Hrefi napisał/a:Po prostu ludzie nie są gotowi na takie historię. Nie potrafią sie wypowiedzieć bez emocji bowiem zdrada narusza to ich własną strefę komfortu, wywołuje emocjonalne komentarze, często wulgarne, pogardliwe. Tak naprawdę, niewielu ludzi poradzi sobie ze zdradą. Wolą żyć nadzieją, że ich o nigdy nie spotka a wszelkie świadectwa zdrady osób trzecich wywołują panikę.
Zobaczyłam na forum ten długi wątek... Zastanowiło mnie, dlaczego tak długo się ciągnie? Czytałam całość, na raty... I uderzyła mnie jedna rzecz...
Hrefi, czy Ty zastanawiałeś się nad tym, co dzieje się z Twoją żoną?
Niestety, ja odnoszę wrażenie, że poniżanie żony, upokarzanie jej jest dla Ciebie w jakiś sposób hm... nie wiem... interesujące, fajne? Ty po prostu napawasz się tym, że sprawiasz jej ból i patrzysz ile jeszcze wytrzyma, jej uśmiech i okazywanie miłości po tym wszystkim obwieszczasz z jakąś niezrozumiałą wyższością (jakąż satysfakcję masz pisząc o zimnym opanowaniu z jakim „wygarnąłeś” je prawdę, jak z upodobaniem podkreślasz, że jej nie szanujesz a jej niepokojące reakcje zbywasz pustym śmiechem nad jej „niedojrzałością” - oczywiście z wyżyn Twojego braku zbędnych przecież podobno emocji) Wybacz, jeśli się mylę, ale cynizm bijący z Twoich wypowiedzi doprowadził mnie do takich wniosków.
Sam widzisz przecież w jakim ona jest stanie (ogólnie rzecz biorąc jako człowiek, jako kobieta, jako żona – przecież jest kompletnie rozwalona przez to wszystko!) i dobrze rozumiesz, że jej reakcje na Twoje zachowania są niezdrowe... Ale Ty nie robisz absolutnie nic, żeby jej pomóc wrócić do takiego punktu, w którym mogłaby odnaleźć swoją godność i poczucie równowagi.
Ona najwyraźniej jest w dołku i żyje jakimiś iluzjami, bo nie jest sobie w stanie poradzić z rzeczywistością... Ty zaś jej tego nie ułatwiasz. Jak ona ma umieć podejść do wszystkiego trzeźwo? Ty już dawno, zacząłeś ją uczyć, że to, co widzi nie jest prawdą, że rzeczywistość to nakładające się na siebie sprzeczności... Jak ma zachowywać się normalnie i na chłodno analizować, skoro wciąż te dysonanse???
Byłeś w stanie latami udawać miłość (oświadczając się, żeniąc, żyjąc w małżeństwie), choć jej nie kochałeś. Potem zdecydowałeś się na dziecko z nią, na dziecko przemyślane, chciane (dla kobiety to jest dowód prawdziwego zaangażowania i miłości!). W trakcie romansu zachowywałeś się, jak sam przyznałeś, w taki sposób, że ani ona, ani nikt z Waszego otoczenia nie mógłby się domyślić tego, że masz kochankę. Uprawiałeś seks ze swoją żoną, nawet wtedy, gdy tak bardzo nią już pogardzałeś. Zachowywałeś/zachowujesz się przy tym w stosunku do niej tak, by dziecko nie odczuło, że „coś jest nie tak”
Powiedziałeś, że nie kochasz i chcesz rozwodu, ale nadal w obecności synka grałeś, ale nadal z nią (częściej, ostrzej) sypiałeś. A potem wreszcie powiedziałeś, że nie kochasz, że nie chcesz, nie szanujesz – na zimno (i z wyraźnym niesmakiem przyjmując jej emocjonalną, Twoim zdaniem niedojrzałą i godną pożałowania, reakcję). Ale tu znowu zagadka, bo w kolejnych postach nadal piszesz o seksie z nią w czasie teraźniejszym...
Twoja żona jest najwyraźniej w jakimś strasznym poplątaniu, a Ty wykorzystujesz jej niemoc. Bo tak Tobie wygodnie. Przecież „ona tak chce”. Chce? Jest mocno od Ciebie uzależniona... w każdym sensie tego słowa.
Chcę Ci tylko uświadomić, że ona może jest już w takim miejscu, w którym ktoś powinien jej pomóc przez to przejść w zdrowy, niedestrukcyjny sposób.
Czy byłbyś w stanie powiedzieć: chciałbym, żeby moja żona była naprawdę szczęśliwa, wolna od tego cierpienia, którego jej przydaję i które sama sobie zadaje? Czy – pomijając całe Twoje uwikłanie w kochankę i nieszczęsny romans – pragnąłbyś tak urządzonego świata, żeby Twoja żona nie była nigdy przez nikogo upokarzana? Czy może już w ogóle na tym Ci nie zależy...?
I wreszcie – jak się to ma do postulowanej przez Ciebie odpowiedzialności?
P.S. Rozumiem, że na zachowania, reakcje Twojej żony wpływ ma więcej czynników niż tylko Twoje słowa i czyny. Ale mam wrażenie, że to one są bezpośrednim "zapalnikiem". Ty je kontrolujesz, to jest ta część, na którą masz wpływ. Co z tym zrobisz? Możesz zawsze mówić o jej temperamencie, charakterze, pochodzeniu, wychowaniu itd. i w tym też jest racja, ale nie zapominaj, że w tej układance jesteś jeszcze TY - od lat w jej życiu najważniejszy...