Czy romans zmienia rzeczywistość? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Strony Poprzednia 1 23 24 25 26 27 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,561 do 1,625 z 2,519 ]

1,561 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2018-07-06 09:03:50)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

W pewnym momencie uwierzyleś??  Więc naobiecywaleś jednak..A jak ona chciala wyplaty z Twoich obietnic, to Ci przeszlo? ...
No nie da się na to spojrzeć ze zrozumieniem. To nie jest klarowna sytuacja.
Ustawiles się w roli pucharu, o który miały zawalczyć 2 kobiety? 

Oj..zona niczego chyba nie wygrala jednak..

Zobacz podobne tematy :

1,562

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

W pewnym momencie uwierzyleś??  Więc naobiecywaleś jednak..A jak ona chciala wyplaty z Twoich obietnic, to Ci przeszlo? ...
No nie da się na to spojrzeć ze zrozumieniem. To nie jest klarowna sytuacja.
Ustawiles się w roli pucharu, o który miały zawalczyć 2 kobiety? 

Oj..zona niczego chyba nie wygrala jednak..



Wygrała ale życie w nieświadomości

1,563

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

W pewnym momencie uwierzyleś??  Więc naobiecywaleś jednak..A jak ona chciala wyplaty z Twoich obietnic, to Ci przeszlo? ...
No nie da się na to spojrzeć ze zrozumieniem. To nie jest klarowna sytuacja.
Ustawiles się w roli pucharu, o który miały zawalczyć 2 kobiety? 

Oj..zona niczego chyba nie wygrala jednak..



Wygrała ale życie w nieświadomości

Nie wierzę w nieświadomość. Ale to wygląda tak, że to żona ma się starać o księcia. a to nie wróży dobrze gdy nie ma równowagi. I Ona też to zobaczy.

1,564

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:
Szary80 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

W pewnym momencie uwierzyleś??  Więc naobiecywaleś jednak..A jak ona chciala wyplaty z Twoich obietnic, to Ci przeszlo? ...
No nie da się na to spojrzeć ze zrozumieniem. To nie jest klarowna sytuacja.
Ustawiles się w roli pucharu, o który miały zawalczyć 2 kobiety? 

Oj..zona niczego chyba nie wygrala jednak..



Wygrała ale życie w nieświadomości

Nie wierzę w nieświadomość. Ale to wygląda tak, że to żona ma się starać o księcia. a to nie wróży dobrze gdy nie ma równowagi. I Ona też to zobaczy.



Chodziło mi bardziej o nieświadomość tego co On zrobil za jej plecami bo tego się nie dowie no chyba ze kochanka nie da za wygrana big_smile

1,565 Ostatnio edytowany przez ZielonaKama (2018-07-06 12:17:51)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

To czy Alsoski postąpił ok, czy nie, tak naprawdę zależy od tego czy tej trzeciej coś obiecywał czy nie. A chyba sytuacja była klarowna..
Więc jeśli straciła czas, to na własne życzenie.
jeśli ocenia romans jako błąd i ma pozytywne nastawienie do małżeństwa, to życzę mu, by o to dbał.
A kochanka ma lekcję życiową- że mężczyzna nie zostawi własnych dzieci dla niej i dziecka.
Nie rozumiem tego potępienia takiej decyzji. Od początku wątku nie sądziłam, że będzie inna.
Czy dobra - to inna historia- jego i żony- jeśli nie są złym małżeństwem, dobra dla dzieci.
Nie wiem tylko czy to ostatni romans...

Kochanka od początku  zakładała, ze romans się zakończy. Ja w pewnym momencie uwierzyłem, ze może jednak będziemy razem. Byłem bardzo bliski wyprowadzenia się z domu. Bardzo bliski tego
A jednak - tylko dlatego, ze mojej zonie bardzo zależało na mnie, na nas, do tego nie doszło. Nie wiem, czy cos podejrzewała, czy nie (raczej nie, chociaż to bardzo zaskakujące), ale starała się cały czas. Nie poddała się i walczyła do końca. I chyba wygrała (zobaczymy jeszcze co kochanka na koniec zrobi, chociaż tak to rozegrałem ze ona ma wrazenie, ze to jej decyzja ...)

Tak - trochę jej naobiecywałem - ale naprawdę wierzyłem w to co jej mówiłem. Ale moja żona bardzo się starała, a kochanka z kolei zbyt mocno zaczęła naciskać żebym się rozwiódł, zbyt często robiła sceny zazdrości. I jestem teraz tutaj

'Wrozka Bajuszka' - alsoski001. Ten opis swietnie do Ciebie pasuje.
Kochance 'naobiecywales', z kochanka 'rozegrales' I nawet wierzyles w to co jej mowiles - to juz jednak czas przeszly.
Bo teraz wierzysz w cos innego lub moze nawet nie wiesz w co wierzysz.
Na pewno nie wierzysz w siebie.


Nie ma roznicy z ktora baba bedziesz, bo Ty masz problem sam ze soba.
Ten problem nazywa sie NIEumiejetnosc podejmowania niezaleznej decyzji.
Pamietaj, ze strach przed czyms to nie decyzja.
Litosc tez jest slaba.

Nie pisze z punktu widzenia osoby, ktora romansu nie przezyla.

1,566

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Ha, ha. Na koniec Alsoski zorganizował walkę w kisielu pomiędzy żona a kochanką. A sam się postawił w roli nagrody.
Nie napiszę, że to zabawne.
W każdym razie dziękuję Alsoskiemu oraz Hrefi za ten wątek, i za to że dzielą się tu z nami swoimi rozterkami.
To bardzo typowe i pouczające historie i rozważania. Przede wszystkim dla każdej kobiety, która chce wejść w romans z zonatym facetem oraz żon -aby szybciej zrozumiały wartość swoich zdradzajacych misiów.

1,567

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoskioo1 napisał/a:

Tak - trochę jej naobiecywałem - ale naprawdę wierzyłem w to co jej mówiłem. Ale moja żona bardzo się starała, a kochanka z kolei zbyt mocno zaczęła naciskać żebym się rozwiódł, zbyt często robiła sceny zazdrości. I jestem teraz tutaj

Widzisz, Roxann?
Tutaj, również miałem rację. A mogłem dać głowę jednak!
Dziękuję, Alesosmi, że odniosłeś się w końcu do dywagacji moich także, choć poza Tobą, w tej delikatnej materii.
Powtórzę trzeci raz. Ty przynajmniej, szczery jesteś.

1,568

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Z tą świadomością w momencie rozpoczęcia romansu to ciekawy temat. Być może przy drugim i kolejnym romansie można mieć jakąś świadomość ale za pierwszym razem to chodzi się po omacku. O wielu rzeczach wydaje sie że się wie, o niektórych się sądzi że się kontroluje a jeszcze innych zupełnie się nie zauważa że coś zapowiadają bo czymże złym jest trochę  dłuższa rozmowa przy kawie albo kupienie koleżance pączka w drodze do pracy. To miłe. Niewinne są początki tego.

Z własnego doświadczenia dodam że w pewnym momencie przestaje się nawet ufać sobie. Dziś mówisz że od żony nie odejdziedz bo dziecko, za 2 tygodnie pakujesz walizki a za kolejne 2 jedziesz na wakacje z rodziną. I tak w kółko. Nie widzę tego jako oznaka niedojrzalosci a raczej miotaniem się pomiędzy miłością a odpowiedzialnością.

Też mnie dziwi że nagle każdy taki mądry i pisze "To nie wiedziałeś co robisz?". Ale ludzie co tak piszą są dla mnie niewiarygodni. Nie wierzę im że są tacy mądrzy. Rozumiem tych co przeżyli romans, ale Ci skolei by tak nie napisali. Inaczej mówiąc tak jak 20 lat temu kiedy jako nastolatek zaczynałem poruszać się po usenecie (poprzednik forów dyskusyjnych) tak i dzisiaj mędrców internetowych nie brakuje. Zmienila się technologia ale ludzka natura ani trochę.

Z tą świadomością i przy kolejnych romansach może być różnie. Jedni odchodzą przy pierwszym romansie, drudzy dopiero przy kolejnym, bo pierwszy się nie udał, a faktycznie czuli się nieszczęśliwi i po prostu szukali miłości. Inni natomiast  ciągle zdradzają i nie zamierzają nigdy odejść. Ci ostatni czasami się tak sparzyli, że już tylko przedmiotowo potrafią traktować ludzi, albo i zawsze mieli taki charakter.

I racja, że zrozumie to tylko ten kto to przeżył. Tak samo jest z innymi rzeczami, np. depresja. Kompletna nicość, czarna otchłań, smutek taki jakby człowiek umarł za życia. Niemożliwością jest zrozumienie tego stanu jeśli się go nie doświadczyło.

Excop napisał/a:
Roxann napisał/a:

Excop, dla mnie osobiście nie ma za wielkiej różnicy między romansem a początkiem nowego związku.  I tu i tu jest kredyt zaufania i pewne oczekiwania ze cos więcej z tego będzie.

No, wiesz?!
Rozumiem, że można odlecieć,  bo gość nie z tej ziemi.
Póki nie okaże się, że on już wcześniej, zaciągnął "kredyt zaufania". U innej.
Gdy się dowiedziałaś o szanownej pana "Z", nie uznałaś jednak, że to interes podwyższonego ryzyka?
To skąd, ów kredyt nowy?
Z tą wiedzą można by było "chwilówki" udzielić jedynie, na krótki okres spłaty...
Słowem, to się naiwnością nazywa, droga dziewczyno.
Doświadczenie mistrzem czyni.
Jesteś na dobrej drodze, by, już za niedługo, doradzać innym tak, jak ja to robię tutaj.
Bo ja od dawna wiem, o czym piszę, a Ty, wciąż rozpatrujesz z pozycji "Co by było, gdyby..." i "A mogło być tak dobrze..".

Roxan ja podobnie jak Ty uważałam, że nie ma wielkiej różnicy między romansem, a związkiem. Ludzie od zawsze potrafili zaczynać związki tkwiąc w poprzednich. Kiedyś było tak, że nie będąc związanym węzłem małżeńskim bardzo szybko zostawiało się poprzedniego partnera i szlo w objęcia następnego. Nikogo to nie szokowało, nie dziwiło. Różnica papierka. Tylko lub aż jak widać. Dzieci w to nie mieszam, bo niejedno dziecko nigdy ojca nie miało.
Tak samo jak Ty dałam kredyt zaufania. Nie miałam powodu by nie ufać. Skoro widziałam, słyszałam, czułam tą miłość to dlaczego miałabym wątpić?
Na dodatek byłam w takiej samej sytuacji prawnej jak on. Skoro ja wobec niego byłam autentyczna to założyłam, że on jest taki sam. Wielki błąd.

1,569

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:
Hrefi napisał/a:

Z tą świadomością w momencie rozpoczęcia romansu to ciekawy temat. Być może przy drugim i kolejnym romansie można mieć jakąś świadomość ale za pierwszym razem to chodzi się po omacku. O wielu rzeczach wydaje sie że się wie, o niektórych się sądzi że się kontroluje a jeszcze innych zupełnie się nie zauważa że coś zapowiadają bo czymże złym jest trochę  dłuższa rozmowa przy kawie albo kupienie koleżance pączka w drodze do pracy. To miłe. Niewinne są początki tego.

Z własnego doświadczenia dodam że w pewnym momencie przestaje się nawet ufać sobie. Dziś mówisz że od żony nie odejdziedz bo dziecko, za 2 tygodnie pakujesz walizki a za kolejne 2 jedziesz na wakacje z rodziną. I tak w kółko. Nie widzę tego jako oznaka niedojrzalosci a raczej miotaniem się pomiędzy miłością a odpowiedzialnością.

Też mnie dziwi że nagle każdy taki mądry i pisze "To nie wiedziałeś co robisz?". Ale ludzie co tak piszą są dla mnie niewiarygodni. Nie wierzę im że są tacy mądrzy. Rozumiem tych co przeżyli romans, ale Ci skolei by tak nie napisali. Inaczej mówiąc tak jak 20 lat temu kiedy jako nastolatek zaczynałem poruszać się po usenecie (poprzednik forów dyskusyjnych) tak i dzisiaj mędrców internetowych nie brakuje. Zmienila się technologia ale ludzka natura ani trochę.

Z tą świadomością i przy kolejnych romansach może być różnie. Jedni odchodzą przy pierwszym romansie, drudzy dopiero przy kolejnym, bo pierwszy się nie udał, a faktycznie czuli się nieszczęśliwi i po prostu szukali miłości. Inni natomiast  ciągle zdradzają i nie zamierzają nigdy odejść. Ci ostatni czasami się tak sparzyli, że już tylko przedmiotowo potrafią traktować ludzi, albo i zawsze mieli taki charakter.

I racja, że zrozumie to tylko ten kto to przeżył. Tak samo jest z innymi rzeczami, np. depresja. Kompletna nicość, czarna otchłań, smutek taki jakby człowiek umarł za życia. Niemożliwością jest zrozumienie tego stanu jeśli się go nie doświadczyło.

Excop napisał/a:
Roxann napisał/a:

Excop, dla mnie osobiście nie ma za wielkiej różnicy między romansem a początkiem nowego związku.  I tu i tu jest kredyt zaufania i pewne oczekiwania ze cos więcej z tego będzie.

No, wiesz?!
Rozumiem, że można odlecieć,  bo gość nie z tej ziemi.
Póki nie okaże się, że on już wcześniej, zaciągnął "kredyt zaufania". U innej.
Gdy się dowiedziałaś o szanownej pana "Z", nie uznałaś jednak, że to interes podwyższonego ryzyka?
To skąd, ów kredyt nowy?
Z tą wiedzą można by było "chwilówki" udzielić jedynie, na krótki okres spłaty...
Słowem, to się naiwnością nazywa, droga dziewczyno.
Doświadczenie mistrzem czyni.
Jesteś na dobrej drodze, by, już za niedługo, doradzać innym tak, jak ja to robię tutaj.
Bo ja od dawna wiem, o czym piszę, a Ty, wciąż rozpatrujesz z pozycji "Co by było, gdyby..." i "A mogło być tak dobrze..".

Roxan ja podobnie jak Ty uważałam, że nie ma wielkiej różnicy między romansem, a związkiem. Ludzie od zawsze potrafili zaczynać związki tkwiąc w poprzednich. Kiedyś było tak, że nie będąc związanym węzłem małżeńskim bardzo szybko zostawiało się poprzedniego partnera i szlo w objęcia następnego. Nikogo to nie szokowało, nie dziwiło. Różnica papierka. Tylko lub aż jak widać. Dzieci w to nie mieszam, bo niejedno dziecko nigdy ojca nie miało.
Tak samo jak Ty dałam kredyt zaufania. Nie miałam powodu by nie ufać. Skoro widziałam, słyszałam, czułam tą miłość to dlaczego miałabym wątpić?
Na dodatek byłam w takiej samej sytuacji prawnej jak on. Skoro ja wobec niego byłam autentyczna to założyłam, że on jest taki sam. Wielki błąd.

Właśnie, wielki błąd. Teraz jednak, z tą wiedzą, można zacząć sobie układać życie w ramach realistycznego podejścia do intencji zalotów amatorów bocznych emocji. smile

1,570

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:

Kochanka od początku zakładała, ze romans się zakończy. Ja w pewnym momencie uwierzyłem, ze może jednak będziemy razem. Byłem bardzo bliski wyprowadzenia się z domu. Bardzo bliski tego
A jednak - tylko dlatego, ze mojej zonie bardzo zależało na mnie, na nas, do tego nie doszło. Nie wiem, czy cos podejrzewała, czy nie (raczej nie, chociaż to bardzo zaskakujące), ale starała się cały czas. Nie poddała się i walczyła do końca. I chyba wygrała (zobaczymy jeszcze co kochanka na koniec zrobi, chociaż tak to rozegrałem ze ona ma wrazenie, ze to jej decyzja ...)

Tak - trochę jej naobiecywałem - ale naprawdę wierzyłem w to co jej mówiłem. Ale moja żona bardzo się starała, a kochanka z kolei zbyt mocno zaczęła naciskać żebym się rozwiódł, zbyt często robiła sceny zazdrości. I jestem teraz tutaj

alsoski001 napisał/a:

Niczego nie ukrywałem. Czy udawałem? Po pewnym czasie nie byłem już pewien czy tego chce ale do końca ludzilem się, ze może jednak będziemy razem.
Jeśli mówiłem, ze kocham, ze chce z nia być, to głęboko w to wierzyłem. Nie wyszło, z powodów które opisałem w innym poście.
Nie wiedziałem z kim chce być - gdy byłem z jedna, tęskniłem za druga.

alsoski001 napisał/a:

Gdyby zachowanie mojej żony i zachowanie się mojej kochanki były nieco inne, prawdopodobnie już bym nie mieszkał z żona. To jest tez lekcja dla tych wszystkich zawiedzionych kochanek i kochanków: sceny zazdrości do niczego dobrego nie prowadzą, a jeśli do tego żona/ mąż waszego kochanka się postara, to raczej nie macie szans.

Alsoski nigdy Ci tego nie pisałam, ale czytając Ciebie zawsze mam przed oczami tamtego. Dzisiaj nawet bym nie potrafiła się w kimś takim zakochać, bo po prostu mam wrażenie, że dzieli nas przepaść w postrzeganiu świata, ale w takim typie człowieka, jakim Ty jesteś właśnie byłam bardzo zakochana. Byłam wtedy inna, a romans i jego następstwa bardzo mnie zmieniły. Napiszę Ci coś. Z perspektywy czasu wiem, że to wszystko niedorzecznie brzmi i jak o mnie świadczy, ale tak było, a ja już dawno przestałam zaklinać rzeczywistość. Nie będę rozpisywać się tu o moralności, sensie, naszych małżeństwach, dzieciach,  mojej, czy jego niedojrzałości. Nie ma sensu, bo wszyscy wiemy o co tu chodzi.

Początki jak u wszystkich: to nic takiego, tylko kawa, tylko rozmowy. Do pierwszego pocałunku. Przestało być niewinne, bo jednak coś się zdarzyło, ale tak bardzo człowiek nie chciał tego tracić... Zakochałam się tak, że chociaż wiedziałam, że to jest złe to w pewnym sensie okłamywałam się dalej. Wtedy miałam świadomość, że kiedyś się skończy, ale miałam nadzieję, że kontynuując to jakoś nam przejdzie. Myślałam sobie, że jak to przerwiemy na takim etapie to zawsze już będziemy mieli poczucie niespełnionej miłości. Nikogo nie krzywdziliśmy, bo przecież nikt nic nie wiedział, więc czemu to przerywać. Dzisiaj to pisząc sama nie mogę zrozumieć swojego toku myślenia, bo to wszystko naprawdę brzmi idiotycznie smile

W każdym bądź razie to było złudne poczucie kontroli, bo z każdym miesiącem zamiast czuć mniej to czułam coraz więcej i robiło się coraz trudniej. Zachowywałam się identycznie jak Twoja kochanka i on zachowywał się podobnie jak Ty. Emocjonalny rollercoaster być może u każdego z nas wygląda podobnie.

Pewnego dnia usłyszałam, że on zwątpił w moje uczucia, bo zawsze kazałam mu próbować ratować małżeństwo, że zawsze tylko on o mnie walczył, że ja nigdy nie walczyłam o niego, że pozwalałam mu odejść w każdym momencie i byłam się w stanie z tym pogodzić bez problemu. Prawda była taka, że nikogo nie kochałam tak jak jego i wtedy zrobiłabym dla niego wszystko, a zachowywałam się w ten sposób, bo chciałam aby to była jego, niewymuszona przeze mnie decyzja. Z miłości do niego byłam w stanie zrezygnować ze swojego szczęścia, nie chciałam, aby kiedykolwiek żałował, że wybrał mnie, nie ją, żeby czuł się zmuszony. Następnego dnia usłyszałam, że powinnyśmy się zdystansować, że tak będzie dla mnie lepiej, że nigdy niczego nie udawał, że naprawdę w to wierzył, ze będziemy razem, że zawsze będzie mnie kochał i inne podobne tanie frazesy. Wplótł też, że on chyba woli być męczennikiem niż zostawić własne dziecko. Przypomina Ci to coś?

Teraz najlepsze. Nie zdążyłam przetrawić tych rozmów, bo następnego dnia okazało się, że od kilku lat puka koleżankę z pracy. Właśnie ich romans się wydał. Jego żona się dowiedziała. Ja też. Nie widziałam i nawet teraz nie wiem, czy byłabym w stanie to dostrzec. Do tego dnia nigdy w niego nie wątpiłam. Najśmieszniejsze jest to, że ze mną nie sypiał, pomimo że widywaliśmy się praktycznie codziennie przez prawie rok. Wiesz, czysta miłość hah smile

Co było dalej? On potulnie wrócił do żony i dalej z nią jest. Mnie za wszystko przeprosił sms-em i więcej się nie odezwał.
Swoją kochankę nie wiem jak potraktował.

A ja? Dwa lata śmierci za życia. Umarłam. Znosić to musiał mój mąż, moje dziecko i moi przyjaciele. Ja i każdy bliski mi człowiek zapłaciliśmy ogromną cenę, aby wyjść z tego piekła. Gdybym była na miejscu jego żony chyba bym nie przeżyła. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ona to zniosła.
On nie ma pojęcia ile mnie kosztowała jego zabawa w "miłość". Pewnie zracjonalizował wszystko jak Ty. Żadne inne doświadczenie w życiu nie skrzywdziło mnie jak to.  Żaden inny człowiek nie skrzywdził mnie tak jak on.

Być może pomyślisz sobie, że sama sobie jestem winna, że wiedziałam w co wchodzę, że byłam naiwna. Jestem, wiedziałam, byłam, ale to go nie tłumaczy.

To takie uzupełnienie wcześniej wklejonego cytatu i wszystkiego co pisałam tutaj do tej pory, a co nigdy nie brałeś sobie do serca. Pewnie dalej nie weźmiesz, ale może chociaż na chwilę zastanowisz się nad swoją osobę, chociaż raz spróbujesz wyjść poza swój egoizm i chociaż raz pomyślisz o tym jaką krzywdę wszystkim dookoła wyrządziłeś.

1,571

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:
alsoski001 napisał/a:

Kochanka od początku zakładała, ze romans się zakończy. Ja w pewnym momencie uwierzyłem, ze może jednak będziemy razem. Byłem bardzo bliski wyprowadzenia się z domu. Bardzo bliski tego
A jednak - tylko dlatego, ze mojej zonie bardzo zależało na mnie, na nas, do tego nie doszło. Nie wiem, czy cos podejrzewała, czy nie (raczej nie, chociaż to bardzo zaskakujące), ale starała się cały czas. Nie poddała się i walczyła do końca. I chyba wygrała (zobaczymy jeszcze co kochanka na koniec zrobi, chociaż tak to rozegrałem ze ona ma wrazenie, ze to jej decyzja ...)

Tak - trochę jej naobiecywałem - ale naprawdę wierzyłem w to co jej mówiłem. Ale moja żona bardzo się starała, a kochanka z kolei zbyt mocno zaczęła naciskać żebym się rozwiódł, zbyt często robiła sceny zazdrości. I jestem teraz tutaj

alsoski001 napisał/a:

Niczego nie ukrywałem. Czy udawałem? Po pewnym czasie nie byłem już pewien czy tego chce ale do końca ludzilem się, ze może jednak będziemy razem.
Jeśli mówiłem, ze kocham, ze chce z nia być, to głęboko w to wierzyłem. Nie wyszło, z powodów które opisałem w innym poście.
Nie wiedziałem z kim chce być - gdy byłem z jedna, tęskniłem za druga.

alsoski001 napisał/a:

Gdyby zachowanie mojej żony i zachowanie się mojej kochanki były nieco inne, prawdopodobnie już bym nie mieszkał z żona. To jest tez lekcja dla tych wszystkich zawiedzionych kochanek i kochanków: sceny zazdrości do niczego dobrego nie prowadzą, a jeśli do tego żona/ mąż waszego kochanka się postara, to raczej nie macie szans.

Alsoski nigdy Ci tego nie pisałam, ale czytając Ciebie zawsze mam przed oczami tamtego. Dzisiaj nawet bym nie potrafiła się w kimś takim zakochać, bo po prostu mam wrażenie, że dzieli nas przepaść w postrzeganiu świata, ale w takim typie człowieka, jakim Ty jesteś właśnie byłam bardzo zakochana. Byłam wtedy inna, a romans i jego następstwa bardzo mnie zmieniły. Napiszę Ci coś. Z perspektywy czasu wiem, że to wszystko niedorzecznie brzmi i jak o mnie świadczy, ale tak było, a ja już dawno przestałam zaklinać rzeczywistość. Nie będę rozpisywać się tu o moralności, sensie, naszych małżeństwach, dzieciach,  mojej, czy jego niedojrzałości. Nie ma sensu, bo wszyscy wiemy o co tu chodzi.

Początki jak u wszystkich: to nic takiego, tylko kawa, tylko rozmowy. Do pierwszego pocałunku. Przestało być niewinne, bo jednak coś się zdarzyło, ale tak bardzo człowiek nie chciał tego tracić... Zakochałam się tak, że chociaż wiedziałam, że to jest złe to w pewnym sensie okłamywałam się dalej. Wtedy miałam świadomość, że kiedyś się skończy, ale miałam nadzieję, że kontynuując to jakoś nam przejdzie. Myślałam sobie, że jak to przerwiemy na takim etapie to zawsze już będziemy mieli poczucie niespełnionej miłości. Nikogo nie krzywdziliśmy, bo przecież nikt nic nie wiedział, więc czemu to przerywać. Dzisiaj to pisząc sama nie mogę zrozumieć swojego toku myślenia, bo to wszystko naprawdę brzmi idiotycznie smile

W każdym bądź razie to było złudne poczucie kontroli, bo z każdym miesiącem zamiast czuć mniej to czułam coraz więcej i robiło się coraz trudniej. Zachowywałam się identycznie jak Twoja kochanka i on zachowywał się podobnie jak Ty. Emocjonalny rollercoaster być może u każdego z nas wygląda podobnie.

Pewnego dnia usłyszałam, że on zwątpił w moje uczucia, bo zawsze kazałam mu próbować ratować małżeństwo, że zawsze tylko on o mnie walczył, że ja nigdy nie walczyłam o niego, że pozwalałam mu odejść w każdym momencie i byłam się w stanie z tym pogodzić bez problemu. Prawda była taka, że nikogo nie kochałam tak jak jego i wtedy zrobiłabym dla niego wszystko, a zachowywałam się w ten sposób, bo chciałam aby to była jego, niewymuszona przeze mnie decyzja. Z miłości do niego byłam w stanie zrezygnować ze swojego szczęścia, nie chciałam, aby kiedykolwiek żałował, że wybrał mnie, nie ją, żeby czuł się zmuszony. Następnego dnia usłyszałam, że powinnyśmy się zdystansować, że tak będzie dla mnie lepiej, że nigdy niczego nie udawał, że naprawdę w to wierzył, ze będziemy razem, że zawsze będzie mnie kochał i inne podobne tanie frazesy. Wplótł też, że on chyba woli być męczennikiem niż zostawić własne dziecko. Przypomina Ci to coś?

Teraz najlepsze. Nie zdążyłam przetrawić tych rozmów, bo następnego dnia okazało się, że od kilku lat puka koleżankę z pracy. Właśnie ich romans się wydał. Jego żona się dowiedziała. Ja też. Nie widziałam i nawet teraz nie wiem, czy byłabym w stanie to dostrzec. Do tego dnia nigdy w niego nie wątpiłam. Najśmieszniejsze jest to, że ze mną nie sypiał, pomimo że widywaliśmy się praktycznie codziennie przez prawie rok. Wiesz, czysta miłość hah smile

Co było dalej? On potulnie wrócił do żony i dalej z nią jest. Mnie za wszystko przeprosił sms-em i więcej się nie odezwał.
Swoją kochankę nie wiem jak potraktował.

A ja? Dwa lata śmierci za życia. Umarłam. Znosić to musiał mój mąż, moje dziecko i moi przyjaciele. Ja i każdy bliski mi człowiek zapłaciliśmy ogromną cenę, aby wyjść z tego piekła. Gdybym była na miejscu jego żony chyba bym nie przeżyła. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak ona to zniosła.
On nie ma pojęcia ile mnie kosztowała jego zabawa w "miłość". Pewnie zracjonalizował wszystko jak Ty. Żadne inne doświadczenie w życiu nie skrzywdziło mnie jak to.  Żaden inny człowiek nie skrzywdził mnie tak jak on.

Być może pomyślisz sobie, że sama sobie jestem winna, że wiedziałam w co wchodzę, że byłam naiwna. Jestem, wiedziałam, byłam, ale to go nie tłumaczy.

To takie uzupełnienie wcześniej wklejonego cytatu i wszystkiego co pisałam tutaj do tej pory, a co nigdy nie brałeś sobie do serca. Pewnie dalej nie weźmiesz, ale może chociaż na chwilę zastanowisz się nad swoją osobę, chociaż raz spróbujesz wyjść poza swój egoizm i chociaż raz pomyślisz o tym jaką krzywdę wszystkim dookoła wyrządziłeś.


Wszystko ładnie pięknie napisane ale On nigdy nie pomyśli o tym ze komuś zrobił coś złego co On ma w tyłku . Było minęło i karuzela dalej się kręci . Nikt nie wie co kochanka miała w głowie ciągnąć ten romans . Gdyby jednak w jej głowie było by wspólne życie to szkoda kobiety a On niech da już jej spokój .

1,572

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Szary80 napisał/a:

Wszystko ładnie pięknie napisane ale On nigdy nie pomyśli o tym ze komuś zrobił coś złego co On ma w tyłku . Było minęło i karuzela dalej się kręci . Nikt nie wie co kochanka miała w głowie ciągnąć ten romans . Gdyby jednak w jej głowie było by wspólne życie to szkoda kobiety a On niech da już jej spokój .

Szary nie chodzi mi tylko o kochankę. Chodzi o wszystkich wokół i żonę i dzieci i kochankę i nawet samego siebie. Nigdy nie wiemy jak, co na kogo wpłynie. Jeden otrzepie się i pójdzie dalej bez problemu, a w drugim człowieku wszystko umrze. Miałam na myśli dokładnie to co cytowałam:

eska12 napisał/a:

"Co ty wiesz na ten temat, jak w nim, w niej jest naprawdę. Co ty wiesz o tym, co w tobie się potem może narodzić. Nie myśl, że odpowiedzialnym trzeba być dopiero kiedyś, przy tak zwanych ostatecznych decyzjach. Trzeba nim być na każdym etapie i we wszystkich pozornie drobnych posunięciach. Bo potem się może okazać za późno. I będziesz winien tragedii tamtego człowieka i swojej. "

1,573

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:
Szary80 napisał/a:

Wszystko ładnie pięknie napisane ale On nigdy nie pomyśli o tym ze komuś zrobił coś złego co On ma w tyłku . Było minęło i karuzela dalej się kręci . Nikt nie wie co kochanka miała w głowie ciągnąć ten romans . Gdyby jednak w jej głowie było by wspólne życie to szkoda kobiety a On niech da już jej spokój .

Szary nie chodzi mi tylko o kochankę. Chodzi o wszystkich wokół i żonę i dzieci i kochankę i nawet samego siebie. Nigdy nie wiemy jak, co na kogo wpłynie. Jeden otrzepie się i pójdzie dalej bez problemu, a w drugim człowieku wszystko umrze. Miałam na myśli dokładnie to co cytowałam:

eska12 napisał/a:

"Co ty wiesz na ten temat, jak w nim, w niej jest naprawdę. Co ty wiesz o tym, co w tobie się potem może narodzić. Nie myśl, że odpowiedzialnym trzeba być dopiero kiedyś, przy tak zwanych ostatecznych decyzjach. Trzeba nim być na każdym etapie i we wszystkich pozornie drobnych posunięciach. Bo potem się może okazać za późno. I będziesz winien tragedii tamtego człowieka i swojej. "


Zgadzam sie z Toba w 100 %.

1,574 Ostatnio edytowany przez Roxann (2018-07-07 15:43:20)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
alsoski001 napisał/a:


Gdyby zachowanie mojej żony i zachowanie się mojej kochanki były nieco inne, prawdopodobnie już bym nie mieszkał z żona. To jest tez lekcja dla tych wszystkich zawiedzionych kochanek i kochanków: sceny zazdrości do niczego dobrego nie prowadzą, a jeśli do tego żona/ mąż waszego kochanka się postara, to raczej nie macie szans.

vs

eska12 napisał/a:

Pewnego dnia usłyszałam, że on zwątpił w moje uczucia, bo zawsze kazałam mu próbować ratować małżeństwo, że zawsze tylko on o mnie walczył, że ja nigdy nie walczyłam o niego, że pozwalałam mu odejść w każdym momencie i byłam się w stanie z tym pogodzić bez problemu. Prawda była taka, że nikogo nie kochałam tak jak jego i wtedy zrobiłabym dla niego wszystko, a zachowywałam się w ten sposób, bo chciałam aby to była jego, niewymuszona przeze mnie decyzja. Z miłości do niego byłam w stanie zrezygnować ze swojego szczęścia, nie chciałam, aby kiedykolwiek żałował, że wybrał mnie, nie ją, żeby czuł się zmuszony. Następnego dnia usłyszałam, że powinnyśmy się zdystansować, że tak będzie dla mnie lepiej, że nigdy niczego nie udawał, że naprawdę w to wierzył, ze będziemy razem, że zawsze będzie mnie kochał i inne podobne tanie frazesy. Wplótł też, że on chyba woli być męczennikiem niż zostawić własne dziecko. Przypomina Ci to coś?

Nie ma reguły, Ty Alsoski tłumaczysz pod siebie, bo tak Ci wygodnie. Była zbyt zaborcza, zazdrosna i to Cię zniechęciło. Piszesz, że zona starała w tym czasie, ale też przecież wykrzyczała Ci, że chce rozwodu... coś się mijasz w zeznaniach wink
Ja i Eska przyjęłyśmy inną 'strategię', nie naciskałyśmy, bo chciałyśmy by to była jego świadoma decyzja. I co Eska usłyszała? Ze on zwątpił w jej uczucia, ja z kolei od swego usłyszałam, że go olewam. smile
Tak czy inaczej cokolwiek kochanka by nie robiła, jakieś wytłumaczenie kochanek znajdzie, by nie zmieniać tego co jest.
Eska pisze, że jej przypominasz jej ex, z tym motaniem itd. Mi z kolei jej ex przypomina mojego w kwestii "działań" na kilku frontach.
W ogóle każdy z was myśli tylko o sobie. A te wszelkie tłumaczenia to bajeczki by jakoś wyjść z twarzą.

I jeszcze dwa słowa do Ciebie Eska, mnie mój romans nauczył jednego, faceci potrafią świetnie kłamać, udawać wielce zakochanych by osiągnąć swój cel, szczególnie tacy zaprawieni w bojach, jak mój czy twój. Ich nakręca fakt, jakie uczucia, emocje wzbudzają w kobietach, dlatego są zdolni do największych szaleństw, popisów bo to owocuje w zaangażowaniu tej drugiej osoby a to jest to czym oni karmią swoje ego. Póki nie zaczniesz się dystansować, jak my albo naciskać na rozwód jak kochanka Alsoskiego, będą wspaniali dla nas. To jednak nie zmienia faktu, że to my same powinnyśmy być odpowiedzialne za nasze uczucia, życie. Obarczanie odpowiedzialnością jego, nic nam nie daje. W końcu same 'popłynęłyśmy', uwierzyłyśmy "zdrajcy". Pora 'winy' poszukać w sobie, odpowiedzieć na pytanie dlaczego? Wtedy łatwiej żyć dalej i polegać na sobie. Zadbać o to by to nam było dobrze i samym ze sobą i ogólnie w życiu, relacjach.

1,575

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:

I jeszcze dwa słowa do Ciebie Eska, mnie mój romans nauczył jednego, faceci potrafią świetnie kłamać, udawać wielce zakochanych by osiągnąć swój cel, szczególnie tacy zaprawieni w bojach, jak mój czy twój. Ich nakręca fakt, jakie uczucia, emocje wzbudzają w kobietach, dlatego są zdolni do największych szaleństw, popisów bo to owocuje w zaangażowaniu tej drugiej osoby a to jest to czym oni karmią swoje ego. Póki nie zaczniesz się dystansować, jak my albo naciskać na rozwód jak kochanka Alsoskiego, będą wspaniali dla nas. To jednak nie zmienia faktu, że to my same powinnyśmy być odpowiedzialne za nasze uczucia, życie. Obarczanie odpowiedzialnością jego, nic nam nie daje. W końcu same 'popłynęłyśmy', uwierzyłyśmy "zdrajcy". Pora 'winy' poszukać w sobie, odpowiedzieć na pytanie dlaczego? Wtedy łatwiej żyć dalej i polegać na sobie. Zadbać o to by to nam było dobrze i samym ze sobą i ogólnie w życiu, relacjach.

Mnie nauczył braku zaufania do kogokolwiek i czegokolwiek.
Roxann ja nie obarczam jego całkowitą winą. Absolutnie. Ale dość się już samobiczowałam. Wystarczy.

1,576

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
eska12 napisał/a:

Mnie nauczył braku zaufania do kogokolwiek i czegokolwiek.
Roxann ja nie obarczam jego całkowitą winą. Absolutnie. Ale dość się już samobiczowałam. Wystarczy.

Ja nie tyle się samobiczowałam, co było mi zwyczajnie wstyd i żal siebie, że do tego stopnia 'popłynęłam'.
Uczę się zdrowego egoizmu i teraz na pierwszym miejscu dla mnie jestem ja. Żaden facet z tego miejsca mnie już nie zrzuci wink
Na nowo stworzyłam swoje zasady nie tyle (tylko) moralne, co mające mnie samą utrzymać w strefie komfortu. Nie pozwolę już przekraczać tych granic komukolwiek. Dlatego m.in wróciłam do PL, bo tam byłabym znów zależna od kogoś i dla kogoś bym to robiła naginając własne potrzeby i chęci. Never ever.

1,577

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Zdrowy egoizm. Zdecydowanie polecam. O wiele lepiej się żyje smile

1,578

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Czytam wasze wpisy, sama sie juz nie wypowiadam, bo moja sytuacja nie zmienia sie , kolejny rok tkwie w ukladzie, ktory krzywdzi zarowno mnie jak i wiele osob do okola. Nadal nie potrafie zrezygnować, probowalam i nie jestem w stanie sobie poradzić. Czytajac Twój wpis eska wlos mi sie dosłownie zjezyl na glowie, bardzo wspolczuje przezyc, nie wiem czy dalabym rade tak jak Ty, ale chcialam sie Ciebie zapytac, czy ponownie jestes szczesliwa przy mezu, czy udalo Wam sie to przepracowac po Tych strasznych dwóch latach? Pozdrawiam

1,579

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:

I jeszcze dwa słowa do Ciebie Eska, mnie mój romans nauczył jednego, faceci potrafią świetnie kłamać, udawać wielce zakochanych by osiągnąć swój cel, szczególnie tacy zaprawieni w bojach, jak mój czy twój. Ich nakręca fakt, jakie uczucia, emocje wzbudzają w kobietach, dlatego są zdolni do największych szaleństw, popisów bo to owocuje w zaangażowaniu tej drugiej osoby a to jest to czym oni karmią swoje ego. Póki nie zaczniesz się dystansować, jak my albo naciskać na rozwód jak kochanka Alsoskiego, będą wspaniali dla nas. To jednak nie zmienia faktu, że to my same powinnyśmy być odpowiedzialne za nasze uczucia, życie. Obarczanie odpowiedzialnością jego, nic nam nie daje. W końcu same 'popłynęłyśmy', uwierzyłyśmy "zdrajcy". Pora 'winy' poszukać w sobie, odpowiedzieć na pytanie dlaczego? Wtedy łatwiej żyć dalej i polegać na sobie. Zadbać o to by to nam było dobrze i samym ze sobą i ogólnie w życiu, relacjach.

Zabrzmiało to jakbyśmy mieli uknute cele, które perfidnie realizujemy. My źli mężczyźni.

Nie mamy żadnych celów. Ja nie miałem, wątpię aby Alsoski miał jakiś cel.  Romans to jest skutkiem dużych braków w małżeństwie. Kiedy znajduje się osobę, która te braki uzupełnia to chce się z nią być. Tak bez celu.

Jakie ego ? Kobietą z dwójka dzieci, sama z problemami w związku to jest to co podnosi ego ? Oczywiście że jest mi miło że wybrała mnie ale naprawdę uważacie że to chodzi o ego? Jakie to ego zniszczyć komuś życie.

Wy macie instynkt macierzyński, my odpowiedzialność za rodzinę. Mężczyźni nie zrozumieją instynktu macierzyńskiego a kobiety tej odpowiedzialnosci. Ubiegając wasze zarzuty - tak, odpowiedzialność ta nie przeszkadza zdradzać żony ale uniemożliwia odejście od rodziny. Nie wiem skąd ta odpowiedzialność wynika. Czy to jest uwarunkowane społecznie czy też ewolucyjnie.

1,580 Ostatnio edytowany przez authority (2018-07-07 21:04:23)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

pierdu pierdu to żadna odpowiedzialność to odpowiedzialność zdradzasz odchodzisz. A to co wyprawiasz to zwykłe tchórzostwo  nie wymyślaj żona zajmuje się domem a tobie to na rękę.Kłamce poznać z daleka nie rozumiesz instynktu macierzyńskiego to na cholerę zasłaniałeś się dzieckiem to jak nasz rząd ciągle nowe argumenty (w połowie rozmowy padał "argument" komunistyczna konstytucja albo konstytucja Kwaśniewskiego) później jednak wracali do utartego sloganu o tym jakoby przestrzegali konstytucji.

1,581

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Eska współczuję Ci bardzo zawodu którego doznałaś. Przeżyłaś romans i zdradę za 1 zamachem .. Myślę jednak, że bardzo mało znaliście się..

1,582

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
authority napisał/a:

pierdu pierdu to żadna odpowiedzialność to odpowiedzialność zdradzasz odchodzisz. A to co wyprawiasz to zwykłe tchórzostwo  nie wymyślaj żona zajmuje się domem a tobie to na rękę.Kłamce poznać z daleka nie rozumiesz instynktu macierzyńskiego to na cholerę zasłaniałeś się dzieckiem to jak nasz rząd ciągle nowe argumenty (w połowie rozmowy padał "argument" komunistyczna konstytucja albo konstytucja Kwaśniewskiego) później jednak wracali do utartego sloganu o tym jakoby przestrzegali konstytucji.

Tchórzostwo ? A czego mam się bać ? Przecież kochanka kiedy stanie się oficjalna partnerką to też będzie domem się zajmowac. To czego mam się bać ?

Zdradzasz = odchodzisz to jest lekkomyslnosc.

1,583

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Eska, mocne. Daje do myślenia.

1,584

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Zdradzasz = odchodzisz to jest lekkomyslnosc.

A zdradzasz i zostajesz = nieuczciwość. Każdy sam wybiera, co dla niego ważne. Wolisz być nieuczciwym tchórzem, to sobie bądź, nam nic do tego, ale nie wycieraj sobie gęby odpowiedzialnością, bo nie masz pojęcia, co to jest w ogóle.

1,585

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Kochanka może odejść nie ma żadnej gwarancji iż z tobą zostanie jeszcze możesz się zdziwić. Dalej czemu ona jest z mężem jeśli ciebie kocha podobno tym się wyróżniasz od kobiet odpowiedzialność lol
Przyznaj prawdę dobro dzieci masz gdzieś a liczą się tylko twoje rządzę a miłość kochanki też nie wierzysz. A teraz najlepsze jest aż 80& szansy na to iż nie dojdzie do ślubu a jak dojdzie to jest uwaga aż 90% iż wasze małżeństwo nie przetrwa 45% z twojej strony i 45% ze strony jej. To są suche fakty. Osoby mające tendencję do długich zdrad gdy motylki opadają zdradzają kolejny raz i to znacznie szybciej niż poprzednio mając na oku kogoś nowego.

1,586 Ostatnio edytowany przez authority (2018-07-08 00:55:29)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:

[...] A co do odpowiedzialności za własne czyny to ja się z tym zgadzam. Choć w praktyce moim zdaniem rzecz nieczęsto aby znaleźć człowieka który w pierwszej kolejności nie szuka winny w innym
Czyli, "Kto bez winy jest, niech pierwszy rzuci kamieniem"?
Pewnie, że każde z nas ma swoje za uszami, Hrefi.
Ale i na tym kończy się odpowiedzialność jednej strony, gdy druga, gdzie indziej szuka uzupełniania braków w związku, miast go zakończyć wcześniej.

Mieliśmy sprzeczki ale nigdy nic poważnego raz zdradzono mnie ale nie zdradziłem swojej partnerki ani ex

1,587

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Wy macie instynkt macierzyński, my odpowiedzialność za rodzinę. Mężczyźni nie zrozumieją instynktu macierzyńskiego a kobiety tej odpowiedzialnosci..

Ale bzdury piszesz .. nie masz instynktu a zasłaniasz dzieckiem... mówisz o odpowiedzialności a zdradzasz i oszukujesz.. aż chciałoby się powiedzieć tak jak Alsoskiemu... skończ waść wstydu oszczędź wink

1,588

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
authority napisał/a:

Kochanka może odejść nie ma żadnej gwarancji iż z tobą zostanie jeszcze możesz się zdziwić. Dalej czemu ona jest z mężem jeśli ciebie kocha podobno tym się wyróżniasz od kobiet odpowiedzialność lol
Przyznaj prawdę dobro dzieci masz gdzieś a liczą się tylko twoje rządzę a miłość kochanki też nie wierzysz. A teraz najlepsze jest aż 80& szansy na to iż nie dojdzie do ślubu a jak dojdzie to jest uwaga aż 90% iż wasze małżeństwo nie przetrwa 45% z twojej strony i 45% ze strony jej. To są suche fakty. Osoby mające tendencję do długich zdrad gdy motylki opadają zdradzają kolejny raz i to znacznie szybciej niż poprzednio mając na oku kogoś nowego.

Jest z mężem bo nie dałem jej deklaracji wspolnego życia. Raz jej takie coś zaproponowałem na początku romansu. Ale mówiłem to wówczas niepewnie. Nie bylem przekonujący i było to za wcześnie. Jestem przekonany że gdybym teraz jasno przedstawil kochance propozycje to odeszła by od męża.

Teraz o tych tendencjach. Ja mam pierwszy romans w życiu. 12 lat małżeństwa, 15 związku. Kochanka pierwszy romans w życiu, 16 lat związku. Oboje jesteśmy postrzegani jako atrakcyjni ale nigdy wcześniej nie zdradzilismy.

Czy mamy tendencję do zdrad ?

Jakie moje rządze ? Chyba że rządzą nazwiesz poczucie bycia kochanym i możliwość kochania kogoś, poczucie oparcia i zrozumienia, poczucie wsparcia, partnerstwo.
Takie rządzę ?

1,589

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Roxann napisał/a:
Hrefi napisał/a:

Wy macie instynkt macierzyński, my odpowiedzialność za rodzinę. Mężczyźni nie zrozumieją instynktu macierzyńskiego a kobiety tej odpowiedzialnosci..

Ale bzdury piszesz .. nie masz instynktu a zasłaniasz dzieckiem... mówisz o odpowiedzialności a zdradzasz i oszukujesz.. aż chciałoby się powiedzieć tak jak Alsoskiemu... skończ waść wstydu oszczędź wink

Dlatego pisałem że nie zrozumiesz jako kobieta. Odpowiedzialność nie znaczy miłość. Jedno z drugim nie musi iść w parze. Odpowiedzialność przywiązuje do rodziny i jakiekolwiek uczucie do żony nie jest do tego potrzebne. A jak nie ma uczucia to łatwiej o zdradę o romans.

Wróć do słownikowej definicji odpowiedzialności bez łączenia jej z uczuciami takimi jak miłość.

Odpowiedzialność - «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś»

To pewnie też kwestia wychowania. To nie kobietom od małego sie tłumaczy że mają być głowa rodziny odpowiedzialna za żonę o dzieci.

Jeśli nie odpowiedzialność to co powoduje że tak rzadko żonaty odchodzi do kochanki ?

1,590

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Jeśli nie odpowiedzialność to co powoduje że tak rzadko żonaty odchodzi do kochanki ?

Rozwód z orzeczeniem winy, alimenty na dzieci, alimenty na byłą, podział majątku, który gieroj przez lata odpowiedzialnie gromadził. Z nową panią trzeba się wszystkiego dorabiać od nowa z garbem alimentów i to już jest takie mało romantyczne... A panów, których wrodzonej odpowiedzialności niezrozumiałej dla głupiutkich kobietek jest też całe multum. W statystykach unikania płacenia alimentów...

1,591 Ostatnio edytowany przez Excop (2018-07-08 08:05:27)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
Roxann napisał/a:
Hrefi napisał/a:

Wy macie instynkt macierzyński, my odpowiedzialność za rodzinę. Mężczyźni nie zrozumieją instynktu macierzyńskiego a kobiety tej odpowiedzialnosci..

Ale bzdury piszesz .. nie masz instynktu a zasłaniasz dzieckiem... mówisz o odpowiedzialności a zdradzasz i oszukujesz.. aż chciałoby się powiedzieć tak jak Alsoskiemu... skończ waść wstydu oszczędź wink

Dlatego pisałem że nie zrozumiesz jako kobieta. Odpowiedzialność nie znaczy miłość. Jedno z drugim nie musi iść w parze. Odpowiedzialność przywiązuje do rodziny i jakiekolwiek uczucie do żony nie jest do tego potrzebne. A jak nie ma uczucia to łatwiej o zdradę o romans.

Wróć do słownikowej definicji odpowiedzialności bez łączenia jej z uczuciami takimi jak miłość.

Odpowiedzialność - «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś»

To pewnie też kwestia wychowania. To nie kobietom od małego sie tłumaczy że mają być głowa rodziny odpowiedzialna za żonę o dzieci.
powoduje że tak rzadko żonaty odchodzi do kochanki ?

Nie przywołam imienia Jego na daremno, ale co za bzdury pleciesz, człowieku!?
Odpowiedzialnością za rodzinę, gdy połowę czasu kochance się oddaje i tyle zapewne również środków finansowych, nazywasz?
Rzadko tacy odchodzą do kochanki, bo sami do stracenia mają więcej, niż reszta owej "szczęśliwej rodziny".
Słownikowe znaczenie terminu "odpowiedzialność" przywołałeś? Dlaczego, to drugie znaczenie tylko?
Bo pierwsze brzmi tak : "Słownik języka polskiego. odpowiedzialność. 1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny».
Moralny, to wiadomo, a prawny, gdy się wyda i orzeczenie o wyłącznej winie rozpadu związku, przeciwko "troskliwej" głowie rodziny, orzeczone zostanie.
I co pan na to, panie "odpowiedzialny"?

1,592

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Pan "odpowiedzialny" jest przecież po prostu zwykłym tchórzem, którego nie stać nawet na odwagę konfrontacji z prawdą. Żona zrobi mu z dupy i portfela jesień średniowiecza więc on swoje tchórzostwo i wygodę nauczył się nazywać odpowiedzialnością. Biedaczek poświęca się...

1,593

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Snake napisał/a:

Pan "odpowiedzialny" jest przecież po prostu zwykłym tchórzem, którego nie stać nawet na odwagę konfrontacji z prawdą. Żona zrobi mu z dupy i portfela jesień średniowiecza więc on swoje tchórzostwo i wygodę nauczył się nazywać odpowiedzialnością. Biedaczek poświęca się...

Jakiej konfrontacji z prawdą ? Ja przyznalem się do romansu. Do kochanki. Do uczucia jakim nia darze. Niczego sie nie wyparlem. Zaproponowałem rozwód i ustalenie opieki nad dzieckiem. Od żony usłyszałem że jestem kochany bo się przyznalem, rozwodu mi nigdy nie da i że kocha mnie jeszcze bardziej. Taka to jest konfrontacja z prawdą.

1,594

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Snake napisał/a:
Hrefi napisał/a:

Jeśli nie odpowiedzialność to co powoduje że tak rzadko żonaty odchodzi do kochanki ?

Rozwód z orzeczeniem winy, alimenty na dzieci, alimenty na byłą, podział majątku, który gieroj przez lata odpowiedzialnie gromadził. Z nową panią trzeba się wszystkiego dorabiać od nowa z garbem alimentów i to już jest takie mało romantyczne... A panów, których wrodzonej odpowiedzialności niezrozumiałej dla głupiutkich kobietek jest też całe multum. W statystykach unikania płacenia alimentów...


Czyli wychodzi na to, że małżeństwo to rodzaj prawnie zalegalizowanej niewoli, z której wyjście cie zrujnuje. Podział majątku OK choć moja żona nigdy nie pracowała, alimenty na dziecko OK, ale alimenty na żonę ... ustawodawcę fantazja poniosła.

1,595

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:
Hrefi napisał/a:
Roxann napisał/a:

Ale bzdury piszesz .. nie masz instynktu a zasłaniasz dzieckiem... mówisz o odpowiedzialności a zdradzasz i oszukujesz.. aż chciałoby się powiedzieć tak jak Alsoskiemu... skończ waść wstydu oszczędź wink

Dlatego pisałem że nie zrozumiesz jako kobieta. Odpowiedzialność nie znaczy miłość. Jedno z drugim nie musi iść w parze. Odpowiedzialność przywiązuje do rodziny i jakiekolwiek uczucie do żony nie jest do tego potrzebne. A jak nie ma uczucia to łatwiej o zdradę o romans.

Wróć do słownikowej definicji odpowiedzialności bez łączenia jej z uczuciami takimi jak miłość.

Odpowiedzialność - «przyjęcie na siebie obowiązku zadbania o kogoś lub o coś»

To pewnie też kwestia wychowania. To nie kobietom od małego sie tłumaczy że mają być głowa rodziny odpowiedzialna za żonę o dzieci.
powoduje że tak rzadko żonaty odchodzi do kochanki ?

Nie przywołam imienia Jego na daremno, ale co za bzdury pleciesz, człowieku!?
Odpowiedzialnością za rodzinę, gdy połowę czasu kochance się oddaje i tyle zapewne również środków finansowych, nazywasz?
Rzadko tacy odchodzą do kochanki, bo sami do stracenia mają więcej, niż reszta owej "szczęśliwej rodziny".
Słownikowe znaczenie terminu "odpowiedzialność" przywołałeś? Dlaczego, to drugie znaczenie tylko?
Bo pierwsze brzmi tak : "Słownik języka polskiego. odpowiedzialność. 1. «obowiązek moralny lub prawny odpowiadania za swoje lub czyjeś czyny».
Moralny, to wiadomo, a prawny, gdy się wyda i orzeczenie o wyłącznej winie rozpadu związku, przeciwko "troskliwej" głowie rodziny, orzeczone zostanie.
I co pan na to, panie "odpowiedzialny"?


Piszesz może o ogólnej sytuacji posiadania kochanki. Wypowiem się za siebie - czasu poświęcam kochance może kilka godzin na miesiąc. Więcej nie mamy. Szkoda, chcieli byśmy więcej.

Pieniądze to nie wiem o co Ci chodzi. Czasem ja zapłacę za hotel, innym razem ona. Nic sobie nie kupujemy. Dalej jej lubię kupić pączka do pracy ale rzadziej bo piekarnie mi zamknęli która miałem po drodze. Tyle wydatków.

Może być i pierwszy definicja słownikowa. Obowiązek prawny wynikająca z małżeństw i ojcostwa i moralny, czyli jako głowa rodziny mam zapewnić jej warunku materialne i stabilność. Ani w jednej ani drugiej definicji nie ma nic o miłości.

U mnie się "wydało" tzn sam się przyznalem. Narazie bez konsekwencji dla mnie.

1,596 Ostatnio edytowany przez Xymena (2018-07-08 09:40:07)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

To nie twoja żona orzeka rozwód, tylko sąd. Jej słowa to zwykły szantaż.
Nie orzeka rozwodu tylko w skrajnych przypadkach, gdy np. druga osoba nie jest w stanie wskutek choroby samodzielnie funkcjonować.
Jedyne co powinieneś zrobić, to po prostu złożyć pozew.
Alimenty na współmałżonka, w razie jego trudnej sytuacji, mieszczą się przecież w tej odpowiedzialności, o której pisałeś.
A tak w ogóle, to strach ma wielkie oczy... Poradź się prawnika. Będziesz wiedział na czym stoisz.

1,597

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Siedzę i czytam ten wątek z wielką uwagą, może dla tego, że próbuje zrozumieć wszystko co się wydarzyło w moim życiu. Jednak jak czytam alsoskiego i hrefiego to nóż mi się w kieszeni otwiera. Hrefi pierwsze pytanie do ciebie gdzie tu jest odpowiedzialność przed momentem napisałeś że żona ci rozwodu nie da (to nie ona o tym decyduje tylko sąd ale to pomijam) jesteś tchórzem, strach przed komplikacjami związanymi z rozwodem i niepewna przyszłość z kochanka spowodowały że zostałeś przy żonie. Jak jest w tobie odpowiedzialność ty zachowujesz się tak aby najmniej ucierpieć za swoje czyny. Czy w momencie kiedy żona powiedziała że ci rozwodu nie da i że cię kocha jeszcze bardziej nagle ocknąłeś sie i stwierdziłeś że kochanka jest be ( a może jej nigdy nie kochałeś tylko się zauroczyłeś). Ostatnio ktoś znajomy podesłał mi fragment wypowiedzi guru buddyjskiego Jetsunma Tenzin Palmo "Różnica po między prawdziwą miłością a pożądaniem".
A wracając do odpowiedzialności to mój przyjaciel kiedyś też będąc jeszcze mężem i ojcem wtedy 2 letniego syna poznał dziewczynę zakochał się to była koleżanka z pracy i co żona mu rozwodu nie dała dziecka nie dała itd ale odszedł bo kochał inna. Z kochanką się mu nie udało ale ile razy go pytam to nie żałuje bo naprawdę kochał. A co przez to, że odszedł to może niby przestał być odpowiedzialny za syna. Wcale, że nie wręcz przeciwnie ma z nim świetny kontakt teraz to już nastolatek, grają razem w tenisa, siatkę jeżdżą na wakacje. A żona na rozwód zgodziła się dopiero kilka lat temu. To jest odpowiedzialność poczuwa się do odpowiedzialności za syna którego się spłodziło ale nie unieszczęśliwianiu kobiety której się nie kocha.
Czytam wypowiedzi Eski, Roxann, BlueValentine, ZielonejKamy, Szarego porównując ich do twojej kochanki i parząc na twoje zachowanie mam wrażenie, że w twojej wypowiedzi brakuje tylko jeszcze przecież kochanka wiedziała w co się pakuje nic jej nie obiecywałem (a właśnie że obiecałeś mówiąc jej że ją kochasz obiecywałeś, że chcesz z nią żyć). Jak byś chociaż trochę zrozumiał psychikę kobiet (a nie pieprzył o macierzyństwie) to one się od nas różnią bardzo pod względem podejścia do związku są dużo bardziej ostrożne w rzucaniu mocnych słów, angażowanie zajmuje im więcej czasu (natomiast szybciej się składają po nieudanym związku). Ale dla nich deklaracje złożone ustnie przez partnera są wiążące. Jeśli facet kobiecie mówi, że ją kocha to dla niej to znaczy, że nie wyobraża sobie życia bez niej. Dla tego pytam się gdzie jest twoja odpowiedzialność przypuszczam że zrobiłeś wielkie spustoszenie w psychice tej kochanki. Wiek bo składałem taką kobietę do kupy wiem ile cierpiała. Wiesz jak wygląda człowiek w katatonii tak wyglądają porzucone kobiety po tym jak facet je rozkochuje a w kulminacyjnym momencie mówi spadaj. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu. A tak żeby nie mówić tylko o Hrefim to do Alsoskiego też mam pytanie jeśli nie znosiłeś ojca dziecka kochanki to poco siedziałeś w tym związku przecież to było równoznaczne bycie z kochanką = życie z jej dzieckiem. A swoich dzieci nigdy nie zostawiasz chyba, że sam tak zadecydujesz. To akurat dotyczy i Hrefiego i Alsoskiego, ale o tym pisałem wyżej. Alsoski jest takim samym tchórzem, teraz po cichu się modli żeby kochanka w odwecie za to że ją skrzywdził nie zemściła się i nie wygadała wszystkiego żonie. Obaj jesteście hipokrytami i tchórzami.

1,598

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Hrefi, to zostałeś, bo żona nie da Ci rozwodu (który żonie zaproponowałeś) czy dlatego, że czujesz się odpowiedzialny za dziecko i nie chcesz go zostawić?
Co teraz planujesz? Żona wie, bo się przyznałeś, obyło się bez konsekwencji dla Ciebie, jak na razie. A co z kochanką? Będziesz nadal to ciągnął?
Bo jeśli sytuacja się nie zmieni, to powiem Ci dlaczego uważam Cię za tchórza, choć pewnie mało CIę to obchodzi. Boisz się odejść od żony, bo boisz się konsekwencji. Wszelakich.  Przecież nie jesteś niewolnikiem. Skoro już się przyznałeś (najtrudniejszy pierwszy krok) i NAPRAWDĘ chcesz odejść, to odchodzisz a nie zasłaniasz się tym, że "żona Ci nie pozwoliła". Choć taki argument jest bardzo wygodny. Boisz się zerwać z kochanką, bo boisz się, że już nie będziesz kochany, rozumiany i (pewnie też) pożądany. Najwygodniej dla Ciebie, gdy nic się nie zmieni. A Ty masz czyste sumienie, bo przecież powiedziałeś żonie. To nie Twoja wina, że ona nie chce dać Ci rozwodu. I można spać spokojnie.
I oczywiście, w samym strachu, o którym piszę nie ma nic złego, bo to normalne, każdy boi się dużych zmian, które mogą wpłynąć na ustabilizowane życie (wiem coś o tym....). Ale trzeba nazwać rzeczy po imieniu a nie dorabiać do tego ideologii (o odpowiedzialności) ciągnąć tą popapraną sytuację dalej...

P.S. Odpowiedzialność , na którą wiele razy się powoływałeś, to moim zdaniem, w Twojej sytuacji, jest wtedy, gdy robisz, co należy, skoro podjąłeś  decyzję o byciu odpowiedzialnym: jesteś prawdziwą głową rodziny. Zrywasz z kochanką, godzisz się z sytuacją, że już nigdy nie będziesz kochany, rozumiany i pożądany. Nie utyskujesz na swój los i nie szukasz innych na boku. Dajesz dziecku obraz rodziny, w której wszyscy się szanują (szacunek to nie miłość, na to masz wpływ, trzeba tylko chcieć) i są uczciwi. Oczywiście, że to cholernie trudne. Ale kto powiedział, że bycie odpowiedzialnym jest łatwe?

1,599

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Jakiej konfrontacji z prawdą ? Ja przyznalem się do romansu. Do kochanki. Do uczucia jakim nia darze. Niczego sie nie wyparlem. Zaproponowałem rozwód i ustalenie opieki nad dzieckiem. Od żony usłyszałem że jestem kochany bo się przyznalem, rozwodu mi nigdy nie da i że kocha mnie jeszcze bardziej. Taka to jest konfrontacja z prawdą.

Prawda wobec samego siebie.

Hrefi napisał/a:

Czyli wychodzi na to, że małżeństwo to rodzaj prawnie zalegalizowanej niewoli, z której wyjście cie zrujnuje. Podział majątku OK choć moja żona nigdy nie pracowała, alimenty na dziecko OK, ale alimenty na żonę ... ustawodawcę fantazja poniosła.

A ty żeniąc się byłeś takim niekumatym misiem nieświadomym, że wszystko czego się dorobisz w czasie małżeństwa jest współwłasnością małżonki? Choćby całe życie tylko leżała i pachniała? Od tego jest instytucja rozdzielności majątkowej. Alimenty na małżonka są bardzo ok, bo wymyślono je właśnie na wypadek takich zdradzających misiów. Co to po latach odnajdują jedyną i prawdziwą miłość. Wcześniej mówili żonie - po co masz iść do pracy? Ja dobrze zarabiam, ty ogarniaj dom, dzieci - JA O WSZYSTKO ZADBAM lol Jeżeli rozwód jest z wyłącznej winy zdradzającego misia, to małżonka ma pełne prawo żądać alimentów na siebie aby jej sytuacja materialna po rozwodzie się nie pogorszyła. Jak będzie złośliwa, to do usranej śmierci byłego małżonka nie poślubi żadnego nowego pana, choć może ich sobie po rozwodzie zmieniać jak rękawiczki. I tak złośliwie będzie ciągnąć od pana misia, byłego męża kasę aż do grobu.
To jak tam panie "odpowiedzialny"? Podchodzisz pan odpowiedzialnie do swojego portfela prawda? Żal dupę ściska tak utrzymywać byłą i jej "fanaberie" kiedy można by się było poświęcić nowemu, pięknemu życiu? A jak tu utrzymać nową panią i być może nowe, wspólne dzieciątka kiedy ta stara jędza będzie wyciskać z ciebie wszystkie soki...

1,600

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Snake
Dawno Ci już pisałam, że Twoja żona Cię nie kocha. Teraz przeczytałam, że chciała rozwodu. Może zamiast tego cynizmu wobec innych, sam uporządkuj swoje sprawy, nie patrząc tylko na kasę...

1,601

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Xymena napisał/a:

Snake
Dawno Ci już pisałam, że Twoja żona Cię nie kocha. Teraz przeczytałam, że chciała rozwodu. Może zamiast tego cynizmu wobec innych, sam uporządkuj swoje sprawy, nie patrząc tylko na kasę...

Ooo masz mój szacunek! Niedzielny poranek spędzać na lekturze czyichś starych postów... lol Dorzucić ci coś nowego? Mam parę pikantnych smaczków, to nie wiem, na priv?

1,602

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Szanowny www..kazdy może cierpieć z milosci. Nie tylko kobiety, mezczyźni też. .
A z tego co  pamietam, to Hrefi nie porzucil kochanki, ale to ona zwrocila się w stronę domu i on w pewnym momencie.
U Hrefiego nie bardzo widzę akurat punkt zaczepienia by odbudować związek.A dziecko jest jeszcze na tyle male, ze jego trauma zwiazana z rozwodem nie bedzie tak wielka niz np u 10 latka.
Myślę Hrefi, ze co innego Cię zatrzymuje ( darujmy sobie rizwazania o pieniadzach, bo jak ktos na dobrą pracę a nie srednią krajowa to jego sytuaxja.finansowa niekoniecznie się pogorszy.) to niepewnosc czy kochanka zostawi męża..

1,603

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Nie lubię arogancji, cynizmu, braku empatii i poczucia wyższości. To jedyna motywacja, aby demaskować, co za tym się kryje.
Nie marnuj swojego poranka.

1,604

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Xymena napisał/a:

Nie lubię arogancji, cynizmu, braku empatii i poczucia wyższości.

Aj, to nie mam u ciebie szans?

Xymena napisał/a:

Nie marnuj swojego poranka.

Ja jestem w pracy, to sobie robię przerwy na głupotki, a ty o matko, bidula zarywasz niedzielny poranek żeby poszperać w postach biednego Snejka? Wyjdź na słońce kobito, poopalaj się, przytul faceta - patrz, nie sprawdziłem czy masz...

1,605

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
_www_ napisał/a:

Siedzę i czytam ten wątek z wielką uwagą, może dla tego, że próbuje zrozumieć wszystko co się wydarzyło w moim życiu. Jednak jak czytam alsoskiego i hrefiego to nóż mi się w kieszeni otwiera. Hrefi pierwsze pytanie do ciebie gdzie tu jest odpowiedzialność przed momentem napisałeś że żona ci rozwodu nie da (to nie ona o tym decyduje tylko sąd ale to pomijam) jesteś tchórzem, strach przed komplikacjami związanymi z rozwodem i niepewna przyszłość z kochanka spowodowały że zostałeś przy żonie. Jak jest w tobie odpowiedzialność ty zachowujesz się tak aby najmniej ucierpieć za swoje czyny. Czy w momencie kiedy żona powiedziała że ci rozwodu nie da i że cię kocha jeszcze bardziej nagle ocknąłeś sie i stwierdziłeś że kochanka jest be ( a może jej nigdy nie kochałeś tylko się zauroczyłeś). Ostatnio ktoś znajomy podesłał mi fragment wypowiedzi guru buddyjskiego Jetsunma Tenzin Palmo "Różnica po między prawdziwą miłością a pożądaniem".
A wracając do odpowiedzialności to mój przyjaciel kiedyś też będąc jeszcze mężem i ojcem wtedy 2 letniego syna poznał dziewczynę zakochał się to była koleżanka z pracy i co żona mu rozwodu nie dała dziecka nie dała itd ale odszedł bo kochał inna. Z kochanką się mu nie udało ale ile razy go pytam to nie żałuje bo naprawdę kochał. A co przez to, że odszedł to może niby przestał być odpowiedzialny za syna. Wcale, że nie wręcz przeciwnie ma z nim świetny kontakt teraz to już nastolatek, grają razem w tenisa, siatkę jeżdżą na wakacje. A żona na rozwód zgodziła się dopiero kilka lat temu. To jest odpowiedzialność poczuwa się do odpowiedzialności za syna którego się spłodziło ale nie unieszczęśliwianiu kobiety której się nie kocha.
Czytam wypowiedzi Eski, Roxann, BlueValentine, ZielonejKamy, Szarego porównując ich do twojej kochanki i parząc na twoje zachowanie mam wrażenie, że w twojej wypowiedzi brakuje tylko jeszcze przecież kochanka wiedziała w co się pakuje nic jej nie obiecywałem (a właśnie że obiecałeś mówiąc jej że ją kochasz obiecywałeś, że chcesz z nią żyć). Jak byś chociaż trochę zrozumiał psychikę kobiet (a nie pieprzył o macierzyństwie) to one się od nas różnią bardzo pod względem podejścia do związku są dużo bardziej ostrożne w rzucaniu mocnych słów, angażowanie zajmuje im więcej czasu (natomiast szybciej się składają po nieudanym związku). Ale dla nich deklaracje złożone ustnie przez partnera są wiążące. Jeśli facet kobiecie mówi, że ją kocha to dla niej to znaczy, że nie wyobraża sobie życia bez niej. Dla tego pytam się gdzie jest twoja odpowiedzialność przypuszczam że zrobiłeś wielkie spustoszenie w psychice tej kochanki. Wiek bo składałem taką kobietę do kupy wiem ile cierpiała. Wiesz jak wygląda człowiek w katatonii tak wyglądają porzucone kobiety po tym jak facet je rozkochuje a w kulminacyjnym momencie mówi spadaj. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu. A tak żeby nie mówić tylko o Hrefim to do Alsoskiego też mam pytanie jeśli nie znosiłeś ojca dziecka kochanki to poco siedziałeś w tym związku przecież to było równoznaczne bycie z kochanką = życie z jej dzieckiem. A swoich dzieci nigdy nie zostawiasz chyba, że sam tak zadecydujesz. To akurat dotyczy i Hrefiego i Alsoskiego, ale o tym pisałem wyżej. Alsoski jest takim samym tchórzem, teraz po cichu się modli żeby kochanka w odwecie za to że ją skrzywdził nie zemściła się i nie wygadała wszystkiego żonie. Obaj jesteście hipokrytami i tchórzami.

Daj cytat mnicha. Poczytamy. To co  napisałeś o psychice kobiet jest prawda. Zgadzam sie z tym, ale nie wiem co to zmienia. Chyba już za późno. Z kochanką to już coś więcej niż  romans, to głęboka przyjaźń, miłość, zrozumienie. Za długo to trwało, za bliska relacje powstała. Powstał związek równoległy. Tego się bez bólu nie zakończy.

1,606 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-07-08 13:15:38)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Rany, ile tu jest idealizacji albo iluzji a ile faktów, bo w każdym poście inna wersja

Hrefi napisał/a:

Z kochanką to już coś więcej niż  romans, to głęboka przyjaźń, miłość, zrozumienie. Za długo to trwało, za bliska relacje powstała. Powstał związek równoległy. Tego się bez bólu nie zakończy.

vs

Hrefi napisał/a:

Wypowiem się za siebie - czasu poświęcam kochance może kilka godzin na miesiąc. Więcej nie mamy. Szkoda, chcieli byśmy więcej.
/.../
Czasem ja zapłacę za hotel, innym razem ona.


To naprawdę musi być głęboka przyjaźń i zrozumienie, budowane przez kilka godzin w miesiącu w hotelowym pokoju.

1,607

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
summerka88 napisał/a:

Rany, ile tu jest idealizacji albo iluzji a ile faktów, bo w każdym poście inna wersja

Hrefi napisał/a:

Z kochanką to już coś więcej niż  romans, to głęboka przyjaźń, miłość, zrozumienie. Za długo to trwało, za bliska relacje powstała. Powstał związek równoległy. Tego się bez bólu nie zakończy.

vs

Hrefi napisał/a:

Wypowiem się za siebie - czasu poświęcam kochance może kilka godzin na miesiąc. Więcej nie mamy. Szkoda, chcieli byśmy więcej.
/.../
Czasem ja zapłacę za hotel, innym razem ona.


To naprawdę musi być głęboka przyjaźń i zrozumienie, budowane przez kilka godzin w miesiącu w hotelowym pokoju.


Te kilka godzin to czas tylko razem poza pracą.  Napisalem bo ktos zarzucil ze poswiecam połowę swojego czasu kochance. W pracy widzimy się codziennie też po kilka godzin i też raczej sami.

1,608 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-07-08 15:29:56)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Rany, ile tu jest idealizacji albo iluzji a ile faktów, bo w każdym poście inna wersja

Hrefi napisał/a:

Z kochanką to już coś więcej niż  romans, to głęboka przyjaźń, miłość, zrozumienie. Za długo to trwało, za bliska relacje powstała. Powstał związek równoległy. Tego się bez bólu nie zakończy.

vs

Hrefi napisał/a:

Wypowiem się za siebie - czasu poświęcam kochance może kilka godzin na miesiąc. Więcej nie mamy. Szkoda, chcieli byśmy więcej.
/.../
Czasem ja zapłacę za hotel, innym razem ona.


To naprawdę musi być głęboka przyjaźń i zrozumienie, budowane przez kilka godzin w miesiącu w hotelowym pokoju.


Te kilka godzin to czas tylko razem poza pracą.  Napisalem bo ktos zarzucil ze poswiecam połowę swojego czasu kochance. W pracy widzimy się codziennie też po kilka godzin i też raczej sami.

Wiesz Hrefi, znajdź sobie może jedną kobietę, ale taką, dla której będzie warto coś z sobą i swoim życiem zrobić.
Dla tych dwóch obecnych - jak widać - nie warto wink

EDIT:
Tak do końca to się nie dziwię, że stoisz okrakiem i nie potrafisz podjąć decyzji. Już abstrahując od tego, że podzielam pogląd o tym, że męskim powerem nie grzeszysz, gdyż brakuje Ci odwagi, zdecydowania, pewności siebie, umiejętności podejmowania trudnych decyzji - tego wszystkiego, co ceni się w prawdziwym mężczyźnie. Jednak z Twoich opisów żony i kochanki wyjawiają się kobiety, które mają z sobą problemy, więc żadnym łakomym kąskiem ani wyzwaniem one nie są sad Raczej ogarnięty facet, który ma jakieś wymagania nie byłby zainteresowany kobietą, która mu „grozi”, że nie da rozwodu, czy z uśmiechem ociera swoją twarz, po tym, jak w nią plujesz. Albo kochanka, która, to z mężem, to z Tobą - eee...słabe to. Zatem nic dziwnego, że tak naprawdę one obie są słabymi, żeby nie powiedzieć miernymi opcjami. Czujesz to, dlatego tkwisz w rozkroku.
Mówię Ci powinieneś rozglądnąć się za jakąś ciekawszą opcją zamiast skakać między jedną miernotą a drugą. Wtedy nie będziesz miał żadnych obiekcji, żeby postawić wszystko na jedną kartę.

1,609

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
_www_ napisał/a:

Siedzę i czytam ten wątek z wielką uwagą, może dla tego, że próbuje zrozumieć wszystko co się wydarzyło w moim życiu. Jednak jak czytam alsoskiego i hrefiego to nóż mi się w kieszeni otwiera. Hrefi pierwsze pytanie do ciebie gdzie tu jest odpowiedzialność przed momentem napisałeś że żona ci rozwodu nie da (to nie ona o tym decyduje tylko sąd ale to pomijam) jesteś tchórzem, strach przed komplikacjami związanymi z rozwodem i niepewna przyszłość z kochanka spowodowały że zostałeś przy żonie. Jak jest w tobie odpowiedzialność ty zachowujesz się tak aby najmniej ucierpieć za swoje czyny. Czy w momencie kiedy żona powiedziała że ci rozwodu nie da i że cię kocha jeszcze bardziej nagle ocknąłeś sie i stwierdziłeś że kochanka jest be ( a może jej nigdy nie kochałeś tylko się zauroczyłeś). Ostatnio ktoś znajomy podesłał mi fragment wypowiedzi guru buddyjskiego Jetsunma Tenzin Palmo "Różnica po między prawdziwą miłością a pożądaniem".
A wracając do odpowiedzialności to mój przyjaciel kiedyś też będąc jeszcze mężem i ojcem wtedy 2 letniego syna poznał dziewczynę zakochał się to była koleżanka z pracy i co żona mu rozwodu nie dała dziecka nie dała itd ale odszedł bo kochał inna. Z kochanką się mu nie udało ale ile razy go pytam to nie żałuje bo naprawdę kochał. A co przez to, że odszedł to może niby przestał być odpowiedzialny za syna. Wcale, że nie wręcz przeciwnie ma z nim świetny kontakt teraz to już nastolatek, grają razem w tenisa, siatkę jeżdżą na wakacje. A żona na rozwód zgodziła się dopiero kilka lat temu. To jest odpowiedzialność poczuwa się do odpowiedzialności za syna którego się spłodziło ale nie unieszczęśliwianiu kobiety której się nie kocha.
Czytam wypowiedzi Eski, Roxann, BlueValentine, ZielonejKamy, Szarego porównując ich do twojej kochanki i parząc na twoje zachowanie mam wrażenie, że w twojej wypowiedzi brakuje tylko jeszcze przecież kochanka wiedziała w co się pakuje nic jej nie obiecywałem (a właśnie że obiecałeś mówiąc jej że ją kochasz obiecywałeś, że chcesz z nią żyć). Jak byś chociaż trochę zrozumiał psychikę kobiet (a nie pieprzył o macierzyństwie) to one się od nas różnią bardzo pod względem podejścia do związku są dużo bardziej ostrożne w rzucaniu mocnych słów, angażowanie zajmuje im więcej czasu (natomiast szybciej się składają po nieudanym związku). Ale dla nich deklaracje złożone ustnie przez partnera są wiążące. Jeśli facet kobiecie mówi, że ją kocha to dla niej to znaczy, że nie wyobraża sobie życia bez niej. Dla tego pytam się gdzie jest twoja odpowiedzialność przypuszczam że zrobiłeś wielkie spustoszenie w psychice tej kochanki. Wiek bo składałem taką kobietę do kupy wiem ile cierpiała. Wiesz jak wygląda człowiek w katatonii tak wyglądają porzucone kobiety po tym jak facet je rozkochuje a w kulminacyjnym momencie mówi spadaj. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu. A tak żeby nie mówić tylko o Hrefim to do Alsoskiego też mam pytanie jeśli nie znosiłeś ojca dziecka kochanki to poco siedziałeś w tym związku przecież to było równoznaczne bycie z kochanką = życie z jej dzieckiem. A swoich dzieci nigdy nie zostawiasz chyba, że sam tak zadecydujesz. To akurat dotyczy i Hrefiego i Alsoskiego, ale o tym pisałem wyżej. Alsoski jest takim samym tchórzem, teraz po cichu się modli żeby kochanka w odwecie za to że ją skrzywdził nie zemściła się i nie wygadała wszystkiego żonie. Obaj jesteście hipokrytami i tchórzami.


Podpisze się pod tym obiema rękoma . Identyczna sytuacja , identyczne słowa i obietnice które z czasem okazały się gowno warte . Gdy grunt się pali i nie idzie ciągnąć dwóch światów naraz to się ogon podwija dla uratowania własnej skory a to ze coś się tam obiecywało komuś by go zatrzymać przy sobie jak najdłużej to pies to jeb...
Dziecinada i czysty egoizm . Gowno warte gierki i tyle .

1,610

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
summerka88 napisał/a:
Hrefi napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Rany, ile tu jest idealizacji albo iluzji a ile faktów, bo w każdym poście inna wersja


vs



To naprawdę musi być głęboka przyjaźń i zrozumienie, budowane przez kilka godzin w miesiącu w hotelowym pokoju.


Te kilka godzin to czas tylko razem poza pracą.  Napisalem bo ktos zarzucil ze poswiecam połowę swojego czasu kochance. W pracy widzimy się codziennie też po kilka godzin i też raczej sami.

Wiesz Hrefi, znajdź sobie może jedną kobietę, ale taką, dla której będzie warto coś z sobą i swoim życiem zrobić.
Dla tych dwóch obecnych - jak widać - nie warto wink

EDIT:
Tak do końca to się nie dziwię, że stoisz okrakiem i nie potrafisz podjąć decyzji. Już abstrahując od tego, że podzielam pogląd o tym, że męskim powerem nie grzeszysz, gdyż brakuje Ci odwagi, zdecydowania, pewności siebie, umiejętności podejmowania trudnych decyzji - tego wszystkiego, co ceni się w prawdziwym mężczyźnie. Jednak z Twoich opisów żony i kochanki wyjawiają się kobiety, które mają z sobą problemy, więc żadnym łakomym kąskiem ani wyzwaniem one nie są sad Raczej ogarnięty facet, który ma jakieś wymagania nie byłby zainteresowany kobietą, która mu „grozi”, że nie da rozwodu, czy z uśmiechem ociera swoją twarz, po tym, jak w nią plujesz. Albo kochanka, która, to z mężem, to z Tobą - eee...słabe to. Zatem nic dziwnego, że tak naprawdę one obie są słabymi, żeby nie powiedzieć miernymi opcjami. Czujesz to, dlatego tkwisz w rozkroku.
Mówię Ci powinieneś rozglądnąć się za jakąś ciekawszą opcją zamiast skakać między jedną miernotą a drugą. Wtedy nie będziesz miał żadnych obiekcji, żeby postawić wszystko na jedną kartę.


Wszystko ładnie , pięknie ale tutaj brakuje powodu dla którego mogły podjąć decyzje . Idealna opcja to popełnienie błędu przez ich żony bo wtedy są czyści i nikt nie będzie pokazywał na nich palcem tak jak by to było teraz . Tylko jeżeli ktoś patrzy na innych kto co powie to śmiało niech wróci do piaskownicy bo tam jego miejsce . Dla nich lepiej ciągnąć dwie sroki za ogon i z jednej strony mieć spełniona rodzine która z boku inni chwala i się dziwią ze takie szczęście od nich płynie - udawane oczywiście a z drugiej strony kochanka która kocha , docenia , rozbawi itp a w domu tego nie ma bo to już uschło jak to ich rodzinne życie w którym kwitną i w którym pozostaną dopóki będą mieli pełne portki z braku jakichkolwiek decyzji których nikt innych za nich nie podejmie bo tak było by najłatwiej ale tak się nie da i dobrze o tym wiedza . No cóż ich życie ich wybor  wink

1,611

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Na marginesie postu www.. To zabrzmi może okrutnie, ale to jakie znaczenie ktoś nada zawodowi miłosnemu, to w dużej mierze od niego zależy.
Jak słyszę że jakiś Misio składa kobietę do kupy, to nie sądzę, by otrzymał nagrodę na jaką liczy.więc mam nadzieję, że to nie TWOJA kobieta..

1,612 Ostatnio edytowany przez Hrefi (2018-07-08 17:07:45)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
summerka88 napisał/a:
Hrefi napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Rany, ile tu jest idealizacji albo iluzji a ile faktów, bo w każdym poście inna wersja


vs



To naprawdę musi być głęboka przyjaźń i zrozumienie, budowane przez kilka godzin w miesiącu w hotelowym pokoju.


Te kilka godzin to czas tylko razem poza pracą.  Napisalem bo ktos zarzucil ze poswiecam połowę swojego czasu kochance. W pracy widzimy się codziennie też po kilka godzin i też raczej sami.

Wiesz Hrefi, znajdź sobie może jedną kobietę, ale taką, dla której będzie warto coś z sobą i swoim życiem zrobić.
Dla tych dwóch obecnych - jak widać - nie warto wink

EDIT:
Tak do końca to się nie dziwię, że stoisz okrakiem i nie potrafisz podjąć decyzji. Już abstrahując od tego, że podzielam pogląd o tym, że męskim powerem nie grzeszysz, gdyż brakuje Ci odwagi, zdecydowania, pewności siebie, umiejętności podejmowania trudnych decyzji - tego wszystkiego, co ceni się w prawdziwym mężczyźnie. Jednak z Twoich opisów żony i kochanki wyjawiają się kobiety, które mają z sobą problemy, więc żadnym łakomym kąskiem ani wyzwaniem one nie są sad Raczej ogarnięty facet, który ma jakieś wymagania nie byłby zainteresowany kobietą, która mu „grozi”, że nie da rozwodu, czy z uśmiechem ociera swoją twarz, po tym, jak w nią plujesz. Albo kochanka, która, to z mężem, to z Tobą - eee...słabe to. Zatem nic dziwnego, że tak naprawdę one obie są słabymi, żeby nie powiedzieć miernymi opcjami. Czujesz to, dlatego tkwisz w rozkroku.
Mówię Ci powinieneś rozglądnąć się za jakąś ciekawszą opcją zamiast skakać między jedną miernotą a drugą. Wtedy nie będziesz miał żadnych obiekcji, żeby postawić wszystko na jedną kartę.

Niczego mi nie brakuje. W Internecie to tylko fragment człowieka się widzi.
Co do tych miernych kobiet to zle wnioski wyciągnelas. Kochanka jest taka kobietą z którą chciałbym spędzić resztę swojego życia. Ma jedną wadę - 2 dzieci. Kto twierdzi że to żaden problem to jest .. kobietą na kobiecym forum. Demonizuje się moja osobę na tym forum ale ja nie odrzucam całkowicie wizji wspólnego życia z nią i jej dziećmi. Wiele razy myślałem jakby to było. Natomiast jeśli ktoś ciekawy to niech wejdzie na męskie forum i poczyta co inni mężczyźni sadza o kobiecie z dziećmi i pomyśle na związek z nią.

Edit.
A co do kochanki i jej miotania się. Już widzę jakbyś ty na jej miejscu z dwójka dzieci odchodziła dzielnie od męża do... właśnie czego ? Ja jej nie zaproponowałem wspólnego życia.

1,613 Ostatnio edytowany przez Excop (2018-07-08 17:33:46)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:
Snake napisał/a:

Pan "odpowiedzialny" jest przecież po prostu zwykłym tchórzem, którego nie stać nawet na odwagę konfrontacji z prawdą. Żona zrobi mu z dupy i portfela jesień średniowiecza więc on swoje tchórzostwo i wygodę nauczył się nazywać odpowiedzialnością. Biedaczek poświęca się...

Jakiej konfrontacji z prawdą ? Ja przyznalem się do romansu. Do kochanki. Do uczucia jakim nia darze. Niczego sie nie wyparlem. Zaproponowałem rozwód i ustalenie opieki nad dzieckiem. Od żony usłyszałem że jestem kochany bo się przyznalem, rozwodu mi nigdy nie da i że kocha mnie jeszcze bardziej. Taka to jest konfrontacja z prawdą.

Ale jaja! Powtórz to jeszcze raz, bo wzrok chyba popsuł mi się cóś.
Gdy ochłonę, zapytam, gdzie takie kobiety rozdają?  Może, na przyszłość, niedługą już, bo realistą jestem, może się przydać ta wiedza?
Biedna ta twoja żona jest. Biorąc zwłaszcza pod uwagę jej ponoć stwierdzenie, że po romansie twoim, kocha cię jeszcze bardziej. We wszystkich znaczeniach, biiedna.
A dziecko? Szkoda gadać...
Trollujesz, chłopie. I dobrze bawisz sie przy tym, prawda?

1,614

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:
Hrefi napisał/a:
Snake napisał/a:

Pan "odpowiedzialny" jest przecież po prostu zwykłym tchórzem, którego nie stać nawet na odwagę konfrontacji z prawdą. Żona zrobi mu z dupy i portfela jesień średniowiecza więc on swoje tchórzostwo i wygodę nauczył się nazywać odpowiedzialnością. Biedaczek poświęca się...

Jakiej konfrontacji z prawdą ? Ja przyznalem się do romansu. Do kochanki. Do uczucia jakim nia darze. Niczego sie nie wyparlem. Zaproponowałem rozwód i ustalenie opieki nad dzieckiem. Od żony usłyszałem że jestem kochany bo się przyznalem, rozwodu mi nigdy nie da i że kocha mnie jeszcze bardziej. Taka to jest konfrontacja z prawdą.

Ale jaja! Powtórz to jeszcze raz, bo wzrok chyba popsuł mi się cóś.
Gdy ochłonę, zapytam, gdzie takie kobiety rozdają?  Może, na przyszłość, niedługą już, bo realistą jestem, może się przydać ta wiedza?
Biedna ta twoja żona jest. Biorąc zwłaszcza pod uwagę jej ponoć stwierdzenie, że po romansie twoim, kocha cię jeszcze bardziej. We wszystkich znaczeniach, biiedna.
A dziecko? Szkoda gadać...

Jesteś Excop pewien że to miłość i że chciałbyś taką żonę??

1,615

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Niczego mi nie brakuje. W Internecie to tylko fragment człowieka się widzi.
Co do tych miernych kobiet to zle wnioski wyciągnelas. Kochanka jest taka kobietą z którą chciałbym spędzić resztę swojego życia. Ma jedną wadę - 2 dzieci.

To już jakby dzieci nie miała, to byłbyś w stanie zostawić swoje? Zdobyłeś tytuł idealnego ojca i partnera za jednym zamachem. Przecież nie musisz tej dwójki wychowywać jak własne. Ciągle przecież będą miały ojca. Skoro ich matka również ma dobrą pracę i to też za wiele nie powinieneś na nie wydawać.
   

Hrefi napisał/a:

Kto twierdzi że to żaden problem to jest .. kobietą na kobiecym forum.

Że problem to nie zaprzeczę, ale na pewno dobry powód (choć zgapiony od kolegi) do usprawiedliwiania swojego zachowania.

Hrefi napisał/a:

Demonizuje się moja osobę na tym forum ale ja nie odrzucam całkowicie wizji wspólnego życia z nią i jej dziećmi. Wiele razy myślałem jakby to było. Natomiast jeśli ktoś ciekawy to niech wejdzie na męskie forum i poczyta co inni mężczyźni sadza o kobiecie z dziećmi i pomyśle na związek z nią.

Pewnie poczyta różne opinie. Bo mężczyźni są różni i myślą w różny sposób. Tak samo jak kobiety. 

Hrefi napisał/a:

Edit.
A co do kochanki i jej miotania się. Już widzę jakbyś ty na jej miejscu z dwójka dzieci odchodziła dzielnie od męża do... właśnie czego ? Ja jej nie zaproponowałem wspólnego życia.

Ona też chyba tobie wspólnego życia nie zaproponowała? Skąd u ciebie taka pewność, że zostawiłaby dla ciebie swojego męża? Może jesteś dla niej zwykłą odskocznią?

W ogóle to jakoś umknęło mi, albo nie napisałeś, jak wyglądają teraz twoje relacje z kochanką. Przystopowała? Chodzicie jeszcze na seksy? Może warto byłoby z nią teraz szczerze porozmawiać o planach na przyszłość. Nie zapomnij tylko powiedzieć, że tylko przez jej dzieci jeszcze nie jesteście razem.

1,616 Ostatnio edytowany przez Excop (2018-07-08 18:43:06)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

Jesteś Excop pewien że to miłość i że chciałbyś taką żonę??

To czysty sarkazm był, Elu. Przestałem wierzyć w tę historię bowiem.
...

1,617

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Jesteś Excop pewien że to miłość i że chciałbyś taką żonę??

To czysty sarkazm był, Elu. Przestałem wierzyć w tę historię bowiem.

Od początku wątku było tak to przedstawiane- że tak reaguje jego żona.
A mnie już mało co w życiu dziwi..

1,618 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-07-08 18:40:48)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Hrefi napisał/a:

Niczego mi nie brakuje. W Internecie to tylko fragment człowieka się widzi.

To, co widzę już mi wystarczy big_smile tongue

Hrefi napisał/a:

Co do tych miernych kobiet to zle wnioski wyciągnelas. Kochanka jest taka kobietą z którą chciałbym spędzić resztę swojego życia. Ma jedną wadę - 2 dzieci. Kto twierdzi że to żaden problem to jest .. kobietą na kobiecym forum. Demonizuje się moja osobę na tym forum ale ja nie odrzucam całkowicie wizji wspólnego życia z nią i jej dziećmi. Wiele razy myślałem jakby to było. Natomiast jeśli ktoś ciekawy to niech wejdzie na męskie forum i poczyta co inni mężczyźni sadza o kobiecie z dziećmi i pomyśle na związek z nią.

Eee...dalej uważam, że to zwykła biurowa cichodajka, których tu na forum trochę jest, jak i w każdym biurze. Nudne życie, brak pasji, niska samoocena i ląduje taka w łóźku z bylejakim facetem, któremu niczym baletnicy, przeszkadza rąbek u spódnicy big_smile Jakby się trochę ceniła, to jednak nie wiązałaby się z takim - co tu duźo kryć - ofermą.



EDIT:
Excop, przeczytałam Twój post przed edycją.
Myślę podobnie smile

1,619

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:
Excop napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Jesteś Excop pewien że to miłość i że chciałbyś taką żonę??

To czysty sarkazm był, Elu. Przestałem wierzyć w tę historię bowiem.

Od początku wątku było tak to przedstawiane- że tak reaguje jego żona.
A mnie już mało co w życiu dziwi..

Wyciąłem edycję mojego poprzedniego postu i tu ją umieszczam, bo pasuje. smile
Edytuję, bo uznałem, że jednak, warto.
Dyskutowanie zatem, o kobiecie, która "za nogi Boga złapała" zdaniem Hrefi'egi, traci jakikolwiek sens w tej bajeczce o księciu z bajki. smile

1,620

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Excop napisał/a:

To czysty sarkazm był, Elu. Przestałem wierzyć w tę historię bowiem.

Od początku wątku było tak to przedstawiane- że tak reaguje jego żona.
A mnie już mało co w życiu dziwi..

Wyciąłem edycję mojego poprzedniego postu i tu ją umieszczam, bo pasuje. smile
Edytuję, bo uznałem, że jednak, warto.
Dyskutowanie zatem, o kobiecie, która "za nogi Boga złapała" zdaniem Hrefi'egi, traci jakikolwiek sens w tej bajeczce o księciu z bajki. smile

Nie widziałam posta przed edycją, jednak żadnej niespójności w opisie żony od początku nie widzę
O kochance Hrefi prawie nic nie napisał, więc nie wiem co wnosi do tematu obdarzanie jej epitetem tylko dlatego że pracuje w biurze?
Co do bycia księciem czy księżniczką z bajki to chyba sprawa mocno indywidualna co komu w kimś odpowiada a co nie.
Doskonale to widać po tym otwartym w sądach forum. Co dla jednej jest powodem zachwytu. dla drugiej jest wadą po prostu.
Hrefi założył temat z zapytaniem, czy romans zmienia rzeczywistość? Czy romans sam w sobie niekoniecznie bo romanse są różne.. ale doświadczenie relacji z kobietą jakie ma teraz z kochanką nie jest do pominięcia. Nie widzę nic, na czym miałby odbudować związek z żoną. Bo na czymś trzeba. Więc albo o ich relacji nie wiemy wszystkiego, albo Hrefi panicznie się boi zacząć od 0..zaryzykować, nie dla kochanki, dla siebie, jeśli jest tak źle jak napisał i wie, że nie kocha żony.

1,621

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:
Excop napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Od początku wątku było tak to przedstawiane- że tak reaguje jego żona.
A mnie już mało co w życiu dziwi..

Wyciąłem edycję mojego poprzedniego postu i tu ją umieszczam, bo pasuje. smile
Edytuję, bo uznałem, że jednak, warto.
Dyskutowanie zatem, o kobiecie, która "za nogi Boga złapała" zdaniem Hrefi'egi, traci jakikolwiek sens w tej bajeczce o księciu z bajki. smile

Nie widziałam posta przed edycją, jednak żadnej niespójności w opisie żony od początku nie widzę
O kochance Hrefi prawie nic nie napisał, więc nie wiem co wnosi do tematu obdarzanie jej epitetem tylko dlatego że pracuje w biurze?
Co do bycia księciem czy księżniczką z bajki to chyba sprawa mocno indywidualna co komu w kimś odpowiada a co nie.
Doskonale to widać po tym otwartym w sądach forum. Co dla jednej jest powodem zachwytu. dla drugiej jest wadą po prostu.
Hrefi założył temat z zapytaniem, czy romans zmienia rzeczywistość? Czy romans sam w sobie niekoniecznie bo romanse są różne.. ale doświadczenie relacji z kobietą jakie ma teraz z kochanką nie jest do pominięcia. Nie widzę nic, na czym miałby odbudować związek z żoną. Bo na czymś trzeba. Więc albo o ich relacji nie wiemy wszystkiego, albo Hrefi panicznie się boi zacząć od 0..zaryzykować, nie dla kochanki, dla siebie, jeśli jest tak źle jak napisał i wie, że nie kocha żony.


Masz racje bo ciężko jest podjąć decyzje by zacząć od nowa ale jeszcze gorzej żyć do końca życia będąc już nieszczęśliwym i udającym ze tak musi być bo tak to się skończy u jednego i u drugiego aktora tej akcji .Smietnik w głowie sobie zostawia bo tak wygodniej i tyle .

1,622

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Ela210 napisał/a:

Hrefi założył temat z zapytaniem, czy romans zmienia rzeczywistość? Czy romans sam w sobie niekoniecznie bo romanse są różne.. ale doświadczenie relacji z kobietą jakie ma teraz z kochanką nie jest do pominięcia. Nie widzę nic, na czym miałby odbudować związek z żoną. Bo na czymś trzeba. Więc albo o ich relacji nie wiemy wszystkiego, albo Hrefi panicznie się boi zacząć od 0..zaryzykować, nie dla kochanki, dla siebie, jeśli jest tak źle jak napisał i wie, że nie kocha żony.

A na czym ma odbudować związek z żoną skoro jej nawet nie szanuje? Matce swojego dziecka w zasadzie pluje w twarz z nadzieją, że się w końcu załamie i będzie "po mojemu". Ja to jak najbardziej rozumiem, że można kogoś nie kochać, przestać kochać ale mówić, że się nie szanuje kobiety, którą się kiedyś uczyniło swoją żoną, matką swojego dziecka? To nawet nie jest dno, bo zanurkował ostro niżej i tylko nie wiadomo jak niżej da się jeszcze upaść. Jejku wielka miłość... Jak jest wielka miłość, to człowiek nie kalkuluje tylko działa. Na ślepo, wbrew światu, otoczeniu, ludziom żeby spełnić swoją miłość. A tu takie tam, kroczek do przodu, dwa do tyłu i chciałbym, i boję się... Oj ale to przecież będzie bolało i kosztowało.


summerka88 napisał/a:

Eee...dalej uważam, że to zwykła biurowa cichodajka, których tu na forum trochę jest, jak i w każdym biurze. Nudne życie, brak pasji, niska samoocena i ląduje taka w łóźku z bylejakim facetem, któremu niczym baletnicy, przeszkadza rąbek u spódnicy  Jakby się trochę ceniła, to jednak nie wiązałaby się z takim - co tu duźo kryć - ofermą.

Oj weź ale jak to urozmaica nudny dzień w robocie! A potem można wrócić do swojego starego, który co prawda jest jaki jest ale poczciwy w końcu chłop. O dzieci i dom dba, na wakacje zabierze. Nawet wydupczyć się za to można mu dać, a przed oczami mieć swojego romantycznego amanta z biura...

1,623 Ostatnio edytowany przez Hrefi (2018-07-08 20:34:30)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Excop napisał/a:
Hrefi napisał/a:
Snake napisał/a:

Pan "odpowiedzialny" jest przecież po prostu zwykłym tchórzem, którego nie stać nawet na odwagę konfrontacji z prawdą. Żona zrobi mu z dupy i portfela jesień średniowiecza więc on swoje tchórzostwo i wygodę nauczył się nazywać odpowiedzialnością. Biedaczek poświęca się...

Jakiej konfrontacji z prawdą ? Ja przyznalem się do romansu. Do kochanki. Do uczucia jakim nia darze. Niczego sie nie wyparlem. Zaproponowałem rozwód i ustalenie opieki nad dzieckiem. Od żony usłyszałem że jestem kochany bo się przyznalem, rozwodu mi nigdy nie da i że kocha mnie jeszcze bardziej. Taka to jest konfrontacja z prawdą.

Ale jaja! Powtórz to jeszcze raz, bo wzrok chyba popsuł mi się cóś.
Gdy ochłonę, zapytam, gdzie takie kobiety rozdają?  Może, na przyszłość, niedługą już, bo realistą jestem, może się przydać ta wiedza?
Biedna ta twoja żona jest. Biorąc zwłaszcza pod uwagę jej ponoć stwierdzenie, że po romansie twoim, kocha cię jeszcze bardziej. We wszystkich znaczeniach, biiedna.
A dziecko? Szkoda gadać...
Trollujesz, chłopie. I dobrze bawisz sie przy tym, prawda?

Nie trolluje. Są różne kobiety. Jedne dumne, samodzielne. Inne nie umieją żyć bez mężczyzny u swojego boku. Moja zona pochodzi z religijnego domu, choc juz nie praktykuje.Może z takiego środowiska szukaj następnej partnerki.

Życie jest przewrotne. Jedno mężczyźni zapieprzaja przy dzieciach, starają się a żony przyprawiają im rogi a inni słysza od swoixh żon że kochaja bardziej bo przyznał się do zdrady.

Na daremne jest szukać sprawiedliwość w miłości i związkach.

1,624 Ostatnio edytowany przez Hrefi (2018-07-08 20:37:20)

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?
Snake napisał/a:

Oj weź ale jak to urozmaica nudny dzień w robocie! A potem można wrócić do swojego starego, który co prawda jest jaki jest ale poczciwy w końcu chłop. O dzieci i dom dba, na wakacje zabierze. Nawet wydupczyć się za to można mu dać, a przed oczami mieć swojego romantycznego amanta z biura...

Jesteś cyniczny. Ktoś Cię skrzywdził ? Jakaś kobieta wyrzadzila ci krzywdę ?

1,625

Odp: Czy romans zmienia rzeczywistość?

Tak, Snake, ja pamiętam ten post Hrefiego, po którym włączyłeś się w ten wątek. Zresztą sama napisałam, że to było okrutne do bólu.
I wtedy pomyślałam, jakim piekłem musi być związek, w którym ludzie tak się ranią. albo jak bardzo upokorzony  musi czuć się mężczyzna by tak mówić.
I to nie jest usprawidliwianie go za te słowa.
Dodaj do tego reakcje żony na wcześniejsze rozmowy o tym że jest źle w stylu "nie kocham Cię-   a żona :nie obchodzi mnie to, zrób tak abyś kochał..
to wyłania się nieciekawy obraz i rozmowa w której się wszystko z siebie wyrzuca...

Posty [ 1,561 do 1,625 z 2,519 ]

Strony Poprzednia 1 23 24 25 26 27 39 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Czy romans zmienia rzeczywistość?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024