w głowę.

143

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Współczuję Ci, bo jesteś sam. Byłeś sam będąc z kochanką i jesteś sam, gdy przebywasz z żoną.

Osiągnąłeś wszystko, czego chciałeś, a dalej czujesz w sobie tę pustkę, i nie wiesz, jak ją zapełnić.

Z jakiego pochodzisz domu, jacy byli Twoi rodzice?

144

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Dostajesz ciosy za to, że masz romans. Tylko to w tej chwili jest dla nich najważniejsze. Tylko na tym skupiają swoją uwagę.

Nie wydaje mi się by tak było. To co najbardziej bulwersuje w tym wątku moim zdaniem to ten jego brak szacunku do żony, matki dziecka o którego losy podobno się zamartwia. Jego bezczelny egoizm.
Dlaczego on, zdobywając się na odwagę by zdradzać, nie ma odwagi ponieść tego konsekwencji i pozwolić żonie, której nie kocha i nie szanuje, odejść. A nie u(nie)szczęśliwiać ja na siłę pozwalając kochać siebie i być z nim pomimo wszystko. Robiąc do tego wszystkiego minę nieszczęśliwego zbitego psa. To jest zwykle skurw. ....two.

145

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
sosenek napisał/a:

Nirvanka, no doprawdy lepiej martwy ojciec niż ojciec który odszedł od matki, klupnij się w głowę.

ja tylko piszę, ze mi go nie żal i że karma wraca nic więcej. Mam prawo do swojego zdania, tak jak każdy inny człowiek. Nie przekonuję do swojego zdania jedynie je wyrażam. W kontekście dziecka napisałam, że dziecko wychowywane w rozpadającym się związku, w związku gdzie jest/ była zdrada może mieć w przyszłości problemy z nawiązywaniem relacji partnerskich (oczywiście nie musi). Tak samo podczas rozstania rodziców może odczuwać brak zaufania do nich, zagubienie, u młodszych dzieci pojawia się moczenie nocne, u starszych nawet myśli samobójcze. Im dłużej trwa ta utopia, tak jak u Autora tym gorzej dla dziecka. Bo z jednej strony dziecko widzi normalnych rodziców, którzy ze sobą rozmawiają, nawet sie całują, czy przytulają, czyli dziecko widzi szczęśliwy zwiazek i chce mieć taki w przyszłości i nagle bum, zdrada trwająca od x lat wychodzi na jaw i pojawia się druga strona medalu- jak ja mam zaufac jakiemukolwiek facetowi/ kobiecie skoro tata/ mama przez tyle lat udawał/a a chodził/a na boki. Przecież niczego nie widziałem i drugi rodzic też nie podejrzewał zdrady. Szkoda takich dzieciaków, szkoda, że na samym starcie przez pop*****nych rodziców, dla których liczy się tylko ich własna przyjemność mają przekichane. Po co zakładać rodzinę, po co płodzić dzieci, skoro ma się je w dupie?

146

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Postanowiłam napisać. Bardzo bliski mi temat.

Nie wiem, czy mi lepiej, że nie tylko ja jestem w takim miejscu jak to:
"Popełniłam błąd wiele lat temu bo wyszłam za mąż za nieodpowiedniego dla mnie mężczyznę. Kolejny błąd to że nie rozwiodłam się z nim przed dzieckiem. Teraz to kolejne konsekwencje złej decyzji przed lat. Zmęczenie psychiczne. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące. Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Śmierć też nie wydaje mi się już dramatem."

Hrefi rozumiem Cię, aż za dobrze.  I rozumiem, że nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Czytam co inni Ci piszą. Rozumiem ich punkt widzenia. Dostajesz ciosy za to, że masz romans. Tylko to w tej chwili jest dla nich najważniejsze. Tylko na tym skupiają swoją uwagę. Nigdy nie miałam romansu w pełnoprawnym znaczeniu tego słowa. Dawno temu się z kimś spotykałam przez kilka miesięcy. Minęło już kilka lat od tego czasu. Na własne życzenie sobie to zrobiłam. Moja wina. Brak świadomości i dojrzałości i wszystkiego co takim osobom się zarzuca. Gdybym umiała wtedy postąpić inaczej to bym postąpiła. Nie umiałam. Czasu nie cofnę. Z konsekwencjami żyć muszę.

Odpowiem Ci na pytanie zadane w temacie. Zmienia się wszystko. Romans pokazał Ci, że mogłoby być inaczej. Kiedyś się skończy. Zostaniesz z rodziną.
Z całej siły będziesz próbował odbudować małżeństwo. Będziesz próbował pokochać żonę. Minie rok, dwa, pięć, całe życie. Odbudujesz pozornie.
Żony nie pokochasz. Zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego co było, o ile kiedykolwiek było. Będziesz wciąż w tym samym miejscu. Egoistycznie nieszczęśliwy. Być może po jakimś czasie wpakujesz się w kolejny romans i kolejny. Być może to będzie Twój sposób na życie. Być może już nigdy nie będziesz mieć romansu, bo będziesz wiedział ile on tak naprawdę kosztuje. Tu już nie wiem co wybierzesz. Szczęścia nie znajdziesz na żadnej z tych dróg.

Będąc w tym samym miejscu powiem Ci również co powinniśmy zrobić. Odejść, tak jak wszyscy radzą. Jednak żadne z nas nie odejdzie i tak będziemy w tym tkwić. Na własne życzenie.



Bardzo ladnie to opisalas. Romans zmienia wszystko i to u obojga uczestnikow a szczegolnie gdy uczucie bylo bardzo duze. Wtedy po latach czlowiek zaluje ze nie skorzystal z szansy jaka dal mu los. Czasu sie nie cofnie i chyba to boli najbardziej.

147 Ostatnio edytowany przez loulouw (2018-04-07 16:28:49)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Cyngli napisał/a:

Współczuję Ci, bo jesteś sam. Byłeś sam będąc z kochanką i jesteś sam, gdy przebywasz z żoną.

Osiągnąłeś wszystko, czego chciałeś, a dalej czujesz w sobie tę pustkę, i nie wiesz, jak ją zapełnić.

Z jakiego pochodzisz domu, jacy byli Twoi rodzice?

Nie baw się we Freuda:) nie zawsze trzebać pochodzić z dysfunkcyjnego domu, żeby przestać kogoś kochać. Co masz na myśli, że autor wszystko osiągnął ? Jestem pewna , ze on uważa inaczej, napewno nie tak wyobrażał sobie swoje dorosłe życie.Dlaczego wszyscy zakładają tutaj, że ktoś zwyczajnie nie ma prawa przestać kogoś kochać albo zwyczajnie wybrał złą osobę za partnera ? Do końca życia ma sypać sobie głowę popiołem? Dziecko dorośnie i założy własną rodzinę a co wtedy będzie się działo z autorem posta? Ma na siłę tkwić w tym związku ? Nie pochwalam tego, że sypia z dwoma kobietami na raz, nie pochwalam, że nie odejdzie od żony. Skoro jej nie kocha nie ma nad czym pracować żeby związek był lepszy. Emocji nie da się wyłączyć. Miłości. Ciężka sprawa...

148

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
loulouw napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Współczuję Ci, bo jesteś sam. Byłeś sam będąc z kochanką i jesteś sam, gdy przebywasz z żoną.

Osiągnąłeś wszystko, czego chciałeś, a dalej czujesz w sobie tę pustkę, i nie wiesz, jak ją zapełnić.

Z jakiego pochodzisz domu, jacy byli Twoi rodzice?

Nie baw się we Freuda:) nie zawsze trzebać pochodzić z dysfunkcyjnego domu, żeby przestać kogoś kochać. Co masz na myśli, że autor wszystko osiągnął ? Jestem pewna , ze on uważa inaczej, napewno nie tak wyobrażał sobie swoje dorosłe życie.Dlaczego wszyscy zakładają tutaj, że ktoś zwyczajnie nie ma prawa przestać kogoś kochać albo zwyczajnie wybrał złą osobę za partnera ? Do końca życia ma sypać sobie głowę popiołem? Dziecko dorośnie i założy własną rodzinę a co wtedy będzie się działo z autorem posta? Ma na siłę tkwić w tym związku ? Nie pochwalam tego, że sypia z dwoma kobietami na raz, nie pochwalam, że nie odejdzie od żony. Skoro jej nie kocha nie ma nad czym pracować żeby związek był lepszy. Emocji nie da się wyłączyć. Miłości. Ciężka sprawa...

Nie bawię się.
Po prostu pytam.

149

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Cyngli napisał/a:

Współczuję Ci, bo jesteś sam. Byłeś sam będąc z kochanką i jesteś sam, gdy przebywasz z żoną.

Osiągnąłeś wszystko, czego chciałeś, a dalej czujesz w sobie tę pustkę, i nie wiesz, jak ją zapełnić.

Z jakiego pochodzisz domu, jacy byli Twoi rodzice?

Pochodzę z normalnego domu. Pełnego. Rodzice kochający się aż do teraz czyli schyłku życia. Nie miałem problemów że wzorcem rodziny.

150

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Postanowiłam napisać. Bardzo bliski mi temat.

Nie wiem, czy mi lepiej, że nie tylko ja jestem w takim miejscu jak to:
"Popełniłam błąd wiele lat temu bo wyszłam za mąż za nieodpowiedniego dla mnie mężczyznę. Kolejny błąd to że nie rozwiodłam się z nim przed dzieckiem. Teraz to kolejne konsekwencje złej decyzji przed lat. Zmęczenie psychiczne. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące. Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Śmierć też nie wydaje mi się już dramatem."

Hrefi rozumiem Cię, aż za dobrze.  I rozumiem, że nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Czytam co inni Ci piszą. Rozumiem ich punkt widzenia. Dostajesz ciosy za to, że masz romans. Tylko to w tej chwili jest dla nich najważniejsze. Tylko na tym skupiają swoją uwagę. Nigdy nie miałam romansu w pełnoprawnym znaczeniu tego słowa. Dawno temu się z kimś spotykałam przez kilka miesięcy. Minęło już kilka lat od tego czasu. Na własne życzenie sobie to zrobiłam. Moja wina. Brak świadomości i dojrzałości i wszystkiego co takim osobom się zarzuca. Gdybym umiała wtedy postąpić inaczej to bym postąpiła. Nie umiałam. Czasu nie cofnę. Z konsekwencjami żyć muszę.

Odpowiem Ci na pytanie zadane w temacie. Zmienia się wszystko. Romans pokazał Ci, że mogłoby być inaczej. Kiedyś się skończy. Zostaniesz z rodziną.
Z całej siły będziesz próbował odbudować małżeństwo. Będziesz próbował pokochać żonę. Minie rok, dwa, pięć, całe życie. Odbudujesz pozornie.
Żony nie pokochasz. Zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego co było, o ile kiedykolwiek było. Będziesz wciąż w tym samym miejscu. Egoistycznie nieszczęśliwy. Być może po jakimś czasie wpakujesz się w kolejny romans i kolejny. Być może to będzie Twój sposób na życie. Być może już nigdy nie będziesz mieć romansu, bo będziesz wiedział ile on tak naprawdę kosztuje. Tu już nie wiem co wybierzesz. Szczęścia nie znajdziesz na żadnej z tych dróg.

Będąc w tym samym miejscu powiem Ci również co powinniśmy zrobić. Odejść, tak jak wszyscy radzą. Jednak żadne z nas nie odejdzie i tak będziemy w tym tkwić. Na własne życzenie.

Faktycznie, jakbym sam to napisał. Ciekawe ile w skali kraju jest takich ludzi.

Zastanawiałem się co najdłużej zostanie po romansie i dochodzę do wniosku, że najdłużej i najbardziej będą boleć dwie rzeczy.

Pierwsza to ta wiedza, że życie może wyglądać inaczej, normalnie. Jak się raz spróbuje to nie można wrócić do tego co bylo. Ta świadomość, że może być normalnie. Pewnie na zawsze utkwi to w mojej głowie.

Druga to świadomość zmarnowanej szansy na normalne życie, która będzie odzywała przy każdym konflikcie w małżeństwie.

Dlatego należy odpowiedzieć na postawione przezemnie pytanie twierdząco. Rzeczywistość już została zmieniona.

151

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
eska12 napisał/a:

Postanowiłam napisać. Bardzo bliski mi temat.

Nie wiem, czy mi lepiej, że nie tylko ja jestem w takim miejscu jak to:
"Popełniłam błąd wiele lat temu bo wyszłam za mąż za nieodpowiedniego dla mnie mężczyznę. Kolejny błąd to że nie rozwiodłam się z nim przed dzieckiem. Teraz to kolejne konsekwencje złej decyzji przed lat. Zmęczenie psychiczne. Do tego poczucie samotności i braku zrozumienia. W końcu można dojść do wniosku, że rozwiązaniem jest uwolnienie otoczenia od siebie. Życie traci smak, staje się jałowe. Świadomość ulgi i końca problemów po śmierci wydają się kuszące. Człowiek przestaje się tak kurczowo go trzymać. Śmierć też nie wydaje mi się już dramatem."

Hrefi rozumiem Cię, aż za dobrze.  I rozumiem, że nie widzisz dobrego rozwiązania, bo ja też takiego nie widzę.
Odejść nie ma jak, bo mąż jest dobry, szczęśliwy i kocha. Dziecko ma pełną rodzinę i jest dzieckiem szczęśliwym. Każdy uważa Was za szczęśliwą rodzinę. Pozornie jest wszystko ok. Tylko w człowieku jest taki ogromny smutek.

Czytam co inni Ci piszą. Rozumiem ich punkt widzenia. Dostajesz ciosy za to, że masz romans. Tylko to w tej chwili jest dla nich najważniejsze. Tylko na tym skupiają swoją uwagę. Nigdy nie miałam romansu w pełnoprawnym znaczeniu tego słowa. Dawno temu się z kimś spotykałam przez kilka miesięcy. Minęło już kilka lat od tego czasu. Na własne życzenie sobie to zrobiłam. Moja wina. Brak świadomości i dojrzałości i wszystkiego co takim osobom się zarzuca. Gdybym umiała wtedy postąpić inaczej to bym postąpiła. Nie umiałam. Czasu nie cofnę. Z konsekwencjami żyć muszę.

Odpowiem Ci na pytanie zadane w temacie. Zmienia się wszystko. Romans pokazał Ci, że mogłoby być inaczej. Kiedyś się skończy. Zostaniesz z rodziną.
Z całej siły będziesz próbował odbudować małżeństwo. Będziesz próbował pokochać żonę. Minie rok, dwa, pięć, całe życie. Odbudujesz pozornie.
Żony nie pokochasz. Zrozumiesz, że nie ma powrotu do tego co było, o ile kiedykolwiek było. Będziesz wciąż w tym samym miejscu. Egoistycznie nieszczęśliwy. Być może po jakimś czasie wpakujesz się w kolejny romans i kolejny. Być może to będzie Twój sposób na życie. Być może już nigdy nie będziesz mieć romansu, bo będziesz wiedział ile on tak naprawdę kosztuje. Tu już nie wiem co wybierzesz. Szczęścia nie znajdziesz na żadnej z tych dróg.

Będąc w tym samym miejscu powiem Ci również co powinniśmy zrobić. Odejść, tak jak wszyscy radzą. Jednak żadne z nas nie odejdzie i tak będziemy w tym tkwić. Na własne życzenie.

Faktycznie, jakbym sam to napisał. Ciekawe ile w skali kraju jest takich ludzi.

Zastanawiałem się co najdłużej zostanie po romansie i dochodzę do wniosku, że najdłużej i najbardziej będą boleć dwie rzeczy.

Pierwsza to ta wiedza, że życie może wyglądać inaczej, normalnie. Jak się raz spróbuje to nie można wrócić do tego co bylo. Ta świadomość, że może być normalnie. Pewnie na zawsze utkwi to w mojej głowie.

Druga to świadomość zmarnowanej szansy na normalne życie, która będzie odzywała przy każdym konflikcie w małżeństwie.

Dlatego należy odpowiedzieć na postawione przezemnie pytanie twierdząco. Rzeczywistość już została zmieniona.




Sam sobie bardzo dobrze odpowiedziales ze zmarnowana szansa bedzie sie odzywala przy kazdym konflikcie i tu masz 100 % racji. Ciebie najbardziej boli to ze sie nie udalo z kochanka i ten niedosyt pozostanie ci na dlugo.

152

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Hrefi nie wiesz jakby było. To są tylko pobożne życzenia. Będziesz tęsknić za tym czego nie było i co nigdy mogłoby się nie zdarzyć. Za złudzeniami. A za tym się najboleśniej tęskni.
Przekroczyłeś granice. Nic już nigdy nie będzie takie same. Spi***łeś życie sobie, żonie, kochance i mężowi kochanki. Romans się skończy i będziesz w kółko powtarzać tą samą historię. Bo nie masz odwagi odejść, bo kochanki też nie kochasz.

Nigdy już też małżeństwa całkowicie nie odbudujesz. To pobożne życzenia tych zdradzonych. Kto zdradził już nie kocha i nie pokocha. Bedzie sam sobie wmawiał, że jest dobrze jak jest.

Kiedyś dojdziesz do takiego etapu, że zrozumiesz, że trzeba było odejść. Że romans to koniec wszystkiego. Że oddałbyś wszystko za normalny związek. Bez zdrady w tle, z czystą kartką. I że to Twoja wina, że masz małżeństwo jakie masz.

153

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Współczuję Ci, bo jesteś sam. Byłeś sam będąc z kochanką i jesteś sam, gdy przebywasz z żoną.

Osiągnąłeś wszystko, czego chciałeś, a dalej czujesz w sobie tę pustkę, i nie wiesz, jak ją zapełnić.

Z jakiego pochodzisz domu, jacy byli Twoi rodzice?

Pochodzę z normalnego domu. Pełnego. Rodzice kochający się aż do teraz czyli schyłku życia. Nie miałem problemów że wzorcem rodziny.

Dzięki za odpowiedź.

Nigdy nie byłam niczyją kochanką, ani nie zdradziłam nikogo. Ale zanim poznałam męża, miałam tendencję do wchodzenia w różne dziwne i pokręcone relacje. Poraniło mnie to trochę. Czułam ogromną pustkę. Niby wszystko było ok, ale nie było. Ciężko to wytłumaczyć. Ale sprawy tego typu są zawsze skomplikowane i trudne.

Nie potępiam Cię, bo to nie ma żadnego sensu. Zresztą Ty wiesz, znasz konsekwencje. Musisz jakoś to poukładać, bo będzie coraz trudniej.

154 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-04-08 11:20:54)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Tak naprawdę wszystko jest kwestią perspektywy. Myślę, ze w Twoim małżeństwie jest tak samo jak przed romansem, czyli nie najlepiej. Może Ci się wydawać, że jest gorzej, bo masz porównanie do relacji z kochanką. Żona wie, że jej nie kochasz i chcesz ułożyć sobie życie- dobrze zrozumiałam, tak napisałeś? Więc wiecie na czym stoicie oboje. I zaczynacie od poziomu -1. Jak uda się wam wznieść na poziom 0 może zaczniecie od nowa. taki reset.
Może.. bo przyczyny tego, dlaczego nie byliście dobrym zwiazkiem, mogą być do zniwelowania, lub nie..
Ale do niego trzeba mieć wolną głowę- czyli zapomnieć o kochance. A Ty nie jesteś na to gotowy.
Wszedłeś w romans bez poukładania sobie w głowie, teraz za to płacisz. Więc podejmij jakąś racjonalną decyzję i jej się trzymaj. A najlepiej, gdyby to była Wasza wspólna decyzja, Twoja i żony- jak wyglądać ma Wasze życie. Żona też potrzebuje czasu by sobie w głowie poukładać to wszystko.
Ja nie potępiam Cię za zaprzeczanie o kochance, bo nie jest ona przyczyną, ale konsekwencją tego, co było między wami. Podobnie jak Ty nie jesteś przyczyną, ale konsekwencją tego, jak wygląda tamto małżeństwo.

155

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Hrefi nie wiesz jakby było. To są tylko pobożne życzenia. Będziesz tęsknić za tym czego nie było i co nigdy mogłoby się nie zdarzyć. Za złudzeniami. A za tym się najboleśniej tęskni.
Przekroczyłeś granice. Nic już nigdy nie będzie takie same. Spi***łeś życie sobie, żonie, kochance i mężowi kochanki. Romans się skończy i będziesz w kółko powtarzać tą samą historię. Bo nie masz odwagi odejść, bo kochanki też nie kochasz.

Nigdy już też małżeństwa całkowicie nie odbudujesz. To pobożne życzenia tych zdradzonych. Kto zdradził już nie kocha i nie pokocha. Bedzie sam sobie wmawiał, że jest dobrze jak jest.

Kiedyś dojdziesz do takiego etapu, że zrozumiesz, że trzeba było odejść. Że romans to koniec wszystkiego. Że oddałbyś wszystko za normalny związek. Bez zdrady w tle, z czystą kartką. I że to Twoja wina, że masz małżeństwo jakie masz.



Napisalem Ci wiadomosc na skrzynke.

156

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Tak, zmienia ! Zmienia gdy partner nie się, gdy partner wie. Zmienia wszystko.Nasz stosunek do partnera gdy nie wie i nasze relacje gdy wie.. niszczy wszystko niestety sama się o tym przekonałam.  Zdradzałam męża  miesiącami karmiąc się dobrym słowem,   adorowaniem. Zdradzałam fizycznie i emocjonalnie. Mąż przegrywał na starcie.  Do tamtego wzdychałam , myślałam,  pragnęłam. Mój kochanek też się we mnie zakochał. Myślałam nad rozstaniem.  Ale jak to zdradzający przekalkulowałam wszystko zimno i podle.  Zaczęłam znów przychylnie patrzeć na męża. Taki zaradny lojalny porządny-  MĘSKI !!! Pomyślałam że mam szczęście zaczęłam doceniać. Nie miałam źle.  Brakowało kwiatków,  randek słodkich słów-  ale mąż nigdy taki nie był.  WidzIałam że zostając z kochankiem może i to dostanę ale nie da mi wolności,  zaufania , domu, wzorca dla dziecka!!!
Pomyślałam dam nam szansę.  Kochanek się z tym nie pogodził.  Mąż się o wszystkim dowiedział.  Wszystko zniszczyłam...

157

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Nie umiem już nic dodać w tym temacie. Chyba wszystko zostało napisane. W większości słusznie. Cieszy mnie dojrzałość niektórych wypowiedzi. Celnie określily one moja sytuację. Przyznam się, że wdajac się w romans miałem świadomość jaki będzie o miał wpływ na malzenstwo. Juz wówczas wiedzialem, ze zmieni rzeczywistosc. Człowiek działa jednak jakby był w amoku. Chemia jest tak silna że konsekwencje są niewidoczne a o jakimkolwiek logicznym myśleniu zapomnieć można. Na początku wydaje się, że to kontrolujesz, że w każdej chwili można przestać bez konsekwencji. Później jest już za późno.  Nie pisze bo próbuje się usprawiedliwić ale może dać do zrozumienia innym, żeby uważali decydując się na romans bo ciężko później poukładać sobie zycie. On odbija się na wszystkim. Rodzinie, pracy, znajomych. Chodź z drugiej strony sam bym pewnie nie posłuchał gdyby mi tak ktoś powiedział.

158

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Dzięki. Szkoda ze trafiłem tutaj dopiero teraz , tzn po fakcie...
Moja historia jest bardzo podobna - wielomiesięczny romans z koleżanka z pracy, podwójne życie, brak zdecydowania (chociaż kochanka wolna ale z zobowiązaniami). Nie umiem podjąć decyzji o rozstaniu z żona i odejściem od niej i dzieci. Dlaczego? Bo mam dużo do stracenia: kilkanaście lat wspólnego życia, dorabiania się, osiągania sukcesu ale przy zonie, do której niewiele czuje a z drugiej strony gorąca kochanka, z która się bardzo kochamy, która jest dla mnie cudowna, bardzo atrakcyjna, ale z dzieckiem z poprzedniego związku z facetem którego znam. Problemem jest dla mnie wychowywanie cudzego dziecka a jednocześnie opuszczenie własnych dzieci (tak, wiem, ze rodzicem się pozostaje dalej, w najlepszym razie kontakty spadają o polowe), zaczynanie wszystkiego od nowa. Kochanka ma już dosyć - jest zazdrosna, chciałaby mieć mnie na wyłączność - mówi ze już nie wyrabia. Ja jestem zmęczony podwójnym życiem. Czas na decyzje, której nie potrafie podjąć. Romans zdycha (chociaż gdybym tylko się odważył kochanka czeka z otwartymi ramionami), ale w domu pustka - nie ma za bardzo do czego wracać. No i nie ma pewności, ze relacja z kochanka byłaby tak cudowna za rok, czy za 5 lat.  Romans To był błąd. Tylko co dalej? Może jestem niedojrzały, może jestem egoista i narcyzem. Chciałbym to zmienić - ale jak? do kochanki nie mam odwagi sie wyprowadzić, a w domu z żona trudno wytrzymać (chociaż nie mam wyrzutów sumienia, a żona stara się jak może). Do tego z kochanka widuje się codziennie w pracy - co gorsza - pracujemy razem. Zakochałem się jak nastolatek. Koszmar.

159 Ostatnio edytowany przez Ola_la (2018-04-16 10:28:56)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Dzięki. Szkoda ze trafiłem tutaj dopiero teraz , tzn po fakcie...
Moja historia jest bardzo podobna - wielomiesięczny romans z koleżanka z pracy, podwójne życie, brak zdecydowania (chociaż kochanka wolna ale z zobowiązaniami). Nie umiem podjąć decyzji o rozstaniu z żona i odejściem od niej i dzieci. Dlaczego? Bo mam dużo do stracenia: kilkanaście lat wspólnego życia, dorabiania się, osiągania sukcesu ale przy zonie, do której niewiele czuje a z drugiej strony gorąca kochanka, z która się bardzo kochamy, która jest dla mnie cudowna, bardzo atrakcyjna, ale z dzieckiem z poprzedniego związku z facetem którego znam. Problemem jest dla mnie wychowywanie cudzego dziecka a jednocześnie opuszczenie własnych dzieci (tak, wiem, ze rodzicem się pozostaje dalej, w najlepszym razie kontakty spadają o polowe), zaczynanie wszystkiego od nowa. Kochanka ma już dosyć - jest zazdrosna, chciałaby mieć mnie na wyłączność - mówi ze już nie wyrabia. Ja jestem zmęczony podwójnym życiem. Czas na decyzje, której nie potrafie podjąć. Romans zdycha (chociaż gdybym tylko się odważył kochanka czeka z otwartymi ramionami), ale w domu pustka - nie ma za bardzo do czego wracać. No i nie ma pewności, ze relacja z kochanka byłaby tak cudowna za rok, czy za 5 lat.  Romans To był błąd. Tylko co dalej? Może jestem niedojrzały, może jestem egoista i narcyzem. Chciałbym to zmienić - ale jak? do kochanki nie mam odwagi sie wyprowadzić, a w domu z żona trudno wytrzymać (chociaż nie mam wyrzutów sumienia, a żona stara się jak może). Do tego z kochanka widuje się codziennie w pracy - co gorsza - pracujemy razem. Zakochałem się jak nastolatek. Koszmar.

biedactwo aż przez moment zrobiło mi się ciebie szkoda, kolejny egoista i tchórz
ciekawe, że żaden zdradzający czy kobieta czy mężczyzna nie rozumie, że najbardziej krzywdzi sam siebie?
nie jest pewnie przyjemnie myslec o sobie jako o tym złym, który zdradza wiec zazwyczaj ta zona jest taka i owaka w ich oczach, wiec nie miał wyjścia tylko zdradzać?

160 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-04-16 10:36:04)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Dzięki. Szkoda ze trafiłem tutaj dopiero teraz , tzn po fakcie...
Moja historia jest bardzo podobna - wielomiesięczny romans z koleżanka z pracy, podwójne życie, brak zdecydowania (chociaż kochanka wolna ale z zobowiązaniami). Nie umiem podjąć decyzji o rozstaniu z żona i odejściem od niej i dzieci. Dlaczego? Bo mam dużo do stracenia: kilkanaście lat wspólnego życia, dorabiania się, osiągania sukcesu ale przy zonie, do której niewiele czuje a z drugiej strony gorąca kochanka, z która się bardzo kochamy, która jest dla mnie cudowna, bardzo atrakcyjna, ale z dzieckiem z poprzedniego związku z facetem którego znam. Problemem jest dla mnie wychowywanie cudzego dziecka a jednocześnie opuszczenie własnych dzieci (tak, wiem, ze rodzicem się pozostaje dalej, w najlepszym razie kontakty spadają o polowe), zaczynanie wszystkiego od nowa. Kochanka ma już dosyć - jest zazdrosna, chciałaby mieć mnie na wyłączność - mówi ze już nie wyrabia. Ja jestem zmęczony podwójnym życiem. Czas na decyzje, której nie potrafie podjąć. Romans zdycha (chociaż gdybym tylko się odważył kochanka czeka z otwartymi ramionami), ale w domu pustka - nie ma za bardzo do czego wracać. No i nie ma pewności, ze relacja z kochanka byłaby tak cudowna za rok, czy za 5 lat.  Romans To był błąd. Tylko co dalej? Może jestem niedojrzały, może jestem egoista i narcyzem. Chciałbym to zmienić - ale jak? do kochanki nie mam odwagi sie wyprowadzić, a w domu z żona trudno wytrzymać (chociaż nie mam wyrzutów sumienia, a żona stara się jak może). Do tego z kochanka widuje się codziennie w pracy - co gorsza - pracujemy razem. Zakochałem się jak nastolatek. Koszmar.


Jakie to smutne.
Jak można być dorosłym człowiekiem, mieć ileś lat na karku, spłodzić ileś tam dzieci i być wciąż tak durnym i krótkowzrocznym, żeby nie widzieć, że atrakcyjność związku, jego pomyślność i trwałość nie leżą w początkowej fascynacji i pożądaniu? Jak można w tak zaawansowanym wieku, po ślubach i dzieciach być wciąż ciemnym jak tabaka w rogu i nie wiedzieć, że to, co stało się w starym związku, czyli ta nuda, przyzwyczajenie i znużenie nie powtórzy się już więcej? Jak można nie mieć żadnej refleksji dotyczących tego, że związek tworzy dwoje i od wkładu i zaangażowania dwojga zależy czy i jak będzie się rozwijała relacja? Jak można nie widzieć tego, źe jak się samemu mało daje, uważa się, że partnera zna się już do podszewki i on/ona się nie rozwija, nie przedstawia sobią żadnej tajemnicy, którą pragnie się odkrywać, to można liczyć tylko na to samo? Jak można po swoich wcześniejszych doświadczeniach nie mieć refleksji i spostrzeżeń oraz nie być świadomym, że emocje, które odczuwane są na początku relacji nie będą stałe obecne w życiu i że trzeba umieć o nie dbać tak, żeby atmosfera w związku sprzyjała rozwojowi relacji, bo samo się nic nie dzieje. Jak można być aż tak naiwnym, by wierzyć w to, że to, co się wydarzyło w starym związku nie powtórzy się w nowym, skoro znowu jedną z głównych składowych tego związku będzie ten sam „szwankujący” element?
A może jednak coś tam intuicyjnie się czuje i dlatego nie idzie się ślepo w stronę świeżych emocji?

161

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
summerka88 napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Dzięki. Szkoda ze trafiłem tutaj dopiero teraz , tzn po fakcie...
Moja historia jest bardzo podobna - wielomiesięczny romans z koleżanka z pracy, podwójne życie, brak zdecydowania (chociaż kochanka wolna ale z zobowiązaniami). Nie umiem podjąć decyzji o rozstaniu z żona i odejściem od niej i dzieci. Dlaczego? Bo mam dużo do stracenia: kilkanaście lat wspólnego życia, dorabiania się, osiągania sukcesu ale przy zonie, do której niewiele czuje a z drugiej strony gorąca kochanka, z która się bardzo kochamy, która jest dla mnie cudowna, bardzo atrakcyjna, ale z dzieckiem z poprzedniego związku z facetem którego znam. Problemem jest dla mnie wychowywanie cudzego dziecka a jednocześnie opuszczenie własnych dzieci (tak, wiem, ze rodzicem się pozostaje dalej, w najlepszym razie kontakty spadają o polowe), zaczynanie wszystkiego od nowa. Kochanka ma już dosyć - jest zazdrosna, chciałaby mieć mnie na wyłączność - mówi ze już nie wyrabia. Ja jestem zmęczony podwójnym życiem. Czas na decyzje, której nie potrafie podjąć. Romans zdycha (chociaż gdybym tylko się odważył kochanka czeka z otwartymi ramionami), ale w domu pustka - nie ma za bardzo do czego wracać. No i nie ma pewności, ze relacja z kochanka byłaby tak cudowna za rok, czy za 5 lat.  Romans To był błąd. Tylko co dalej? Może jestem niedojrzały, może jestem egoista i narcyzem. Chciałbym to zmienić - ale jak? do kochanki nie mam odwagi sie wyprowadzić, a w domu z żona trudno wytrzymać (chociaż nie mam wyrzutów sumienia, a żona stara się jak może). Do tego z kochanka widuje się codziennie w pracy - co gorsza - pracujemy razem. Zakochałem się jak nastolatek. Koszmar.


Jakie to smutne.
Jak można być dorosłym człowiekiem, mieć ileś lat na karku, spłodzić ileś tam dzieci i być wciąż tak durnym i krótkowzrocznym, żeby nie widzieć, że atrakcyjność związku, jego pomyślność i trwałość nie leżą w początkowej fascynacji i pożądaniu? Jak można w tak zaawansowanym wieku, po ślubach i dzieciach być wciąż ciemnym jak tabaka w rogu i nie wiedzieć, że to, co stało się w starym związku, czyli ta nuda, przyzwyczajenie i znużenie nie powtórzy się już więcej? Jak można nie mieć żadnej refleksji dotyczących tego, że związek tworzy dwoje i od wkładu i zaangażowania dwojga zależy czy i jak będzie się rozwijała relacja? Jak można nie widzieć tego, źe jak się samemu mało daje, uważa się, że partnera zna się już do podszewki i on/ona się nie rozwija, nie przedstawia sobią żadnej tajemnicy, którą pragnie się odkrywać, to można liczyć tylko na to samo? Jak można po swoich wcześniejszych doświadczeniach nie mieć refleksji i spostrzeżeń oraz nie być świadomym, że emocje, które odczuwane są na początku relacji nie będą stałe obecne w życiu i że trzeba umieć o nie dbać tak, żeby atmosfera w związku sprzyjała rozwojowi relacji, bo samo się nic nie dzieje. Jak można być aż tak naiwnym, by wierzyć w to, że to, co się wydarzyło w starym związku nie powtórzy się w nowym, skoro znowu jedną z głównych składowych tego związku będzie ten sam „szwankujący” element?
A może jednak coś tam intuicyjnie się czuje i dlatego nie idzie się ślepo w stronę świeżych emocji?


Jak widać można być naiwnym, można się beznadziejnie zakochać w innej kobiecie będąc w związku. Tak, jest to pewnie wyraz niedojrzałości i jeszcze paru innych kwestii. Ok. Nazwijmy rzeczy po imieniu.
Ale pytam: jak mam dojrzeć? Jak mam sobie z tym poradzić? Jak? Łatwo ocenić, łatwo napisać o „szwankującym elemencie”, tylko co w praktyce można teraz zrobić? jak wyjść z pułapki, ewentualnie jak nie wpaść w nią ponownie?
Ktoś napisał tutaj, ze romans działa jak amfetamina. Analogia do nałogu/narkotyku jest  celna. Potrzebny jest odwyk. Czy Terapia pomoże?
Najlepiej byłoby odstawić - zrywam z kochanka, a ona tez ma dosyć - ale nadal pozostaje wspólne miejsce pracy. Będziemy widywać się codziennie, czasem razem pracować. Perspektywa tego jest koszmarna. Tak wyglada karma?

162

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Ale tutaj nie chodzi o to, że się zakochałeś.
Chodzi o to, że trwasz niezdecydowany.
Jak dojrzeć? Podejmij decyzję. Rozstań się albo z jedną albo z drugą. Przestań krzywdzić żonę. Powiedz jej o tym wszystkim, porozmawiaj.

163

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:
summerka88 napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Dzięki. Szkoda ze trafiłem tutaj dopiero teraz , tzn po fakcie...
Moja historia jest bardzo podobna - wielomiesięczny romans z koleżanka z pracy, podwójne życie, brak zdecydowania (chociaż kochanka wolna ale z zobowiązaniami). Nie umiem podjąć decyzji o rozstaniu z żona i odejściem od niej i dzieci. Dlaczego? Bo mam dużo do stracenia: kilkanaście lat wspólnego życia, dorabiania się, osiągania sukcesu ale przy zonie, do której niewiele czuje a z drugiej strony gorąca kochanka, z która się bardzo kochamy, która jest dla mnie cudowna, bardzo atrakcyjna, ale z dzieckiem z poprzedniego związku z facetem którego znam. Problemem jest dla mnie wychowywanie cudzego dziecka a jednocześnie opuszczenie własnych dzieci (tak, wiem, ze rodzicem się pozostaje dalej, w najlepszym razie kontakty spadają o polowe), zaczynanie wszystkiego od nowa. Kochanka ma już dosyć - jest zazdrosna, chciałaby mieć mnie na wyłączność - mówi ze już nie wyrabia. Ja jestem zmęczony podwójnym życiem. Czas na decyzje, której nie potrafie podjąć. Romans zdycha (chociaż gdybym tylko się odważył kochanka czeka z otwartymi ramionami), ale w domu pustka - nie ma za bardzo do czego wracać. No i nie ma pewności, ze relacja z kochanka byłaby tak cudowna za rok, czy za 5 lat.  Romans To był błąd. Tylko co dalej? Może jestem niedojrzały, może jestem egoista i narcyzem. Chciałbym to zmienić - ale jak? do kochanki nie mam odwagi sie wyprowadzić, a w domu z żona trudno wytrzymać (chociaż nie mam wyrzutów sumienia, a żona stara się jak może). Do tego z kochanka widuje się codziennie w pracy - co gorsza - pracujemy razem. Zakochałem się jak nastolatek. Koszmar.


Jakie to smutne.
Jak można być dorosłym człowiekiem, mieć ileś lat na karku, spłodzić ileś tam dzieci i być wciąż tak durnym i krótkowzrocznym, żeby nie widzieć, że atrakcyjność związku, jego pomyślność i trwałość nie leżą w początkowej fascynacji i pożądaniu? Jak można w tak zaawansowanym wieku, po ślubach i dzieciach być wciąż ciemnym jak tabaka w rogu i nie wiedzieć, że to, co stało się w starym związku, czyli ta nuda, przyzwyczajenie i znużenie nie powtórzy się już więcej? Jak można nie mieć żadnej refleksji dotyczących tego, że związek tworzy dwoje i od wkładu i zaangażowania dwojga zależy czy i jak będzie się rozwijała relacja? Jak można nie widzieć tego, źe jak się samemu mało daje, uważa się, że partnera zna się już do podszewki i on/ona się nie rozwija, nie przedstawia sobią żadnej tajemnicy, którą pragnie się odkrywać, to można liczyć tylko na to samo? Jak można po swoich wcześniejszych doświadczeniach nie mieć refleksji i spostrzeżeń oraz nie być świadomym, że emocje, które odczuwane są na początku relacji nie będą stałe obecne w życiu i że trzeba umieć o nie dbać tak, żeby atmosfera w związku sprzyjała rozwojowi relacji, bo samo się nic nie dzieje. Jak można być aż tak naiwnym, by wierzyć w to, że to, co się wydarzyło w starym związku nie powtórzy się w nowym, skoro znowu jedną z głównych składowych tego związku będzie ten sam „szwankujący” element?
A może jednak coś tam intuicyjnie się czuje i dlatego nie idzie się ślepo w stronę świeżych emocji?


Jak widać można być naiwnym, można się beznadziejnie zakochać w innej kobiecie będąc w związku. Tak, jest to pewnie wyraz niedojrzałości i jeszcze paru innych kwestii. Ok. Nazwijmy rzeczy po imieniu.
Ale pytam: jak mam dojrzeć? Jak mam sobie z tym poradzić? Jak? Łatwo ocenić, łatwo napisać o „szwankującym elemencie”, tylko co w praktyce można teraz zrobić? jak wyjść z pułapki, ewentualnie jak nie wpaść w nią ponownie?
Ktoś napisał tutaj, ze romans działa jak amfetamina. Analogia do nałogu/narkotyku jest  celna. Potrzebny jest odwyk. Czy Terapia pomoże?
Najlepiej byłoby odstawić - zrywam z kochanka, a ona tez ma dosyć - ale nadal pozostaje wspólne miejsce pracy. Będziemy widywać się codziennie, czasem razem pracować. Perspektywa tego jest koszmarna. Tak wyglada karma?


Czy ty pytasz o to, jak kogoś kochać?
Bo zakochanie ma faktycznie neurobiologiczne podstawy, neuroprzekaźniki działają jak narkotyk, zasilają układ nagrody. I TO się dzieje samo, nie musisz się starać, nie musisz w sumie nic dawać od siebie, tylko przyjmujesz nowe dawki. Ale ten stan się ZAWSZE kończy. Tak jak było w przypadku ciebie i twojej żony. Żeby kochać trzeba trochę więcej. Ale na terapii to raczej nie nauczą cię kochać drugiego człowieka.

164

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

pracę zawsze można zmienić
trzeba tylko chciec

165

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
summerka88 napisał/a:
alsoski001 napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Jakie to smutne.
Jak można być dorosłym człowiekiem, mieć ileś lat na karku, spłodzić ileś tam dzieci i być wciąż tak durnym i krótkowzrocznym, żeby nie widzieć, że atrakcyjność związku, jego pomyślność i trwałość nie leżą w początkowej fascynacji i pożądaniu? Jak można w tak zaawansowanym wieku, po ślubach i dzieciach być wciąż ciemnym jak tabaka w rogu i nie wiedzieć, że to, co stało się w starym związku, czyli ta nuda, przyzwyczajenie i znużenie nie powtórzy się już więcej? Jak można nie mieć żadnej refleksji dotyczących tego, że związek tworzy dwoje i od wkładu i zaangażowania dwojga zależy czy i jak będzie się rozwijała relacja? Jak można nie widzieć tego, źe jak się samemu mało daje, uważa się, że partnera zna się już do podszewki i on/ona się nie rozwija, nie przedstawia sobią żadnej tajemnicy, którą pragnie się odkrywać, to można liczyć tylko na to samo? Jak można po swoich wcześniejszych doświadczeniach nie mieć refleksji i spostrzeżeń oraz nie być świadomym, że emocje, które odczuwane są na początku relacji nie będą stałe obecne w życiu i że trzeba umieć o nie dbać tak, żeby atmosfera w związku sprzyjała rozwojowi relacji, bo samo się nic nie dzieje. Jak można być aż tak naiwnym, by wierzyć w to, że to, co się wydarzyło w starym związku nie powtórzy się w nowym, skoro znowu jedną z głównych składowych tego związku będzie ten sam „szwankujący” element?
A może jednak coś tam intuicyjnie się czuje i dlatego nie idzie się ślepo w stronę świeżych emocji?


Jak widać można być naiwnym, można się beznadziejnie zakochać w innej kobiecie będąc w związku. Tak, jest to pewnie wyraz niedojrzałości i jeszcze paru innych kwestii. Ok. Nazwijmy rzeczy po imieniu.
Ale pytam: jak mam dojrzeć? Jak mam sobie z tym poradzić? Jak? Łatwo ocenić, łatwo napisać o „szwankującym elemencie”, tylko co w praktyce można teraz zrobić? jak wyjść z pułapki, ewentualnie jak nie wpaść w nią ponownie?
Ktoś napisał tutaj, ze romans działa jak amfetamina. Analogia do nałogu/narkotyku jest  celna. Potrzebny jest odwyk. Czy Terapia pomoże?
Najlepiej byłoby odstawić - zrywam z kochanka, a ona tez ma dosyć - ale nadal pozostaje wspólne miejsce pracy. Będziemy widywać się codziennie, czasem razem pracować. Perspektywa tego jest koszmarna. Tak wyglada karma?


Czy ty pytasz o to, jak kogoś kochać?
Bo zakochanie ma faktycznie neurobiologiczne podstawy, neuroprzekaźniki działają jak narkotyk, zasilają układ nagrody. I TO się dzieje samo, nie musisz się starać, nie musisz w sumie nic dawać od siebie, tylko przyjmujesz nowe dawki. Ale ten stan się ZAWSZE kończy. Tak jak było w przypadku ciebie i twojej żony. Żeby kochać trzeba trochę więcej. Ale na terapii to raczej nie nauczą cię kochać drugiego człowieka.

tak, miłość niejedno ma imię.. Zakochanie to co innego. ale błędne jest przekonanie, że najpierw jest zakochanie, a potem oparta na rozsądku i pzyjaźni miłość.. To tak nie działa niestety- to byłoby proste. Aby para trwała w szczęściu, muszą się wzajemnie inspirować jako kobieta i mężczyzna., musi być im po drodze.. Coś tam można wypracować- wiele rzeczy nie. Podejmować decyzję o związku na całe życie i dzieciach na etapie motylków nie jest dobrze, bo wtedy wielu rzeczy nie dostrzegamy, na inne przymykamy oko. I nie widzimy, czy podejście do życia nas łączy Ci dzieli.
A potem są dzieci, rodzina, więzy, których nie chcemy rozrywać. To nie jest decyzja tylko w swojej sprawie, jak sugerują niektórzy.
jesteś na etapie wystawiania rachunku- jest wysoki, bo źle skalkulowałeś koszty, więc płacisz i boli. Coś za coś.

166

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Ktoś napisał tutaj, ze romans działa jak amfetamina. Analogia do nałogu/narkotyku jest  celna. Potrzebny jest odwyk. Czy Terapia pomoże?
Najlepiej byłoby odstawić - zrywam z kochanka, a ona tez ma dosyć - ale nadal pozostaje wspólne miejsce pracy. Będziemy widywać się codziennie, czasem razem pracować. Perspektywa tego jest koszmarna. Tak wyglada karma?

Piszesz odwyk... nie sądzę, że na tym etapie terapia pomoże, bo teraz jesteś pod wpływem "chemii", która ma swoje neurologiczne podstawy o których wspomniała Summerka. Od Ciebie wiele to nie wymaga w chwili obecnej, potrzebujesz tylko nowych dawek by być wciąż "na haju". Dlatego świat z żoną, w zderzeniu z tymi endorfinami, których dostarcza Ci romans, wydaje się teraz taki szary, nijaki. Ale to tylko iluzja.
Jeśli naprawdę chcesz przebyć detoks, któreś z Was musi zmienić pracę, musicie przestać się widywać, kontaktować - to absolutnie podstawa. Możesz też czekać aż wszystko "samo ułoży" a raczej rypnie, kiedy szanowna małżonka dowie od wszystkim, możliwe, że od samej zniecierpliwionej kochanki.
Teraz jeszcze możesz sam podjąć decyzję w tę czy wewte i jej się trzymać, ale brak Ci odwagi, siły i chęci. hmm

167 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-04-16 12:20:29)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ola_la napisał/a:

pracę zawsze można zmienić
trzeba tylko chciec

oczywiście, ze można. To nie praca jest problemem, tylko decyzja.I o kochance na pewno można zapomnieć- tylko pytanie w imię czego? Co w zamian? Tu nikt za niego nie zadecyduje.
Roxann-- mylisz przyczyny i skutki.. Ale może będzie miłą szczęście i romans wypali się po prostu. Co nie znaczy, że nagle żona stanie się kolorowa..

168

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Zwykłe szuje z was.. a autor wątku to już totalne dno. Tak jesteś dnem , bez żadnych uczuć.
Szczerze gdybym była Twoją żoną i bym się o wszystkim dowiedziała - napluła bym Ci w twarz i wyrzuciła raz na zawsze w 5 min.

Brzydzę się wami.
Jestem atrakcyjna- więc, faceci się za mną uganiali. Nigdy nie zapomnę jak młody, przystojny chłopak zdradzał żonę ( po roku ) w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Gdy się dowiedziałam naplułam tej ścierce na twarz.

Gorsi od zwierząt

169

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

Roxann-- mylisz przyczyny i skutki.. Ale może będzie miłą szczęście i romans wypali się po prostu. Co nie znaczy, że nagle żona stanie się kolorowa..

Ela ja nie mówię tu o przyczynach, bo mleko się rozlało i chyba autor zastanawia się co zrobić? Iść na terapię? Terapia może i pomoże pewne rzeczy uporządkować, zastanowić nad przyczynami, ale nie pomoże "odkochać się".
Tak, romans może się wypalić, wystarczy, że zaczną się kłócić, będzie coraz więcej pretensji, żali... tak. Już nawet kochanka staje się coraz bardziej niecierpliwa i ta syt zaczyna ją męczyć i irytować. Jeśli dalej będą razem pracować to atmosfera nie będzie lepsza. W żadnym przypadku.
Nawet gdyby zdecydował się odejść od żony do kochanki, praca razem nie jest dobrym pomysłem.
W sytuacji, kiedy podwójne życie zaczyna ciążyć, musi dojść do zmiany/przełomu, jeśli autor sam nie podejmie tej decyzji, zrobi to za niego kochanka albo żona.

170

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:
Ola_la napisał/a:

pracę zawsze można zmienić
trzeba tylko chciec

oczywiście, ze można. To nie praca jest problemem, tylko decyzja.I o kochance na pewno można zapomnieć- tylko pytanie w imię czego? Co w zamian? Tu nikt za niego nie zadecyduje.
Roxann-- mylisz przyczyny i skutki.. Ale może będzie miłą szczęście i romans wypali się po prostu. Co nie znaczy, że nagle żona stanie się kolorowa..

Jestem zmęczony romansem. Chciałbym żeby się wypalił. Kiedy kochanka nie przychodzi do pracy - oddycham pełna piersią. Wystarczy jednak, ze po paru dniach przyjdzie do pracy - i wszystko wraca. Ze zdwojona siła. Jej tez nie jest lekko - już kilka razy próbowaliśmy sie rozzstac. Po kilku dniach następował powrót. Tak, zmiana pracy jest konieczna, ale ani ona ani ja nie chcemy tego zrobić z uwagi na brak dobrej alternatywy w naszym mieście...

171

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
ZywiecZdroj napisał/a:

Zwykłe szuje z was.. a autor wątku to już totalne dno. Tak jesteś dnem , bez żadnych uczuć.
Szczerze gdybym była Twoją żoną i bym się o wszystkim dowiedziała - napluła bym Ci w twarz i wyrzuciła raz na zawsze w 5 min.

Brzydzę się wami.
Jestem atrakcyjna- więc, faceci się za mną uganiali. Nigdy nie zapomnę jak młody, przystojny chłopak zdradzał żonę ( po roku ) w ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Gdy się dowiedziałam naplułam tej ścierce na twarz.

Szczerze mówiąc takie posty nawet sprawiają mi pewna ulgę. Ktoś nazywa rzeczy po imieniu. Nie jestem dumny z tego co robię. Ale zakochanie się w kimś innym przydarzyło się - po nastu latach małżeństwa poczułem znowu, ze żyje. Serce nie sługa.
Ale kochanka ma syna, którego ja nie chce wychowywać, a z drugiej strony moje dzieci powinny mieć ojca na codzień a nie w weekendy. No a z drugiej strony są moje potrzeby - życie bez kochania kogos i bycia kochanym było okropne i nudne. Byłem bliski depresji. Teraz jestem na haju - ale czuje, ze bal się kończy. Pozostanie przy żonie - oznacza rezygnacje ze swojego szczęścia i uczuć; odejście do kochanki oznacza porzucenie własnych dzieci i żony.
Być może już lepiej nie było zaznać tego wszystkiego i dalej tkwić w marazmie...


Gorsi od zwierząt

172

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Tak, zmiana pracy jest konieczna, ale ani ona ani ja nie chcemy tego zrobić z uwagi na brak dobrej alternatywy w naszym mieście...

Jeżeli chcesz by romans się wypalił, ale zmiana pracy nie wchodzi w grę (choć często to takie najprostsze tłumaczenie by nic nie robić), to możesz temu pomóc, przyśpieszyć ten proces. Jak?
1. Przeprowadzasz szczerą rozmowę z kochanką, mówisz jej, że to nie ma sensu, że przemyślałeś, że (tu już zależy od twojej wyobraźni) i że chcesz się skupić na rodzinie, bo nie chcesz ich stracić itd.
2. Ograniczasz z kochanką kontakty i rozmowy do tylko i wyłącznie służbowych tłumacząc jej że to dla waszego dobra, bo też jej nie chcesz dalej w jakikolwiek sposób blokować czy robić nadzieje...
3. Jesteś w swoim postanowieniu KONSEKWENTNY!
4. Odcinając się emocjonalnie od kochanki starasz się swoją energię przekierować na poprawę relacji z rodziną.
Wtedy też możesz sobie pójść na jakąś terapię, jeśli będziesz chciał. Ale daj sobie choć z miesiąc na wcielenie w życie tych choćby 3 pierwszych punktów.
Na wszelki wypadek, gdyby kochanka chciała się zemścić, informując twoją żonę... zachowaj jakąś wiadomość do niej, w której piszesz, że chcesz by wasze relacje były tylko służbowe itd.
Jak widzisz, nie oceniam Cię, nie życzę źle ale tylko dlatego, że wierzę, że zdajesz sobie sprawę, jaki popełniłeś błąd i jakie są tego konsekwencje, a mogą być jeszcze gorsze... tylko jak już emocjonalnie w to wszedłeś, nie bardzo wiesz jak się z tego wykaraskać.
Dlatego daję Ci receptę...
Oczywiście bardziej skuteczne byłoby całkowite zerwanie kontaktu... ze zmianą pracy włącznie.
Pytanie czy tego naprawdę chcesz?

173

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Tak, zmiana pracy jest konieczna, ale ani ona ani ja nie chcemy tego zrobić z uwagi na brak dobrej alternatywy w naszym mieście...

Jeżeli chcesz by romans się wypalił, ale zmiana pracy nie wchodzi w grę (choć często to takie najprostsze tłumaczenie by nic nie robić), to możesz temu pomóc, przyśpieszyć ten proces. Jak?
1. Przeprowadzasz szczerą rozmowę z kochanką, mówisz jej, że to nie ma sensu, że przemyślałeś, że (tu już zależy od twojej wyobraźni) i że chcesz się skupić na rodzinie, bo nie chcesz ich stracić itd.
2. Ograniczasz z kochanką kontakty i rozmowy do tylko i wyłącznie służbowych tłumacząc jej że to dla waszego dobra, bo też jej nie chcesz dalej w jakikolwiek sposób blokować czy robić nadzieje...
3. Jesteś w swoim postanowieniu KONSEKWENTNY!
4. Odcinając się emocjonalnie od kochanki starasz się swoją energię przekierować na poprawę relacji z rodziną.
Wtedy też możesz sobie pójść na jakąś terapię, jeśli będziesz chciał. Ale daj sobie choć z miesiąc na wcielenie w życie tych choćby 3 pierwszych punktów.
Na wszelki wypadek, gdyby kochanka chciała się zemścić, informując twoją żonę... zachowaj jakąś wiadomość do niej, w której piszesz, że chcesz by wasze relacje były tylko służbowe itd.
Jak widzisz, nie oceniam Cię, nie życzę źle ale tylko dlatego, że wierzę, że zdajesz sobie sprawę, jaki popełniłeś błąd i jakie są tego konsekwencje, a mogą być jeszcze gorsze... tylko jak już emocjonalnie w to wszedłeś, nie bardzo wiesz jak się z tego wykaraskać.
Dlatego daję Ci receptę...
Oczywiście bardziej skuteczne byłoby całkowite zerwanie kontaktu... ze zmianą pracy włącznie.
Pytanie czy tego naprawdę chcesz?


———-
Dzięki. Dziękuje za to, ze mnie nie osądzasz. Wiele osób ma prawo powiedzieć, ze to co zrobiłem to świństwo i wielka granda. Ale Potrzebuje aby ktoś z boku na to spojrzał. Starałem się być dyskretny - nikomu o romansie nie mówiłem. Zreszta Ona tez nie. W swojej próżności i wygodzie zapewne gdzies głęboko w środku chciałbym to kontynuować - bycie na haju jest takie przyjemne .... Ale chyba dociera do mnie, ze zbyt często jest to ponad moje siły, ze jazda po bandzie nie może trwać wiecznie, ze jeszcze może nie jest za późno aby się wycofać i ratować co się da - jak dotąd ani moja rodzina ani ja nie zapłacilismy za to żadnej ceny (miko wszystko starałem się zachować status quo w domu - ok, może ja płace cenę swoimi obecnymi rozterkami i rozdarciem na myśl o tym, co mam zrobić)
Po pewnym czasie dociera, ze tak się nie da na dłuższa metę - a każde z nas chce z czasem więcej i więcej.
Ja doszedłem chyba do granicy własnych możliwości - z dużym żalem będę musiał zaprzestać kontaktów z Nią, ale już widzę, ze kawałek dalej będzie już tylko jedna możliwość: rozwód - a tego chyba jednak nie chce. Mieszkanie z kochanka i jej synem, nieuniknione spotkania z ojcem jej dziecka - oraz zapewne tęsknota za żona i dziećmi (obawiam się, ze z czasem taka tęsknota mogłaby się pojawić) mogłyby przeważyć nad uczuciami których teraz doświadczam - tak, jestem pod wpływem „chemii”, ale biorę na wiarę wskazówkę, ze podejmowanie życiowych decyzji pod jej wpływem nie jest mądre. Ze to może być iluzja...
Być  może odpuszczam tym samym życiowa szanse na poprawę swojego życia uczuciowego - ale przyszło mi do głowy, ze jeśli mam wątpliwości czy warto odchodzić od żony do nowej miłości, to chyba jednak nie ma wątpliwości co należy zrobić ...

174

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Szczerze mówiąc takie posty nawet sprawiają mi pewna ulgę. Ktoś nazywa rzeczy po imieniu. Nie jestem dumny z tego co robię. Ale zakochanie się w kimś innym przydarzyło się - po nastu latach małżeństwa poczułem znowu, ze żyje. Serce nie sługa.
Ale kochanka ma syna, którego ja nie chce wychowywać, a z drugiej strony moje dzieci powinny mieć ojca na codzień a nie w weekendy. No a z drugiej strony są moje potrzeby - życie bez kochania kogos i bycia kochanym było okropne i nudne. Byłem bliski depresji. Teraz jestem na haju - ale czuje, ze bal się kończy. Pozostanie przy żonie - oznacza rezygnacje ze swojego szczęścia i uczuć; odejście do kochanki oznacza porzucenie własnych dzieci i żony.
Być może już lepiej nie było zaznać tego wszystkiego i dalej tkwić w marazmie...

No ale przepraszam bardzo, małżeństwo, dzieci chyba skądś się wzięły? Zastanawia mnie jedna rzecz, czy to okropne i nudne życie to rzeczywiście brak miłości w związku, czy nawał obowiązków przy dzieciach? Teraz jak mniemam spotykając się z kochanką, nie bawisz jej dziecka... więc to taki powrót trochę do czasów kawalerskich... to na pewno dodatkowo potęguje ten "haj" na jakim jesteś. Perspektywa zaangażowania w relację z kobietą z dzieckiem, już nie jest dla Ciebie taka atrakcyjna, niż sam romans. Bo w końcu dojdą obowiązki związane z dzieckiem i to nie swoim. Do tego rozwód/alimenty itd.
Jak dla mnie przytłoczony obowiązkami przy dzieciach, poczułeś świeżość, wiatr w żaglach, popłynąłeś, ale wiatr napędzający twój okręt, przestaje wiać i masz dylemat czy zacumować na przystani do której ten słabnący wiatr Cię wiedzie, wiedząc, że wprawdzie Cię porwał, ale na lądzie będzie nowe, niekoniecznie lepsze życie z innymi ludźmi, czy porzucić żagiel i wiosłować  wstecz do miejsca Ci znanego - "domu". Możesz też wyskoczyć z łódki i sam popłynąć w nieznane. Ale w tym momencie to prawie pewne że utoniesz.
Uspokój najpierw emocje. Zastanów nad sobą i życiem. Zastosuj się do mojej rady w poprzednim poście i potem na spokojnie zadecyduj co dalej..

175

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Po pewnym czasie dociera, ze tak się nie da na dłuższa metę - a każde z nas chce z czasem więcej i więcej.
Ja doszedłem chyba do granicy własnych możliwości - z dużym żalem będę musiał zaprzestać kontaktów z Nią, ale już widzę, ze kawałek dalej będzie już tylko jedna możliwość: rozwód - a tego chyba jednak nie chce. Mieszkanie z kochanka i jej synem, nieuniknione spotkania z ojcem jej dziecka - oraz zapewne tęsknota za żona i dziećmi (obawiam się, ze z czasem taka tęsknota mogłaby się pojawić) mogłyby przeważyć nad uczuciami których teraz doświadczam - tak, jestem pod wpływem „chemii”, ale biorę na wiarę wskazówkę, ze podejmowanie życiowych decyzji pod jej wpływem nie jest mądre. Ze to może być iluzja...
Być  może odpuszczam tym samym życiowa szanse na poprawę swojego życia uczuciowego - ale przyszło mi do głowy, ze jeśli mam wątpliwości czy warto odchodzić od żony do nowej miłości, to chyba jednak nie ma wątpliwości co należy zrobić ...

Uwierz mi, że ta "chemia" potrafi zrobić wodę z mózgu. Co innego jakbyś był rasowym zdradzaczem. Ale oni się nie zakochują, nie są skłonni kochać. Chyba, że siebie. Myślę, że pod wpływem nawału obowiązków w pracy i w domu z dziećmi "odbiła Ci "palma" świeżości. Ale już ta świeżość jest pozorna bo i tam zobowiązania.
Pracujecie razem więc nie masz chwili by "odsapnąć" , no chyba, że jej nie ma w pracy. To nie pomaga. Chemia działa, wystarczy obecność, spojrzenie, głos...
No niestety tak jest.
Ja sama wdałam się w romans ale mimo to uważam, że póki w małżeństwie nie ma jakiejś patologii - przemocy, alkoholu itd. i są dzieci, szczególnie małe, to warto o tą rodzinę walczyć. Stając się ojcem i Twoja rola w małżeństwie się zmieniła, nie jesteś już tylko mężem Pępkiem świata). Owszem, drogi małżonków mogą się rozejść z różnych powodów, ale nie przy małych dzieciach... Zresztą piszesz w liczbie mnogiej, więc nie była to wpadka. Dla mnie to zwykła niedojrzałość do ojcostwa.

176

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Szczerze mówiąc takie posty nawet sprawiają mi pewna ulgę. Ktoś nazywa rzeczy po imieniu. Nie jestem dumny z tego co robię. Ale zakochanie się w kimś innym przydarzyło się - po nastu latach małżeństwa poczułem znowu, ze żyje. Serce nie sługa.
Ale kochanka ma syna, którego ja nie chce wychowywać, a z drugiej strony moje dzieci powinny mieć ojca na codzień a nie w weekendy. No a z drugiej strony są moje potrzeby - życie bez kochania kogos i bycia kochanym było okropne i nudne. Byłem bliski depresji. Teraz jestem na haju - ale czuje, ze bal się kończy. Pozostanie przy żonie - oznacza rezygnacje ze swojego szczęścia i uczuć; odejście do kochanki oznacza porzucenie własnych dzieci i żony.
Być może już lepiej nie było zaznać tego wszystkiego i dalej tkwić w marazmie...

No ale przepraszam bardzo, małżeństwo, dzieci chyba skądś się wzięły? Zastanawia mnie jedna rzecz, czy to okropne i nudne życie to rzeczywiście brak miłości w związku, czy nawał obowiązków przy dzieciach? Teraz jak mniemam spotykając się z kochanką, nie bawisz jej dziecka... więc to taki powrót trochę do czasów kawalerskich... to na pewno dodatkowo potęguje ten "haj" na jakim jesteś. Perspektywa zaangażowania w relację z kobietą z dzieckiem, już nie jest dla Ciebie taka atrakcyjna, niż sam romans. Bo w końcu dojdą obowiązki związane z dzieckiem i to nie swoim. Do tego rozwód/alimenty itd.
Jak dla mnie przytłoczony obowiązkami przy dzieciach, poczułeś świeżość, wiatr w żaglach, popłynąłeś, ale wiatr napędzający twój okręt, przestaje wiać i masz dylemat czy zacumować na przystani do której ten słabnący wiatr Cię wiedzie, wiedząc, że wprawdzie Cię porwał, ale na lądzie będzie nowe, niekoniecznie lepsze życie z innymi ludźmi, czy porzucić żagiel i wiosłować  wstecz do miejsca Ci znanego - "domu". Możesz też wyskoczyć z łódki i sam popłynąć w nieznane. Ale w tym momencie to prawie pewne że utoniesz.
Uspokój najpierw emocje. Zastanów nad sobą i życiem. Zastosuj się do mojej rady w poprzednim poście i potem na spokojnie zadecyduj co dalej..

——-
Celnie. Zgadza się, nie bawię jej dziecka. Ona często wywozi dziecko (6 lat) do swoich rodziców, czasem jej rodzice przychodzili do niej i mieliśmy wolny wieczór/ noc. To było jak powrót do przeszłości - atrakcyjna kobieta, trochę młodsza, i czas który mieliśmy tylko dla siebie.
Czuje się jak w zamkniętym kręgu, z którego nie mogę się wyrwać - miałem duże oczekiwania wobec „nowej przystani”, ale jako człowiek wątpiący miałem obawy, ze może wcale nie będzie tak różowo. Bardzo dziękuje za radę - chociaż teraz można mieć  obawy, czy może jednak nie poddaje się za szybko, ze może jednak ulozylibysmy sobie życie i byłoby cudownie.
Ale ok - przemawia do mnie stwierdzenie, o iluzji i o nie podejmowaniu decyzji życiowej będąc na haju. A teraz właśnie jestem, chociaż czuje, ze detoks jest zaraz za rogiem... Zobaczymy co będzie za miesiąc. Krok po kroku. Czuje pewna ulgę

177

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

alosik - Ty po prostu jesteś głupi. Mężczyzną Cię nazwać nie można.

Spotkałeś młodszą i już sieczka w głowie a teraz rozważania czy z kochanką się ułoży ?
Ty zwykła cipa jesteś , która zostanie kiedyś sama jak palec.

178

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Po pewnym czasie dociera, ze tak się nie da na dłuższa metę - a każde z nas chce z czasem więcej i więcej.
Ja doszedłem chyba do granicy własnych możliwości - z dużym żalem będę musiał zaprzestać kontaktów z Nią, ale już widzę, ze kawałek dalej będzie już tylko jedna możliwość: rozwód - a tego chyba jednak nie chce. Mieszkanie z kochanka i jej synem, nieuniknione spotkania z ojcem jej dziecka - oraz zapewne tęsknota za żona i dziećmi (obawiam się, ze z czasem taka tęsknota mogłaby się pojawić) mogłyby przeważyć nad uczuciami których teraz doświadczam - tak, jestem pod wpływem „chemii”, ale biorę na wiarę wskazówkę, ze podejmowanie życiowych decyzji pod jej wpływem nie jest mądre. Ze to może być iluzja...
Być  może odpuszczam tym samym życiowa szanse na poprawę swojego życia uczuciowego - ale przyszło mi do głowy, ze jeśli mam wątpliwości czy warto odchodzić od żony do nowej miłości, to chyba jednak nie ma wątpliwości co należy zrobić ...

Uwierz mi, że ta "chemia" potrafi zrobić wodę z mózgu. Co innego jakbyś był rasowym zdradzaczem. Ale oni się nie zakochują, nie są skłonni kochać. Chyba, że siebie. Myślę, że pod wpływem nawału obowiązków w pracy i w domu z dziećmi "odbiła Ci "palma" świeżości. Ale już ta świeżość jest pozorna bo i tam zobowiązania.
Pracujecie razem więc nie masz chwili by "odsapnąć" , no chyba, że jej nie ma w pracy. To nie pomaga. Chemia działa, wystarczy obecność, spojrzenie, głos...
No niestety tak jest.
Ja sama wdałam się w romans ale mimo to uważam, że póki w małżeństwie nie ma jakiejś patologii - przemocy, alkoholu itd. i są dzieci, szczególnie małe, to warto o tą rodzinę walczyć. Stając się ojcem i Twoja rola w małżeństwie się zmieniła, nie jesteś już tylko mężem Pępkiem świata). Owszem, drogi małżonków mogą się rozejść z różnych powodów, ale nie przy małych dzieciach... Zresztą piszesz w liczbie mnogiej, więc nie była to wpadka. Dla mnie to zwykła niedojrzałość do ojcostwa.


Zgadza się - nie jestem super ojcem, zdaje sobie z tego sprawę. Dzieci może nie bardzo małe (młodsze nastolatki) ale nie dogadujemy się jakoś specjalnie. Może to niedojrzałość z odrobina wyobcowania w domu. Potrzeba zmiany, przebicia rutyny wciągnęła mnie. Plus „powrot do przeszłości”.
Rozstaje się z kochanka. Będzie bolało ... już to wiem

179

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
ZywiecZdroj napisał/a:

alosik - Ty po prostu jesteś głupi. Mężczyzną Cię nazwać nie można.

Spotkałeś młodszą i już sieczka w głowie a teraz rozważania czy z kochanką się ułoży ?
Ty zwykła cipa jesteś , która zostanie kiedyś sama jak palec.


Sorry, ale wyzwiska nie pomagają. Tak, zakochałem się - to ze w mlodszej to nie ma znaczenia. Jest atrakcyjna - nawet bardzo. Czy to jest głupota? z boku patrząc może i tak, ale w obecnym stanie mam/ miałem ograniczona możliwość rozpoznawania tego co się dzieje. Mam zamiar to skończyć. Dłużej tak nie dam rady.

180

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Haje, sraje, za przeproszeniem. Zakochanie to nie halucynki po których się walczy ze smokami. Sorry, ale to co piszecie to totalne bzdury, które mają na celu usprawiedliwienie bycia zwykłym w tym przypadku ch**jem ( w przypadku kobiet zdradzających- kur**szonem). Jasne możemy sie bawić w usprawiedliwianie typu, zdradzam, bo się zakochałem, a zakochanie to stan uzależnieniowy. Tylko przykładowo paląc nałogowo papierosy nie krzywdzisz innej osoby, pijąc krzywdzisz, ale osoba, która jest z alkoholikiem, jest świadoma jego nałogu i w każdej chwili moze odejść. Zatem skoro zakochanie w innej kobiecie niż żona/ partnerka to stan uzależnienia, to powiedz o tym żonie, niech świadomie podejmie decyzję, czy chce być z człowiekiem uzaleznionym, tym bardziej, ze uzależnionym od innej kobiety.

Te bzdety tylko utwierdziły faceta w przekonaniu, że przecież zdrada to nie jego wina, bo on biedny się zakochał- uzaleznił i teraz krok po kroku będzie co? rezygnował z kochanki? czyli w jeden dzień będzie bzykał kochankę, na pożegnanie, potem płakał w poduszkę, na następny dzień kupował żonie kwiaty i zapewniał o miłości, potem płakał w poduszkę i znowu wracał do kochanki, owszem to sa małe kroki tylko na zasadzie przód- tył. Człowiek, który ma odrobinę honoru powinien odejśc od żony, albo jej powiedzieć o wszystkim i niech ona zadecyduje jak chce dalej żyć.

I wiecie co? już pal licho tych zdradzanych mężów i zdradzane żony, ale jakim trzeba być sk***wielem, żeby w takiej emocjonalnej i uczuciowej patologii wychowywać dzieci, dzieci, które się powołało na świat? Czy zdradzacze nie kochają swoich dzieci? czy nie widza, że niszczą im życie juz od najmłodszych lat, czy nie rozumieją, że dziecko, które w końcu ogarnie, ze jeden z rodziców zdradza, samo może mieć w przyszłości problemy z nawiązaniem relacji damsko- męskich, z zaufaniem drugiemu człowiekowi? Cały czas piszemy o DDA w wątkach, gdzie pojawia się alkohol w rodzinie, a dlaczego tak niewiele osób podnosi kwestię dzieci ze związków, które się rozpadły przez zdrade? bo co? bo ojciec/ matka tylko puszczali się na boku, a nie pili i bili? Patologia i przerzucenie na dziecka zachowań negatywnych to nie tylko przemoc, alkohol, wykorzystywanie, ale także zdrady i wywyoływanie przez swoje chcice u dziecka zaburzeń w relacjach interpersonalnych.
Tak, przyznaje się bez bicia, to nie jest post- doradzacz, tylko post- oceniacz.

Jedyna rada, jaką można dać zdradzającym to:
1. odchodzisz od partnera i wiążesz się z kochankiem/ kochanką
2. odchodzisz od partnera i nie wiążesz się z kochankiem/ kochanką
3. Mówisz partnerowi o zdradzie i wspólnie podejmujecie decyzję co dalej.
4. zostajesz w tym co masz.
Innych rad nie ma, bo innych wyjśc ze zdrady nie ma, no mozna sie jeszcze powiesić.

181

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Będzie bolało ... już to wiem

Jesteś strasznie skupiony tylko na sobie. Ciebie tylko będzie bolało? Żony nie bolało? Uwierz, że wie, że coś było / jest na rzeczy. Kobieta zawsze wie.
Może kochankę nie będzie bolało?

Zdrada krzywdzi wszystkich. I zdradzacza i zdradzonego i tego z którym się zdradza.

Finał będzie taki, że zostaniesz z żoną. Nieszczęśliwy, bo wiecznie będziesz myślał, co by było gdyby. Zawsze już będziesz szukał.
Kochanka tez swoje odcierpi. Może żona będzie szczęśliwa jak się nie dowie. Jak się dowie to już inna bajka.

Kochasz żonę? Kochałeś ją gdy braliście ślub?

182

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Jestem zmęczony romansem. Chciałbym żeby się wypalił. Kiedy kochanka nie przychodzi do pracy - oddycham pełna piersią. Wystarczy jednak, ze po paru dniach przyjdzie do pracy - i wszystko wraca. Ze zdwojona siła. Jej tez nie jest lekko - już kilka razy próbowaliśmy sie rozzstac. Po kilku dniach następował powrót. Tak, zmiana pracy jest konieczna, ale ani ona ani ja nie chcemy tego zrobić z uwagi na brak dobrej alternatywy w naszym mieście...

Niesamowite. Jakby sam to napisał. Masz rację. Jesteśmy w podobnej sytuacji. Bardzo podobnej.  Też mam romans w pracy. Bardzo zakochany jestem w tej kobiecie, chociaż romans, jego ukrywanie i brak mozliwosci cieszenia sie oficjalne tym związkiem spowodował że miłość została sponiewierana, zdeptana. Stala się toksyczna. Ile razy próbowaliśmy to zakończyć to nawet nie liczę.

W domu odzyskuje swiadomosc, w pracy gdy jej nie ma też jest dobrze. Ale wystarczy, że przyjdzie i wszystko od nowa. Jestem już całkowicie zmeczony. Kocham ja, ale nie mam juz sil. Ona też już nie ma. Martwie sie o siebie i o nia. Zameczamy się wzajemnie. Zdałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia czy powiemy sobie koniec romansu. Do póki będziemy się widywać to romans ciągle będzie. Tu trzeba cholernie mocno chcieć to przerwac.

Obawiam sie że bez zmiany pracy się nie obejdzie. Mam bardzo dobra pracę. Cholernie trudno z niej zrezygnowac.

183 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-04-16 19:09:58)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

tak obiektywnie to nic sie w waszym życiu nie zmieniło, od czasu gdy zaczynaliście romans, żony nie wiedzą, kochanki nie chcą ślubu- więc dlaczego stało się to nie do zniesienia?

184

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Jestem zmęczony romansem. Chciałbym żeby się wypalił. Kiedy kochanka nie przychodzi do pracy - oddycham pełna piersią. Wystarczy jednak, ze po paru dniach przyjdzie do pracy - i wszystko wraca. Ze zdwojona siła. Jej tez nie jest lekko - już kilka razy próbowaliśmy sie rozzstac. Po kilku dniach następował powrót. Tak, zmiana pracy jest konieczna, ale ani ona ani ja nie chcemy tego zrobić z uwagi na brak dobrej alternatywy w naszym mieście...

Niesamowite. Jakby sam to napisał. Masz rację. Jesteśmy w podobnej sytuacji. Bardzo podobnej.  Też mam romans w pracy. Bardzo zakochany jestem w tej kobiecie, chociaż romans, jego ukrywanie i brak mozliwosci cieszenia sie oficjalne tym związkiem spowodował że miłość została sponiewierana, zdeptana. Stala się toksyczna. Ile razy próbowaliśmy to zakończyć to nawet nie liczę.

W domu odzyskuje swiadomosc, w pracy gdy jej nie ma też jest dobrze. Ale wystarczy, że przyjdzie i wszystko od nowa. Jestem już całkowicie zmeczony. Kocham ja, ale nie mam juz sil. Ona też już nie ma. Martwie sie o siebie i o nia. Zameczamy się wzajemnie. Zdałem sobie sprawę, że to nie ma znaczenia czy powiemy sobie koniec romansu. Do póki będziemy się widywać to romans ciągle będzie. Tu trzeba cholernie mocno chcieć to przerwac.

Obawiam sie że bez zmiany pracy się nie obejdzie. Mam bardzo dobra pracę. Cholernie trudno z niej zrezygnowac.


Wiesz, wcale mnie to nie dziwi smile - kiedy przeczytałem Twój pierwszy post, z małymi zmianami opisana przez Ciebie sytuacja pasowała do mojej. Oboje chcielibyśmy moc pokazać się razem, wyjść do kina czy do znajomych. Ale to nie było możliwe i przez to stało się źródłem frustracji i narastającej toksyczności. Ona chciała wczesniej to zakończyć kilka razy. Nie wytrzymywalismy dłużej niż kilka dni. Dzisiaj podjęliśmy kolejna próbę rozstania - tym razem z moim większym zaangażowaniem - zobaczymy co z tego wyjdzie (dzięki Roxanna).
Tez mam dobra prace, która bardzo trudno zamienić na inna - a to jednak podstawa bytu. Ona - panna z dzieckiem - tez raczej lepszej nie znajdzie. Słowem w najbliższej przyszłości nie ma widoków na zmianę pracy.... Wiec będziemy się niestety widywać.

Martwi mnie to co napisałeś - ze prób rozstania było u Ciebie bez liku ... To zle wróży. Za miesiąc firmowy wyjazd integracyjny... Roxanna pisała o byciu konsekwentnym - to będzie prawdziwy test. Mam nadzieje, ze nie pęknę.
Żeby przez własna słabość tak się wpakować! Żałuje tego wszystkiego - chociaż z drugiej strony łatwo jest być mądrym teraz... Łatwo z boku krytykować i wyzywać od najgorszych.
Pisałeś o braku wyrzutów sumienia - miałem podobnie - może troszeczkę na samym początku; potem człowiek się przyzwyczaja i jakoś to leci. Nawet nie zauważa jak przekracza kolejne normy.

185

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Będzie bolało ... już to wiem

Jesteś strasznie skupiony tylko na sobie. Ciebie tylko będzie bolało? Żony nie bolało? Uwierz, że wie, że coś było / jest na rzeczy. Kobieta zawsze wie.
Może kochankę nie będzie bolało?

Zdrada krzywdzi wszystkich. I zdradzacza i zdradzonego i tego z którym się zdradza.

Finał będzie taki, że zostaniesz z żoną. Nieszczęśliwy, bo wiecznie będziesz myślał, co by było gdyby. Zawsze już będziesz szukał.
Kochanka tez swoje odcierpi. Może żona będzie szczęśliwa jak się nie dowie. Jak się dowie to już inna bajka.

Kochasz żonę? Kochałeś ją gdy braliście ślub?

Nie sadze żeby żona coś wiedziała. Może coś przeczuwa, ale mysle, ze nie wyobraża sobie nawet tego.
Kochankę boli na pewno - poza tym zostanie teraz sama z dzieckiem.
Wierze, ze nie będę myślał, co by było gdyby. Im dłużej o tym pisze na tym forum tym bardziej dociera do mnie, jak trudne byłoby wyprowadzenie się i zamieszkanie z nia i jej synem. Dla mnie słowo klucz tutaj to „iluzja” - związana z ostra faza zakochania - do mnie to przemawia, wierze, ze moja ocena sytuacji może być mocno zachwiana „chemia”.

Tak, z żona przeżywałem podobne uniesienia na początku znajomosci - motyle w brzuchu, bol związany z każdym rozstaniem. Było podobnie. Musze sobie to przypomnieć ....

186

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Uważam, że nie da się zbudować szczęścia na czyimś nieszczęściu. 
Jeżeli chcesz zostać z żona powiedz jej cała prawdę, jeżeli nie odejdź ale również powiedz prawdę.
Ja jestem w sytuacji, że prawdopodobnie zostałam zdradzona niestety mój były partner nie miał odwagi mi tego powiedzieć  i ta niewiedza jest dla mnie gorsza, codziennie zastanawiam się czy odszedł bo ze mną jest coś nie tak czy dlatego, że się zakochał w innej.
Nowe świeże, jest zawsze fajne .. w końcu nie mieszkacie ze sobą na co dzień nie weszliście na etap rutyny, ale i ona dopada związki które tworzą się ze zdrady.
Niestety po latach już nie ma tych motylków jest to zupełnie inny poziom związku. Ale chyba rozumieją to tylko osoby wierne.

187

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeżył. Jestem w tej samej sytuacji tylko widzę wszystko oczami kochanki. Sytuacja pełna szalonej miłości, a jednocześnie łez, tęsknoty i smutku. U mnie trwa to już ponad rok. W związku z tym, że pracujemy razem nie potrafimy z siebie zrezygnować. Były rozmowy, oboje wiemy jak nalezy postąpić, do bycia razem stoi na naszej drodze tyle przeszkód, że każdy normalnie myślący powie, że należy to zakończyć.... To jednak ta chemia jest silniejsza. I tak w kółko, to jest jak narkotyk. Nie potrafię cieszyć się normalnie z życia, jestem tą sytuacją już też bardzo zmęczona, on również. Jedynym rozwiązaniem jest tak jak piszecie zmiana pracy, ale z wielu względów nie jest to takie proste. Ja nie mogę zmienić pracy na mniej płatna, a tylko takie oferty są dostępne w moim mieście. A z drugiej strony kocham tego człowieka i żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach

188

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

tak obiektywnie to nic sie w waszym życiu nie zmieniło, od czasu gdy zaczynaliście romans, żony nie wiedzą, kochanki nie chcą ślubu- więc dlaczego stało się to nie do zniesienia?


Nieprawda. Moja kochanka chciała/ chce żebym odszedł/ rozwiódł się i był z Nia. Powód dla którego chce się rozstać ze mną teraz jest taki, ze nie może  już znieść myśli o tym, ze dzieli się mną z inna kobieta. Dla mnie z kolei męczące stają się jej zachcianki („przyjedz do mnie teraz”, „odmówisz mi?”, próby kontroli smsow czy zawartości telefonu pod pretekstem sprawdzenia w jakim tonie ewentualnie koresponduje z żona).
Poza tym męczące stało się dla mnie to ciagle kombinowanie, szukanie pretekstów aby wyjść/ wyjechać i spotkać się z Nia. Relacja doszła chyba do martwego punktu z którego nie ma dalszej drogi - nie ma po prostu nic dalej, nie ma wspólnej przyszłości (chyba ze planowalbym rozwód, ale tego nie potrafie zrobić).

189 Ostatnio edytowany przez Hrefi (2018-04-16 19:50:30)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

tak obiektywnie to nic sie w waszym życiu nie zmieniło, od czasu gdy zaczynaliście romans, żony nie wiedzą, kochanki nie chcą ślubu- więc dlaczego stało się to nie do zniesienia?

Poważnie pytasz czy się zgrywasz ? Alsoski ładnie to opisał w poście wyżej czemu to się staje niedozniesienia.

Zresztą z tymi kochankami to nie wiemy czy nie chca ślubu. To my (Ja napewno a z tego co widzę to drugi forumowicz również) nie postawilismy sprawy jasno. Nie zadeklarowalismy kochance że zostawimy żony i zajmiemy się nimi i ich dziećmi. Nie złożyliśmy papierów o rozwód. Kochanki widza w nas brak zdecydowania więc mówią że nie chcą ślubu
Nie umiemy tego zrobić bo wowczas musielibyśmy zostawić swoje dzieci i zająć się cudzymi.

190

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Helena36 napisał/a:

Nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeżył. Jestem w tej samej sytuacji tylko widzę wszystko oczami kochanki. Sytuacja pełna szalonej miłości, a jednocześnie łez, tęsknoty i smutku. U mnie trwa to już ponad rok. W związku z tym, że pracujemy razem nie potrafimy z siebie zrezygnować. Były rozmowy, oboje wiemy jak nalezy postąpić, do bycia razem stoi na naszej drodze tyle przeszkód, że każdy normalnie myślący powie, że należy to zakończyć.... To jednak ta chemia jest silniejsza. I tak w kółko, to jest jak narkotyk. Nie potrafię cieszyć się normalnie z życia, jestem tą sytuacją już też bardzo zmęczona, on również. Jedynym rozwiązaniem jest tak jak piszecie zmiana pracy, ale z wielu względów nie jest to takie proste. Ja nie mogę zmienić pracy na mniej płatna, a tylko takie oferty są dostępne w moim mieście. A z drugiej strony kocham tego człowieka i żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach

Dokładnie tak jest. Mało tego - przerabiałem również ten żal, ze nie spotkaliśmy się wczesniej, ze nie jesteśmy wolni, ze nie mozemy Ot tak być razem. Chciało nam się obojgu płakać. A to takie beznadziejne - jakby można było cofnąć czas. Jakby płacz nad tym co minęło mogł
Coś zmienić. W efekcie rodzi się frustracja, żal do losu i wściekłość na wszystko dookoła. Ale to przeszło - na szczęście - bo obawiam się, ze gdybyśmy spotkali się w innych ooolicznosciach to wcale nie musiałoby być tak różowo - to ze jesteśmy (byliśmy) teraz razem wynikało ze splotów różnych okolicznosci - które kiedy indziej mogłyby w ogóle nie zaskoczyć.

191

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Alsoski po jakim czasie przyszły te rozterki ? Wiem, że tu każdy pisze o biednych zonach i rozumiem to, ale wiesz o tym na pewno jaki ta kochanka przeżywa dramat. Kiedy w grę wchodzą uczucia wszystko się bardzo komplikuje. Każdy patrzy na te sytuacje z innej perspektywy. Trzymaj się dzielnie i życzę mądrych decyzji i zrób to tak, aby o niczym nie dowiedziała sie zona i tak, aby jak najmniej zranić tą trzecią. A karą dla nas jest właśnie to cierpienie, wiesz o czym piszę...

192

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Helena36 napisał/a:

Nie zrozumie tego nikt, kto tego nie przeżył. Jestem w tej samej sytuacji tylko widzę wszystko oczami kochanki. Sytuacja pełna szalonej miłości, a jednocześnie łez, tęsknoty i smutku. U mnie trwa to już ponad rok. W związku z tym, że pracujemy razem nie potrafimy z siebie zrezygnować. Były rozmowy, oboje wiemy jak nalezy postąpić, do bycia razem stoi na naszej drodze tyle przeszkód, że każdy normalnie myślący powie, że należy to zakończyć.... To jednak ta chemia jest silniejsza. I tak w kółko, to jest jak narkotyk. Nie potrafię cieszyć się normalnie z życia, jestem tą sytuacją już też bardzo zmęczona, on również. Jedynym rozwiązaniem jest tak jak piszecie zmiana pracy, ale z wielu względów nie jest to takie proste. Ja nie mogę zmienić pracy na mniej płatna, a tylko takie oferty są dostępne w moim mieście. A z drugiej strony kocham tego człowieka i żałuję, że nie spotkaliśmy się w innych okolicznościach

Jak widać oba punkty widzenia są do siebie bardzo zbliżone. Osoby które to przeżyły maja również bardzo zbliżone doświadczenia. Ciekawe czy znajdzie się ktoś kto jest ma dalszym etapie. Jestem cholernie ciekaw „co było dalej”, czy komuś udało się wyrwać z tego zaklętego kręgu i odnaleźć radość życia? W ten czy w inny sposób ....

193

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Aloski ile czasu u Ciebie to trwa ?

194

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Wiesz ja boję się uwikłania w taka sytuację na lata. Mam koleżankę, która żyje już tak 8 lat i uwierz mi nie wygląda na szczęśliwa kobietę

195 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-04-16 20:08:35)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
Ela210 napisał/a:

tak obiektywnie to nic sie w waszym życiu nie zmieniło, od czasu gdy zaczynaliście romans, żony nie wiedzą, kochanki nie chcą ślubu- więc dlaczego stało się to nie do zniesienia?

Poważnie pytasz czy się zgrywasz ? Alsoski ładnie to opisał w poście wyżej czemu to się staje niedozniesienia.

Zresztą z tymi kochankami to nie wiemy czy nie chca ślubu. To my (Ja napewno a z tego co widzę to drugi forumowicz również) nie postawilismy sprawy jasno. Nie zadeklarowalismy kochance że zostawimy żony i zajmiemy się nimi i ich dziećmi. Nie złożyliśmy papierów o rozwód. Kochanki widza w nas brak zdecydowania więc mówią że nie chcą ślubu
Nie umiemy tego zrobić bo wowczas musielibyśmy zostawić swoje dzieci i zająć się cudzymi.

poważnie pytam. I formalnie Twoja sytuacja jest inna, chociaż emocjonalnie podobna. Kolega ma klasyczną sytuację z wolna kochanką, która chce go dla siebie. A Twoja kochanka ma męża i nie ma chyba wymagań.
Argument o dzieciach przyjmuję i uważam za kluczowy..Mógłbyś go wytłuścić dla potencjalnych kochanek które liczą na rozwód wybranka.
Ale moje pytanie było co się zmieniło? U niego kochanka zaczęła wymagać, a u Ciebie?

Posty [ 131 do 195 z 2,519 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024