Nawiązując do początkowych postów, a więc "czy romans zmienia rzeczywistość?"
Otóż zmienia.
W moim otoczeniu była całkiem udana z wierzchu para. Trójka dzieci, dom za gotówkę, wszystko ładnie. On przystojny, za to trochę zakompleksiony; ona, wiedząc o jego walorach, skutecznie go statusiała. Kapcie, solidne obiady i kolacje - niech tyje. Zakłada stare szmaty na siebie? Znakomicie.
Spokojny facet, wierny jak pies, i nawet nie sądził, że się może spodobać komuś. Seks mu żona limitowała, bo czuła się silna w związku. Frustrowało go to strasznie, żalił się przy wódeczce.
Aż zagięła na przyjaciela parol nowa sąsiadka. Kobieta jak z obrazka. Modelka
Romans się z tego zrobił, on zmężniał, zrzucił brzucha, zaczął się ubierać lepiej - uwierzył we własną atrakcyjność.
Co było dalej?
Romans się rozpadł, ale z czasem i małżeństwo. Uznał, że stać go na więcej. Teraz się buja z dwiema kobietami - one obie wiedzą, że nie są jedyne, ale pasuje im to. On je adoruje, i im to wystarczy.
Gdyby nie ta sąsiadka, pewnie do dzisiaj byliby spokojną i grzeczną rodzinką.